Forum SquareZone
Forum ogólne => Kultura => Wątek zaczęty przez: Tantalus w Lipca 22, 2004, 12:52:37 am
-
Natchnęło mnie na ten tmat, po tym jak zobaczyłem kilka postów i topiców o temacie filozoficznym. Chyba dobrze by było zrobić taki temacik, żeby wszyscy mogli tu uziemić swoje przemyślenia i takie tam. Proponuję, żeby ktoś wywalił jakieś pytanie lub kilka pytań o treści filozoficznej lub choćby z filozoficzną nutką, a inni odpowiedzieli na nie, a może wywiąże się jakaś polemika i dojdziemy do jakiś strasznych wniosków... dobra ja zacznę... wymyśliłem parę pytań, które mogąsię nadać:
1) Czy wierzysz w Boga, Allacha, Buddę, czy jakąkolwiek inną siłę wyższą?
2) Czy czujesz, że spełniłeś się w życiu... że twoja egzystęcja ma jakiś głębszy sens?
3) Czy udzielanie się na Forum jest objawem alienacji, czy wprost przeciwnie?
4) Jak chciałbyś/chciałabyś umrzeć?
Jako, że ja założyłem ten temat odpowiem pierwszy
1) Nie nie wierzę. Jest teoryczny katolikiem, jednak już od dawna nie wierzę w żadną siłę wyższą. Widzę generalną potrzebę istnienia takowych, jako że niektórzy znajdują w nich nadzieję i sposób na rozwiązanie swoich codziennych problemów, jednak nie jest mi to potrzebne...
2) Jestem (tak samo jak większość ludzi) w trakcie znajdywania sensu życia i, niestety, nie doszedłem do żadnych zaskakujących wniosków. Zabierałem sie juz za wiele rzeczy, które mogłyby mnie pochłonąć np. rysowanie, pisanie, poezję, tworzenie strony WWW i wiele innych... na razie szukam tego czegoś i nawet jak nie zmierzam w dobrym kierunku, to jednak gdzieś zmierzam...
3) Nie czuję się wyalienowany. Mam układajace sie w najlepsz życie prywatne, zwartą grupę przyjaciół i znajomych oraz dobry kontakt z rodziną... w mojej opinii udzielanie się na Forum jest jedynie wyrazaniem potrzeby podzielenia się wrażeniami z ludzmi, którzy mają jakie-takie pojęcie na temat naszych zainteresowań
4) Szybko, sensownie i honorowo... Chciałbym umrzeć w imię jakieś idei np. w obronie kogoś bliskiego albo coś w tym guście... nie chciałbym czuć bólu...
huu.... dobra wasza kolej
PS. Długie posty są wskazane. Jeśli ktoś ma jakieś pytania tego typu niech waliś bez obaw
PPS. mam nadzieję, że nie zdublowałem jakiegoś tematu, bo przejrzałem Offtopic i nic takiego nie było.
-
1) niewierze w boga lub inną siłe wyższą, wierze w przeznaczenie,los. Chciałbym niewieżyć no ale cóż świat mnie do tego zmusza. Jak inaczej tłuamczyć takie rzeczy jak senne deja vu - polegające na tym że coś ci się śni, a potem dzieje się naprawde? niechodzi tu o coś wielkiego tylko powiedzmy 30 sekund z dnia, czy jedno zdanie wypowiedziane przez kogoś w określonej systacji.
2)Jestem na etapie "wstępu do życia" tak jak większość forumowiczów. Teraz uczymy się, jesteśmy wychowywani, przygotowujemy się na to prawdziwe życie.
3) Jak najbardziej nie. Znajomych mam dużo, wrogów żadnych, dziewczyny już nie :( Na forum wchodze w czasie wolnym, priorytetem najwyższym ono niejest i moge powiedzieć szczerze że w dzień wole wyskoczyć gdzieś z kumplami niż na forum siedzieć, na forum zawsze można wejść w nocy :P Ostatnio jednak całe dnie spędzam przy kompie, bo wszyscy powyjeżdzali na kolonie/obozy zeglarskie/harcerskie/na dzialke ze starszymi. Moja rodzinka siedzi na działce, ja wolałem zostać więc siedze z ojcem w domu - z tym że on chodzi do pracy, a ja robie za gosposie - gotuje, sprzatam itp.
4) Napewno nie we śnie, niechce się kiedyś poprostu nieobudzić. Chciałbym chociaż wiedzieć ze umieram. Zresztą i tak umre na zawał więc niemam większego wyboru :P
Polemika mile widziana ;)
-
1) od kiedy zossstałem opętany :devil: (czyli kilka lat) nie wierze :P
jedyne w co wieże to przeznaczenie (bo w coś czeba ;) )
2) ta moim celem w życiu jest exterminacja rodzaju ludzkiego... jeśli nie dozyje tego momentu to sssam o niego doprowadze, bo jego egzyssstencja łamie równowage porządku natury <_<
3) nie rozumiem pytania :P
4) jestem ssskory do poświęceń więc zgine za kogoś/coś kto/co sssie dla mnie liczy (napewno nie dla ojczyzny <blah>) oby szybko i bezboleśnie :) (wysadze sssie razem z całym światem :devil: )
P.S.
I tak sssię rozpisssałem :P
-
1) A czym jest bog? Siłą wyższą, która stworzyła cały ten chory i dziwacznie śmieszny świat? Weźcie przestańcie! Wiem, że nie istnieje, ale od dziecka byłem chowany w wierze katolickiej, czyli chodzenie do kościoła, paciorek i inny syf... Nie krytykuję tego, czego nie znam - czytałem całą biblię około 5 razy, rozmyslając na temat tego całego boga, a mimo to, wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi... Bóg jest wszechmogący, wszechpotężny, zna przeszłość, teraźniejszość i przyszłość... To po jaką cholerę męczymy się na tym świecie, skoro i tak ten bóg wie, co zrobię, jak skończę, czego zrobić nie zdążę? Piekło, czy niebo - oczywiście, że chciałbym isć do nieba <szczęście, móc zrobić wszystko, na co tutaj nie mialem czasu/możliwości/środków, ale do tego jest wiara w boga wymagana, chodzenie do kościoła... nawet jeśli istnieje, to kogoś nie wpuści do nieba, bo w niego nie wierzy? Gówno prawda - wystarczy być dobrym... Zaś nawet, jeśli piekło istnieje - od dziecka nam wmawiano, że bóg jest miłościwy, litościwy, miłosierny i inne rzeczy... Jasne, tu potop, tam plagi egipskie... Piekło - wieczne męki, tortury, wieczny ból.> I ja mam wierzyć w takiego boga? Oczywiście, jak każdy człowiek mam wątpliwości, ale nie z powdu tego, że w niego wierzę, czy nie, lecz z tego, że obawiam się piekła i tego, że od dziecka uczona mnie, że ktoś nad nami czuwa... Również do tego ta zajebista "wolna" wola... Nie wierzysz, robisz co chcesz - idziesz do piekła. Też coś. Oczywiście, czasami w chwilach zwątpienia przyjdzie mi o coś tam prosić o boga, ale póżniej sobie myślę - to nie ma sensu. Na świecie jest kilka miliardów ludzi i prosząc o cos, szkodzę drugiej osobie <sieć zależności>, więc gdyby bóg robił to o co go prosze, to by krzywdził innych, czyli: każdy jest zostawiony samemu sobie... Człowiek to jednostka, która myśli - więc jeśli by bóg nie istniał, to by sam go stworzył. Równiż duma mi nie pozwala prosić boga o przysługi, bo sam chce dojść do czego... Nie będę go prosił o siłę - siła jest we mnie, wystarczy, ze ją z siebie wydobędę. Prosić go o cos, uważam za słabośc wynikającom z braku wiary w siebie, a to juz przegięcie - czy wy myślicie, ze on, istota potężna bla bla bla, będzie zwracała uwage na to ziarno piasku, kosmiczny pyłek, którym jesteśmy? Gówno prawda... Po za tym on jest nienormalny w moim zamyśle - skazał na śmierć swojego syna itd... I po co? Zbawił nas od grzechu itd? To niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego piekło dalej istnieje? Niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego ten potężny bóg nie zabije/zniszy/nie uwięzi diabła/zła? I czemu spodziewacie się cudów po kimś, to własnego syna skazał na śmierć <Jezus go prosił, bo oddalił od niego tę męki, a ten nic... więc myślicie, że on poświeći wam czas, skoro dla wlasnego syna go nie miał?. Również śmieszna jest ta jego miłość - kochał Maryję? Nie. Miał z nią syna? Nie w sensie rozumianym przez ludzi... On ją po prostu wykorzystał, bo jak by to inaczej wytłumaczyć - przyszedł anioł i ją "zapłodnił" <i urodzić bez rozerwania tej "dziewiczej" błony... kurczę, chyba miała cesarskie cięcie... również bóg nie pomyślał o uczuciach Józefa - on przecież kochał Maryję, ale co z tego, skoro ona go jakby nie patrzeć, miała gdzieś, biorac pod uwagę fakt, że ani razu nie powiedzili sobie "kocham" itd itp? To jest bez sensu...>. Bóg nie ma uczuć <jeśli istnieje>, a wszystko jest dla niego grą - śmieszne jest to, że skoro jest taki potężny itd, to jednak na przykład nie jest w stanie zapobiec Apokalipsie... Całą ziemia jest tylko rozgrywką pomiędzy bogiem a szatanem... Jeśli spotkacie tego swojego boga, powiedzcie mu, by zostawił mnie w spokoju... Chcę żyć własnym życiem, bez tego przeznaczenia, bez wiary, bez świadomosci, że gdzieś tam jest zapisane całe moje życie, że ktoś mi się bacznie przygląda moim czynom, a potem będzie mnie oceniał... Nie chce, by mial nademną kontrolę... Nie mozna mu się nawet przeciwstawić... Nie... Mozna, ale skaże nas na wieczne cierpienia <piekło itd>. Nie wiem jak wam, ale bardziej mi odpowiada filozofia szatana, któy wolal wszystko osiągnać sam... Który myslał o sobie, nie zaś o innych i nie bał się przeciwstawić bogu, choć wiedział, ze nie miał żadnych szans. Oczywiście, nie zwariowałem na tyle, by być satanistą, czy coś innego, ale ten cały bóg... To jest śmieszne... Dawnije interweniował <cuda i inne tatajstwo>, ale wraz z rozwojem techniki i innych nauk, wszystko powoli można logicznie wytłumaczyć, jakoś tych cudów jest coraz mniej. Prawda, że to podejrzane? Oczywiście, każdy moze powiedzieć, ze to on zsyła ludziom natchnienie, ale: od dziecka jesteśmy wychowani w duchu bożym, że tak ładnie napisze, więc wydaje nam się, że każdy nasz własny, samodzielny sukces, jest jego zasługą. Po za tym głupi jest również fakt, że jakoś nie interweniował, gdy ludzią działa się krzywda, gdy w średniowieczu gineli ludzie... A wszystko ci inni kretynie <ludzie> robili to w jego imieniu - czyżby bogowi to odpowiadało? Więc gdzie ta jego cała miłość? Gdzie ta jego wspaniałomyślność... Śmieszny jest ten jeden szczegół - całe to chrześcijaństwo zostało nam narzucone, poprzez wojny itd <przyjeliśmy je tylko dlatego, by nie zostać wybici/atatakowani przez inne państwa>. Za coś takiego, to ja dziękuję. Wierze, że człowiek, że ja, jestem zdolny do wielkich czynów, jestem zdolny, by wziąść sprawy w swoje ręce i zdecydowanie nie potrzebuje jego pomocy, ale gdy inni go o nią proszą <bo są biedni, albo cały świat runął im na głowę>, a on niczego nie robi, by im pomóc... To ma być bóg?! Prędzej jest to bezduszna istota... Oczywiście, że komuś tam pomoze, ale dawniej to czynił cudami, a teraz: jesli już, zsyła jedynie siłę psychiczną itd, by człowiek mógł się dalej -męczyć- na ty świecie <ktoś jest sparaliżowany, komuś urodziło się zmutowane dziecko... A ON NICZEGO NIE ROBI!?>. On ma moc, jest wszechpotezny - wiec niech z niej korzysta! Ktoś moze powiedzieć, ze bóg jest jeden, ze nie moze mieć pieczy nad wszystkimi ludźmi - jest wszechpotęzny <zastanówcie sie kiedyś, co to słowo znaczy, zanim zaczniecie je wypowiadać>, wiec moze zrobic wszystko... Bądź ci aniołowie stróże - na co mi ktos, kto na mnie patrzy 24/7? By mnie podglądal w kiblu, albo gdy rozmyślam, bądź przeżywam swoje własne dylematy? Nie znam go, nie wiem kim był, czym sobie "zasłużył", by się ze mną męczyć... Każdy ma swoją historię, więc czemu nie mogę posłuchać jego, skoro jest moim obrońcą i przyjacielem? Umieram i co dalej? Zapominam o nim, o tych wszystkich latach, gdy był przy mnie? Cała ta instytucja <czy jak by to inaczej nazwać>, jest grubymi nićmi szyta i jedynie człowiek, który nie widzi tych wad, albo je dostrzega i zdaje sobie sprawy, może zwać się jego wyznawća... Poznałem kiedyś księdza, który był bardzo inteligentym człowiekiem, ale na moje pytania, nigdy nie dawal mi satysfakcjonujaćej odpowiedzi, ale pamiętam do dzisiaj jego jedno zdanie: "Jesteście wierzacy niepraktykujący - wierzycie w niego, lecz nie chodzicie do kościoła, nie modlicie się.". Również paradoksem mi się wydaje, że ludzie kochaja boga, o nim pamiętają, gdy jest im żle, zaś gdy jest im dobrze, zapominają o nim. Czy to jest normalne? Jeśli nawet bóg zwraca na nas uwagę itd, jeśli rozmawiamy z tym całym aniołem stróżem itd: to jedynie w naszych umyslach, a tego rozmową nazwać nie sposób: w końcu kto nią steruje? Jeśli zechcemy, usłyszymy wszystko, co chcemy, zaś w każdym momencie mozemy tę całą rozmowę przerwać. A to cale niebo? Rany, ktoś umiera, zostawia na ziemi wszystko co kocha i jak ma być tam szczęśliwy? Kiedyś ktoś mi powiedział, że tam człowiek zapomina o wszystkim: strachu, miłości, po prostu tam trwa i się oddaje uczuciowi spełnienia. Dziękuję, ale nie chcę zapomnieć tego, co tutaj zaznałem, nie będę chciał zapomnieć kobiety, którą kiedyś pokocham, nie bedę chciał zapomnieć swoich rodzicow, ktorzy wydali mnie na świat, nie będę chcaił zapomnieć swoich marzeń... I nie chce stać się "naćpanym" zombie, który będzie śpiewał w chórku i oddawal mu część, bo mu się nudzi... Chce zachować świadomośc, a nie umrzeć we własnych uczuciach. Nawet jeśli ten cały bóg interweniuje, to juz dawno o nas zapomniał, dawno przestał się nami interesować, a gdy przyjdzie czas, ześle Apokalipsę i zrobi "reset" - zacznie wszystko od nowa. Oczywiście, ci którzy w niego nie wierzli, a czynili dobrze <są silni - wierzą we własne czyny i możliwości>, pójdą do piekłą, zaś staruszka, która przez całe życie nieczego nie robiłą, a pod jego koniec chodzi do kościoła, pójdzie do nieba. To nienormalne, zwłaszcza, że jeśli się wyspowiadamy z grzechów po kilkunastu latach nieczego nie robienia <nie chodzenia do kościoła itd> to pójdziemy do nieba <ktoś pamięta te "odpusty" z lekcji historii?>. Również paradoksalny jest fakt, że wszech współczujący bóg, który jest litościwy jak nikt inny na świecie, skaże wtedy do piekłą na wieczne tortury "zagubione" owieczki... Na taki los nikt nie zasłuzył, zaś jeśli ktoś jest morderca itd... Motywy - doświadczenie z życia, ból którego doznał itd <jak wszechpotężny bóg nie umial mu pomóc?>. Oczywiście, nie sprawiedliwe będzie to, gdy jakiś pieprzony gwalciciel pójdzie do nieba, ale: nie jestem bogiem, po drugie zaś: jeśli taka osoba skrzywi mi moja bliską osobę, sam chce na nim dokonać zemsty i nie będę potrzebowal do tego kogoś, kto gowno robił, gdy to ścierwo "robiło swoje". Są ludzi dobrzy i sa ludzie źli, ale nikt do cholery nie rodzi się ani dobry, ani zły: to środowisko go kształtuje... Jeśli bóg chce mnie karać za moje wybory, bądź chce mnie za nie nagradzać - niech zamknie mnie i cały mój świat w butelce - żeby mogł dalej obserwować moje poczynania... Co ja jestem? Zwierzę, które można oglądać, patrzeć na nie, a gdy się mu znudzi, to je wymienic na inne? Bóg jest kimś, kto wydaje się, że istnieje, ale póki każdemu się nie objawi, to wątpliwości nadal pozostaną... Podobno bóg daje siebie poznać przez czyny/rzeczy, które doznajemy - nie ma odwagi, by samemu do nas przyjść, tylko musi jakieśc chore wskazówki na nas zsyłać? Również, na przykłądzie Księgie Hioba, uważam, że on jest graczem - nie podoba mi się fakt, że zagrał z szatanem całym szczęściem Hioba - odebrał mu wszystko, co jak Hiob uważa, sam mu dał... Gówno prawda! Czy to bóg robił interesy, czy to ona pracował cięzko nad swym dobytkiem materialnym, czy to on zapłodnił żonę hioba? Nie, sam Hiob to zrobił. Bog to gracz - do nas należy, czy będziemy żyli tak jak nam zagra, czy się mu sprzeciwimy. Ja chcę żyć po prostu na własną rękę - bez żadnego przeznaczenia, czy innego syfu.
2) Żyję... Bo żyję. Jestem, czuję, myśle, więc jestem. Nie wiem co chce robić w życiu, nie pamiętam, czy mam jakiś talent do czegokolwiek, co by mnie się przydało. Również jednak, nie jestem jakąms skorupą, która potrzebuje bodźca by żyć. Nie chce się w życiu spełnić, bo gdy to zrobię, to mi pozostanie? Żyć, to znaczy, robić wszystko wkładajac w to całe serce, lecz nigdy nie utwierdzać się w przekonaniu, że jest sie najlepszym, bo wtedy przestaje się szlifować swoje zdolności. Sens życia nie jest ważny - ważne jest to, jak to przeżyjemy to całe nasze życie. Ja mam skromne plany na przyszłość - zakochać się i być w stanie zapewnić swojej miłości/rodzinie wszystko to, czego potrzebują, a jeszcze lepiej: na co mają ochotę. Do tego będę dążył, a ten, kto ich skrzywdzi, tego zniszczę, choćbym miał sam umrzeć.
3) Forum - ktontak z ludźmi za pomocą myśli > zdań. Nikt nie widzi tej drugiej osoby, dzięki czemu mogą pisać bez żadnych obaw, dzięki czemu, na Forum pokazuje się prawdziwy człowiek. Forum daje poczucie bezpieczeństwa, że za nasze poglady nikt nam niczego nie zrobi. Również daje możliwość sprawdzenia się w różnego rodzaju dyskusjach, polemikach. Jeśli to jest objawem alienacji/odosobnienia, to cóz - w pewnym sensie tak jest, gdyż ktoś może zacząć zbytnio oddawać się temu azywlowi, zapominając powoli o tym, że istnieje inny świat - bardziej brutalny, ale również, bardziej wymagający. I ja jestem normalny według włąsnego pojmowania tego słowa <ale bardziej - normalnie nienormalny>, aniżeli, nienormalny welug społeczeństwa.
4) Umrzeć... Każdy chce umrzeć bezboleśnie i szybko. I gdzie to wasze poświecenie? Doznajcie tego bólu zamiast tej drugiej, dla was kochanej osoby... Jaki byłby wasz wybor, gdybyście szli na tortury, gdy byście w zamian za życie swojej ukochanej, doznalibyście bólu, jakiego nigdy nie poczuliści? Trudny wybór, prawda? Ja nie wiem, co bym wybrał, nie wiem, czy bym spróbował, bo caly ten ból, który do tej pory przeżyłem, jest niczym w porównianiu z tym, co by mogło mnie czekać w torturach... Umrzeć we śnie... Heh, śmierć bez bólu, ale głupio było by się nie obudzić, to fakt, lecz osobiście chciałbym po prostu zasnać, umrzeć i mieć cały ten świat z głowy - żyłem, no fajnie, tak jak chaiłem? Nie. Nie ja wybrałem ten świat, nie ja wybierałem moment, w który chciałem się urodzić, więc po kiego mam dalej żyć? Umrzeć we snie to w sumie najlepsze i najbardziej realne rozwiązanie. Oczywiście, gdyby ktoś strzelił przypuśćmy z broni palnej w mą ukochana, to bym wolał być za miast niej na linii strzału, ale wolałbym też, by rana zadana mi przez tego pana, była śmiertelna, aniżeli robiłą ze mnie kalekę. Ktoś moze powiedzieć, że to sytuacja matowa: ja ginę, moja dziewczyna bedzie samotna, ona zginie, ja żyję, ale będę samotny. A ja na to: ja zginę, umrę, nie będę istanil, albo pójdę do nieba... Ona o mnie zapomni, wyjdzie za mąż, umrze, pójdzie do nieba, a ja doznam potwornego nieszczęścia <"ja się poświęciłem, a ona nawet mnie nie pamięta/znalazła kogoś innego?!>. Smutny obraz, co nie? Ale prawdziwa miłosć to taka, w której nie boisz się umrzeć dal drugiej osoby, nie boisz się zniknać z jej życia... Więc moja decyzja: umrzeć dla kogość i bez bólu, o ile to wogóle możliwe.
-
huu... efekt przeszedł moje oczekiwania... i świetnie:
1)
, rozmyslając na temat tego całego boga, a mimo to, wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi...
Jak, się bliżej przyjrzeć, to Biblia jest momentami bez sensu. Dwa przykłady:
1) jak to się dzieję, że pierwszego dnia Bóg stworzył gwiazdy, planety i inne duperele, a, jeśli dobrze pamiętam, dopiero czwartego noc i dzień, które z istninia owych ciał niebieskich wynikają
2) skąd się wzieli inni ludzie, jeśli Adam i Ewa spłodzili DWÓCH CHŁOPCÓW?
cóż... ciężko było ludziom wierzyć w niektóre rzeczy.... mamy niedowiarstwo zakorzenione w genach... dziś jest nauka, wtedy była Bilblia
nawet jeśli istnieje, to kogoś nie wpuści do nieba, bo w niego nie wierzy? Gówno prawda - wystarczy być dobrym...
To faktycznie głupie, jeśli do nieba dostep by mieli tylko chrześcijanie. Co z milionami buddystów, islamistów, shintoistów, żydów itp. itd. Czy fakt, że wierzą w innego Boga skazuje ich na piekło. Według mnie jednym z podstawowych zadań wiary chrześcijańskiej (jakie sobie ktoś wyknuł), był ustalenie granicy dobra i zła, którą dzis mamy za oczywistą. 6000 lat temu taki bajer jak "nie zabijaj", niekoniecznie mógł być taki oczywisty... Fakt, że wiara sprawia, że ludzie mają jakiś powód by zachowywać sie cywilizowanie wobec innych jest jednym z powodów, dla których szanuję wiarę chrześcijańską...
On ją po prostu wykorzystał, bo jak by to inaczej wytłumaczyć - przyszedł anioł i ją "zapłodnił"
Biblia to jeden z najwcześniejszych przejawów cenzury. Nikt nie uwiecznił faktu, że Jezus miał romans (tak wynika według powyższego dzieła) z niejaką Marią Magdaleną. Albo przekręt z Matką/Dziewicą Marią.... Trzeba na to spojrzeć przez pryzmat czasu... Kiedyś ludzie o wiele bardziej cenili sobie dziewictwo... fakt, że Marią, którą setki ludzi czczą, uprawiała kiedyś seks, poprostu źle wyglądał na tle reszty
Po za tym głupi jest również fakt, że jakoś nie interweniował, gdy ludzią działa się krzywda, gdy w średniowieczu gineli ludzie... A wszystko ci inni kretynie <ludzie> robili to w jego imieniu
Fakt... miliony ludzi wyrżnięto w pień tylko za to, że nie wierzyli w tego samego boga co my. Krucjaty, polenie czarownic, wypad konkwistadorów do Meksyku, czy zabijanie ludzi, za najmniejsze podważenie prawd znajdujących się w Bilbii są tylko kilkoma przykładami strasznych grzechów, które spadły na inne wyznania i na nas samych dzieki wierzę chrześcijańskiej... Ktoś chyba mówił, że chrześcijaństwo jest wiarą miłosierdzia, co nie?
4)
I gdzie to wasze poświecenie?
tu
ja zginę, umrę, nie będę istanil, albo pójdę do nieba... Ona o mnie zapomni, wyjdzie za mąż, umrze, pójdzie do nieba, a ja doznam potwornego nieszczęścia <"ja się poświęciłem, a ona nawet mnie nie pamięta/znalazła kogoś innego?!>. Smutny obraz, co nie? Ale prawdziwa miłosć to taka, w której nie boisz się umrzeć dal drugiej osoby
Dokładnie o to mi chodziło... Poza tym lepie bym się czuł w tych ostatnich sekundach życia wiedząc, że na coś moja śmierć się przydała
-
1) Wierze w Boga, jego istnienie jest dla mnie tak naturalne jak istnienie pokoju w którym właśnie się znajduje. Jestem katolikiem, ale do nie uznaje instytucji Kościoła, nie jest on mi do wiary potrzebna. A co do nieba, to według mnie nie trzeba byc wierzącym by tam trafić, człowiek nie wierzący ale który w swoim życiu pomagał innym szybciej trafi do nieba niż osoba która nic nie robi tylko spędza całe dnie w kościele.
2) Nie czuje by moja egzystencja miała jakiś głębszy sens, ale wiem ze może go nabrać pod wpływem jednej rzeczy - miłości. W chwili obecnej jestem na etapie życia w którym musze wybrac droge którą dalej pójde, ale narazie nie potrafie się zdecydować, nie wiem co chce robić w życiu, co chce osiągnąć, kim chce się stać :unsure:
3) Forum to bardzo dobry pomysł, pogadać na tematy które mnie interesują z ludzmi z drugiego końca kraju, wypas :) . Jednak człowiek nie może żyć tylko znajomościami z forum, nie może całymi dniami siedzieć przy kompie, musi wyjść się spotkać z kumplami z bloku/podwórka (i obalić z nimi browca :D ) czy zainteresować się przedstawicielkami płci przeciwnej B)
4) Najlepiej szybko i bezboleśnie, jednocześniej mam nadzieje że jeśli sytuacja będzie tego wymagał znajde odwage by poświecieć życie w imie jakiejś wielkiej idei (dla ukochanej napewno poświęce)
-
Tantalus:
Jak, się bliżej przyjrzeć, to Biblia jest momentami bez sensu. Dwa przykłady:
1) jak to się dzieję, że pierwszego dnia Bóg stworzył gwiazdy, planety i inne duperele, a, jeśli dobrze pamiętam, dopiero czwartego noc i dzień, które z istninia owych ciał niebieskich wynikają
Bez obrazy, ale gwiazdami są ciała niebieskie, więc do ich istnienie nie potrzeba nocy. Ząs do Słońca nie trzeba nam dnia. Prędzej chodzilo tobie o to, ze z Ziemi je widzimy <znaczy się słończe i gwiazdy>, wtedy na ten paradoks muszę się zgodzić.
2) skąd się wzieli inni ludzie, jeśli Adam i Ewa spłodzili DWÓCH CHŁOPCÓW?
cóż... ciężko było ludziom wierzyć w niektóre rzeczy.... mamy niedowiarstwo zakorzenione w genach... dziś jest nauka, wtedy była Bilblia
Nie znamy całej bibli więc nigdy się nie dowiemy... Po za tym, podobno dawniej ludzie się odmiennie różnili od nas teraz tu dzisiejszych, ale też trudno było by mi sobie wyobrażić Ewe "plującom" dziećmi... Szkoda, że również w bibli nie ma żadnej wzmianki o Lilith, pierwszej żonie Adama, która się "zbuntowała" przeciwko mężowi <pierwsza feministka>. Ech, ta cała biblia, moze i ma w sobie odpowiedzi, ale nie te, jakich oczekujemy. Niestety nigdy nie poznamy prawdy, bo nie znamy jej całej. Również ta cała "słynna" tajemnica fatimska - dlaczego znaja ja tylko 'wybrani'? Dlaczego kościół nie chce, byśmy poznali prawdę dobra, kończę ten wątek, bo ja jako fan teorii spiskowych, chyba bym przesadził z tym offtopiciem>.
To faktycznie głupie, jeśli do nieba dostep by mieli tylko chrześcijanie. Co z milionami buddystów, islamistów, shintoistów, żydów itp. itd. Czy fakt, że wierzą w innego Boga skazuje ich na piekło. Według mnie jednym z podstawowych zadań wiary chrześcijańskiej (jakie sobie ktoś wyknuł), był ustalenie granicy dobra i zła, którą dzis mamy za oczywistą. 6000 lat temu taki bajer jak "nie zabijaj", niekoniecznie mógł być taki oczywisty... Fakt, że wiara sprawia, że ludzie mają jakiś powód by zachowywać sie cywilizowanie wobec innych jest jednym z powodów, dla których szanuję wiarę chrześcijańską...
Nie zabijaj? Bez sensu... W wielu religiach jest to samo przykazanie, a i tak każdy zabija innych ludzi - wojny i inne tatjstwa... Ze nie wspomne i innych formach zabijania - znęcanie się psychiczne, zabija naszą psychikę, czy też być nieczułym na krzywdę innych <przechodząc koło żebraka, nie dajemy mu pieniędzy, nie moze kupić jedzenia, co w konsekwencji prowadzi do jego śmierci głodowej>. Lepiej nie wierzyć w boga, bo tak jest po prostu łatwiej. Chociaż szacunek mój do chrześcijaństwa... Nie mam do religii szacunku, jedynie do ludzi, którzy potrafią trwać w swej wierze. Słyszalem kiedyś, ze bog jest jeden, ale w innych krajach objawia się pod inną postacią... Ma jakieś kompleksy, czy po prostu się bawi ludźmi?
Biblia to jeden z najwcześniejszych przejawów cenzury. Nikt nie uwiecznił faktu, że Jezus miał romans (tak wynika według powyższego dzieła) z niejaką Marią Magdaleną. Albo przekręt z Matką/Dziewicą Marią.... Trzeba na to spojrzeć przez pryzmat czasu... Kiedyś ludzie o wiele bardziej cenili sobie dziewictwo... fakt, że Marią, którą setki ludzi czczą, uprawiała kiedyś seks, poprostu źle wyglądał na tle reszty
Ja słyszałem, że Jezus miał jeszcze syna itd... Największą głupotą tego świata, jest biblia rozporowadzana nam do czytania... Nie mamy żadnej możliwości, by przeczytać jej całość, ponieważ jak sam powiedziałeś, źle to wygląda. Nawet kościół stał się komercyjny, co jest po prostu paradoksem, ponieważ powinien działać w imię boże, a dziłą w imię pieniądze... Są wyjatki, przyznaję, ale to jedynie wyjątki, nie zaś powszechny proceder. A dziewictwo u kobiet, jest według mnie tak samo ważne, jak wiele innych czynników <moze i przykład okrutny, ale to podobne do rowerka: kto z nas chciałbym jeździć na już zuużytym rowerze?>. Chociaż znaleźć dziewczynę, która była by dziewicą do dnia ślubu <tę materię pozostawmy na razie milczeniem>, to byłby cud <a ja w takowe nie wierze>.
Dokładnie o to mi chodziło... Poza tym lepie bym się czuł w tych ostatnich sekundach życia wiedząc, że na coś moja śmierć się przydała
Ja chcialbym po prostu wiedzieć, czy ona będzie szczęśliwa, czy da radę dalej żyć.
-
Dobra najpierw sam odpowiem a później dopiero przejdę do komentowania waszych zdań...
1)Nie wierze w Boga i uważam że został on stworzony przez ludzi aby oni mieli snes życia, aby mogli kogoś powyklinać jeśli coś stanie się nie tak, aby mogli kogo prosić jeśli będa w potrzebie, aby mogli dziękować za to że mają to co mają bo niewierzą że mogli to uzyskać sami... ale ja tak do końca na ten temat się nie mogę wypowiadać bo nie przeczytałem ani razu bibli ani też apokalipsy... ogólnie niezbyt mnie to interesowało... wole żyć własnym życiem i robić to co uważam za słuszne a nie to co dyktować mi będzie Bóg i kościoł, nie wierze także w żadne przeznaczenie i los.... wszystko będzie tak jak ja tego chce... czy zdam do kolejnej klasy? ak jeśli sam tego bardzo będe chciał i wezmę sie za nauke... nie przez to że ktoś sobie tak zaplanował...
2)Może jestem dziwny ale nie uważam że moja egzystencja musi mieć głębszy sens... czy jeśli nie będe pisał poezji jak ktoś inny będę gorszy? Moim zdaniem nie... moim zdaniem nie musze robić czegoś co jest ogólnie przyjęte za chwalebne i piękne tylko coś co mi sprawia przyjemność... jeśli będę miał żonę (ew. będę miał kochającą kobietę bo niewiem czy będę się żenił) dzieci prace i będę mógł zapewnić im dobry byt i wszyscy będziemy szczęśliwi wtedy powiem że moje życie ma sens dlatego że jestem szczęśliwy, a nie dlatego że inni mówią że mam wspaniały talent i maluje piękne obrazy etc...
3)NIE !! Udzielanie się na forum jest objawem tego że jestem człowiekiem który bardzo ceni sobie znajomść z innymi osobami... oprócz tego że mam wielu kolegów na dworze (specjalnie nie pisze przyjaciół bo takowych nie mam... nie ma człowieka któremu mógłbym powiedzieć wszystko i który jest tak naprawde w stanie zrobić dla mnie bardzo dużo... uważam że słowo przyjaciel jest w naszym kraju zbyt często używane i żucane na wiatr...) chcę także trochę poznać ludzi z innych regionów kraju... ludzi którzy mają podobne zainteresowani ale jednak nie znają kompletnie innych moich i pewnie im nie przypasują ale mimo to dziele się z nimi... to nie jest alienacja to jest chęć życia z jak największą liczbą osób...
4)Jak chciałbym umrzeć? Nie wiem... z jednej strony ładnie było by umrzeć za kogoś kogo kocham ale czy nie lepiej się z tą osobą zestarzeć... pomyślcie czy będziecie w stanie kochać ę osobę w wieku 70 lat... czy będziecie się przytulać do siebie mając po 60 lat? Z jednej strony boje się wieku starego dziada i mojej nieudolności ale z drugiej strony... będę miał wiele czasu i będę zagrywał się na konsoli oglądał anime spędzał wieczory z tą kobietą... będę takim śmiesznym starcem... a umrzeć to chyba chciałbym umrzeć we śnie i nie chciałbym zachorować i cierpieć...
PPS. mam nadzieję, że nie zdublowałem jakiegoś tematu, bo przejrzałem Offtopic i nic takiego nie było.
Był taki topic a nazywa się "Think for Your self" ale nawet dobrze że założyłeś ten bo o tamtym już zapomniano...
Morchol:
wierze w przeznaczenie,los. Chciałbym niewieżyć no ale cóż świat mnie do tego zmusza. Jak inaczej tłuamczyć takie rzeczy jak senne deja vu - polegające na tym że coś ci się śni, a potem dzieje się naprawde? niechodzi tu o coś wielkiego tylko powiedzmy 30 sekund z dnia, czy jedno zdanie wypowiedziane przez kogoś w określonej systacji.
Heh dobre... nigdy o tym niemyślałem może coś jest w tym deja vu... w końcu miewam je naprawde często i pokazują właśnie takie wogóle nie ważne rzeczy... kurcze czemu ja się nad tym nigdy nie zastanwaiałem... po raz pierwszy w życiu jest we mnie troche wiary w przeznaczenie...
Również, na przykłądzie Księgie Hioba, uważam, że on jest graczem - nie podoba mi się fakt, że zagrał z szatanem całym szczęściem Hioba - odebrał mu wszystko, co jak Hiob uważa, sam mu dał... Gówno prawda! Czy to bóg robił interesy, czy to ona pracował cięzko nad swym dobytkiem materialnym, czy to on zapłodnił żonę hioba? Nie, sam Hiob to zrobił
To było dobre... ie jestem pewien czy dobrze kojaże ale jeśli to jest to opowiadanie co ja myśle(To co Bóg się założył z szatanem że Hiob nie zrezygnuje z wiary w Boga) to to było naprawde dobre... koleś założył się o to że człowiek który go kocha i czci nadal będzie w nieo wieżył gdy ten wybije mu rodzine i zniszczy jego cały dorobek (czyżby był psyholem tórego jara patrzenie na ból?). A jeszcze na końcu gdy ten przetrwał próbe obdarował go nowymi dziećmi... a ten biedny Hiob miał być szczęśliwy bo przecież ma nowych synów... co z tego że tamtych kochał... ważne że ma nowe"zabaweczki firmy Matel produkującej laleczki"...
Ona o mnie zapomni, wyjdzie za mąż, umrze, pójdzie do nieba, a ja doznam potwornego nieszczęścia <"ja się poświęciłem, a ona nawet mnie nie pamięta/znalazła kogoś innego?!>. Smutny obraz, co nie? Ale prawdziwa miłosć to taka, w której nie boisz się umrzeć dal drugiej osoby, nie boisz się zniknać z jej życia... Więc moja decyzja: umrzeć dla kogość i bez bólu, o ile to wogóle możliwe.
Ale to chyba dobrze jeśli sobie znajdzie kogoś "nowego"... przecież ratując ją robiliśmy to żeby była szczęśliwa a nie poto żeby płakała po nas(chć miło będzie jeśli troche tam za nami popłacze)... oczywiście jeśli ona nas kochała nigdy o nas nie zapomnie a to że będzie kochała kogoś równie bardzo jak mnie to mnie już interesować nie będzie bo mnie już nie ma (nie wierze w niebo) i niewiem co się dzieje z nią...
Fakt... miliony ludzi wyrżnięto w pień tylko za to, że nie wierzyli w tego samego boga co my. Krucjaty, polenie czarownic, wypad konkwistadorów do Meksyku, czy zabijanie ludzi, za najmniejsze podważenie prawd znajdujących się w Bilbii są tylko kilkoma przykładami strasznych grzechów, które spadły na inne wyznania i na nas samych dzieki wierzę chrześcijańskiej... Ktoś chyba mówił, że chrześcijaństwo jest wiarą miłosierdzia, co nie?
Nie trzeba tak daleko sięgać wystarczy zobaczyć na nasz kraj i tych zajebistych krzyżaków co to zabijali wszystkich jak popadnie w imię Boga...
Również ta cała "słynna" tajemnica fatimska - dlaczego znaja ja tylko 'wybrani'? Dlaczego kościół nie chce, byśmy poznali prawdę dobra, kończę ten wątek, bo ja jako fan teorii spiskowych, chyba bym przesadził z tym offtopiciem>.
Dlaczego? To bardzo interesujące co sądzisz... jak znajdziesz czas skrobnij... ja o tym nic niewiem więc z chęcia poczytam...
Przewijało się też coś o pójściu do nieba... wyznawcy inych wiar też pójdą do nieba, ale będą sądzeni poprzez swoje uczynki i tak samo ma być podobno z niewierzącymi wogóle... ale "najbliżej boga" są ci którzy wieża kiedyś na lekcji religi kobieta narysowała taki zamek gdzie sala tronowa to był bóg i ludzi niewierzących, wierzących, grzeszników i innych tam i każda grupa ludzi była bliżej boga... niechce mi się dokładnie tłumaczyć o co chodzi bo to jest śmieszne i głópie...
Bóg... jeżeli istnieje to nie wierzy w miłośc... dlaczego... cała wiara katolicka zabrania gejostwa... czyli co jeśli ktoś się zakocha w tej samej płci to już jest w piekle.. zgrzeszył nie może iść do nieba bo pokochał kogoś bardzo i jest w stanie zrobić dla niego wszystko... ale w końcu to ta sama płeć więc co Boga obhodzi to że onie się kochają... tocz to marne stworzonka, nie mogą czuć miłości... no chyba że tylko miłość do niego samego...
Wogóle Bóg jest grzesznikiem... zazdrość to grzech no nie? Bóg powiedział Nie będziesz miał bogów innych przede mną (czy jakoś tak) a w takiej książecce co się dostaje na komunii świętej (nie pamietam nazwy... droga do nie ba czy cuś) pisze jeszcze że ja jestem Bogiem zazdrosnym i nie życzę sobie żebyś święcił innych wraz ze mną... no chyba że zazdrość to nie grzech...
-
1) Czy wierzysz w Boga, Allacha, Buddę, czy jakąkolwiek inną siłę wyższą?
2) Czy czujesz, że spełniłeś się w życiu... że twoja egzystęcja ma jakiś głębszy sens?
3) Czy udzielanie się na Forum jest objawem alienacji, czy wprost przeciwnie?
4) Jak chciałbyś/chciałabyś umrzeć?
1)Wierze w siebie...
2)Jak każda egzystencja czyli wasza też... przekazanie genów i zrobienie miejsca nowemu pokoleniu...
3)Dobre pytanie... To zależy od tego jak na to spojżysz, ja tam nie czuje się wyalienowany ze społeczeństwa, a tutaj spotykam się tylko z ludźmi podobnymi do siebie pod względem wybieranych gier...
4)Czy to ważne? Najlepiej od kuli w łeb, najszybciej...
-
Co do prawdziwości "bibli" (w cudzysłowiu bo to co my czytamy to jest mały ułamek bibli) to wiele mógłbym oddać za pełne pismoświęte ze wszytkimi apokryfami i innymi bzdetami. Cała biblia przypomina film z którego powycinano "najlepsze kawałki". Żeby niebyło wątpliwości - tak czytałem całość i im dłużej czytałem tym bardziej oddalałem się od boga. Potem jeszcze pare razy poszedłem do kościoła, posłuchałem co ma mi kościół do przekazania i wtedy włąśnie już w 100% przestałem wierzyć. A i tak miałem 5 z religi, bo mieliśmy z księdzem młodym któremu bardzo podobało się to że jako jedyny zadaje "trudne pytania" :P Jak sam powiedział na koniec roku: "postawiłbym ci 6, ale to tak troche głupio niewierzącemu" :D
Co do tego co Tantalus pisał o pierwszych ludziach. Księga rodzaju to jest jedna wielka metafora. Kain i Abel wzieli się od dwóch plemion - Kainitów i Abelitów które żyły w czasach gdy "natchniony autor" spisywał ten fragment bibli.
-
Gipsi;
Heh dobre... nigdy o tym niemyślałem może coś jest w tym deja vu... w końcu miewam je naprawde często i pokazują właśnie takie wogóle nie ważne rzeczy... kurcze czemu ja się nad tym nigdy nie zastanwaiałem... po raz pierwszy w życiu jest we mnie troche wiary w przeznaczenie...
Robimy codziennie wiele czynności, rozmawiamy codzinnie, co w przełozeniu na godziny - robimy to wszystko nawet lata. A ty się dziwisz czemuś takiemu jak deja vu? Bez obrazy, ale jak myjesz rano zęby, to nie masz takiego deja vu? Sam osobiście prawie codzinnie mam deja vu, ale to raczej wynika z przywyczajenia pewnych rzeczy, jak i świadomości, że kiedyś już to robiłem, bedąc małym szkrabem, aniżeli, że biorę udział w większym planie nieistniejącego boga.
Ale to chyba dobrze jeśli sobie znajdzie kogoś "nowego"... przecież ratując ją robiliśmy to żeby była szczęśliwa a nie poto żeby płakała po nas(chć miło będzie jeśli troche tam za nami popłacze)... oczywiście jeśli ona nas kochała nigdy o nas nie zapomnie a to że będzie kochała kogoś równie bardzo jak mnie to mnie już interesować nie będzie bo mnie już nie ma (nie wierze w niebo) i niewiem co się dzieje z nią...
Czytaj to co pisze ze zrozumieniem:
"Ale prawdziwa miłosć to taka, w której nie boisz się umrzeć dal drugiej osoby, nie boisz się zniknać z jej życia... "
Śmierć to nie tylko "zginięcie". Możemy umrzeć dla drugiej osoby, gdy ona o nas zapomni, przestaniemy istnieć dla niej. A ja nie chce umierać, nie wiedząc, czy moja śmierć, może jeśli nie poszla na marne, ale czy ona będzie szczęśliwa. Może i będzie o mnie pamiętała, ale czy ty sądzisz, ze w ona bedzie zdolna pokochać drugiego człowieka tak jak ja? Nie. Czy poczuje się wtedy w pełni szcześliwa? Nie. Ja wolałbym umrzeć dla niej, zniknąć z jej życia, bo dla mnie liczyło by się tylko i wyłącznie jej szczęście. Kochać, to znaczy myśleć o drugiej osobie, a nie o samym sobie.
Dlaczego? To bardzo interesujące co sądzisz... jak znajdziesz czas skrobnij... ja o tym nic niewiem więc z chęcia poczytam...
Z tego co obiło mi się o uszy, to tam jest zapisany konieć świata i inne prorocze "dni śmierci". Nie wiem zbyt dużo na ten temat, ale jeśli któryś z forumowiczów wie cos więcej, to sam bym z przyjemnością poczytał.
Przewijało się też coś o pójściu do nieba... wyznawcy inych wiar też pójdą do nieba, ale będą sądzeni poprzez swoje uczynki i tak samo ma być podobno z niewierzącymi wogóle... ale "najbliżej boga" są ci którzy wieża kiedyś na lekcji religi kobieta narysowała taki zamek gdzie sala tronowa to był bóg i ludzi niewierzących, wierzących, grzeszników i innych tam i każda grupa ludzi była bliżej boga... niechce mi się dokładnie tłumaczyć o co chodzi bo to jest śmieszne i głópie...
Doprawdy, to jest śmieszne i głupie... Czy jako człowiek niewierzący, stawiający pytania na temat swojej egzystencji, wiary i innych religi, ale czyniący dobro <czy raczej działający w imię swoich zasad nie krzywdząc innych>, jestem gorszy od kogoś, kto jak idiota wierzył w boga nie stawiając swojej religi żadnych pytań? Mam oczy, by osądzać to co widzę, mam rozum, by analizować to co widzę, zaś osoba, która bez żadnych wątpliwości wierzy w boga, jest dla mnie ślepcem i głupcem. Czy jak będzie wam bóg kazał syna zabić <jak Abrahamowi>, to czy to zrobicie? Ja tego nie uczyię. To mój syn, więc miłość rodzicielskla itd, ale również szacunek, jaki mój syn będzie do mnie żywił, jeśli się sprzeciwie bogu, istocie tak wszechpotężnej i wspaniałej. Po za tym, kto przy zdrowych zmysłąch skazuje niczemu nie winna osobą na śmierć?! Ot, kolejny paradoks - bóg taki potężny i własnego syna skazał na śmierć... Też mi potęga... Mało tego - wie, co zrobimy, to po jaką cholerę ta cała zabawa? Czy on sądzi, że moje życie to jakaś gra, w której on ustanawia zasady?! I ja mam wierzyć w takiego boga? Jestem dobrym człowiekiem, czasami mam ochotę wybić całą ludzkość, poznęcać się itd <jak się widzi głupotę ludzi, to wziąść łopatę i się przez nią przekopać>, ale póki nie czynię tego w praktyce, nie mam sobie nic do zarzucenia. I nie chce być sądzony przez kogoś, kto nie raczy nawet ze mna porozmawiać.
Bóg... jeżeli istnieje to nie wierzy w miłośc... dlaczego... cała wiara katolicka zabrania gejostwa... czyli co jeśli ktoś się zakocha w tej samej płci to już jest w piekle.. zgrzeszył nie może iść do nieba bo pokochał kogoś bardzo i jest w stanie zrobić dla niego wszystko... ale w końcu to ta sama płeć więc co Boga obhodzi to że onie się kochają... tocz to marne stworzonka, nie mogą czuć miłości... no chyba że tylko miłość do niego samego...
Wogóle Bóg jest grzesznikiem... zazdrość to grzech no nie? Bóg powiedział Nie będziesz miał bogów innych przede mną (czy jakoś tak) a w takiej książecce co się dostaje na komunii świętej (nie pamietam nazwy... droga do nie ba czy cuś) pisze jeszcze że ja jestem Bogiem zazdrosnym i nie życzę sobie żebyś święcił innych wraz ze mną... no chyba że zazdrość to nie grzech...
Marność nad marnościami i wszystko marność.
Morchol;
Co do tego co Tantalus pisał o pierwszych ludziach. Księga rodzaju to jest jedna wielka metafora. Kain i Abel wzieli się od dwóch plemion - Kainitów i Abelitów które żyły w czasach gdy "natchniony autor" spisywał ten fragment bibli.
Ta... Ale pierwszymi ludźmi byli Adam i Ewa, więc jak z tej pary, mogło się urodzić tyle bachorów? A potem to co? Brat z siostrą, syn z matką, córka z ojcem?! Mało tego - Kainici wybili do nogi Abelitow? No bo skoro to aż taka metafora, to ją można sobie tak interpretować... <ciekawostka: zabawne, że o wampirach mówi się czasem, że są kainitami, bo Kain był pierwszym wampirem na świecie... świetna sprawa, bóg uczynił z Kaina wampira, który mordował ludzi, zamiast go zniszczyć, zesłać do piekła... widać, że o nas dba tak bardzo, że uczynił z nas żarcie dla niego>.
-
Kain rzeczywiście był pierwszym wampirem, polecam lekture podręcznika do Wampira:Maskarady :D
A z tym adamem i ewą to ksiądz tak mi to wyjaśnił: biblia mówi że adam i ewa byli pierwszymi ludźmi stworzonymi przez boga, ale nikt nie powiedział że bóg nie stworzył ich więcej. :P ogólnie mi takie tłumaczenie pasuje =]
-
Morchol:
A z tym adamem i ewą to ksiądz tak mi to wyjaśnił: biblia mówi że adam i ewa byli pierwszymi ludźmi stworzonymi przez boga, ale nikt nie powiedział że bóg nie stworzył ich więcej. ogólnie mi takie tłumaczenie pasuje
Więc w bibli powinno być to napisane czarno na białym, ale widać, takie rozwiazanie było zbyt trudne dal tych "oświeconych" ludzi.
-
W bibli jest tylko napisssane że Adam i Ewa żyli bardzo długo mi mieli massse dzieci... z czego wynika że brat żenił sie z sssiostrą żeby załorzyć rodzine i mnożyć sssię dalej <_<
-
skąd wiesz że w apokryfach czy gdzies tam tego nie ma? :>
-
Morchol;
skąd wiesz że w apokryfach czy gdzies tam tego nie ma?
No i właśnie to pozostanie słodka tajemnicą całego kościoła katolickiego.
-
No, no, no... toż to tyle rozważań, że możnaby napisać pracę magisterską na 5..... pozwólcie, że się przyłączę. Po pierwsze odpowiem na pytania postawione, przez założyciela.
1) Moim zdaniem bóg nie istnieje. Ludzie rodzą się, umierają i wracają do ziemi... są zapominani i ustępują miejsca nowemu pokoleniu..... Bóg to wymysł, który ma na celu lepsze nastawienie się do śmierci i jakoby jej przezwyciężenie... Ludzie po prostu muszą w coś wierzyć i dlatego wymyślają jakieś bóstwa i bożki. Ludzie potrzebują kogoś, czegoś, na co możan by zżucić winę za nie powodzenia i wyjaśnić sobie dlaczego dzieje się dobrze, a nie źle. Ja nie wierzę w boga..... jestem realistą......
2) Sens życia to kolejna abstrakcja wymyślona przez ludzkość. Nie ma czegoś takiego jak sens życcia. Żyjemy po to, aby umrzeć, i w między czasie wyłonić najsilniejszych w grupie i przekazać geny dalej. Jesteśmy zaprogramowani i taki jaest nasz cel. Nasz umysł oszukuje nas i wymyślamy sens życia p to aby sobie ulżyć i myśleć, że możemy się spełnić. A przecież i tak nie różnimy się w tej materii od zwierząt. Mamy tylko inne metody,......
3) NIE. Z pewnością nie jestem wyalienowany.... Tutaj mogę mówić to co tak naprawdę myślę, bez obawy, że ktoś mnie wyśmieje, albo zacznie się na mnie krzywo patrzeć. Ty nie ma wizerunków, jest tylko tekst i mysli w niego przelane. Przez to forum objawia się moja prawdziwa strona charakteru i mogę podzielić się poglądami z ludźmi o podobnych zainteresowaniach.
4) Jak chciałbym umrzeć...... W gruncie rzeczy umrę spoglądając śmierci w oczy. Zdaję sobie sprawę, że śmierć to tak naprawdę jedyny cel życia i dlatego się jej nie boję. Nie chciałbym umrzeć za kogoś. Po co? tylko po to, żeby być pamiętanym przez chwilę, a później rzucony ja śmieć w otchłań niepamięci? Jaki to ma sens? Nie ma ludzi, którym ufam, ani takich na których mi specjalnie zależy....... a;e i tak umrę na to przygotowany.
Dobra to teraz jedno zasadnicze pytanie. Wszyscy piszą, że chcieliby umrzeć za kogoś bliskiego, albo, że chcieliby kogoś pokochać. Więc napiszcie czym w takim razie hjest dla was miłość?
Ja napiszę od razu jak to wygląda z mojego punktu widzenia. Miłość to w rzeczywistości kolejna abstrakcja wymyślona przez człowieka. Ludzie z natury próbują sobie wszystko wyjaśniać tworząc takie absurdalne pojęcia jak miłość. Każdy z was (nie piszę nas, bo mnie się to nie tyczy) szuka kogoś bliskiego, kogoś, kogoby pokochał. Miłość to przecież tylko spoisób w jaki wyjaśniamy sobie potrzebę bycia z kimś..... tak naprawdę jest to ciąg przemien foizycznych i chemicznych w organiźmie, które są maskowane przez abstrakcyjne pojęcia i uczucia. Nawet jeśli miłość istnieje to i tak ludzie potrafią tylko niszczyć...... każde "uczucie" po pewnym czasie jest niszczoen i zapominane.... więc w takim razie gdzie ta wasza wieczna miłość? Gdzie poświęcenie i inne tego typu rzeczy?
-
Czym jest miłość? Miłość jest pewnym uczuciem, które wykształca się między dwojgiem ludzi. Powiedziałbym, że miłość jest pewnego rodzaju zderzeniem, zwierzęcego instynku samozachowawczego i zastawu zachowań i myśli wynikających z życia w społeczeństwie. Miłość jest pewną formą porządania, oddalającą się jednak od bliskości cielesnej, a skłaniajaca się ku "zaspokojeniu umysłowemu". Mówię tu naturalnie o miłości damsko-męskiej (lub w pewnych drastycznych przypadkach d-d lub m-m), ponieważ nie ma to nic wspólnego z miłościa rodzicielską, czy do rodziców (na wszystkie te uczucia powinny być różne wyrazy, bo są diametralnie różne). Zgodzę się z przedmówcą w tym względzie, że miłość faktycznie jest tylko ładnym określeniem na feromonię+instykt samozachowawczy+pociąg seksualny+(to jest chyba różnica między porządaniem, a miłością) szczerą przyjaźń (bez niej nie ma miłości)
-
Miłość to dbanie o druga osobe bardziej niż o siebie, a że czasem jedna z osób o tym zapomina to się związki rozpadają...
-
1 - jestem tak zwanym agnostykiem czyli mowiac bardzo oglednie - wisi mi czy bóg istnieje i jaki on jest... nie potrzebuję go...
2 - majac na karku narazie tylko 26 lat (juz prawie 27) stwierdzam ze przyjazn i milosc, choc bardzo dlugo nie dolaczalem do tej listy milosci. w skrocie i bez zanudzania was - trzeba miec dla kogo zyc, i nie mowie tu o moim kroliku miniaturce czy rodzicach.
3 - wyalienowany? nie ma mowy - przebywanie w internecie to jedna z wielu rzeczy jakimi lubie sie zajmowac i stanowi ona mniej wiecej 10% moich hobby.. nie szukam w necie przyjazni, milosci itd itp. to da sie zdobyc "na zewnatrz" i wcale nie jest trudno - trzeba chciec..
4 - nagle, ale dopiero po tym jak uznam ze moje zycie jest satysfakcjonujace (ze dokonalem tego czego chcialem, ze ktos bedzie po mnie tesknil, ze nie zostawiam klopotliwych, nierozwiazanych sytuacji). hmmm to zastanawiajace ale za kazdym razem jak sie zakochiwalem to mialem takie sny ze gine ratujac zycie mojej lubej ;-) przewaznie wypychalem ja spod tramwaju (wiem , mnie tez to przeraza :-) ) lub innych srodkow komunikacji miejskiej.... zastanawiajace, prawda ?
Jakby ktoś nie wiedział, to Pieszczotek właśnie odpowiedział na moje cztery pytanka z pierwszej strony tego topicu
-
Miłość... To jedyna rzecz, w którą będę wierzył. Może i dlatego, że jestem tragicznym romantykiem, moze i dlatego, że patrzę na to nie przez pryzmat umysłu, ale swoich uczuć. Ładnie to skomentowaliście pod względem umysłowym, ale wszystko sprowadziliście do jednego - dzieci, a potem do zapomnienia itd. Czy wyście poszaleli?! Równie dobrze mozan napisać, ze po cholerę żyć, skoro i tak umrzemy. Po cholerę czuć, skoro i tak umrzemy. Wreszcie po cholerę przestrzegać jakichkolwiek zasad, skoro i tak umrzemy. Ktoś oczywiście powie, że zostaniemy zapomnieni kiedyś przez tę drugą osobą, tak samo jak podczas śmierci za kogoś, ale czy nie próbowaliście tego rozpatrzyć pod innym względem? Nie chodzi o to, by umrzeć w miłości za kogoś, ale dla kogoś. Również ten tak zwany efekt znudzenia - ile jest par, które są ze sobą ileś tam lat? Miliony. Czy one się sobie znudziły? Czy one się rozstaja po pewnym okresie czasu? Czy moze są ze sobą jedynie z przyzwyczajenia, albo, żeby trzymać pozory? Całe nasze życie nie wystarczy, by poznać samego siebie, a co dopiero drugą osobę, więc nie mamy prawa znudzić się w naszym związku. Jeśli ktoś traktuje swoja małożonkę/dziewczynę/osobę którą kocha, jako zwykły produkt do rozmnożenia itd, to nie dorósł do tego uczucia. Boicie się zostać sami na starość? A czy wy jesteście godni tej drugiej osoby, by ona przy was została? By was spierała w każdej chwili, by was... kochała? Nie. Miłość to uczucie, którego nie można opisać, nawet przez was inteligentny i naukowy przepływ hormonów - strach również wywołuje reakcje w naszym orgraniźmie, a mimo to, każdy w niego wierzy, więc w miłosć mozna nie wierzyć? Na to nie ma lekarstwa, ale czy ktoś chciałbym się z tego wyleczyć? Czy ktoś z was chciałbym być samotnym, nieczułym na starania/ból/miłość swojego partnera? Wogóle jakim prawem możecie mówić "miłość", czy "kocham" ot tak sobie? Zastanawialiście się kiedyś, co te słowa tak wlaściwie oznaczaja? Bo najwidoczniej jesteście raczej dziećmi w tych sprawach, skoro patrzycie przez to w naukowy sposób. Różne dolegliowści wywiłują w naszym organiźmie uczucia, ale miłość wywołuje jedynie te pozytywne, więc mówić, że jest to choroba, to po prostu głupota. Oczywiście, ktoś powie, że miłość w takim razie to narkotyk, który uzależnia. Błąd. Z tego nie możemy się wyleczyc, zaś miłość zawsze daje nam wybór - to, czy się jej poddamy, ulegniemy, zależy jedynie od nas, a nie od jakieś mieszanki chemicznej. Nie mozna porównywać nas do zwierząt włąśnie przez miłość, bo u nicha wygląda to mniej więcej tak - najsilniejszy zapłądnia partnekrę, a potem idzie dalej i znowu zapładnia, a ich parnterka szuka innego, któy i ja zapłądnia. Chcecie tak żyć, gdzie każdy z każdym? Bo ja nie. Jestem człowiekiem, a kochać, to znacyz nie myśleć w kategorii człowiek = zwierze. W miłości dojrzewamy, przez nią czasami umieramy, ale również i w niej, znajdujemy siłę by żyć dalej. Jesteśmy gotowi dla tej drugiej osoby do wszystkiego, nawet do poświęcenia największego skarbu <dla jednych jest to własne życie, dla innych nie>. Są przypadki, gdy miłosć daje siłę ludziom nawet wtedy, gdy jej nie potrzebuję - przykład: wasza wybranka zostaje sparaliżowana, to co robicie? Trwacie przy niej w cierpieniu, czy jak sami twierdzicie, bedąc nie zdotną do współżycia porzucacie ją i znajdujecie sobie nową partnerkę do "bzykanka"? Czy to jest według was dojrzałe? Bo według mnie to dziecinada. Zaś maksymalną głupotą jest twierdzenie, że wraz z latami ta miłość umiera i jesteśmy z drugą osobą jedynie z przyzwyczajenia, bądź innego czynniku. Patrzyliście kiedyś swojej dziewczynie/komuś kto wam się poodoba w oczy? I co widzieliście? Oczy w sensie naukowym, czy zwierciadło duszy? Jeśli miłość to taka zla cecha, to czemu nikt na nią lekarstwa nie szuka? Bo jest ono nie potrzebne. Przypatrzcie się swojej dziewczynie/obiekcie waszych westchnień i zadajcie sobie cholernie ważne pytanie: czy jestem w stanie z nią być do końca życia i za co ją tak właściwie kocham? I tu jest cała potęga tego uczucia - nie mozna sobie odpowiedzieć, za co ja kocham, po prostu ją kochamy. Nie wierze, że to wszystko, co kiedyś przeżyję itd, jest jedynie skutkiem ubocznym chęci rozmanażania się. Są zwiazki bezdzietne, gdyż jedna strona, która chce mieć dzieci, "umiera" dla tej drugiej osoby <niszczy/usypia swoje pragnienie byle z nią być. Są związki, gdzie jedna osoba jest w śpiączce, zaś druga trwa przy niej. "Umiera" dla niej, rezygnując ze swego życia, zaprzepaszczajac te swoje wszystkie szanse dla niej. Również z miłości "umieramy" dla drugiej osoby, by ta mogła robić to co chce <na przykład: przeszkadzamy w jej karierze, a jedynym rozwiazaniem, jest usunać się na dalszy plan>. To jest włąśnie miłość - umrzeć nie za drugą osobę, ale umrzeć dla niej... Oczywiście, to działa w obydwie strony... A jak ktoś ma jakieś zastrzeżenia, to niech zada sobie pytanie, czy za te kilkanaście/klikadzisiąt lat opuści swoja ukochana, bo jest już stara, niedołężna, brzydka itd. W tym aspekcie nie myślcie głową, bo zawsze mozecie znaleźć lepszą kobietę od tej, z którą jesteście, tutaj musicie myśleć po prostu sercem. Wiem, że to wydaje się głupie, ale jeśli macie zamiar jedynie sie "kochać" byle mieć dzieci, to rówie dobrze mozecie iść do banku spermy - na pewno kiedyś sie komuś przyda. Mało tego - jeśli chcecie sobie "pocipciać", to idźcie do jakieś pierwszej lepszej "kurwy" <to nie przekleństwo, tylko zawód> i sobie ulżyjcie... Poświęcenie... Nie patrzymy na siebie, lecz tylko i wyłacznie na nią. Nie bierzemy pod uwagę swoich pragnień, uczuć, lecz tylko i wyłącznie jej. Kochajac, nie jesteśmy egoistami, lecz ludźmi szczodrymi. Trzeba tylko uważać, kogo tym uczuciem obdarowujemy.
-
ja to wszystko co napisałeś uprościłem do jednego zdania =] Racja że niemożna miłości rozumieć w sposób biologiczno chemiczny, zreszta miłości wogóle się nie da zrozumieć więc o czym ta rozmowa ;)
-
Brawo... Brawo przeczytałem od deski do deski, jestem pod dużym wrażeniem qiaxa... pewien filozof pisał o miłości w następujący sposób: Miłość jest jak łza od oka bierze poczatek a w serce zapada... Otóż w naszych czasach (bynajmniej w moim wypadku) nie sprawdziwło się to, poznałem swoją wybranke przez czata i jesteśmy ze soba kawałek czasu w chwili gdy pisze te słowa będzie rok, sześć miesięcy i 12 dni... powiem wam czym jest miłość... jest bezwarunkowym oddaniem się drugiej osobie, dbaniem o jej szczęście i gotowością poświęcania siebie tego co się posiada(czego ja nie potrafiłęm zrobić i niejednokrotnie dałem tego dowód...za co ją przepraszam)itd... otóż Iza (bo takie imie nosi ów anioł) przyjechała do obcego miasta, nie widząc nawet mojego zdjęcia, znając mnie jedynie przez rozmowy prowadzone na GG, raz jedyny słyszała mój stremowany głos gdy do niej zadzwoniłem. I co ?? Przyjechała, uwierzyła, że się pojawie i wcale się chyba nie rozczarowała skoro jesteśmy tak długo ze sobą, ona potrafi poświęcić dla mnie wszystko natomiast ja co do siebie nie mam pewności, moje życie nie jest dla mnie wartością najwyższą, jest nią szczęście otaczających mnie ludzi i Jej szczęście (kto to pisze [patrz na nicka]). Każdy z nas ma jakąś rolę do spełnienia i każdy szuka spełnienia w miłości(nie mówie tu o bezmózgiej kopulacji)... Choć życie nas niejednokrotnie doświadcza i mówimy iż tracimy wiarę w miłość to tak naprawdę nigdy jej nie stracimy, miłość łatwo zawierza tak pisał owidiusz jak się z nim nie zgodzić? Jak mawiali w średniowieczu miłości i kaszlu nie da się ukryć, choć w naszym wieku żadko kto może mówić o prawdziwej miłości tak jak pisał qiax w większości są o jedynie hormony a wszystko zweryfikuje czas... Miłość jako choroba?? jako narkotyk?? co najwyżej można przyrównać ją do szaleństwa (przynajmniej wg.Plauta[pozdrowienia dla mojej nauczycielki łaciny ;) ])... Szaleństwa odbierającego nam możność logicznego myślenia na temat obiektu naszych westchnień... nikt nie uniknie śmierci ani miłości takie jest było i będzie(mam nadzieje) nie chciałbym by przyszłym pokolenią przyszło żyć w świecie bez miłości... Bez miłości piekło byłoby odludnym miejscem, to ona pchała wielkich ku upadkowi... ale o czym my tu ;) troche sie zagalopowałem :) co do uleczalności już w starożytności stwierdzono iż miłości nie da się uleczyc żadnymi ziołami... aktualnie w polsce i nie tylko panuje wirus I love you (kocham cię), stało się to oklepana formułką nie niosącą ze sobą minimum znaczenia, ludzie przestali traktować te słowa jako coś zobowiązującego, jako wyznacznik tego co dzieje się w sercu. Aktualnie kocham Cię oznacze= fajnie się z tobą czuje znaczy że na pewno cię kocham... ech.. dobra kończe bo dawno takiego długiego posta nie pisałem.... zakończe wszystko jednym zdaniem: Kochać i jednocześnie nie tracić rozsądku ledwo bogom się zdarza.
-
huu.... gratuluję qiax, kolejny piękny wywód...:
Ładnie to skomentowaliście pod względem umysłowym, ale wszystko sprowadziliście do jednego - dzieci, a potem do zapomnienia itd. Czy wyście poszaleli?!
arara... nie trzeba się od razu tak unosić. Ani ja, ani (jak przypuszczam) White_Wizard i Morchol nie sprowadzamy miłości do kopulacji. Może dokanoam jakiegoś sprostowania... na Religii oniś miałem lekcję na temat różnicy między pożądaniem, a miłościa. Ze wszystkich z reguły żałośnie nudnych lekcji Religii, ta jedna zapadła mi pamięć, jako że uświadomiłem sobie, że różnica (w szczególności w dzisiejszych czasach) może się zacierać. Miłość jest uczuciem bardzo głębokim... to co napisałem wcześniej, było moją dywagacją na jej temat z perspektywy bardziej obiektywnej (spojrzenie odgórne), i faktycznie sprowadziło się to do pozornego rozłożenia tego pięknego uczucia na czynniki pierwsze. Nie miałem szczęścia być częścią poważnego, ani niepoważnego związku.. byłem raz zakochany, lecz dziewczyna oba nie zgodziła się na związek ze mną i... i nic... dalej jesteśmy przyjaciółmi (czyli ja też "umarłem", usuwając się na drugi plan). Chcę powiedzieć, że ja staram się podejść do miłości z pewnym dystansem, żeby zaoszczędzić sobie późniejszych deprech i cierpienia. Jeśli spotkam tą jedyną i kiedy będę czyimś chłopakiem, to wtedy będę chciał utrzymać ten związek za wszelką cenę. Mam nadzieję zapewnić przyszłej wybrance losu wszystko co najlepsze. Chcę, żeby czuła się przy mnie bezpiecznie, chcę, żebyśmy mogli o wszystkim swobodnie rozmawiać. Chcę, żeby miała we mnie oparcie w chwilach trudnych i by zawsze mogła na mnie liczyć. Czy tak według ciebie powinna wyglądać miłość? Bo według mnie tak.
O miłości można dużo pisać i wiele już zostało napisane. A mimo to, nie wykazano niczego. Miłości się nie zrozumie... można jedynie próbować i dochodzić do nieskończonych przybliżeń idealnej definicji.
PS.
"Kochać, to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, lecz spoglądać razem w tą samą stronę" A. de Saint Exupere
-
Tantalus;
Chcę, żeby czuła się przy mnie bezpiecznie, chcę, żebyśmy mogli o wszystkim swobodnie rozmawiać. Chcę, żeby miała we mnie oparcie w chwilach trudnych i by zawsze mogła na mnie liczyć. Czy tak według ciebie powinna wyglądać miłość? Bo według mnie tak.
Ja chcę, by była szczęśliwa... Na miłość nie należy patrzeć z dystansem, należy jej się oddać w pełni, by ją w pełni poczuć. Co najwyżej należy sie starać odruznić pożądanie od miłośći, zauroczenie od miłości itd.
-
Chcesz podchodzić do uczucia z dystansem ?? Więc jak bez pełnego oddania chcesz się dowiedzieć czy to ta jedyna ?? coś Cię ukłuje w serducho i już wiesz... Możesz mieć co najwyżej przeczucie...
Jak pisałem posta to jeszcze tego qiaxowego nie było :shu:
-
qiax:
Na miłość nie należy patrzeć z dystansem, należy jej się oddać w pełni, by ją w pełni poczuć.
Niestety mamy inny punkt widzenia. Ty masz szczęście mieć kogoś, dla kogo możesz zatracić się w miłości. Pewnie kiedy ja znajdę tą jedyną też tak będę myślał, lecz póki co mogę sobiepozwolić na spojrzenie na miłość z perspektywy osoby trzeciej.
-
Tantalus;
Niestety mamy inny punkt widzenia. Ty masz szczęście mieć kogoś, dla kogo możesz zatracić się w miłości. Pewnie kiedy ja znajdę tą jedyną też tak będę myślał, lecz póki co mogę sobiepozwolić na spojrzenie na miłość z perspektywy osoby trzeciej.
I tu się mylisz, bo jak na razie, nie mam nikogo...
-
hmm... dobra tu mnie masz... w takim razie to tylko typowa różnica poglądów... ciekawę... moim zdaniem oddawanie się czemukolwiek bez opamiętania jest z natury złe... może miłość jest wyjątkie wobec tej reguły... nie wiem... dysponuje za małą ilością danych i Exp.
-
1)Nie wierze w Boga i uważam że został on stworzony przez ludzi aby oni mieli snes życia, aby mogli kogoś powyklinać jeśli coś stanie się nie tak, aby mogli kogo prosić jeśli będa w potrzebie, aby mogli dziękować za to że mają to co mają bo niewierzą że mogli to uzyskać sami... ale ja tak do końca na ten temat się nie mogę wypowiadać bo nie przeczytałem ani razu bibli ani też apokalipsy... ogólnie niezbyt mnie to interesowało... wole żyć własnym życiem i robić to co uważam za słuszne a nie to co dyktować mi będzie Bóg i kościoł, nie wierze także w żadne przeznaczenie i los.... wszystko będzie tak jak ja tego chce... czy zdam do kolejnej klasy? ak jeśli sam tego bardzo będe chciał i wezmę sie za nauke... nie przez to że ktoś sobie tak zaplanował...
Uważam tak samo że to co osiągniemy w życiu zależy od nas, a nie od ewentualnej pomocy Boga, nie ma czegoś takiego jak narzucone z góry przeznaczenie ...o swoim losi decydujemy sami, my go kształtujemy. Jednak odwrotnie niż Ty, ja wierze w Boga, ale nigdy Go za nic nie zwymyślałem ani o nic nie prosiłem (i nie mam zamiaru) bo to nie ma sensu jeśli wszystko czego dokonam lub czego nie uda mi się dokonać w moim życiu zależy odemnie ... i też w życiu kieruje się własnym poczuciem słuszności a nie zasadamy narzucanymi mi przez Kościół
a co do miłość to mam na o niej takie samo zdanie jak qiax i De6v6il6 (znakomite posty :D )
-
qiax:
Czytaj to co pisze ze zrozumieniem:
"Ale prawdziwa miłosć to taka, w której nie boisz się umrzeć dal drugiej osoby, nie boisz się zniknać z jej życia... "
Heh głópi jestem... sorka ne serio guupek ze mnie...
O miłoście nie mogę za dużo napisać... poprostu jestem młody (18 lat) i narazie jeszcze nie przeżyłem żadnej miłości chyba z rok temu po raz pierwszy się "zakochałem" teraz od pół roku mam dziewczynę i raz jej powiedziałem że ją kocham... ale już nigdy tego nie powiedziałem więcej i zaraz potym gdy wypowidziałem te słowo zacząłem się troche zastanawiać czy dobrze robie że mówie takie coś... powiedziałem to po pewnym okresie kiedy się przez kilka dni nie widzieliśmy i chyba powiedziałęm to pochopnie... mniejsza z tym, w każdym razie chodzi mi oto że dołączam się do Devila którymówi że w naszym kraju wszysycy mówią że się kochają(moim zdaniem to efekt Big Brother'a).. czasami jak widze podpisy na gg to mi się odechciewa... Sam niewiem czy byłbym w stanie iść dla mojej ukochanej osoby na tortury (tak jak pisał qiax w jednym z pierwszych postów) napewno jeszcze nie teraz(w końcu pół roku to bardz,bardzo mało czasu) a wszystko zdefiniuje czas i kiedyś okaże się jak wiele mogę zrobić dla mojej dziwczyny... i czy ona będzie w stanie zrobić coś dla mnie...
Tutaj mam pytanie czy waszym zdaniem ma jakieś znaczenie czy druga osoba cię kocha? (jasne ze ma ale chodzi mi o to czy jeśli ona cię nie kocha to czy możesz być z nią mimo to szczęśliwy?)
Moim zdaniem mimo iż druga osoba nie jest w stanie cię pokochać to nadal i my możemy być szczęśliwi robiąc dla jej dobra wszystko to co sprawi jej przyjemność starając się o jej względy... wiem że to wszystko sprowadza się do tego co napisał qiax... ale czy człwoiek długo może wytrzymać taki stan rzeczy... czy kiedyś te starania nie załamią jego samego.. czy w takiej jednostronnej miłości będzie można wytrzymać do tych starych lat?
-
Gipsi;
Tutaj mam pytanie czy waszym zdaniem ma jakieś znaczenie czy druga osoba cię kocha? (jasne ze ma ale chodzi mi o to czy jeśli ona cię nie kocha to czy możesz być z nią mimo to szczęśliwy?)
Moim zdaniem mimo iż druga osoba nie jest w stanie cię pokochać to nadal i my możemy być szczęśliwi robiąc dla jej dobra wszystko to co sprawi jej przyjemność starając się o jej względy... wiem że to wszystko sprowadza się do tego co napisał qiax... ale czy człwoiek długo może wytrzymać taki stan rzeczy... czy kiedyś te starania nie załamią jego samego.. czy w takiej jednostronnej miłości będzie można wytrzymać do tych starych lat?
Miłośc do drugiej osoby... Powótrzę to jeszcze raz - nie ważne jest nasze szczęście, wazne, by ona była szczęśliwa. Jeśli my ją kochamy, ale jej serce należy do kogoś innego, to nie należy jej sprawiać bólu, starajac się o nią <gdyz ona nie bedzie chciała nas zranić, przez nie będzie do końca z nami szczera, co z kolei da jedynie nieporozumienia>. Raczej powinniśmy usunąć się na dalszy plan i cierpliwie czekać. Jeśli nie mamy na to siły itd, to ja sobie to tłumaczę tak - to było zauroczenie. Nic nie warta mistyfikacja miłości. Jesli nie podołalem, jesli nie czerpałem siły z tego uczucia, to oznacza, że to nie była prawdziwa miłość, bo inaczej, popadł bym w melancholijną rozpacz, po której raczej nie dane było by mi sie pozbierać do kupy po jednej nocy rozmyślań nad tą drugą osobą. Sądze, ze każdy ma swoja drugą połowę, tyle, że trzeba wykazaś się wytrwałością w jej poszukiwaniach, bądź cierpliwościa na jej oczekiwanie. Jednostronna miłość, to nie jest orawdziwe oblicze tego uczucia... Miłość jest jak kwiat - niepilęgnowany, umiera.
-
Jeżeli to rzeczywiście miłość to znam takie banalne hasełko miłość zwycieża wszystko... myśle wiec że jest to możliwe oczywiście wszystko weryfkuje życie osobiście nie wiem czy potrafiłbym tak czysto kochać, jak wiadomo każdy człowiek jest egoista (a do tego jeszcze dochodzi moje hedonistyczne podejście do życia ;) ) po mojej melancholijnej rozpaczy do tej pory mam ślady... w każdym razie miłości nie uśmiercisz nie zgodze się z Tobą że ona umiera możemy co najwyżej ją osłabić i uśpić, próbować przelać uczucie na inną osobę...
-
De6v6il6;
umiera możemy co najwyżej ją osłabić i uśpić, próbować przelać uczucie na inną osobę...
Ale to nigdy nie będzie to samo. "Nie można wejśc dwa razy do tej samej rzeki" / "Nie można dwa razy się identycznie zakochać"
-
Z tym też sie zgodze każde doświadczenie nas zmienia i to oczywiste że niebedziemy kochać tą samą miłoscią ale jednak uczucie to zostaje gdzieś... Mnie się udało je przelać na inną osobę tak mi się wydaje... nic nie możemy powtórzyć identycznie tego potrafią dokonać tylko maszyny... Nawet proste czyności za każdym razem wykonamy w inny sposób nie mówiąc o miłości czy innych uczuciach(nie porównuje tu uczuć ludzkich do czynności :prr: )...
-
De6v6il6;
Mnie się udało je przelać na inną osobę tak mi się wydaje...
To jest trochę dziwne. Jak uczucie, które zywiłeś do dziewczyny A, możesz przleać na dziewczynę B? Przecież owe osoby różnią się wszystkim: charakterem, ubiorem, wyglądame, stylem i gustami. To jest niemozliwe... Mogę się zgodzić, ze uczucie pozostaje, bo każde takie czy inne doświadczenie, zostawia bliznę na naszym ciele. Ale to, że mozna przelać uczucie miłośc na drugą osobę - z tym nigdy. Rozumiem, że można je zastąpić, ale to nie to samo.
-
hmmm... widzisz nie są tak strasznie odmienne powiedziałbym nawet że są prawie identyczne a róznia się niewielkimi detalami, naturalnie "szukałem" kogoś podobnego do dziewczyny A by móc spróbować przelać uczucie na dziewczyne B, jeżeli znalazłbym kogos diametralnie innego nie byłoby to możliwe ale w tym wypadku, myśle że jest to pewne wyjście... kazde uczucie można próbować przelać, najtrudniej jest z uczuciami skrajnymi, ale zawsze można próbować, bo nieraz tylko próby nam pozostają, bo wszystko inne zawodzi... dajesz sobie wtedy chociaż taką szanse, nie możesz się zamykac w tym jednym uczuciu które do kogoś żywiłeś musisz cos robić bo kiedy będziesz bierny świat Cię zje...Tak samo jeśli poddasz własnym uczucią i nie będziesz chociażby próbował ich kontrolować...
Wtakim przypadku sama rozpacz odrzucenia Cię zje...
P.S. sorry że tak dopisjeale jak mi jakaś myśl przyjdzeto nie bede machał nowego posta ;)
-
qiax ale mi niechodziło oto że ona patrzy na kogoś innego i żebym ja się usunął... tylko jeśli dziewczyna jest ze mną i powiedzmy będziemy ze sobą rok, może 2 albo nawet i więcej i ona wciąż niebędzie w stanie mnie kochać... nie będzie w stanie spędzać ze mną wiele czasu... będzie chciała powiedzmy spędzać połowe czasu ze mną a połowe ze swoją przyjaciółką (a może nawet i więcej z nią)... poprostu nie będzie w stanie mnie pokochać ale mimo to będzie chciała spędzać ze mną czas... ale niekoniecznie oddać mi wszystko.. będzie chciała być ze mną ale nie będzie mnie kochać... czy w tej sytuacji powinienem być z nią bo ją kocham... czy może powienienem znaleźć tę inną połówkę która mnie pokocha, i którą może i ja pokocham tak jak tę poprzednią... kur** zamotałem :shu: napisze tak: Czy jest sens bycia z dziewczyną która nie jest w stanie pokochać nikogo? ...naprawde niewiem jak opisać oco mi chodzi... sorki za głupi bełkot, ale już sie qiax przekonałeś że nie dokońca umiem pisać i wyrażać o co mi chodzi...
Devil mam tylko nadzieje że nie traktujesz Izy jako tej osoby A i wiesz że to nie jest ta sama dziewczyna i nie prubójesz poprostu zastąpić sobie tej na której się zwiodłeś Izą... moim zdaniem powinieneś ją traktować jako całkowicie inną osobe
-
Czy jest sens bycia z dziewczyną która nie jest w stanie pokochać nikogo?
Devil mam tylko nadzieje że nie traktujesz Izy jako tej osoby A i wiesz że to nie jest ta sama dziewczyna i nie prubójesz poprostu zastąpić sobie tej na której się zwiodłeś Izą... moim zdaniem powinieneś ją traktować jako całkowicie inną osobe
co do pierwszej części Czy jest sens bycia z dziewczyną która nie jest w stanie pokochać nikogo? Czyli chodzi Ci o siebie... znaczy zdanie powinno brzmieć mniej więcej tak...Czy jest sens bycia z dziewczyną która nie jest w stanie mnie pokochać? Co do drugiej części na początku tak próbowałem teraz wiem że mimo iż podobnie wyglądają i czasami się zachowują sa to dwie różne osoby jednak dzięki temu że są podobne mogłem uśmiercić (czyt. przelać) uczucie na Ize...
-
co do pierwszej części Czy jest sens bycia z dziewczyną która nie jest w stanie pokochać nikogo? Czyli chodzi Ci o siebie... znaczy zdanie powinno brzmieć mniej więcej tak...Czy jest sens bycia z dziewczyną która nie jest w stanie mnie pokochać?
To w sumie wychodzi na to samo...jeżeli nie jest w stanie kochać nikogo to i mnie nie pokocha (spotkałem w życiu kilka dziewczyn które mówiły że śa maxymalnie nie uczuciowe i które mówią że nie poczują czegoś takiego jak miłość)... chodzi o to że nie którzy mówią że nie ważne jest czy druga osoba cię kocha i czy kiedyś cię całkowicie nie zapomni, ważne jest że ty chcesz dla niej jak najlepiej i że jeśli ona cię zapomni to ty zawsze będziesz o niej pamiętał i o chwilach które spędziliśmy(ja np. tak zawsze myślałem)... ale czy to nie jest czasem marnowanie siebie? ...ech chyba powinienem zakończyć ten bełkot bo robie tylko z siebie głupka i niewiem jak wyjaśnić to oco mi chodz...
-
Skwituje to tak w życiu sa dwie penwe żeczy... śmierć i miłość... a jeżeli nie potrafi Ciebie pokochać to znajdzie się ktoś inny taka jest kolej rzeczy...
-
nie czytalem wczesniejszych postow bo mi sie nie chcialo wiec byc moze powtorze dokladnie to co ktos inny hehe :D
1. nie wierze w zadnego boga jestem ateista ale z przymusu katolikiem... ale ja i tak w to nie wierze co oni tam wypisuja w biblii czy jak to sie tam nazywa... ale za to wierze w takie cos jak przeznaczenie... nie wiem wydaje sie niby ze na wszystko ma sie wplyw a jednak....nie wiem dlaczego mam takie przeczucie
2. poki co krotko zyje i nie czuje spelnienia... najchetniej zaczalbym wszystko od nowa...
3. eee? za trudny wyraz dla mnie :P
4. a jakie mam wyjscia?
a) spali mnie woda
B) spali mnie slonko
c) nabija mnie na kolek
d) poszczuja czosnkiem czy innym koperkiem
e) z pragnienia krwi
f) ktos mnie wrzuci do otchlani
a wiec sonda: jak najlepiej umrzec? odpowiedzi na 0-700-696-969 lub sms na nr 7910 za 9 zl + 22% vat. dodatkowo 15 sierpnia odbedzie sie losowanie samochodu - malego fiata znanego szerzej jako maluch rocznik '78. nagrody pocieszenia - 5 ogorkow. zapraszamy!!!
a tak na serio. nie ma dla mnie znaczenia jak umre. chociaz wolalbym zginac w jakiejs katastrofie niz lezac w lozku i niebudzac sie na nastepny dzien...
-
eeee szkoda Marvell że nie czytałeś wczesniejszych postów bo pytania się zużyły aktulanie rozmawialiśmy na temat nieco cięższy niż śmierć czyli o miłości ;)
-
eeee szkoda Marvell że nie czytałeś wczesniejszych postów bo pytania się zużyły aktulanie rozmawialiśmy na temat nieco cięższy niż śmierć czyli o miłości
Mnię sie wydaje że szkoda że Zell nie przeczytał postów ale to już tylko moje zdanie :P
Ja dzisiaj rozmawiałem z moją Moniką która wyjechała na 2 tygodnie i mimo iż to tylko rozmowa na telefon jestem MegaHappy :D :D i pieprzą mnie jak narazie wszystkie miłości itd... chce spędzać jak najwięcej czasu z nią, i czekam aż wróci (czkam też aż przejdzie mi kapa bo jest piątkowy wieczór ;) ) Kto z was ma dziewczyne ? uważacie że ją kochacie ew. ona was? Ja mam dziewczyne od pól roku i niewiem czy się kochamy... tzn. napewno coś między nami jest i zależy nam na sobie ale to chyba jednak nie miłość narazie... nie oddalibyśmy się za swoje osoby torturom... ale jeszcze dużo czasu przed nami.. a ja się cieszę że usłyszałem jej głos i że jestem troche pijany :) ehhh.... Monika...
-
jak mówi moja niunia kochać to znaczy umieć nie być razem... co znaczy mieszkamy od siebie 70km przy dobrych wiatrach widzimy się raz na tydzień ale jaką radoche mamy jak już sie zobaczymy ;) rozbrajają mnie natomiast ludzie któży się sobą nudzą :D bo ja się nią nigdy nie znudze mimo iż czasami nie mamy o czym rozmawiać ja lubie poprostu przy niej trwać i patrzeć na nią :) ale co tam ciesz się Gipsi że masz swoją wybranke tak blisko :)
-
hm..... tak..... posty poprzedników dają dużo do myślenia i do rozważania.... ale może teraz czas, żebym ja coś dopowiedział.
Zdecydowanie zgadzam się z Tantalusem w kwestii patrzenia na miłość z trzeciej osoby. Może jest to zły punkt widzenia, ale już wyjaśniam o co mi chodzi. W miłość należy zagłębiać się powoli. Jeśli skoczymy w nią jak w nieznaną wodę, możemy rzeczywiście zbnaleźć partnera na całre życie....., ale co jeśli nie? Co jeśli okaże się, że nasza miłość zrobiła nas w konia, opszukała i nas nie kocha? Jeśli zbyt gwałtownie i za bardzo zagłębiliśmy się w uczucie, to czeka nas ciężka deprecha.... a jeśli mamy słabą psychikę, możemy nawet posunąć się do skończenia swego życia... ale po co? W imię tego, że ktoś nas nie kocha?
Wszyscy twierdzą, że miłość opiera się na sprawianiu drugiej osobie dobra, niezważając na siebie. Niestety to tylko ładnie wyglądająca teoria. W życiu nie ma czegoś takiego jak bezinteresowność. Życie opiera się na stosunkach przynoszących obustronne korzyści, albo ewentualnie na pasożytnictwie. Czy naprawdę wierzycie, żę mozna być dla kogoś super dobrym przez dłuższy czas, jeśli druga osoba pozostaje bierna? Można to sobie później tłumaczyć jako zauroczenie, ale nasówa się następne pytanie. Czy można rozdielać miłość na zauroczenie i miłość właściwą? Jakie są sposoby i warunki dokonania tego podziału?
De6v6il6, moim zdaniem nie można przelać uczucia na kogoś innego. Nawet jeśli te dwie osoby są podobne, to przecież jak oszukiwanie samego siebie. Trzeba życi teraźniejszością, a nie próbować przywołać przeszłość, za pomocą innej osoby......
-
Może i tak może i nie, napisałem o tym co czuje i co mnie się zdaje, a zdają mi się różne rzeczy... nie uśmiecha mi się bycie biernym obserwatorem i czekanie na miłość... możesz tak przeczekać całe życie a ono jest zbyt krótkie by czekać... jeżeli żyjesz w stagnacji to tak jakbyś umarł... nie można przyglądać sie wszystkiemu i umywać od tego ręce... Za dużo jest ludzi któży stoją z boku, za mało jest ludzi któży chcą żyć pełnią życia... dlatego ten świat wygląda jak wygląda... życie jest snem krótkim co później nie wiadomo, nawet po odrzuceniu da się wylizać, każdy Ci to powie... co do przelania uczuć, nie potrafisz przelwać nienawiści ?? ja potrafie jeżeli potrafisz zrobić coś takiego z jedną skrajnością to czemu nie z drugą... Biada moim wrogą jeżeli nie mogę sie do nich dobrac bezpośrednio bo jeżeli idzie o nienawiść i zemste to jestem bezlitosny i nie koniecznie musze mścić się bezpośrednio na moim obiekcie, zawsze jest rodzina, przyjaciele, znajomi...ale nie o tym chciałem... patrzac z boku na życie, czujesz jak przecieka ci ono przez palce, a ty z tym nic nie zrobisz bo patrzysz z boku... świat się zmienia zmieniają się ludzie ale w naszych czasach nie ma już czasu na stagnacje i obserwacje... ja nie żyje przeszłością ja żyje dniem dzisiejszym i od dawna chodze twardo po ziemi bo wiem że jeżeli wróce do przeszłości będe ją roztrząsał życie da mi kolejnego kopa...Nie ma w naszym życiu już miejsca na rozpacz, nie ma na melancholje... a przynajmniej nie powinno go być jednak rzeczywistość jest zgoła inna... jednostki o wysokiej empatii są obarczane problemami wszystkich do koła mając równierz własne... jednostki te mają dość siebie tego pieprzonego świata i życia, bo to one mają wszystkich zrozumieć ale nikt nie potrafi zrozumieć ich... ale dość już tego bo otworzyłem moje jezioro goryczy i pewnie nie tylko moje zamknijmy je z powrotem i zapomnijmy o nim...
-
hm.... przelewać miłość to absurd, ale przelewać nienawiść to idiotyzm. Uczucia pozytywne nie czynią nikomu żadnej szzkody, ale po co miałbym przelewać na kogoś innego nienawiść, którą czuje do kogoś? To tak jakbym się wyżywał na tej osobie, dletego, że ktoś mi podpadł. Ja nie przelewam nienawiści, każdy, kogo nieznoszę ma u mnie pewną swoją dozę nienawiści. I na tym temat się kończy. Nienawidzimy jednego, za coś i drugiego, za coś innego. Nie można całej nienawiści skupiać na jednej osobie.
Jeśli drogi diabełku przeczytałeś mojego posta dokładnie, żauważyłeś zapewne coś o wolnym zagłębianiu się w miłość. Nieustanne stamnie z boku to absurd. Druga osoba może uzbnać, że ją olewasz i sobie póść.... więcej z tego szkody, niż pożytku. Nie mam zwyczaju krzywdzić tych, którzy na to nie zasłużyli, ale nie zmienia to faktu, że do wszystkiego podchodzę z pewną (czasem znaczną) ilością ostrożności.... Bo przecież wszystkiego trzeba w życiu spróbować, czyż nie?
-
hohohoho ja natomiast lubie przelewać negatwne uczucia czyż nie bardziej bedzie bolało wroga jeśli zemścisz sie na jego przyjaciołach... to jest coś tak wspaniałego jak poczucie winy, to zżera tych ludzi od środka, zawsze czemuś się zawdzięcza swój nick ja mysle, że własnie temu bym go zawdzięczał.. co do powolnego zangażowania to jest to tracenie cennego czasu ile możesz się tak zagłebiać ?? dajesz po kawałku siebie nie potrafisz zaufać i dać całego to nie jest miłość to jest asekuracja...boisz się jedynie samotności...
-
oj.... tutaj trzeba trochę polemizować. Czy nie sądzisz, żę mszczenie się na przyjaciołach wroga nie jest dobrym posunięciem? Po pierwsze krzywdzisz bogu ducha winnych ludzi, a po drugie taki czyn może wywołać dwojakie reakcje. Wróg faktycznie możę się tym przejąć, albo po prostu to olać (w wypadku zemsty bezpośredniej olać jej nie może) a co najgorsze może też pomyśleć, że się go boisz, a to są raczej argumenty negatywne...... Co do samotności, jest to jedna z tych rzeczy, których się nie boję... tak jak w przypadku śmierci jestem przygotowany na to, że mogę być samotny, tak samo jak na to, że mogę zginąć jutro......... Co do tego powolnego zagłębiania się w uczucia, to wszystko ma swoje dobre i złe strony. Poza tym narazie moje życie opiera się na poszukiwaniu kogoś, komu mógłbym oddać się w pełni. Nie można oddawać się w pełni jednej osobie, bo nigdy nie wiadomo, czy nie znajdzie się ktoś kogo pokochamy jeszcze bardziej. To coś w rodzaju bycia w zauroczeniu i dalszego szukania dalszej miłości. Może to głlupio zabrzmi, ale w takich poszukiwaniach kieruję się zarówno normalnymi czynnikami, jak i swoistym instynktem... nie wiem czemu, ale zawsze wystarczy, że popatrzę na człowieka i w jego/jej oczy, od razu wiem, czy jestem w stanie go/ją polubić...... może uznacie to za głupotę i błąd, ale jak do tej pory się sprawdza......
-
White_wizard;
Jakie są sposoby i warunki dokonania tego podziału?
Jeśli ty ją kochasz, ona ciebie nie, to to nie jest ta prawdziwa miłość, gdy ta prwadziwa, objawia się, gdy dwoje ludzi się kocha. <"Bo do tanga trzeba dwojga...">
Poza tym narazie moje życie opiera się na poszukiwaniu kogoś, komu mógłbym oddać się w pełni.
Nie można oddawać się w pełni jednej osobie, bo nigdy nie wiadomo, czy nie znajdzie się ktoś kogo pokochamy jeszcze bardziej.
To się wyklucza. W miłośći chodzi o to, że oddajesz się w pełni właśnie tej drugiej osobie. Nie można tego rozpatrywać, że pokochasz kogos jeszcze bardziej. Miłość to coś znaacznie głębszego, aniżeli lubienie <"tego lubię bardziej od tamtego">. Kochasz, albo nie kochasz.
-
Chcesz mi powiedziec że istnieje coś takiego jak połączenie instynktu z logicznym myśleniem... hmmm... ciekawa teoria ;) nie uznam za głupotę rozpoznawania ludzi po oczach bo naprawdę są zwierciadłęm duszy... kiedyś podobno z moich ział mrok... nie wiem nie patrzyłem w nie... ;) w każdym razie co ja miałem powiedzieć a tak co do tchórzostwa hmmm... to instynkt nie porwiesz się na kogoś, kumu wiesz że na starcie już ulegniesz, jeżeli nie w ten to w inny sposób uprzykrze my życia, naprawde jest bardzo wiele sposobów by człowiekowi zrujnować życie... hmmm... instynktowny zdrowy rozsądek... muszę posiąść te wiedzę... może zaoszczędziła by i troche bólu ale co tam już i tak po wszystkim :) znalazłęm wreszcie kogoś komu mogę oddać sie w pełni i jeżeli znajdzie kogoś innego to poprostu odejde, bo nie uszczęśliwie jej na siłe...Cóż jak równierz zauwazył qiax, w twoim rozumowaniu jest pewna luka bo przeczysz sam sobie...
-
hm... faktycznie.... mój błąd, czasem zdaża się zaprzeczyć samemu sobie, ale zmierzam do tego, że właśnie w miłości też jest pewna luka. Można się komuś oddać w całości, ale zawsze cześć naszej świadomości będzie zdawała sobie sprawę, że może być ktoś lepszy od osoby, którą teraz kochamy..... No ale należy cieszyć się tym co się ma, bo przecież możnaby nie mieć niczego .... Zawsze może być gorzej (moja życiowa dewiza ;) )
-
a druga część naszej świadomści powie nam że ta osoba znajdzie kogoś lepszego a trzecia że ona nas nie obdarzyła prawdziwym uczuciem czwart jeszcze cos innego... i tak w kółko właśnie na tym to polego przestajsz myśleć w kategoriach zdrowego rozsądku.... bo zakochani są jak szaleńcy...
-
no więc tak właściwie moglibyśmy dyskutować o miłości, ąż trąby obwieszczą dzień sądu. Możemy też szukać luk w całości, ale nie ważne ilu luk byśmy nie znaleźli, to i tak układanka zwana miłością nie rozpadnie się. Czemu? Nie wiem... tak po prostu jest... nie ważne ile wad by nie miała po prostu jest wszechobecna, niewytłumaczalna..... Przez miłość wszystko się zmienia. Przypomnij sobie jak spoglądałeś na swoją miłość na samym początku, a jak spoglądasz teraz. Przyznasz chyba, że twoje spojrzenie pada z zupełnie innej perspektywy, prawda? Perspektywę wykrzywia też ząb czasu...... i wiele innych czynników, o których dyskusja zatoczyłaby po pewnym czasie pełne koło..... Możemy kontynuować "miłosną dywagację", albo przeżucić nasze głodne filozofii umysły na inną rzecz i "let them feed" :P
-
Co proponujesz ??:D bo rzeczywiście tak jakoś zdaje mi się że to gdzieś było :>
-
Ludzie to z natury rzeczy takie popiep****e ewenementy, że mają coś czego nie posiada żadne inne stworzenie na ziemi. Nie posługują się tępym instynktem, ale mają coś co nazywa się uczucia. Są one negatywne i pozytywne.... Wogule dziwna sprawa z tymi uczuciami... Dlaczego tak jest, że ludzie są tak cholernie skomplikowani? Dlaczego ludzie komplikują życie jeszcze bardziej? Przykład? Ktoś cię wkó***a... instynkt zwierzęcy nakazywałby się go pozbyć, ale nie zrobisz tego. Czemu? nie tylko dlatego, żę maszz barierę psychiczną, ale dlatego, że inni cię za to ukażą...... dlaczego ludziom wydaje się, że mogą wymierzać sprawiedliwość? Mimo wszystko objawia się kolejne dziwadztwo ludzkości.... ludzie w przeciwieństwie do każdego innego gatunku zabijają sibie na wzajem i to w znacznych ilościach... ludzkość to jeden wielki paradoks... taki żart kogoś, kto jest za to wszystko odpowiedzialny........ Niedawno dyskutowaliśmy o miłości... To możę teraz objawimy sobie głębie nienawiści?/ Co kryje się za zasłoną tego słowa? I dlaczego może ona nas skłonić nawet do zabicia kogoś innego, z błachego powodu? w jakim stopniu można porównywać nienawiść do gniewu? Na te pytanie poznamy odpowiedź w następnym odcinku ;)
-
ODCINEK III :"NIENAWIŚĆ"
Nienawiść, tak samo jak miłość są uczuciami charakterystycznymi dla gatunku ludzkiego, a (przynajmniej w moim odczuciu) biorą się one ze społecznej ewolucji. Człowiek od dobrych kilkudziesięciu tysięcy lat żyje w "stadach", w których mimo woli musi się wykształcić zalążek wspólnej kultury i organizacji. Cywilizowany człowiek nie zabija kogoś kto go zdenerwował, lecz zaczyna go nienawidzić, jako że jest to rozwiazanie zgodne z ogólnie przyjętymi normami społecznymi. Inne zwięrzęta stadne też się nie zabijają między sobą. Tak więc i nienawiść i miłość i każde inne "uczucie" jest cywilizowaną formą reakcji mózgu na zachowanie innych osobników. Tyle słowem wstępu do daleszej polemiki.
-
co znaczy mieszkamy od siebie 70km przy dobrych wiatrach widzimy się raz na tydzień ale jaką radoche mamy jak już sie zobaczymy
Devill...podziwiam cie...moja dziewczyna mieszka ok.200-300 m ode mnie...staram sie spedzac z nia kazda mozliwa chwile...ostatnio jak wyjechala na prawie 2 tygodnie czulem sie jakby ktos rozerwal mnie na 2 czesci z zabral mi druga polowke...bedac ze znajomymi w barze co chwila spogladalem na drzwi liczac ze pojawi sie w drzwiach...nie potrafie sobie wyobrazic dluzszej rozlaki z moja dziewczyna...
milosc dla mnie jest uczuciem ktore dodaje czlowiekowi skrzydel...czkowiek, ktory nigdy nie kochal jest czlowiekiem ubogim, niespelnionym, tracacym jedno z najwspanialszych przezyc/uczuc w calym zyciu...jak mozna przezyc zycie i nie pokochac kogos ??...dla mnie rzecz niepojeta
milosc niekiedy sprawia ze cierpimy...niekiedy po takim ciosie trudno sobie wyobrazic aby to uczucie moglo ponownie sie w nas odrodzic...jednak zgadzam sie tutaj z Devilem ze milosc z jednej osoby mozna "przelac" na druga osobe...w moim przypadku nie tyle bylo to "przelanie" uczucia lecz jego "odrodzenie"...nastapilo ona z taka sila ze sam bylem tym zakoczony...lecz teraz, patrzac na to z perspektywy czasu (4,5 roku jestesmy razem ) zauwazam ze to uczucie wcale nie przygasa, wrecz przeciwnie...rozkwita ona z kazdym dniem, sprawiajac, ze czekam na kazdy nowy dzien...
w milosci jestem strasznym ryzykantem...stawiam wszystko na 1 karte...poswiecam sie caly dla osoby z ktora jestem...inaczej sobie tego nie wyobrazam...jak mozna byc z kims na "pol gwizdka" ??...milosc jest uczuciem w ktore trzeba sie samemu zaangazowac...nie rozumiem ludzi ktorzy maja po 2-3 dziewczyny...wydaje mi sie z esa to osby ktorej jeszcze nie odnalazly tej wlasciwej osoby i ciagle szukaja...
bo ja się nią nigdy nie znudze mimo iż czasami nie mamy o czym rozmawiać ja lubie poprostu przy niej trwać i patrzeć na nią
widze Devil ze jestesmy podobni do siebie...ja z natury jestem malomowny...moja Karola wrecz odwrotnie :P...zdarzaja sie takie chwile ze moge po prostu wtulic sie w nia jak male dziecko tulace sie do swojej matki i lezec tak przez dlugi czasu...rozkoszujac sie jej cieplem, zapachem moge nie zamienic z nia ani jenego slowa...ona niekiedy nie potrafi tego zrozumiec ze nie chce sluchac jak minal jej dzien, co robila na uczelni, kogo spotkala...chce po prostu "byc" z nia...nie ma slow ktore byly by wyrazily to co dzieje sie miedzy nami...staram sie zawsze rozkoszowac kazda chwila spedzana z moja dziewczyna...slowa sa mi do tego zbedne...jak to spiewaja chlopaki z Depeche Mode...ENJOY THE SILENCE !!
Kto z was ma dziewczyne ? uważacie że ją kochacie ew. ona was? Ja mam dziewczyne od pól roku i niewiem czy się kochamy... tzn. napewno coś między nami jest i zależy nam na sobie ale to chyba jednak nie miłość narazie... nie oddalibyśmy się za swoje osoby torturom... ale jeszcze dużo czasu przed nami.. a ja się cieszę że usłyszałem jej głos i że jestem troche pijany ehhh.... Monika...
ja mam dziewczyne i WIEM ze jak kocham...w innym przpadku nie byl bym z nia...al epo tym co napisales Gipsi mozna stwierdzic ze nawet jesli jeszcz ejej nie kochasz, to na banek jestes w niej zakochany :D...tego raczej sie nie wyprzesz :P...mozliwe ze wasze uczucie potrzebuje czasu, ale gdy rozkwitne...sam zobaczysz
W miłość należy zagłębiać się powoli. Jeśli skoczymy w nią jak w nieznaną wodę, możemy rzeczywiście zbnaleźć partnera na całre życie....., ale co jeśli nie?
Magu, tu sie nie zgodze...jestem zywym przykladem ze mozna...zamin poznalem moja obecna dziewczyne bylem z inna...i co bylo dla mnie wielkim zaskoczeniem rzucilem moja dziewczyne dla zupelnie nie znanej mi osoby (wtedy) dla ktorej poswiecilem sie od razu...i teraz nie zaluje :D
bo zakochani są jak szaleńcy...
zakochanie to SA szalency :lol:
-
hehehe :D cóż widać między nami duże podobieństwa :D a to pewnie jest też zasługą znaku zodiaku zdaje się że jesteś lwem :D 25.VIII. o ile się nie myle, ja jestem 16.VIII. :devil: możemy być podobni :>
-
Podsumuwując:
########################
Miłość to choroba (śmiertelna), na którą nie ma lekarstwa
########################
[size=9]O[/size][size=8]o[/size][size=9]O[/size]
[size=8]oh boy...[/size]
-
25.VIII. o ile się nie myle, ja jestem 16.VIII
ja jestem zodiakalna panienka Devil :)...ale moja dziewczyna jest Lwem...
Miłość to choroba (śmiertelna), na którą nie ma lekarstwa
milosc jest wlasnie lekarstwem na wszelkiego radzaju dolegliwosci...milosc dla niejednej osoby jest sila, ktora napedza cale zycie...P, calkowicie nie rozumiem twojego podejscia...choc moze wiem gdzie tkwi przyczyna...nigdy nie byles w nikim zakochany...nigdy nie spotkales osoby na widok ktorej Twoje serce zaczyna bic szybciej...nie spotkales osoby ktorej glos jest dla ciebie ukojeniem...ktorej zapach wydaje ci sie najpiekniejszy a cieplo i dotyk jej ciala jest czym, za czy tesknisz gdy osoba ta zniknie chocby na 1 minute...licze tylko ze nidlugo uda ci sie spotkac taka osobe :P
-
Cóż jesteś pod wpływem lwa :P
-
kuźna... i znowu wróciliśmy do punktu wyjścia...... Ale jeszcze dopiszę coś, co mi przyszło do głowy. Miłość jak i inne uczucia (w tym także nienawiść) są wszech obecne i mają siłę.... siłę do tworzenia i niszczenia... Zapytacie się co nienawiść możę tworzyć? Nienawiść z założenia jest czynnikiem destruktywnym, ale na świecie panuje równowaga - jeśli coś zostało zniszczone, to coś w tym czsie musiało powstać. Nienawiść rodzi jeszcze większą nienawiść.... przez nienawidzenie kogoś można zyskać sprzymierzeńca w kimś innym, a tym samym zawiązać jakieś swoiste więzi. Nasówa się inne pytanie. Co miłość może niszczyć? Wszyscy wiemy, że tworzy z założenia więzy (czasem trwalsze, czasem mniej) Ale czy zdajemy sobie sprawę jak destruktywną może być siłą? ARD napisał, żę rzucił dziewczynę z powodu miłości do innej innej, niszcząc tym samym cząstkę tej pierwszej. Jeśli oddamy się komuś z miłości, to ta osoba ma na nas duży wpływ... pozbawia racjonalnego myślenia..... Druga osoba może nam wpoić nienawiść, która niszczy wszystko na swej droodze. Uczucia zataczają nieustanny krąg. Jeśli kochamy, to równocześnie ranimy kogoś innego. Jeśli nienawidzimy, możemy wywołać także pozytywne wibracje...... Zawsze jeśli coś powstaje, coś musi ulec zniszvczeniu.... zawsze kiedy coś ulega zniszczeniu, powstaje coś nowego....
-
właśnie odkryłeś że każdy kij ma dwa końce...
-
co znaczy mieszkamy od siebie 70km przy dobrych wiatrach widzimy się raz na tydzień
I za to was podziwiam... ja mam moją dziewczyne oddaloną ode mnie o jakieś 5km i wystarczy że wsiąde w autobus i już jestem a i tak jest to dla mnie daleko i chciałbym żeby mieszkała na moim osiedlu żebym mógł z nią być w każdej chwili kiedy tylko być chce... ale nie można mieć wszystkiego^^
widze Devil ze jestesmy podobni do siebie...ja z natury jestem malomowny...moja Karola wrecz odwrotnie ...zdarzaja sie takie chwile ze moge po prostu wtulic sie w nia jak male dziecko tulace sie do swojej matki i lezec tak przez dlugi czasu...rozkoszujac sie jej cieplem, zapachem moge nie zamienic z nia ani jenego slowa...ona niekiedy nie potrafi tego zrozumiec ze nie chce sluchac jak minal jej dzien, co robila na uczelni, kogo spotkala...chce po prostu "byc" z nia...nie ma slow ktore byly by wyrazily to co dzieje sie miedzy nami...staram sie zawsze rozkoszowac kazda chwila spedzana z moja dziewczyna...slowa sa mi do tego zbedne...jak to spiewaja chlopaki z Depeche Mode...ENJOY THE SILENCE
I ja jestem z wami chłopaki :) Mimo iż ja i moja dziewczyna raczej należymy do gadatliwych osób to poprostu kocham się z nią położyć i leżeć... przytulić czuć jej zapach, odzczuwać na sobie jak oddycha... no i słuchać pięknego głosu Hyde-a jak nie może zabraknąć tego we wspaniałych momentach ;) (nawet taką hip hop dziewczyne jak ona zaraziłem Hydem :lol: ) poprostu piękne jest to że możesz przytulić sie do kogoś nak im ci zależy i zapomnieć o wszystkim innym co jest dookoła... to tak jak z grami... wyłączasz się od rzeczywistości... tylko że ona rą nie jest i daje jeszcze więcej przyjemności...
ja mam dziewczyne i WIEM ze jak kocham...w innym przpadku nie byl bym z nia...al epo tym co napisales Gipsi mozna stwierdzic ze nawet jesli jeszcz ejej nie kochasz, to na banek jestes w niej zakochany ...tego raczej sie nie wyprzesz ...mozliwe ze wasze uczucie potrzebuje czasu, ale gdy rozkwitne...sam zobaczysz
Nom ale ty już z twoją dziewczyną jesteś 4,5 roku^^ ja z moją dopiero 0,5... ale masz racje jestem zakochany w niej... tyle że dla mnie być zakochanym i kochać to 2 inne rzeczy... ale może żle rozumuje... w każdym razie napewno kiedyś będę mógł powiedzieć że ją kocham bo czuje do niej coraz więcej.. no chyba że mnie żuci i się niebędę z nią długi czas spotykał... to wtedy chyba moje uczucie się powięksać niebędzie... chocaż kto wie...
Hmm o nienawiść powiedziałeś duzo Wizard i nie mam nic do dodania... powiem tylko że wkurzją mnie takie narody co się nienawidzą od wielu lat na przykład palestyna tam ci pojeb**i arabwie się zabijają co chwila i pewnie sami już neiwiedzą za co... jeśli już próbują ze sobą rozmawiać, to jeden rozmawia z drugim a kumple tego pierwszego zabijają przy okazji rodzinę tego drugiego i wtedy nienawiść w tym drugim powiększa się jeszcze bardziej... czasami nienawiść jest krztałtowana przez społeczeństwo w którym się znajdujesz i niekoniecznie mamy na to wpływ bo gdybyśmy tam mieszkali też byśmy pewnie nienawidzili się i wysadzali jeden dom po drugim swoimi małymi ciałami i ładnkami znajdującymi się na nich... ja niezbyt lubie takie zjawisko jak nienawiść i nigdy nikogo nie nienawidziłem... ale może jeśli ktoś by skrzywdził tych co kocham to może wtedy bym znienwadził... nie mam zbytnio dużo do powiedzenia na temat nienawiści <że niby ja mam wogóle coś do powiedzenia na jakieśtematy... buhahaha... kto w to uwierzy..>
P.S. Co do Game Play'a to on jest młodziutki i jemu nie w głowie takie "głupoty" jak miłość i uczucie do płci przeciwnej ;)
-
właśnie odkryłeś że każdy kij ma dwa końce...
A proca ma 3 :prr:
A ja wale to czy sssie zakocha m czy nie <_< póki co nie mam na to czasssu jak coś sssie stanie to trudno sssie mówi przyssstosuje sssię ale jeśli przeznaczenie chce inaczej to... ... ... heh... ... ... ssstraciłem wątek :P
A jeśli chodzi o GPika to ja sssłyszałem coś ciekawego i chyba jessst to powodem takiej reakcji, lecz nie moge napisssać o co chodzi bo ktoś mógł by sssie na mnie pogniewać :P
-
się nienawidzą od wielu lat na przykład palestyna tam ci pojeb**i arabwie się zabijają co chwila i pewnie sami już neiwiedzą za co...
Miłość i nienawiść są do siebie podobne pod tym względem, że i jedno i drugie jest uczuciem bardzo silnym, i że oba są uczuciami samonapędzającymi się. Znaczy się, że miłość rodzi miłość, a nienawiść rodzi nienawiść. Im bardziej kochasz, tym bardziej kochać będziesz i tym bardziej będziesz kochany. To samo tyczy się nienawiści. Potrzebny jest tylko pierwszy bodziec, żeby rozpocząć niszczycielską i nieraz gwałtowną (kolejna cecha wspólna dla obu uczuć) reakcję łańcuchową.
-
Wiecie... Tak samo jak miłość, tak samo kocham nienawiść. Nie ma niczego przyjemniejszego, niz czuć zapach porażki mego wroga, widzieć strach w jego bezwartościowych oczach... Oczywiście, nie gniewam się o byle, ale nienawidze, jak ktoś zaczepia mnie bez powodu, bo na przykład "chce się sprawdzić", a potem zazwyczaj jest tak, że dostaje "kopa", by póżniej przyjść z kumplami. Nienawidzę takich gnojków, którzy nie potrafią wziąść sprawy w swoje ręce. Jeśli ktos do mnie coś ma, to niech to zalatwy jeden na jednego, nie zaś, jeden przeciwko dziesięciu. Nie wiem jak wy, ale nienawiść, to również pozytwyne uczucie - napędza nasze działania. Ktoś nas obraził i wyzwal nas na pojedynek. Oczywiscie, jako zdrowo myślący ludzie, zignorowaliśmy impertynenta, ale ten tego nie uzna - i tak dojdzie do "przepychanek", ale co tam. Jeśli wygramy, to dobrze, ale jeśli przegramy... Tutaj dochodzi prawdziwa moc tego uczucia - nie będe czuł respektu przed kimś takim, ani tym bardziej strachu, więc zaczynam ostro trenować, by pewnego dnia się odegrać. Niech wie, że się go nie boję itd. Jeśli juz ktoś kogoś nienawidzi, niech robi to całym sercem i kieruję tę nienawiść przeciwko jednej osobie. Wplątanie to całej jego rodziny, przyjaciół i innych ludzi, jest po prostu żałosne. Lepiej wziąść sprawy w swoje ręce, sam wymierzyć mu sprawiedliwość, niż gnębić jego przyjaciół itd. To nawet bardziej logiczne rozwiązanie, bo co innego mieć jednego wroga, a co innego mieć na głowię całe ich stado, prawda? To nienawiść daje wam siłę do dalszego działania, to ona napędza nasze czyny. Miłość czyni naszą duszę silniejszą itd, nienawisć nasze ciało. Obydwa zaś - naszą psychikę. Nienawidzić jest rzeczą ludzką i dopóki będą istnieć ludzie, dopóty będzie istniała nienawiść. Człowiek to uperdliwe stworzenie, narzuca zasady innym ludzią, których jedni przestrzegają, a inni nie. Mało mnie też obchodzi coś takiego, w jakim środkowisku ktoś się wychował itd, gdyz każdy ma rozum, z którego potrafi korzystać. Jeśli ktos mnie ruszył, albo przegina z tym z moimi znajomymi, to będzie miał wroga do końca życia. Ja rozumiem, ktoś wyzwał cie na pojedynek, jeden na jeden, przegrałeś, później rewanż, wygrałeś itd, ale nie wtedy, ze gdy przegrałeś, to zaczynasz do jego kumpla/dziewczyny/itp. Cenię sobie to uczucie, bo jak ktoś kiedyś powiedział - zemsta pokarmem bogów.
-
Fajny temacik na forum znalazłam :) Lepiej późno niż wcale :)
Widzę, że to męska rozmowa ale może i moja wypowiedx do czegoś sie przyda.
Jesli chodzi o religię to jestem wierząca, ale tak jak już inni pisali, co do instytucji kościoła mam dużo zastrzeżeń, poza tym wiem, że nie znamy tak naprawdę orginalnego tekstu Biblii. Było już wiele tłumaczeń (a wiadomo, że różne słowa nie mają swoich odpowiedników w innych językach, więc łatwo o błedy w rozumieniu), głównie w średniowieczu... Wiemy jakie było średniowiecze i kościół w średniowieczu, biblie tłumaczono, że tak to nazwę, w kryteriach średniowiecznych. Możliwe, że jakieś teksty z orginalenj Biblii mogły "przeszkadzać" dostojnikom kościelnym w rządzeniu ludźmi. Sądzę, że gdyby dziś ktoś wziął oryginał do tłumaczenia do byłoby ono dostosowane do naszych czasów.
Poza tym wydaje mi się, że Stary Testament to jest coś w rodzaju Mitologii greckiej czy jakiejkowliek innej, bo z badań wynika, że nie wiadomo nawet czy tacy ludzie jak np. Abraham w ogóle żyli.
Heh, o religii to mogłabym duzo pisać, ale nie wiem czy komuś się bedzie chciało to czytac :)
Jeśli chodzi o miłość...
Miłość na pewno "nakręca" nas do życia... ale jak tak czytam wasze wypowiedzi... Są takie... idealne. Wszyscy tak pięknie o niej piszecie. Zastanawiam się tylko co powiecie za 10, 20 lat... bo skąd sie w końcu biorą rozwody, zdrady...
Chcialabym żeby wszyscy faceci mysleli tak jak wy, to bardzo budujące i pocieszające. Tylko własnie co pokaże zycie? Czy to nie jest zbytni idealizm? Czy miłość jest tak potężna, że wszystko może przezwyciężyc? A raczej czy jest taka miłość, która nie dopuszcza do "wystawiania na próbę" kochanej osoby, która nie ma słabości?
BTW: ja tez tak mysle jak wy :) ale mam obawy
-
Mniej więcej na początku sierpnia pogodziłem się ze śmiercią tego topicu. No ale widzę, że jest jeszcze ktoś na 4um, kto chce i może wypowiedzieć swoje zdanie na tematy uniwersalne i uduchowione. Jestem mile zaskoczony.
ok.... więc skończyło się na miłości, tak? O miłości pisałem już dość dużo, ale ludzie piszą o tym od zaraznia dziejów, więc chyba dam radę co nie co dopowiedzieć.
Zastanawiam się tylko co powiecie za 10, 20 lat... bo skąd sie w końcu biorą rozwody, zdrady...
no... powiało grozą...mam nadzieję, że ja będę stały w moich przekonaniach. To prawda, że nikt nie wie jacy będziemy za te 10, 20 lat, ale z mojego, wielce subiektywnego punktu widzenia, wszystkie te zdrady i rozwody mają swoje źródło gdzie indziej. Wszystkiemu jest wina (powtarzam jeszcze raz, że moim zdaniem) tworząca się na całym świecie popkultura, propagująca wolny seks, miłość bez zobowiązań itp. itd. . Na pierwszy rzut oka to wygląda głupio, ale zwróćmy uwagę na to, że przedtem nie było tylu rozpadających się związków co dzisiaj. Bierze się to z tego, że ludzie, nie tyle ze swojej winy, tylko ideałów, które im od małego wpajano, mylą dwa uczucia, które są diametralnie różne: Miłość i Zauroczenia, zwane inaczej Porządliwością. Olbrzymia część dzisiejszych związków powstaje z obustronnego porządania, a nie z miłości. Człowiek, ktory kilka tysięcy lat temu zrezygnował z naturalnych instynktów na rzecz uczuć, nie jest w stanie jasno stwierdzić, że to co czuje jest miłością, przyjaźnią, porządaniem, przyzwyczajeniem, czy jeszcze czymś innym. Z tego wynika nasza największa ułomność.... świadomość, a raczej złudna świadomość swoich własnych uczuć.
Czy to nie jest zbytni idealizm?
Miejmy nadzieję, że nie. Zdecydowanie wygodniej jest wierzyć, że miłość tym uczuciem, które nam zdarzy się lub już zdarzyło poczuć. Również lepiej jest utwerdzać się w przekonaniu, że takich ludzi jak my, którzy traktują uczucia w jak najbardziej poważny sposób jest więcej.
ja tez tak mysle jak wy
no... ciekawe ilu nas jeszcze jest....
-
. Wszyscy tak pięknie o niej piszecie. Zastanawiam się tylko co powiecie za 10, 20 lat... bo skąd sie w końcu biorą rozwody, zdrady...
O ile isę nie myle to już to pisaliśmy... sam mówiłem a co będzie gdy będziemy już mieli po tych 50-60 lat? Teraz można sobie gadać, ale czy ta "miłość" nie zmieni się w przyzwyczajenie i nie będziemy zdradzać naszych "ukochanych" z każdą atrakcyjniejszą osobą która się nami zainteresuje?
Ja się niezgadzam z qiaxem i jego miłością... chodzi mi o "umrzeć dla kogoś", usunąć się i pozwolić mu robić kariere ceną mojego zaniedbania... nie był bym w stanie tego przeżyć i pewnie bym to zakończył.
Wszystkiemu jest wina (powtarzam jeszcze raz, że moim zdaniem) tworząca się na całym świecie popkultura, propagująca wolny seks, miłość bez zobowiązań itp. itd.
Tu może i masz racje, ale każdy ma swój muzg/mózg (powiedzcie mi jaki jest poprawny wybór :P ) jedni mniejszy drugi większy (i ich rozmiar/pojeność nie zależy od tego czy ktoś wie jak się poprawnie iszę jego nazwe :P ) jedni fani Britney widzą jak wychodzi za mąż na jeden dzień z kaprysu i same/sami znajdują sobie swoją "miłość" na bardzo krótki okres czasu i ranią innych ludzi... mnie tam wali co dyktuje pop kultura, ale uważam że większa liczba rozwodów to dobra rzecz, nie ma co się męczyć w związku z przyzwyczajenia bądź z lęku, w naszym kraju nadal jest mało rozwodów w porónaniu z bardziej rozwiniętymi krajami i często w rodzinach alkocholików kobiety poprotu boją się wyjść rozwodów.
Miejmy nadzieję, że nie. Zdecydowanie wygodniej jest wierzyć, że miłość tym uczuciem, które nam zdarzy się lub już zdarzyło poczuć. Również lepiej jest utwerdzać się w przekonaniu, że takich ludzi jak my, którzy traktują uczucia w jak najbardziej poważny sposób jest więcej.
Ale czy na pewno wygodniej? Jeśli będziesz w to wieżył możesz się załamać po kolejnych rozczarowaniach, jednak myśląc że to tylko głupie gadanie i tak naprawde inni nie mają uczuciowego podejścia do nas i liczy się dla nich tyko sex/przyjemności materialne/chwalenie się drugą ze stron przed innymi jesteśmy bezpieczni a czasami możemy się mile zaskoczyć że ta druga osoba naprawde do nas coś czuje i zależy jej na nas...
A co powiecie o podejściu Niemiec i Francji to wojny w Iraku? Jaki jest wasz stosunek do wojny? Moim zdaniem stany mimo wszystko dobrze zrobiły biorąc sprawy w swoje ręce teraz gdy terroryści pojmują zakładników nie ma co się wycofywać, wręcz przeciwnie trzeba iść za ciosem a inne nacje powinny tylko wspomódz walke z terroryzmem, dziwie się niezmiernie Francji... przyznam że już dawno nie oglądałem wiadomości i poprostuy przestałem się ymm interesować ale coś mi się obiło o uszy że jacyś Irakijscy terroryści polmali Francuskich zakładników... ciekaw jestem co na to Francja.
-
uważam że większa liczba rozwodów to dobra rzecz, nie ma co się męczyć w związku z przyzwyczajenia bądź z lęku
ale co to za facet co 5 razy sie zeni i rozwodzi..t.aki gosc nie jest staly w uczuciach i tylko naiwne panie moga sie zainteesowac takim facetem...:D...ale o milosci juz bylo...
wojna w Iraku...nie wiem co o tym myslec...ciesze sie ze w koncu ktos sie za to wzial...z drugiej strony sam nie wiem jak bym sie czul gdyby ktos okupowal moj kraj...w ktorym jest jak jest, zyjemy jak zyjemy, ale jest to nasza ojczyzna...
wojna z teroryzmem nie jest taka latwa jak sie wydaje...nie wystarczy zabic/pojamc przywodce aby wszsytko stanelo...ludzie sa tak tym przesiaknieci, ze na miejsce 1 bin Ladena przyjdzie 3-4 nowych...
musze isc...dokoncze pozniej :D
-
Wszystkiemu jest wina (powtarzam jeszcze raz, że moim zdaniem) tworząca się na całym świecie popkultura, propagująca wolny seks, miłość bez zobowiązań itp. itd. .
Zgodzę się z Tobą, rzeczywiście popkultura jest winna wileu rzeczom, m.in. i temu, że ludzie postepuja tak a nie inaczej. Wystarcz popatrzeć jak się zmienia model rodziny na zachodzie. Ludzie podążają za karierą, w przelocie chwytając jakieś skrawki pseudomiłości, dążą do naskórkowych przyjemności, bez głębszych uczuć, bo po prostu nie mają na to czasu. uups, odbiegam troche od tematu.
Wydaje mi się, że na świecie są ludzie dojrzali do miłości i jeśli trafia na taką samą osobę to wtedy jest ok, są także niedojrzali - i tacy najlepiej żeby trafiali na innych niedojrzałych, którym ważniejsze są inne rzeczy niż szczęście kochanej osoby. Wtedy sprawia jak najmniej krzywdy innym. Ale niestety jak zwykle wszystko jest na przekór ;) Jak wytłumaczyć coś takiego, że chlopak wraca z imprezy (jego dziewczyna wyjechala na kilkanascie dni) i mowi, że miał nadzieję, że "przeleci" panienkę ale ona powiedziała, że ma chłopaka i nic nie wyszło. Ten chlopak twierdzi, że mocno kocha swoją dziewczynę. Ilu facetów tez tak mysli? Nie bronie kobiet, bo są nie lepsze ;)
A co powiecie o podejściu Niemiec i Francji to wojny w Iraku? Jaki jest wasz stosunek do wojny?
Moim zdaniem Niemcy i Francja źle zrobiły, że sie nie włączyły do tej wojny. Ale to chyba polityka asekuracyjna. Po co sie narażać przeciwinikom tej wojny, po co marnować siły. Gdyby pomogli, pewnie łatwiej byłoby zapanować nad terrorystami. USA to potężny kraj, ale wiadomo im więcej sojuszników tym lepiej.
A Francja ostatnio dostała nauczkę. Myśleli, że jeśli nie popieraja polityki Busha to nic im nie grozi. No i sie przeliczyli. Porwano ich dziennikarzy (chyba dziennikarzy). Terroryści tym samym pokazali, że g... ich obchodzi kto jest z jakiego kraju. Biorą tego kto im wpadnie w ręce. A te kraje, które wycofały swoje wojska z Iraku jeszcze bardziej im na to przyzwalają. Terroryści czują się coraz bardziej bezkarni.
Tak jak pisze ARD, faktycznie ta wojn nie jest prosta i też czasami sobie mysle o tych ludziach, którzy zyją w kupowanym kraju. Ale z tego co pokazują media (chociaż nie wiadomo ile jest w tym prawdy) większość tych ludzi, zwykłych obywateli jest zadowolona z pomocy. A terrorysci to chorzy psychicznie ludzie i trzeba z nimi walczyc jakoś bo wybiją cały świat.
-
Wojna w Iraku... temat bardziej polemiczny niż by się zdawało. Ja mam inne niż inni ludzie podejście do tego konfliktu. Moim zdaniem wina za rozpoczęcioe tej wojny leży po stronie USA, i że Bush użył pogłoski o broni chemicznej w tym kraju do ataku. Nie chce tutaj bronić irakijczyków, bo mimo, że cała ta wojna wybuchła z inicjatywy stanów, to ciągle ją popieram. Irak był pod dyktaturą Saddama, a teraz nie jest, a to oznacza, że mamy na świecie jednego potęcjalnie niebezpiecznego komunistę mniej. Za kilkanaście lat w Iraku żyć będzie się dużo lepiej... nie sądze jednak, żeby kiedykolwiek przestali nienawidzić USA i ich sojuszników, w tym nas. Postawa Francji i Niemiec wynika z mentalności tych narodów. Wojna jest swego rodzaju inwestycją, ponieważ państwa, które teraz ten kraj okupują, będą mogły pomóc ten kraj odbudować, co daje dużo nowych miejsc pracy i rynek zbytu. Francja i Niemcy są na tyle bogate, że nie robi im, że tam ich nie ma. Poza tym Szirak i.... Szreder? dobrze mówię?... nie zaatakowali Iraku, bo to nie spodobało by się wyborcom. Większość niemców i francuzów jest zdecydowanie przeciwko wojnie w Iraku. Przywódcy tych państw nie chcą podzielić losu busha, który już się może porzegnać z piastowanym przez niego stanowiskiem. Nasza rola w tej wojnie jest symboliczna i związana ze wspomnianą możliwością inwestycji w odbudowę państwa. Co do terrorystów, którzy napadają na siły zjednoczone w Iraku, to związane jest to z innym sposobem myślenia tamtejszych ludzi. Jak mają się zachować, kiedy kraj, który od dziesiątek lat jest dla nich przykładek wszystkiego co złe i bezbożne, i który kazano im nienawidzić przez całe życie, wpada do ich kraju, zabija tych, którzy dotąd w nim panowali i bezcześci miejsca dla nich najświętsze. Irakijczycy nie chcą mieć amerykanów w ojczyżnie, a USA nie chce się wycofać, bo miliardy, które utopiło w ten konflikt, nie zwróciły by się im. Jednym i drugim nie możemy się dziwić i trzeba się przygotować na to, że ten konflikt się jeszcze długo nie skończy...
-
Zgodzę się z Tobą, rzeczywiście popkultura jest winna wileu rzeczom, m.in. i temu, że ludzie postepuja tak a nie inaczej. Wystarcz popatrzeć jak się zmienia model rodziny na zachodzie. Ludzie podążają za karierą, w przelocie chwytając jakieś skrawki pseudomiłości, dążą do naskórkowych przyjemności, bez głębszych uczuć, bo po prostu nie mają na to czasu. uups, odbiegam troche od tematu.
Ale ci ludzie często są zabiegani za pracą poto aby zapewnić swojej rodzinie leszy byt, aby niczego jej nie brakowało a te "niby niekochane" dzieci wywodzące się z takich rodzin twierdzą że są nieszczęśliwe i niekochane przez rodziców bo ci są w pracy zawsze nie wiedzą co gadają gdyż sami nigdy niezaznają głodu i zawsze będą żyli w dobrobycie i będzie je stać na większąść żeczy jakie sobie zażyczą... ale ich rodzice pracują i to nawet po powrocie do domu nada zajmują się swoją pracą i och jezus jakie to one są niekochane...
Ten chlopak twierdzi, że mocno kocha swoją dziewczynę. Ilu facetów tez tak mysli? Nie bronie kobiet, bo są nie lepsze
Dobrze że to powiedziałaś bo jakbyś niewspomniała że dziewczyny nie są lepsze to byśmy się niepolubili ;) Rozbraja mnie jak ludzie zawsze mówie że faceci to świenie i że kobiety zawsze tak łatwo się zakochują i łatwo je zranić... a ja powiem gó*** prawda, w moim życiu spotkałem o wiele więcej zakochanych facetów (sam chyba jestem jednym z nich) niż dziewczyn, a to że dziewczyna raz zobaczy chłopaka na imprezie i się od razu w nim "zakochuje" po czym ten po jednym razie ją olewa to nie wina facetów ale głupota pewnych dziewczyn które się zauroczą i myślą że to bóg wie jaka miłość... zresztą po 2 miesiąch i tak by im minęło więc nie ma się co stresować że Juzef ją chciał tylko na kilka imprez...
Moim zdaniem Niemcy i Francja źle zrobiły, że sie nie włączyły do tej wojny. Ale to chyba polityka asekuracyjna. Po co sie narażać przeciwinikom tej wojny, po co marnować siły.
Czyli jest tak jak kiedyś jak to my mieliśmy traktat z francją(chyba traktat nie pamiętam dokładnie) a oni powiedzieli że"Niebędziemy umierać za Gdańsk" no i zaczęła się II wojna światowa... teraz też dają równo ciała i starają się pilnować tylko i wyłącznie swojego interesu...
z drugiej strony sam nie wiem jak bym sie czul gdyby ktos okupowal moj kraj...w ktorym jest jak jest, zyjemy jak zyjemy, ale jest to nasza ojczyzna...
Tak ale co to za ojczyzna w której brat Sadama Husajna jedzie po ulicy autem upatrzy sobie jakiegoś człowieka i bezkarnie może go zabrać do siebie w niewole i maltretuje go i torturuje. Ten kraj był straszny a możliwość przechowywania w nim broni chemicznej niedawała by spać spokojnie większym silniejszym krajom typu USA.
Poza tym Szirak i.... Szreder? dobrze mówię?... nie zaatakowali Iraku, bo to nie spodobało by się wyborcom. Większość niemców i francuzów jest zdecydowanie przeciwko wojnie w Iraku. Przywódcy tych państw nie chcą podzielić losu busha, który już się może porzegnać z piastowanym przez niego stanowiskiem.
Dokładnie tak jest! Czyli lepiej trzymać ciepłą posadke niż starać sie coś zmienić na tym świecie.
Tantalus ma racje mówiąc że ten konflikt jeszcze długo potrwa a przekazanie władzy Irakijczykom na pewno nie skróciło tego konfliktu.
Wojna: z jednej strony całkowicie ją popieram(tę w Iraku) bo działa się krzywda i Irakijczykom (którzy tak na dobrą sprawe nie bardzo mnie interesują... niby to oziębłe z mojej strony ale tak poprostu czuje) ale co gorsza może stać się nieszczęscie na sklae światową czyli wybryk Saddama i już broń chemiczna(podobno znaleźli jednak jakieś jej ślady) idzie w ruch, z tym krajem nic nie było pewne. Z drugiej jednak strony zginie (już zgineło ) wiele udzi i to irakijczyków i zakładników z innych krajów, giną żołnieże okupujący kraj i także ludność która z konfliktem nie ma nic wspólnego, smutne to jest ale czy gdyby nie atak na ten kraj to czy nasze dzieci mogły by spać bezpiecznie?
Wojna nigdy nie jest przyjemna i szybka do zrealizowania, ale czy czasami nie jest konieczna żeby zapobiec nieszczęściu... może większemu może mniejszemu, ale zawsze zapobiedz.
-
Jejku dopiero teraz zauważyłam ten temat...(ale przecdzytałam od deski do deski)
Wracając do początku
1.W boga już nie wieże od kiedy skończyłam 8 lat...
4.Umżeć to ja bym chciała napewno nie we śnie...to by było trochę głupio ...tak nagle umarłam i nawet o tym nie wiedziałam...dla kogoś może i to dobre rozwiązanie...jeśli by ta osoba o mnie zapomniała no cóż tak najwyraźniej by musiało byc,ale również wiedziała by że to właśnie i tylko dla niej żyłam...nie chiała bym również umierać szybko...wolała bym się może i pomęczyć bo w tedy mogła bym powiedziec tej osobie jak bardo ja kocham i to żeby się nie przejmowała tym że umieram...
Co do miłości (trochę się sóźniłam :( )to miło wiedzieć że są na świecie tacy ludzie podobni do was...tak ładnie o niej napisaliście,że brak mi słów...
Ja jeszcze nie zakochałam się z wzajemnością więc nie wiem jak to jest byc kochanym...sama kocham kogoś od dłuższego czasu ale wiem że ta osoba nie odwzajemnia moich uczuć...czekaniem raczej się tego nie rozwiąże no bo ile można..ale jeżeli kocha się kogos tak mocno i tak prawdziwie to ciężko jest sie od kochać i przelac to na inna osobę...przynajmiej jest tak w moim przypadku...nie rozumiem ludzi któży kochaja siebie "na chwilę"(choc trudno to nazwać kochaniem bo powinnam napisać że to raczej zauroczenie albo bycie ze sobą na siłe...lub z pożądania do innej osoby)...moim zdaniem miłość powinna być obu stronna...bo to bardzo silne i długo trwające uczucie....a także bardzo trudne do pojmania go naszym umysłem i zrozumieniem go lub choćby go wyjaśnieniem...dla mnie miłość jest czyms naprwde wspaniałym....czy można żyć bez miłośći...hm to trudne pytanie..ale wydaje mi się że chyba można bez niej żyć....znaczy się nie zakochać się...można tak żyć tylko wtedy gdy wszystko się ma..gdy niczego nam nie brak,gdy znamy ludzi któży są nam bliscy....(choć może się mylę...)ale wiem napewno że można bez niej żyć wtedy gdy my kogoś kochamy....ale nie dostajemy nic wtedy w zamian(cos mi się pokręciło...eh)Może napiszę to inaczej....chodzi mi o to że możemy żyć bez miłości gdy kogoś kochamy...a ta osoba o tym nie wie(lub coś w tym stylu)....ja jakoś żyję bez niej...nie jestem jeszcze pewna czy mogła bym wszystko poświęcic tej jednej osobie....nigdy nie odczułam miłości....na razie szukam kogoś...kto mógł by mi pokazać jak się kocha drugą osobe........
-
No no... ile ostatnio nowych twarzy na tym topicu... ciekawe, czy będzie jeszcze więcej...
przecdzytałam od deski do deski
wow... łącznie z qiaxowymi postami.... myślałem, że tylko ja to czytałem...
Co do miłości (...)
tak... miłość.... temat rzeka. No ale dobrze.... zobaczymy ile się jeszcze da napisać o miłości nie powtarzając się dwa razy...
Ja jeszcze nie zakochałam się z wzajemnością
Ja również jeszcze nigdy nie zakochałem się ze wzajemnością... mam i miałem kilkanaście koleżanek... bliższych i dalszych, jednak do żadnej z nich nie czułem niczego prócz przyjaźni. Podchodzę do miłości w sposób jak najbardziej poważny, jak zresztą winika z kilku moich wczesniejszych postów. Dlatego też z miejsca postanowiłem, że wiązanie się z kimś w okresie gimnazjum i wczesnego liceum jest bez sensu. Możliwe, że to była tylko moja obawa. Miałem przecież w klasie kilku, jeśli nie kilkunastu kumpli, którzy mieli lub mieli wcześniej dziewczyny. Twierdziłem, że nie jestem na to gotowy i ograniczyłem się do podziwiania dziewczyn z daleka. Możliwe, że to, ze teraz jestem sam jest moją winą. Możliwe, ze powinienem wcześniej o to zadbać. Nie byłem jednak wtedy (ciągle mówimy o okresie gimnazjalnym, jakby ktoś się zgubił) pewien, czy będę mógł zapewnić dziewczynie to, na co by zasługiwała i czego by ode mnie oczekiwała. Mój kumpel powiedział kiedyś, że "Z posiadaniem dziewczyny, tak samo jak z każdym innym zwierzątkiem, łączy się odpowiedzialność". Pomimo żartobliwego tonu tego stwierdzenia, nie można się nie zgodzić z tym, że poważny związek, jest zbudowany właśnie na odpowiedzialności.... na odpowiedzialności za siebie, Ją/Jego i w przyszłości za dom, za rodzinę...
jeżeli kocha się kogos tak mocno i tak prawdziwie to ciężko jest sie od kochać i przelac to na inna osobę
fakt... z kimś wcześniej polemizowaliśmy na temat przelewania emocji z obiektu A na obiekt B, mi jednak nigdy się to nie udało, a śmiem nawet twierdzić, że jest to niemożliwe. W ten sposób zakochany byłem wiele razu.... tfu.. nie.. zakochany to złe słowo.... tak... bardzo złe słowo. Jeżeli jest się "zakochanym" to z definicji, czyję się miłość. Przypuszczam, że kiedyś tak twierdziłem, ale patrząc z perspektywy czasu widzę, że zadnej z "tych" dziewczyn nigdy nie kochałem. Podobały mi się... lubiłem z nimi rozmawiać... miały miły charakter... ale to nie było to.
moim zdaniem miłość powinna być obu stronna
Zgadzam się. Pojęcie miłość, nie jako z definicji, jest uczuciem obustronnym. Można czuć naprawdę głębokie uczucie wobec jakiejś osoby, ale dopóki ona go nie odwzajemni, dopóty będzie ono niepełne i kalekie. Miłość jednostronna jest powiązana z wielkim nieraz bólem, a miłość prawdziwa ze szczęściem. Ilu ludzi popełniło samobójstwo z powodu tego pierwszego, i ile osób nie widzi świata poza swoją drugą połówką?
czy można żyć bez miłośći
Moim zdaniem można. Miłość jest pod tym względem nałogiem. Można egzystować, nie będąc błogosławionym tym uczuciem i żyć pełnią życia. Trudniejszym pytaniem jest: Czy można żyć bez miłości, zaznając jej kiedyś wcześniej? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć tak jednoznacznie. Myślę, że to już zależy od człowieka... od jego odporności psychicznej i umiejętności radzenia sobie z problemami (bo zazwyczaj miłość się z jakimiś wiąże... różnymi, ale zawsze się coś znajdzie). jak już wspomniałem byłem kilka razy....... zauroczony i jakoś z tego wyszedłem. Nie pamiętam, żebym miał z tego powodu jakieś większe doły. Podeszłem do tego tak: "Jeżeli Ona nie chce ze mną być, to znaczy, że jest z kimś lepszym ode mnie... z kimś kto potrafi dać jej więcej niż ja". Może i nie jest to pokrzepiająca myśl, ale ja się tym mobilizowałem...
możemy żyć bez miłości gdy kogoś kochamy...a ta osoba o tym nie wie
dobra... to jest topic polemiczny, więc polega on również na podważaniu zdania innych. Z powyższym stwierdzeniem się zdecydowanie nie zgodzę. Ta magiczna rzecz, którą daje nam miłość, to między innymi "sens życia". Jeżeli ktoś wcześniej miał jakieś hobby, czy coś, dlaczego mógł wstawać rano, to nagle się może okazać, że przestanie go to interesować. Miłość jest bardzo absorbującym uczuciem i nie kazdemu udaje się podzielić wcześniejsze zainteresowania z...hmm.. nowymi. Natomiast miłość jednostronna, nie daje nam prawie nic. Trudno jest dażyć kogoś bezgranicznym uczuciem, nie dostając nic w zamian. Takie uczucie kończy się różnie, ale zawsze jest związane z z całym alfabetem nieprzyjemnych uczuć poczynając od Apatii, na Zazdrości i Zgorzknieniu kończąc. Naturalnie to, jak i wszystkie inne moje zdania na temat tego uczucia, wysnułem na podstawie wyłącznie moich obserwacji i rozważań, nie mając żadnego bezpośredniego doświadczenia z miłością. Dlatego też chętnie wysłucham inny, nie konieczne zgodnych z moją, opinii.
PS: ...no.... YUzuriha jest tak samo jak ja uzależniona od stawniania wielokropków.... nie jestem sam....
-
ale nie dostajemy nic wtedy w zamian(cos mi się pokręciło...eh)
Ale i tak zrozumiałem o co ci chodziło :)
chodzi mi o to że możemy żyć bez miłości gdy kogoś kochamy...a ta osoba o tym nie wie(lub coś w tym stylu)....ja jakoś żyję bez niej...nie jestem jeszcze pewna czy mogła bym wszystko poświęcic tej jednej osobie....nigdy nie odczułam miłości....na razie szukam kogoś...kto mógł by mi pokazać jak się kocha drugą osobe........
Jasne możliwe jest że będziesz żyła kochając kogoś ale on o tym nie będzie wiedział, ale co to da? To już lepiej starać się zapomnieć i szukać nowego "obiektu" albo poprostu powiedzieć mu o tym i cierpieć jak cie "oleje"... życie z takim ukrywaniem wydaje mi się trochę bezsensowne:/
wow... łącznie z qiaxowymi postami.... myślałem, że tylko ja to czytałem...
Hey Tan! nie rón z siebie takiego mastahy.. ja też wszystko mam przeczytane :P Tylko że Yuz miała gorzej bo ona czytałą wszystko od nowa a ona była na bierząco, troche w tym temacie jestem aktywny i mimo że nie mam takiego "łba" jak ty czy qiax i nie umiem pisać tak mądrze jak wy to staram się napisać coś na swój chłopski rozum :)
Dlatego też z miejsca postanowiłem, że wiązanie się z kimś w okresie gimnazjum i wczesnego liceum jest bez sensu.
Dokładnie tak samo uważałem, dlatego dopiero moją pierwszą dziewczyne miałem w drugiej klasie Technikum... zawsze mnie smieszyły te pary gmnazjalne które się "tak bardzo kochały", a to czy jesteś sam to twoja wina, to sam nie wiem, jesteś w moim wieku i dużo życia przed tobą powinieneś już zacząć szukać swojej ukochanej/ego(:P) bo czym później tym trudniej już będzie, martwi mnie na przykład to czy jak mi teraz niewyjdzie z moją dziewczyną to czy w wieku 20 lat będę wstanie sobie znaleźć jakąś dziewczyne którą pokocham... będę już po szkole i będę pracował tak więc jedyne wyjście to znaleźć gdzieś w klubie, a jak wiadomo na imprezach najczęściej znajduje się kobitki jednorazowe... i najczęściej takie lolitki które mnie nie interesują.. ale nie mam zamiaru tu pisać jakie mam gusta u płci przeciwnej...
fakt... z kimś wcześniej polemizowaliśmy na temat przelewania emocji z obiektu A na obiekt B, mi jednak nigdy się to nie udało, a śmiem nawet twierdzić, że jest to niemożliwe.
z Devilem i jemu się to udało...
"Jeżeli Ona nie chce ze mną być, to znaczy, że jest z kimś lepszym ode mnie... z kimś kto potrafi dać jej więcej niż ja". Może i nie jest to pokrzepiająca myśl, ale ja się tym mobilizowałem...
Kurcze... to jest bardzo dobra myśl i dzięki ci za to... jeśli kiedyś będę odtrącony na pewno z chęcią przypomne sobie to o czymś mówiłeś... w ludziach niekiedy jest coś takiego że nie mówią sobie że się kochają i wtedy jest między nimi taka niepeweność, ja np. mojej dziewczynie powiedziałem tylko raz że ją kocham(chyba pod wpływem podniecenia...) i nigdy więcej tego nie powtórzyłem, nie wydaje mi się że mam prawo mówić takie rzeczy gdyż sam nie jestem pewien tego co czuje, ona też mi nigdy takich rzeczy nie mówi i z jednej strony jest to fajne bo nie zachowuje się jak dresiary które co 3 miesiące zmieniają chłopaków a jak są z nimi to mają opisy "kocham cię dziubku mój jedyny" etc. ...nie nawidze jak ktoś jest nie stały w uczuciach.. ale z drugiej strony jest ta niepewność czy skoro sobie tego nie mówimy i nie jesteśmy tego pewni to czy nie lepiej poszukać kogoś do kogo będziesz pewny że dażysz go uczuciem? Co się stanie gdy zbyt późno się zorientujesz że jednak nie dażysz uczuciem drugiej osoby... będziemy już razem tylko z przyzwyczajenia.... boje się że kiedyś to przyzwczajenie się powiększy a ja nie będę w stanie odejść od tej osoby nawet gdy ona mnie będzie ranić...anyway dupie bezsensu i pewnie nikt nie wie o co mi chodzi ale co tam.. powiedziałem coś co siedzi we mnie...
Takie uczucie kończy się różnie, ale zawsze jest związane z z całym alfabetem nieprzyjemnych uczuć poczynając od Apatii, na Zazdrości i Zgorzknieniu kończąc.
Masz racje... chyba tylko powiem... sam tak czuje, gdy wydaje mi się że dla drugiej strony jestem obojętny, jestem wtedy zgorzkniały etc. jeślibym wiedział że niejestem dla nie j obojętny tylko ona mnie nie daży żadnym uczuciem to wtedy bym pomyślał sobie Jeżeli Ona nie chce ze mną być, to znaczy, że jest z kimś lepszym ode mnie... z kimś kto potrafi dać jej więcej niż ja
... a tak gdy on niewie o moim uczuciu/nie wie sam co do mnie czuje... żyje w ciągłej niepewności.. więc tak do końca nie ciesze się życiem... zawsze bym wolał wiedzieć że ktoś ma mnie za ciecia i wolałbym być wyśmiany przez drugą osobe któa się dowie o moim uczuciu niż siedzieć cicho i myśleć że może ona jednak zauważy że ją kocham...
PS: ...no.... YUzuriha jest tak samo jak ja uzależniona od stawniania wielokropków.... nie jestem sam....
Heh też tak miałem... gdy się przenosłem na inne forum po tym gdy dostałem bana to tam od razu zwrócili mi uwage żebym nie nadużywał tego więc sie oduczyłem ale gdy tu powróciłem to znów zaczynam to robić... zobaczcie na mój pierwszy post na tej stronie... później drugi i później ten... robiłem,nierobiłem, robiłem...
-
a też wszystko mam przeczytane Tylko że Yuz miała gorzej bo ona czytałą wszystko od nowa a ona była na bierząco
Ja też wszyściutko przeczytałam i podobnie jak YUzuriha miałam duuuże zaległości, ale temat mnie wciągnął i przeczytałam wszystkie wypowiedzi za jednym zamachem :)
W boga już nie wieże od kiedy skończyłam 8 lat...
Hehe, patrzę, że tu na Forum sami ateiści się zebrali. I właściwie się zastanawiam czy to przypadek i akurat tutaj na tym forum tak wyszło (może to specyficzna grupa ludzi), czy może już dzisiejsza polska młodzież przestała wierzyć w boga (jakiegokolwiek)...(sory, zboczenie socjologiczne ;)
martwi mnie na przykład to czy jak mi teraz niewyjdzie z moją dziewczyną to czy w wieku 20 lat będę wstanie sobie znaleźć jakąś dziewczyne którą pokocham...
Sądzę, że nie masz czym się przejmować. Właśnie w tamtym roku moja przyjaciółka (miała 21 lat) i kolega "się znaleźli" (wczesniej raz się widzieli) i są w sobie bardzo zakochani i wróżę im świetlaną przyszłość ;) Także wszystko przed Tobą :)
-
QUOTE
PS: ...no.... YUzuriha jest tak samo jak ja uzależniona od stawniania wielokropków.... nie jestem sam....
Heh też tak miałem... gdy się przenosłem na inne forum po tym gdy dostałem bana to tam od razu zwrócili mi uwage żebym nie nadużywał tego więc sie oduczyłem ale gdy tu powróciłem to znów zaczynam to robić... zobaczcie na mój pierwszy post na tej stronie... później drugi i później ten... robiłem,nierobiłem, robiłem...
od wielokropkow to uzalezniony jestem ja...popatrzcie na all moje posty :D
piszecie o zwiazkach zaczynanych wczesnie...to nie sa zwiazki...co moze wiedziec o milosci gosciu z 1 klasy gimnazjum....no raczej niewiele...ja sam do milosci dojzalem w wieku 18 lat (4 klasa liceum)...a i tak "dorastalem" wraz z nia...musialem sie wiele jeszcz enauczyc, nim doszedlem do takiego stanu jaki jest teraz...jestem w pelni swiadomy swoich uczuc do dziewczyny z ktora jestem...i WIEM z ejest to ta jedyna z ktora chcialbym spedzic reszte mojego zycia...mam nadzieje ze nam sie uda...
fakt... z kimś wcześniej polemizowaliśmy na temat przelewania emocji z obiektu A na obiekt B, mi jednak nigdy się to nie udało, a śmiem nawet twierdzić, że jest to niemożliwe. W ten sposób zakochany byłem wiele razu.... tfu.. nie.. zakochany to złe słowo.... tak... bardzo złe słowo. Jeżeli jest się "zakochanym" to z definicji, czyję się miłość. Przypuszczam, że kiedyś tak twierdziłem, ale patrząc z perspektywy czasu widzę, że zadnej z "tych" dziewczyn nigdy nie kochałem. Podobały mi się... lubiłem z nimi rozmawiać... miały miły charakter... ale to nie było to.
a ja bede sie upieral ze jest to mozliwe...mozna przelac to samo uczucie na druga osobe...nie mowie ze mozna tego dokonac "dzast lajk dat" :P...wiem to z wlasnego doswiadczenia...kiedys spotykalem sie z pewna dziewczyna...porownajmy moje uczucie do niej plonacym ogniskiem...rozstalismy sie...plomnien przygasl...moja obecna dziewczyna rozpalila na nowa ten ogien...w chwili obecnej osiagnal on takie rozmiary, ze tylko moja smierc moze go ugasic...nic i nikt wiecej...
QUOTE
martwi mnie na przykład to czy jak mi teraz niewyjdzie z moją dziewczyną to czy w wieku 20 lat będę wstanie sobie znaleźć jakąś dziewczyne którą pokocham...
Sądzę, że nie masz czym się przejmować. Właśnie w tamtym roku moja przyjaciółka (miała 21 lat) i kolega "się znaleźli" (wczesniej raz się widzieli) i są w sobie bardzo zakochani i wróżę im świetlaną przyszłość Także wszystko przed Tobą
jak mowi Shirley...wiek nie ma najmniejszego znaczenia...zacznij kocha cw kazdym wieku, bo to uczucie rozkwita gdy ma tylko do tego sposobnosc a nie w okreslonym wieku...
-
Hey Tan! nie rón z siebie takiego mastahy.. ja też wszystko mam przeczytane
Ja też wszyściutko przeczytałam i podobnie jak YUzuriha miałam duuuże zaległości, ale temat mnie wciągnął i przeczytałam wszystkie wypowiedzi za jednym zamachem
no.... czyli nasze wypociny jednak ktoś czyta.... czyli zawarte w nich wzniosłe idee i treści nie idą na marne.... widzę, że coraz nas tu więcej, więc faktycznie tak musi być... hehe kto by pomyślał?
mimo że nie mam takiego "łba" jak ty czy qiax i nie umiem pisać tak mądrze jak wy to staram się napisać coś na swój chłopski rozum
o rany... dzięki... ale lepiej, żeby tego moi kumple nie widzieli, bo by pękli ze śmiechu wiedząc, że ktoś mnie ma za inteligenta... za prace pisemne z polaka dostaję średnio 3-....
Co się stanie gdy zbyt późno się zorientujesz że jednak nie dażysz uczuciem drugiej osoby... będziemy już razem tylko z przyzwyczajenia.... boje się że kiedyś to przyzwczajenie się powiększy a ja nie będę w stanie odejść od tej osoby nawet gdy ona mnie będzie ranić
ja tysz..... widzę Gipsi, że mamy podobne obawy... To był właśnie powód dla którego nie wdawałem się w żadne związki.... nie z powodu, że mógłbym być odtrącony, czy że ktoś by mnie zranił... własnie powodu tego, że nie wiedziałem, czy potrafię z siebię wykrzesać na tyle silne uczucie, by ogrzać nim osobę z którą dzieliłbym los. Nie chciałem wiązać się z kimś, komu po kilku miesiącach miałbym powiedzieć, że to jednak nie było to. tego się właśnie bałem... niezrozumienia własnych emocji, o którym pisaliśmy wcześniej
czy może już dzisiejsza polska młodzież przestała wierzyć w boga
Jest to bardzo możliwe. W śród moich przyjaciół są sami ateiści. Kiedy człowiek dorasta do tego wieku, że zaczyna na złość, tudzież z ciekawości, podważać prawdy moralne, dochodzi się do wniosku, że Bóg jest wymysłem ludzi. Osobiście uważam, że bogowie są pewnym.. hmm.. socjalnym narzędziem, skąd inąd bardzo urzytecznym, które wcześniej wykorzystywano do kontrolowania ludzi. To kontrolowanie nie musi być oczywiście sprzeczne z wolą tychże ludzi i nie musi być w jakikolwiek sposób nachalne... . Chodzi mi tu o to, że ludzie wierzący są zobowiązani do postępowania w ten, a nie inny sposób w pewnych sytuacjach, ponieważ tak nakazuje im bóg. Korzyści są takie, że wiara daje ludziom sens życia, pomaga usprawiedliwić siebie samego i różne zdarzenia i ogólnie rzecz ujmując pełni rolę psychoterapeutyczną. Wady wiary są niestety bardziej nawet widoczne.... na przykład walka między Sunnitami i Szyitami w Iraku, wojna w Israelu, nie wspominając już o okropnościach, jakich słudzy chrześcijańskiego Boga dopóścili się w średniowieczu i wczesnym renesansie..... moment..... chyba zboczyłem z tematu... Dlaczego wiara w Boga jest teraz tak mało popularna? Myślę, że jest kilka powodów. Można by twierdzić, że ludzie stali się realistami, jednak ja w takie cuda nie wierzę i za wszystko (again) bedę znowu winił media i ogólnie mówiąc postęp. Po pierwsze w telewizji jest mnóstwo wzorców, które są dla Boga konkurencyjne, a nawet (Marlyn Manson, Ozzy Ozborne, KiSS, miliony innych przykladów) stoją w jego opozycji. Ateizm, promowany właśnie przez mass media, jest popularny. Pewnie przykładów jest dużo więcej, ale chwilowo żaden mi nie przychodzi na myśl (szkoła wysysa ze mnie całą elokwencję i błyskotliwość, zmieniając na powrót w głąba, jakim byłem przed wakacjami... szkoła jest głupia {copyright by S&S}).
sory, zboczenie socjologiczne
jakie "sory"?! Właśnie po to jest ten topic!
mozna przelac to samo uczucie na druga osobe
a ja się też będę kłucił... Przelanie uczuć jest głupie i sprzeczne z istotą "True Love" zsamego założenia. Zgodzę się z tym, że po tym jak się kochało jedną osobę, można NA NOWO, zacząć kochać inną czując uczucie jeszcze silniejsze... spotęgowane może właśnie tym przybiciem po utracie ukochanej/ukochanego... Ale nie wierzę w to, że można o 16:00 czuć miłość do podmiotu A, a o 16:30 dokonać przelewu uczuć i nastawić ja na obiekt B, po czym o 17:00 znowu jest przestawić na inny cel. Emocji nie można kontrolować (powstrzymywać, hamować, ukrywać tak, ale nie kontrolować) i one działają bez zgody i wiedzy ich posiadacza. Nie można ich nastawić na jedną osobę, a potem na drugą, bo to jest wbrew prawom fizyki. Dlatego też będę się utwierdzał w tym, że albo ktoś urzył tytaj złego określenia, albo ktoś poprostu nie kochał.
temat miłości ciągle zostaje przewodni, ale możnaby przy okazji zacząć kontemplować coś innego... zaproponujcie coś.... kołata mi się coś jeszcze po głowie, ale lepiej, żeby coś się zrodziło w waszych, prawdopodobnie mniej zużytych mózgach....
-
Co się stanie gdy zbyt późno się zorientujesz że jednak nie dażysz uczuciem drugiej osoby... będziemy już razem tylko z przyzwyczajenia.... boje się że kiedyś to przyzwczajenie się powiększy a ja nie będę w stanie odejść od tej osoby nawet gdy ona mnie będzie ranić
ja tysz..... widzę Gipsi, że mamy podobne obawy... To był właśnie powód dla którego nie wdawałem się w żadne związki.... nie z powodu, że mógłbym być odtrącony, czy że ktoś by mnie zranił... własnie powodu tego, że nie wiedziałem, czy potrafię z siebię wykrzesać na tyle silne uczucie, by ogrzać nim osobę z którą dzieliłbym los. Nie chciałem wiązać się z kimś, komu po kilku miesiącach miałbym powiedzieć, że to jednak nie było to. tego się właśnie bałem... niezrozumienia własnych emocji, o którym pisaliśmy wcześniej
No właśnie co stanie się gdy dopiero później się zoriętujemy...będzie już trochę za późno...tak jak ty Gipsi i Tantalus mam takie obawy...ale dochodzi do tego strach przedo odrzuceniem i nie zrozumieniem...nie zniosła bym czegoś takiego..i może właściwie dla tego boję się powiedziec tej drugiej osobie co do niej czuję...
-
no.... czyli nasze wypociny jednak ktoś czyta.... czyli zawarte w nich wzniosłe idee i treści nie idą na marne.... widzę, że coraz nas tu więcej, więc faktycznie tak musi być... hehe kto by pomyślał?
Tak, i przyznam, że ten temat na forum chyba jest jednym z bardziej interesujących dla mnie ( to zapewne kwestia zainteresowań) Mam nadzieję, że się będzie rozwijał i się nie skończy, a przynajmniej zbyt szybko ;)
W śród moich przyjaciół są sami ateiści. Kiedy człowiek dorasta do tego wieku, że zaczyna na złość, tudzież z ciekawości, podważać prawdy moralne, dochodzi się do wniosku, że Bóg jest wymysłem ludzi.
Czasami jak chodzę do kościoła to widzę, że mało jest młodych osób, większość to ludzie strarzy i w wieku naszych rodziców. Chociaż z drugiej strony całkiem nieźle rozwijaja się róznego rodzaju zgromadzenia dla młodzieży. Wystarczy spojrzeć jak dużo młodych ludzi jeździ to Taize, Lednicy, ile osób chodzi na pielgrzymki... Ale chyba mimo wszystko powoli nastepuje ześwieczczenie społeczeństwa polskiego, może właśnie przez to co piszesz, że ludzie są coraz bardziej ciekawi i nie wierzą ślepo w wiele "bajek" opowiadanych przez Kościól. Wtsyarczy trochę poczytać albo chociaż logicznie pomysleć i znajdzie się wiele sprzeczności lub nielogicznych rzeczy w słowach księży.
A dla ciebie w związku z tym co napisałeś o tym, że religia jest narzędziem manipulacji ludzi polecam serial Stargate SG1. Wiem, że już w kilku miejscahc o tym pisałam, ale serio do tego tematu pasuje ;)
A o religii to mogłabym pisać i czytać, bo bardzo interesuje mnie ten temat.
Co się stanie gdy zbyt późno się zorientujesz że jednak nie dażysz uczuciem drugiej osoby... będziemy już razem tylko z przyzwyczajenia.... boje się że kiedyś to przyzwczajenie się powiększy a ja nie będę w stanie odejść od tej osoby nawet gdy ona mnie będzie ranić...
Po pierwsze chyba każdy czasami się nad tym zastanawiał.
Po drugie całe życie bojąc się tego, że sie nie pokocha, mozna stracić wiele okazji do pokochania, bo często miłość nie przychodzi tak od razu. Czasami trzeba spędzić sporo czasu z jakąś osobą żeby zrozumieć, że się ją kocha.
Po trzecie - po krótkim czasie nie jesteś w stanie się przyzwyczaić, ale jesteś w stanie stweirdzić czy daną osobę możesz pokocha (tzn. czy odpowiada ci jej charakter, zachowanie itp). Ale myśle, że jeśli gdzieś po pół roku przebywania ze sobą ( dość częstego) nie czujesz, że się zakochałeś to chyba nie jest to TA osoba ;)
Ale namąciłam, mam nadzieję, że zrozumiecie co miałam na mysli ;)
Co sądzicie o tym żeby cały świat to było jedno wielkie państwo? Czy byłoby to mozliwe, jakby wyglądało życi w takim swiecie? Czy byłoby lepiej czy gorzej?
-
W śród moich przyjaciół są sami ateiści
hmm u mnie calkiem odwrotnie... znam tylko jednego ateiste: siebie... chociaz nie... ateisci z tego co wiem nie wierza w absolutne NIC... a ja wierze, ale nie w to co wymyslaja ludzie, czyli nie wierze w zadna religie na swiecie, ale wierze ze jest jakis bog... ale nie chce sie on ujawniac i dobrze niech ludzie sobie wierza w tych swoich jezusow... w koncu nic by z niczego nie powstalo wiec to ta istota (o ile to wogole ma forme cielesna...) zapoczatkowala to wszystko... nie wiem czy jest nazwa na takie wierzenie wiec mowie, ze jestem ateista bo nie wierze w zadna religie znana na ziemii... chyba ze nie ja jeden mam takie poglady... aha nawet gdyby sie ujawnilo to "cos" to bym sie do niego nie modlil ani nic... on powinien byc jak mg: tworzy swiat dla innych i juz nie ingeruje w ich zachowanie ani nie mowi co maja robic i dac im zyc w spokoju i wogole nie dawac im znakow o swoim istnieniu... dobra mniejsza z tym jak sie mnie bedzie okreslac, kontynuuje o reszcie: w prawdzie 80% mojej szkoly chodzi do kosciola tylko na swieta jednak ciagle sa chrzescijanami...i wierza w ten wytwor ludzi ktorzy wciskaja im kit i nazywaja sie slugami bozymi...
dochodzi się do wniosku, że Bóg jest wymysłem ludzi
dokladnie... zreszta juz o tym pisalem w topicu o nickach :D
sorry za ten niezrozumialy belkot i zlepek mysli ale ja po prostu nie wiem jak przekazac slowami o co mi dokladnie chodzi...
-
Wyciąłem to z mojego bloga i nie chciało mi się przerabiać więc forma jest blogowa ;)
Przeleje dziś na strony mego bloga część swoich myśli i przekonań, są to tylko i wyłącznie moje odczucia, więc możecie się z nimi nie zgodzić….
Tak, więc zacznijmy od mojego stosunku do wiary, sam nick mówi za siebie. Jednak skąd on się wziął?? Jestem człowiekiem, który bardzo ciężko znosi porażki i zadręcza się nimi odniosłem jedną bardzo znaczącą, która mnie zmieniła… Zmieniła mnie w to, czym jestem, w człowieka pozbawionego wszelkich zasad, człowieka olewającego życie, hedonistę, człowieka zaabsorbowanego sobą, egoistę, egocentryka, ale także człowieka szukającego własnego miejsca w świecie, szukającego odpowiedzi na to, kim ja jestem… Do tej pory nie odnalazłem jej… Działo się to wszystko roku pańskiego 2001, ten rok szczególnie napiętnował mnie bólem i zawodami,…Ale nie o nich chciałem dziś napisać. Przejdźmy do meritum, dlaczego zowie się De6v6il6, nick ten to efekt mojego zawiedzenia na rodzaju ludzkim (oczywiście nie na każdej osobie, przyznaje zdarzają się jednostki wartościowe), jest to efekt zburzenia wszystkiego, w co wierzyłem, wszystkiego, co ubóstwiałem, co stawiałem na piedestałach, wreszcie jest o efektem mojego (częściowego jak się później okazało) wypalenia, stałem się skorupą bez uczuć (które przywróciła mi Ona ), nie bardzo mnie obchodziło cokolwiek, nie szukałem towarzystwa, etc…
Aj nie napisałem najważniejszego, wypaliła się we mnie wasza wiara w najwyższego, mam po tym wszystkim do tej pory ślady, zasypane popiołem blizny… W każdym razie mój brak wiary objawił się szukaniem czegoś w co mógłbym wierzyć… Uwierzyłem, uwierzyłem w siebie, uwierzyłem w to że to ja mogę być centrum wszystkiego, nie truchło rozwieszone na krzyżu, nie ten który wszystko stworzył i pozostawił nas samym sobie, tylko JA. Tak zaczęło się poznawanie wielu podań i religii, jednak praktycznie każda z nich nie odpowiadała mi pod wieloma względami, ale zapoznałem się z doktryną tzw. sekty Satanistów… Nie przystąpiłem do nich ani nie szukałem z nimi kontaktu, bo ja wierze w siebie a nie w diabelskie moce, nie w co innego jak w rozwijanie własnego Ego, choć przyznam że ich doktryna jest interesująca i życiowa, nie przyjąłem jej w całości. Przyjąłem tylko to co ułatwi mi życie czyli te punkty…
I) Wzgardź litością i słabością, albowiem są one zarazą, która toczy silnego.
II) Nieustannie ćwicz swą siłę, w niej bowiem twa fortuna.
III) Szczęście znajdziesz w triumfie, lecz nigdy w pokoju.
IV) Ciesz się postojem, zaprawdę lepszym jest od zastoju.
V) Bądź dobrym żniwiarzem, a nie zbraknie ci ziarna na zasiew.
VII) Nigdy nie kochaj niczego tak mocno, by śmierci tego - nie dojrzeć.
VII) Budując, buduj na skale - nie piasku; i nie na dziś czy jutro - buduj na wieczność.
VIII) Pragnij więcej i więcej, albowiem podbój nigdy ukończonym nie jest.
IX) I lepiej śmierć wybierz niż ulegnij.
X) Nie twórz dzieł sztuki lecz kuj miecze śmierci, w nich artyzm prawdziwy.
XI) Ucz się samego siebie przerastać, niechybnie zatriumfujesz wszystkiemu.
XII) Krew żyjących, zaiste dobrym jest nawozem dla ziaren nowego.
XIII) Ten widzi najdalej, który zbudował sobie najwyższą piramidę czaszek.
XIV) Nie odrzucaj miłości; traktuj ją jak balast - lecz bądź sprawiedliwym.
XV) Ból i smutek wszystkim wielkim rzeczom za podstawę leżą.
XVI) Przyj nie tylko naprzód - także w górę, albowiem prawdziwa wielkość jest na szczytach.
XVII) Bądź jak poryw nowego wiatru - niszczący i twórczy zarazem.
XVIII) Pozwól miłości życia być celem, lecz wspaniałość uczyń z nich najwyższym.
XIX) Człowiek tylko jest pięknym prawdziwie, lecz najpiękniejszą - kobieta.
XX) Odrzuć precz iluzje i kłamstwa, zaprawdę silnemu - balastem są.
XXI) Co cię nie zabiło - uczyni silniejszym.
Pisałem je już wcześniej, ale bez poparcia ich odpowiednimi argumentami. Co dalej? Cóż zainspirowany pewnym blogiem wyraziłem to co czuję do Boga i do jego krainy wiecznej szczęśliwości, teraz przeleje to tutaj… Nie wierzę, że istnieje coś takiego jak niebo i piekło jest to metoda straszenia ludzi o słabych umysłach i trzymania ich, pod kontrolą, pamiętacie średniowiecze jak trzymano wszystkich w ryzach wiary? Pamiętacie wszystkie te malowidła? Chociażby sąd ostateczny? Miało to na celu kontrolowanie ludzi słabo wykształconych… Ale cóż widzimy po niespełna 1000 lat? Widzimy to samo, jesteśmy lepiej wykształceni a nie potrafimy się wyzwolić z kajdanów (dobrowolnych) jakie narzuca nam kościół… Bóg czy on istnieje? Pozostawił nam wolną wolę i zostawił na pastwę losu, głód, choroby, itp… Powiecie sami jesteśmy sobie winni, ale czy aby na pewno? Czy bóg w jego nieskończonej mądrości nie mógł zapobiec temu co się stało? Jeżeli tak to czemu tego nie zrobił? Mamy wolną wolę? Brednie! Cały czas jawnie bądź pod płaszczem dbania o wasze dobro próbują was kontrolować, narzucając kolejne zakazy i nakazy mówiąc, że traficie do nieba… A co ja na to? Kolejne brednie, ktoś tam był? Ktoś może poświadczyć, że ono istnieje? Zapewne czytaliście księgę apokalipsy… Zacznijmy od tego że nie wiem co brał św. Jan ale też to chce… Cóż on nam w swojej wizji nagryzmolił…
„Potem miałem widzenie. Oto drzwi stały w niebie otworem. A głos, który przedtem słyszałem, a który przemawiał do mnie niczym brzmienie trąby, rzekł: Wstąp tutaj! Pokaże ci, co się ma dziać tron stał na niebie, a na tronie ktoś siedział; a ten, na nim siedział, podobny był z wyglądu do kamienia jaspisu i sarediusza. A wkoło tronu roztaczała się tęcza podobna do szmaragdu. Wkoło tronu stało jeszcze dwadzieścia cztery innych tronów. Na tronach siedział dwudziestu czterech starców, przywdzianych przyodzianych białe szaty, a na swych głowach mieli złote korony. Od tronu wychodziły błyskawice, huk i grzmoty…”
To nie wszystko, czytajcie dalej…
„Przed tronem było niby szklane morze, podobne do kryształu. W pośrodku, przed tronem i wokół tronu znajdowały się cztery żywe istoty, mające pełno oczu z przodu i z tyłu…”
Część następna :) zabawnie pisał nieprawdaż? Po ilu dropach się tak świruje?
„Każda z tych czterech istot miała sześć skrzydeł, pokrytych wkoło i wewnątrz oczami. Śpiewały nieustannie, we dnie i w nocy: Święty, świety, świety, Pan Bóg wszechmogący, który był i który jest, i który przyjdzie.
A gdy te istoty oddawały chwałę, cześć i dziękczynienie temu, który siedział na tronie i który żyje na wieki wieków, dwudziestu czterech starców upadało na kolana przed obliczem siedzącego na tronie i oddał cześć temu który, żyje na wieki wieków.”
Macie dość? Bo ja tak… A teraz wyobraźcie sobie siebie tam, bijących pokłony waszemu bogu, śpiewających na jego cześć… Ale to nie wszystko jeżeli się tam dostaniecie musicie czuć się szczęśliwi, inne jego kochane dzieci nie miały tyle szczęścia… Ale żeby się o tym dowiedzieć przeczytajcie Apokalipsę wg. Św. Jana. Cóż ja mogę rzec chromolę takie niebo… Niech wszechmogący bierze swoje dobre owieczki… Dla mnie liczy się tylko jedno TU I TERAZ. Dobra kończę jak ktoś to wszystko przeczytał to respect dla niego ;)
-
nie czytalem ani ksiegi apokalipsy ani zadnego innego kawalka z tego bajkozbioru co sie zwie biblia... ale ten kawalek mnie po prostu rozwalil... koles mial naprawde bardzo bujna wyobraznie zeby takie cos wymyslic... ale ja chcialem o czym innym... jest taka sytuacja: jestescie bogami. stworzyliscie sobie planete. ujawniacie sie i chcecie zeby was wszystkie stworzone przez was istoty wielbily i mowicie jaki ja jestem mastah czy po prostu im dajecie spokojnie zyc? no ja nie wiem ale jakbym stworzyl ludzi to chcialbym zeby bylo im jak najlepiej i nie nakladac na nich zadnych poj*** przykazan ani nie chcialbym, zeby sie do mnie modlili 50 razy dziennie... teraz zalozmy ze istnieje bog chrzescijanski a chrzescijanizm jest prawda... przeciez ten bog to nadety skur*** ktory sie pyszy ze ma wladze nad nami mrowkami i jeszcze nam kaze wypelniac jakies jego zachcianki a jak nie to uznaje ze jestesmy beznadziejni i wrzuca do piekla... jak sie nie ma na kim wyzyc to niech sobie stworzy jakies maszyny bez uczuc... taka wizja boga jest po prostu zalosna... i dlatego w to nie wierze... aa i sorry jesli kogos urazilem ale taki jestem: wale prosto z mostu i sie nie przejmuje...
-
Jeśli ja miała bym być bogiem(eh dziwnie to zabrzmiało....wathever...)to gdybym stworzyła planetę a na niej życie to nie ingerowała bym w to co robia na niej te istoty...równiez nie ujawniała bym się...jedyną rzeczą jaką bym zrobiła to było by obserwowanie ich....
-
fufufufu.... ale się narobiło.... nie ma mnie tylko chwilkę, a tu takie fajne rzeczy piszą....
Nie chce mi się nawet niczego cytować, bo tego wszystkiego by było zbyt dużo. Wypowiadałem się, że w boga chrześcijanskiego nie wierzę. Wy jednak, czego naturalnie nie potępiam, posuneliście się dalej, mówiąc, że Bóg = sk****syn, łajdak, cham, prostak, niegodziwiec itd. itp. . Cokolwiek byście nie mówili, ja chcę pozostać w strefie neutralnej w walce Bóg vs polska młodzież. Mam wiele powodów, żeby nienawidzić wiary chrześcijańskiej, ale mam również do niej szacunek. To, że są ludzie, którzy chcą wierzyć, nie znaczy, że źle robią. Jeżeli znajdują w tym pocieszenie i jeżeli poprzez wiarę zbliżają się do.. hmm... "prawdy absolutnej", to nie można ich za to potępiać. Wiara chrześcijańska nie jest wcale głupia.... z tym się nie zgodzę. Chrześcijanizm jest wielce pomysłowym wynalazkiem i, odpowiednio wykorzystany, może być rzeczą dla ludzi prawdziwie zbawienną. Wszystko zależy od interpretacji. Co do samej Apokolipsy, to faktycznie zdażyło mi się przeczytać kilka jej fragmentów. Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że nie tylko Objawienie, ale i cała Biblia to jest coś na kształ Illiady, z tym, że mamy tam wielką grę metafor. Nawej ludzie świeccy wiedzą, że nie można jej interpretować dosłownie, bo nie ma wtedy najmniejszego sensu, jak to wynika z przytoczonego przez De6v6il6'a fragmentu. Skoro już mowa o wypowiedzi Dziabła.... faktycznie jest bardzo kontrowersyjna i z wieloma jej fragmentami się nie zgadzam...
jesteśmy lepiej wykształceni a nie potrafimy się wyzwolić z kajdanów (dobrowolnych) jakie narzuca nam kościół...
a jednak zachciało i się cytować.... Kajdan..... mówisz jakby wiara była karą... jakby działała wbrew woli chrześcijan. Z twojej wypowiedzi wynika, że pojmujesz "Boga" chrześcijańskiego jako tyrana, który nie darował nam nic. Otóż moim skromnym zdaniem jest zupełnie inaczej. Kajdany o których mówisz, to jest właśnie "wiara", która w moim odczuciu nie jest noczym zdrożnym. Bóg nie jest panem ludzi. To ludzie są tymi, którzy boga stworzyli i wszystkie jego cechy są zwykłą literacką bujdą. Bohater książki nie może nad nami zapanować. Wiara, która przez kilkadziesiąt setek lat była podsycana przez ludzi prawdziwie wierzących, nie ma nic wspólnego z wykształceniem. Każdy jest panem swojego losu i to od niego zależy, czy jest mu to potrzebne czy nie. Co do 21 przykazań De6v6il6'a.... hmm... nie obraź się proszę dziabeł, ale duża część mnie poprostu śmieszyła, między innymi dlatego, że prawie wszystko trąci mocno wspomnianym wcześniej satanizmem. Nie lubię satanizmu... tak samo jak chrześcijanizmu... nie potępiam przy tym żadnego z nich, ale idea rozpychania się łokciami w wyścigu życia, jaka wypływa ze spisanych zasad, wcale a wcale mi się nie podoba...
VIII) Pragnij więcej i więcej, albowiem podbój nigdy ukończonym nie jest. (...)
XII) Krew żyjących, zaiste dobrym jest nawozem dla ziaren nowego.
XIII) Ten widzi najdalej, który zbudował sobie najwyższą piramidę czaszek.
fuck... fajnie brzmi, ale nie widzę w tym głębszego sensu. Ideę samego siebie, jako siły najwyższej jestem w stanie zroumieć, a nawet poprzeć, ale chyba zagolopowałeś się troszku... Chcesz mi powiedzieć, że propagujesz mordowanie niewinny w imię tego, że cel uświęca środki? Twierdzisz, że należy dążyc do sukcesu, bez względu na to, co by było po drodze?
Uważasz, że aby zwyciężyć należy sobie wszystko podporządkować? Dla mnie jest to jedynie stek ładnych hasełek... nie widzę w tym głębszego sensu... owszem zgodzę się np. z VII (z tym drugim VII), IX, XI i z trzema ostatnimi, ale... a zresztą... polemika na temat wiary jest z założenia bez sesnu, ponieważ to w co człowiek wierzy jest rzeczą prywatną, i w której nie można wyznaczyć jakiegoś kompromisu.
jestescie bogami. stworzyliscie sobie planete. ujawniacie sie i chcecie zeby was wszystkie stworzone przez was istoty wielbily i mowicie jaki ja jestem mastah czy po prostu im dajecie spokojnie zyc? no ja nie wiem ale jakbym stworzyl ludzi to chcialbym zeby bylo im jak najlepiej i nie nakladac na nich zadnych poj*** przykazan ani nie chcialbym, zeby sie do mnie modlili 50 razy dziennie... teraz zalozmy ze istnieje bog chrzescijanski a chrzescijanizm jest prawda... przeciez ten bog to nadety skur*** ktory sie pyszy ze ma wladze nad nami mrowkami i jeszcze nam kaze wypelniac jakies jego zachcianki a jak nie to uznaje ze jestesmy beznadziejni i wrzuca do piekla
chyba wam to od dawna na sercu leżało... Wierzcie w co chcecie... ale zastanówcie się jeszcze nad jedną rzeczą... co by było, gdyby nagle znaleziono niezaprzeczalny dowódna to, że Kościół chrześcijański to banda szarlatanów i że Bóg nigdy nie istniał i nie istnieje... to by była masowa depresja dopiero.... Jako jeden z argumentów za tym, że istnieje bóg ludzie podaja to, że wiara w takie, czy inne bóstwo jest rozpowszechniona na cały świat i powstała jednocześnie w wielu miejscach na globie. Według mnie dowodzi to tylko tego, że ludzi mają wewnętrzną potrzebę wierzenia w coś... a jak twierdzi T. Pratchet "Ludzie wierzą w boga choćby dlatego, że tak trudno jest wierzyć w ludzi". W coś wierzyć trza i zaprzeczanie instynktowi, na rzecz racjonalnego myślenia może być i wzniosłe, ale jest sprzeczne z ludzką naturą...
Co sądzicie o tym żeby cały świat to było jedno wielkie państwo? Czy byłoby to mozliwe, jakby wyglądało życi w takim swiecie? Czy byłoby lepiej czy gorzej?
nie zauważyliście? Jest nowy temat do rozmów i przyznam bardzo ciekawy. Zacznijmy od tego, że przez następne hmm.... 5000 lat nie będzie to możliwe... można by wysnuć kontrargumenty, że świat się zmniejsza, że poprzez internet możemy właściwie być wszędzie, że cały świat mówi jużpo angielsku.... ale jednak poprzez nietypowe więzi wewnątrz narodów, nigdy nie połączymy się w jedno państwo. Jak by było? Zdecydowanie byłoby gorzej... To by było straszne, gdy wszyscy ludzie mieli tego samego przywódce, podobne zmartwienia, taki sam język... brrr.... to by zlikwidowało inność każdego narodu, która jest właśnie piękna. Nie chciałbym żyć w takim świecie. Narazie mam tyle do powiedzenia... Po części dlatego, że zabrakło mi pomysłów (9 godzin lekcyjnych miałem i się czuję.... powiedzmy, że nie jestem w koronnej formie). Jak będzie trzeba to dopowiem coś jeszcze.
PS. Ja również mam nadzieję, że moje przekonania w nikogo nie ugodziły....
-
co by było, gdyby nagle znaleziono niezaprzeczalny dowódna to, że Kościół chrześcijański to banda szarlatanów i że Bóg nigdy nie istniał i nie istnieje...
hmmm.... chyba nie ma takiego czegos jak dowod ze cos nie istnieje... dowod ze istnieje - owszem, zobaczyc to... a przynajmniej moj mozg nie jest w stanie wymyslic takiego dowodu... ale ja nie wyspany jestem...
Co sądzicie o tym żeby cały świat to było jedno wielkie państwo? Czy byłoby to mozliwe, jakby wyglądało życi w takim swiecie? Czy byłoby lepiej czy gorzej?
takie cos jest NIEMOZLIWE... jesli bedzie panowal jeden czlowiek nad wszystkim: to jest fizycznie niemozliwe gosciu po prostu by nie dal rady... jesli sie podzieli np tak jak w polsce na wojewodztwa i kazde sie da jednemu: inny sie zbuntuje ze ma mniej co doprowadzi do walk i byc moze oddzielenia sie od reszty i stworzenia wlasnego niezaleznego panstwa... jesli stworzy sie rzad - jakas czesc sie nie zgadza z opiniami rzadu przez co tworza swoje panstwo... inni tworza swoje, zawiazuja sie sojusze miedzy tymi co sa za i tymi co sa przeciw, konflikty i rozpad jednego gigantycznego panstwa gotowy... ostatnia mozliwosc: zrobienie jak w usa - kazdy stan ma swoj rzad i swoje prawa... ale to wyjdzie na to samo co jak byla masa malych panstw...
-
Co sądzicie o tym żeby cały świat to było jedno wielkie państwo? Czy byłoby to mozliwe, jakby wyglądało życi w takim swiecie? Czy byłoby lepiej czy gorzej?
Zgadzam się z wami to by raczej nie było możliwe gdyż cał Ziemia nie mogła by być jednym państwem....co by wtedy sie stało z kulturą różnych narodów,ich językiem,tradycjami...wszysto by tak nagle miało się zmienic??
-
hahaha :D cóż owszem trąci to satanizmem... a nawet jest nim w każdym razie ja satanistą nie jestem... ale czasy się zmieniły, cel uświeca środki a póki jest człowiek, będzie on chciał wiecej... nie chodzi mi tu o mordy czy inne sceny gore, chodzi mi o elimnowanie przeciwników w ten czy inny sposób przy czym nie przez exterminacje... każdy buduje sukces na nieszczęściu drugiego... co do państwa to... buahahaha :D nieralne bo zawsze będą istnieli ludzie któże bedą mieli uprzedznia( tak jestem xenofobem...) i chociażby z tej prostej przyczyny jest to nierealne.
-
Co sądzicie o tym żeby cały świat to było jedno wielkie państwo? Czy byłoby to mozliwe, jakby wyglądało życi w takim swiecie? Czy byłoby lepiej czy gorzej?
hmm... dawno tu nie pisałem, ale najwyższy czas zacząć.... A więc, niemożliwe jest, żeby świat przekształcił się w jedno wielkie państwo, z powodów wynkikających z ludzkiej natury. Każdy człowiek na swój sposób jest inny, mimo, że większość chce się do siebie upodabniać. Niemożliwe jest, żeby tak wielkie państwo nie rozpadóło się.... Koalicja nim rządząca nie byłaby w stanie utzrymać jedności poglądów..... W końcu znalazłby się ktoś, kto chciałby postawić na swoim i zmienić wszystko. Poza tym to bezsensu łączyć wszystkie kraje w jeden..... Przecież każdy naród ma swoją kulturę, swój jeżyk i zespół cech odpowiedni tylko dla siebie..... Byłoby karygodne, gdyby wszystko zlało się w jedno..... Zatracilibyśmy naszą inność, to co jest właściwie jedną z najważniejszych cech......
A tak odnośnie tej wcześniejszej polemiki o bezsensowności religii, to nie uważam żeby była to rzecz bezsensowna. Niepotrzebna, może tak, ale nie bezsensowna. Ludzie może i wymyślili boga, ale pomaga im on rozwiązywać problemy. Samo stwierdzenia "wiara w boga zaprowadzi cie do nieba" jest raczej metaforą. Moim zdaniem można to rozumieć jako to, że wierząc w boga, albo cokolwiek innego na czym można się oprzeć, można pomuc samemu sobie. To nie jest coś w stylu "Bóg zaprowadzi Cię do nieba", tylko raczej to, że na wiarze moiżna się oprzeć i może ona pomóc ..... ja jestem wobec niej neutralny.... wiaraa nie jest mi potrzebna....... ludzie o osobowościach odpornych na trudy dnia codziennego nie potrzebują takiego wymysłu.....
-
religia jest fajną <cenzura> bo służy każdemu o każdej porze, jest darmowa i podnosi na duchu, jest ucieczką przed strechem i próbą ucieczki przed śmiercią... :lol: w każdym razie wielu traktuje ją raczej jako licencje na zabijanie (islamscy aktywiści, Krzyżowcy...).
Diablo :devil: ...wyrazaj sie...
-
Wpadłem na ciekawy temat, który kołata mi się po głowie od jakiegoś czasu.
Podejście meżczyzn do kobiet
Prawda, że ładnie brzmi? Można ten temat interpretować w różny sposób, ale mi chodzi o całą etykietę, którą od bardzo dawna obowiązuje wobec przedstawicielek płci pięknej, takie jak wpuszczanie kobiet pierwszych, otwieranie im drzwi, czy ginące już całowanie w rękę. Chodzi mi o to, czy tzw. "Zachowanie po gentelmeńsku" nie uwłacza czasem kobietom w dobie powszechnego feminizmu. Ile tośmy się nasłuchali o równości.... o tym, że kobietom trudniej znaleźć pracę.... o tym, że są traktowane według starych stereotypów itp. itd. Ciekawi mnie tu opinia dziewczyn... Czy lubicie takie zachowanie? Czy krępuje was bezinteresowna grzeczność facetów?
Mi trudno jest się wypowiedzieć na ten temat. Sam zawsze puszczam dziewczyny przodem itp., ale (nie wiem jak jest u was) dzieczynom nie podaje się ręki przy powitaniu. Czy traktowanie kobiet jak boginie, nie jest już zachowaniem przestarzałym? Czy nie uwłacza to godności dziewczyn?
Dlaczego istnieją różne śmieszne stereotypy wobec kobiet, jak na przykład "głupia blondynka", "kura domowa", 'płeć piękne", "słaba płeć"? Przecież jest naukowo udowodnione, że kobiety mają większą tolerancję bólu niż mężczyżni, i że np. żaden facet nie przeżyłby bólu związanego z porodem. Czy w końcu, ta sytuacja się zmienia? Czy powinna się zmienić, według propagowanej powszechnej równości płci?
kurde.... tyle pytań i tak mało odpowiedzi... czekam na jakieś ciekawe opinię
-
chcialbym zeby bylo im jak najlepiej i nie nakladac na nich zadnych poj*** przykazan ani nie chcialbym, zeby sie do mnie modlili 50 razy dziennie...
Te przykazania są właśnie poto żeby żyło się im jak najlepiej... żeby się nie zabijali, oszukiwali i żyli najlepiej jak mogą, żeby odróżniali dobro od zła.
teraz zalozmy ze istnieje bog chrzescijanski a chrzescijanizm jest prawda... przeciez ten bog to nadety skur*** ktory sie pyszy ze ma wladze nad nami mrowkami i jeszcze nam kaze wypelniac jakies jego zachcianki a jak nie to uznaje ze jestesmy beznadziejni i wrzuca do piekla...
Właśnie on nam nie każe wypełniać swoich zachcianek i dał nam wolną wole, ja mam wolną wole i zbytnio w niego nie wierze nie chodze do kościoła, nie modle się, nie chodze do spowqiedzi - a do piekła pójde wtedy gdy będę grzeszył i robił różne "śliczne inaczej rzeczy"... tak to sobie wymyśono.
to gdybym stworzyła planetę a na niej życie to nie ingerowała bym w to co robia na niej te istoty...równiez nie ujawniała bym się...jedyną rzeczą jaką bym zrobiła to było by obserwowanie ich....
Czyli tak jak robi ten Bóg w którego wierzą chrześcijanie...
Jeszzcze wracam do wiary choć juz temat był wcześniej: Wiara jest po to aby ludzie mieli siłe i nadzieje do dalszego życia.. zresztą już o tym kiedyś pisaliśmy gdy był początek tematu... głupia to ona chyba nie jeste.
Co do państwa jednego to oczywiście nie może to mieć miejsca ale co gdyby kontynenty to było jedno państwo? Unia Europejska ma wielu antyfanów, ale przecież nie jest to złe i może dać dobre efety, wzajemne wspomaganie krajów ściślej zawiązany chandel między nimi, dobrze jest mieć dużo krajów które są z tobą w dobrych kontaktach i uważam że takie rzeczy jak UE są całkiem dobre.
Wybacz tan ale nie mogłem już przeczytać twojego tematu także twój pomysł narazie zostawiam, ale napewno się o nim wypowiem przy najbliższej okazji :)
-
Te przykazania są właśnie poto żeby żyło się im jak najlepiej... żeby się nie zabijali, oszukiwali i żyli najlepiej jak mogą, żeby odróżniali dobro od zła.
przykazania boze te 10 najpopularniejszych to moze i tak ale te koscielne itp to troche inne sa...
Właśnie on nam nie każe wypełniać swoich zachcianek i dał nam wolną wole
to tak jakbys powiedzial: "masz wolna wole. mozesz mi dac 1000 zl, a mozesz mi nie dac. ale jesli mi nie dasz to pojdziesz sie smazyc do piekla" i ludzie ktorzy w to wierza boja sie piekla wiec sa zmuszeni wypelniania zachcianek
Czyli tak jak robi ten Bóg w którego wierzą chrześcijanie...
przeczytaj mojego wczesniejszego posta ze 4 razy to moze ci zaskoczy mozg :P nie tylko chodzi o to zeby go nie widzieli, ale tez zeby o nim nie wiedzieli... a bog chrzescijanski to apostolom cos mowil, to jezusa wrzucil, to przykazania ustanowil...
-
Podejście mężczyzn do kobiet...
Na pewno nie jestem jakimś tam Gentelmenem, traktuje dziołszki na luzie i mówie do nich per "stary" taka tak nie odmieniam na "stara".. ale przeca tu nie o to chodzi... Owszem puszczam dziewczyny przodem ale w życiu by mi nie przyszło na myśl żeby pocałować na powitanie jakąkolwiek dziewczyne:/ To że kobiety są nazywane jako słaba płeć i tak dalej uważam za normalne i nie powinny się kobiety bużyć z tego powodu a ile to jest określeń na naszą płeć? "Faceci myśla tylko jajami" i inne tego typu teksty "Męska szowinistyczna świnia..." a dziewczyny to niby nie są "świniami"? To poprostu stereotypy w innych krajach europejskich np. w Szwecji kobietom się nie ustępuje miejsca i np. jeśli byś zaproponował kobiecie aby ta pierwsza przeszła przez drzwi to ta by mogła jeszcze na ciebie naskoczyć żeś jest "ham" i "obłudnik" :P ofkoz nie jest to norma w każdym kraju europejskim bo np. w Angli jest dla siebie miły każdy i nawet kobiety niejedno krotnie przepuszczają mężczyzn lub są dla nich nadmiernie mili... Wydaje mi się że takie myślenie już do końca naszego życie będzie takie że będziemy przepuszczać kobiety i raczej żadziej podawać im dłoń, ale możliwe że kiedyś w przyszłości kobiety będą traktowane na równi chłopakom i na powitaie zapodadzą mocną grabę, charną na ziemie, po czym krzyknie podaj piłke ziomal i zacznie wymiatać na boisku w piłkę ostro wchodząc ciałem... co tam że zboczyłem z tematu ale wydaje mi się że kobieta to kobieta i nasz stosunek do niej jest dobry i nie sądze żeby takie teksty jak "słaba płeć" były dla kogoś obraźliwe.
to tak jakbys powiedzial: "masz wolna wole. mozesz mi dac 1000 zl, a mozesz mi nie dac. ale jesli mi nie dasz to pojdziesz sie smazyc do piekla" i ludzie ktorzy w to wierza boja sie piekla wiec sa zmuszeni wypelniania zachcianek
Jak już mówiłem: Jeśli nie wierzysz w Boga to nie oznacza to że nie pójdziesz do nieba, to zależy od twoich uczynków, jeśli będą złe to właśnie ytam pójdziesz, a po drugie Bóg nie stworzył diabła więc i nie on stworzył piekło... więc to nie on nas wysyła do piekła... chyba że ty jesteś dziubku(??!!:P) takim osobnikiem co to wierzy że po śmierci idziemy pod bramy niebios a tam św. Piotr (czy inny gązo) nas sprawdza po czym wżuca do pikła bądz wpuszcza do bram niebios... wiesz mi że piekło to nie jest coś co jest pod ziemią a "niebo" to nie chodzi o to co jest nad naszymi głowami... to wszystko jest uproszczone i nie możemy tego odbierać tak jak tłumaczono w I czy II wieku
przeczytaj mojego wczesniejszego posta ze 4 razy to moze ci zaskoczy mozg nie tylko chodzi o to zeby go nie widzieli, ale tez zeby o nim nie wiedzieli... a bog chrzescijanski to apostolom cos mowil, to jezusa wrzucil, to przykazania ustanowil...
Tak tylko że Bóg właśnie sam jako tako się nie ukazał, a Jezusa zesłał na ziemie żeby chyba siakieś grzechy odpuścił więc to chyba dobrze że zaingerował :rolleyes:
-
Podejście mężczyzna do kobiet...
Miło jest gdy chłopak jest genyelmenem...ale jeśli jest aż nazbyt to dziewczyna może pomyśleć(w tych czasach rzecz jasna)że facet po prostu jest nachalny...no cóż to zależy jak dziewczyna raaguje na takie zachowanie.
Osobiscie wole jak chłopak zachowuje się na luzie...(nie przesadnieale wole jak zachowuje sie normalnie)...wolała bym żeby traktował mnie na równi,podał rękę na powitanie...lub cos w tym stylu("ja nie gryze"...czasami taka myśl mi przez głowę przechodzi jak widzę moich kolegów witających się w moim toważystwie,podając sobie rękę...a do mnie to tylko "cześć"...i to wszystko...ew...)
-
a po drugie Bóg nie stworzył diabła więc i nie on stworzył piekło...
bog stworzyl wszystko (albo ja mam takie mizerne pojecie o chrzescijanstwie)
dziubku()
WTF???
takim osobnikiem co to wierzy że po śmierci idziemy pod bramy niebios a tam św. Piotr (czy inny gązo) nas sprawdza po czym wżuca do pikła bądz wpuszcza do bram niebios...
nie nie o takie rzeczy mnie nie posadzaj :P
dobrze że zaingerował
moim zdaniem powinno sie byc konsekwentnym: albo ingeruje we wszystko (i jesli wyjdzie dobrze i jesli wyjdzie zle) albo w nic
-
dziubku()
WTF???
WTF??
a po drugie Bóg nie stworzył diabła więc i nie on stworzył piekło...
U Pana Boga na służbie był taki anioł co sprzeciwił się Panu więc został posłany do najgłębszych czeluści piekieł i tak powstał szatan, skromnie nazywany diabłem.
takim osobnikiem co to wierzy że po śmierci idziemy pod bramy niebios a tam św. Piotr (czy inny gązo) nas sprawdza po czym wżuca do pikła bądz wpuszcza do bram niebios...
To jest tylko opowieść biblijna, którą nie powinno się dosłownie interpretować... DAMN PPL ! ! ! Jak Abel podał zabitego barana na ołtarz to nie znaczy, że my też powinniśmy zabijać barana i podawać na ołtarz jako ofiarę. Jak Jezus każe nam kroczyć jego ścieżkami to nie znaczy, że mamy iść z nim krok w krok tylko głośić jego naukę. Wy ateiści zawsze tak czytacie biblię. To jest pismo o początakch świata chrześcijańskiego, to nie znaczy, że tak włsnie powstał świat. NIE MYLIĆ RELIGII Z EWOLUCJĄ ! ! !
-
Podejście mężczyzn do kobiet
Ciekawy temat Tantalus.
Na początku chiałabym powiedzieć, że jestem raczej przeciwniczką takiego skrajnego feminizmu. Nie mam zamiaru byc kobieta wyzwoloną ;) co nie znaczy, że mam być uległa wobec facetów i robić to co mi każą i to co oni uwazają za stosowne dla mnie (tak jak to było jeszcze 100 lat temu). Nie jestem po prostu za hasłami typu faceci do garów, a kobiety do pracy itp. I wcale w przyszłości nie chciałabym robic kariery bizneswoman, a przedewszystkim nie byłby to mój nadrzędny cel. Wolę mieć rodzinę, przytulny domek, którym mogłabym się zająć (włącznie z gotowaniem, bo uwielbiam to robić). Nawet ponad pracę i karierę. Choć nie mówie, że pracować bym nie chciała (dla zabicia czasu i pieniążków;)
Trochę zeszłam z tematu, ale do mężczyzn ma się to tak, że nie jestem za zmianą ról płci. Lubie jak facet jest kulturalny, miły chocby przepuszcza dziewczynę, chociaż całowanie w rękę uważam już za zbędne :) Ale z drugiej strony czuję się czasami jak YUzuriha kiedy chłopacy podają sobie dłonie a do mnie mówią cześć. W gronie znajomych niektórzy już zaczęli podawac mi rękę ;) Ale z tego co kiedyś wyczytałam z tym podawaniem ręki to jest tak, że podobno facet może podać kobiecie rękę jeśli ona mu na to pozwoli tzn. kiedy sama wyciągnie dłoń :) (to tak na marginesie)
Poza tym facet musi byc męski, musi sprawiać bym czuła się bezpieczna, nie może być "panienką" ;) Czytałam artykuły w gazetach, że mężczyźnie niewieścieją (ble) a kobiety zaczynają brać testosteron, żeby się upodobnić do mężczyzn (w sensie psychiki, chcoć hormony jak wiadomo maja też wpływ na wygląd). Nie podoba mi się kiedy dziewczyny zachowują się jak chłopacy. Chyba cały urok polega na tym, że się różnimy między płciami... A to właśnie zachowanie "gentelmeńskie" w pewien sposób podkreśla szacunek mężczyzn do kobiet.
Gipsi... grałam trochę w piłkę nożna kiedyś :)
Stereotypy.
Głupia blondynka - śmieszne, nie sądzę żeby kolor włosów był tak istotny w tym momencie, chociaz ktoś kiedyś nawet chyba robił badania na ten temat, ale nie znam wyników ;)
Kura domowa - sądzę, że wzięło się to od pewnych kobiet, które siedziały w domu, zajmowały się praniem, sprzątaniem, gotowaniem itp, jednoczęsnie nie dbając o siebie, o swój wygląd i na dodatek podporządkowując się męzowi, który zapewne robił co chciał... Tak strzelam, bo nie uważam, żeby sama praca w domu mogłaby kwalifikować kobietę do tego czy jest "kurą domową" czy nie
Piekna płec - to chyba wiadomo, że kobiety są ładniejsze ;)
Słaba płeć - tego to nie wiem, bo faktycznie biologicznie to kobiety sa bardziej przystosowane do trudnych sytuacji, bo muszą wychowac potomstwo. Może więc chodzi o psychikę? O płacz (faceci ponoć nie płaczą), częstsze dramatyzowanie, większe trudności psychiczne z radzeniem sobie w róznych sytuacjach (też strzelam :)
P.S. Ile kobiet tyle opinii, i tak się wszystkim nie dogodzi
-
wolała bym żeby traktował mnie na równi,podał rękę na powitanie...lub cos w tym stylu("ja nie gryze"...czasami taka myśl mi przez głowę przechodzi jak widzę moich kolegów witających się w moim toważystwie,podając sobie rękę...a do mnie to tylko "cześć"...i to wszystko...ew...)
Ja np. nie podaje dziewczyną ręki bo zawsze jak próbuje im dać to one jakoś tak z niezbyt dużą chęcią ja wysuwają... i nie chodzi o to że mam brudne łapy czy coś tylko ogólnie jak kumple wystawiają swoje łapciątka do dziołszek to one siakieś takie niemrawe są;/ a zresztą jest taki chyba zwyczaj że kobieta powinna sama pierwsza podać ręke, tzn. wysunąć żeby facet podał...
bog stworzyl wszystko (albo ja mam takie mizerne pojecie o chrzescijanstwie)
Odpowiedział ci na to GejmPleyar, ale ja myślałem że Ten anioł sobie sam uciekł i sam stworzył to piekło, no cuż myliłem się
moim zdaniem powinno sie byc konsekwentnym: albo ingeruje we wszystko (i jesli wyjdzie dobrze i jesli wyjdzie zle) albo w nic
Nom widzisz ale ci co pisali biblie mieli swoje zdanie i jakoś mieli inne zdanie od ciebie i tak sobie to napisali... zresztą Biblia podobno była pisana aż do IV w. więc dla mnie to jest troche śmieszne, skoro Bóg żył wiadomo w których...
To jest tylko opowieść biblijna, którą nie powinno się dosłownie interpretować... DAMN PPL ! ! ! Jak Abel podał zabitego barana na ołtarz to nie znaczy, że my też powinniśmy zabijać barana i podawać na ołtarz jako ofiarę. Jak Jezus każe nam kroczyć jego ścieżkami to nie znaczy, że mamy iść z nim krok w krok tylko głośić jego naukę. Wy ateiści zawsze tak czytacie biblię. To jest pismo o początakch świata chrześcijańskiego, to nie znaczy, że tak włsnie powstał świat. NIE MYLIĆ RELIGII Z EWOLUCJĄ ! ! !
Właśnie tym pisałem żeby nie interpretować tego dokładnie :)
Ale z tego co kiedyś wyczytałam z tym podawaniem ręki to jest tak, że podobno facet może podać kobiecie rękę jeśli ona mu na to pozwoli tzn. kiedy sama wyciągnie dłoń (to tak na marginesie)
o właśnie drogie panie w tej sprawie to wy same musicie zrobić ten krok... wiecie jak nie którzy są wstydliwi :blush: ..hehe
Gipsi... grałam trochę w piłkę nożna kiedyś
No i pięknie ja kocham ten sport i sam kiedyś widziałem jak jedna dziewczyna dobrze grała.. ale reszta dziewczyn, gra raczej tak żeby pobiec za piłką i przypadkiem dotknąć chłopaka w... dobra offtopicuje, ale jest to rzecz raczej mało popularna wśród dziewczyn :)
Kura domowa - ...
Najgorsze jest to że niekiedy mówi się tak na mężczyzne, np. w naszym kraju gdy mężczyzna jest bezrobotny a kobieta pracuje i on musi pracować w domu... wielu mężczyzn się wtedy załamuje i cierpi na tym ich "duma", co mnie osobiście troche dziwi bo nie widziałbym nic złego w tym że ja sam nie posiadam pracy i robie czynności codzienne podczas gdy moja żona pracuje bo nie mamy pieniędzy...
Piekna płec - to chyba wiadomo, że kobiety są ładniejsze
Niekoniecznie, niewszystkie ofkoz są łądniejsze, ale facet z makijażem też nie raz może wyglądać jak laska... to mnie smuci jak widze ładne dziewczyny które na swojej twarzy mają pełno tapety (za dużo!!!!) i jest to dla mnie ciutex niesmaczne :unsure:
(faceci ponoć nie płaczą)
Haaaaaa!!!! Też tak kiedyś myślałem, ale ostatnimi czasy (przez ok. rok) zrobiłem się dupaś i nieraz nie dwa już zapłakałem...
a ja mam takie pytanie:
Jednostka a społeczeństwo
Czy uważacie że ktoś kto wychowuje się poza grupą jakąs społeczną, np. w lesie lub na jakimś maxymalnym zadu**u gdzie żyje wraz z jakimś 80 letnim dziadkiem może być "prawdziwym człowiekiem"?
Ofkoz kontynuujcie sobie temat kobiet i inne, ale ciekawi mnie czy sądzicie czy taki bambosz co to sie w lesie wychowuje może później zamieszkać w mieście i żyć jak normalny człowiek... wiecie taki tarzan czy inny mogli ;)
-
Podejście mężczyzn do kobiet
Podhcodzisz dobrze odbrany (buty wojskowe i kastet w prawej ręce). Później jednym ruchem zamachujesz nogą, tak aby szybko podać rękę kobiecie.
Najgorsze jest jak pomyśli się, że kobiet jest więcej na świecie, mało tego to jeszcze niektórzy uważają je za niewiadomo jakie bóstwa. Gdyby była światowa ankieta, to chętnie zagłosowałbym za równouprawnieniem. Nie dość, że mają władzę, lepsze życie to jeszcze mamy im robić lżej! >_<
-
Sorki GMP ale kobiety wcale nie mają lepiej...np.muszą rodzić dzieci,potem zwykle to one muszą je wychowywać...a jak facet ją zostawi z tym dzieckiem,to i ona musi i pracowac,i robić wszystko w domu,dbać o dzieci....i wogule...(co ja jeszcze chciałam..)a co dopiero jeśli taki facet ja jeszcze bije?To dopiero kobieta ma przechlapane..bo słabsza jest...
-
Sorki GMP ale kobiety wcale nie mają lepiej...np.muszą rodzić dzieci,potem zwykle to one muszą je wychowywać...a jak facet ją zostawi z tym dzieckiem,to i ona musi i pracowac,i robić wszystko w domu,dbać o dzieci....i wogule...(co ja jeszcze chciałam..)a co dopiero jeśli taki facet ja jeszcze bije?To dopiero kobieta ma przechlapane..bo słabsza jest...
Hohohoho :D Od zapewnienia takiemu dziecku opieki jest równierz ojciec który niejednokrotnie by chciał wychować ale tendencyjność naszego wymiaru sprawiedliwości jest wręcz powalająca, nie wiem czy przeglądasz statystyki ale kobiety wcale nam nie ustępują, stosują jedynie bardziej wyrafinowane metody... zresztą prędzej mi ręka uschnie niż podniose ją na kobietę i na pewno jest wielu facetów którzy myślą tak samo, to sie nazywa duma, a tylko ścierwo bez dumy bije kobietę..ja równierz jestem za równouprawnieniem :D niech faceci zaczną rodzić dzieci a kobiety chodza na wojnę... :lol: w każdym razie nie wiem w czym kobiety mają lepiej a w czym gorzej faqt jest faqtem, faceci zarabiają lepiej i chętniej są zatrudniani, w końcu facet nie przejdzie w stan błogosławiony, a wtedy pracodawca ma przejewalone...
-
Kobiety rodzą dzieci... a mężczyźni robią wiele innych rzeczy: budują domy, pracują ciężko po to, żeby otoczenie wyglądało lepiej i nie tylko. Gdyby zamienić kobiety miejscami z mężczyznami to, to na pewno twedy byłoby więcej mężczyzn niż kobiet. "Facet" jak w definicji, jest prosto, mówi do rzeczy, jak ma jakiś cel to go spełnia, nie tak jak kobieta co może godzinami siedzieć i gadać przez telefon o ostatnim odcinku Esmeraldy.
BTW: Piszecie skrótami to piszcie GPM
-
GPM - GamePlayMastablastamadafaker ? ;) szpoko
więc GPM - sory ale wieje średniowieczem z twojego posta :P może żyje gdzie indziej ale stereotyp "kobieta siedzi w jaskini i gotuje a facet polować na mamut" poszedł się dawno kochać w krzaczki :P niewiem jak do Ciebie trafic skoro jestes slepy na wszelkie sugestie że kobieta to też człowiek :P
Jednostka a społeczeństwo
Czy uważacie że ktoś kto wychowuje się poza grupą jakąs społeczną, np. w lesie lub na jakimś maxymalnym zadu**u gdzie żyje wraz z jakimś 80 letnim dziadkiem może być "prawdziwym człowiekiem"?
Gipsi - nie wiedziałem że mieszkasz z dziadkiem ;) no nie, człowiekowi całe szczęście pozostał instynkt stadny, większość ludzi poprostu potrzebuje towarzystwa innych. Bez tego bardzo łatwo stać się świrem, dostać jakiś shiz potworzyć sobie wyimaginowanych przyjaciół itp :P
Nawet jeśli by cie po urodzeniu wywieźli na bezludną wyspe i zapewniali przezycie<powiedzmy taki reality show by sobie zrobili> a ty nie miałbyś zielonego pojęcia o istnieniu innych takich jak ty to by ci czegos brakowalo
-
Buhahahaha..... jak zaproponowałem ten skromny temacik, to wiedziałem, że nasz główny skłerzonowy szowinista GPM, nie omieszka się wypowiedzieć... Ma własne zdanie, a że jest młody, to zdąrzy je jeszcze z 70 razy zmienić. Wieje z nie tylko przestarzałymi stereotypami, ale również młodzieńczym poglądem (nie jak moim, starczym... he? gdzie ta proteza?) na otaczającą go rzeczywistość. Powiew jest, ale moim zdaniem odświerzającym... trzeba uszanować opinie innych, jak niedorzeczne by nie były...
Jednostka a społeczeństwo
Czy uważacie że ktoś kto wychowuje się poza grupą jakąs społeczną, np. w lesie lub na jakimś maxymalnym zadu**u gdzie żyje wraz z jakimś 80 letnim dziadkiem może być "prawdziwym człowiekiem"?
hmm... człowiek... tak samo jak większość (mam wrażenie, że większość) ssaków i jest zwierzątkiem stadnym i właśnie do tego go matka natura przystosowała. Jeżeli pozostawimy człowieka bez dostępu do innych jemu podobnych, to skutki mogą być... hmm..... dziwne. Życie w pojedynke byłoby poprostu wbrew jego naturze. Jakby się taka osoba miała zachować, gdyby ją, wzorem tarzana, wpuszczono do miasta, po życiu w dżungli? Nie wiem.... nikogo takiego nie znam (chociaż.... jakbym się zastanowił...)
-
No moja mama właśnie ma znajomą która była kiedyś jakąś nauczycielką i uczyła na początu swojej "kariery" w jakimś senatorium do którego w pewnym momencie trafił 4 letni chłpiec który nie umiał jeść, mówić, i dogadywać się z innymi.. później się okazało że jeg matka była alkoholiczką i wychodziła na całe dnie i zostawiała go z 4 psami, on był cały pogryziony i poprostu wyrastał z nimi i zamiast mówić to szczekał, gryzł ludzi jak ktoś go chciał złapać i coś powiedzieć, chodził na 4 łapach... no i tak mi się to przypominało i nawiązałem do teg a pozatym to mi się przypomniał taki osobnik na forum siakiś Dinśt czy inny koleś i sobie ich skojażyłem :P
Od urodzenia raczej trzeba przebywać z ludzmi ale za to już w pewnym wieku można opuścić swój dom (czy tam stodołe - ja to niewiem dokładnie gdzie wy mieszkacie) i myknąć z daleka od cywilizacji i np. mieszkać sobie w lesie i tropić wieriórki aby im potem ukraść orzechy czy inne kasztany... ehh to by było życie, ale tak jak mówił Morchol człowiek po pewnym czasie by poprostu zwariował i zaczynał by niezłe akcje tworzyć gadać sam do siebie... eh ja i mój najlepszy przyjaciel Maciuś nie wiemy jak można sobie wymyśleć wyamiginowanego przyjaciela.. nie i już!! Nie prawda Maciuś? ... o sam wam odpowiedział :) Dobry Maciuś dobry...
A co do GamePlayar i jego stereotypu to YUzuriha też odała sterotyp, i ogólnie w tym temacie przeewszystkim opieramy się na streotypie bo przeca feministki jakoś tak całkiem nie dawno zaczęły szaleć... Ja jednak wole być facetem i pewnie mało jest osób które wolały by być innej płci (prosze was ieśmiejcie się w tym momencie z naszego Zell'a chłopak już się wystarczająco sam męczy tym że nie jest w stanie narazie określić swojej płci...) ale kobiety powinny się cieszyć że nie dostaną baaardzo dużego wpierd** gdy wieczorem chodzą po innym osiedlu... chociaż może to kolejny stereotyp...
Zell i GejmPleja
QUOTE
dziubku()
WTF?
A taka historyjka ze mną i moim zrytym kumplem który zobaczył Zellowski avek
-
kobiety powinny się cieszyć że nie dostaną baaardzo dużego wpierd** gdy wieczorem chodzą po innym osiedlu... chociaż może to kolejny stereotyp...
Taaa, to kolejny stereotyp, a dlatego, że teraz kobiety napadaja na kobiety. I to coraz częściej bandy dziewczyn napadaja na inne dziewczyny. Każdego trzeba sie bać w dzisiejszych czasach ;)
A co do pytania Gispiego?
Jako przyszła (mam nadzieję ;) pani socjolog przyznam wszystkim rację, że człowiek to istota społeczna :) Jeszcze z dziadkiem jak żyje to nie jest tak źle, chociaż po pewnym czasie faktycznie pewnie mozna dostać świra. Gorzej jesli nie byłoby żadnego człowieka. Wtedy taki ktoś uczyłby się od zwierząt (tak jak w przykładzie, który podał Gipsi) i przy wprowadzeniu go do społeczeństwa musiałby uczyć się od nowa zachowań ludzkich. Był kiedyś taki przypadek. Znlaeziono w dżungli 8-letnią dziewczynkę, która zachowywała się jak zwierzę, no i musiała się uczyć od nowa. Mysle, że starszemu człowiekowi byłoby już trudniej się przystosować.
Gameplay: jak można tak nie znosić dziewczyn?
"Facet" jak w definicji, jest prosto, mówi do rzeczy, jak ma jakiś cel to go spełnia, nie tak jak kobieta co może godzinami siedzieć i gadać przez telefon o ostatnim odcinku Esmeraldy.
Heh, po prostu faceci i kobiety się różnią i to jest moim zdaniem bardzo dobre. Nie znaczy to, że jedna czy druga płeć jest lepsza. Po prostu jest inna. A faceci to co? Mogą godzinami oglądać mecze w telewizji i pic piwo, albo siedzieć przy komputerze i grać godzinami we wszystkie gry. Byałm w wakacje na praktykach i m.in. czytałam różn sprawozdania kuratorów i chodziłam do domów na wywiady i widziałam na własne oczy jak kobiety płakały, bo facet niszczył ich rodzinę, bo pił i wydawał całe pieniądze, bo sprzedawał poł domu żeby mieć na wódke, bo miał kochanki. To tylko po to żebyś GP nie uważał, że faceci są święci. Ale jak już raz mówiłam, wcale nie bronie tym kobiet, bo w druga stronę to działa tak samo.
-
zamiast mówić to szczekał, gryzł ludzi jak ktoś go chciał złapać i coś powiedzieć, chodził na 4 łapach...
heh wspolczuje mu... a jak sie ma juz takie nawyki to zeby sie nauczyc ludzkich trzeba sie jeszcze oduczyc zwierzecych... kilka lat z zycia poszlo na za przeproszeniem jeb**
a pozatym to mi się przypomniał taki osobnik na forum siakiś Dinśt czy inny koleś i sobie ich skojażyłem
ale mnie nie wychowywaly psy tylko wampiry :P
prosze was ieśmiejcie się w tym momencie z naszego Zell'a chłopak już się wystarczająco sam męczy tym że nie jest w stanie narazie określić swojej płci...
a ja was zaskocze!!! pojechalem do juesej do jakies renomowanej kliniki dla zwierzat i mi powiedzieli ze jednak jestem chlopcem!!! tak tak chlopakiem!! menem!!! mezczyzna!!! *cieszy sie jak polroczna malpa ktora dostala banana*
A taka historyjka ze mną i moim zrytym kumplem który zobaczył Zellowski avek
no to opowiadaj :P
Taaa, to kolejny stereotyp, a dlatego, że teraz kobiety napadaja na kobiety. I to coraz częściej bandy dziewczyn napadaja na inne dziewczyny. Każdego trzeba sie bać w dzisiejszych czasach
ja jakos o tego typu przypadkach raczej nie slyszalem ale moze dlatego ze moj brzozow to bardziej wies jest niz miasto i nie ma zadnych "band"... a moze to i dobrze?
a w sprawie czlowieka odizolowanego od wszelkiej cywilizacji mysle ze nie wymysle juz nic nowego oprocz tego co juz bylo powiedziane (napisane) i w pelni sie zgadzam z tymi wypowiedziami (wynapisaniami? :P)
-
Jak facet robił takie żeczy to znaczy, że miał jakiś powód. Tylko wtedy pewnie był w takim stanie już, że nie mógł się wytłumaczyć i dlatego właśnie wyszło na to, że kobieta jest górą. Kobiety też potrafią tak przekonać faceta, żeby ten współżył z nią i miał z nią dzieci. Później gdy kobieta ma dzieci to opuszcza zakochanego (BLEH) w niej faceta. Ten z kolei idzie do sądu a ta kobieta mówi, że facet ją wykorzystał. Podczas całej rozprawy kobieta jest wyjątkowo ładnie ubrana jak to niektórzy twierdzą i sędzia jest przekonany o niej i chcąc zaimponować jej ogłasza, że facet jest winny. Później ta kobieta musi odwdzięczyć się jemu łańcuch ciągnie się dalej... z tego później wychodzi coś takiego jak zakrzywiona ludzka rzeczywistość i korupcja.
-
hmm kółko filozoficzne? ja mam tylko jedną filozofię ŻYCIE NIC NIE JEST WARTE,PRZYJAŹŃ I TAK SIĘ SKOŃCZY A MIŁOŚĆ ROBI Z NAS GÓWNO I PIERNICZY SIE NAM W GŁOWIE:) :devil:
-
hmm kółko filozoficzne? ja mam tylko jedną filozofię ŻYCIE NIC NIE JEST WARTE,PRZYJAŹŃ I TAK SIĘ SKOŃCZY A MIŁOŚĆ ROBI Z NAS GÓWNO I PIERNICZY SIE NAM W GŁOWIE:) :devil:
Dziękujemy, następny
-
U Pana Boga na służbie był taki anioł co sprzeciwił się Panu więc został posłany do najgłębszych czeluści piekieł i tak powstał szatan, skromnie nazywany diabłem.
Nic podobnego, wszystko stworzył bóg łącznie z piekłem...bo Bóg jest wszystko wiedzący i wszechmogący więc jak mógł niewiedzieć że dojdzie do zdrady?? Wiedział i to było przemyślane z jego strony ponieważ nie Bóg ponosi wine za stwożenie piekła (złego, ciemnego, gorącego i stanowiącego labirynt dla zmarłych) tylko Anioł który jest nazywany szatanem czy jak kto woli diabłem co wcale niejest prawdziwe.Bóg stworzył wszystko co piękne i dobre więc musiał znalezć kogoś kto przez swoje czyny doprowadzi do powstania "Piekła". Osobiście niewieże w t.z.w "piekło" ani anioła który zdradził Boga, gdyż każdy idzie do nieba lub czyścca. Piekła niema!
-
hmm kółko filozoficzne? ja mam tylko jedną filozofię ŻYCIE NIC NIE JEST WARTE,PRZYJAŹŃ I TAK SIĘ SKOŃCZY A MIŁOŚĆ ROBI Z NAS GÓWNO I PIERNICZY SIE NAM W GŁOWIE:) :devil:
Jeśli temat nie odpowiada to poco w nim pisać?? :prr:
-
o w morde..... ale się porobiło w tm temacie... hehe... tak właściwie mamy tutaj przedstawiciela/przedstawicielkę każdego "wyznania" (nie mówię tu o religii)...... no bo mamy ikatolików, szowinistę... jakieś feministki też by się pewnie znalazły... ateiści też są.... mamy całkiem ciekawe grono pedagogiczne.... no ale jak tu was wszystkich nie lubić ;)
Podejście mężczyzn do kobiet
Mężczyźni z reguły dażą kobiety jakąś dozą szcunku. Czasem większą czasem mniejszą... różnie bywa... zależy od podejścia ogulneg i od wychowania. Niektórzy gfaceci nawet boją się ikobiet. Może to dziwnie zabrzmi, ale kiedy się ma na przykład jakąś supr mega wredną matkę,. to czasami tak jest i się ma takie urazy. Kobiety też czasem boją się mężczyzn.... nie jestem w stanie powiedzieć kto boi się kogo częściej. No bo to taki stereotyp "facet to świnia i przy pierwszej okazji mnie zgwałci"... nonsens... ale zbaczam z tematu.... Ten cały dżentelmenizm zależny jest od kultury. U nas jest np. zwysczaj przepuszczania dziewczyn przodem, ale w indiach faceci traktuują kobiety jak.... hm... jak ... no już nie powiem co. Całowanie dziewczyny w rękę może być dla niej uciążliwe, ale chyba niektóre przestawicielki płci pięknej to lubią..... No ale sęk w tym , ze ten cał dżentelmenizm to nie mają być jakieś puste zwyczaje i maniery. To ma być przede wszystkim szacunek do kobiet ... ale nie chodzi tu o to, żeby "czcić" je na wszelkie możkliwe sposoby, trylko nie poniżać i nie traktować jak jakieś ścierwa do zmywania naczyń w domu.....
Coś odnośnie szowinizmu
Głównym przedstawicielem tego ugrupowania jest GPM..... Szowinizm jest moim zdaniem bezsensowny. To bez sensu twierdzić "Facet jest lepszy", "Kobieta do garów", "Mężczyźni powinni żądzić".... to przecież absurd. Wiadomo, że każda płeć jest inna no i to dobrze. Nie można nikomu wypominać różnic, bo to przecież dobrze, że obydwie płcie się różnią. Jest dobrze tak jak jest. Bo przecież trzeba przez to poświęcić więcej czasau na poznanie kobiety, co i tak jest do końca niemożliwe.... ciągle szuka się sposobów, żeby "zadowolić" swoją ukochaną. Gdybyśmy wszyscy mieli taki sam zbiór cech, byłoby nudno na tym świecie... ech. Ja nie wiem jakmożna bić kobiety? Ja nogdy nie udeżyłbym dziewczyny.... a jeśli kiedyś z jakichś nieznanych przyczyn bym zrobił coś takiego, to pewnie nie wybaczyłbym sobuie do końca życia. Znaczy się, nie żebym bronił kobiet, bo one jak wiadomo nie są lepsze..... Kobiety też potrafią wykołować mężczyznę.... no a jak wiadomo polskie prawo jest dosyć stronnicze..... no bo w sądzie jest tak, że jak kobieta sędziuje, to oczywiście ma zapendy feministyczne, a sędziom męskim.... hm... po prostu podobają się oskarżone..... no więc tatusiowie wcale lepiej nie mają..... A dlaczego jest tak, że to niby mężczyźni soię ciągle spijają? Tak wcale nie jest,. Po prostu media uważają, że jeśli pokażą pijaka, a nie pijącą kobnietę, to to się lepiej sprzreda...... no ale tak bywa... Acha i jeszcze jedno. Podobno, faceci mają "większe wyczucie kulinarne:", więc dlaczego to kobiety gotują? Podobno kobiety są dokładniejsze, więc dlaczego to faceci są ekonomistami itd?
sprawa wychowania w buszu
Ujmę to rutko. Kto z kim przystaje, taki sie staje
-
ale w indiach faceci traktuują kobiety jak.... hm... jak ... no już nie powiem co
??? jak??? bo tak sie akurat sklada ze moj stary stamtad jest i tam bylem... dokoncz bo chce wiedziec jakie jest polskie pojecie o hindusach :P
Głównym przedstawicielem tego ugrupowania jest GPM
ale on jest jeszcze mlody... w jego wieku ty tez napewno to samo myslales o plci pieknej i ani w glowie ci bylo wodzenie wzrokiem za eee... oczami itp :P
-
ale on jest jeszcze mlody... w jego wieku ty tez napewno to samo myslales o plci pieknej i ani w glowie ci bylo wodzenie wzrokiem za eee... oczami itp
Jak byłem w jego wieku, to razem z koleżanką Moniką, rozmawialiśmy o tajemnicy stwożenia świata i o śmierci
-
hmm... pomyślałem, że wypadałoby się odezwać, ale widzę, że topic się ma bardzo dobrze bez mojej pomocy.... czyli będę teraz jak zawsze lał wodę hehehe...
podejście mężczyzn do kobiet.. tak.... bardzo ciekawy temat.... aha... no przecie mój ^_^...
Faktem jest, że gentelmenizm służy temu, żeby okazywać kobietom szacunek. Jednak ja mam na ten temat inne zdanie (uwaga.... zaraz zacznę pewnie przypominać GejmPlaya), i wynika on ze względów czysto biologicznych. Jeżeli popatrzymy na inne zwierzęta...... dajmy na to ptaki.. to samce są zawsze bardziej barwne od kobiet. Samica zazwyczaj wybiera samca, na podstawie pewnych cech, świadczących o tym, że jest on dobrym kandydatem na partnera. U wspomnianych ptaszków decyduje jaskrawość upierzenia, u innych zwierząt głównie siłą fizyczna. U zwierzątek sprawa jest prosta, bo wszystko się kręci wokół zapewnienia ciągłości gatunku i selekcji osobników, obdarzonych najcenniejszymi w danym czasie cechami, czyli inaczej ewolucja. Z momentem, w którym człowiek zaczął posługiwać się głową do czegoś innego niż rozbijanie orzechów kokosowych, jego ewolucja się bardzo spowolniła, a teraz można by rzec, że na poziomie czysto fizjologicznym właściwie stoi w miejscu. Wraz z postępem nauki i w szczególności kultury, mężczyźni zaczęli dojrzewać do bardziej wyrafinowanych sposobów adorowania kobiety, niż zdzielenie jej maczugą i zaniesienie do jaskini. Z tego też powstał sawua wiwr (za cholerę nie wiem jak to się piszę)... żeby pokazać kobiecie, że nie jest się jakimś tam wsiowym gburem, tylko inteligentym i wychowanym człowiekiem, czyli takim, który jest obdarzony najkorzystniejszymi z punktu widzenia ewolucji (czyt. kobiet) cechami, które zapewnią wspomnianą wcześniej ciągłość gatunkową i prawdopodobny wzrost średniego IQ na świecie. Z powyższego referatu wynika, że gentelmen, jest stworzonym dawno, dawno temu ideałem faceta (dzisiaj ideał taki zmienia się dosłownie co chwilę, przez co dziś wisdzimi go jako coś archaicznego), do którego ludzie starali się i poniekąd ciągle starają się dążyć, żeby zrobić pozytywne wrażenie na płci przeciwnej.
Jakie wnioski? A takie, że nie ma żadnych intelektulanych podstaw dla bycia dla kobiet grzeczniejszym niż dla mężczyzm... wiem, że to w waszych oczach może wyglądać różnie, ale takie są fakty (dobra..... może nie fakty.... w sumię nie mam dowodu na poparcie mojej teorii i czekam tylko, aż ktoś ją zaprzeczy). Jeżeli chodzi o kwestię bicia kobiet... fakt.... dla mnie to też nie do pomyślenia. Ale ja to załatwiam nieco inaczej. Nie uderzę niczego, co nie sprawia mi bezpośredniego zagrożenia, a kobieta jest rzadko groźna dla mężczyzny. Co do przepuszczania dziewczyn pierszych w drzwiach... czynię to, ale właściwie głównie z przyzwyczajenia i żeby nie wyjść na gbura... jestem się w stanie założyć, że zwyczaj puszczania kobiet przodem zniknie w ciągu najbliższych.. hmm..... 20 lat. Dlaczego? Bo czasy się zmieniają i ideał dżentelmena jest coraz bardziej przestarzały. Zniknął zwyczaj całowania w rękę, zniknie i to.... czy mamy się z tego powodu cieszyć.. hmm... nie widzę powodu, żeby żałować
PS. I co? Zabrzmiałem jak GPM?
-
Nie, zabrzmiałeś jak kobieta, ja tak wiele na temat samców i samic nienapisałbym. Ale jeżeli kobieta może uderzyć mężczyznę, a mężczyzna nie może oddać to jest jakaś sprawiedliwość? Ja nie wiem co to znaczy "Gentleman" ale gdybym był nim to od razu zabiłbym się. Nie wytrzymałbym tego, że muszę kobietę przepuszczać wszędzie a po tym jak ona zrobi mi głupi dowcip to jeszcze być grzecznym. Chociaż nie popieram też rozwiązań siłowych, wolę poznęcać się psychicznie;]
-
a teraz można by rzec, że na poziomie czysto fizjologicznym właściwie stoi w miejscu.
Tu si muszę nie zgodzić. Istnieje pewna teoria podziału ewolucji. Ewolocja stara i ewolucja nowa. Na ewolucję starą składa się to co działo się z człowiekiem przez te kilka ostatnich milionów lat. Czyli żeby było jasne przede wszystkim powiększenie się objętości mózgu. Drugi rodzaj ewolucji, a mianowicie ewolucja nowa zaczął się jakieś kilkaset lat temu i w jego skład wchodzi rozwijanie się kultury, nauki, wynalazków itd. Ten drugi rodzaj mozna obserwować nawet za naszaego życia, więc nie można powiedzieć, że ewolucja stoi w miejscu.... Ludzkość cały czas posuwa naprzód kulturę i naukę... no a, że w kierunku zagłady, to inna sprawa.
Co do ogułu teorii Tantalusa, to jestem skłonny się zgodzić. Faktycznie dżentelmenizm można nazywać "sposobem zaimponowania kobietom", ale jest to już dość stary wymysł i powoli się wyciera. Teraz kobiety hmmm... często wracają do wyboru mężczyzny, jak w epoce neolitu. Ten kto ma większe mięśnie i twardą, pustą głowę, wygrywa. No i to właśnie zaprzecza teorii wyboru najlepszego partnera. Teoretycznie, to właśnie człowiek o małej masie mięśniowej, ale o sporym intelekcie i dobrej pracy powinien być atrakcyjniejszym kandydatem. To właśnie taki człowiek teoretycznie ma lepsze szanse zapewnić dobry rozwój ewentualnym dziecią, niż taki samozwańczy "kark", który ukończył zaledwie podstawówkę. Moim zdaniem, to wszystko dlatego, że zmienia się mentalnośc ludzi. Teraz nie chodzi o to, żeby znaleźć sobie partnera na całe życie, ale o to, żeby poszukać kogoś o "najbardziej sprzyjających warunkach fizycznych" i się zabawić na jedną noc.... ech... świat zmierza ku zagładzie. Ale to co naspisałem wcześniej nie dotyczy oczywiście wszystkich. Nie ma sensu uogulniać takich rzeczy. Zawsze są wyjątki..... Na zakończenie tematu dofdam, ze ten cały dżentelmenizm to coś, co jest dla mnie znacznie lepsze niż popisywanie się mięśniami.... no ale to moje zdanie
Ale jeżeli kobieta może uderzyć mężczyznę, a mężczyzna nie może oddać to jest jakaś sprawiedliwość?
Jak wspomniał Tantalus, instynkt nie każe nam bić czegoś, co nie stanowi potencjalnego zagrożenia. Jeśli kobieta uderzy ,mężczyznę, to logicznie myślący człowiek, potraktuje to jako znak, że jest zbyt nachalny i musi "zwolnić"..... A czy można uderzyć kob9ietę? Teworetycznie masa mięśniowa kobiet jest mniejsza niż u mężczyzn, z wiadomego i starego przystosowania. Pomyśl sobie GPM, że więkdszość tych mniej lub bardziej porąbanych szowinistów ma coś takiego jak "męski honor". No to pomyśl, czy to honorowo bić osobnika teoretycznie słabszego, bez powodu zagrażającego życiu? Ja myślę, że nie
Na koniec chciałbym przeprosić wszystkich, jeśli wyczuliście w tym poście szowinizm, feminizm, albo bóg wie jaki tam jeszcze rasizm, ale to nie miało zabrzmieć źle.
-
Osobiście niewieże w t.z.w "piekło" ani anioła który zdradził Boga, gdyż każdy idzie do nieba lub czyścca.
Z tego co słyszałam, to pojęcie czyśćca wymyslono w średniowieczu. Co nie znaczy, że go nie ma, ale chyab wczesniej nigdzie nie było o nim wspomniane.
Ale jeżeli kobieta może uderzyć mężczyznę, a mężczyzna nie może oddać to jest jakaś sprawiedliwość?
Uważam, że ani mężczyzna nie powinien bić kobiety, ani kobieta mężczyzny. Nikt nie ma w tym wypadku większego prawa do znęcania się fizycznego nad płcią przeciwną;)
Tantalus pewnie masz dużo racji, bo ja np. wybrałabym dla siebie faceta kulturalnego i bardziej gentelmeńskiego, niz takiego mięśniaka z pustą głowa, o którym mówił White Wizard. Mężczyzna powinien być uprzejmy dla wszystkich kobiet, ale nie powinien wszystkich "czarować", bo to też będzie źle ;)
-
Wizard nie zgodze się z tobą w stwierdzeniu że media kreują wizerunek jakoby to mężczyzna pił a kobieta nie, owszem kobiety też piją ale w zdecydowanie większej liczbie rodzin tym osobnikiem niszczącym rodzine alkoholem jest mężczyzna i nie ma bata żeby mi ktoś wqręcał ze tak nie jest, jeśli kobieta jest alkocholiczkom to mężczyzna najczęściej po wielu próbach jej wyleczenia poprostu odchodzi z dziecmi (jeśli sam ofkoz nie jest alkoholikiem tylko zaradnym chopem) a kobieta najczęściej jeśli jej mąż wpadnie w ten stan alkoholizmu nie jest mimo wszystko w stanie odniego odejść i stosunkowo od niedawna w naszym kraju kobiety zaczynają brać rozwody.
Co do tego że kobiety wybierają umięśnionych też się nie moge zgodzić, kobieta szuka dla siebie faceta który ma w sobie coś i nie koiecznie musi to być mięśniak, najczęściej mięśniaków szukają także takie lolitki które chodzą z kilogramem tapety i także nie grzeszą rozumem, stylizują się na brotneyke i... i mnie takie nie interesują, zresztą sam nie jestem mięsniakiem tylko grzywiażem z pasemkami i bardzo żadko takie modelki na mnie zwracają uwage... ale czy to źle? Ja sam nie widze nic w tym złego aby takie diewczyny leciały na koksów, moim zdaniem każdy powinien szukać osoby podovnej do siebie nie tylko ze względu charakteru ale i wyglądu... i tak też czynię ja... czyli nie szukam piersiastej Pameli bo sam nie jestem żadnym pudzianem.. mi wystarczy mój Maciuś nie potrzebuje Pameli...
Tant nie zabrzmiałeś ani troche jak GP tylko jak Tant i zgadzam się z tobą w pełni i nie mam o czym polemizować... a co do przestania przepuszczania kobiet za 20 lat to jest to całkiem możliwe bo ja niekiedy też nie przepuszczam... naprzykład jak z centrum miasta w piątkowy wieczór jedzie ostatni autobus, to ja na ekkiej kapie staram się wbić jak najwcześniej żeby usiąść a nie stać w tym zajebiście przepełnionym busie, ale to nie tylko w tych rzypadkach... ogólnie czasami poprostu mi się niechce przepuszczać :P
-
Teraz szybko szybko, bo mi się nagle zachciało coś napisać i nie wiem kiedy ten atak inspiracji mi minie.... sigh.... szkoła wysysa ze mnie wszystko co dobre...
Istnieje pewna teoria podziału ewolucji. Ewolocja stara i ewolucja nowa.
napisałem
ewolucja (...) na poziomie czysto fizjologicznym właściwie stoi w miejscu
Ta "nowa ewolucja", o której mówisz, to postęp naukowy i kulturalny, lecz nie ma on nic wspólnego z teorią Darwina. Upieram się przy tym, że jeśli chodzi o zmiany budowy ciała człowiek nie zmieni się już za bardzo. Głównym powodem jest to, że ewolucja zmienia ciało jakiegoś zwierzęcia po to, żeby się mogło lepiej dostosować do otoczenia, a my jesteśmy takim śmiesznym gatunkiem, który to za pomocą rozumu i wyobraźni dostosowuje otoczenie do siebie. Wszystko co nas otacza jest przystosowane do ciał, jakie teraz mamy, więc ewolucja nie ma już wiele do roboty. Mógłbyś sie ze mną nie zgodzić i powiedzieć, że rośnie objętość naszych mózgów i że ludzie są coraz mądrzejsi. Bzdura. Ludzi jest coraz więcej, więc w końcu się jakiś wybitny trafić musi. To właśnie takim jednostkom zawdzięczamy cały postęp, który później przypisuje się "ludzkości". Człowiek wcale nie mądrzeje, a nawet staje się coraz głupszy za co ja winię (tak.... wszystko co jest złe zwalam na...) massmedia. Nie chce przypominać poraz setny co one propagują, a poza tym, jeżeli ktoś nie ma mięsni zamiast mózgu i umie czytać przesłania ukryte w programach typu "Telezakupy Mango" i "Jestem, jaki jestem" (wybrałem przypadkowe) wie o czym mówię. Ale do sedna. Wytłumaczę na prostym przykładzie, dlaczego ludzie są coraz głupsi.
Rodzina A: Inteligenty mężczyzna i inteligentna kobieta. Decydują się na dzieci, dopiero po pewnych kalkulacjach, czy mogą sobie pozwolić na ich wychowanie i czy będą mogli zapewnić im godziwe warunki życia. Nie będą tworzyć rodziny większej, niż ich na to stać. W efekcie mają zwykle 1-3 córek i synów, którzy będą żyć w dobrych warunkach, otrzymają godziwą edukację, która zapewni im przyszłość na miarę swoich rodziców. Zwycięstwo ewolucji człowieka.
Rodzina B: Mężczyzna o wykształceniu prawie średnim, mający obwód szyji większy niż IQ i wytapetowana blondynka, którą poznał na dyskotece. Szybki ślub i po kilku przypływach namiętności rodzinka się powiększa. Nagle dzieci zaczyna być >5, i rodzinka ledwo wiąże koniec z końcem, żeby ich wyżywić. Dziatwa z braku autorytetów i nędzy popada w margines, zazwyczaj kończy w zawodówkach i następnie albo w kryminale, albo w sposób podobny co rodzice, żyjąc z lichej pracy lub z lewej renty. Porażka ewolucji.
To tylko przykłady, ale są życiowe. Wnioski są takie, że dzieci z rodzin typu A jest mniej, niż takich z rodzin typu B. Dlatego twierdzę, że człowiek, jako jednostka ewolucji praktycznie nie podlega.
-
Mnie natchneło do nowego tematu(zastanawiałam się czy go napisać i nie wracać do oprzedniego..ale co tam)
Więc czy warto jest zmieniać się dla osby którą kochamy??
Tzn.Czy warto jest zmienić,wygląd,sposób bycia...być takim jaki ona chce??
-
Nie... Jesli ta osoba odwzajemnia uczucie to nie powinien miec znaczenia twoj ze tak to okresle ogolnie styl. Ta osoba po prostu powinna cie zaakceptowac takim jakim jestes bo nie mozna przez cale zycie udawac kogos innego... Jest jeszcze druga opcja: ta osoba jest najwyzej kolezanka/kolega... Mysle ze tez nie warto sie zmieniac z tego powodu co wyzej: na dluzsza mete nie da rady.
-
Moim zaniem nie warto. Jeśli osoba, którą dażymy uczuciem, chce nas zmienić, to znaczy, że tak naprawdę nas nie kocha. Miłość polega właśnie na tym, żeby druga osoba zaakceptowała nas takimi jakimi jesteśmy. Jeśli nie potrafi nas zaakceptować, to czy będzie w stanie poświęcić się w naszej sprawie? Wygląd jest tu akurat najmniej istotny.... Ale jeśli ktoś dyktuje warunki: "Nie będę cię kochał/kochała, jeśli nie będziesz tym kim chce", to nie jest wtedy miłość. Taka osoba nie będzie nas kochała za to kim naprawdę jesteśmy, ale będzie kochała w nas tylko i wyłącznie te nowe, wymuszone cechy, które w nas powstały. Od kogoś kogo się kocha można wymagać wiele, ale jeśli ma to być prawdziwa miłoiść, nie można wymmagać, zmiany poglądów i sposobu bycia...... W takim momencie trzeba powiedzieć: "Nie dziękuję, nie skorzystam" i znaleźć sobie kogoś innego, bardziej zasługującego na miłość naszą.
-
Zmienić się dla osoby, którą kochamy? To zależy (winszuję tematu, bo już czuję, że walnę długiego posta). Pokochać kogoś, to znaczy miłować cały pakiet cech, poglądów i zwyczajów, które ta osoba sobą reprezentuje. Trzeba uszanować inność innej osoby, nie tylko tej, którą się kocha. Zgodzę się tutaj z emerytowanym wokalistą i ulubieńcem dziewczynek z podstawówki i gimnazjum, czyli z Michałem W., który to wysnuł kilka haseł, które są, w porównaniu z tekstem jego piosenek, bardzo inteligentne. Nie pamiętam słów, ale chodzi mi tu o takie w stylu "Jestem, jaki jestem" i "A niech gadają" (omg! ja cytuję Michała W. ... jak nisko upadłem....). Poprę to przykładem z życia wziętym, a konkretnie mną. Jakiś rok temu zacząłem zapuszczać włosy, i to była masakra. Rodzina mówi, że wyglądam jak baba, nauczyciele zaczęli mnie dażyć większą niż zwykle nienawiścią, kumple przezywają mnie w różny sposób, a koleżanki mówią, że jak będę miał długie hery, to nigdy sobie nikogo nie znajdę. A ja co? A ja mam ich w d***e. Ciągle zapuszczam i mam zamiar zapuszczać tak długo, do póki sam nie zdecyduję, że chce je skrócić. Nie zetnę ich dla nikogo innego.... tylko dla siebie. Jeżeli, czysto hipotetycznie zakładając, dziewczyna chciałaby ze mną chodzić, o ile bym ściął włosy, to bym mniej lub bardziej grzecznie odmówił. Każdy ma w sobie różne osobowości. Jesteśmy inni dla przyjaciół, inni dla rodziny, inaczej się zachowujemy w szkole i inaczej gdy jesteśmy sami.... i to jest naturalne. Najważniejsze jest jednak, żeby każda z tych "masek", którymi się posługujemy, była odzwierciedleniem nas samych, a nie kogoś innego. Jak widzę na ulicy dziewczyny, które się stylizują na Britnej albo Jenifer Lołpez albo facetów robiących sobie na twarzy wystawę maszyn rolniczych, przebijając sobie wszystko co wystaje kolczykami i agrafkami, to jest mi ich poprostu żal. "Dobrze jest być kimś.... ale najlepiej jest być sobą" (nie wiem czyje to słowa, ale chyba nie moje).
Wracając do tematu, to wszystko zależy od uległości podmiotu i od tego, jaka jest to zmiana. Gdyby, znowu zakładajac czysto hipotetycznie, moja dziewczyna zarządała ode mnie, żebym sobie pomalował włosy na niebiesko, zgodziłbym się. Ale gdyby chodziło o zgolenie się na gładź szpachlową i wbicie sobie w czaszkę metalowych kolców, to napewno chwilkę bym to rozważył. To, że ktoś mówi nam, żebyśmy sie zmienili, nie zawsze stoi w konflikcie z naszą osobowością i światopoglądem. Jeżeli jest to osoba, która nas kocha, to musi nas dobrze znać (co wynika z logicznej implikacji "miłość => przyjaźń", bo bez przyjaźni miłości nie ma), a co za tym idzie, musi znać nasze gusta i zwyczaje. Dlatego też nie powinna proponować drugiej połówce przedsięwzięć, w których miałaby ona się poświęcać dla jej kaprysu. Dobra..... koniec
-
Myślę, że z tym zmienianiem się dla innej osoby nie jest do końca tak, że nie warto tego robić albo jak ktoś chce żebyśmy coś zmienili w nas to niech spada.
Na pewno miłość to jest kochanie i zalet i wad, bo nie ma osób idealnych albo takich, które się we wszystkim z nami zgadzają i wszystko nam pasuje. Niektórych rzeczy nie można wymagać od partnera żeby zmienił, bo to byłoby dopasowywanie jego do własnych ideałów. Czasami jednak są takie sprawy, o które można prosić. Wyobraźcie sobie, że wasza dziewczyna/chłopak niechlujnie się ubiera albo zapomina się umyć ;) Sądzę, że prośba o to by się zmieniło taka rzecz (oczywiście bez przeginania w druga stronę) nie jest jakimś ingerowaniem w "ja" tej osoby. I sądzę, że takie rzeczy ciężko jest tolerować, na pewno się da, ale tej drugiej stronie tez powinno zależeć na tym aby sprawiać nam przyjemność.
Uważam, że nie można wymuszać zmian w poglądach, zainteresowaniach, stylu ( a jeśli to wszystko diametralnie się różni u tych osób, to albo trzeba się jakoś dogadać albo się rozstać żeby nie dochodziło do konfliktów dotyczących bardzo ważnych spraw).
Prawda jest taka, że ludzie się zmieniają i będąc ze sobą w dłuższym związku docierają się, poznają swoje poglądy, dyskutuja ze sobą. Czasami zaczynają się interesować tym co partner, nawet zmieniają poglądy po rozmowach i przemyśleniach itp.
Najwazniejsze jest to żeby niczego nie wymuszać na partnerze, chyba że jest to sprawa bardzo istotna np. dla życia. Wazne jest też żebyśmy nie byli tak zapatrzeni w siebie i każdej uwagi na nasz temat nie traktowali jako zamachu na naszą osobowść. Czasami warto jest to sobie przemyśleć i dojść może do wniosku, że gdybyśmy cos tam zmienili to sprawiłoby to ogromną przyjemność kochanej osobie. W końcu z jednej strony miłość jest to akceptowanie naszego partnera, ale z drugiej dawanie przyjemności i radości.
-
Naszła mnie nowa myśl.... tylko nie wiem, czy uda mi się ją jakoś sformułować... jak chodzę do szkoły, to potem w domu nie potrafię normalnie myśleś. Dobra.... z grupsza chodzi o "Dlaczego ludzie identyfikują się z subkulturami"... chodzi mi o to, że u podstaw wszystkich subkultur stoi popkultura (nienawidzę popkultury....), czyli zjawisko podświadomego nakładania na nas różnych gustów i przekonań poprzez massmedia. Wiem..... to trochę mętne, ale zwróćcie uwagę, że gdy coś jest "na fali", to nagle z nikąd pojawiają się setki ludzi, którzy to kochają, a gdy coś przestanie być modne, wstydzą się do tego przyznać. W naszych czasach zachodzi taki paradoks, że telewizja (główne póki co źródło popkulturowych wpływów) kształtuje naszą osobowość postępowanie, zamiast być kształtowaną przez nas. Konkretniej mówiąc chodzi o to, że mała grupka ludzi (co miesiąc jest modne co innego, więc ta grupka się ciagle zmienia) kształtuje massmedia, a następnie massmedia kształtują nas tak, żebyśmy się do tej grupki upodobnili. Dobra..... wiem, że to coraz bardziej mętne i trąci teorią spisku, ale zastanówcie się... skąd się biorą takie łyse małpy bez szyi, odziane w dresy, jeśli nie z tego, że ktoś (lub bezpośrednio właśnie massmedia) zaszczepiły im w ich niedorozwiniętych głowach obraz świata, w którym posiadanie bicepsa wielkości małego samochodu jest cechą pozytywną. Skąd się biorą wytapetowane laski robiące się na J. Lopez, jeżeli ta wokalistka nie zaszczepiła w ich chorych umysłach pogląd, że takie kobiety się podobają mężczyzną. Większość populacji jest niewolnikami poglądów, które nie należą i nigdy do nich nie należały, i co śmieśniejsze wszyscy oni twierdzą, że są oryginalni, i że są sobą. Czy nie są to przykłady "żywych syndromów rozkładów naszych czasów' (cytat, z dramatu Sławomira Mrożka "Tango") Dobra.... lepiej wrócę do meritum, puki się jeszcze bezpowrotnie nie zamotałem. Subkultura..... metale, skejci, punki, dresi i miliony innych mniejszych grupek. Czy przynależność do subkultury nie jest czasem dowodem, na to, że w naszej głowie została zaszczepiona jakaś idea.... jakiś punkt widzenia, którego staramy się trzymać niczym metaforyczny rozbitek ostatniej deski, żeby nie utonąć w morzu medialnego kiczu i beznadzieji (cholera.... ale fajnie zabrzmiało... lepiej to gdzieś zapiszę, żeby mieć na później). Rozumiem, że subkultury są kształtowane przez ich członków, i że tak naprawdę jedna grupa skejtów, może mieć na wszystko inne poglądy niż inna grupa, ale jeśli sięgnąć głębiej, to punktem wyjściowym każdego z nich było coś, co zaobserwował w telewizji/internecie/życiu. Nęka mnie ta myśl, że wszyscy przedstawiciele subkultur są właśnie czymś takim.... zwykłą grupą, która została w podobny sposób ukształtowana przez napływające z ekranu idee i myśli. Nie wiem czemu męczę sie takimi myślami, ale logika i mój surowy obiektywizm (jedna z niewielu rzeczy, które mi się w sobie podobają) kiedują mnie własnie na ten tok rozumowania. Możliwe, że ja się mylę. Możliwe, że ktoś zaraz przedstawi argumenty, które wykażą niezbicie, że to co nazywam tutaj grupami subkulturowymi, to poprostu grupy przyjaciół o podobnych zainteresowania.... naprawdę chciałbym się mylić... może wtedy świat się okaże bardziej kolorowy.., albo przynamniej mniej szary... Jeszcze jedna sprawa. Co nam każe przynależeć do subkultur.... czy jest to chęć spełnienia się, przebywając w podobnym towarzystwie, dzieląc te same tematy rozmów? Czy jest to zwykła ludzka potrzeba nawiązywania socjalnych więzi? Czy wynika ona z braku asertywności ludzi dzisiejszej epoki? Czy może znowu bredzę bez sensu i tak naprawdę rozwiązanie tego problemu jest banalnie proste? (zazwyczaj człowiek żadko wpada na najprostrze rozwiązanie, bo wie, że w naszej chorej rzeczywistości, żadko jest ono takie). I ostatnia sprawa. Chciałbym tu wykazać jeszcze jedną formę zniewolenia umysłów na poziomie podświadomym, też powiązaną z subkulturami. Czy staliśmy się takimi egoistami, by oceniać człowieka po fryzurze, muzyce jaką słucha, jego hobby, spodniach jakie nosi i obuwiu jakie ma na nogach. Bo to są główne wyznaczniki przynaleźności do danej subkultury. Czy stereotypy takie jak dres-złodziej telefonów komórkowych i niedorozwój, metal-buntownik niszczący śmietniki i kradnący znaki drogowe, skejt-gwałciciel staruszek zostały stworzone przez inne, stojące w opozycji subkultury (wiadomo nie od dziś, że niektóre grupy nie lubią sie wzajemnie), czy moze to kolejny przejaw tego, jak massmedia zręcznie nami manipulują. Mówię tu ciągle o "nas", ponieważ nie jestem takim egoistą by myśleć, że i mnie to nie dosięga. Sam wierze w stereotyp dresa, ale żaden nigdy nie ukradł mi komóry (bo nie mam telefonu.... dlaczego? nie chce mi się następnego referatu pisać), więc chyba taki pogląd na noszących sportowe ubranie mężczyzn został mi sztucznie zaszczepiony odgórnie. Dobra.... koniec..... jeszcze trochę i zaczniecie mi wierzyć. Podzieliłem się z wami moim punktem wiedzenia.... Możliwe, że te pół kilometra powyższego tekstu to stek ładnie ubranych bzdur, które ni jak nie mają się do otaczającej nas rzeczywistości i są tylko shizofreniczną myślą rodem ze szpitala psychiatrycznego. Wykażcie mi proszę, czy to ja jestem czybkiem, czy to cały świat jest chory.... nie wiem co mnie bardziej ucieszy..
PS. cholera....długi ten post.... chyba mi to długo na sercu leżało... aż zawiało klimatem z postów qiaxa...
-
Hah...Tantalus dobry temat wybrałeś...powiem ci szczeże,że ja mam żywy przykład w domu jaki wywiera massmedia na ludzi.
Mam młodszą siorkę,która zobaczy coś w tv i zaraz musi tak wyglądać,musi to mieć,musi być taka jak jej idolki...ble....
Poza tym patrzy na to jak ludzie się ubierają i tylko po tym ich ocenia,co chwile zmienia gusta...i wogóle jest okropna.Nawet chciała nam sobie kiedyś podporządkować żebyśmy były takie jak ona,ale ja siem nie dam ;) (cieszę się z jednej strony że nie mieszka ze mną bo bym chyba tego nie przeżyła).
Nie myślcie że ją krytykuje...ale jak można co chwile lubić coś innego to przecież głupota...."to mi sie podoba a to nie"a za chwile na odwrut....i to właśnie robią z nami massmedia...
Ja powiem szczeże że mnie to wszystko jedno jaki kto jest czy jak ktoś się ubiera...jak to powiedziała moja jedna koleżanka "najważniejsze jest to ,że ma się w co ubrać" i nie obchodzą mnie stereotypy o dresiażasz czy metalowcach...bo nie widze w tym sensu,moim zdaniem trzeba najpierw kogoś poznać...jego wnętrze,żeby muc go ocenić.Co do mnie to nie należe do żadnej z wymienionych grup...ubieram się w miare normalnie(a przeważnie w to co mam :P )ale przecież o to nie chodzi kto jak się ubiera tylko jaki jest się zachowuje ;) ...
-
, czy to ja jestem czybkiem
jesteś czubkiem....... ale kto nie jest?
czy to cały świat jest chory
Świat jest chory.... ale który nie jest?
W każdym razie jeśli chodzi o ten cały śmieszny system stereotypów, to jest on po prostu głupim wymysłem. Z własnego doświadczenia wiem, ze to jest straszna nieprawda. Np. Znam kilku metalowców, którzy słuchają metalu, mają długie włosy, chodzą na czarno ubrani i noszą glany, ale za cholerę nie wiem czemu wszyscy mówią, że metale to jacyś buntownicy, skoro ci kolesie to strasznie inteligentni i fajni ludzie. Mam nawet "metalową" koleżankę i też nie nażekam na jej zasoby charakteru. Akurat co do skeatów i dresów, to raczej się zgodzę ze stereotypem, ale myślę, że to raczej kwestia przypadku, niż jakiejś odgórnej reguły. Te całe subkultury to nic innego jak reakcja łańcuchowa. Po prostu pojawia się ktoś, kto ma swój noey styl i chce wnieśc odmianę na rynek muzyczny, do mediów, albo bóg wie gdzie jeszcze i po pewnym czasie zyskuje jakichś fanów. Fani namawiają innych, ci inni werbują nastepnych i tak powstaje łańcuch. Ale nie mówuię tu konkretnie o mediach, ale raczej o poszczegulnych jednostkach. Bo to nie media same w sobie manipulują ludźmi, ale raczej ci, którzy są przez media promowani. Na przykład keidyś nikt nie słuchał Hip hopu, a teraz mamy skeatów i "kapel" hh całe rzesze..... ale może to zły przykład... w każdym razie tak już jest, ze ludzie szukają sobie autorytetów i próbują się do nich upodabniać.... ale z drugiej strony nie można tak uogulniać, bo wbrew pozorom ludzie ujednak mają coś takiego, co potocznie nazywa się mózgiem i czasami nawet popisują się umiejętnością logicznego i samodzielnego myślenia.
-
znowu usiadłem i zupełnie bez pomysłu zabieram sie za pisanie posta...
jesteś czubkiem
świetnie... czyli jednak pasuje do ludzi z SZ hehehe...
Znam kilku metalowców (...) ci kolesie to strasznie inteligentni i fajni ludzie
Powiem nawet, że wszyscy metale, jakich znam są fajnymi i inteligentymi ludźmi, więc ten stereotyp wymyśliłem na poczekaniu. Sam jestem powszechnie uważany za metala (jedynym powodem takiego poglądu są moje długie włosy), jednak nie czuję jednym z nich. Sam staram się być poza całą tą chorą i sztuczną klasyfikacją ludzi, jednak chyba podświadomie upodabniam się do metali, bo chcę wyraźnie nie być postrzeganym, jako przedstawiciel innej subkultury. Powiedzmy, że jeżli miałbym do którejś należeć, to byłbym właśnie metalem. Jednak jeszcze raz zaznaczam, że nie chcę upaść tak nisko, żeby jak niektórzy przedstawiciele subkultur (wśrod metali nie znam, ale wiem, że tacy są), popadać w bezsensowną towarzyską ksenofobię, uważając ludzi noszących inny rodzaj spodni za gorszych od siebie. Staram się jak mogę, żeby tak nisko nie upaść. Wracając do moich długich włosów, to myślę, że powód dla którego je zapuszczam jest jeszcze inny... Zawsze (dobra... nie zawsze... po zagraniu w kilka gier, które napewno znacie), chciałem mieć długie, białe włosy. Wiem, że dobrze będę się czuł w takiej fryzurze, i zamierzam je ufarbować po zdaniu matury. Czy jest coś złego w tym, że ktoś nosi glany/trampki/adidasy, jeansy/bojówki/dresowe spodnie, słucha metalu/hip-hop'u/techno, ma na głowie irokeza/dredy/gładź szpachlową itp. itd.? Jeżeli taki drobiazg, jak ubranie czarnego ubrania, chodzenie w czapce z daszkiem, czy pomalowanie sobie włosów na biało sprawi komuś przyjemność i pozwolimu być szczerym wobec siebie i własnych przekonań, to czy jest to złe? To jest kolejny powód i bezpośrednia geneza upadku naszych czasów (uważam, że jest gorzej niż było, i nie widzę powodu, by miałobyć lepiej).... brak wzajemnej akceptacji i zrozumienia... kogo za to obwiniam? Na co bezczelnie zwalam winę, za abstrakcyjny idiotyzm naszych czasów.... przeczytajcie jeden ze wcześniejszych moich postów i zgadnijcie....
Fani namawiają innych, ci inni werbują nastepnych i tak powstaje łańcuch. Ale nie mówuię tu konkretnie o mediach, ale raczej o poszczegulnych jednostkach. Bo to nie media same w sobie manipulują ludźmi, ale raczej ci, którzy są przez media promowani
Tak... dokładnie tak ten mechanizm działa.... jednostki narzucają tok myślenia masie poprzez massmedia (nie oszukujmy się... głownie TV i kolorowe czasopisma typu BRAVO), a potem masa narzuca ten sam tok myślenia innym jednostkom... powiedzcie mi, czy to nie jest chore... a teraz spójrzcie na swoich znajomych... na ludzi, których widzicie na ulicy, na uczniów i uczennice z waszych szkół i powiedzcie mi, ilu z nich ma świadomość tej absurdalnej głupoty?
Na przykład keidyś nikt nie słuchał Hip hopu, a teraz mamy skeatów i "kapel" hh całe rzesze..... ale może to zły przykład...
To jest bardzo dobry przykład. Jakiś czas temu, kiedy chodziłem jeszcze do podstawówki, narodził się polski Hip-hop.... konkretnie od człowieczka imieniem Liroy (wstyd się przyznać, ale kiedyś tego słuchałem... ciągle nie mogę uwierzyć, jakim ja byłem w tych czasach tępym trepem). Liroy miał wielu fanów, przez co w polsce zaczął rosnąć popyt na ten gatunek muzyki. Na to nadeszła odpowiedz, w postaci wykwitu dużej ilości kapel hip-hopowych, którzy to znowu mieli fanów. W ten sposób powstała samonapędzająca się machina, tworząca wkładających sobie mikrofon do gardła raperów i całe zastępy machających przegubami fanów. Z tego narodziła subkultura "skeatów" (tak.... skejci są w Polsce dopiero od jakiś 8 lat). W ten sposób działa popkultura... jednostka=>kult jednostki=>propagowanie jednostki=>wykwit klonów i dużej ilości fanów=>powstaje subkultura. Tak naprawdę to ten schemat powinien być bardziej skomplikowany, ale mniej więcej taka jest geneza większości subkultur. Na tym przykładzie widzimy, że popkultura (ciągle mam wrażenie, że używam nie tego słowa... pewnie można to ładniej okreslić) jest u podstawy tego wszystkiego...
ale z drugiej strony nie można tak uogulniać, bo wbrew pozorom ludzie ujednak mają coś takiego, co potocznie nazywa się mózgiem i czasami nawet popisują się umiejętnością logicznego i samodzielnego myślenia.
cholera.... jak ja bym chciał napisać, że masz rację. Pewnie gdyby nie to, że wśród nas jest coraz więcej bezmózgich idiotów nie przejmowałbym sie tym tak bardzo. Nie chcę mówić, że to co mówię odnosi się do całego społeczeństwa. Są ludzię, na których popkultura oddziaływuje w mniejszym stopniu (bo odziaływuje właściwie na każdego, kto ma w domu telewizor, i ogląda coś innego niż Cartoon Network, czy Discovery)... sam uważam, że nie otrzymuję takiej dawki jak moi rówieśnicy (może dlatego, że żadko włączam TV). Żeby zobaczyć o czym mówię, wystarczy porównać kolejne roczniki szkolne. Nim pokolenie młodsze, tym większy jest odsetek noszących dresy goryli, dziewczyn z maskami Britni Spirs, czy Jenifer L., jak i typów ubranych na czarno, z ciężkim obuwiem, czy kolesi z czapeczkami z daszkiem i spodniami opuszczonymi do kolan. W pokoleniu takich ludzi jak Pieszczotek prawie nie ma przedstawicieli subkultur, natomiast wśród rówieśników GamePlay'a jest ich już sporo.
Mam jeszcze jedną ideę. Możliwe, że cała ta podatność na wpływy otoczenia i ta szopka z subkulturami jest wynikiem tzw. "okresu buntu". Cała moja wcześniejsza wypowiedź byłaby wtedy dowodem na to, że nie różnię się niczym od "nich", i że pisanie takich postów jest przykładem tego, że dojrzewam w normalny sposób. Nie wiem, czemu ale od razu zacząłem się nerwowo śmiać... to byłby czarny scenariusz... Razi mnie taka koncepcja, ale może jest ona prawdziwa... przez całą wieczność jedno pokolenie buntowało się przeciw poprzedniemu... może w takim razie ta cała "głupota naszych czasów" jest czymś najzupełniej normalnym i jest głęboko zakorzeniona w naturze ludzkiej i potwierdzona wielokrotnie przez historię... tak... to zdecydowanie jest czarny scenariusz... wyszłoby na to, że to przedstawiciele subkultur są ludźmi postępowymi, a tacy jak ja, to ludzie nie na czasie... brrrrrrr... jak myślicie.... czy to może być prawda?
PS. co ja ostatnio takie długie posty pisze.... nudzić mi się musi w domu
-
Wiem...może i nie na temat,ale muszem to napisać bo inaczej zapomnę^^.
Więc wczoraj oglądałam film"Faceci w czerni" i bardzo zaintrygował mnie sam koniec tego filmu...a mianowićie galaktyka w której my mieszkamy mieściła się w takiej małej szklanej kuleczce,którą bawił się jakiś ufolek...
Więc taka myśl mi do głowy przyszła...co jeżeli było by tak na prawdę...jeśli Boga nie ma(nie mówię też że jest) i nasza galaktyka...wszystkie planety i układy mieszczą się właśnie w takiej niepozornej kulce...(eh to trochę głupio zabrzniało ale tam..)i ktoś sobie nas obserwuje...trzyma wraz z innymi galaktykami...trochę to nieprawdopodobne..ale może i prawdziwe,no bo kto wie co kryje się w tym wieklim kosmosie i poza nim^^
-
A co jest wyznacznikiem wielkości. Przestrzeń i czas są pojęciami względnymi, jak udowodnił Einstein. Wszystko zależy od punktu widzenia. Nie mamy jakiegoś punktu odniesienia, według którego mielibyśmy badać rzeczy tak wielkie jak galaktyka. Jeśli spojrzy się na pewne rzeczy z perspektywy mrówki, widzimy, że rozmiar zależy od punktu widzenia. Możliwe, że nasz wszechświat jest malutki w innym układzie odniesienia, tak jak my swoim rozmiarem mieścimy się w granicy błędu pomiarowego wszechświata z naszej perspektywy. Wszystko zależy od tego, jak na to patrzysz.
-
To chyba dobry moment na wprowadzenie wasss do Teori Chaosu XD
Jak wiadomo:
Oparta na nieliniowej matematyce teoria chaosssu wyjaśnia, jakie sssa źródła nowych własssności i zjawisssk. Wyniakają one z nieliniowości processsów. Świat jest nieprzewidywalny. Rozwija się, a nie jedynie powtarza te sssame prossste ssschematy reakcji chemicznych i powiązań mechanicznych. Wszechświat ma hissstorię. Pierwsze ssspojrzenie na nieodwracalność - druga zasssada termodynamiki - pokazywało ją jako processs niszczenia, rozpadu ssstruktur. Obecna nauka pokazuje nam świat prawdziwie dynamiczny, rozwijający się, wzbogacający ssswą ssstrukturę i własssności. Zjawiska bogate i twórcze jakościowo nie sssą już mało prawdopodobnymi wyjątkami, możliwymi do odkrycia w ssstabilnych zakątkach wszechświata, które może zniszczyć drobne zakłócenie wyjatkowo sssprzyjających warunków. Ssstały się one ogólną zasssadą rozwoju materii.
Przepływ czasssu jest ukierunkowany. Nie jest neutralnym parametrem porządkujacym zjawiska i nie mającym wpływu na ich przebieg. Oznacza to, że powtarzając jakiś eksperyment fizyczny nie jesteśmy w ssstanie powtórzyć jednego jego warunku - czasssu. Jesssteśmy świadkami głębokiej zmiany koncepcji tego, co issstnieje.
Teoria chaosssu pokazała, że:
(1) pewne układy prossste mogą zachowywać się w nieoczekiwany sposób, natomiassst
(2) w układach bardzo złożonych można wykryć całościowe uporządkowanie, będące zaprzeczeniem lokalnie panującego nieporządku.
(3) Nie ma ścisłej granicy między nieporządkiem a uporządkowaniem.
(przykłady w budowie)
Wie ktoś coś jeszcze na ten temat bo zamieżam to troche przessstudiować :>
-
od razu mówie że jak narazie to od mojego ostatniego postu doczytałem tylko ostatni post Wizarda na te stronie...
zmiana dla osoby którą kochamy:
Z jednej strony to głupota, ale zależy o co chodzi, np. jeśli dziewczyna po długim czasie naszego bycia, powie mi że będzie ze mną ale tylko wtedy gdy przestane czytać mange, to mówie: Sayonara, nie zorbie tego... jeśli natomiast chodzi o inne zmiany n. dziewczyna będzie mówiła nam że będzie z nami tylko jeśli np. oduczymy się przeklinać, przestaniemy się awanturować ,to można zaryzykować stwierdzenie ,że mimo iż daje nam jakiś kaganiec na szyje to robi to raczej z troski..i można się oduczyć tegoo przeklinania. Ale wiecie:tak się tylko mówi, a jeżeli juz kochamy kogoś to wcale nie jest tak łatwo: przecież już nie raz cz łowiek zabijął inną osobę tylko dlatego że jego ukochana tego chciała, robił wiele wyżeczeń dla niej, i w tym momencie nie zastanawiał się czy jest robiny w Chu*a czy nie... poprostu był choro zakochany i zmieniał się dla tej osoby... jednak moim zdaniem prawdziwie kochać to akceptować czyjeś wady i mimo iż je dokładnie widzimy żyć z nimi a wręcz starać się do nich przyzwyczaić oswoić, i może nawet o nich dyskutwać tak aby sprawdzić co drugą strone tak fascynuje...
mówiłem ofkoz o ludziach którzy się kochają, bo nie mówie o ciepłych dresiarach które mówią np. "będę z tobą chodziła(giizzz jaki text"chcesz ze mna chodzic" :shu: ) jeśli pojdziesz na solke... to ja odpowiadam... bede z tobą chodzić jeśli spuszcze ci się na twarz...
nic nie wniosłem zbytnio to konwersacji ale wypowiedziec się musiałem, szkoda tylko że tak długo tu nie zaglądałem...
Popkultury:
No cuż kiedyś przechodziłem koło klubu w którym akurat miał być organizowany koncert HH, wiele osób szło tym chodnikiem co ja tylko w strone klubu czyli wprosta w moją strone, po którejś tam osobie/grupie osób z kolei skapłem się że ja tych ludzi nie rozrużniam... każdy wygląda tak samo, duże krocze, czapeczka,łysy, bluza z kapturem... boshe niech chociaż ktoś z nich ubieże sobie jakąś chuste albo coś innego Hiphopowego żeby się odróżnić od reszty "ziomków"-pomślałem, ale później gadając o tym z dziewczyną ona powiedziała że jej to jakoś nie przeszkadza, a wręcz ją to fascynuje że grupa jakichś osób solidaryzuje się i tworzą jedną grupe, grupe ludzi pasjonujących się czymś, mających wspólne zainteresowania, poglądy i się kumplujących... ale jednak gdyby byli tak zżyci to czy nadal by się lali po pysku? przecież nie raz jakaś subkultura się ze sobą leje i nie tylko z innymi ale między sobą... moim zdaniem większość z tych ludzi poprostu ubiera się jak się ubiera bo taki jest ogólnie wizerunek.. koleś myśli że jak się ubieże jak inni to będzie zaakceptowany i będzie na czasie, nie można mu mieć tego za złę... potrzebuje akceptacji bo nie może się przebić inaczej... albo poprostu odpowiada mu taki ubiór i tak się ubiera... nie musi być w tym nic głębokiego
Oczywiście t wszystko są stereotypy o których już nie raz gadaliśmy nie zawsze dres to taki straszny dres i nie zawsze HH to jaracz, klejaż i inny wyżutek...
Czy staliśmy się takimi egoistami, by oceniać człowieka po fryzurze, muzyce jaką słucha, jego hobby, spodniach jakie nosi i obuwiu jakie ma na nogach. Bo to są główne wyznaczniki przynaleźności do danej subkultury.
Tak niestety jest... ktoś jeśli słucha metalu i chce to pokazać najczęściej musi ubierać się w wiadome ciuchy, i wtedy ludzie mówie że on serio jest panczurem a gdy się ubiera inaczej mówią żen ie ma bata żebyś słuchał metalu... patrze na siebie, jasno brązowe-piaskowe spodnie, obcisła czarna bluza, pasemka blond na czarnych włosach, zajebiście długa grzywa... co myślą ludzie? Backstreet boyowiec? a jak ktoś słyszy jak gra Dir en grey i mówie że to mój ulubiony zespół to nie dowierza i mówi że przecież ty jesteś boysbendowcem... tak już jest że największą uwage zwracamy na wygląd i raczej to się nie zmieni (mówie ofkoz o pierwszych wrażeniach, bo po czasie to się zmienia gdy poznajemy osobe)
Skąd się biorą wytapetowane laski robiące się na J. Lopez, jeżeli ta wokalistka nie zaszczepiła w ich chorych umysłach pogląd, że takie kobiety się podobają mężczyzną. Większość populacji jest niewolnikami poglądów, które nie należą i nigdy do nich nie należały, i co śmieśniejsze wszyscy oni twierdzą, że są oryginalni, i że są sobą.
Ale ktoś właśnie tak może czuć się sobą... dziewczyna myśli że będzie się podobała chłopakom.. i ma racje bo większość chłopaków takie właśnie dziewczyny lubi... niestety chciałbym powiedzieć, ale tego niezmienie... a co do poglądów to przecież ty też do tych poglądów musiałeś jakoś dojść a to że im poglądy zaszczepiła jakaś wokalistka samo w sobie nie jest takie złe, musimy to akceptować i gwarantuje ci że jeśli oni powiedzmy czytając to forum pomyśleliby że za dużo gier się nagrali i mózg im wypacza...
rzeczą normalną jest że media dyktują to jak się zachowujemy, to jak wyglądamy i wiele osób bierze z tego przykład, ale i tak zawsze będzie najważniejsza nasza wola, bo raczej nigdy nie wskoczymy w coś czego poprostu nie czujemy, a to że media zapodadzą nam jakiś pomysł to chyba dbra rzecz... nie zawsze musimy na wszystko wpadać sami.
jesteś czubkiem....... ale kto nie jest?
Ja np. jestem Mariusz :) żaden czubek...
-
Dobra.. ten topic spadł strasznie nisko, więc wypadałoby coś napisać, żeby ludzie nie zapomnieli, że takie coś jest.
jednak gdyby byli tak zżyci to czy nadal by się lali po pysku?
tak.... można by analizować, czy wszystkie grupy subkulturowe (bo niektóre są zżyte, przynajmniej mam takie wrażenie) to nic innego jak grupki przyjaciół. Można tłumaczyć sobie to, że wszyscy wyglądają tak samo prościej niż ja, ze swoimi pokrętnymi teoriami spisku... poprostu kilkunastu ludzi, którzy mają taki sam gust. Zgodzę się, że żyjemy w czasach, gdzie jest w czym wybierać. Jednak, to co nazywamy "gustem" we wszystkich czasach, tak samo jak i teraz, było i jest rzeczą nie aż tak subiektywną, jak byśmy chcieli. Ja twierdze (niee... znowu chore wizje tanta...), że większość (nie mówię, że wszystkie... nasza pasja jRPGami, jest tego przykładem) zainteresowania i pasje życiowe, zostają wyniesione z mediów. Jeżeli coś jest trendi i kul, to nagle wszędzie widzimy ludzi, którzy się tym interesują, a po miesiącu wmawiają nam, że tak naprawdę nigdy tego nie lubili. Ktoś powie, że człowiek jest (mniej lub bardziej) inteligenty, więc nie da się nim manipulować. A ja powiem, że właśnie przez to, że człowiek jest inteligenty, można nim łatwo manipulować (wyrużniłem, że ktoś, kto to przegląda widział o czym ja tu pisze). Wszystkie moje ostatnie posty właśnie o tym mówią... i najśmieszniejsze jest to, że i tak nic nie zmienimy (lub też nie zmienię, bo jak zauważyłem wcześniej, możliwe, że tylko ja mam takie jazdy). To jest właśnie smutne. Że wielki potencjał, jaki tworzy nam telewizja, radio, internet i inne środki masowego przekazu, jest, nie dość że zużywany na idiotyzmy (nie mówię tu o programach rozrywkowych, ale o np. "Jestem, jaki jestem"), to jeszcze robi wszystko pod gusta publiczności. Zamiast kreować gusta ludzi, mass media są przez gusta tworzone. To tak, jakby w szkole uczyli nas jak bawić się klockami Lego (uuu... coraz bardziej pokręcone rzeczy mi do głowy przychodzą.... lepiej przerwę).
koleś myśli że jak się ubieże jak inni to będzie zaakceptowany i będzie na czasie, nie można mu mieć tego za złę... potrzebuje akceptacji bo nie może się przebić inaczej... (...) Oczywiście t wszystko są stereotypy o których już nie raz gadaliśmy nie zawsze dres to taki straszny dres i nie zawsze HH to jaracz, klejaż i inny wyżutek...
Czy to nie smutne? Czy jedyną drogą do zaakceptowania przez masę jest upodobnienie się do niej? Żyjemy w chorych czasach, w których człowiek nie może być takim jaki jest, bo wszyscy zaczną na niego patrzeć jak na idiotę. "Kajdany stereotypów" są wszędzie i na każdym bez wyjątku. Tylko nieliczni są całkowicie obiektywni na otoczenie (ja chyba też nie jestem... to, że sobie to uświadomiłem nic nie znaczy). Popkultura.... fabryka szarości... pomyślcie sobie jak będzie wyglądał świat, jeśli takie "karki" w ubraniach sportowych dostaną się na jakieś odpowiedzialne stanowiska... Jest takich osobników coraz więcej, więc prędzej, czy później któremuś się uda... (rany boskie.... to zaczyna wyglądać jak manifest komunistyczny albo jakaś chory ideologiczny akt zaawansowanej grafomanii... trzeba z tym skończyć...
dziewczyna myśli że będzie się podobała chłopakom.. i ma racje bo większość chłopaków takie właśnie dziewczyny lubi...
kolejny doskonały przykład paranoidalnej głupoty i absurdu, jaki towarzyszy naszym czasom. Nie rozpiszę sie na ten temat dalej, bo stwierdzenie komentuje się samo przez się.
a co do poglądów to przecież ty też do tych poglądów musiałeś jakoś dojść a to że im poglądy zaszczepiła jakaś wokalistka samo w sobie nie jest takie złe
Poglądy innych ludzi trafiają do nas ze wsząd, wszystkimi sposobami i środkami. Nie możemy tego uniknąć. Niektórzy są bardziej asertywni (nowe słowo... nauczyłem się na przedsiębiorczości... ) od innych, i te wolno płynące przez nasz świat myśli trafiają do jednych bardziej niż do innych. To że wokalistka zaszczepiła komuś jakieś poglądy nie jest złe... gorzej.... jest naturalne. Nie da się uniknąć tego, że ktoś kogoś przekona do swojego zdania. Spójrzmy w stecz... podobnie działała propaganda.... z tą różnicą, że miała ona jakiś jasny cel, zaś wpływy popkulturowe są praktycznie bez celowe... jakby efekt uboczny. Nikt przecież nie planuję, że dzięki swojej muzyce, ludzie zaczną się tak ubierać, tak i tak myśleć, traktować innych tak i tak itp... . Człowiek biologicznie nie był przygotowany na pojawienie się telewizora. Oglądanie TV powinno być do pewnego wieku zabronione.... (z wyjątkiem Cartoon Network... hehehe).
gwarantuje ci że jeśli oni powiedzmy czytając to forum pomyśleliby że za dużo gier się nagrali i mózg im wypacza...
cholera wie... pewnie mają racje (w moim przypadku przynajmniej)
rzeczą normalną jest że media dyktują to jak się zachowujemy, to jak wyglądamy i wiele osób bierze z tego przykład, ale i tak zawsze będzie najważniejsza nasza wola, bo raczej nigdy nie wskoczymy w coś czego poprostu nie czujemy, a to że media zapodadzą nam jakiś pomysł to chyba dbra rzecz... nie zawsze musimy na wszystko wpadać sami.
Naprawdę chciałbym, żebyś tak było.... może masz rację, ale ja tego tak nie widzę. Ludzie mówią, że jestem pesymistą i pewnie coś w tym jest, ale lepiej myśleć gorzej, i wierzyć, że wszystko jest super, a potem się niemiło zawieść. To, że media dyktują zachowanie jest faktycznie normalne. Ale to przez to dyktowane nam zachowanie mamy dzisiaj dresiarzy... mamy nienawidzące się wzajemnie grupy subkulturowe.... mamy wszystkie te nagatywne rzeczy, o których pisałem wcześniej. "najważniejsza będzie nasza wola"... to nie ulega wątpliwości. Pozostaje pytanie na ile bedzie ona "nasza". "nie zawsze musimy na wszystko wpadać"... ale jednak dobrze by było, gdyśmy czasem wpadali...
Morał z mojej wypowiedzi.... albo żyjemy w chorych i zdegenerowanych czasachm albo Tantalus jest schizolem... pozostawiam do wolnej interpretacji...
Dobra.... trzeba odświeżyć atmosferę. Temat poprzednie są ciągle otwarte i zapraszam do polemiki, ale mam coś nowego. Miałem na ten temat debatę na WOSie i myślę, że można napisać o tym parę postów...
Związki homoseksualne.... czy powinny być dopuszczone? czy pozwolić im adoptować dzieci? itp. itd.
temat chyba na czasie, bo wszędzie o tym gadają.... pozwólcie, że się narazie nie wypowiem, bo się zmęczyłem tym postem
-
Wszystkie moje ostatnie posty właśnie o tym mówią... i najśmieszniejsze jest to, że i tak nic nie zmienimy (lub też nie zmienię, bo jak zauważyłem wcześniej, możliwe, że tylko ja mam takie jazdy). To jest właśnie smutne.
Ale właściwie co jest tu smutne?... Dlaczego tak bardzo cię denerwuje to co robią z ludzmi mass media? Mnie powiedzmy strasznie zgniata Bar czy inne tego typu programy które ostatnio pokazują pełno lalek i innych kukieł i są strasznie syfiate komercyjne... ale właściwie co jest w tym złego? Co cię tak bardzo w tym denerwuje? Ważne że na ciebie nie działają... chociaż jakoś o tych JRpgach musiałeś się dowiedzieć... ja też pewnie jestem jakoś kreowany przez media... ściągne na internecie muzyke i jej słucham... zobacze jakiś teledysk japoński i powiem o faqqq takiej fryzury właśnie szukałem robie print screen i sobie robie fryz... mi tam nie przeszkadzają media... to że moja fryzura jest całkiem inna od innych mi sie podoba i ciesze się że kiedys tam zobaczyłem teledysk Dir en grey... twoje białe włosy też przecież są pewnie fascynacją jrpgów i bohaterów japońskich mang/anime... tak mi się wydaje, tam przeca wielu tak lata
Czy to nie smutne? Czy jedyną drogą do zaakceptowania przez masę jest upodobnienie się do niej? Żyjemy w chorych czasach, w których człowiek nie może być takim jaki jest, bo wszyscy zaczną na niego patrzeć jak na idiotę. "Kajdany stereotypów" są wszędzie i na każdym bez wyjątku.
Tak to troche smutne... ale i nie, bo koleś który tak robi (dołącza do grupy i wygląda i robi to co oni bo by nie był zaakceptowany) jest raczej żałosny i w sumie takie bardzo smutne to nie jest, jeśli ktoś jest słaby i nie potrafi pokazać swoich walorów i sprzeciwić się stereotypom to jest dla mnie cieciem, ja sam jestem całkiem inny od ludzi z mojego otoczenia i często w szkole wyśmiewano mnie za moje bujne fryzury, eksperymentowanie z wyglądem i to że poprostu się wyróżniałem... hahaha właśnie mi się przypomniało że jeden koleś się ze mnie śmiał że za wszelką cene chce być inny od wszystkich, że słucham jap. muzyki bo chce być inny/lepszy ubieram się inaczej, mam inne włosy inne zainteresowania... to wszystko przez to że chce być inny od reszty... dla mnie to jednak nie jest minus :unsure: i waliło mnie jak komuś coś nie pasowało, mówiłem offen że jak coś ma to niech spierd*** i nigdy nie zaczął bym powiedzmy słucać Hiphopu żeby mieć kumpli...
Tylko nieliczni są całkowicie obiektywni na otoczenie (ja chyba też nie jestem... to, że sobie to uświadomiłem nic nie znaczy)
Jasne że ty też niejesteś i wątpie czy ktokolwiek jest... ty niejesteś choćby i przez to jak prześladujesz media i popkulture ;)
Niektórzy są bardziej asertywni (nowe słowo... nauczyłem się na przedsiębiorczości... )
Też sie go nauczyłem rok temu na przedsiębiorczości :D (BTW: zjebany przedmiot i nie wiem po co mi 4 takie podobne do siebie przedmioty w gastronomiku :shu: )
z góry cie rzepraszam Tantalus bo wiem że piszesz o tym już od kilkudziesięciu postów... ale musze to powiedzieć i pewnie odpowiedź już była powiedziana kilkanaście razy.. ale co cię tak najbardziej w tym wszystkim denerwuje? To że ludzie z mediów zapożyczają swój wizerunk czy to że zachowują się jak zjeby i nie mogą przerwać konwelansów (nie jeestem pewien czy dobrze rozumiem znaczenie tego słowa którego przed chwilą użyłem), bo ta cała twoja nienawiść jednak troche mnie dziwi...
Homosexualizm...
Nie mam nic przeciwko niemu, uważam że nie powinno być granic jeśli ktoś naprawde kogoś kocha... ale nie wiem czy powinienem się wypowiadać... moje poglądy na temat gejów/lesbijek są dosyć wyidealizowane gdyż namiętnie czytam mange i oglądam anime tam iłość takich osobników jest bardzo często pokazana o wiele piękniej niż zwykła i sprawia że niejedno krotnie pięknie się obserwuje takie związki... jednak życe to nie bajka i nie mam pojęcia czy gejowskie pary tak naprawde czują do siebie wielką miłość, czy może jest tak jak mówi wiele osób jest to poprostu chroba.. może oni poprostu czują pociąg do facetów, tak jak te dresiary gdy zobaczą jakiegoś koksa.... nie wiem nie mam pojęcia, ale w każdym razie powinni mieć oni wolną wole i nie powinno się ich przesladować, ale jednak jestem stanowczo przeciwny aby takie pary mogły adoptować dzieci... każdy wie jakie jest społeczeństwo i jak zachowują się wobec siebie szkolni równieśnicy.. pomyślcie jaki horror by przeżywało takie dziecko dorastające z rodzicami tej samej płci... a oprócz tego jest przecież jeszcze wielu nie tolerancyjnych rodziców... te dzieci miały by straszne życie i nie wątpie że ich psychika by strasznie na tym ucierpiała...
za długi i za nudny post więc narazie kończe, ale o gejach jeszcze się nie wypowiedziaęłm maxymalnie... chyba...
-
damn.. sorry, że tak późno, ale najpierw mi sie nie chciało, potem zapomniałem, potem znowu mi się nie chciało i dopiero dzisiaj się zmusiłem, żeby coś napisać...
Zapytałeś co mnie gryzie.. Dlaczego napisałem te długaśne posty? Hmm.... ciężko mi to dobrze sformułować. Możliwe, że jestem społecznie niedorozwinięty i nie docierają do mnie pewne elementarne dla normalnego człowieka fakty, ale nie mogę się z tym pogodzić, że człowiek jest zdolny do czegoś takiego. Całą tą wizję mam od stosunkowo krótkiego czasu (dokładnie nie podam, bo takich rzeczy się nie pamięta... chociaż.. byl taki incydent....nie będę go przytaczał, chyba, że będziecie chcieli). Nagle mnie uderzyło, że świat jest bez sensu. To, że żyjemy w świecie absurdu jest w naszych czasach na porządku dziennym. Hmm..... oglądał ktoś albo czytał sztukę S. Mrożka pt."Tango"( ja nie lubię takich rzeczy, ale to jest zaj****te)? Ta sztuka świetnie się odnosi do mnie (postać Artura.. głównego bohatera). Przybliże dla nieobezanych, że główny bohater to człowiek z wartościami i ustalonym światopoglądem, natomiast całe jego otoczenie zachowuje się w sposób nierozsądny i niepoważny. Jego rodzina, dziewczyna... i on nie może tego pojąć... ciska w nimi swoimi ideami (skąd inąd zgodnymi z moimi)... stara się im pokazać, że to co robią jest chore.... jak się to kończy.. hehe... podchodzi do niego dresiarz i mu skręca kark... bardzo dobra sztuka. Dobra... wracając do tematu... dlaczego mnie to trapi.... no cóż... każdego coś trapi... ciążą nad całą ludzkością pewne problemy, na które nie mamy bezpośredniego wpływu, ale jednak są osoby, które się nimi martwią, np. Dzióra Ozonowa, Karczowanie lasów tropikalnych, czy głód w afryce... Jak się dobrze zastanowić to to wszystko jest smutne.... ale nikt nie wstaje rano i nie zaczyna się urzalać nad tym, że pewnie znowu ktoś w afryce umiera na gruźlicę z powodu braku szczepionek... zbyt dużo ma się własnych problemów, zeby się martwić za innych... cóż.. może mam deficyt problemów, że zabrałem się za pesymistyczną kontemplace rozkładu naszych czasów pod wpływem massmediów... muszę sobie znaleźć jakiś prywatny kryzys, żeby przestać się użalać nad rzeczami, na które nie mam wpływu.
Co jest w tym złego pytasz? heh... na to już odpowiedziałem, właściwie wszystkimi poprzednimi postami. Granica między dobrem, a złem jest czymś bardzo subiektywnym i prywatnym. Może ciebie to nie razi, ale mnie tak.
ja też pewnie jestem jakoś kreowany przez media... ściągne na internecie muzyke i jej słucham... zobacze jakiś teledysk japoński i powiem o faqqq takiej fryzury właśnie szukałem robie print screen i sobie robie fryz... mi tam nie przeszkadzają media... to że moja fryzura jest całkiem inna od innych mi sie podoba i ciesze się że kiedys tam zobaczyłem teledysk Dir en grey... twoje białe włosy też przecież są pewnie fascynacją jrpgów i bohaterów japońskich mang/anime... tak mi się wydaje, tam przeca wielu tak lata
i znowu zbliżamy się do bardzo cieńkiej granicy.... między wpływem massmediów (którego tak nie lubię) i jak najbardziej poprawnym i przeze mnie lubianym wpływem mediów. Media i Massmedia.... wyrazy bardzo podobne, ale różnica polega na tym, że te drugie są robione dla wszystkich, a te pierwsze tylko dla pewnej grupy ludzi. To, że właśnie Massmedia rozrosły się na taką skalę mnie wkurza. Media promują, żeby każdy był inny... można np. czytać mangę, można jej też nie lubić. Massmedia natomiast pokazują wzorce, które niejako muszą podobać się wszystkim, np. jeśli chcesz być na czasie musisz mieć komórę, najlepiej jak najlepszą. Jestem pod bardzo silnym wpływem jRPGów, w szczególności Square, jestem również pod silnym wpływem mang i anime, jakie oglądam nałogowo. Jednak nie są to rzeczy powszechne i to jest właśnie w nich piękne. To, że dzięki fascynacji tym i tym jestem inny od reszty. Dlatego też ten wpływ mediów uważam za dobry i całkowicie naturalny. Ja wybrałem, że chcę się tym interesować. Massmedia tworzą natomiast pewną konwencję...pokazują jak należy się zachowywać.... przykładem może być przytoczony przez ciebie i trafnie porównany do Muppet Show "Bar". Ta grupka ludzi ma już fanów w całej Polsce... dlaczego obiektem niejakiego kultu mają być Klaudiusz, czy Doda Elektroda, a nie ktoś naprawde tego warty.
Tak to troche smutne... ale i nie, bo koleś który tak robi (dołącza do grupy i wygląda i robi to co oni bo by nie był zaakceptowany) jest raczej żałosny i w sumie takie bardzo smutne to nie jest, jeśli ktoś jest słaby i nie potrafi pokazać swoich walorów i sprzeciwić się stereotypom to jest dla mnie cieciem
AMEN... raz w życiu nie mam nic do dodania....
ja sam jestem całkiem inny od ludzi z mojego otoczenia i często w szkole wyśmiewano mnie za moje bujne fryzury, eksperymentowanie z wyglądem i to że poprostu się wyróżniałem... hahaha właśnie mi się przypomniało że jeden koleś się ze mnie śmiał że za wszelką cene chce być inny od wszystkich, że słucham jap. muzyki bo chce być inny/lepszy ubieram się inaczej, mam inne włosy inne zainteresowania... to wszystko przez to że chce być inny od reszty... dla mnie to jednak nie jest minus i waliło mnie jak komuś coś nie pasowało, mówiłem offen że jak coś ma to niech spierd*** i nigdy nie zaczął bym powiedzmy słucać Hiphopu żeby mieć kumpli...
I w takich ludziach widzę nadzieję... jesteś, kolokwialnie mówiąc, człowiekiem kolorowym, wśród szarych ludzi. Ja jestem co krok wyśmiewany za długie włosy, za to, że tak się interesuję Japonią i ich grami, czy za to, że lubię M&A. Jesteśmy w bardzo podonych sytacjach i oboje pokazaliśmy, że możemy być sobą, kiedy nie jest to łatwe... jeszcze zaczne pić wina marki "Wino" to będziemy identyczni hehehe....
z góry cie rzepraszam Tantalus bo wiem że piszesz o tym już od kilkudziesięciu postów...
don't mention it...... przy pierwszym poście z tej serii napisałem, że to wszysto może być jedynie moję chorą imaginacją...
Teraz mam zamiar przejść do meritum moich ostatnich... hmm.. jakiś 6 postów (nie wiem dokładnie.... te, z tych długaśnych, co to ich nikt nie czyta)... o co mi chodziło.... może o rzucenie światła na temat, o którym nie jest tak głośno... może chciałem nim trafić do kogoś, kto mógł myśleć podobnie... może chciałem się podzielić swoimi chorymi wizjami... może chciałem ożywić topic tematem, w którym dobrze się czuję.... może mnie to naprawde trapi... ciężko powiedzieć dokładnie.... mówi się, że prawda leży po środku, więc to mniej-więcej to. Wkurza mnie, że ludzie...z mediów zapożyczają swój wizerunk czy to że zachowują się jak zjeby i nie mogą przerwać konwelansów
Może nie jest to problem, na który jest, czy szuka się nawet jakiegoś rozwiązania, ale jest to domena problemów filozoficznych. Muszę zrobić to co normalni ludzie i zaakceptować to, że świat jest taki, a nie inny... sigh...
PS. Przepraszam, jeśli ten i poprzednie posty na temat popkultury i massmediów kogokolwiek uraziły lub, co bardziej prawdopodone, zanudziły na śmierć. Jeżeli w moim rozumowaniu widzicie jakieś błędy to wytknijcie mi je... niech inni też się ze mnie pośmieją. Zapraszam jeszcze raz wszystkich do polemiki...
dobra.... połowa posta za nami.. hehehe... teraz o homoseksualiźmie...
QUESTION 1 - Czy powinno się dopóścić zawieranie homoseksualnych małżeńst?
A czemu nie? To, że się tego u nas zabrania jest pośrednio lub bezpośrednio związane z opinią Kościoła na ten temat, a w takich sprawach zadko się z kościołem zgadzam. Człowiek ma prawo kochać kogo chce i jak chce, a dbające o swoich obywateli państwo powinno zalegalizować te zwiazki, skoro nie możn uniknąć ich powstawania.
QUESTION 2 - Czy powinno się dopóścić adopcję związkom homoseksualnym?
Nie, a nawet powinno się im zabronić wychowywanie dzieci narodzonych (np. dziecko lesbijki zapłodnionej za pomocą spermy z banku lub od znajomych). Dlaczego? Wielu ludzi mówi, że seksualizm nie jest niczym złym i jest całkiem naturalny. Niestety, nie wszystkie ładnie brzmiące hasła są prawdziwe (swoją drogą, żadko są). Seksualizm jest chorobą psychiczną i nie można go traktować inaczej. Nie jest on naturalny w żadnym związku, bo nie instynkt gejów i lesbijek nie jest ustawiony na zapewnienie ciagłości gatunkowej. Jeżeli para homoseksualna wychowywałaby dziecko, na 99% wyrósł by z niego następny gej lub lesbijka. Można by powiedzieć, że dzięki temu dzieci mają kontakt z czymś naturalnym od samego początku lub, że nie koniecznie musi wyrosnąć z teo dziecka następny osobnik chory. Niestety... tolerancja seksualna jest czymś co kształtuje się w dziecku od samego początku. Jeżeli będzie np. chłopczyk będzie od początku doświadczał rodzicielskiej miłości od dwóch tatusiów, to jak ma zacząć lubić dziewczynki.
narazie tyle.... no.... to jeden z moich dłuższych postów.... jeżeli to czytasz, to znaczy, że moje bzdury jeszcze ci nie zrobiły z mózgu galaretki.... podziwiam, bo sam bym tego chyba nie przeczytał.... wystarczy, że napisałem.
-
Homosexualizm
Hm...no cóż każdy kocha kogo chce i jak chce...i my nic na to nie poradzimy,a tym bardziej nie zmienimy takiego człowieka,choć kościuł na to nie zezwala,to taka dwójka i tak będzie się kochać bez względu na wszystko...co do adoptowania przez taką"parę"dzieci...no cóż raczej nie sądzę,żeby takie coś mogło być możliwe...no bo jak takie dziecko by się czuło...mieć rodziców tej samej płci??Ja jakoś czegoś takiego nie widzę...
-
ad.1
Mi też to wisi...jednak kiedy myślę o TYM (men included) to...<biegnie do kibla opróżnić żołądek>
ad.2
ZDECYDOWANIE NIE ! Wyobraźcie sobie, co takie dziecko by czuło wiedząc, że ma dwoje ojców/matek w zwiążku małżeńskim i jakie by miało życie towarzyskie(o ile wogóle by je miało) !
Jeśli chodzi o staranie się o przynależność do grupy. Nie próbuję zmieniać swoich poglądów po to, żeby ktoś powiedział mi po skejtowsku "Elo ziomal, jesteś gitez majonez elegancka musztarda, słuchasz zajebistego rytmu, możesz zapalić se z nami blanta (yuck)". Jeśli widzę grupę, w ktorej nie mam szans na zaakceptowanie to poprostu jestem zmuszony pogodzić się z tym. Nie zacznę ćpać czy okradać sklepy/ludzi, żeby mnie jakieś cfaniaczki polubiły.
TERAZ COŚ ODE MNIE
Czy sądzicie, że gry, telewizja, mangi itp. mają na nas duży wpływ ?
Osobiście sądzę, że nie. Starsi ludzie tak twierdzą, ponieważ sami nie wiedzą to to znaczy grać na komputerze/konsoli i nie spróbują. Czemu ? No coż...większość osób by się z deczka zdziwiła słysząc jak staruszek gada o tym, ile fragów zrobił najwięcej w Quake'u 3. Ja bym się cieszył słysząc właśnie taką rozmowę.
Wracając do tematu. Według większości naukowców powinienem być już maniakalnym psychopatą i mordercą, który gwałci 10-cio letnie dziewczynki i zabija je gazrurką przez wydłubanie im mózgu. Niestety Einsteiny...tak nie jest...ja do gier podchodzę jak do zwykłej rozrywki...WSZYSTKO ZALEŻY OD PODEJŚCIA DO SPRAWY. Jeśli dalej będziemy wiedzieć, że my TYLKO gramy i nie zatracimy poczucia między światem rzeczywistym i wirtualnym to nic nam się złego nie przytrafi.
To samo odnosi się do muzyki. Nie umiem pojąć czemu ci ludzie tak ostro ostatnio najeżdżają na Rock/Metal. Twierdzą, że wszyscy metalowcy są satanistami i brudasami. Oczywiście mzykę techno zostawiają w spokoju. To co, że na dyskotekach Techno prochy latają od ręki do ręki, browar przelewa się z kufla do kufla, pijak obrzyguje pijaka, 10 dziewczyn traci cnotę...Rock/Metal to najgorsza z muzyk ! NIE SŁUCHAJCIE TEJ SATANISTYCZNEJ MUZYKI ! -tak mowią właśnie księża...Czy ja jestem satanistą ? NIE ! Czy jestem brudasem ? NIE ! SŁUCHAM "MOCNEJ" MUZYKI I JEST MI Z TYM DOBRZE !
-
Nie sądzę żeby podane wyżej przykłady miały na nas wpływ.Z resztą to zależy od tego jak to kto przyjmuje...moim zdaniem niektóre mangi nawet mówią o podobnych sprawach jakie i nam mogą się w życiu przytrafić lub się przytrafiły.Co do muzyki to ja nawet nie wiem z kąd wzieły sie te "metafory" odnośnie muzyki jaką słuchamy...ja również lubię posłuchać sobie mocnego brzmienia,a nie chodzę ubrana na czarno i nie jestem żadną satanistką...ale czy odrazu osoba która słucha metalu czy rocka musi być taka?Mnie się wydaje że nie to tylko ludzie ubzdurali sobie takie zdanie o danej muzyce.Ja i tak będę słuchać to co mi się podoba i mam w nosie to co sobie ludzie gadają.Myśle,że takiego człowieka powinno się najpierw poznać,a później oceniać(chyba trochę zeszłam z tematu^^')
-
Jeśli dalej będziemy wiedzieć, że my TYLKO gramy i nie zatracimy poczucia między światem rzeczywistym i wirtualnym to nic nam się złego nie przytrafi
i w tym jednym zdaniu kryje sie cala prawda na ten temat... moim zdaniem nic wiecej nie trzeba dodawac... tylko jeszcze trzeba to przekazac starszemu pokoleniu... zapewne znana jest sprawa w ktorej jakis gosciu z usa myslal ze jest neo i skoczyl z wysokiego budynku z wiadomo z jakim skutkiem... i co? wszystko poszlo na matrixa!!! zapewne nikt nie pomyslal ze ten gosc musial miec cos z mozgiem... zareczam ze kazdy normalny odroznilby to co oglada od swoich mozliwosci i w takiej sytuacji napewno by nie skoczyl... to samo jest z grami... tylko jakis chory psychopata po zagraniu w manhunta (ta gra to material na inna rozmowe...) wyskoczy na ulice i zacznie dusic kobiety foliowymi workami... ale oczywiscie massmedia zwalaja wszystko na gry, filmy (w tym wypadku matrixa) i z tego sie ksztaltuje opinia naszych rodzicow... woda z mozgu...
-
Tant:
Dzięki za kolejne wyjaśnienie :) problem mojego lekkiego niezrozumienia twoich wielkich zastrzerzeń do massmediów polegał pewnie na tym że nie rozumiałem tego słowa(jak już mi kiedyś zwracał qiax uwagę... czytanie ze zrozumieniem...) nie dostrzegłem różnicy między mass media a media :shu: teraz to się w pełni solidaryzuje z tobą massmedia to żeczywiście syf... wszyscy kochamy Bar prawda?
jeszcze zaczne pić wina marki "Wino" to będziemy identyczni hehehe....
Ehhh dawno nie piłem już... (kilka miesięcy już mija... zaniedługo musi być "Reaktywacja" :P ) tak więc to żaden warunek, ale żeczywiście tropche jesteśmy podobni... mangoweupodobanai też mamy podobne jak się okazało kiedyś tam ;)
Czy sądzicie, że gry, telewizja, mangi itp. mają na nas duży wpływ ?
Sądze że tak... oczywiście człowiek ze który potrafi myśleć nie pójdzie do super marketu wybić połowe osób bo właśnie skończył GTA, ale jakiś tam wpływ ma... dużo osób które oglądało za młodu Dragon Ball'a na pewno nie raz krzyczało Ka-Me-Ha-Me-Ha!!!! ...ja zawsze gdy kichałem to daje renke na bok otwieram dłoń i robie poze jakby mi energia ki wylatywała z dłoni.... czasami ja się zapomne to nadal tak zrobie z przyzwyczajenia... dalej: przeczytałem mange X i obiecałem sobbie że będę z całego serca dążył do tego żeby moja dziewczyna czuła się na tym świecie jak najlepiej, że będę dbał o tych ludzi któży są dla mnie najważniejsi... ale że życie to nie manga to jakoś tak bardzo nie dbam o wszystkich mi blliskich(i nie chodzi mi oto że nie musze bronić jej przed kolesiami z mieczami...) ale to jest schodzenie z tematu...
Kiedyś gdy ktoś miał czerwone włosy to nikt jakoś nie zwracał na to uwagi, a wręcz koleś był uważany za spoko typa... teraz jak ktoś sobie zafarbuje włosy na czerwono, to połowa osób go wyśmieje że wygląda jak Wiśniewski...to też jest wpływ TV i wcale nie jestem pewien czy i ja nie kojażyłbym sobie ów kolesia z panem "Misiem" :P
W zależności od tego jakiej muzyki słuchamy inaczej także postrzegamy świat, weźmy np. to czego cały czas się czepiamy Techno vs Rock... w Techno mamy biedne texty typu "I love you my sweet and i care for you all the timie" a w Rocku (ja znam głównie tylko textu JRock więc moge się mylić) mamy bardziej chwytające za serce/dające do myślenia/ romantyczne/ całkowicie abstrakcyjne texty, co sprawia że niejedno krotnie zastanawiamy się nad tym co słyszmy/czytamy i troche inaczej podchodzimy do świata...
moim zdaniem mają one na nas wpływ... może nie jakiś ogromny, ale napewno jakiś tam mają... napewno na mnie mają...
-
Eh...a ja mam pytanko...nie wiem czy jest na temat...ale co mi tam.
Co zrobiliście by,gdybyście dowiedzieli się od kogoś,że wasz najleprzy przyjaciel/przyjaciółka podkochują się w was po cichu??Czy dalej byście się z taką osobą przyjaźnili i co jeśli okazało by sie to prawdą?
-
Osobiście sądzę, że nie. Starsi ludzie tak twierdzą, ponieważ sami nie wiedzą to to znaczy grać na komputerze/konsoli i nie spróbują. Czemu ? No coż...większość osób by się z deczka zdziwiła słysząc jak staruszek gada o tym, ile fragów zrobił najwięcej w Quake'u 3. Ja bym się cieszył słysząc właśnie taką rozmowę.
Cóż.... świat się w dzisiejszych czasach zmienia bardzo szybko i ludzie często za nim nie nadążają. Starsi ciągle sceptycznie podchodzą do gier komputerowych i uważają je za stratę czasu. Ale nie ma się co martwić. Miną pokolenia, a gry staną się czymś o czym się dyskutuje między pokoleniami... a później.... kto wie... osobiście uważam, że gry komputerowe (właściwie chodzi mi o konsolowe), unoszą się powoli do rangi dzieła sztuki. jRPG łączą w sobie najlepsze cechy książki (fabuła, nieraz lepsza od najznamienitrzych tytułów) i filmu (grafika jest coraz lepsza, a wstawki filmowe to już przebijają to medium na całej linii) i do tego angażują gracza bardziej od wymienionych powyzej, bo jest on uczestnikiem wydarzeń, a nie obserwatorem. To samo tyczy się innych środków przekazu, które nie są tak popularne i powszechnie akceptowane (pewnie przez to, że pierwotnie trafiały wyłącznie do dzieci). Mówię tutaj o komiksie i filmie rysunkowym, głównie o Mandze i Anime. Czy podczas grania w CC, nie nasuwała wam się myśl, że zamiast głupich książek, to powinniście analizować na Polskim? Czy nie sądzicie, że niektóre Mangi (według mnie np. Video Girl Ai), czy Anime lepiej by się nadawały na lektury obowiązkowe? Kiedyś tak będzie.... możemy być pewni. Jeżeli coś zasługuje na uwagę i na większą wartość, to kiedyś będzie docenione... pozostaje pytanie kiedy.
Muzyka... tak... ona też ewoluuje z taką prędkością, że ludzie epoki The Beatles i Czerwonych Gitar nie są w stanie jej zrozumieć. A niezrozumienie, często prowadzi do wrogości. Jak kobieta po 50 ma uwierzyć, że fani Marlyna Mansona nie są satanistami, po obejrzeniu kilku jego teledysków. Ważne jest, żeby w natłoku medialnego chłamu, który płynie do nas ze wszystkich odbiorników radiowych i kanałów muzycznych, wybrać coś, w czym się najlepiej czujesz.
Wracając do tematu, to wszystko to ma na nas duży wpływ. Wybacz, że się nie wypowiem jaki wpływ, ale pisałem o tym już tutaj zbyt dużo, żeby zabłysnąć jakąś oryginalną myślą.
-
Co zrobiliście by,gdybyście dowiedzieli się od kogoś,że wasz najleprzy przyjaciel/przyjaciółka podkochują się w was po cichu??Czy dalej byście się z taką osobą przyjaźnili i co jeśli okazało by sie to prawdą?
po 1. nie rozumiem co milosc ma do przyjazni... chodzi mi o zdanie czy dalej bysmy sie przyjaznili... jezeli ta osoba jest spoko ale tylko jako przyjaciel/przyjaciolka no to przeciez nie bedzie sie z nia na sile umawiac a zerwanie przyjazni po dowiedzeniu sie takiej rzeczy jeszcze by ta osobe zdolowalo... natomiast jesli odwzajemnia sie uczucie... czemu nie?
-
Kurde... spóźniam sie z postami... swojego poprzedniego pisałem, kiedy pojawiły się 3 nowe heh...
Co zrobiliście by,gdybyście dowiedzieli się od kogoś,że wasz najleprzy przyjaciel/przyjaciółka podkochują się w was po cichu??Czy dalej byście się z taką osobą przyjaźnili i co jeśli okazało by sie to prawdą?
problemy miłosne heh? cóż... to chyba najodpowiedniejsze miejsce do takiego pisania. Ciężko jest mi się jednak ustosunkować, jako że nie jestem dziewczyną, a wiem, że macie na ten temat nieco inne podejście. Gdybym dowiedział się, że moja najlepsza przyjaciółka się we mnie podkochuję... heh... ciężka sprawa. Napewno nie dałbym po sobie poznać, że coś wiem. Starałbym się dażyć taką przyjaźnią jak przedtem. Moją następną decyzję należałoby rozpatywać na dwa przypadki: 1) Czuję, że jestem w stanie odwzajemnić to uczucie i robię jakiś krok w kierunku bliższych kontaktów (rany.. nie pytajcie jaki, bo nie wiem.. sytuacja taka jest w moim przypadku tak nierealna, że nie wiem teraz jak zareagować, ale myślę, żebym wiedział, gdybym był w niej postawiony). 2) Czuję, że nie mogę jej dać nic prócz przyjaźni.... wtedy jest kłopot. Zachowywałbym się tak samo jak przed otrzymaniem informacji o jej uczuciach. Jeżeli sam bym zobaczył, że dziewczyna oczekuje czegoś ode mnie.... pozostaje tylko jedno wyjście... rozmowa. Brzmi to nieco śmiesznie, ale szczerą rozmową w cztery oczy można rozwiązać 90% takich problemów. W ten dpodób pokzauje się drugiej stronie, że szanuję się ją na tyle, żeby powiedzieć jej prawdę w twarz...
-
Co zrobiliście by,gdybyście dowiedzieli się od kogoś,że wasz najleprzy przyjaciel/przyjaciółka podkochują się w was po cichu??Czy dalej byście się z taką osobą przyjaźnili i co jeśli okazało by sie to prawdą?
Pozwólcie, ze na początek, po mojej dłuższej nieobecności w ty,m temacie dopiszę coś do tego wątku. Pewnie napisałbym też coś, co tyczy się innych tematów, ale wszyesrko zostało już powiedziane i myślę, ze nie ma sensuu powielać zdania innych. W każdym razie jeśli chodzi o te przyjacielsko-miłosne problemy, to coś o tym wiem, bo csałkiem niedawno coś takiego przeżyłem....... oczywiście w miare możliwości na które pozwala mi mój młody wiek. Moim zdaniem nie można tego trzymać w tajemnicy tylko dla siebie i nic z tym nie robić. Zbyt duża zwłoka może doprowadzić do dosyć nieprzyjemnych konsekwencji. Absolutnie zawsze najlep[szym wyjściem jest rozmowa. Jeśli nie chce się nic mówic i ujawniać, to lepiej dac sobie spokuj. Kiedyś doszły mnie słuchy, ze moja koleżanka się we mnie "podkochuje" (tzn: podobam jej się), ale oczywiście należe do takiej kuriozalnej zgraii podejrzanych indywiduuw, że miłość na moim poziomie wiekowym raczej nie jest możliwa. Now ięc spotkałem się z koleżanką i po prostu powiedziałem jej, ze jest fajną koleżanką, ale z bliższej znajomości i tak nic by nie wyszło, gdyż nie czuję do niej nic więcej niż przyjaźń. Ona przyjęła to dość dobrze i nadal jest mojom koleżanką ;)
Co innego, jeśli tą skrycie-podkochującą-się osobę także daży sie uczuciem. Wtedy sprawa jest dla mnie jasna. Trzeba porozmawiać z tą osobą, wyjaśnić sobie pewne fakty i mieć nadzieje, że wszystko uoży się pomyślnie ;)
-
Skoro jest to topic filozoficzny, może warto pomówić o filozofach? Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Naturalnie dalej piszmy swoje uwagi na wymienione wcześniej problemy i jeśli macie cokolwiek do dopowiedzenia nie zwlekajcie z tym.
Mam w łapkach kilka cytatów (swoja drogą moja praca domowa z polskiego) i stwierdziłem, że dobrze by było je tu zamieścić, w formie pytania. Brzmi ono:
Z czyją fiozofią się zgadzasz:
a ) Jeśli nie ma nic nade mną, to nie ma też dla mnie norm. Nie ma norm i nakazów, nie ma żadnych powinności ani zadań, które powinienem spełnić. Realny jestem tylko ja, natomiast: Bóg, człowiek, państwo, prawo, moralność, duch, prawda - to tylko moje wyobrażenia. Ja i świat - moja własność
b ) W naszych postępkach, entuzjazmach, wiarach tyle jest wolności, ile w ruchach merionetek. My sami, podobnie jak i świat, w którym żyjemy, stanowimy swoisty mechanizm. Wszystkie oceny ludzkie są subiektywne, nie ma zatem obiektywnego dobra ani zła, nie ma raju po życiu, a i samo życie nie jest rajem, skoro jest mechanizmem bez celu, a więc i bez sensu.
c ) Dostojność, stanowczość, sprawność, pewność działania, bezwzględność w osiąganiu celów - oto cechy, które w zespoleniu z wolą mocy, prognieniem władzy i panowaniem, czynią mnie wielkim i wyróżniają spośród rzeszy "niewolników" - istot słabych, uległych, niepewnych, o miękkim sercu i skłonnych do okazywania litości. Nie ma moralności obiektywnej - każdy z nas ma taką, jaka jest mu potrzebna do osiągania celów, jaka odpowiada naszym uczuciom i afektom.
d ) Jestem istotą nieustannie doświadczajacą cierpienia, gdyż wypełnia ono całą moją egzystencję. Współczucie dla cierpiących wyzwala mnie samego, a bezinteresowna kontemplacja piękna pozwala dosięgnąć tego, co niezmienne, i tym samym uwolnić się do zmiennego i pełnego cierpienia świata. Życie nie ma celu - jest bezcelowym, bezrozumnym parciem naprzód.
Jeśli odpowiada wam kilka to napiszcie, jeżeli żadna wam nie odpowiada, to może zaproponujcie własną... to są filozofowie z przełomu XIX i XX wieku, więc może dzisiaj opinia na temat świata się zmieniła.... osobiście najbliższy jestem filozofii Nierzsche'go (czyt. niczego... heh).
-
mi z podanych zdecydowanie najbardziej odpowiada a) - max stirner...
-
Moim zdaniem najbardziej odpowiednie dla tego czasu są b ) i d)
-
Stirner dobrze gada... polać mu XD
Co zrobiliście by,gdybyście dowiedzieli się od kogoś,że wasz najleprzy przyjaciel/przyjaciółka podkochują się w was po cichu??Czy dalej byście się z taką osobą przyjaźnili i co jeśli okazało by sie to prawdą?
Ja osssobiście odwzajemniam uczucia jakie ktoś do mnie czuje... jessstem jak lussstro jak ktoś mnie lubi to ja go, jak ktoś mnie nie nawidzi to ja go, jak ktoś sssię we mnie podkochuje, to ja w tym kimś (w granicach rozsssądku... homo jeszcze nie jessstem :P i mam też kilka zasssad co do wyglądu :shifty: ). Dlatego też zachowuje sssie względnie do zachowania ludzi w śród których przebywam :> ... wy mnie znacie jako kogoś innego niż ludzie w szkole, a rodzina jeszcze kogoś innego, pewne jessst jedno: jessstem tajemniczy :>. Niessstety mam czasssami zaburzenia osssobowości i już sssam nie wiem kim jesstem i jakie cechy posssiadam, dlatego tworze pogląd wedle którego będę żył :spoko:
-
Ehhh ta filozofia, za dużo jej już chyba miałam na studiach ;)
Ale chyba Schoppenhauer z tych 4 mi odpowiada najbardziej, choć i tak moim ulubionym filozofem jest Freud (sądzę, że mniej wiecej wiecie jakie miał poglądy) :)))
A ja mam pytanie troche mniej filozoficzne... Co sądzicie o tym żeby napisać o nas pracę magisterską? I jak myślicie jaki wpływ ma internet na życie w rodzinie i społeczeństwie? Prosiłabym o dużo długich odpowiedzi ;) Zwłaszcza na pyt. 2
-
heh... czyli jednak kółko się ruszyło
Co sądzicie o tym żeby napisać o nas pracę magisterską?
heh.... dobry pomysł... przyślij mi ją kiedyś, albo opublikuj na stronie... heh..
I jak myślicie jaki wpływ ma internet na życie w rodzinie i społeczeństwie?
Jaki ma wpływ? Wpływ ma przeogrom, w szczególności na pokolenia młodsze. Żyjemy w czasach, w których wielki wynalazek, jakim jest internet, jest w fazie raczkowania, a już możmy zauważyć, jak wielki ma on wpływ na nasze życie. Dzięki internetowi nie tylko mozemy pogłębiać swoja wiedzę, czy czerpać rozrywkę, ale również możemy tworzyć nowe grupy społeczne (np. członkowie 4um SZ), co integruje nas z innymi ludźmi. Już nie jest tak, że siedzenie przed komputerem jest dowodem alienacji i zamknięcia się w sobie.. przeciwni.... pozwala nam spotykać się z ludźmi, z którymi mamy wspólne zainteresowania (ciągle w domyśle mam 4um i czaty), a nawet pomaga nam zjednywać sobie ludzi i zawierać nowe znajomości.. świat się kurczy i ciągle idzie naprzód... nie wiadomo jak realnie i z kim będziemy się mogli porozumieć w symbolicznym "dniu jutrzejszym"...
Jaki ma wpływ na naszą rodzinę i społeczeństwo? Na rodzinę różny... zależy od rodziny i od tego jak jest ona otwarta na te wszystkie nowinki techniczne, do których Internet zaliczamy. Moja rodzina właściwie nie korzysta z niego i tak naprawde nic o nim nie wie (mój ojciec jedynie każe mi co jakiś czas wysyłać e-mail'e, do jakiś ludzi). Moja rodzina krzywo patrzy na mnie, kiedy nieraz całe dnie spędzam przed komputerem (są dni, kiedy nie chce mi się robić nic innego), czy to grając w gry online, czy buszując po internecie, czy też oczywiście siedząc tu gdzie teraz... co do społeczeństwa... cóz.... to też zależy od wielu czynników... pod nazwą społeczeństwo kryją sie setki małych grupek, subkultur i społeczności, które na dobrodziejstwa Internetu reagują bardzo różnie. Ważne jest również kto go używa, bo np. siedmiolatek żadko korzysta z niego w celu innym niż granie w gry, czy też spędzaniu czasu na alternatywnych rozrywkach, które dostęp do niego zapewnia... jeśli ktoś umie dobrze szukać, to znajdzie w internecie dosłownie wszystko... i to w zależności od tego, jak wykorzystujemy wielki potencjał jaki nam daje Internet (cholera... nie ma na to jakiegoś synonimu?? ciągle powtarzam ten wyraz w kółko), będzie nas postrzegała nasza rodzina, bliscy, przyjaciele, czy znajomi....
jak na mnie mało... poza tym nie pogłębiłem tematu tak jakbym chciał, ale nie jestem w stanie napisać nic więcej, po trzech godzinach sesji Warhammera....
-
Na razie nie wypowiem się na pytanie Shirley..bo muszę nad tym trochę pomyśleć...ale nasuneło mi się nowe,po tym jak ogladałam film o duchach....więc czy wierzycie w ich istnienie...i co myslicie na ten temat??
-
Plizzzzz, odpowiedzcie na moje pytania, to bardzo ważne.
Odnośnie pytania Yuz to sama nie wiem czy wierzę w duchy, różnie to w moim życiu bywało - raz wierzyłam potem nie. Kiedyś kolezanka opowiadała mi o duchach, które rzekomo ja nawiedzały, jej rodzinę i jej dom. Mówiła dziwne rzeczy i nie wiedziałam czy jej wierzyć czy może gada bzdury.
Tak na dzień dzisiejszy to skłaniałabym się ku odpowiedzi, że duchy istnieją i są osoby na świecie, które mogą doświadczyć ich obecności tzn. maja pewne zdolności, które im na to pozwalają.
-
Eh...a ja mam pytanko...nie wiem czy jest na temat...ale co mi tam.
Co zrobiliście by,gdybyście dowiedzieli się od kogoś,że wasz najleprzy przyjaciel/przyjaciółka podkochują się w was po cichu??Czy dalej byście się z taką osobą przyjaźnili i co jeśli okazało by sie to prawdą?
Pewnie bym się ucieszył i starał bym się abyśmy byli razem... bo skoro jesteśmy przyjaciółmi i dobrze się nam przebywa i rozmawia w swojej obecności to moglibyśmy być dobrą parą... a jeśli bym niechcał to napewno bym jej nie olał tylko starał bym się wytłumaczyć że jako partnerka mne nie interesuje i chce się z nią tylko przyjaźnić... napewno bym nie zerwał z nią kontaktu
a )
QUOTE (Max Stirner)
Jeśli nie ma nic nade mną, to nie ma też dla mnie norm. Nie ma norm i nakazów, nie ma żadnych powinności ani zadań, które powinienem spełnić. Realny jestem tylko ja, natomiast: Bóg, człowiek, państwo, prawo, moralność, duch, prawda - to tylko moje wyobrażenia. Ja i świat - moja własność
z tym się stanowczo nie zgadzam... som na de mną normy i nie moge być ponad państwem moralnością i innymi rzeczami.... jesteśmy społeczeństwem i nie możemy żyć samowolką... o tym już pisałem kiedyś gdy mówiłem że człowiek ie może żyć sam na odludziu
b )
QUOTE (Anatol France)
W naszych postępkach, entuzjazmach, wiarach tyle jest wolności, ile w ruchach merionetek. My sami, podobnie jak i świat, w którym żyjemy, stanowimy swoisty mechanizm. Wszystkie oceny ludzkie są subiektywne, nie ma zatem obiektywnego dobra ani zła, nie ma raju po życiu, a i samo życie nie jest rajem, skoro jest mechanizmem bez celu, a więc i bez sensu.
z tym się zgadzam ale nie całkowicie.. popierwsze nie jesteśmy marionetkami, bo jednak możemy zrobić co chcemy(tylko że poniesiemy tego konsekwencje-ale to juz inna sprawa), ale jest fakt faktem że jednak pod pewne rzeczy jestesmy podporządkowani, to że ludzkie oceny są subiektywne jest akurat dobrą rzeczą bo jak bakby każdy patrzał obiektywnie to była by lipa, ale życie na pewno nie jest mechanizmem bez celu... naszym celem jest bycie szczęśliwym i wielu ludziom się to udaje...
c )
QUOTE (Fryderyk Nietzsche)
Dostojność, stanowczość, sprawność, pewność działania, bezwzględność w osiąganiu celów - oto cechy, które w zespoleniu z wolą mocy, prognieniem władzy i panowaniem, czynią mnie wielkim i wyróżniają spośród rzeszy "niewolników" - istot słabych, uległych, niepewnych, o miękkim sercu i skłonnych do okazywania litości. Nie ma moralności obiektywnej - każdy z nas ma taką, jaka jest mu potrzebna do osiągania celów, jaka odpowiada naszym uczuciom i afektom.
z tym się zgadzam i nie mam nic do dodania... nie jestem pewien czy mógłbym tak życ.. a razcej jestem pewien że nie mógłbym być taki bo jednak mam miekkie serce... ale zgadzam się z tym c powiedział ten koleś.
d )
QUOTE (Artur Schopenhauer)
Jestem istotą nieustannie doświadczajacą cierpienia, gdyż wypełnia ono całą moją egzystencję. Współczucie dla cierpiących wyzwala mnie samego, a bezinteresowna kontemplacja piękna pozwala dosięgnąć tego, co niezmienne, i tym samym uwolnić się do zmiennego i pełnego cierpienia świata. Życie nie ma celu - jest bezcelowym, bezrozumnym parciem naprzód.
Kolejny z którym się nie zgadzam... nie możemy cale życie cierpieć, nie możemy także zawsze współczuć cierpiącym i za wszelką cene im pomagać nawet za cene cierpienia... poprostu nie możemy... musimy sami znaleźć dla siebie w życiu plusy i zacząć się nimi cieszyć... nom i po raz kolejny mowie że życie nie jest bez celowe... nie szukam w moim życiu żadnego spełnienia, ale hcce być szczęśliwy... che poprostu fajnie żyć bo potem już mnie nie będzie... nie będę wiedział czy coś straciłem.. nie będę niczego żałował bo poprostu mnie nie będzie... ale za to za życia będę wiedział ze jestem szczęśliwy... jeśli już będę...
Co sądzicie o tym żeby napisać o nas pracę magisterską?
o nas czyli o kim? o ludziach którzy stworzyli sobie paczke dobrych kumpli z całego kraju i zamisat siedzieć na ławeczce pod blkiem siedzą przed komputerem i rozmawiają na różniste tematy.. o ludziach którzy są podobni bo wszyscy w mniejszy lub wiekszy sposób interesują się tą samą rzeczą lecz jedak każdy z nich ma inne dodatkowe hobby których inni ne posiadają i staje się w tej grupie ludzi z jednej srony bardzo podobnych całkiem inną jednostką (ja słucham jrocku inni rysują, inny pisze)? o kim chcesz pisać?? o ludiach poprostu kożystających z neta? Redaktarach?
I jak myślicie jaki wpływ ma internet na życie w rodzinie i społeczeństwie?
Jak juz pwiedział Tantalus w interneie możemy znaleźdź dosłownie wszystko, tak więc internet dostarcza nam w mniej lub bardziej legalny sposób praktycznie każdej rozrywki, możemy dzięki niemu znaleźć wiele rzeczy podszebnych do pracy i szlpły... tak więc to bestia która potrafi połączyć przyjemno z pożytecznym.... jednak mimo wszystko starsze pokolenie nie kożysta z internetu i komputera (ofkoz są starsi ludzie którzy pomykają na kompie jak prawdziwi hakerzy, ale ja mowie o ogule.. czyli matkach za garami i ojcami z winaczami pod drzewem ale siedzacymi przed telewizorem i rozwiazujacymi krzyzówki).. ci ludzie właśnie patrzą na internet z lekkim niepokojem i wiele godzin spędzanych rzez ich członków rodziny przed komputerem jest dla nich złych znakiem i boją się o uzależnienie tej osoby... i mają racje niektórzy ludzie zabardzo się rzyzwyczajają do internetu i zatracają pewną częśc siebie... ta cześć obumiera, może też sie stworzyć inna osobowość i człwoiek poprostu może stać sie wyalienowany... ale to juz kwestia psyhiki, bo przecież nie tylko internet może wyalienować, może to równie dobrze zrobić sadzenie kwiatków... poprostu internet to świetna rzecz ale jednak chyba nie można przesadzać... wydaje mi się że internet ma same plusy i raczej nie widze w nim minusów...
na pytanie Yuz odpowiem kiedy indziej z powodu braku czasu :/
P.S. cholernie trudno mi zacząć tu piać... mam taki dylemat jak Tant... raz mi się chce.. ale wtedy np nie mam czasu... a pozniej to strasznie ciezko sie zabrac.. a najgozej jest jak jestes kilka postów w plecy... zmęczyłem się...
P.S.2 znowu strona zaczyna sie o mojego postu... tak chcialem sie tylko pochwalic.. jak sie nie ma czym chwalic trzeba znaleźć chociaż małe drobiazgi żeby polepszyć swoje samopoczucie...
-
cos widze ostatnio przestoj tutaj to moze zell zarzuci taki sobie temacik:
CO SADZISZ O REINKARNACJI?
-
istnieje
-
ja wierze, bo jak mogloby jej niebyc skoro sam Śmierć w jednej z książek praczeta sie wygadał i przyznał do jej istnienia :lol:
-
Oto rozbudowana i złozona forma odpowiedzi na temat <_<
Taaa mój dziadek jest teraz motylem... a raczej był bo motyle 2 dni zyją :P
W poprzednim wcieleniu byłem... Elvisssem "yeah babe!!!" :P
Nie mam teori na ten temat narazie :P ale żeby wierzyć w reinkarnacje to czeba miec najpierw wiare... Zell :P
-
ja jestem po czesci katolikiem a wierze w reinkarnacje...ale raczej niedlugo przejde na ateizm i dalej bede w nia wierzyl
-
i dlatego Zell nie jest ateistą... więc możesz uspokoić mame :)
Ja tam nie wierze poprostu i narazie niechce mi sięrozpisywać bo dopiero wróciłem ze szkoły... zresztą nie wiem czy jestnad czym.... nie wieże że nagle urodze się jako kto inny... po co by to było?
EDIT::::
ja jestem po czesci katolikiem a wierze w reinkarnacje...ale raczej niedlugo przejde na ateizm i dalej bede w nia wierzyl
LOL...
mówisz to tak jakbyś traktował nie wierzenie i wierzenie w boga jako mode... narazie jestem katolikiem ale planuje zostać ateistą i wierzyć w reinkarnacje...
-
ehhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh Gipsi nie rozumiesz o co mi chodzi. Ja w reinkarnacje wieze caly czas! A przejde na ateizm...no cush...moze troche zle sie wyrazielm...chodiz o to ze ja jestem w bardzo katolickeijn i bardzo gleboko wiezacej rodzinie...i ciagle jest we mnie wpajane z bog istnieje itp...i ja mam jeszce jakies takie mysli ze on moze istnieje...ale to powli we mnie zanikna...i za jakies 3 lata pewnie zaniknie ostatecznie....
-
dlatego Zell nie jest ateistą... więc możesz uspokoić mame
ale żeby wierzyć w reinkarnacje to czeba miec najpierw wiare... Zell
er... a gdzie ja sie niby wypowiedzialem ze wierze w reinkarnacje? ja tylko was zapytalem... wg mnie reinkarnacja nie istnieje gdyz jest to "przejscie" duszy z jednego ciala do innego... a jak dla mnie dusza nie istnieje - dusza mozemy nazwac mozg, a nie zaden obloczek czy jakakolwiek inna spirytualna forma ktory moze sobie ot tak przeskoczyc z ciala do ciala...
-
Nadeszła chwila, na którą wszyscy czekali, czyli mój post buahahahahaha....
Czy reinkarnacja istnieje? No cóż.... przyznam się, że w to nie wierzę. Jest to poprostu kolejna koncepcja na życie po śmierci, tylko zaporzyczona z innej religii.
Jeżeli mówimy o reinkarnacji, to musimy najpierw doprecyzować coś innego. Co to jest dusza? I czy ona wogóle istnieje. Ponieważ to ona bierze udział w tym procesie. Według pewnej ilości ludzi, dusza jest to jestestwo człowieczeństwa. Reszta z odejmowanie: Człowiek - Ciało. Trzeba przyznać, że myśl, że śmierć jest tylko początkiem czegoś nowego jest kusząca. I pewnie dlatego powstała. Nie zapominajmy o głównym celu wszystkich religii na świecie (prawie wszystkich). Jest nim krzepienie serc. "Człowiekowi jest łatwo uwierzyć w bogów, ponieważ tak ciężko jest wierzyć w ludzi (T. Pratchet "Pomniejsze Bóstwa"). Dla wielu ludzi świat jest bardzo okrutny. Wobec przytłaczającego nas świata, nie każdy jest w stanie otrząsnąć się i sam znaleźć drogę wyjścia z kryzysowej sytuacji. Religia daje nam iskrę nadzieji, że wszystko jest w czyiś rękach i jeżeli spełnimy pewne elementarne wymogi wiary, to nasz los niechybnie się polepszy. Nigdy nie mówiłem, że wiara jest zła. Przeciwnie. Religia (mówię tutaj głównie o chrześcijańskiej, bo nie miałem wielu kontaktów z inną), pomijając setki krzywd z Średniowiecza i Renesansu, uczyniła dla ludzi wiele dobrego. W Bogu ludzie znajdują sens życia. A znalezienie jakiegoś celu, jakiegoś ideału, nie koniecznie religyjnego, do którego chce się dążyć, jest podstawą człowieczeństwa. W religii cel ten można znaleźć najłatwiej. Dobra.... rozgadałem się bez sensu... wracajac do tematu... reinkarnacja jest buddyjskim odpowiednikiem nieba. Jest czymś co logicznie myśląc nie istnieje. Jednak to, że coś nie istnieje, nie jest jeszcze powodem, żeby w to nie wierzyć.....
-
Czy reinkarnacja istnieje?Trudno mi na to odpowiedzieć...bo nikt tego nie sprawdził....ale jeśli chodzi o duszę to ona jednak jest,bo dusza nie może być mózgiem...albo obłoczkiem....ale jednak ona jest.Bo jak można wytłumaczyć istnienie duszy...?Mnie nie wydaje się by były to jakieś wyładowania w powietrzu...jak to mówią czasami naukowczy....
Ale wracając do reinkarnacji...w gróncie rzeczy człowiek umiera,ale umiera tylko jego ciało...dusza nadal istnieje i myślę,że może ona wrócić do ciała by naprawić jakiś błąd,który kiedyś popełniła.Może wrócić rodząc się na nowo...
W sumie nie wiem czy można nazwać to reinkarnacją...ale wydaje mi się,że to właśnie tak wygląda...
-
wiec dojdzmy do pytania: czym jest dusza? otoz jest to takie cos gdzie mieszcza sie wspomnienia czlowieka, mysli, jego cechy charakteru itp. i to wszystko znajduje sie w mozgu, czyli mozna jak najbardziej dusza nazwac mozg
-
Zell no niby masz rację...ale dusza może przecież żyć bez muzgu,a i nadal pamięta wszystkie wspomnienia...chodzi mi tu o duchy...ale chyba mylę pojęcia....
-
Złe porównanie... dusza to nie mózg, dusza to psssychika, świadomość żywej issstoty ;) zjesztą sssłowo dusza pochodzi z łaciny(chyba:P) i oznacza właśnie psssychike :P ... gdzieś to czytałem <_<
A duch (jesli ktoś w nie wierzy) to nic innego jak świadomość ludzka oddzielona od martwego ciała =]
-
eeee ja nie widze roznicy... a skoro nie widac roznicy? wybieram DOSIE. tfu nie ta bajka. a skad sie niby bierze psychika, swiadomosc?
-
z mozgpo....we wczesnym stanie (zyciu) mozg i dusza to jednego ale w poznym stanie soe odzielaja ja to tak tlumacze
-
a ja tłumacze że nie ma czegoś takiego jak świat materialny i duchowy... a wszystkie te brednie o duchach opentaniach itp... można wytłumaczyć zjawiskami magnetycznymi i innymi dziwnymi rzeczami... jeszcze nie wiemy wszystkiego z fizyki i prawdopodobnie nigdy wiedzieć nie bedziemy ale każde odkrycie przybliża nas do poznania całej prawdy... zresztą gonienie króliczka jest zabawniejsze niż złąpanie go...
-
Eeehhhh okazuje sie że jednak ksiądz który mnie uczył religii sie mylił -_-'' a z tego wynika że jesssstem ateistą <_< uważał on że ateizm to czynne zaprzeczanie issstnienia Boga i faktu że ingeruje/-ował on w życie ludzi, natomiassst:
Ateizm - Nie jest to religia. Ateizm stanowi jej przeciwieństwo. Oznacza niewiarę w Boga (z greckiego "a" jako prefiks przeczący i "theos" czyli Bóg). Uważa jego istnienie za zwyczajny wymysł człowieka. W sensie teologicznym oznacza on zerwanie więzi z Bogiem i cofnięcie aktu zaufania wobec Niego. W religioznawstwie i socjologii tłumaczy się go jako zanik praktyk religijnych połączony z desakralizacją ludzkiego życia.
Wyodrębniono trzy główne powody, dla których ludzie przechodzą na ateizm. Należy do nich przyczyna:
» filozoficzna - człowieka przejmuje koncepcję epistemologiczną, ontologiczną, antropologiczną
» psychiczna - gdy człowiek nie rozumie istnienia zła, cierpienia i nieszczęść na świecie; gdy zaczyna nam się przekształcać obraz Boga widzianego w dzieciństwie w tego, jakim go postrzegamy w starszych latach; bagaż doświadczeń życiowych, wiele cierpienia i bólu także spowodowane jest niewiarą w Boga; często w okresie młodzieńczym jest on przejawem buntu nastolatków
» etyczno-pragmatyczna - przechodzimy na ateizm wówczas, gdy nasza praca lub sposób życia odbiega od norm i nakazów religijnych; często wiąże się z przesadnym przywiązaniem się do bogactwa czy rozwiązłego życia.
Wyróżniamy trzy postacie ateizmu:
» dogmatyczny, przyjmujący nieistnienie boga na zasadzie aksjomatu
» sceptyczny stwierdzający że niemożliwe jest dowiedzenie zarówno istnienia jak i nieistnienia boga (bliski agnostycyzmowi)
» praktyczny - polegający na obywaniu się bez boga i religii w życiu codziennym.
ja przeszedłem z powodu filozoficznego i etycznego :P i wyznaje praktyczny ;)
-
Czyli powrót to trematu religijnego? Dobra.. dawno na ten temat nie pisałem i wogóle coś nie pisałem ostatnio długich postów.... chyba trzeba to nadrobić... tak więc skoro znaczna część ludzi na forum to ateiści, to niech podzielą się powodem, dla którego nimi są.... prawie wszyscy są ochrzczeni, bierzmowani i byli u pierwszej komunii... to znaczy, że kiedyś wierzyli. Stawiam więc pytanie: Czemu nie wierzysz w boga? Jako pierwszemu oddaję głos Tantalusowi....
Dzięki Tant za ten wstęp... czemu przestałem wierzyć w boga? hmm... dobre pytanie... myślę, że, według definicji Marva, z przyczyn filozoficznych i wyróżniam u siebie wszystkie 3 postaci ateizmu. Cóż... każdy kiedyś dorasta. Z latami nabierałem rozumu i zaczynałem dużo myśleć. Tak... niestety do dziś nie mogę rzucić tego strasznego nawyku. Nie umiem powiedzieć dokładnie kiedy, ale doszedłem do kilku wniosków, na bazie których wydedukowałem, że Boga nie ma. Może wyjaśnię kilka moich kluczowych założeń od początku.
Jednym z argumentów ludzi wierzących na to, że Bóg istnieje, jest to, że na całym świecie ludzie kultywują jakąś religię i czczą jakieś bóstwo. Nie jest to wcale jakiś tam zbieg okoliczności. Jednak nie wynika to wcale z tego, że coś tam u góry jest. Wynika to z głęboko zakorzenionej w umyśle ludzkim potrzeby wierzenia w coś. Jak pisałem wcześniej, religia jest jednym z najznakomitszych osiągnieć ludzkiej cywilizacji. Dlaczego? Bo daje ludziom sens życia. Przez religię można wytłumaczyć rzeczy, nad których ludzie nie umieją wytłumaczyć. Przez religię dajemy nadzieję, na to, że śmierć nie jest końcem istnienia. Przez religię pomagamy innym i stajemy się lepszymi ludźmi. Nie znam lepszego środka na kontrolowanie ludzkich zachowań niż religia. Życie człowieka wierzącego jest dużo prostsze. Ma on pewien konfort psychiczny, że jeżeli będzie żył podług pewnych przykazań, to wszystko będzie pięknie, i nawet jeśli dzieje mu sie coś złego, to znaczy, że bóg ma dla niego jakiś wyższy cel, którego jeszcze nie wyjawił. Cóż... może urażę tym stwierdzeniem kogoś... może ktoś mi to będzie miał za złe... no ale po to został stworzony ten topic, że dzielić się pewnymi spostrzeżeniami, które nie każdy może podzielać... moje jest nstępujące: Religia jest dla słabych. Taka jest brutalna prawda. A w każdym razie w dzisiejszych czasach. Człowiek, który ma siłę (psychiczną oczywiście) aby przeciwstawić się wszystkiemu temu, co niesie mu życie, który potrafi zachowywać się po ludzku bez wyższych nakazów i człowiek, który nie boi sie śmierci... nie potrzebuje religii. Od tego stwierdzenia wychodzimy do pewnego skrzyżowania. Są teraz dwie możliwości. Pierwsza to to, że bóg faktycznie istnieje i czuwa nad nami, tak jak myślą wierzący i religia została wymyślona przez Mohameta, Buddę, czy innego Jezusa. Drugą jest, że ludzie są ludzmi i wykorzystali potencjał znajdujący się w tym tworze pschologiczno-społecznym, i użyli go, żeby pokierować (w jak najlepszym znaczeniu) masą bezrozumnych małp (czyt. ludzi), dając im wszystkie te dobra, które wymieniłem wyżej. Uważam tą drugą opcję za tak wysoce prawdopodobną, że szanse na to, że faktycznie u góry ktoś jest, mieszczą się w granicach błędu pomiarowego i można je bez wyrzutów sumienia zaniedbać.
Dobra... to był pierwszy argument. Drugim mogą być sprzeczności, które odnajdujemy w Bibli. Skąd inąd ja bardzo cenię tą ksiegę. Jest to chyba najcenniejsze dla człowieka źródło historyczne dotyczące starożytnego narodu żydowskiego. Nie zmienia to jednak faktu, że rzeczy, które tam są powypisywane, mogą przekonać jedynie ludzi z średniowiecza lub skończonych idiotów (no offence everyone). Kopernik zaprzeczył Bibli ponad 500 lat temu. Darwin i jego teoria ewolucji zaprzeczyły Bibli prawie 200 lat temu. I nie są to oczywiście przypadki od osobnione. Dzisiaj nawet przedszkolak nie uwierzy w to, że Ewa została stworzona z rzebra Adama, a Mojżesz rozdzielił Morze Czerwone na dwie części (każdy wie, że zaklęcie by przestało działać, gdyby się zdekoncentrował, a ten nawet przeszedł na drugą stronę... poza tym nie mógł mieć tyle MP). Nauka podważa Biblię na każdym kroku... a to właśnie biblia jest głównym atrybutem wiary chrześcijańskiej.
Trzeci argument (i chyba ostatni, bo siakoś mi nic do głowy nie przychodzi), to zachowanie chrześcijan w dobie średniowiecza i renesansu, a nawet później. W imię chrystusa zamordowano więcej ludzi, niż na obu wojnach światowych razem ( nie mam na to dowodu, ale tak wynika z moich kalkulacji). Przytaczanie zbrodni, jakich chrześcijanie dokonywali na ludziach innej wiary lub tych, którzy nie pasowali do religijnych wzorców, jest chyba bezcelowe, bo każdy je zna. Najgorsze jest to, że władze Kościoła nigdy nawet nie przeprosiły za te wszystkie grzechy, nawet wobec własnych praw i przykazań. Nie cieszy mnie wierzenie w boga, za którego wycinano całe narody i palono na stosach.
Chciałbym na koniec jeszcze raz zaznaczy, że mimo wszystko mam wielki szacunek do samej idei chrześcijaństwa. Naprawde. Ono jest potrzebne.. tak samo jak każda inna religia. Dzięki niej ludzie mają sens życia. A tro ważne, bo ten nie łatwo znaleźć samemu. Nie pałam nienawiścią do Kościoła, jak np. De6v6il6. Poprostu uważam, że ludziom w pełni dojrzałym psychicznie jest on zupełnie niepotrzebny.
-
lol Tant ssspaliłes temat :F i co teraz pisssać?
ehhh
1.Kościół mordował w imie boga więc jak może przepraszać za to?
2. Buddyzm nie wlicza sie w wiare a bardziej poglądy bo nie zawiera boga :P sam tytułowy Budda to prorok który kiedyś tam żył i uczył ssspokoju ducha i umysssłu.
3. Ateiści to zazwyczaj sceptycznie nassstawini ludzie z neutralnym charakterem (czyli wisi im lossss świata, czy zossstanie pochłoniety przez tego czy drugiego boga <_< ) zanim przejdziecie na tą droge lepiej sie zdrowo zassstanówcie :P nie jessst łatwa <_<
4. Idea chrześcijanizmu polegała na tym żeby zebrać massse dzikusów i uniemożliwić im wyżynanie sie nawzajem, teraz jednak wszyssstko sie zmieniło i chrześcijanizm to nic innego ja rutyna...
-
MarvelliX:
1.Kościół mordował w imie boga więc jak może przepraszać za to?
Człowiek nie jest Bogiem. Moze się mylić i popełniać błędy. To, czy w końcu je zrozumie i czy za nie będzie żałowal, zależy jedynie od niego samego. Po za tym... Bóg nigdy <przynajmniej nigdy nie zostało to udokumentowano> nie zszedł ze swojej małej twierdzy zwanej niebem, by powiedzieć człowiekowi wprost: "Idź i morduj w imię Me.".
2. Buddyzm nie wlicza sie w wiare a bardziej poglądy bo nie zawiera boga sam tytułowy Budda to prorok który kiedyś tam żył i uczył ssspokoju ducha i umysssłu.
Wiara nie opiera się na samej ideii boga... Raczej na pewnych wartościach i poglądach, więc nie zaliczania buddyzmu do wiary/religii, było by nierozważne. Sam fakt, że buddyści wierzą w reainkarnację, jest w pewnym sensie wiarą samą w sobie. No bo, czy to zostało udowodnione naukowo <według mojego znajomego tak, ale nigdy w tej sprawie nie doszliśmy do porozumienia... inaczej /według mnie/ cała egzystencja człowieka nie miała by sensu>.
3. Ateiści to zazwyczaj sceptycznie nassstawini ludzie z neutralnym charakterem (czyli wisi im lossss świata, czy zossstanie pochłoniety przez tego czy drugiego boga ) zanim przejdziecie na tą droge lepiej sie zdrowo zassstanówcie nie jessst łatwa
Jestem ateistą, w ktorym do dziś dnia pozostaje wiara, ale wynika to raczej z faktu mego wychowania i w pewnej mierze, kwestii przyzwyczajenia, że coś tam jest... Ta droga jest łatwa, gdyż ignorancja bywa błogosławieństwem. Zresztą, jestem cynicznie nastawiony do otaczajacej mnie rzeczywistości, staram się nei brać tego wszystkie na poważnie, lecz ateista to według mnie osoba, która kieruje się własnym kompasem moralny, nie zważając na prawa moralne ustanowione przez otoczenie <przez instytucje kościelne w głównej mierze>, a przez nią samą. Po prostu stara się niczego nie żałować, lecz i nie żyć chwilą. Przynajmniej ja to tak postrzegam.
4. Idea chrześcijanizmu polegała na tym żeby zebrać massse dzikusów i uniemożliwić im wyżynanie sie nawzajem, teraz jednak wszyssstko sie zmieniło i chrześcijanizm to nic innego ja rutyna...
Nie zgodze się z tym. Dla ludzi, tych, którzy interesuja się całym tym "ruchem" chrześcijańskim powierzchownie, moze to i jest rutyna <paciorek, kościółek co niedzielę>, ale dla innych, to sprawa największej wagi. W końcu są na świecie ludzie, którzy pomagaja innym, ktorzy wierzą w to co robią. Nie twierdzę, że ktoś, kto nie jest chrześcijanienm, czy innym wierzącym człowiekiem, jest bezduszny, ale łatwiej znaleźć dobrego człowieka pośród ludzi poszczególnych religii, aniżeli pośród ateistów bodajże. Obojętność zabija, jeśli nie nas, to innych... Zabija powoli... Wiara, chrześcijanizm, daje ludziom siłę, która pozwala im toczyć walkę z życiem, gdy stwarza problemy, jak i z własnymi słabościami <a jak wiadomo, wiara czyni cuda>. Zas ateisci <ech, wciąż trzymam się punktu 3> starają się wierzyć we własną siłę wewnętrzną, we własną moc kształtowania świata, w ten sposób, by im on odpowiadał. Nie wierze, że jedem człowiek jest w stanie zmienić świat, ale jestem pewien, że moze być tym, który uruchomi reakcję łancuchową.
Tantalus:
tak więc skoro znaczna część ludzi na forum to ateiści, to niech podzielą się powodem, dla którego nimi są.... prawie wszyscy są ochrzczeni, bierzmowani i byli u pierwszej komunii... to znaczy, że kiedyś wierzyli.
No cóż, na początek, nie zgodzę się z tym, że każdy kiedyś w coś wierzył. Powiedz, gdy byłeś chrzczony, to byłeś również świadom tego faktu, że oto stajesz się członkiem danej społeczności? Wątpię. Również podobnie było w przypadku I Komuni Świętej. Dopiero w pewnym okresie życia, popularnie zwanym "młodzieńczym buntem", zaczynamy myśleć za siebie, patrzeć na własne problemy, przyjemności, uczucia. Tak samo jest z wiarą. W każdym rodzi się pytanie: "dlaczego mam w to wierzyc, skoro ja tego nie widzę?" Osobiście robiłem bieżmowania tylko po to, by mieć spokój na przyszłość i o ile sama idea tego sakramentu wydaje mi się dosyć ciekawa, to jego przebieg pozostawiał wiele do życzenia. Nigdy nie byłem człowiekiem głębokiej wiary, ale fakt faktem - chodzilem do kościola, odmawiałem modlitwy itd, lecz raczej to wynikało z mojego wychowania. Po prostu wpadłem w rutyne. Ale gdy zacząlem myśleć za siebie, to caly ten proces wydaje mi się pozbawiony głębszego sensu. Mógłbym teraz napisać, że po co chodzić do Kościoła co tydzień, skoro wiedług samych ksieży, bóg jest wszędzie? Czy to coś zmieni, że pójdę na godzinkę do jakiegoś zimnego/dusznego budynku słuchając w ciszy i patrząc na znudzone twarze "wiernych". Litości. Wolę zostać sam na sam we własnym mieszkaniu i w myślach zmierzyć się ze swoją wiarą. Wystawić ją na próbę i znaleźć odpwoiedź, czy coś tam na gorze jest, czy to tylko opium dla mas. Ludzią potrzebna jest wiara, by zdobyć siłę do życia i by odkryć jakiś głębszy sens w swej egzystencji. Ja tą siłę wolę znajdowac we własnych czynach. Oczywiście wątpliwości takiej decyzji zawsze pozostaną, ale jedynie głupiec boi się do tego przyznać przed samym sobą. W końcu, mnie osobiście, ciężko uwierzyć w coś takiego jak Big Bam Bum. A takie ciekawe fakty, jak "boska liczba" fi <fi, nie pi> zmuszają do myslenia. Ale wracając do początku - czy ktoś dał wam wybór, gdy stawaliście się członkiem wspólnoty chrześcijanskiej? Nie <no chyba, ze wasi rodzice jednak nie ingerowali, ale to raczej szansa jedna na milion>. Więc nie ma się czemu dziwić, ze nagle "ktoś poszedł po rozum do głowy", prawda? Zresztą, Kościoł nie daje mi odpowiedzi na pytania, ktore mu stawiam, więc równie dobrze, nie stanowi żadnej podpory w moich wątpliwościach. Gdyby w końcu chrześcijanie stali się ludźmi czynu, nie słów <czy chodzenia do kościoła, by odpukać tę jedną godzinkę w tygodniu, a przez pozostałe dni mieć to gdzieś>, to liczba wiernych bedzie jedynie spadala. Kościół to instytucja, chrześcijanizm to idea, zaś Bóg to nasz prwyatny, wewnętrzny spór.
-
Pisząc, że ludzie kiedyś wierzyli, miałem na myśli właśnie taką niedojrzałą wiarę, płynącą z tego, że mamusia karze iść do kościoła, z tego, że wszyscy koledzy chodzą itp. itd. Wiara nie jest z tego żadna, ale definicyjnie należy taką osobę zaliczyć do ludzi wieżących.
ehh.. jest szósta rano... w moim rozumowaniu mogą być pewne ubytki, ale może uda mi się sklecić coś, co przynajmnie zachowa pozory sensowności... (czyli to co zwykle)
Człowiek nie jest Bogiem. Moze się mylić i popełniać błędy. To, czy w końcu je zrozumie i czy za nie będzie żałowal, zależy jedynie od niego samego.
Błądzić jest rzeczą ludzką. Każdy popełnia błędy. O wartości człowieka decyduje to co z tym błędem zrobi. Można się na nim czegoś nauczyć, postanowić, że nigdy więcej sie go nie popełni. Można również błądzić dalej, popełniając go raz za razem. Kościół (bo pierwotnie była mowa o społeczności chrześcijańskiej) ma za sobą tak wiele błędów, że, nie robiąc wielkiego błędu, można wykluczyć pierwszą możliwość. To, że dziś nie mordujemy muzułmanów, jest wynikiem nie tego, że Kościół z własnej i nieprzymuszonej woli się opamiętał, ale z bardzo skomplikowanych przemian społecznych i kulturowych, które zaszły na całym świecie. Dzięki temu Kościół w końcu zrozumiał, że to jednak coś się nie zgadza w tej idei palenia na stosach, i że trzeba zacząć przestrzegać własnych przykazań. Boli mnie to, że Kościół nigdy nie przyznał się do popełnionych przed laty zbrodni przeciw ludzkości. Etyczniej byłoby jednak, gdyby zabrał w tej kwestii głos.
ateisci starają się wierzyć we własną siłę wewnętrzną, we własną moc kształtowania świata, w ten sposób, by im on odpowiadał. Nie wierze, że jedem człowiek jest w stanie zmienić świat, ale jestem pewien, że moze być tym, który uruchomi reakcję łancuchową.
Dla mnie ateista, to ktoś, kto potrafi sam sobie wyjaśnić wszystkie mechanizmy zachodzące wokół, ktoś, kto potrafi sam o siebie zadbać, nie licząc na pomoc czegoś, na czego istnienia nie ma dowodu. Jak już zaznaczyłem wcześniej, wiara jest potrzebna ludziom, jednak w szeroki tego słowa rozumieniu. Wiara w boga, jakiegokolwiek, jest, według mnie, oznaką słabości wewnętrznej człowieka (coś za dużo przecinków w tym zdaniu... hmm..). Człowiek w pełni dojrzały wewnętrznie nie potrzebuje boga w żadnym jego aspekcie. Wbrew pozorom jednak, na świecie wcale nie ma aż tak wielu ludzi dojrzałych mentalnie. Przyzwyczajenie to jedno, ale szukanie nadziei w czymś co nie istnieje to coś zupełnie innego (tak, powiedziałem teraz, że Bóg nie istnieje). Wiara jest świetnym wynalazkiem, bo daje ludziom nadzieję. Nie każdemu jest ona potrzebna, ale warto mieć jej źródło pod ręką na wszelki wypadek...
Kościół to instytucja, chrześcijanizm to idea, zaś Bóg to nasz prwyatny, wewnętrzny spór.
Ale żeś to zgrabnie ujął. Co do dwóch pierwszych części teo pięknego zdania to zgadzam sie w pełni. Jednak w tym kawałku z bogiem coś mi nie gra. O tej porze przyswajalność wzniosłych aluzji poważnie mi spadła, więc nie jestem w stanie dostrzec zapewne oczywistego sensu tej metafory. Jakiś chyba jest, bo gdyby go nie było to chyba bym zauważył. Ale pewności nie mam... Ja uważam, że Bóg jest narzędziem, wynalazkiem, poręcznym tworem kulturowym. Dzięki niemu można ustalać normy działania, można tworzyć tradycję i właściwie można prawie swobodnie manipulować całą sferą kulturalną i społeczną wiernych. Piszać o tym, że religią można manipulować ludzmi, nie mam tutaj jednak na myśli złego znaczenia tego słowa. Każda religia żądzi się swoimi prawami i wymaga od wiernych zachowywania się w taki, a nie inny sposób. Można to nazwać pewną manipulacją, chociaż zapewne istnieje w słowniku słowo, które lepiej to odzwierciedla i nie kojarzy się tak źle. Dobra.... chyba zaczynam się powtarzać. Nie wiem teraz, czy przedstawiona przeze mnie wizja Boga, stoi w jakimś konflikcie z twoja. Jak zaznaczyłem wcześniej nie przywykłem do używania mózgu o takich porach, bo zwykle przechodzę teraz ze snu w drzemkę...
dobra.... kończę, bo jakoś nie mogę niczego konkretnego sklecić. Chciałem się nie zgodzić z czymś co powiedziałeś qiax, ale cholera nie mam się z czym niezgadzać (to się w końcu pisze razem, czy osobno?). Nic co napisałeś nie kole mnie w moje zaspane oczy, więc wygląda na to, że podzielam twoje zdanie...
-
Boli mnie to, że Kościół nigdy nie przyznał się do popełnionych przed laty zbrodni przeciw ludzkości. Etyczniej byłoby jednak, gdyby zabrał w tej kwestii głos.
Czas goi rany. Po za tym, czemu dzisiejszy kościół miałby się do tego przyznawać? Teraz właddzę w nim sprawują zupełnie inni ludzie <"bogu ducha winni">, którzy z całym tym "mrocznym wiekiem" nie mają niczego wspólnego. Rówie dobrze można by napisać, że Kościół powinien przeprosić za szerzącom się pedofilię wśród księży... Bądź my, dzisiejsi ludzie, za grzech pierworodny <w sumie to kolejna głupota: mam niby w sobie grzech istot, które żyły ileś tam tysięcy lat temu, tylko dlatego, że są moimi przodkami...>. Nie odpowiadam za grzechy ludzkości, a dzisiejsza władza świecka, za grzechy przeszłości koscioła.
Wiara w boga, jakiegokolwiek, jest, według mnie, oznaką słabości wewnętrznej człowieka (coś za dużo przecinków w tym zdaniu... hmm..).
Słabości wewnętrznej?! Ty chyba raczysz sobie żartować. Wiara, tak jak bóg, to narzędzie, dające dużo możliwości. Ileż to było przypadków, gdy człowiek głębokiej wiary znosił niewyobrażalne tortury cielesne i naporawdę z usmiechem na twarzy przyjął bolesną śmierć? Bardzo dużo. Oczywiście, że to jedynie wybitne jednostki, ale podczas wojny, wielu zwykłym ludziom wiara dała niewyobrażalną wprost wiarę <heh, paradoks> we własne siły. Wiara dla człowieka to pukt zaczepienia, przystań, gdzie moze podleczyć rany. Ateiści nauczyli się być cale życie na niespokojnym morzu, za kompas majac jedynie własny umysł, a nie, jak inni, wiarę. Proste, nie?
ale szukanie nadziei w czymś co nie istnieje to coś zupełnie innego (tak, powiedziałem teraz, że Bóg nie istnieje).
Na tym właśnie opiera się wiara. Nie mieć zadnych racjonalnych dowodów, a po prostu uwierzyć.
Człowiek w pełni dojrzały wewnętrznie nie potrzebuje boga w żadnym jego aspekcie.
Wierz mi, dla każdego przyjdzie, prędzej, czy później, taka chwila, że będzie potrzebowal pomocy/wsparcia, a jego pierwszą myślą będzie własnie bóg. W końcu co innego mieć za wsparcie istotę wszechpotężną, a co innego mieć za wsparcie zwykłego człowieka <działa to trochę psychologicznie>.
Nie każdemu jest ona potrzebna, ale warto mieć jej źródło pod ręką na wszelki wypadek...
Jak możesz twierdzić, ze "Człowiek w pełni dojrzały wewnętrznie nie potrzebuje boga w żadnym jego aspekcie.", skoro póżniej przyznajesz, że "Nie każdemu jest ona potrzebna, ale warto mieć jej źródło pod ręką na wszelki wypadek..." No albo nie potrzebuje żródla tej nadziei, ktorym jest bóg, bo jest w pelni dojrzały, albo jednak nie jest wpełni dojrzały wewnętrznie... Nie można mieć czegoś takiego jak bóg, tak na wszelki wypadek. Dla mnie osobiście ciężko by bylo uzyskac siłę od istoty, w którą nie wierze tyle lat, gdyż mój umysł by na to nie pozwolił <"siła z nicości"? jasne>.
Ale żeś to zgrabnie ujął.
Co mogę powiedzieć, po prostu mam chory talent.
Jednak w tym kawałku z bogiem coś mi nie gra. O tej porze przyswajalność wzniosłych aluzji poważnie mi spadła, więc nie jestem w stanie dostrzec zapewne oczywistego sensu tej metafory. Jakiś chyba jest, bo gdyby go nie było to chyba bym zauważył. Ale pewności nie mam...
Sam jej nie mam, bo to zdanie, jak dla mnie, nie ma żadnego głębszego przesłania, znaczenia. Po prostu mi się napisało i juz.
Ja uważam, że Bóg jest narzędziem, wynalazkiem, poręcznym tworem kulturowym. Dzięki niemu można ustalać normy działania, można tworzyć tradycję i właściwie można prawie swobodnie manipulować całą sferą kulturalną i społeczną wiernych. Piszać o tym, że religią można manipulować ludzmi, nie mam tutaj jednak na myśli złego znaczenia tego słowa. Każda religia żądzi się swoimi prawami i wymaga od wiernych zachowywania się w taki, a nie inny sposób. Można to nazwać pewną manipulacją, chociaż zapewne istnieje w słowniku słowo, które lepiej to odzwierciedla i nie kojarzy się tak źle. Dobra.... chyba zaczynam się powtarzać. Nie wiem teraz, czy przedstawiona przeze mnie wizja Boga, stoi w jakimś konflikcie z twoja.
Bóg to nie narzedzie samo w sobie, predzej religia. Bóg to jedynie jej wytwór, opium dla mas. Dzięki bogu ustalać normy dzialania? Bez przesady, ale gdybyśmy wzieli pierwszego boga, pochodzącego z religi żydowskiej, to byłby on podobny do np: bogów rzymskich. Znal próżność, znał rownież zemste, jak i lubiał patrzeć na posunięcia człowieka, gdy z uporem maniaka dawał mu kłody pod nogi. Prawda, że obraz ten nie wspól gra z wizją chrześcijańskiego boga? Ten bóg jest dobry, miłosierny, opiekuje się nawet grzesznikami... Jest po prostu taki "nieludzki" i "boski" zarazem. To instytucje tej religi, kościół, one ustalaja normy działania. Podczas wypraw krzyżowych - kto kazał mordować? Bóg? Czy to może jeden z papieży wydał takie polecenie? Tak samo kto wtedy kazał posłać dzieci na jedna z wypraw? Bóg? Czy to może znowu papież? Religia sama w sobie nie jest zła, bo daje siłę, która jest dostępna dla mas. Jest to droga łatwiejsza w uzyskaniu siły, zaś ateiści, wybrali droge znacznie trudniejszą. Co dodaje więcej punktów do wznacznika siły? To, ze działamy w imię czegoś wyższego, że nasze działanie ma jakiś glębszy, ukryty sens, czy to, że działamy we własne imię, czerpiąc siłę z nas samych, ze zwykłego człowieka? Ale w tym zdaniu chodziło mi o to, że bóg stanowi nasz wewnętrzny spór, a instytucja kościioła, czy religi chrześcijańskiej, nie ma z wynikiem naszych rozmyslań niczego wspólnego. Kierując się radami pani katechet, czy księży, nie mielibyśmy własnej wizji boga, a jedynie przyjelibysmy ich standardy. Bóg, to nasza prywatna sprawa, z którą każdy powinien poradzić sobie sam <człowiek, który ma wątpliwości i jest prowadzony po sznurku /chrzest, pierwsza komunia święta, bierzmowanie/ jest dużo łatwiejszy do manipulacji, aniżeli taki, który się zaczyna nad tym wszystkim zastanawiać, a nie popoadać dalej w tę rutynę>.
Jak zaznaczyłem wcześniej nie przywykłem do używania mózgu o takich porach, bo zwykle przechodzę teraz ze snu w drzemkę...
Ja wlaśnie z nocnego życia, w sen.
dobra.... kończę, bo jakoś nie mogę niczego konkretnego sklecić. Chciałem się nie zgodzić z czymś co powiedziałeś qiax, ale cholera nie mam się z czym niezgadzać (to się w końcu pisze razem, czy osobno?). Nic co napisałeś nie kole mnie w moje zaspane oczy, więc wygląda na to, że podzielam twoje zdanie...
Ja tam powinienem napisac ten swój post w środku nocy, bo lepiej mi się myśli, aniżeli zaraz po przebudzeniu...
-
okey... tera jestem trochę świeższy, może uda mi się sklecić coś mądrzejszego.
Słabości wewnętrznej?! Ty chyba raczysz sobie żartować.
A ja właśnie nie raczę żartować. Chociaż może źle mnie zrozumiałeś. Nie zaprzeczałem tego, że ludzie wierzący mają z reguły wolę i ogólnie statystyki psychiczne większe niż ateiści, ale wypływa to z religii, w którą wierzą. Bez niej są słabi. O to mi chodziło. Dlatego też uważam, że religia jest bardzo zręcznym narzędziem. Dając człowiekowi motywację, sens życia, nadzieję na lepszą przyszłość i obiecując mu nagrodę za wszystkie jego dobre uczynki, daje mu siłę psychiczną, żeby przezwyciężyć problemy. Napisałem ten cytat wcześniej, ale napiszę go jeszcze raz, bo bardzo go lubię: "Ludziom potrzebna jest wiara w bogów, chociażby dlatego, że tak ciężko jest wierzyć w ludzi" (T. Pretchet). Mogłem trochę przekręcić słowa, ale zachowałem główny sens. Nie każdy jest w stanie znaleźć siłę w sobie. Nie każdy potrafi samemu przezwyciężyć problemy stawiane przez życie. Nie każdy może zaakceptować swoje słabości i nie każdy umię wykrzesać nadzieję z siebie samego lub z jego bliskach. I dlatego nie każdy jest ateistą.
Wierz mi, dla każdego przyjdzie, prędzej, czy później, taka chwila, że będzie potrzebowal pomocy/wsparcia, a jego pierwszą myślą będzie własnie bóg.
Nikt nie wie co jest jutro. Mam nadzieję, że nigdy nie stanę w sytuacji, w której będę musiał zwrócić się z pomocą do Boga. Uważam, że stoję twardo na runcie realizmu. Dzisiaj jestem w stanie stwierdzić, że odszedłem od wiary chrześcijańskiej bezpowrotnie. Póki co żyje mi się z tym dobrze i wierzę w to, że nic tego nie zmieni.
Jak możesz twierdzić, ze "Człowiek w pełni dojrzały wewnętrznie nie potrzebuje boga w żadnym jego aspekcie.", skoro póżniej przyznajesz, że "Nie każdemu jest ona potrzebna, ale warto mieć jej źródło pod ręką na wszelki wypadek..."
Ehh... źle to sformułowałem. Człowiek w pełni dojrzały nie potrzebuje boga w żadnym hego aspekcie. Takie jest moje zdanie. Z tym, że warto mieć źródło nadzieji pod ręką chodziło mi mniej więcej o to, co tobie w cytacie powyżej (tym od "Wierz mi..."). Nikt nie zna jutra. Wiele razy zdarzało się, że w skutek różnych doświadczeń i przeżyć (śmierć bliskich, żeby daleko nie szukać), człowiek traci wiarę we własne siły. W cieżkich chwilach człowiek może wrócić/przejść do wiary (w domyśle mówią ciągleo chrześcijańskiej, ale każda inna też dobra) i z niej czerpać nadzieję na lepsze jutro. Napisałem gdzieś, że człowiek dojrzewa i porzuca wiarę z biegiem czasu. Tak było w moim przypadku. Jednak właśnie przez takie chwile (śmierć bliskach itp. .. jakoś nie mogę wymyślić większej ilości przykładów, a napewno są), człowiek może przejść proces odwrotny. Dlatego piszę, że warto mieć źródło nadziei pod ręką. Człowiek dojrzały nie potrzebuje wiary w bóstwa. Ale ten rodzaj dojrzałości można utracić.
Dla mnie osobiście ciężko by bylo uzyskac siłę od istoty, w którą nie wierze tyle lat, gdyż mój umysł by na to nie pozwolił
ale
Wierz mi, dla każdego przyjdzie, prędzej, czy później, taka chwila, że będzie potrzebowal pomocy/wsparcia, a jego pierwszą myślą będzie własnie bóg.
Podczas wypraw krzyżowych - kto kazał mordować? Bóg? Czy to może jeden z papieży wydał takie polecenie?
Tutaj pojawia się druga strona medalu. Religia jest narzędziem ludzi, a jak wiaomo jesteśmy istotami niedoskonałymi, łatwo dającymi się skusić wizją siły i władzy. W każdej religii ktoś (człowiek jakić, nie tylko bóg) jest wynoszony na piedestał. Jest jakiś guru, który panuję używa religii kierując swoimi wiernymi. Są na świecie przykłady tego, jak straszne efekty może mieć użycie wiary w zły (pojęcie bardzo względne) sposób. Spójrzmy chociażby na to co się dzieje w Israelu. Dwa narody wyrzynają się nawzajem. Po stronie każdego są ludzie pełni wiary (i wszystkiego tego, co wypisywaliśmy kilka punktów wyżej). Obie strony wieżą, to co robię jest dobre, że bóg ich za to nagrodzi. Wszyscy pałają do siebie nienawiścią największą, jaką tylko może z siebie człowiek wykrzesać... nienawiścią, którą nie jest potępiana, a właśnie promowana przez religię.
Ja tam powinienem napisac ten swój post w środku nocy, bo lepiej mi się myśli, aniżeli zaraz po przebudzeniu...
Mi się najlepiej myśli koło północy... potem się staczam po równi pochyłej do południa, kiedy mózg zaczyna pracować w normie...
-
Tantalus: Ok, robi się późno, więc może też uda mi się coś sensowniejszego skleić...
"Ludziom potrzebna jest wiara w bogów, chociażby dlatego, że tak ciężko jest wierzyć w ludzi" (T. Pretchet).
Świetny cytat w swej prostocie.
A ja właśnie nie raczę żartować
Nikt nie wie co jest jutro. Mam nadzieję, że nigdy nie stanę w sytuacji, w której będę musiał zwrócić się z pomocą do Boga. Uważam, że stoję twardo na runcie realizmu. Dzisiaj jestem w stanie stwierdzić, że odszedłem od wiary chrześcijańskiej bezpowrotnie. Póki co żyje mi się z tym dobrze i wierzę w to, że nic tego nie zmieni.
Śmierć kogoś bliskiego, zmusi cię do ponownej refleksji. Już nie na temat religi, bo to jest sprawa przyziemna. Raczej na temat dalszego jej losu, co sprowadzi cię do tematu boga. W końcu: jak ktoś tak dobry, jak ta osoba, może przestać po prostu istnieć? Chrześcijanie i inne religie mają to do siebie, ze im jest łątwiej pożegnać drugą osobę, zaś ateista jest naprawdę ciężko - brak wiary w boga, brak wiary w jakąkolwiek religię, nie daje ci żadnej nadziei na to, że kiedyś ponownie spotkasz tę drugą osobe...
Ehh... źle to sformułowałem. Człowiek w pełni dojrzały nie potrzebuje boga w żadnym hego aspekcie. Takie jest moje zdanie. Z tym, że warto mieć źródło nadzieji pod ręką chodziło mi mniej więcej o to, co tobie w cytacie powyżej (tym od "Wierz mi..."). Nikt nie zna jutra. Wiele razy zdarzało się, że w skutek różnych doświadczeń i przeżyć (śmierć bliskich, żeby daleko nie szukać), człowiek traci wiarę we własne siły. W cieżkich chwilach człowiek może wrócić/przejść do wiary (w domyśle mówią ciągleo chrześcijańskiej, ale każda inna też dobra) i z niej czerpać nadzieję na lepsze jutro.
Powrót do wiary, w którą nie wierzysz i czerpanie z niej siły, jest bezcelowe. Nie można skądś czerpać nadziei, jeśli sami nie uwierzymy w tę "boską" siłę.
Napisałem gdzieś, że człowiek dojrzewa i porzuca wiarę z biegiem czasu. Tak było w moim przypadku. Jednak właśnie przez takie chwile (śmierć bliskach itp. .. jakoś nie mogę wymyślić większej ilości przykładów, a napewno są), człowiek może przejść proces odwrotny. Dlatego piszę, że warto mieć źródło nadziei pod ręką. Człowiek dojrzały nie potrzebuje wiary w bóstwa. Ale ten rodzaj dojrzałości można utracić.
Tak było również i w moim przypadku, ale smierć bliskich nie wpłynela na moje postrzeganie świata. Moze stałem się nieczuły, jest mało wrażliwy itd, ale dla mnie to bez znaczenia. Liczy się to, by sobie z tym poradzić na swój własny, indywidualny sposób. A siłę, nadzieję nie czerpać od tego, który ci ich zabrał, a od samego siebie - istoty, która przynajmniej z nimi była. Człowiek dojrzały, według mnie, to taki, który podąża swoją ścieżką, nie boi się podjąć ryzyka, nie boi się pustki samej w sobie. Twardo stawia czoła przeciwnością losu, wszystko przyjmuje tak, by nigdy nie żałował swej decyzji. A zostawianie tej twojej furtki, jest właśnie oznaką człowieka słabego, niezdecydowanego - albo w pełni podążasz swoją własną ścieżką, z podniesionym czołem, albo do końca życia udajesz, oglądajac się za siebie, wypatrując tej furtki...
Dla mnie osobiście ciężko by bylo uzyskac siłę od istoty, w którą nie wierze tyle lat, gdyż mój umysł by na to nie pozwolił
ale
Wierz mi, dla każdego przyjdzie, prędzej, czy później, taka chwila, że będzie potrzebowal pomocy/wsparcia, a jego pierwszą myślą będzie własnie bóg.
Myślą. Nie istotą, do któej się zwrócę o pomoc. Tak to już jest, że człowiek w chwilach zwątpienia zawsze "przegląda" potencjalne możliwości pomocy. Moja droga polega na tym, że o ile mogę sobie na ten temat rozmyślać, to nigdy swym myslą nie ulegnę, nie zejdę ze swej drogi, póki nie uzyskam odpowiedzi <daltego sprawa boga to wewnętrzny spór wartości, obawy przed śmiercią i braku nadziei>. Ta mysl, żeby do boga się zwrócić o pomoc, wynika z tego, że religia chrześcijańska, że sam fakt istoty takiej jak bóg, otacza nas, gdzie nie spojrzysz. Po prostu cala ta sprawa działa jak reklama: zachęca, byś zwrócił się do boga o pomoc, bo tam wsparcie znajdziesz <ile jest modlitw chwalebnych sławiących boga i jego dobroć, jak i piesni? cholernie dużo... a własną siłę? własne przeświadczenie o tym, że mogę sam coś zdziałac? że nie potrzebuję do tego pomocy istoty, która niby ma być odemnie lepsza? żadnej>.
Tutaj pojawia się druga strona medalu. Religia jest narzędziem ludzi, a jak wiaomo jesteśmy istotami niedoskonałymi, łatwo dającymi się skusić wizją siły i władzy.
Religia do tego nie namawia do objęcia władzy. Raczej do spokoju ducha.
W każdej religii ktoś (człowiek jakić, nie tylko bóg) jest wynoszony na piedestał. Jest jakiś guru, który panuję używa religii kierując swoimi wiernymi. Są na świecie przykłady tego, jak straszne efekty może mieć użycie wiary w zły (pojęcie bardzo względne) sposób. Spójrzmy chociażby na to co się dzieje w Israelu. Dwa narody wyrzynają się nawzajem. Po stronie każdego są ludzie pełni wiary (i wszystkiego tego, co wypisywaliśmy kilka punktów wyżej).
Ja tego nie potępiam. Mieli siłę, by walczyć, nie gadać. Mieli siłę, by stanąć w szranki z przeważajacymi siłami wroga. Co z tego ze się mylili? Ich błąd. Ale ich wiara, naprawdę jest godna podziwu. Może i to brzmi trochę, jak gadanie wariata, ale ile osób z was, było by w stanie walczyć, na śmierć i życie? Do tego potrzeba ogromnej odwagi i dużych wartości, za które warto ginąć. A oni bronią tego w co wierzą za cenę nawet własnego życia.
Wszyscy pałają do siebie nienawiścią największą, jaką tylko może z siebie człowiek wykrzesać... nienawiścią, którą nie jest potępiana, a właśnie promowana przez religię.
Nie należy za to winić religi, a raczej interpretację ludzi, którzy ją do tego wykorzystują. Tak samo było podczas wypraw krzyżowych. Ech... Religai, jest jak symbol, który stracił swoje śliczne, wspaniale znaczenie <jak pentagram, by daleko nie szukać>.
-
Skoro już rozważacie takie scisłe teorie i staracie się zrobić to jak najlepiej chciałem zapytać was co śadzicie o Faszyzmie???? Jak wyglądało to na początku a jak teraz?? Jestem ciekaw waszego zdania na ten temat.
-
To jeszcze do poprzedniego i w sssumie do Humoru też passuje :P
Bóg chciałby ci podziękować za wiarę i modlitwę. Aby lepiej sprostać twoim potrzebom, prosi cię o poświecenie kilku minut odpowiedzi na poniższe
pytania.
Twoje odpowiedzi będą traktowane jako poufne, nie musisz tez ujawniać swoich personaliów, chyba, że chciałbyś otrzymać osobistą odpowiedz na
swoje komentarze i propozycje.
1.Skąd po raz pierwszy dowiedziałeś(aś) się o Bogu?
Prasa codzienna
Telewizja
Rozmowa
Tygodnik ilustr.
Biblia
Inna książka
Objawienie
Olśnienie w obliczu śmierci
Ognisty krzak
Internet
Inne źródło (jakie):
2.Z którego modelu Boga korzystasz:
Trójca (Ojciec, Syn i Duch Święty)
Jehowa
Jezus
Allach
Szatan
YHWH
Żaden z powyższych, zwiódł mnie fałszywy bóg.
3.Czy Twój Bóg dotarł do Ciebie nieuszkodzony, kompletny, bez zauważalnych usterek i brakujących elementów?
Tak
Nie
Jeśli nie, opisz poniżej napotkane problemy:
4.Które czynniki spowodowały, ze przyjąłeś(ęłaś) swą religię? Możesz zaznaczyć kilka pozycji.
Indoktrynacja ze strony rodziców
Potrzeba posiadania powodu, aby żyć
Indoktrynacja przez otoczenie
Wrodzony konformizm
Chęć aby mi wskazano, kim gardzić
Mój wymyślony przyjaciel dorósł
Nie cierpię myśleć samodzielnie
Chęć poznania dziewcząt / chłopców
Strach przed śmiercią
Chęć wkurzenia rodziców
Potrzeba oderwania się od pracy na jeden dzień w tygodniu
Chciałem(am) być czegoś pewny(a)
Lubię muzykę organowa
Chcę być ministrem / posłem / senatorem
Chciałem(am) poczuć się moralnie lepszy(a)
Jałowiec stanął w płomieniach i mi kazał
5.Czy czciłeś dotąd innego boga? Jeśli tak, który fałszywy bóg Cię zwiódł? Możesz zaznaczyć kilka pozycji.
Odin
Zeus
Apollo
Barney T.B.P.D.
Wielka Dynia
Bill Clinton
ognista kapusta
Cthulhu
Wszechpotężny Dolar
Ra
Wielki Duch
Słońce
Księżyc
Inny:
6.Czy oprócz swojego Boga korzystasz teraz także z innych źródeł inspiracji? Możesz zaznaczyć więcej niż jedną pozycje.
Tarot
Astrologia
Chiromancja
Poradniki
Biorytmy
Wróżenie z fusów
Płonące krzaki
Krwawe ofiary
Wędrówki po pustyni
Loterie
Telewizja
Playboy i / lub Playgirl
Seks, Narkotyki i Rock'N'Roll
Bill Clinton
Mantry
Kryształy
Piramidy
Polisy ubezpieczeniowe
Inne:
Nie korzystam
7.Ilość boskich interwencji utrzymywana jest na określonym poziomie, aby zachować równowagę pomiędzy odczuwalną obecnością Boga a
ślepą wiara w Niego. Czy chciałbyś(chciałabyś) [zakreśl jeden punkt]
a. Więcej boskich interwencji
b. Mniej boskich interwencji
c. Obecny poziom boskich interwencji mi odpowiada
d. Co to są boskie interwencje?
8.Bóg stara się także zachować równowagę pomiędzy cudami i katastrofami. Ocen w skali 1 - 5 jego działanie poprzez: (1=niedostateczne,
5=wzorowe):
a. Klęski
powodzie
1
2
3
4
5
głód
1
2
3
4
5
trzęsienia ziemi
1
2
3
4
5
wojny
1
2
3
4
5
epidemie
1
2
3
4
5
SPAM
1
2
3
4
5
Microsoft
1
2
3
4
5
b. Cuda
wyratowanie
1
2
3
4
5
nagle ozdrowienie
1
2
3
4
5
gwiazdy unoszące się nad miastami
1
2
3
4
5
płaczące rzeźby i obrazy
1
2
3
4
5
zamiana wody w wino
1
2
3
4
5
chodzenie po wodzie
1
2
3
4
5
mówiące ogniste krzewy
1
2
3
4
5
działające piloty showview
1
2
3
4
5
wciąż żyjący Saddam H.
1
2
3
4
5
9.Czy masz inne komentarze lub sugestie, które mogłyby usprawnić Boską obecność i działanie? [możesz dołączyć dodatkowe arkusze]
-
niah niah niah niah niah..... piękne.. tylko nie koniecznie do tego działu... to nie jest kółko religijne, tylko filozoficzne, a to, że gadamy czasami o religii o niczym nie świadczy.... odpowiedziałbym za to na pytanko, które zadał 7Cloud7, bo mam ambicję pobić rekord długości posta, a to daje mi pewne perspektywy, ale uwierzcie mi, że za cholerę mi się nie chcę ostatnio... może jak ktoś zacznie to wtrące swoje trzy słowa
-
k*rwa... dlaczego na klawiaturze przycisk C jest tak blisko przycisku V? ctrl+c... ctrl+v... heh załamać się można... no cóż wszystko od nowa...
Bez przesady, ale gdybyśmy wzieli pierwszego boga, pochodzącego z religi żydowskiej, to byłby on podobny do np: bogów rzymskich. Znal próżność, znał rownież zemste, jak i lubiał patrzeć na posunięcia człowieka, gdy z uporem maniaka dawał mu kłody pod nogi. Prawda, że obraz ten nie wspól gra z wizją chrześcijańskiego boga? Ten bóg jest dobry, miłosierny, opiekuje się nawet grzesznikami... Jest po prostu taki "nieludzki" i "boski" zarazem. To instytucje tej religi, kościół, one ustalaja normy działania. Podczas wypraw krzyżowych - kto kazał mordować? Bóg? Czy to może jeden z papieży wydał takie polecenie? Tak samo kto wtedy kazał posłać dzieci na jedna z wypraw? Bóg?
ale jednak sam mówiłeś że to nie jest wcale taki dobry Bóg, to ktoś kto skazał swojego syna na niesaowite męki, ktoś kto zachowuje się tak w stosunku do własnego syna nie może być jakimświelkim miłosiernym Bogiem... tak kiedyś pisałeś... nie jest tak że ten Bóg chrześcijański nie ma skazy...
A zostawianie tej twojej furtki, jest właśnie oznaką człowieka słabego, niezdecydowanego - albo w pełni podążasz swoją własną ścieżką, z podniesionym czołem, albo do końca życia udajesz, oglądajac się za siebie, wypatrując tej furtki...
moim zdaniem źle mówisz qiax, równie dobrze i ty jesteś słaby bo wogóle się nad tym zastanawiasz.. dopuszczasz do głowy mysli na temat religi i prubójesz analizować ją... czyli że w gruncie rzeczy zastanawiasz się czy bog istnieje? wtedy jestes słaby bo jakbyś był silny to byś żył bez myślenia nad tym... bo skoro myślisz nad tym to znaczy że prubójesz jakoś udowodnić że go nie ma/ że jest... tylko po co? może dlatego że boisz się że umrzesz a okaże się że on żyje? tak można sobie sapać, mi się wydaje że Tant dobrze powiedział, nigdy nie wiadomo co będzie jutro, i możliwe że każdy z nas stanie się głęboko wieżącym typem...
zresztą nasza religia to właśnie takie cuś dla takich mietków... to religia która nie olewa złych i tych którzy w nią nie wierzą... to religia która w każdym momencie potrafi nas "do siebie przyjąć", nawet jeśli jesteśmy maxymalnie źli to wedłóg religi nasze winy mogą zstać wybaczone...
Skoro już rozważacie takie scisłe teorie i staracie się zrobić to jak najlepiej chciałem zapytać was co śadzicie o Faszyzmie?? Jak wyglądało to na początku a jak teraz?? Jestem ciekaw waszego zdania na ten temat.
heh głupia sprawa... nic nie wiem kompletnie o faszyźmie i nawet dokładnie nie wiem co to jest.. więc z chęcią posłucham waszych teorii... aż skzoda że qiaxa nie ma bo samemu Tantwoi pewnie nie będzie chciało się produkować...
-
Skoro już rozważacie takie scisłe teorie i staracie się zrobić to jak najlepiej chciałem zapytać was co śadzicie o Faszyzmie?? Jak wyglądało to na początku a jak teraz?? Jestem ciekaw waszego zdania na ten temat.
Trzy miechy minęły, czyli przecietny czas, w którym Tantowi zachce siecoś, cco mu sie nie chciało wcześniej. No wiec powinienem sięwypowiedzieć o faszyźmie, bo niby miałem.... no dobra.
Zacznijmy od tego, że nie zrozumiałem do końca pytania. Nie wiem, czy faszyzm jako sam w sobie nadaję się do polemiki na Kółku Filozoficznym, ale jeżeli chodzi o poglady Hitlera, holokaust i wogóle, to mogą się znaleźć na naszym 4um osoby, które mają nieco inne poglądy niż ogół ludzi. Dlatego też zaczniemy rozmawiać na ten temat. Pierwszą (możliwe, że jedyną) osobą, której przekonania różnią się nieco od ogólnie przyjetych, jest Tantalus, którego prosimy o głos
<Oklaski tłumu 100000 zebranych widzów oraz transparenty typu "Tant na prezydenta" i "Stringi dla wszystkich" rozwieszone przez mój fanclub powiewające malowniczo>
Dobra, dobra. Wiem, że wszysyc sie cieszą, że wydobyłem ten zapomniany topic z drugiej listy, ale bez przesady. Tak wiec, jakie jest moje zdanie o Hitlerze i o jego planie. Cóż.... nie czytywałem "Miene Kampf", a moja wiedza historyczna jest gorzej niż beznadziejna. Znam jedynie ogóły. Dobra... może pokolei, według jakiś haseł, które najczęściej sie kojarzą z ideologią hitlerowską:
Precz z żydami - No cóż. Z tym się zgodzić nie mogę, bo nie widzę w tym żadnego sensu. Eksterminacja ludzi pod kątem narodowości, religii czy przekonań, jest poprostu niedorzeczna. Żydzi są ludźmi tak samo jak wszyscy inni. Nie różnią sie fizycznie pod rzadnym względem. Paradoksalnie, właśnie dzięki holokaustowi, dzisiaj żydzi są rasą biologicznie wyższą niż większość innych, ponieważ druga wojna światowa była dla ich narodu biologiczną segregacją. Przeżyli tylko ci, którzy byli najsilniejsi i umieli sobie poradzić w tamtejszych realiach, przez to można powiedzieć, że w drabinie ewolucyjnej żyd stoi ponad prawie każdym innym narodem. Mówiąc prawie mam na myśli murzynów, a konkretniej afroamerykanów, którzy zostali jeszcze bardziej wyselekcjonowani genetycznie, w czasach niewolnictwa. Dzięki temu, że słabi murzyni ginęli w trakcie podróży z afryki albo zabijała ich harówa na plantacjach, dzisiaj przeciętny czarnoskóry jest fizycznie silniejszy od przecietnego białego.
Czystość rasowa - Kolejny bezsens. Że niby należy odciąć "rasę aryjską" od innych, ponieważ jest ona wyższa. No cóż. Nawet zakłądając, że aryjczycy są ponad innymi, to jeżeli faktycznie odciąć ich od wpływu "ras niższych", długo by tego prowadzenia nie utrzymali. Wyłacznie przez kontakt z jak najszerszą ilością genów, "rasa" może być silniejsza. Odcięta od wpływu zewnętrznego grona grupa, zaczęła by się genetycznie degenerować. Na tej samej zasadzie, we wszystkich światowych kulturach zabronione jest kazirodztwo. Nie przez to, że to nie ładnie z siostrą czy bratem ten teges, tylko przez to, że dziecko, które narodzi się poprzez połączenie tak podobnych genów jak u brata i siotry, ma wielkie szanse na załapanie choroby genetycznej. Rasa aryjska wymarłaby w ciagu kilkuset lat, jeżeli plan Hitlera by się powiódł, a jeśli by była, to niebieskoocy blondyni byliby powiginanymi w artretyźmie anemikami z białaczką, sklerozą, kataraktą i chroniczną biegunką.
Segregacja rasowa - No i jesteśmy w punkcie kulminacyjnym mojej wypowiedzi. Hitlerowska idea, polegająca na zabijaniu osób słabszych genetycznie lub przynajmniej nie pozwalanie im na posiadanie dzieci. Brzmi podobnie do powyższych? A jednak nie, ponieważ z tym akurat się zgadzam. Tak! Hitler miał w tym względzie rację, chociaż z przykrością stwierdzam, że chyba tylko to mu sie udało. Jednak to nie był jego pomysł. Tak naprawdę, to człowiek stosuję Segregację rasową od zarania dziejów. Jak jakiś chłop miał stado krów, to nie pozwalał im na losowa prokreację. Parzyć się mogły wyłącznie zwierzęta najsilniejsze i dające najwięcej mleka. Pozostałe kierowano do McDonalda, sklepów obuwniczych i fabryk żelatyny. Dzięki temu geny, odpowiedzialne za cenione cechy zaczęły pojawiać się częściej i nowe pokolenie obfitowało w silne byki i krów, dających dużo mleka. Tak samo podchodzono do roślin. Mieszanie gatunków różnych zbóż i owoców, aby uchronić je prze owadami, chorobami i zmianami temperatur jest rzeczą normalną od setek lat. Paradoksalnie, ludzie nie stosują tych sprawdzonych metod wobec własnej rasy, zasłaniając się etyką, moralnością i wolnością osobistą. Kilka stron wcześniej pisałem ten przykład, ale nie zaszkodzi napisać go jeszcze raz. Mamy dwie rodziny.. rodzinkę A i B:
Rodzina A:
Inteligentny mężczyzna, z doktoratem z medycyny i czarnym pasem w Karate. Kobieta miła i uprzejma dla wszystkich, pod miłą dla oka twarzyczką skrywająca bystry umysł, dzięki któremu napisała kilka lat wcześniej magisterkę na prawie. Biorą ślub i planują założenie większej rodziny. Kobieta szczęśliwie rodzi 1-3 dzieci.
Rodzina B:
Chłopak ze skończoną podstawówką i czterema latami odsiedzianymi w poprawczaku. Dziewczyna jest wytapetowaną blondynką, która poleciała na jego pewność siebie, prostolinijność i brak umiejętności okazywania skomplikowanych emocji i tworzenia zdań złożonych. Poznali się na imprezie, po której ona zaszła w ciąże. Wzięli ślub mając już dwie pociechy i w planach mają wydanie na świat jeszcze ośmiorga, bo tatuś zawsze chciał mieć własną drużynę piłkarską.
Może i stereotypizowałem podczas pisania tych charakterystyk, ale wszyscy wiemy, ze nie są one bardzo dalekie od prawdy. Rodzina A, obdarzona genami potrzebnymi w naszym społeczeństwi, cenionymi i przydatnymi, wydaje na świat z reguły niewielką liczbę dzieci. Natomiast typowa para dresów narobi takich łysych pawainów tuzin i nawet nie zdaję sobie sprawy z tego jak bardzo zdegenerowała rasę ludzką jako całość. Oczywiście, jeżeli ktoś jest z rodziny wielodzietnej, nie znaczy to, że jest on/ona owocem rodziny B. Wyjątki, jak to sie zwykło mówić, potwierdzają regułę. Chciałem poprostu zaznaczyć, że o ile rodzina A posuwa rasę ludzką o krok do przodu, to przykładowa rodzinka B, cofa nas w ewolucji o dwa, trzy kroki.
Jaki wniosek? A taki, że segregacja rasowa jest potrzebna i powinna być wprowadzona. Ludzie obdarzeni cechami, które mogę wyłacznie osłabić gatunek ludzki, powinni zostać wysterylizowani, aby zatrzeć ich wpływ na ewolucyjny postęp (ja bym się posunął jeszcze dalej, no ale skończymy moje czarnowidztwo na tym poziomie). Nie martwcie się jednak, ponieważ niedożyjemy takich czasów. Ani my, ani nasze dzieci, ani wnuki, ani najpewniej prawnuki. Może za tysiąc lat uda nam się pozbyć sztucznej i biologicznie szkodliwej konwencji i humanitaryzmu. No ale to nie ważne.
Skoro o tym mowa. Wiecie co najbardziej osłabiło gatunek ludzki? Rozwój medycyny. Nie no serio mówię. Gdyby nie medycyna, to Homo Sapiens byłby gatunkie silniejszym (i zapewne mniej licznym). Leczenie chorób, które odsiewają słabych od silnych, zniszczyło resztki ewolucyjnego porządku, jaki determinował nasz rozwój. Nie mówię, ze cała medycyna zaszkodziła gatunkowi, bo to by było zbt paradoksalne, żeby było prawdziwe (do tego kilka kadłubków z naszego 4um zawdzięcza życie nowoczesnej medycynie i technologii wyrobu protez, więc boję się coś mówić). Leczenie chorób zakaźnych, leczenie naturalnych niedoskonałości, leczenie chorób spowodowanych starością, leczenie powypadkowe i leczenie chorób, które są zbyt zabójcze, żeby rozsądnie selekcjonować gatunek jest jak najbardziej słuszne. Jednak leczenie chorób genetycznych itp. itd. odbija się na nas, nawet nie wiemy jak bardzo.
Wiem, że zaraz ktoś mi tu może sypnąć jakimś przykładem typu: "Czy patrzyłbyś spokojnie na to, jak choroba odsiewa kogoś dla ciebie bliskiego od reszty gatunku?" albo "A co jak sam masz geny, które osłabiają populację?". A o to chodzi, że nie wiem co. Jak już mówiłem nasze odczucia i sposób postrzegania świata został nam poniekąd narzucony przez etykę, miłość bliźniego, a nawet tkwiacy w nas od zawsze instynkt stadny. Ciężko wam sobie pewnie wyobrazić osobę, która zareagowałaby na podane na początku akapitu przykłady, stwierdzając, że np. "Skoro to dla dobra gatunku, to nie mam wyjścia, tylko muszę się iść wykastrować". Ale takie zachowanie faktycznie mogłby przyczynić się do biologicznego postępu Homo Sapiens.
Dobra... a teraz wasze zdanie, na temat moich przemyśleń na temat ewolucji. Wychwyćcie sens z mojej wypowiedzi i powiedzcie, czy sie z nią zgadzacie, czy nie. Oczywiści żądam argumentacji i nim będzie ona dokładniejsza i głębsza tym lepiej. Chciałbym zobaczyć kogoś oprócz qiax'a i Gipsi'ego, kto potrafi napisać posta, który by dorównał temu długością.
-
Ja odpowiem krótko (jak by to było cośśś nowego :P)...
Gdyby nie takie "dresy" które cofają nasss w evolucji to już kilkassset lat temu uleglibyśśśmy temu do czego ciągle dąży człowiek - sssamozagladzie.
-
Otóż mylisz się Marv. Nie doszłoby do żadnej samozagłady. Ludzi byłoby mniej. Pewnie dużo mniej. Nasza populacja była by około cztery razy mniejsza niż obecnie, czyli jakieś 1,5 mld luda. Ale nie należy patrzeć na to tak, że wtedy byłoby nas mało. To teraz ziemia jest przeludniona i jest nas zbyt dużo. Nasze miasta zajmują coraz więcej przestrzeni, samochodów jest coraz więcej. Rośnie ilość potrzebnych towarów i ekspolatacja naturalnych zasobów się zwiększa. Coraz więcej ludzi oznacza coraz większe zanieczyszczenia, coraz cieńszą powłokę ozonową i coraz mniej zagrożonych gatunków. Dobra.... zaczynam sypać hasłami Green Peace, a to nie dobrze. Chodzi mi o to, że ludzi w ewolucji postawili na ilość, a nie na jakość. I źle zrobili, ponieważ teraz biegają po świecie tacy dresi.
No ale może masz Marv jakieś argumenty, które twoja tezę poprą. Skoro mówisz, że doszłoby do samozagłady, to wykarz mi, że się mylę. Zapraszam do polemiki....
-
hmm... był już ktoś kto stawiał na jakość... tak w 1933 obwołał sie Fuhrerem... cholera gdzie jest moje Mein Kampf ?? O jest :)
"Mieszanina krwi i obniżenie poziomu czystości rasy, która temu towarzyszy, jest jedną i wyłączną przyczyną, dla której znikają cywilizacje - to nie tylko przegrane wojny rujnujące ludzkość, ale właśnie utrata sił oporu płynących z czystości krwi."
Nie było to dokładnie o tym o czym napisałeś Tant ale chyba rozumiesz mój punkt widzenia, jeżeli chcielibyśmy podnieść "jakość" naszego społeczeństwa musielibyśmy eliminować jednostki nieprzydatne(inwalidów, emerytów, etc...) bądź o niskim Iq (dresy :lol: )... podnoszenie "jakości" społeczeństwa na pewno zakończyłoby się konfliktem globalnym (kolejnym[a historia lubi się powtarzać]) tylko teraz mamy bardziej śmiercionośne zabawki i mimo tego że jesteśmy prawie jak karaluchy to wreszcie sami sie wytłuczemy...
co do Nazizmu(faszyzm u włochów)... to:
Precz z żydami- kazdy szanujący się reżim totalitarny ma swoich wrogów w tym przypadku żydów, z rególy bogatych mieszczan trzymających w garści duże ośrodki przemysłowe, tutaj mówimy o Teori Ciosu w plecy zawartej w Mein Kampf... w skrócie chodzi o starjk robotników który to podczas pierwszej wojny miał zachwiać potęgą cesarstwa niemieckiego w efekcie powodując jego upadek.
Czystość rasowa- z punktu widzenia genetyki masz racje wyobcowanie pewnej części populacji i zakazanie krzyżowania kończy się schorzeniami na podłożu genetycznym widać to już w średniowieczu gdzie rody królewskie wymieniały się pólą genową między sobą...
Segregacja rasowa - segregacja rasowa hmmm... można to dziwnie rozumieć ale wszystko dalej kręci się w okół rasy, większąść tego co osiągniemy zależy od nas i od otoczenia, po pierwsze czemu pozwalamy aby występowała sytuacja człowieka który skończył podstawówkę i odsiedział cztery lata w poprawczaku, prostowany powinien być już w podstawówce a odebrany rodzinie w wypadku podejżeń o patologie ale tu wchodzimy w kompetencje państwa i tego jak ono zajmuje się obywatelami... twoja segregacja rasowa powinna nazywać się genową i do tego nie daje nam żadnych gwarancji gdyż natura ludzka jest niezbana i ciągle nas zaskakuje... nie koniecznie dziecko dresa musi być tempe a dziecko rodziny a mądre w 90% zależy to od otocznia...
EDIT... Nudzi mi się więc dopisuje...
Żydzi są ludźmi tak samo jak wszyscy inni.
Czyli ciągnąc tę logike dalej dresy są ludźmi jak wszyscy inni, jak już pisałem wszystko zależy od socjalizacji osobnika(jednostki jak kto woli).
psychologowie odróżniają pięć konceptów(psychologicznych) człowieka:
1>Behewiorystyczny
2>Psychoanalityczny
3>Neopsychoanalityczny
4>poznawczy
5>humanistyczny
Osobiście skłaniam się do koncepcji humanistycznej tj. uwazam że człowiek jest pewną całością, dąży do własnych celów oraz do samorealizacji, tj. dres odczuwa radość samorealizacj podczas gdy skroi komórkę, homo sapiens gdy coś tworzy ewentualnie niszczy.
Dziecko drecha nie wiadomo jednak wzorce osobowe pobiera od rodziców osobowość kształtuje się do 3 roku życia natomiast prostować i szlifować można ją do usranej śmierci (ale też bez przesady, starego psa nie nauczy się nowych sztuczek).
Do czego dąże geny mają nie mają decydującego wpływu na to kim jesteśmy to środowisko życia wpływa na to kim jesteśmy i jak postrzegamy świat, czy to w sposób konsumpcyjny czy altruistyczny.
Deresem się człowiek nie rodzi, dresem zostaje z wyboru zatrzymując poziom swoich potrzeb na poziomie potrzeb podstawowych, jednak co powoduje takowy stan rzeczy ?? ano kryzys autorytetów oraz potrzeba aprobaty społecznej, brak zainteresowania przez "dorosłych" negatywnie wpływa na proces socjalizacji dzieci, co owocuje przez szukanie aprobatu w grupie rówieśniczej, co z kolej powoduje (najczęściej) wytworzenie postawy konformistycznej w młodym człowieku, czyli ulega on naciską grupy i upodabnia się do niej.
Jednak co jeszcze czyni dresa ?? Mylisz się jeżeli uważasz iż pewność siebie. To właśnie brak pewności siebie powoduje że dres "wozi" się po mieście, gdyż w oczach qmpli jest on super i mega, najprawdopodobniej jego rodzice stawiali mu za wysoko poprzeczkę co spowodowało iż nie mógł sprostać ich wymaganiom, co z kolej powoduje szukanie grupy która uzna go za wartościowego członka i aprobować będzie jego działania...
Przeżyli tylko ci, którzy byli najsilniejsi i umieli sobie poradzić w tamtejszych realiach, przez to można powiedzieć, że w drabinie ewolucyjnej żyd stoi ponad prawie każdym innym narodem.
ewentualnie najpodlejsi, względnie również najcwańsi itp itd. co więcej żydzi nie stoją w drabinie ewolucyjnej najwyżej ani również słowianie bo wszyscy stoimy w niej na tym samy poziomie żyd od zawsze umiał dbać o własne interesy i ponownie jest to kwestia wychowania, myśląc o niemcach myślimy o dobrze zorganizowanym narodzie tak samo jak o japończykach, jednak żydzi stawiają się w roli ofiary całego świata najbardziej wkurwiło mnie to kiedy kwaśniewiski przepraszał za nas, tfu za mnie naród żydowski !! No KUR... jedna jeb... stodoła w której miało się spalić 10 000 (swoją drogą Ciekawe jak ich tam wsadzali chyba jeden na drugium w pozycji poziomej od ziemi po dach) żydów sadze że gdyby role się odwróciły to żydzi dolewali by benzyny i patrzyli czy równo płonie, mielśmy ich przepraszać za jedną jeb... stodołę a gdzie dziękuje kiedy to w naszym kraju znaleźli największy na świecie azyl (sytuacja gł. z średniowiecza) później w czasie wojny, ukrywaliśmy ich... gdzie dziękuję... i na samym końcu obdzierają z ziemi naród który mieszka od 2000 lat na własnej ziemi (mowa o palestynie), kiedy powiesz że nie lubisz niemców nikt Ci nic nie powie ale jak żyda nie lubisz to antysemita z Ciebie... Przeżyli Ci którzy najwcześniej zaczęli uciekać...
dzisiaj przeciętny czarnoskóry jest fizycznie silniejszy od przecietnego białego.
Co z tego kiedy światem ciągle rządzą biali ?? tak tak te piękne hasełka o równości można sobie nimi d... podetrzeć bo równości nie ma i nie będzie, a za następne pare pokoleń i tak wszyscy będziemy euroindochinskoafroamerykańską rasą... siła fizyczna w tym świecie może Ci qpić posłuch na podwórku ale światem rządzi pieniądz...
Może za tysiąc lat uda nam się pozbyć sztucznej i biologicznie szkodliwej konwencji i humanitaryzmu.
Popieram !! Przestańmy wysyłać żywność do zagrożonych głodem rejonów, przestańmy wysyłać leki, zamknijmy Czerwony Krzyż tudzież półksiężyc, później z tych co zostaną stworzymy super rasę !! zaraz zaraz jak ją nazwiemy... hmmm... aryjska już była... hmmmm... no nie wiem jakieś propozycje ?? Jestem jedynie za tym by na etapie płodowym usówać jednostki niezdolne do prawidłowego funkcjonowania w otoczniu...i choć wydaję sie to okrótne ale za jedno dziecko z mukowiscydozą czy inną chorobą tego typu można leczyć 100 czy 1000 innych osób, natomiast dziecko z porażeniem mózgowym nigdy nie będzie w pełni produktywnym czy wartościowym członkiem społeczeństwa, również dzieci z wyraźnymi deformacjami w fizjonomii powinny być usuwane... co bym zrobił gdyby to moje dziecko było dotknięte tego typu ułomnością ?? nie moge być przekonany iż kazałbym je usunąć ale gdybym postąpił inaczej kłóciłoby sie to z moją mentalnością kolektywistyczną... (przekonany jestem iż każda jednostka jest kołem zębatym maszyny społeczeństwa, w takiej maszynie nie potrzeba wyszczerbionych kół)
a teraz cytat specjalnie dla Ciebie Tant:
"...trzeba pamiętać, że ta planeta przemieszczała się w eterze wolna od ludzkości miliny lat i może znowu tak się stać. Jeżeli ludzie zapomną, że nie istnieją dla szalonej idei czy ideologii, ale dla zrozumienia i bezlitosnego stosowania odwiecznych praw natury." "Mein Kampf" Rozdział XI "Naród i rasa"
-
ehhh wczoraj pomiedzy mna, Morcholem i Tantem wywiazala sie pewna dyskusja na temat papieza. Mianowicice chodzilo o to czy cala ta "szopka" wokol niego to szacunek czy "zniegodziwienie" (nie wiem jakim slowem moge to zastapic :P) jego smierci. Teraz gdy umiera ludzie zaczeloi rozsylac lancuszki, zmieniac opisy na GG, a inni zbierali sie na placu swietego piotra czy innym fajnym mejscu i modlili sie by papiez przezyl noc, a media oczywiscie tez sie wpieprzyly. Ale dajmy na to taki TVN, oni "troszke" przedluzyli fakty tylko po to by informowac ludzi o stanie zdrowia papieza, ale wezmy wloskie media, lktore idiotycznie podaly ze papiez nie zyje tylko po to by zrobic sensacje.
Czy to waszym zdanioem jest dobre, ze ludzie przez lancuskzi opisy itp proboja pozdrowic papieza i okazac mu swoj szacunek do niego? Ja sam mialem opis "zyj Papiezu, zyj" i osobiscie wyslalem jeden z tych lancuszkow:
Papież jest ciężko chory. Człowiek który całe życie poświęcił innym znajduje się na łożu śmierci. Jesteś katolikiem muzułmanine, protestantem czy buddystą wszystko jedno pomódl się za niego w swoim obrządku. A jeśli jesteś ateistą to po prostu życz mu zdrowia odwagi i siły. Nie istotne czy jesteś zwolennikiem kościoła i czy jego przeciwnikiem. Na pewno nie jesteś przeciwnikiem życia. W związku z ciężkim stanem zdrowia papieża dziś wszyscy zmieniają opis na "zdrowie dla papieża" + coś od siebie. To nie jest zwykły idiotyczny łańcuszek. Chodzi tu o człowieka, dobrego, uczciwego kochającego innych. Moza to być jedyna okazja aby ludzie zjednoczyli swoje myśli dla tego wspaniałego polaka. wyślij to wszystkim których masz na gadu-gadu, jak nie wyslesz i masz to w dupie to sie człowieku nad sobą zastanów...
pewnie bym go nie wysylal gdyby nie naklonila mnie do teo mama, ale mniejsza o to. tutaj wdalem sie w dyskusje z Tantem i dla wyjasnienia dodam ze sam opisu nie zmienilem. Rozeslalem to tylko z szacunku dla czlowieka "ktory cale zycie oddal unnym", a teraz lezy na lozu smierci. Jednak przyznaje ze pozostalych lancuszkow, ktorych dostalem duzo, nie rozsylamem, bo mialem swiadomosc ze Janowi Pawlowi II i tak juz tym nie pomoge :( Tamten lancuszek wyslalem tylko by uszanowac to co zrobil ten czlowiek dla polski i dla calej ludzkosci.
Co Wy o tym sadzicie?
-
hmmm... co sądze o papieżu... hmmm... o zmarłych podobno mówi się dobrze albo wcale... ale co dziwne o nim powiedzieć mogę wiele dobrego, mimo całej mojej pogardy dla kościoła, papież był jedynym duchownym dla którego miałem szacunek ale nie ze względu na to że był duchownym On był poprostu wielkim człowiekiem do tego to był NASZ papież, papież POLAK, osoba z której mogliśmy być dumni osoba która nigdy nie przyniosła nam wstydu, papież był wspaniałym człowiekem tak i słyszycie to od nikogo innego jak od dziabła, podziwiam to w jaki sposób wpłynął na historię współczesną i nie wystawiłem żadnego opisu... dlaczego ?? Ten człowiek się męczył, nie widzieliście tego ?? każde słowo okupione wysiłkiem ciała i siły woli, każde kolejne słowo coraz ciszej i ciszej... jestem pewnien że jeżeli jest coś takiego jak niebo to właśnie tam się teraz znajduje.
To właśnie Nasz papież odmienił oblicze Polski i Świata nigdy nie byłem patriotą ale uważam papieża Polaka za jeden z niewielu elementów naszej historii z których mogę być dumny.
Ziemia zabiera wszystko, co zrodziła.
:::THE END:::
-
Uwaga! Post maxymalnie nudny, najprawdopodbniej ciebie nie interesujący... pewnie ukazujący moje przężycia... nie czytaj jeśi masz lepsze zajęcie... (mówie zupełnie serio... nie czytaj..)
Bardzo ciekawa teoria i znając cię uzasadniona. Jednakże takie dywagacje nie prowadzą do niczego, ponieważ każdy z nas, a w szczególności płeć piękna, ma inne zdanie na temat stosunków intersexualnych i na temat tego, jak należy traktować tą drugą połowę. Szanuję twoje zdanie Gipsi, jak pewnie wszyscy inni, ale sam nie mogę się z tobą zgodzić, pewnie przez to, że moje doświadczenie na tym polu nie umywa się do twojego. Moja wiedza jest głównie teoretyczna, a w praktyce zapoznają ją od niedawna. Na jakiej to podstawie stwierdzasz, że dziewczyny są jebnięte? Chodzi ci o to, że nie doceniają tego co mają? Dla mnie nie jest to kwestia przynależności do jakiejkolwiek płci, ale stosunku człowieka do różnych spraw. Podkreśliłem to, ponieważ pomimo wielu różnic między kobietą, a mężczyzną, z grubsza zachowujemy się podobnie, zaś cała ta sprawa zdawania sobie sprawy z tego co się ma, stoi ponad rozróżnieniem na płci. Przez wspomniany wyżej brak praktyki u mnie, nie miałem okazji doznać tzw. "miłosnego zawodu" i takich tam różnych innych śmiesznych rzeczy. Wbrew utartemu rozumowaniu, staram się do wszystkiego podejść na chłodno, rozpatrując różne punkty widzenia i zastanawiając się co jest dla mnie ważne, a co nie. Nikt nie jest wolny od błędów, również i na tym gruncie się one zdażają. Ważne jest, żeby człowiek potrafił wyciągnąć z tych błędów wnioski i przez to, lepiej poznawając tą drugą połówkę i wogólę ciemną stronę mocy. To, że niektórzy nie potrafią wyciągać wniosków, nie może być powodem do szufladkowania całej płci. Nawet znalezienie kilku, czy kilkunastu takich przypadków na tak dalekoidące stwierdzenia nie pozwala. Lepiej jest założyć, że miało się pecha... że źle się trafiło... lepiej tak założyć, bo pozostaje wtedy nadzieja, że w końcu się poszczęści i passa się odwróci. A nadzieja to ważna rzecz... kto jeszcze nie wie, niech ma szczęście nigdy się o tym nie przekonać...
jak napisałem kilka postów wcześniej:
obieta to jebni*tę stworzenie (nie mówie że facet nie jest też... ale to inna sprawa..)
z podkreśleniem tego co jest w nawiasie...
poprostu od dzieciństwa byłem przekonywany i wychowałem się a co ważniejsz uwieżyłem w przesąd że kobieta to uczuciowa istota która poprostu pragnie być kochana i aby się o nią troszczono a facet to taka "szowinistyczna świnia" która zdradza/oszukuje/żeruje na kobiecie.... może oje środowisko jest nie fajne ale własnie w takich przekonaniach dorastałem.. wieżyłęm od dziecka że kobieta jest strasznie uczuciową istotą a facet nie bardzo... nie kieruje się uczuciami lec bardziej instynktem/rozumem... ba sam o sobie jeszcze o sobie około 2 lata temu mówiłem "osoba mało czuła"... facet osoba nie mająca uczuć... tak jednak nie jest... zrozumiałem to dobiepro kilka miesięcy temu.... nie każdy facet jest skur*ysynem ruchającym wszystko co popadnie, nie każda kobieta płacze gdy jej chłopak poprostu przestanie dażyć ją wielkim uczuciem.... rozumiem że nie każda kobieta jest jebnięta, ale może powiem dlaczego żuciłem takie stwierdzenie...
w chu* moje życie nie różni się niczym od każdego z was (znaczy się różni się wszystkim ale pośród wielu istnień nie jest niczym nadzwyczajnym...) spotykam się z kolezankami miałem dziewczyne, ba nawet ją pokochałem i o dziwo po 7 miesiącach zerwania naszego "związku" pewnie nadal ją kocham... i musze stwierdzić że moje stwierdznei nie ma nic wspólnego z jej osobą (jedyne co moge przytoczyć to powiedzmy "zazdrość" gdy zbliżałem się do innych dziewczyn i lekko ją olewałem zaczynała nadmiernie się mną interesować... naprawde nadmiernie...), po raz pierwszy zaczynałem sobie krztałtować tę opinie na temat dziewczyn gdy jedna z moich lepszych koleżanek (osoba która na mnie mówi "brciszek"...) po raz kolejny pokłóciła się z chłopakiem... chłoapk który ma jakąś tam odmiane raka, strasznie ją kocha... robi dla niej rzeczy które są całowicie nie w jego stylu... stara się być jak najczęściej przy niej, nie pozwala by stała się jej jakaś krzywda, chce napierd*lać każdego kto che zrobić jej coś złego... wedłóg niej jej nie kocha (znaczy się ten chłoak nie kocha mojej koleżanki...) chu* z tym że kupuje jej co jakiś czas karte doładowywującą konto na komórke po to tylko żeby z nią porozmawiać gdy nie jest z nią... ( a widywali się codziennie...), ch*j z tym że jest osiedlowym cwaniakiem i olewa kumpli żeby spotkać się z dziewczyną, kupuje jej 20 róż co jest komletnie nie w jego stylu;/, palił ilka pczek papierosów dziennie po to żeby schunąć i być wporzo chłopakiem żeby ona z nim była..... (przez to ma jakąś tam odmiane raka.. nie wiem nie znam się.. ostatnio mi dopiero o tym powiedział... wcześniej wydawało mi sie dziwne że koleś który jest chudszy ode mnie był gruby straszne, i naciąga mu się skóra na maxa i może gasić papierosy na skórze i itak nic nie czuje...) ale on jej nie kocha... wiecie czemu? Bo lubi oglądać pornusy i ogólnie chce się z nią często kochać (sex jakby ktoś nie zczaił..) no cóż bywa.... mnie tam to pyra, inna bardzo dobra koleżanka śmiejąca się ze swojego chłoaka (bardziej pasuje slowo "drwiąca") który podarował jej list i narysował coś tam i podarował kwiaty... (okej ja też nie rozumiem jak koleś może wysłąć do dziewczyny list z uczuciami swoimi ale na litość boską jak można tak wysmiewać swojego chłopaka za to że przelał swoje uczucia na papier i jej wysłal... rozumiem jakby się zaśmiałą ale nie wyśmiewała go wrz z koleżanką;/), maciek biedny.. może nie biedny ale niezbyt zaomżny niemający raczej pieniędzy zapraszający swoją dup* wszędzie i stawiający wszystko popadający w długi poprosytu zostaje w pewnym momencie przez dziewczye olany bo jak się dowiaduje od koleżanki swojej byłej juz dzewczyny "był za dobry) i nie mówie u o związkach 14 latków tylko 19 latków... dorosłych ludzi.. no chyba że to przytspueszone dorastanie dziewczyn to jest ściema... jest jesze milion przykładów w których jakiś zbyszek był zbyt dobry dla swojej dziewczytny i miał pewnego wała, ale nie ma sensu o tym pisać, bo mi się niechce pisać a wam się niechce czytać... w każdym razie poprostu przez wiele spostrzeżeń zaczęłem tak twierdzić, przez co zacząłem też traktować dziewczyny z pewnym dystanesem... może mój stosunek jakoś mocno się niezmienił ale w głowie mam to co mam... jeśli sam się na tym nadzieje to pewnie jeszcze bardziej zraże się do kobiet i to co mam w glowie wyjdzie już całkowicie ze mnie i będe traktował kobiety z dystansem, amoże nawet przejde na Gamepleyowską szkołe... ale teraz poprostu mam w głowie obraz kobiety... kobiety nie tak uczuciowej jak mi wpajano od dziecka... kobiety głupiej? może nie do końca.. ale na pewno nie potrafiącej dostrzedz tego co ma, a przede wszystkim niepotrafiącej tym się cieszyć... próbującej sięgnąć zyt daleko... Ewa? chyba była taka postać w naszej chrześcijańskiej religii... tak właśnie coś takiego mam w głowie...
wiem ze post nie jest zbytnio do "podyskutowania" ale chciałem coś tam napisać sobie... poprostu teraz mam taki moment w moim życiu że po raz pierwszy zczaiłem że jestem "fajny" i widze wady innych, a moje sobie powoli odpuszczam i się do nich przyzwyczaham... w każdym razie, kobiety na razie mi posłuża jako coś fajnego... miłego i pozwalającego ukoić zmysły... ale będę się starał mieć dystans do nich.... i taka sama pewnie sytuacja działą w drugą strone... ale ja jestem facetem i mówi swoje zdanie o płci przeciwnej.. tej która mnie przyciąga ( tutaj przepraszam moje Zellusia;/) i tej którą w jakiś tam sposób zawsze staram się poznać...
w chu* mam dałna bo napisałem post o niczym;/ może kiedy indziej wytłumacze wam oco mi chodzi.. teraz poporstu chciałem opisać wam na przykładach ;]
-
Ja cię doskonale rozumiem Gipsi...i muszę przyznać,że masz rację.Są takie zołzy,że naprawdę nie szanują swoich chłopaków,choćby nie wiem co on dla niej robił,jak się starał to ona se go i tak oleje.Ale to są tzw"wyjątki".Nie wiem jak to jest u ciebie...nie mieszkam tam gdzie ty to nie wiem.Powiem szczerze,że teraz związki są tylko na pokaz,by się"pochwalić",że taka dziewczyna/chłopak ma partnera/partnerkę i tyle....by jak to powiedzieć wyjść na kogoś wielkiego.Miłość chyba odeszła już całkiem w zapomnienie...czasem zdarzy mi się zauważyć taką"parę" i w sumie nie wygląda to fajnie....nie wiem po co być z kimś dla szpanu....dla mnie bardziej liczyło by się uczucie...
Pewnie trochę pokręciłam i nikt się nie skuma co chciałam powiedzieć..;P no ale trudno...
-
Tant miał atak... nie czytajcie tego posta... on jest ZŁY i wogóle mało fajny i ja sam nie rozumiem połowy z niego
Dobra wiem... miałem tutaj napisać jakiś miesiac temu, ale mi się nie chciało... mam wakacje i może mi się nie chcieć... no ale, jako rozgrzewke przed sesją, mogę sobie trochę ponawalać w losowe klawisze i upierać się, że mam rację... myślę że jestem dzisiaj w dość przyzwoitej formie, czyli pewnie będzie można zrozumieć o co mi chodzi.. dobra.. o czym gadamy... aaa... miłość... no tak.. temat rzeka... no ale widzę, że nikomu sięjeszcze nie znudziło i ciągle potraficie o tym pisać.. dobrze więc... podejmuję wyzwanie.
Zacznę może od pewnej odskoczni. Napisałeś Gipsi, że kobiety są jeb*ięte.... a potem napisałeś, że faceci też są jeb*ięci. Ja tego nie rozumiem. Chodzi mi o samą definicję tych słów. Normalnością jest zachowanie większości. Wszyscy nie mogą być nienormalni, bo ktoś tam musi te normy dyktować. Poza tym nie podoba mi się sam pomysł szufladkowania ludzi pod względem płci. To jest nienormalne. Podałeś nam wstrząsający skąd inąd obraz tego, co działo się w twoim otoczeniu. Mówisz, że w młodości wpajano ci, że kobiety są ostoją cnoty, a mężczyźni to chamy i prostaki. Cóż.. mi też, tak samo jak wiarę w św. Mikołaja, wielkanocnego zajączka i przynoszącego dzieci bociana. W młodości człowiek nie potrafi zrozumieć pewnych rzeczy lub ciężko jest je mu wytłumaczyć. Dlatego powstają takie okropne uogólnienia, z których człowiek się uczy, że kobiety są takie, mężczyźni tacy, dzieci takie, a blondynki takie... Życie pokazało ci obraz drastycznie odwrotny, więc powinieneś się nauczyć, że kobiety faktycznie potrafią czasem być złe i nieczułe. Nie można jednak iść w tych twierdzeniach dalej pisząc, że wszystkie się tak zachowują. Przykładów na to, że kobiety są nieczułe, że bawią się męskimi uczuciami, i że nie potrafią nikogo darzyć głębokimi uczuciami, można wymieniać bez liku. To samo się tyczy mężczyzn. Nie oznacza to jednak, że wszyscy tacy jesteśmy, czego sam jesteś doskonałym przykładem. Trzeba wierzyć w to, że gdzieś tam jest osoba, która podzieli twoje myśli, i która będzie potrafiła odwzajemnić i zasłużyć na twoje uczucie. Trzeba wierzyć, że ją spotkasz... a jeżeli nawet osoba, którą spotkałeś cię zawiedzie, trzeba wstać z ziemi, otrzepać się, wziąść się w garść i szukać dalej. Trzeba wierzyć w to, że w końcu się znajdzie, bo bez tej wiary człowiek zawsze będzie widział w innych wady, nie będzie potrafił wykrzesać z siebie zaufania. Znam takie osoby i żal mi ich. Nie można unikać bólu.... nie można unikać zawodówm, trosk i nieopisanego cierpienia, które pozostaje pustym miejscu gdzieś w okolicach serca... nie można uciekać.. trzeba być na niego przygotowanym, bo to część ryzyka. Należy umieć wyciągać wnioski z własnych pomyłek i następnym razem lepiej się upewnić co do tej drugiej osoby, nim zaczniesz się angażować...
FUCK.... wiem, że ogólne przesłanie się lekko rozmyło, ale najwyżej przeczytajcie jeszcze raz, to może znajdziecie, jak się za pierwszym razem nie udało hahaha... ale dziwnie wyszło...
Wracając do tematu, to ja nauczyłem się widzieć w ludziach przede wszystkim ludzi. Nie kobiety, czy mężczyzn, dzieci czy dorosłych. jak kogoś oceniam, to oceniam go jako człowieka, a nie jako element jakiejś podgrupy, którego zachowanie wywiera wpływ na ogół. Nie oceniajmy kobiet przez wybryki kilku idiotek, ani facetów przez to, że są na świecie gwałcicie, mordercy i zwykłe szumowiny. Takie coś to zwykłe popadanie w stereotypy, a tylko ludzie głupi wspierają się sterotypami... Wierzę Gipsi, że nie miałeś tego na myśli.. tak tylko napisałem, jakby ktoś inaczej zinterpretował twoje słowa. Wiem co miałeś na myśli pisząc swojego posta...
wiem ze post nie jest zbytnio do "podyskutowania" ale chciałem coś tam napisać sobie... poprostu teraz mam taki moment w moim życiu że po raz pierwszy zczaiłem że jestem "fajny" i widze wady innych, a moje sobie powoli odpuszczam i się do nich przyzwyczaham... w każdym razie, kobiety na razie mi posłuża jako coś fajnego... miłego i pozwalającego ukoić zmysły... ale będę się starał mieć dystans do nich.... i taka sama pewnie sytuacja działą w drugą strone... ale ja jestem facetem i mówi swoje zdanie o płci przeciwnej.. tej która mnie przyciąga ( tutaj przepraszam moje Zellusia;/) i tej którą w jakiś tam sposób zawsze staram się poznać...
Tak... dobrze, że to zauważyłeś. Budująca myśl... ja też kiedyś tak się czułem... koniec gizmnazjum i początek liceum. Wtedy też zachowywałem dystans do kobiet, wmawiałem sobie, że bycie z nimi sprawia tylko ból (chyba ten ból, co to o nim pisałem na końcu drugiego akapitu). W końcu zrozumiałem, że to zależy od dziewczyny i od mojego doń stosunku. Umiem wyciągać wnioski... nie umiałbym pisać takich długich postów, gdybym tego dotychczas nie robił. Dzięki tym wnioskom, jestem dzisiaj taki, a nie inny. W takich właśnie momentach życia, kiedy człowiek uświadamia sobie, że jest taki, a nie inny, i że inni też nie są tacy, jak mu się wydawało, to momenty w których determinuje się ludzki tok myślenia. W takich momentach człowiek się rozwija... To co to tutaj napisałeś znaczy, że uświadomiłeś sobie, że jesteś fajny, dowodzi, że poszerzyły ci się horyzonty i stałeś się lepszy.. mogę tylko pogratulować...
fuck... ja to napisałem? Teraz nie kumam o co chodziło.. człowiek zaczyna pisać, wie o co chodzi i potem zaczyna się zagłębiać i już jest mniej fajnie..
spotykam się z kolezankami miałem dziewczyne, ba nawet ją pokochałem i o dziwo po 7 miesiącach zerwania naszego "związku" pewnie nadal ją kocham... i musze stwierdzić że moje stwierdznei nie ma nic wspólnego z jej osobą
Mój najlepszy przyjaciel ma dokładnie to samo. Był z dziewczyną półtorej roku, teraz dowiedział się jaka dwulicowa była naprawde, a i tak mówi, że ją kocha... hahahah.. o tak.. mężczyźni to faktycznie zimni dranie, a kobiety są romantyczne i czułe, co nie?
Miłość chyba odeszła już całkiem w zapomnienie...czasem zdarzy mi się zauważyć taką"parę" i w sumie nie wygląda to fajnie....nie wiem po co być z kimś dla szpanu....dla mnie bardziej liczyło by się uczucie...
A jeżeli twierdziłeś Gipsi, że kobiety są złe, to niech Yuz będzie dowodem, że nie masz racji.... no ale wiem, że tak nie twierdziłeś.. aż tak daleko byś się nie posunął.
No tak... przypomniałem sobie coś jeszcze. Grzybson, młody człowieczek z naszego forum, który miał szczęście znaleźć swoją drugą połówkę, miał ostatnio na GG opis w stylu "Kocham cię". O tak... ta część mojego mózgu, która odpowiedzialna była za wszystkie moje dotchczasowe posty w tym topicu, wstała zmiejsca i krzyknęła, że nie zdzierży. Dlaczego? A to już wyjaśniałem kilka razy, ale pewnie nikomu się nie chce szukać. Nie zaszkodzi jednak napisać mi tego jeszcze raz... o tym co myślę o miłości samej w sobie...
"Kocham Cię". Jak słyszę te słowa na ulicy, jak widzę takie opsiy na GG, jak widzę grafiti z tą frazą, to mnie przechodzi zminy dreszcz i zaciskają się zęby. Spójrzcie tylko co się dzieje w takie walentynki. Miłość, jest sprowadzona do pustego zwrotu, który fajnie wygląda na czerwonym baloniku w kształcie serca albo pudełku bombonierek. Słowa, które winne być wyrazem najszczerzych uczuć, są wypowiadane co chwilę przez osoby, które tego nigdy nie rozumiały, nie rozumieją i pewnie nie zrozumią. Dresiarskie pary, które potwierdzają swoje uczucia tymi słowami, a potem rozpadają się po dwuch tygodniach, to coś co spedza mi sen z powiek. Geez.. jak wielu ludzi potrafi kochać... do prawdy żyjemy w zaje**ście rozkochanym społeczeństwie =_=. Mam nadzieję, że nie będzie to nowość, dla osób które czytają ten topic, ale innych proszę o to, żeby przed wypowiedzeniem tych słów, zastanowiły się co one znaczą. Zastanówcie się, czy to co czujecie do drugiej osoby, jest tak głębokie, żeby zasłużyło na nazwanie... dobra... może trochę konkretów. Powiem wam czym dla mnie jest miłość. Wiem wiem.. z qiaxem się kłuciliśmy na ten temat jakiś rok temu <łezka w oku>, ale warto przypomnieć, skoro wszyscy znowu chcą gadać o miłości. Człowiek, która kocha potrafi być z tą drugą osobą w każdej chwili, umiejąc pogodzić to z życiem codziennym. Jest wsparciem mentalnym i pozwala, by druga połówka pomogła, kiedy nam coś doskwiera. Żyje po to, żeby wybranek/wybranka byli szczęśliwi, nawet za cenę własnego szczęścia. Potrafiliby bez wachania poświęcić życie, w obronie tej drugiej osoby (to chyba głównie dla facetów, ale who cares). Zakochani potrafią zobaczyć w sobie nawzajem nie tylko wspaniałą kobietę, czy mężczyznę, ale wspaniałych ludzi. Potrafią ze sobą rozmawiać na wszystkie tematy i trwać we wspólnym milczeniu. Nie myślą nawet o byciu z inną osobą, nie wyobrażają sobie przyszłości bez tej jedynej/tego jedynego. Akceptują wszystkie swoje wady i zalety, uznając je niemal za swoje własne. Nie mówią sobie ciągle, że się kochają.... wiedzą to, bez udowadniania. Takie frazy mógłbym mnożyć w nieskończoność. Ilość ich dowodzi tylko tego, że to bardzo bardzo bardzo złożone uczucie, które jest ciężkie do rozpoznania, bo przyjmuje pozory "porządania", "przyjaźni", czy "potrzeby bliskości". Niektórzy ludzi, jak Marv, czy ja, wierzą w to, że przed osiągnięciem umysłowej dojrzałości (powiedzmy 16-17 lat), człowiek nie jest w stanie nikogo pokochać. Ja też nie mieszkałem w jaskini przez te 18 lat swojego życia i twierdzę tak, wnioskując się własnymi obserwacjami. Powiedziałem sobie kiedyś, że nie będę z żadną dziewczyną przed rozpoczęciem liceum... właśnie dlatego, że zbyt dużo widziałem "kochających się" par, które ze sobą nie były po tygodniu, żeby wierzyć w istnienie stałych związków przed liceum. Ty skończyłeś podstawówkę Grzybek i napisałeś, że ją kochasz... tymi słowami stwierdzasz, że nie mam racji, i że prawie cały ten akapit jest wielkim bullshit'em, a napisałem to pod wpływem prochów lub miałem atak padaczki. Twierdzisz, że kochasz ją.... mi pozostaje wierzyć, że to prawda i faktycznie się myliłem. Masz odwagę powiedzieć te słowa.. ja nie mam takie odwagi, póki co, a jestem od ciebie dużo starszy... właściwie wszystkie podane przeze mnie wyżej cechy się pokrywają z moimi odczuciami, ale ciągle nie potrafię (mam nadzieję, że Hisoka też nie, bo raz, że bym źle wyszedł, a dwa, że bym jej i tak nie uwierzył hahahaha).. świadczy to albo o tym, że dojrzałeś szybciej ode mnie i jesteś dużo odważniejszy, albo że się mylisz. Szczerze mówię, że bardziej bym się cieszył, gdybym choćby w tym względzie się mylił. Marv pewnie by tu przyszedł i napisałby, że jej nie kochasz. Ja tego nie napiszę, bo cię nie znam na dobrą sprawę i nie wiem co ci siedzi w tej głowie... wierzę w to, że się pomyliłem.... ty też w to wierz...
PS... AŁŁŁŁ.... moje palce....
-
Zacznę może od poprzednich stwierdzeń o kobietach,że to one są "te złe".....
I....ja.....muszę się zgodzić. Zgodzić z własnej nie przymuszonej woli [bez whakowanego Game Play'a]. Choć znam wiele "zimnych" osób [zarówno facetów,jak i dziewczyn],którzy potrafią być okrutni.,piszę,że dziewczyny są wredniejsze w akcie samokrytyki i z przeprowadzonych "wywiadów". Ja też nie raz byłam okrutna i bezlitosna. Choć nigdy się nikim nie bawiłam [jak bardzo wiele dziewczyn-wiem,bo znam takich pełno i mówią o tym otwarcie], to czasami było mi żal osoby, której na mnie zależało,a ja nie czułam do niej/jego nic. Mimo wszystko uważam,że taką osobę znacznie bardziej zabolała by tygodniowa/2 tygodniowa zabawa w "bycie razem"niż otwarta rozmowa i przedstawienie sytułacji. Mimo,że ja nie mam głupiego zapędu do "zabawy",to i tak bycie ze mną nie jest proste. [jak prawdziwemu facetowi] nie przechodzą mi przez usta wyznania uczuć. Nie potrafię czasem okazać,że na kimś mi zależy [nawet jeśli jest to przyjaciel/przyjaciółka]. Ale mimo wszystko wole milczeć niż kłamać. Mam koleżankę,która jest ze swoim chłopakiem "z nudów-z braku laku".Zapytacie po co? Odpowie-taka rezerwa.Jak znajdzie kogoś innego,to z nim zerwie. Brzydzę się ludźmi,którzy są na tyle egoistyczni,by wykorzystywać uczucia innych i ich dobroć. Jeśli jej chłopak wiedziałby jaka jest sytuacja i dalej byłby z nią z podobnych powodów co ona [dla wspólnej rozrywki], to OK.Ale ja wiem,że on ją kocha [zresztą ona sama też to mówi,czyli jest śwadoma i wyśmiewa jego uczucie].
Kolejnym powodem dla którego uważam,żę kobiety są okrutniejsze są moje doświadczenia.Widziałam znacznie większą ilość chłopaków,którzy gotowi bylina poświęcenie,niż kobiet. Nie chodzi mi tutajo prawo "zdobywcy",o nie! Oczywiście pierwzsy krok powinien moim zdaniem zrobić chłopak [najlepiej jeśli przy okazji dziewczyna daje jakieś sygnały,a nie czeka z założonymi rękami (nawet jeśli facet ich nie zauważa,to warto spróbować)],ale na ogół dziewczyny czekają na "adorację". Liczą na bezmózgą walkę samców...kolejny przykład kretynizmu....najgorsze jest to,że chłopacy zaczynają się od nich uczyć [wyraz "samców" należy tu zamienić na "samic" ]. Teraz to coraz częściej dresiary walczą o chłopaków [na ogół bluzgami],a łyse dresiki z uśmiechem mieszanej pogardy i dumy obserwują całe zajścia.
Ja jestem [jak już wspomniałam] za pierwszym ruchem chłopaka. Trochę nie lubię tchórzostwa, ale nawet jak ktoś idzie na łatwiznę [ ;) ],to po prostu daję do zrozumienia,że załtwia się te sprawy inaczej. Mimo wszystko ja czasem też potrafię być "zdobywcą" [w końcu "w środku" jestem facetem] i potem już na ogół przebywa się ze mną na luzie. Tym akcentem przejdziemy do kolejnej wady dziewczyn-lalusiowania się. Dresiary są paskudne...ale nie znoszę też pudliczek. Panienki udają,że nie mają wad i czekają aż przyjmie się je sa obiekt kultu [pozdro dla Magdusi...].
Co znaczenia "miłości",to dla mnie nie jest to poświęcenie całego czasu ukochanej osobie-to jest tylko zauroczenie. Prawdziwa miłość godzi się z życiem codziennym i nie jest jedynym na co człowiek patrzy...bo jak w takim uczuciu przetrwać pare lat i nie umrzeć z głodu?Gdyby wszystko się poświęcało ukochanej osobie,to w końcu człowieka zmęczyła by taka miłość.
Kłócicie się o odpowiedni wiek do miłości.Uważam,że kochamy całe życie,tylko nasz "obiekt uczuć" się zmienia. Na początku sąto rodzice.Potem są ZAUROCZENIA płcią przeciwną [najczęściej ;) ] i dopiero wtedy może przyjść prawdziwa miłość. Uczymy się kochać całe życie. Aż do końca będziemy kochać swoje dzieci [bo także do tego jest ta prawdziwa miłość] i jest ostateczne stadium miłości. Miłości gdzy jesteśmy w stanie oddać życie za osobę,która jest częścią nas.Dlatego gdy młodzież przypadkiem zostaje rodzicami,to bardzo trudno jest im kochać na prawdę...bo nie są przygotowani do tej dojrzałej miłości.
Trochę się napisałam i to chyba mój pierwszy taki długi post....mogło to wsazystko brzmieć chaotycznie i pewnie bez lika tu błędów...ale pisałamod siebie
-
No no no.. któż to zabrał głos w dyskusji... miła niespodzianka, nie ukrywam. Mam nadzieję, że zaraz tu więcej osób przyjdzie (na przykład chciałbym tutaj post Grzybka zobaczyć) i będzie rozmowa na poziomie... a teraz czas na to co zwykle, czyli rozłożenie posta Hisoki na elementy pierwsze za pomocą cytatów i wypowiedzenie się w odpowiednich kwestiach... dla tych, którzy uczestniczyli w gadce o miłości z pierwszych stron Kółka, to będzie powtórka z rozrywki, ale widać nowe twarze, więc przydałoby się stare hasła odświeżyć....
....ja.....muszę się zgodzić. Zgodzić z własnej nie przymuszonej woli [bez whakowanego Game Play'a] (...) piszę,że dziewczyny są wredniejsze w akcie samokrytyki i z przeprowadzonych "wywiadów". Ja też nie raz byłam okrutna i bezlitosna.
ale
nigdy się nikim nie bawiłam [jak bardzo wiele dziewczyn-wiem,bo znam takich pełno i mówią o tym otwarcie], to czasami było mi żal osoby, której na mnie zależało,a ja nie czułam do niej/jego nic. Mimo wszystko uważam,że taką osobę znacznie bardziej zabolała by tygodniowa/2 tygodniowa zabawa w "bycie razem"niż otwarta rozmowa i przedstawienie sytułacji. (...) Brzydzę się ludźmi,którzy są na tyle egoistyczni,by wykorzystywać uczucia innych i ich dobroć.
Ja tutaj widzę pewną sprzeczność... dlaczego mówisz, że jesteś okrutna i bezlitosna, jak zaraz twierdzisz, że przydzisz się ludźmi, którzy kpią z uczuć innych. To dowodzi tego, że przynajmniej w poruszanym tu temacie, nie jesteś ani okrutna, ani bezlitosna (bo w innych jesteś, trudno zaprzeczyć). Ba... mógłbym się nawet posunąć dalej i powiedzieć, że to, że cenisz uczucia innych, dowodziłoby twojej wrażliwości i szczerości (ale tak daleko się nie posunę, żeby nie urazić twojej męskiej dumy). Uczucia innych nie są czymś, czym należy się bawić... na lekceważenie czego można sobie pozwolić. Osoba, która za nic ma to, co czują inni, jest nic nie warta. Wczoraj kumpel mi powiedział mniej-więcej to samo, czyli coś jak: "kobiety są podłe i wogóle zdradzają cię z każdym kogo zobaczą". Ja mu spróbowałem wytłumaczyć, że to kwestia tego, kto jakim jest człowiekiem, a nie jakiej jest płci, ale nie był w humorze do polemiki. Dostał kosza kilka miechów temu... od dziewczyny, którą kochał, a przynajmniej tak wyglądał i chodził z niąprzez 15 miechów... teraz już ma drugą, swoją drogą znacznie lepszą, moim zdaniem pod każdym względem, ale nic do niej nie czuje. Chodzi z nią, ale nie potrafi jej pokochać... nie potrafi się zaangażować. To poniekąd podłe z jego strony, bo ona naprawdę wiele do niego czuje, ale nie winię go, bo ciągle się nie otrząsnął z tamtego ciosu... Dało mi to do zrozumienia, że utrata kogoś bliskiego, po tak długim czasie, to straszna rzecz i rana jest głęboka. Klaudia, bo tak się ta szmata (przepraszam za to, ale mam o niej zdanie), która z nim zerwała, nigdy mojego kumpla nie kochała, ale zawsze mu to mówiła i była z nim przez 15 miesięcy. Kobiety potrafią być podłe, to fakt, a ona jest tego dowodem. Ale zawsze należy wierzyć w to, że nie wszystkie takie są... zresztą to co napisałaś ty, czy Yuz dowodzi, że przynajmniej wy takie nie jesteście...
[jak prawdziwemu facetowi] nie przechodzą mi przez usta wyznania uczuć. Nie potrafię czasem okazać,że na kimś mi zależy [nawet jeśli jest to przyjaciel/przyjaciółka]. Ale mimo wszystko wole milczeć niż kłamać.
Yaay.. to jest nas dwóch/dwoje (whatever)
Liczą na bezmózgą walkę samców...kolejny przykład kretynizmu....najgorsze jest to,że chłopacy zaczynają się od nich uczyć [wyraz "samców" należy tu zamienić na "samic" ]. Teraz to coraz częściej dresiary walczą o chłopaków [na ogół bluzgami],a łyse dresiki z uśmiechem mieszanej pogardy i dumy obserwują całe zajścia.
O tak, to nie jest fajne. To jest kretynizm z samego z założenia. Walka o kogoś bliskiego? Że niby dziewczyna ma wybrać silniejszego? Bez sensu.... Kobieta, która jest na tyle zmienna w uczuciach, żeby pozwolić dwum facetom na zdecydowanie czyją będzie, nie zasługuje na darzenie ją jakimikolwiek uczuciami. Walka do niczego nie prowadzi.... trzeba pamiętać, że nasza "druga połówka", nie jest naszą własnością. Nie jest czymś, co trzymamy jak na smyczy, co możemy potraktować jako coś prywatnego. Przyjęło się mówić czasami o tzw. "odbijaniu dziewczyn/chłopaków"... hahahaha... to jest dopiero kretynizm. Jeżeli ona/on zdecydowali, że wolą kogoś innego, należy umieć się z tym pogodzić... zrozumieć, że podjęta przez nich decyzja, jest decyzją słuszną i zgodną z ich odczuciami... jeżeli naprawdę coś do nas czuje (w dziwnej formie zaczynam mówić.. whatever), to nie pozwoli się "odbić"... to się chyba nazywa "wierność", a z drugiej strony "zaufanie"... a bez tego, jak mamy kogokolwiek pokochać... geez... ludzie są czasami naprawdę głupi....
Ja jestem [jak już wspomniałam] za pierwszym ruchem chłopaka. Trochę nie lubię tchórzostwa, ale nawet jak ktoś idzie na łatwiznę [ ],to po prostu daję do zrozumienia,że załtwia się te sprawy inaczej.
[ <_< ]. Tak... kolejna nauka, jaką mi życie zafundowało, to to, że pewne sprawy (jak na przykład te, o których tu mowa), należy załatwiać twarzą w twarz, poprzez rozmowę. Wiadomo, że o wiele łatwiej jest napisać SMS'a, priv'a, wysłać wiadomość na GG, czy zadzwonić, ale mimo wszystko lepiej w cztery oczy. Nie jest to łatwe... wiem z doświadczenia heh, ale tak trzeba...
Mimo wszystko ja czasem też potrafię być "zdobywcą" [w końcu "w środku" jestem facetem] i potem już na ogół przebywa się ze mną na luzie.
Przebywa się z tobą na luzie, tutaj się zgodzić muszę, a z tym zdobywcą, to chyba dobrze. To jest cecha, wbrew pozorom, u kobiet ceniona (napisałem kobiet? ups...). Mężczyźni w znaczniej mierze są nieśmiali... przynajmniej ja... a jeśli spytacie o powód takiego zachowania, to mogą być nim te wszystkie dziewczyny, które wymieniamy w przykładach, które kpią sobie z czyichś uczuć i wogóle są mało fajne...
Co znaczenia "miłości",to dla mnie nie jest to poświęcenie całego czasu ukochanej osobie-to jest tylko zauroczenie. Prawdziwa miłość godzi się z życiem codziennym i nie jest jedynym na co człowiek patrzy...bo jak w takim uczuciu przetrwać pare lat i nie umrzeć z głodu?Gdyby wszystko się poświęcało ukochanej osobie,to w końcu człowieka zmęczyła by taka miłość.
True... prawda w każdym calu. Ten sam kumpel, o którym mówiłem kilka metrów wyżej, nie widział świata poza swoją dziewczyną (tą szmatą Klaudią). Olewał kumpli, kiedy była przy nim, na nic nie miał czasu, oprócz niej. Wszystko robił z myślą o niej i każdą wolną chwilę przebywał w jej otoczeniu. On to nazywał miłością... dla mnie to było silne uczucie, ale miłością nie było... odbiło się to na nim teraz, kiedy go zostawiła... niech to będzie nauczką, że pomimo tego co mówią wszyscy, trzeba umieć znaleźć rezerwę, nawet w stosunku do uczuć. Trzeba umieć pogodzić nasze zainteresowania, obowiązki, rodzinę, przyjaciół, z naszą "drugą połówką".
Kłócicie się o odpowiedni wiek do miłości.Uważam,że kochamy całe życie,tylko nasz "obiekt uczuć" się zmienia. Na początku sąto rodzice.Potem są ZAUROCZENIA płcią przeciwną [najczęściej ] i dopiero wtedy może przyjść prawdziwa miłość. Uczymy się kochać całe życie. Aż do końca będziemy kochać swoje dzieci [bo także do tego jest ta prawdziwa miłość] i jest ostateczne stadium miłości. Miłości gdzy jesteśmy w stanie oddać życie za osobę,która jest częścią nas.Dlatego gdy młodzież przypadkiem zostaje rodzicami,to bardzo trudno jest im kochać na prawdę...bo nie są przygotowani do tej dojrzałej miłości.
No tak... tutaj mamy pewne niezrozumienie. Ludzie, na dowód swojej bezdennej głupoty, we właściwie wszystkich znanych językach określają uczucie, którym daży się rodziców i uczucie, którym daży się sympatię tym samym wyrazem. Jak to śpiewało kiedyś Demono: "Kochać to nie znaczy zawsze to samo". No i właśnie nam chodzi o to, że dopiero od pewnego wieku człowiek może poczuć coś głębszego niż, to o czym napisałaś, czyli "ZAUROCZENIA płcią przeciwną". Uczymy się kochać całe życie, to fakt, ale tu chodzi o to, kiedy się już tego nauczymy.
No... <dmucha na palce> właściwie to post mi wyszedł nie najgorzej... zapraszam do dyskusji, bo jak widać jest o czym...
-
dlaczego mówisz, że jesteś okrutna i bezlitosna, jak zaraz twierdzisz, że przydzisz się ludźmi, którzy kpią z uczuć innych. To dowodzi tego, że przynajmniej w poruszanym tu temacie, nie jesteś ani okrutna, ani bezlitosna
właśnie dlatego,że potrafię odmawiać...niektórzy traktują to jako urażenie ich osoby i pewnego rodzaju upokorzenie....trudno jest zrozumieć,że uczucie [nawet bardzo silne] nie ma wzajemności. Przez to straciłam pare osób, które uważałam za przyjaciół.Ale za to ci,którzy zrozuieli "przyjaźń" i nie dręczyli mnie "miłością" do tej pory są ze mną w bardzo dobrych stosunkach...Może dlatego,że oni potrafili zrozumieć szczerość i docenić to,że nie chcę się nimi bawić
teraz już ma drugą, swoją drogą znacznie lepszą, moim zdaniem pod każdym względem, ale nic do niej nie czuje.
Serce nie sługa. Ja mam pełno wad...i czy z tego powodu mam nie mieć szansy na miłość.Poza tym często już po związku znowu się odzywa instynkt zdobywcy i zaczynamy doceniać to,co straciliśmy...albo to co uważamy za nasze,a ma to ktoś inny [ten terytorializm jest także moją wadą :P ]...przez to czasem trudno docenić osobę,z którą jesteśmy teraz,ale jeśli jest to prawdziwe uczucie,to można bardzo szybko zapomnieć o istnieniu byłej/byłego i skupić się na osobie, z którą jest się teraz.
to się chyba nazywa "wierność", a z drugiej strony "zaufanie"... a bez tego, jak mamy kogokolwiek pokochać...
to tu chyba ja mam powarzny problem,bo nigdy nie potrafię zaufać w 100%....ktoś może powiedzieć,że to dlatego,że sama nie jestem uczciwa....ale chodzi tu zupełnie o coś innego...powiedzmy,że widziałam zbyt wiele nieuczciwych osób,żeby tak poprostu uwierzyć w ludzką uczciwość
Mężczyźni w znaczniej mierze są nieśmiali...
tak-też jestem nieśmiały...nie żartuję!!!!
Olewał kumpli, kiedy była przy nim, na nic nie miał czasu, oprócz niej. Wszystko robił z myślą o niej i każdą wolną chwilę przebywał w jej otoczeniu
tu wchodzi w grę coś innego-hierarhia wartości. Szczerze powiedziawszy nie sądzę,żeby myślał o niej non-stop.Poza tym czasami w takich przypadkach wychodzi pewna męska wada-szpanowanie dziewczyną. Często faceci chcą być z dziewczyną tylko dlatego,że uwarzają ją za ładną [niekoniecznie wartościową] i mogą się pochwalić nią kumplom.Taka głupiutka laleczka-wizytówka.
No tak... tutaj mamy pewne niezrozumienie. Ludzie, na dowód swojej bezdennej głupoty, we właściwie wszystkich znanych językach określają uczucie, którym daży się rodziców i uczucie, którym daży się sympatię tym samym wyrazem. Jak to śpiewało kiedyś Demono: "Kochać to nie znaczy zawsze to samo". No i właśnie nam chodzi o to, że dopiero od pewnego wieku człowiek może poczuć coś głębszego niż, to o czym napisałaś, czyli "ZAUROCZENIA płcią przeciwną". Uczymy się kochać całe życie, to fakt, ale tu chodzi o to, kiedy się już tego nauczymy.
ja bym to określiła inaczej-są różne rodzaje miłości.Ja np. określam to co czuję do rodziny miłością...choć wiadomo,że to inne uczucia,to dla tak silnych uczuć trudno znaleźć nazwę
-
właśnie dlatego,że potrafię odmawiać...niektórzy traktują to jako urażenie ich osoby i pewnego rodzaju upokorzenie....
Odmowa nie jest dowodem bezduszności, ale właśnie aktem miłosierdzia. O wiele okrutniejsze było by robienie danej osobie nadzieji... podawanie wymijajacych odpowiedzi. Ludzie mogą mówić, że to okrutne, ale to jest to mniejsze zło. Odmowa boli, bez względu na jej formę.... w ten sposób boli najmniej, więc to, że potrafisz odmawiać, jest kolejnym dowodem na to, że nie jesteś okrutna, ani bezduszna... przykro mi, jeżeli sądziłaś o sobie inaczej i zniszczyłem twoją samoocenę hahahahaha...
Za to ci,którzy zrozuieli "przyjaźń" i nie dręczyli mnie "miłością" do tej pory są ze mną w bardzo dobrych stosunkach...Może dlatego,że oni potrafili zrozumieć szczerość i docenić to,że nie chcę się nimi bawić
Przyjaźń nie zawsze jest miła... w szczególności po takiej odmowie. Jeżeli, dajmy na to, chłopak czuł coś bardzo głębokiego do dziewczyny, a ona mu odmówiła, to taki gość może nie chcieć zadowolić się samą przyjaźnią. Dlatego, że taka przyjaźń boli... boli to, że pozostaje blisko z daną osobą, a nie może być bliżej, pomimo tego, że chce... No ale nie każdy tak się zachowuje.. to też zależy od człowieka i od tego, jak silny wewnętrznie jest... chciałem tylko zaznaczyć, że czasem faktycznie ciężko jest docenić taką szczerość, w szczególności kiedy przysparza ona bólu....
Serce nie sługa. Ja mam pełno wad...i czy z tego powodu mam nie mieć szansy na miłość.
"Kobietę ceni się za zalety, a kocha z wady"
Każdy ma wady i każdy ma prawo do miłości. Jednak osoby, które bawią się czyimiś uczuciami, nie zasługują na to, żeby być kochanymi.... tamta dziewczyna też nie zasłyżyła i mam szczerą nadzieję, że kiedyś ktoś jej zrobi to samo...
Poza tym często już po związku znowu się odzywa instynkt zdobywcy i zaczynamy doceniać to,co straciliśmy...albo to co uważamy za nasze,a ma to ktoś inny [ten terytorializm jest także moją wadą ]...przez to czasem trudno docenić osobę,z którą jesteśmy teraz,ale jeśli jest to prawdziwe uczucie,to można bardzo szybko zapomnieć o istnieniu byłej/byłego i skupić się na osobie, z którą jest się teraz.
On z nią zaczął chodzić, żeby zapomnieć... i mówi, że mu się nie udało. Ania, bo to jego nowa dziewczyna, jest niesamowicie wręcz wyrozumiała pod tym względem. Wytrzymuje to, że momentami nie traktuje jej poważnie, że nie wkłada w ten związek tyle wysiłku ile powinien. Ale myślę, że to nie tylko instynkt zdobywcy. On nie chcę z tamtą być, bo wie, że tak naprawde Klaudia jest podła i dwulicowa. Myślę, że to pewnego rodzaju przyzwyczajenie... pamięć o minionych chwilach. A ten terytorializm nie jest wadą. To się chyba nazywa "zazdrość" i jest czymś całkiem normalnym.. przynajmiej ja tak myślę... (coś mówiłaś kiedyś, że nie jestem o ciebie zazdrosny... życie niestety nie było dla mnie takie uprzejmę i borykam się z tym, jak wielu innych facetów i dziewczyn heh...).
to tu chyba ja mam powarzny problem,bo nigdy nie potrafię zaufać w 100%....ktoś może powiedzieć,że to dlatego,że sama nie jestem uczciwa....ale chodzi tu zupełnie o coś innego...powiedzmy,że widziałam zbyt wiele nieuczciwych osób,żeby tak poprostu uwierzyć w ludzką uczciwość
Jaki problem? A czy ja mówiłem, że to przychodzi od razu? Zaufanie jest czymś co rośnie z czasem, a i tak nigdy nie dojdzie do tych 100%.... zawsze pozostaje ten cień strachu, że możemy się na drugiej osobie zawieść... Ja również widziałem wielu nieuczciwych ludzi... znam życie, pewnie nie gorzej od ciebie. Można mieć nadzieję, że zaufanie przyjdzie z czasem... mi też niełatwo jest zaufać. Na tym polega zazdrość o ile się nie mylę. Na tym, że ludzki mózg zawsze uwzględnia to prawdopodobieństwo (bez względu na to, jak jest małe), że dana osoba może nas zawieść, zdradzić, porzucić itp.
tu wchodzi w grę coś innego-hierarhia wartości. Szczerze powiedziawszy nie sądzę,żeby myślał o niej non-stop
Nie musisz sądzić. Ja wiem. Traktował ją jak bóstwo.. dosłownie. To ten typ miłości, w którym facet pokrywa każdą nadającą się płaską przestrzeń czymś w stylu "I love Klaudia", a jej słowo, jest dla niego niemalże rozkazem. Przykro było patrzeć jak się człowiek marnuje....
Poza tym czasami w takich przypadkach wychodzi pewna męska wada-szpanowanie dziewczyną. Często faceci chcą być z dziewczyną tylko dlatego,że uwarzają ją za ładną [niekoniecznie wartościową] i mogą się pochwalić nią kumplom.Taka głupiutka laleczka-wizytówka.
hahahaha.. uczuciowe lamerstwo. W takim razie kobiecą wadą, będzie szpanowanie chłopakiem, bo i takie dzieczyny w życiu widziałem. Smutne... miłość na pokaz... jakież to smutne i poniżające... . Rozumiem, że można być ze swojej dziewczyny/chłopaka dumnym/dumną pod pewny względem... ale to już lekka przesada. Dowodzi emocjonalnego niedorozwoju, jeżeli ktoś chciałby znać moją opinię...
ja bym to określiła inaczej-są różne rodzaje miłości.
Chodzi mi o to, że różne rodzaje miłości są od siebie diametralnie różne... powinno być na to jakieś inne słowo...
-
Może teraz powiem trochę nie na temat...ale tak jakoś samo mi się nasuneło.Chodzi mi o uczciwość...ostatnio miałam taki przypadek.Mój jeden kolega okazał się okrutnym kłamcą i krętaczem...z wybujałą wyobraźnią.Wszystko było na początku w porządku..muszę powiedzieć nawet,że mu po części zaufałam...i to był błąd.Niestety nabrałam się na jego kłamstwa i potem tego gorzko żałowałam.Przez niego straciłam innego kolegę..ale na całe szczęście sprawa się wyjaśniła i teraz jest już ok.Nie wiem po co mu to było i jaki miał cel w tym by wszystkich skłucić...ale najwidocznij nie zależy mu na przyjaciołach skoro wszystkich oszukiwał.Teraz ważę każde jego słowo by znów się nie nabrać.
Wprost nie cierpię takich ludzi.Nie rozumiem takiego postępowania...Sam niedawno przyznał się,że robi źle i jakoś nie widać by miał ochotę się zmienić...nawet go ostratnio nie widuję i może to dobrze,bo naprawdę od takich ludzi najlepiej trzymać się z daleka...
-
tacy ludzie niszczą siebie i innych. Siebie,bo tracą przyjaciół ,bliskich i swój wizerunek,a innych,bo zabijają w nich wiarę w ludzką uczciwość...potem oszukanej osobie trudno zaufać komukolwiek,bo osoba,której się ufało i którą się ceniło okazała się nic nie warta....w takim razie czy należy zawsze być samemu,żeby nikt nas nie zawiódł i nie zranił?
-
No dobrze... topic umarł, to z czystej przyzwoitości możnaby coś tu napisać, żeby odświeżyć atmosferę... tak więc...
Jaka jest według was cena ludzkiego życia? W jakich okolicznościach można zabić drugiego człowieka? Czy kara śmierci to dobre rozwiazanie? A co z aborcją i eutanazją? Pytań wiele, ale kręcą się wokół zagadnienia śmierci innego przedstawiciela naszego gatunku i odpowiedzi na każde z nich mają określi wasz stosunek do wartości ludzkiego życia. Pozwolicie, że wypowiem się później.... jestem ciekaw waszych opinii i ich argumentacji...
-
Jaka jest według was cena ludzkiego życia?
Tak na prawdę cena ludzkiego życia jest względna. Z jednej strony jest ono zbyt kruche, by być wartościowe, z drugiej bardzo ceni się życie bliskich naszemu sercu. Moim zdaniem ludzie za mało o siebie dbają i przez to ich życie traci na wartości. Weźmy pod uwagę np. gościa który "tak dla jaj" ściga się na motorze i w każdej chwili przez własną głupotę może spowodować wypadek. Jest zagrożeniem dla życia swojego i innych.
Poza tym wartość życia zależy również od tego jak sama jednostka na nie patrzy. Niektórzy twierdzą,że życie jest pasmem udręk i,że właściwie nie jest ono dla nich ważne...inni potrafią cieszyć się drobiazgami i starają się wykorzystać każdą chwilę. Choć moim zdaniem nawet samobójca,czy życiowy pesymista tak na prawdę w ostatniej chwili będzie się chwytał życia. Naturalnym odruchem człowieka [ nawet samobójcy] gdzy się poślizgnie,potknie itp. [nawet już na parapecie okna z którego ma skoczyć] jest łapanie się czegokolwiek-chwytanie życia.
Często młodzi ludzie, którzy np. zawalili egzamin, zostali odrzuceni itp [ogólnie mają deprechę] mają ochotę wiązać sznur. W takich chwilach powinni pomyśleć o ludziach kalekich, nieuleczalnie chorych i wtedy pomyśleć "ja jestem zdrowy i i tyle jeszcze przede mną...jak mogę nie chcieć żyć,skoro ludzie dla których nie ma nadzieji ciąglę stawiają czoła temu okrutnemu losowi?!".
Choć teoretycznie wartośk każdego życia ludzkiego jest taka sama,to dla mnie niektóre istnienia są totalnie zbędne...może nawet niepożądane. Piszę tu np. o złodziejach, mordercach i innym elemencie. Skoro życie mordercy jest warte tyle co uczciwego człowieka, to gdy zabije on np. 2 osoby,to już społeczeństwo straci [....nie patrząc od strony zwalczania przeludnienia :P ]
W jakich okolicznościach można zabić drugiego człowieka?
W przypadku zagrożenia własnego życia. Wiadomo-moje życie jest tyle samo warte co tego skurczybyka,to czemu ja mam stracić swoje?!
Czy kara śmierci to dobre rozwiazanie?
Kara śmierci jest najlepszym rozwiązaniem dla skazanych za poważne zbrodnie. Gdy takiego delikwenta wsadza się do więzienia, to utrzymanie go miesięcznie kosztuje skarb państwa ok.1000 złoty....skąd to idzie? Oczywiście z naszych podatków! Dlaczego państwo ma nie wydać tych pieniędzy np na budowę szpitali, pokrycie części kosztów leczenia,zasiłki dla bezrobotnych, czy budowę dróg? Poza tym sama kara śmierci jest dość "prestiżowa" i może mniej kretynów ryzykowało by gdyby wiedzieli co ich może czekać.
A co z aborcją i eutanazją?
Moim zdaniem obie formy powinny być dozwolone na specjalnych warunkach. Aborcja w przypadku uszkodzenia płodu, poczęcia w wyniku np. gwałtu, lub gdy ycie matki jest zagrożone. Poza tym lepiej gdy kobieta, która i tak to ma zrobić, zrobi to w czystym i sterylnym gabinecie niż zrobi to nielegalnie w jakiejś brudnej dziurze, która tylko z tytułu jest gabinetem lekarskim.
Eutanazja moim zdaniem jest aktem łaski. Jeśli pacjent wie,że w krótce będzie umierał w ogromnym cierpieniu,a teraz jeszcze może odejść godnie, to chyba się na to zdecyduje. Poza tym każdy jest panem swojego losu i lekarz może pomóc w "samobójstwie" dostarczając środków by było to bezbolesna i spokojna śmierć.
Inną sprawą są koszty utrzymania "roślin" . Jeśli wiadomo,że pacjent nie dojdzie do siebie [uszkodzenia mózgu, glejak itp] i żyje tylko dzięki aparaturze, która przydałaby się np. dziecku, które ma jeszcze szansę, powinno się pozwolić mu odejść.
-
A co z aborcją i eutanazją?
Moim zdaniem obie formy powinny być dozwolone na specjalnych warunkach. Aborcja w przypadku uszkodzenia płodu, poczęcia w wyniku np. gwałtu, lub gdy ycie matki jest zagrożone.
takie sa warunki prawnej aborcji :P
Eutanazja moim zdaniem jest aktem łaski. Jeśli pacjent wie,że w krótce będzie umierał w ogromnym cierpieniu,a teraz jeszcze może odejść godnie, to chyba się na to zdecyduje.
To sie nazywa "złoty strzał" i zeby pacjent mógł dostać taki zastrzyk smierci lekarz musi uzyskać pozwolenie najbliższej rodziny gdyz sam pacjent może nie być wstanie na trzeźwa decyzje...
Poza tym każdy jest panem swojego losu i lekarz może pomóc w "samobójstwie" dostarczając środków by było to bezbolesna i spokojna śmierć.
Inną sprawą są koszty utrzymania "roślin" . Jeśli wiadomo,że pacjent nie dojdzie do siebie [uszkodzenia mózgu, glejak itp] i żyje tylko dzięki aparaturze, która przydałaby się np. dziecku, które ma jeszcze szansę, powinno się pozwolić mu odejść.
to jak i powyższe sytuacje sa nie zgodne z Przysięgą Hipokratesa:
"[...]Nikomu, nawet na żądanie, nie dam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka poronnego. W czystości i niewinności zachowam życie swoje i sztukę swoją[...]"
dlatego lekaze sie wachają przed decyzją...
warto było chodzić na religie mimo nie bycia katolikiem :F
-
No dobrze.... zobaczymy co ja potrafię napisać. Mam na ten temat zdanie, które może zostać odebrane jako "szokujące" w pewnych kręgach.. wydaję mi się jednak, że nie tutaj. Let's get it started....
Jaka jest według was cena ludzkiego życia?
Dwoista.... albowiem cena ludzkiego życia zależy od tego, do kogo takie życie należy. Życie wszystkich osób, których nie znam osobiście i które żyją sobie "gdzieś tam", nie obchodzi mnie nic i nie ma dla mnie wartości. Kiedy widzę w telewizji reportarz na temat jakiegoś kataklizmu gdzieś daleko np. tego ostatniego tsunami, to mnie to wogóle nie rusza. Ktoś gdzieś umiera codziennie i codziennie się ktoś rodzi. W moim odczuciu żałowanie śmierci kogoś, kogo nie znamy mija się z celem. Śmierć jest rzeczą naturalną. Prawdopodobnie najbardziej naturalną, jaka się nam przytrafia. Życie zaczyna się i kończy bez naszej woli i bez względu na nasze płacze i lamenty. Nie warto się przejmować rzeczami, które nie zależą od nas. Dlatego za nic mam życie ludzi, których nie znam. Mało humanitarne? Nie mogę zaprzeczyć...
Poza tym wartość życia zależy również od tego jak sama jednostka na nie patrzy. Niektórzy twierdzą,że życie jest pasmem udręk i,że właściwie nie jest ono dla nich ważne...inni potrafią cieszyć się drobiazgami i starają się wykorzystać każdą chwilę.
To jest akurat mało ważne. Wiadomo, że człowiek ceni własne życie choćby dlatego, że bez niego nie może cenić niczego innego. Rozchodzi się póki co o stosunek człowieka do życia kogoś innego.
Choć teoretycznie wartośk każdego życia ludzkiego jest taka sama,to dla mnie niektóre istnienia są totalnie zbędne...może nawet niepożądane.
mój kumpel z klasy bardzo dobrze to kiedyś ujął
Niektórzy ludzie żyją tylko dlatego, że zabicie ich wciąż jest nielegalne
W tym zdaniu jest wiele prawdy. Są ludzie, których bym zabił bez mrugnięcia okiem i bez wyrzutów sumienia. Mam pod pewnymi względami jasne poglądy i nie sądze, żeby miało mnie gryźć sumienie po ich śmierci. Skoro już się rozchodzi o zabijanie ludzi, to pozowolę sobie na pewną odskocznie od tematu. Jaka jest najgorsza według was zbrodnia? (możecie odpowiedzieć w następnych postach). W krajach, w których jest to dozwolone, karę śmierci dostają zazwyczaj ci, któzy sami dopuścili się morderstwa. Nie jest to do końca słuszne. Chodzi mi o to, że w pewnych okolicznościach morderstwo nie powinno być uznawane za przestępstwo. W momencie zagrożenia życia własnego lub życia kogoś z moich bliskich, byłbym w stanie dźgnąć kogoś nożem, nacisnąć na spust, czy też w inny sposób odebrać życie agresora, aby przestał narażać życie osób, których życie liczy się dla mnie bardziej niż jego własne. Zastanówcie się przez chwilę... czyje życie jest dla was na tyle ważne, że w jego obronie bylibyście w stanie zabić kogoś innego? Ja mógłbym wymienić conajmniej kilka.... Czy morderstwo w takich okolicznościach jest złe? Jest przestępstwem? Według obowiązującego prawa tak... nie jest to specjalnie krzepiąca myśl, co? No ale wracając do tematu, to zaznaczyłem, że zabicie kogoś nie zawsze powinno być karane. Naturalnie seryjni mordercy i tacy, którzy zabili z powodów błachych lub bez powodu, na karę zasłużyli. Skoro już mowa o systemie sądowniczym, to sam uważam, że jest taka zbrodnia, którą uznaje się za lżejszą od morderstwa, a w moim odczuciu powinna być karana śmiercią i to w miarę możliwości bolesną. Mowa o gwałcie. Może to dziwne, że mówię to jako facet, ale sama idea gwałtu jest czymś, od czego zalewa mnie krew i zaciskają zęby bardziej niż od hip-hop'u i popkultury razem wziętych. Ciężko mi się postawić na miejscu przedstawicielek płci piękniejszej, o które się w gwałcie rozchodzi. Nie wiem jak się zgwałcona dziewczyna czuje i chyba nie jestem ciekaw. Chodzi o to, że osoba, która drugiego człowieka sprowadza do roli przedmiotu, który ma mu sprawić przyjemność... która przedkłada własne rządze nad cierpienie niewinnych... która nie potrafi zapanować nad własnymi instynktami.... taka osoba zasługuje na śmierć. No ale o tym pewnie pogadamy jeszcze kiedy indziej, więc nie ma się co rozpisywać na ten temat.
Czy kara śmierci to dobre rozwiazanie?
Tak... kara śmierci to bardzo dobre rozwiązanie i powinna być powszechna we wszystkich krajach. Tylko osoby, które dopuściły się lekkich przestępstw powinny trafiać do więzienia. Dożywocie powinno być zastąpione właśnie karą śmierci, bo jest mniej kosztowne dla reszty społeczeństwa, bo jak słusznie zauważyła Hisoka, to my żywimy tych ludzi, którzy dopuścili się morderstw, gwałtów i innych mało fajnych rzeczy.
A co z aborcją i eutanazją?
Aborcja - Jak powiedziała Hisoka wypadku uszkodzenie płodu, gwałtu lub zagrożenia życia matki. Ja bym tutaj jeszcze dodał, że aborcja powinna być dozwolona do jakiegoś momentu rozwoju płodu np. do drugiego miesiąca ciąży. Ja osobiście nie uważam tam młodego płodu za istotę ludzką, a jeżeli kobieta, ktora jest w ciąży z jakichś powodów nie chce mieć tego dziecka (zła sytuacja materialna, zbyt młody wiek matki itp. itd.), powinna mieć prawo do aborcji. Uważam jednak takie środki za ostateczność, ponieważ skoro osoba nie jest w stanie wychowywać dziecka, nie powinna do "wpadki" dopóścić.
Eutanazja - Duże TAK. Każdy ma prawo do popełnienia samobójstwa. Na dobrą sprawę mógłbyś/mogłabyś teraz wstać z fotela i wyskoczyć przez okno lub dźgnąć się nożem w szyję. Masz do tego prawo. Ludzie, którzy z jakiegoś powodu stracili możliwość odebrania sobie życia, powinni móc zdać się na łaskę najbliższych, którzy z czystego miłosierdzia mogliby skrócić ich męki. W starożytnej japonii, znany był wśród samurajów rytuał seppuku, czyli odebrania sobie życia nożem wakizashi w okoliczności straty honoru itp. . Ponieważ polegało to na rozcinaniu sobie brzucha, nie była to śmierć specjalnie miło i bezbolesna, dlatego też samobójca przed śmiercią powoływał osobę imieniem Kaishaku. Był to zazwyczaj przyjaciel, ktoś z rodziny lub inna osoba bliska. Gdy samobójca rozcinał sobie brzuch, sprawiając że śmierć jest kwestią kilkunastu sekund, Kaishaku skracał męki samobójcy, obcinając mu głowę kataną, oddając mu ostani akt łaski. W dzisiejszych czasach mamy wiele osób, które doświadczają niesamowitych cierpień i tylke wyczekują śmierci. Kaishaku dalej są potrzebni... żal tylko, że ich postępowanie byłoby odebrane jako zbrodnia, a nie akt łaski....
To sie nazywa "złoty strzał" i zeby pacjent mógł dostać taki zastrzyk smierci lekarz musi uzyskać pozwolenie najbliższej rodziny gdyz sam pacjent może nie być wstanie na trzeźwa decyzje...
Nie w naszym kraju... oto jest ciemna strona chrześcijanizmu, który takiego postępowania zabrania...
"Nikomu, nawet na żądanie, nie dam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka poronnego. W czystości i niewinności zachowam życie swoje i sztukę swoją"
Hipokrates miał swoje poglądy, ja mam swoje.... Eutanazja jest właśnie czystością i niewinnością. Na miejscu lekarza czułbym się strasznie wiedząc, że skazałem człowieka na śmierć w męczarniach...
-
ja tam bede krotko i dokladnie... jak widze posty tanta to mi sie w glowie kreci...
Jaka jest według was cena ludzkiego życia?
sadze to samo co tant... wszystko zalezy od tego o czyim zyciu rozmawiamy... absolutnie nie obchodzi mnie ile osob zginelo dzis w afryce i azji z powodu biedy i nedzy czy zostalo zamordowanych podczas II wojny swiatowej... mozecie nazywac to egoizmem, ale ja nie sadze ze tak sie powinno to nazywac... sztuczne udawanie ze nam jest zajebiscie smutno jak widzimy w telewizji informacje, ze ktos zginal jest jeszcze gorsze... po 2 minutach juz sie o tym zapomni... nie rozumiem wogole tego jak mozna zalowac kogos kogo sie wogole nie zna... a moze i ten ktos mial ciemne strony i dobrze ze zszedl z tego swiata?
W jakich okolicznościach można zabić drugiego człowieka?
proste - tylko i wylacznie jesli ten czlowiek powoduje zagrozenie dla otoczenia... tylko niestety prawo jest tak jebniete ze jak np ktos chce kogos okrasc, zgwalcic, pobic dla rozrywki to ten nie ma zadnych szans na obrone... byly takie sprawy, ze osoby napadniete mocno nadpsuly zdrowie napastnika, a tymczasem prawo stawia napastnika jako poszkodowanego i obronca idzie siedziec... dlaczego? dlaczego wogole istnieje cos takiego jak jakas granica samoobrony? moim zdaniem napastnik jest juz na starcie winnym, a napadniety powinien moc wykorzystac kazdy mozliwy srodek obrony... a tymczasem tak nie jest, goscia mozna najwyzej ogluszyc czy pierdolnac gazem lzawiacym i zglosic napad na policje, ktora i tak nic nie zrobi... jeden przypadek z zycia wziety: gosciu zostal napadniety, ale nie chcial oddac telefonu, wiec zaczela sie bojka... komorke w koncu zarabali, a gosciu poszedl na policje, gdzie pewna bardzo mila pani policjantka powiedziala mniej wiecej: "i co z tego? trzeba bylo spierdalac!"... po prostu bez komentarza... damn... chyba zgubilem watek... w kazdym razie drugiego czlowieka powinno sie moc zabic w samoobronie
Czy kara śmierci to dobre rozwiazanie?
bardzo dobre i dziwie wogole sie ze nie jest stosowane... kara smierci napewno zmniejszyla by przestepczosc... porobilo by sie pare egzekucji (koniecznie na widoku, jak w sredniowieczu) to by sie odechcialo zlodziejaszkom ryzykowac... wiadomo, wiezienie to dla nich nie jest az tak straszna kara, moga zaryzykowac... ale pod presja kary smierci spanikowaliby... kara smierci jest przydatna takze dlatego, ze czesto po odsiadce niektorzy po prostu nie nabieraja pokory i dalej broja... zreszta z wiezienia mozna wykupic... to juz jest po prostu skandal... tylko dlatego ze jakis gang ma kase moze wykupywac swoich i dalej spokojnie dzialac? kara smierci powinna to rozwiazac...
A co z aborcją i eutanazją?
tutaj chyba nic nowego nie dodam... bo po co cytowac tanta?
Jaka jest najgorsza według was zbrodnia?
wszystko co moze pozostawic uszczerbki na zdrowiu (morderstwa, powazne pobicia) lub psychice (gwalt)... kradziez czegos to zlo mniejsze, w koncu to tylko przedmioty...
damn... troche sie rozpisalem, ale odrazu pragne zauwazyc ze moze w tym moim poscie byc duzo bzdur i nieprzemyslanych rzeczy, bo jakos tak sie dziwnie czuje... damn... gdzies w polowie posta mi zaczal tak dziwnie monitor falowac... zaznaczam ze nic nie pilem
-
Jaka jest według was cena ludzkiego życia?
Również mogę powiedzieć to co reszta...dla mnie najważniejszi są bliscy,reszta mnie mało obchodzi...
Choć powiem,że cena ludzkiego życia jakby to nazwać jest "bezcenna"dla niektórych(jakos dziwnie to zabrzmiało).
Niektórzy ludzie żyją tylko dlatego, że zabicie ich wciąż jest nielegalne
Tu zgodzę się z Tantem,jest kilka osób które bym zabiła i nie było by mi ich żal..
W jakich okolicznościach można zabić drugiego człowieka?
Myśle,że w samoobronie i raczej tak...bo co zrobisz jak taki gość cię napadnie grożąc nożem albo innym ostrym narzędziem?Będziesz się bronił,tym bardziej jeśli nie tylko twoje życie będzie narażone.
Czy kara śmierci to dobre rozwiazanie?
Jak najbardziej.Myślę,że powinna być stosowana,tylko hm...Myśle,że jeśli ktoś raz popełnił jakąś zbrodnie to trzeba było by dać mu szansę za pierwszym razem wsadzając go do więzienia,a gdy niewidać u takiego delikfęta poprawy za drugim razem stosować karę śmierci..(ale może źle myślę...)
Jaka jest najgorsza według was zbrodnia?
Gwałt na pierwszym miejscu...na drugim zaś znęcanie się nad kimś psychicznie.Taki człowiek sam w końcu albo zwarjuje,albo popełni samobujstwo.
A co myślicie o zabujstwie w afekcie?
-
cena ludzkiego zycia - zalezy czyjego...wiadomo bliscy na pierwszym miejscu i tak jak YUz reszta malo mnie obchodzi, aczkolwiek jesli mam wybrac kto ma zyc: bezmozgi dres ktory ma juz ladna kolekcje dresikow z bazaru i komorek czy przecietny szary obywatel, to moj wybor chyba jest oczywisty - smierc dresowi.
W jakich okolicznosciach mozna zabic - no wiadomo ze w samoobronie, lub w obronie kogos innego.
Najgorsza zbrodnia - hmm...morderstwo, ale takie przy ktorym zabity niesamowicie cierpial..i gwalt z zaplodnieniem
kara smierci - zdecydowanie tak...ale po torturach
-
No tak.... topic zdechł jak zwykle po kilku postach i kto ma go reanimować? No kto? No oczywiście, że ja, bo nikomu innemu się nie chce... żałuję w takich momentach, że qiax wyemigrował, bo z jego ciętym językiem i solidnie ugruntowionymi poglądami zawsze było z kim się posprzeczać i pogadać w tym topicu.... no ale dobrze... w końcu ja go założyłem, to można ruszyć co nie co...
Pytanie będzie dość personalne i może mniej filozoficzne, a bardziej psychologiczne... ale who cares... no więc dzisiejszym tematem będzie "Strach", czyli: Czego się najbardziej boisz?, Czego się nie boisz?, Czy uważasz się za osobę odważną?, Gdzie są granice twojej odwagi... takie, których nie przekroczysz, choćby nie wiem co?. Miłego odpowiadania, jak ktoś się odważy. Ja skorzystam z przywileju osoby rozpoczynającej temat i wstrzymam się póki co od odpowiedzi.
-
Niewiele jest rzeczy,których się jakoś naprawdę boję...prędzej brzydzę....np.takie pająki-te większe [ptaszniki itp.] są całkiem spoko,ale jak gdzieś napatoczy się jakiś taki piwniczny skurczybyk o średnicy 5 cm.[z łapkami] ,to zaczynam szukać czegoś ciężkiego...może wzięło się to z dzieciństwa i wakacyjnych wypadów na grzyby,gdzie co rusz wpadałam w jakąś głupią pajęczynę :angry: Taa....krzyżak na nosie jest mało miły. :prr:
Poza tym czuję dyskomfort na...małych wysokościach. Małych tzn. np. 3 piętro...IX już mi nie przeszkadza,albo jakaś wieża. Po prostu jak z dziewiątego zlecę,to od razu się zabiję i będzie mały ból,a z takiego III,to trzeba będzie mnie jeszcze zeskrobywać. Poza tym nie mogłabym żyć jako kaleka. Wolałabym umrzeć niż np. jeździć na wózku do końca życia.
-
Czego się boję?Hm...wydaje mi się,że to zależy.Zwykle od tego co zobaczę lub usłyszę....jakby to ująć.Obraz plus dźwięk robi swoje.Dajmy na to,że kiedyś oglądałam taką głupią stronę,gdzie na środku kuchni stał stół z krzesłami i po jakimś czasie wylatywał obrazek z jakąś gębą i dało się słyszeć przerażający wrzask(na samą myśl mam stracha).Miałam taki przypadek,że ja zamknełam oczy,a moja siostra zatkała uszy XD.Ona widziała obrazek,ja natomiast usłyszałam ten wrzask.Jej przeszło szybciej,a ja chodziłam przez trzy dni nieprzytomna z braku snu,bo gdy tylko zamykałam oczy słyszałam ten przeklęty wrzask.Takie rzeczy jednak jakoś oddziaływują na naszą wyobraźnię.Pewnie ktoś inny nie przejoł by się czymś takim...zależy to też od tego jak bardzo ktoś jest wrażliwy na takie rzeczy.
Ale wracając do tematu XD.Ja chyba boję się czasami ciemności(ale to chyba zostało mi z dzieciństwa).Nie lubię też niezidentyfikowanych dźwięków...jak jestem sama w domu.No i czasami przeraża mnie..cisza...lubię wtedy włączyć głośno muzykę.Mam jeszcze lęk wysokości...no ale to chyba się nie liczy ;P.
-
Typowy kobiecy słuchowiec XD . Ja chyba bardziej bałabym się czegoś co widzę. Dźwiękom nie ufam [nagranie z drugiego pokoju itp.] i średnio mnie obchodzą. Chyba,że jest ciemno i jedynymi "solidnie " pracującymi zmysłami są słuch i dotyk...ale nawet wtegy bardziej prestraszyłabym się czegoś co już dotknęłam niż czegoś co usłyszałam [nawet blisko].
Co do ciemności,to nie robi na mnie większego wrażenia. Czasami lubię sobie nawet tak poleżeć przy zgaszonym świetle, w ciszy wpatrując się tylkow ciemność. To mnie trochę wycisza,po całym dniu latania :D
-
1. wszelkiego rodzaju igły... na sam widok strzykawki słabo mi sie robi :F jak mnie cos ukuje to mnie odrzuca jakby mi ktos ręke ucioł :F
2. wrodzony lek wysokości... pewnie spowodowany faktem że jako dziecko wiele razy spadałem (w wieku 3lat spadłem z wysokiego konia :F to był 1 i ostatni raz jak na takowego wsiadłem XD)
3. krew... brrr nic mi nie jest tylko na widok wlasnej :P jestem tez wrazliwy na wszelkie uszkodzenia własnego ciała (potrafie zemdleć kalecząc sie w palec XD)
tak poza tymi to nie wiele mnie rusza reszte potrafie zwalczyć umysłem (w ciemnościach czeba umysł oczyscić albo cos miłego, śmiesznego sobie wyobrazić bo człowiek widzi i słyszy co kce widziec i słyszeć :P)
łah same kobity sie wypowiadają :F .... :shifty: eee whatever XD XD XD
-
no dobra... wypowiedziała się cześć płci pięknej i Marv...w takim razie powinienem chyba dodać coś od siebie. No dobra..... może zacznijmy od tego, czego się nie boje.
1. Nie boję się zwierząt. Pewnie czułbym dyskonfort, gdyby obsiadła mnie zgraja pająków, ale nie brzydzę się właściwie żadnej żywej istoty.
2. Nie boję się śmierci. Może to dziwne, ale mnie naprawde nie przeraża perspektywa śmierci. Wiem, że to nastąpi i uważam, że nie powinniśmy bać się tego co naturalne, a niech mi ktoś powie co jest bardziej naturalne od śmierci. Nie chciałbym umrzeć w sposób bezsensowny, jak ludki, których opisują w "Nagrodach Darwina". Chciałbym umrzeć w obronie czyjegoś zdrowia lub życia, a tymbardziej kogoś z mojej rodziny lub bliskich (lub tymbardziej... sami wiecie hehehe). Śmierć w takich okolicznościach uważam za honor, a nie za coś, czego można się bać. Może to dziwne, ale taki już jestem.
3. Nie boję się ciemności, a powiem nawet, że o wiele lepiej czuję się w ciemnym pokoju, niż gdy jest zapalone światło. Nie lubię górnych świateł, przez co w moim pokoju lampa wisząca u sufitu została... ehm.... usunięta i jedyne światło dają mi dwie stacjonarne lampki i zamujące pół ściany okno. Lubię mrok....
4. Nie boję się wysokości. Kiedyś się bałem, ale dzisiaj chyba już mniej. Co prawda nie ciągnie mnie do wysokogórskiej wspinaczki i pewnie nie byłbym taki twardy jak teraz, gdybym zwisał na linie pół kilometra nad ziemią. Ale nie zmienia to faktu, że nad urwiskiem nie dostaję zawrotów głowy jak patrzę w dół, ani żadne takie.
5. Nie boję się niezidentyfikowanych dźwięków, obrazów i innych zjawisk. Mieszkam w dość dużym domu i już nie jeden raz przyszło mi przemierzać ciemne schody do piwnicy w późnych godzinach nocnych, aby czegoś poszukać. Wychodzę z założenia, że w moim domu nie ma niczego groźniejszego ode mnie, a ducha zawsze chciałem zobaczyć i czekam aż się jakiś napatoczy.
Dobra....ah... pokazałem jaki jestem odważny hehehehe... no ale serio powiem, że jestem typem analityka, który do większości spraw podchodzi z rozwagą i logiką. Wydaję mi się, że ciężko mnie przestraszyć. No ale są rzeczy, które i mnie przerażają.
1. Boję się bezsilności. Tego, że mógłbym np. zostać sparaliżowany lub z jakichś powodów amputowano by mi nogę lub rękę. Podziwiam ludzi, którzy potrafią tak żyć, bo gdyby mnie coś takiego spotkało, to zrobiłbym wszystko co w mojej mocy, aby popełnić samobójstwo. Jeżeli mowa o tym, to boję się także, a nawet bardziej, bezsilności umysłowej. Tego, że stanąłbym przed beznadziejną sytuacją, z której niepotrafiłbym wybrnąć. Sytuacji, w której nie mógłbym niczego zmienić, ani poprawić, a jedynie pogorszyć. Tego się faktycznie boję.
2. Boję się samotności. Tak wiem... strasznie to typowe, ale przerażają mnie to, że mógłbym się obudzić nagle, nie mając absolutnie nikogo, do kogo mógłbym otworzyć gębę. Faktycznie lubię czasem pobyć sam w ciszy i spokoju. Jednak całkowita alienacja, to coś strasznego. Nie chodzi mi tutaj o odcięcie od społeczeństwa, bo to jest myśl prawie kusząca, ale o utratę najbliższych. Nie ukrywam, że pierwsza osoba która nasuwa mi się na myśl to Hisoka. Niech więc ona będzie przykładem osoby, której za nic nie chciałbym stracić.
3. Boję się poboru... NIEEEEEEE JA NIE CHCĘ IŚĆ DO WOOOOOJSKAAAA... NIEEEEEEEE!!!!!!! Całe szczęście, że się dostałem na te studia i mnie cholerny pan oficer może póki co pocałować we włochate stringi. Ale na serio nie chcę iść do wojska i myśl o tym mi wywołuje ciarki na plecach.
4. Boję się... hmm.... czegoś napewno się jeszcze boję, ale nie mogę na nic konkretnego wpaść.... wiem! Boję się, że Square nie wyda już więcej żadnej wspaniałej gry pokroju FF7, czy CC, a zacznie się skupiać na trzepaniu szmalu, tak jak to robi z lansowanie serii Full Metal Alchemist, z Compilation of Final Fantasy VII i z planowanym na najbliższy czas projektem CODE AGE.
Dobra.... już nic konkretnego mi na myśl nie przychodzi, więc tu skończę... czekam na innych ludzików, którzy podzielą się z nami swoimi obawami i lękami... to nie boli... czekam też, jak ktoś ma jakieś obiekcje lub pytania co do tego, co napisałem u góry... no ale to chyba jasne, bo to w końcu topic o charakterze wybitnie polemicznym.
łah same kobity sie wypowiadają
Damn you Hisoka... miałaś nikomunie mówić, że jestem dziewczyną!!
PS.
obczajcie TO (http://www.albinoblacksheep.com/flash/subliminal.php)... zarąbista sprawa, ale tylko za pierwszym razem. Jak to za pierwszym razem widziałem w ciemnym pokoju, to się prawie posrałem....
łaaa przez ciebie nie bede mógł spać :F Yuz nie radze tego ogladać :P
-
hmm.... widać, że nawet mi przychodzi sią czasem wypowadać w topicach tego pokroju..... czas włączyć swoje drugie paranoidalne ja:
Jaka jest według was cena ludzkiego życia?
Życie ludzkie jest odpowiednio bezcenne i bezwartościowe. Nie obchodzi mnie ktoś kto żyje na drugim końcu świata, ale też nie obchodzi mnie ten kto mieszka dwie ulice dalej..... jeśli kogoś nie znam, a tylko czasem mijam go na ulicy, dlaczego powinien być dla mnie cenny? Mało wartościowe jest też dla mnie moje życie..... ot takie sobie zwykłe nikomu niepotrzebne istnienie......
W jakich okolicznosciach mozna zabic
Można - w każdych, wolno - w żadnych...... Może nie zauważyliście, ale po ziemi chodzi nas jakieś sześć miliardów. Taka liczba jednego gatunku nie ma prawa się pojawić i to, ze ludzie zabijają się na wzajem mozna nazwać naturalnym systemem zmniejszenia liczebności...... Takie są fakty: żaden inny gatunek nie zabija bez potrzeby. Tylko ludzie., którzy to podobno posiadają umiejętność logiczne posówają się do zabijania swojego gatunku bez jakiegokolwiek sensu. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy. Największe zagrożenie na ziemi i największy żyjący na niej pasożyt to właśnie my: Ludzie nierozważnie kożystają z zasobów ziemi i zamiast je odnawiać, zostawiają po sobie śmieci...... Zamiast przystosować się do środowiska i dać naturze działać, przystosowujemy środowisko do swoich potrzeb i eliminujemy wszystko co stoi nam na drodze..... Te wszystkie zagrożźone gatunki o które nagle wszyscy się troszczą.... Czyja to wina? Oczywiście wiem, że tak czy siak gatunki wymierają ale to co się dzieje na ziemi... to co się dzieje przez nas przeczy naturze.....Ale jak to ktoś kiedyś powiedział "Świat zaczął się bez człowieka i skończy się bez niego" .....
heh.... nie ma to jak fajnie zboczyć z tematu......
Czy kara śmierci to dobre rozwiazanie?
hmm ... nic dodać nic ująć... wysztsko już zostało powiedziane
Jaka jest najgorsza według was zbrodnia?
Znęcanie się nad kimś i zmuszanie go do robienia rzeczy wbrew woili tej osoby.... to samo tyczy się gwałtu..... Kiedy myślę o tym, ze ktoś może być tak głupi i pozbawiony kontroli..... takiego człowieka zabiłbym bez wachania.....
A co do dalszej części dyskusji to na początku chciałbym zauważyć, że nie ma czegoś takiego jak wrodzona odwaga. Nie ma też granic odwagi... wysztkiego mozna się nauczyć, bo ta cała odwaga polega tylko na przeciwstawianiu się naturalnemu instynktowi, który każe nam unikać niebezpiezczeństwa. Wbrew pozorom takie zachowanie nie ma granic, bo co z tego, że dzisiaj boę się skoczyć na bungee? Kilka odpowiednich bodźców i można przezwyciężyć wszystko.
Napewno nie boję się śmierci - jedna z niewielu rzeczy, których człowiek jeszcze sobie nie podporządkował. Nie boję się też samotności... Przyzwyczaiłem się do niej i chyba nie skłamię jeśli powiem, że emocjonalnie jestem martwy...... Ciemnościu też się nie boję, a nawet ją lubię.... A co do krwi, jak wspomniał Marv ... to uważam, ze jest nawet ładna i całkiem smaczna... tylko trochę żelazem czuć ...
Jeśli chodzi o strach, to boję się kontktów z ludźmi... boję się, kochać i zagłębiać z kimś w związek, bo jedyne czym związek zaowocuje to cierpienie po jego rozerwaniu.... takie rzeczy nie są fajne......
-
A co do dalszej części dyskusji to na początku chciałbym zauważyć, że nie ma czegoś takiego jak wrodzona odwaga. Nie ma też granic odwagi... wysztkiego mozna się nauczyć, bo ta cała odwaga polega tylko na przeciwstawianiu się naturalnemu instynktowi, który każe nam unikać niebezpiezczeństwa.
Odwaga to nic innego jak wiedza na temat tego, czego należy się bać, a czego nie. Każdą wiedzę, także tą, można posiąść. Człowiek napotyka na swojej drodze setki rzeczy, które uczą nas czego należy się bać, a czego nie. Naginanie instynktu samozachowawczego nie zawsze wiąże się z odwagą, bo strach nie zawsze wiąże się z czymś niebezpiecznym dla naszego zdrowia, czy życia. Powiedziałbym nawet, że żadko się z tym łączy.
boję się, kochać i zagłębiać z kimś w związek, bo jedyne czym związek zaowocuje to cierpienie po jego rozerwaniu.... takie rzeczy nie są fajne....
Nie jesteś sam.... wszyscy boimy się związanych z takimi sytauacjami nieprzyjemności.... ale nie rozgrzebujmy tego, bo zakrawamy o tematy miłosne, które mieliśmy chyba skreślone z grafika rozmów. No ale na odchodnę powiem, że mawia się, że "do odważnych świat należy". I jest w tym dużo prawdy, ponieważ unikanie bólu i banie się go, nie doprowadzi do niczego dobrego. Jeżeli człowiek chce wyjść na swoje, nie może obawiać się porażek i cierpienia, bo prędzej czy później, każdy go doświadczy.... to tak nota bene*
* poszpanowanie trudnym słowem z łaciny - checked
-
Tantalus:
Pytanie będzie dość personalne i może mniej filozoficzne, a bardziej psychologiczne... ale who cares... no więc dzisiejszym tematem będzie "Strach",
Bo ja wiem, czy to takie psychologiczne. W końcu, czymże jest sam strach? Obawą przed czymś, co wydaje się niebezpieczne, przed czymś, co sprawi nam ból? A moze to po prostu uczucie, które ma usprawiedliwić brak zdecydowania, determinacji, by pokonać granicę, której normalnie byśmy nie przekroczyli?
Czego się najbardziej boisz?
No coż, to nie tyle co strach, a raczej fobia - odrzuca mnie, jak pelza po mnie jakiś cholerny pająk, ale wstrętne robale. Tak samo mam jakiś lęk przed iglami - ale to raczej z powodu przykrych doświadczeń z nimi związanymi.
A poważnie: bezsilności. Najbardziej boję się, że nie będę mógł pomóc drogiej mi osobie, że będę mógł jedynie patrzeć na jej cierpienie. Niech za przyklad posłuży scena: jesteś związany i siedzisz na krześle. Bliska twemu sercu osoba jest nieprzytomna, bądź zwiżana, ale w pełni świadoma tego, co się dzieje. Nagle przychodzi ktoś obcy i zaczyna ją okaleczać. Powoli, zaczynając od zadawania zwykłych ciosów, po łamanie kości i wykręcanie ramion. Nagle wyciąga nóż i robi setki nacięc na jej ciele. Krople krwi spływaja po podłodze, a ty możesz tylko patrzeć i mieć nadzieję, by się obudzić z tego koszmaru. Jednak to nie następuje. Osoba robi coraz więcej nacięć. W pewenym momencie staja się one coraz głębsze. Słysysz krzyk drogiej ci osoby, szarpiesz się, napinasz muskuły ze wszystkich sił, ale nic nie możesz zrobić. Czujesz, że wraz z każdą kroplą i każdym jej oddechem uchodzi z niej życie. Nie możesz zamknąć oczu, nie mozesz stworzyć bariery, by tego nie widzieć. Siedzisz i patrzysz... Przeklinasz go, przeklinasz boga, przeklinasz samego siebie, że nie jesteś w stanie niczego zrobić. Ona krzyczy... Umiera... A ty jedynie patrzysz...
Boję się, ze nie będę w stanie zapewnić mej przyszłej rodzinie godziwego życia. Ze stracę pracę, albo nagle dach nad głową. Mimo, że jestem na tyle młody, by się tymi rzeczami nie przejmować, to jednak zdaję sobie sprawę, że gdybym pozowlil na coś takiego, to bym się psychicznie załamał. Nie wpadłbym w depresję, ale po prostu zagarneło by mną uczucie, którego nienawidze - bezsilność - nie mogę im zapewnić tego, czego potrzebują.
Boję się się niewiedzy, bo z niej wyłania się strach.
Czego się nie boisz?
Ciemności, śmierci. Ciemności dlatego, że działa na mnie odwrotnie, niż na większość ludzi: uspokaja mnie ta czerń bijąca z niej, ta cisza, ten mrok, który otula cię ze wszystkich stron.
Śmierci dlatego, iz cóż - jest ona podobna do snu. Umierałem juz tyle razy we śnie, że nie robi to na mnie już takiego wrażenia, jak parę lat temu chociażby. Po prostu tak się dzieje, nic nie można na to poradzić. Jeśli potem jest pustka, to nie ma sensu się bać śmierci, bo po niej nic gorszego nas już nie spotka. Jeśli jednak coś potem jest, to pal licho: śmierć jest wtedy wybawieniem, jeśli ktoś wierzy w raj, a przekleństwem, jeśli w piekło. Ale taki rozwój wypadkow zależy od człowieka - śmierć wypełnia jedynie swoje obowiązki. Najlepsza śmierć to taka, która nie pójdzie na marne, bądź taka, która przyjdzie do nas we śnie. W końcu nikt nie chce umrzeć w bolesny i głupi sposób, prawda? Ciekawe dlaczego...
"Chciałbym umrzeć podczas snu, tak jak mój dziadek, a nie krzycząc, jak jego pasażerowie."
Nie boję się samotności. Ludzie przychodzą, odchodzą. Sam przyszedłem na ten świat, sam odejdę. Nie ciągnę za sobą nikogo <inaczej mielibyśmy do czynienia ze zbiorowym samobójstwem>.
Czy uważasz się za osobę odważną?
Nie, zdecydowanie nie. Robię po prostu to, co do mnie należy i co w danej chwili uważam za stosowne. Odwaga nie ma z tym nic wspólnego. Zresztą, pomiędzy człowiekiem odważnym, a głupim, jest tak cienka linia, ze nigdy nie wiadomo, gdzie kończy się odwaga, a zaczyna głupota.
Gdzie są granice twojej odwagi... takie, których nie przekroczysz, choćby nie wiem co?
Jak wcześniej napisalem, granica odwagi - taie coś wogóle istnieje? Albo robisz coś, dlatego, ze uważasz to za stosowne, albo nie, z tej samej przyczyny. Ot, czlowiek skacze w przepaść i się zabija - jest odważny, dlatego że skoczył, czy głupi, bo się zabił? Oto jest pytanie... Raczej ani jedno, ani drugie. Chciał skoczyć. Skoczył. Tak zaplanował, tak zrobil. Wszystko raczej zależy od tego, czy ktoś jest gotowy poświęcić wszystko, co mu drogie, dla osiągnięcia celu.
Miłego odpowiadania, jak ktoś się odważy
Odpowiedziałem nie dlatego, że jestem odważny, a dlatego, że po prostu chcialem.
Może to dziwne, ale mnie naprawde nie przeraża perspektywa śmierci. Wiem, że to nastąpi i uważam, że nie powinniśmy bać się tego co naturalne, a niech mi ktoś powie co jest bardziej naturalne od śmierci.
Narodziny.
"do odważnych świat należy".
"Człowiek odważny - umiera tylko raz.
Tchórz - setki razy dziennie."
Wiecie, tak sobie siedzę i myślę, że strach to jedynuie uczucie, które jest wywolywane tym, co uważamy za nieprzyjemne. W końcu ciężko mieszkać na 10 piętrze, majac lęk wysokości, trudno pójść na zastrzyk, majac strach przed igłami i ciężko się zakochać, będąc raz zranionym.
Ja na to mam jedną, prostą receptę - jeśli widzisz coś, co cię przeraża, ale jest to podsycane twoją wyobraźnia <ciemny pokój, pozostałych domowników nie stwierdzono>, to skup się na nim, niech cię zabije. Nic się nie stało? To wyobraź sobie broń: strzelbę <"śrutówka" / "shotgun" / "boomstick"> i ty go zabij. Mnie to zawsze pomaga, a jak nie, to przynajmniej rozabawia. A co się tyczy dźwięków... Należy się na nich skupić i porównać je z czymś zabawnym.
Inna metoda - jeśli to "coś" cię nie zabiło, nie dotknęlo, nie okaleczyło po 4 minutach, to tym bardziej nie zrobi tego nawet i po 4 godzinach.
Ale najlepszą metodę zachowałem na koniec... Niech oni boją się ciebie. Ciemność? Zatrać się w niej. Zombie? Wyrwij mu ręce, rozwal głowę. Dzwięki? Sam zacznij śpierwać pod nosem. Im bardziej się boisz, i im dłużej ten strach trwa, tym bardziej zaczyna się człowiek irytować - a gdy się wkurzy, to złość i negatywne uczucia dobrze wplywają na "otrzeźwienie" umysłu.
-
PS.
obczajcie TO (http://www.albinoblacksheep.com/flash/subliminal.php)... zarąbista sprawa, ale tylko za pierwszym razem. Jak to za pierwszym razem widziałem w ciemnym pokoju, to się prawie posrałem....
łaaa przez ciebie nie bede mógł spać :F Yuz nie radze tego ogladać :P
qwa ma to jest serio straszne qrde skad to wytrzasnołes ke? ( jak tak dalej benzdie to bende miał przez ciebei nerwice tant :angry: )
niektórzy muwia ze niczego sie nei boja a to g... prawda strach to system obronny człowieka bez którego w TVN nie mieliby po czym pisac bo normalka połowa ludzi na swiecie by gineła bo np Autobus je przejechał , było by wiencej mordefrcuf którzy by sie nie bali zabijac w d... mieli by wszystkie kary bin laden by robil 2 razy na dzien ataki terrorystyczne an USA bo by sie nie bał Dywanowego Nalotu Atomowego innymi słowy bez strachu nie da sie zyc - tylko sie umiera (dzienkuje )
-
-Przede wszystkim boje się wszelkiego rodzaju robactwa, objętne czy t glizda czy dupny pająk, jeśli to coś chodzi po moim ciele zaczynam biegać we wszystkie strony i zżucam to z siebie i macham łapami we wszystkie strony.
-Nie uważam się za osobe odważną... nie jestem strachliwy, ale nie jestem też jakiś mega odważny, odważny jestem tylko w pewnym momentach... w momentach kiedy powinienem być właśnie odważny. Nie szukam kłopotów na siłe i jak jest jakaś nie elo sytuacja której moge uniknąć w jakiś sposób staram się jej unikać, ofkoz w taki sposób by nie stracić czegoś co się "honorem" nazywa, chociaż ja nie lubie takich określeń jak honor czy duma...
-Nie ma chyba granic odwagi... każdy z nas dla pewnej rzeczy może przekroczyć każdą granice, dla pewnych osób jesteśmy być w stanie naprawde odważni, i chyba każdy wie oco mi chodzi... i każdy chyba ma tak samo.
Poza tym nie mogłabym żyć jako kaleka. Wolałabym umrzeć niż np. jeździć na wózku do końca życia.
Wydaje mi się że u mnie jest tak samo... tak naprawde to czego najbardziej się obawiam to jakiegoś wypadku w wyniku którego zostane kaleką w jaki kolwiek psosób, obawa o moich bliskich aby im się takie coś nie przytrafiło, i do tego jeszcze przyszłość... jeśli będę miał mieć dziecko i moja żona będzie w ciąży cholernie będę się bał że dziecko urodzi się kalekie bądź w jakiś sposób niedorozwinięte...
Również tak jak i Yuz w pewnym stopniu boje się ciemności... gdy ide ciemną ulicą lub przez lasek w nocy często mam obawy że wyskoczy na mnie jakiś żul z nożem żeby łyknąć kase na winacza ode mnie i wbije mi kose w plecy a ja nawet nie będę wiedział kiedy, ciszy także nie lubie... jeśli jestem sam w domu koniecznie musi lecieć muzyka bądź TV bo inaczej będę czuł się niezbyt komfortowo.
2. Nie boję się śmierci.
....
Z jednej strony też się nie boje śmierci uważam ją za rzecz naturalnem, jednak jak pomyśle żem oge umrzeć w wieku wcześniejszym niż 70 lat to jest mi żal... naprawde przygnęia mnie myśl że mógłbym umrzeć w wieku dajmy na to 25 lat... zbyt wiele rzeczy by mnie ominęło... zyt wiele wspaniałych jak i smutnych... nie czuje strachu, ale lekkie rzygnębienie gdy pomyśle o mojej śmierci... gdy pomyśle o śmierci mojej hip hopófki chce mi sie płakać... heh dziwne to jest ale zawsze gdy choć prubóje sobie wyobrazić jej pogrzeb chce mi się płakać... nawet gdy jestem wesoły i spiewam sobie nutke jakąś... a mam takie akcje właśnie że kilka razy wyobrażałem sobie jakby to było na jej pogrzebie za młodych lat...
PS.
obczajcie TO... zarąbista sprawa, ale tylko za pierwszym razem. Jak to za pierwszym razem widziałem w ciemnym pokoju, to się prawie posrałem....
Wiedziałem dokładnie o co w tym będzie chodziło ale i tak się lekko przestraszyłem...
Ja na to mam jedną, prostą receptę - jeśli widzisz coś, co cię przeraża, ale jest to podsycane twoją wyobraźnia <ciemny pokój, pozostałych domowników nie stwierdzono>, to skup się na nim, niech cię zabije. Nic się nie stało? To wyobraź sobie broń: strzelbę <"śrutówka" / "shotgun" / "boomstick"> i ty go zabij.
...
Ale to jest raczej strach widziany oczami dziecka lub kogoś młodego... lub poprostu strach lekki... ciemność w domu a ciemność na meliniarskim osiedlu to 2 inne sprawy.
Moja Hip Hopófka czyli osoba z którą spędzam naprawde wiele czasu i kilka razy w tygodniu odprowadzam ją w okolicach 22 lub wzwyż zależy czy jest impreza więc ok. godziny 2-6 w nocy, mieszka na osiedlu które jest mówiąc krótko niezbyt miłe... idąc tamtędy często boje się że dostane poprostu wpierdo*... inna sprawa jest jeśli ide sam bo wiem że jak mnie 4 kolesi dojedzie to dostane bęcki wyrwe się dam jednemu strzała który będzie najbliżej mnie i biegne ile sił w nogach, jesli mnie któryś dogoni to jak będzie blisko mnie zatrzymuje się i daje mu strzała bo będzie rozpędzony i nie będzie się spodziewal ciosu i nie będzie też w stanie go nagle uniknąć... prawdopodbnie dostane wpierdo* ale będę miał duzą szanse z tego wyjść jako tako... gdy ide zaś z Hip Hopófką jest ten strach że stanie się coś jej... wtedy nie będę mógł już dać strzała jednemu z nich i spieprzać, bo jej się coś stanie, wtedy boje się o nią, ale nie tylko.. o siebie też się boje bo jak ona będzie uciekała to ja w tym czasie będę musiał zyskiwać na czasie i lekko mówiąc będę musiał przez pewien czas zbierać niezłe strzały na pysk (żeby ona zdążyła uciec...), a później jak już będzie odpowiednio daleko trudno będzie mi dać kolesiowi strzała i cuiekać bo poprostu będę już obolały... ot taki mój lęk przed Hip Hopowcami ziomami z osiedla... ja się zawsze bałem bardziej przyziemnych rzeczy.
a tak BTW
QUOTE
boję się, kochać i zagłębiać z kimś w związek, bo jedyne czym związek zaowocuje to cierpienie po jego rozerwaniu.... takie rzeczy nie są fajne....
Nie jesteś sam.... wszyscy boimy się związanych z takimi sytauacjami nieprzyjemności.... ale nie rozgrzebujmy tego, bo zakrawamy o tematy miłosne, które mieliśmy chyba skreślone z grafika rozmów. No ale na odchodnę powiem, że mawia się, że "do odważnych świat należy". I jest w tym dużo prawdy, ponieważ unikanie bólu i banie się go, nie doprowadzi do niczego dobrego. Jeżeli człowiek chce wyjść na swoje, nie może obawiać się porażek i cierpienia, bo prędzej czy później, każdy go doświadczy.... to tak nota bene*
Kiedyś strasznie się tego bałem... przez to zerwałem z moją Hip Hopófką już dosyć długi czas temu... teraz przestałem się tym przejmować.. ja na to sobie mówie tak jak napisał kiedyś pewien bardzo fajny człowiek:
"Kimi ga oikaketa yume nara
kizutsuku koto ni osorenai de"
Co na bardziej zrozumiały jeżyk brzmiało by:
"If it's the dream that you chased
Don't be afraid of getting hurt"
Niby to banalne i prościutkie, ale jednak jak sobie to przetłumaczyłem zaczałem nabierać pewnego dystansu do pewnych spraw i nawet jak coś mnie boli to... heh jakoś to przezwyciężam choć to strasznie biednie brzmi co mówie.
"Chciałbym umrzeć podczas snu, tak jak mój dziadek, a nie krzycząc, jak jego pasażerowie."
hehehe zabawne ;]
P.S. Zawsze chciałem założyć temat o strachu i lęku, ale skor zrobił to Tant w kółku to też nawet dobrze...
-
Weeeeeeeee...... qiax wrócił i znowu będzie z kim pisać w Kółku Filozoficznym..... weee... brakowało mi tych kilometrowych postów... jestem taki szczęśliwy...
W końcu, czymże jest sam strach? Obawą przed czymś, co wydaje się niebezpieczne, przed czymś, co sprawi nam ból?
Jest jeszcze jeden rodzaj, chyba ten najpopularniejszy.... obawa przed wstydem. Dlatego pisałem wcześniej, że strach nie zawsze wiąże się z niebezpieczeństwem, a przynajmniej niebezpieczeństwem dla naszego ciała.
Niech za przyklad posłuży scena: jesteś związany i siedzisz na krześle. Bliska twemu sercu osoba jest nieprzytomna, bądź zwiżana, ale w pełni świadoma tego, co się dzieje. Nagle przychodzi ktoś obcy i zaczyna ją okaleczać. Powoli, zaczynając od zadawania zwykłych ciosów, po łamanie kości i wykręcanie ramion. Nagle wyciąga nóż i robi setki nacięc na jej ciele. Krople krwi spływaja po podłodze, a ty możesz tylko patrzeć i mieć nadzieję, by się obudzić z tego koszmaru. Jednak to nie następuje. Osoba robi coraz więcej nacięć. W pewenym momencie staja się one coraz głębsze. Słysysz krzyk drogiej ci osoby, szarpiesz się, napinasz muskuły ze wszystkich sił, ale nic nie możesz zrobić. Czujesz, że wraz z każdą kroplą i każdym jej oddechem uchodzi z niej życie. Nie możesz zamknąć oczu, nie mozesz stworzyć bariery, by tego nie widzieć. Siedzisz i patrzysz... Przeklinasz go, przeklinasz boga, przeklinasz samego siebie, że nie jesteś w stanie niczego zrobić. Ona krzyczy... Umiera... A ty jedynie patrzysz...
Horror... zobrazowanie sceny nie było chyba konieczne, bo wszyscy wiemy o co chodzi. Nie zmienia to jednak faktu, że nie wyobrażam sobie niczego bardziej przerażającego od sceny tego rodzaju...
Boję się, ze nie będę w stanie zapewnić mej przyszłej rodzinie godziwego życia. Ze stracę pracę, albo nagle dach nad głową.
Teżsiętego boję, chociaż mnie to też jeszcze nie dotyczy... mimo wszystko taka sytuacja nie jest bez wyjścia i można ją jeszcze naprawić. Ten rodzaj strachu jest chyba genetycznie zakodowany wśród przedstawicieli płci męskiej, którzy to od początków świata byli odpowiedzialni za obronę rodziny przed wszystkim co złe i zapewnienie im pewnych standardów życia. Doprowadzenie do zacytowanej sytuacji uderza bezpośrednio w męskie ego i faktycznie facet może się tego bać.... typowo męski strach według mnie (chociaż zaraz ktoś sypnie przykładem, że się mylę, że kobieta od zawsze się opiekuje rodziną i do jej obowiązków należy opiekowanie się dziećmi i utrzymanie ogniska domowego bla bla bla... ale moim zdaniem to nie ten sam rodzaj strachu).
granica odwagi - taie coś wogóle istnieje? Albo robisz coś, dlatego, ze uważasz to za stosowne, albo nie, z tej samej przyczyny. Ot, czlowiek skacze w przepaść i się zabija - jest odważny, dlatego że skoczył, czy głupi, bo się zabił? Oto jest pytanie... Raczej ani jedno, ani drugie. Chciał skoczyć. Skoczył. Tak zaplanował, tak zrobil. Wszystko raczej zależy od tego, czy ktoś jest gotowy poświęcić wszystko, co mu drogie, dla osiągnięcia celu.
ojej... ja się pytam o coś przyziemnego, a ty mi tutaj z samobójstwemi poświęcaniem się dla bliskich. Wiadomo, że w pewnych okolicznościach, w obronie bliskich, czy ku zachowaniu własnego życia, jesteśmy w stanie zrobić wszystko co w naszej mocy. Chodziło mi o coś w stylu.... hmm... np. Czy zjadłbyś miskę żywych pająków, gdyby ktoś ci zaoferował za to 1000 zł..... dodam jeszcze, że to takie malutkie pajączki, których po kilkadziesiąt by na łyżkę stołową wchodziło...
Narodziny.
powiedzmy, że są na równi... wszystko co się narodziło, musi w końcu kiedyś umrzeć.
niektórzy muwia ze niczego sie nei boja a to g... prawda strach to system obronny człowieka bez którego w TVN nie mieliby po czym pisac bo normalka połowa ludzi na swiecie by gineła bo np Autobus je przejechał , było by wiencej mordefrcuf którzy by sie nie bali zabijac w d... mieli by wszystkie kary bin laden by robil 2 razy na dzien ataki terrorystyczne an USA bo by sie nie bał Dywanowego Nalotu Atomowego innymi słowy bez strachu nie da sie zyc - tylko sie umiera (dzienkuje )
Przesadzasz Glenn.... mylisz odwagę z głupotą, a świat polityki nie jest najlepszym przykładem, by udowodnić odwagę ludzi. Każdy może się przelęknąć, jak ja przy oglądaniu tego filmiku co go dałem wcześniej za pierwszym razem (wy przynajmniej byliście na to przygotowani, a ja nie... prawie się posrałem wtedy hehehe). Mówimy tutaj o długoterminowym strachu, przed obawą w stosunku do przeszłości. Twoja argumentacja jest zdeka dziwna... że niby ludzie powinni się bać wskakiwania pod autobusy? Przesadzasz chłopcze...
odważny jestem tylko w pewnym momentach... w momentach kiedy powinienem być właśnie odważny. Nie szukam kłopotów na siłe i jak jest jakaś nie elo sytuacja której moge uniknąć w jakiś sposób staram się jej unikać, ofkoz w taki sposób by nie stracić czegoś co się "honorem" nazywa, chociaż ja nie lubie takich określeń jak honor czy duma...
Ja też.... robienie sobie problemów to jest głupota, a nie odwaga.
inna sprawa jest jeśli ide sam bo wiem że jak mnie 4 kolesi dojedzie to (...) prawdopodbnie dostane wpierdo* ale będę miał duzą szanse z tego wyjść jako tako... gdy ide zaś z Hip Hopófką jest ten strach że stanie się coś jej... wtedy nie będę mógł już dać strzała jednemu z nich i spieprzać, bo jej się coś stanie (...) jak ona będzie uciekała to ja w tym czasie będę musiał zyskiwać na czasie i lekko mówiąc będę musiał przez pewien czas zbierać niezłe strzały na pysk (żeby ona zdążyła uciec...) (...) ot taki mój lęk przed Hip Hopowcami ziomami z osiedla... ja się zawsze bałem bardziej przyziemnych rzeczy.
DAMN!!! Czemu ja tego wcześniej nie napisałem?!
No ale na poważnie... idę sobie gdzieś z Hisoką i wyskakuje na nas... powiedzmy 4 drechów z pałami, chcą wydębić od nas komóry. Szans odwrotu nie ma żadnych, jak również na rozmowę. Wpierdo* jest kwestią sekund.... wiem.. jestem nienormalny... ale jak myślę o tym, że w takiej sytuacji dałbym najbliższemu w ryj i krzyknął na Hisokę, żeby spieprzała, samemu ich zatrzymując w miarę skromnych możliwości.... damn.... od razu mi się gęba wykrzywia w uśmiechu. Serio mówię, że takiej sytuacji się nie boję.... jestem gotów dostać po zębach, póki jej udałoby się ujść z tego cało i cieszyłbym się z dobrze spełnionego obowiązku.... zrobienie czegoś takiego napawałoby mnie dumą, a nie strachem.... a nawet jeżeli to byłby strach, to nie przestawałbym stawiać im oporu, póki Hisoka nie znalazłaby się poza zasięgiem wzroku lub nie straciłbym przytomności (no jeszcze mozna uwzględnić szansę, że im wszystkim skopię tyłki lub przede mną uciekną hehehehehehe).
Kiedyś strasznie się tego bałem... przez to zerwałem z moją Hip Hopófką już dosyć długi czas temu... teraz przestałem się tym przejmować..
Z jednej strony zazdroszczę.... ale po głębszym namyślę stwierdzam, że jednak nie chcę się przestać tego bać.... sam rozumiesz o co chodzi...
-
(no jeszcze mozna uwzględnić szansę, że im wszystkim skopię tyłki lub przede mną uciekną hehehehehehe).
heh czemu ja o tym nie pomyślałem? ;/
Tak z jednej strony masz racje, mógłbym czuć się du mnie że dzięki mnie moja dziewczyna nie dostała wpierdol... ale tak na prawde nie czułbym w tym nic co mnie napawa dumą, ja to zawsze widziałem tak że jesli by była taka sytuacja, i ona by uciekła a ja bym hip hopowców zatrzymywał to było by mi wstyd przed nią następnym razem że moja dziewczyna musiała uciekać podczas gdy ja nie udolie próbowałem walczyć z 4ma kolesiami mimo że z góry byłem skazany na porażke, bo nie oszukumy się nawet jeśli by to byli kolesie wzrostowo i wagowo tacy jak ja to z 4 marne szanse bym miał... to jest właśnie ten strach przed tym że w jej oczach bym stracił że ona musiała uciekac a ja jedyne co mogłem zrobić to dostać wpierdol i próbowac im dać te kilka strzałów które odciągną ich od niej... bo przecież gdyby nie wracała ze mną to te dresy by raczej jej nie zaczepiły (bo jakoś tak żadko kiedy kolesie zaczepiają i coś robią zwykłej dziewczynie... co innego jak idzie z chłopakiem.), a jakby wracała z Chłopakiem który jest koksem w ch*j dupnym to wtedy też jest szansa że jej nie zaczępią bo jednak szerokiego kara by się mogli przestraszyć. I wtedy pojawił by się ten wstyd przed nią, i lęk że strace w jej oczach.
Ale fakt faktem że jako tako dume taka sytuacja daje ;]
Ostatnio co tydzień jeżdże do takiej wiejskiej dyskoteki w Gliwicach w której łatwo czasem dostać wpierdo*, ostatnio sobie elegancko szliśmy w 4 (ja + Hip hopófka + 2 kumpli) i nagle coś tam zaczynają nas jacyś kolesie których było 6 do nas gadać, pytali sie o fajki moi kumple mówią że nie mają i idą dalej,j ja mówie że już im dawaliśmy wcześniej fajki i już nie mamy (gdzieś tak godzine wcześniej chcieli fajki bo chcieli grudke spalić ;D), oni coś sapią że na pewno mamy, to ja staje i mówie że dawaliśmy wam przecież i pokazuje na jednego palcem i wtedy jakiś inny mietek mówi nie pokazuj palcem bo dostaniesz wpierdol, ja się zaśmiałem bo wydało się to być śmieszne dla mnie ale widze że 4 kolesi z pośród 6 idzie tak bliżej do nas to już byłem gotowy na fajt... lipa tylko że widze że moich 2 kumpli daje strzałe do przodu i się nie zatrzymali tak jak ja ;/ Kolesie do mnie podchodzą i jeden mówi dajesz fajki albo zegarek (mam G-Shocka więc okleś pewnie myślał że sobie sprzeda albo coś...) jak ja to usłyszałem to się autentycznie parsknałem takim śmiechem że koleś się lekko wkurwił i coś zaczął sapać, powiedziałem żeby się wylajtował po czym zauważyłem że moja hip hopófka która jest pod moją ręka jest zaczepiana przez kolesia z tyłu i chciał ją objąć tak jak ja i złapać za pupke, szybko się obruciłem i odepchałem go i mówie "Dobra my spierda*a,u bo fajek nie mamy" koleś który wcześniej żucił śmieszny tekst o zegarku (do tej pory mnie ten tekst rozpieprza ;]) jak zobaczył ze odepchnąłem jego kumpla i się odwracam i ide zajebał mi strzałą od tyłu w policzek, nie zwruciłem na to uwagi i poszedłem dalej, szykując już się że zaraz będzie fajt i mówiąc do Hip Hopófki że jak zaraz zaczną coś do nas wołać to ma spieprzać... jednak mieczysławy ku mojemu ździwieniu nic się nie żucali i poszli w przeciwną strone... przyznam że odetchnęłem z ulgą bo na fajt z 4 osobami (+pewnie by się dołączyło 2 którzy stali z boku dalej ;/) nie jestem nazbyt pozytywnie nastawiony... ale jednak później miałem jako taką satsfakcje że jak jeden mietek starał się coś mało elo zrobić mojej hip hopófce to nie bałem się zareagować i kolesia odepchać. I to jest właśnie ta granica strachu o której mówiłem że w odpowiednich sytuacjach nie ma żadnej granicy, bo w tym momencie gdy wiedziałem że coś z ią może być nie tak nie czułem ani grama strachu (a jakbbym był sam i 4 mieczysławó by mnie dojeżdżało pewnie bym się bał i był gotów na szybki sprint ;]).
Później czułem się troche elo z tego powodu że byłem w stanie coś zrobić jak nas zaczepili ;] ale z drugiej strony sobie pomyślałem że co gdy ona sobie pomyślała że jestem mięczakiem bo nie pokonałem ich jak Chuck Norris w filmie jakimś? ;]
P.S. ale ten koleś co mi zajeał to był chyba ciotą maxymalna, bo zamach jakiś tam wziął napewno a po uderzeniu nie miałem żadnego śladu, a przecież nawet jak mi brat zajebie to mam siniak i mi krew lei z ucha ;] Więc albo on był ciotą, albo te pompki które wale razem z Tantem daja tyle wytrzymałości całemu organizmowi ;]
EDIT:::::
P.S.2
ahahahahahahha ale dupny post wyszedł mi dzięki tej histori ;D hezus ja tę historie tyle pisałem na GG że było byłatwiej jakbym ją tutaj wkleił a nie pisał od nowa ;/
albo wogóle mogłem napisać że widziałem to w jakimś filmie z Jeanem Cloudem Van Damem i podałbym tytuł to byście wiedzieli o co chodzi, bo i tak mi przecież nikt nie wieży ze ja mam kolegów i chodze na dyskoteki do Gwarka lipnego ;/
-
Tantalus:
mimo wszystko taka sytuacja nie jest bez wyjścia i można ją jeszcze naprawić.
Nie jest bez wyjścia? Nie no ja bardzo chciałbym w tym momencie przyznać ci rację, ale tego zrobić nie mogę. Jeśli nie masz pracy <o którą - to ważne - jest cholernie ciężko bez znajomości>, to stajesz się w tym momencie bezużyteczny dla rodziny, która żyje wyłącznie z twojej pensji. Oczywiście, zawsze możesz mi teraz wysunąć argment, ze rodzina to - mąż i żona - ale główna rola osobnika płci męskiej zawsze się sprowadzała do zapewnienia środków potrzebnych do życia. Zdarzają się odmienne przypadki, ale nawet, jeśli facet zostaje w domu by chować dzieciaki <że juz pozwolę sobie na użycie takiego przykładu>, to jeśli nagle dzieci zaczną sobie doskonale radzić bez niego, to co taki człek będzie robił? Siedział przed TV z piwkiem w łapie <nie to, żebym miał coś do piwa... w sumie, to po ostatniej imprezie, nie mogę na ten szlachetny trunek juz patrzeć...>? Mało to produktywny, prowadzi do konfliktów z żoną, która będzie miała coraz większe trudności, by wytrzymać z takowym osobnikiem. A to doprowadzi do rozwodu, a jeśli nie - no cóż, w każdym razie lekko nie będzie. Co zrobić, gdy jedyny żywiciel rodziny nagle zostaje pozbawiony pracy? Hmm...
1. Może szukać pracy <a jak juz wspomniałem, jest to cholernie trudne>. Jakiejkolwiek. I mieć nadzieję, że pracujac na czarno, szef mu wypłaci pensję <wiele razy się zdarzało, że pracując w pocie czoła, szef normalnie wyzyskiwał takiego człeka, który później nawet mu nie mógl "przywalić", albo chociaz odzyskać pieniadze... pracował w końcu nielegalnie... a jak się gówno ruszy, to wiadomo, że śmierdzi>.
2. Prosić o pozyczkę w banku... Jasne, że mu udzielą, wprost z otwartymi ramionami przyjmą... Nawet jeśli tak się stanie, to pod zastaw często idzie dom.. A jeśli plan nie wypali? Cała rodzina ląduje na bruku, na ulicy.
3. Zwrócić się o pomoc do znajmomych
a) pomogą, ale pieniadze trzeba prędzej, czy później oddać, a nie majac pracy, jest to tyle prawdopodobne, co trzasnięcie drzwiami obrotowymi.
B ) nie pomogą i po prostu leżymy i kwiczymy
4. Wykorzystując talent i inne swe zalety, człek znajdzie robotę i będzie żył wraz z rodzina Happy Ever After <heh>.
Jeśli ktos straci pracę, jest na dotatek jedyną osobą utrzymującą całą rodzinę, to naprawdę, jest to koniec "jego" świata. Cholernie trudno się z takiego szoku otrząsnać... Rozpoczynają się pytania - "co zrobiłem źle, czemu tak się stało, przecież to nie moja wina, jakim cudem", które porwadzą do ucieczki w głab alkocholowego odmętu, czy depresji. Nawet samobójcze mysli nie są obce. Ale jeśli ktos ma silna wolę, to nawet pomimo tego, nie zawsze będzie w stanie znaleźć pracę...
Ten rodzaj strachu jest chyba genetycznie zakodowany wśród przedstawicieli płci męskiej, którzy to od początków świata byli odpowiedzialni za obronę rodziny przed wszystkim co złe i zapewnienie im pewnych standardów życia.
Nie zaprzecze, ale też i nie potwierdzę. Niektórzy spradzaja się w roli ojca, matki, inni nie. Gentyka nie ma z tym nic wspólnego <ile to razy się słyszy, że dziecko pozbawione miłości w rodzinie, nie jest w stanie zapewnić miłości swojej własnej>. Trudno w końcu uznać matczyną opiekę za "genetycznie męską informację". W końcu kobiety również staraja się wychować swe dziecko, zapewnić mu wszystko co najlepsze <nierzadko bywa, że są nawet pod tym lepsze>. Wogóle ten podział jest co najmniej dla mnie dziwny - w końcu to nie od mężczyzny, czy kobiety, zależy, kto będzie głównym żywicielem rodziny. Życie samo za nich decyduje. Młoda para ma pracę. Nagle jedno z nich ją traci. Kto staje się wtedy żywicielem? Oczywiście ten, kto dostarcza pieniadze - wszystko jedno, czy chodzi tu o kobietę, czy mężczyznę.
Doprowadzenie do zacytowanej sytuacji uderza bezpośrednio w męskie ego i faktycznie facet może się tego bać....
Każdy, niezależnie od płci, boi się, czy będzie w stanie zapewnić godziwe życie swej rodzinie. Każdy. Męskie ego? Kobiety również je posiadają <ego>, ale są znacznie bardziej powściągliwe w jego okazywaniu.
typowo męski strach według mnie (chociaż zaraz ktoś sypnie przykładem, że się mylę, że kobieta od zawsze się opiekuje rodziną i do jej obowiązków należy opiekowanie się dziećmi i utrzymanie ogniska domowego bla bla bla... ale moim zdaniem to nie ten sam rodzaj strachu).
Zapytaj się jakiejkolwiek kobiety <... mioze bardziej dojrzałej - z dziećmi ->, czy nie boi się o przyszłość swojej rodziny. Rozróźnianie tego rodzaju "strachu" na płeć, jest według mnie błędne. To życie przyzwyczaiło do tego, że kobieta opiekuje się domem, a maż siedzi w pracy. Ja osobiście uważam, że zajmowanie się domem, robieniem zakupów, to również <ciężka> praca. W końcu każdy z ludzi robi to, do czego jest najlepiej przystosowany. To "strach" przed opinią obcych ludzi <wstydem>, staje się przyczyną takiego własnie podziału. W końcu, to nie wypada, by mężczyzna zajmował się dziećmi, nie? Musi być silny, twardy, nieczuły jak skała, po prostu "el macho".
-
To życie przyzwyczaiło do tego, że kobieta opiekuje się domem, a maż siedzi w pracy.
nie zupełnie... udowodniono że ludzie jeszcze mieszkający w jaskiniach a także inne ssaki obecnie żyjące mają podobne zachowania: samica siedzi i zajmuje sie potomstwem gdy między czasie samiec ciężko pracuje próbując upolować coś zjadliwego...
Jak samica uczymuje przy sobie samca? Gdzieś kiedyś wyczytałem że stworzyły cos co obecnie nazywamy seksem (nie chodzi mi bynajmniej o zwierzęcą kopulacje - zrób swoje i koniec, chodzi o cos bardziej zmysłowego) i uzalezniony samiec zawsze wracał po jeszcze :P
-
MarvelliX:
nie zupełnie... udowodniono że ludzie jeszcze mieszkający w jaskiniach
Czekaj, pójdę tylko drewna narąbać, bo mi kaloryfer padł w tej jaskini.
a także inne ssaki obecnie żyjące mają podobne zachowania: samica siedzi i zajmuje sie potomstwem gdy między czasie samiec ciężko pracuje próbując upolować coś zjadliwego...
Rozmawiamy tylko o ludziach, współczesnych, czy o zwierzętach również? Bo jeśli tak, to... Modliszka?
Jak samica uczymuje przy sobie samca? Gdzieś kiedyś wyczytałem że stworzyły cos co obecnie nazywamy seksem (nie chodzi mi bynajmniej o zwierzęcą kopulacje - zrób swoje i koniec, chodzi o cos bardziej zmysłowego) i uzalezniony samiec zawsze wracał po jeszcze
A ja zawsze myślałem, że to "miłość" wiąże samicę i samca w rodzinę, w której to są chowane młode. Oczywiście, w przypadku ludzi... Bo seks zmysłowy w przypadku zwierząt, to jeszcze się z czymś takim nie spotkałem - nie wliczajac okresu godowego, który i tak sprowadza się do "zapewnienia ciagłości gatunkowi".
-
Dobra teraz kolej na wygrzebanie paru tekstów przezemnie :P
qiax:
Nie boję się samotności. Ludzie przychodzą, odchodzą. Sam przyszedłem na ten świat, sam odejdę. Nie ciągnę za sobą nikogo <inaczej mielibyśmy do czynienia ze zbiorowym samobójstwem>.
Wiesz tu zależy o jaki rodzaj samotności. Jeżeli mówisz o tym że nie boisz sie umżeć samemu no to spoko. Ale u mnie jest tak że np. żyć samotnie to co innego. Chodzi mi oto że jak sobie wyobrażam że miłbym być starym kawalerem to można powiedzieć że nawet sie boje. Nie mieć nikogo bliskiego. Taki człowiek ma pokopane. A co ma zrobić ? Na pewno jest podwud dla którego został sam i raczej ten sam powud nie pozwala mu na znaleźenie bliższej osoby. Bo np. taki żul z pod sklepu z kturym bym sie wtedy raczej zadawał (no bo z kim innym?) to raczej nikt bliski. Pogadasz pogadasz, idziesz do domu i znowu sam w czterech ścianach z telewizorem i rożnorodnymi nałogami które kiedyś "pomagały" nam niezwracać uwagi na samotność a teraz są poprostu niezbędne. Taka perspektywa raczej nie jest wesoła i można jej sie swego rodzaju bać.
No coż, to nie tyle co strach, a raczej fobia - odrzuca mnie, jak pelza po mnie jakiś cholerny pająk, ale wstrętne robale. Tak samo mam jakiś lęk przed iglami - ale to raczej z powodu przykrych doświadczeń z nimi związanymi.
Yhm fobi kazdy ma dużo. I mniejszych i większych ;P Ja tam raczje nie boje sie pojąków (mam nawet ptasznika w domu) tylko ich pajęczyn. No wlaściwie to nie jest taki strach że robie w gacie tylko taki lekki strach połączony z obrzydzeniem. No niewiem jak to sie zwie :P Tak samo mam np. jak mam pływać w jakimś jezioże. Jak jestem na środnku i psobie pomyśle że podobną jest cholera wie co, -pływają se rybki glony itp. to mam to samo - lekki strach+obrzydzenie :P
No dobra ale czego tak naprawde sie boja..... Tak jak już mówiłem samotności. Takiej chwili że zostane sam z nikim bliskim przy sobie. Że wszyscy których kiedyś kochałem, ceniłem poumierają czy odejdą a ja zostane sam. Niechodzi mi chwilowe zostanie samemu w domu dylko długotrwałem. No chyba raczej wiecie oco mi chodzi :P Dalej..... boje se chyba nałogów....to jest połączone z tą samotnością. Boje sie nałogów przez które własnie taka sytuacja może być spowodowana, nałogów które mogłyby sie stać w sytuacji jeżeli bym zostal faktycznie sam (np. zginela żona i córka (to juz sytuacja ekstrim)) "pomocą". Wiadomo że zamiast pomóc tylko by pogorszyło i do tego uniemożliwiało powrut do normalności.....
No i jest jeszcze sytuacja którą wymienia Gispi. Ta co idziesz z dziewczyną i te drechy wysakują. Wydaje mi sie że postąpim by podobnie. Ona ucieka a ja zbieram baty. I tu pojawia sie właśnie ten strach(wstyd) no bo żadne ze mnie moaho itd..... No ale o tym to już było napisane :P
Acha no i oczywiście bezsilności. Scena którą opisam qiax to faktycznie koszmar i to jest coś czego sie napewno większoć boi. JA nie jestem w tym przypadku wyjątkiem.
Czy uważasz się za osobę odważną?
No dobra a jaka to osoba ?? Niewiem:P Ale powiem że raczej sie za nią nie uważam. Jak ktoś już to powiedział. Staram sie robić to co należy......
Nie latam i nie zaczepiam by dajmy na to kogoś sklepać (buhahaha) i podem mówić jakiś ja "odważny" bo to "g" a nie odwaga o czym juz w podstawuwce można sie dowiedzieć pozatym to oczywiste. A co do takich sytuacji jak miał np. Gipsi w dyskotece, gdzie faktycznie można wykazać sie odwagą, czyli dla mnie właśnie to co zrobił Gipsi tzn. niedał nic zrobić swojej dziewczynie przy czym nie było żadnej zbędnej bohaterszczyzn.... Takich sytuacji nie miałem (gówniaż jestem:P ) więc nie moge powiedzieć :P
2. Nie boję się śmierci.
Swojej nie. Przynajmniej tak mi sie wydaje. Nigdy nie umierałem. Wydaje mi sie że sie jej nie boje choć to nei znaczy że mi niie zależy na życiu. Wręcz przeciwnie. Mi jako gówniażowi bardzo zależy bo wszież jeszcze tylu rzeczy nie zobaczyłem i nie doświadczyłem.... Bardziej boje sie śmierci bliskich. Boje se tego momentu w ktorym to nastąpi. Boje sie tego i dla mnie jest to normalne. Wręcz dziwi mnie jak ktoś może tego sie nie bać. Osoba na której naprawde nam zależy odchodzi. To jest straszne (no i bardzo że tak powiem smutne)...
Boję się, ze nie będę w stanie zapewnić mej przyszłej rodzinie godziwego życia. Ze stracę pracę, albo nagle dach nad głową.
Nom. To tez powinienem dopisać do rzeczy których sie boje.... No ale nie mam sie co tu rozpisywać bo chyba powiedzieliście wszystko....
To życie przyzwyczaiło do tego, że kobieta opiekuje się domem, a maż siedzi w pracy.
Z tego co mnie w szkole nauczyli to sie nazywa stareotyp. I dla mnie to jest "g" prawda że to własnie mąż musi być tym całym żywicielem a żona do garów. o wszystko jak już chyba było powiedziane zależy od sytuacji.
No ale patrząc z drugiej strony sam mówie że to stareotyp i niewiażne który rodzic ważne że zarabia to ja jak sobie pomyśle że to właśnie żona miała by zarabiać a ja w domu przy garach to jakoś tak dziwnie.....
nie zupełnie... udowodniono że ludzie jeszcze mieszkający w jaskiniach a także inne ssaki obecnie żyjące mają podobne zachowania: samica siedzi i zajmuje sie potomstwem gdy między czasie samiec ciężko pracuje próbując upolować coś zjadliwego...
]
Tu żeś wyskoszył. Jest wiele gatunkow zwerząt gdzie to wasnie samica zdobywa pokarm. Albo powiedziana już modliszka... Jak bedziemy poruwnywać nasze zachowania do zachowań wspołcześnie żyjących zwierząt, albo prechistorycznych ludzi to chyba dalek nie zajedziemy...
-
little:
Wiesz tu zależy o jaki rodzaj samotności.
No, tej zwyklej, bycie samemu, umieranie samemu. Eee... Single Player?
Jeżeli mówisz o tym że nie boisz sie umżeć samemu no to spoko.
No ba, to jest bardzo fajne - cisza, spokój... Taka jest najlepsza śmierć: godnie umrzeć, spierajac się w myślach ze swoimi problemami, analizując całe swe przyszłe życie i dumnie uidać się w "jej" obięcia. Nie wiem, jak dla was, ale gdyby sie okazło, że nagle byłbym umierajacy i moja rodzina zaczeła by lamentować... Ja tego bym nie przeżył <jestem cynikiem>. Rozumiem, martwią się, ale po co oni się martwią? Przecież to niedługo ja złożę wizytę temu na górze <heh>, a gdy zacznie mnie oceniać, z uśmiechem na twarzy odpowiem - Ja się tu pchałem!.
Ale u mnie jest tak że np. żyć samotnie to co innego. Chodzi mi oto że jak sobie wyobrażam że miłbym być starym kawalerem to można powiedzieć że nawet sie boje.
Wiesz, stary kawaler to jeszcze, ale stary prawiczek - to jest dopiero horror <oczywiście, żartuje>.
Nie mieć nikogo bliskiego.
Wierz mi, nawet mając kontakt z innymi ludźmi, można być cholernie samotny.
Taki człowiek ma pokopane. A co ma zrobić ? Na pewno jest podwud dla którego został sam i raczej ten sam powud nie pozwala mu na znaleźenie bliższej osoby.
Czasami nie ma żadnego powodu. Jeśli druga połówka nie potrafi zaakcepotwać twoich przyzwyczajeń, to trafiłeś na "pękniętą" wersje. Przyjaciół lubie za ich zalety, ale kocham dziewczynę za jej wady <całokształt się liczy>.
Bo np. taki żul z pod sklepu z kturym bym sie wtedy raczej zadawał (no bo z kim innym?) to raczej nikt bliski.
Wiesz, żule... Oni nie zawsze tacy byli. Nierzadko bywa, że prowadzili życie podobne do takiego, ktróre ty aktualnie prowadzisz... Albo będziesz prowadził - ale stracili pracę, ktoś bliski ich sercu umarł, a nie mieli na tyle silnej woli <i wsparcia przyjaciół, rodziny>, którzy by im pomogli.
Pogadasz pogadasz, idziesz do domu i znowu sam w czterech ścianach z telewizorem i rożnorodnymi nałogami które kiedyś "pomagały" nam niezwracać uwagi na samotność a teraz są poprostu niezbędne.
Ta, nawet majac kogoś bliskiego jesteś w takim samym stopniu narażony na nalogi itd, jak gdybyś był samotnym człekiem. Po prostu wszystko zależy od silnej woli - czy użytkownik potrafi kontrolować swoje pociągi do np: vodki, czy kawy, albo nawet gier. Po za tym, równie dobrze zamiast gadać z żulem, to możesz pogadać sobie z ekspedientką w sklepie, bądź z kioskarzem. Niektórzy nawet tak robią <scena z życia wzięte: próbuję kupić bilet, autobus już praktycznie drzwi otwiera, a ten cholerny kioskarz gada na temat /sic!/ swojej rodziny z jakąmś starszą panią... myślałem, że go zabiję, gdybym nie zdążył na autobus...>. Nawet uczeszczając do szanownej instytuacji, jaka jest szkoła, napotykasz na ludzi, z którymi rozmawiasz, ale wracajac do szkoły, czujesz się samotny - a w wakacje <jak nie dzwonią z terminem kolejnen imprezy>, to juz dobitnie... heh. W pracy idetnycznie.
Taka perspektywa raczej nie jest wesoła i można jej sie swego rodzaju bać.
Ale ten rodzaj strachu wynika z bierności człowieka - nie potrafił po prostu znaleźć <czy szukał... to inne pytanie> swojej prawdziwej miłości i oto skutki. Nawt będąc starym człowiekiem, zawsze mozna zatrzymać się w parku na partyjce szachów. A gdy nie zna zasad gry? Nic nie szkodzi, wiele razy zdarzylo mi się widzieć, jak dwóch starszych panów <pań niestety nie widziałem w tym szanownym gronie... nie wiem czemu> gra nawet po kilka godzin <tyle czasu zajeło mi zrobienie potrzebnych zakupów w centrum miasta>, w towarzystwie kilku innych panów, którzy wręcz z prawdziwym zapałem komentują każdy ruch <zależy jeszcze kto gra - jeśli są to dwaj "wyjadacze", to cisza jak makiem zasiadł - ale klimat takiej partii czuć z daleka - klimat, nie odór piwa>.
Z tego co mnie w szkole nauczyli to sie nazywa stareotyp.
Nie, oczywiście, że to byl stereotyp, ale prędzej życie... Dlaczego? Ponieważ każdy wie, że to stereotyp, ale jakoś nikt nie próbuje się mu przeciwstawić. A jakiś wstyd zawsze pozostanie, gdy facet musi się przyznawać w towarzystwie paru "pracujących" znajomych, że siedzi i dzieci pilnuje. Kobieta to nie wiem, ale inne maja zwyczaj mówić - "och, jakaś ty przebojowa". Kobiety wyzwolone, ot co.
-
a także inne ssaki obecnie żyjące mają podobne zachowania: samica siedzi i zajmuje sie potomstwem gdy między czasie samiec ciężko pracuje próbując upolować coś zjadliwego...
Rozmawiamy tylko o ludziach, współczesnych, czy o zwierzętach również? Bo jeśli tak, to... Modliszka?
hum hum zawsze myślałem że modliszka to owad :F
Tu żeś wyskoszył. Jest wiele gatunkow zwerząt gdzie to wasnie samica zdobywa pokarm. Albo powiedziana już modliszka... Jak bedziemy poruwnywać nasze zachowania do zachowań wspołcześnie żyjących zwierząt, albo prechistorycznych ludzi to chyba dalek nie zajedziemy...
tak sie składa że człowiek jest hybrydą innych zwierząt wszystko co ma homosapiens maja inne zwierzeta... dlatego ciagle porównuyje go do innych zwierząt
Bo seks zmysłowy w przypadku zwierząt, to jeszcze się z czymś takim nie spotkałem
jedno słowo: Delfin
-
hum hum zawsze myślałem że modliszka to owad :F
eee to owady to nie zwierzęta? to jak nie zwierzęta to co - grzyby? ;F
tak sie składa że człowiek jest hybrydą innych zwierząt wszystko co ma homosapiens maja inne zwierzeta... dlatego ciagle porównuyje go do innych zwierząt
ani troche nierozumiem myślenia wiekszości ludzi, człowiek to jest ZWIERZE, coztego, że czasem kulturalne, "głeboko" myślące itp? jesteście zwierzętami, niczym mniej, a napewno niczym więcej, face the truth...
-
Wierz mi, nawet mając kontakt z innymi ludźmi, można być cholernie samotny.
Wiadomo że można. Mozesz chodzić do szkoły, w domu mieć calą rodzine a dajmy na to nie możesz znaleźć tej drugiej połówki przez co jest sie cholernie samotnym.
Ta, nawet majac kogoś bliskiego jesteś w takim samym stopniu narażony na nalogi itd, jak gdybyś był samotnym człekiem. Po prostu wszystko zależy od silnej woli - czy użytkownik potrafi kontrolować swoje pociągi do np: vodki, czy kawy, albo nawet gier.
Wiadomo że to zależy od silnej woli, ale wydaje mi sie że jeżeli mamy bliskich to stanowią oni swojego rodzu oparcie i starają sie nam pomagać co chyba zmieniejsza minimalnie ryzyko..... Chyba..... Choć to wszytko zależy od wielu rzeczy.....
Ale ten rodzaj strachu wynika z bierności człowieka - nie potrafił po prostu znaleźć <czy szukał... to inne pytanie> swojej prawdziwej miłości i oto skutki.
Wiesz nawet mając tą drugą połówke może dojść do takiej sytuacji ;p Dajmy na to człowiek ta ma slabą wole i wpada w nałóg. Tak jak mówiłeś w największym stopniu odporność na nałogi zależy właśnie od woli.... Wpada w ten naług nie che sie leczyć itp. i jego "druga połówka" odchodzi... No i mamy sytuacje którą przedstawiłem. Sytuacji której raczej sie obawiam. Obawiam sie że zabrknie mi kiedyś tej silnej woli i wpadne w jakieś badziewie..... Ale to dobrze że sie czegoś takiego obawiam. Raczej sie bede tego przestrzegał :P Co nie znaczy że wypić z kumplami nei lubie :P
Nie, oczywiście, że to byl stereotyp, ale prędzej życie... Dlaczego? Ponieważ każdy wie, że to stereotyp, ale jakoś nikt nie próbuje się mu przeciwstawić. A jakiś wstyd zawsze pozostanie, gdy facet musi się przyznawać w towarzystwie paru "pracujących" znajomych, że siedzi i dzieci pilnuje.
Nom. Bo facet chce być macho. A pilnowanie dzieci raczej do maho nie pasuje :P
-
MarvelliX:
hum hum zawsze myślałem że modliszka to owad
No cóż, mój błąd. Myślałem jedynie, że jak rozmawiamy o zwierzętach, to bierzemy pod uwagę wszystko inne, co się nawinie <chociaż powiem szczerze, że nei lubie zwierząt... ludzi /większości/ również>.
tak sie składa że człowiek jest hybrydą innych zwierząt wszystko co ma homosapiens maja inne zwierzeta... dlatego ciagle porównuyje go do innych zwierząt
Jak inne zwierzeta maja lodówkę, to z przyjemnością je odwiedzę... Może i zimne piwko się znajdzie? Wiesz, człowiek jest zwirzęciem, ale ma myślący <potrafiący się rozwijać, uczyć, czuć itd... uogólniajac> mózg i instynkt - podczas gdy zwykłe zwierzeta, jedynie instynkt.
jedno słowo: Delfin
Powiem ci, że mało to podniecające... Jak one uprawiją seks... Eee... Zarzuć filmikami, tak dla porównania. Chcę zobaczyć ich kolację przy świecach, muzykę, grę wstępną i sam climax... Po namyśle, to bez climaxu. W każdym bądź razie, teraz już wiem, kim chce być po reinkarnacji <o ile coś takie jest>.
Morchol:
eee to owady to nie zwierzęta? to jak nie zwierzęta to co - grzyby? ;F
Wąż? Nie, to gad. Ale to też zwierzę, tylko podgrupa... A w sumie nie wiem, nie lubię owadów, gadów <chociaż nie, węże chętnie bym miał...>, ptaków <no chyba, że kurczak pieczony heh>, czy innych istot.
ani troche nierozumiem myślenia wiekszości ludzi, człowiek to jest ZWIERZE, coztego, że czasem kulturalne, "głeboko" myślące itp? jesteście zwierzętami, niczym mniej, a napewno niczym więcej, face the truth...
Ostatnim razem, kiedy spojrzałem prawdzie w oczy, to lustro pękło...
Zgadzam się w zupełności. Człowiek to zwierzę. To, że jest to znacznie bardziej rozwinięte, myślące i wogóle bardziej zaawansowane pod względem rozwoju, to o czymś tam świadczy... Chyba. Nie, myślę, że niektórzy ludzie są gorsi od zwierząt, niektórzy lepsi.
little:
Wiadomo że można. Mozesz chodzić do szkoły, w domu mieć calą rodzine a dajmy na to nie możesz znaleźć tej drugiej połówki przez co jest sie cholernie samotnym
.
Tu chodzi raczej o wzajemne zrozumienie... I od charakteru danej jednostki. Wiadomo, ktoś przebojowy, pewny siebie, szybciej znajdzie dziewczynę, niż introwertyk, nieśmiały itd.
Wiadomo że to zależy od silnej woli, ale wydaje mi sie że jeżeli mamy bliskich to stanowią oni swojego rodzu oparcie i starają sie nam pomagać co chyba zmieniejsza minimalnie ryzyko..... Chyba..... Choć to wszytko zależy od wielu rzeczy.....
Nawet rodzina ci nie pomoze, jeśli masz słabą wolę. By się podnieść z czegoś takiego, musi być obustronna praca. Fakt, z rodziną łatwiej, ale jednak to zależy od tego, czy komuś zależy na tym, by się z tego podnieść.
Wiesz nawet mając tą drugą połówke może dojść do takiej sytuacji ;p Dajmy na to człowiek ta ma slabą wole i wpada w nałóg. Tak jak mówiłeś w największym stopniu odporność na nałogi zależy właśnie od woli.... Wpada w ten naług nie che sie leczyć itp. i jego "druga połówka" odchodzi...
Miłość to sztuka kompromisu.Zawsze można tę przyjemnosć dawkować. Jeśli nie chce, to dobrze, że jego połówka odeszła - jego wina, że wybrał coś bardziej przyziemnego... Zresztą, gdyby to była prawdziwa miłość, to raczej ten nałóg nie miał by miejsca, bo każdy zdrowo myślący facet, wybierze dziewczynę, niż np mecz w telewizji. Co nie oznacza, że ma ona to wykorzystrwać. Jeden wieczór mecz, jeden wieczór dziewczyna. Ot, kompromis.
No i mamy sytuacje którą przedstawiłem. Sytuacji której raczej sie obawiam. Obawiam sie że zabrknie mi kiedyś tej silnej woli i wpadne w jakieś badziewie..... Ale to dobrze że sie czegoś takiego obawiam. Raczej sie bede tego przestrzegał Co nie znaczy że wypić z kumplami nei lubie
Doskonale cię rozumiem <zwłaszcza z tym piciem>. Ja zawsze twierdziłem, że mam "słabą silną wolę", dzięki czemu kilkanaście razy się zastanawiam, czy zrobić coś, co moze mnie wpędzić w późniejsze kłopoty. Ot, taki system bezpieczeństwa.
Nom. Bo facet chce być macho. A pilnowanie dzieci raczej do maho nie pasuje
Pilnowanie dzieci? Eee... Wiesz, tak sobie myślę, że to własnie ojciec pierwszy gotów zabić w obronie potomków, niż matka. Skąd się zresztą wzieło, że to właśnie ojciec mowi - "moja duma i radość", a nie matka.
I podobny motyw - heh... Tak wybiegajac w przyszłość.
Pilnowanie dziewczyny do macho nie pasjue? Nie, ja przepraszam bardzo, ale właśnie to pilnowania, chęć zapewnienia bezpieczeństwa, jest chyba macho <mogę się mylić...>. Ja tam nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, żeby koleś własną dziewczynę zaczął bić wraz z kolesiami, którzy ich napadli... W końcu facet lubi się wykazać - a lepiej dostać wpierdol przynajmniej chroniąc dziewczynę, niz ot tak sobie. W jej oczach raczej będziemy macho - a to jest najważniejsze. A jeśli ma pretensję, że ich nie załątwiliśmy? Trening, siłownia itd <choć i Herkules wątły, kiedy złapie go np: biegunka>.
-
Z tego co mnie w szkole nauczyli to sie nazywa stareotyp. I dla mnie to jest "g" prawda że to własnie mąż musi być tym całym żywicielem a żona do garów. o wszystko jak już chyba było powiedziane zależy od sytuacji.
Widocznie źle cię w szkole nauczyli.... Człowiek, jak zresztą większość innych ssaków ma przystosowania do właśnie takiej sytuacji. Z natury rzeczy ojciec powinien byc żywicielem i obrońcą rodziny, co zresztą ma uwarunkowane chociażby instynktem. Przykład: sytuacja z dziewczyną i drechami. Matka powinna zajmować się wychowywaniem dzieci, bo podobno "samice" mają coś takiego jak instynkt macierzyński. No i poza tym ojciec dzieci piersią nie nakarmi.... Właśnie do takich ról przystosowała nas natura, ale człowiek ma już to do siebie, że lubi zaprzeczać prawom natury......
Chcę zobaczyć ich kolację przy świecach, muzykę, grę wstępną i sam climax...
To co wymieniłeś, to tak na dobrą sprawę ludzki odpowiednich godów..... Bo chcecie tego czy nie człowiek naprawdę jest zwierzęciem.... i do tego wybitnie głupim.....
Pewnie zaraz ktoś zripostuje moje poglądy argumentem w styly, że człowiek ma mózg umysł, uczucia itd..... Tak na dobrą sprawę to wszystko to taki bonus od natury, coby nam się zbyt łatwo nie żyło.... Przez te kilka, czy kilkadziesiąt milionów lat staliśmy się gatunkiem dominującym (bo w końcu ktoś musi) i co nam z tego przyszło? Nasza psychika jest tak złożona, ze mamy morderców, psychopatów, sadystów i różnego innego rodzaju niefajne świństwa... Poza tym mamy wojny, tworzymy wirusy, którymi później się uśmiercamy..... Czy jakikolwiek inny gatunek jest na tyle głupi, zeby zabijać się dla zabawy, czy z powodu odmiennych poglądów? .... Poza tym są jeszcze nałogi.... tylko ludzie są na tyle głupi, zeby uzależniać się od jakiegoś świństwa... Podobno myślimy logicznie, ale przecież nasze zachowania logice przeczą......
Oczywiście nie można generalizować, bo nie wszyscy ludzie to psychopaci i mordercy.... Nasz gatunek posiada zdolność abstrakcyjnego myslenia, więc wymyślamy różnego rodzaju urządzenia, przyżądy, wynalazki i dostosowujemy środowisko do naszych potrzeb. Tylko po jaką cholerę? Inne żywe organizmy po prostu egzystowały, a jeśli było trzeba, zmieniały się (tzn: ewolucja)..... Czy to oznacza, że człowiek jest już na takim poziomie, że dalej ewoluować nie może?.....
-
jeśli będę miał mieć dziecko i moja żona będzie w ciąży cholernie będę się bał że dziecko urodzi się kalekie bądź w jakiś sposób niedorozwinięte...
sama nie wiem,czy w przypadku gdybym wiedziała,żę moje dziecko ma urodzić się niedorozwinięte [szczególnie fizycznie],to czy nie wybrałabym dla niego śmierci. Myślę,że życie jako "mały potworek",którego ludzie nienawidzą,lub się boją jest gorsze niż śmierć.
jednej strony też się nie boje śmierci uważam ją za rzecz naturalnem, jednak jak pomyśle żem oge umrzeć w wieku wcześniejszym niż 70 lat to jest mi żal...
Ja wolałabym umrzeć w miare młodo [oczywiście nie teraz,zaraz],ale gdy będę jeszcze w pełni świadoma. Nie chcę dożyć wieku, w którym ktoś musiałby mi pampersy zmieniać,bo nie będę miała siły wstać....nigdy nie chcę być ciężarem dla innych-szczególnie bliskich. Poza tym starość często jest straszna...wtedy uświadamiamy sobie jacy jesteśmy samotni. Gdy dzieci odejdą z domu,a starsi są dla nich tylko ciężarem. Czułabym się bardzo głupio gdyby np. moje dziecko musiało opiekować się mną-chorą staruszką zamiast robić karierę i układać sobie życie z własną rodziną...
Ale to jest raczej strach widziany oczami dziecka lub kogoś młodego... lub poprostu strach lekki... ciemność w domu a ciemność na meliniarskim osiedlu to 2 inne sprawy.
Tym bardziej,że w tych czasach,to możesz nieźle dostać w pysk nawet w południe przy ruchliwej ulicy. Po prostu inni ludzie na tyle się boją,że Ci nie pomogą...i w tłumie zostajesz zupełnie sam-pobity, okradziony i czasami [zależnie od preferencji ] zgwałcony. Była taka sprawa [z rok temu],że w dzień,przy moście paru kolesi gwałciło dziewczynę. Zebrał się spory tłumek,dziewczyna krzyczała,a nikt nie pomógł,bo możliwe było,że któryś z napastników miał broń....a potem ludzie się dziwią,że przestępcy czują się bezkarni
mimo wszystko taka sytuacja nie jest bez wyjścia i można ją jeszcze naprawić.
Wbrew pozorom taką sytuację w Polsce bardzo trudno naprawić. Prędzej można zepsuć dobrą sytuację. Załużmy,że mieszka ci się całkiem dobrze ze standardową rodziną 2+2. Masz pracę ze średnią pensją,ale spokojnie sobie żyjecie w ,ieszkaniu/małym domku....nagle tracisz pracę,nie masz kasy na opłaty. Zostajecie głodni w ciemnym domku bez wody i ogrzewania....mnie taka wizja przeraża. Bo w tym przypadku cierpiałabym nie tylko ja,ale i moja rodzina. A nową pracę ciężko znaleźć...i kwestią czasu częstko pozostaje to,kiedy rodzina się od ciebie "wyprowadzi" dla własnego dobra...w końcu oni też muszą przeżyć....więc dla dobra dzieci patrzysz jak odchodzą
Czy zjadłbyś miskę żywych pająków, gdyby ktoś ci zaoferował za to 1000 zł..... dodam jeszcze, że to takie malutkie pajączki, których po kilkadziesiąt by na łyżkę stołową wchodziło...
Wszystko ma swoją cenę i wszystko zależy od okoliczności. Jeśli ten tysiąc miałby np. zapewnić mojej rodzinie/osobie którą kocham np. jedzenie [odwołanie się do wizjii biednej rodziny w zimnym,ciemnym domu],to zjadłabym nawet dwie miski...jeśli oczywiście pająki nie były by jadowite XD
że niby ludzie powinni się bać wskakiwania pod autobusy? Przesadzasz chłopcze...
a ja rozumiem o co chodziło Glennowi. Chodzi o to,że to,że wiemy,że [za dużo "że" ! <_< ] autobus nas zabije sprawia ,żę [!] pod niego nie wskoczymy...tak samo jest np. z obawą przed wodą [np. jeśli kiedyś się podtopiliśmy] i innymi "strachami" ewolucji [bo np. dzieci się od małego uczy,żeby uważały na samochody itp.]
No ale na poważnie... idę sobie gdzieś z Hisoką i wyskakuje na nas... powiedzmy 4 drechów z pałami, chcą wydębić od nas komóry. Szans odwrotu nie ma żadnych, jak również na rozmowę. Wpierdo* jest kwestią sekund.... wiem.. jestem nienormalny... ale jak myślę o tym, że w takiej sytuacji dałbym najbliższemu w ryj i krzyknął na Hisokę, żeby spieprzała, samemu ich zatrzymując w miarę skromnych możliwości.... damn.... od razu mi się gęba wykrzywia w uśmiechu. Serio mówię, że takiej sytuacji się nie boję.... jestem gotów dostać po zębach, póki jej udałoby się ujść z tego cało i cieszyłbym się z dobrze spełnionego obowiązku.... zrobienie czegoś takiego napawałoby mnie dumą, a nie strachem.... a nawet jeżeli to byłby strach, to nie przestawałbym stawiać im oporu, póki Hisoka nie znalazłaby się poza zasięgiem wzroku lub nie straciłbym przytomności
hahaha! Myślisz,że mnie przekonałbyś do ucieczki?! Sama wyjęłabym granatnicę z nogawki i kazała tobie uciekać...a tak szczerze mówiąć nigdy nie zostawiłabym NIKOGO [czy to chłopak,przyjaciel,czy przyjaciółka...a nie daj boże rodzina] na pastwę jakiś drechów...prędzej sama bym oberwała niż dałabym pokroić np.ego młodszego brata
a ja bym hip hopowców zatrzymywał to było by mi wstyd przed nią następnym razem że moja dziewczyna musiała uciekać podczas gdy ja nie udolie próbowałem walczyć z 4ma kolesiami mimo że z góry byłem skazany na porażke, bo nie oszukumy się nawet jeśli by to byli kolesie wzrostowo i wagowo tacy jak ja to z 4 marne szanse bym miał... to jest właśnie ten strach przed tym że w jej oczach bym stracił że ona musiała uciekac a ja jedyne co mogłem zrobić to dostać wpierdol i próbowac im dać te kilka strzałów które odciągną ich od niej...
Pomyśl lepiej jak ona by się czuła wiedząc,że przesto,że ją broniłeś np. trafiłeś do szpitala. Poza tym jeśli ona szybko ucieknie,to ty też jeszcze masz szansę...a wiadomo,żę jeden na 4 pudzianów ,to możesz im skoczyć
. Prosić o pozyczkę w banku... Jasne, że mu udzielą, wprost z otwartymi ramionami przyjmą... Nawet jeśli tak się stanie, to pod zastaw często idzie dom.. A jeśli plan nie wypali? Cała rodzina ląduje na bruku, na ulicy.
Wbrew pozorom o pożyczkę z banku też jest trudno...ostatnio rodzinie znajomych nie udzielono kredytu,bo mieli za dużo dzieci :huh: ....i samochód po okazyjnej cenie poszedł się.....
a) pomogą, ale pieniadze trzeba prędzej, czy później oddać, a nie majac pracy, jest to tyle prawdopodobne, co trzasnięcie drzwiami obrotowymi
nawet jeśli pomogą,to zaciągamy ogromny dług wdzięczności,który często nie mamy jak spłacić...i potem ciągle jest nam głupio i czujemy,że coś jesteśmy winni nawet po spłacie pożyczki...a jak dopiero się ma poczuć człowiek,który dalej nie będzie w stanie oddać kasy?
typowo męski strach według mnie (chociaż zaraz ktoś sypnie przykładem, że się mylę, że kobieta od zawsze się opiekuje rodziną i do jej obowiązków należy opiekowanie się dziećmi i utrzymanie ogniska domowego bla bla bla... ale moim zdaniem to nie ten sam rodzaj strachu).
Stareotypy . Teraz kobiety też ruszyły tyłki z domów i zaczynają zarabiać na rodzinę. Zdaża się,że mężczyzna w pewnej chwili traci pracę,albo wogle jej nie ma i kobieta utrzymuje całą rodzinę,a on zajmuje się domem .Osobiście nie mam nic przeciwko czemuś takiemu, bo szczerze napisawszy ciągnie mnie do robienia kariery i pracy zawodowej...za to wogle nie widzę się w robi domatorki z dziećmi.
Ja osobiście uważam, że zajmowanie się domem, robieniem zakupów, to również <ciężka> praca.
Nie zapominając o stadku bahorków rozbiegających się po całym domu i robiących bałagan...ja wariuję jak przychodzą do nas do domu jakiekolwiek dzieci,bo w przeciągu 10 minut są w stanie zamienić pokój w pobojowisko...a potem pojawiają się w sądach sprawy o bicie dzieci i porady o bezstresowym wychowywaniu dzieci [z tego potem takie małe pijawy wyrastaj]
Chodzi mi oto że jak sobie wyobrażam że miłbym być starym kawalerem to można powiedzieć że nawet sie boje. Nie mieć nikogo bliskiego
Ja bym się tego bała dopiero w starszym wieku...lubię wolność i niezależność...i wkurzają mnie ludzie którzy za bardzo chcą mnie "związać" i ograniczyć. Boję się trochę,że kiedyś np. ktoś będzie zmuszał mnie do czegoś siłą. Np. do bycia ze sobą i nie pozwalał odejść. Nigdy nie mam zamiaru żyć jak ptak w klatce i jeśli mój mąż/partner/chłopak kiedykolwiek by mnie uderzy,to mógłby już nie pokazywać mi się na oczy.
Pogadasz pogadasz, idziesz do domu i znowu sam w czterech ścianach z telewizorem
W takim przypadku miałabym po prostu psa, albo kota. Często takie zwierzątko jest w stanie znacznie lepiej pokazać ci,że mu na tobie zależy niż drugi człowiek....taki scenariusz-wracasz do domu po dniu ciężkiej pracy...jesteś zmęczony,wyczerpany i marzysz o odrobince ciepła,czułości,obfitym posiłku i łóżeczku...otwierasz drzwi...żona wita cię wrzaskiem "dlaczego tak późno!",dzieci siedzą przy kompie i mają cię gdzieś, posiłek masz se odgrzać,albo rozmrozić...a pies przywita merdając ogonkiem, kot obudzi się,przeciągnie i zacznie ocierać się o twoje nogi...i czujesz,że jesteś komuś potrzebny :lol: ...BTW. Taki model rodziny przeraża mnie jak cholera :rolleyes:
tylko ich pajęczyn
Najlepsze są te klejące , w które wleziesz twarzą,a potem nie będą chciały zleźć...poza tym wiesz,że jak jest pajęczyna [tym bardziej świeża],to gdzieś musi czaić się jej właścieciel...i tu są dwa warianty:
a)właściciel siedzi ci na nosi i z bliska wydaje się jeszcze większy i bardziej obrzydliwy...do tego siedzi ci na twarzy i może ugryźć w noc,nasikać do oka itp...
B) nie idzisz właściciela...nie znasz rozmiaru,więc może okazać się cholernie duży...mieć ogromne, ostre szczękoczułki,jad,wyłupiaste oczy i włochate [albo obślizłe] łapki,z pomocą których zaraz przeskoczy ci na łeb/szyję/wlezie pod ubranie...
sama nie wiem która wersja jest gorsza...
boje se chyba nałogów
boję się,że przez nałogi mogłabym stracić kontrolę nad swoim życiem ,świadomością i np. krzywdzić bliskich.
Wiesz, żule... Oni nie zawsze tacy byli. Nierzadko bywa, że prowadzili życie podobne do takiego, ktróre ty aktualnie prowadzisz... Albo będziesz prowadził - ale stracili pracę, ktoś bliski ich sercu umarł, a nie mieli na tyle silnej woli <i wsparcia przyjaciół, rodziny>, którzy by im pomogli
Zule mają mniejszy problem z samotnością [bo zawsze swój na swego trafi],ale z zanikiem zwykłej,ludzkiej godności...co jakiś czas wyjeżdżam [niestety] na działkę i na wsi jest goster,który za dwa zeta na taie wino rozebrał się do naga i preleciał tak przez całą wieś...dla mnie tych istot można już nazwać nawet ludzmi
Tu chodzi raczej o wzajemne zrozumienie... I od charakteru danej jednostki. Wiadomo, ktoś przebojowy, pewny siebie, szybciej znajdzie dziewczynę, niż introwertyk, nieśmiały itd.
Niektórzy przez samych siebie nie mogą znaleźć nikogo...ale tu chodzi bardziej o sztuczność. Chyba wolę już introwertyka ,niż kogoś,kto na siłę próbuje być wyluzowany,rzuca jakimiś durnymi tekstami [najczęsciej w dresiarskim/hip hopowym slangu] i podrywa dziewczyny jakby były chodzącymi cyckami <_< ...jak trafi się taki kretyn,to automatycznie pojawiają mi się myśli a'la Freddy Kruger
Nawet rodzina ci nie pomoze, jeśli masz słabą wolę
gorzej jeśli przez taki nałóg skrzywdzisz rodzinę...np. oni ci pomagają,zaufają i myślą,że wszystko jest już ok...a ty przyjdziesz ,któregoś dnai spity, pobijesz żonę i dzieci i zobaczyłeś, co zrobiłeś dopiero jak wytrzeźwiejesz...jakbym sama była w nałogu [pozbawiającym samokontroli],to wolałabym się sama z tego spróbować wygrzebać,żeby nikt poza mną nie musiał cierpieć
-
Póki co skomentujętylko post Hisoki, bo mi się nie chciało czytać poprzednich.... nadrobię to dzisiaj...
Ja wolałabym umrzeć w miare młodo [oczywiście nie teraz,zaraz],ale gdy będę jeszcze w pełni świadoma.
Są ludzie co koło 90-ki zachowują pełną świadomość i tacy, co przy 40-ce mają z nią problemy (spójrz na Zella... niecała 50-ka na karku i już ma Ajchajmelra (bez względu na to, jak się to pisze)).
Była taka sprawa [z rok temu],że w dzień,przy moście paru kolesi gwałciło dziewczynę. Zebrał się spory tłumek,dziewczyna krzyczała,a nikt nie pomógł,bo możliwe było,że któryś z napastników miał broń....a potem ludzie się dziwią,że przestępcy czują się bezkarni
Powstrzymam się od bluzgania, ale gdybym był świadkiem czegoś takiego, to z całą pewnością uszkodziłbym delikwentów w miarę skromnych możliwości... za gwałt (na kimkolwiek) jestem gotów zabić, co napisałem wcześniej...
a ja rozumiem o co chodziło Glennowi. Chodzi o to,że to,że wiemy,że [za dużo "że" ! ] autobus nas zabije sprawia ,żę [!] pod niego nie wskoczymy...tak samo jest np. z obawą przed wodą [np. jeśli kiedyś się podtopiliśmy] i innymi "strachami" ewolucji [bo np. dzieci się od małego uczy,żeby uważały na samochody itp.]
Oboje przesadzacie... instynkt samozachowaczy to jedno, a strach drugie (oczami wyobraźni widzę, jak qiax cytuje to zdanie, by je skomentować). Chodzi mi o to, że skoczenie pod autobus to idiotyzm, a nie pokonanie strachu. Człowiek nie boi się autobus, chociaż wie, że jakby pod niego wskoczył, to by go zabiło... poprostu wie, że nie jest tak głupi, żeby to zrobić. Wiązać się to może pamięcia gatunkową i innymi trudnymi wyrazami, które związane są z naszym mózgiem. W każdym razie to, o czym mówisz to nie strach, a nawet jeśli nim jest, to nie taki, o jakim tu mówimy.
hahaha! Myślisz,że mnie przekonałbyś do ucieczki?!
Myślę, że w takiej sytuacji musiałbym nalegać. Nie pomogłabyś, a jedynie pogorszyłabyś sprawę, bo musiałbym się skupić na obronie ciebie bardziej, niz gdybyś gdzieś biegła. Oczywiście byłbym za wspólnym taktycznym odwrotem, no ale jeżeli nie byłoby to możliwe, to rozumiesz chyba, że zrobiłbym wszystko, abyś przynajmniej ty wpier**lu nie dostała.
Poza tym jeśli ona szybko ucieknie,to ty też jeszcze masz szansę...a wiadomo,żę jeden na 4 pudzianów ,to możesz im skoczyć
W sytuacji o której mówimy nie chodzi o wygranie walki, ale o zyskanie czasu.... jeżeli spróbowalibyśmy uciec oboje, to pewnie by nas złapali, a jeżeli ja, dajmy na to, zostałbym, żeby zdobyć dla ciebie choćby kilka sekund, to już byłby krok w dobrą stronę...
Stareotypy . Teraz kobiety też ruszyły tyłki z domów i zaczynają zarabiać na rodzinę. Zdaża się,że mężczyzna w pewnej chwili traci pracę,albo wogle jej nie ma i kobieta utrzymuje całą rodzinę,a on zajmuje się domem .Osobiście nie mam nic przeciwko czemuś takiemu, bo szczerze napisawszy ciągnie mnie do robienia kariery i pracy zawodowej...za to wogle nie widzę się w robi domatorki z dziećmi.
Dobra... nie będę się kłócił, bo pewnie macie rację...
wkurzają mnie ludzie którzy za bardzo chcą mnie "związać" i ograniczyć.
Good Lord! To chyba nie było o mnie, co? Hahahaha... ja szanuję twoją prywatność, a przyczepić się czasem tylko mogę o spędzanie twojego wolnego czasu.... no ale nie wywlekajmy prywatnych rzeczy na światło publiczne....
jeśli mój mąż/partner/chłopak kiedykolwiek by mnie uderzy,to mógłby już nie pokazywać mi się na oczy
Dobrze, że ja nie jestem samobójcą i bym cię nie uderzył.... chociażby dlatego, że bałbym się, że mi oddasz
Zule mają mniejszy problem z samotnością [bo zawsze swój na swego trafi],ale z zanikiem zwykłej,ludzkiej godności...co jakiś czas wyjeżdżam [niestety] na działkę i na wsi jest goster,który za dwa zeta na taie wino rozebrał się do naga i preleciał tak przez całą wieś...dla mnie tych istot można już nazwać nawet ludzmi
W lesie w pobliżu mojej chaty takich ludzików jest z 10-ciu... przychodzą i piją wino, klnąc i krzycząc na siebie nawzajem... szkoda mi ich...
Niektórzy przez samych siebie nie mogą znaleźć nikogo...ale tu chodzi bardziej o sztuczność. Chyba wolę już introwertyka ,niż kogoś,kto na siłę próbuje być wyluzowany,rzuca jakimiś durnymi tekstami
Good to hear... bo ja żadko robię coś na siłę, a tym bardziej wyluzowywanie się... chociaż ja dokładnie nie wiem, co znaczy słowo "wyluzowany", więc nie powinienem się wypowiadać... ale po głębszym namyśle mam wrażenie, że do ludzi specjalnie wyluzowanych nie należę... jestem bardziej flegmatyczy i rozsądny, a jestem pewien, że któraś z tych cech przeczy ideałowi człowieka wyluzowanego...
-
Oboje przesadzacie... instynkt samozachowaczy to jedno, a strach drugie (oczami wyobraźni widzę, jak qiax cytuje to zdanie, by je skomentować). Chodzi mi o to, że skoczenie pod autobus to idiotyzm, a nie pokonanie strachu. Człowiek nie boi się autobus, chociaż wie, że jakby pod niego wskoczył, to by go zabiło... poprostu wie, że nie jest tak głupi, żeby to zrobić. Wiązać się to może pamięcia gatunkową i innymi trudnymi wyrazami, które związane są z naszym mózgiem. W każdym razie to, o czym mówisz to nie strach, a nawet jeśli nim jest, to nie taki, o jakim tu mówimy.
Mi bardziej chodzi o taki strach samobójcy. Z jednej strony chce skoczyć z dachu ["umrę i będę szczęśliwy" ],ale jeśli np. pred dokonaniem samego "aktu samobójstwa" omsknie mu się noga na gzymsie,stara się czegokolwiek złapać. Po prostu zdaje sobie sprawę,że umrze i tak na prawdę boi się śmierci...
Myślę, że w takiej sytuacji musiałbym nalegać. Nie pomogłabyś, a jedynie pogorszyłabyś sprawę, bo musiałbym się skupić na obronie ciebie bardziej, niz gdybyś gdzieś biegła. Oczywiście byłbym za wspólnym taktycznym odwrotem, no ale jeżeli nie byłoby to możliwe, to rozumiesz chyba, że zrobiłbym wszystko, abyś przynajmniej ty wpier**lu nie dostała.
Moja męska godność nie pozwoliłaby mi mieć ciebie na sumieniu...albo oboje uciekamy,albo oboje zostajemy...Już w czasie ucieczki komu się nie uda,to trudno XD
Chyba nie wiesz jak potrafiłam uciekać przed rozwścieczonym dobermanem :lol:
Dobrze, że ja nie jestem samobójcą i bym cię nie uderzył.... chociażby dlatego, że bałbym się, że mi oddasz
Jeszcze nie wiesz co znaczy "porządnie mnie wkurzyć"...na razie znasz mnie tylko "lekko podirytowaną" [a już jest strasznie,ne? :P ]
Fakt,faktem gdybym poczuła,że ktoś fizycznie mi zagraża, specjalnie bym się nie patyczkowała i na pewno bym się nie zawahała nawet zabić...nawet jeśli kiedyś bym tą osobę kochała,to jeśli on/ona [ :P ] zagroził/a by mojemu życiu,to byłoby mortal combat
jestem bardziej flegmatyczy i rozsądny, a jestem pewien, że któraś z tych cech przeczy ideałowi człowieka wyluzowanego...
Haha! to czego ty szukasz u takiej choleryczki jak ja?! :lol: ..ale może kiedyś się na coś przydasz jak się zapędzę :devil:
-
Mi bardziej chodzi o taki strach samobójcy. Z jednej strony chce skoczyć z dachu ["umrę i będę szczęśliwy" ],ale jeśli np. pred dokonaniem samego "aktu samobójstwa" omsknie mu się noga na gzymsie,stara się czegokolwiek złapać. Po prostu zdaje sobie sprawę,że umrze i tak na prawdę boi się śmierci...
Tutaj nie chodzi o strach, tylko o odruchy bezwarunkowe... znajdź mi człowieka, który jest w stanie przewrócić się na beton z premedytacją, na twarz, jak przysłowiowa kłoda, nie robiąc żadnego ruchu ręką, ani nic. Mamy wbudowane pewne odruchy, które siedzą w nas tak głęboko, że popełnienie samobójstwa jest sprawą dość kłopotliwą.... nie jest to związane ze strachem, ale z bugiem w naszym oprogramowaniu hehehe
Moja męska godność nie pozwoliłaby mi mieć ciebie na sumieniu...albo oboje uciekamy,albo oboje zostajemy...Już w czasie ucieczki komu się nie uda,to trudno
Dalej muszę nalegać.. (już to widzę... my się będziemy kłócić na temat tego kto ucieka, a kto nie, a dresiki w tym czasie będą się nam przyglądać z założonymi rękoma, co chwilę patrząc z niecierpliwością na swoje zegarki)... geez.. to, że jesteś facetem, momentami strasznie komplikuje sprawe wiesz.... będzie trzeba chyba profilaktycznie unikać dresów.
Jeszcze nie wiesz co znaczy "porządnie mnie wkurzyć"...na razie znasz mnie tylko "lekko podirytowaną" [a już jest strasznie,ne? ]
Póki co nie było z tobą tak strasznie... ale boję się na samą myśl... a jeżeli o tym mowa, to ty też nie widziałaś mnie złego... nawet lekko zirytowanego mnie nie widziałaś hehehehe...
Haha! to czego ty szukasz u takiej choleryczki jak ja?!
Kolega powiedziałby, że przeciwieństwa się przyciągają.... ja nic nie powiem...
..ale może kiedyś się na coś przydasz jak się zapędzę
Yes, my lord (zakłada lateksową maskę)
-
qiax:
Pilnowanie dzieci? Eee... Wiesz, tak sobie myślę, że to własnie ojciec pierwszy gotów zabić w obronie potomków, niż matka. Skąd się zresztą wzieło, że to właśnie ojciec mowi - "moja duma i radość", a nie matka.
I podobny motyw - heh... Tak wybiegajac w przyszłość.
z tym pilnowaniem dzieci miałem na myśli papranie sie w pieluchach itp.
W_W:
Widocznie źle cię w szkole nauczyli.... Człowiek, jak zresztą większość innych ssaków ma przystosowania do właśnie takiej sytuacji. Z natury rzeczy ojciec powinien byc żywicielem i obrońcą rodziny, co zresztą ma uwarunkowane chociażby instynktem. Przykład: sytuacja z dziewczyną i drechami. Matka powinna zajmować się wychowywaniem dzieci, bo podobno "samice" mają coś takiego jak instynkt macierzyński. No i poza tym ojciec dzieci piersią nie nakarmi.... Właśnie do takich ról przystosowała nas natura, ale człowiek ma już to do siebie, że lubi zaprzeczać prawom natury......
Dobra karmienie piersią rozumiem, ale mi bardziej chodziło mi o dzieci w wieku już kilku lat... Takimi to mężczyzna może sie spokojnie zająć gdy dajmy na to żona jest w robocie.... Tu nie ma problemu i to sie pojawie ten cały "stareotyp". Dla dużej części do taka praca jest przeznaczona wyłącznie dla kobiet a praca dla męrzczyzn.... No nie wiem sam gadam że to nei ma różnicy obie te sprawy są bardzo wane i równie ciężkie ale jak sobie myśle że to ja miałbym być tym co sie zajmuje domem a żona by pracowałe to jakoś tak dziwnie....
His&Tant:
Myślę, że w takiej sytuacji musiałbym nalegać. Nie pomogłabyś, a jedynie pogorszyłabyś sprawę, bo musiałbym się skupić na obronie ciebie bardziej, niz gdybyś gdzieś biegła. Oczywiście byłbym za wspólnym taktycznym odwrotem, no ale jeżeli nie byłoby to możliwe, to rozumiesz chyba, że zrobiłbym wszystko, abyś przynajmniej ty wpier**lu nie dostała.
Wiesz His jeszcze jak byś dostała to pół biedy (nie bierzcie tego dosłownie wiadomo że przerąbane) , gorzej jak by ci zrobili coś gorszego np. gwałt.....
Za to i za to to zabić tylko takich ale ja jestem zdania jak Tant. Choćby niewiem jakabyś była to z 4 raczej szans byście nie mieli..... A Tant jeszcze z tobą w walce kupić by sie nie mógł.....
-
White_wizard:
Widocznie źle cię w szkole nauczyli.... Człowiek, jak zresztą większość innych ssaków ma przystosowania do właśnie takiej sytuacji. Z natury rzeczy ojciec powinien byc żywicielem i obrońcą rodziny, co zresztą ma uwarunkowane chociażby instynktem. Przykład: sytuacja z dziewczyną i drechami
Człowiek zawsze może walczyć ze swoim instyntkem <ja niczego nie sugeruję, ale nie raz spotkałem się z dziewczyna znacznie bardziej odważną... hmm... żeby nie szukać daleko - ode mnie heh>. Ja tam twierdzę, że dobrze w szkole go nauczyli - przynajmniej wie, co to jest stereotyp i wie, ze często są one błędne. Trza być otwartym na nowe rzeczy <ach, zapasy w błocie z dziewczynami heh>.
Matka powinna zajmować się wychowywaniem dzieci, bo podobno "samice" mają coś takiego jak instynkt macierzyński. No i poza tym ojciec dzieci piersią nie nakarmi.... Właśnie do takich ról przystosowała nas natura, ale człowiek ma już to do siebie, że lubi zaprzeczać prawom natury......
Jeśli matka opuszcza swoje dziecko, oddaje go do adopcji, porzuca, to nie wiem, gdzie podział się cały ten instynkt macierzyński. A co ty na to, gdy to facet opiekuje się dziećmi sam? Bo żona odeszła, umarła itd? Ojciec też ma ten instynkt... Stereotyp.
To co wymieniłeś, to tak na dobrą sprawę ludzki odpowiednich godów..... Bo chcecie tego czy nie człowiek naprawdę jest zwierzęciem.... i do tego wybitnie głupim.....
Że głupim, to się zgodzę... Ale nie jestem pewien, czy zwierzęta odczuwaja z tego przyjemność - bo jeśli się nie mylę, większość <wiecej niż połowa>, nie kłóci się ze sobą, nie żyją w separacji, nie maja skomplikowanych relacji, kazde ze zwierząt chce mieć dzieci <co do ludzi, to nie>, a po zakończonym numerku każdy rozchodzi się w swoja stroną. Do tego - by zapłodnić samice w swiecie zwierząt, to mogli to zrobić jedynie najsileniejsi. A u nas? Nie wiem, moze się mylę, ale czasy od epoki kamienia łupanego, chyba się nieco zmieniły <inaczej juz bym niezla sztukę... heh>. Dziewczyny wybieraja nie najslniejszą jednostkę, ale taką, która im odpowiada <w przypadku zwierząt i ich gódów - no cóz... jakoś nie maja tam randek>.
Pewnie zaraz ktoś zripostuje moje poglądy argumentem w styly, że człowiek ma mózg umysł, uczucia itd.....
Które ty byś mógl zripostować, ze zwierzęta tez mają mózg, uczucia itd...
na dobrą sprawę to wszystko to taki bonus od natury, coby nam się zbyt łatwo nie żyło....
Prędzej przekleństwo. Bonus... Widzialeś kiedyś, by jakiemukolwiek zwierzęciu żyło się latwo? Bo one, w przeciwieństwie do ludzi, nie zdają sobie sprawy, nie myślą - oweszem, nauczysz ich paru sztuczek, ale nie jesteś zdolny się z nimi komunikować <porozmawiać jak z kumplem przy piwie>. Również one nie potrafia naginać natury w aż takim stopniu, jak robi to człowiek. Ot, mała róźnica - ludzie dążą do szczęscia, by im się przyjemnie żyło, a zwierzęta dążą do tego - by przeżyć, koepulować, zdechnąć. Jak dla mnie to mało ciekawe...
Przez te kilka, czy kilkadziesiąt milionów lat staliśmy się gatunkiem dominującym (bo w końcu ktoś musi)
Te, oczywiście, że człowiek się nim stał, to o niczym nie świadczy.
co nam z tego przyszło?
Słodycze, komputer, broń biala... Zgłębianie siebie? Odróżnianie dobra od zla? <zwierzęta jakoś się nie zastanawiaja, czy zabite przez nich stworzenie ma rodzinę... a czlowiek i owszem... my potrafimy ulegać instynktom - vide morderstwa, gwałty /pożądanie/ itd, ale również i mu się przeciwstawić - życie w celibacie>. Bo jak mi znajdziesz zwierzę, które się zastanawiało nad sensen istnienia, to jestem skłonny przyznać ci rację...
Nasza psychika jest tak złożona, ze mamy morderców, psychopatów, sadystów i różnego innego rodzaju niefajne świństwa...
Przynajmniej mamy tę róźnorodność... Zwierzęta to tylko mordercy, a juz na pewno, nie psychopaci.
tym mamy wojny, tworzymy wirusy, którymi później się uśmiercamy.....
Gdyby ziwerzęta prowadziły jeszcze walkę na taką skalę... Wojna - sorry, ale jak wspomniałem, my prowadziwy wojnę na wielką skalę, a co za tym idzie: dążymy do tego, by zabić jak największą liczbę osób jak najmniejszymi kosztami własnej strony <to też sztuka>. Zwierzeta maja rywalizację jedynie wśród swego stada - to wszystko. Oni zabiajają, by żyć, my, by coś osiągnąć <albo bardziej heroiczna wersja - za coś, w co wierzymy... za wolność, gdy zostajemy zaatakowani, za lepszą przyszlość dla przyszłych pokoleń, gdy jesteśmy agresorami...>.
Czy jakikolwiek inny gatunek jest na tyle głupi, zeby zabijać się dla zabawy, czy z powodu odmiennych poglądów?
Wlasnie - poglądów. Jeśli zwierzęta by myślały, tym samym dorównywały ludzą, to by przecież takowe posiadały, a co za tym idzie - zamiast kultrualnej wymiany zdań, prędzej czy później doszłoby między nimi do walki. One są za głupie, by coś takiego miało wogóle miejsce.
Zwierzęta walczą pomiędzy sobą - choćby o pozycję w stadzie. I nieradzko się zdarza, że zabijaja przeciwnika - albo co gorsza - wygnają ze stada <życia samotnika jest cholernie trudne w tym królestwie... - to moze być oznaka ich łaskawości /niech się męczy parę lat, w końcu ja go nie zabiję/>.
tylko ludzie są na tyle głupi, zeby uzależniać się od jakiegoś świństwa... Podobno myślimy logicznie, ale przecież nasze zachowania logice przeczą......
Uogólniasz w tym momencie. Nie kazdy ma aż taką wolę, by po jednym papierosie się uzależnić, nie każdy ma taką wolę, by trwać w tym nałogu i nie każdy ma taką wolę, by wogóle to ruszać. Zwierzęta nie są ciekawe świata - trzymaja się swoich terytoriów, dopóki mogą przetrwa - zaś człowiek będzie starał sie ułątwić sobie życie, sprawić, by było przyjemniejsze... Bedzie chcial zobaczyć, co jest za tą górą setki mil dalej... Swoją drogą - jakie zachowania? Wojna? Wszędzie jest rywalizacja, ale jak juz wspomniałem - u nas odbywa się ona na znacznie większą skalę.
Oczywiście nie można generalizować, bo nie wszyscy ludzie to psychopaci i mordercy.... Nasz gatunek posiada zdolność abstrakcyjnego myslenia, więc wymyślamy różnego rodzaju urządzenia, przyżądy, wynalazki i dostosowujemy środowisko do naszych potrzeb. Tylko po jaką cholerę? Inne żywe organizmy po prostu egzystowały, a jeśli było trzeba, zmieniały się (tzn: ewolucja)..... Czy to oznacza, że człowiek jest już na takim poziomie, że dalej ewoluować nie może?.....
Żeby żyło się lepiej. Żebyśmy nie mieszkali w jaskiniach, mogli sobie poczytać wybitne książki, pograć w grywalne gry... Nawet głupi z pozoru napój, potrafi dostarczyć wiele przyjemności w upalny dzień. Jak sam napisaleś - egzystowały - żyły, by umrzeć, a my żyjemy, by coś po sobie zostawić - jak np: wybitni naukowcy. My również ewoluujemy, ale odbywa się to znacznie szybciej... Różnimy się jednak tym, ze nie czekamy, aż wyrosną nam skrzydłą, by latać, a sami staramy się dosięgnąć nieba.
Idąc twoim tokiem rozumowania, że człwoiek to zwierzę niczym się od niego nie róźniące, nawet dużo bardziej głupie...
Chcesz ciasteczko?
Hisoka:
sama nie wiem,czy w przypadku gdybym wiedziała,żę moje dziecko ma urodzić się niedorozwinięte [szczególnie fizycznie],to czy nie wybrałabym dla niego śmierci. Myślę,że życie jako "mały potworek",którego ludzie nienawidzą,lub się boją jest gorsze niż śmierć.
I tyle, jeśli chodzi o instynkt macierzyński... Dla dziecka nie liczą się opinie innych ludzi, dla upośledzone, kalekiego tym bardziej - tysiąc słów obcych ludzi nie zrani go gorzej, niż jedno ze strony matki... Zresztą, jakim prawem mozesz tak łatwo decydowac za dziecko, by oszczędzić mu bólu? Może one chce żyć? Może ten ból zniesie? Moze nawet nie bedzie zdawało sobie z niego sprawy? To miłość rodziców daje mu siłę, bez niej na pewno umrze... Ale walczyć o lepszą przyszłość przecięz każdy moze...
Ja wolałabym umrzeć w miare młodo
Ja przed 44 rokiem życia - zresztą, nawet terazz uważam, że żyję wystarczajaco za długo.
oczywiście nie teraz,zaraz],ale gdy będę jeszcze w pełni świadoma. Nie chcę dożyć wieku, w którym ktoś musiałby mi pampersy zmieniać,bo nie będę miała siły wstać....nigdy nie chcę być ciężarem dla innych-szczególnie bliskich. Poza tym starość często jest straszna...wtedy uświadamiamy sobie jacy jesteśmy samotni. Gdy dzieci odejdą z domu,a starsi są dla nich tylko ciężarem. Czułabym się bardzo głupio gdyby np. moje dziecko musiało opiekować się mną-chorą staruszką zamiast robić karierę i układać sobie życie z własną rodziną...
Ta... Pomyśl, gdyby nagle twój rodzic popełnił samobóstwo, bo nie chciałby ci przez przypadek przeszkadzać w kareierze... Dla dziecka, osoby dorosłej, to nie problem opiekować się własnymi rodzicami - to nawet pewien dług, który splacamy za ich czas, pracę i opiekę nad nami, gdy byliśmy bezbronni. Mozna zawsze twierdzć, że się na ten świat nie pchało <jak ja>, ale mimo wszystko, w końcu było gdzie spać, co zjeść, co na siebie założyć i godnie żyć. I dzięki komu? Rodzicą.
Tym bardziej,że w tych czasach,to możesz nieźle dostać w pysk nawet w południe przy ruchliwej ulicy.
Strach wynika zawsze z dwóch przyczyn - nieznanego i tego, z czym nie mozemy sobie poradzić. Jak ktos się boi, że dostanie sam wpierdol, to dobra- są siłownie, róźne kursy samoobrony, pałki, broń itd. Jeśli, ze ktoś zabije mu ukochana osobę - należy ją nauczyć, gdzie ma zadzwonić <po kumpli>, gdzie uciec, wyposażyć ją w gaz łzawiacy. Zabezpieczyć się, choć trochę. Lepiej być przygotowanym na najgodsze, niż modlić się, by taka sytuacja nie miała miejsca, nie robią niczego, by jej zapobiec...
prostu inni ludzie na tyle się boją,że Ci nie pomogą...i w tłumie zostajesz zupełnie sam-pobity, okradziony i czasami [zależnie od preferencji ] zgwałcony.
Była taka sprawa [z rok temu],że w dzień,przy moście paru kolesi gwałciło dziewczynę. Zebrał się spory tłumek,dziewczyna krzyczała,a nikt nie pomógł,bo możliwe było,że któryś z napastników miał broń....a potem ludzie się dziwią,że przestępcy czują się bezkarni
Uwielbiam takie teksty - ktoś ciągle narzeka, że nikt nie pomoze itd... A nikt się nigdy nie zastanowi, czy sam by komuś pomógł. Ja nie oczeukuję pomocy od innych, niech nikt jej nie oczekuje odemnie. Ot, proste, że szok <są ludzie, którzy mogą na mnie liczyć zawsze, ale dla obcego człwieka? oj, zależy, czy to kobieta i jaka sytuacja>.
Po za tym zawsze śmieszył mnie jeden fakt - tlum ludzi, jedna osoba grozi drugiej, wraz z paczką 3 kolesi. Nikt mu nie pomoze, nawet, jeśli dostanie baty. Czemu/ By samemu nie dostać. Ludzie nie potrafia się w tych czasach poświęcach, w końcu tlum z łątwością by załatwił tych kolesi, nieprawdaż?
A co do tej sprawy... Hmm... Jedna osoba by zginęła, a każdy by myślał, że niepotrzebnie jej pomógł. Tak to już jest. Każdy czeka na "bohatera", a gdy ten nie występuje, każdy udaje, ze nic się nie stalo.
ahaha! Myślisz,że mnie przekonałbyś do ucieczki?! Sama wyjęłabym granatnicę z nogawki i kazała tobie uciekać...
<roni łże> chlip... co za dziewczyna...
a nie daj boże rodzina] na pastwę jakiś drechów...prędzej sama bym oberwała niż dałabym pokroić np.ego młodszego brata
A gdyby to byl starszy brat? Trochę kłopotliwa sytuacja:
"uciekaj!"
"nie"
obydwoje dostajecie baty.
A tak? Przynajmniej jedno by się uratwoalo. Ot, logiczne myślenie... Ktore w takich momentach przestaje mieć chyba znaczenia - ale z drugiej stony... Niech kobieta ucieka, bo jeśli facet wie, że ma oberwać, to zacznie walczyć jak oszalały, wiedząc, że nie musi się o kogoś bliskiego martwić..
Hipotetycznie, to raczej powinno to wyglądać tak:
"uciekaj!"
"nie"
jej chłopak w pysk strzelił dziewczynie
"wypierdalaj stad"
funkcje umsyłowe zablokowane, dziewczyan ucieka już instryntkownie...
Według mnie, jeśli wiem, że mi dziewczyna nie pomoze, nie ma szans, by pokonach tych osiłków, sam ją prędzej uderzę i zmuszę do ucieczki, niż pozwoliłbym jej ponieść klęskę. Mnie pobiją, skopią, zabiją, ale na tym się skończy. A ją zawsze mogą zgwałcić, bądź co gorsze - zabić.
Pomyśl lepiej jak ona by się czuła wiedząc,że przesto,że ją broniłeś np. trafiłeś do szpitala. Poza tym jeśli ona szybko ucieknie,to ty też jeszcze masz szansę...a wiadomo,żę jeden na 4 pudzianów ,to możesz im skoczyć
Ma rację. Kobiety lubią coś takiego - obrona honoru itd. Widać, ze stereotyp rycerza w lśniącej zbroi, stajacy w obronie ukochanej, nadal ma silne korzenie w społeczeństwie.
nawet jeśli pomogą,to zaciągamy ogromny dług wdzięczności,który często nie mamy jak spłacić...i
Już oni znajdą sposób...
potem ciągle jest nam głupio i czujemy,że coś jesteśmy winni nawet po spłacie pożyczki
Zależy, jak blisko jesteśmy zwiżanymi ze znajomymi. Oni czują się dobrze, bo nam pomogli, więc to jest wymiana - ja nie będę się czuł źle z tym, wiedząc, ze mi pomógł najlepszy przyjaciel. Wprost przeciwnie - będę mu wdzięcznym. Wstyd nie powinien mieć miejsca w takim przypadku. Zresztą - wiem, ze ja kiedyś też mu pomogę, jak nie w formie pożyczki, to jakiejkolwiek innej.
Stareotypy . Teraz kobiety też ruszyły tyłki z domów i zaczynają zarabiać na rodzinę.
Ba! Nawet czerpią z tego satysfakcję! <heh>
za to wogle nie widzę się w robi domatorki z dziećmi.
Życie zmienia ludzi. Prędzej, czy później <po narodzinach własnych dzieci, czyli zostania matka... hmm... ale wybiegam w przyszlość, ale no nic... to się zmieni>.
Nie zapominając o stadku bahorków rozbiegających się po całym domu i robiących bałagan...ja wariuję jak przychodzą do nas do domu jakiekolwiek dzieci,bo w przeciągu 10 minut są w stanie zamienić pokój w pobojowisko...a potem pojawiają się w sądach sprawy o bicie dzieci i porady o bezstresowym wychowywaniu dzieci [z tego potem takie małe pijawy wyrastaj]
No tak, w końcu to nie twoje dzieci, więc dlatego tak myślisz.
A tak swoją drogą, na temat tego bezstresowego wychowania - czasami uderzyć trzeba, czasami nie... Ale czy ktoś kiedyś pomyślał na tym, by choć raz porozmawiać z dzieckiem? Nie powiedzieć swoje, pójść na TV, ale wysłuchać tego, co ma do powiedzenia? Mnie doprowadzaja do pasjii teksty w stylu - jesteś za młody, jesteś za mało doświadczony, nie przeżyłeś tyle lat co ja bla bla bla. Nigdy więcej bla bla bla - jeśli dzieciak wyraża chęć zdobycia wiedzy, niech ona zostaje zaspokojona. W końcu - nie ma nic gorszego, niz zbywanie dziecka byle tekstem, a on nie widząc zainteresowania, nie znajdujac rozmówcy w swym własnym ojcu/matce, to pójdzie do znajomych, którzy go zachęcą do picia, papierosów itd. Nie mówi się dziecku - nie bierz tego, bo to be - ale wytłumaczyć mu znależy powoli, że ma tego nie brać, bo straci siły, władze w rękach i nasączyć jego główkę prawdą, której nawet nei zrozumie - wtedy, nawet jeśli nie będzie pamiętał tych słów, to od razu skojrzay go z czymś nudnym i mało ciekawym <w końcu jesli wie, co do daje, to nie ma sensu, by tego próbować>. Inaczej wygląda tekst:
"Nie dotykaj psa, bo cię capnie"
a
"Nie dotykaj psa, bo rozszarpie ci rękę, która będzie krwawiać, nie będziesz mógł jej używać " ... itd.
Boję się trochę,że kiedyś np. ktoś będzie zmuszał mnie do czegoś siłą
Miłość raczej opiera się na sztuce komprmisu i wpólnie spędzonych rozmowach... A nie na boskie <no chyba, że na poduszki... <otwiera oczka> ... kawaii!>.
jeśli mój mąż/partner/chłopak kiedykolwiek by mnie uderzy,to mógłby już nie pokazywać mi się na oczy.
Jeśli zrobiłbym to w twojej obronie? Jak na przykład - nie chciał, byś z nim walczyła z drechami, to też? Wtedy jego całe poświęcenie pójdzie na marne... Jakbyś się czuła?
W takim przypadku miałabym po prostu psa, albo kota
<rusza uczkami i macha ogonkiem> Hau, hau!
Często takie zwierzątko jest w stanie znacznie lepiej pokazać ci,że mu na tobie zależy niż drugi człowiek....
Przestań je karmić... Zamknij się z nim sam na sam w jednym pokoju. Ciekawe, co by się stało...
Ja tam wole juz pogadać ze ścianą, albo ze sobą w myslach <wiem, jestem chory>, Przynajmiej nie muszę się nimi opiekować zbytnio.
żona wita cię wrzaskiem "dlaczego tak późno
Ktoś się o mnie martiw <roni łze ze wzruszenia>.
dzieci siedzą przy kompie i mają cię gdzieś
Też mam je gdzieś, bo zależy mi na ciepłym łóżeczku, a im na odrobinie zabawy... Jeśli się z dzieckiem rozmawiało - moze przyjść, zapytać, jak się czujesz... O ile też się czasami o to pytami.
posiłek masz se odgrzać,albo rozmrozić
W końcu nie te cholerne ziemniaki i kotlet schabowy - a pizza mrożonka.
a pies przywita merdając ogonkiem, kot obudzi się,przeciągnie i zacznie ocierać się o twoje nogi
Cholerna sierść na moim garniaku za tysiąc baksów! Ach... I ten smrod, bo akurat padał deszcz... Jeszcze chce, żebym z nim wyszedł i dał mu jeść... Nah...
...i czujesz,że jesteś komuś potrzebny
Cholercia, narobil na dywan i trzeba posprzątać...
BTW. Taki model rodziny przeraża mnie jak cholera
Jaki model, ciebie, nie przeraża?
sama nie wiem która wersja jest gorsza...
B. Człowiek bardziej boi się tego, czego nie zna, nie widzi.
Zule mają mniejszy problem z samotnością [bo zawsze swój na swego trafi],
Tak samo ćpun, gracz itd. Każdy na swego trafi, zależy, gdzie szuka <albo gdzie mieszka>.
ale z zanikiem zwykłej,ludzkiej godności
Ja się nie spotkłąem, by żul bil się z żulem o byle słowo. Każdy z nich ma sobą ciężkie przeżycia i są bardziej lojalni, od osob takowych pozbawionych. Rozumieją siebie nawzjaem, bo każdy ma z nich przeżyte piekło. Są pozbawieni złudzień, jakie ten świat oferuje. Uważać ich za gorszych jedynie dlatego, ze nie byli w stanie sobie poradzić, jest nad wyraz nierozważne. Więc nie patrz na nich spod byka tylko dlatego, że miałaś szcześcia nie trafić do ich towarzystwa. Godność... Mow mi tak jeszcze, jak nie będziesz miała gdzie spać, co zjeść, a każdy dzień, to nowe problemy.
Niektórzy przez samych siebie nie mogą znaleźć nikogo...
<wyciąga z szuflady broń> kula zawsze prawdę ci powie <strzał> cholera, chybiłem!
ale tu chodzi bardziej o sztuczność. Chyba wolę już introwertyka ,niż kogoś,kto na siłę próbuje być wyluzowany,rzuca jakimiś durnymi tekstami [najczęsciej w dresiarskim/hip hopowym slangu] i podrywa dziewczyny jakby były chodzącymi cyckami
Czy dziewczyna zwroci uwagę na kogoś, kto jest niewidoczny przez unikanie wszelkiej stycznośc z nią i z resztą społeczeństwa? Slang... Modne są, większość na to leci. W końcu większośc dziewczyn chce mieć faceta, który nie będzie ich zanudzał rozmwowami przy świetle księżyca, a zabierze na dyskotekę. Niektóry ubieraja się, eksponując swe największe... oczy ... więc nie oczekujcie od nas, męskich mężczyzn, że będziemy wam patrzeć prosto w twarz <ja tam zawsze na włosy patrze... to, lekkie zboczenie>.
jak trafi się taki kretyn,to automatycznie pojawiają mi się myśli a'la Freddy Kruger
A moze kretyn pod maską skrywa kogoś interesujacego, ale stwierdził, że będzie miał więskze szanse, udajac kogoś innego? W końcu każdy z nas coś chowa - i nikt przy zdrowych zmysłach nie powie na wieczorku zapoznawczym, że slabe stopnie w szkole, pisze poezję itd... W koińcu każdemu zalezy, by pokazać się od jak najlepszej strony.
gorzej jeśli przez taki nałóg skrzywdzisz rodzinę...np. oni ci pomagają,zaufają i myślą,że wszystko jest już ok...a ty przyjdziesz ,któregoś dnai spity, pobijesz żonę i dzieci i zobaczyłeś, co zrobiłeś dopiero jak wytrzeźwiejesz...
Zaufanie polega na tym, by wiedzieć, kiedy należy kontrolować drugą osobę. W końcu ktoś powie - skoczę z mostu, bo wierzę, że umiem latać. Ona do mnie - skacz, ufam ci...
jakbym sama była w nałogu [pozbawiającym samokontroli],to wolałabym się sama z tego spróbować wygrzebać,żeby nikt poza mną nie musiał cierpieć
Jak każdy przy zdrowych zmysłach. Sztuka nie jest się wyleczyć, a raczej nie dopuscić do takiej sytuacji. W końcu, jesli ktos jest na tyle silny, by samemu sobie poradzić <w co wątpię>, to jakim cudem wogóle wpadł w ten nałóg?
Mi bardziej chodzi o taki strach samobójcy. Z jednej strony chce skoczyć z dachu ["umrę i będę szczęśliwy" ],ale jeśli np. pred dokonaniem samego "aktu samobójstwa" omsknie mu się noga na gzymsie,stara się czegokolwiek złapać. Po prostu zdaje sobie sprawę,że umrze i tak na prawdę boi się śmierci...
Ciężko jest być szczęśliwym po śmierci. Zależy też od wiery, chociaż nie, czekaj - przecież każda religia surowo tępi samobójców, a według ateistow nic nie ma po śmierci, więc tym samym - jak przestając istnieć, mozna być w tym samym momencie szczęśliwym? Jeśli ktoś nie ma odwagi się zabić, niech nawet nie próbuje... To jak z seksem - albo masz odwagę pójść i kupić prezerwatywy, ale nawet się do tego nie zabieraj... Hmm... <dobra, to tak obrazowo... hipotetycznie... o właśnie, hipotetycznie>.
Tantalus:
Powstrzymam się od bluzgania, ale gdybym był świadkiem czegoś takiego, to z całą pewnością uszkodziłbym delikwentów w miarę skromnych możliwości... za gwałt (na kimkolwiek) jestem gotów zabić, co napisałem wcześniej...
Tutaj się róźnimy. Bo ja najpierw sprawil bym im ból, jakiego jeszcze nigdy by nie poczuli...
Oboje przesadzacie... instynkt samozachowaczy to jedno, a strach drugie (oczami wyobraźni widzę, jak qiax cytuje to zdanie, by je skomentować).
Piszesz, masz. Strach się bierze z instynktu zazachowawczego. Bo jakby nie patrzeć, nie bałbym się rzucić z wierzowca, wiedząc, że to mnie nie zabije. Nie bał bym się dac podpalić, wiedząc, że nie przyplacę tego życiem. Jak nazwiesz kaskaderów, skoro oni, wiedząc, że mogą zginąć, wykonują swój zawód? Używaja zabezpiczeń itd, by zminimalizować strach, przed pozbawioeniem siebie życia. Jak to nie jest instynkt zamozachowawczy, to ni wiem...
Chodzi mi o to, że skoczenie pod autobus to idiotyzm, a nie pokonanie strachu. Człowiek nie boi się autobus, chociaż wie, że jakby pod niego wskoczył, to by go zabiło...
Ja to uważam za szczególny akt odwagi - moze i głupie -ale odważne - bo trzeba być naprawdę odwaznym skacząc pod autobus, zdajac sobie doskonale sprawdę z tego, że to moze być ostatni taki numerek w życiu. Wogóle do samobójców mam jakiś chory sentyment...
poprostu wie, że nie jest tak głupi, żeby to zrobić. Wiązać się to może pamięcia gatunkową i innymi trudnymi wyrazami, które związane są z naszym mózgiem. W każdym razie to, o czym mówisz to nie strach, a nawet jeśli nim jest, to nie taki, o jakim tu mówimy.
Spieszysz się do pracy, bo gdy się spóźnisz, mozesz ja utracić <a z czym to się wiąze, pisałem>. Nagle czerowne światło, jedzie autobus. Skaczesz wprost pod jego koła, majac nadzieję, ze uda ci się przeżyć, a tym samym ratujac posadę, ktora deycujde o dalszym twym przyszłym życiu, czy czekasz cierpliwie, bo uważasz to za idiotym, a potem patrzysz, jak twe dotychczasowe życie legnie w gruzach? Bo ja bym skoczył. Zabije mnie? I tak, gdybym się spóźnił, myśli samobójcze nie dawalyby mi spokoju, bo nie jestem w stanie zapewnić rodzinie przeżycia, nie wspominajac o dumie, gdybym nagle musial o coś żebrać. Okalczey mnie i wyląduje w szpitalu? No cóz, ubezpiczenie, wymówka w pracy. Sparalizuje mnie? Cholercia, naucze się z tym żyć, jesli trzeba. Ale istnieje prawdopodobieństwo, że ten cholerny kierwoca się zatrzyma i zdążę - i tę szanse wykorzystam.
W sytuacji o której mówimy nie chodzi o wygranie walki, ale o zyskanie czasu.... jeżeli spróbowalibyśmy uciec oboje, to pewnie by nas złapali, a jeżeli ja, dajmy na to, zostałbym, żeby zdobyć dla ciebie choćby kilka sekund, to już byłby krok w dobrą stronę...
Walka nie polega na tym, by kogoś pobić... Polega na tym, by za wszelka cenę przeżyć. Tak samo ucząc się szutki walki i innych takich rzeczy, mających na celu wzmocnienienie ciała - liczy się tylko to, by jak najszybciej stąd uciec. W końcu zawsze pozostaje nastepny dzień, by wykończyć ich jeden po drugim...
Good Lord! To chyba nie było o mnie, co? Hahahaha... ja szanuję twoją prywatność, a przyczepić się czasem tylko mogę o spędzanie twojego wolnego czasu.... no ale nie wywlekajmy prywatnych rzeczy na światło publiczne....
Ach, miłość... Magiczna iskra pomiędzy dwoma ludźmi, którą masz nadzieję, że nie spali ich doszczętnie.
W lesie w pobliżu mojej chaty takich ludzików jest z 10-ciu... przychodzą i piją wino, klnąc i krzycząc na siebie nawzajem... szkoda mi ich...
Niepotrzebnie. Dla nich przekleństwa to taki slang, picie wina, sposób na życie.
Tutaj nie chodzi o strach, tylko o odruchy bezwarunkowe... znajdź mi człowieka, który jest w stanie przewrócić się na beton z premedytacją, na twarz, jak przysłowiowa kłoda, nie robiąc żadnego ruchu ręką, ani nic
Odruch warunkowy nie zależy od strachu, zacznijmy od tego. Sprawa skoczenie pod autobus, to zależy od okolicznosć - zależy, czy mamy coś drogiego do stracenia, by ryzykować, ze sami zginiemy... Jak nie z pracą, to żeby uratować komuś życie - choćby obcej osobie, albo swej ukochanej. Wtedy sprawa się zmienia, nieprawdaż? W końcu albo zginiecie oboje, ale razem przeżyjecie. Albo - w co wątpię - któreś nie skoczy...
Mamy wbudowane pewne odruchy, które siedzą w nas tak głęboko, że popełnienie samobójstwa jest sprawą dość kłopotliwą.... nie jest to związane ze strachem, ale z bugiem w naszym oprogramowaniu hehehe
Bugiem? Nie no wybacz, ale samobójcy też byli normalnymi ludźmi. Nikt nie rodzi się po to, żeby umrzeć po iluś tam latach.
to, że jesteś facetem, momentami strasznie komplikuje sprawe wiesz.... będzie trzeba chyba profilaktycznie unikać dresów
Ta, żeby tylko dresów... Jesteście w restauracji - kto płaci... heh...
Yes, my lord (zakłada lateksową maskę)
Chyba raczej Yes, My Mistress...
ittle:
z tym pilnowaniem dzieci miałem na myśli papranie sie w pieluchach itp.
To też jest zajmowanie się dziećmi. Nawet bardziej jest to śmierdząca sprawa, nich oberwanie od dressów. W końcu ich przynajmniej możesz uderzyć, a gdy te odchody choć dotkniesz... Brr....
Dobra karmienie piersią rozumiem, ale mi bardziej chodziło mi o dzieci w wieku już kilku lat...
Jest jeszcze szuczne mleko. Może nie takiego dobre, ale jest <nie wiem, nie próbowałem>.
zajmuje domem a żona by pracowałe to jakoś tak dziwnie....
Dziwne jest jedynie to, do czego człowiek nie zostal wczesniej przyzwyczajony.
O_o o to nasz rekordzista w długości posta :huh:
Nieźle... 27k znaków.... porównam to z innymi postami
-
ślicznie.... qiax miał atak (nie wiadomo czego, ale czegoś napewno) i napisał jednego z dłuższych postów jakie pamiętam na SZ..... tego mi brakowało przez te 8 miechów....
Po prostu wszystko zależy od silnej woli - czy użytkownik potrafi kontrolować swoje pociągi do np: vodki, czy kawy, albo nawet gier.
Ja się uzależniłem od słodyczy... wiem, że to głupie, ale cholera nie mogę zerwać... jak jakiegoś dnia nie wrąbie batonika jakiegoś albo czegoś w tym stylu, to mną trzęsie... no ale kumple są uzależnieni od papierosów i piwa, więc chyba nie jest ze mną najgorzej... poza tym uważam, że mam silną wolę i dałbym radę rzucić nałóg, gdyby mi na tym naprawdę zależało (na tym ze słodyczami mi tak bardzo nie zależy... bardziej przyzwyczajenie niż nałóg, bo nie jest specjalnie szkodliwy).... ale postanowiłem kiedyś, że nie zapalę papierosa.... po co mam nadwerężać swoją silną wolę bez sensu...
<pań niestety nie widziałem w tym szanownym gronie... nie wiem czemu>
[Offtopic]
Moja i Hisoki wspólna znajoma pewnie chętnie sprałaby im tyłki w szachy... z tym, że by pewnie nie pasowała, bo jest w moim wieku. Ja uważam, że gram nieźle, ale ona mnie rozpiernicza w każdej grze właściwie... dwa razy z nią tylko wygrałem...[/Offtopic]
Nawet rodzina ci nie pomoze, jeśli masz słabą wolę. By się podnieść z czegoś takiego, musi być obustronna praca. Fakt, z rodziną łatwiej, ale jednak to zależy od tego, czy komuś zależy na tym, by się z tego podnieść..
Nie wiem, jak wy, ale ja nie polegam na mojej rodzinie, jeżeli chodzi o załatwianie jakiś problemów, które dotyczą wyłącznie mnie. Nie chodzi o to, żebym im nie ufał, ale nie uważam ich również za osoby, które byłyby w stanie zaradzić coś na moje egzystencjalne problemy. Ale moim zdaniem to nawet lepiej... nauczyłem się dzięki temu samemu sobie pomagać i brać odpowiedzialność za swoje kroki.Zgadzam się w zupełności. Człowiek to zwierzę. To, że jest to znacznie bardziej rozwinięte, myślące i wogóle bardziej zaawansowane pod względem rozwoju, to o czymś tam świadczy... Chyba. Nie, myślę, że niektórzy ludzie są gorsi od zwierząt, niektórzy lepsi.
Człowiek... ot matka natura stwierdziła kiedyś "A co! Raz się żyje... można dla odmiany zrobić coś co umie myśleć logicznie, a nie kolejne kierowane przez instynkty zwierzątka...". No i powstaliśmy, jako eksperyment natury, którego do dziś pewnie żałuje...
No cóż... ja zdecydowanie wolę zwierzęta od znacznej części ludzi... chodzą po ziemi takie osobniki, że naprawde coraz bardziej zaczynam tracić nadzieję względem własnej rasy (żeby daleko nie szukać.. dziewczyna z GG, której wkręciłem, że jestem satanistą [patrz. HUMOR]) i rozważam perspektywę zamieszkania w górach, w jakiejś pustelni.W końcu facet lubi się wykazać - a lepiej dostać wpierdol przynajmniej chroniąc dziewczynę, niz ot tak sobie. W jej oczach raczej będziemy macho - a to jest najważniejsze
No tak... coś w tym jest... ale sam uważam, że przynajmniej w moim wypadku takie poczucie obowiązku do zapewnienia obrony osobie bliskiej, jest czymś naturalnym, a nie próbą zrobienia z siebie macho (to taka bonus tylko hehehehe). Uważam, że byłbym w stanie bez wahania np... hmm... zasłonić bliską mi osobę przed strzałem, choćby mnie to miało kosztować życie. Chyba wiem czemu..... bo jakby ta kula trafiła to osobę, to bym do końca życia się za to obwiniał i miał wyrzuty sumienia... wolę zginąć niż męczyć się z tym przez resztę swych dni...To co wymieniłeś, to tak na dobrą sprawę ludzki odpowiednich godów..... Bo chcecie tego czy nie człowiek naprawdę jest zwierzęciem.... i do tego wybitnie głupim.....
Taa.... co ma wspólnego człowiek i Tekken 4?
Twórca chciał dobrze i wykazał się kreatywnością, ale i tak wyszło g***o hehehheh....Nie będę się sprzeczał, że ludzie są głupi, bo zbyt dużo widziałem na to dowodów, żeby ryzykować polemikę....Człowiek zawsze może walczyć ze swoim instyntkem
Oj tak, wiem z własnego doświadczenia, że można.... wygrać się nie da, ale można w końcu dość do satysfakcjonujących kompromisów. Najbardziej na świecie nienawidzę ludzi, którzy nie potrafią zapanować nad swoimi instynktami, czyli np. gwałciciele. Nie licząc tych maniakalnych i z jakimś kompleksowym schorzeniem psychicznym, ci ludzie po prostu widzą kobietę i nie mogą się powstrzymać, żeby się do niej dobrać... przykładów na nieopanowanie instynktów można wymienić wiele i wszystkie one są poniżające. Może to paradoks, ale zezwierzęcenie jest najgorszym, co może u człowieka wystąpić, pomimo tego, że jak słusznie wszyscy zauważyli, jest on człowiekiem.
Nie wiem, moze się mylę, ale czasy od epoki kamienia łupanego, chyba się nieco zmieniły <inaczej juz bym niezla sztukę... heh>. Dziewczyny wybieraja nie najslniejszą jednostkę, ale taką, która im odpowiada <w przypadku zwierząt i ich gódów - no cóz... jakoś nie maja tam randek>
Nie nie mylisz się i jak jesteś zainteresowany tym, co miałem do powiedzenia o związanej z tym ewolucyjnej stagnacji Homo Sapiens, to odsyłam kilka stron wcześniej... tam o tym pisaliśmy dużo i gęsto...Które ty byś mógl zripostować, ze zwierzęta tez mają mózg, uczucia itd...
Na co inny ktoś mógłby odpowiedzieć, że istotnie, ale ludzie mają to wszystko bardziej..... nieźli jesteśmy... prowadzimy ze trzy rozmowy tutaj i jeszcze jedną hipotetyczną w innym wymiarze....
My również ewoluujemy, ale odbywa się to znacznie szybciej...
I tak i nie.... nie jest to ewolucja taka, jaką znał Darwin... ewolucja kultury i nauki faktycznie postępuje z prędkością rosnącą wykładniczo, ale z biologicznego punktu widzenia stoimi w miejscu, jeżeli chodzi o ewolucję, a byłbym nawet w stanie stwierdzić, że się cofamy... ale o tym już gadaliśmy kilka stron wcześniej i nie chcę się powtarzać.Dla dziecka nie liczą się opinie innych ludzi, dla upośledzone, kalekiego tym bardziej - tysiąc słów obcych ludzi nie zrani go gorzej, niż jedno ze strony matki... Zresztą, jakim prawem mozesz tak łatwo decydowac za dziecko, by oszczędzić mu bólu? Może one chce żyć? Może ten ból zniesie? Moze nawet nie bedzie zdawało sobie z niego sprawy? To miłość rodziców daje mu siłę, bez niej na pewno umrze...
Tutaj mamy drugie dno naszej ludzkiej natury..... w świecie zwierząt dzieci upośledzone umierają, bo tak jest lepiej względem ewolucji. Tylko najsilniejsi mogą przetrwać, takie są prawa w świecie zwierząt. No i przez cud/przekleństwo humanitaryzmu i ogólny rozrost kultury ludzie przestali postępować w ten sposób, ponad wszystko stawiając życie ludzkie (przynajmniej w teorii, bo w praktyce różnie było). Oto i główny powód zahamowania biologicznej ewolucji, ale oczywiście nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, żeby było to złe. Jest poprostu bardziej naturalne.
Ja też jestem wychowany tak, a nie inaczej i gładzenie jednostek upośledzonych nie uważam za dobre, bo w końcu nie jest (z naszego punktu widzenia przynajmniej). Jednak, jeżeli chodzi o te słowa Hisoki, to w zależności od jednego kluczowego czynnika mogę zdecydować, czy poprę to co ona mówi, czy nie. Czynnikiem jest kiedy by się na takie coś zdecydowała? Przed narodzinami, czy po. Bo ja jestem zwolennikiem aborcji, pomimo tego, że widziałem na religii filmy antyaborcyjne i różne broszurki mi się przez łapy przewinęły. Może to nieczułe lub nieludzkie, ale póki dziecko nie będzie miał.... hmm... 5 lub 6 miesięcy (licząc od począcia, nie od narodzin), nie jest dla mnie istotą ludzką i kobieta ma prawo nie zdecydować się na jego urodzenie, jeżeli nie jest na to gotowa. Jeżeli jednak miałaby to zrobić później, to jestem przeciwny. W najgorszym wypadku można dziecko oddać do adopcji, ale zabić już nie.
Jeśli, ze ktoś zabije mu ukochana osobę - należy ją nauczyć, gdzie ma zadzwonić <po kumpli>, gdzie uciec, wyposażyć ją w gaz łzawiacy.
Obawiam się qiax, że jak ktoś zabije nam ukochaną osobę, to już niewiele będziemy jej mogli nauczyć, a wyposażenie jej w cokolwiek byłoby dość kłopotliwe.A tak swoją drogą, na temat tego bezstresowego wychowania
Też jestem za tym, że należy zaspokajać rządzę wiedzy dziecka, jeżeli to taką wykazuję. Najbardziej wkurza mnie, jak rodzice, żeby pójść na łatwiznę, karmią dzieci stereotypami albo uzasadniając jakąś ze swoich decyzji słowami "bo tak" lub "bo jestem twoją matką i wiem lepiej". To nie złe i nie powinno mieć miejsca...
Ale jeżeli chodzi o to bezstresowe wychowanie... nie.. ale należy z dzieckiem spędzać dużo czasu i starać się z nim rozmawiać w miarę jak dorasta. Dziecko w pierwszych latach najbardziej potrzebuje opieki, bo jest bezbronne i nie ma jeszcze żadnej wiedzy.. później zaczyna mu bardziej zależeć na przyjaźni i dobry rodzić powinien nauczyć się do tego dostosować i sprostać wymogom dziecka... nakłaniać go do szczerych rozmów, takich w których przyjmował by rolę pomocnika, a nie opiekuna...
Inna sprawa, że trzymanie dzieci pod kloszem, jest pomysłem złym i zazwyczaj kończy się źle. Nie można być nad opiekuńczym, by dziecko nauczyło się niektórych rzeczy na samo, na własnych błędach... po co tłumaczyć dziecku, żeby nie dotykało ognia. Raz się oparzy i wiedza ta trafi do niego lepiej niż jakiekolwiek słowa.
Tak samo ćpun, gracz itd. Każdy na swego trafi, zależy, gdzie szuka
Nie ważne gdzie szuka.. prędzej czy później i tak trafią na SquareZone hehehehehehe...
W końcu większośc dziewczyn chce mieć faceta, który nie będzie ich zanudzał rozmwowami przy świetle księżyca, a zabierze na dyskotekę.
[size=9]dammit[/size]
Tutaj się róźnimy. Bo ja najpierw sprawil bym im ból, jakiego jeszcze nigdy by nie poczuli...
W takim razie się nie różnimy... kto tu mówił o szybkim zabijaniu? Nawet mi to przez myśl nie przeszło.. brrr.... przynajmniej godzina z spędzona z ostrymi, ciężkimi, tępymi, żrącymi, gryzącymi, wypalającymi i niesterylizowanymi przedmiotami i danym osobnikiem to minimum... normalnie bym skonfrontował jego wytrzymałość, ze swoją wyobraźnią i był ciekaw co się pierwsze wyczerpie.... ale chyba znam odpowiedź.Strach się bierze z instynktu zazachowawczego. Bo jakby nie patrzeć, nie bałbym się rzucić z wierzowca, wiedząc, że to mnie nie zabije. Nie bał bym się dac podpalić, wiedząc, że nie przyplacę tego życiem. Jak nazwiesz kaskaderów, skoro oni, wiedząc, że mogą zginąć, wykonują swój zawód?
dobrze, bierze się, ale nie tylko. Sam pisałeś wcześniej, że
Strach wynika zawsze z dwóch przyczyn - nieznanego i tego, z czym nie mozemy sobie poradzić
Ani jedno, ani drugie nie musi się wiązać z perspektywą śmierci. Poprostu takie przykłady najłatwiej przychodzą do głowy. Jak wytłumaczysz mi w takim razie strach przed upokorzeniem? Strach przed samotnością? Strach przed okradnięciem? Wiele można tego wymieniać, a nie narusza to przecież naszego instynktu samozachowawczego...
Spieszysz się do pracy, bo gdy się spóźnisz, mozesz ja utracić <a z czym to się wiąze, pisałem>. Nagle czerowne światło, jedzie autobus. Skaczesz wprost pod jego koła, majac nadzieję, ze uda ci się przeżyć, a tym samym ratujac posadę, ktora deycujde o dalszym twym przyszłym życiu, czy czekasz cierpliwie, bo uważasz to za idiotym, a potem patrzysz, jak twe dotychczasowe życie legnie w gruzach? Bo ja bym skoczył. Zabije mnie? I tak, gdybym się spóźnił, myśli samobójcze nie dawalyby mi spokoju, bo nie jestem w stanie zapewnić rodzinie przeżycia, nie wspominajac o dumie, gdybym nagle musial o coś żebrać. Okalczey mnie i wyląduje w szpitalu? No cóz, ubezpiczenie, wymówka w pracy. Sparalizuje mnie? Cholercia, naucze się z tym żyć, jesli trzeba. Ale istnieje prawdopodobieństwo, że ten cholerny kierwoca się zatrzyma i zdążę - i tę szanse wykorzystam.
Nie ponosi cię fantazja czasem? Rozumiem, co chcesz powiedzieć, ale tu chodzi coś zupełnie innego, a konkrenie konflikt wartości. Stracić pracę, czy zaryzykować skacząc przed autobus. Człowiek mimo wszystko robi to świadomie i zdaje sobie sprawę z tego, że ten autobus go może zabić... dokonuje wyboru, więc element strachu jest zredukowany do pytania: "Czy kierowca zdąży wyhamować?", a nie do pytania "Co się stanie, jak tu stanę, jak on będzie jechał?". Bo Glenn na samym górze tej strony pisał o tym drugim rodzaju.... no chyba, że źle coś zinterpretowałem...
Walka nie polega na tym, by kogoś pobić...
Zapiszę to sobie i jak następnym razem wyskoczy na mnie dres, to nie omieszkam go o tym poinformować.Odruch warunkowy nie zależy od strachu, zacznijmy od tego.
Co sam napisałem w swoim poście, ale miło, że to zaznaczyłeś jeszcze raz heheheheSprawa skoczenie pod autobus, to zależy od okolicznosć - zależy, czy mamy coś drogiego do stracenia, by ryzykować, ze sami zginiemy...
Z tym, że tekst źródłowy, do którego sie tutaj odnosimy, to post Hisoki, w którym to pisała o skoku pod autobus w celach samobójczych... w tym momencie ryzyko, że sami zginiemy faktycznie dalej jest, ale.. hmm... ale obstawiamy inną ewentualność, niż w innym wypadku.Bugiem? Nie no wybacz, ale samobójcy też byli normalnymi ludźmi.
Wybacz.. zły dobór słów... miałem na myśli takiego pozytywnego bug'a.Ta, żeby tylko dresów... Jesteście w restauracji - kto płaci... heh...
Wcale mi nie pomagasz, wiesz >_<
Chyba raczej Yes, My Mistress...
hmm..... a jaki mamy dzień? środa? to w takim razie dobrze powiedziałem... Lord... Mistress jest w poniedziałki, czwartki i niedziele hehehehehehe
-
Oboje przesadzacie... instynkt samozachowaczy to jedno, a strach drugie
Nieprawda.... strach i instynkt samozachowawczy to na dobrą sprawę to samo, bo zadaniem tego naszego instynktu jest zapewnienie przeżycia, a strach jest jednym ze środków jakie "wchodzę w skład" instynktu samozachowawczego.....
Sprawa skoczenie pod autobus, to zależy od okolicznosć - zależy, czy mamy coś drogiego do stracenia, by ryzykować, ze sami zginiemy
Strach nie zależy od nas i napewno nie zależy od sytuacji, w takim stopniuj jak to tutaj przedstawiacie. Mogę rzucić się pod koła autobusu i nawet jeśli będę miał do tego słuszny powód, będę odczuwał strach. Tak ssamo jeśli stanę w obronie kogoś bliskiego, to niezależnie czy jestem zdeterminowany tak czy siak będę odczuwał strach.....
A teraz przedstawmy ratowanie bliskich z innej perspektywy. Wyobraźmy sobie sytuację: Wojna, kraj jest nhiszczony i plądrowany przez wroga. Ty ze swoją rodziną mieszkacie sobie w domku w jakiejś nic nie znaczącej mieścinie. W końcu okazuje się, że wasza mieścina znajduje się na drodze ieprzyjaciela, który najpewniej zrówna ją z ziemią, torturując mieszkańców i zabijając ich tak, zeby odczuwali jak największy ból.... Wróg stoi praktycznie przed drzwiami waszego domu i co robicie? Czy oddajecie się w ich ręce, bądź walczycie, wiedząc, że wasi bliscy będą niewyobrażalnie cierpieć, jeśli schwytają ich żywcem.... Czy może żeby ulżyć im w cierpieniu, sami aplikujecie im szybką i bezbolesną śmierć? Czy to też jest sposób na ratowanie bliskich?
Jest jeszcze szuczne mleko. Może nie takiego dobre, ale jest <nie wiem, nie próbowałem
Sztuczne mleko powinno być stosowane tylko w sytuacjach ekstrymalnych (gdy np matka nie żyje, a ojciec sam wychowuje dziecko), bo jakby na to nie patrzeć, żaden substytut nie jest wstanie zastąpić mleka matki, które jest możliwie najlepiej przystosowane do potrzeb dziecka.... .
bo jeśli się nie mylę, większość <wiecej niż połowa>, nie kłóci się ze sobą, nie żyją w separacji, nie maja skomplikowanych relacji, kazde ze zwierząt chce mieć dzieci <co do ludzi, to nie>
Otóż to. I właśnie dlatego życie zwierząt naprawdę jest łatwiejsze niż ludzkie.
a po zakończonym numerku każdy rozchodzi się w swoja stroną
Nieprawda..... Większość ssaków, podobnie zresztą jak ludzie wspólnie wychowuje potomstwo, bo jakby na to nie patrzeć taki układ zapewnia większe szanse na przeżycie......
Do tego - by zapłodnić samice w swiecie zwierząt, to mogli to zrobić jedynie najsileniejsi. A u nas? Nie wiem, moze się mylę, ale czasy od epoki kamienia łupanego, chyba się nieco zmieniły <inaczej juz bym niezla sztukę... heh>. Dziewczyny wybieraja nie najslniejszą jednostkę, ale taką, która im odpowiada
Tak na prawdę to dużo się nie zmieniło.... Kobiety zawsze wybierały sobie najbardziej odpowiedniego partnera. W epoce kamienia łupanego takim partnerem był najsilniejszy, bo potrafił upolować coś na obiad i ochronić rodzinę przed niebezpieczeństwem. W dzisiejszym świecie to nie najsilniejsi są odpowiednimi partnerami, tylko tay którzy potrafią sobie radzić w życiu, tacy którzy znajdą pracę, tacy z którymi łątwo się rozmawia, tacy, którzy są zaradni...... Mimo wszystko jednak sam schemat wyboru nie zmienił się, tylko uległ modyfikacji.
Widzialeś kiedyś, by jakiemukolwiek zwierzęciu żyło się latwo?
Oczywiście, ze widziałem.... Każdemu zwierzęciu żyje się łatwiej niż człowiekowi, właśnie dlatego, że nie zastanawiają się nad sensem życia, tylko po prostu żyją...... Nie mają żadnych skomplikowanych psychologicznych problemów, ani nic takiego.....
Bo one, w przeciwieństwie do ludzi, nie zdają sobie sprawy, nie myślą - oweszem, nauczysz ich paru sztuczek, ale nie jesteś zdolny się z nimi komunikować <porozmawiać jak z kumplem przy piwie>.
Z tymi sztuczkami przesadziłeś trochę... To że ty się ze zwierzęciem nie możesz porozumieć, wcale nie znaczy, ze one nie porozumiewają się między sobą. Zresztą z przedstawicielem jakiegokoliwiek kraju, dajmy na to afryki też nie mógłbyś się porosumieć...
To że zwierzęta nie myślą też jest trochę przesadzone..... Coprawda nie mają tak rozwiniętego mózgu co człowiek, ale go mają. Dajmy na przykład takiego wilka: Jeśli żyje w stacdzie musi się komunikować z innymi i musi też wykazywać jakąś ilość inteligencji, skoro potrafi razem z resztą grupy coś upolować. Następna oznaka intelektu to fakt, że wilki, tak jak zresztą i ludzie potrafią się uczyć. Najpierw, jako szczenięta poznają sztukę przetrwania, polowania itd, a potem jako już dorosłe osobniki pamiętają np zapach tropów zająca, czy miejsce w którym najlepiej się poluje..... Zwierzęta wbrew pozorom nie są głupie i bezmyslne, bo jeśliby były to człowiek też musiałby taki być.....
Zwierzęta to tylko mordercy
Nie. Morderca to ktoś kto zabija dla zabawy, a zwierzęta zabijają po to aby przeżyć.... Poza tym tylko ludzie eliminują przedstawicieli własnego gatunku na taką skalę.... no ale może to przez to, ze jest nas za dużo....
Zwierzęta walczą pomiędzy sobą - choćby o pozycję w stadzie. I nieradzko się zdarza, że zabijaja przeciwnika
A ludzie niby ze sobą nie walczą o pozycję w stadzie? Każdy ma swoje stado (tzn grupę społeczną) w której ciągle ktoś chce być u władzy.... przykład: polityka. Poza tym jeśli już dochodzi do walki to zwierzęta BARDZO rzadko zabijają przecwinika, bo to nie o to chodzi.
<zwierzęta jakoś się nie zastanawiaja, czy zabite przez nich stworzenie ma rodzinę... a czlowiek i owszem...
A jak idziesz na wojnę i zabijasz wroga, to czy zastanawiasz się, czy zabite przez ciebie ludzkie istnienie ma rodzinę? Zabijasz, żeby samemu nie zginąć....
Po za tym zawsze śmieszył mnie jeden fakt - tlum ludzi, jedna osoba grozi drugiej, wraz z paczką 3 kolesi. Nikt mu nie pomoze, nawet, jeśli dostanie baty. Czemu/ By samemu nie dostać. Ludzie nie potrafia się w tych czasach poświęcach, w końcu tlum z łątwością by załatwił tych kolesi, nieprawdaż?
Ludzka solidarność... ech.....
ja wariuję jak przychodzą do nas do domu jakiekolwiek dzieci,bo w przeciągu 10 minut są w stanie zamienić pokój w pobojowisko...a potem pojawiają się w sądach sprawy o bicie dzieci i porady o bezstresowym wychowywaniu dzieci [z tego potem takie małe pijawy wyrastaj]
No właśnie... Ale "jakiekolwiek dzieci" to nie są twoje dzieci..... Powinnaś spojrzeć na to z perspektywy matki.... Co do tego bezstresowego wychowywania to jednak trochę racja, bo kiedy dziecko się ciągle bije to kiedy dorośnie będzie biło swoje dzieci ... i zataczamy koło.....
Oczywiście nie można też bahorów rozpieszczać.... ale trzeba wuczuć granicę między jednym a drugim....
-
Nieprawda.... strach i instynkt samozachowawczy to na dobrą sprawę to samo
ARGH..... nie.. to nie to samo... gdzieś pod koniec mojego posta napisałem czemu...
Nieprawda..... Większość ssaków, podobnie zresztą jak ludzie wspólnie wychowuje potomstwo, bo jakby na to nie patrzeć taki układ zapewnia większe szanse na przeżycie......
Bullshit.... u większości ssaków dziecko jest wychowywane przez samą matkę...
W dzisiejszym świecie to nie najsilniejsi są odpowiednimi partnerami, tylko tay którzy potrafią sobie radzić w życiu, tacy którzy znajdą pracę, tacy z którymi łątwo się rozmawia, tacy, którzy są zaradni......
Bardzo optymistycznie powiedziane.... zbyt optymistycznie, jak dla mnie
Mimo wszystko jednak sam schemat wyboru nie zmienił się, tylko uległ modyfikacji.
Where's the difference?
Zwierzęta to tylko mordercy
Nie. Morderca to ktoś kto zabija dla zabawy, a zwierzęta zabijają po to aby przeżyć....
Wyciągasz zdanie z kontekstu W_W.... qiaxowi nie o to chodziło...
-
Pewnie zaraz ktoś zripostuje moje poglądy argumentem w styly, że człowiek ma mózg umysł, uczucia itd..... Tak na dobrą sprawę to wszystko to taki bonus od natury, coby nam się zbyt łatwo nie żyło.... Przez te kilka, czy kilkadziesiąt milionów lat staliśmy się gatunkiem dominującym (bo w końcu ktoś musi) i co nam z tego przyszło? Nasza psychika jest tak złożona, ze mamy morderców, psychopatów, sadystów i różnego innego rodzaju niefajne świństwa... Poza tym mamy wojny, tworzymy wirusy, którymi później się uśmiercamy..... Czy jakikolwiek inny gatunek jest na tyle głupi, zeby zabijać się dla zabawy, czy z powodu odmiennych poglądów? .... Poza tym są jeszcze nałogi.... tylko ludzie są na tyle głupi, zeby uzależniać się od jakiegoś świństwa... Podobno myślimy logicznie, ale przecież nasze zachowania logice przeczą......
Poza tym wymyślamy pełno leków które ratują nam życie... Poza tym mamy jeszcze TV Internet i ogólnie rozrywke elektroniczną, po za tym mamy Sport i inną teo typu rozrywke, poza tymy mamy kolegów i możemye sobie z nimi pogadać pośmiać się, napić się a nie obwąchiwać swoje rowy... Poza tym mam kochającą rodzine która za młodu nie wyjeba*a mnie z domu żebym uczył się szkoły życia i żebym uczył się jak wyrosnąć na skór*ysyna który będzie w stanie w każdej chwili zabić sobie coś co jest obok aby się najeść... pozatym mam wiele zajebistyh rzeczy dla których poprostu chce się żeć... dla których żyje... przejeb*ne ;/ czemu ja nie zostałem lampartem albo krową ;/
Ja was wogóle nie rozumie w pewnej sprawie, wy chyba jesteście jakimiś pierdo*onymi greens czy coś takiego, bo od początku istnienia tematu zawsze mówicie że jesteśmy jak zwierzęta albo gorsi... że my niszczymi i takie tam, że są wojny tylko u nas i w innych gatunkach się to nie zdaża...
A stada wilkó ze sobą nie walczą? Lwy? Wpiz*u zwierzaków przecież ze sobą walczy i rzeczywiście jesteśmy jako ludzie strasznie oziębli... a te zwierzęta? Jakie one są honorowe i moralne, jak to fajnie wygląda jak samica lwa sobie elegancko chowa dzieci, pzechodzi inny lew na terytorium tego lwa i zabija władce tej ziemi, zabija jego dziewci i rucha (specjalnie takie określenie) samice aby urodziła jego dzieci... po kilku latach przychodzi nowy mieczysław sobie tą drogą... ale tak tylko ludzie to psychole, tylko ludzie walczą ze sobą... że niby zwierzeta zabijają tylko po to by przeżyć? Hahahaha jasne te wszystkie psy co rozszarpały niemowalki czy inne akcje to pewnie tak bo nie miały jak przeżyć ;/
Ja wolałabym umrzeć w miare młodo [oczywiście nie teraz,zaraz],ale gdy będę jeszcze w pełni świadoma. Nie chcę dożyć wieku, w którym ktoś musiałby mi pampersy zmieniać,bo nie będę miała siły wstać....nigdy nie chcę być ciężarem dla innych-szczególnie bliskich. Poza tym starość często jest straszna...wtedy uświadamiamy sobie jacy jesteśmy samotni. Gdy dzieci odejdą z domu,a starsi są dla nich tylko ciężarem. Czułabym się bardzo głupio gdyby np. moje dziecko musiało opiekować się mną-chorą staruszką zamiast robić karierę i układać sobie życie z własną rodziną...
Ja bym poprostu chciał żyć tak długo jak moja żona... umrzeć kilka miesięcy po niej żebym mógł jeszcze porozpaczać za nią i ochłonąć po jej śmierci (tak powiedzmy z 3 miechy bo chciałbym iść na jej grób, posiedzieć powspominać czasy, otworzyć wino i jak za starych czasów walić łyka i później jej polać gdzieś na ziemie...)
Albo umrzeć poprostu przed nią co jest bardziej prawdopodbne.
hahaha! Myślisz,że mnie przekonałbyś do ucieczki?! Sama wyjęłabym granatnicę z nogawki i kazała tobie uciekać...a tak szczerze mówiąć nigdy nie zostawiłabym NIKOGO [czy to chłopak,przyjaciel,czy przyjaciółka...a nie daj boże rodzina] na pastwę jakiś drechów...prędzej sama bym oberwała niż dałabym pokroić np.ego młodszego brata
hehehe o w ch*j ile razy ja tłumacze że ma spierdal*ć ile sił w nogach jeśli nas jakieś mieczysławy "poważniejsze" dojadą, a ona się spina że przecież nie zostawi mnie samego, a na chu* mi ona ma być koło mnie? Jeśłi była by blisko mnie i ich to tym bardziej bym sobie nie dawał rady bo bardziej bym się starał być kołoniej i blisko nie ruchomo jakoś się bronić a tak tak jakby ona uciekała to ja bym mógł już jakoś tak zwinniej się napieprzać i przy okazji wturlać się po ziemie we wszystkie strony i kwczeć i udawać padaczke żeby mnie nie bili ;] To po to ja tam prubóje jakoś się spinać i w miare w jakiś sposób im dawać strzały i samemu tych strzałów dostawać 10 razy więcej aby ona uciekła i była bezpieczna... tak to bym się zbytnio nie bił tylko jak wcześniej ptrzedstawiłem jeden strzał i biegne, później kolejny strzał jeśli się zblizą... Dziewczyna za bardzo mi nie pomoże jeśli ja będę się bił... no chyba że mam za dziewczyne jakąś kulturystke, bo nawet jakby ćwiczyłą karate to nazbyt nie licze na jej pomoc.
Pomyśl lepiej jak ona by się czuła wiedząc,że przesto,że ją broniłeś np. trafiłeś do szpitala. Poza tym jeśli ona szybko ucieknie,to ty też jeszcze masz szansę...a wiadomo,żę jeden na 4 pudzianów ,to możesz im skoczyć
Heh pamiętam jak była ta sytuacja co mi brat zajebał takiego strzałą co opisywałem na forum że leciałą mi krew z ucha i miałem fajną piz*e pod okiem ;] To jak się z nią spotkałem to jej powiedziałem że jak wracałem od niej to mnie ziomki dojechały i się napieprzałem z 3 ;] To się montowała w chu* że to przez to że ją odprowadząłem ;] ofkoz później jej powiedziałęm co i jak bo ze śmiechu już nie wytrzymałem ;]
Zróbice kiedyś żarta swojej dziewczynie, zadzwońcie do niej i powiedzcie że nieprzyjdziecie bo jak od niej wracaliście to dostaliścien iezłe wpierdo*, moze was bardziej pokocha... u mnie nie wyszło bo jak jej tak powiedziałem to powiedziała żebym jej powiedział kim są ci kolesie to zacznie się z nimi bujać bo są bardziej elo ode mnie ;/ ;]
Co do sprawy z mężem i żoną to też lekko nie wiem na jakim wy świecie żyjecie, albo poprostu tak sobie teorytycznie gadacie. Bo u mnie w domu zawsze 2 osoby pracowały i to oni oboje zarabiali na dom i oboje nami się zajmowali, czasami mama przychodziła wcześniej czasami stary. Nie było tak że mama była kurą domową i nikogo takiego nie znam to tak ma. Jesli ktoś już traci prace to normalną rzeczą jest że wtedy to on już wcześniej gotuje obiad i sprząta, u mnie mój stary stracił kiedyś prace i z rana tam gdzieś chodził szukać i robił obiad jak wracał i inne tam sprawy i później znowu znalazł prace i zbytnio nie widziałem różnicy żeby sracił tam jakąś dume czy coś takiego... możliwe że macie racje żefacet czuje się nei komfortowo jeśli jego żona zarabia a on nie, ale mnie szczerze mówiąc by to jeb*ło, ja bym się cieszył z tego że moja żona zarabia kupe kasy i byłbym z niej dumny, przy czym sam cały czas starałbym sie znaleźdź prace bo przecież głupio ybło by mi do niej powiedzieć "żonka daj mi na 3 browarki dyszke bo chciaęłm gdzieś z kumplami iść", tylko w tej srawie miałbvym jakiś wstyd że nie mam swojej kasy, ale żebym się spinał że musze gotować w domu zamiast zapierdal*ć z młotem w pracy to by mnie waliło i przed kumplami zbytnio bym się nie spinał -jesteśmy w polsce, zajebiście nie elo kraju w którym teorytycznie prawie co 5 polak nie ma pracy.
-
Tantalus:
ślicznie.... qiax miał atak (nie wiadomo czego, ale czegoś napewno) i napisał jednego z dłuższych postów jakie pamiętam na SZ..... tego mi brakowało przez te 8 miechów....
Wierz, naprawdę nie chcesz brać tego, co ja...
Nie wiem, jak wy, ale ja nie polegam na mojej rodzinie, jeżeli chodzi o załatwianie jakiś problemów, które dotyczą wyłącznie mnie.
Jeśli dany członek mojej rodziny, akurat jest bliskiego, nie wiem, slepu, to zazwyczaj kupuje mi to, czego potrzebuje. Szkoda mi marnować cennego czasu, by wszystko robić sam. Moze i lubię ludzi wykorzystwać... Ba, na pewno, ale w graniach zdrowego rozsądku. Zależy, o jak ważną dla mnie sprawę, dotyczącą mnie samego, chodzi.
Człowiek... ot matka natura stwierdziła kiedyś "A co! Raz się żyje... można dla odmiany zrobić coś co umie myśleć logicznie, a nie kolejne kierowane przez instynkty zwierzątka...". No i powstaliśmy, jako eksperyment natury, którego do dziś pewnie żałuje...
Jak tak bardzo żałuje, to niech nas zabije... Zresztą, nie moja wina, że to taki kaprys, bo inaczej się tego nazwać nie sposób.
No cóż... ja zdecydowanie wolę zwierzęta od znacznej części ludzi... chodzą po ziemi takie osobniki, że naprawde coraz bardziej zaczynam tracić nadzieję względem własnej rasy (żeby daleko nie szukać.. dziewczyna z GG, której wkręciłem, że jestem satanistą [patrz. HUMOR]) i rozważam perspektywę zamieszkania w górach, w jakiejś pustelni.
Nie należy w tym przypadku uogólniać. Każdy potrzebuje chwili na rozmyślania itd, ale żeby z powodu paru "indywiduów" skazywać na pustelnie? Nie, to juz lekka przesada <no... zależy, jaki to bylby dom i jakie miałby wyposażenie>. Nadzieja względem wlasnej rasy... Jaka nadzieja?
Nie będę się sprzeczał, że ludzie są głupi, bo zbyt dużo widziałem na to dowodów, żeby ryzykować polemikę....
Dla małej równowagi <bo z tym to bym polemizował...> - nie będę polemizowal na temat tego, że ludzie to istoty inteligentne.
wygrać się nie da
To zależy. Niektóre kobiety np: nie chcą być matkami... A w takim razie, co się stało z instyntem macierzyńskim? Inny przykład- ktoś żyje w celibacie całe swe życie - co się stało z popędem seksualnym? Wszystko zależy od tego, jak bardzo nam zależy na tym, by cel osiągnąć... Determinacja jest ważna, a nie to, czy damy radę. Możemy paść na twarz i setki razy, przegrywajac walkę, ale jeśli choć raz wygramy - to oznacza, że to wszystko nie poszło na marne.
na świecie nienawidzę ludzi, którzy nie potrafią zapanować nad swoimi instynktami, czyli np. gwałciciele.
To śmieci, nie ludzie...
Może to paradoks, ale zezwierzęcenie jest najgorszym, co może u człowieka wystąpić, pomimo tego, że jak słusznie wszyscy zauważyli, jest on człowiekiem.
Człowiek też zwierzę. Zwierzę, nie człowiek.
Na co inny ktoś mógłby odpowiedzieć, że istotnie, ale ludzie mają to wszystko bardziej..... nieźli jesteśmy... prowadzimy ze trzy rozmowy tutaj i jeszcze jedną hipotetyczną w innym wymiarze....
Bardziej rozwinięte itd. Za to nie mamy bardziej rozwiniętych kłow, sierści itd.
ewolucja kultury i nauki faktycznie postępuje z prędkością rosnącą wykładniczo, ale z biologicznego punktu widzenia stoimi w miejscu, jeżeli chodzi o ewolucję, a byłbym nawet w stanie stwierdzić, że się cofamy
No cóż... Postaram się to krótko przedstawić. Rewolucje naukowe, ewolucja człowieka. Jeśli się cofamy, to oznacza, że nie powinien mieć miejsca słynny "konflikt pokoleń", nieprawdaż? Równiez wiedza, która dla nas jest zwykłym chlebem powszednim, dla kogoś, kto urodził się 40 lat temu, będzie jak coś niezrozumiałego.
Oto i główny powód zahamowania biologicznej ewolucji, ale oczywiście nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, żeby było to złe. Jest poprostu bardziej naturalne.
Biorąc pod uwagę, ile ludzi rodzi się w pełni wladz umysłowych, a ilu tej władzy pozbawionych, to stanowia oni marginalny element, który nie powinien mieć żadnego wpłuwu na całokształt twórczości natury.
Przed narodzinami, czy po.
Przed i tylko wtedy, gdy nic nie czuje...
Bo ja jestem zwolennikiem aborcji, pomimo tego, że widziałem na religii filmy antyaborcyjne i różne broszurki mi się przez łapy przewinęły. Może to nieczułe lub nieludzkie, ale póki dziecko nie będzie miał.... hmm... 5 lub 6 miesięcy (licząc od począcia, nie od narodzin), nie jest dla mnie istotą ludzką i kobieta ma prawo nie zdecydować się na jego urodzenie, jeżeli nie jest na to gotowa. Jeżeli jednak miałaby to zrobić później, to jestem przeciwny. W najgorszym wypadku można dziecko oddać do adopcji, ale zabić już nie.
I tu mamy standardową róźnicę pogladów. Głupie, czy nie, aborcja - to wyrok śmierci. Zabawne... Kochać się, to każdy chce, ale brać odpowiedzialność za swoje czyny, to juz zbyt duzy ciężar. Cholernie ... ciekawe. Co tam, dzieciak nic nie czuje, zajebmy go, by się nie męczył biedny niedorozwój w przyszłości. Nie no, cholernie zajebiście... Pomijaąc fakt, że równie dobrze - czemu nie zabijac zdrowego dziecka? Przeciez nigdy nie wiadomo, czy w przyszłości nie rozwinei się w nim jakaś choroba umysłowa, bądź inne niedorozwinięcie. Ach, w końcu dzieciak nie zaprotestuje, gdy ktoś będzie go zabijała, bo głupi, nie zdaje sobie z tego sprawy. Jak dla mnie bomba. Naprawdę. A juz mnie rozwialil tekst o tym, ze kobieta ma prawo nie decydować się na jego narodzenie... Jest tyle gumek, pigułek i innego świństwa, że jak ktoś chce sobie sprawić przyjemność, to ma duży procent, że nic się zlego nie stanie. Ale jeśli ktoś jużdorósł do tego, to niech bierze odpowiedzialność, jeśli coś pójdzie nie tak. Nikt się dziecka nie pyta o zdanie, czy chce żyć. Jestem za eutanazja - jak ktoś cierpi, nie otrzymuje pomocy od innych, chce <podkreślam: c h c e> umrzeć, to śmiało! Ale żeby zabijać cos, co moze w przyszłosci wynaleźć lekarstwo na raka, bo nagle kobieta nie chce go rodzić, to calekim rozsądna decyzja. Nawet bardzo - w koncu "matka" przewiduje przyszłość, wie, że dzieciak chce umrzeć... Ta... zabijmy je. Niech ma lekko. Ulżyjmy mu... Wyobraź sobie taką scenę.
Jesteś sparalizowany. Każdy miesięń w twym ciele odmawia ci posłuszeństwa. Jesteś bezsilny, beznadziejnie chory, nie ma dla ciebie lekarstwa. Leżysz załamany w łóźku... Myślisz o samobóstwie, ale nie jesteś nawet tego w stanie zrobić. Myślisz, czujesz, ale nie reagujesz na nic. Nagle staje się coś niesamowitego. Znajdujesz powód, by żyć. Chcesz żyć. Nieważny jest powód... Nieważne, czy dla ukochanej osoby, czy dla siebie samego... Ale chcesz żyć. Nagle przychodzi twoja druga połówka, witasz ja oczyma pełnymi miłości i nadziei, że razem jakoś przez to przebrniecie. Siada koło ciebie, przytula cię. Próbujesz odwzajemnić to uczucie opieki, jakim cię obdarzyła. Była z tobą zawsze od początku, opiekowała się tobą, chce się tobą opiekować. Myślisz, ze jesteś dla niej cięzarem, że lepiej umrzeć. Ale chcesz żyć, by dlaej z nią być. Ona myśli podobnie - nieważne, co sie stanie, na zawsze będziecie razem. Nagle kropla łzy spływa po jej policzku, która przeradza się w gorzki deszcz. Odsuwa twą dłoń na bok. Pytasz oczyma, co się dzieje, czy zrobiłeś coś złego. Nie uzyskujesz odpowiedzi. Nagle przychodzi lekarz, rozmawia z nia. Ze strzepek informacji wyłapujesz jedynie, jej jedno slowo, które na zawsze zapadnie ci w pamięć, nieważne, co się za chwile stanie... "tak"... Wychodzi z pokoju, zasłaniając twarz, byś nie widział jej łez. Lekarz patrzy na ciebie z politowaniem. W jego ręce widzisz strzykawkę. Domyślasz się, co za chwilę nastąpi. Zadajesz sobie pytanie: dlaczego, co się stało, przecież nie zrobiłem nic złego. Lekarz robi ci zastrzyk. Próbujesz isę szarpać, mówić coś, chcesz żyć, ale nie jesteś w stanie... Całkowicie zdany na łaskę obcej ci osoby, podczaas gdy ta jedna, ktora obieciała zawsze przy tobie być, opuściła cię... Robi ci się ciemno przed oczyma, ale chcesz żyć... Krzyszy, że chcesz żyć! Mimo to, umierasz...
A teraz co moze powiedzieć dziecko, jeszcze nienarodzone, które nie może się bronić tak jak ty? Nie przeżył najszczęśliwszych dni swego życia, nie przeżył tych najsmutniejszych, rozdzierajaących serce, nie uśmiechnął się na widok matki wracajacej z długiej podórży, nie odbył "męskiej rozmowy' z własnym ojcem. Ty to przeżyłeś, więc masz tę świadomosć, że wiez, co tracisz. Moze on nie wie, ale jakie ktoś ma prawo pozbawiac go tego samego, co ty? Tylko dlatego, ze będzie sląbe, chorotwite, bądź z powodu cholernego błędu włąsnej matki, ma zostać zabie? Gdyby nie nadawało się do życia, umarło by w łonie matki. Ale jeśli mimo wszelkich przeciwności, dalej się rozwije, to o czymś to do cholery musi świadczyć!
Obawiam się qiax, że jak ktoś zabije nam ukochaną osobę, to już niewiele będziemy jej mogli nauczyć, a wyposażenie jej w cokolwiek byłoby dość kłopotliwe.
Mój bład - chodzilo mi o to, żeby do tego nie dopuścić, to należy dziewczynę naczuć, co ma robić, by taka sytuacja nie miała miejsca.
później zaczyna mu bardziej zależeć na przyjaźni i dobry rodzić powinien nauczyć się do tego dostosować i sprostać wymogom dziecka...
Nie pisze, żeby kontrolować każdy jego ruch - w końcu wolność każdemu się należy. CHodziło mi jedynei o to, żeby dziecko mogło się zwrócić do rodzica z każdym problemem, traktować go jak kolegę.
Raz się oparzy i wiedza ta trafi do niego lepiej niż jakiekolwiek słowa.
Czekaj, dam do zabawy jeden nóż z mej malej kolekcji... Raz sobie poderżnie gardlo i będzie miało nauczkę na przyszłość...
Chcesz go przestraszyć? Puść mu dobry film, gdzie czlowiek spłonie żywcem. To też działa.
Nie zrozum mnie źle - nie przecze, że ten pomyhsł z ogniem go tego nauczy, ale lepiej, żeby wiedzialo, jak to moze się skończyć od innych, a nie z własnych doświadczeń. Równie dobrze załóżmy, ze mu się nic nie stani - to heja, większy gaz i tyle go widzieliśmy...
dammit
Tell me more, tell me more... <jak ktoś grał w Larry Magna Cum Laude - lepiej to brzmi heh>.
normalnie bym skonfrontował jego wytrzymałość, ze swoją wyobraźnią i był ciekaw co się pierwsze wyczerpie.... ale chyba znam odpowiedź.
Człowiek zna tyle sposobów, by pozbawić kogoś życia, a tak mało, by je uratować... Ale ta wiedza się czasami przydaje. Zwlaszcza, że przy dobie dzisiejszej techniki heh...
Ani jedno, ani drugie nie musi się wiązać z perspektywą śmierci.
Ja tam nie za bardzo czuje strach przed czymś, co moze mi zrobić tyle, co nic...
Jak wytłumaczysz mi w takim razie strach przed upokorzeniem?
Złożoną psychiką. Ciało umrze raz, ale duma moze wiele - po prostu dla niektórych jest to równoznaczne ze śmiercią <jak rytualne samobosjtwo... nie chcieć żyć z hańbą>. Po prostu, to juz zlaeży od jednostki.
Nie ponosi cię fantazja czasem?
Ta, czasami - patrzę po prostu na dany problem z jak najszerszej strony, rozważajac każdą <nawet najbardziej chorą> ewentualność przypadkow.
"Czy kierowca zdąży wyhamować?
"Czy mam aż tyle do stracenia, by wogóle ryzykować?"
Zapiszę to sobie i jak następnym razem wyskoczy na mnie dres, to nie omieszkam go o tym poinformować.
A turnieje sztuk walki? Niektorzy chcą się sprawdzić, a watpię, by dredh chciał sięs prawdzić w uczciwym pojedynku, majac za plecami całą bande... Nie no, większosć drechów zadowala się jedynie kasą i innymi pierdołami, więc albo mu dajesz to co chce, majac go z głowy, albo się przeciwstawiasz i walczysz - jeden na jeden? Czemu nie. On z cała bandą? To walkę ci to przypomina, czy ucieczkę, bo nie wiem. Pobicie to juz drugorzedna sprawa. Równie dobrze można napisać, że walka polega na zabiciu przeciwnika - w końcu, po co inaczej wogole sobie rączki brudzić i ryzykować, że będzie chciał się zemścić?
Co sam napisałem w swoim poście, ale miło, że to zaznaczyłeś jeszcze raz hehehehe
Nigdy więcej odpowiadania na kilkanaście postów pod rząd... Zaczynam się gubić heh.
Z tym, że tekst źródłowy, do którego sie tutaj odnosimy, to post Hisoki, w którym to pisała o skoku pod autobus w celach samobójczych... w tym momencie ryzyko, że sami zginiemy faktycznie dalej jest, ale.. hmm... ale obstawiamy inną ewentualność, niż w innym wypadku.
Chce skoczyć? Zabić się? Ja nie będę powstrzymywał, bo jesli się zdecydował na coś takiego, to cóz - strach przełamał przed śmiercią, a odruch warunkowy nie ma w tej chwili już raczej znaczenia.
Wcale mi nie pomagasz, wiesz >_<
Dobrze że nie wspomniałem, kto prowadzi... heh.
Wyciągasz zdanie z kontekstu W_W.... qiaxowi nie o to chodziło...
Ostatnio sam nie wiem, o co mi chodzi, więc to normalne heh...
White_wizard:
Strach nie zależy od nas i napewno nie zależy od sytuacji, w takim stopniuj jak to tutaj przedstawiacie. Mogę rzucić się pod koła autobusu i nawet jeśli będę miał do tego słuszny powód, będę odczuwał strach. Tak ssamo jeśli stanę w obronie kogoś bliskiego, to niezależnie czy jestem zdeterminowany tak czy siak będę odczuwał strach.....
Eee... Nie chodzi o to, by ten strach przełamać w tym przykładzie? Bo instynkt samozachowawczy mówi "uciekaj do cholery".
torturując mieszkańców i zabijając ich tak, zeby odczuwali jak największy ból....
wasi bliscy będą niewyobrażalnie cierpieć, jeśli schwytają ich żywcem....
Skoro i tak zginą, będą torturownia... Wybralbym walkę, bo nawet jeśli przegramy, to przynajmniej szybko nas zabiją <bo nie maja wyjścia - w końcu az sami się tą walką o to prosimy>.
Czy może żeby ulżyć im w cierpieniu, sami aplikujecie im szybką i bezbolesną śmierć? Czy to też jest sposób na ratowanie bliskich?
Nie mając ządnych szans? I tak będą torturowani, jeśli będziemy walczyć, badź się poddamy bez tej walki? Tak.
żaden substytut nie jest wstanie zastąpić mleka matki, które jest możliwie najlepiej przystosowane do potrzeb dziecka.... .
Może nie takiego dobre, ale jest
Otóż to. I właśnie dlatego życie zwierząt naprawdę jest łatwiejsze niż ludzkie.
Ta, wszystko ma dwie strony medalu. Zwierzęta tylko jedną. To ja wolę czuć ból i jednoczesnie radość. Jak ktoś mi kiedyśpowiedzial - brak problemów, to też problem.
Nieprawda..... Większość ssaków, podobnie zresztą jak ludzie wspólnie wychowuje potomstwo, bo jakby na to nie patrzeć taki układ zapewnia większe szanse na przeżycie......
Masz na myśli stady? Czekaj, czy to nie wnich jest ta orgia, gdzie sameic testuje samice? Hmm... Nie wiem jak ty, ale dla mnie to byłby widok mało przyjemny.
Tak na prawdę to dużo się nie zmieniło....
I moje nadzieję poszły się...
W dzisiejszym świecie to nie najsilniejsi są odpowiednimi partnerami, tylko tay którzy potrafią sobie radzić w życiu, tacy którzy znajdą pracę, tacy z którymi łątwo się rozmawia, tacy, którzy są zaradni......
Znam wiele osób, którym powyższy schemat nie odpowiada. Jak to wytlumaczysz? Nawet kobieta, jeśli kocha swego faceta, nie zostawi go nawet wtedy, gdy wpadnie w naóg itd. A która samica zostanie przy samcu, gdy wpadnie w sidla, hę?
Każdemu zwierzęciu żyje się łatwiej niż człowiekowi, właśnie dlatego, że nie zastanawiają się nad sensem życia, tylko po prostu żyją......
Ignorancja bywa błogosławieństwem... Czy rośliny żyją według ciebie na równie ze zwierzętami? Pytam na wszelki wypadek. Swoja drogą, probowaleś żyć jak ludzie pierwotni? Spędź tydzień w lesie, pozbawiony wszelkich wygód cywilizacji, ciekawe, czy przeżyjesz, albo co lepsze - jak wtedy byś krytykował ludzi.
Zresztą z przedstawicielem jakiegokoliwiek kraju, dajmy na to afryki też nie mógłbyś się porosumieć...
I tu dochodzimy do świetnego sedna sprawy - teraz nie. Masz rację. Przyznaję, nie jestem w stanie się porozumieć z osobą tam mieszkającą. Ale w przeciwieństwie do zwierząt, jestem na tyle rozwinięty, że byłbym w stanie się nauczyc jego języka, tak jak robilem to w szkole, ucząc się angielskiego. Ludzie też mogą się porozumieć ze zwierzętami - tylko w prosty sposób, ktore rozumieją obydwie strony. Ale - my mozemy znacznie to modyfikowac, a zwierzęta nie.
Coprawda nie mają tak rozwiniętego mózgu co człowiek, ale
Do tego wniosku właśnie dążyłem, to miłe, że przyznajesz mi rację.
Najpierw, jako szczenięta poznają sztukę przetrwania, polowania itd, a potem jako już dorosłe osobniki pamiętają np zapach tropów zająca, czy miejsce w którym najlepiej się poluje.....
Jakby do dzisiaj byl stosowany ten rodzaj nauki, który z tak wielkim zapałem wydajesz się lubić, to cóz - nadal żylibyśmy w jaskiniach, gdyż po co nam sobie życie ułatwiać, skoro ono było już proste od samego początku? No po co? Wtedy też możan było uprawiać sek... A przerpaszam, chronić gatnek przed wymarciem, z obowiązku, nie z przyjemności <ciekawe, czy wilki robią to wtedy, gdy maja na to ochotę, a nie dlatego, że tak im matka natura nakazuje...>, potem coś zabić ach... mój błąd - upolować... A potem to samo, każdego dnia.
Zwierzęta wbrew pozorom nie są głupie i bezmyslne, bo jeśliby były to człowiek też musiałby taki być.....
Są od nas głupsze. Nie czują w taki sposób jak my. Nie potrafią naginać natury do własnych celów <zimno im, wyruszają tam, gdzie ciepło, bądź zapadaja w sen, albo coś jeszcze innego... a my? nie powiedziałbym, by mróc robił na nas jakieś specjalne wrażenie>. Człowiek w przeciwieństwie do zwierzęcia, potrafi się dostować do każdego rodzjau sytuacji.
Aha, przyzhnaleś mi rację w tej polemice - "bo jeśli bylby to człowiek" - a człowiek nie jest zwierzęciem w taki sposób, w jaki chciałbyś go widzieć.
Nie. Morderca to ktoś kto zabija dla zabawy, a zwierzęta zabijają po to aby przeżyć.... Poza tym tylko ludzie eliminują przedstawicieli własnego gatunku na taką skalę.... no ale może to przez to, ze jest nas za dużo....
Czekaj, jeśli zgłodnieję, zacznę zabijać ludzi, to stanę się kanibalem. Zabijałem, by przeżyć. Czy jestem teraz wedlug ciebie mordercą? Bo z tego co piszesz, nie. Zjem ci rodzinę. A teraz? Nadal nie? Zjem ciebie <cholera, coś mi w gardle utknęło>. I nic. Nie jestem mordercą, nie mam poczucia winy - w końcu cię zjadłem, zaspokoiłem głód. Ja jestem mordercą - ile żem tych kurczaków zabiłem, zamawiajac kurczaka z rożna, to nie sposob policzyć.
Że ludzie eliminują przedstawicieli na taka skalę - no cóz, gdybyśmy byli zwierzętami, pewnie byśmy się nie zabijali. Czyli znowu przyznajesz mi rację - czlowiek to nie zwierzę. Heh.
A ludzie niby ze sobą nie walczą o pozycję w stadzie? Każdy ma swoje stado (tzn grupę społeczną) w której ciągle ktoś chce być u władzy.... przykład: polityka.
Mam nadzieję, zę się tam pozabijaja... Tyle tylko, ze u zwierząt każdy chce być tym silnym i o ile ma tę siłe, nie zawacha się walczyć o władzę. A u nas? Nawet jeśli masz tę siłę, zastanwiasz się <myślisz>, czy opłaca się jej użyć, czy chcesz wejść w to bagno, czy chcesz rządzić.
Poza tym jeśli już dochodzi do walki to zwierzęta BARDZO rzadko zabijają przecwinika, bo to nie o to chodzi.
Ta.. O wykluczenie ze stada, zeby się samo biedne pałętało i zdechło z głodu.
A jak idziesz na wojnę i zabijasz wroga, to czy zastanawiasz się, czy zabite przez ciebie ludzkie istnienie ma rodzinę? Zabijasz, żeby samemu nie zginąć....
Zapytaj się żołenierza, który pozabawil kogoś życia, czy nie ma żadnych wyrzutow sumienia. Zwykły człowiek zawsze je ma. A mowa o zwykłych ludziach, prawda? Podczas wojny o tym nie myslisz - ale ona się kiedyś kończy. Co wtedy? Dalej mozesz spoglądać na siebie w lustrze, majac przed oczyma ten horror? Możesz się zasłonić rozkazami - ale to płytkie wytłumaczenie. Ciekawe, czy zwierzę ma sny, w których zabija, czy odczuwa wyrzuty sumienia. Co do snów - nie mam pewności. Co do wyrzutów sumienia - nie ma żadnych.
trochę racja, bo kiedy dziecko się ciągle bije to kiedy dorośnie będzie biło swoje dzieci ... i zataczamy koło.....
I tu ma znaczenie silna wola - czy będzie w stanie przestać, wyciagnać wnioski.
-
Ja się nie spotkłąem, by żul bil się z żulem o byle słowo. Każdy z nich ma sobą ciężkie przeżycia i są bardziej lojalni, od osob takowych pozbawionych. Rozumieją siebie nawzjaem, bo każdy ma z nich przeżyte piekło. Są pozbawieni złudzień, jakie ten świat oferuje. Uważać ich za gorszych jedynie dlatego, ze nie byli w stanie sobie poradzić, jest nad wyraz nierozważne. Więc nie patrz na nich spod byka tylko dlatego, że miałaś szcześcia nie trafić do ich towarzystwa. Godność... Mow mi tak jeszcze, jak nie będziesz miała gdzie spać, co zjeść, a każdy dzień, to nowe problemy.
Ja spotkałem się tak wiele razy... na największym przystanku w Gliwicach w centrum miasta czasmai przesiadują żule i kłócą się o byle co... po alkoholu potrafisz zaj***ć nawet kumplowi dosłownie za byle co... to kwestia psyhiki, żadnych przeżyć... myślisz że żulami zostają tylko ludzie po przeżyciach? Gówno prawda, większość ludzi zostaje żulami ot tak bo w pracy z kumplami trzeba pić, każdy z każdym pije i tak pamiętam jak na moim osiedlu cały mój blok (2 klatki -7 pieter x 3 mieszkania, 2 klatki -9 pięter x 2 mieszkania, 2 klatki -11 pięter x 2 mieszkania) wracał po wypłacie najeb*ny z zakładu o nazwie ZNTK w którym pracowało wiekszość osób z bloku ;D (no dobra nie cały blok ale naprawde wiele osób...). Przykład? Mój stary, miał prace, miał żone, miał dzieci... nie miał żadnych niemiłych przeżyć a stał się poprostu żulem... alkoholikiem. Uważam ich za gorszych nie dlatego że nie mogli sobie poradzić tylko przez to że spierdolili życie wielu osobą przez to tylko że chcieli zachlać sobie morde.
Jak każdy przy zdrowych zmysłach. Sztuka nie jest się wyleczyć, a raczej nie dopuscić do takiej sytuacji. W końcu, jesli ktos jest na tyle silny, by samemu sobie poradzić <w co wątpię>, to jakim cudem wogóle wpadł w ten nałóg?
ot tak... po to by fajnie się czuć, by mieć zajebistą kape... bez żadnej filozofii. Poprostu chciał mieć kape i czuć się lepiej... nie wydaje mi się żeby 15 letnie dzieci wąchające klej i ciągnęły polfe po dyskotekach miały wielkie problemy... niektóre tak (te z bronksowatych osiedli) ale większość nie.
W takim razie się nie różnimy... kto tu mówił o szybkim zabijaniu? Nawet mi to przez myśl nie przeszło.. brrr.... przynajmniej godzina z spędzona z ostrymi, ciężkimi, tępymi, żrącymi, gryzącymi, wypalającymi i niesterylizowanymi przedmiotami i danym osobnikiem to minimum... normalnie bym skonfrontował jego wytrzymałość, ze swoją wyobraźnią i był ciekaw co się pierwsze wyczerpie.... ale chyba znam odpowiedź.
W takim razie oboje z qiaxem jesteście równie wielkimi psyholami jak i ci gwałciciele... bo ani was ani ich nie rozumiem.. jak można czerpać jaką kolwiek przyjeność z czegoś takiego...
A jak idziesz na wojnę i zabijasz wroga, to czy zastanawiasz się, czy zabite przez ciebie ludzkie istnienie ma rodzinę? Zabijasz, żeby samemu nie zginąć....
Jasne że sie zastanawiasz... własnie datego tak wielu żołnieży dostaje świra, staje się psygholami, jesli byś się nie zastanawiał wtedy byś był właśnie głupim zwierzęcie mktóre zabija wszystko co jest w jego zasięgu a nie jest od niego silniejsze...
No właśnie... Ale "jakiekolwiek dzieci" to nie są twoje dzieci..... Powinnaś spojrzeć na to z perspektywy matki.... Co do tego bezstresowego wychowywania to jednak trochę racja, bo kiedy dziecko się ciągle bije to kiedy dorośnie będzie biło swoje dzieci ... i zataczamy koło.....
Niekoniecznie... a raczej wcale nie, bo jeśli dziecko rzeżyło takie coś to jak dorośnie to na pewno nie będzie chciało robić tego swoim dzieciom bo ta osoba dobrze wie jak cierpiała za młodu i nie będzie chciała za żadną cenę przyspożyć takich akcji swoim potomnym.
Bo ja jestem zwolennikiem aborcji, pomimo tego, że widziałem na religii filmy antyaborcyjne i różne broszurki mi się przez łapy przewinęły. Może to nieczułe lub nieludzkie, ale póki dziecko nie będzie miał.... hmm... 5 lub 6 miesięcy (licząc od począcia, nie od narodzin), nie jest dla mnie istotą ludzką i kobieta ma prawo nie zdecydować się na jego urodzenie, jeżeli nie jest na to gotowa.
Polecam oglądnąć film "Sex is Zero" film powinien być puszczany w szkołach dla młodzieży aby wiedzieli czym może zakończyć się seks i jak nie koniecznie fajną sprawą jest aborcja... film jest poprostu mega śmieszny i może ze schematu troche podobny do American Pie chociaż jest chyba jeszcze bardziej zboczony ;] śmieszny ale i daje do myślenia...
Skoro i tak zginą, będą torturownia... Wybralbym walkę, bo nawet jeśli przegramy, to przynajmniej szybko nas zabiją <bo nie maja wyjścia - w końcu az sami się tą walką o to prosimy>.
Też bym wybrał walke od razu, sam bym nie mógł zabić nabliższych ni huhu, a podczas walki byśmy zginęli pewnie ale nie w takich męczarniach... ale co gdybyśmy mieli małe dziecko? Ja i żona byśmy zginęli od walki, ale dziecko raczej by nie walczyło... wtedy mogli by je wziąść i naprzykład "dać na eksperyment" jak to robili Hitlerowcy. Inna sprawa że dzięki tym czynom Hitlerowców naprawde wiele wiemy...
Właśnie wojna i te wszystkie wielkie walki o których nie raz piszecie... to troche smutne, ale dzęki nim rozwijamy się zawsze jakoś bardziej. Podczas drugiej wojny światowej dzięki tym badaniom hitlerowców medycyna wiele się anuczyła, Hitlerowcy prowadizli okropne badania choćby i na kobietach w ciąży rozrywając im ciała podczas kolejnych miesięcy ciąży i badając je... Zawsze po jakichś wieli wojnach ludzkość coś zyskuje, gdy na teraźniejszym terytorium stanów zjednoczonych kiedyś żyli idnianie czy inni ludzie żyjący na pewnych ziemiach, byli eksterminowani a na miejscu ich plemion budowano wioski to pewnie wydawało się odrażające i wedłóg wielu osób w dzisiejszych czasach pewnie wydaje się to okropne że europejczycy zabijali mieszkańców tamtejszych ziem aby wybudować tam miasta... ale dzięki temu ludzkość stanowczo poszła w przód, narodziło się tam przecież wiele wynalazków które teraz nie miały by miejsca bez uwczesnej eksterminacji.
-
Gipsi:
to kwestia psyhiki, żadnych przeżyć...
A ja zawsze myślałem, że psychika ksztaltuje się poprzez przeżycia. Jeśli nie, to jak wytłumaczysz, że dzicko, ktore widziało śmierć rodzicow, zamyka się w sobie, a gdyby do taka sytuacja nie miała miejsca, bylo by dalej otwarte na ludzi? Hę?
większość ludzi zostaje żulami ot tak bo w pracy z kumplami trzeba pić, każdy z każdym pije i tak pamiętam jak na moim osiedlu cały mój blok (2 klatki -7 pieter x 3 mieszkania, 2 klatki -9 pięter x 2 mieszkania, 2 klatki -11 pięter x 2 mieszkania) wracał po wypłacie najeb*ny z zakładu o nazwie ZNTK w którym pracowało wiekszość osób z bloku ;D (no dobra nie cały blok ale naprawde wiele osób...).
No to stary, jak ktos nie mial na tyle silnej woli, by odmówić, albo by znaleźć graicę, to juz naprawdę ich problem. Sami schrzanili sobie życie, ale nie każdy z żuli tak sobie je spartaczył, bo poszedł z kumplami się naj***ć, wiesz? Sam sobie lubię wypić - dla klimy - i tylko na imprezach. Po nich jakoś mnie do alkoholu nie ciągnie. To znaczy, ze sam będę żulem? Wątpię. Jak widzę problem, to raczej sam staram się go rozwiazać, niż udawać, pijac, że go nie ma.
Przykład? Mój stary, miał prace, miał żone, miał dzieci... nie miał żadnych niemiłych przeżyć a stał się poprostu żulem... alkoholikiem.
No to miał zajebiście silną wolę, zajebiscie, że widzial tzw: granicę dobrego smaku. Zajebiście, że umial się kontrolować. Jeśli nie masz silnej woli, by to kontrolować, to po jaki grzyb to wogóle zaczynasz? Wiesz, masz wątpliwość, że jednak coś po drodze spartolisz, to nawet się za to nie bierz <z takiego powodu np: nie palę i nie zamierzam>.
Uważam ich za gorszych nie dlatego że nie mogli sobie poradzić tylko przez to że spierdolili życie wielu osobą przez to tylko że chcieli zachlać sobie morde.
Uogólniasz. Jak byś zaznaczył, że nie wszystkich, to rozumiem. Ale tak? Ciekawe, jak bardzo jest gorszy człowiek, który nie mógl sobie poradzić nie z nalogiem, a z np: depresją. Bez wsparcia rodziny, przyjaciół itd. Jak twój ojciec mial je i dalej się pogrązął - to masz rację, jest gorszy. Bo juz sam wybrał taka ścieżkę kaca... Bo według mnie, każdy, nawet najbardziej zdropwy psychicznie facet, moze stać się żulem, ale nie dlatego, że sam sobie wybral tę drogę, ale przez życie, które go doświadczyło. Owszem, tak jak ty to opisałeś, też moze się zdarzyć.
ot tak... po to by fajnie się czuć, by mieć zajebistą kape... bez żadnej filozofii. Poprostu chciał mieć kape i czuć się lepiej... nie wydaje mi się żeby 15 letnie dzieci wąchające klej i ciągnęły polfe po dyskotekach miały wielkie problemy... niektóre tak (te z bronksowatych osiedli) ale większość nie.
Jak chciał mieć kapę i czuć się lepiej, a mały "szczuneczek" kumpli był dla niego ważniejszy, niż pelna pensja <bo za coś tę vodeczkę trza kupić, nie?> i rodzina, nie miał zbyt silnej woli by przestać, to krzyżyk na drogę. Co do dzieci - brak problemów, też jest problemem. Czemu? Bo sami sobie je będą szukać - "wąchajmy klej" "po co?" "dawaj, spróbujemy" - jak by miało problemem/jakieś zainteresowanie, to raczej by się nie nawąchało. No i można zawsze zwalić winę na rodziców - że nie dopilnowało dziecka itp. Bo one samo głupiutkie, myśleć za siebie w wieku 15 lat nie potrafi. Jak tak bardzo się buntuje - to śmiało, nie będe powstrzymywał - o jedna głupią istotę mniej na tym padole.
W takim razie oboje z qiaxem jesteście równie wielkimi psyholami jak i ci gwałciciele... bo ani was ani ich nie rozumiem.. jak można czerpać jaką kolwiek przyjeność z czegoś takiego...
Wyobraź sobie, jak ci gwalcą na twoich oczach dziewczynę, kogoś ci bliskiego. Bo dla mnie w takiej sytuacji, to szybka śmierć to zdecydowanie za dużo. Ta... To będzie mnie bardziej bolało, niż ich...
-
z tym pilnowaniem dzieci miałem na myśli papranie sie w pieluchach itp.
ja do paprania się zdecydowanie nie nadaję...mam zbyt wrażliwy nos.
Tu nie ma problemu i to sie pojawie ten cały "stareotyp". Dla dużej części do taka praca jest przeznaczona wyłącznie dla kobiet a praca dla męrzczyzn.... No nie wiem sam gadam że to nei ma różnicy obie te sprawy są bardzo wane i równie ciężkie ale jak sobie myśle że to ja miałbym być tym co sie zajmuje domem a żona by pracowałe to jakoś tak dziwnie....
jak dla mnie zdecydowaie cięższa byłaby praca prz dzieciach i domu. Wolę pracę zawodową gdzie ludzie mnie szanują,a sama mam wytyczone prawawa i obowiązki. Poza tym dzieci to młe potworki. Do borzechowa przyjechał kolega z młodszym bratem [którego dopiero teraz miałam"przyjemność" poznać]...to był trzy i pół letni demon!!!! Próbował bratu odgryźć głowę,pluło stole,a potem po nim jeździł brzuchem,każdy wybryk był skwitowany głośnym rykiem /piskiem...poza tym wyginał każde okula ry w opływowy kształt i się rozbierał...damn....
gorzej jak by ci zrobili coś gorszego np. gwałt.....
wiesz...chyba wolałabym być zgwałcona niż żyć ze swiadomością, że jakieś drechy zatłukłytanta na śmierć przez mnie [bo by ich zatrzymywał]
Jeśli matka opuszcza swoje dziecko, oddaje go do adopcji, porzuca, to nie wiem, gdzie podział się cały ten instynkt macierzyński. A co ty na to, gdy to facet opiekuje się dziećmi sam? Bo żona odeszła, umarła itd? Ojciec też ma ten instynkt...
często to właśni ojciec ma instynkt silniejszy niż matka...zresztą widać to już po samym pragnieniu "chce mnieć syna". Taki naturalny popęd do przedłużenia rodu i gatunku. Z tym,że wydaje mi się, że facet ma to dopiero jak już dziecko się urodzi,a kobieta jeszcze jak jest w ciąży...
Bonus... Widzialeś kiedyś, by jakiemukolwiek zwierzęciu żyło się latwo?
Wręcz przeciwnie...człowiek w ciągu tych tysięcy lat w pewnym stopniu oswoił naturę i inne gatunki uniemożliwiając im oswojenie siebie...oczywiście-dalej może się bać niedźwiedźia ,ale to niedźwieć ma większe poody,żeby bć się człowieka...
Odróżnianie dobra od zla? <zwierzęta jakoś się nie zastanawiaja, czy zabite przez nich stworzenie ma rodzinę... a czlowiek i owszem... my potrafimy ulegać instynktom - vide morderstwa, gwałty /pożądanie/ itd, ale również i mu się przeciwstawić - życie w celibacie>.
To nam przychodzi dopiero na skutek życia w społeczeństwie i wychowanie. Gdyby np. odizolować dziecko od świata, nie zastanawiałoby się czy zabicie czegośtam jest złe byle by mieć jedenie i przeżyć
Poza tym człowiek zabijając zwierze też nie zastaniawia się,czy miało ono rodzinę itp. Po prostu zabicie przedstawiciela innego gatunku na ogół nie liczy jako coś złego...to jak ze zwierzętami,bo np wilk też rzadko zabija wilka
Zwierzeta maja rywalizację jedynie wśród swego stada - to wszystko. Oni zabiajają, by żyć, my, by coś osiągnąć
Nie tylko. Często jedno stado tłucze się z dreugim też po to by coś osiągnć-np. dostęp do wody,lepsze tereny łowiecki itp.
Zwierzęta nie są ciekawe świata - trzymaja się swoich terytoriów, dopóki mogą przetrwa - zaś człowiek będzie starał sie ułątwić sobie życie, sprawić, by było przyjemniejsze... Bedzie chcial zobaczyć, co jest za tą górą setki mil dalej...
Znowu się nie zgodzę-młode są bardzo ciekawskie,a i dorośli migrują w poszukiwaniu np. lepszej nory,żeby samic mogła urodzić szczeniaki w wygodniejszym miejscu...co prawda nie robią nic bez powodu,a człowiek podróżuje dla własnego widzimisie
Dla dziecka nie liczą się opinie innych ludzi, dla upośledzone, kalekiego tym bardziej - tysiąc słów obcych ludzi nie zrani go gorzej, niż jedno ze strony matki...
Do pewnego czasu tak będzie,ale potem dziecko zaczęło by się pytać "mamusiu-dlaczego nie jestem taki jk inni?" Wtedy jeszcze matka może je uspokoić,ale potm nadszedłby czas gd dziecko zacznie spotykać i bawić się z rówieśnikami,a oni go nie zaakceptują,bo jest inny i będą się z niego wyśmiewać...dzieci potrafią być jescze okrutniejsz niż dorośli...właśnie przez swoją "niewinną" dziecięcą szczerość. Potem dziecko dorośnie i nie będzie zdolne do samotnego i samodzielnego życia..zawsze będzie na czyimś rachunku i zawsze będzie niezrozumiany i ceirpiący...poza tym kiedyś ta matka , od którj dobre słowo się liczyło umrze i na świecienie zostaie już nikt.
Zresztą, jakim prawem mozesz tak łatwo decydowac za dziecko, by oszczędzić mu bólu? Może one chce żyć?
Może i chce póki nie pozna ludzi i okrutnego świata...poza tym liczy się też szczęście matki,a przeżycia całego swojego istnienia na opiece nad niedorozwiniętym dzieckiem raczej nie uszczęśliwi przyszłej mamy [która może mieć np. dwadzieścia pare lat i przez jakieś sześćdziesiąt kolejnych będzie uwiązan]
Moze nawet nie bedzie zdawało sobie z niego sprawy?
może i do czasu nie będzie ale świat i inni ludzie szybko go uświadomią...
Pomyśl, gdyby nagle twój rodzic popełnił samobóstwo, bo nie chciałby ci przez przypadek przeszkadzać w kareierze...
Bez przesady...nie chodi o samobójstwo,ale widziałam wystrczająco dużo zgryźliwych staruszków,którzy mieli gdzieś,to,że ich dzieci też muszą pożyć. Np matka sąsiadki była już tylko leżąca i przy łóżku miała dwoneczek...którym nawalała cały czas....w końcu sąsiadka nie mogła dosłowni wyjść z domu i nie maiła życia...
Dla dziecka, osoby dorosłej, to nie problem opiekować się własnymi rodzicami - to nawet pewien dług, który splacamy za ich czas, pracę i opiekę nad nami, gdy byliśmy bezbronni.
W naturze jest tak,że młodzi w pewnej chwili muszą opuścić rodzinne gniazdo i się usamodzielnić....zacząć żyć na własny rachunek,a rodic echyba nie powinni im utrudniać rozwinięcia się i założenia własne rodziny
są siłownie, róźne kursy samoobrony, pałki, broń itd.
większość z tego jest śmiechu warta...często uczą ,co trzeba zrobić,ale tak na prawdę w sytuacji zagrożenia człowiek traci głowę i już nic nie umie...poza tym te kursy to tylko praktyka na spokojnie i potem wychodzi taki kursant myśąc,że jest silny...i za pierwszym rogiem dostnanie w łeb,bo będzie myślał,że d radę
Ja nie oczeukuję pomocy od innych, niech nikt jej nie oczekuje odemnie.
bardzo proste,ale czy mógłbyś patrzeć spokojnie jak tną ci kumpla? Prezykjaźń polega na tym ,żeby sobie pomagać...nie chodzi nawet o rzucanie się samemu na bandę zbirów,ale sam telefon na policję itp. może nieco pomóc
Po za tym zawsze śmieszył mnie jeden fakt - tlum ludzi, jedna osoba grozi drugiej, wraz z paczką 3 kolesi. Nikt mu nie pomoze, nawet, jeśli dostanie baty. Czemu/ By samemu nie dostać. Ludzie nie potrafia się w tych czasach poświęcach, w końcu tlum z łątwością by załatwił tych kolesi, nieprawdaż?
Najgłupsza sytuacja byłaby jakby jeden taki z tłumu się wyrwał i chciał pomóc mając nadzieję,że reszta ruszy za nim i wspólnie rozpykają bandziorów....a reszta nie ruszyłaby tyłków...damn....zresztą nie ma tu co czekać na jednego bohatera,bo skoro kolesi jest np. 3,to już trzy inne osoby miały by szansę
Ma rację. Kobiety lubią coś takiego - obrona honoru itd. Widać, ze stereotyp rycerza w lśniącej zbroi, stajacy w obronie ukochanej, nadal ma silne korzenie w społeczeństwie.
Może nie rycerza,ale osobnika silnego...dobór naturalny. Oczywiste,że dsamica raczej nie wybierze kogoś,kto nie będzie w stanie jej obronić chyba,że sama ma warunki,żeby bronić jego]
Zależy, jak blisko jesteśmy zwiżanymi ze znajomymi. Oni czują się dobrze, bo nam pomogli, więc to jest wymiana - ja nie będę się czuł źle z tym, wiedząc, ze mi pomógł najlepszy przyjaciel. Wprost przeciwnie - będę mu wdzięcznym
OK..ale zawsze będzie tak potrzeba spłacenia długu...poza tym jeszcze trzeba wziąć pod uwagę "rozmiar" przysługi. Np. czym spłacisz pożyczkę tysiąca złotych poza pieniędzmi [no i może uratowaniem pryjacielowi życia,ale to się nie liczy :P ]
A tak swoją drogą, na temat tego bezstresowego wychowania - czasami uderzyć trzeba, czasami nie... Ale czy ktoś kiedyś pomyślał na tym, by choć raz porozmawiać z dzieckiem?
gorzej,że czasami [często] dziecko nawet nie chce słuchać starszych...uważa,że ich sposób myślenia jest inny,przestarzały...i spróbuj się z takim dogadać,...
Nie mówi się dziecku - nie bierz tego, bo to be - ale wytłumaczyć mu znależy powoli, że ma tego nie brać, bo straci siły, władze w rękach i nasączyć jego główkę prawdą, której nawet nei zrozumie - wtedy, nawet jeśli nie będzie pamiętał tych słów, to od razu skojrzay go z czymś nudnym i mało ciekawym
W tych czasach już każde dziecko wie co robią z człowiekiem papierosy, alkohol itp. . Rodzice praktycznie nie mają już czego tłumaczyć...wpływ środowiska młodzieżowego jest za silny i ciągle przybywa młodych pijaków/palaczy,bo alkohol i papierosy są ogólnie zakazane w społeczeństwie [nie tylko przez rodziców] dla niepełnoletnich...i nawet jak rodzic nic nie mówi,albo tłumaczy i nie zabranie dalej zostają kuszącym owocem zakazanym
Jeśli zrobiłbym to w twojej obronie? Jak na przykład - nie chciał, byś z nim walczyła z drechami, to też? Wtedy jego całe poświęcenie pójdzie na marne... Jakbyś się czuła?
Taaaa...w mojej obronie da mi w mordę...gratulacje...napastnicy sami by stanęli jak w ryci ze ździwienia...chłopak oszczędza im kłopotów sam spuszczając bęcki swojej dziwczynie XD
Też mam je gdzieś, bo zależy mi na ciepłym łóżeczku, a im na odrobinie zabawy... Jeśli się z dzieckiem rozmawiało - moze przyjść, zapytać, jak się czujesz... O ile też się czasami o to pytami.
przyjdziesz spytać jak miną dzień...odpowiedz-dobrze i dalej grają w jakąś nawalankę...świetny kontakt z rodziną
Jaki model, ciebie, nie przeraża?
ja i mój pies :F
Ja się nie spotkłąem, by żul bil się z żulem o byle słowo
No widzisz...a ja się spotkałam. Pod wpływem alkoholu człowiek staje się zarówno bardziej szczery,spontaniczny i warażliwy na uwagi innych. Przez to zdecydowanie łatwiej o bójkę niż gdy człowiek jest trzeźwy i stara się nie słyseć/lekceważyć głupie komentarze
Godność... Mow mi tak jeszcze, jak nie będziesz miała gdzie spać, co zjeść, a każdy dzień, to nowe problemy.
jasne,ale czy mało jest takich ludzi,którzy przez samych siebie wszytsko stracili? Przepili, stoczyli się itp..albo czy mało jest rodzin,które nie pracują [nawet nie starają się znaleźć pracy],a wystawiają swoje dzieci na żebry,żeby inni się litowali...ja osobiście brzydzę się kobietami,które żebrają na zimnie z malutkimi dziećmi zamiast znaleźć im jakieś ciepłe miejsce [chociaż tak na prawdę wiele z nich ma domy,a dzieci po prostu bardziej "chwytają z serce" przechodniów]
Czy dziewczyna zwroci uwagę na kogoś, kto jest niewidoczny przez unikanie wszelkiej stycznośc z nią i z resztą społeczeństwa?
Bez przesady..takiego to dziewczyny nie widzą,bo po prostu nie wychodzi na ulicę...zresztą to mi troche tant przy konsoli przypomina :F
A moze kretyn pod maską skrywa kogoś interesujacego, ale stwierdził, że będzie miał więskze szanse, udajac kogoś innego? W końcu każdy z nas coś chowa - i nikt przy zdrowych zmysłach nie powie na wieczorku zapoznawczym, że slabe stopnie w szkole, pisze poezję itd... W koińcu każdemu zalezy, by pokazać się od jak najlepszej strony.
Mo.że i skrywa,ale pierwsze wrażenie odgrywa ogromną rolę...jak wyskoczy mi facet, który będzi traktowł mnie jak kretynkę i co rusz rzucał tekstami typu "maleńka" "bejbi" itp.,to potraktuję go jak worzącego się kretyna i nie będę chciała mieć z nim więcej kontaktu...i może sobie wiersze pisać
to jakim cudem wogóle wpadł w ten nałóg?
Może chwila załamanie....krótkotrwły impuls....załamanie nerwowe...depresja...gorzej,że trudno na odwyku znowu nie mieć depresji
przecież każda religia surowo tępi samobójców,
W niektórych kulturach jest odbierana jako odwaga i honorowa śmierć [np. japonia]. Lepiej umrzeć niż wydać swoich na torturach.
Nie bał bym się dac podpalić, wiedząc, że nie przyplacę tego życiem
jak chodzi o podpalenie,to nigdy! Nawet jeśli miałby to być numer kaskaderski...śmiuerć prze spalenie jak dla mnie jest jedną z najstraszniejszych...najbardziej bolesna, a człowiek jest wtedy najbardziej bezbronny...nie licząc samej paniki
Ale istnieje prawdopodobieństwo, że ten cholerny kierwoca się zatrzyma i zdążę - i tę szanse wykorzystam.
też bym skakała..tyle tylko,że jakby mni trafił,to wolałabym już umżeć niż być kaleką ebz posady,dla ktrej ryzykowałam i na dodatkek bez możliwości samiodzielnego życia
Chyba raczej Yes, My Mistress...
NIe znasz mnie XD
Ja się uzależniłem od słodyczy... wiem, że to głupie, ale cholera nie mogę zerwać... jak jakiegoś dnia nie wrąbie batonika jakiegoś albo czegoś w tym stylu, to mną trzęsie... no ale kumple są uzależnieni od papierosów i piwa, więc chyba nie jest ze mną najgorzej... poza tym uważam, że mam silną wolę i dałbym radę rzucić nałóg, gdyby mi na tym naprawdę zależało (na tym ze słodyczami mi tak bardzo nie zależy...
Ja np. lubię się sprawdzać...też kocham słodycze,ale czasami specjalnie robię sobie tydzień bez słodkości,żeby sprawdzić czy wyytrzymam...czy mam wystarczająco silną wolę. Poza tym jestem uxzależniona od czerwonej herbaty i właśnie sobie przypomniałam,że nie próbowałam jej odstawić :F ...ale to chyba nie byłoby dla mnie najlepsze,bo mam strasznie nieskie ciśnienie [nawet 73/42 miałam] i powinnam pić coś pobudzającego...a kawe nie znoszę,więc zostaje tylko herbata w dużych ilościach
ale postanowiłem kiedyś, że nie zapalę papierosa.
to ja sobie to postanowiłam [po tym jak tta dał mi spróbować papierosa jak byłam mała..."tylko dobrze się zaciągniej...wiesz-tak wciągnij dymek do płuc"...hooolly shit...więcej tgo nie tknę!
rozważam perspektywę zamieszkania w górach, w jakiejś pustelni
ciekwe po jakim czasie stałbyś się jak zwierzątko...poza tym pamiętaj,że pustaelnia oznacza odcięcie się od wynalazków ludzkości,więc od razu pocałuj swoją konsolę w padzika na pożegnanie XD
zasłonić bliską mi osobę przed strzałem, choćby mnie to miało kosztować życie. Chyba wiem czemu..... bo jakby ta kula trafiła to osobę, to bym do końca życia się za to obwiniał i miał wyrzuty sumienia... wolę zginąć niż męczyć się z tym przez resztę swych dni...
Poza tym to zasłanianie to często instynkt...np. jak coś w twoim kierunku leci [weźmy np. poduszkę] zawsze starasz się to złapać
Na co inny ktoś mógłby odpowiedzieć, że istotnie, ale ludzie mają to wszystko bardziej.....
za to one mają lepiej rozwinięty instynkt i część zmysłów,więc nie bądź taki mądry :F
poza tym trudno stwierdzić,czy zwierzęta mniej czują
w świecie zwierząt dzieci upośledzone umierają, bo tak jest lepiej względem ewolucji. Tylko najsilniejsi mogą przetrwać, takie są prawa w świecie zwierząt. No i przez cud/przekleństwo humanitaryzmu i ogólny rozrost kultury ludzie przestali postępować w ten sposób, ponad wszystko stawiając życie ludzkie (przynajmniej w teorii, bo w praktyce różnie było). Oto i główny powód zahamowania biologicznej ewolucji, ale oczywiście nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, żeby było to złe. Jest poprostu bardziej naturalne.
Dzięki temu wadliwe geny nie przenoszą się dalej...co by było gdby dałny zaczęły się nagle maowo rozmnażać?! Potem dałn stałby się coraz powszechniejszy,więc i naturalniejszy i w końcu byłby normalny...ludzie normalni krzyżowaliby się z dałnami i całe społeczeństwo by się zdałniło [perfect world] :devil: :lol:
5 lub 6 miesięcy (licząc od począcia, nie od narodzin), nie jest dla mnie istotą ludzką i kobieta ma prawo nie zdecydować się na jego urodzenie, jeżeli nie jest na to gotowa
Taaaa...o ksiądz nam na religii wciskł,że używnie środków antykoncepcyjnych jest już grzechem :lol: Bo to jakieś tkie wczesnoporionne itp...dla mnie dziecko staje się dzieckiem właśnie ok 7 miesiąca...i nawet jeśli ta istota czuje, to nie dałabym jej sobie zniszczyć życia...oczywiście później bym jej nie zabiła,ale też wątpię żebym ją zatrzymała...wiem...mój instynkt macierzyński sucks..przynajmniej na razie
tak swoją drogą, na temat tego bezstresowego wychowania
Wszystko tylko nie to! Do dziecka też trzeba mieć mocną rękę,żeby taki mały potworek nie wyrósł...jeśli za dużo dzieciak może,to jeśli jest bystry,to wykorzysta to potem. Np. dziecko mojj kuzynki doskonale wiedziało z kim może zaczynać-zostawało tylko ze mną-siedziało cichutko...przycodziła kuzynaka-rozdzierało się,żeby je wzięła na ręce itp....
W takim razie się nie różnimy... kto tu mówił o szybkim zabijaniu? Nawet mi to przez myśl nie przeszło.. brrr.... przynajmniej godzina z spędzona z ostrymi, ciężkimi, tępymi, żrącymi, gryzącymi, wypalającymi i niesterylizowanymi przedmiotami i danym osobnikiem to minimum... normalnie bym skonfrontował jego wytrzymałość, ze swoją wyobraźnią i był ciekaw co się pierwsze wyczerpie.... ale chyba znam odpowiedź.
To chyba byś mnie na imprezę zaprosił! Proszę, proszę,proszę :devil:
Czy oddajecie się w ich ręce, bądź walczycie, wiedząc, że wasi bliscy będą niewyobrażalnie cierpieć, jeśli schwytają ich żywcem.... Czy może żeby ulżyć im w cierpieniu, sami aplikujecie im szybką i bezbolesną śmierć? Czy to też jest sposób na ratowanie bliskich?
A jest tylne wyjście? :F
A tak na serio,to zawsze jest nadzieja jeśli np. mamy ładną córkę,to może wódz nieprzyjacielskich wojsk zakocha się w niej/po prostu stwierdzi,że jest niezła i ożeni/weźmie na nałożnicę [zależy czy bajka/cy realnie]...i modlimy się żeby nie był gejem
Zwierzęta walczą pomiędzy sobą - choćby o pozycję w stadzie. I nieradzko się zdarza, że zabijaja przeciwnika
to mi trochę przypomina skini vs. punki itp....też nie żadko się zabijają...z tym,że zwierze stara się zapewnić przeciwnikowi szybą śmierć [chociażby po to ,żeby się nm jak najszybciej posilić] i nie tortururują....jeden plus,to to,że skin raczej punka będzie brzydził się zjeść.
Bo u mnie w domu
U mnie pracuje tylko tata i zarazbia na tyle sporo,że żyjemy bez większych wyżeczeń....więc mama ,nie musi pracować [ a nawet jakby musiała to i tak raczej pracy by nie znalazła żadnej,która by jej pasowała...śmiać się chce,że ludzie zwyższyym wykształceniem mają pracować w sklepach czy zaiatać ulice..a moja mama jest osobą,która szukałaby czegoś co by jej zupełnie pasowało]...ogólnie stereotyp rodziny jest u nas raczej zachowany-tata do pracy,mama w domu,ale mi by takiem życie nie odpowiadało [szczególnie,że mam berdziej męski charakter niż mój ciotowaty brat :F ]
Jeśli dany członek mojej rodziny, akurat jest bliskiego, nie wiem, slepu, to zazwyczaj kupuje mi to, czego potrzebuje
U nas na ogół ktoś jest do sk,lepu wykopywany [tak jk ja przed chwilą] i kupuje wszystko doa wszystkich...chyba,że np. mój brat idzi gdzieś sam/z kolegą,to jak powiem co ma kupić i dam kasę ,to kupuje [gorzej jak kupi np. płytki Apollo]
jeżeli chodzi o ewolucję, a byłbym nawet w stanie stwierdzić, że się cofamy
obstawiałabym raczej,że stoimy w miejscu...część pokoleń jest porąbana,ale po nimi przychodzą następne i następne-część [ogólnie] lepsza,część gorsza...poza tym trzeba brać pod uwagę poszczególne jednostki i problemy,które dawniej nie były znane [np. dopiero ostatnio tak strasznie pedofilię nagłośnili,a kiedyś to była norma-n. Dante i Betrice,Petrarka i Laura...]
- jeden na jeden?
haha! Nawet jakby któryś drech się n coś takiego zgodził,to i tak zaraz po tym jakby się go sprało,to miabyś n plecach pozostałą dwudziestkę :F
Skoro i tak zginą, będą torturownia... Wybralbym walkę,
Gorzej jakbyś ty walcył i szybko cię zabili [alb zrobili kadłubka i potem zaczęli torturować],a twoja rodzina została by zgwałcona, poćgana i spalona jeszcze żywcem :/
Zresztą z przedstawicielem jakiegokoliwiek kraju, dajmy na to afryki też nie mógłbyś się porosumieć
Ludzie na szczęści nadają na podobnych falach i tak na prawdę można się porozumieć z mieszkańcem każdego/prawie każdego kraju...np. za pomocą obrazków, czy nawet samych gestów.
Zwykły człowiek zawsze je ma. A mowa o zwykłych ludziach, prawda? Podczas wojny o tym nie myslisz - ale ona się kiedyś kończy
Zależy jeszce jak się zabija. Czy masz strzelić komuś w łeb z bliska i widzieć jak mu mózg wypływa,czy zrzucić sobie npalm z samolotu...nie widzisz twarzy ofiar,nie wiesz ile ich zginęło i mniej cię oni obchodzą...
jak można czerpać jaką kolwiek przyjeność z czegoś takiego...
wiesz mi,że zemsta też czasami jest słodka...nie chodzi oczywiści o mszczenie się o byle co np.pomyliłam się w twoim nicku [ ;P ], czy nadepnę ci na nogę,ale np. jakbyś mi zabił rodzinę,to wiesz mi-zrobiłabym wszyski żebyś cierpiał jak najbardziej
dzięki tym badaniom hitlerowców medycyna wiele się anuczyła
Wiele firm farmaceutycznych się rozwinęło..np. ostatnio gdzieś krążyło zamówienie na żydowskie kobiety do badań typu : "niestety ostatnio dowiezinadwudziestka kobiet nie przeżyła. Czekamy na następny transport"
-
Nie chciało mi się specjalnie odpowiadać, ale jako zobaczyłem, że Hisoka napisała posta na ponad 20k znaków, to stwierdzam, że coś z tym, trzeba zrobić...
wiesz...chyba wolałabym być zgwałcona niż żyć ze swiadomością, że jakieś drechy zatłukłytanta na śmierć przez mnie [bo by ich zatrzymywał]
Oj... to znaczy, że jest tutaj powód do kłótni... stanowczo mówię nie, i mimo tego, że jestem człowiekiem ugodowym i z natury spokojnym, w tym konkretnym wypadku mówię ci, żebyś się wypchała. Mamu tu pewien problem z moją mentalnością. Gdyby ktoś cię zgwałcił, a ja nie mgóbym go powstrzymać, to nie potrafiłbym ci spojrzeć w twarz... nie potrafię sobie wyobrazić niczego straszniejszego od takiej wizji i taka sytuacja byłaby tak wielką plamą na moim honorze, że zacząłbym rozważać seppuku... tu już nie chodzi o stereotypy, ale o pewne naturalne role. Jesteś kobietą (wbrew pozorom hehe), a ja jako mężczyzna mam obowiązek cię bronić. To, że by mnie stłukli naprawde by mi nie robiło, tak długo, jak ty byś była bezpieczna... i cokolwiek mi na to odpowiesz, swojego zdania nie zmienię. Jeżeli w jakieś kwestii mogę być nieustępliwy, to będę w tej.
Może nie rycerza,ale osobnika silnego...dobór naturalny. Oczywiste,że dsamica raczej nie wybierze kogoś,kto nie będzie w stanie jej obronić
Potraktuję to jako komplement (nie odpowiadaj... nie psuj mi humoru hehehe)
Taaaa...w mojej obronie da mi w mordę...gratulacje...napastnicy sami by stanęli jak w ryci ze ździwienia...chłopak oszczędza im kłopotów sam spuszczając bęcki swojej dziwczynie
Myślę, że tak daleko bym się nie posunął, ale jestem pewien, że byłbym w tej sytuacji bardzo stanowczy...
Bez przesady..takiego to dziewczyny nie widzą,bo po prostu nie wychodzi na ulicę...zresztą to mi troche tant przy konsoli przypomina
<blady zombie z pokrążaonymi oczami obraca się powoli> eee? Jaaa? Nieeeeeeee.....
jak wyskoczy mi facet, który będzi traktowł mnie jak kretynkę i co rusz rzucał tekstami typu "maleńka" "bejbi" to potraktuję go jak worzącego się kretyna i nie będę chciała mieć z nim więcej kontaktu...
człowiek momentami żałuje, że takich dziewczyn nie ma więcej.... może by wtedy dresiarze wyginęli z braku potomstwa...
jak chodzi o podpalenie,to nigdy! Nawet jeśli miałby to być numer kaskaderski...śmiuerć prze spalenie jak dla mnie jest jedną z najstraszniejszych...najbardziej bolesna, a człowiek jest wtedy najbardziej bezbronny...nie licząc samej paniki
No cóż.... śmierć od płomieni jest na trzecim miejscu "najmniej fajnych rodzajów zgonów"... na pierwszym miejscu ciągle pozostaje śmierć w próżni, a na drugim śmierć głodowa/z pragnienia...
Ja np. lubię się sprawdzać...też kocham słodycze,ale czasami specjalnie robię sobie tydzień bez słodkości,żeby sprawdzić czy wyytrzymam...czy mam wystarczająco silną wolę.
Hmm.... czyżby wyzwanie? Też mam sprawdzić swoją wolę?
ciekwe po jakim czasie stałbyś się jak zwierzątko...poza tym pamiętaj,że pustaelnia oznacza odcięcie się od wynalazków ludzkości,więc od razu pocałuj swoją konsolę w padzika na pożegnanie
Hmm.... trzeba będzie zbudować jakieś palety słoneczne albo wiatrak, żeby mieć jakieś źródło prądu...... albo długi przedłużacz bym wział ze sobą hehehehehe.... ale czasami naprawde zastanawiam się jakby się żyło gdzieś w górach, poświęcając się konteplacji wszystkie wewnątrz i na zewnątrz... pewnie byłoby to strasznie nudne, ale są chwile, kiedy tęsknie do czegoś takiego...
Poza tym to zasłanianie to często instynkt...np. jak coś w twoim kierunku leci [weźmy np. poduszkę] zawsze starasz się to złapać
Insyknty są ustawione na to, żeby bronić własne życie. Ja mówiłem tutaj o obronie życia kogoś bliskiego (w domyśle ciebie), a to już z instyntem samozachowawczym wiele wspólnego nie ma.
za to one mają lepiej rozwinięty instynkt i część zmysłów
Wolę inteligencje od instynktów, a na wydajność własnych zmysłów nie narzekam.... ludzie mi od dziecka mówią, że komputer psuje oczy, a póki co moje zmysły działają znakomicie...
więc nie bądź taki mądry
Przepraszam... taki topic....
To chyba byś mnie na imprezę zaprosił! Proszę, proszę,proszę
Czuj się zaproszona
-
Hidinobonisolokirika:
ja do paprania się zdecydowanie nie nadaję...mam zbyt wrażliwy nos.
Ponoć człowiek może wstrzymać oddech na parę chwil.
jak dla mnie zdecydowaie cięższa byłaby praca prz dzieciach i domu. Wolę pracę zawodową gdzie ludzie mnie szanują
Na szacunek trzeba sobie zapracować/zasłużyć. Ciekawi mnie, jaka to praca, gdzie już na starcie cieszyłabyś się szacunkiem swoich współpracowników, skoro nie potrafilabyś sobie na niego zasłużyć u własnych dzieci. Niektóre z nich szanują swoich rodzciów, inne nie. A potem taki się dziwi...
a sama mam wytyczone prawawa i obowiązki.
W pracy masz narzucone prawa i obowiązki. To taka drobna róźnica. Gdy będziesz mieszkała sama, wtedy dopiero mozesz napisać, ze sama wytyczasz sobie prawa i obowiazki, bo jeżeli z kimś - to zawsze są to jedynie kompromisy. No chyba, że jesteś strona dominującą, to wtedy narzucasz innym domowniką swoje prawa i obowiązki.
Poza tym dzieci to młe potworki.
Które się potem staja dużymi potworkami? To raczej zależy od tego, czy rodzice potrafią je odpowiednio wychować.
wiesz...chyba wolałabym być zgwałcona niż żyć ze swiadomością, że jakieś drechy zatłukłytanta na śmierć przez mnie [bo by ich zatrzymywał]
Ta, nie wiem, jak czulaby się normalna dziewczyna, do tego przypuśćmy dziewica, będąc gwałconą na oczach swojego chłopaka, bądź gdy ten da nogę. Naprawdę, bardzo ciekawe. A juz bardziej mnie ciekawi, jak czułby się jej chłopak, który by tylko się temu przyglądał, bądź dał nogę - najwidoczniej strach przed pobiciem, śmiercią w obronie ukochanej, poszedł się... hmm... kochać.
często to właśni ojciec ma instynkt silniejszy niż matka...zresztą widać to już po samym pragnieniu "chce mnieć syna".
Sprecyzuj, czy masz na myśli: instynkt macierzyński, instynkt ojcowski, czy instynkt zwierzęcy <chęć przedłuzenie rodu i inne takie brednie>.
Z tym,że wydaje mi się, że facet ma to dopiero jak już dziecko się urodzi,a kobieta jeszcze jak jest w ciąży...
Ta. Matka kocha dziecko, bo jest, zaś na miłość ojca, musi ono sobie zapracować/zasłużyć.
oczywiście-dalej może się bać niedźwiedźia ,ale to niedźwieć ma większe poody,żeby bć się człowieka...
Niedźwiedź wie, czemu ma się bać człowieka, czy ten jego strach jest podobny do tego, gdy widzi inne zwierzę? Bo ciekawi mnie, czy maja w tym lesie szkoły dla małych niedźwiadków. Nasz strach pochodzi od tego, że zdajemy sobie sprawę z grożącego nam niebiezpieczeństwa, zaś zwierzęcia od tego, ze nie wiem, z kim ma do czyniania <no chyba, że widzialo wcześniej - wtedy to już tylko ratowanie przez niego życia, instynkt>.
To nam przychodzi dopiero na skutek życia w społeczeństwie i wychowanie. Gdyby np. odizolować dziecko od świata, nie zastanawiałoby się czy zabicie czegośtam jest złe byle by mieć jedenie i przeżyć
Na mojej twarzy zagościł w tym momencie wredny uśmieszek. I tym się czlowiek róźni od zwierzęcia - dostosowuje się do otaczającego go środowiska. Idąc twoim przykładem: zabierz na wychowanie na przyklad tygrysa. Ciekawi mnei, czy nauczysz go pisać, mówić, myć się, ewentualnie, czy zostanie wegetarianiem.
Poza tym człowiek zabijając zwierze też nie zastaniawia się,czy miało ono rodzinę itp.
Ponieważ pojecie "rodzina" w przypadku człowieka, nieco się róźni od tego, jaki reprezentuja sobą zwierzęta.
Po prostu zabicie przedstawiciela innego gatunku na ogół nie liczy jako coś złego...to jak ze zwierzętami,bo np wilk też rzadko zabija wilka
Tak samo, jak zabicie inne człowieka o innym kolorze skóry/poglądach/inne, bądź upośledzonego dziecka. To tylko kwestia przyzwyczajenia. Dla was zabite zwierzę, znaczy tyle, co produkt na wystawie sklepowej. Ciekawi mnie, ilu z was mogło by przypatrywać się, jak odrąbuje się siekierą głowę np: królika <kilka razy, gdyż za pierwszym nie często się to udaje>, potem obedrzeć go ze skóry, nastepnie pozbawić organów wewnętrznych, ugotować, przyozdobić, na końcu zaś zjeść. Na początku to moze i szokować <wtedy niektórzy zostaną wegetarianinami>, ale z czasem stanie się to tak samo naturalne, jak zaprzeczenie sobie herbaty.
To jak żołniesz, szkolony po to, by zabijał - jeśli trening będzie skuteczny na tyle, by wyprać z niego emocje, by mógł stworzyć sobie barierę oddzielającą świadomośc tego, czego się dopuścił. Jeżeli trening będzie niewystarczajacy, dopadną go wyrzuty sumienia. Tak samo jest w przypadku rzeźnika - kwestia przyzwyczajenia, trening w zabijaniu zwierząt. Po prostu to robi. Tak samo lekarz <dopuszczający się aborcji>. Po prostu to robi - na życzenie "matki". Każdy byłby zdolny do zabicia drugiego człowieka, o ile zostałby w tym celu wyszkolony, badź zmusiły by go do tego okoliczności. Wyrobia sobie tę barierę, zabiją, a potem będą prowadzić w miarę normalne życie. To, że kiedyś dopadna ich wyrzuty sumienia, to juz zalezy od samego człowieka.
Nie tylko. Często jedno stado tłucze się z dreugim też po to by coś osiągnć-np. dostęp do wody,lepsze tereny łowiecki itp
Dostęp do wody, tereny łowieckie - to w końcu zapewnia zwierzętą przetrwanie.
Wojna o szlaki handlowe - zapewnia człowiekowi jedynie szybsze przetransportowanie np: przypraw. Bez nich przeżyje, w końcu mięso zje. Ale z nimi potrawa będzie smaczniejsza, a wojna przyniesie dochody kupcą. Czyli: prowadzą wojnę, by coś osiągnąć, nie, by przeżyć.
Znowu się nie zgodzę-młode są bardzo ciekawskie,a i dorośli migrują w poszukiwaniu np. lepszej nory,żeby samic mogła urodzić szczeniaki w wygodniejszym miejscu...
Znowu się uśmiecham. Jeżeli zwierzęciu nie będzie brakowało niczego, co zapewni mu przetrwanie, nie będzie świadomie zmieniało swego terytorium na inne. Po prostu to co ma, wystarcza mu. Człowiek natomiast, zawsze ma nadzieję na coś lepszego. Młode są ciekawe światy, na początku, zaś później, wystarczy im to, co pozwala im przetrwać. A u człowieka - jest ciekawy od początku, a w niektórych przypadkach, do samego końca.
co prawda nie robią nic bez powodu,a człowiek podróżuje dla własnego widzimisie
trzymaja się swoich terytoriów, dopóki mogą przetrwa - zaś człowiek będzie starał sie ułątwić sobie życie, sprawić, by było przyjemniejsze... Bedzie chcial zobaczyć, co jest za tą górą setki mil dalej...
Niesamowite, już o tym pisałem.
Do pewnego czasu tak będzie,ale potem dziecko zaczęło by się pytać "mamusiu-dlaczego nie jestem taki jk inni?"
"Bo miałeś pecha.". A poważnie: należy mu wyłumaczyć jego chorobę. Na czym ona polega, jak to się stało. Taka poważna, pierwsza, rozmowa moze zostać przeprowadzona na wiele sposobów i wiele czynników ma wpływ na to, co mu powiemy.
Wtedy jeszcze matka może je uspokoić,
Czym? Że każdy jest inny, a on jest inniejszy? Po co owijać w bawelnę? Lepiej niech dowie, co mu dolega od własnych rodziców, niż żeby został brutalnie oświeconym przez swych rówieśników, bądź obcych mu ludzi.
e potm nadszedłby czas gd dziecko zacznie spotykać i bawić się z rówieśnikami,a oni go nie zaakceptują,bo jest inny i będą się z niego wyśmiewać...
Czy sądzisz, ze dzieci nie śmieją sie również i ze zdrowych? Ach, wybacz, zaśmiałem się przed chwilą... Gdyby rodzicie nauczyliby ich takiego pojęcia jak tolerancja <w co wątpię, bo niektórzy go nie znają, bądź nie chcą poznać>. Wychodzi dziecko na ulicę i to od niego zależy, jak ma wykorzystać zdobytą wiedzę. Ale takową, musi najpierw posiadać. Zresztą, gdyby to skutkowalo, to nie byloby tej rozmowy - w końcu inne dziecko, to również dziecko. Wymaga więcej uwagi, poświęcenia ze strony rodziców, ale to też dziecko, majace prawo do życia i szczęścia.
...dzieci potrafią być jescze okrutniejsz niż dorośli...
Raczej jeszcze głupsze.
właśnie przez swoją "niewinną" dziecięcą szczerość.
Osoba dorsola, tez takową posiada, ale boi się konsekwencji, które moze ponieś, mówic swemu pracodawcy, że jest glupi. Dziecko tej wiedzy po prostu nie posiada <wiedzy na temat grożących mu konsekwencji, żeby nie było niedomówień>.
Potem dziecko dorośnie i nie będzie zdolne do samotnego i samodzielnego życia
Będzie. Takie dziecko dobrze wie, ze nie może liczyć na pomoc innych i dobrze wie, że będzie samotne. To da mu znacznie więcej motywacji, chęci do tego, by udowodnić, że jednak jest coś wart od tych zdrowych. Swoja drogą, wiele osób zdrowych na umyśle i ciele, nie jest zdolne do samodzielnego życia i boi się samotności jeszcze bardziej od chorego dziecka. Co nie znaczy, ze każde - tak jak i w tym przypadku.
zawsze będzie na czyimś rachunku i zawsze będzie niezrozumiany i ceirpiący...
Pewna, to jest tylko śmierć. U czlowieka w pełni zdrowego, takiego objawy nie wystepują? Znaczy się, to całe niezrozumienie i cierpiernia? Jasne. Wielu geniuszy cierpiało na jakieś choroby zarówno fizyczne, jak i psychiczne, a mimo to, byli w stanie prowadzić samodzielne życie i do czegoś dojść. Zawsze istnieje ta szansa.
poza tym kiedyś ta matka , od którj dobre słowo się liczyło umrze i na świecienie zostaie już nikt.
Każdy kiedyś umrze. To, jak człowiek to zniesie, nieważne, czy zdrowy, czy chory, zależy już tylko od niego.
Może i chce póki nie pozna ludzi i okrutnego świata...
Albo własnej matki. Równie dobrze możemy w ten sposób zabijać zdrowe dzieci. W końcu kiedyś dorosną i też poznaja ten okrutny świat. Że o innych ludziach nie wspomne. Swoją drogą, śmieszy mnie jeden fakt - samobójstwa ludzi zdrowych, a wprost marginalne zjawisko w przypadku ludzi chorych. Najwidoczniej chęć, wola życia, objawia się w ludziach, ktorzy mogą je w każdej chwili stracić.
poza tym liczy się też szczęście matki,a przeżycia całego swojego istnienia na opiece nad niedorozwiniętym dzieckiem raczej nie uszczęśliwi przyszłej mamy [która może mieć np. dwadzieścia pare lat i przez jakieś sześćdziesiąt kolejnych będzie uwiązan]
Dziecko chore wymaga większej opieki, od dziecka zdrowego. To jedyna, zasadnicza róźnica. Jeśli matka będzie zaniedbywać dziecko, nieważne już jakie, to na jedno w sumie wyjdzie. Swoja drogą - wiele kobiet robi karierę, majac jednak dzieci, czasami nawet te "inne". Najwidoczniej można sobie z tym wszystkim poradzić. Ale jeśli dla kogoś to problem znaleźć czas, by opiekować się własnymi dziecmi, to niech wogóle nie zostaje rodzicem. W końcu, to problem.
Może ten ból zniesie? Moze nawet nie bedzie zdawało sobie z niego sprawy?
może i do czasu nie będzie ale świat i inni ludzie szybko go uświadomią...
Ta, uświadą mi, że coś mnie boli. Świetnie wyrwane zdanie z kontekstu.
Bez przesady...
Cały czas o tym myślę.
nie chodi o samobójstwo,ale widziałam wystrczająco dużo zgryźliwych staruszków,którzy mieli gdzieś,to,że ich dzieci też muszą pożyć. Np matka sąsiadki była już tylko leżąca i przy łóżku miała dwoneczek...którym nawalała cały czas....w końcu sąsiadka nie mogła dosłowni wyjść z domu i nie maiła życia...
A o co, jak nie o samobójstwo? Bo nie zrozumiałem w takim razie tego, albo sobie coś dopowiedzialem... W końcu im szybciej zginiesz, już po odchowaniu dzieci, tym szybciej przestaniesz być dla nich ciężarem, wiec w czym problem?
Będę twierdził, ze opieka nad chorymi rodzicami, pomoc im wtedy, gdy tego będą potrzebowac, to w pewien sposob mój obowiązek, pewien rodzaj na spłątę długu, dzięki któremu mialem co jeść, w co się ubrać i bylem w stanie zaspokoić swoje zachcianki.
Jak sama napisalaś, ta kobieta ciągle leżała - ciekawe, jak samodzielnie mialaby się np: załatwić, umyć, coś zjeść. Naprawdę ciekawe. W sumie, jeśli to taki kłopot, to ta twoja sąsiadka zawsze mogła ja zostawić, przestać odpowiadać na dzwonki. Zastanwó się, dlaczego tego nie zrobila. Choć przez parę chwil.
Stary człowiek często boi się zostać sam. Nigdy nie wie, kiedy umrze. Czy tak trudno zrozumieć, że wtedy naprawdę, jak nigdy wcześniej, chcą oni pobyć ze swoją rodziną, być przy swoich bliskich? Chyba nie. Niektórzy są zgryźliwi itd. Ale moze po prostu nie mogą wyrazić tego, przyznać się, ze potrzebują drugiej osoby? Że boją się zostać samemu na świecie? Nie potrafią tego okazać w inny sposób. A wraz z wiekiem, perspektywa śmierci zliźa się coraz bardziej.
W naturze jest tak,że młodzi w pewnej chwili muszą opuścić rodzinne gniazdo i się usamodzielnić....zacząć żyć na własny rachunek,a rodic echyba nie powinni im utrudniać rozwinięcia się i założenia własne rodziny
Dla dziecka, osoby dorosłej, to nie problem opiekować się własnymi rodzicami - to nawet pewien dług, który splacamy za ich czas, pracę i opiekę nad nami, gdy byliśmy bezbronni.
Chodziło mi o pomoc w chorobie, o świadomość, że nasi rodzice mogą na nas zawsze polegać/liczyć na naszą pomoc. W końcu rodzice nas chowaja po to, byśmy byli zdolni do samodzielnego życia, byśmy dali sobie w nim radę.
większość z tego jest śmiechu warta
Pozwól, że zaśmieję się dopiero wtedy, gdy zrobi to chudzielec, nie chodzący na siłownię, bez żadnej możliwości obrony ukochanej, gdy na jego oczach, będą ją gwałcić. Śmieszne, jak cholera.
często uczą ,co trzeba zrobić,ale tak na prawdę w sytuacji zagrożenia człowiek traci głowę i już nic nie umie...
Uczą właśnie tego, by ja zachował. Śmieszne jest to, że każdy panikuje, jak go zaczepi drech, ale on jakos zachowuje spokój i powage. Jasne. Jest taki poglad w kregach tych, co ćwiczą sztuki walki po kilka lat - glowa zapomni, cialo nie.
poza tym te kursy to tylko praktyka na spokojnie i
Ta, na spokojnie - w granicach normy. Byłaś kiedyś na prawdziwym treningu? Fakt, że tam siebie nie zabijają, nie oznacza, że nie okaleczają <złamany nos, czasami ręka - to nic nadzwyczajnego...>.
potem wychodzi taki kursant myśąc,że jest silny...
Jak ktoś szuka zaczepki, to ją na pewno znajdzie. Ale silny, w miarę normalny człowiek, tego raczej nie robi. Dopiero gdy ktoś go zaczepi, to dzięki poczuciu, że jest silnijeszy, dzięki treningowi, jest w stanie zachować zimna krew i jednak jego głowa nie zapomni tych godzin na sali treningowej.
za pierwszym rogiem dostnanie w łeb,bo będzie myślał,że d radę
Lepiej dostać w łeb, sądząc, że jednak da radę, niż wtedy, gdy się im poddało z powodu słabej woli, braku odwagi. Pewność siebie też się liczy.
bardzo proste,ale czy mógłbyś patrzeć spokojnie jak tną ci kumpla?
Ja nie oczeukuję pomocy od innych, niech nikt jej nie oczekuje odemnie.
Ja przyjacielowi, zawsze pomogę, oni zawsze pomogą mnie. A co do kumpla - mogę mu pomoc. Co do obcego człowieka - zastanwialbym się. A gdybym nie miał wyboru i musiał na to patrzeć? Patrzylbym. Nic by mnie to nie obchodziło. Gdyby mnie kroili i ktoś by patrzył? Niech patrzy. Co moze on zrobić, skoro sam nie byłem w stanie sobie poradzić?
Prezykjaźń polega na tym ,żeby sobie pomagać...nie chodzi nawet o rzucanie się samemu na bandę zbirów,ale sam telefon na policję itp. może nieco pomóc
Dobry przyjaciel, wyciagnie cię z pierdla. Najlepszy będzie siedział w nim razem z tobą i powie z uśmiechem na posiniaczonej mordzie - "te, fajnie było, nie?". Jak juz wspomniałem - przyjaciel, a nie dla mnie obcy człowiek. Kumpel, a przyjaciel, to też róźnica. Kumplowi moze pomogę - jeśli istniałby ciut szansy, że i on mi pomoże.
Najgłupsza sytuacja byłaby jakby jeden taki z tłumu się wyrwał i chciał pomóc mając nadzieję,że reszta ruszy za nim i wspólnie rozpykają bandziorów....a reszta nie ruszyłaby tyłków...damn....zresztą nie ma tu co czekać na jednego bohatera,bo skoro kolesi jest np. 3,to już trzy inne osoby miały by szansę
Troska o własna skórę jest silniejsza, niż o obcych ludzi. Tak jest przeważnie, bo i tak wszystko zależy od samego człowieka.
Może nie rycerza,ale osobnika silnego...dobór naturalny. Oczywiste,że dsamica raczej nie wybierze kogoś,kto nie będzie w stanie jej obronić chyba,że sama ma warunki,żeby bronić jego]
Wybierze, jeśli zobaczy w nim coś, czego nie widzą inni. Tu raczej nie chodzi o to, czy jest w stanie obronić, ale o to, czy wogóle będzie próbował.
OK..ale zawsze będzie tak potrzeba spłacenia długu...poza tym jeszcze trzeba wziąć pod uwagę "rozmiar" przysługi. Np. czym spłacisz pożyczkę tysiąca złotych poza pieniędzmi [no i może uratowaniem pryjacielowi życia,ale to się nie liczy ]
Świadomość tego, że może na ciebie liczyć. Życie przyniesie możliwość spłąty długu. Kto wie, czy mój przyjaciel nie znajdzie się kiedyś w identycznej sytuacji, jak ja kiedys.
gorzej,że czasami [często] dziecko nawet nie chce słuchać starszych...uważa,że ich sposób myślenia jest inny,przestarzały...i spróbuj się z takim dogadać,...
Spróbuję. W końcu zawsze można spróbowac. Wszystko zależy od tego, czy argumenty przez nas podane trafią do dziecka. Jeśli mamy je przestarzałe - to spróbujmy poznać jego opinię, następnie zapoznać się z tym, co ogląda w TV, czego słucha, w co gra, co robi. To da nam informacje, skad wziął się u niego dany poglad. Potem, znając już przyczynę, będziemy mogli przygotować skuteczną kontrargumentację.
W tych czasach już każde dziecko wie co robią z człowiekiem papierosy, alkohol itp. . Rodzice praktycznie nie mają już czego tłumaczyć...wpływ środowiska młodzieżowego jest za silny i ciągle przybywa młodych pijaków/palaczy,bo alkohol i papierosy są ogólnie zakazane w społeczeństwie
Dziecko mysli. Czuje. Wie, że to szkodzi. Jeśli jest na tyle słabe, by podporządkować się społeczeństwu, to juz jego wina. Zresztą, skoro ktoś sięga po papierosy, alkohol, to znaczy, ze chce to zrobić. A jeżeli robi to zdajac sobie sprawę z zagrożenia, to jego wybór. Rodzic, który tłumaczył, próbował mu pomóc, nie ponosi przecież za niego winy. Moze tylko za to, że jego dziecko nie posiada silnej woli, bądx sam robi to, czego mu zakazuje <pali, pije itd>.
[nie tylko przez rodziców] dla niepełnoletnich...i nawet jak rodzic nic nie mówi,albo tłumaczy i nie zabranie dalej zostają kuszącym owocem zakazanym
To jak z narkotykami - każdy wie, że szkodzą, ale biorą. Ich sprawa. Ich wybór. W końcu - to rodzicie podaja mu kieliszek, papierosa, narkotyki?
Taaaa...w mojej obronie da mi w mordę...gratulacje...napastnicy sami by stanęli jak w ryci ze ździwienia...
Nie uderze kobiety przy zdrowych zmysląch, w normalnych okolicznościach, nigdy. Ale jesli ma to jej uratować życie, obronić przed gwałtem, wylaczyć ją na chwilę z jej głupich poglądów <jak w tym przypadku, żeby nie było>, to zrobię to. Na co mi ona potrzebna? By ta banda mogła mnie przytrzymywać i kolejno ją posuwać na moich oczach? Ma uciekać - mnie pobija/zabiją, ale ona przeżyje. Sprawiedliwa wymiana. I na zwykły rozum - czy kobieta da radę drechą bardziej od faceta? Chyba, jak ty wolisz, da się zgwalicić, by ten mógł zwiać. Załosne.
chłopak oszczędza im kłopotów sam spuszczając bęcki swojej dziwczynie
Jedno uderzenie - by nie zostawałą z nim razem. W szoku by zaczela uciekać. Po co miałby się on przejmować jeszcze nią? Po co miałby co chwilę patrzeć, czy ktos jej nie bije, nie dotyka? Po co ma dla neigo stanowić ciężar w takiej sytuacji? Takie głupoty, jak zostanie razem z nim, to już przegięcie.
przyjdziesz spytać jak miną dzień...odpowiedz-dobrze i dalej grają w jakąś nawalankę...świetny kontakt z rodziną
Ta, olcja, ze sam był z nim zagrał, podpowiedział, co ma zrobić w grze, nie istnieje? Tylko się zapytanie, jak minąl dzień? To wogóle rozmowa, czy zwykłe uspokojenie sumienia, które mówi nam, że zanidbujemy dziecko?
ja i mój pies
Gratule szczeniąt.
No widzisz...a ja się spotkałam. Pod wpływem alkoholu człowiek staje się zarówno bardziej szczery,spontaniczny i warażliwy na uwagi innych. Przez to zdecydowanie łatwiej o bójkę niż gdy człowiek jest trzeźwy i stara się nie słyseć/lekceważyć głupie komentarze
Gdyby człowiek nie ignorował głupich komentarzy pod swoim adresem, to może ich wcale by nie bylo.
jasne,ale czy mało jest takich ludzi,którzy przez samych siebie wszytsko stracili?
A dużo jest takich, którzy to stracili nie starajac się niczego z tym faktem zrobić?
Przepili, stoczyli się itp
Jeżeli nic nie próbowali z tym zrobić, mieli za słabą wolę, to pretensję mogą mieć tylko i wyłącznie do siebie. Róźnia polega na tym, ze ja nie uogólniam źuli, widząc w nich jedynie ofiary losu <bo inaczej tego nazwać nie mogę>, a ludzi, którzy pomimo starań nie byli w stanie sobie już pomóc. Więc szukajaw zapomnienia w alokoholu.
albo czy mało jest rodzin,które nie pracują [nawet nie starają się znaleźć pracy],a wystawiają swoje dzieci na żebry,żeby inni się litowali...
Jeżli nie staraja się znaleźć pracy, to jest to pożałowania godne. A co wtedy, gdy pomimo ich usilnych starań, nie mogę jej znaleźć? W końcu co innego mieć pieniądze choćby zarobione i w taki sposób i mieć czym nakarmić dzieci, a co innego, gdy się nie ma juz nic.
ja osobiście brzydzę się kobietami,które żebrają na zimnie z malutkimi dziećmi zamiast znaleźć im jakieś ciepłe miejsce [chociaż tak na prawdę wiele z nich ma domy,a dzieci po prostu bardziej "chwytają z serce" przechodniów]
Nie tylko ty się brzydzisz, zapewniam. Ale nie bede wszystkich ludzi potępiał, którzy w taki sposób próbuja zarobić. Za cośto mieszkanie trzeba opłacić, a to, że ludzi naprawdę chwytają male dzieci - to fakt. Mieć te 2 zł więcej w ich przypadku, a nie miec, to cholernie duża róźnica.
Bez przesady..takiego to dziewczyny nie widzą,bo po prostu nie wychodzi na ulicę...zresztą to mi troche tant przy konsoli przypomina
Bez przesady. Wychodzi na ulicę to co, podbiegnie do niego jakaś dziewczyna i wywiązę się z tego jakaś głębsza znajomość? W sumie niech ktos mi wytłumaczy, czemu to zawsze facet stara się o dziewczynę, a nigdy ona, o faceta. Ach, nienawidże stereotypów.
Mo.że i skrywa,ale pierwsze wrażenie odgrywa ogromną rolę
Raczej ogromne nieporozumienie. Zawsze można podpiąć to pod to, że za pierwszy razem zrobi na tobie dobre wrażenie, a za drugim i trzecim i kolejnymi, będzie sie staczał. Liczy się szersze spojrzenie na danego człowieka, całokształt.
jak wyskoczy mi facet, który będzi traktowł mnie jak kretynkę
Bez powodu będzie cię w takowy sposób traktowal? Ot, tak sobie, rekreacyjnie?
co rusz rzucał tekstami typu "maleńka" "bejbi" itp.,to potraktuję go jak worzącego się kretyna i nie będę chciała mieć z nim więcej kontaktu...i może sobie wiersze pisać
Racja, po co mu powiedziec, by tak nie robił. W końcu to trudne. Lepiej dać sobie spokój. Cudnie.
Może chwila załamanie....krótkotrwły impuls....załamanie nerwowe...depresja...gorzej,że trudno na odwyku znowu nie mieć depresji
No właśnie. Jeśli istniał cień szansy, ze na zdrowy rozum moze sobie z tym nie poradzić, to chyba logiczne wydaje się, że w depresji tym bardziej? Istnieje coś takiego jak zdrowy rozsądek, umysł człowieka. Tylko ludzie słabi staraja się na wszystko znaleźć odpowiedź - chwilowy impuls - niż spojrzeć prawdzie w oczy: że przesadzili.
W niektórych kulturach jest odbierana jako odwaga i honorowa śmierć [np. japonia]. Lepiej umrzeć niż wydać swoich na torturach.
Nie wiedziałem, że nagle rozmawiamy o kulturze. Nie wiedziałem, ze mówimy o samobóstwie wynikajacym z trafycji. Ciekawe. I już pomijam fakt, że plama na honorze odbijała się na całej rodzinie w Japoni, a nie tylko na jednym człowieku. A co do tortur, to też nie jestem pewien, czy ktoś w nich uczestniący, nie wybral by szybkiej śmierci.
jak chodzi o podpalenie,to nigdy! Nawet jeśli miałby to być numer kaskaderski...śmiuerć prze spalenie jak dla mnie jest jedną z najstraszniejszych...najbardziej bolesna, a człowiek jest wtedy najbardziej bezbronny...nie licząc samej paniki
Nie bał bym się dac podpalić, wiedząc, że nie przyplacę tego życiem
Życiem. Śmierć przez podpalenie. Genialne.
też bym skakała..tyle tylko,że jakby mni trafił,to wolałabym już umżeć niż być kaleką ebz posady,dla ktrej ryzykowałam i na dodatkek bez możliwości samiodzielnego życia
Trudno się z tym nie zgodzić. O ile nie ma żadnej, absoluitnie żadnej szansy na zapewnienie bytu rodzinie i braku samodzielnego życia.
NIe znasz mnie
Nie napisze, żebym żałował. Nie starczy mi zycia, by poznać siebie samego, a co dopiero drugą osobę.
Ja np. lubię się sprawdzać...też kocham słodycze,ale czasami specjalnie robię sobie tydzień bez słodkości,żeby sprawdzić czy wyytrzymam...
Podobno alkoholik na zawsze zostanie alkoholikiem. Po prostu będzie niepijącym alkoholikiem przez te parę dni.
to ja sobie to postanowiłam [po tym jak tta dał mi spróbować papierosa jak byłam mała..."tylko dobrze się zaciągniej...wiesz-tak wciągnij dymek do płuc"...hooolly shit...więcej tgo nie tknę!
Niektórzy ludzie uczą się na swoich błędach, inni na błędach innych ludzi.
ciekwe po jakim czasie stałbyś się jak zwierzątko...poza tym pamiętaj,że pustaelnia oznacza odcięcie się od wynalazków ludzkości,więc od razu pocałuj swoją konsolę w padzika na pożegnanie
Ciekawe, czy mial on na myśłi pustelęnie - bez ludzi - czy takową, o jakiej piszesz.
Poza tym to zasłanianie to często instynkt...np. jak coś w twoim kierunku leci [weźmy np. poduszkę] zawsze starasz się to złapać
Nie zawsze. Starasz się przeważnie <zaznaczam: przeważnie> zlapać jedynie to, co może ci wyrządzić krzywdę, bądź to, co chcesz. Albo tego unikasz. A poduszki trochę ciężko unikać, albo jej nie złapać: no chyba, że akurat jej nie chcemy złapać.
za to one mają lepiej rozwinięty instynkt i część zmysłów,więc nie bądź taki mądry
Za to człowiek moze swoje rozwinać, majac je jeszcze lepsze od zwierząt, które takowej zdolności nie posiadają. Wiec nie bądź taka głupia <żart>.
poza tym trudno stwierdzić,czy zwierzęta mniej czują
Mniej, znaczy się co? Ból? Jasne.
Dzięki temu wadliwe geny nie przenoszą się dalej...co by było gdby dałny zaczęły się nagle maowo rozmnażać?! Potem dałn stałby się coraz powszechniejszy,więc i naturalniejszy i w końcu byłby normalny...ludzie normalni krzyżowaliby się z dałnami i całe społeczeństwo by się zdałniło [perfect world]
Bardzo podoba mi się ten przykład. Chyba bardziej, niż cała polemika. W koncu to większośc stanowila zawsze "normalną" część społeczeństwa.
Taaaa...o ksiądz nam na religii wciskł,że używnie środków antykoncepcyjnych jest już grzechem
Ja chyba raz w życiu rozmawialem z napradę cholernie inteligentnym księdzem, który opórcz głupiego gadania, potrafił to gadanie poprzeć świetnymi wprost argumentami. Ale dość juz tych sentymentalnych wspomnień. Co innego znaczy nie dopuszczać do powstania dziecka, a co innego je zabijać w ciąży.
nawet jeśli ta istota czuje, to nie dałabym jej sobie zniszczyć życia...oczywiście później bym jej nie zabiła,ale też wątpię żebym ją zatrzymała...wiem...mój instynkt macierzyński sucks..przynajmniej na razie
Ja się zaczynam zastanawiać, co powiesz na dziecko zdrowe, które wymaga ciągłej opieki przez około rok. W końcu to aż, albo tylko 1 rok z życia wzięty. Dobrze, że te chociaż oddasz do adopcji, zostawisz je przy życiu - bo chyba lepiej mu bedzie gdy będzie pozbawione miłości i opieki rodziców, aniżeli, by rodzice sami mu jej nie okazywali.
Wszystko tylko nie to! Do dziecka też trzeba mieć mocną rękę,żeby taki mały potworek nie wyrósł...
czasami uderzyć trzeba, czasami nie...
Mocna ręka, znaczy się co? Bicie za każde, najdrobniejsze przewienienie?
jeśli za dużo dzieciak może,to jeśli jest bystry,to wykorzysta to potem. Np. dziecko mojj kuzynki doskonale wiedziało z kim może zaczynać-zostawało tylko ze mną-siedziało cichutko...przycodziła kuzynaka-rozdzierało się,żeby je wzięła na ręce itp....
Ciekawi mnie, który by bystry człowiek nie wykorzystał nadającej się okazji. Fajny przykłąd - dziecko musi szantażować rodziców placzem, by te je wzieli na ręce, bądź poświęcali mu w ten sposób nieco więcej uwagi.
A tak na serio,to zawsze jest nadzieja jeśli np. mamy ładną córkę,to może wódz nieprzyjacielskich wojsk zakocha się w niej/po prostu stwierdzi,że jest niezła i ożeni/weźmie na nałożnicę [zależy czy bajka/cy realnie]...i modlimy się żeby nie był gejem
Prędzej ja zgwałci. Tak na serio.
to mi trochę przypomina skini vs. punki itp....też nie żadko się zabijają...z tym,że zwierze stara się zapewnić przeciwnikowi szybą śmierć [chociażby po to ,żeby się nm jak najszybciej posilić]
Zwierzeta walczą o pozcyję w stadzie i zabijaja swego przeciwnika szybko, by się nim posilić. Fajnie to brzmi.
i nie tortururują....jeden plus,to to,że skin raczej punka będzie brzydził się zjeść.
W wirze walki, ktoś specjalnei zacznie cię torturować, bo nie ma niczego lepszego do roboty, a walczący naokoło niego ludzie, nic dla niego nie znaczą.
obstawiałabym raczej,że stoimy w miejscu...
To ja się zdrzemnę.
pokoleń jest porąbana,ale po nimi przychodzą następne i następne-część [ogólnie] lepsza,część gorsza...poza tym trzeba brać pod uwagę poszczególne jednostki i problemy,które dawniej nie były znane [np. dopiero ostatnio tak strasznie pedofilię nagłośnili,a kiedyś to była norma-n. Dante i Betrice,Petrarka i Laura...]
O ile się nie mylę, to Dante kochał Beatrice, a nie ją rozdziewiczał gwałcąc.
haha! Nawet jakby któryś drech się n coś takiego zgodził,to i tak zaraz po tym jakby się go sprało,to miabyś n plecach pozostałą dwudziestkę
Zaryzykuję. Sam fakt, że choć trochę okaleczę to "coś", mi będzie wystarczał.
Gorzej jakbyś ty walcył i szybko cię zabili [alb zrobili kadłubka i potem zaczęli torturować],a twoja rodzina została by zgwałcona, poćgana i spalona jeszcze żywcem
Jak nie miałbym żadnych szans <a sądząc z tego, co napisałaś, to bym ich rzeczywiście nie mial>, sam bym ich zabił.
Ludzie na szczęści nadają na podobnych falach i tak na prawdę można się porozumieć z mieszkańcem każdego/prawie każdego kraju...np. za pomocą obrazków, czy nawet samych gestów.
Ta. I jasne. Niektóre gesty są uważane za obraźliwe w innych krajach, nie wiem, czy wiesz. Tak samo niektóre obrazki - bo nigdy nie wiadomo, czy będą to symbole dla nich święte.
Zależy jeszce jak się zabija. Czy masz strzelić komuś w łeb z bliska i widzieć jak mu mózg wypływa,czy zrzucić sobie npalm z samolotu...nie widzisz twarzy ofiar,nie wiesz ile ich zginęło i mniej cię oni obchodzą...
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeden trup, to tragedia, 100, to statystyka. Przykład ciekawy, nie przecze.
Tantolaluś:
Nie chciało mi się specjalnie odpowiadać, ale jako zobaczyłem, że Hisoka napisała posta na ponad 20k znaków, to stwierdzam, że coś z tym, trzeba zrobić...
Po co ja tracę swój cenny czas, odpisujac w tym temacie, polemizując, skoro i tak czekasz tylko na to, aż twoja dziewczyna udzieli odpowiedzi? To miłe, naprawdę.
Myślę, że tak daleko bym się nie posunął, ale jestem pewien, że byłbym w tej sytuacji bardzo stanowczy
Jasne, że nie. W końcu niech patrzy, może wygrasz.
człowiek momentami żałuje, że takich dziewczyn nie ma więcej.... może by wtedy dresiarze wyginęli z braku potomstwa...
Dobrze, że tylko momentami. Człowiek w dniu narodzin wie, że zostanie dresem. Zajebiste.
pewnie byłoby to strasznie nudne, ale są chwile, kiedy tęsknie do czegoś takiego...
Chyba tesknisz za samotnością, chwilami spokoju.
Insyknty są ustawione na to, żeby bronić własne życie.
Instynkt macierzyński? Powiedzmy, ze pewne rodzaje instynktu.
ty wes sie uspokuj poł minuty przewijałem tego posta :F
-
Witam witam, sorki że się wcinam dyskusje, ale Samuel Becket mi tutaj podsyła jakieś linki i grozi, że nie będzie obiadu.
wiesz...chyba wolałabym być zgwałcona niż żyć ze swiadomością, że jakieś drechy zatłukłytanta na śmierć przez mnie [bo by ich zatrzymywał]
No, to jest mocne zdanie i chyba lepiej nawet o tym nie myśleć. Przeraża mnie sama treść tego artykułu, jednak ja chyba nie wytrzymałbym takiego widoku, gdy moja jedyna zostaje bezczelnie ... Chyba jednak wolałbym tam umrzeć niż na coś takiegopozwolić. A tanio skóry bym nie sprzedał.
Zresztą, też zalezy od stosunku meżczyzny do swojej kobiety.
W ogóle, najlepiej nie poruszać tego tematu, żyjemy w chorym kraju i zapomnijmy choć na chwilę o tej żałosnej polskiej rzeczywistości.
Dobry przyjaciel, wyciagnie cię z pierdla. Najlepszy będzie siedział w nim razem z tobą i powie z uśmiechem na posiniaczonej mordzie - "te, fajnie było, nie?". Jak juz wspomniałem - przyjaciel, a nie dla mnie obcy człowiek. Kumpel, a przyjaciel, to też róźnica. Kumplowi moze pomogę - jeśli istniałby ciut szansy, że i on mi pomoże.
Przyjaciel, to przede wszystkim zrobi wszystko, abyś tam nie trafił. A kumpel- to kumpel, raz jest raz go nie ma. Niektórzy mówią, że prawdziwych przyjaciół nie ma.. Kto tam wie?
Wybierze, jeśli zobaczy w nim coś, czego nie widzą inni. Tu raczej nie chodzi o to, czy jest w stanie obronić, ale o to, czy wogóle będzie próbował.
O boże, stary, odpuść sobie tę romanatyczność, z doświadczenia powiem ci, że niestety u większości, jak wyżej zwanych, samic, to nie ma znaczenia. Podobnie jest u nas z doborem "samic". Nie wybieramy tej co ma bogate wnętrze, nie oszukujmy się.
Może nie rycerza,ale osobnika silnego...dobór naturalny. Oczywiste,że dsamica raczej nie wybierze kogoś,kto nie będzie w stanie jej obronić chyba,że sama ma warunki,żeby bronić jego]
Gdzie wy żyjecie? Aha, zeby opowiedzieć na wasze riposty- nie jestem grubym zapyziałym nerdem.
Dziecko mysli. Czuje. Wie, że to szkodzi. Jeśli jest na tyle słabe, by podporządkować się społeczeństwu, to juz jego wina. Zresztą, skoro ktoś sięga po papierosy, alkohol, to znaczy, ze chce to zrobić. A jeżeli robi to zdajac sobie sprawę z zagrożenia, to jego wybór. Rodzic, który tłumaczył, próbował mu pomóc, nie ponosi przecież za niego winy. Moze tylko za to, że jego dziecko nie posiada silnej woli, bądx sam robi to, czego mu zakazuje <pali, pije itd>.
Kwestia wyłącznie silnej woli. Na papierosach, nawet gdyby widniały jedno napisy w stylu "śmierć" oraz wizerunki czaszek, to i tak ludzie by to palili. Tacy juz jesteśmy.
To jak z narkotykami - każdy wie, że szkodzą, ale biorą. Ich sprawa. Ich wybór. W końcu - to rodzicie podaja mu kieliszek, papierosa, narkotyki?
Ech, ty chyba nie masz doświadczenia w tej sferze. Narkotyków nie powinno się szufladkować w tej samej kategorii co fajki i wóda. Fajki się pali, przeważnie, bo reszta pali. Marychę podobnie, inna sprawa z resztą prochów, bo z tamtym nikt się nie już nie obnosi.
Bez przesady. Wychodzi na ulicę to co, podbiegnie do niego jakaś dziewczyna i wywiązę się z tego jakaś głębsza znajomość? W sumie niech ktos mi wytłumaczy, czemu to zawsze facet stara się o dziewczynę, a nigdy ona, o faceta. Ach, nienawidże stereotypów.
Rożnie to bywa... Dostrzegasz świat z perspektywy faceta i nie znasz go z tej drugiej strony.
Mo.że i skrywa,ale pierwsze wrażenie odgrywa ogromną rolę
Niestety, tak samo z wyglądem. Właściwie, to są one decydujące jako zalążek, założmy, przyszłego związku. I niestety, najtrudniej wychodza przeważnie i mamy tam akurat najmniej do powiedzenia. Ironia, ale takie juz zycie.
Nie napisze, żebym żałował. Nie starczy mi zycia, by poznać siebie samego, a co dopiero drugą osobę.
Jedyne co mogę powiedzieć, a właściwie jedyne czym mogę się posłuzyć w tej sytuacji to..
%-)
to ja sobie to postanowiłam [po tym jak tta dał mi spróbować papierosa jak byłam mała..."tylko dobrze się zaciągniej...wiesz-tak wciągnij dymek do płuc"...hooolly shit...więcej tgo nie tknę!
Hehehehe.. Polecam cygara.. Starczają na dłuższy czas i przyjemnośc jest ciekawsza. Aha, na początku się nimi nie zaciągaj, bo ja zaciągająć się moim pierwszym cygarem o mało się nie udusiłem ;)
Dante i Betrice
Pedofilia przy miłości czysto platonicznej. Choć w niektórych krajach dwunastolatka to juz dojrzała kobieta, jednak miłosć to zupełnie nie jest pedofilia, choć jednym z idących z tym słowem w jednym szeregu przymiotów jest także seks, to jednak miłość bez tego aktu jest jak najbardziej możliwa. Zwłaszcza w przypadku Dantego, który kochał się w owej niewiaście, a ta odrzuciła jego .. zaloty.
Jeden trup, to tragedia, 100, to statystyka.
Ach tak, nie ma to jak Dżugaszwili i jego mądrości.
-
Fuck pół dnia czytałem te wasze posty... A ja myślałem że mi sie nudzi....
O boże, stary, odpuść sobie tę romanatyczność, z doświadczenia powiem ci, że niestety u większości, jak wyżej zwanych, samic, to nie ma znaczenia. Podobnie jest u nas z doborem "samic". Nie wybieramy tej co ma bogate wnętrze, nie oszukujmy się.
Czy ja wiem.... Co mi po piekielnie ładnej dziewczynie jeżeli bedzie grała mi na nerwach... ??
wiesz...chyba wolałabym być zgwałcona niż żyć ze swiadomością, że jakieś drechy zatłukłytanta na śmierć przez mnie [bo by ich zatrzymywał]
Ja jestem tego samego zdania co Tant w tej kwesti... Gdyby moją dziewczyne zgwałcili by na moich oczach a ja bym jej nie mógł pomóc to samobujstwo jak nic... Niemógłbym żyć ze świadomością że zgwałcili moją dziewczyne a ja uciekłem czy coś w tym stylu... A jakby mnie zatukli na śmierć ?? Hmmm napewno nei była by tak jak ty to mówisz wina dziewczyny.... Hehe może to troszku dziwne ale ja marze o takiej śmierci którą uratuje komuś życie.... Jak mam umierać to chciałbym to zrobić poświęcając sie.... niewiem moze egoista jestem....:P
Przyjaciel, to przede wszystkim zrobi wszystko, abyś tam nie trafił. A kumpel- to kumpel, raz jest raz go nie ma. Niektórzy mówią, że prawdziwych przyjaciół nie ma.. Kto tam wie?
Nom z takim prawdziwym przyjacielem to ciężko.... Jak to było... "Prawdziwych przyjaciół poznaje sie w biedzie"?? Nom coś w tym stylu i kurde jest to tani morał z bajeczek ale dobry jest... Choć może bliżej prawdy byłoby "Prawdziwych przyjaciół sprawdza sie w biedzie" ??
Ech, ty chyba nie masz doświadczenia w tej sferze. Narkotyków nie powinno się szufladkować w tej samej kategorii co fajki i wóda. Fajki się pali, przeważnie, bo reszta pali. Marychę podobnie, inna sprawa z resztą prochów, bo z tamtym nikt się nie już nie obnosi.
Moja matka jest kuratorem i ma często w dozoże ćpunów... Któregoś razu pyta sie jednego:
- ale dlaczego pan bierze prochy ??
- a była pani kiedyś w kosmosie ??
- Niee
- no widzi pani... a ja byłem!
Ale ta historyjka tak na marginesie:P A co do tego że nie ma co szufladkować fajek i alkocholu z narkotykami to jak dla mnie to oczywiste..... choć jeszcze alkochol i narkotyki można wsadzić na siłe do jednego worka... Nom ale nie ma co tu gadać że rodzice nam dają fajki, alkochol i narkotyki bo takie sytuacje to już extreme.....
Bez przesady. Wychodzi na ulicę to co, podbiegnie do niego jakaś dziewczyna i wywiązę się z tego jakaś głębsza znajomość? W sumie niech ktos mi wytłumaczy, czemu to zawsze facet stara się o dziewczynę, a nigdy ona, o faceta. Ach, nienawidże stereotypów.
Spytałem sie kiedyś o to... I tego co ona mi powiedziała to do konca faktycznie tak nie jest... Dziewczyny stroją sie i inne pierdoły poto żeby facet je dostrzegł. Robią wszystko by ten ich wymarzony chłopak podszeł do niej i zagdał... Coś w tym stylu...
-
Chief Roberts:
Witam witam, sorki że się wcinam dyskusje, ale Samuel Becket mi tutaj podsyła jakieś linki i grozi, że nie będzie obiadu.
Żeby ci czasem kolacji nie odmówił.
Przyjaciel, to przede wszystkim zrobi wszystko, abyś tam nie trafił. A kumpel- to kumpel, raz jest raz go nie ma. Niektórzy mówią, że prawdziwych przyjaciół nie ma.. Kto tam wie?
Ciekawe, co przyjaciel zrobi, gdy nagle jest bójka w barze, bo o taka "życiową" sytuację mi chodziło, wiesz? Ta, już widzę, jak klęka przed tymi gnojkami i błaga o przebaczenie, gdy ja tłuczę się z dwoma. Już wolę ludzi oceniać po swoim przykładzie, bo twój jest taki na wyrost.
O boże, stary, odpuść sobie tę romanatyczność, z doświadczenia powiem ci, że niestety u większości, jak wyżej zwanych, samic, to nie ma znaczenia. Podobnie jest u nas z doborem "samic". Nie wybieramy tej co ma bogate wnętrze, nie oszukujmy się.
Bla bla bla... Nie chce mi się pisać o tych pierdołach znowu. Skrócę to: jestem przystojny i inteligentny i takowej partnerki będę szukał, lub na nią czekał. Proste. Nie będę chodził w łachmanach, czytując poezję i inne takie bzdety. Nie będę szukał dziewczyny ubranej jak ostatnie nieszczęście, która słucha muzyki klasycznej po nocach. Ja prezentuję się najlepiej jak tylko mogę i tego samego oczekuję od swej wybranki. Innymi słowy: staram się być jak najlepszy i tego samego oczekuję od niej <"każda zmora znajdzie swego amatora..." jestem profesjonalistą>.
Gdzie wy żyjecie? Aha, zeby opowiedzieć na wasze riposty- nie jestem grubym zapyziałym nerdem.
Tylko kurduplowatym szczylem? Aha.
Kwestia wyłącznie silnej woli. Na papierosach, nawet gdyby widniały jedno napisy w stylu "śmierć" oraz wizerunki czaszek, to i tak ludzie by to palili. Tacy juz jesteśmy.
Śmierć jest pociagajaca. To fakt. Nawet głupi nóż, kórym smarujemy chleb, użyty niewłaściwie, zaprasza ją do nas. Ta twoja czaszeczka to tylko znak ostrzegawczy, a jak ktoś jest głupi lub to lubi - śmiało. O jednego człowieka mniej.
Ech, ty chyba nie masz doświadczenia w tej sferze. Narkotyków nie powinno się szufladkować w tej samej kategorii co fajki i wóda. Fajki się pali, przeważnie, bo reszta pali. Marychę podobnie, inna sprawa z resztą prochów, bo z tamtym nikt się nie już nie obnosi.
Jedyna róźnica - narkotyki są silniej uzależniające. Chcesz się wkręcić do spoko ludu, to ćpaj. Śmiało. Uciec od problemów? Śmiało. Zapomnieć? Śmiało. Każdy ma rozum i to jego sprawa, czy zrobi z siebie gówno, czy kwiat.
Rożnie to bywa... Dostrzegasz świat z perspektywy faceta i nie znasz go z tej drugiej strony.
A ty co, homoseksualista? Chce dziewczyna zagadać, niech zagada, skoro jej się chłopak podoba. Proste.
Jedyne co mogę powiedzieć, a właściwie jedyne czym mogę się posłuzyć w tej sytuacji to..
%-)
Po co marnować czas na przelotne znajomości? Są warte tyle, co zeszłoroczny śnieg.
little:
Czy ja wiem.... Co mi po piekielnie ładnej dziewczynie jeżeli bedzie grała mi na nerwach... ??
Wtedy włożysz jej coś do ust i od razu poczujesz róźnicę pomiędzy nią, a jakąmś brzydotą. Jak człowiek jest młody, to wygląd najważniejszy. Z wiekiem przychodzi wygląd wewnętrzny. Proste.
Nom z takim prawdziwym przyjacielem to ciężko.... Jak to było... "Prawdziwych przyjaciół poznaje sie w biedzie"?? Nom coś w tym stylu i kurde jest to tani morał z bajeczek ale dobry jest... Choć może bliżej prawdy byłoby "Prawdziwych przyjaciół sprawdza sie w biedzie" ??
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie... Biednych przyjaciół.
A co do tego że nie ma co szufladkować fajek i alkocholu z narkotykami to jak dla mnie to oczywiste..... choć jeszcze alkochol i narkotyki można wsadzić na siłe do jednego worka... Nom ale nie ma co tu gadać że rodzice nam dają fajki, alkochol i narkotyki bo takie sytuacje to już extreme.....
Nazywaj to jak chcesz, ale śmierdzi tak samo. Tyle, że fajki i voda nie zabijają i nie partolą ci życie tak szybko, jak narkotyki.
Spytałem sie kiedyś o to... I tego co ona mi powiedziała to do konca faktycznie tak nie jest... Dziewczyny stroją sie i inne pierdoły poto żeby facet je dostrzegł. Robią wszystko by ten ich wymarzony chłopak podszeł do niej i zagdał... Coś w tym stylu...
Te, stary, po co mi dbać o wygląd? Wystarczy że zagadam do następnej Miss Universum ubrany w szmaty. W końcu ubiera się dla mnie, nie? ... Człowieku, to moze facet zacznie się stroić w nadziei, że jakaś dziewczyna do niego zagada? Ciekawe, czy się doczeka. Od zawsze było na tym świecie, że to facet stara się o dziewczynę, a nie ona o niego. Stereotyp.
-
Wtedy włożysz jej coś do ust i od razu poczujesz róźnicę pomiędzy nią, a jakąmś brzydotą. Jak człowiek jest młody, to wygląd najważniejszy. Z wiekiem przychodzi wygląd wewnętrzny. Proste.
No właściwie to też racja.... Ale jak mam mieć super ładną dziewczyne na którą patrze i mnie szlag trafia to dziękuje. Ale napewno niebede chodził z megapasztetem z którym mi sie będzie fajnie gadać.... Z tym jest tak jak mówiłeś... Ja próbuje sie prezentować jak najlepiej i takiej partnerki oczekuje...w skrócie to było:P...
Nazywaj to jak chcesz, ale śmierdzi tak samo. Tyle, że fajki i voda nie zabijają i nie partolą ci życie tak szybko, jak narkotyki.
Czy ja wiem.... fajki właściwie wogule nie partolą nam życia.... no włąściwie partolą ale taki palacz tego nie odczuwa tak bardzo jak alkocholik....
Te, stary, po co mi dbać o wygląd? Wystarczy że zagadam do następnej Miss Universum ubrany w szmaty. W końcu ubiera się dla mnie, nie? ... Człowieku, to moze facet zacznie się stroić w nadziei, że jakaś dziewczyna do niego zagada? Ciekawe, czy się doczeka. Od zawsze było na tym świecie, że to facet stara się o dziewczynę, a nie ona o niego. Stereotyp.
Pewnie masz racje...., ja tylko powiedziałem to co ona odpowiedziała :P
Po co marnować czas na przelotne znajomości? Są warte tyle, co zeszłoroczny śnieg.
No wiesz niby są tyle warte ae marnować na nie czasy jak dla mnie warto :P POzatym jakie marnowanie? napewno mniej ci sie nudzi, przyjmijmy że milo spędzisz czas a po tym wszystkim masz zgłowy i nie musisz sie martwić bo i tak już pewnie takiej osoby nigdy nie spotkasz....
Na papierosach, nawet gdyby widniały jedno napisy w stylu "śmierć" oraz wizerunki czaszek, to i tak ludzie by to palili. Tacy juz jesteśmy.
A co nie pisze? Wszecież co chwile widze napisy na fajurach "Palenie zabija" itp.....
-
little
Czy ja wiem.... fajki właściwie wogule nie partolą nam życia.... no włąściwie partolą ale taki palacz tego nie odczuwa tak bardzo jak alkocholik
....
Dobra, poczekamy, aż palacz zachoruje na raka.
No wiesz niby są tyle warte ae marnować na nie czasy jak dla mnie warto POzatym jakie marnowanie? napewno mniej ci sie nudzi, przyjmijmy że milo spędzisz czas a po tym wszystkim masz zgłowy i nie musisz sie martwić bo i tak już pewnie takiej osoby nigdy nie spotkasz....
Zależy jeszcze, jak bardzo się dana strona zaangażuje w dany związek, który nagle maja zamiar zakończyć. Po za tym, dla mnie to z deka chore - "kochają" siebie przez pół roku, a potem się rozstają. Coś tu jest nie tak. I takiej nie spotkam - zależy, gdzie bym szukał.
-
Zależy jeszcze, jak bardzo się dana strona zaangażuje w dany związek, który nagle maja zamiar zakończyć. Po za tym, dla mnie to z deka chore - "kochają" siebie przez pół roku, a potem się rozstają. Coś tu jest nie tak. I takiej nie spotkam - zależy, gdzie bym szukał.
A widzisz to ja cie źle zrozumiałem. Myślałem e miałeś na myśli coś w stylu miesiąc na wakacjach a potem każdy w swoją strone... bez żadnych zobowiązań i spycjalnego zaangażowania.... Tak jak ty mówisz to faktycznie zdeczka dziwne...
Dobra, poczekamy, aż palacz zachoruje na raka.
No o tym nie pomyślałem.... Ale i tak ma chyba lepiej palacz z rakiem niż alkocholik.... Niewiem nie znam sie ile gdzieś zostanie takiemu z rakiem lat życia <CO?>??
-
Może nie rycerza,ale osobnika silnego...dobór naturalny. Oczywiste,że dsamica raczej nie wybierze kogoś,kto nie będzie w stanie jej obronić
Potraktuję to jako komplement
no właśnie latego będę cię bronić
Myślę, że tak daleko bym się nie posunął, ale jestem pewien, że byłbym w tej sytuacji bardzo stanowczy...
Na taką porządną łótnię pewnieteż by opadniętymi koparami zareagowali...czyli też nieźle. To mamy już strategię ;)
No cóż.... śmierć od płomieni jest na trzecim miejscu "najmniej fajnych rodzajów zgonów"... na pierwszym miejscu ciągle pozostaje śmierć w próżni, a na drugim śmierć głodowa/z pragnienia...
U mnie w płomieniach jest chyba na pierwszym miejscu. Śmierć w próżni chybajest natychmiastowa [jeśli nie to lepiej mnie ostrzeżcie,żebym wiedziała co wybierać :shifty: ],a śmierć z głodu to tak8ie powolne słabnięcie i zmienianie się w zombiaka,któremu w pewnej chwili już wszystko obojętne. Natomias śmierć w płomieniach musi być cholernie bolesna...ale jak już bym się tak pożądnie zajęła ogniem to wolałabym,żeby mnie już nikt nie gasił...przypomina mi się to coś co chyba grzybson mi sysłał [o dziewsczynie ,która w wyniku wypadku samochodowego kilka minut płonęła]
ale czasami naprawde zastanawiam się jakby się żyło gdzieś w górach, poświęcając się konteplacji wszystkie wewnątrz i na zewnątrz... pewnie byłoby to strasznie nudne, ale są chwile, kiedy tęsknie do czegoś takiego...
Jak się porządnie wkurze ,to też czasami mam ocotę na coś takiego...ale ta ochota jakoś szybko przechodzi na wspomnienie dni,gdy nie jestem odcięta od cywilizaji,a i tak straszliwie mi się nudzi...poza tym zaraz przychodzi na myśl działka...niby są jacyś ludzie i można cośtam robić,ale i tak zdycham z nudów
Ponoć człowiek może wstrzymać oddech na parę chwil.
ALe bez doświadczenia i wprawy,to nie zajmie paru chwil...stawiałabym tak na pół godziny,a aż takich pojemnych pułc nie mam
Na szacunek trzeba sobie zapracować/zasłużyć. Ciekawi mnie, jaka to praca, gdzie już na starcie cieszyłabyś się szacunkiem swoich współpracowników
wiedz-szamowanie siebie na wzajem w porządnej pracy jest rzeczą normalną...
I tym się czlowiek róźni od zwierzęcia - dostosowuje się do otaczającego go środowiska. Idąc twoim przykładem: zabierz na wychowanie na przyklad tygrysa. Ciekawi mnei, czy nauczysz go pisać, mówić, myć się, ewentualnie, czy zostanie wegetarianiem.
Ale to jest już poza jego możliwościami biologicznymi i ..umysłowymi [sama nie wiem czy to dobre określenie]. A zwierzęta przystosowują się do środowiska-na tym polega ewolucja
Ciekawi mnie, ilu z was mogło by przypatrywać się, jak odrąbuje się siekierą głowę np: królika
widziała jak zabijano koguta na zupę..odrąbano mu głowę,a on zerwał się z pieńka i przez jakies5 minut dalej latał po podwórku...mało śmiesznie było jak zaczą biec na mnie i tuż przedemną upadł i zaczął ostaecznie konać
ale z czasem stanie się to tak samo naturalne, jak zaprzeczenie sobie herbaty.
to zależy czy od tego zależałoby moje przeżycie. Na pewno nie zabijałabym tego królika,nie obdzierała ze skóry i nie patroszyła "bo mi się tak podoba",ale jeśli np. nie jadłabym pre trzy dni,a byłaby na jakimś totalnym odludziu [i cholera wie jak tam trafiłam],to na pewno szukałabym czegokolwiek do zjedzenia...w końcu zjedzenie miluśkiego zwierzątka,czy surowej ryby może uratować mi życie,lub przynajmniej przedłużyć je [teraz to brzmi jak przedłużyć powolne umieranie,gdy jestem skazana na pewną śmierć..]
To jak żołniesz, szkolony po to, by zabijał - jeśli trening będzie skuteczny na tyle, by wyprać z niego emocje, by mógł stworzyć sobie barierę oddzielającą świadomośc tego, czego się dopuścił.
To ma też troche z walki o przetrwanie-zabiję,to przeżyje...jśli nie,to oni zabiją mnie pierwsi. Poza tym brak wyrzutów sumienia rzeczywiście może być kwestią treningu...początkowo taki rekrut może nie rozumieć co robi, nawet uważać,że robi dobrze [tym bardziej jeśli jest za to chwalony itp]. Ale kiedyś przyjdzie czas,że ktoś mu to wytknie. Może rodzin, która siedziała w domu niezadowolona z tego,że dane państwo prowadzi kolejną niepotrzebną kampanię wojskową dla własnych interesów...a może rodzina osoby, którą zamordował. Tak czy inaczej wtedy-gdy nie będzie już nad nim dowódcy,który by go chwalił,zda sobie sprawe ile osób skrzywdził.
Tak samo jest w przypadku rzeźnika - kwestia przyzwyczajenia, trening w zabijaniu zwierząt. Po prostu to robi.
To jest rola społeczna. Może tn rzeźnik ma całą rodzinę na utrzymaniu i musi wykonywać "brudną robotę",żeby zapewnić im jakiś byt? POza tym gdyby takich rzeźników nie było,to byś chodził na pole sobie marchewkę i ziemniaki na obiad wykopywać..albo sam musiałbyś wykonać tą "odczłowieczającą i brutalną robotę" żeby nie paść z głodu.
Tak samo lekarz <dopuszczający się aborcji>. Po prostu to robi - na życzenie "matki".
Na to nie ma już żadnego wytłumaczenia...ci ludzie próbują zwalić na siebie winę nawzajemn. Matka myśli,że to lekarz przeprowadzi zabieg,więc on dopuszcza si.ę morderstwa,a lekarz próbuje obie wmówić,że to matka tego chce,a on jest tylko narzędziem w jej rękach. Prawda jest taka,że oboj będą to sobie wypominać i będą ich dręczyć wyrzuty sumienia.
A poważnie: należy mu wyłumaczyć jego chorobę. Na czym ona polega, jak to się stało. Taka poważna, pierwsza, rozmowa moze zostać przeprowadzona na wiele sposobów i wiele czynników ma wpływ na to, co mu powiemy.
OK-i matlka wytłumaczy dziecku,że jest inny od wszystkich pozostałych dzieci, iże zawsze tak będzie..że nie ma już szansy na to żeby normalnie hfunkcjonować itp...na pewno strasznie go pociesze
Lepiej niech dowie, co mu dolega od własnych rodziców, niż żeby został brutalnie oświeconym przez swych rówieśników, bądź obcych mu ludzi
gorzej jeśli wtedy zrozumie,że jest ciężarem...że jest chory i nie normalny. Ja bym chyba w takim przypadku sepukuu popełniła..ale widocznie jestm jakaś dziwna [damn...zapomiałam,że mam dałna <ide szukać barietki>]
Będzie. Takie dziecko dobrze wie, ze nie może liczyć na pomoc innych i dobrze wie, że będzie samotne. To da mu znacznie więcej motywacji, chęci do tego, by udowodnić, że jednak jest coś wart od tych zdrowych. Swoja drogą, wiele osób zdrowych na umyśle i ciele, nie jest zdolne do samodzielnego życia i boi się samotności jeszcze bardziej od chorego dziecka. Co nie znaczy, ze każde - tak jak i w tym przypadku.
to już zależy od człowieka...są nawet zdrowi,którzy nic nie potrafią i nic w życiu nie osiągają. Poa tyn rodzaj schorzenia też się liczy.
Albo własnej matki. Równie dobrze możemy w ten sposób zabijać zdrowe dzieci. W końcu kiedyś dorosną i też poznaja ten okrutny świat. Że o innych ludziach nie wspomne.
Mimo wszystko tym zdrowym dzieciom będzie w życiu łatwiej i w pewnej chwili się usamodzielnią [przynajmniej w większości przypadków się usamodzielniają]...a okrutny świat dla niektórych bywa całkiem przyjemnym środowiskiem...szczególnie dla tych,którzy średnią okrutności zawyżają.
Swoją drogą, śmieszy mnie jeden fakt - samobójstwa ludzi zdrowych, a wprost marginalne zjawisko w przypadku ludzi chorych. Najwidoczniej chęć, wola życia, objawia się w ludziach, ktorzy mogą je w każdej chwili stracić.
Człowiek nie docenia tego co ma...poza tym tamci ludzie wieedzą,że będą żyli krócej i chcą sobie egzystencje jak najbardzieh przedłużyć.
Swoja drogą - wiele kobiet robi karierę, majac jednak dzieci, czasami nawet te "inne". Najwidoczniej można sobie z tym wszystkim poradzić
tak,tak...tyle,że większość tych kobiet,to takie,których mężowiesą bezrobotni i siedzą na tyłkach w domach i czekają aż żona przyniesie coś do żarcia i w tym czasie opiekują się dziećmi [co zapewnia również im pretrwanie],albo takie których mąż odszedł/umarł itp....wtedy kobieta chcąc,nie chcąc zmuszona jest robić krierę. Przez to często zaniedbuje dziecko,lub oddaje je pod opiekę jakimś nianiom itp. I tu znowu jest źle. W końcu dieko karierowiczki może przestać uważać matkę za matkę,bo bliższa mu będzie opiekunka [z którą spędza większość czasu],albo opiekunka oleje dziecko [co się zdaża jeszcze częściej i będzie np. godzinami wisiała na linii telefonicznej.
W końcu im szybciej zginiesz, już po odchowaniu dzieci, tym szybciej przestaniesz być dla nich ciężarem, wiec w czym problem?
Będę twierdził, ze opieka nad chorymi rodzicami, pomoc im wtedy, gdy tego będą potrzebowac, to w pewien sposob mój obowiązek, pewien rodzaj na spłątę długu, dzięki któremu mialem co jeść, w co się ubrać i bylem w stanie zaspokoić swoje zachcianki.
codzi bardziej o to,że ludzie często na starość dziwaczeją. Wydaje im się ,żę np. są opuszczeni i ciągle trują tyłek swoim dzieciom...np. wydzwaniają dwadzieścia razy dziennie żeby sobie troche ponarzekać i poopowiadać jak jest im źle i co ich boli...
poza tym dlaczego tuż po odchowaniu dzieci? Przez całkiem długi czas ludzie pozostają sprawni na umyśle..i powinni te umysły ćwiczyć,żeby jak njdłużej pozostać normalnymi...
W sumie, jeśli to taki kłopot, to ta twoja sąsiadka zawsze mogła ja zostawić, przestać odpowiadać na dzwonki. Zastanwó się, dlaczego tego nie zrobila. Choć przez parę chwil.
Dlatego tego nie robiła,bo nie wiedziała,który z dzwonków to fałszywy alarm....a nóż na prawdę by się coś złego działo..i co wtedy? Mieć matkę na sumieniu?
A gdybym nie miał wyboru i musiał na to patrzeć? Patrzylbym. Nic by mnie to nie obchodziło. Gdyby mnie kroili i ktoś by patrzył? Niech patrzy. Co moze on zrobić, skoro sam nie byłem w stanie sobie poradzić?
Cóż...w tym przypadku muszę się z tobą zgodzić...lepiej jak pokroją jedną osobę,a nie pare.
Wybierze, jeśli zobaczy w nim coś, czego nie widzą inni. Tu raczej nie chodzi o to, czy jest w stanie obronić, ale o to, czy wogóle będzie próbował.
Właściwie,to byłoby troche głupie uczucie gdyby osoba, którj na mnie [niby] zależy olała by mnie i rzuciła drechom coś w stylu "zostawcie mnie panowie-weźcie ją"...to jeszcze gorsze niż gdyby spieprzył. Ale chyba prawdziwy mężczyzna tak by niezrobił <nutka nadziejii>.
Świadomość tego, że może na ciebie liczyć. Życie przyniesie możliwość spłąty długu. Kto wie, czy mój przyjaciel nie znajdzie się kiedyś w identycznej sytuacji, jak ja kiedys.
poza tym osoba, której kiedyś ktoś bardzo pomógł sama chce pomagać innym jak już wyjdzie na prostą. Potrafi docenić, że ktoś wyciągnął ją z największego bagna i zna smak porażki.
to spróbujmy poznać jego opinię, następnie zapoznać się z tym, co ogląda w TV, czego słucha, w co gra, co robi. To da nam informacje, skad wziął się u niego dany poglad. Potem, znając już przyczynę, będziemy mogli przygotować skuteczną kontrargumentację
ogląda w TV kroniki kryminalne i,że policja znowu nie może złapać jakiegoś przestępcy,słucha hip hopu i o tym,że mryśka daje niezłe jazdy,a gra w "zabij jak najwięcej". Już sobie mogę wyobrazić pogląd młodego człowieka i jak przemawiam mu do rozsądku...
Jedno uderzenie - by nie zostawałą z nim razem. W szoku by zaczela uciekać. Po co miałby się on przejmować jeszcze nią? Po co miałby co chwilę patrzeć, czy ktos jej nie bije, nie dotyka? Po co ma dla neigo stanowić ciężar w takiej sytuacji? Takie głupoty, jak zostanie razem z nim, to już przegięcie.
Widzisz..w tej kwestii się nie dogadamy. Ty patrzysz od strony swojej męskiej dumy,a jaod swojej męskiej dumy XD ...
Ta, olcja, ze sam był z nim zagrał, podpowiedział, co ma zrobić w grze, nie istnieje?
Jeśli ojciec po dniiu harówki ma jeszcze czas grania na kompie,to może...no ba! Ma jeszcze grać całą noc,żeby przejść gierkę przed dziećmi i potem móc im podpowiadać.
Gratule szczeniąt.
Ktoś ci kiedyś mówił,że jesteś bezczelny :F [nie musisz odpowiadać...pewnie cały czas XD ]
Nie tylko ty się brzydzisz, zapewniam. Ale nie bede wszystkich ludzi potępiał, którzy w taki sposób próbuja zarobić. Za cośto mieszkanie trzeba opłacić, a to, że ludzi naprawdę chwytają male dzieci - to fakt. Mieć te 2 zł więcej w ich przypadku, a nie miec, to cholernie duża róźnica.
a potem wydać 20 na leczenie dzieci, które przez takie żebranie nabawiły się zapalenia płuc....no chyba,że oleją dzieci i jedna buźka d wykarmienia mniej.
W sumie niech ktos mi wytłumaczy, czemu to zawsze facet stara się o dziewczynę, a nigdy ona, o faceta. Ach, nienawidże stereotypów.
No co ty! Mało jest dresiar i tym podobny ch,które same się kleją do facetów...jeszcze tak na hama-mówisz im,żeby sadały,a te się głupio śmieją...takie wolisz?
Bez powodu będzie cię w takowy sposób traktowal? Ot, tak sobie, rekreacyjnie?
Bardzie ze względu na mój wygląd..blondynka zawsze kojarzy się ze słodką, łatwą idiotką...masz rację-stereotypy są ZŁE!
Racja, po co mu powiedziec, by tak nie robił. W końcu to trudne. Lepiej dać sobie spokój. Cudnie.
Gorzej jak taki pan ma gdzieś,że ma do ciebie nie mówić jakimiś pieszczotliwymi kretynizmami..szczególnie jak pierwszy raz z tobą rozmawia. Raz mogę wytłumaczyć,że nie lubię jak się tak do mnie zwraca...ale drugi raz już nie ma co liczyć na upomniene.
A co do tortur, to też nie jestem pewien, czy ktoś w nich uczestniący, nie wybral by szybkiej śmierci.
ja chyba wybrałabym szybką śmierć już na samym początku. Nawet jak byłaby jakakolwiek szansa na przeżyvcie...to nigdy nie jest pewne czy nie umrę po godzinach męczarni z rozgrzanym prętem w tyłku...
Podobno alkoholik na zawsze zostanie alkoholikiem. Po prostu będzie niepijącym alkoholikiem przez te parę dni.
to samo z palaczami...może taki nie palić nawet tydzień [ba! tata nie palił przez pięć lat],a potem jak taki patrzy na kogoś innego palącego, to kusi go niemiłosiernie.
Ciekawe, czy mial on na myśłi pustelęnie - bez ludzi - czy takową, o jakiej piszesz.
pewnie to i to.
Ja się zaczynam zastanawiać, co powiesz na dziecko zdrowe, które wymaga ciągłej opieki przez około rok. W końcu to aż, albo tylko 1 rok z życia wzięty
To TYLKO rok...w porównaniu z całym życiem...
Mocna ręka, znaczy się co? Bicie za każde, najdrobniejsze przewienienie?
bardziej chodzi o rodzicielską stanowczość i konsekwencję. Jak powiesz "nie dotykaj"< to ma nie dotykać i już. A kara nie musi być cielesna,ale dotkliwa...jak już bym miała dziecko,to znałabym je...wiedziałam co mu trzebaby zabrać żeby "zabolało". Np. pozbawienie kieszonkowego,albo zakaz na cośtam mógłby być dotkliwy i wnerwiający [dla dzieckaoczywiście].
Fajny przykłąd - dziecko musi szantażować rodziców placzem, by te je wzieli na ręce, bądź poświęcali mu w ten sposób nieco więcej uwagi.
taaa..tyle,że moja kuzynka poświęca mu cały czas. Nie robi prawie nic innego poza siedzeniem z dzieckiem. Wtedy akurat przyjechała do polski na pare dbni i chciała pogadać z koleżanką z którą ię dłuuugo nie widziała. Po prostu dzieciak jest przyzwyczajony do ciągłego cackania się z nim..
O ile się nie mylę, to Dante kochał Beatrice, a nie ją rozdziewiczał gwałcąc.
nigdy nic nie wiadomo :F
Kwestia wyłącznie silnej woli. Na papierosach, nawet gdyby widniały jedno napisy w stylu "śmierć" oraz wizerunki czaszek, to i tak ludzie by to palili. Tacy juz jesteśmy.
Teraz są jakże optymistycne reklamy : Nie gardź zasiłkiem pogrzebowym- Pal dalj!
Hehehehe.. Polecam cygara.. Starczają na dłuższy czas i przyjemnośc jest ciekawsza. Aha, na początku się nimi nie zaciągaj, bo ja zaciągająć się moim pierwszym cygarem o mało się nie udusiłem.
byłam w takiej klasie, w której cygara się bardzo źle kojarzyły :F
Poza tym każde "coś" co mam ciągać do płuc budzi we mnie wstręt...
jednak miłosć to zupełnie nie jest pedofilia.
oj...wiele jest rodzajów miłości...jeśli taki facet kocha dziewczynkę tylko platonicznie-z daleka i we własnej jaskini wyobraża ją sobie nago [ui bóg wie co jeszcze,to według mnie to już jest pedofil.
Czy ja wiem.... Co mi po piekielnie ładnej dziewczynie jeżeli bedzie grała mi na nerwach... ??
I prawidłowe myślenie...najgorzej jeszcze jak jest ładna i się w niej na początku [hak jej jeszcze nie znasz] podkochujesz,a potem okazuje się,że to jakaś kretynka...mało miło i tyle czasu się straciło.
Hehe może to troszku dziwne ale ja marze o takiej śmierci którą uratuje komuś życie.... Jak mam umierać to chciałbym to zrobić poświęcając sie....
Właściwie,to to całkiem romantyczne. Z takiej śmierci przynajmniej ktoś odnosi korzyśći :F a tak serio to tez wolałabym umrzeć z honorem i żeby ktoś po śmierci o mnie pamiętał.
Nom z takim prawdziwym przyjacielem to ciężko.... Jak to było... "Prawdziwych przyjaciół poznaje sie w biedzie"?? Nom coś w tym stylu i kurde jest to tani morał z bajeczek ale dobry jest... Choć może bliżej prawdy byłoby "Prawdziwych przyjaciół sprawdza sie w biedzie" ??
Gorzej ja taki raz ci pomorze,a potem coś mu się odmieni. Ty mu ufasz i jesteś święcie przekonany,że jesteście przyjaciółmi do grobowej deski,a "przyjaciel" da ci kopa w tyłek...
Moja matka jest kuratorem i ma często w dozoże ćpunów... Któregoś razu pyta sie jednego:
- ale dlaczego pan bierze prochy ??
- a była pani kiedyś w kosmosie ??
- Niee
- no widzi pani... a ja byłem!
Pewnie właśnie dlatego to tak wciąga..oderwiesz się od szarej blokersowej rzeczywistości i jest fajnie. Tyle,że jak raz polecisz w kosmos, to możesz z pare lat trafić nawet dalej....do nieba....
Po co marnować czas na przelotne znajomości? Są warte tyle, co zeszłoroczny śnieg.
tyle,że potem mogą się przerodzić w coś więcej.,...sam zdajsie coś mówiłeś o unikaniu ludzi i nie interesowaniu się innymi ;)
Ale napewno niebede chodził z megapasztetem z którym mi sie będzie fajnie gadać...
mgapasztety są dobre na przyjaciółki i dla zboczeńców :F
Dobra, poczekamy, aż palacz zachoruje na raka.
to już jest żałosne...potem snują sę po szpitalu z rurkami wystającymi z krtani i ukradkiem [jak siostra nie widzi] wciągają tymi rureczkami dym papierosowy. To są dopiero nałogi...tylko takich do łóżka przywiązać i zostawić bez kontaktu z paprierosem...Ale cóż-Wolność...nie można im nic zabronić. Niech cierpią.
A teraz wróćmy na chwilę do kobiet i stereotypowego spojrzemnia na nie. W naszych czasach coraz częściekj promowany jest wizerunek kobiety, która prowadzi. Dziwnym trafem takie wyglądają albo jak fame fatale,albo jak dresiary. Ostatnio w drodze do biura tatyb widziałam reklamę mleka..pij mleko i cośtam o zachowaniu godności...a obok dwie panienki wyglądające jak lafiryn dy. Za taką godność to ja dziękuję. A jednak teraz to jest modne-dziewczyna niby samodzielna,a w rzeczywistośc wulgarna prostaczka. Ja mogę się wydawać bezczelna itp,ale bynajmniej nie wpisuję się w standard taniej, wulgarnej prostaczki...może jestem nieco bardziej męska [niestety tylko z charakteru :F ]od większości dziewczyn,ale wulgaryzmy z moich ust można usłyszeć bardzo, bardzo rzadko [chyba,że za wulgary zmy uznajemy zwroty typu "cholera" ] ... a tak jak się człowie przejdzie ulicą to z każdej strony słyszy przekleństwa [najczęściej rzucają panienkami]. Co gorsza jak zaczynam rozglądać się za "winnym" bardzo często okazuje się "nim" dziewczyna [i to często całkiem ładna]...pokusiłabym się nawet o stwierdzenie,że dziewczyny [wiek tak od 15/16-25] przeklinają częściej niż faceci...no pomińmy środowiska dresiarskie i budki z piwem,bo tam [jeśli wogle są] to dziewczyny służą tylko do jednego....
-
little:
No o tym nie pomyślałem.... Ale i tak ma chyba lepiej palacz z rakiem niż alkocholik.... Niewiem nie znam sie ile gdzieś zostanie takiemu z rakiem lat życia <CO?>??
Miesięcy, ewentualnie do roku, dwóch. Ale co to za zyciem, polegające tylko i wyłącznie na leczeniu? Żadne.
Hisoka
ale jak już bym się tak pożądnie zajęła ogniem to wolałabym,żeby mnie już nikt nie gasił...
Zapamiętać - zabrać ze sobą kiełbaski...
ALe bez doświadczenia i wprawy,to nie zajmie paru chwil...stawiałabym tak na pół godziny,a aż takich pojemnych pułc nie mam
No to seriami byś chodzila <wiesz, 20 sekund, po paręnaście razy, zanim byś tej czynności, jaką jest zmiana pieluchy dziecku, nie wykonała - dopiero po 4-5 minutach następuje trwała uszkodzenie mózgu, ale w twoim przypadku, bym się już o to nie martwił raczej....> ewentualnie w maskę przecigazową zainwestowała, bądź mały trening - ten czyni ponoć mistrza.
wiedz-szamowanie siebie na wzajem w porządnej pracy jest rzeczą normalną...
Te, poważnie? Weź mi napisz, czym będziesz się zajmować w przyszłości, żebym przypadkiem nie zechciał skorzystać z twych usług... To zależy od rodzaju pracy <tak swoją drogą: od tego, czy to pomaga, bądź nie - w końcu konkurencja, chęć bycia najlepszym, ambicje i inne takie, też wpływaja na to, co robisz> W pracy mogą cię nienawidzić, mogą cię gnoić, ale też będą cię szanować za to, że się nie dasz. Choćby dlatego, że taki z ciebie trudny przeciwnik.
Ale to jest już poza jego możliwościami biologicznymi i ..umysłowymi [sama nie wiem czy to dobre określenie].
No to teraz mi napisz, o co toczy się tu rozmowa?
A zwierzęta przystosowują się do środowiska-na tym polega ewolucja
Ta, jasne, masz rację... Człowiek tez. Ale to jakoś my nagimy naturę do swoich potrzeb poprzez ciągłe badania itd - a to oznacza, że sami kontrolujemy ewolucję, bo natura nam tego nie dała <nie dała ci komputera, gier, filmów, ani nowych tren w modzie>.
widziała jak zabijano koguta na zupę..odrąbano mu głowę,a on zerwał się z pieńka i przez jakies5 minut dalej latał po podwórku...mało śmiesznie było jak zaczą biec na mnie i tuż przedemną upadł i zaczął ostaecznie konać
Jak samodzielnie odrąbiesz mu głowę, sama go obedrzesz ze skóry, wyjmiesz wnętrzności, a potem doprawisz i zjesz, to może wtedy zrozumiesz o co mi chodzilo we wcześniejszej mej skromnej wypowiedzi.
to zależy czy od tego zależałoby moje przeżycie. Na pewno nie zabijałabym tego królika,nie obdzierała ze skóry i nie patroszyła "bo mi się tak podoba",ale jeśli np. nie jadłabym pre trzy dni,a byłaby na jakimś totalnym odludziu [i cholera wie jak tam trafiłam],to na pewno szukałabym czegokolwiek do zjedzenia...w końcu zjedzenie miluśkiego zwierzątka,czy surowej ryby może uratować mi życie,lub przynajmniej przedłużyć je [teraz to brzmi jak przedłużyć powolne umieranie,gdy jestem skazana na pewną śmierć..]
Ta, dobre me własne, nad cudze.
To ma też troche z walki o przetrwanie-zabiję,to przeżyje...jśli nie,to oni zabiją mnie pierwsi.
Czekaj, wezmę zaraz mój nóż do krojenia chleba i zacznę wyżynać ludzi, poczynając od przechodniów <jeszcze mi pracę zabiorą, dranie jedne | chodzi o pencje, pieniądze, za które kupię jedzenie, potrzebne mi do życia>, potem dresów <nigdy nie wiesz, kiedy ci taki wyskoczy, by ci zabrać pieniądze>, potem innych ludzi <nigdy nie wiesz, co im odbije>, a na końcu zamieszkam w hipermarkcecie -ach, ta dostępność produktów.
tym brak wyrzutów sumienia rzeczywiście może być kwestią treningu...początkowo taki rekrut może nie rozumieć co robi, nawet uważać,że robi dobrze [tym bardziej jeśli jest za to chwalony itp].
Uwielbiam, jak piszesz to co ja, a potem bezczelnie się ze mną kłócisz. I to zgrabne przekręcanie wypowiedzi - cud, miód i klej.
le kiedyś przyjdzie czas,że ktoś mu to wytknie. Może rodzin, która siedziała w domu niezadowolona z tego,że dane państwo prowadzi kolejną niepotrzebną kampanię wojskową dla własnych interesów...a może rodzina osoby, którą zamordował. Tak czy inaczej wtedy-gdy nie będzie już nad nim dowódcy,który by go chwalił,zda sobie sprawe ile osób skrzywdził.
Za dużo filmów. Zdecydowanie. Profesjonalni żołnierze nie myślą o nagrodach, karach i innego tego typu pierdołach - maja rozkaz, wykonują go mechanicznie. Sumienia praktycznie taki osobnik nie posiada, gdyż dzięki trenigowi <cholernie długotrwalemu i męczącemu>, jest w stanie takowe kontrolować. Tworzy barierę, tarczę, gumowego kurczaka, ktora go od tego oddziela. Wisi mu, czy mu to rodzina wypomni, czy nie - oni tam n i e byli, więc w jeg0o mniemaniu, nie mają prawa mu takich rzeczy wypominać.
To jest rola społeczna.
Tak samo jak żołnierz i inne. Do tego został przyzwyczajony, po prostu to robi.
Może tn rzeźnik ma całą rodzinę na utrzymaniu i musi wykonywać "brudną robotę",żeby zapewnić im jakiś byt? POza tym gdyby takich rzeźników nie było,to byś chodził na pole sobie marchewkę i ziemniaki na obiad wykopywać..albo sam musiałbyś wykonać tą "odczłowieczającą i brutalną robotę" żeby nie paść z głodu.
Moze ma sam siebie do wykarmienia? Jest do tego przyzwyczajony i to po prostu robi - mechanicznie, tak samo, jak ty kupujesz kosmetyki w sklepie, ewentualnei pejcze w sex-shopie - nie myślsz, co o tym sądzą inni. Ja osobiście mógłbym pracować w rzeźni - dla mnei zwierzęta nic nie znaczą. Owszem, na poczatku to szok bla bla bla, ale później? Kwestia przyzwyczajenia.
Na to nie ma już żadnego wytłumaczenia...
<wali głową o klawiaturę>
Prawda jest taka,że oboj będą to sobie wypominać i będą ich dręczyć wyrzuty sumienia.
Jakie wyrzuty sumienia u diabła?! Matka oddała, lekarz zabił. Matka pozwoliła na śmierć, lekarz jedynie wykonał wyrok. To jak z karą śmierci - czy sędzia, ława przysięgłych, którzy skazują kogoś na śmierć, za coś, maja wyrzuty sumienia? I jasne. Tak samo w tamtym przypadku - z tą róźnicą, że dziecko niczego nie zrobiło, niczemu nie zawiniło. I jeszcze jedno - lekarz i matka rzadko kiedy się spotyjają, a jeszcze rzadziej, o tym rozmawiaja. Więc argument o wypominaniu i obwinianiu siebie nawzajem, do mnie nie przemawia.
OK-i matlka wytłumaczy dziecku,że jest inny od wszystkich pozostałych dzieci, iże zawsze tak będzie..że nie ma już szansy na to żeby normalnie hfunkcjonować itp...na pewno strasznie go pociesze
Zawsze jest szansa. Medycyna się bardzo szybko rozwija. O braku nadziei nie ma mowy - po to jest, by w każdej, nawet beznadziejnej sytuacji, znaleźć pocieszenie. Strasznie go pocieszy. ... <wali głową o klawiaturę> ...
"Mamo, dostałem dziś 6 z polskiego!
I z czego się cieszysz, debilu jeden i tak masz AIDS."
Chodzi o to, by dziecko miało świadomość, że jest inne, ale by było w stanie spojrzeć na siebie jak na kogoś zwyczajnego, normalnego - nic nie jest przed nim zatajane, nikt go nie oszukuje. Traktuje się go tak samo, jak kogoś zdrowego.
gorzej jeśli wtedy zrozumie,że jest ciężarem...że jest chory i nie normalny. Ja bym chyba w takim przypadku sepukuu popełniła..ale widocznie jestm jakaś dziwna
Nie, okłamuj dziecko, że nie jest ciężarem. Rany, należy go uświadomić, że wymaga większej opieki, że jest ciężko, ale jest kochane przez rodziców - że nie traktują go jako zbędnego śmiecia, a jak normalne dziecko. Racja, jak ja bym miał takich starych <na "rodzicie" nie zasługują>, też pewnie bym się zabił. Po prostu brakowało by mi tej siły, by chcieć żyć.
[damn...zapomiałam,że mam dałna <ide szukać barietki>]
To ja się pokusiłbym o stwierdzenie, że jesteś wokalistką w tym zespole...
to już zależy od człowieka...są nawet zdrowi,którzy nic nie potrafią i nic w życiu nie osiągają. Poa tyn rodzaj schorzenia też się liczy.
No właśnie - od człowieka. Nie ważne, czy zdrowego, czy chorego. Rodzaj schorzenia też się liczy? I jasne. Liczy się chęć życia. Nic więcej.
Mimo wszystko tym zdrowym dzieciom będzie w życiu łatwiej i w pewnej chwili się usamodzielnią [przynajmniej w większości przypadków się usamodzielniają]...a okrutny świat dla niektórych bywa całkiem przyjemnym środowiskiem...szczególnie dla tych,którzy średnią okrutności zawyżają.
Mimo wszystko, chore dziecko ma przesrane od urodzenia - więc od razu je zabijmy, po co ma się męczyć. Albo jeszcze lepiej - przeróbmy je na paszę dla zwierząt. No co, w końcu jakiś pożytek z tego małego gnojka być musi!
Zdrowe, czy chore - kto ma łatwiej w życiu? Jasne, że zdrwoe. A kto ma większą wolę życia? Chore. Kto ma więcej ambicji, kto chce pokazać światu, że jednak jest coś warte? Hę?
Człowiek nie docenia tego co ma...
Bo nikt mu tego z dnia na dzień przecież nie zabierze. Kwestia przyzwyczajenia - masz kasę zawsze, nie myślisz o tym, że pewnego dnia ją stracisz. Jesteś żebrakiem, nie myslisz o tym, że pewnego dnia się wzbogacisz.
poza tym tamci ludzie wieedzą,że będą żyli krócej i chcą sobie egzystencje jak najbardzieh przedłużyć.
Przedłużyć? Właśnie dlatego, że żyją krócej, chcą swe życie w pełni wykorzystać.
tak,tak...
Niet, niet.
tyle,że większość
Większość? Ta, jasne. Oczywiście. Heh.
to takie,których mężowiesą bezrobotni i siedzą na tyłkach w domach i czekają aż żona przyniesie coś do żarcia i w tym czasie opiekują się dziećmi [co zapewnia również im pretrwanie],albo takie których mąż odszedł/umarł itp...
Och, oczywiście, w końcu nie możliwe jest, by jedna ze stron była normlana, gdy drugiej się zaczyna powodzić. Ta.
wtedy kobieta chcąc,nie chcąc zmuszona jest robić krierę
Kobieta, która ma na karku dziecko i mąż pracuje, chce wrócić do pracy - by się sprawdzić, bo to lubiła. Powodów jest wiele. Stereotyp - mąż pracuje, kobieta zajmuje się domem dziećmi - nadal chyba tkwi, niczym migrena w mej głowie, u niektórych ludzi.
Przez to często zaniedbuje dziecko,lub oddaje je pod opiekę jakimś nianiom itp.
Albo udaje jej się to wszystko godzić. Organiazacja czasu - ktoś tego kiedyś tak naprawdę próbował? Bo coś w to śmiem powątpiewać.
I tu znowu jest źle. W końcu dieko karierowiczki może przestać uważać matkę za matkę,bo bliższa mu będzie opiekunka [z którą spędza większość czasu],albo opiekunka oleje dziecko [co się zdaża jeszcze częściej i będzie np. godzinami wisiała na linii telefonicznej.
Wszystko w zdrowych rozsądkach. Jak niania jest dobra, niech się dziecko przywiąże - w końcu co dwie "matki", to nie jedna. Jak zla i go oleje - lepiej, żeby je olała, niż się nim źle zajmowała.
codzi bardziej o to,że ludzie często na starość dziwaczeją.
A młodzi to nie...
Wydaje im się ,żę np. są opuszczeni i ciągle trują tyłek swoim dzieciom...np. wydzwaniają dwadzieścia razy dziennie żeby sobie troche ponarzekać i poopowiadać jak jest im źle i co ich boli...
Sami dzwonią, bo nikt do nich nie dzwoni. Chyba każdy poczułby się zapomniany, gdyby do niego na święta nikt nie zadzownił, prawda?
poza tym dlaczego tuż po odchowaniu dzieci? Przez całkiem długi czas ludzie pozostają sprawni na umyśle..i powinni te umysły ćwiczyć,żeby jak njdłużej pozostać normalnymi...
I ty się jeszcze pytasz? A po to, żebyś przypadkiem nie dzowniła do nich, albo nie wpadła z wizytą - w końcu twoje dziecko może mieć inne plany, albo czeka na telefon od kogoś innego. Po co utrudniać mu życie?
Dlatego tego nie robiła,bo nie wiedziała,który z dzwonków to fałszywy alarm....a nóż na prawdę by się coś złego działo..i co wtedy? Mieć matkę na sumieniu?
Jak miała umrzeć, to nawet siedzenie przy niej 24/7 nic by nie dało. A jednak nie olala, więc jej zależało na swojej matce, a nie dlatego, by nie mieć jej na sumieniu.
Ale chyba prawdziwy mężczyzna tak by niezrobił <nutka nadziejii>.
Nah, prawdziwy mężczyzna by ci kazał uciekać, a ty byś z uporem maniaka zaczęłą się z nim kłócić, by zostać...
poza tym osoba, której kiedyś ktoś bardzo pomógł sama chce pomagać innym jak już wyjdzie na prostą.
Raczej będzie uważać, by znowu się nie stoczyć.
Potrafi docenić, że ktoś wyciągnął ją z największego bagna i zna smak porażki.
Ta, czekaj <paręnaście linijek tekstu w górę>. Ach, rzeczywiście. Hm...
ogląda w TV kroniki kryminalne i,że policja znowu nie może złapać jakiegoś przestępcy,
Dobrze, w końcu nigdy nie wiadomo, kiedy spotka kogoś na ulicy, a wtedy będzie wiedział, by o tym powiadomić odpowiednie władzę. I można z nim porozmawiać na temst bezpieczeńśtwa w naszym kraju. Wysłuchać jego pomysłów, podyskutować.
słucha hip hopu
A ja rocka. Inni Heavy Metalu. Zresztą, oceniaj ludzi po muzyce, jakiej słuchaja... Heh. Ja nie trawię hip hopu, bo dla mnie to hop siup / hip siup, ale niektóre teksty są naprawdę niezłe i widać, że ich twórcy wiedzą, co mówią <mnuie osobiście podpasował "twoje życie kurewskie, które tak często przeklinasz" - ma fajny sens: rób coś z nim, zamiast biernie narzekać>.
że mryśka daje niezłe jazdy,
I kolejna rozmowa <rozmowa, a nie - maryśka zła, nie pal, bo syf> na ten temat. Osobiście wolę bletki energetyczne i herbatke - to jest dopiero jazda.
a gra w "zabij jak najwięcej".
Ja również <w Chrono Cross na przykłąd, zabiłem tego wrednego Dark Serge - a to ze mnie cham...>.
Już sobie mogę wyobrazić pogląd młodego człowieka i jak przemawiam mu do rozsądku...
Ta, chętnie poczytam. W końcu śmiech, to dobra rzecz.
Widzisz..w tej kwestii się nie dogadamy. Ty patrzysz od strony swojej męskiej dumy,a jaod swojej męskiej dumy
Ty raczej w sposób iście filmowy <że może się wam uda na happy end>, ja raczej w sposób ekonomiczny <jak ją zgwałcą to jak z używanym rowerkiem - niby to samo, ale frajda jakby mniejsza>.
Jeśli ojciec po dniiu harówki ma jeszcze czas grania na kompie,to może...no ba! Ma jeszcze grać całą noc,żeby przejść gierkę przed dziećmi i potem móc im podpowiadać.
Ach, pisz mi tak jeszcze, bo mięśnie brzucha mi ostatnio coś osłabły... Chodzi o to, by podpowiedzieć, jak pokonać bossa w strzelance - grając razem z nim. Mało jest gier na dwóch? I po co ma spoilerowac ojciec dziecku fabułę, grajac przed nim? To głupota. Lepiej niech dziecko sprróbuje pokonać obssa w jRPG, a potem ojciec, a potem razem niech spróbują wykombinować strategię.
Ktoś ci kiedyś mówił,że jesteś bezczelny
<przegląda listę> ... chamski... arogancki... irytujący... narcystyczny... bez szacunku do nikogo... o jest - bezczelny. Tak, a czemu pytasz?
nie musisz odpowiadać...pewnie cały czas
Nie muszę, ale chcę - tylko wtedy, jak ktoś nie wie, jaki argument podać kolejny. A poważnie - gdybym był naprawdę bezczelny, to napisałbym suk, suczek, albo sukinsynów <doceń tę grę słowną>.
a potem wydać 20 na leczenie dzieci, które przez takie żebranie nabawiły się zapalenia płuc....no chyba,że oleją dzieci i jedna buźka d wykarmienia mniej.
Jasne, w lato się nabawią - w ziemie to są ubrane. W szmaty wzbudzajace litość, ale są. Ciekawe, po co ci listonosz przynosi listy w zimie - jeszcze się biedny przeziębi. Albo po co dzieci do szkoły w zimie wysyłać...
No co ty! Mało jest dresiar i tym podobny ch,które same się kleją do facetów...jeszcze tak na hama-mówisz im,żeby sadały,a te się głupio śmieją...takie wolisz?
No co ty! Ja napisałem, "kleją się do faceta" normalne, zdrowo myślące dziewczyny? Nie... Chodziło mi o to, że się staraja o faceta, jak faceci o nie.
Wolę taką na jedną noc. Bez zobowiązań. No, może jeszcze żeby miała czym oddychać.
Bardzie ze względu na mój wygląd..blondynka zawsze kojarzy się ze słodką, łatwą idiotką...
Czasami, zwłąszcza teraz, śmiem się zgodzić... Ale pocieszę cię: brunetki też.
masz rację-stereotypy są ZŁE!
Wow, w końcu.
Gorzej jak taki pan ma gdzieś,że ma do ciebie nie mówić jakimiś pieszczotliwymi kretynizmami..szczególnie jak pierwszy raz z tobą rozmawia
Bo pierwszy raz z tobą rozmawia? Więc patrząc na ciebie - ładna, blondyńka, do tego fajnie ubrana - więc dzięki kochanym stereotypą, będzie próbował zagadać w taki sposób, w jaki zagaduje się do blodyniek.
Raz mogę wytłumaczyć,że nie lubię jak się tak do mnie zwraca...ale drugi raz już nie ma co liczyć na upomniene.
Ach, racja - raz, w końcu tylko idiota nie pomyśli choć raz,że możesz żartować, mówiąc to, np się śmiejąc. Uch, drugi raz, nie ma co liczyć na upomnienie, tylko od razu na klapsa. Heh. I jak ma sobie o tobie pogląd wyrobić, skoro go zmywasz, nie dajac się choć trochę poznać? Tia, walka ze stereotypem jest zla. W końcu to trudne, by z kimś pogadać przy pierwszym spotkaniu, zwłaszcza, gdy coś w nim nam nie przypasowało. Heh.
ja chyba wybrałabym szybką śmierć już na samym początku. Nawet jak byłaby jakakolwiek szansa na przeżyvcie...to nigdy nie jest pewne czy nie umrę po godzinach męczarni z rozgrzanym prętem w tyłku...
]Ech... Przeczytaj tamtą wypowiedź <swoją i moją> jeszcze raz. Może coś skormnego w niej dostrzeżesz. Każdy by wybrał szybką śmierć, zamiast tortur.
to samo z palaczami...może taki nie palić nawet tydzień [ba! tata nie palił przez pięć lat],a potem jak taki patrzy na kogoś innego palącego, to kusi go niemiłosiernie.
I znowu. Napiszę coś, dodajesz na ten sam temat to samo co ja. Tylko pogratulowac. Napisz jeszcze o ćpunach, graczach, pracocholikach, ba! O wszystkim, co można by podpiąć pod to, co wcześniej napisałem.
To TYLKO rok...w porównaniu z całym życiem...
I przez swego dzieciaka nigdy nie wiesz, co by cię przez ten rok mogło ominąć.
taaa..tyle,że moja kuzynka poświęca mu cały czas.
Pogratuluj ode mnie zmysłu rodzicielskiego kuzynce.
Po prostu dzieciak jest przyzwyczajony do ciągłego cackania się z nim..
Przyzwyczajony powiadasz? To zacznij go odzwyczajać. Na początku będzie ciężko, ale potem już z górki.
nigdy nic nie wiadomo
To akurat wiadomo. O ile się nie mylę.
Poza tym każde "coś" co mam ciągać do płuc budzi we mnie wstręt...
Oddychaj! I raz i dwa...
oj...wiele jest rodzajów miłości..
Kocham herbate. Herbato, miłości moja... Czy to jest według ciebie prawdziwa miłość? Bo chyba nie.
.jeśli taki facet kocha dziewczynkę tylko platonicznie-z daleka i we własnej jaskini wyobraża ją sobie nago [ui bóg wie co jeszcze,to według mnie to już jest pedofil.
Kochasz Tantalusa? Tak? Wyobrażasz go sobie nago? Nie? Hmm... Powodzenia podczas nocy poślubnej.
Pedofilia to nie miłość. Przynajmniej nie ta prawdziwa, o której pisałem na początku w tym temaci <oj, przeczytaj to Hisoka, zanim zaczniesz na ten temat ze mną polemizować - nie daltego, że nie chcę, ale nie lubię się powtarzać>.
Pewnie właśnie dlatego to tak wciąga..oderwiesz się od szarej blokersowej rzeczywistości i jest fajnie. Tyle,że jak raz polecisz w kosmos, to możesz z pare lat trafić nawet dalej....do nieba....
'
Za kosmoem jest niebo... Muszę to zapamiętać.
tyle,że potem mogą się przerodzić w coś więcej.,...
Czekaj, czy ja tam nie napisałem niczego o przelotnych znajomościach? Nie, no popatrz.
sam zdajsie coś mówiłeś o unikaniu ludzi i nie interesowaniu się innymi
Weż mnie zacytuj, żebym mógł w pełni tego zdania bronić. Bo nadal tak twierdzę.
Niech cierpią.
Niech zginą. Szybko. Ich sprawa. Truli się tyle lat. Niech umrą. W końcu i tak szpitale są przepełnione, że o innych korzyściach ekonomicznych nie wspomnę.
a obok dwie panienki wyglądające jak lafiryn dy. Za taką godność to ja dziękuję.
Jak dziewczyna ubiera się ładnie, modnie, to od razu jest lafiryndrą, idiotką itd? Ach, a ty mi tu piszesz o stereotypach, co?
Ja mogę się wydawać bezczelna itp
Ja jestem.
[niestety tylko z charakteru
Podobno medycyna w dzieisjeszych czasach czyni cuda. Wprawdzie nie wiem, co na to Tantalus, ale to twoja decyzja.
no pomińmy środowiska dresiarskie i budki z piwem,bo tam [jeśli wogle są] to dziewczyny służą tylko do jednego....
Stereotyp, stereotyp. Ten, kto sam gani, sam nimi włada.
Ja lubię przeklinać, naprawdę. Po prostu przywalić, zabić kogoś, kto jest ode mnie silniejszy, to cóż, nie na moje skromne, lecz zgrabne, ciałko. Ech i to prawo - ruszysz gówno, to śmierdzi niesłychanie.
EDIT!!
Cytowanie nie działą, czy mi się tylko wydaje?
-
Za wygląd posta przepraszał nie będę, bo sami tak wypisujecie i trudno się odczytuje:D Ja cierpiałem, cierpcie wy:D
No i się rozjechały jeszcze cytaty to juz w ogóle nieczytelne jest.
Za dużo filmów. Zdecydowanie. Profesjonalni żołnierze nie myślą o nagrodach, karach i innego tego typu pierdołach - maja rozkaz, wykonują go mechanicznie. Sumienia praktycznie taki osobnik nie posiada, gdyż dzięki trenigowi <cholernie długotrwalemu i męczącemu>, jest w stanie takowe kontrolować. Tworzy barierę, tarczę, gumowego kurczaka, ktora go od tego oddziela. Wisi mu, czy mu to rodzina wypomni, czy nie - oni tam n i e byli, więc w jeg0o mniemaniu, nie mają prawa mu takich rzeczy wypominać.
KURRR!!! Za duzo FILMÓW I TO ZDECYDOWANIE. Profesjonalni zołnierze- zapewne mówisz o najemnikach. A takich ludzi przewaznie znasz z wątpliwej wartości merytorycznej gier komputerowych oraz powieści Forsythe'a. ZADEN trening nie jest wstanie zrobić z ciebie maszyny do zabijania. Na wojnie, jedynie 13% ludzi strzela zeby zabić, a wszelkie dotychczasowe metody mające zmienić ten wynik nic na razie nie dają. A nawet ci juz zawodowcy (na przykładzie antyterrorystów) wytrzymują nie więcej niz 3-5 lat, potem przenoszą się albo do papierkowej roboty, albo odchodzą na wcześniejszą emeryturę (albo ich się po prostu wywala, jak to w polskim piekiełku). W ogóle, nie pisz o morderczym i długotrwałym treningu, tylko poczytaj pierwej o nim (np. w SAS, tam jest chyba jeden z najcięzszych treningów) i potem pogwarzymy,kay? Aha, co do takich ludzi, to mimo wszystko większość nie ma rodzin. Zwykli zołnierze, jadący do iraku, czy nawet słuzący w polskiej pseudo-armii to nie to samo, co najemnicy o których w domyśle mówisz.
Jakie wyrzuty sumienia u diabła?! Matka oddała, lekarz zabił. Matka pozwoliła na śmierć, lekarz jedynie wykonał wyrok. To jak z karą śmierci - czy sędzia, ława przysięgłych, którzy skazują kogoś na śmierć, za coś, maja wyrzuty sumienia? I jasne. Tak samo w tamtym przypadku - z tą róźnicą, że dziecko niczego nie zrobiło, niczemu nie zawiniło. I jeszcze jedno - lekarz i matka rzadko kiedy się spotyjają, a jeszcze rzadziej, o tym rozmawiaja. Więc argument o wypominaniu i obwinianiu siebie nawzajem, do mnie nie przemawia.
Jezu, teoretyzujesz chyba bez zadnego zastanowienia się nad tym co mówisz. Wątpie, zebyś miał do czynienia ze śmiercą, a juz na pewno nikogo nigdy nie zabiłeś. Tymbardziej kogoś najbardziej niewinnego-czyli nienarodzonego dzieciaka. Kara śmierci wydawana jest na wyjątkowych bydlaków, którzy rzeczywiście nie zasługują na stąpanie po ziemi- a i tak jest przyznawana w nielicznych krajach. Powinna być przyznawana za wyjątkowe okrucieństwo- a za co zawinił taki bobas? A nawet nie bobas, jeno płód? Za to ze matula sobie zapomniała o porcji prochów, albo za bardzo zabalowała ze znajomymi?
To ja się pokusiłbym o stwierdzenie, że jesteś wokalistką w tym zespole...
Wokalista nie zawsze jest liderem (patrz chociazby grupa DeMono)
Mimo wszystko, chore dziecko ma przesrane od urodzenia - więc od razu je zabijmy, po co ma się męczyć. Albo jeszcze lepiej - przeróbmy je na paszę dla zwierząt. No co, w końcu jakiś pożytek z tego małego gnojka być musi!
Zdrowe, czy chore - kto ma łatwiej w życiu? Jasne, że zdrwoe. A kto ma większą wolę życia? Chore. Kto ma więcej ambicji, kto chce pokazać światu, że jednak jest coś warte? Hę?
Wiesz co, znam parę przypadków z zycia, w których ludzie upośledzeni czy kalecy zaszli na pewno więcej niz większość zdrowych i normalnych. Zycie jest jedno i niech kazdy sobie spróbuje- jak będzie chciał sobie odebrać zycie, wolna droga. Ale nie odbierajmy mu tego zycia za niego samego.
ja rocka. Inni Heavy Metalu. Zresztą, oceniaj ludzi po muzyce, jakiej słuchaja... Heh. Ja nie trawię hip hopu, bo dla mnie to hop siup / hip siup, ale niektóre teksty są naprawdę niezłe i widać, że ich twórcy wiedzą, co mówią <mnuie osobiście podpasował "twoje życie kurewskie, które tak często przeklinasz" - ma fajny sens: rób coś z nim, zamiast biernie narzekać>.
BO TO ZYCIE KUREEEWSKIE W KTÓRYM CZĘSTO PAŁĘ ZGINASZ.
Jak dla mnie ta muzyka to jedno wielkie pośmiewisko- i czasami słucham tych wypocin w celu zwykłego ponabijania się. W kazdym teledysku zawsze jest jakichś paru krótkoostrzyzonych ziomów w ciuchach za kupe kasiory (oczywiście śpiewają o biedzie w najdrozszych ciuchach, ajak) i jak najwięcej panienek które bezmózgo kręcą dupami przed kamerą.
że mryśka daje niezłe jazdy,
I kolejna rozmowa <rozmowa, a nie - maryśka zła, nie pal, bo syf> na ten temat. Osobiście wolę bletki energetyczne i herbatke - to jest dopiero jazda.
Maryśka daje niezłe jazdy? Ja zawsze łapie mega doły po marysi, nie ma co. Poza tym, ostatnio dochodzę do wniosku, ze zeby dobrze się bawić nie trzeba mieć wspomagania zadnego, ajak.
<przegląda listę> ... chamski... arogancki... irytujący... narcystyczny... bez szacunku do nikogo... o jest - bezczelny. Tak, a czemu pytasz?
Dodaj: obrażalski :*
Raz mogę wytłumaczyć,że nie lubię jak się tak do mnie zwraca...ale drugi raz już nie ma co liczyć na upomniene.
No to zdradźcie mi moi drodzy, o czym myśli facet, jeśli widzi ładną kobietę. Tzn. o ile mozna nazwać ten proces myśleniem :) - w tym czasie jest pod wpływem swojego małego brata,który często jest złym, fałszywym doradzcą. Smutna prawda o naszej rasie (mięcizn)
to samo z palaczami...może taki nie palić nawet tydzień [ba! tata nie palił przez pięć lat],a potem jak taki patrzy na kogoś innego palącego, to kusi go niemiłosiernie.
Właśnie nie palę piąty dzień i nic mnie nie kusi. Raz miałem taki kryzys gdzieś po miesiącu bodajze, ale jak zobaczyłem o ile marle podrozały myśle sobie PHIE! Sram na te fajki;)
.jeśli taki facet kocha dziewczynkę tylko platonicznie-z daleka i we własnej jaskini wyobraża ją sobie nago [ui bóg wie co jeszcze,to według mnie to już jest pedofil.
Ale miłość platoniczna jest pozbawiona pierwiastka zmysłowości i wyprana z erotyzmu. Czyli jeśli ją kocha platonicznie i wyobraza sobie nago albo cośtam jeszcze, to znaczy ze nie kocha jej platonicznie:)
Pedofilia to nie miłość. Przynajmniej nie ta prawdziwa,
To nie miłość i nie ma co łączyć ją w te dwa słowa. To chore pożądanie i przekleństwo. Jesli założmy, facet 20-letni pokochałby jakąś dziewczynkę 13letnią, to z pewnością jeno opiekowałby się nią i nie krzywdził jej. Głupio to brzmi, ale coś w tym (chyba)jest.
Jak dziewczyna ubiera się ładnie, modnie, to od razu jest lafiryndrą, idiotką itd? Ach, a ty mi tu piszesz o stereotypach, co?
Ale jeśli załozmy, zakłada ciuchy które od razu budzą mego małego przyjaciela ze snu i wręcz czynią go bardzo niegrzecznym to wtedy coś jest chyba nie tak. Ładnie i modnie to niekoniecznie wyzywająco i ponętnie (choc jest tez róznica między oddziaływaniem na wyobraźnie a oddziaływaniem na, przysłowiowego, pysiora).
-
Profesjonalni zołnierze- zapewne mówisz o najemnikach. A takich ludzi przewaznie znasz z wątpliwej wartości merytorycznej gier komputerowych oraz powieści Forsythe'a.
Zdziwiłbyś się. Profesjonalny żołnierz to nie tylko najemnicy, ale to właśnie najemnicy wywodzą się ze zwykłych żołnierzy.
ZADEN trening nie jest wstanie zrobić z ciebie maszyny do zabijania.
A niektórzy rzygają, smażą to na patelni i jedzą. Ot, niby tego też żaden zdrowo myslący, normalny człowiek nie zrobi, nie?
W ogóle, nie pisz o morderczym i długotrwałym treningu, tylko poczytaj pierwej o nim (np. w SAS, tam jest chyba jeden z najcięzszych treningów) i potem pogwarzymy,kay?
Czyli mam oglądać ten sam program na Explorer, ta?
Jezu, teoretyzujesz chyba bez zadnego zastanowienia się nad tym co mówisz.
Nie tylko ja...
Wątpie, zebyś miał do czynienia ze śmiercą, a juz na pewno nikogo nigdy nie zabiłeś.
Ze śmiercią każdy ma do czynienia na codzień. Wystarczy włączyć wiadomości. A tu kogoś piorun walnął, a tu ktoś się "rozerwał" w Iraku itd.
a i tak jest przyznawana w nielicznych krajach.
Ot, łatwiej skazać kogos na śmierć, niż samemu wykonać wyrok.
a za co zawinił taki bobas? A nawet nie bobas, jeno płód? Za to ze matula sobie zapomniała o porcji prochów, albo za bardzo zabalowała ze znajomymi?
Wcześniej już na ten temat pisałem.
Wokalista nie zawsze jest liderem (patrz chociazby grupa DeMono)
To może menadźerem?
Wiesz co, znam parę przypadków z zycia, w których ludzie upośledzeni czy kalecy zaszli na pewno więcej niz większość zdrowych i normalnych. Zycie jest jedno i niech kazdy sobie spróbuje- jak będzie chciał sobie odebrać zycie, wolna droga. Ale nie odbierajmy mu tego zycia za niego samego.
Weź mi wytłumacz, tak prosto jak to tylko możliwe, co ja takiego napisalem we wcześniejszej wypowiedzi/ach na ten temat?
W kazdym teledysku zawsze jest jakichś paru krótkoostrzyzonych ziomów w ciuchach za kupe kasiory (oczywiście śpiewają o biedzie w najdrozszych ciuchach, ajak) i jak najwięcej panienek które bezmózgo kręcą dupami przed kamerą.
Hipokryzja.
Maryśka daje niezłe jazdy? Ja zawsze łapie mega doły po marysi, nie ma co. Poza tym, ostatnio dochodzę do wniosku, ze zeby dobrze się bawić nie trzeba mieć wspomagania zadnego, ajak.
To zależy, na co się nastawiasz paląc maryśkę. Ja mam za ten narkotyk inny, nieco zdrowszy - herbatę, kawę.
No to zdradźcie mi moi drodzy, o czym myśli facet, jeśli widzi ładną kobietę. Tzn. o ile mozna nazwać ten proces myśleniem - w tym czasie jest pod wpływem swojego małego brata,który często jest złym, fałszywym doradzcą. Smutna prawda o naszej rasie (mięcizn)
Wolę złego doradcę, niż kiepskiego radcę.
Ale jeśli załozmy, zakłada ciuchy które od razu budzą mego małego przyjaciela ze snu i wręcz czynią go bardzo niegrzecznym to wtedy coś jest chyba nie tak. Ładnie i modnie to niekoniecznie wyzywająco i ponętnie (choc jest tez róznica między oddziaływaniem na wyobraźnie a oddziaływaniem na, przysłowiowego, pysiora).
To już zależy od tego, co kogo podnieca. A co do ubierania się, taki styl bycia? Taka moda? W końcu lepsze modne dźinsy, niż spódnica prababki.
-
Zdziwiłbyś się. Profesjonalny żołnierz to nie tylko najemnicy, ale to właśnie najemnicy wywodzą się ze zwykłych żołnierzy.
No to mnie zadziw definicją profesjonalnego zołnierza.
A niektórzy rzygają, smażą to na patelni i jedzą. Ot, niby tego też żaden zdrowo myslący, normalny człowiek nie zrobi, nie?
Słuchaj, jeśli porównujesz tego idiote (Dave England?) z Jackassa to zabójców to coś ci się pomieszało :). Wiesz, jakby mi zapłacili odpowiednią ilość kasy, to byłbyś wstanie zjeść własne wymioty, ale co innego zabić człowieka. Wiesz, z perspektywy ciepłego fotela łatwo się rozmawia na takie wzniosłe tematy..
Czyli mam oglądać ten sam program na Explorer, ta?
Nie wiem o co ci chodzi, ale chyba o program jakiś telewizyjny. Wiesz, leciał taki serial Kawaleria Powietrzna- cholernie merytoryczny. Na Discovery tez jest mnóstwo programów o głodzie, AIDS a juz w ogóle w cholere filmów na temat zanieszczyszczeń ziemi, odpadów toksycznych itp.
Nie tylko ja...
Ja akurat wypowiadam się w tematach na które mam jakieś pojęcie. Nie będę z tobą dyskutował o mieczach dwuręcznych czy skuteczności helikopterów bojowych. Ale mozemy pogadać o AKMS-ach czy tez o Piłsudskim :)
To może menadźerem?
zaj***sta dyskusja. To jest "kółko filozoficzne" a nie szlifowanie jadu, right?
To zależy, na co się nastawiasz paląc maryśkę. Ja mam za ten narkotyk inny, nieco zdrowszy - herbatę, kawę.
Postawmy sprawę jasno- paliłeś? Jak nie paliłeś, to nie mamy o czym rozmawiać :)
To już zależy od tego, co kogo podnieca. A co do ubierania się, taki styl bycia? Taka moda? W końcu lepsze modne dźinsy, niż spódnica prababki.
Facetów przy zdrowych zmysłach podnieca kobiece CIAŁO. A im więcej na widoku, tym bardziej pobudza.
-
No to mnie zadziw definicją profesjonalnego zołnierza.
Nie kwestionujący rozkazow. Cholera, wczęsniej pisalem, złoź sobie.
Słuchaj, jeśli porównujesz tego idiote (Dave England?) z Jackassa to zabójców to coś ci się pomieszało . Wiesz, jakby mi zapłacili odpowiednią ilość kasy, to byłbyś wstanie zjeść własne wymioty, ale co innego zabić człowieka.
Ot, niby tego też żaden zdrowo myslący, normalny człowiek nie zrobi, nie?
Normali ludzie. Dotarlo? Normalny osobnik <w domyśle - żołnierz> pozbawiony sumienia, nie jest raczej normalny.
Wiesz, z perspektywy ciepłego fotela łatwo się rozmawia na takie wzniosłe tematy..
Z krzesłą też.
Nie wiem o co ci chodzi, ale chyba o program jakiś telewizyjny. Wiesz, leciał taki serial Kawaleria Powietrzna- cholernie merytoryczny. Na Discovery tez jest mnóstwo programów o głodzie, AIDS a juz w ogóle w cholere filmów na temat zanieszczyszczeń ziemi, odpadów toksycznych itp.
Ty mnie próbujesz zachęcić do oglądania tego?
Ja akurat wypowiadam się w tematach na które mam jakieś pojęcie.
Jasne, oczywiście, mój ty mistrzu.
Nie będę z tobą dyskutował o mieczach dwuręcznych czy skuteczności helikopterów bojowych. Ale mozemy pogadać o AKMS-ach czy tez o Piłsudskim
Jakby rozmów do bladego rana na gg było ci mało.
zaj***sta dyskusja. To jest "kółko filozoficzne" a nie szlifowanie jadu, right?
Raczej odstresowujaca. Ta i co z tego?
Postawmy sprawę jasno- paliłeś? Jak nie paliłeś, to nie mamy o czym rozmawiać
Postawmy sprawę jasno: myślisz? Jak nie myślisz, to nie mamy o czym rozmawiać.
Facetów przy zdrowych zmysłach podnieca kobiece CIAŁO. A im więcej na widoku, tym bardziej pobudza.
To ja mam chore zmysły, bo kobieta ubrana jest nieco barziej atrkacyjna od nagiej. Po to są własnie seksowne bielizny itd.
-
Nie kwestionujący rozkazow. Cholera, wczęsniej pisalem, złoź sobie.
No to patrz, ilu mamy tych profesjonalnych zołnierzy. Wiesz jaka grozi na wojnie kara za kwestionowanie rozkazów?
Ty mnie próbujesz zachęcić do oglądania tego?
Raczej odwrotnie. Programy telewizyjne nigdy nie pokazą wszystkiego, zwłaszcza jeśli chodzi o taki temat.'
Jakby rozmów do bladego rana na gg było ci mało.
Bladego świtu=białego rana. Poza tym większość naszych rozmów kończy się twoim magicznym hasłem i to raczej kiedy jeszcze noc młoda, a do bladego świtu daleko. No i nie trwa zbyt wiele.
To ja mam chore zmysły, bo kobieta ubrana jest nieco barziej atrkacyjna od nagiej. Po to są własnie seksowne bielizny itd.
Seksowne bielizny- czyli takie przez które prawie wszystko widać. Bielizna jest po to (seksowna), zeby ją za chwilę zdjąć.
-
No to patrz, ilu mamy tych profesjonalnych zołnierzy. Wiesz jaka grozi na wojnie kara za kwestionowanie rozkazów?
Bez chwli wachania, bez mrugnięcia okiem, bez sumienia, bez rozumiania tego, co robi. Ot, czysty, zwykły, mechanizm.
Bladego świtu=białego rana. Poza tym większość naszych rozmów kończy się twoim magicznym hasłem i to raczej kiedy jeszcze noc młoda, a do bladego świtu daleko. No i nie trwa zbyt wiele.
Dlatego napisalem bladego świtu... Poza tym, nie marudź.
Seksowne bielizny- czyli takie przez które prawie wszystko widać. Bielizna jest po to (seksowna), zeby ją za chwilę zdjąć.
Prawie robi wielką róźnicę.
-
Bez chwli wachania, bez mrugnięcia okiem, bez sumienia, bez rozumiania tego, co robi. Ot, czysty, zwykły, mechanizm.
No dokładnie tak:D Wiesz, taki stereotyp bezmózgiego rambo to tylko w ksiązkach Forsythe'a- zresztą nawet on jakoś tam ich robi myślących. Dobry zołnierz musi myśleć, musi być inteligentny- i musi czuć. A to co piszesz to jakieś herezje generalnie. No ale wiem, ciebie nie przekonam. Poczytaj sobie np. wspomnienia Chrisa Ryana z SAS (z lekka pod publike pisane, ale prawdziwe).
Seksowne bielizny- czyli takie przez które prawie wszystko widać. Bielizna jest po to (seksowna), zeby ją za chwilę zdjąć.
Aha, sorki. Myślałem, ze czerpiesz wiedzę z programów pseudonaukowych na Discovery Channel, ale ty się opierasz na reklamach zywca. Pozazdrościć, pogratulować :D
-
Aha, sorki. Myślałem, ze czerpiesz wiedzę z programów pseudonaukowych na Discovery Channel, ale ty się opierasz na reklamach zywca. Pozazdrościć, pogratulować
I to pisze ktoś, kto z uporem maniaka ściaga hentai, żeby sobie popatrze...
-
I to pisze ktoś, kto z uporem maniaka ściaga hentai, żeby sobie popatrze...
Ściągam je ze względu na wartosc artystyczną oraz ciekawość. Poza tym, juz wole anime śmiałe i bezpruderyjne niz ten obecny zalew komedyjkami erotycznymi, gdzie co chwila migają majteczki, co chwila jakieś sceny niedwuznaczne i całkowicie denna fabuła udająca mądrą. Nuzy mnie takie maskowanie się i jak oglądać anime, to o czymś, a nie o niby-czymś.
-
Ściągam je ze względu na wartosc artystyczną oraz ciekawość. Poza tym, juz wole anime śmiałe i bezpruderyjne niz ten obecny zalew komedyjkami erotycznymi, gdzie co chwila migają majteczki, co chwila jakieś sceny niedwuznaczne i całkowicie denna fabuła udająca mądrą. Nuzy mnie takie maskowanie się i jak oglądać anime, to o czymś, a nie o niby-czymś.
O czymś, czyli o tym, co jest pokazane wprost? Aha... Kimagure Orange Road też byś do tego zaliczył?
-
Niech ktoś zapoda jakiś problem filozoficzny, bo fajny temat,a nikt nic nie pisze.
Aha... Kimagure Orange Road też byś do tego zaliczył?
Nie, nie zaliczyłbym. Obejrzyj, to pogadamy.
-
Nie, nie zaliczyłbym. Obejrzyj, to pogadamy.
Widzialem. Parę odcinków. Mangę chyba też. I już ci o tym kiedyś pisałem.
Niepolarany temat, gdzie wymagane jest myslenie. Ha.
-
Niepolarany temat, gdzie wymagane jest myslenie
myślę więc jestem, jak to któryś filozof powiedział - czyżby ktoś sugerował, że my zwykli forumowicze to nie są ludzie bo nie myślimy? - a tak na serio - ożywmy jakoś ten temat. pofilozofujmy o czymś - np. o zgubnym wpływie kultury masowej na nasze społeczeństwo.
no więc... hm> kto się wypowie? ja rzuciłem temat - zobazcę waszą reakcję...
-
Media napędzają zgubną machinę jednego wielkiego strachu, niby serwują wszystkie informacje, ale tak naprawdę, przechodzą, te "najgroźniejsze". Apelują o spokój, a sami go niszczą pisząc o zagrozeniu? H5N1.
Dodam, że w Polsce nie ma wolnych mediów....
Zgubny wpływ? wystarczy spojrzeć za okno..by zobaczyć 13 latki z toną makijażu, pępkiem na wierzchu, bzykających się z 20 letnimi dresami, za to, ze ci dają im komórki, czy kupią piwo. Później się chwalą, że one siebzykają i sądorosłe...a jak chcesz im wytłumaczyć coś, to sie nie znasz....jesteś taki, taki, albo taki...one poprostu żyja zasadą sex, drugs & HH/Tekno/POPGirl.
Jeszcze jedno, za przyklad podam mojąsiorke, ma 13 lat, pyskuje starszym, nie słucha ich, ale jednak potrafią ja utrzymać na smyczy...chciałą telefon..bo wszyscy mają i to modne..ale mówie jej po c***j...ale ona chce...ja niechce narazie telefonu..żyje bez niego, a ona jak ja go dotkne to zaraz, ze czytam jej korespondencje...a to, że ona grzebie w moich rzeczach, to nc..bo to modne ;/
-
Media napędzają zgubnąmachinę jedneg wielkiego strachu, niby serwują wszystkie informacje, ale tak naprawdę, przechodzą, te "najgroźniejsze". Apelują o spokój, a sami go niszczą pisząc o zagrozeniu? H5N1.
Dodam ,ze w Polsce nie ma wolnych mediów....
machinę mediów można by zatrzymać - ale wtedy uznano by, że to atak na wolność osobistą obywateli i takie tam. to że w polsce nie ma wolnych mediów - nic nowego - telewizja publiczna jest upolityczniona, a za telewizją prywatną też albo stoją politycy, albo mafia, która żyje własnie z wciskania dragów nieletni9m na przykład.
zgubny wpływ - muzyka propagująca kulturę agresji - a dlaczego mnie wtedy pobiło dwóch dresiarzy ?? bo na ulicach jest niebezpiecznie i można zarwać w ryja - jak to leci w niektórych HH kawałkach. w ogóle my polacy to naród złodziei, krętaczy, pijaków i banda debili - taka piosenka też była - z nią się w pewnym sensie zgadzam - jako naród tak naprawdę jesteśmy 100 lat za aborygenami
wracając do kwestii używek - oglądałem niedawno po raz n-ty filma Sara. pamiętacie tego dilera spod szkoły, co mu boguś linda wpieprzył. to najzabawniejszy był komentarz tego no szefa mafii granego przez perepeczkę - nie zmuszam ich do kupna tego świństwa - sami sobie to kupują. - no cóż - mafia nie musi zmuszać - robi to za nich kultura masowa. jak obstawiacie, za iloma kapelami tej 'współczesnej" kultury stoi mafia ??
-
Nie popadajmy w paranoje znówu, HH to chwilowy i niestety zgubny trend, śpiewają o biedzie, a obwieszenie złotem.
Nastolatki...hmm..nie od dzisiaj sie przekonuje, ze dziewczyny są gorsze od chłopców (no offence nasze damy), u mnie w klasie, 1 chłopak chleje..a dziewczyn? ze 10 chleje, a 6 pali...morał? zbędny..
Pozatym jak słyszę" idizemy.....gdzieś....i sie najebiemy w maxa i będzie fajnie", to jest mi ich zal..zniszczą sobie życie, bo to jest modne, moja była dziewczyna..kiedyś była inna, normalna...teraz pop-kultura/HH/tekno....zaczeła chlać, palić...szkoda słów...zdzira sie zrobiła..daje sie macać za wysłanie SMS z czyjegoś telefonu lub troszke kasy :/
Najgorsze to ,ze nawet jeśli chcesz pomóc im (jak ja) to niestety..oni niechcą, bo uważają, ze oni są najlepsi, a ten co nie pije/pali/ćpa to gorszy jest.
-
Nie popadajmy w paranoje znówu, HH to chwilowy i niestety zgubny trend, śpiewają o biedzie, a obwieszenie złotem.
który rozwija się dobre ponad 10 lat, ale dopiero ok 2000 roku wyszedł z ukrycia, wcześniej był znany może dzięki ludziom takim jak Liroy - ale on był naprawde świetnym raperem - on tworzył a nie tak jak spora część HH mułków - robił syf na odpiernicz się, aby Polska nie zginęła
Nastolatki...hmm..nie od dzisiaj sie przekonuje, ze dziewczyny są gorsze od chłopców (no offence nasze damy), u mnie w klasie, 1 chłopak chleje..a dziewczyn? ze 10 chleje, a 6 pali...morał? zbędny..
dziewczyny w tym wieku łatwiej ulegają wpływom, potem się to stabilizuje jakoś. znaczy się - albo wrócą na ścieżkę sprawiedliwości :P, albo zostaną żdzirami do końca
Pozatym jak słyszę" idizemy.....gdzieś....i sie najebiemy w maxa i będzie fajnie", to jest mi ich zal..zniszczą sobie życie, bo to jest modne, moja była dziewczyna..kiedyś była inna, normalna...teraz pop-kultura/HH/tekno....zaczeła chlać, palić...szkoda słów...zdzira sie zrobiła..daje sie macać za wysłanie SMS z czyjegoś telefonu lub troszke kasy krzywus.gif
nieprawda, kiedyś młodzież też chlała, ale nie na taką potęge jak to ma miejsce dzisiaj. jeśli idzie o potęgę w chlejącej młodzieży to prym wiodą punki - mam z nimi doczynienia na codzień. ale to prawda - współczesna kultura zdeprawowała nam tak młodzież, jak nic wcześniej - nawet jarocin i woodstock tak nie deprawują jak współczesna masówka
Najgorsze to ,ze nawet jeśli chcesz pomóc im (jak ja) to niestety..oni niechcą, bo uważają, ze oni są najlepsi, a ten co nie pije/pali/ćpa to gorszy jest.
też niezawsze... zdarzają się wyjątki. ja osobiście już kilka koleżanek palenia oduczyłem...
-
Smogu, pisałem na swoim przykłądzie, nie uogólniam, bo znam wiele dziewczyn, co popiją ale są inteligentne i normalne...
dziewczyny w tym wieku łatwiej ulegają wpływom, potem się to stabilizuje jakoś. znaczy się - albo wrócą na ścieżkę sprawiedliwości tongue.gif, albo zostaną żdzirami do końca
sądząć po ich postanowieniu "przelecieć wszystkich facetów w liceum" to racze to 2 ;]
nieprawda, kiedyś młodzież też chlała, ale nie na taką potęge jak to ma miejsce dzisiaj. jeśli idzie o potęgę w chlejącej młodzieży to prym wiodą punki - mam z nimi doczynienia na codzień. ale to prawda - współczesna kultura zdeprawowała nam tak młodzież, jak nic wcześniej - nawet jarocin i woodstock tak nie deprawują jak współczesna masówka
niezgodze sie, obcuje z paroma punkami, a ci conajwyżej tabake powciagają XD raz do czasu sie napiją, chleją pop-panienki i mega 'ziomale', nie pijesZ? jesteś nikim...tak teraz jest w gimnazjum, ale ja mam szczęście do kolegów...naprawdę mogę ich tak nazwać.
też niezawsze... zdarzają się wyjątki. ja osobiście już kilka koleżanek palenia oduczyłem...
patrz moją 1 odp. w tym poscie.
Ja idę spać narazie, bo znów będę miał oczy jak ślimak..na szypułkach XD
-
sądząć po ich postanowieniu "przelecieć wszystkich facetów w liceum" to racze to 2 ;]
wszystkich to będzie mały problem XD
niezgodze sie, obcuje z paroma punkami, a ci conajwyżej tabake powciagają zeby.gif raz do czasu sie napiją, chleją pop-panienki i mega 'ziomale', nie pijesZ? jesteś nikim...tak teraz jest w gimnazjum, ale ja mam szczęście do kolegów...naprawdę mogę ich tak nazwać.
ech... co Ty Musiol wiesz o polskim punku XD jarocin to był swego czasu największy zlot AA w polsce :) dopóki przynajmniej punka tam grano - zresztą patrzę po akademiku - my "metalowcy" i fani rocka też pijemy sporo. ale że tak powiem - tu jest różnica - czasem pamiętamy o tym, że jest umiar i nie zalewamy siew trupa. pop-panienki i mega 'ziomale'
chleją do upadłego. zawsze. i najlepsza impreza to taka po której będzie szybki numerek. nieważne gdzie. wstydu ta młodzież nie ma za grosz (odezwał się stary piernik :F )
-
Z perspektywy czasu wiem... a trochę strasza jestem od Was (ale ciii^^) że do końca tak nie jest. W dzisiejszych czasach na młodzież czyha zbyt wiele pokus, więcej niż było to za moich czasów (tak mówi babcia Miyone). Zawsze mnie zastanawia co skłania tych młodych ludzi do podobnego zachowania, czy tylko media? Teoretycznie jeżeli ktoś jest istotą myślącą powinien wiedzieć, że takie choćby palenie na pokaz, upijanie się do nieprzytomności nie jest dobrą rzeczą. Ja jakoś nigdy nie miałam z podobnymi pokusami problemu. Być może dlatego, że rodzice zawsze mi powtarzali, że jeżeli chcę spróbować alkoholu lub papierosów mogę to zrobić w domu, a nie chować się po kątach. Wiem po sobie, że wymaga to nie lada odwagi aby powiedzieć znajomym nie, nie idę z wami, bo mnie to nie interesuje. A bycie odrzuconym przez środowisko to raczej średnio przyjemna rzecz... Później spotkałam jednak innych ludzi, podobnych do mnie, których nie interesowały używki (a komputery^^) Cieszę się, że wtedy miałam odwagę odmówić. :)
A teraz idę spatki. Dobranoc^^
-
Zawsze mnie zastanawia co skłania tych młodych ludzi do podobnego zachowania, czy tylko media?
zależy co mamy na mysli mówiąc media - czy tylko radio i tv, czy takkże prasę.... tak prasa - porady seksuologów w gazetkach tybu Bravo czytanych przez dziewczyny w wieku 12-18 lat 9 a i starsze panny kupujące tego szmatławca widziałem
Teoretycznie jeżeli ktoś jest istotą myślącą powinien wiedzieć, że takie choćby palenie na pokaz, upijanie się do nieprzytomności nie jest dobrą rzeczą.
No własnie wszyscy im mówią - rodzina , szkoła, kosciół... a oci - się buntują - kiedyś młodzi buntowali się inaczej - a teraz z racji tego że nie mają innych wzorców idą za tymi propagowanymi przrzez mass-media.
Być może dlatego, że rodzice zawsze mi powtarzali, że jeżeli chcę spróbować alkoholu lub papierosów mogę to zrobić w domu, a nie chować się po kątach
jeśli idzie o papierosy to ja moich musiałem oduczać palenia :) ale jeśli idzi o piwko - przed ukończeniem 18 roku życia może 4-6 razy sięgnłąłem po alkochol - z czego dwa razy w większej ilości - z alkoholem nigdy nie miałem problemów
Wiem po sobie, że wymaga to nie lada odwagi aby powiedzieć znajomym nie, nie idę z wami, bo mnie to nie interesuje. A bycie odrzuconym przez środowisko to raczej średnio przyjemna rzecz...
dla mnie nigdy to nie był problem... zawsze byłem sam i do tego przywykłem...
ja miałem ułatwioną sprawe - mieszkałem na małej wsi i do najbliższego kolegi miałem z 1,5 km, bo mieszkamy na uboczu ....własciwie do 15 roku życia nie miałem kontaktu z miastem. a wtedy miałem już po części wykształconą osobowość. miasto potem mnie już nie zmieniło...
spiacy jestem... już powoli przestaje myślec :) cya, ciau i do rana :P
-
a trochę strasza jestem od Was (ale ciii^^)
wiemy ;]
zależy co mamy na mysli mówiąc media - czy tylko radio i tv, czy takkże prasę.... tak prasa - porady seksuologów w gazetkach tybu Bravo czytanych przez dziewczyny w wieku 12-18 lat 9 a i starsze panny kupujące tego szmatławca widziałem
tu Smogu ma racje, szmatławce które są czytane, blee..siorka to kupuje..i boże uchroń
No własnie wszyscy im mówią - rodzina , szkoła, kosciół... a oci - się buntują - kiedyś młodzi buntowali się inaczej - a teraz z racji tego że nie mają innych wzorców idą za tymi propagowanymi przrzez mass-media.
bunt buntem, ja też się buntuje ale nie w taki sposób, buntować się można w inny sposób...
Wiem po sobie, że wymaga to nie lada odwagi aby powiedzieć znajomym nie, nie idę z wami, bo mnie to nie interesuje. A bycie odrzuconym przez środowisko to raczej średnio przyjemna rzecz...
dla mnie nigdy to nie był problem... zawsze byłem sam i do tego przywykłem...
me too, wszystko wymaga swojej akceptacji, wolę być sam, niż stoczyc sie tak nisko.
-
bunt buntem, ja też się buntuje ale nie w taki sposób, buntować się można w inny sposób...
niby można - ale gdzie szukać wzorców do takiego buntu? - a współczesne mass media nie ukazują alternatywy jakoś - wszystko jest nastawione na muzykę pop i hip hop wystarczy włączyc Vive albo MTV - beznadzieja. Niby są też puszczane jakieś punkowe kapele, ale tak naprawdętaki GreenDay nie ma z prawdziwym punkiem zbyt wiele wspólnego. i ten ehem blok 27 - co stał sie taki modny i sie robi na punkowy zespól.... to jest popik pełną gembą. ale w tym przypadku potępic należy też ich rodziców - pozwalają tym gówniarom na to. ludzie one mają po 13 lat... młodzież za bardzo nie ma alternatywy serwowanej wprost - nie wie też gdzie za bardzo jej szukać. dlatego zdecydowana większość idzie na łatwiznę... - i widać to na ulicach gdy idziesz i musisz uważać, aby jakiś dresik z nudy i braku czegoś lepszego do roboty nie zapragnął ci wpieprzyć
me too, wszystko wymaga swojej akceptacji, wolę być sam, niż stoczyc sie tak nisko.
wszystko ma swoje granice.... czasem człowiek ma dość swojej samotności.... ja tez nie mam ochoty sie staczac, ale czasem mam dosc samotnosci.... w mojej okolicy - w moim domu nie mam kolegow wsrod rowiesnikow za bardzo.... i to mie boli czasem
-
niby można - ale gdzie szukać wzorców do takiego buntu? - a współczesne mass media nie ukazują alternatywy jakoś - wszystko jest nastawione na muzykę pop i hip hop wystarczy włączyc Vive albo MTV - beznadzieja. Niby są też puszczane jakieś punkowe kapele, ale tak naprawdętaki GreenDay nie ma z prawdziwym punkiem zbyt wiele wspólnego. i ten ehem blok 27 - co stał sie taki modny i sie robi na punkowy zespól.... to jest popik pełną gembą. ale w tym przypadku potępic należy też ich rodziców - pozwalają tym gówniarom na to. ludzie one mają po 13 lat... młodzież za bardzo nie ma alternatywy serwowanej wprost - nie wie też gdzie za bardzo jej szukać. dlatego zdecydowana większość idzie na łatwiznę... - i widać to na ulicach gdy idziesz i musisz uważać, aby jakiś dresik z nudy i braku czegoś lepszego do roboty nie zapragnął ci wpieprzyć
jak zaczynałem grać, mówili, że sobie życie zmarnuje...a teraz? jestem porządny jak nic, mogę stwierdzić, że gry nauczyły mnie paru wartości(wiem, głupie, ale prawdziwe), mogę powiedzieć, nie mam zbytnich autorytetów, poprostu podchdze do wszystkiego z dystansem
wszystko ma swoje granice.... czasem człowiek ma dość swojej samotności.... ja tez nie mam ochoty sie staczac, ale czasem mam dosc samotnosci.... w mojej okolicy - w moim domu nie mam kolegow wsrod rowiesnikow za bardzo.... i to mie boli czasem
wiem, można mówić, że samemu jest fajnie..ale czasem potrzeba kogoś, by z nim pogadać....zawsze masz mnie..a ja Ciebie :P
-
jak zaczynałem grać, mówili, że sobie życie zmarnuje...a teraz? jestem porządny jak nic, mogę stwierdzić, że gry nauczyły mnie paru wartości(wiem, głupie, ale prawdziwe), mogę powiedzieć, nie mam zbytnich autorytetów, poprostu podchdze do wszystkiego z dystansem
wszystko zależy jak podchodzisz do gier - czy z dystansem, czy.... potem są takie przypały, że albo zabija kolega kolegę, albo dzieci sie wieszają, bo gra była za trudna... gry też nie są dla każdego.
gry uczące wartości - jest ich trochę.... ale trzeba czytać i myśleć... ilu to ja znam co próbowałem ich do jakiegoś rpg-a nakłonić... zazwyczaj rezygnowali - bo tam czytać trzeba... to jest kolejny problem - czytanie
do mojego współlokatora zagadała kiedyś na gg jakaś 17-ka. oczywiście fanka HH i Techno. próbowała wdać się w rozmowę z nim - punkiem lat 22. jaj pytania - "masz laskę" ? "masz brykę?" - wszystko wokół tego chodziło (napalona nastolatka na gościa z własnym samochodem) - gdy on próbował zmienić tok rozmowy na książki - to już był niedobry, bo o czym on w ogóle do niej rozmawia.. 70% polaków nie czyta książek - nie chodzi mi tu o czytanie z przymusu czy coś - chodzi mi tu o czytanie dla przyjemności... zrywamy się do czytania jak jakąś książkę sfilmują, tak, wtedy wszyscy to czytają - i w Empikach zaraz pełno książek z ilustracjami z filmu rzecz jasna... a tak? nie czytamy dla przyjemności. poprzednie pokolenie dużo czytało, mało telewizji oglądało - i nie mówię tu o naszych rodzicach. spójrzcie na typowego 30 latka - w tym wieku też oczywiście zdarzają się odchyły, ale znacznie mniej. a współczesne hm... pop pokolenie od 12(wiem, to tragiczne, ale już w tym wieku gówniażeria zaczyna szaleć - wiem po praktykach z podstawówki) do 25 lat to 75 % lolitek, łatwych panienek i super ziomali plujących sobie pod nogi i będacych cool....
-
O rany rany.. odgrzewamy temat "młodzież-jest-be"... miło, bo się z nim zawsze dobrze czułem... ale, że nie mam dzisiaj zdrowia na pisanie długich postów, to zapoznajcie się z tym... Jakiś straszny mądrala to napisał i zgadzam się z nim w zupełności heh...
Naszła mnie nowa myśl.... tylko nie wiem, czy uda mi się ją jakoś sformułować... jak chodzę do szkoły, to potem w domu nie potrafię normalnie myśleś. Dobra.... z grupsza chodzi o "Dlaczego ludzie identyfikują się z subkulturami"... chodzi mi o to, że u podstaw wszystkich subkultur stoi popkultura (nienawidzę popkultury....), czyli zjawisko podświadomego nakładania na nas różnych gustów i przekonań poprzez massmedia. Wiem..... to trochę mętne, ale zwróćcie uwagę, że gdy coś jest "na fali", to nagle z nikąd pojawiają się setki ludzi, którzy to kochają, a gdy coś przestanie być modne, wstydzą się do tego przyznać. W naszych czasach zachodzi taki paradoks, że telewizja (główne póki co źródło popkulturowych wpływów) kształtuje naszą osobowość postępowanie, zamiast być kształtowaną przez nas. Konkretniej mówiąc chodzi o to, że mała grupka ludzi (co miesiąc jest modne co innego, więc ta grupka się ciagle zmienia) kształtuje massmedia, a następnie massmedia kształtują nas tak, żebyśmy się do tej grupki upodobnili. Dobra..... wiem, że to coraz bardziej mętne i trąci teorią spisku, ale zastanówcie się... skąd się biorą takie łyse małpy bez szyi, odziane w dresy, jeśli nie z tego, że ktoś (lub bezpośrednio właśnie massmedia) zaszczepiły im w ich niedorozwiniętych głowach obraz świata, w którym posiadanie bicepsa wielkości małego samochodu jest cechą pozytywną. Skąd się biorą wytapetowane laski robiące się na J. Lopez, jeżeli ta wokalistka nie zaszczepiła w ich chorych umysłach pogląd, że takie kobiety się podobają mężczyzną. Większość populacji jest niewolnikami poglądów, które nie należą i nigdy do nich nie należały, i co śmieśniejsze wszyscy oni twierdzą, że są oryginalni, i że są sobą. Czy nie są to przykłady "żywych syndromów rozkładów naszych czasów' (cytat, z dramatu Sławomira Mrożka "Tango") Dobra.... lepiej wrócę do meritum, puki się jeszcze bezpowrotnie nie zamotałem. Subkultura..... metale, skejci, punki, dresi i miliony innych mniejszych grupek. Czy przynależność do subkultury nie jest czasem dowodem, na to, że w naszej głowie została zaszczepiona jakaś idea.... jakiś punkt widzenia, którego staramy się trzymać niczym metaforyczny rozbitek ostatniej deski, żeby nie utonąć w morzu medialnego kiczu i beznadzieji (cholera.... ale fajnie zabrzmiało... lepiej to gdzieś zapiszę, żeby mieć na później). Rozumiem, że subkultury są kształtowane przez ich członków, i że tak naprawdę jedna grupa skejtów, może mieć na wszystko inne poglądy niż inna grupa, ale jeśli sięgnąć głębiej, to punktem wyjściowym każdego z nich było coś, co zaobserwował w telewizji/internecie/życiu. Nęka mnie ta myśl, że wszyscy przedstawiciele subkultur są właśnie czymś takim.... zwykłą grupą, która została w podobny sposób ukształtowana przez napływające z ekranu idee i myśli. Nie wiem czemu męczę sie takimi myślami, ale logika i mój surowy obiektywizm (jedna z niewielu rzeczy, które mi się w sobie podobają) kiedują mnie własnie na ten tok rozumowania. Możliwe, że ja się mylę. Możliwe, że ktoś zaraz przedstawi argumenty, które wykażą niezbicie, że to co nazywam tutaj grupami subkulturowymi, to poprostu grupy przyjaciół o podobnych zainteresowania.... naprawdę chciałbym się mylić... może wtedy świat się okaże bardziej kolorowy.., albo przynamniej mniej szary... Jeszcze jedna sprawa. Co nam każe przynależeć do subkultur.... czy jest to chęć spełnienia się, przebywając w podobnym towarzystwie, dzieląc te same tematy rozmów? Czy jest to zwykła ludzka potrzeba nawiązywania socjalnych więzi? Czy wynika ona z braku asertywności ludzi dzisiejszej epoki? Czy może znowu bredzę bez sensu i tak naprawdę rozwiązanie tego problemu jest banalnie proste? (zazwyczaj człowiek żadko wpada na najprostrze rozwiązanie, bo wie, że w naszej chorej rzeczywistości, żadko jest ono takie). I ostatnia sprawa. Chciałbym tu wykazać jeszcze jedną formę zniewolenia umysłów na poziomie podświadomym, też powiązaną z subkulturami. Czy staliśmy się takimi egoistami, by oceniać człowieka po fryzurze, muzyce jaką słucha, jego hobby, spodniach jakie nosi i obuwiu jakie ma na nogach. Bo to są główne wyznaczniki przynaleźności do danej subkultury. Czy stereotypy takie jak dres-złodziej telefonów komórkowych i niedorozwój, metal-buntownik niszczący śmietniki i kradnący znaki drogowe, skejt-gwałciciel staruszek zostały stworzone przez inne, stojące w opozycji subkultury (wiadomo nie od dziś, że niektóre grupy nie lubią sie wzajemnie), czy moze to kolejny przejaw tego, jak massmedia zręcznie nami manipulują. Mówię tu ciągle o "nas", ponieważ nie jestem takim egoistą by myśleć, że i mnie to nie dosięga. Sam wierze w stereotyp dresa, ale żaden nigdy nie ukradł mi komóry (bo nie mam telefonu.... dlaczego? nie chce mi się następnego referatu pisać), więc chyba taki pogląd na noszących sportowe ubranie mężczyzn został mi sztucznie zaszczepiony odgórnie. Dobra.... koniec..... jeszcze trochę i zaczniecie mi wierzyć. Podzieliłem się z wami moim punktem wiedzenia.... Możliwe, że te pół kilometra powyższego tekstu to stek ładnie ubranych bzdur, które ni jak nie mają się do otaczającej nas rzeczywistości i są tylko shizofreniczną myślą rodem ze szpitala psychiatrycznego. Wykażcie mi proszę, czy to ja jestem czybkiem, czy to cały świat jest chory.... nie wiem co mnie bardziej ucieszy..
PS. cholera....długi ten post.... chyba mi to długo na sercu leżało... aż zawiało klimatem z postów qiaxa...
-
Co nam każe przynależeć do subkultur.... czy jest to chęć spełnienia się, przebywając w podobnym towarzystwie, dzieląc te same tematy rozmów? Czy jest to zwykła ludzka potrzeba nawiązywania socjalnych więzi?
człowiek jest istotoą społeczną - jest to zakodowane w podświadomości - na psychologii o tym miałem. jakie społeczeństwo dookoła ciebie, taka większość jego ogniw. a że kultura ostatnio wecz na chama serwuje nam wizerunek różowej pindy spod latarni i elo-spoko-mega-zioma - to takie mamy tego zezultaty.
Czy wynika ona z braku asertywności ludzi dzisiejszej epoki?
raczej ciągłego niezdecydowania i liczenia się z opinią innych. i to nie dotyczy tylko subkultur... pisałem o tym wyżej....
metal-buntownik niszczący śmietniki i kradnący znaki drogowe, skejt-gwałciciel staruszek
a to ciekawe... hm, skąd masz te dane? bo o niszczeniu smietników i kradzieży znaków drogowych pierwsze słyszę ^_^
Wykażcie mi proszę, czy to ja jestem czybkiem, czy to cały świat jest chory.... nie wiem co mnie bardziej ucieszy..
skomentuje to jednym z moich ulubionych cytatów z Baldura 1 - "wszyscy jesteście durnie" :)
oki, żeby nie wyjść na totalnie nakierowaną szują anty HH to teraz ponażekam na metalowców... a tak. zwłaszcza na tych mroooocznych, w swym mroku tak mrocznych, że aż przesada. chodzi toto całymi dniami i pod nosem mruczy cały czas "satan. satan" - skąd to się wzięło... kiedyś KISS się malowali na miało czarno na twarzy. ale dziś to co można zauważyć u tych black - dark - death - metalowców, jest już .... hm... conajmniej śmieszne. a potem się dziwic, czemu się nas starsze panie na ulicy boją ;)
-
oki, żeby nie wyjść na totalnie nakierowaną szują anty HH to teraz ponażekam na metalowców... a tak. zwłaszcza na tych mroooocznych, w swym mroku tak mrocznych, że aż przesada. chodzi toto całymi dniami i pod nosem mruczy cały czas "satan. satan" - skąd to się wzięło... kiedyś KISS się malowali na miało czarno na twarzy. ale dziś to co można zauważyć u tych black - dark - death - metalowców, jest już .... hm... conajmniej śmieszne. a potem się dziwic, czemu się nas starsze panie na ulicy boją wink.gif
do słuchających HH nic nie mam, ale do normalnych ludzi, którzy go słuchają, nie dresy/pseudokibole
pozatym śmieszą mnie dzisiejsze pseudo-punki, pacyfki i inne dupsy na plecakach, a nie znają znaczenia tego znaku, słuchają Green day i innych pop-punkowców i uważają sieza punków. Tak samo pseudo-metale, którzy uwarzaja, ze Linkin park, evenescene czy inne zespoły to metale przwdzie...ta...tru-evil metal, 12 latka ubrana na czarno..rysująca pentagramy na ławkach w szkole
-
Tendencja jest taka z metali których znałęm, wszyscy kudły zrzucili, garnitury przyodziali i są porządni, słuchają muzyki poważnej, chodzą na balety itd... poprostu nie skomentuje, ja tam nigdy kudłów nie zapuszczałęm, zanim zacząłem ubierać sie jak "true-evil-madafakin-metal" to chodziłęm w zwykłych ciuchach jakieś bojówki adidaski itd, nawet przypominałem bardziej drecha niż metala i nikt uwierzyć nie mógł że słucham tego czego słucham.
Gdybym powiedział że toleruje hh to bym skłamał i większość ludzi na forum o tym wie, ta muzyka jest poprostu dla mnie spalona, bo kiedy stopniały śniegi i neandertalczycy odtajali, znowu słysze na moim osiedlu debili puszczających mi na full 1.8 litra czy inne peje albo mezo... całe szczęście że sprzęt mają słaby i szczelne okna mnie ratują.
co do starszyzny, dziś w tramwaju nr.5 kiedy jechałęm z wynikami prześwietlenia klatki piersiowej jakaś babcia z mocherowego komanda wraz ze swoją towarzyszką w boju o moralność narodu polskiego, zaczęła prawić morały na temat bluzy którą akurat miałem na sobie, miała problem do krzyża owiniętego łańcuchami i jakiegoś truposza wstającego z grobu pod celtyckim krzyżem :/ jeszcze bardziej zniesmaczył ją brak mojej reakcji na te komentarze, więc skwitowała wszystko stwierdzeniem jaka ta młodzież dziś zepsuta... co najgorsze już nie czuje sie jak młodzież, mam 20 lat a czuje sie jakbym miał 20 do setki...
ale nic to nie widziałem żebyście pisali na jakiś konkretny temat więc dopisałem trochę bo na bezsenność cierpię...
-
skomentuje to jednym z moich ulubionych cytatów z Baldura 1 - "wszyscy jesteście durnie"
STAŃ PRZECIW MNIE! STAŃ PRZECIW NO-WE-MU PA-NU ZBRODNI!
Tendencja jest taka z metali których znałęm, wszyscy kudły zrzucili, garnitury przyodziali i są porządni, słuchają muzyki poważnej, chodzą na balety
Dokładnie :) Kiedyś nosiłem długie włosy, ubierałem się na czarno (teraz tez, ale trochę w innego rodzaju ciuchach), jestem powazny (czasami az zbyt przesadnie i mnie to denerwuje. Nawet jak z kumplami gadam wrzucam jakieś teksty w stylu "w kazdym bądź razie" "co więcej" i w ogóle spowazniałem, co mnie denerwuje we mnie). Słucham muzyki powaznej :F
HH to dla mnie nie muzyka. Ostatnio to cyrk. Kiedyś to był głos najbiedniejszych, głos młodziezy, głos normalnego, szarego człowieka, który pragnie się wyrwać z biedy, ignorancji i chce wykrzyczeć to co go boli. Dzisiaj to melodeklamacje, ba, czasami nawet podśpiewujki. śpiewają o biedzie, ubrani w ciuchy markowe i b. drogie. Palą na klipach dolary, udają "gangsterów". Trend z zachodu, gdzie PIMP czy GANGSTA to juz coś normalnego. Ale tam to ma korzenie, nie u nas. U nas to pozerka. POZERSTWO to oblicze dzisiejszego HH. Godne pozałowania i potępienia i ja potępiam dizsiejszy hh. Nawet peja śpiewa ze "reprezentuje biede" i "mam dwadzieścia osiem lat- ile tlustych moze siedem" wystarczy. Kazik śpiewał kiedyś "jedynie wiarygodny jest artysta głodny (...) bo artysta syty, nie ma nic do powiedzenia". Slogany, takie jak andergrand, nielegal, dziś nic nie znaczą. HH to juz nie podziemie, to MTV, VIVA i powszedność. Upadła idea tej muzyki. Słuchacze słuchają bo to jest trendi. Bardziej, niz dziś Brytnej-brzydal, czy jakieś tam inne pierdoły.
Techno- nie potępiam, czasami sam lubie sobie puścić jakiś delikatny ambient. Ale nie jest to nic wartego uwagi, zadne dzieło sztuki. W pierwszym lepszym programie do tworzenia muzyki mozna robić takie kawałki. Ja wole coś z duszą, a techno to odgłosy kosiarki trawy, która to dzisiaj zerwała mnie ze snu (fakt faktem, była godzina 14 :F )
Dresiarstwa nie lubie. Subkultury niszczą indywidualność, a to jest dla mnie najwazniejsze. Najwazniejsza jest oryginalność, którą kazdy z nas w sobie nosi, a przyłączanie się do grupy- zabija to w nas i wymaga posłuszeństwa, potrzeby wspólnoty kosztem częśto jakichś tam pierdółek. Sory, ze juz bełkocze, ale zmęczony jestem (tak to jest jak się śpi 21h na dobe :-D )
Najbardziej cenie sobię osobników chodzących własnymi ściezkami, które nie boją się własnych poglądów, własnej odmienności - byleby nie afiszowali się z nią napaszczywie. Wzorów do naśladowania nie mam, sam sobie łącze cechy które najbardziej mi pasują i tworze z tego jakiś tam własny wizerunek, który i tak często się zmienia. Do zadnej z subkultur nie naleze i nie ciągnie mnie do zadnej. Give a bit of YM to me, and I give a bit of YM to you.
Fajny temat, cześciej piszcie :)
-
Subkultury niszczą indywidualność
zacytuję tu moją dziewczynę: "zależy jak leży albo stoi"
częściowo mogę sie z tym stanowiskiem zgodzić, ale tylko częściowo gdyż wszystko zależy od człowieka jego znajomych i subkultury jaką chce reprezentować.
Subkultury powinny dawać nam komfort akceptacji, nie powinniśmy w nich odczuwać presji a jednak sami ją tworzymy, ludzie o wyższej charyźmie wyznaczają co jest cool a co do bani, ci którzy są ulegli to przejmują. Podsumowując subkultury niszczą indywidualność jednej jednostki dając możliwość rozkwitnięcia drugiej, coś za coś, czyli prawidłowo. Są oczywiście subkultury które nic nie wnoszą i rzeczywiście tylko szkodzą (ahoj dresy), jednak do subkultury należysz jeżeli czujesz sie jej członkiem, nie masz legitymacji, ani innych zniżek w tramwajach, słuchasz takiej a takiej muzyki, czujesz że wartości reprezentowane przez grupe są Ci bliskie, uzyskujesz w grupie akceptacjie i bardzo dobrze, jak wiadomo człowiek jako zwierze stadne potrzebuje odrobiny zrozumienia, jeżeli z jakiegoś powodu nie znajduje go w rodzinie szuka środków zastępczych, subkultury pomagają rozwinąć skrzydłą silnym a tłamszą jak zawsze słabych ale taki już jest ten świat, musisz być wilkiem a nie baranem.
Co prowadzi do tematu wiary, dlaczego ludzie wierzą w nadstawianie policzka a jednak świat wygląda tak jak wygląda... ale to nie do tematu mój prywatny oftop.
HH to dla mnie nie muzyka.
HH nigdy nie był muzyką, to walenie płytą chodnikową o płyte chodnikową zamknięte w dziesięcio sekundowym lopie, okraszone seplenieniem domorosłych "gangsterów", ostatnio nawet nie noszące już żadnych znamion jakiegokolwiek głębszego przekazu...
Najbardziej cenie sobię osobników chodzących własnymi ściezkami
Zadałem sobie pytanie, czy jestem taką osobą ? Powiem Ci szczerze, że bardzo niewielu może pozwolić sobie na taki komfort, w tych czasach nie ma własnych ścieżek, są ścieżki uczęszczane i zapomniane, ale staram sie kroczyć tymi zapomnianymi gdyż są bardziej ekscytujące i pozwalają wnieść do naszego życia troche świeżości. Nie mogę powiedzieć czy jestem indywidualistą czy nie, o tym mogą sie wypowiedzieć inni ludzie, ale na pytanie czy jestem nieszablonowy, odpowiem oczywiście twierdząco, a przynajmniej staram sie ;)
ale nic to nie widziałem żebyście pisali na jakiś konkretny temat więc dopisałem trochę bo na bezsenność cierpię...
A ja dalej nie śpie ;)
-
częściowo mogę sie z tym stanowiskiem zgodzić, ale tylko częściowo gdyż wszystko zależy od człowieka jego znajomych i subkultury jaką chce reprezentować.(...)
Takie idealistyczne podejście trochę :) Moje też jest idealistyczne, ale zgadzamy się generalnie mówiąc. Najlepiej byłoby sympatyzować z daną subkulturą, eklektyzując [nowe słowo :) ] z nich swoj własny wizerunek, czerpiąc i być może też dając. To też kwestia osobowości, czy ktoś sam podąża jak baran w stadzie za jakimś obranym przez nie guru-pasterzem, czy po prostu przygląda się, rozmawia z przywodcą/baranami.. No, mówie, kwestia osoby.
HH nigdy nie był muzyką, to walenie płytą chodnikową o płyte chodnikową zamknięte w dziesięcio sekundowym lopie,
Jak mawia p. Cymański, hola hola. Trochę się zagalopowałeś- ja też nie lubie HH, ale nie możesz zanegować tej idei, którą dawny (tzw. oldschoolowy) głosił. Teraz to pozerstwo i żerowanie na kasie, upadek myśli, ale kiedyś to było coś. Kiedyś to byl głos ludzi z getta, ludzi z osiedli, blokowisk. Wydawanie płyt w domowych studiach, zero popuarlności. Teraz to wielkie koncerny, koncerty, masowe wydania płyt i obecność w mediach. HH został zjedzony przez komercję. Nawet sama nazwa HH jest czymś innym, niz ongiś rap.
Zadałem sobie pytanie, czy jestem taką osobą (...)
Może i zapomniane, ale własne. Może rzadko uczęszczane, ale też własne. [tym samym można powiedzieć, że własną ścieżką jest ściezkapopularna :F]. Chodzi mi o to raczej, że osoba sama wybiera sobie kształt i formę i walczy z ich narzucaniem. Jest takich ludzi trochę, ale są trudno dostepni, sami się izolują. Ja też staram się być i przegięciem byłoby chełpliwe oznajmienie, iż jestem. Ups, znowu popadam w schemat ;) Schemat "skromności" oraz schemat niepopadania w schemat :)
A ja dalej nie śpie
Ja toże. Miałem spać :F
-
Ech... Bede pisał w kolejności wypowiedzi. Inaczej nie chce mnie się.
_dark_cloud_
myślę więc jestem, jak to któryś filozof powiedział - czyżby ktoś sugerował, że my zwykli forumowicze to nie są ludzie bo nie myślimy? - a tak na serio
Częstotliwość ukazywania się nowych postów w tym temacie, jest wprost... Czekaj, nie wyrabiam się z odpowiedzią. Wiesz, czlowiek, ludzie, to nazwa gatunku <bądź co bądź>, wiec gdy pisalem, że wymagane jest myślenie - to można być człowiekiem, być jednym z ludzi bez myślenia. Ot... Bez jedzenia żyć można tydzień, bez wody kilka dni, bez powietrza parę chwil, a bez myślenia wiele, wiele lat.
a tak na serio - ożywmy jakoś ten temat. pofilozofujmy o czymś - np. o zgubnym wpływie kultury masowej na nasze społeczeństwo.
no więc... hm> kto się wypowie? ja rzuciłem temat - zobazcę waszą reakcję...
Niech mnie... Znowu to samo - ktos coś pisze nowego, ale nie podzieli się swoim zdaniem, jakby badał rynek i grunt. Ciekawe.
Musiolik:
Media napędzają zgubną machinę jednego wielkiego strachu, niby serwują wszystkie informacje, ale tak naprawdę, przechodzą, te "najgroźniejsze". Apelują o spokój, a sami go niszczą pisząc o zagrozeniu? H5N1.
Dodam, że w Polsce nie ma wolnych mediów....
Podobnych bzdur nie czytałem od dawna <od jakiejś godziny... ha>. Co to za infromacja, że żyje się ludzią dobrze, wesoło itd? żadna. Brak infromacji to dobra informacja. Więc gdyby było fajnie, radośnie itd, to o czym te media miałby by informować? Jak to pan żul się napil jednego piwka i zrobił postepy, bo nie napił się dwóch? Sheesh... Ludzi z reguly interesuja tragedie - bo ich one nie dotyczą <w momencie ogladania informacji ma sięrozumieć, a nie po takowej przeżyciu>, tylko dlatego, że lubia wiedzieć, co się dzieje złego. Gdyby media o tym nie informowały, żyłbyś na zadupiu w przekonaniu, ze świat jest śliczny, nie ma w nim zła. I żeby nie było - media informują również o dobrych rzeczach. Ale rzadko. Bo i rzadko one występują. To fakt.
Zgubny wpływ? wystarczy spojrzeć za okno..
Hipotetycznie - spijrzałem. Niech mnie! Dzieci grajace w piłkę nożna?! Cholera, przecież to uczy agresji i zawziętości, kopania po nogach, a te kontuzję?! NIE! Tak być nie może! łopaty w łapy i zakopać to boisko! - koniec hipotetycznego widoku zza okna.
y zobaczyć 13 latki z toną makijażu, pępkiem na wierzchu, bzykających się z 20 letnimi dresami, za to, ze ci dają im komórki, czy kupią piwo.
Skad masz takie informacje? Potwierdzone? Bo ja chętnie skorzystam <w przecietnym burdelu za 200 stówki masz godzinę, czy dwie na małe co nieco z kobietą, ktora się zna na tym - wedlug mnie trafiona inwestycja, gdy nie ma innego sposobu na zaliczenie>. Sheesh... To, że kobieta się maluje, to od razu jest puszczalska zdzirą?! Dobrze że się malują! Niektóre wygladałby po prostu odpychajaco bez tego. Co w tym złego, że kobieta chce się podobać? Fakt, że to może i ma 13 lat <dziewczynka, wiem, ze nie kobieta>? Od pewnego momentu trzeba przecież zacząć. Im wczesniej, tym lepiej - to zależy od jednostki, od tego, czy ma na to po prostu ochotę. Jeśli chce się malować - a proszę bardzo! Wolę sobie popatrzeć na ładne dziewczynki, niz brzydoty. Czemu? Bo dla mnei to tylko chwila, nie odpwoiadam za to - skoro się malują, to równie dobrze można sobie oczy nacieszyć. Ich sprawa. Rozumiem, gdyby po prostu makijaż sładał się z ludzkiej krwi - wtedy to negować należy, ale gdy tak sobie po prostu? Nie można wszystkiego zwalać na ich glupotę i wiek - od czegoś ci rodzicia są przecież. Starsze pokolenie tez daje zły przykład - ile to ja widziałem na uczelniach ładne panienki z makijażem i pepkiem, całujacych się z dobrze ubranymi mężczyznami, którzy im prezenty sprawiali <nie wiem, skąd masz informacje, że danie dupy itd- bo koleś w takim przypadku musiałby mieć kasę nieprzeciętną, bo zaliczać co chwilę panienki... wow po prostu>.Te 13 chcą być po prostu podobne do starszych od siebie koleżanek, które olewajac je podczas rozmów itd, daja im właśnie taki przykład. Ile razy sobie darowaliście pogawękda z młodszymi ludźmi? W cholerę pewnie. I jak ktos taki się czuje? Naturalne jest, że brak uwagi skłania ich do tego, by chcieli oni coś zrobić ze swoim wyglądem. "Człowiek nie jest samotną wyspą zdana tylko na siebie" - taki cytat pasuje tutaj wprost idealnie.
Później się chwalą, że one siebzykają i sądorosłe...a jak chcesz im wytłumaczyć coś, to sie nie znasz..
Meżczyzna który tłumaczy kobiecie, że to co robi ze swoim ciałem <bardzo osobista rozmowa, wiesz?>, jest złe. Ta... Od razu pójdę naucać na tematy, o których nie mam pojęcia. To tak, jakby kobieta uczyła w męskiej szkole, jak sobie zwalić konia.
.jesteś taki, taki, albo taki...one poprostu żyja zasadą sex, drugs & HH/Tekno/POPGirl.
Ta zasada wzięła się z pragnienia wolności - by nikt poza tobą samym nie decydowal o twoim życiu. Narkotyki, alkochol... Wszystko się bierze z zakazu spożywania tego. Wiadomo, ze owoc zakazany smakuje najlepiej - bo czujesz ekscytację, ze robisz coś złego, wbre regulą. Taki buntowniczy wiek po prostu... Nie należy tego akceptowac, ale też i nie negowac nie rozumiejać do końca problemu.
Jeszcze jedno, za przyklad podam mojąsiorke, ma 13 lat, pyskuje starszym, nie słucha ich, ale jednak potrafią ja utrzymać na smyczy...chciałą telefon..bo wszyscy mają i to modne..ale mówie jej po c***j...ale ona chce...ja niechce narazie telefonu..żyje bez niego, a ona jak ja go dotkne to zaraz, ze czytam jej korespondencje...a to, że ona grzebie w moich rzeczach, to nc..bo to modne ;/
Modne w jakim sensie? Grzebanie? Czy szukanie nowych trendy stylów w modzie chłopięcej? Tak czy owak... Się martwię. Nie ma to jak więź brat - siostra. Wszyscy maja i to modne? Wiesz, dlaczego ludzie <młodzi przeważnie>, tak robią? Bo WSZYSCY maja. Czemu oni mają nIe mieć? No czemu? Są gorsi? Zauważ, że to właśnie przez telefony komórkowe są te ciagłe rozmowy i SMS <albo inne>. To naturalne, ze dziecko sądzi, że po zakupie telefonu będzie nagle uczestniczyło w tym procesie.
_dark_cloud_
machinę mediów można by zatrzymać - ale wtedy uznano by, że to atak na wolność osobistą obywateli i takie tam. to że w polsce nie ma wolnych mediów - nic nowego - telewizja publiczna jest upolityczniona, a za telewizją prywatną też albo stoją politycy, albo mafia, która żyje własnie z wciskania dragów nieletni9m na przykład.
Walnąłem głową o klawiaturę. Kłamię. Ale bylem blisko po przeczytaniu tego. Telewizja PUBLICZNA - PAńSTWOWA. Rząd, władza, coś, co kontroluję ten głupi kraj, ma prawo mieć wpływ na telewizuję publiczną. Bo jeśli ludzie wybrali tę partię, to czego oczekują? że nagle w Teleziwji Publicznej ktoś zacznie ją oczerniać? Bez przesady. To media prywatne mogą oceniać w miarę swobodnie to co się dzieje na świecie, a nie teleziwzja publiczna. Ona się utrzymuje z podatników i owszem - ale wtedy mógłbym napisać, ze chcę widzieć film porno, a nie kolejny nudny dokument o papieżu. Rozwiazanie iscie głupie. Wiec co robią? Rżądzi ta partia - to wprowadzają program tej parti... W końcu LUD ich wybral <że głupi... taki lud>. Ale tekst z zatrzymaniem machiny mediów mnei powalil - bo to JEST wtedy atak na wolność mediów. Są właśnie po to, by wyrażać opinię na każdy temat. Tyle, że nigdzie nie jest powiedziane, by robili to w sposób nam odpowiadajacy. Porste. Dobrze, że mogą robić to co chcą, pisac bez obawy, ze za słowo krytyki, pochwały, pójdą siedzieć.
zgubny wpływ - muzyka propagująca kulturę agresji - a dlaczego mnie wtedy pobiło dwóch dresiarzy ?? bo na ulicach jest niebezpiecznie i można zarwać w ryja - jak to leci w niektórych HH kawałkach. w ogóle my polacy to naród złodziei, krętaczy, pijaków i banda debili - taka piosenka też była - z nią się w pewnym sensie zgadzam - jako naród tak naprawdę jesteśmy 100 lat za aborygenami
Kiedy czytam coś takiego, to nawet ja zaczynam się nad tym zastanawiać... Czemu oberrwałeś? Bo oni, ci dresiarze, tak chcieli. Byłeś za słaby by im się przeciwstawic, wiec dostałeś w ryja i tyle. Po prostu. To, ze słuchaja muzyki takiej a takiej, to ich sprawa. Bo to lubią. Nie mozan winić akurat tego konkretnego rodzaju. Jest na ulicach niebezpiecznie jedynie dla tych, którzy nie potrafią o siebie zadbać. To, ze dostałeś w ryja zależało tylko i wyłacznie od nich. Gdyby inni ludzie też zechcieli by cię skopać, zrobili by to. Muzyka itd, nie ma tutaj nic do rzeczy. Gdyby twoja teoria była prawdziwa, wszyscy by z zamiłowaniem słuchali czegoś w stylu - "ten świat śliczny jest, przemoc to złe, lepiej w nic nie wtrącać się", albo "chwalmy pana, bo pan jest wielki, a my jesteśmy niczym". Każdy słucha tego, co MU się podoba, a nie dlaego, ze chce by nim ONA rozkazywala. Proste.
wracając do kwestii używek - oglądałem niedawno po raz n-ty filma Sara. pamiętacie tego dilera spod szkoły, co mu boguś linda wpieprzył. to najzabawniejszy był komentarz tego no szefa mafii granego przez perepeczkę - nie zmuszam ich do kupna tego świństwa - sami sobie to kupują. - no cóż - mafia nie musi zmuszać - robi to za nich kultura masowa.
Kultura masowa zlem tego świata... >śmiech< ... Ileż to ja widziałem w TV akcji w stypu - zażywasz, zostajesz redaktorem naczelnym... Ahem. Koleś miał rację - gdyby nie było kupujacych, nie bylo i sprzedawców. Logiczne. TV zachęca cię do brania narkotyków? Może do zabijania jeszcze? śmiało.. Weź nóż i użyj go do podżynania gardla, a nie smarowania kromki.
ak obstawiacie, za iloma kapelami tej 'współczesnej" kultury stoi mafia ??
Nie zrozumiałem zdania. Chodzi ci o kapele muzyczne? Bo wiesz... Artysta śpiewa to, co chce. Ludzie słuchaja go, bo chcą. Mafia nawet jeśli macza w tym palce, to im chodzi o zysk. Jeśli będzie się opłacalo śpiewanie o króliczkach, to na pewno nie zmusi nikogo, by śpiewal o dragach, bo im sprzedaż spada. Ludzie myślą. Nie można obwiniać wszystkiego wokół, poza samym sobą. A ty to robisz. Dosałeś wpierdol od dresów, to winny temu taki a taki gatunek muzyki, taka a taka marka ubrania... Po prostu sheesh.
Musiolik
Nie popadajmy w paranoje znówu, HH to chwilowy i niestety zgubny trend, śpiewają o biedzie, a obwieszenie złotem.
Jeśli się dorobili... TO CZEMU NIE?! Ciężko pracowali na swój zasrany sukces... Poprzez pokazanie biedy i śpiwaniu w złocie - "nam się udało... a tobie?!". Nie bronię tego rodzaju muzyki, ale równie dobrze możesz obwiniać wszystkich wokól, gdy nagle zląmiesz sobie kark skacząc w przepaść bez zabezpiczenia. Takie zachowanie to się nazywa zawiść chyba...
Nastolatki...hmm..nie od dzisiaj sie przekonuje, ze dziewczyny są gorsze od chłopców (no offence nasze damy), u mnie w klasie, 1 chłopak chleje..a dziewczyn? ze 10 chleje, a 6 pali...morał? zbędny..
Ze chelją to co? Nie mogą? Ze palą to co? Nie mogą? Bo płeć i inne takie bzdury? Chcą? Smiało. Przecież nie robią tego za ciebie, prawda? Nie wtykaja ci alkocholu do ust, ani papierosów. To tylko przedmioty uprzyjemniajace życie. Jeśli im się one podobaja - niech je stosują. Ich, nie twoja, sprawa.
Pozatym jak słyszę" idizemy.....gdzieś....i sie najebiemy w maxa i będzie fajnie", to jest mi ich zal..zniszczą sobie życie, bo to jest modne,
Sam tak mówię .Lubię pić na chama - rzygać - by po chwili znowu się naj***ć. Po prostu mam taki kaprys. Moze i niezdorwe, wiem, ale wolę pić na chama raz na miesiac, dwa, a nie ciągle małymi łyczkami. Bo kto jest większą psujką życia własnego? Osoba pijaca 2-3 piwka dziennie, czy 10 raz w miesiacu? I naj***ć jest się fajnie - przestajesz zdawać sobie sprawę z głupoty otaczajacego cię świata itd.
moja była dziewczyna..kiedyś była inna, normalna...teraz pop-kultura/HH/tekno....zaczeła chlać, palić...szkoda słów...zdzira sie zrobiła..daje sie macać za wysłanie SMS z czyjegoś telefonu lub troszke kasy
Tak się dzieje, gdy ktoś jest słaby na tyle, by zapomnieć o swoich wartościach. Jeśli ktoś chce coś robić, bo sam ma na to ochote, brawo! Ale gdy robi to pod wplywem rzeczy, z których zdaje sobie spraę, że są one głupie - to już niebrawo. Zgubny wpływ aż się prosi, by tutaj o nim napisac, prawda? Ale dlaczego? Ma włąsny rozum. Jeśli tak zdecyhdowala, to moze mieć pretensję tylko do siebie. Ludzie słąbi obwiniaja wszystko wokól, a nigdy smego siebie i swoich słabości.
Najgorsze to ,ze nawet jeśli chcesz pomóc im (jak ja) to niestety..oni niechcą, bo uważają, ze oni są najlepsi, a ten co nie pije/pali/ćpa to gorszy jest.
Poizycja społeczna. Robiac to <chlac, ćpać, palić>, chcą należeć do grupy, ktora ich w ten a nie w inny sposób akceptuje. A gdy podchodzi do nich ofiara losu <smutne, ale dla nich taki jesteś włąśnie - dlatego słyszysz, że się nie znasz itd>, to nic dizwnego, że nie posłuchają. Bo nikt nie chce być gorszy.
_dark_cloud_
który rozwija się dobre ponad 10 lat, ale dopiero ok 2000 roku wyszedł z ukrycia, wcześniej był znany może dzięki ludziom takim jak Liroy - ale on był naprawde świetnym raperem - on tworzył a nie tak jak spora część HH mułków - robił syf na odpiernicz się, aby Polska nie zginęła
Rozwalasz mnie za każdym razem, gdy czytam twoje wypowiedzi... Wiesz, dlaczego on był dobrym raperem? Bo byl pierwszy, znanym, raperem <czy jak to tam się zwie>. Kolejni, nawet, gdyby wyszli z czymś nowym, zostali by oskarżeni o powielanie znanych schematów. Smutne, ale prawdziwe. A to że ktoś wydaje kilka płyt - sam chciałbym trobic taki "syf", który się sprzedaje, bo ludzią się on podobał. Naprawdę. Ale wiesz, robić coś <by zarobić>, a nie robić tego wcale <bo syf z tego wyjdzie i wogole>, to jest róźnica. Duża. Poza tym - tylko lenie się obijaja. Ha.
dziewczyny w tym wieku łatwiej ulegają wpływom, potem się to stabilizuje jakoś. znaczy się - albo wrócą na ścieżkę sprawiedliwości tongue.gif, albo zostaną żdzirami do końca
Latwiej? Skad masz te rewelacyjne informację. Ponoć one są o 3 lata osobowościowo/psychologicznie bardziej rozwinięte od mężczyzn. Ponoć.
nieprawda, kiedyś młodzież też chlała, ale nie na taką potęge jak to ma miejsce dzisiaj. jeśli idzie o potęgę w chlejącej młodzieży to prym wiodą punki - mam z nimi doczynienia na codzień. ale to prawda - współczesna kultura zdeprawowała nam tak młodzież, jak nic wcześniej - nawet jarocin i woodstock tak nie deprawują jak współczesna masówka
Bo tam można się zabwić, poczuć się normalnie z tym, co się robić lubi! Lubisz pić, to pijesz. Nie szokujesz, bo tam jest to normalne. A gdy idziesz sobie gdzieś tak się naj***ć, to jakbyś chciał pokazać światu, ze taki twardziel itd. Inaczej kazdy by siedział w domu i pił w samotności.
też niezawsze... zdarzają się wyjątki. ja osobiście już kilka koleżanek palenia oduczyłem...
Koleżanki z silną osobowością zapewne.
Musiolik:
sądząć po ich postanowieniu "przelecieć wszystkich facetów w liceum" to racze to 2 ;]
Kiedyś takie wyzwania rzucali sobie tylko faceci. Ale kobiety chcą równouprawnień, nie? Wiec czemu nie? To też w końcu istoty ludzkie. Czy mają być lepsze od meżczyzn tylko dlatego, że to są kobiety?
_dark_cloud_
ech... co Ty Musiol wiesz o polskim punku zeby.gif jarocin to był swego czasu największy zlot AA w polsce smile.gif dopóki przynajmniej punka tam grano - zresztą patrzę po akademiku - my "metalowcy" i fani rocka też pijemy sporo. ale że tak powiem - tu jest różnica - czasem pamiętamy o tym, że jest umiar i nie zalewamy siew trupa.
Ciekawe stwierdzenie - pić dużo, ale tak, by nie w trupa, to jest dobrze.
chleją do upadłego. zawsze. i najlepsza impreza to taka po której będzie szybki numerek. nieważne gdzie. wstydu ta młodzież nie ma za grosz (odezwał się stary piernik szczerb 2.gif )
Od kiedy seks jest czymś złym? To wspaniałe przeżycie, ktore jest esencja, ekstazją uniesienia organizmu. Jeśli obydwie osoby tego chcą, to czemu nie? Poza tym, bez zobowiązań, to nie jest takie złe: nie musisz chodzić do kina itd, rozmawiać o pierdolach... Każdy zwiazek kończy się predzej czy później w łóżku. Oni po prostu łączą przyjemność <chlanie> z większą przyjemnością <seks>. Jeśli są na tyle sląbi, by potem tego żałowac, albo nie są w stanie się pochamowac... To ich sprawa.
Miyone
Z perspektywy czasu wiem... a trochę strasza jestem od Was (ale ciii^^) że do końca tak nie jest. W dzisiejszych czasach na młodzież czyha zbyt wiele pokus, więcej niż było to za moich czasów (tak mówi babcia Miyone). Zawsze mnie zastanawia co skłania tych młodych ludzi do podobnego zachowania, czy tylko media? Teoretycznie jeżeli ktoś jest istotą myślącą powinien wiedzieć, że takie choćby palenie na pokaz, upijanie się do nieprzytomności nie jest dobrą rzeczą.
Chęć akceptacji, odnalezienia się w grupie. Niektórzy robią to tylko i wyłącznie dlatego, że nie chcą być samotni, zdani tylko i wyłacznie na siebie. Mają rozum, ale on nie jest sercem - a to ulega wplywą znacznie silniej. Ci ludzie kierują się emocjami, włąsnymi uczuciami, a nie zdrową logiką. Niektórzy się temu oprą, ale w głębi duszy będą żałować. Inni ulegną, ale po czasie również będą żałować. Problemem jest nie to, czy są na tyle silni/slabi, ale czy potrafią sobie poradzić z obranym przez siebie wyborem.
Ja jakoś nigdy nie miałam z podobnymi pokusami problemu. Być może dlatego, że rodzice zawsze mi powtarzali, że jeżeli chcę spróbować alkoholu lub papierosów mogę to zrobić w domu, a nie chować się po kątach.
To masz bardzo rozsądnych rozdzicow.
Wiem po sobie, że wymaga to nie lada odwagi aby powiedzieć znajomym nie, nie idę z wami, bo mnie to nie interesuje.
Odwagi? Wow. Jeśli są to dobrzy znajomi, zrozumieja, zaakceptują. Jeśli nie, to szkoda marnowac czas. Niezależnie od wyboru, należy być tylko i wyłacznie przygotowanym na jego konsekwencje.
A bycie odrzuconym przez środowisko to raczej średnio przyjemna rzecz...
Fakt. I dlatego niektórzy godzą się na schrzanienie swojego życia, byle tylko zostać zaakceptowanym. I w tym jednym zdaniu odpowiedzialaś sobie na pytanie: dlaczego tak robią?
_dark_cloud_
No własnie wszyscy im mówią - rodzina , szkoła, kosciół... a oci - się buntują - kiedyś młodzi buntowali się inaczej - a teraz z racji tego że nie mają innych wzorców idą za tymi propagowanymi przrzez mass-media.
Nastąpila nazjwyczajne w świecie przesyczenie rynku młodocianych buntowników. Im dłużej i silniej się dziecku wpaja pierdoły <bo to są pierdoły> typu Kościół, Szkoła, Rodzina... Nie no... Należy konkretnymi przykładami zarzucić w takich wypadkach, a nie "Szkoła jest zła bla bla bla, środkowisko, to Rodzina jest dobra bla bla bla". To działa podobnie, jak filozofia tlumu: gdy cię biją i jesteś za słąby, by się bronić, krzyczysz: ""Ludzie, pomóżcie." Nikt nic nie robi. Przyzwolenie przez społeczeństwo. A tłum = spoleczeństwo. Co innego "Ty tam, pomóż mi!", Osoba patrzy na dana sprawę zupelnie inaczej. Bo nie dotyczy ogólu, a bezpośrednio jego samego.
dla mnie nigdy to nie był problem... zawsze byłem sam i do tego przywykłem...
Czasami to najlepsze rozwiazanie. Bolesne, ale gdyby wszystkei dobre wybory byly mile, łatw i przyjemne, latwe, to nie było by problmeów.
Musiolik
bunt buntem, ja też się buntuje ale nie w taki sposób, buntować się można w inny sposób...
Bunt to dla każdego indywidualne podejście. Dla ludzi zawsze ulegajacych innym, sukcesem pojdzie nie zjedzenie śniadania, które jedli przez cale życie, bo im mamusia kazała. Dla innych będzie powiedzenie profesorowi, gdzie moze sobie wsadzić te swoje "mądrości".
_dark_cloud_
niby można - ale gdzie szukać wzorców do takiego buntu? - a współczesne mass media nie ukazują alternatywy jakoś - wszystko jest nastawione na muzykę pop i hip hop wystarczy włączyc Vive albo MTV - beznadzieja.
Wymiękłem. Maksymalnie. Dla ciebie te słynne media, które z takim zamiłowaniem "atakujesz' to MTV i VIVA? W morde... Brawo stary! Calkiem zajebisty wynik, jak na dużo staci TV, które emituja anime - a poprzez takie właśnie środki przekazu, można ludzią pokazać naprawdę dużo <"Grobowie świetlików" żeby daleko nie szukać... Cowboy Bebop i pragnienie wolności... Neon Genesis Evangelion - nowe spojrzenie na samego siebie>. Te stacje są komercyjne <MTV i VIVA> i graja to, co jest na topie aktualnie. Nie możesz ich obiwniac o zło calego świata... Ale tak swoja drogą - niektorzy śpiwają naprawdę dobrze. "Towje życie kurewskie, które tak czesto przeklinasz" - moze i nie lubię tego gatunku, ale... Zrób coś ze swoim życiem, a nie ciagle na nie narzekać! Przynajmniej ja tak to odebralem.
Niby są też puszczane jakieś punkowe kapele, ale tak naprawdętaki GreenDay nie ma z prawdziwym punkiem zbyt wiele wspólnego. i ten ehem blok 27 - co stał sie taki modny i sie robi na punkowy zespól.... to jest popik pełną gembą. ale w tym przypadku potępic należy też ich rodziców - pozwalają tym gówniarom na to. ludzie one mają po 13 lat...
Starzec nie zrozumie młodzika, tak samo, jak młodzik nie zrozumie nauk starca. Starzec wychowal się w supełnie innych czasach, ktore przemineły, stanowią jedynie wspomnienie. Mlodzik zaś nie rozumie nauk starca, którego madrości tyczą się jego i wyłacznie tylko jego czasow. I ciągle się czepiasz tych zespołów... Według ciebie, czego ludzie powinny słuchać, by być normalni? A co do rodziców... Czy danie dziecku szansy na to, by sobie pośpiewało <dobrze się przy tym bawiac>, robiło to, co sprawia mu przyjemnośc, było według ciebie zle? Gdyby zabrolnili, to zaprzepaśliliby tylko szasnę takiego. Moze odrazu zabronisz grać wszystkim młodym aktorą?
. młodzież za bardzo nie ma alternatywy serwowanej wprost - nie wie też gdzie za bardzo jej szukać. dlatego zdecydowana większość idzie na łatwiznę... -
W końcu coś sensownego. Na łątwiznę - i cala filozofia. Muzyka nie ma z tym nic do rzeczy.
i widać to na ulicach gdy idziesz i musisz uważać, aby jakiś dresik z nudy i braku czegoś lepszego do roboty nie zapragnął ci wpieprzyć
Albo wziąśc się za siebie. Silownia. Broń jakas. Pala teleskopowa. Ale jakie pytanie... Dlaczego ludzie walcza? Każdy tym, czym ma. To leży w naturze. Inni poprzez chodzenie i bicie bezbronnych długowłosych, inni poprzez negocjacje z koncernami, jeszcze inni pisząc na Forum dyskusyjny.
wszystko ma swoje granice.... czasem człowiek ma dość swojej samotności.... ja tez nie mam ochoty sie staczac, ale czasem mam dosc samotnosci.... w mojej okolicy - w moim domu nie mam kolegow wsrod rowiesnikow za bardzo.... i to mie boli czasem
Wszystko jest przejściowe. Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka, i dzięki wielkie za to. Boli, ale trzeba znaleźć w sobie siłę, by się temu nie dać.
Musiolik
ak zaczynałem grać, mówili, że sobie życie zmarnuje...a teraz? jestem porządny jak nic, mogę stwierdzić, że gry nauczyły mnie paru wartości(wiem, głupie, ale prawdziwe), mogę powiedzieć, nie mam zbytnich autorytetów, poprostu podchdze do wszystkiego z dystansem
Brawo! Bo tego maja uczyć gry w sumie... Bawić... Ale pokazujac wartości w nich <walka o honor, wlasną tożsamość... jak w jRPG, czy nawet w FPP - nie dać sobą pomaitac> zawarte często trafia w to, w co tak naprawdę powinny. Dawniej może i były to proste, głupie zabijacze czas <Pong>, ale dzisiaj? Nie. <tak przy okazji - rodzice tak uważaja, bo za ich czasow wląsnie pong królował... aluzja do młodzika i starca>.
wiem, można mówić, że samemu jest fajnie..ale czasem potrzeba kogoś, by z nim pogadać....zawsze masz mnie..a ja Ciebie
Schozofremia? Włąsny świat? No co... W końcu granica po przekroczeniu wląśnie tym jest.
_dark_cloud_
wszystko zależy jak podchodzisz do gier - czy z dystansem, czy.... potem są takie przypały, że albo zabija kolega kolegę, albo dzieci sie wieszają, bo gra była za trudna... gry też nie są dla każdego.
Tak samo, jak wszystko inne na tym świecie. Schody nie są dla każdego. Muzyka nie jest dla kazdego.
gry uczące wartości - jest ich trochę.... ale trzeba czytać i myśleć... ilu to ja znam co próbowałem ich do jakiegoś rpg-a nakłonić... zazwyczaj rezygnowali - bo tam czytać trzeba... to jest kolejny problem - czytanie
A tylko cRPG przekazuja jakieś wartości? Gdy akcji również maja coś do przekazania. Stanowia po prostu inny ich rodzaj. Ktoś ceni sobie walkęna śmierć i życie - zagraa w bijaktykę. I tam jest walka z wrogiem, nie poddawanie się. Chęć wygranej. Próbowanie zdobycia tego, czego chcemy.
do mojego współlokatora zagadała kiedyś na gg jakaś 17-ka. oczywiście fanka HH i Techno. próbowała wdać się w rozmowę z nim - punkiem lat 22. jaj pytania - "masz laskę" ? "masz brykę?" - wszystko wokół tego chodziło (napalona nastolatka na gościa z własnym samochodem)
Nigdy nic nie wiadomo. Szkoda czas marnowac na osoby zajęte, a czy masz bryke - to tylko plus. Nie wiem, co jej odpisał, ale skoro się nie wyłaczyła, to cóż...
gdy on próbował zmienić tok rozmowy na książki - to już był niedobry, bo o czym on w ogóle do niej rozmawia.. 70% polaków nie czyta książek - nie chodzi mi tu o czytanie z przymusu czy coś - chodzi mi tu o czytanie dla przyjemności...
Bez obrazy, ale czasu naprawdę się na to nie ma. Gry sporo go zajmują. Pisanie wląsnej również. Poza tym - by poznać ksiazke, trzeba ja przeczytać. Nie na darmo jest powiedzenie, że nie ocenia się ksiązki po okładcę. Ale tych godzin sędzonych z nią sam na sam nie odzyskamy. Stwierdzenie, ze ludzie nie lubia czytać - trochę bezsensu. Po prostu zostały one przeksztalcoen na coś innego - filmy by daleko nie szukac. W koncu 1.5 godzinki, to nie 10.
zrywamy się do czytania jak jakąś książkę sfilmują, tak, wtedy wszyscy to czytają - i w Empikach zaraz pełno książek z ilustracjami z filmu rzecz jasna..
Ale tekstu chyba nie wycinaja kosztem zamieszczenia zdjeć, ilustracji?
a tak? nie czytamy dla przyjemności. poprzednie pokolenie dużo czytało, mało telewizji oglądało - i nie mówię tu o naszych rodzicach. spójrzcie na typowego 30 latka - w tym wieku też oczywiście zdarzają się odchyły, ale znacznie mniej. a współczesne hm..
Bo wiesz, wtedy mieli tyyyle do wyboru filmów, że szok. I te efekty specjalne, i ta wciągajaca fabula dwóch kolesi, z czego jeden chudy był tępy, a drugi gruby mądry. Wow.
op pokolenie od 12(wiem, to tragiczne, ale już w tym wieku gówniażeria zaczyna szaleć - wiem po praktykach z podstawówki) do 25 lat to 75 % lolitek, łatwych panienek i super ziomali plujących sobie pod nogi i będacych cool....
I te wszystkei "kwiatki" są dzielem czyim? Rodziców. Którzy to buntowali się w inny sposób, niż teraz to pokolenie. Wow. Aż mnie ciekawi, co mi napiszesz teraz. W końcu skoro dawniej czytali te ksiązi, to wow. Duzo się z nich nauczyli.
Tantalus
O rany rany.. odgrzewamy temat "młodzież-jest-be"... miło, bo się z nim zawsze dobrze czułem... ale, że nie mam dzisiaj zdrowia na pisanie długich postów, to zapoznajcie się z tym... Jakiś straszny mądrala to napisał i zgadzam się z nim w zupełności heh...
Jak nie masz ochoty napisać czegoś nowego, to wogole się nie udzielaj.
PS. cholera....długi ten post.... chyba mi to długo na sercu leżało... aż zawiało klimatem z postów qiaxa...
Jestem nie do podrobienia. Naprawdę.
_dark_cloud_
człowiek jest istotoą społeczną - jest to zakodowane w podświadomości - na psychologii o tym miałem. jakie społeczeństwo dookoła ciebie, taka większość jego ogniw. a że kultura ostatnio wecz na chama serwuje nam wizerunek różowej pindy spod latarni i elo-spoko-mega-zioma - to takie mamy tego zezultaty.
Brawo! Znowu coś z sensem! Masz rację, ze to wpływy z zewnatrz kształtuja to, co aktualnie jest wzorem do naśladowania. Gdyby np: modne bylo <powiedzmy> róźowe ciuszki, to by słabe jednoski zaczely się tak nosić.
oki, żeby nie wyjść na totalnie nakierowaną szują anty HH to teraz ponażekam na metalowców... a tak. zwłaszcza na tych mroooocznych, w swym mroku tak mrocznych, że aż przesada. chodzi toto całymi dniami i pod nosem mruczy cały czas "satan. satan" - skąd to się wzięło... kiedyś KISS się malowali na miało czarno na twarzy. ale dziś to co można zauważyć u tych black - dark - death - metalowców, jest już .... hm... conajmniej śmieszne. a potem się dziwic, czemu się nas starsze panie na ulicy boją
Każda subkultura rządzi sie swoimi prawami. Niektórzy po prostu przesadzaja.
Musiolik
do słuchających HH nic nie mam, ale do normalnych ludzi, którzy go słuchają, nie dresy/pseudokibole
pozatym śmieszą mnie dzisiejsze pseudo-punki, pacyfki i inne dupsy na plecakach, a nie znają znaczenia tego znaku, słuchają Green day i innych pop-punkowców i uważają sieza punków. Tak samo pseudo-metale, którzy uwarzaja, ze Linkin park, evenescene czy inne zespoły to metale przwdzie...ta...tru-evil metal, 12 latka ubrana na czarno..rysująca pentagramy na ławkach w szkole
Osobiście wolę zło ludzi, którzy nie maja pojęcia na ten temat, niż brutalnego sukinchama. Bo oni robią to na pokaz, a ktoś, kto zna się na rzeczy, może cię doprowadzić do czynów, których nawet byś siebie o nie nie podejrzewał.
De6v6il6
co do starszyzny, dziś w tramwaju nr.5 kiedy jechałęm z wynikami prześwietlenia klatki piersiowej jakaś babcia z mocherowego komanda wraz ze swoją towarzyszką w boju o moralność narodu polskiego, zaczęła prawić morały na temat bluzy którą akurat miałem na sobie, miała problem do krzyża owiniętego łańcuchami i jakiegoś truposza wstającego z grobu pod celtyckim krzyżem
Starsi ludzie byli chowani za młodu na zupełnie innych zasadach. Dla nich krzyż to coś świętego, dla mnie to dwa patyki. I się nie dziwię ich reakcji wcale.
Chief Roberts
HH to dla mnie nie muzyka. Ostatnio to cyrk. Kiedyś to był głos najbiedniejszych, głos młodziezy, głos normalnego, szarego człowieka, który pragnie się wyrwać z biedy, ignorancji i chce wykrzyczeć to co go boli.
"Głos, którego nikt nie sluchal." Wow.
. Dzisiaj to melodeklamacje, ba, czasami nawet podśpiewujki. śpiewają o biedzie, ubrani w ciuchy markowe i b. drogie
Ewolucja po prostu. Ludzie chcą czegoś innego. Gdyby stare gadanie jak jest źle, było dalej trendy, to dalej by to serwowali. Udalo im się przebić w koncu ze swym słowem - i nie chcą go ponownie stracić.
Nawet peja śpiewa ze "reprezentuje biede" i "mam dwadzieścia osiem lat- ile tlustych moze siedem" wystarczy
Ta.... Teraz reprezentuje bogatych w momencie, gdy w końcu mu się udalo i wyrważ z tego banga? Nie bronię go, ale nie zaprzeczę, że mu się udalo - żyje powiedzmy 28 lat, z czego powodzi mu się od 7. Czyli klepał biedę od ilu? 21 lat. Wow. To teraz ma zapomnieć o swoich korzeniach? Ma przestać śpeiwac dla ludzi, dzięki którym się wybił i zaczął grać dla bandy bogatych gnojków, którzy niczego w życiu nie osiagneli? Daj se zpokój, bo gdy czytam coś takiego... ZAWISć.
Kazik śpiewał kiedyś "jedynie wiarygodny jest artysta głodny (...) bo artysta syty, nie ma nic do powiedzenia"
Artystą, co... To co to oznacza? Mamy patrzeć krzywym okiem na ludzi sukscesu, którzy ciężką pracą w końcu wybili się ponad cale to bagno? Artysta ewoluuje, jego dziela razem z nim. To, ze przestaje chodzic głodny nie znczy, że nagle stanie się kiepski. Leniwy, opasly, może, ale skoro udało mu się coś stworzyć, co doprowoadzilo go do takiego stanu... Będzie raczej walczył o to, by on się utrzymał.
Techno- nie potępiam, czasami sam lubie sobie puścić jakiś delikatny ambient. Ale nie jest to nic wartego uwagi, zadne dzieło sztuki. W pierwszym lepszym programie do tworzenia muzyki mozna robić takie kawałki. Ja wole coś z duszą, a techno to odgłosy kosiarki trawy, która to dzisiaj zerwała mnie ze snu (fakt faktem, była godzina 14 szczerb 2.gif )
Typowe. "Phi! Sam bym zrobil lepiej". To zrób.
Subkultury niszczą indywidualność, a to jest dla mnie najwazniejsze. Najwazniejsza jest oryginalność, którą kazdy z nas w sobie nosi, a przyłączanie się do grupy- zabija to w nas i wymaga posłuszeństwa, potrzeby wspólnoty kosztem częśto jakichś tam pierdółek
Subkultura to tylko zbiorowść ludzi. Tak samo jak miasto, wsie itd. Moze i za duże uogólnienie, ale wiesniaki, a mieszczanie to też pewien rodzaj subkultury. Gracze również. A ile z nich słucha muzyki takiej i takiej? Subkultura raczej ma za zadnie zebrać tych ludzi do kupy, posegregować ich upodobania. Jedni na to przystaja, inni w mniejszym, bądź większym stopniu <słuicha rocka, ubiera się jak chce>.
De6v6il6
Co prowadzi do tematu wiary, dlaczego ludzie wierzą w nadstawianie policzka a jednak świat wygląda tak jak wygląda... ale to nie do tematu mój prywatny oftop.
Zauważ, że wiara ci wmawia, że jesteś słaby, nic nie znaczy. Uczy cię pokory. I po co? By ktoś wszechpotężny załątwić za ciebie sprawy, z którymi sam nie umiałbyś sobie poradzić. Wiara jest dla ludzi slabych, zaśleionych, a nie silnych, którzy coś robia za siebie, nie czekajac na cud. Mówią - ustąp głupszemu. I dlatego ten świat tak wygląda
Zadałem sobie pytanie, czy jestem taką osobą ? Powiem Ci szczerze, że bardzo niewielu może pozwolić sobie na taki komfort, w tych czasach nie ma własnych ścieżek, są ścieżki uczęszczane i zapomniane, ale staram sie kroczyć tymi zapomnianymi gdyż są bardziej ekscytujące i pozwalają wnieść do naszego życia troche świeżości. Nie mogę powiedzieć czy jestem indywidualistą czy nie, o tym mogą sie wypowiedzieć inni ludzie, ale na pytanie czy jestem nieszablonowy, odpowiem oczywiście twierdząco, a przynajmniej staram sie
Ja osobiście chodze tam, gdzie mi pasuje. Jeśli wybieram uczęszczana - skoro to zrobilem, to godzę się na to. Jeśli nie, to godze się z tym wyborem. Bo jest on m ó j.
Chief Roberts
hodzi mi o to raczej, że osoba sama wybiera sobie kształt i formę i walczy z ich narzucaniem. Jest takich ludzi trochę, ale są trudno dostepni, sami się izolują. Ja też staram się być i przegięciem byłoby chełpliwe oznajmienie, iż jestem. Ups, znowu popadam w schemat wink.gif Schemat "skromności" oraz schemat niepopadania w schemat smile.gif
Jednostki silnie indywidualnie są często postrzegani jako glupcy. Bo nie chcą się podporządkować spolczeństwu, w którym żyją. A je tworzą jednoskit slabe.
-
Hipotetycznie - spijrzałem. Niech mnie! Dzieci grajace w piłkę nożna?! Cholera, przecież to uczy agresji i zawziętości, kopania po nogach, a te kontuzję?! NIE! Tak być nie może! łopaty w łapy i zakopać to boisko! - koniec hipotetycznego widoku zza okna.
nie bierz dosłownie wszystkich moich słów
Skad masz takie informacje? Potwierdzone? Bo ja chętnie skorzystam <w przecietnym burdelu za 200 stówki masz godzinę, czy dwie na małe co nieco z kobietą, ktora się zna na tym - wedlug mnie trafiona inwestycja, gdy nie ma innego sposobu na zaliczenie>. Sheesh... To, że kobieta się maluje, to od razu jest puszczalska zdzirą?! Dobrze że się malują! Niektóre wygladałby po prostu odpychajaco bez tego. Co w tym złego, że kobieta chce się podobać? Fakt, że to może i ma 13 lat <dziewczynka, wiem, ze nie kobieta>? Od pewnego momentu trzeba przecież zacząć. Im wczesniej, tym lepiej - to zależy od jednostki, od tego, czy ma na to po prostu ochotę. Jeśli chce się malować - a proszę bardzo! Wolę sobie popatrzeć na ładne dziewczynki, niz brzydoty. Czemu? Bo dla mnei to tylko chwila, nie odpwoiadam za to - skoro się malują, to równie dobrze można sobie oczy nacieszyć. Ich sprawa. Rozumiem, gdyby po prostu makijaż sładał się z ludzkiej krwi - wtedy to negować należy, ale gdy tak sobie po prostu? Nie można wszystkiego zwalać na ich glupotę i wiek - od czegoś ci rodzicia są przecież. Starsze pokolenie tez daje zły przykład - ile to ja widziałem na uczelniach ładne panienki z makijażem i pepkiem, całujacych się z dobrze ubranymi mężczyznami, którzy im prezenty sprawiali <nie wiem, skąd masz informacje, że danie dupy itd- bo koleś w takim przypadku musiałby mieć kasę nieprzeciętną, bo zaliczać co chwilę panienki... wow po prostu>.Te 13 chcą być po prostu podobne do starszych od siebie koleżanek, które olewajac je podczas rozmów itd, daja im właśnie taki przykład. Ile razy sobie darowaliście pogawękda z młodszymi ludźmi? W cholerę pewnie. I jak ktos taki się czuje? Naturalne jest, że brak uwagi skłania ich do tego, by chcieli oni coś zrobić ze swoim wyglądem. "Człowiek nie jest samotną wyspą zdana tylko na siebie" - taki cytat pasuje tutaj wprost idealnie.
skąd mam? u mnie ze szkoły, z pobliskich szkół. Nie mówię też, że każda co się maluje, jest puszczalska, podałem na przykłądzie.."tych co znam z tego typu procederów"
Jeśli się dorobili... TO CZEMU NIE?! Ciężko pracowali na swój zasrany sukces... Poprzez pokazanie biedy i śpiwaniu w złocie - "nam się udało... a tobie?!". Nie bronię tego rodzaju muzyki, ale równie dobrze możesz obwiniać wszystkich wokól, gdy nagle zląmiesz sobie kark skacząc w przepaść bez zabezpiczenia. Takie zachowanie to się nazywa zawiść chyba...
tak..jestem kur*a zazdrosny o tę kasą co oni mają, więc moge sobie ponażekać na nich, prawda ? z czystej zawiści..ha!
Brawo! Bo tego maja uczyć gry w sumie... Bawić... Ale pokazujac wartości w nich <walka o honor, wlasną tożsamość... jak w jRPG, czy nawet w FPP - nie dać sobą pomaitac> zawarte często trafia w to, w co tak naprawdę powinny. Dawniej może i były to proste, głupie zabijacze czas <Pong>, ale dzisiaj? Nie. <tak przy okazji - rodzice tak uważaja, bo za ich czasow wląsnie pong królował... aluzja do młodzika i starca>.
pierwsza wypowiedź, której nie negujesz? ...fajnie...heh
-
Musiolik
nie bierz dosłownie wszystkich moich słów
Wogóle cię nie brać na poważnie w "poważnym" temacie? Aha.
skąd mam? u mnie ze szkoły, z pobliskich szkół. Nie mówię też, że każda co się maluje, jest puszczalska, podałem na przykłądzie.."tych co znam z tego typu procederów"
Napisaleś to tak, jakby wszystkie co się malują były te "złe". Ale ciekawe podejście - na podstawie tych co znasz <ilu?> oceniać całe spoleczeństwo "panienek". Słodkie.
tak..jestem kur*a zazdrosny o tę kasą co oni mają, więc moge sobie ponażekać na nich, prawda ? z czystej zawiści..ha!
To o czym wogóle jest ta rozmowa na temat tego konkretnego rodzaju muzyki?
pierwsza wypowiedź, której nie negujesz? ...fajnie...heh
Nie przyzwyczajaj się.
-
Wogóle cię nie brać na poważnie w "poważnym" temacie? Aha.
czasami lubię sobie "puścić" jakiegoś głupiego żarta, wyczucie go, wartość własna
Napisaleś to tak, jakby wszystkie co się malują były te "złe". Ale ciekawe podejście - na podstawie tych co znasz <ilu?> oceniać całe spoleczeństwo "panienek". Słodkie.
źle mnie zrozumiałeś, o zacny. Oceniłem zachowanie tych których znam <ponad 30?>, nie uogólniam, bo wiem, że wśród "panienek" są bardzo miłe i dobre osoby <m.in. moje koleżanki>
To o czym wogóle jest ta rozmowa na temat tego konkretnego rodzaju muzyki?
jestem wredny i chamski, i zawsze musze ponarzekać na coś, wtedy wzięło mnie na HH
Nie przyzwyczajaj się.
nie mam zamiaru
-
czasami lubię sobie "puścić" jakiegoś głupiego żarta, wyczucie go, wartość własna
Ta... Całe Forum to jeden wielki żart <ile to offtopiców...>. A gdy się zdarza temat na nieco powazniejsze dyskusje, to też takie żarty. Genialne. Az się zwijałem ze śmiechu.
jestem wredny i chamski, i zawsze musze ponarzekać na coś, wtedy wzięło mnie na HH
Spójrz w lustro. Od razu zaczniesz na coś narzekać. Ha.
nie mam zamiaru
I tak ma być.
-
Ta... Całe Forum to jeden wielki żart <ile to offtopiców...>. A gdy się zdarza temat na nieco powazniejsze dyskusje, to też takie żarty. Genialne. Az się zwijałem ze śmiechu.
a kto Ci każe ? ale teraz postaram się zachowywać i pisać poważnie, don't worry
Spójrz w lustro. Od razu zaczniesz na coś narzekać. Ha.
to już mi się znudziło, ale nie powiem, za jakiś czas wrócę do tego
I tak ma być.
a jak...
-
I dlatego niektórzy godzą się na schrzanienie swojego życia, byle tylko zostać zaakceptowanym. I w tym jednym zdaniu odpowiedzialaś sobie na pytanie: dlaczego tak robią?
Raczej nie bo odpowiedź nie jest chyba tak jednoznaczna. Uważasz, że jedyną przyczyną dla której młodzież schodzi na "złą drogę" jest obawa przed odrzuceniem przez środowisko?
Jeśli są to dobrzy znajomi, zrozumieja, zaakceptują.
Nie zawsze.
Jeśli nie, to szkoda marnowac czas.
Szkoda marnować czas na ludzi, którzy nie są dobrymi znajomymi? Hmmm...
To masz bardzo rozsądnych rozdzicow.
To prawda.
-
Miyone:
Szkoda marnować czas na ludzi, którzy nie są dobrymi znajomymi? Hmmm...
no raczej nie szkoda, jeśli naprawdę ich uważamy za dobrych znajomych, nie można sie od tak (bo taki mam kaprys) na nich "wypiąć"
-
Musiolik
a kto Ci każe ? ale teraz postaram się zachowywać i pisać poważnie, don't worry
Ja sam <no i moje zwichrowane poczucie humoru... absurdu>.
to już mi się znudziło, ale nie powiem, za jakiś czas wrócę do tego
No i nie mogłeś poczekac, aż to nastapi? Damn...
a jak...
No własnie tak.
no raczej nie szkoda, jeśli naprawdę ich uważamy za dobrych znajomych, nie można sie od tak (bo taki mam kaprys) na nich "wypiąć"
Niby dlaczego? Masz być w towarzystweie osob, ktorzy ci przestrali "leżeć"? To od ciebie zależy, czy chcesz tam być i ich towarzystwo znosić pomimo tego, że nagle chcą od ciebie rzeczy, ktorych nie lubisz <pić, ćpać, palić>, czy sobie darować dalszą znajomość, jeśli pomimo twoich słow, ciagle cię do tego namawiaja. Proste.
Miyone
Raczej nie bo odpowiedź nie jest chyba tak jednoznaczna. Uważasz, że jedyną przyczyną dla której młodzież schodzi na "złą drogę" jest obawa przed odrzuceniem przez środowisko?
Tak. Gdyby nie było takiej potrzeby - to po co sobie robić coś, czego można by w przyszłości żałować? Poza tym, gdyby każdy miał wielu przyjaciól itd, to nie potrzebowałby zwracać w ten sposób na siebie uwagę otoczenia. To zależy od jednostki i tego, czy tego chce. A jakie są według ciebie inne powody?
Nie zawsze.
No to nie są to dobrzy znajomi.
Szkoda marnować czas na ludzi, którzy nie są dobrymi znajomymi? Hmmm...
Zawiedzie raz. Dobrze. Drugi? Trzeci? Dziesiąty? Raz to przypadek, drugi to głupota, trzeci to kompletny debilizm. Ale na zdrowy rozum - po co zadawać się z ludźmi, którzy nie są dobrymi znajomymi? Naprawdę, w tym czasie, gdy się będzie z nimi obcowało, można zrobić wiele dobrego. Pójść spać na przykład.
-
Ja sam <no i moje zwichrowane poczucie humoru... absurdu>.
jak zwykle zapomniałem o tym...
No i nie mogłeś poczekac, aż to nastapi? Damn...
cierpliwość u mnie ma granice
Niby dlaczego? Masz być w towarzystweie osob, ktorzy ci przestrali "leżeć"? To od ciebie zależy, czy chcesz tam być i ich towarzystwo znosić pomimo tego, że nagle chcą od ciebie rzeczy, ktorych nie lubisz <pić, ćpać, palić>, czy sobie darować dalszą znajomość, jeśli pomimo twoich słow, ciagle cię do tego namawiaja. Proste.
mianem dobrego znajomego określam kogoś z kim naprawdę lubie przebywać, jeżęli do czegoś mnie "zmusza" traci miano dobrego znajomego
-
A jakie są według ciebie inne powody?
Ot choćby chęć zwrócenia na siebie uwagi rodziców. Rodzice pracują od rana do wieczora, nie mają czasu na spędzenie chwili z dzieckiem. Dziecko chce na siebie zwrócić uwagę. Narkotyki, alkohol, papierosy, to całkiem dobry sposób.
No to nie są to dobrzy znajomi.
Ale czasami dowiadujesz się o tym trochę później. Na początku uważasz ich za dobrych znajomych, nawet przyjaciół. Smutne...
Ale na zdrowy rozum - po co zadawać się z ludźmi, którzy nie są dobrymi znajomymi?
Chyba nie bardzo rozumiem, nawet ci którzy teraz są Twoimi dobrymi znjomymi, kiedyś nimi nie byli. Dopiero z czasem poznając człowieka lepiej wiesz, czy chcesz z nim utrzymywac kontakty czy nie. To logiczne, że jeżeli mam kłopoty, chcę się wypłakać czy wygadać to pójdę do przyjaciela, którego znam od lat, a nie do jakiegoś tam znajomego, którego widuję raz na kilka tygodni. Ale szczerze, nawet takie kontakty bywają przydatne w życiu. Słowem, przyjacielowi ufasz, wiesz, że cie nie zawiedzie, możesz mu powiedzieć o wszystkim. Ze znajomym możesz pogadać przy piwie lub iśc do kina. I dla mnie to nie jest strata czasu.
-
Boze, ganz przerazasz mnie :w00t: ŁAŁAŁIŁA jak to mówi Borat z Kazachstanu.
Jednostki silnie indywidualnie są często postrzegani jako glupcy. Bo nie chcą się podporządkować spolczeństwu, w którym żyją. A je tworzą jednoskit slabe.
A co mówi Nieztsche? Aleksander Macedoński, Juliusz Cezar, Napoleon Bonaparte, Włodzimierz Lenin?
Spójrz w lustro. Od razu zaczniesz na coś narzekać. Ha.
Ja przezywam ekstazę przed lustrem i zastanawiam się, dlaczego bóg nie stworzył mi kochanka równie wspaniałego, boskiego, cudownego, przystojnego, inteligentnego, elokwentnego, oczytanego, światłego, kształconego, czarującego (...) jak ja.
Wiecie co, powiem wam tak. Idea tego postu jest równie wspaniała jak moja osoba, ale takie rozmienianie na drobne wszystkich wypowiedzi, schodzenie z głównego wątku na jakieś dywagacje czynią z tej rzeki tylko malutkie strumyczki.
Moze porozmawiajmy o Feministkach (http://wiadomosci.onet.pl/1306646,69,item.html)
Co o nich sądzicie? Ja uwazam ze to skrajny objaw desperacji, frustracji i częściowej schizofrenii. Podobnie jak te ichnie idee równouprawnienia, które jednak nie do końca jest takim równouprawnieniem oraz wszystkie ich idee i poglądy, są śmieszne :) Nie jestem szowinistą, bo cenie sobie kobiety. Ale jako kobiety, a nie chłopów :)
-
Musiolik
ak zwykle zapomniałem o tym...
Zdziwiłbym się, gdybyś pamiętał. Cokolwiek.
cierpliwość u mnie ma granice
Zawsze możesz zastanowić się, po co żyjesz na tym świecie, dokąd zmierzasz, jaki masz cel...
Miyone
Ot choćby chęć zwrócenia na siebie uwagi rodziców. Rodzice pracują od rana do wieczora, nie mają czasu na spędzenie chwili z dzieckiem. Dziecko chce na siebie zwrócić uwagę. Narkotyki, alkohol, papierosy, to całkiem dobry sposób.
Oczywiście... Bo w szkole przebywa z rodzicami... Bo to z rodzicami wybiera się do kina. No, to rozwiązuje wszystkie problemy... Zauważ: zwrócić uwagę - tak. Rodziców - nieszczególnie.
Ale czasami dowiadujesz się o tym trochę później. Na początku uważasz ich za dobrych znajomych, nawet przyjaciół. Smutne...
Bo to człowiek ma rozum, by zastanowić się, czy to co robi jego znajomy nadal może być uważane za dobre, czy już niekoniecznie akurat dla niego.
Chyba nie bardzo rozumiem, nawet ci którzy teraz są Twoimi dobrymi znjomymi, kiedyś nimi nie byli. Dopiero z czasem poznając człowieka lepiej wiesz, czy chcesz z nim utrzymywac kontakty czy nie. To logiczne, że jeżeli mam kłopoty, chcę się wypłakać czy wygadać to pójdę do przyjaciela, którego znam od lat, a nie do jakiegoś tam znajomego, którego widuję raz na kilka tygodni. Ale szczerze, nawet takie kontakty bywają przydatne w życiu. Słowem, przyjacielowi ufasz, wiesz, że cie nie zawiedzie, możesz mu powiedzieć o wszystkim. Ze znajomym możesz pogadać przy piwie lub iśc do kina. I dla mnie to nie jest strata czasu.
Ci, którzy byli moimi dobrymi znajomy, teraz nimi nie są. Proste. Rozumiem, że trzeba czasu, by kogoś poznać, ale są przecież wyznaczniki <które sami okreslamy> i według nich decydujemy, komu dac szansę, a kogo olać. Poza tym, skoro i tak nie są to nas znajomi, to nie musimy tolerować takiej osoby i ich ciagotków do dragów przecież. Nie podoba nam się, idziemy i koniec. Pójść na piwo można sam <upić się też>, tak samo do kina. Owszem, pogadać, pogadasz, ale o czym? że coś, że tamto, że jeszcze inne rzeczy... Trochę to marnowanie czasu.
Chief Roberts
Boze, ganz przerazasz mnie w00t.gif ŁAŁAŁIŁA jak to mówi Borat z Kazachstanu.
Chciałes, to masz.
A co mówi Nieztsche? Aleksander Macedoński, Juliusz Cezar, Napoleon Bonaparte, Włodzimierz Lenin?
A bo ja wiem...
Ja przezywam ekstazę przed lustrem i zastanawiam się, dlaczego bóg nie stworzył mi kochanka równie wspaniałego, boskiego, cudownego, przystojnego, inteligentnego, elokwentnego, oczytanego, światłego, kształconego, czarującego (...) jak ja.
To proste. Zrezygnowal z ciebie, tworząc mnie.
Moze porozmawiajmy o Feministkach
Co o nich sądzicie? Ja uwazam ze to skrajny objaw desperacji, frustracji i częściowej schizofrenii. Podobnie jak te ichnie idee równouprawnienia, które jednak nie do końca jest takim równouprawnieniem oraz wszystkie ich idee i poglądy, są śmieszne smile.gif Nie jestem szowinistą, bo cenie sobie kobiety. Ale jako kobiety, a nie chłopów
Lubię feministki. Po prostu z glupot śmiać się należy. Dawniej to i moze broniły praw <yay>, ale teraz? Są po prostu przewrażliwione. Ja na przyklad chce równouprawnienia mężczyzn! Czemu jest obowiazkowa sluzba dla nas, a nie również i dla kobiet? Czemu pracodawca zatrudnia łątwiej śliczną panienkę, a nie przystojnego faceta? Dlaczego kobieta wystarczy, ze macha tyłeczkiem, to od razu sięna nią gapią i pożądają, a gdy to robi facet, to patrzą jak na kogoś innego? Czemu u diabla kobiety noszą biustonosze? No... Jak równouprawnienia, to na calego.
-
Zawsze możesz zastanowić się, po co żyjesz na tym świecie, dokąd zmierzasz, jaki masz cel...
dlaczego trawa jest zielona, dlaczego SZ nie jest najlepsze, itd...przyjdzie na to czas
Moze porozmawiajmy o Feministkach
Co o nich sądzicie? Ja uwazam ze to skrajny objaw desperacji, frustracji i częściowej schizofrenii. Podobnie jak te ichnie idee równouprawnienia, które jednak nie do końca jest takim równouprawnieniem oraz wszystkie ich idee i poglądy, są śmieszne smile.gif Nie jestem szowinistą, bo cenie sobie kobiety. Ale jako kobiety, a nie chłopów smile.gif
podpisuje sie pod tym co napisał qiax, czemu kobiety nie pracuja na kopalni podziemią? czemu dziewczyny są faworyzowane w szkołach?(...taak..zawsze się lepiej uzalać). Dopóki walczyły o to co sięim należy, to nie zwracałem uwagi, ale ostatnio we Francji, feministki "rozkazały" zniesienia podziału na madame i madmmoiselle, bo to niby ułatwia odgadnęcie stanu cywilnego i ułatwia pozatym zdobycie, partnerki. Paranoja.
-
dlaczego trawa jest zielona, dlaczego SZ nie jest najlepsze, itd...przyjdzie na to czas
Dlaczego mam wrażenie, że na te pytanie można znaleźć odpowiedź...
podpisuje sie pod tym co napisał qiax, czemu kobiety nie pracuja na kopalni podziemią? czemu dziewczyny są faworyzowane w szkołach?(...taak..zawsze się lepiej uzalać). Dopóki walczyły o to co sięim należy, to nie zwracałem uwagi, ale ostatnio we Francji, feministki "rozkazały" zniesienia podziału na madame i madmmoiselle, bo to niby ułatwia odgadnęcie stanu cywilnego i ułatwia pozatym zdobycie, partnerki. Paranoja.
To ja chcę zniesienia słowo KAWALER! To uwłaszcza mojej godności osobistej! Nie moja wina, że w szkole zajmowalem się rozwojem mojego umysłu, a nie mięsiątek <... ta ... hipotetyzuje teraz>, nie moja wina, że nie mialem takiego ilości kasy i wogole... A już największą paranoja jest to, ze to facet musi się starać o dziewczyny! Wstyd i hańba! Niby dlaczego to my musimy zawsze zagadac, zdobywać panienki? Przecież to jest dyskryminacja, no...
-
Dlaczego mam wrażenie, że na te pytanie można znaleźć odpowiedź...
spójrz w lustro...tam jest odpowiedź
To ja chcę zniesienia słowo KAWALER! To uwłaszcza mojej godności osobistej! Nie moja wina, że w szkole zajmowalem się rozwojem mojego umysłu, a nie mięsiątek <... ta ... hipotetyzuje teraz>, nie moja wina, że nie mialem takiego ilości kasy i wogole... A już największą paranoja jest to, ze to facet musi się starać o dziewczyny! Wstyd i hańba! Niby dlaczego to my musimy zawsze zagadac, zdobywać panienki? Przecież to jest dyskryminacja, no...
"podobno" to się zmienia, ze teraz kobiety/dziewczyny/? same zagadują, ale to i tak nic, niby czemu trzeba kupowaćkwiaty, prezenty..mówić 1000000x kocham..jak wystarczy raz :P, dzien kobiet i walentynki, jak to gdzieś słyszałem "jedyny dzień w którym trzeba coś dać kobiecie, by ona Ci "dała""
-
spójrz w lustro...tam jest odpowiedź
W końcu jestem bogiem. Ha!
"podobno" to się zmienia, ze teraz kobiety/dziewczyny/? same zagadują, ale to i tak nic, niby czemu trzeba kupowaćkwiaty, prezenty..mówić 1000000x kocham..jak wystarczy raz tongue.gif, dzien kobiet i walentynki, jak to gdzieś słyszałem "jedyny dzień w którym trzeba coś dać kobiecie, by ona Ci "dała""
A co jest z Dniem Chłopaka, no? Dlaczego jest taki szum o dzień kobiet <btw: komunistyczne święto>, a nie ma o Dzień Chłopaka? Bo my faceci jesteśmy skromni, a nie pyszni jak kobiety. Ach, kobiety... ""Facet musi być silny!" ... "A kobieta ladna." ... "Męska świania!" .. "Kobieta".
-
"podobno" to się zmienia, ze teraz kobiety/dziewczyny/? same zagadują, ale to i tak nic, niby czemu trzeba kupowaćkwiaty, prezenty..mówić 1000000x kocham..jak wystarczy raz :P, dzien kobiet i walentynki, jak to gdzieś słyszałem "jedyny dzień w którym trzeba coś dać kobiecie, by ona Ci "dała""
Psychika kobiet zawsze mnie ciekawiła. Nie rozumiem po co kupują tony ciuchów, w których albo pochodzą raz, albo wogóle, bo "już niemodne" ? Po co robią z twarzą coś, za co sprzedawca samochodów poszedł by siedzieć ? Jak widzę dziewczynę w różowej mini i różowej bluzce odsłaniającej brzuch z kilogramem żelbetu na ryju to mi się rzygać chce ;/ Nie chodzi mi o to, żeby chodziły zakute w zbroję, ale żeby nie robiły z siebie, za przeproszeniem, kurw. Potem się dziwią czemu są gwałcone...
Kiedy dziewczyna ma chłopaka to albo jednemu, albo drugiemu zazwyczaj odbija. Facet najczęściej jest najbardziej na to narażony...niestety. Najgorzej jest kiedy odbędzie ze swoją "ukochaną" pierwszy stosunek i zaczyna myśleć nie toą głową co trzeba. Wtedy kobieta może zrobić z nim co chce. Znam przypadek, w którym koleś po "zdobyciu" (przepraszam, ale nie wiem jak to inaczej napisać) dziewczyny zaczął olewać swoich kumpli totalnie, dziewczyna starała się zrobić wszystko aby jeszcze bardziej wszystko pogorszyć robiąc z niego pantoflarza i skłócając ich ze sobą. Najgorsze było to, że on nic nie zauważał. Kiedy nie ma jego dziewczyny w pobliżu jest zupełnie innym człowiekiem. Można z nim porozmawiać, pośmiać się, jest wyluzowany. Kiedy jest z "nią" nie odstępuje jej na krok, słodzą sobie do zrzygania. Tak, był to mój przyjaciel, który stał się tylko znajomym, ale to baaardzo dawne dzieje.
-
Kiedy dziewczyna ma chłopaka to albo jednemu, albo drugiemu zazwyczaj odbija. Facet najczęściej jest najbardziej na to narażony...niestety
<gwiżdze pod nosem>....tu masz niestety rację, facetowi bardziej zależy i on niestety bardziej się poświęca (niestety...spotkało mnie to..i dalej z leksza trwa, ale pomińmy to), a kobieta to wyczuwa i:...
Znam przypadek, w którym koleś po "zdobyciu" (przepraszam, ale nie wiem jak to inaczej napisać) dziewczyny zaczął olewać swoich kumpli totalnie, dziewczyna starała się zrobić wszystko aby jeszcze bardziej wszystko pogorszyć robiąc z niego pantoflarza i skłócając ich ze sobą. Najgorsze było to, że on nic nie zauważał. Kiedy nie ma jego dziewczyny w pobliżu jest zupełnie innym człowiekiem.
to sie dzieje...niestety, słyszałem gdiześ, że faceci są bardziej uczuciowi..i to chyba prawda..heh
-
Znam przypadek, w którym koleś po "zdobyciu" (przepraszam, ale nie wiem jak to inaczej napisać) dziewczyny zaczął olewać swoich kumpli totalnie, dziewczyna starała się zrobić wszystko aby jeszcze bardziej wszystko pogorszyć robiąc z niego pantoflarza i skłócając ich ze sobą. Najgorsze było to, że on nic nie zauważał. Kiedy nie ma jego dziewczyny w pobliżu jest zupełnie innym człowiekiem.
to sie dzieje...niestety, słyszałem gdiześ, że faceci są bardziej uczuciowi..i to chyba prawda..heh
To już zależy od charakteru osoby. Mnie np. ciężko jest ukazać niektóre uczucia (żal, smutek, współczucie) ale nad tym sam ćwiczyłem, ponieważ twierdzę, że okazywanie uczuć jest zbędne i powinno się to dla siebie zachowywać. Zaraz pewnie będą wszyscy pisać "Żal mi ciebie." Dziekuję, ale nienawidzę jak ktoś mi okazuje współczucie. Nienawidzę kiedy ktoś chce mnie rozbawić na siłę, kiedy jestem wkurzony na coś. Kiedyś nie potrafiłem pozbyć się gniewu. Teraz jeżeli ktoś mnie chce wkurzyć odpowiadam mu sarkazmem i mam go w dupie. Co najlepsze, każdą obelgę traktuję jako pochwałę. Ogólnie jestem realistą i mam realistyczne podejście do świata. Nie mam nadziei na poleszenie się sytuacji w naszym kraju ani nie mam nadziei, że zostanę "kimś". Nie mam w sobie krzty optymizmu.
Sam wogóle nie wiedziałem, o czym pisałem ;]
-
Znam przypadek, w którym koleś po "zdobyciu" (przepraszam, ale nie wiem jak to inaczej napisać) dziewczyny zaczął olewać swoich kumpli totalnie, dziewczyna starała się zrobić wszystko aby jeszcze bardziej wszystko pogorszyć robiąc z niego pantoflarza i skłócając ich ze sobą. Najgorsze było to, że on nic nie zauważał. Kiedy nie ma jego dziewczyny w pobliżu jest zupełnie innym człowiekiem.
to sie dzieje...niestety, słyszałem gdiześ, że faceci są bardziej uczuciowi..i to chyba prawda..heh
To już zależy od charakteru osoby. Mnie np. ciężko jest ukazać niektóre uczucia (żal, smutek, współczucie) ale nad tym sam ćwiczyłem, ponieważ twierdzę, że okazywanie uczuć jest zbędne i powinno się to dla siebie zachowywać. Zaraz pewnie będą wszyscy pisać "Żal mi ciebie." Dziekuję, ale nienawidzę jak ktoś mi okazuje współczucie. Nienawidzę kiedy ktoś chce mnie rozbawić na siłę, kiedy jestem wkurzony na coś. Kiedyś nie potrafiłem pozbyć się gniewu. Teraz jeżeli ktoś mnie chce wkurzyć odpowiadam mu sarkazmem i mam go w dupie. Co najlepsze, każdą obelgę traktuję jako pochwałę. Ogólnie jestem realistą i mam realistyczne podejście do świata. Nie mam nadziei na poleszenie się sytuacji w naszym kraju ani nie mam nadziei, że zostanę "kimś". Nie mam w sobie krzty optymizmu.
Sam wogóle nie wiedziałem, o czym pisałem ;]
Większość zależy od charakteru, po mnie nie widać smutku czy radości, widać za to zrezygnowanie i gniew, ale z drugiej strony nie można znów za bardzo "chować" uczuć, chyba, ze naprawde jest tak komuś lepiej żyć.
-
Oczywiście... Bo w szkole przebywa z rodzicami... Bo to z rodzicami wybiera się do kina. No, to rozwiązuje wszystkie problemy... Zauważ: zwrócić uwagę - tak. Rodziców - nieszczególnie.
Uważasz, że jedyną uwagą której potrzebuje młody człowek to uwaga rówieśników. Cóż, ja się z Tobą nie zgadzam.
Poza tym, skoro i tak nie są to nas znajomi, to nie musimy tolerować takiej osoby i ich ciagotków do dragów przecież. Nie podoba nam się, idziemy i koniec.
Tak, ale ja mówię, o systucaji, w której to ten, którego uważasz za przyjaciela namawia Cię do narkotyków. Odmawiasz, a przyjaciel się od Ciebie odwraca. Tak było w moim życiu.
Owszem, pogadać, pogadasz, ale o czym? że coś, że tamto, że jeszcze inne rzeczy... Trochę to marnowanie czasu.
Dla Ciebie tak, dla mnie nie.
Zmieniamy temat - feministki.
Na początku zazanczę, że feministką nie jestem, bo nie zgadzam się z wieloma ich postulatami. I fakt, miejscami są śmieszne (feministki, postulaty też;)). Feministki walczą o równouprawnienie, które równouprawnieniem do końca nie jest. True. Nie dziwcie się jednak panowie, że kobiety są przewrażliwione na tym punkcie. W końcu przez wieki pełniły służalczą rolę w stosunku do mężczyzn. Teraz jest zupełnie inaczej. Chociaż stereotyp matki Polki póki co pozostaje i mnie jako kobietę, strasznie irytuje. Kobieta sprząta, gotuje, rodzi i wychowuje dzieci a między czasie jeszcze dodatkowo pracuje. Oczywiście nie jest tak wszędzie, znam rodziny, w któych to mężczyzna przejmuje obowiązki 'pani domu', bo nie może znaleźć pracy. Faktem jest jednak, że taki opis pasuje do wielu kobiet w Polsce.
Odniosę się teraz do wcześniejszych wypowiedzi w tym temacie.
Ja na przyklad chce równouprawnienia mężczyzn! Czemu jest obowiazkowa sluzba dla nas, a nie również i dla kobiet?
No właśnie, czemu? Także uważam to za niesprawiedliwe. Chciałabym aby również kobiety bez przeszkód mogły iść do wojska. Sama mam taki zamiar po studiach^^
Czemu pracodawca zatrudnia łątwiej śliczną panienkę, a nie przystojnego faceta?
Jeżeli pracodawcą jest mężczyzna, to logiczne, ale jeżeli jest kobietą to chyba odwrotnie.
Czemu u diabla kobiety noszą biustonosze?
A kto Tobie zabrania?
feministki "rozkazały" zniesienia podziału na madame i madmmoiselle
Jeden z większych absurdów jakie w życiu słyszałam. Feministki przeszły same siebie... Eh, jeżeli w piśmie urzędowym wymagana jest informacja o stanie cywilnym to jak to inaczej napisać, że kobieta nie ma męża. Bezsens totalny. Poza tym w codziennym życiu nie słyszy się aby nawet do młodych kobiet ktoś zwracał się per panno Kowalska. Nie wiem o co tyle szumu. I właśnie z powodu poruszania takich "problemów" feministki narażają się na śmieszność.
dzien kobiet i walentynki, jak to gdzieś słyszałem "jedyny dzień w którym trzeba coś dać kobiecie, by ona Ci "dała""
Czy naprawdę mężczyznom tylko o to chodzi... w pewnym sensie jest to żenujące. :( Dałem ci kwiatka, perfumy i pierścinek z brylantem, a teraz chodź do łóżka. Dziwne podejście. Jeżeli się kogoś kocha, to dawanie prezentów powinno być przyjemnością.
Dlaczego jest taki szum o dzień kobiet <btw: komunistyczne święto>, a nie ma o Dzień Chłopaka?
Jest szum o dzień kobiet? Feministki tylko próbują w tym dniu zwrócić na siebie uwagę. To wszystko.
Ach, kobiety... ""Facet musi być silny!" ... "A kobieta ladna." ...
Ach, mężczyźni... "Kobieta musi być ładna." ... "Facet silny!" ...
A czy nie takie są realia? W dzisiejszym świecie wygląd zewnętrzy jest bardzo ważny, dla niektórych najważnieszy. I nie powiesz mi chyba, że nie chcesz aby Twoja dziewczyna była ładna. Ja bym chciała aby mój mężczyzna był silny (heh... jest^^)
Nie rozumiem po co kupują tony ciuchów, w których albo pochodzą raz, albo wogóle, bo "już niemodne" ?
Wierz mi, nie każda kobieta tak robi. Nikt nie każe Ci być właśne z wyżej opisaną.
Po co robią z twarzą coś, za co sprzedawca samochodów poszedł by siedzieć ?
Jak wyżej. Pudry, szminki, jakieś dziwne maskary i inne 'upiększacze' wszystko to jest obrzydliwie sztuczne i na serio nie potrafię zrozumieć kobiet, które lubują się w takich dodatkach.
Potem się dziwią czemu są gwałcone...
"Bo ta suka mnie prowokowała."
No comment :(
Oj oj czytając Wasze wypowiedzi można dojść do jednego wniosku; kobiety to potwory, które bezwzględnie wykorzystują delikatne męskie serca. ^_^ A to trochę zbyt duże i poniekąd krzywdzące uogólnienie. Musiolik gdzieś wyżej ładnie napisał, że wszystko zależy od charakteru. I to przecież prawda. Fakt, są różowe panienki, które lubią uwodzić i bawić sie uczuciami mężczyzn. Podobnie też, są mężczyźni, którzy podrywają kobietę aby tylko ją przelecieć. Ale przecież nie wszyscy meżczyźni są tacy.
-
A kto Tobie zabrania?
trzeba mieć tam wpierw co "włożyć" :P
Czy naprawdę mężczyznom tylko o to chodzi... w pewnym sensie jest to żenujące. sad.gif Dałem ci kwiatka, perfumy i pierścinek z brylantem, a teraz chodź do łóżka. Dziwne podejście. Jeżeli się kogoś kocha, to dawanie prezentów powinno być przyjemnością.
to tak było raczej tak z przymróżeniem oka, ale tak, jeśli sie kogoś kocha, to jest to przyjemność, która nie odwzajemniana (w jakikolwiek sposób) to przeradza się w nudny nawyk, którego się niechce kultywować
"Bo ta suka mnie prowokowała."
No comment sad.gif
przekonałem się o "prowokowaniu" na własnej skórze, jest taka sytuacja, szedłem wieczorem sobie od kumpla, przedemną dziewczyna, na oko 17 lat, obróciła się, zobaczyła mnie, i co? tak zaczęła "wymachiwać" tyłkiem, że szok (nie powiem..lubie takie widoki)...jeśli trafi na jakiegoś zbola, no to czasami czarno to widzę.
-
Potem się dziwią czemu są gwałcone...
"Bo ta suka mnie prowokowała."
No comment :(
Z jednej strony napisałem to jako żart. Z drugiej zaś poweidz, kogo prędzej (tfu)gwałciciel(tfu) zaatakuje ? Odpicowaną labaziarę czy dziewczynę w długiej spódnicy w kożuchu z lekkim makijażem, czy jeszcze lepiej, metalówę w glanach ?
Oj oj czytając Wasze wypowiedzi można dojść do jednego wniosku; kobiety to potwory, które bezwzględnie wykorzystują delikatne męskie serca. ^_^ A to trochę zbyt duże i poniekąd krzywdzące uogólnienie. Musiolik gdzieś wyżej ładnie napisał, że wszystko zależy od charakteru. I to przecież prawda. Fakt, są różowe panienki, które lubią uwodzić i bawić sie uczuciami mężczyzn. Podobnie też, są mężczyźni, którzy podrywają kobietę aby tylko ją przelecieć. Ale przecież nie wszyscy meżczyźni są tacy.
Nie no...bez przesady, że potwory. Niestety, większośc dziewczyn jakie znam (głównie z podstawówki i gimnazjum) stały się OKO (Okręgowa K*rwa Osiedlowa) czy nawet PKO (Państwowa K*rwa Osiedlowa). Mało znam dziewczyn "normalnych" na osiedlu. A jeżeli do mnie "przylizuje" się dziewczyna, na której mi nie zależy, to daję jej wyraźnie do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany traktując ją jak faceta (zazwyczaj odpowiadam "Chiałyście równouprawnienia ? TO TERAZ JE MACIE !"). Jeśli komuś z was nie odpowiada moje zachowanie...s'cuse me, ale taki jestem i nie chcę tego zmieniać.
-
Z jednej strony napisałem to jako żart. Z drugiej zaś poweidz, kogo prędzej (tfu)gwałciciel(tfu) zaatakuje ? Odpicowaną labaziarę czy dziewczynę w długiej spódnicy w kożuchu z lekkim makijażem, czy jeszcze lepiej, metalówę w glanach ?
prawda prawda, ale ja nie lubi, gdy dziewczyna nosi sie cała na metalowo nonstop, dla mnie dziewczyna/kobieta, musi nosić się kobieco...ale bez przesady
Nie no...bez przesady, że potwory. Niestety, większośc dziewczyn jakie znam (głównie z podstawówki i gimnazjum) stały się OKO (Okręgowa K*rwa Osiedlowa) czy nawet PKO (Państwowa K*rwa Osiedlowa). Mało znam dziewczyn "normalnych" na osiedlu. A jeżeli do mnie "przylizuje" się dziewczyna, na której mi nie zależy, to daję jej wyraźnie do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany traktując ją jak faceta (zazwyczaj odpowiadam "Chiałyście równouprawnienia ? TO TERAZ JE MACIE !"). Jeśli komuś z was nie odpowiada moje zachowanie...s'cuse me, ale taki jestem i nie chcę tego zmieniać.
U mnie sie tak stało z ze 3/4 moimi "byłymi" dziewczynami(na szczęście teraz żadna sie do mnie nie podlizuje)
-
Miyone:
Uważasz, że jedyną uwagą której potrzebuje młody człowek to uwaga rówieśników. Cóż, ja się z Tobą nie zgadzam.
Uważam, że jedyną uwagę jakiej człowiek potrzebuje, jest uwaga przeciwnej plci... Ahem. Nie. Chodzi mi o to, że w tej sytuacji, która zostala przytoczona <alkohol, ćpanie itd>. Jeśli bowiem masz rację i zależy mu na uwadze rodzicow <co jest kompletna poniekąd bzdurą, ale o tym później>, to miałby gdzieś opinię swoich znajomych, a tym samym, nie brał by od nich tych środków. Jeśli bowiem masz rację i mu zależy na uwadze ze strony rodziców - ciężko powiedzieć im parę zdań na ten temat? Jeśli nie potrafią z nimi porozmawiać, to śmiem wątpić, że nawet po zwróceniu na siebie ich uwagi, nie mieli by o czym. Poza tym - w szkole raczej ostatnią rzeczą o której myśli młody człowiek, jest to, co na to jego rodzice. Bo to nie oni tworza jego reputacji <nie ważne jaka by ona byla>, nie oni zaproszą go do kręgów "twardzieli", "rpg", "inne" i to nie oni z nim pójdą do kina <chodzi o takie typowe wypady z paczka przyjaciół>, ani tym bardziej nie znajdą mu dziewczyny <no chyba, że ma 25 lat i żyje w Japoni>.
Tak, ale ja mówię, o systucaji, w której to ten, którego uważasz za przyjaciela namawia Cię do narkotyków. Odmawiasz, a przyjaciel się od Ciebie odwraca. Tak było w moim życiu.
To się ma pecha po prostu... Ale tak to w tym życiu bywa - nigdy nie jest tak, jak ci się to może wydawać.
la Ciebie tak, dla mnie nie.
Wytłumacz mi, w jaki sposób coś takiego wpływa na twoje życie. Poza paroma miłymi chwilami, z których nic tak naprawdę nie wynika.
Jeżeli pracodawcą jest mężczyzna, to logiczne, ale jeżeli jest kobietą to chyba odwrotnie.
Właśnie niebardzo - kobieca solidarność po prostu.
A kto Tobie zabrania?
Płaska klata? Normy społeczne?
Czy naprawdę mężczyznom tylko o to chodzi... w pewnym sensie jest to żenujące. sad.gif Dałem ci kwiatka, perfumy i pierścinek z brylantem, a teraz chodź do łóżka. Dziwne podejście. Jeżeli się kogoś kocha, to dawanie prezentów powinno być przyjemnością.
Przeważnie nam o to chodzi... Ale w głównej mierze to mnie chodzi raczej o to, czemu gdy są jakieś świeta, to kobiety zawsze chcą w nie coś otrzymać? Walętynki, Dzień Kobiet... Rany... Jeśli się kogoś kocha, to nie zależy nam na tym, by zostać przez niego obdarowanym prezentami. Kochamy tę osobę za to, kim jest <całoksztalt>, a nie, co nam kupi tego i tego dnia. Proste... Problem tkwi w tym, ze to jest po prostu "szopka" z tym wszystkim. Sam bym raczej kupował stertę prezentów ot tak sobie, od siebie i nie musze mieć ku temu specjalnego powodu... I problem tkwi w tym, że gdy my zapomnimy o takim dniu jak dzień kobiet, to tragedia, ale gdy kobiety zapomną o dniu chłopaka, to norma.
Jest szum o dzień kobiet? Feministki tylko próbują w tym dniu zwrócić na siebie uwagę. To wszystko.
Uwagę, dobrze, ale jaką? O co im chodzi? O prezenty? A moze o to, że oto lamiemy ich prawa o równouprawnienia, bo cenimy je za to, że sa kobietami, a nie facetami? Ha.
Ach, mężczyźni... "Kobieta musi być ładna." ... "Facet silny!" ...
A czy nie takie są realia? W dzisiejszym świecie wygląd zewnętrzy jest bardzo ważny, dla niektórych najważnieszy. I nie powiesz mi chyba, że nie chcesz aby Twoja dziewczyna była ładna. Ja bym chciała aby mój mężczyzna był silny (heh... jest^^)
Nie wiem, czemu zacytowałeś tylko tę część wypowiedzi, a nie dalszą jej część... Chodzi o to, że gdy facetowi się podoba ładna dziewczyna, bo chce mieć ładną dziewczynę, to jest nieczuły i seksistowski i myśli nie tą gówką co trzeba. Ale gdy kobieta chce mieć przystojnego faceta, jakoś nikt jej nie robi wyrzutów z tego powodu. Ciekawe. Poza tym - silny mężczyzna, a kobieta bezbronna, delikatna, wrażliwa, krucha, bla bla bla... I gdzie te równouprawnienia, o ktore tak "walczą" <choć raczej bardziej by pasowało, ze narzekaja, jakie to one ... gdy czegoś nie mogą przez to uzyskać, ale gdy na zalety takiego stanu rzeczy, to nigdy>. Poza tym, ja myślę przyszłościowo - nie musi być ładna, musi mieć to coś. Owszem, się ceni, ale fakt faktem, ze kobiety starzeja się dużo szybciej od facetow i że tak pozwolę sobie napisać - z mniejszą godnościa.
"Bo ta suka mnie prowokowała."
No comment sad.gif
A juz myślałem, że nie będzie zadnego interesującego mnie wątku... Wiec tak - mini spódniczki są podniecajace. To fakt. Faceci lubią seks. Kolejny fakt. Kobiety lubią się podobać facetą, ktorzy lubią seks. To też kolejny fakt... Poza tym, gdy slyszę, że zostala zgwalcona w dzielnicy o złej reputacji, w środku nocy, jeszcze do cholery w jakimś lesie... Ubrana tak jak ubrana - to co ona tak wogole robiła? Nie bronię gwalcicieli <Carpe Diem - żyją chwilą heh>, ale też i nie twierdze, ze należy winic tylko jego... Przykład: imopreza, alkochol itd... Większosć kobiet jest taka na nich ubrana, że jam stanąl z wrażenia na sam ten widok. Do tego te lubieżne spojrzenia itd. Po jakimś czasie zagaduje, coś tam coś tam słodka gadka i myśli facet, że ma ochotę - ot, łózkowo przygoda. Gra wstepna daje się, potem już nie. To co ma ogranioczny do seksu facet pomyśleć, jak nie to, że lubi "ostrą" zabawę? Oczywiście, że ma glęboką osobowość, że IQ ponad średnią normę uznawana za geniusz itd. Jasne.
Oj oj czytając Wasze wypowiedzi można dojść do jednego wniosku; kobiety to potwory, które bezwzględnie wykorzystują delikatne męskie serca
Pieniądze rządzą światem. Pieniędzmi rządzą mężczyźni. A nimi kobiety.
Oj oj czytając Wasze wypowiedzi można dojść do jednego wniosku; kobiety to potwory, które bezwzględnie wykorzystują delikatne męskie serca
Nie napisałbym, że to aż tak duże uogólnienie... Ani tym bardziej, że to krzywdzące jest - bo zauważ, że kobieta zawsze wie najlepiej w praktycznie każdej dziedzinie <poza sportem i grami dzięki sobie samemu>. W końcu kto stroi te wszystkie fochy, gdy my, biedni męscy mężczyxni robimy tak, a nie inaczej? I kogo trzeba przepraszać w iście "pokazowy" sposób? Kwiaty, czekoladki... A nam zwykłe przepraszam wystarczy.
Musiolik gdzieś wyżej ładnie napisał, że wszystko zależy od charakteru. I to przecież prawda. Fakt, są różowe panienki, które lubią uwodzić i bawić sie uczuciami mężczyzn. Podobnie też, są mężczyźni, którzy podrywają kobietę aby tylko ją przelecieć. Ale przecież nie wszyscy meżczyźni są tacy.
Tym ślicznym stwierrdzeniem mozemy zakończyć jakikolwiek temat w Kółku Filozoficznym. Bo to zależy od charakteru...
I na zakończenie - dziewczyny kochamy za ciało. Kobiety - za duszę. Problem polega tylko i wyłącznie na ich odróźnieniu.
-
qiax:
Chodzi mi o to, że w tej sytuacji, która zostala przytoczona <alkohol, ćpanie itd>. Jeśli bowiem masz rację i zależy mu na uwadze rodzicow <co jest kompletna poniekąd bzdurą, ale o tym później>, to miałby gdzieś opinię swoich znajomych, a tym samym, nie brał by od nich tych środków.
Zależy mu na uwadze rodziców, ale rodzice nie zwracają na niego uwagi bo są zajęci innymi sprawami. Jak może tę uwagę na siebie zrwócić? Odstaję przy swoim.
Jeśli bowiem masz rację i mu zależy na uwadze ze strony rodziców - ciężko powiedzieć im parę zdań na ten temat? Jeśli nie potrafią z nimi porozmawiać, to śmiem wątpić, że nawet po zwróceniu na siebie ich uwagi, nie mieli by o czym. Poza tym - w szkole raczej ostatnią rzeczą o której myśli młody człowiek, jest to, co na to jego rodzice. Bo to nie oni tworza jego reputacji <nie ważne jaka by ona byla>, nie oni zaproszą go do kręgów "twardzieli", "rpg", "inne" i to nie oni z nim pójdą do kina <chodzi o takie typowe wypady z paczka przyjaciół>, ani tym bardziej nie znajdą mu dziewczyny <no chyba, że ma 25 lat i żyje w Japoni>.
Ja nadal twierdzę, że dziecko potrzebuje uwagi rodziców. Rodzice nie muszą być jego kumplami, którzy "zaproszą go do kręgów "twardzieli", "rpg", "inne" Rodzice są po to, aby młody człowiek wiedział, że nigdy nie jest sam, aby byli obok, kiedy potrzebuje rady jak ubrać się na pierwszą randę lub kiedy chce nauczyć się prowadzić samochód. Rodzice to przez długi okres nabliżsi mu ludzie. Naprawdę, nie mów mi, że dziecko nie potrzebuje uwagi rodziców bo to dla mnie idiotyczne stwierdzenie.
Wytłumacz mi, w jaki sposób coś takiego wpływa na twoje życie. Poza paroma miłymi chwilami, z których nic tak naprawdę nie wynika.
Nie twierdzę przecież, że takie spotkania istotnie wpływają na moje życie. Miło spędzone chwile wystarczą.
Właśnie niebardzo - kobieca solidarność po prostu.
Hmmm... jesteś 45-letnią kobietą i masz do wyboru: zatrudnić piękną 26-letnią kobietę czy przystojnego 26-letniego mężczyznę. Sama nie wiem, może tylko mi ten wybór wydaje się oczywisty.
Ale w głównej mierze to mnie chodzi raczej o to, czemu gdy są jakieś świeta, to kobiety zawsze chcą w nie coś otrzymać? Walętynki, Dzień Kobiet...(...) I problem tkwi w tym, że gdy my zapomnimy o takim dniu jak dzień kobiet, to tragedia, ale gdy kobiety zapomną o dniu chłopaka, to norma.
Nie wiem, być może opierasz te stwierdzenia na własnym doświadczeniu, dlatego trudno mi polemizować. Mogę tylko powiedzieć jak jest w moim wypadku, a to pewnie Cię nie obchodzi. Więc na tym skończę.
Rany... Jeśli się kogoś kocha, to nie zależy nam na tym, by zostać przez niego obdarowanym prezentami. Kochamy tę osobę za to, kim jest <całoksztalt>, a nie, co nam kupi tego i tego dnia. Proste... Problem tkwi w tym, ze to jest po prostu "szopka" z tym wszystkim. Sam bym raczej kupował stertę prezentów ot tak sobie, od siebie i nie musze mieć ku temu specjalnego powodu...
Zgadzam się z Tobą w pełni.
Uwagę, dobrze, ale jaką? O co im chodzi? O prezenty? A moze o to, że oto lamiemy ich prawa o równouprawnienia, bo cenimy je za to, że sa kobietami, a nie facetami? Ha.
Równouprawnienie według kryteriów feministek, to chyba ich główny cel. Zwracają uwagę na pozycję kobiety w społeczeństwie. Jeszcze raz powtórze, ja nie zgadzam się z ich postawą, dlatego nie mam tu zamiaru ich bronić.
Nie wiem, czemu zacytowałeś tylko tę część wypowiedzi, a nie dalszą jej część... Chodzi o to, że gdy facetowi się podoba ładna dziewczyna, bo chce mieć ładną dziewczynę, to jest nieczuły i seksistowski i myśli nie tą gówką co trzeba. Ale gdy kobieta chce mieć przystojnego faceta, jakoś nikt jej nie robi wyrzutów z tego powodu. Ciekawe.
Hehe na tym forum panuje dziwna tendecja do cytowania wyrwanych z kontekstu zdań, więc sorki za wcześniejszy niepełny cytat.
Tak czy inaczej, nie do końca się z Tobą zgadzam. Przedstawiłeś bowiem dwa stwiedzenia z dwóch różnych perspektyw. Co myśli kobieta kiedy widzi drugą kobietę z przystojnym mężczyzną? Takiej to dobrze. A co myśli kobieta, kiedy widzi chłopaka ze śliczną dziewczyną? Pewnie jest dobra w łóżku, ewentualnie facet zwraca uwagę tylko na ciało. Szczerze wątpię, że gdyby jakiś facet zobaczyłby Ciebie z super laską pomyślał by że jesteś seksitowski, chyba raczej że masz szczęście. :)
Poza tym, ja myślę przyszłościowo - nie musi być ładna, musi mieć to coś. Owszem, się ceni, ale fakt faktem, ze kobiety starzeja się dużo szybciej od facetow i że tak pozwolę sobie napisać - z mniejszą godnościa.
Kobiety starzeją się z mniejszą godnością? Hmmm.... ciekawe spostrzerzenie.
A juz myślałem, że nie będzie zadnego interesującego mnie wątku... Wiec tak - mini spódniczki są podniecajace. To fakt. Faceci lubią seks. Kolejny fakt. Kobiety lubią się podobać facetą, ktorzy lubią seks. To też kolejny fakt... Poza tym, gdy slyszę, że zostala zgwalcona w dzielnicy o złej reputacji, w środku nocy, jeszcze do cholery w jakimś lesie... Ubrana tak jak ubrana - to co ona tak wogole robiła? Nie bronię gwalcicieli <Carpe Diem - żyją chwilą heh>, ale też i nie twierdze, ze należy winic tylko jego... Przykład: imopreza, alkochol itd... Większosć kobiet jest taka na nich ubrana, że jam stanąl z wrażenia na sam ten widok. Do tego te lubieżne spojrzenia itd. Po jakimś czasie zagaduje, coś tam coś tam słodka gadka i myśli facet, że ma ochotę - ot, łózkowo przygoda. Gra wstepna daje się, potem już nie. To co ma ogranioczny do seksu facet pomyśleć, jak nie to, że lubi "ostrą" zabawę? Oczywiście, że ma glęboką osobowość, że IQ ponad średnią normę uznawana za geniusz itd. Jasne.
Oki, w tym miejscu muszę przyznać Ci rację. Niektóre panny, rzeczywiście prowokują i wyglądem i zachowaniem. Prawdą jest również fakt, że normalny facet, popatrzy i odejdzie, a ten, który nie potrafi (nie chce) kontrolować swoich hormonów, zaciągnie taką w krzaki i po sprawie. Z drugiej strony, takiemu facetowi chyba nie robi różnicy, czy zaciągnie w krzaki pannę wystrojoną czy normalnie ubraną. Wyzywającym zachowaniem jednak kobiety zwiększają prawdopodobieństwo takiego gwałtu.
Nie napisałbym, że to aż tak duże uogólnienie... Ani tym bardziej, że to krzywdzące jest - bo zauważ, że kobieta zawsze wie najlepiej w praktycznie każdej dziedzinie <poza sportem i grami dzięki sobie samemu>. W końcu kto stroi te wszystkie fochy, gdy my, biedni męscy mężczyxni robimy tak, a nie inaczej? I kogo trzeba przepraszać w iście "pokazowy" sposób? Kwiaty, czekoladki... A nam zwykłe przepraszam wystarczy.
Raz jeszcze trudno mi polemizować, bo opinię mogę wyrazić tylko ze swojej perspektywy. W moim wypadku, ten opis daleki jest od prawdy.
Tym ślicznym stwierrdzeniem mozemy zakończyć jakikolwiek temat w Kółku Filozoficznym. Bo to zależy od charakteru...
Wiesz, myślę, że tak. Bo to, że jestem kobietą wcale nie znaczy, że opis, który przykleiłeś kobietom (stroi fochy, kwiatki, czekoladki, prezenty w dzień kobiet, walentyki, imieniny, urodziny, rocznice itd) do mnie pasuje.
-
A bo ja wiem...
To przykładowe jednostki SILNE ktore kierują tępą masą. Lu potrzebuje przywódcy, bez niego jest słaby i rozsypie się po utracie takiego.
Czemu pracodawca zatrudnia łątwiej śliczną panienkę, a nie przystojnego faceta? Dlaczego kobieta wystarczy, ze macha tyłeczkiem, to od razu sięna nią gapią i pożądają, a gdy to robi facet, to patrzą jak na kogoś innego? Czemu u diabla kobiety noszą biustonosze? No... Jak równouprawnienia, to na calego.
Tak zawsze jest. Równouprawnienia, z małymi ALE. Żądam niniejszym ujednolicenia wszelkich kategorii płciowych. Koniec z podziałem na sport damski i meski, koniec z toaletami damskimi i męskimi, koniec z fryzjerami, zawodami, ubraniami, majtkami, podpaskami, prezerwatywami i spiralami, biustonoszami. Koniec z penisami, pochwami, większymi miednicami, układowi mięśniowemu. Paranoja.
Psychika kobiet zawsze mnie ciekawiła. Nie rozumiem po co kupują tony ciuchów, w których albo pochodzą raz, albo wogóle, bo "już niemodne" ? Po co robią z twarzą coś, za co sprzedawca samochodów poszedł by siedzieć ? Jak widzę dziewczynę w różowej mini i różowej bluzce odsłaniającej brzuch z kilogramem żelbetu na ryju to mi się rzygać chce ;/ Nie chodzi mi o to, żeby chodziły zakute w zbroję, ale żeby nie robiły z siebie, za przeproszeniem, kurw. Potem się dziwią czemu są gwałcone...
Ostroznie bym podchodził z tym "Gwałceniem". Wiesz, są rózne stany męskiego pobudzenia. Jest taki w którym zadnej za nic nie ruszysz i jest taki w którym szalejesz jak zobaczysz odsłonięte ramię, a co dopiero kawalek brzuszka. Ja przewaznie nie przepadam za paniami ubranymi jak szereg innych, bo cenie sobie oryginalność, ale moje zmysły czule łechcza mnie, gdy ujrze jakąs piekną białogłowe.
[No właśnie, czemu? Także uważam to za niesprawiedliwe. Chciałabym aby również kobiety bez przeszkód mogły iść do wojska. Sama mam taki zamiar po studiach^^
I tak i tak dostałabyć kartę powołania :) Juz niedługo BĘDZIE POBOR NA DZIEWCZYNKI RAZ DWA TRZY (...)
Kobieta sprząta, gotuje, rodzi i wychowuje dzieci a między czasie jeszcze dodatkowo pracuje.
Zapraszam wszystkie feministki do krajów arabskich :) Mozecie tam pozostać.
A kto Tobie zabrania?
On lubi nosić :) Ale najbardziej zmysłowo wygląda w podwiązkach :blush:
Oj oj czytając Wasze wypowiedzi można dojść do jednego wniosku; kobiety to potwory, które bezwzględnie wykorzystują delikatne męskie serca. happy.gif A to trochę zbyt duże i poniekąd krzywdzące uogólnienie. Musiolik gdzieś wyżej ładnie napisał, że wszystko zależy od charakteru. I to przecież prawda. Fakt, są różowe panienki, które lubią uwodzić i bawić sie uczuciami mężczyzn. Podobnie też, są mężczyźni, którzy podrywają kobietę aby tylko ją przelecieć. Ale przecież nie wszyscy meżczyźni są tacy.
Droga Miyone, nie znam wszystkich kobiet. Ale im więcej ich poznaje, tym bardziej zblizam się do wizerunku kobiety przedstawianego w twórczości Pasikowskiego. I o ile ty przedstawilaś w swojej wypowiedzi pytanie, być moze retoryczne, nt. facetów, to ja zadałbym trawestując, podobne pytanie nt. kobiet. :) Ale nie zadam, bo na nie odpowiedzi za bardzo nie ma. Chociaz Butz odpowiada na nie dość swobodnie.
przekonałem się o "prowokowaniu" na własnej skórze, jest taka sytuacja, szedłem wieczorem sobie od kumpla, przedemną dziewczyna, na oko 17 lat, obróciła się, zobaczyła mnie, i co? tak zaczęła "wymachiwać" tyłkiem, że szok (nie powiem..lubie takie widoki)...jeśli trafi na jakiegoś zbola, no to czasami czarno to widzę.
I co? wywaliłeś jęzor? ;) W takich sytuacjach ja zawsze opanowuje się i jestem twardy. Jeśliby chciała mnie sprowokować, to nie wiem co musiałaby zrobić. Ostatnio czytałem ksiązke Starowicza-Lwa i tam pisał o takich zachowaniach kobiet.
Faceci lubią seks.
ORLY? ;) [hmm, o tej porze niestać mnie na dwuznacznosc]
Kobiety starzeją się z mniejszą godnością? Hmmm.... ciekawe spostrzerzenie.
No taka prawda. Od czasów sokratesa lansowany jest wizerunek dojrzałego mezczyzny. To budzi skojarzeniapozytywne, dostojne itp. Natomiast dojrzała kobieta to raczej eufemizm. Młoda kobieta za to budzi pozytywne wrazenia. Tak to jest :)
-
A kto Tobie zabrania?
Płaska klata?
przytyj
Szczerze wątpię, że gdyby jakiś facet zobaczyłby Ciebie z super laską pomyślał by że jesteś seksitowski, chyba raczej że masz szczęście.
albo kase...
-
Miyone
Zależy mu na uwadze rodziców, ale rodzice nie zwracają na niego uwagi bo są zajęci innymi sprawami. Jak może tę uwagę na siebie zrwócić? Odstaję przy swoim.
Zwyczajnie do nich zagadać? Nie, to zbyt proste, teraz trzeba z wyobraźnią, by goście dalej czytali tego posta. Skoczyć na bungee bez zabezpiczenia? Nie, to już było... Moze poderżnąć sobie żyły w łązience, parę minut przed ich kąpielą? Nie, to takie pospolite... Albo nie, wiem! Zapanowac nad światem, by mnie mamusisa doceniła! Tak, to jest... Nie, to też jest jakieś takie standardowe. Albo nie, mam! Wziaść dragi od kumpla na imprezie, jakieś kilkanaście km dziejącą się od miejsca zamieszkania, tak, by rodzice dzieciaka nakryli, który po przyjsciu do domu się z tym zbytniio nie afiszuje. Tak, to jest genialne - w koncu maja ten teleskop w domu.
BTW: Też bym o "d" stawał, gdybym czytał posty takie jak moje. Literowka, a tyle radości.
Ja nadal twierdzę, że dziecko potrzebuje uwagi rodziców. Rodzice nie muszą być jego kumplami, którzy "zaproszą go do kręgów "twardzieli", "rpg", "inne" Rodzice są po to, aby młody człowiek wiedział, że nigdy nie jest sam, aby byli obok, kiedy potrzebuje rady jak ubrać się na pierwszą randę lub kiedy chce nauczyć się prowadzić samochód. Rodzice to przez długi okres nabliżsi mu ludzie. Naprawdę, nie mów mi, że dziecko nie potrzebuje uwagi rodziców bo to dla mnie idiotyczne stwierdzenie.
Do pewnego momentu. W pewnej granicy tych zażyłości, musi zostać ona, że tak to napiszę - ucięta. Inaczej mielibyśmy do czynienia z sytuacja, w której 25 - 30 - 40 - xxx ktoś mieszka dalej z matką i ojcem. Albo z sytuacja - "wiesz, nie wiem, czy mogę się z tobą kochać, czekaj, musze do rodziców zadzwonić". Albo mój prywatny faworyt, na pierwszy raz - "czekaj, muszę się zapytać, jak to się robi...". W pewnyem momencie naprawdę należy pozbawić dziecka tej opieki, zainteresowania, by mogło się uniezależnić, by sobie radziło w życiu i bez nich. Tak to jest, ze jednym z zadań rodzicow jest przygotowanie go do samodzielnego życia i podejmowania decyzji, których konsekwencje będą prześladywaly go do końca życia. Poza tym - ich kiedyś zabraknie i co wtedy? Palnie se w leb, by zwórcić na siebie ich uwagę?
Nie twierdzę przecież, że takie spotkania istotnie wpływają na moje życie. Miło spędzone chwile wystarczą.
Aha, rozumiem. Zwykła róźnica, bo ja tam wolalbym się zdrzemnąć.
Hmmm... jesteś 45-letnią kobietą i masz do wyboru: zatrudnić piękną 26-letnią kobietę czy przystojnego 26-letniego mężczyznę. Sama nie wiem, może tylko mi ten wybór wydaje się oczywisty.
Piękna 26 - letnią kobietę. Dlaczego? Bo mniejsze prawdopodobieństwo, że ze mną wda się w romans. Poza tym - nie myślę jak kobieta, nawet, gdybym nagle byl kobietą... Więc ci napisać czegoś takiego nie mogę - co zrobisz, gdybyś był kobietą? Tak wogóle, to bardzo przyklad nie ten tego. Bo który facet poleci na starszą o 20 lat kobietę? A jakoś to można zaobserwować u przeciwnej płci.
Nie wiem, być może opierasz te stwierdzenia na własnym doświadczeniu, dlatego trudno mi polemizować. Mogę tylko powiedzieć jak jest w moim wypadku, a to pewnie Cię nie obchodzi. Więc na tym skończę.
Ta... Mnie nigdy nic nie obchodzi w sumie... To napisz, jak jest w twoim ugogólnieniu. Bo ja dalej twierdzę, że to bardziej dziewczyna lubi prezenty z okazji jakiś tak świąt, anizeli facet. A jeśli się według ciebie mylę - to czemu jakoś nie ma tej szopki z okazji Dnia Chłopaka?
Co myśli kobieta kiedy widzi drugą kobietę z przystojnym mężczyzną? Takiej to dobrze. A co myśli kobieta, kiedy widzi chłopaka ze śliczną dziewczyną? Pewnie jest dobra w łóżku, ewentualnie facet zwraca uwagę tylko na ciało. Szczerze wątpię, że gdyby jakiś facet zobaczyłby Ciebie z super laską pomyślał by że jesteś seksitowski, chyba raczej że masz szczęście.
Mozesz mi wytłumaczyć ten przykład? Bo jakos nie do końca go zrozumialem. Ach, chyba powoli rozumiem <czytanie po 10 razy jednego zdania jednak ma jakiś tam sens>. Chodzi ci o to, co robi śliczna dziewczyna z takim sobie chłopakiem? Naprawdę tak myślą? To w takim razie, dosyć ciekawe stwierdzenie.
Idąc twoim przykładme <nie, żebym tak twierdził>: Co myśli chłopak widząc przystojnego chłopaka z taką sobie dziewczyna? Pewnie jest dobra w łóżku <o tyle to głupuie, że takie sobie dziewczyny są takie sobie podniecajace, to albo nadrabiają pozycjami, albo połykaniem>. Co myśli chłopak, widząc takiego sobie chlopaka z ladna dziewczyną? Pewnie ma kasę, albo go ona wykorzystuje. Na to wychodzi, że mężczyźni i kobiety niczym się nie róxnią w swym toku rozumowania. Ale tak naprawdę, takie przykłady nie mają niczego wspólnego z tym "dialogiem", który zapodalem wczesniej - po prostu gdy czegoś dotyczy kobiet, to większosć stwierdza, że jest wrażliwa bla bla bla, ale gdy podobnie napisze facet - to jest płtyki, zimny drań. Mieliśmy z tym do czynienia powyżej - tyle, że facet myśli na temat faceta podobnie jak kobieta na temat kobiet - a nie to wynikało z mojego dialogu!
A co do tego tekstu powyżej - raczej: "znowu?!".
Kobiety starzeją się z mniejszą godnością? Hmmm.... ciekawe spostrzerzenie.
Operacje plastyczne, 45 kobeity chodzace w obcisłych spodniach <fuj>, czy w moni spódniczkach <chrońcie me oczy biedne...>. Ot, kobiety chcą być piękne. Zawsze. A teraz ktoś mi wyskoczy pewnie z tekstem, że one po prostu chca się podobać facetą. To za chwilę inny napisze, że ubiera się jak roźowa landrynka, bo ladnie = prowokująco. ... ta. Facetowi nie zależy na tym jak wygląda w równym stopniu, jak kobietą. Inaczej każdy by chodził do kosmetyczki <nie twierdzę, ze to źle>, albo do solarium, stosowal samoopalacze itd. Ale u nas raczej nie ma - "och, jaki on jest przystojny itd". Owszem, zdajemy sobie z tego sprawę, ale mamy to gdzies.
Z drugiej strony, takiemu facetowi chyba nie robi różnicy, czy zaciągnie w krzaki pannę wystrojoną czy normalnie ubraną. Wyzywającym zachowaniem jednak kobiety zwiększają prawdopodobieństwo takiego gwałtu.
Zeby kogoś zgawałcić, trzeba mieć czym. Więc jeśli go podniecaja mini, to weźmie mini, jeśli długie, szare spódnice, to weźmie długie, szare spódnice.
Raz jeszcze trudno mi polemizować, bo opinię mogę wyrazić tylko ze swojej perspektywy. W moim wypadku, ten opis daleki jest od prawdy.
Jeśli mi napiszesz, ze wdziałaś kiedyś dziewczynę z kwiatami, albo ze zaprosiła do restauracji swojego chłopaka, albo że przyznała się, że jest "wstaw-sobie-wiązankę", a to wszystko w celu przeproszenia, to się zdziwię. Naprawdę.
Wiesz, myślę, że tak. Bo to, że jestem kobietą wcale nie znaczy, że opis, który przykleiłeś kobietom (stroi fochy, kwiatki, czekoladki, prezenty w dzień kobiet, walentyki, imieniny, urodziny, rocznice itd) do mnie pasuje.
Ale skoro się bierze daną grupę społeczna na pal, to wypadałoby patrzec na to ze strony uogólnień, bo to one tworzą ogólny wizerunek, a nie ze swojej prwyatnej perspektywy, która na tle większości nic nie znaczy. Dlatego wyjatek jest nazywany wyjatkiem, a nie normą. Nie wiem tylko, czy twój opis meżczyzny itd, pasuje do mnie.
Chief Roberts
To przykładowe jednostki SILNE ktore kierują tępą masą. Lu potrzebuje przywódcy, bez niego jest słaby i rozsypie się po utracie takiego.
Masa dba o własny interes. Rewolucja Francuska jest tego najlepszym przykładem. Było dobrze - nic. Było źle - zmiana władzy.
Tak zawsze jest. Równouprawnienia, z małymi ALE. Żądam niniejszym ujednolicenia wszelkich kategorii płciowych. Koniec z podziałem na sport damski i meski, koniec z toaletami damskimi i męskimi, koniec z fryzjerami, zawodami, ubraniami, majtkami, podpaskami, prezerwatywami i spiralami, biustonoszami. Koniec z penisami, pochwami, większymi miednicami, układowi mięśniowemu. Paranoja.
W skrócie: pomiędzy kobietą a mężczyzna jest niewielka róźnica. I dzięki za te róźnice!
Zell Dincht <btw: dużo wniosłeś do dyskusji...>
przytyj
Albo odpowiednie hormony zacznę zażywac. Ta... Tepaki...
W mym śmiesznym, bo nie zabawnym, pytaniu, sens polegał na tym, ze kobiety i mężczyźni się od siebie róźnią i róxnić będą. Zawsze. Więc nie ma sensu traktowac obydwie plcie na identycznych warunkach. Inaczej facetow należało by wykastrować, albo kobietą coś dorobić. Głupoty takiego stanu rzeczy nie musze chyba tłumaczyć wam, ludzia ponadprzeciętniemądrymiinteligętnym?
albo kase...
Albo urok osobisty. Teraz to obydwoje spłyciliście coś, za co ja kobiety osobiście bardzo cenię - że dla nich nie liczy się ciało. Bo co tu kryć, dla facetów tak <bo my lubimy seks>, ale dla kobiet? Pewnośc siebie, determinacja, poczucie humoru itd. Bo silny facet <z dużym rozmiarem klaty> takie wlaśnie cechy osobowiście cechuje. A jakoś słabiutkiego okularnika, z głową zwieszona w dół, jakoś nie bardzo. A kobieta ma tak, że prędzej pozwoli się samą sobą zaopiekowac, niż sama się kims zaopiekuje. Tak to juz jest.
-
Masa dba o własny interes. Rewolucja Francuska jest tego najlepszym przykładem. Było dobrze - nic. Było źle - zmiana władzy
Masa nie dba o własny interes. Masa jest tępa. Wystarczy nią odpowiednio pokierować- jak osłem, któremu marchewka wystawiona przed nos, pogna go do przodu. Wystarczy to tylko umiejętnie wykorzystać.
W skrócie: pomiędzy kobietą a mężczyzna jest niewielka róźnica. I dzięki za te róźnice!
Och, wiedziałem ze zauwazysz. Męzc zyzna nigdy nie będzie tym samym co kobieta, chyba ze cała anatomioa zostanie ujednolicona. Wsio.
Piękna 26 - letnią kobietę. Dlaczego? Bo mniejsze prawdopodobieństwo, że ze mną wda się w romans. Poza tym - nie myślę jak kobieta, nawet, gdybym nagle byl kobietą... Więc ci napisać czegoś takiego nie mogę - co zrobisz, gdybyś był kobietą? Tak wogóle, to bardzo przyklad nie ten tego. Bo który facet poleci na starszą o 20 lat kobietę? A jakoś to można zaobserwować u przeciwnej płci.
Wszystko kwestia schematów narzuconych przez nasze społeczeństwo. Kiedyś lansowano wizerunek rubensowskich kształtów, a obecnie wieshakuff. Ja bym moze i poleciał na starszą panią o 10-15 lat :) Nie mozna nic z góry osądzać :) Dla takiej Sofi Marso zrobie wszystko :)
Co myśli (...)
Kazdy myśli co innego :D Nie wchodźmy w umysły innych. ;)
Albo urok osobisty. Teraz to obydwoje spłyciliście coś, za co ja kobiety osobiście bardzo cenię - że dla nich nie liczy się ciało. Bo co tu kryć, dla facetów tak <bo my lubimy seks>, ale dla kobiet? Pewnośc siebie, determinacja, poczucie humoru itd. Bo silny facet <z dużym rozmiarem klaty> takie wlaśnie cechy osobowiście cechuje. A jakoś słabiutkiego okularnika, z głową zwieszona w dół, jakoś nie bardzo. A kobieta ma tak, że prędzej pozwoli się samą sobą zaopiekowac, niż sama się kims zaopiekuje. Tak to juz jest.
:D To z autopsji ta wiedza?
-
btw: dużo wniosłeś do dyskusji...
wiem. chcesz moj autograf?
Masa dba o własny interes.
szczegolnie widac to po zainteresowaniu mlodziezy polityka i frekwencji na wyborach
Teraz to obydwoje spłyciliście coś, za co ja kobiety osobiście bardzo cenię - że dla nich nie liczy się ciało.
tia... cialo sie nie liczy... wogole caly mezczyza sie nie liczy, tylko jego konto w banku...
a tak na serio, to bardzo szkoda ze to o czym napisales zaczyna sie pewnie gdzies po 20 roku zycia... albo po prostu mam gigantycznego pecha heh
Bo który facet poleci na starszą o 20 lat kobietę?
ja, pod warunkiem, ze ta kobieta sie bedzie nazywala monica belucci
-
ja, pod warunkiem, ze ta kobieta sie bedzie nazywala monica belucci
Faktycznie ! Myślałzem, ze Sophie jest starsza. Dla Moniki tez jestem gotów do najw. poświęceń :)
szczegolnie widac to po zainteresowaniu mlodziezy polityka i frekwencji na wyborach
Tak i 40-procentowym bezrobociem wśród młodziezy, która siedzi na zasiłkach lub bez nich. Nie ma co, wszyscy dbają o siebie. Ganzowi moze chodziło o to, ze kazdy jest egoistą, ale jednak-jeśli chodzi o wplyw na świat- to jednostki go zmieniają, a nie armie. Armią musi ktoś dowodzić, bo bez niej jest niczym. Wielka osoba traktuje motłoch jako swoje narzędzie, które zawsze znajdzie.
-
Chief Roberts:
Masa nie dba o własny interes. Masa jest tępa. Wystarczy nią odpowiednio pokierować- jak osłem, któremu marchewka wystawiona przed nos, pogna go do przodu. Wystarczy to tylko umiejętnie wykorzystać.
Masa nie dba o własny interes? Czekaj, podsumujmy - to jednostki dbają o wlasny interes <egoiści>, ale masa skłądajaca się z dużej liczby jednostek, już nie? Aha, teraz wszystko jasne! Co tam, ze mieliśmy ostatnio przykład Rewolucji Pomarańczowej, czy strajków we Francji... Wybitne jednostki robią z nią co chcą, przyznaję, ale tylko do momentu, w którym tej szarej bezmózgiej masie się to opłaca. Inaczej do butu szybko dojdzie. Czyli w skrócie - należy tak manipulować ludżmi, by myśleli, że żyje im się nie najgorzej, albo, by się bali zrobić przewrót <vide silna armia>.
Wszystko kwestia schematów narzuconych przez nasze społeczeństwo. Kiedyś lansowano wizerunek rubensowskich kształtów, a obecnie wieshakuff. Ja bym moze i poleciał na starszą panią o 10-15 lat smile.gif Nie mozna nic z góry osądzać smile.gif Dla takiej Sofi Marso zrobie wszystko smile.gif
Przelecieć, a spędzić z nią resztę życia. Jak sam napisałeś, nie można nic z góry osądzać - czyli za te 20-40 lat, już taka podniecająca raczej nie bedzie. Teraz zrobisz niby wszystko, ale potem?
To z autopsji ta wiedza?
A o którą częśc wypowiedzi ci chodzi?
Zell Dincht
wiem. chcesz moj autograf?
Na móźdżku twym. Czyli nigdy bym go nie otrzymał... Szkoda.
szczegolnie widac to po zainteresowaniu mlodziezy polityka i frekwencji na wyborach
Bo to taki kraj. "Pójdę, nic się nie zmieni", albo "Co mój jeden parszywy głos da?" itd. Młodzież, tępata masa, wyjeżdża za granicę - Polska nie daje zbyt dużo możliwości, ale też i nie ogranicza nam naszych wyborów - czyli póki tego nie robi i szara masa może dbać o wlasny interes, to nic się nie zmieni. I co zabawniejsze - w USA np. są wybory klasowe i osoba moze coś zmienić... Wpaja się tam najmlodszym pewne wartości <niby czemu oni z frekwencja nie mają jakiś większych problemów?>, a u nas panuje zasada, ze gdy się chcesz w coś zaangażować, to od razu większość zaczyna krzywo patrzeć.
tia... cialo sie nie liczy... wogole caly mezczyza sie nie liczy, tylko jego konto w banku...
Dla kobiet w mniejszym stopniu liczy się ciało, jakim dysponuje facet - inaczej każdy by chodził do siłowni, by się "wyrobić". A jakoś nie ma aż tam takich tłumów. Dla kobiet liczy się bardziej charakter i zdecydowanie, a nie to, czy jesteś w stanie podnieść te 120 kg, czy 50.
a tak na serio, to bardzo szkoda ze to o czym napisales zaczyna sie pewnie gdzies po 20 roku zycia... albo po prostu mam gigantycznego pecha heh
Masz pecha. Przykro mi. No, moze jednak nie tak szczególnie i szczerze... W szkole średniej zaczyna się wyrabiać ten cały charakter i pojęcie o świecie - nie ma tam jakiejś bariery wiekowej raczej, że od 13 do 20 roku to panienka na jeden raz, a potem to już żona idealna.
-
Masa nie dba o własny interes? Czekaj, podsumujmy - to jednostki dbają o wlasny interes <egoiści>, ale masa skłądajaca się z dużej liczby jednostek, już nie? Aha, teraz wszystko jasne! Co tam, ze mieliśmy ostatnio przykład Rewolucji Pomarańczowej, czy strajków we Francji... (...) .
Polityka- okej. Pomarańczowa rewolucja- pan Juszczenko i pani Tymoszenko zrobili sobie duumwirat, powiedzieli tępej masie, CHODŹCIE ! WALCZMY O WOLNOSĆ ! i walczyli. Tępy lud to kupił i mają jeszcze gorzej niz było. Podobnie w Ukrainie- 70% społeczeństwa chce powrotu do ZSRR, tylko Łukaszenka trzyma ich w ryzach. Ale wystarczy odpowiednio nagłośnić go hasłami WOLNOŚĆ ROWNOŚĆ i BRATERSTWO- tak zeby było nieskomplikowane, zyskać poparcie polaków [gdzie w wiadomościach nawet dowiem się ze Łukaszenko to dyktator i zdrajca, ale nic o nim więcej nie powiedzą) i wsio. Masy składającej się z wybitnej liczby jednostek nie będzie, bo to jak postawić najwyzszą włócznię obok najwiekszego pawężą. Gdyby stworzyć grupę władców- złozona tylko z osób wybitnych mielibyśmy niezły raj. No, gdyby do tego jeszcze byli uczciwi :)
nb. Pozytaj Nietzschego, wiem ze ci się spodoba.
Wybitne jednostki robią z nią co chcą, przyznaję, ale tylko do momentu, w którym tej szarej bezmózgiej masie się to opłaca.
Nie. Jak widzisz, wyszło na to, ze nie opłacało się to tej szarej bezmózgiej masie, ale Juszczenko i Boska Julia T. ich wydymali. I dalej, co najlepsze mają poparcię :) Komuchy nam obrabiały zady, a dalej 1/4 społeczenstwa ich kocha. KLD/AWS nas totalnie dymało jak chciało a Donald Tusk obecnie ma poparcie 50% społeczeństwa! BRAWO ! Prawie jak rozum.
Inaczej do butu szybko dojdzie. Czyli w skrócie - należy tak manipulować ludżmi, by myśleli, że żyje im się nie najgorzej, albo, by się bali zrobić przewrót <vide silna armia>
Pierwsza droga nic nie da. Druga jest za radykalna. Władza przewaznie kontroluje wojsko, a nie lud. W dyktaturach przewaznie wojsko jest dobrze opłacane. Choć, fakt faktem, tylko szybkie- rewolucyjne zmiany, dadzą efekt. Krwawy, ale szybki.
Przelecieć, a spędzić z nią resztę życia. Jak sam napisałeś, nie można nic z góry osądzać - czyli za te 20-40 lat, już taka podniecająca raczej nie bedzie. Teraz zrobisz niby wszystko, ale potem?
Hola hola, tak łatwo sie nie wywiniesz :)
Dla kobiet w mniejszym stopniu liczy się ciało, jakim dysponuje facet - inaczej każdy by chodził do siłowni, by się "wyrobić". A jakoś nie ma aż tam takich tłumów. Dla kobiet liczy się bardziej charakter i zdecydowanie, a nie to, czy jesteś w stanie podnieść te 120 kg, czy 50.
Mozna przywołać dla przykładu MANIĘ HANNAWALDA_ czyli człowieka lzejszego od powietrza. Fanki za nim szalały. :)
-
Na móźdżku twym. Czyli nigdy bym go nie otrzymał... Szkoda.
no coz... kiedy sie ma tak rozwiniety mozg, to mozdzku, czy jak tam wolisz, tylomozgowia, juz po prostu nie trzeba
Młodzież, tępata masa, wyjeżdża za granicę - Polska nie daje zbyt dużo możliwości
tiaa... i kto zostanie? politycy, ktorzy tez wyjada, bo nie bede sie mieli z czego utrzymywac (bo kto niby bedzie placil podatki)... piekne perspektywy ma ta nasza "kochana" polska
a u nas panuje zasada, ze gdy się chcesz w coś zaangażować, to od razu większość zaczyna krzywo patrzeć
a potem umia tylko narzekac, ze na wysokich stanowiskach sa wlasnie ci ludzie, a nie inni...
nie ma tam jakiejś bariery wiekowej raczej, że od 13 do 20 roku to panienka na jeden raz, a potem to już żona idealna.
moze i nie ma, ale w tym przedziale wiekowym to jednak sa tylko nieliczne wyjatki...
Masz pecha. Przykro mi. No, moze jednak nie tak szczególnie i szczerze...
qiax mi nie wspolczuje... ojejku... tragedia... jak ja sie w szkole pokaze :( czekaj, czekaj, gdzies mi tu sie lina jakas paletala pod nogami...
-
Chief Roberts
Podobnie w Ukrainie- 70% społeczeństwa chce powrotu do ZSRR, tylko Łukaszenka trzyma ich w ryzach.
Jak sam zauważyłes - chcą tego. Jeśli przegnie w odpowiednium momencie, bedzie kolejna rewolucja itd. Proste. Maja w dupie wszystko ludzie, dopóki jakoś im się żyję - jeśli jednak im czegos zabraknie, sami to zmienią, powołując kolejnego przywódcę. I wtej kwesti się zgodze zawsze - ludzię kochaja, gdy ktoś nimi dowodzi i zapewnia im tego, czego potrzebują <chleba, igrzysk i podwyżki!>.
Gdyby stworzyć grupę władców- złozona tylko z osób wybitnych mielibyśmy niezły raj. No, gdyby do tego jeszcze byli uczciwi
Nie musza być uczciwi - niech sobie nabija swe kieszenie, w końcu zaslugują na to <bo ich ktoś wybral, nie?>, ale niech im zależy na kraju... Imperium Rzymskie np - dużo złodziei, ale mieszkańcą źle tak nie bylo w sumie.
Nie. Jak widzisz, wyszło na to, ze nie opłacało się to tej szarej bezmózgiej masie, ale Juszczenko i Boska Julia T. ich wydymali. I dalej, co najlepsze mają poparcię smile.gif Komuchy nam obrabiały zady, a dalej 1/4 społeczenstwa ich kocha. KLD/AWS nas totalnie dymało jak chciało a Donald Tusk obecnie ma poparcie 50% społeczeństwa! BRAWO ! Prawie jak rozum.
Tak. Bo co innego, gdy społeczenstwo się godzi na to, a co innego, gdy o tym po cichu szepcze. życie mieszkańców polski się aż tak nie zmieniło, by nagle mieli oni wyjśc na ulicę... Ale gdy się ono zmieni, to będzie po prostu powtórka z historii "dobra, my wam pomożemy, ale dalej róbta co chceta, byle miał na chleb". Tak to niestety wygląda.
Pierwsza droga nic nie da. Druga jest za radykalna. Władza przewaznie kontroluje wojsko, a nie lud. W dyktaturach przewaznie wojsko jest dobrze opłacane. Choć, fakt faktem, tylko szybkie- rewolucyjne zmiany, dadzą efekt. Krwawy, ale szybki.
Ahem... Pierwsza droga daje i to dużo - Polska. Armia to kara, słabo oplacana, ciagle brak na coś pieniędzy, a jakos do buntu nie dochodzi. Ha. Jak to wytłumaczysz?
Hola hola, tak łatwo sie nie wywiniesz
Cholera <pstryka palcami>, już prawie mi się udało!
Zell Dincht
no coz... kiedy sie ma tak rozwiniety mozg, to mozdzku, czy jak tam wolisz, tylomozgowia, juz po prostu nie trzeba
Masz rację w sumie - w koncu nawet gdybyś coś takiego posiadał, co śmiem wątpić bo genialnej waszej dyskusji, to raczej by się tylko zmarnowal. Idź go sprzedać, niech komuś posłuży do badań.
tiaa... i kto zostanie? politycy, ktorzy tez wyjada, bo nie bede sie mieli z czego utrzymywac (bo kto niby bedzie placil podatki)... piekne perspektywy ma ta nasza "kochana" polska
Jakoś nikt na to specjalnie nie narzeka, zauwazyłes? Poza tym - nagle Polska nie opustoszeje z każdego obywatela. To jest po prostu niemożliwe.
moze i nie ma, ale w tym przedziale wiekowym to jednak sa tylko nieliczne wyjatki...
Raczej takie, ktore maja pewne standardy, których nie można sprostać tupowemu przedstawicielowi tych gorszych facetów. W koncu silownia kosztuje, wyrobienie sobie znajomych również. Ach... Najlepiej się uzalać nad soboa, wierzyć, że gdzieś tam jest ta jedna jedyna.
qiax mi nie wspolczuje... ojejku... tragedia... jak ja sie w szkole pokaze sad.gif czekaj, czekaj, gdzies mi tu sie lina jakas paletala pod nogami...
Chodzisz do niej? Albo lepsze pytanie - daje ci ona coś? Linka pod nogami - raczej koło glowy... Poza tym, moje wspolczucie jest takie - albo podolasz, albo nie. Proste. Zawsze możesz skoczyć z mostu, palnąć se w leb., albo:
1. Bierzesz kwadratowre naczynie - najlepiej tak na około 30 cm glębokości, 20 szerokości.
2. Wstawiasz do niego podstawkę, w ktorym jest umiejscowiony nóż.
WAZNę - ostrzem w gorę!
3. Zamrażasz to wszystko.
4. Postawiasz na ziemi.
5. Siadasz na krześle plecami do tyłu.
6. Odpychasz się.
Wynik: śmierć przez broń białą, a tępi ludzie pomyslą, że ktoś cię zabil <nie zapomnij wyjąć lodu, ktory się rozpuszcza z naczynia, a te gdzieś schować>.
... No co? Teraz trzeba z wyobraźnią.
-
Idź go sprzedać, niech komuś posłuży do badań.
hmmm... a takie zycie bez mozgu to wogole wygodne jest? pytam sie ciebie, bo w koncu w tym masz doswiadczenie...
Jakoś nikt na to specjalnie nie narzeka, zauwazyłes? Poza tym - nagle Polska nie opustoszeje z każdego obywatela. To jest po prostu niemożliwe.
z kazdego moze nie... w kazdym razie zdecydowana wiekszosc ludzi po 20 ucieka teraz za granice (jesli tak nie jest, nie bijcie, opieram sie na wiadomosciach od starszego rodzenstwa, ktorych 2/3 znajomych chociazby z dawnej szkoly juz dawno siedzi w jakims innym kraju). na czym wiec mamy budowac przyszlosc? poki co jest dobrze, bo starsze pokolenie sie trzyma swojego domu. ale co potem? oni wygina, a cala reszta, o ile pensje beda dalej takie jakie sa, bedzie pracowala gdzie indziej, gdzie dostaje sie 3x wieksza kase, a zycie jest 2x tansze... moze wtedy troche sie ta sytuacja polepszy, jak komus z wyzszej polki nagle zabraknie lekarza, bo wszyscy wyemigrowali...
Najlepiej się uzalać nad soboa
czy napomknienie o pechu musi odrazu byc uzalaniem? wyolbrzymianie to czad...
Chodzisz do niej?
tak, zdarza sie
daje ci ona coś?
nie. no chyba, ze wiedza o wielomianach czy schemacie hornera jest niezbednie konieczna do przezycia w dzisiejszych czasach, to tak.
1. Bierzesz kwadratowre naczynie - najlepiej tak na około 30 cm glębokości, 20 szerokości.
2. Wstawiasz do niego podstawkę, w ktorym jest umiejscowiony nóż.
WAZNę - ostrzem w gorę!
3. Zamrażasz to wszystko.
4. Postawiasz na ziemi.
5. Siadasz na krześle plecami do tyłu.
6. Odpychasz się.
zapamietam
-
hmmm... a takie zycie bez mozgu to wogole wygodne jest? pytam sie ciebie, bo w koncu w tym masz doswiadczenie...
Jak najbardziej. Inaczej już dawno bym się zabil, czytajac to co mi piszesz i zastanawiajac się nad sensem twej wypowiedzi. Musza być głupi, że staram się polemizować z toba, albo wdajac się w takie nic nie znaczące polemiki.
z kazdego moze nie... w kazdym razie zdecydowana wiekszosc ludzi po 20 ucieka teraz za granice (jesli tak nie jest, nie bijcie, opieram sie na wiadomosciach od starszego rodzenstwa, ktorych 2/3 znajomych chociazby z dawnej szkoly juz dawno siedzi w jakims innym kraju). na czym wiec mamy budowac przyszlosc? poki co jest dobrze, bo starsze pokolenie sie trzyma swojego domu. ale co potem? oni wygina, a cala reszta, o ile pensje beda dalej takie jakie sa, bedzie pracowala gdzie indziej, gdzie dostaje sie 3x wieksza kase, a zycie jest 2x tansze... moze wtedy troche sie ta sytuacja polepszy, jak komus z wyzszej polki nagle zabraknie lekarza, bo wszyscy wyemigrowali...
Nawet jeśli by każdy wyjechał, to co z tego? Sami też wyjedziemy... Polakiem się nie rodzisz, polakiem się stajesz. A stać się jednym z takich ludzi, to trzeba być osobą iście głupią... A wyobrazić sobie nagle, że ludzie porzucą swój dorobek <domy itd>, albo że nagle nikogo w Polsce nie będzie, to trzeba być już naprawde...
czy napomknienie o pechu musi odrazu byc uzalaniem? wyolbrzymianie to czad...
Prawda? Tak samo genialne, jak stwierdzenie, ze to pech, że żadna mnie nie kocha.
tak, zdarza sie
I pewie akurat wtedy, gdy jest ona zamknięta.
nie. no chyba, ze wiedza o wielomianach czy schemacie hornera jest niezbednie konieczna do przezycia w dzisiejszych czasach, to tak.
Czyli nie.
zapamietam
Ty nie pamiętaj, ty racz wypróbować.
-
Musza być głupi
no coz... jak tak twierdzisz, to nie mam nic do gadania
A wyobrazić sobie nagle, że ludzie porzucą swój dorobek <domy itd>
przeciez mowie - ci, ktorzy maja ten dorobek, siedza w kraju. a mlodzi, wolni, niczym nie zwiazani wylatuja, zeby go dopiero zdobyc. ci starsi nie beda zyc wiecznie...
albo że nagle nikogo w Polsce nie będzie, to trzeba być już naprawde...
jestem juz naprawde... chodze, oddycham, nie jestem tworem niczyjej wyobrazni, wiec chyba jestem naprawde...
Tak samo genialne, jak stwierdzenie, ze to pech, że żadna mnie nie kocha.
raczej jak stwierdzenie, ze pechowo celuje
I pewie akurat wtedy, gdy jest ona zamknięta.
niekoniecznie...
Ty nie pamiętaj, ty racz wypróbować.
niestety, jeszcze nie dam ci tej satysfakcji
-
Nie musza być uczciwi - niech sobie nabija swe kieszenie, w końcu zaslugują na to <bo ich ktoś wybral, nie?>, ale niech im zależy na kraju... Imperium Rzymskie np - dużo złodziei, ale mieszkańcą źle tak nie bylo w sumie.
CO? Mieszkańcom? Jedynie dobrze zyło się grupie obywateli spokrewnionej z konsulami, lub innymi urzędnikami. W innym przypadku nic ciekawego. Jedynym wyjątkiem jest najurodzajniejszy okres Imperium Ryzsmkiego- czyli republika. W królestwie oraz okresie pryncypatu i dominatu nie było ciekawie. A to i tak tylko mowa o zwykłych obywatelach.
Tak. Bo co innego, gdy społeczenstwo się godzi na to, a co innego, gdy o tym po cichu szepcze. życie mieszkańców polski się aż tak nie zmieniło, by nagle mieli oni wyjśc na ulicę... Ale gdy się ono zmieni, to będzie po prostu powtórka z historii "dobra, my wam pomożemy, ale dalej róbta co chceta, byle miał na chleb". Tak to niestety wygląda.
Jak to nie? W czasach PRL wyszli tylko raz na ulicę, kiedy im sterowana przez aparat Solidarność oraz KOR rozkazały. Lud musi mieć impuls, zeby ruszyc, znak do ataku. Koordynację i co najwazniejsze- wodza- autorytet, którzy poprowadzi ich do rewolucji. W Polsce jest źle, jeszcze gorzej niz za PRL, ale nie ma tego jednego jedynego. Tzn. jest. Ja. ZA MNĄ!
No, ale mówie, choćby nie wiem jak źle się działo to bez szefa nic nie powstanie.
Ahem... Pierwsza droga daje i to dużo - Polska. Armia to kara, słabo oplacana, ciagle brak na coś pieniędzy, a jakos do buntu nie dochodzi. Ha. Jak to wytłumaczysz?
To, ze armią dowodzą generałowie. Gdyby będziesz ich miał po swojej streonie- państwo jest twoje. Ale bez nich nic nie zrobisz. To oni dowodzą wojskiem - mają układy oraz spore pieniądze. Najlepiej w tym przypadku, samemu doszlifować się do stopnia takiego generała, opracować plan z innymi i zrobić rządy oligarchii. Ale wtedy kazdy jeden będzie chciał objąc supremację nad innymi i zacznie się wojna domowa, która skończy się upadkiem takiego rządu. Itp itp. Historia juz przetarła wszystkie szlaki. Najlepiej byłoby od razu po przejęciu władzy zabić tych wszystkich generałow i wprowadzić dyktaturę. A potem monarchię dziedziczną i bedzie spkój. No, ale tyle o polityce.
I darujcie sobie te utarczki słowne :) Bo to na pewno nie wpływa na jakoś tego, bez wątpienia, najciekawszego tematu na forum.
-
OK ludzie, nowa dyskusja...
Naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy są za karą śmierci. Owszem sam byłem kiedyś za tym, ale wkońcu przejrzałem na oczy. Jeśli naprawdę chcą wymierzyć np. dzieciobójcom surową karę to już im ją wymierzyli. W więzieniu koleś przeżyje największe piekło w swoim życiu. Kto oglądał polski film Symetria (innym polecam) ten wie o co mi chodzi ;] Wtedy najlepszym wyjściem dla takiego kolesia jest powiesić się samemu. Są też sytuacje kiedy koleś skazany np. za pedofilię jest naprawdę niewinny. Niedawno pisali właśnie o takim przypadku gdzie koleś oskarżony o pedofilię traifa na 2 lata do paki, a potem okazuje się, że był niewinny, bo dziewczyna pomyliła sprawcę ;/ Do dziś koleś leczy się u psychologa. Chcieli byście, żeby takiego kolesia zabili ? Ja raczej nie.
-
OK ludzie, nowa dyskusja...
Naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy są za karą śmierci. Owszem sam byłem kiedyś za tym, ale wkońcu przejrzałem na oczy. Jeśli naprawdę chcą wymierzyć np. dzieciobójcom surową karę to już im ją wymierzyli. W więzieniu koleś przeżyje największe piekło w swoim życiu. Kto oglądał polski film Symetria (innym polecam) ten wie o co mi chodzi ;] Wtedy najlepszym wyjściem dla takiego kolesia jest powiesić się samemu. Są też sytuacje kiedy koleś skazany np. za pedofilię jest naprawdę niewinny. Niedawno pisali właśnie o takim przypadku gdzie koleś oskarżony o pedofilię traifa na 2 lata do paki, a potem okazuje się, że był niewinny, bo dziewczyna pomyliła sprawcę ;/ Do dziś koleś leczy się u psychologa. Chcieli byście, żeby takiego kolesia zabili ? Ja raczej nie.
Powiedzmy sobie szczerze, Tymida bywa ślepa, ale to wypadek przy pracy... kara śmierci ?? po co lepiej zatrudnić przy budowie autostrad, albo zdechnie od ciężkiej pracy albo pińcet razy sie zastanowi zanim cokolwiek ukradnie/zabije/zgwałci [jeżeli zabije to przymusowo musi zejść od ciężkiej pracy] chociaż dla gwałcicieli kastracja przymusowa... a dla dzieciobójców i pedofili przepełniona cela, a nie oddzielnie co by sie im przypadkiem krzywda nie stała :/ za zabójstwo średnio dostajesz 25 lat, z czego odsiedzisz 8 i wychodzisz na przepustki, do 12 i wychodzisz za dobre sprawowanie, przy ciężkiej pracy nie wytrzyma 4 lat... narzekamy na dziurawe drogi a rozwiązanie problemu siedzi w więzieniach :)
-
OK ludzie, nowa dyskusja...
Naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy są za karą śmierci. Owszem sam byłem kiedyś za tym, ale wkońcu przejrzałem na oczy. Jeśli naprawdę chcą wymierzyć np. dzieciobójcom surową karę to już im ją wymierzyli. W więzieniu koleś przeżyje największe piekło w swoim życiu. Kto oglądał polski film Symetria (innym polecam) ten wie o co mi chodzi ;] Wtedy najlepszym wyjściem dla takiego kolesia jest powiesić się samemu. Są też sytuacje kiedy koleś skazany np. za pedofilię jest naprawdę niewinny. Niedawno pisali właśnie o takim przypadku gdzie koleś oskarżony o pedofilię traifa na 2 lata do paki, a potem okazuje się, że był niewinny, bo dziewczyna pomyliła sprawcę ;/ Do dziś koleś leczy się u psychologa. Chcieli byście, żeby takiego kolesia zabili ? Ja raczej nie.
Jeśli chodzi o pedofilię- czyli o to co w Symetrii- to jest bardziej choroba. Dewiacji/ preferencji seksualnych raczej nie wybieramy. Dlaczego kogoś takiego karać? Takiego kogoś trzeba, powiedzmy, rozbroić. Wiem, ze gdyby ktoś zrobił coś mojej córce/synowi, to osobiście zabiłbym go, ale to jest raczej zadanie dla medycyny. Chyba, ze ktoś całkowicie świadomie to wykonuje- wtedy surowa kara.
Jestem przeciwko karze śmierci- chociaz kiedyś byłem za. Za najgorsze zbrodnie- morderstwo z premedytacją, lub jakieś naprawdę zwyrodniałe zbrodnie- nie powinno dawać się kary śmierci. Goering, Frank itp nie zasłuzyli sobie na karę śmierci w Norymberdze. Te ścierwa powinny całe zycie zdychać w najgorszych męczarniach, ogrom zbrodni której dokonali za swoich zywotów nie powinien zostaćukarany stryczkiem. Za najgorszą zbrodnię powinno fundować się lobotomię, aby pacjent był świadomy, jednak odcięty od kontrolowania własnego ciała. Zeby nie kontrolował układu wydalniczego itp. I tak dozywotnio. Humanistarnie i sprawiedliwie, myśle. Chociaz zycia i tak nie przywróci.
[jeżeli zabije to przymusowo musi zejść od ciężkiej pracy]
To juz było coś takiego :) Łagry się nazywało :)
za zabójstwo średnio dostajesz 25 lat,
Teoretycznie. W Polsce są smieszne naprawdę kary- za porwanie mozesz dostać nawet zawiasy, za szantaz śmieszne kary. Nasz system prawny to parodia prawa, a policja to po prostu komedianci.
-
Jestem przeciwko karze śmierci- chociaz kiedyś byłem za. Za najgorsze zbrodnie- morderstwo z premedytacją, lub jakieś naprawdę zwyrodniałe zbrodnie- nie powinno dawać się kary śmierci. Goering, Frank itp nie zasłuzyli sobie na karę śmierci w Norymberdze. Te ścierwa powinny całe zycie zdychać w najgorszych męczarniach, ogrom zbrodni której dokonali za swoich zywotów nie powinien zostaćukarany stryczkiem. Za najgorszą zbrodnię powinno fundować się lobotomię, aby pacjent był świadomy, jednak odcięty od kontrolowania własnego ciała. Zeby nie kontrolował układu wydalniczego itp. I tak dozywotnio. Humanistarnie i sprawiedliwie, myśle. Chociaz zycia i tak nie przywróci.
Ja też byłem za karą śmierci, ale teraz jestem za nią dalej, z pewnymi wyjątkami. Kara śmierci dla wszystkich tych, którym nie pomoże lub nie pomogła resocjalizacja... utylitarnie, trza ich usunąć ze społeczeństwa, jako elementy szkodliwe.
Natomiast skazywanie zwyrodnialców na męczarnie to nie jest dobry sposób. Czemu innemu ma to niby służyć, jak zaspokojeniu naszego własnego poczucia sprawiedliwości i rządzy zemsty. Niech cierpią, czemu nie, ale niech się na coś przydadzą.... mogliby do śmierci robić za tanią siłę roboczą... kopanie rowów, budowanie dróg, zbieranie śmieci i tak choćby do śmierci. Lobotomia by tylko pielęgniarzom sprawiła problem, a praca niewolnicza do końca życia przynajmniej przyniosłaby nam jakieś korzyści. A czy to humanitarne? Szczerze mówiąc, nie do końca przekonuje mnie pojęcie humanitaryzmu...
za zabójstwo średnio dostajesz 25 lat
Zabójstwo zabójstwu nierówne. Jeżeli takie naprawde z premedytacją, to albo do prac społecznych (vide paragraf wyżej) lub kara śmierci, w miarę szybka i bezproblemowa. Żyjemy jednak w świecie, w którym skazuje się nawet za zamordowanie człowieka w obronie własnej... za takie coś dałbym np. tydzień aresztu lub 500 PLN grzywny, aby człowiekowi powiedzieć "Następnym razem dźgaj w mniej witalne miejsca, bo by się nam mógł przydać kolejny niewolnik".
Niby już to wykorzystali niemcy w obozach pracy i ruscy w łagrach, ale to naprawde dobry pomysł. Po co zabijać ludzi, jeżeli można ich do czegoś konstruktywnego wykorzystać. Chciałem tylko wykazać pewną tendencję, którą wykazuje się większość osób jakie znam. WSZYSCY są za zaostrzeniem kar i śmiercią karać by chcieli za wszystkie zbrodnie od mordersta w zwyż (no bo nie wiem jak wy, ale mordy zniosę, nawet seryjne, ale jak słyszę o gwałcie, to mi się nóż w kieszeni otwiera i zęby zaciskają). Pierwszą myślą, dyktowaną niemalże przez instynkt jest: "Zabić skórwiela, byle brutalnie i powoli". Po cholere niby trudzić się z torturowaniem kogoś, jeżeli go potem mamy zabić? To ma służyć wyłącznie zaspokojeniu naszych instynktów, a przy wymierzaniu kary, instynkty trzeba odłożyć na bok.
-
Ja też byłem za karą śmierci, ale teraz jestem za nią dalej, z pewnymi wyjątkami. Kara śmierci dla wszystkich tych, którym nie pomoże lub nie pomogła resocjalizacja... utylitarnie, trza ich usunąć ze społeczeństwa, jako elementy szkodliwe.
Parafrazując pewnego pijackiego filozofa- resocjalizacja to lypa. Jak raz byłeś w stanie popełnić jakieś przestępstwo (być moze poza przestępstwem w afekcie, szoku itp) to drugi raz je popełnisz. Polskie pierdla raczej nie są placówkami dla rozpoczęcia nowego zycia. Niedawno nawet pisał o tym pan Sikora, ten z "Długu" w Niusłiku bodajze i tylko mnie utwierdził.
Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się po imć. Tantalusie takiego radykalizmu.
Natomiast skazywanie zwyrodnialców na męczarnie to nie jest dobry sposób. Czemu innemu ma to niby służyć, jak zaspokojeniu naszego własnego poczucia sprawiedliwości i rządzy zemsty. Niech cierpią, czemu nie, ale niech się na coś przydadzą.... mogliby do śmierci robić za tanią siłę roboczą... kopanie rowów, budowanie dróg, zbieranie śmieci i tak choćby do śmierci. Lobotomia by tylko pielęgniarzom sprawiła problem, a praca niewolnicza do końca życia przynajmniej przyniosłaby nam jakieś korzyści. A czy to humanitarne? Szczerze mówiąc, nie do końca przekonuje mnie pojęcie humanitaryzmu...
A czemu ma słuzyć trzymanie ich w pierdlach i płacenie podatków za ich pobyt w nich? Zatrudnienie ich w pracy- nieekonomiczne, dlatego tak rzadko stosowane w Polsze. Nie ma na to kasy.
Co do Lobotomii- będę cholernie radykalny- ale po co mam ich pozostawiać pod opieką? Zadnych pielęgniarzy bym nie zatrudnił. Dla takich ludzi jak ci pzeze mnie wymienieni- zbrodniarze wojenni- oni nie zasługują na chwilę zawieszenia na strunie odfortepianu, o nie. Nie twierdze, ze lobotomizować trzeba kazdego kto wystąpił przeciw prawu- ale naprawdę, są tacy zwyrodnialcy, których psychika jest do szpiku zepsuta i po wypuszczeniu ich nawet po 25 latach dalej będą popełniać swoje dewiacje.
Humanitaryzm- na wojnie, w zyciu nie ma humanitaryzmu. Homo homini lupus!(alem mądry)
Oczywiście łatwo się tak pisze, z perspektywy ciepłego fotela...
Zabójstwo zabójstwu nierówne. Jeżeli takie naprawde z premedytacją, to albo do prac społecznych (vide paragraf wyżej) lub kara śmierci, w miarę szybka i bezproblemowa. Żyjemy jednak w świecie, w którym skazuje się nawet za zamordowanie człowieka w obronie własnej... za takie coś dałbym np. tydzień aresztu lub 500 PLN grzywny, aby człowiekowi powiedzieć "Następnym razem dźgaj w mniej witalne miejsca, bo by się nam mógł przydać kolejny niewolnik".
Za premedytacje najwyzsza kara. Tak samo jak z wyjątkowym okrucieństwem, wielokrotne itp.
Za zabójstwo w obronie własnej nic bym nie dał. Ostatnio jakiś gnój zaatakował faceta i ten go zastrzelił i został uniewinniony przez sąd. Matka zbója krzyczała ze jak to ! że morderca na wolności. No ja podziwiam stalowe nerwy wysokiego sądu, bo ja bym jej za obraze sądu jeszcze pieprznął. No trzymajcie mnie ludzie. W Polsce zresztą, co jest powszechnie znane- agresor ma większe prawaniz broniący się.
Zresztą jak mam się bronić? W Polsce posiadanie broni palnej jest zakazane!!! Pierwszy lepszy bandzior ma w rękawie kosę, a ja co? Mam uciekać? No chyba tak, albo dać się zabić, bo jak jeszcze coś mu zrobię to dostane wyrok za przekroczenie granic obrony koniecznej ! Paranoja.
A co do dostępu do broni powiem tyle:
(http://images3.fotosik.pl/78/41ec2959525362c8.jpg)
Pierwszą myślą, dyktowaną niemalże przez instynkt jest: "Zabić skórwiela, byle brutalnie i powoli". Po cholere niby trudzić się z torturowaniem kogoś, jeżeli go potem mamy zabić? To ma służyć wyłącznie zaspokojeniu naszych instynktów, a przy wymierzaniu kary, instynkty trzeba odłożyć na bok.
Gdybym był katem w Norymberdze i dostałbym wolną ręke, te gnidy do dzisiaj zdychałyby. Skurwysyny produkowali sobie mydło z ludzi, rozkoszowali się widokiem umierających z głodu ludzi, z których zycie samo uchodziło. Nie nie zabiłbym ich, katowałbym zeby poczuli to co sami zgotowali innym ludziomw niewyobrazalnym znaczeniu. Oglądałeś kiedyś filmy z obozów koncentracyjnych? Te bydlaki nie zasłuzyły na stryczek.
-
Hmmm.Teraz zobaczyłem coś co mnie trochę oświęciło.
Dobra dam wam coś do zastanowienia się...
Często myślę o Bogach.Owszem jestem katolikiem ale jakoś nic takiego nie czuję co gorsza Gdy się Go o coś modlę to mi się dzieję na odwrót, to co bardzo bym nie chciał... Czyżby jednak nasz Bóg istniał?? A może istniej taki bóg w którego się mocno wierzy (bynajmbniej dla danej osoby). czyli prościej mówiąć jest niejeden Bóg? A skąd oni się wzieli przecież wszytko ma swój początek i koniec. Bóg o sobie mówi "Jestem Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem" ale sam musi mieć SWÓJ początek. Jeżeli istnieją bogowie to czy prowadzą oni jakiś wojny?
-
Hmmm.Teraz zobaczyłem coś co mnie trochę oświęciło.
Dobra dam wam coś do zastanowienia się...
Często myślę o Bogach.Owszem jestem katolikiem ale jakoś nic takiego nie czuję co gorsza Gdy się Go o coś modlę to mi się dzieję na odwrót, to co bardzo bym nie chciał... Czyżby jednak nasz Bóg istniał?? A może istniej taki bóg w którego się mocno wierzy (bynajmbniej dla danej osoby). czyli prościej mówiąć jest niejeden Bóg? A skąd oni się wzieli przecież wszytko ma swój początek i koniec. Bóg o sobie mówi "Jestem Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem" ale sam musi mieć SWÓJ początek. Jeżeli istnieją bogowie to czy prowadzą oni jakiś wojny?
Ten temat był już dość mocno poruszany w Total Offtopic. Ja napiszę jeszcze raz - jestem agnostykiem. Może i jest gdzieś jakiś bóg, ale napewno nie jest on idealny. Biblię osobiście uważam jako książkę (częściowo) historyczną z elementami fikcji (których jest tam bardzo dużo) przepełnioną sprzecznościami.
-
Hmmm.Teraz zobaczyłem coś co mnie trochę oświęciło.
Dobra dam wam coś do zastanowienia się...
Często myślę o Bogach.Owszem jestem katolikiem ale jakoś nic takiego nie czuję co gorsza Gdy się Go o coś modlę to mi się dzieję na odwrót, to co bardzo bym nie chciał... Czyżby jednak nasz Bóg istniał?? A może istniej taki bóg w którego się mocno wierzy (bynajmbniej dla danej osoby). czyli prościej mówiąć jest niejeden Bóg? A skąd oni się wzieli przecież wszytko ma swój początek i koniec. Bóg o sobie mówi "Jestem Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem" ale sam musi mieć SWÓJ początek. Jeżeli istnieją bogowie to czy prowadzą oni jakiś wojny?
Cholera... mówisz, że jesteś katolikiem, ya? Kurcze, żebym nie obraził niczyich uczuć... dla bezpieczeństwa dodam na początku IMO heh...
w takim razie IMO, Boga nie ma. Znaczy.. nie ma go w takim aspekcie, w jakim większość ludzi to sobie wyobraża. Chrześcijanizm, jak zresztą każda religia, jest pewnym zjawiskiem społecznym, służącym niejako do panowania nad ludźmi. W dzisiejszych czasach nie jest to jakaś tam władza absolutna, dyktatura, czy coś w tym stylu, ale kontrola ludzkich zachowań leży u podstaw wszystkich religii. Bóg nie jest istotą, która stworzyła ludzi. Jest zupełnie odwrotnie, bo to właśnie ludzie, stworzyli tego BOGA, jak i wszyskich innych. Religia to wynalazek, swoją drogą całkiem niezły.
Czyżby jednak nasz Bóg istniał?? A może istniej taki bóg w którego się mocno wierzy (bynajmbniej dla danej osoby). czyli prościej mówiąć jest niejeden Bóg? A skąd oni się wzieli przecież wszytko ma swój początek i koniec. Bóg o sobie mówi "Jestem Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem" ale sam musi mieć SWÓJ początek. Jeżeli istnieją bogowie to czy prowadzą oni jakiś wojny?
Może nie słuchaj innych, bo kwestia wiary nie jest czymś, czego można nauczać (chociaż na lekcjach religii stara się to zrobić). Dla mnie to, że Boga nie ma, to jedyny słuszny i logiczny wniosek, do którego doszedłem ongiś po głębokiej konteplacji sensu życia. No ale oczywiście, wiara to coś bardzo osobistego, nikt ci nie każe wierzyć w to samo co ja.
Przy rozmowach (między innymi) o wierze, pojawia się dosyć istotny problem, przez który takie rozmowy zawsze będą powstawać, a nigdy nie będą się kończyć jakimś konkretem. Przy rozmowie o wierze, niczego nie można udowodnić, jako że Bóg - jako domniemany byt astralny, czy jakiś brodacz z gołym torsem i błyskawicą w dłoni, jest dla nas nieosiągalny. Nie można z całą pewnością stwierdzić, że Boga nie ma. W tej materii rozważać można jedynie na poziomie teoretycznym, bo dowodów nie ma i nigdy nie będzie z powodu samej definicji religii. Jakoś zawsze wychodzi tak, że skupia się ona na rzeczach ponadnaturalnych, na cudach, paranormalnych zjawiskach, których nie uświadczamy w naszym świecie. Dlatego też, chciałbym uciąć kolejną rozmowę na temat religii, jako że ona nie prowadzi IMO do niczego i, nawet jeżeli jest w stanie, nie powinna zmieniać niczyich poglądów. W kwestii religii nie ma pojęcia prawdy i fałszu. Tu wszystko oscyluje gdzieś pomiędzy tymi wartościami, a to co przyjmiemy za co, to już nasz, osobisty wybór.
Wspomniałem coś o przeznaczeniu chyba. Tak mnie naszło, żeby pogadać o tym, bo chyba tego jeszcze nie było w tym temacie. A jest to według mnie temat dosyć ciekawy.
Logicznie myśląc, człowiek dochodzi do wniosku, że czegoś takiego jak przeznaczenie nie ma. Istnienie przeznaczenia implikuje, że nasz los jest z góry ustalony, że cokolwiek byśmy nie zrobili, to mieliśmy właśnie zrobić. Idąc dalej, można by wysnuć, że ludzie są według takiego założenia jak jakieś marionetki na sznurkach, chociaż nie do końca wiadomo co znaleźć byśmy mogli po drugiej stronie owych sznurków. Jedynym logicznym wnioskiem jest to, że ludzka wolna wola wyklucza istnienie czegoś takiego, jak przeznaczenie.
Wiadomo, mamy wpływ na własny los, ale po głębszej analizie można dojść do wniosku, że to wcale nie musi oznaczać, że przeznaczenia nie ma. W pewnych chwilach w życiu naprawde nie można oprzeć się wrażeniu, że los taki był nam przeznaczony... chociażby dlatego, że czasem taka myśl jest znacznie przyjemniejsza świadomości, że zmieniając coś, moglibyśmy sprawić, że wszystko potoczyłoby się inaczej. Ja, wbrew temu na co tutaj się kreuję heh, jestem umysłem ścisłym i łatwiej wyjaśnić mi jest to tak:
Wyobraźmy sobie życie, jako funkcję wielu zmiennych. Niezliczonej ilości zmiennych. Nie wiem jak tam u was wiedza matematyczna, ale wiadomo, że zmienne w różny sposób wpływają na wynik, w zależności od tego, w jakim układzie stoją z resztą równiania. Zasadniczo podzielmy je zatem na dwie grupy: zmienne niskich wartości i zmienne wysokich wartości. Te pierwsze odpowiadają rzeczom, nad którymi mamy wpływ i które dotyczą nas bezpośrednio: czy podrapać się po głowie, czy nie... czy zamknąć okno, bo się robi zimno, czy nie... każdy taki wybór wpływa na nasz los, chociaż w dość niskim stopniu. Zmienne wysokich wartości w tym układzie, to rzeczy, na które nie mamy bezpośredniego wpływu - wybuch wojny, katalklizmy, cena piwa w sklepie, a także poniekąd zachowanie innych ludzi. Można dojść do w miarę słusznego wniosku, że zmienne wysokich wartości dla jednej osoby, to zmienne niskich wartości dla innych. Logiczne jest bowiem, że to co od nas nie zależy, zależeć może w dużej mierze od jakichś innych osób i ich decyzji. W ogólnym rozrachunku jednak należy skupić się na jednym człowieku - jednej funkcji.
Zamotałem to wszystko, wiem... dlatego przejdę teraz do wniosków. Piję do tego, że przeznaczenie faktycznie może istnieć, jednak nie w tak jednoznaczej wersji, pod jaką większość ludzi to przyjmuje. Mamy wpływ na nasz los, ale wpływ nasz jest mocno ograniczony. Przeznaczenie zatem może wystąpić przy różnych układach powyższych zmiennych, które w różnych interwałach czasowych, mogą stać się wartościami stałymi. Reasumując: niektóre rzeczy czasami poprostu muszą się wydażyć albowiem nie mamy na nie żadnego wpływu. To jest przeznaczenie w moim pojęciu.
Takie dywagacje oczywiście nie doprowadzą również do niczego konstruktywnego, ale po to właśnie jest Kółko Filozoficzne, jak i sama filozofia. Macie inne teorie na temat przeznaczenia? Obalacie moją? (coś czuję, że Marv tu zaraz przyjedzie ze swoją Teorią Chaosu, czy Efektem Motyla).
-
Dark Butz:
Do dziś koleś leczy się u psychologa. Chcieli byście, żeby takiego kolesia zabili ? Ja raczej nie.
Tak. Mniejsze koszty dla służby zdrowia, mniejsze cierpienie dla tego kolesia <no co? skoro przeżył w więzieniu swoje piekło... kawałek nieba mu się przecież chyba należy>. Potem oczywiście dziewczynce należałoby wymierzyć karę śmierci - za składanie fałszywych zeznań <doceńcie dowcip>.
Ale powazniej - jestem za karą śmierci. Ale nie takiej, że ktoś by mnie w tym wyręczył, nie ma tak lekko! Sam bym ją wymierzył osobie, która by na to zasługiwała. Bądźmy szczerzy - większosć dzieciarni, która jest za karą śmierci <bo to męskie i coool>, to banda słabych ludzi o jeszcze słabszych charakterach. Wątpię, czy którykolwiek z tej bandy byłby w stanie zabić człowieka, który zgwałcić mu dziewczynę, zabił matkę, ojca, psa i ukochanego chomiczka. Ja tak. Jestem za karą śmierci tylko i wyłacznie, gdy osobnik ów jest winny i gdy wykonuje tę karę ten, kto się jej domaga i ma ku temu podstawy - chłopak zgwałconej dziewczyny, ojciec zgwałconej dziewczynki itd. Albo nie, wczesniej kilka tortur... No co? Jeśli ktoś się domaga kary śmierci, to równoznaczne jest z tym, ze sam by chciał wykonać ten wyrok. A mowa tu jest już o morderstwie z premedytacją <aahahah>, więc ów człowiek traci miano człowieka normalnego. To torturowanie więżnia który i tak ma zginać, jest na meijscu. Ale tylko przez osobę, która się tego domaga. I co? Zmienia się punkt widzenia.
Albo nie, juz wiem - wprowadzenie norm dla kar śmierci. Zabił raz... Moze nie zabije. Zabił i drugi - nie no... A gdyby wczęnsiej zginął, to co? Druga osoba by przeżyła. Albo nie, sparalizowanie go - i oplata dla służby zdrowia za opiekę nad kimś takim. Ta.
I tak a propo pomyłek - to byla dawno. Teraz jest naprawdę dobry sprżet, by nie powtórzyly się te pomyłki. Poza tym, jesli skazujemy kogoś na taką karę, trzeba być pewnym swego. Nikt chyba nie wydaje osądów, bo taki kaprys ma, nie?
De6v6il6
owiedzmy sobie szczerze, Tymida bywa ślepa, ale to wypadek przy pracy... kara śmierci ?? po co lepiej zatrudnić przy budowie autostrad, albo zdechnie od ciężkiej pracy albo pińcet razy sie zastanowi zanim cokolwiek ukradnie/zabije/zgwałci
Dla normalnych ludzi brak roboty, a ty chcesz zatrudniąc byle gnojków? No, slicznie... Poza tym, pewnie by oni robili coś w stylu "na odwal się", a jechać po takich drogach bym nie chciał. Jeśli juz by ich zatrudniali, to tylko przy naprawdę wymagajacych robotach i wtedy, gdy nikt inny się ich podjać nie chce - karmienie lwów, albo testowanie nowych leków na raka.
Tantalus
Zabójstwo zabójstwu nierówne.
Racja. Zabili ci kochajacego dziadka po 80, czy twoją dziewczynę po 19. Dla mordercy dzidka coś łągodnego, dłuzej by nie pociągnął, dla zbójcy dziewczyny, coś ciężkiego, w końcu dłuzej po pożyla. Hahahah...
za takie coś dałbym np. tydzień aresztu lub 500 PLN grzywny, aby człowiekowi powiedzieć "Następnym razem dźgaj w mniej witalne miejsca, bo by się nam mógł przydać kolejny niewolnik".
Ja dałbym temu kolesiowi co się bronił te stówki. W końcu pozbył się śmiecia, który go zaatakował. Gdyby tego nie zrobił, nie byłoby problemu. Taki poryty ten świat jest - nie szuka się genezy problemu, winnych, a patrzy się jedynie na poronione skutki.
Niby już to wykorzystali niemcy w obozach pracy i ruscy w łagrach, ale to naprawde dobry pomysł. Po co zabijać ludzi, jeżeli można ich do czegoś konstruktywnego wykorzystać.
Oprócz stworzenia obozów pracy dla mieszkańców podbitych państw <robotnicy niemieccy byli w domu, w ojczyźnie>, w których budowali włąsne groby i został oddalony w czasie problem przeludnienia na kilka lat, to co zostalo zyskane pożytecznego?
(no bo nie wiem jak wy, ale mordy zniosę, nawet seryjne, ale jak słyszę o gwałcie, to mi się nóż w kieszeni otwiera i zęby zaciskają).
Ja nie. Za gwalt sam bym wymierzył karę. Ale to już pewna odchyłka od normy... Po prostu nie lubię, gdy ktoś robi coś za mnie. Ja go bym zabił na śmierć <doceńcie dowcip>.
ierwszą myślą, dyktowaną niemalże przez instynkt jest: "Zabić skórwiela, byle brutalnie i powoli". Po cholere niby trudzić się z torturowaniem kogoś, jeżeli go potem mamy zabić?
Dla samego torturowania? Dla samego zadania bólu, ktory on zadał swoim ofiarą? Dla samego faktu, ze wie, że będzie się męczył te 5 minut, nim umrze? Dla samej chwili?
To ma służyć wyłącznie zaspokojeniu naszych instynktów, a przy wymierzaniu kary, instynkty trzeba odłożyć na bok.
Ahem... Wlasnie przy wymierzaniu kary należy wziaśc instynkt - bo inaczej się patrzy na sprawę z boku, a nie, gdy weźmiemy za punkt widzenia, gdyby to była nasza dziewczyna np. W końcu co kogoś obchodzi cudze życie? No nic. Dlatego są kary tak niskie i nie ma kary śmeirci - "bo to nie moją dziewczynę zgwalcili i zabili". Równie dobrze Hitler był spoko zioooommmm: udało mu się powstrzymać ekspansję żydów w Eurpie.
mikessj2
Dobra dam wam coś do zastanowienia się...
Radziłbym przeczytać strony wstecz.
A może istniej taki bóg w którego się mocno wierzy (bynajmbniej dla danej osoby)
Tak. Ja. I prosze, rozwiazałem wszystkie twoje problemy. <żart... chociaż...>
Jest coś takiego, jak wiara. Polega ona nie na udekumentowanym fakcie, a na czystej, nieskażonej myślą ślepej wierze w coś, co nie ma racjonalnej racji bytu. I tyle. Zastanwianie się nad tym, czy bóg istnieje, to jak pytanie, czy ześle mi cukierki, jeśli zacznę się do niego modlić. No ludzie, bez jaj! Poddawanie boga w wątpliwośc, to po prostu brak wiary.
A skąd oni się wzieli przecież wszytko ma swój początek i koniec. Bóg o sobie mówi "Jestem Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem" ale sam musi mieć SWÓJ początek. Jeżeli istnieją bogowie to czy prowadzą oni jakiś wojny?
Skad się wzieli powiadasz... To proste - od ludzie. Kto ich stworzył? Ludzie. Kto w nich wierzy? Ludzie. Jakoś zwierzeta nei maja bogów itd. <dowcip a propo ciasteczka heh>. Ale poważnie - zauważ, że bogowie róźnego rodzaju zazwyczaj są w momencie, gdy nie można czegoś racjonalnie wytłumaczyć. A że te 2 tysiące lat temu ludzkośc to tępa masa była <nic się nie zmienia w sumie>, to gdy była noc, a nie dzień - jak to się dzieje!? Już wiem, mamy boga dnia i nocy, słońca i księżyca. Radzę zauważyć, że w większości religi własnie ta duża kula ognia i skały były wykorzystywane do granic dobrego smaku.
Tantalus
Może nie słuchaj innych, bo kwestia wiary nie jest czymś, czego można nauczać (chociaż na lekcjach religii stara się to zrobić).
Wystarczy dobry nauczyciel.
Przy rozmowie o wierze, niczego nie można udowodnić, jako że Bóg - jako domniemany byt astralny, czy jakiś brodacz z gołym torsem i błyskawicą w dłoni, jest dla nas nieosiągalny
W ostateczności zawsze można palnąć se w leb, by się z nimi/nią/nim spotkać.
Jakoś zawsze wychodzi tak, że skupia się ona na rzeczach ponadnaturalnych, na cudach, paranormalnych zjawiskach, których nie uświadczamy w naszym świecie.
Hmm... Gdyby tak nie było, to pewnie modliłbyś się do konsoli/innego sprzętu elektrycznego. Bo widzisz, jeszcze te 100 lat temu współczesna komórka to byłby cud.
I tak kończąc temat o bogu, to ludzie go stworzyli. Wiadomo. Ale jest dobry argument, który to potwierrdza - bóg to facet. Dawniej rządzili faceci <w większej mierze niż teraz, więc waszystkie laski proszę o dostanie padaczki>, więc sobie myślą, że skoro oni rządzą, a bóg to istota rządzaca nimi, to też facet musi być. Proste, nie?
Logicznie myśląc, człowiek dochodzi do wniosku, że czegoś takiego jak przeznaczenie nie ma. Istnienie przeznaczenia implikuje, że nasz los jest z góry ustalony, że cokolwiek byśmy nie zrobili, to mieliśmy właśnie zrobić.
I dlatego nie ma boga - bo jest wszystkowiedzący. Tak a propo.
Jedynym logicznym wnioskiem jest to, że ludzka wolna wola wyklucza istnienie czegoś takiego, jak przeznaczenie.
Bardzo dobry wniosek! Ale idźmy o krok dalej - nie ma wolnej woli. Nie w sensie, że zabijesz kogoś, to pójdziesz do piekła jest to złe itd, czy nie zabijesz, pójdziesz do nieba i jest to dobre. Wolna wola nie istnieje, bo to robienie tego, co chcesz. A ilu z was chciało kogoś zabić, pobić, wziąśc coś ze sklepu? Ograniczenia, wszędzie te ograniczenia. Paranoja. Ale... Wolna wola, czy raczej namiastka, istnialaby tylko wtedy, gdy za ten sam czyn spotkałyby nas identyczne konsekwencje. Zabijesz, nie zabijesz, masz to samo. Wtedy naprawdę można mówić o wolnej namiastce woli.
Wiadomo, mamy wpływ na własny los, ale po głębszej analizie można dojść do wniosku, że to wcale nie musi oznaczać, że przeznaczenia nie ma. W pewnych chwilach w życiu naprawde nie można oprzeć się wrażeniu, że los taki był nam przeznaczony... chociażby dlatego, że czasem taka myśl jest znacznie przyjemniejsza świadomości, że zmieniając coś, moglibyśmy sprawić, że wszystko potoczyłoby się inaczej.
Innymi słowy jest to rozwiazanie dla ludzi słabych, którzy nie potrafią się przyznać do porażek życiowych? Bo tak miało być? Głębokie.
na które nie mamy bezpośredniego wpływu - wybuch wojny
Jako ścisły umysł humanistyczny, muszę napisać ale - to ludzie, zazwyczaj nie grupa, a jedna jednostka, wywołują te zmiany, czy nie? Fakt, nie możemy tej jednostki kontrolwać, ale co by było, gdybyśmy się takową urodzili? Wtedy poprzez sam fakt, że wpływamy na życie innych ludzi, moglibyśmy przyjąć miano boga?
W ogólnym rozrachunku jednak należy skupić się na jednym człowieku - jednej funkcji.
Pewnie czytałeś Zbrodnię i Karę. I tam główny bohater ma sposób myślenia, który mozna podpiąć po to, co wyzej napisałeś. Wiec pytaniem pozostaje - czy uodziliśmy się jako jednostki wybitne, czy też jako nic nie znaczące robactwo?
Mamy wpływ na nasz los, ale wpływ nasz jest mocno ograniczony.
Wolna wola rządzi.
Przeznaczenie zatem może wystąpić przy różnych układach powyższych zmiennych, które w różnych interwałach czasowych, mogą stać się wartościami stałymi
Tę spekulację podepnę pod fajny według mnie przykłąd - grą w totka. Na liczby nie mamy wpływu, prawda? No niby nie...
Reasumując: niektóre rzeczy czasami poprostu muszą się wydażyć albowiem nie mamy na nie żadnego wpływu. To jest przeznaczenie w moim pojęciu.
Nie muszą się wydarzyć, jeśli czynniki, przyczyny zostaną wyeliminowane. Przeznaczenie to coś, co być musi i będzie - a wyniki w totku będą inne w zaleźności od tego, kiedy zostanie przeprowadzone losowanie <podpowiedź: nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki>.
Takie dywagacje oczywiście nie doprowadzą również do niczego konstruktywnego, ale po to właśnie jest Kółko Filozoficzne, jak i sama filozofia. Macie inne teorie na temat przeznaczenia? Obalacie moją? (coś czuję, że Marv tu zaraz przyjedzie ze swoją Teorią Chaosu, czy Efektem Motyla).
Tak się przybłędałem i zapomniałem o chaosie... Natura jest uporządkowana w ten czy w inny sposób - wszystko ma przyczynę i swój skutek. To fakt. Natomiast chaos stanowią ludzie, którzy od początku istnienia swego, chcąc nagiąć te prawa, złamać reguły... A co do efektu motyla <swoją drogą iście pojebany film>, to czy wykałaczka rzucona przez okno, może po jakimś czasie okaleczyć psa, który tamtenty przechodzi w czasie spaceru? Oczywiscie. Ale równie dobrze i nie.
A rzucę coś nowego, a co! Ludzie to najbardziej arogancka rasa, jaką w życiu poznałem. Bo tylko ktoś naprawdę arogancki moze podwazać istnienia boga, a nie podwazać własnego .Więc jako, że jestem na tyle bezczelny, by uważac siebie samego za boga, to moje pytanie brzmi: po cholerę ktoś stworzył ludzi? Hę?
-
w takim razie IMO, Boga nie ma. Znaczy.. nie ma go w takim aspekcie, w jakim większość ludzi to sobie wyobraża. Chrześcijanizm, jak zresztą każda religia, jest pewnym zjawiskiem społecznym, służącym niejako do panowania nad ludźmi. W dzisiejszych czasach nie jest to jakaś tam władza absolutna, dyktatura, czy coś w tym stylu, ale kontrola ludzkich zachowań leży u podstaw wszystkich religii. Bóg nie jest istotą, która stworzyła ludzi. Jest zupełnie odwrotnie, bo to właśnie ludzie, stworzyli tego BOGA, jak i wszyskich innych. Religia to wynalazek, swoją drogą całkiem niezły.
Powiedziałbym genialny. Na niczym tak nie zarobisz jak na religii. To jest biznes, ale niestety słabnie z roku na rok.
A co do kwestii istnienia IHWH. Czy jest? Nie wiem. Ale jak jest, to jest... przynajmniej zimnym cynikiem.
Przy rozmowie o wierze, niczego nie można udowodnić, jako że Bóg
Przede wszystkim- wiara to nie udowadnianie. Gdy nie mozesz czegoś udowodnić, pozostaje ci tylko wierzyć (albo nie wierzyć).
Wiara to wiara. A wszystkie takie ewangelie i dowody nt. istnienia Boga tylko niszczą konkretne religię. Bo religia/ wiara nie moze być konkretyzowana, a juz nigdy nie wolno niczego w niej udowadniać. Nauka jest silniejszym przeciwnikiem od religii. I zawsze z nim wygra, dlatego nigdy nie wolno z nim zaczynać.
Jedynym logicznym wnioskiem jest to, że ludzka wolna wola wyklucza istnienie czegoś takiego, jak przeznaczenie.
Wolna wola i przeznaczenie to terminy raczej metafizyczne. Skoro zakłądasz istnienie wolnej woli- wykluczasz przeznaczenie. I na odwrót. Jeśli coś jest ci przeznaczone, to wolna wola jest tylko złudą, bo i tak wybierzesz to, nic innego.
Reasumując: niektóre rzeczy czasami poprostu muszą się wydażyć albowiem nie mamy na nie żadnego wpływu.
Czyli zakładasz że masz ograniczoną wolną wolę i przeznaczenie ingeruje tylko w sprawach wazniejszych? Nie wiem, czy jest sens się spierać bo kazdy moze mieć inne zdanie i o ile jego argumentacja będzie sensowna (a raczej teoretyzacja) to nie będzie mozna nic udowodnić, do niczego się przyczepić etc.
Takie dywagacje oczywiście nie doprowadzą również do niczego konstruktywnego, ale po to właśnie jest Kółko Filozoficzne, jak i sama filozofia. Macie inne teorie na temat przeznaczenia? Obalacie moją? (coś czuję, że Marv tu zaraz przyjedzie ze swoją Teorią Chaosu, czy Efektem Motyla).
Ja sam nie wiem. Dla mnie cała ta metafizyka to coś niepojętego. Czy istnieje coś takiego jak czas? Podróze w czasie? Paradoks kłamcy? Ciekawe jest takie filozofowanie, ale coraz częsciej po prostu nie mam na to czasu, a raczej nic ciekawego z tego nie będzie.
Racja. Zabili ci kochajacego dziadka po 80, czy twoją dziewczynę po 19. Dla mordercy dzidka coś łągodnego, dłuzej by nie pociągnął, dla zbójcy dziewczyny, coś ciężkiego, w końcu dłuzej po pożyla. Hahahah...
Chodzi raczej o zabójstwo przypadkowe, w afekcie, wyjątkowo okrutne, z premedytacją i takie tam.
Ja nie. Za gwalt sam bym wymierzył karę. Ale to już pewna odchyłka od normy... Po prostu nie lubię, gdy ktoś robi coś za mnie. Ja go bym zabił na śmierć <doceńcie dowcip>.
Szczerze mówiąc, uśmiechnąłem się czytając to :)
Dla samego torturowania? Dla samego zadania bólu, ktory on zadał swoim ofiarą? Dla samego faktu, ze wie, że będzie się męczył te 5 minut, nim umrze? Dla samej chwili?
A kto mówi o zabijaniu? Jak torturować to torturować tak, zeby zdychał jak najdłuzej. On nie ma umrzeć, on ma umierać (wiecznie).
I dlatego nie ma boga - bo jest wszystkowiedzący. Tak a propo.
A skąd wiesz? I który?
ardzo dobry wniosek! Ale idźmy o krok dalej - nie ma wolnej woli. Nie w sensie, że zabijesz kogoś, to pójdziesz do piekła jest to złe itd, czy nie zabijesz, pójdziesz do nieba i jest to dobre. Wolna wola nie istnieje, bo to robienie tego, co chcesz. A ilu z was chciało kogoś zabić, pobić, wziąśc coś ze sklepu? Ograniczenia, wszędzie te ograniczenia. Paranoja. Ale... Wolna wola, czy raczej namiastka, istnialaby tylko wtedy, gdy za ten sam czyn spotkałyby nas identyczne konsekwencje. Zabijesz, nie zabijesz, masz to samo. Wtedy naprawdę można mówić o wolnej namiastce woli.
Sory Dżordż. Reguły/normy społeczne nie ograniczają wolnej woli. Zabijesz, albo nie zabijesz. Możesz zabić i nie zabić- masz wybór. A konsekwencje to juz kwestia prawna. Ale nie mozesz powiedzieć, ze nie istnieje wolna wola, opierając się na ten argument :)
Pewnie czytałeś Zbrodnię i Karę. I tam główny bohater ma sposób myślenia, który mozna podpiąć po to, co wyzej napisałeś. Wiec pytaniem pozostaje - czy uodziliśmy się jako jednostki wybitne, czy też jako nic nie znaczące robactwo?
Raskolnikow za jednostkę wybitną uwazał Juliusza Cezara, Aleksandra Wielkiego czy też Napoleona. Równie dobrze, za jednostkę wybitną mozna uznać Adolfa Hitlera, Józefa Stalina. W czym oni byli wybitni? W mordowaniu, nic nie widzę w tym wybitnego. Mieli po prostu szczeście. Ze Cezar urodził się w arystokratycznej rodzinie, Hitler zapisał się po wojnie do DAP, Stalin kumplował się z Leninem a Napoleon wykorzystał sprytnie rewolucję. Dla mnie to raczej szczęście oraz wola działania. Kwestia charakteru, kwestia człowieka, kwestia przede wszystkim szcześcia i odpowiedniego oportunizmu.
A rzucę coś nowego, a co! Ludzie to najbardziej arogancka rasa, jaką w życiu poznałem. Bo tylko ktoś naprawdę arogancki moze podwazać istnienia boga, a nie podwazać własnego .Więc jako, że jestem na tyle bezczelny, by uważac siebie samego za boga, to moje pytanie brzmi: po cholerę ktoś stworzył ludzi? Hę?
A znasz inne rasy :D? Czy dla innych "ras" istnieje coś takiego jak Bóg? Mój pies raczej nie ma zadnych metafizycznych/religijnych potrzeb. Zobacz, to jest właśnie ludzka natura. Postawisz blok w lesie, zwierzęta będą go omijac, ale (teoretyzując), zadne z nich nie będzie starało się go poznać czy tez zrozumieć. A ludzie mają to w naturze. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Jaki z tego wniosek? Istnieje tylko jeden bóg- Szatan ;)
-
Chodzi raczej o zabójstwo przypadkowe, w afekcie, wyjątkowo okrutne, z premedytacją i takie tam.
Zabójstow przypadkowoe? Czekaj, nadziejesz mi się na nóż, to będzie zabójstwo, czy nieszczęśliwy wypadek? Zabójstwo to zabójstwo... Gdyby tak nie było, to nie byłoby ono okreslane zabójstwem. Poza tym, trochę to niehumanitarne <nie wierze, że ja to napisałem>, ale śmierć to śmierć - zgon, kaput, nie ma kogoś już. Raczej bez znaczenia, czy cierpiał te parę minut, godzin, lat. Przynajmniej dla ludzi postronnych, bo główny osobnik ktoremu by zależało na torturowanie więźnia, już nie żyje. Więc czy sprawiedliwośc powinna być dla każdego inna według zaslug, czy moze obojętna i obiketywna w miarę? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale czy w takim razie mozemy to okreslać sprawiedliwością, czy już prywatną wendetą?
A kto mówi o zabijaniu? Jak torturować to torturować tak, zeby zdychał jak najdłuzej. On nie ma umrzeć, on ma umierać (wiecznie).
Kara śmierci, tortury... To mi przypomina obcinanie ręki za kradzież.
A skąd wiesz? I który?
Z informacji przezemnie zebranych. W każdej religi było cos, co przewidywało przyszłość - moiry, a w katolickiej choćby na lekcji religi jest tak, ze ci wmawiają, że bóg moze i wie wszystko: poprzez przepowiednie, że tego dnia i tego bedzie to i to <ktoś pamięta 7 lat obfitych i 7 lat nieobfitych? albo inne takei bzdurne historyjki? no wlaśnie>. Również racz zauważyć, że mianem boga określa sie istotę na tyle potężną, że wymyka się ono jakiemukolwiek logicznemu rozumowaniu i pojmowaniu potęgi. Inaczej bóg jako bóg nie byłby nikomu potrzebny, gdyby jaedną jego mocą było np: nieśmiertenlonść, zamiast zaglada calej ludzkości.
Sory Dżordż. Reguły/normy społeczne nie ograniczają wolnej woli. Zabijesz, albo nie zabijesz. Możesz zabić i nie zabić- masz wybór. A konsekwencje to juz kwestia prawna. Ale nie mozesz powiedzieć, ze nie istnieje wolna wola, opierając się na ten argument smile.gif
Masz do wyboru: przelecenia ślicznej dziewczyny. Jeśli to zrobisz, masz w cholerę kasy do końca życia, jeśli nie, zabiją cię. To nie wpływa na twoją ocenę sytuacji? Co innego, czy gdy ją przelecisz coś zyskasz i bedzie to miało identyczną wartość <ta sama nagrodza w obydwu przypadakch>, a co innego, gdy zyskasz nic również w obydwu przypadkach. Wolna wola wystąpi tylko wtedy, gdy kara i nagroda będzie identyczna w obdywu przypadkach. Wtedy naprawde nic nie wpływa na decyzję przez ciebie pdejmowaną.
BTW: Nienawidzę dźordź...
Raskolnikow za jednostkę wybitną uwazał Juliusza Cezara, Aleksandra Wielkiego czy też Napoleona. Równie dobrze, za jednostkę wybitną mozna uznać Adolfa Hitlera, Józefa Stalina. W czym oni byli wybitni?
A ci poprzedni to nie? Ile osób zostało zabitych przez Julka, Aleksia i Napleonka? No? Ilu ludzi pozbawili życia itd? No ile? Jakoś pewnie mniej, ale skad to wiadomo? Bo wtedy tylu ludzi nie było na tym chorym świecie, by tylu ich można było zamordować, to raz, a dwa - zauważ - znowu - >ha< - że nie było aż tak szczegółowych statystyk wtedy prowadzonych, jak to miało miejsce w późniejszych czasach. I tak swoją drogą, paru tysiecy ludzi uważa/ło, że oni mieli rację i byli wielcy <mowa o postaciach tych negatywnych przez ciebie wymienionych>
W mordowaniu, nic nie widzę w tym wybitnego.
Ja tak. Tylko podczas śmierci czlowieka stać o okazanie prawdziwych uczuć, jakie nim kierują, bądź kierowały w całym jego zyciu, albo te, które skrywal przed światem. To śmierć zdejmuje maski, które czlowiek nosi.
Mieli po prostu szczeście. Ze Cezar urodził się w arystokratycznej rodzinie,
Hitler zapisał się po wojnie do DAP, Stalin kumplował się z Leninem a Napoleon wykorzystał sprytnie rewolucję.
Czy naprawdę myślisz, że to szczęście? że dzieki niemu udało im się zająć ich pozycję? Bez przesady. Owszem, każdy z nich poprzez podejmowanie takich a nie innych decyzji był w stanie osiągnąć to co osciągnać, ale szczęscie? Moze mi jeszcze napiszesz, że to przeznaczenie było? Nie, raczej dobra mieszanka ich umiejętności w wykorzystywaniu sytuacji, w ktorej się aktualnie znaleźli.
la mnie to raczej szczęście oraz wola działania. Kwestia charakteru, kwestia człowieka, kwestia przede wszystkim szcześcia i odpowiedniego oportunizmu.
Sczęścia... Wszystko mozesz wytłumaczyć szczęściem. Nigdy ciężką pracą, czy zmysłem planowania włąsnej przyszlości. Owszem, może i jest w tym szczeście, ale na pewno nie tyle, by w miejscu podstawienia tych ludzi np: ciebie, historia potoczyła by się identycznie, nawet wtedy, gdyby szczęście pomagalo tobie w ten sam sposób.
A znasz inne rasy biggrin.gif? Czy dla innych "ras" istnieje coś takiego jak Bóg? Mój pies raczej nie ma zadnych
Ta, znam inne rasy, ty pewnie też. Poza tym zauważ, że ten kawalek był pisany w stylu innym, niż pozostala cześć - specjalnie po to, by zapytać jak z perspektywy boga, czemu ludzie śmia wogóle w niego powątpiewać, a nigdy się zastanwoić, czemu to właśnie bóg stworzył ludzi.
A ludzie mają to w naturze. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Jaki z tego wniosek? Istnieje tylko jeden bóg- Szatan wink.gif
Tym się człowiek róźni od zwierząt, ale nie zmieniaj tematu. Nie odpowiedziaęś, czemu bóg miałby stworzyć ludzi, raczej przedstawiłes hipotezę tłumacząc stworzenie boga przez ludzi. Znowu.
-
Zabójstow przypadkowoe? Czekaj, nadziejesz mi się na nóż, to będzie zabójstwo, czy nieszczęśliwy wypadek? Zabójstwo to zabójstwo... Gdyby tak nie było, to nie byłoby ono okreslane zabójstwem. Poza tym, trochę to niehumanitarne <nie wierze, że ja to napisałem>, ale śmierć to śmierć - zgon, kaput, nie ma kogoś już. Raczej bez znaczenia, czy cierpiał te parę minut, godzin, lat. Przynajmniej dla ludzi postronnych, bo główny osobnik ktoremu by zależało na torturowanie więźnia, już nie żyje. Więc czy sprawiedliwośc powinna być dla każdego inna według zaslug, czy moze obojętna i obiketywna w miarę? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale czy w takim razie mozemy to okreslać sprawiedliwością, czy już prywatną wendetą?
Chcesz zakwestionować oczywiste? Że niby nie ma twoim zdaniem różnicy między zabójstwem z premedytacją od zabójstwa w afekcie? A co dopiero przypadkowego?
Kara śmierci, tortury... To mi przypomina obcinanie ręki za kradzież.
Przynajmniej drugi raz nie ukradnie. A nawet jak będzie chciał, to pamiątka przypomni mu o tym w tej chwili.
Z informacji przezemnie zebranych. W każdej religi było cos, co przewidywało przyszłość - moiry, a w katolickiej choćby na lekcji religi jest tak, ze ci wmawiają, że bóg moze i wie wszystko: poprzez przepowiednie, że tego dnia i tego bedzie to i to <ktoś pamięta 7 lat obfitych i 7 lat nieobfitych? albo inne takei bzdurne historyjki? no wlaśnie>. Również racz zauważyć, że mianem boga określa sie istotę na tyle potężną, że wymyka się ono jakiemukolwiek logicznemu rozumowaniu i pojmowaniu potęgi. Inaczej bóg jako bóg nie byłby nikomu potrzebny, gdyby jaedną jego mocą było np: nieśmiertenlonść, zamiast zaglada calej ludzkości.
No wiesz, dwie religie to nie za duzo :) No, ale skoro bóg jest niepojęty (i to przyjmujesz za fakt) to nie ma sensu nawet o nim nie rozmawiać. To nie do pojęcia! ;)
Masz do wyboru: przelecenia ślicznej dziewczyny. Jeśli to zrobisz, masz w cholerę kasy do końca życia, jeśli nie, zabiją cię. To nie wpływa na twoją ocenę sytuacji? Co innego, czy gdy ją przelecisz coś zyskasz i bedzie to miało identyczną wartość <ta sama nagrodza w obydwu przypadakch>, a co innego, gdy zyskasz nic również w obydwu przypadkach. Wolna wola wystąpi tylko wtedy, gdy kara i nagroda będzie identyczna w obdywu przypadkach.
Wtedy naprawde nic nie wpływa na decyzję przez ciebie pdejmowaną.
Sory nie kumam- przelece panienkę i dostane mnóstwo kasy, jak jej nie przelece, to mnie zabiją? :F :F :F. Wolna wola a nagroda nie ma nic wspólnego. Wolna wola to WYBÓR. Możesz wybrać, czy chcesz kogoś zabić, czy nie. Czy chcesz przelecieć dziewczynę i dostać mnóstwo kasy czy nie.
Czy naprawdę myślisz, że to szczęście? że dzieki niemu udało im się zająć ich pozycję? Bez przesady. Owszem, każdy z nich poprzez podejmowanie takich a nie innych decyzji był w stanie osiągnąć to co osciągnać, ale szczęscie? Moze mi jeszcze napiszesz, że to przeznaczenie było? Nie, raczej dobra mieszanka ich umiejętności w wykorzystywaniu sytuacji, w ktorej się aktualnie znaleźli.
Jedyna umiejętność Hitlera- geniusz oratorski. Nic innego nie umiał. Sprzyjało mu szczęście i to, żę znalazł się w otoczeniu ludzi którzy chcieli go wykorzytać (ale miał szczęście- przezył kilka zamachów itp). Stalin-kompletny idiota, megaloman i paranoik. Gdyby nie szczęście nie wyjechałby nawet z Gruzji. Reszta tak samo. "Half of everything is luck, James".
Ta, znam inne rasy, ty pewnie też. Poza tym zauważ, że ten kawalek był pisany w stylu innym, niż pozostala cześć - specjalnie po to, by zapytać jak z perspektywy boga, czemu ludzie śmia wogóle w niego powątpiewać, a nigdy się zastanwoić, czemu to właśnie bóg stworzył ludzi.
:D Pisałeś z perspektywy BOga- więc, dlaczego napisałeś "jaki kiedykolwiek poznałem" skoro jesteś z załozenia wszechwiedzący :) No, ale chodziło mi o to, że człowiek to prędzej gatunek, niż rasa :)
Nie odpowiedziaęś, czemu bóg miałby stworzyć ludzi, raczej przedstawiłes hipotezę tłumacząc stworzenie boga przez ludzi
A skąd mam wiedzieć? Wiadomo po co ludzie stworzyli boga, ale bóg nie wiadomo po co ich stworzył? Ot tak sobie, zapewne. Niektórzy lubią sobie pograc w Simsy, pewnie Bógjest jednym z takich osób :)
-
Dobra panowie nie wiem o czym wy tu tak szwargotacie ale ja mam do was jedno zajebiście ważne pytanie... Dlaczego nie ważne jak wysoko wzlecisz, nie ważne jak mocno wierzysz, życie i tak Ci dojebie i wgniecie Cię w ziemię, urwie Ci skrzydła zanim nauczysz się latać? Pytanie bardzo ważne dla mnie bo co rusz ostatnio mi wszystko do koła dopierdala... Co do boga to zdaje się że Charles Baudelaire taka madrą frazę zapisał "Bóg jest jedynym bytem, który aby rządzić, wcale nie potrzebuje istnieć."
-
Dobra panowie nie wiem o czym wy tu tak szwargotacie ale ja mam do was jedno zajebiście ważne pytanie... Dlaczego nie ważne jak wysoko wzlecisz, nie ważne jak mocno wierzysz, życie i tak Ci dojebie i wgniecie Cię w ziemię, urwie Ci skrzydła zanim nauczysz się latać?
Są dwie wersje - ta bardziej przystępna i ta prawdziwsza.
Bardziej przystępną zawrzeć można w zdaniu: "Przeznaczenie/Bóg/FastRed/Allalah/Jahwe tak chciał". Niby nic z tego, że tak właśnie chciał, ale na tym opierają się wszystkie religie. Na tym, że w twoim nieszczęściu musi być jakiś powód, który znany jest czemuś/komuś nad nami heh. Mówi się tak, żeby zrozumieć - ponieważ ból, zawsze wiążę się z tym, że nie rozumiemy tego co się stało lub/i nie możemy się z tym pogodzić.
Mniej przystępna, ale też filozoficzna, to wersja, której ja się trzymam i zawsze się trzymałem. Aby w przeżyć życie w pełni, poznać należy wszelkie emocje i uczucia, zarówno te dobre, jak i złe (wiesz.. równowaga yin/yang i takie tam). Ból odgrywa w życiu bardzo ważną rolę (przeczytaj sobie chociażby to, co mam w sigu pod obrazkiem heh). To właśnie bolesne porażki uczą nas jak żyć, dlatego też złe wydarzenia, jakie przyjdzie nam przeżyć, należy traktować jako lekcje. Jeżeli błędy z nią związane były po naszej stronie, należy nauczyć się, aby ich więcej nie popełniać. Jeżeli winny jest ktoś inny, ból nauczy nas tego, jak sobie z takim uczuciem radzić, jak się uodpornić, pozwala zyskać w tej materii doświadczenie. Ból kształtuje charakter, pozwala człowiekowi się zmienić, motywuje do działania.
To może brzmieć jak papka w stylu buddyjskich mnichów, ale ja to tak przyjmuję i uważam, że taki sposób myślenia pozwala w bardziej pozytywny sposób podejść do życia. Większość ludzi boi się cierpienia, boi się popełniać błędy, boi się tych, którzy mogą zadać im ból. Myśląc w ten sposób, strach znika, a człowiek zaczyna wierzyć, że jeżeli będzie chciał, to osiągnie absolutnie wszystko co chce.
Gdzieś po drodze zgubiłem chyba wątek. De6v6il6, otrzep się z kurzu, rozmasuj siniaki i idź dalej. Zostaw porażki za sobą i brnij do przodu w świat tak, żeby aż się zatrząsł w posadach pod twoimi krokami. Żyj tak, aby potem nie żałować tego, że nie postąpiło się inaczej. Nic więcej nie potrafię powiedzieć.
"Bóg jest jedynym bytem, który aby rządzić, wcale nie potrzebuje istnieć."
Przewrotne.. podoba mi się....
-
"Zycie jest jak windsurfing - bez fal byloby nudne."
-
Gdzieś po drodze zgubiłem chyba wątek. De6v6il6, otrzep się z kurzu, rozmasuj siniaki i idź dalej. Zostaw porażki za sobą i brnij do przodu w świat tak, żeby aż się zatrząsł w posadach pod twoimi krokami. Żyj tak, aby potem nie żałować tego, że nie postąpiło się inaczej. Nic więcej nie potrafię powiedzieć.
heh tak zrobię, chociaż razy doszły z najmniej oczekiwanej strony, dziabeł will rise again :devil: ale dopiero jak wyciągnie wnioski... to co napisałeś okazało się bardzo pomocne, druga wersja lepsza i też zacznę się jej trzymać... dzieki.
-
Dobra panowie nie wiem o czym wy tu tak szwargotacie ale ja mam do was jedno zajebiście ważne pytanie... Dlaczego nie ważne jak wysoko wzlecisz, nie ważne jak mocno wierzysz, życie i tak Ci dojebie i wgniecie Cię w ziemię, urwie Ci skrzydła zanim nauczysz się latać? Pytanie bardzo ważne dla mnie bo co rusz ostatnio mi wszystko do koła dopierdala... Co do boga to zdaje się że Charles Baudelaire taka madrą frazę zapisał "Bóg jest jedynym bytem, który aby rządzić, wcale nie potrzebuje istnieć."
Bo to życie. Taka wojna bez wystrzałów, a bóg zdaje się temu rozkosznie przyglądać z góry ( o ile zakładamy jego istnienie). Bo nie widzę go gdy bombarduje się szpitale...
Bardziej przystępną zawrzeć można w zdaniu: "Przeznaczenie/Bóg/FastRed/Allalah/Jahwe tak chciał". Niby nic z tego, że tak właśnie chciał, ale na tym opierają się wszystkie religie. Na tym, że w twoim nieszczęściu musi być jakiś powód, który znany jest czemuś/komuś nad nami heh. Mówi się tak, żeby zrozumieć - ponieważ ból, zawsze wiążę się z tym, że nie rozumiemy tego co się stało lub/i nie możemy się z tym pogodzić.
No właśnie, takie typowe religijne, przepraszam za wyrażenie, pierdolenie. Zginął, bo bóg sobie go zażyczył w niebie, zginął bo w jego 2 poprzednim wcieleniu splunął na chodnik i inne gówna które są od nas niezależne. Będę biegał codziennie do kościoła, modlił się pokornie, wypełniał przykazania a potem wjedzie we mnie pijany kierowca, któym bóg kierował. WIDOCZNIE TAK CHCIAŁ. Jeśli kogoś obrażam teraz (jakiegoś zagorzałego wyzwawcnę IHWH czy kogoś innego) to niech sobie lepiej o tym poważnie pomyśli, a nie czuje się obrażony.
Mniej przystępna, ale też filozoficzna, to wersja, której ja się trzymam i zawsze się trzymałem. Aby w przeżyć życie w pełni, poznać należy wszelkie emocje i uczucia, zarówno te dobre, jak i złe (wiesz.. równowaga yin/yang i takie tam). Ból odgrywa w życiu bardzo ważną rolę (przeczytaj sobie chociażby to, co mam w sigu pod obrazkiem heh). To właśnie bolesne porażki uczą nas jak żyć, dlatego też złe wydarzenia, jakie przyjdzie nam przeżyć, należy traktować jako lekcje. Jeżeli błędy z nią związane były po naszej stronie, należy nauczyć się, aby ich więcej nie popełniać. Jeżeli winny jest ktoś inny, ból nauczy nas tego, jak sobie z takim uczuciem radzić, jak się uodpornić, pozwala zyskać w tej materii doświadczenie. Ból kształtuje charakter, pozwala człowiekowi się zmienić, motywuje do działania.
Był już taki. Kochanowski się nazywał :)
Gdzieś po drodze zgubiłem chyba wątek. De6v6il6, otrzep się z kurzu, rozmasuj siniaki i idź dalej. Zostaw porażki za sobą i brnij do przodu w świat tak, żeby aż się zatrząsł w posadach pod twoimi krokami. Żyj tak, aby potem nie żałować tego, że nie postąpiło się inaczej. Nic więcej nie potrafię powiedzieć.
Ja potrafię. Czas zburzyć korporacyjno-socjaldemokratyczny porządek świata i wrócić do natury. Do wspólnoty w której wszyscy będa naprawdę równi, pomocni. Kiedy człowiek będzie człowiekowi człowiekiem, nie wilkiem. To niemożliwe, nie? Niestety. Tak jak wszystkie inne postawy wobec życia. Ja nic nie mogę w tym temacie powiedzieć, bo nie wiem chyba co to jest ból i cierpienie.
"Zycie jest jak windsurfing - bez fal byloby nudne."
A gdyby ludzie się w wodzie nie topili to już w ogóle ;)
-
Kurde! Tak w ogóle kumpel (alkoholowy student polonistyki) mi w tajemnicy góry złamanych pleców powiedział, że słówko kurde wyewoluowało od najpopularniejszego słowa w języku polskim, co nie jest ważną informacją ale jakoś wypada zacząć.
Powiem wam tak. To jest świetny temat. Z perspektywy czasu oceniam to forum tak sobie. Przeważnie przez to, że mało co kto pisze, ale tutaj jest naprawdę prawdziwa perełka i z przyjemnością czyta mi się posty zarówno sprzed mojego pojawienia się tutaj jak i po (ale to już z powodu próżności). Pewnie nikogo nie uda mi się zmobilizować ale bardzo chętnie poczytałbym sobie wypowiedzi jakie były na początku a zwłaszcza w połowie tego tematu, bo naprawdę dla takiego posta warto wchodzić na forum. Obecnie to raczej takie archiwum, bo już niektórzy użytkownicy nie są tak obecni jak ongiś, a jak są to już mało kto podejmuje dyskusję, a szkoda, bo w kwestii "filozoficznej" (światopoglądowo-polityczno-itp) każdy ma swoje zdanie i nie są to spory dotyczące wiedzy tylko tego co nam w duszy gra.
Mam tylko jedną propozycję. Ganz wchodzi na to forum pewnie z dwa razy dziennie i mnie śledzi do kogo się zalecam obecnie (ach ten zazdrośnik) i sam zacznie się udzielać jak ktoś zacznie pisać, więc taki mały apel. Nie piszcie postów zawierających 27 tysięcy znaków, bo wszystko można byłoby napisać o wiele zwięźlej. Tak wiem, sam nie słynę z krótkich postów, ale nie wypisuje w nich tekstów, bez których spokojnie można się obejść, a jak już to staram się pisać w miare przejrzyście i układnie, żeby nikt nie miał problemów z odebraniem wiadomości.
Także sorki, za nowy post, ale jak zedytuje starego to nikt nie raczy odpowiedzieć.
Próba ożywienia tematu
Wracając do spraw damsko-męskich, bo akurat mam taki nastrój dziwny. Niczym kwiat róży, jedno z najpiękniejszych zjawisk pod każdym względem, jednak gdy chcemy go dla siebie przywłaszczyć, to oprócz przybliżenia tego tworu, doznajemy także rany. Bo nie zdarzyło się, przynajmniej mi - choć białej brody jeszcze nie mam - to jednak zdarzały się różne przygody. Taką mam naturę dziwnie, że już podkochiwałem się w dziewczynach w zerówce, ale to było takie gówniarskie zauroczenie z którego teraz się śmieję. Owszem, wtedy nie było mi do śmiechu, bo chyba nigdy, gdy ktoś coś czuje, w chwili obecnej, nie jest mu do śmiechu, skoro głowę zaprząta mu pewna sprawa. Potem przechodzi i można się pośmiać- to taka reguła dotycząca naszego życia.
Też mam w sobie taką dżentelmenskość i szacunek wobec płci pięknej. W towarzystwie pań zachowuje się zupełnie inaczej niż w towarzystwie panów, nie ze względu na to, żeby im imponować, ale tak jakoś głupio to sobie ubzdurałem. Oczywiście, wole damskie towarzystwo, bo z nimi najlepiej mi się rozmawia. Ostatnio w pewnym szczecińskim klubie rozmawiałem o zachowaniu jakie panie uwielbiają i wyskoczyłem z takim pytaniem- jak poczułyby się i w ogóle, jak odbierają pocałunek w rękę. Z żadną się tak nie witam, choć dla mnie to bardzo piękny gest [tak, jestem wygłodzonym erotomanem-gawędziarzem :F ]. Co ciekawe, panie traktują to b. intymnie, osobiście i raczej czułyby się krępowane takim zachowaniem. Zamiast tego wolą na przywitanie (przeważnie pierwsze), podać rękę, co ja uznaję za takie, skurwienie obyczajów. Nie przepadam za witaniem się z panami za pomocą germańskiego zwyczaju (a bo ja wiem, gdzie ta jego ręka przed chwilą była? :F), tylko z racji szacunku, do wyciągającej do mnie ręke pani, kończę ten głupi zwyczaj. Ale podobnie jest ze wszystkim, kobiety zachowują się coraz bardziej męsko i coraz mniej pasuje mi ten mój, w jakimś tam stopniu wizerunek kobiety, ukształtowany przez całe moje życie. Sam coraz bardziej momentami czuje się kobietą. Kobiecość to dla mnie bardzo ważna cecha u pań, a one same od tego odchodzą i stają się mężczyznami.
Tak samo jest z tym typem, barbie. Farbowane na czarno włosy, przerażająco długie tipsy, różowe kolorki, głęboki makijaż. Kobieta nie potrzebuje makijażu, zwłaszcza tak hardkorowego. Nie wspomnę o starszych kobietach, które kładą na siebie tony makijażu i wyglądają jak potwory. Tak samo jest zresztą z męską modą, ale to chyba nie temat do dyskusji w kółku filozoficznym.
Wątek mi się urwał i nie wiem o czym pisać. Dlatego też sorry że wracam do dawnych postów, bo właśnie studiuje ten temat i ogólnie mam taki nastrój kółkowofilozoficzny... Jak kogoś to krzywdzi w jakiś sposób, proszę o PM albo opierdol na gg, to wyedytuje posta w sposób niezauważalny, niczym nocna zmiana rządu Olszewików w 1992 roku.
poprostu od dzieciństwa byłem przekonywany i wychowałem się a co ważniejsz uwieżyłem w przesąd że kobieta to uczuciowa istota która poprostu pragnie być kochana i aby się o nią troszczono a facet to taka "szowinistyczna świnia" która zdradza/oszukuje/żeruje na kobiecie.... może oje środowisko jest nie fajne ale własnie w takich przekonaniach dorastałem.. wieżyłęm od dziecka że kobieta jest strasznie uczuciową istotą a facet nie bardzo... nie kieruje się uczuciami lec bardziej instynktem/rozumem... ba sam o sobie jeszcze o sobie około 2 lata temu mówiłem "osoba mało czuła"... facet osoba nie mająca uczuć... tak jednak nie jest... zrozumiałem to dobiepro kilka miesięcy temu.... nie każdy facet jest skur*ysynem ruchającym wszystko co popadnie, nie każda kobieta płacze gdy jej chłopak poprostu przestanie dażyć ją wielkim uczuciem.... rozumiem że nie każda kobieta jest jebnięta, ale może powiem dlaczego żuciłem takie stwierdzenie...
Takie samo, Maćku drogi, odebrałem wychowanie. Właściwie sam, bo z rodzicami nie lubiłem na te tematy rozmawiać. W ogóle, nie lubię zamartwiać moich starszych moimi problemami, bo dość mają swoich na głowie. Może głupia postawa i pewnie w nich znalazłbym najlepszego doradce.. Ale nie w kwestiach sercowych. Do tego debil jestem jeśli o to chodzi. Ale też uważałem kobiety za piękne, wyniosłe ponad wszelkie zło i delikatne istoty, ale szybko przekonałem się jak jest naprawdę. A najbardziej uwielbiam w sobie to, że dalej siedzi we mnie ten idiota, który każe mi wierzyć w te bajeczki, o pięknym świecie, małym księciu i jego róży (jedna z moich ulubionych książek). Potem się okazało, że to faceci, których poznałem są bardziej uczuciowi od kobiet i to właśnie oni cierpią przez ich głupie humorki i nastroje. Każdy człowiek jest oczywiście inny, ale mam takie szczęście, że zawsze fascynują mnie kobiety o odmiennych charakterach od mojego, przez co nie ma szansy na nic trwałego i chyba nigdy nic specjalnie trwałego nie było. Ale ja zawsze jak głupi się angażowałem, ba, nawet parotygodniowa znajomość potrafi we mnie wzniecić iskierkę, która potem niestety będzie się tlić i dogasać sama, bez żadnego rozniecenia ze strony drugiej osoby. Ale takie już jest życie, nie ma tutaj dobra i zła..
Mój najlepszy przyjaciel ma dokładnie to samo. Był z dziewczyną półtorej roku, teraz dowiedział się jaka dwulicowa była naprawde, a i tak mówi, że ją kocha... hahahah.. o tak.. mężczyźni to faktycznie zimni dranie, a kobiety są romantyczne i czułe, co nie?
Wiem, że ironizujesz (ironizujesz, prawda?). Jak ktoś kocha drugą osobę, a ta daje mu pozory wzajemności, to to uczucie coraz bardziej się powiększa, i potem mogłaby zabić nawet jego rodzinę a on dalej kochałby ją i wybaczał. Dla mnie paskudnym kurestwem jest wykorzystywanie czegoś takiego i nigdy nie potrafiłbym się na takie coś odważyć.. Nawet dlatego, że sam mogłem być wykorzystany kiedyś.. z natury jestem raczej ufny i czasami naiwny jeśli chodzi o te sprawy.. ale nie mam zamiaru się mścić i bardziej rozpowszechniać tej zarazy. Ale tak to jest, niektóre kobiety potrafią być niewyobrażalnie podłe.. A kara ich nie spotka pewnie za to żadna.
"Kocham Cię". Jak słyszę te słowa na ulicy, jak widzę takie opsiy na GG, jak widzę grafiti z tą frazą, to mnie przechodzi zminy dreszcz i zaciskają się zęby. Spójrzcie tylko co się dzieje w takie walentynki. Miłość, jest sprowadzona do pustego zwrotu,
Wiesz pewnie Tant, jak to jest w japońskim z tym zwrotem. Tam rzadko kiedy się deklaruje uczucie, raczej takie omijające teksty. Bardzo dobrze. Jestem idealistą i nienawidzę walentynek. W ogóle debilne święto i nie rozumiem jego idei. Jak to ktoś pięknie kiedyś powiedział- zakochani mają swoje święto na codzień i codziennie mogą deklarować sobie miłosć, a nie w wybranym dniu danego roku. Kretyński wynalazek pieprzonych amerykanów bez włąsnych tradycji i obyczajów. A my jak głupie barany łapiemy wszystko z zachodu. Może jeszcze przeniesiemy święto niepodległości na 4 lipca? Ten zwrot to nie przelewki, a obecnie kurwi się tak samo jak obyczaje i ogólnie wszystko. Świat schodzi na psy, ubrania, moda, kultura, muzyka, wszystko.
Ech...
-
Ach, kobiety... Są jak duże cycki wam powiem - albo je piścisz i one ciebie <yay>, albo są naturalnymi podszukami powietrznymi. L O L.
W każdym razie, wracając do tematu, który nie wiadomo jakim, o czym i czy wogóle jest tematem na jakiś temat...
Ja wierzę w miłość. Serio. Wierzę w bezgraniczne poświęcenie się dla drugiej osoby, od której oczekuję tego samego. Stwierdzenie, ze miłość to nie oczekiwanie niczego, jest głupie. Tak po prostu. Bo inaczej dochodzimy do sytuacji, w której my się angażujemy całym ciałem, umysłem, duszą, wręcz całym naszym jestestwem, a co mamy za to? Ulotne chwile szczęścia, złamane serce i kaca po całonocnym chlaniu w gronie dobrych znajomych, którzy z litości nas wysłuchają i zaprowadzą do domu. To nie na tym polega. Mnie śmieszą wogóle sytuacje, w której dziewczyna oczekuje jakiś chorych dowodow miłości: jak kup to i tamto, zrób to i tamto, zrezygnuj z całonocnego grania na gitarze i idź z nią na zakupy, czy inne takie coś. To już nie partner, tylko niewolnik. O tyle to zabawne, że gdy facet chce zaliczyć, to w czasopismach poczytnych w sam raz na kibelku - pokroju BRAVO - wmawia się im, że seks to żaden dowód miłości! `LOL`
Dzisiejsze kobiety są... Inne. Co do tego nie ma wątpliwości mam nadzieję. Nie są wrażliwe, nie są miłe, nie są kochane nawet jak kiedyś... Ja na to mam swoje zdanie - I don't want to cuddle, I just wanted to have sex. Są durne, głupie, puste i szmaty w większości. Idźcie na dyskotekę - a zobaczycie, o co mi chodzi. Dawniej kobiety się ceniły, nie pokazywały swego ciała bandzie napalonych nastolatków. A potem się dziwią, że są gwałcone. Nie zrozumcie mnie źle - za gwalt to byłbym gotów zabić gołymi rękoma, ale w sytuacji, gdzie podchodzi podczas tańca do ciebie panienka ubrana jakby w bieliznę, to sorry - coś tu nie gra. Nie ma już tych delikatnych ograniczeń - teraz każda chce być cool i fajna. Nie mają ograniczeń, zahamowań, są po prostu... Nieokiłznane? Kto to tam wie...
Ja lubię kobiety silne, zdecydowane, pewne siebie, a nie wystraszone dziewczynki, którymi się trzeba zaopiekować, bo nie potrafią same o siebie zadbać. Juz tak mam. Ale to nie oznacza, że mają się one upodabniać do facetów, bo to jest chore i nienaturalne, że wbrew prawą natury nie wspomnę. Zawsze byłem i będe za równouprawnieniem, ale nie wybiorczym, jak to kobiety by chciały. Żaden facet cię nie chce? Zostań feministką, lol. Jak ta idiotka Kazimiera Szczuka, czy jak jej tam. Oglądałem dzisiaj program Dwururka na TVN - i jakby to napisać: to nie kobieta, to po prostu głupia kobieta. Tępa szmata, taka żeńska wersja Leppera, ale Lepper chociaż jest w miarę ostatnio spokojny, to ona się zachowuje jak taki piesek mały - dużo szczeka, a gdy ugryzie, to nawet nie poczujesz.
Co do makijażu zaś: w społeczeństwie jest zasada: kobieta musi być piękna. W koncu do kogo są skierowane te diety cud, maseczki itd? Do kobiet. One to kupują, interes się kręci. Mówcie co chcecie, ale kobieta lubi i chce być postrzegana za ładną, śliczną, cool wyluzowaną lasencję. W końcu inaczej czemu się stroją jak jakieś wieśniary, albo prostytutki wręcz z mini, że gdy usiądą na schodach to ecchi? Bez przesady... Stereotyp rządzi. Wogóle to z makijażem taka śmieszna w cholerę sprawa jest - bo tak z ręką na sercu, nie odrzucaja nikogo te niedoskonałości skóry ludzkiej, w postaci... No, wiadomo o co chodzi.
-
Nie wiem, młody jestem, choć za dwa miesiące stuknie mi już dwudziesty rok życia. Niby mało, jednak to już półmetek. Ale im bardziej brnę w życie, im bardziej je poznaję, uświadamiam sobie, jak mało wiem o nim i o ludziach, o sobie. To jest chyba nie do pojęcia. Kobiety to ta tajemnica, którą chciałbym rozwikłać, na nich w życiu najbardziej mi zależy i one są tym elementem który wciąż trzyma mnie na ziemi. Nie mam siebie za jakiegoś erotomana... nie traktuje ich przedmiotowo, bardzo je szanuję, już za to że są kobietami. Żadne osiągnięcie, wiem to. Wiele razy zostałem za to też w życiu ukarany. Jak głupi jednak, nie wyciągam z tego wniosków. Ostatnio miałem pewną nieprzyjemną przygodę - dowiedziałem się, że jestem natrętny i w ogóle. Nie znacie mnie osobiście, ale wydaje mi się, że natrętny to ostatni przymiot jaki można mi przypisać. To też kwestia towarzystwa, jednak przy kobietach nie przeklinam, nie palę papierosów - nie dla szpanu, nie dla kreowania siebie na jakiegoś wielkiego gentlemana... Przy nich po prostu całkowicie się zmieniam, zwłaszcza jak mi na jakiejś zależy. A bardzo szybko się do nich przywiązuję, niewiele mi trzeba. Nawet gdy wiem, że to wykorzystują, to nie jest mi z tym specjalnie źle. Wiem, że źle robię, ale nie potrafię inaczej.
Mieszkam teraz w Szczecinie z kumplem. Facet jest spokojniejszy nawet ode mnie, straszny lekkoduch i epikurejczyk. Jego dziewczyna pojechała na studia do Torunia, pomimo tego, że mogła studiować z nim w Szczecinie - mogli być razem. Dla mnie byłoby to coś pięknego, codziennie budzić się obok osoby, na której mi zależy. On ma podobne zdanie na temat takiego życia. Niedawno dostałem od niego telefon (parę dni temu, jak już przyjechałem na chatę), że już nie są razem i ma to wszystko w dupie. Nie wiem czego jej brakowało, chłopak potrafił zarwać wykłady, żeby pojechać do niej do Torunia. Pojechać po to tylko, aby usłyszeć, że ona ma niedługo kolokwium i musi się uczyć. Dzwoniła do niego specjalnie, żeby mu powiedzieć, że poznała fajnego kolesia i coś tam, albo że spotkała swojego byłego w Szczecinie. Jednym słowem, rozwydrzona gówniara, której życie nigdy nie dało po dupie - jak większości z pań w tym wieku. Dwadzieścia, dziewiętnaście lat to nie są dorośli ludzie obecnie. Może byli nimi dawniej, jednak w dzisiejszych czasach, to gówniarze z dowodami i prawem jazdy.
Nie szukam kobiety, która będzie miała duży biust, czy zgrabne nogi. Nie nazywam kobiet 'dupami', 'laskami' czy 'towarem'. Obraża mnie jak ktoś tak je nazywa - ale one chyba to lubią. Tańczą do muzyki w stylu 'shake ya ass' Mystikala (ale jeszcze lepszy jest 'lil John ze swoim "Till the sweat drips from my balls Till the sweat drips from my balls Till the sweat Till the sweat Till the sweat drips from my balls.") lub innych mizoginicznych utworów muzycznych, które przecież dominują w hiphopie. Gdzie wasza godność? Gdzie wasza kobiecość? Zgubiła się gdzieś po drodze, a tego mi w nich najbardziej potrzeba. Nie wszystkie są takie, ale większość. Większość farbuje te włosy, nosi dziwkarskie 'clear heels', tipsuje się, ubiera te różowe ciuszki. Jak potem taka ma zostać czyjąś żoną, albo matką i wychować dzieci...
Jezu! W ogóle co to za paskudne czasy! Promuje się za 'inteligetnych pisarzy i artystów' ludzi pokroju Masłowskiej, którzy potrafią pisać książki o facetach spuszczających się do kranu, w radiach puszcza się muzykę w stylu 'move bitch, get outta way' Ludacrisa. To ma być piękne i odkrywcze? Ludzie zachwycają się dennymi serialami i idiotycznymi filmami, które nie traktują o niczym. Telewizornia i pisemka mówi im co, gdzie i jak mają robić, jak wyglądać. Każdy oczywiście 'jest sobą'. Bądź sobą - to najpopularniejsze hasło na dzisiaj. Pamiętam kartkę którą jakiś idiota wsadził sprytnie za oszkloną tablicę z ogłoszeniami, na której wypisał jakieś idiotyczne rymy, zatytułowane 'nielegal'. Myślałem, że padnę ze śmiechu. Całkowita degeneracja świata, a ci ludzie jak barany lgną do tego, bo to jest na modzie. Gówno, nie jesteście sobą, jesteście stadem kretynów idących, ślepo podążających za fałszywym bogiem. Idole tacy jak lewak Wojewódzki, wariatka Szczuka czy pajac Majewski. Naśmiewacie się z katolicyzmu, który choć nieco zacofany wciąż jest mądrą religią, która naucza jak być dobrym człowiekiem. Szanujcie i miłujcie bliźniego, sądźcie każdego podług własnej miary. Nie, nie wierzymy w bogów, naszymi idolami są kolesie spiewający 'smack her with a dick, put a dick in her ear'. Małe dzieci, gówniarze które jeszcze nie wiedzą co mówią, już na lewo i prawo rzucają "kurczaczek"mi i pierdolą wszystko i wszystkich.
Gdzie to zmierza do jasnej cholery? Czy tak zawsze będzie?
-
To też kwestia towarzystwa, jednak przy kobietach nie przeklinam, nie palę papierosów - nie dla szpanu, nie dla kreowania siebie na jakiegoś wielkiego gentlemana... Przy nich po prostu całkowicie się zmieniam, zwłaszcza jak mi na jakiejś zależy. A bardzo szybko się do nich przywiązuję, niewiele mi trzeba. Nawet gdy wiem, że to wykorzystują, to nie jest mi z tym specjalnie źle. Wiem, że źle robię, ale nie potrafię inaczej.
Mam podobnie, przy kobietach jestem całkiem innym człowiekiem. Poważny, ale bez przesady, bardzo kulturalny, nie przeklinam i takie tam. Przez to jestem postrzegany jako fałszywiec i osoba która udaje by się przypodobać. Trudno, nie moja sprawa co kto o mnie myśli, choć jak tam myśli moja dziewczyna to nie jest chyba w porządku.
Niedawno dostałem od niego telefon (parę dni temu, jak już przyjechałem na chatę), że już nie są razem i ma to wszystko w dupie. Nie wiem czego jej brakowało, chłopak potrafił zarwać wykłady, żeby pojechać do niej do Torunia. Pojechać po to tylko, aby usłyszeć, że ona ma niedługo kolokwium i musi się uczyć. Dzwoniła do niego specjalnie, żeby mu powiedzieć, że poznała fajnego kolesia i coś tam, albo że spotkała swojego byłego w Szczecinie. Jednym słowem, rozwydrzona gówniara, której życie nigdy nie dało po dupie - jak większości z pań w tym wieku. Dwadzieścia, dziewiętnaście lat to nie są dorośli ludzie obecnie. Może byli nimi dawniej, jednak w dzisiejszych czasach, to gówniarze z dowodami i prawem jazdy.
Wkurza mnie takie postępowanie u kobiet Facet się stara, lata jak głupi by wszystko było ok, a kobieta to ma gdzieś, jest okazja, to zaraz ma innego ;/ (porównaj bym to do mojego związku, ale to nie ma sensu)
Nie szukam kobiety, która będzie miała duży biust, czy zgrabne nogi. Nie nazywam kobiet 'dupami', 'laskami' czy 'towarem'. Obraża mnie jak ktoś tak je nazywa - ale one chyba to lubią. Tańczą do muzyki w stylu 'shake ya ass' Mystikala (ale jeszcze lepszy jest 'lil John ze swoim "Till the sweat drips from my balls Till the sweat drips from my balls Till the sweat Till the sweat Till the sweat drips from my balls.") lub innych mizoginicznych utworów muzycznych, które przecież dominują w hiphopie. Gdzie wasza godność? Gdzie wasza kobiecość? Zgubiła się gdzieś po drodze, a tego mi w nich najbardziej potrzeba. Nie wszystkie są takie, ale większość. Większość farbuje te włosy, nosi dziwkarskie 'clear heels', tipsuje się, ubiera te różowe ciuszki. Jak potem taka ma zostać czyjąś żoną, albo matką i wychować dzieci...
Ja przestałem na to narzekać....bo co to da? Nic, naprawdę. Nienawidzę jak ktoś się zwraca do kobiety per 'niunia', 'lala', 'dupa', gdy robi to przy mnie to go upominam, ale zostaje wyśmiany, heh, trudno. Ogólnie, czasem brakuje mi sił na zachowanie teraźniejszych nastolatków (tak wiem, sam nim jestem).
-
Społeczeństwo już gębą broczy w szambie, naprawdę. Pewnie piszę rzeczy oczywiste, tylko dlaczego nikt tego nie weźmie sobie na swój warsztat chociaż przez chwilę. Jak moja córka ma słuchać tego 'lil Jona czy innych pajaców pokroju Peji (ostatnio na dworcu stał przede mną w kolejce, śmierdział wódą i zielskiem).
Ale kto będzie miał więcej dzieci? Ten co mówi kobietom prawdę, czy ten który każdej mówi, np. że jest najpiękniejsza? I tak jest w każdej dziedzinie życia, dlatego zakłamanie, fałsz i kurestwo mamy codziennie na każdym kroku. Prawo natury dokonuje selekcji, dlatego coraz więcej tego chodzi po ziemi.
Wszystko byłoby prostsze, gdyby ludzi stać było na szczerość. Nie na ukrywanie się pod maskami, lecem przypodobania się innym. To co odróżnia nas od zwierząt, to rozbudowany aparat mowy, możemy mowić co nas gryzie drugiemu człowiekowi. Każdy z nas może w jakiś sposób pomóc, a wszyscy razem zmienić świat na lepsze. Wyeliminować zło, a przynajmniej je marginalizować. Utopijna wizja, ale przynajmniej nie życzmy źle drugiemu, nie wsadzajmy kosy w plecy za to, że jemu się udało. Da się tak? Chyba nie bardzo. Już w Grecji mówiono, że człowiek z natury rodzi się zły.
Przepraszam, że tak chaotycznie, banalnie, dziecinnie i naiwnie, ale dzisiaj naszło mnie na takie przemyślenia. Nie mam już na to wszystko siły ogólnie, przerasta mnie ludzka głupota.
-
Przepraszam, że tak chaotycznie, banalnie, dziecinnie i naiwnie, ale dzisiaj naszło mnie na takie przemyślenia. Nie mam już na to wszystko siły ogólnie, przerasta mnie ludzka głupota.
Nie każdy tekst musi być napisany Mickiewiczowym stylem z milionami metafor żeby był dobry.
Ja też nie wiem co myśleć już o społeczeństwie. Mnie jednak nie boli zachowanie młodzieży tak bardzo jak ogólny kapitalizm człowieka. W tych czasach człowiek żeby zarobić dodatkowe parę złotych jest w stanie komuś upieprzyć całe życie, bądź nawet mu je odebrać. Nie myślimy o niczym innym jak o swoim dobrze, o tym żeby nam było najlepiej, a inni żeby się na nas tylko patrzyli z zazdrością i nienawiścią w oczach. Nienawidzę całej ludzkości jak i siebie (nie żebym planował jakieś "zniszczenie ludzkości" ;/). Jesteśmy jedynie zasranymi pasożytami, wrzodami na tej planecie.
To co odróżnia nas od zwierząt, to rozbudowany aparat mowy, możemy mowić co nas gryzie drugiemu człowiekowi. Każdy z nas może w jakiś sposób pomóc, a wszyscy razem zmienić świat na lepsze. Wyeliminować zło, a przynajmniej je marginalizować. Utopijna wizja, ale przynajmniej nie życzmy źle drugiemu, nie wsadzajmy kosy w plecy za to, że jemu się udało. Da się tak? Chyba nie bardzo.
Może się to wydać głupie, ale to, co napisałeś jest częściowo przesłaniem w jednej z gier - "Może być prawdą, że świat nie potrzebuje granic. Ale czy pozbycie się ich cokolwiek zmieni ? Świat się zmieni jeśli zaczniemy ufać ludziom. Zaufanie jest najważniejsze w spokojnym świecie. Ale to się nigdy nie stanie." Utopijna wizja ? Może. Ale jeśli każdy by tak myślał to może by ten cały burdel lepiej wyglądał. Zabawna jest dla mnie wyzja przyszłości - latające samochody, budynki nad chmurami, podróże kosmiczne. A w rzeczywistości jedynie co nas czeka to syf, ruina i degeneracja do rzędu niższego niż zwierzęta.
-
Nie żyłem w czasach Dicka, nie jestem też znawcą cyberpunku, ale te jego wizje, są chyba najbardziej mrocznymi. A wszystko co w nich pisał, powoli się spełnia. Świat coraz bardziej brudny i zanieczyszczony, wszędzie setki Azjatów i ogólne pomieszanie kultur, a w tym wszystkim ludzie gubią już swoje człowieczeństwo. Ale nic się nie zmienia, tak naprawdę. Ludzie pozostają ludźmi, zawsze tacy byli. To jak z 'o tempora, o mores'. Zawsze się tak mówiło i zawsze tak się będzie mówić. Co za czasy! Dawniej byli niewolnicy i ich panowie, dzisiaj mamy obywateli i oligarchów. Potem będzie to samo, historia zatacza koło, zmieniają się tylko ubrania, samochody i muzyka - elementy nieistotne. Nie wiem czy tak jest, czy to tylko mylne wyobrażenie o świecie. Toczy się wszystko w dół, nieustannie i permanentnie...
Ja też nie wiem co myśleć już o społeczeństwie. Mnie jednak nie boli zachowanie młodzieży tak bardzo jak ogólny kapitalizm człowieka. W tych czasach człowiek żeby zarobić dodatkowe parę złotych jest w stanie komuś upieprzyć całe życie, bądź nawet mu je odebrać. Nie myślimy o niczym innym jak o swoim dobrze, o tym żeby nam było najlepiej, a inni żeby się na nas tylko patrzyli z zazdrością i nienawiścią w oczach. Nienawidzę całej ludzkości jak i siebie (nie żebym planował jakieś "zniszczenie ludzkości" ;/). Jesteśmy jedynie zasranymi pasożytami, wrzodami na tej planecie.
Myślę, że to raczej ta polska mentalność, słynne polskie piekiełko. Jak w tym dowcipie- gdzie bóg pytał Rosjanina, co chciałby dostać. Milion dolarów- mówi Rosjanin. Następnie pyta Polaka, a ten odpowiada - adresu tego Ruska. Ludzie są całe życie okradani, nie mają na nic pieniędzy, więc zazdroszczą tym którzy mają. Utarło się, że ci bogaci to przeważnie złodzieje ('Uczciwy człowiek nigdy nie zostanie bogaty' co stwierdził już dawno Mencjusz). Zresztą, pieniądze na filantropię pobiera od nas państwo, mnie nie stać na pomoc ubogim. Gdybym nie tracił wszystkiego co miesiąc, na pewno miałbym trochę grosza dla nich i każdy znalazłby w swojej kieszeni pieniądze, które może oddać potrzebującym. Co nie zmienia faktu, że jesteśmy i będziemy egoistami. Taka jest nasza natura - albo ja, albo oni. Słabszy przegrywa.
Co do tych wrzodów na planecie- pod względem ekologicznym, jestesmy śmiercionośni. Sami sobie, za przeproszeniem, sramy pod nogi. Ale kogo to obchodzi, w końcu to gówno poczuje się dopiero za 100, 200 lat. Co ześmy zrobili z naturą, jak żeśmy urządzili zwierzęta. Nie stać mnie psychicznie na odwiedzanie schronisk dla zwierząt, ale jak słyszę historię o przywiązaniu psa w środku lasu do drzewa... Ot, tacy jesteśmy humanitarni. Prawa człowieka, wolność równość i braterstwo. Wyjątkowo zakłamane hasła.
-
Post jest chaotyczny. I kiedy piszę "chaotyczny" to mam na myśli, że jest chaotyczny. To tyle słowem wstępu.
Nie wiem, młody jestem, choć za dwa miesiące stuknie mi już dwudziesty rok życia. Niby mało, jednak to już półmetek. Ale im bardziej brnę w życie, im bardziej je poznaję, uświadamiam sobie, jak mało wiem o nim i o ludziach, o sobie. To jest chyba nie do pojęcia. Kobiety to ta tajemnica, którą chciałbym rozwikłać, na nich w życiu najbardziej mi zależy i one są tym elementem który wciąż trzyma mnie na ziemi. Nie mam siebie za jakiegoś erotomana... nie traktuje ich przedmiotowo, bardzo je szanuję, już za to że są kobietami. Żadne osiągnięcie, wiem to. Wiele razy zostałem za to też w życiu ukarany. Jak głupi jednak, nie wyciągam z tego wniosków. Ostatnio miałem pewną nieprzyjemną przygodę - dowiedziałem się, że jestem natrętny i w ogóle. Nie znacie mnie osobiście, ale wydaje mi się, że natrętny to ostatni przymiot jaki można mi przypisać. To też kwestia towarzystwa, jednak przy kobietach nie przeklinam, nie palę papierosów - nie dla szpanu, nie dla kreowania siebie na jakiegoś wielkiego gentlemana... Przy nich po prostu całkowicie się zmieniam, zwłaszcza jak mi na jakiejś zależy. A bardzo szybko się do nich przywiązuję, niewiele mi trzeba. Nawet gdy wiem, że to wykorzystują, to nie jest mi z tym specjalnie źle. Wiem, że źle robię, ale nie potrafię inaczej.
Ostatnie co mógłbym o sobie powiedzieć to to, że traktuje kobiety przedmiotowo. Ciężko powiedzieć, czy się przy nich zmnieniam jakoś specjalnie, przypuszczam, że nie. I tak nie przeklinam prawie wogóle, palić nie palę, piję tylko okazjonalnie, na imprezach jakichś, na które też nie chodzę co tydzień, jak niektóre osoby, które znam (zresztą, jeszcze do dzisiaj mam wstręt do wódki, po imprezie we wrześniu).
Nie wiem czego jej brakowało, chłopak potrafił zarwać wykłady, żeby pojechać do niej do Torunia. Pojechać po to tylko, aby usłyszeć, że ona ma niedługo kolokwium i musi się uczyć.
Damn it... sounds familiar. Podobnie miałem z Hisoką.... ale to było dawno, w innej galaktyce, za górami i za lasami heh...
Nie szukam kobiety, która będzie miała duży biust, czy zgrabne nogi. Nie nazywam kobiet 'dupami', 'laskami' czy 'towarem'. Obraża mnie jak ktoś tak je nazywa - ale one chyba to lubią(...) Obraża mnie jak ktoś tak je nazywa - ale one chyba to lubią.
Ten temat nigdy się nie starzeje heh (już z milion razy był w tym temacie poruszany). Fakt, "takich" "dziewczyn" jest wiele, ale na szczęście jest jeszcze pare mądrzejszych i mniej wytapetowanych. Troche optymizmu, nie tylko wokół takich dyskotekowych potworów świat się kręci, chociaż one są najbardziej wyraźne, jako że popadają w ekstrumum zwyrodnienia. Są dokładnie tym samym, co dresiarze, tylko w żeńskim wydaniu. No difference for me.
Gdzie to zmierza do jasnej cholery? Czy tak zawsze będzie?
Gdzieś w połowie tego tematu napisałem analogiczne pytanie (poparte wstępnie referatem na jakieś 5k znaków heh... zaraz znajdę... ... ... o jest... (http://squarezone.pl/forum/index.php?showtopic=918&view=findpost&p=33748)). Właściwie to do dziś nie potrafię znaleźć odpowiedzi, ale wiesz... czasami naprawde zazdroszczę takim hedonistom, którzy mogli by np. pójść na impreze, wyrwać dziewczyne, przelecieć ją, po czym bez najmniejszych wyrzutów, czy chwili zadumy wrócić do domu, na całość tracąć może godzinę. Może ekstremalnie napisałem, ale rozumiecie do czego zmierzam (?)... takim dresiarzom żyje się pod tym względem łatwiej, że ich "filozofia" życia sprowadza się do zaspokajania wszystkich swoich potrzeb, przede wszystkim fizycznych, bez względu na szerokopojętą moralność, czy zdanie innych. Poniekąd pociągający pomysł na życie, przerażające, że dosyć powszechny, jednak ja bym poprostu nie potrafił w ten sposób. No ale może to, że postrzegam siebie przez pryzmat swoich żelaznych zasad i utartych przekonań, czuję się teraz lepszy od dresiar i dresiarzy heh... yntelygencyja niemalże ze mnie... IMO to zachowanie godne dzieci, ale coś tych dzieci podejrzanie dużo
Podsumowując tą myśl - Chyba ważniejszym pytaniem jest nie to gdzie ten świat zmierza, tylko gdzie będzie nasze w nim miejsce. Czy staniemy się w końcu zramolałymi dziadami, których poglądy będą dla innych niczym ze średniowiecza, czy może z czasem ludzie zmądrzeją. Bądź co bądź, czas pokaże....
Ale kto będzie miał więcej dzieci? Ten co mówi kobietom prawdę, czy ten który każdej mówi, np. że jest najpiękniejsza? I tak jest w każdej dziedzinie życia, dlatego zakłamanie, fałsz i kurestwo mamy codziennie na każdym kroku. Prawo natury dokonuje selekcji, dlatego coraz więcej tego chodzi po ziemi.
Kurde, nawet zachowujech chronologie tego co pisałem... (here it is (http://squarezone.pl/forum/index.php?showtopic=918&view=findpost&p=47969)). Jakiś czas temu w kółku filozoficznym pisałem dokładnie to samo, tylko troche więcej wody lałem heh. Oczywiście zgadzam sie z tobą, naprawde chciałbym wierzyć w takich momentach, że teoria ewolucji jest błędna. Jedyne wyjście jakie mi przyszło do głowy, to sztuczna selekcja - no bo kogo tu oszukiwać, gdyby te marginesy powybijać, wszystkim żyłoby się lepiej. Ale to niemoralne pod bardzo wieloma względami... ehh.. too bad... będzie coś trzeba zrobić w tym kierunku, jak już przejmę władzę nad światem.
Może się to wydać głupie, ale to, co napisałeś jest częściowo przesłaniem w jednej z gier - "Może być prawdą, że świat nie potrzebuje granic. Ale czy pozbycie się ich cokolwiek zmieni ? Świat się zmieni jeśli zaczniemy ufać ludziom. Zaufanie jest najważniejsze w spokojnym świecie. Ale to się nigdy nie stanie."
Z czego to... hmm.... Front Mission 3?
Dobra, koniec kłotowania, teraz coś od siebie napiszę. Tylko od czego by tu zacząć, bo od miłości, przeszliście tutaj przez degeneracje pokolenia do samego upadku ludzkości. Tyle tematów, a noc taka krótka... no więc po kolei.
Wiem, że to powtórka z rozrywki, ale w sumie chętnie popiszę sobie o tym, jak traktuje kobiety, czym one są dla mnie. Zacznę od retrospekcji. Pod koniec okresu gimnazjalnego, zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, jak wygląda związek damsko-męski. Zacząłem, ale wtedy jeszcze ciągle miałem dosyć wyidealizowany pogląd na to wszystko. Wpierw oczywiście, sądziłem, że bycie z dziewczyną to samo szczęście w najczystrzej postaci, no bo niby w teorii, bycie z kimś jest lepsze od bycia samemu. Dokonałem jednak paru obserwacji, na bazie "par", które rosnąć zaczynają właśnie w gimnazjum - te pierwsze, szczeniackie "związki", które rozpadają się po kilku tygodniach, w których to oczywiście "kocham cię" jest co drugim zwrotem przez kochanków wypowiadanym. Jak zaczałem sobie zdawać sprawe z tej paranoicznej sytuacji, rosnąć we mnie zaczęła złość i strach. Postanowiłem więc, że nie będę mieszał się w żadne sprawy damsko męskie, póki nie będę gdzieś w środku liceum. Nigdy, ale to nigdy nie zależało mi na przelotnym związku - za punkt honoru zawsze stawiałem sobie znalezienie tej jedynej, z którą dzielić bym mógł chwile dobre i złe. Wszystkie inne rodzaje związków były dla mnie bez wartości.
No i tak, miałem zawsze dużo koleżanek, umiałem z nimi rozmawiać i lubiłem wśród nich przebywać... ba... nawet dla niektórych wiersze pisałem... (to były czasy.. łza się w oku kręci). Robiłem pewne nieśmiałe kroki kilka razy, ale do końca liceum, nie znalazłem żadnej, co do której pewien bym mógł być, że chce się z nią związać. No i wtedy pojawiła się Hisoka. No może nie pojawiła się, bo znałem ją przez 5 lat wcześniej (jak się okazało, słabo heh). Byłem szalenie dumny z tego, że mam taką fajną dziewczynę, robiłem przez to dużo głupstw, brakowało mi momentami stanowczości, czy zdrowego rozsądku. Rozstaliśmy się jak przyjaciele, po ciepło wspominamym przeze mnie związku, w trakcie którego nauczyłem się chyba najwięcej w swoim życiu. Chociaż jest wiele momentów, które wspominam z tamtego okresu, jest jeden szczególny, który głęboko wyrył się w moim sercu. Nie będę zagłębiał się w szczegóły, powiem tylko, że to chwila, w której wszystko się skończyło. A dokładniej, w której skończyło się definitywnie, bo psuło się na długo wcześniej. Słowa, które usłyszałem od His wtedy nie uderzały we mnie, nie wytykała mi ona żadnych wad, nie była zła, ani zdeterminowana. Smutek? Tak... smutek, że skończyć trzeba coś, co nie mogło się udać, a na czym zależało bardzo drugiej osobie. W życiu właściwie niczego się nie boję i nie bałem się dotąd. Ale przysięgam, nie słyszałem w życiu niczego bardziej przerażającego, od tych kilku słów, które wtedy usłyszałem. Nawet nie chodzi o ich treść, a o głos, ton i o to co tkwiło pomiędzy nimi. Żal jej było z mojego powodu.
Obiecałem sobie wtedy, że nigdy nie dopuszczę, aby jakakolwiek dziewczyna użyła tego głosu wobec mnie jeszcze raz. Nigdy. Czuję, że jeszcze nie nadszedł czas na to, aby zacząć kolejny epizod w moim życiu, ale kiedy ten dzień nadejdzie i znajdę tą, której oddać będę mógł serce, zrobię wszystko, aby moją osobą nie sprawić jej przykrości.
Bzdury piszę, wiem, nic konkretnego, tylko siakieś wspominki. Jaki morał tej bajki? Taki, że budowanie związku to proces, w którym wkład musi iść z obu stron i w którym obie strony muszę się nawzajem wspierać i motywować, aby uczucie rozwijało się w dobrym kierunku. Niewiele trzeba, żeby ludzie się sobą znudzili, żeby nagle zdali sobie sprawę, że to już nie to samo co kiedyś. Czym są dla mnie dziewczyny? Ciekawym obiektem badań, których owocem może być coś pięknego. Ale nie ma złotego środka, każdy sam musi znaleźć tą jedyną i na własnych lub czyichś błędach nauczyć się co należy, a czego nie należy robić. AND THEY ALL LIVED HAPPILLY EVER AFTER. T3h END.
Epilog bajki tanta: Jakiś czas temu, kiedy wracałem z uczelni tramwajem, przykułem sobą wzrok jakiejś studenki z uniwerku. Wysoka, krótkie włosy, przeciętnej urody. Kiedy wychodziła z pojazdu i mnie mijała, zatrzymała pare razy wzrok na mnie, a kiedy już wyszła uśmiechnęła się z rumieńcem. Nie żebym popadał w samozachwyt (to mogę robić w innych tematach), ale z całą pewnością wpadłem jej w oko, jestem w stanie to poznać. Jest więc jednak we mnie "to coś", co wykorzystać może kiedyś będę mógł, aby zdobyć dziewczynę, na której mi zależy... napewno pewna doza atrakcyjności nikomu nie zaszkodzi hehehe...
Dobra... jeszcze nie taki długi ten post.. można coś jeszcze napisać.
A propos (poprawiłem się chief) degeneracji ludzkości/młodzieży. Faktycznie, nie da się nie zauważyć tego, że nowe pokolenia są coraz głupsze od poprzednich. Ja pamiętam, jak zachowywali się ludzie w czasach mojej siostry (aktualnie 31letniej)... wydawali się uprzejmiejsi, inteligentniejsi i, nawet jeżeli zachowujący się nie koniecznie dobrze, to robiących to w imię jakichśtam ideałów, przekonań, czy czegośtam, a nie ponieważ tak robią murzyni na teledyskach 50 Centa. Kultura była wtedy też zupełnie inna. Zamiast dresiarzy były chuligani, zamiast metali byli punkowie, no i faktycznie, wszystko to, chociaż nie zawsze doskonałe, wydawało się jakby... hmm.... no w każdym razie lepsze od tego, co widzimy dzisiaj (heh... jestem za młody na takie wspomnienia... no ale, podobno nigdy nie jest się za młodym na wspomnienia z Wietnamu). Mnie też przeraża to wszystko, ale przez tą całą społeczną akceptacje, ciągle nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tylko mam takie chore wrażenie. Że tak naprawde, za czasów moich rodziców dokładnie to samo mówiono o hipisach, a jedyne co się od tego czasu zmieniło, to wspomniane przez Chiefa samochody, ubiór, czy muzyka. Tak naprawde, dalej nie jestem pewien, nie mam wiedzy, która z całą pewnością pozwoliłaby mi ocenić czy to jest naprawde tak bardzo zwyrodniałe, jak wygląda. Jestem zawsze obiektywny, przypuszczam, że mam większą samoświadomość niż moi rówieśnicy, pod wieloma względami napewno bardziej doświadczeni przez życie. I to jest chyba ważne. Jak się postrzega siebie pod względem innych, a nie odwrotnie, to zdać sobie można sprawę z tego, że to nie oni wszyscy są zdegenerowanymi debilami, tylko my jesteśmy na wyższym szczeblu świadomości. To chyba bardziej optymistyczna myśl. Świat jest zły, nie trzeba tego udawaniać, ani się rozdrabniać w tej kwestii. Lepiej jest skupić się na wyszukiwaniu jego lepszych cech. Pare chyba dałoby się znaleźć.
Narazie kończe, może jeszcze potem coś napiszę, jak akurat będę miał chwilke.
-
Jeśli się nie zmienimy, będziemy tymi ramolami, co to będą narzekać na dzisiejszą młodzież, która zawsze była taka sama. Nie wiem czy jestem jeszcze przedstawicielem młodzieży, czy jeszcze się kwalifikuję, ale z każdym dniem, coraz bardziej się od tego oddalam. Zresztą, nie pociągały mnie nigdy zakrapiane imprezy, tylko po to, żeby się napić. Tak bez okazji 'narąbać się', dla samego wychlania - bez sensu. Poza tym, ostatnio coraz mniej spożywam alkoholu, przez co jak już wypije co nie co, to rano mam męki Tantala. Też zazdroszczę tym dresom, w sumie jaki taki koleś może mieć problemy. Chyba tylko - takie jak wszyscy inni - skąd wziąć kasę na nową bejcę. Ja też szukam kasy na bejcę, ale oprócz tego przeżywam za każdym razem kolejną porę roku, kolejną noc i dzień ktorę przypominają mi o nieuchronności przemijania i miałkości naszej egzystencji. Kolejne tygodnie spędzone na pierdołach, lata spędzone w szkołach, zamiast których mógłbym robić coś, co naprawdę chciałbym. Spełniać swoje marzenia, jednak ten świat jest tak urządzony, że najlepiej w ogóle nie znać znaczenia słów takich jak 'szczęście', 'marzenia' czy 'miłość', bo są to puste idee, których nigdy nie uda nam się doświadczyć. Które pozostają tylko słowami, niespełnionymi mrzonkami.
Chyba pora kupić sobie komplet Adidas Winter Collection 1989 i wyjść przed blok do starych znajomych z piaskownicy. Też się czuję wewnętrznie od nich lepszy, ale to chyba okłamywanie samego siebie. Dlaczego mam sobie odpuszczać to co życie oferuje, głupią denną zabawę i związki opierające się nie na uczuciu, ale na jakiejś prymitywnej zabawie. Nie, nie jestem od nich lepszy, jestem po prostu głupcem, który szuka dla siebie usprawiedliwienia i tak głęboko zakorzenił w sobie idiotyczne, zupełnie nie życiowe idee, że jestem całkowicie oderwany od rzeczywistości. Bo zasady są bardzo proste, nie ma tutaj kolorowych traw, tęcz oraz drugiej połowki, soulmate. Nie ma równowagi, nie ma bogów ani sprawiedliwości. To właśnie usprawiedliwienia osób, które chcą to jakoś uporządkować, od dziesiątek stuleci. Zawsze tacy będą i chyba my się do nich zaliczamy. Świat jest taki, jakim go tworzą sobie ludzie. Nie pojedynczy człowiek, ale wszyscy. A większość stworzyła go bardzo prymitnym, gdzie nie ma miejsca na porywy serc i inne dziecinne bajeczki. To nie oni są dziećmi, a raczej w nas siedzą te dzieciaki, które nie wyszły z etapu La Fontaine'a.
Nie umiem, tak jak piszesz, gdy wiem, że nie ma w tym jakiegoś pierwiastka. Musi mnie trafić taki piorun, że noce będą nieprzespane, a umysł wciąż myślał o niej. Przeważnie trafiam na takie cele, które są moim całkowitym przeciwieństwem pod każdym względem. Myślałem, że mi z wiekiem przejdzie, ale tak to mi chyba zostanie do końca życia. Też pisywałem wiersze, ale do tych dziewczyn, dla których wiersze, to nudne zdania w śmiesznym układzie graficznym. Mi też brzęczą niektóre słowa, pomimo że twarze już się zatarły w mojej pamięci. Czasami mnie najdzie na wspominki i wtedy aż mnie ciarki przechodzą. Ze to już koniec, że nie będzie tak jak miało być. Że nie liczy się to co ówczas siedziało we mnie. Bo nie zależy to tylko ode mnie.
A co do lepszych cech świata - są takie? Jedyne zalety życia, to właśnie te wzloty i upadki w kwestiach damsko-męskich, bo nic innego specjalnie mnie nie kręci. Wszystkie moje dotychczasowe zainteresowania i pasje, okazały się tak naprawdę szare, jak i samo życie, którego są elementami. Nie wiem co chciałbym w nim robić. Gdy marzę o spędzeniu dnia na słońcu, w moim ulubionym zagajniku za miastem, to w myślach widzę śpiewające ptaki, odbijające się w bajorku słońce, ciepło, ciszę i spokój. Jednak gdy tam przyjdę na miejsce i położę się na trawię, co chwila przelatuje koło mnie mucha, słońce smaży mi twarz, czuję zapach błota i ogólnie nie jest tak jak miało być. k***a, tak jest ze wszystkim. Życie a marzenia to co innego, więc nie wiem czy jest sens się na tym drugim skupiać. Są tu jakieś zalety? Jak tak, to dajcie mi kogoś kto mi je pokaże. Właśnie takiej osoby szukaj, która w tym zagajniku skupiłaby moją uwagę, zresztą w każdym miejscu, gdziekolwiek. Nie myślałbym o świecie, bo światem byłaby dla mnie ona.
(Ale nawet, jak już wszystko się wydaje być pięknie i są te kolejne etapy, to wtedy nachodzą mnie myśli - a co, jeśli spotkam inną, lepszą? Co jeśli istnieje ktoś lepszy od niej, którego mogę w tym czasie nie zauważyć? )
Na razie takiej nie spotkałem. Myślałem, że spotkałem, ale wychodziło po krótszym, czy dłuzszym czasie, że to nieporozumienie. Pewnie jestem jeszcze dzieckiem...
Czasami mi ktos mówi, skąd tyle w tobie pesymizmu. Nie uważam się za pesymistę, raczej realistę. Z takiej strony mi się życie przestawiło, takim je znam.
-
To już stare dzieje i nie jestem pewien, czy dawać to do HUMOR'u, czy tutaj... ale skoro kręcimy się w kółko z tematami i gadamy głownie o miłości i religii, to czas szturchnąc ten drugi temat. Co prawda, rozmowa, którą wam tu przedstawiam jest stara jak świat (już ponad rok ma), ale to była jedna z ciekawszych serii rozmów (jeżeli nie najciekawsza), jakie przeprowadziłem na GG wogóle. Zaczęło się niewinnie... od, kolejna ameba napisała do mnie, a konkretnie do Balrukha Siedmiu Damasceńskich Mieczy, ortodoksyjnego satanisty, podnóżka piekieł, sługi najciemniejszego z mrocznych. Trudno się przyznać, ale tym razem to jasna strony mocy zwyciężyła pierwszą potyczke:
Bóg VS Lucyfer - 1:0 (http://www.tantalus.republika.pl/lidka1.htm)
To była ta zabawniejsza część rozmowy, zakończona w momencie, kiedy musiałem wyjść z domu (zdaje się, że musiałem do dentysty pójść.. nie pamiętam już). Potem jednak, sytuacja zaczęła się robić coraz ciekawsza. Zacząłem z nią rozmawiać normalnie.. no może jeszcze nie do końca normalnie, bo starałem się zachowywać.. hmm.. qiax'owo (Demiforce mode on). Dziewczyny to nie zraziło i się zaczęła dyskusja.
Lidka - 14-latka z kłopotami... so damn typical (http://www.tantalus.republika.pl/lidka2.htm)
Rozmowy o jej problemach nie skończę, bo raz, że nie o tym chciałem, a dwa, że to bzdury były... że niby kocha chłopaka swojej koleżanki, czy jej brata.... w każdym razie nic wartego uwagi. Interesująca zaczęła być ta rozmowa, kiedy weszliśmy na tematy wiary... dziewczyna wydaje się być chrześcijanką, don't you think? Otóż okazuje się, że nie do końca rozumie swoją wiarę hehe... Przejdźmy więc może od razu do rzeczy. To była długa rozmowa, ale bardzo przyjemnie się ją czyta:
Demoralizacja (http://www.tantalus.republika.pl/lidka3.htm)
Demoralizacja 2 (http://www.tantalus.republika.pl/lidka4.htm)
Po tych demoralizacjach była dłuższa cisza... no, może nie cisza. Gadaliśmy jeszcze wiele razy, ale to bzdury jakieś. Ja dalej byłem nie miły, ona się pytała o różne bzdury, w stylu muzyki, gier, sportu... pierdoły krótko mówiąc. Wtem niespodziewanie, powróciła do tematu religijnego.. i to jak! Coś czułem, że to nie ona...
Reinforcement (http://www.tantalus.republika.pl/lidka5.htm)
Siostra wkroczyła... teraz zaczęła się dopiero długa, krwawa debata...
Tantalus VS Siostra Lidki (http://www.tantalus.republika.pl/lidka6.htm)
dziewczyna na początku jeszcze w miare sensownie pisała, jak wyciągać zacząłem lżejsze argumenty, ale potem zaczęła się kręcić w kółko... cóż... debaty z qiaxem i różnica wieku robią swoje, rozmowa zakończona została kompromisem na moją korzyść hehe...
Epilog (http://www.tantalus.republika.pl/lidka7.htm)
To ostatnia rozmowa z Lidką z tego tematu. Potem jeszcze pare razy do mnie napisała, a w końcu ją zablokowałem, jak zaczęła mi przysyłać łańcuszki, pomimo tego, że trzykrotnie ją prosiłem, aby tego nie robiła.
Cóż.. w tych rozmowach poruszałem dosyć poważne kwestie i prezentowałem poniekąd kontrowersyjne opinię. Jeżeli ktoś jest przeciw, zapraszam do polemiki... o ile jest o czym rozmawiać (God! Please... niech qiax teraz nie wraca, bo już wyobrażam sobie jego odpowiedź na ten post i to nie jest ciekawy widok... za dużo quote'ów hehehe... )
-
Primo - "Tantalus VS Siostra Lidki" to ta sama rozmowa co "Reinforcement"
Secundo -
God! Please...
Mam nadzieję, że to było sarkastyczne. Jeśli nie to w świetle całego Twojego postu wygląda to zajebiście niewłaściwie ;]
Ale ogółem to rozmowa bardzo ciekawa. Mam w sumie takie same poglądy jak Ty. Ja bym Ci radził nie babrać się już jednak w tym. Przynajmniej nie z tą Lidką (a w szczególności nie z jej siostrą). Widać, że to są wręcz dewoci i raczej nie przekonasz ich co do swoich racji. To jak walka z wiatrakami. Sądzę jednak, że byś sobie mógł podyskutować z "pewną osobą, którą znam" na ten sam temat. Przydało by się jednak zadać im jedno pytanie, które już Tobie zadali - "Co by było jakby okazało się, że po śmierci nie ma wcale ani Nieba ani Piekła ?". Chciałbym zobaczyć ich odpowiedzi na to pytanie.
-
Kur.. najfajniejszy fragment rozmowy przez pomyłke nadgrałem... zaraz to naprawię, na rano napewno będzie...
Mam nadzieję, że to było sarkastyczne. Jeśli nie to w świetle całego Twojego postu wygląda to zajebiście niewłaściwie ;]
To było sakrastyczne hehe
Ja bym Ci radził nie babrać się już jednak w tym. Przynajmniej nie z tą Lidką (a w szczególności nie z jej siostrą). Widać, że to są wręcz dewoci i raczej nie przekonasz ich co do swoich racji. To jak walka z wiatrakami. Sądzę jednak, że byś sobie mógł podyskutować z "pewną osobą, którą znam" na ten sam temat. Przydało by się jednak zadać im jedno pytanie, które już Tobie zadali - "Co by było jakby okazało się, że po śmierci nie ma wcale ani Nieba ani Piekła ?". Chciałbym zobaczyć ich odpowiedzi na to pytanie.
Ja? Przekonywać kogoś do swoich racji? Gdzieżby tam, sam widziałeś (czytałeś), że to Lidka mnie próbowała nawrócić i jej argumenty odbijały się ode mnie i trafiały w nią rykoszetem heh...
-
ahahaha siostra wymiata ;] Szanuje głęboko i prawdziwie wierzących chrześcijan<przedstawicieli innych religii w sumie też>, ba nawet mi imponują i pod pewnymi względami zazdroszczę im ich wiary... szkoda, że "Parvatti" się do nich nie zalicza. Jak na moje oko to "wierzy" z głupoty i dlatego, że w takiej tradycji została wychowana i tak też fantastyczna rodzinka stara się wychować młodszą. "nie mów jej nic, ona jest za głupia" ;] Padałem przy tych tekstach ;] No tak, żeby chodzić do kościoła i klepać formułki mądrym być nie trzeba, ale SWOJĄ religie chyba jednak rozumieć powinno się ;/ Kobieta/dziewczyna nie wie co to wyprawy krzyżowe, co wojska polskie śpiewały pod Grunwaldem, nie rozumie konfliktu w Palestynie, względności i ironii. Stara się jednak wszystkie braki nadrobić wizytą w medziugorje, moim ulubionym argumentem "ale jak wytłumaczysz to, że prawie wszyscy wierzą, a Ty nie?" i przeprowadzeniem pseudo-psychologicznego, pseudo-inteligentnego wywiadu który nic nie wnosił do rozmowy poza porcją śmiechu. Momentami miała racje- cały genesis to same symbole i jako takie trzeba je interpretować, połączenie kreacjonizmu i ewolucjonizmu wcale takie ciężkie nie jest; -największe monoteistyczne religie łączy tyle wspólnych elementów, postaci, przypowieści, że gołym okiem widać jak jedni od drugich zapożyczali, przyjmując więc założenie, że bóg jako byt nie istnieje, łatwo stwierdzić, że wszyscy faktycznie wierzą "w to samo" tylko na trochę innych zasadach.
ale generalnie... I pitty teh fool ;/
-
Właśnie mi się nasunęło, kiedy zobaczyłam żuczka na oknie, dlaczego niby grzechem nie jest "odbieranie życia istocie o śmiertelnej duszy". Przecież kończymy jej egzystencję i szanse na dalszy rozwój! Jeśli ktoś wierzy w reinkarnację, powinien chyba zdawać sobie z tego sprawę? O.o'
Wybaczcie za pourywane myśli i zdania, ale od jakiegoś czasu utraciła umiejętność płynnej wypowiedzi. Na jedną myśl nasuwają mi się inne, w końcu o czymś sobie przypominam i gubię główny wątek.
Dzisiejszy Kościół nie ma nam (młodzieży) do zaoferowania nic. Nic prócz klepania paciorków, wysłuchiwania wycia organisty co niedziela, klękania przed ołtarzem, spowiadania się ze swoich prywatnych rzeczy jakiemuś kolesiowi za drewnianą kratą. True, na naszą wiarę miała wpływ rodzina. Ale któregoś razu otworzyły mi się oczy i stałam się "bluźniercą". Gdzieś w ósmej klasie, po bierzmowaniu (przełomowy dość moment w wieku dojrzewania). Potem, może to głupie, ale w "Stygmatach" padł tekst, który w głowie utkwił mi do dzisiaj: "Królestwo Boga jest wewnątrz Ciebie i wokół Ciebie. Nie pałace z drewna i kamienia. Podziel kawałek drewna i ja tam będę. Podnieś kamień i znajdziesz mnie". Pojęcia nie mam czy ktoś go wymyślił na potrzeby filmu, czy jest gdzieś spisany, ale mówiąc wcześniej "bluźnierstwo", zaczęłam opierać na nim swoją wiarę - bo jak normalny człowiek może opierać swoją wiarę na zdaniu pochodzącym ze świeckiego tworu. Mówię to w oparciu o swoje otoczenie - nie sądzę, bym mogła podyskutować o tym z kimś z dorosłych w moim domu, bo bym od razu została napiętnowana. Czy już wspominałam, jaką dulszczyzną charakteryzuje się mój dom?...
No więc przejdę do sedna. Dziś już nie wierzę w istnienie istoty inteligentnej stojącej ponad nami. Nie wierzę w Boga, którego istnienia staramy się dowieść, ponieważ on sam nie chce dać nam znaku. Nie wierzę w to, że bezczynnie przyglądałaby krzywdzie, którą przez tysiąclecia wyrządzamy naszemu gatunkowi. Ufalibyście komuś takiemu? Komuś, kto pozwalał na masakry w swoim imieniu? "Niezbadane są wyroki boskie', ale czy ktoś próbował przewidzieć koniec takiej walki?... A czy ludzie się zastanawiali, że jeśli kiedyś zstąpi jakiś Bóg, czyj to będzie Bóg? Chrześcijan? Mahometan? Kiedy byłam mała, wbijano mi do łba, że katolicyzm rzymski to jedyna dobra wiara. Moja najlepsza koleżanka z podstawówki była prawosławna, i wprawdzie nikt nie zabraniał mi się z nią przyjaźnić, czy też w domu nie poruszało się tematu (!), jednak pierwsze reakcje dzieciarni były różne i zdarzały się próby napiętnowania, typu "nie chodzisz do kościoła". Mnie zaś dziwiły niektóre obyczaje związane z nieszczęsną krwią miesięczną (z punktu widzenia religii... to kobiety nie powinny istnieć, bo z jednej strony wychwala się pod niebiosa ich dar "dawania życia", z drugiej nazywane są grzesznicami z racji ich wrodzonej zmysłowości i/lub słabości i w ogóle są źródłem wszelkiego grzechu... I to zawsze one są winne i one powinny się kontrolować).
"Wierzcie z Boga, odnajdziecie sens życia i zrozumiecie szczęście". Wiecie co, w tę szarugę, w tę zimę beż śniegu, wracam sobie podczas zachodu słońca i mimo tego doła, w którym ostatnio tkwiłam i najgorszych myśli, które plątały mi się po głowie, potrafię popatrzeć na te kolory na niebie i z tego głupiego powodu uśmiechnąć się szeroko, aż się ludzie na mnie dziwnie patrzą... Zapędziłam się w ślepą uliczkę i to nie wiara mnie z niej wyprowadziła. Umiem dostrzegać piękne rzeczy i to nie dlatego, "że Bóg stworzył świat pięknym". Jestem panią swego losu, ja decyduję na co mnie stać, a na co nie, ja wiem co dla mnie jest dobre, a co nie, ja widzę, co jest złe a co nie, nie odwołując się ani do ksiąg, ani do wiary, ani do bogów.
-
Wiele już o bogach zostało napisane na stronach tego tematu i chyba będę powtarzał to co niektórzy juz pisali (w tym pewnie i ja). Naiwnie mówiąc, sam kiedyś też - jak byłem bardzo mały i, sam nie wiem, czy można powiedzieć, że wierzyłem, ale w głębi duszy modliłem się do Jahwe o pomoc. Głupie sprawy, w sumie nic ważnego, ale są ludzie którzy całe życie zanoszą swoje prośby do Boga. Żeby nie wspomnieć tych, którzy mieli kontakt jeszcze z ostatnimi z apostołów i płacili najwyższą cenę za swoją wiarę. Skoro największym darem na ziemi jest życie, a odebranie jego sobie/drugiej osobie to ciężki grzech.. Nie zagłębiajmy się może lepiej. 'Niezbadane są wyroki Pana', to chyba najlepsze wyjaśnienie na wszelkie nieścisłości w Biblii i apokryfach. Nie jesteśmy w stanie pojąć Boga! Tyle nam, głupim śmiertelnikom powinno wystarczyć.
Co nie znaczy, że szydzę sobie z chrześcijan, bo wysoko cenię sobie ludzi, którzy podążają ścieżką Chrystusa i postępują według jego rad. O dziwo, sam pośród tych wszystkich wiernych mało takich dostrzegam, chyba im bardziej zagorzały zwolennik, tym mniej tolerancyjny i otwarty na cokolwiek. Tak było od początku i tak było u nas. Rzeczywiście, każdy innowierca był piętnowany, otaczany jakąś religijną infamią. Dzisiaj już to odchodzi w zapomnienie, podobnie jak religia. Kościół nie nadąża za tym, jest zbyt konserwatywny, żeby się otworzyć. Ciastkami i sokami nie zachęći się młodzieży do uczęszczania na spotkania we wspólnocie wyznaniowej. Podobnie śmieszne są te inicjatywy pisania 'Biblii' nowoczesnym językiem.. Nie wiem co powinien zrobić Kościół w obecnej sytuacji, ale chyba sam się do niej wpędził.
Dla mnie bierzmowanie nie było przełomowym momentem w życiu, było to raczej definitywne zerwanie z kościołem.. Już wcześniej miałem do tego wszystkiego określony pogląd, a bierzmowanie zrobiłem, żeby mieć później z głowy te wszystkie kościelne procedury. W sumie nieco bez sensu, ale w kościele byłem parę razy i nic wielkego się nie stało. Zresztą, nieważne.
Czy warto wierzyć w Jahwe? To pytanie chyba każdy musi sam sobie zadać. Ja wielokrotnie, nawet dziś je sobie czasem zadaję i myślę, że nie warto. Nie warto. Nie wiem czy jest życie po życiu, czy odpowiem za swe czyny i za to, czy wierzyłem. Nie chcę też polegać na niepewnym sojuszniku, liczyć na ratunek z rąk nieznajomego. To jak iść na wojnę bez opancerzenia. Lepiej się opancerzyć we własne siły i polegać na sobie samym, niż na bytach nadprzyrodzonych.
Religie chyba właśnie po to są, aby dawać nam wiarę kiedy nam jej potrzeba. Zło, największa skaza i przekleństwo tego wiata - jest grzechem, powinniśmy go unikać, a grzesznicy zostaną srodze ukarani na innym świecie. Cierpienie którego doznajemy, będzie nam sowicie wynagrodzone, podobnie jak dobre uczynki. Nie zmieni się religią świata, a człowiek pozostanie człowiekiem. Bogowie są nam potrzebni, aby choć trochę wspomóc nas, dać wiarę że to wszystko ma sens, że warto być dobrym... sam już się zapętlam w tym co piszę.
Zapewne sami ich sobie stworzyliśmy, aby uczynić świat lepszym. Albo aby oszukiwać innych.
Tyle ode mnie. Sorry za chaos, ale temat religii jest głęboki i ma to do siebie, że można zacząć od każdej kwestii.
----------------------------------------
A teraz pozwolę sobie odpowiedzieć na pytania z pierwszej strony :F
1) Czy wierzysz w Boga, Allacha, Buddę, czy jakąkolwiek inną siłę wyższą?
2) Czy czujesz, że spełniłeś się w życiu... że twoja egzystęcja ma jakiś głębszy sens?
3) Czy udzielanie się na Forum jest objawem alienacji, czy wprost przeciwnie?
4) Jak chciałbyś/chciałabyś umrzeć?
1) Nie wierzę.
2) Nie czuję się spełniony i nie wiem czy kiedykolwiek będę. Dla mnie spełnieniem jest, może jestem jeszcze dzieckiem, osiągnięcie marzeń. Gdy już dotrzemy do tego celu, okazuje się, że jest on zupełnie inny niż ten znany z naszej wyobraźni. Bo życie to nie marzenia i chyba nigdy nie spełnie moich. To także kwestia podejścia do życia, gdy ktoś twardo stąpa po ziemi, ma chyba łatwiej. Ale ja odjeżdzam do góry, samemu sobie szkodząc. A czy życie ma sens? Czynność, zajęcie które ma sens przynosi jakieś profity. Czy życie przynosi profity? To znowu pytanie do każdego z nas. Przynosi doświadczenia, wspomnienia i rzeczy materialne. Ja na razie nie odnalazłem mojego sensu.
3) Erm, trochę dziwne pytanie. Spędzanie życia przed komputerem to na pewno objaw alienacji, ale to takze kwestia charakteru. Mi osobiście nie przeszkadza, jak czasami zdarzy mi się posiedzieć zbyt długo przed kompem.
4) Epicko. W walce na miecze z dziesięcioma przeciwnikami np ;)
Związki homoseksualne.... czy powinny być dopuszczone? czy pozwolić im adoptować dzieci? itp. itd.
Związki homoseksualne chyba nigdy nie były nielegalne. Co innego związki małzeńskie. Czym jest dla was małżeństwo? Dla mnie jest to instytucja powstała bardzo bardzo bardzo dawno temu, która była związkiem kobiety i mężczyzny, którym bociany przynosiły dzieci w becikach. W dawnych czasach i wszędzie, od Japonii po Grecję istniały zwiazki homoseksualne, i od dawien dawna bociany jakoś nie chcą przynosić im dzieci. Niech każdy sobie robi co chce pod własnym dachem, ale to za dużo to niezdrowo. Czy wolno im adoptować dzieci... Sam nie wiem. Nie powinno się, ale skoro istnieją samotne matki czy ojcowie wychowujący dzieci... Ale jak będzie wyglądało wychowanie takiego dziecka.. ?
W sumie chciałem jakieś pytanie zadać, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Ale nie obraże się jak ktoś pobije dotychczasowy REKORD (http://squarezone.pl/smf/index.php?topic=918.msg63894#msg63894)
-
Dzisiejszy Kościół nie ma nam (młodzieży) do zaoferowania nic. Nic prócz klepania paciorków, wysłuchiwania wycia organisty co niedziela, klękania przed ołtarzem, spowiadania się ze swoich prywatnych rzeczy jakiemuś kolesiowi za drewnianą kratą.
to nie jest do końca tak . kosciół stara się wyjść młodzieży naprzeciwko - organizowane są liczne kolonie (tzn. nie wiem jak to w wiekszych miastach wygląda, ale w mojej okolicy to funkcjonuje), wyjazdy, wycieczki, nie koniecznie związana bezpośrednio z religią. np. taki wypad nad jezioro. of koz będą jakieś zbiorowe modlitwy, spiewanie pioseek, ale raczej wszystko bedzie miało charakter lajtowy, a nie czysto dewocyjny.
inny przykład - Przystanek Jezus skierowany do młodzieży, która lubi słuchać ostrzejszej muzyki. albo współczesne grupy rockowe o charakterze religijnym (vide T2TM2, czy jak to sie tam pisze ;/ )
wiec nie mówcie,ze Kosciół nic nie robi pod tym względem
Nic prócz klepania paciorków, wysłuchiwania wycia organisty co niedziela, klękania przed ołtarzem, spowiadania się ze swoich prywatnych rzeczy jakiemuś kolesiowi za drewnianą kratą
stereotyp który funkcjonuje głównie dzięki radiu z Torunia... jak nam powiedział ksiądz, co kiedyś miał ze mną religię - "nie chodzi o to, aby iść do kościoła i wyklepac te regułki... nie o to tu chodzi. gdy rozmawiasz z Bogiem rozmawiaj tak, jakbyś rozmawiał z kumplem, ojcem, przyjacielem, a nie piosenka, wierszyk, piosenka, dwa wierszyki. myslicie, ze on che, byście chodzili i klepali regułki... zapomnijcie. wieara to nie tylko klepanie regułek. to sprawa czysto duchowa i indywidualna dla każdego człowieka
Potem, może to głupie, ale w "Stygmatach" padł tekst, który w głowie utkwił mi do dzisiaj: "Królestwo Boga jest wewnątrz Ciebie i wokół Ciebie. Nie pałace z drewna i kamienia. Podziel kawałek drewna i ja tam będę. Podnieś kamień i znajdziesz mnie".
to są prawidłowo zinterpretowana przesłąnia z Biblii. nie koscioły, nie figurki, nie medaliki, łańcuszki, i tak dalej. a ta cała otoczka w postaci kościołów, ofiar odpustów itd to wymysł kleru, po to, aby sie księżom lepiej żyło. niestety 90% księży to nie są ludzie z powołania, ale ludzie którzy idą, bo za nic nierobienie dostają niezłą kasę.
Nie wierzę w Boga, którego istnienia staramy się dowieść, ponieważ on sam nie chce dać nam znaku.
On nie ma tekiego obowiązku. ludzie dostali słowo boże i co z tym zrobią to ich sprawa. to, ze nie daje nam znaku wcale nie musi oznaczac, ze Boga nie ma. człowiek, który wierzy, nie potrzebuje namacalnych znaków tak jak niewierny Tomasz. on to wie. przyjmuje jako pewnik.
Nie wierzę w to, że bezczynnie przyglądałaby krzywdzie, którą przez tysiąclecia wyrządzamy naszemu gatunkowi. Ufalibyście komuś takiemu? Komuś, kto pozwalał na masakry w swoim imieniu? "Niezbadane są wyroki boskie', ale czy ktoś próbował przewidzieć koniec takiej walki?...
no cóż, odpowiedź na to pytanie jest w Biblii. jak wiele zresztą, trzeba tylko ją dobrze poznać. Człowiek poprzez grzech i bunt chciał udowodnic Bogu, ze sam bedzie decydował o swoim losie, a Bogu nic do tego. Bóg dał więc wolną ręke ludziom, którzy przez te wszystkie lata starają się stworzyć idealny swiat, aby udowodnic, ze jak sie uprze to potrafi i poradzi sobie bez Boga. to co widzisz za oknem, to nie jest wina Boga, tylko ludzi, bo chcą udowodnic, ze nie potrzebują Boga w swoim zyciu i bez niego stworzą swiat idealny. jak widac jak do tej pory sie nie udało. Nowy testament daje nam TYLKO jedno przykazanie, przykazanie miłosci. gdyby ludzie sie do niego stosowali, nie byo by tych wojen, krzywd. ale widać ludzie bez wojny i walki życ nie potrafią. czowiek człowiekowi wilkiem. i to jego wina, nie Boga. ludzie mają wolną wolę i robią z nią co chcą.
A czy ludzie się zastanawiali, że jeśli kiedyś zstąpi jakiś Bóg, czyj to będzie Bóg? Chrześcijan? Mahometan?
sprawa jest prosta i to bardzo. Bóg Żydów, Mahometan i Chrzescijan to jeden i ten sam Bóg, tylko że inaczej opisali go Zydzi, Inaczej Muzułmanie, a chrzescijanie w sumie mają to samo co u żydów, tylko że oni wierzą, ze Jezus był zbawicielem, a żydzi nie. to jest różnica. Buddyzm to filozofia raczej jest. inne religie (hinduizm i tak dalej) za słabo znam, by coś o nich mówić, ale to są raczej lokalne religie. a te cztery wymienione wczesniej są najpowszecniejsze. z czego jedna jest postawą filozoficzną, pozostałe trzy mają wspólne korzenie. problem z głowy. nie przyjdzie bóg kogoś tam, a kogoś tam. po prostu przyjdzie Bóg i tyle. z tym, ze ja osobiście nie wierze w ten koniec, jaki to nam narzuca opinia publiczna, i wizje Jana Apostoła. koniec swiata dla mnie bedzie, gdy umre. i to bedzie koniec mojego świata. Armageddon i totalna zagłada to bzdura
Moja najlepsza koleżanka z podstawówki była prawosławna, i wprawdzie nikt nie zabraniał mi się z nią przyjaźnić, czy też w domu nie poruszało się tematu (!), jednak pierwsze reakcje dzieciarni były różne i zdarzały się próby napiętnowania, typu "nie chodzisz do kościoła".
wszystko zależy od sposobu w jaki podchodzą ludzie do spraw wiary. niestety nasze państwo chce uchodzić za wyznaniowe i ludzie mają taką jakąś głupią mentalność. ale to jest wina koscioła jako instytucji. od wieków popierał napiętnowanie innych religii i dopiero tak naprawde od niedawna się to zmienia we własciwym kierunku. ale mentalność w ludziach pozostała. to jest problem.
Mnie zaś dziwiły niektóre obyczaje związane z nieszczęsną krwią miesięczną (z punktu widzenia religii... to kobiety nie powinny istnieć, bo z jednej strony wychwala się pod niebiosa ich dar "dawania życia", z drugiej nazywane są grzesznicami z racji ich wrodzonej zmysłowości i/lub słabości i w ogóle są źródłem wszelkiego grzechu... I to zawsze one są winne i one powinny się kontrolować).
no cóż, a czy Ty gdybyś była na naszym męskim miejscu zaufałabyś czemuś co krwawi raz na miesiąc i nie umiera?? - dobra, niesmaczny żart. prawda jest taka, ze kobiety w niczym nie zawiniły. wielka polityka i księża są tego przyczyną. po prostu szukali prostego sposobu, aby zamknąć kobietom dostęp do stanowisk i pozycji, no i sobie wymyslili... religia piętnuje kobiety? a gdzie tam. jakiś nawiedzony papież (niewielu było mądrych papieży notabene) miał wizję na haju, napisał jakąś encyklikę i wierni uwierzyli. encykliki , dekrety i inne pierdo...ne koscielne pisma urzedowe nie są podstawą wiary. to tylko dodatek. to tak jak z Finalem Siódemką. jest FF7, i milion dodatków. tak samo tu. masz jedną biblię, i kupę bzdur, które wymyślono, aby zbić kasę. ale do szczęścia nie powinny byc one Tobie w ogóle potrzebne. Biblia wyrazinie określa i daje nam TYLKO JEDNĄ modlitwę - Skład Apostolski (Ojcze nasz....) i JEDNO PRZYKAZANIE. reszta pierdół, to szajs wymyslony po to, aby ludzi zastraszyć i doić z nich pieniądze. nic więcej. takie naprzykład pierdolenie w Wielki Czwartek, ze niby podczas ostatniej wieczerzy Chrystus uczynił poprzez słowa "To czyńcie na moją pamiątką" stan duchowny. BEZEDEURA. w IV wieku naszej ery sobie jakaś grupka wymysliła, ze aby trzepać zyski, to sobie stworzyła duchowieństwo. wczesniej wszyscy ludzie byli bracmi (cały czas mowa o chrzescijańcstwie) i co? znalazło sie kilu takich, co nagieło słowa Biblii na własne potrzeby i mamy ze tak powiem to co mamy. bande idiotów w sutannach, którzy myslą, ze im wszystko wolno. naprawde trafić na porządnego księdza to rzadkość.
Jestem panią swego losu, ja decyduję na co mnie stać, a na co nie, ja wiem co dla mnie jest dobre, a co nie, ja widzę, co jest złe a co nie, nie odwołując się ani do ksiąg, ani do wiary, ani do bogów.
i tak powinno być. bo my żyjemy wlasnym życiem. wiara nie jest nakazem. to raczej wskazówka. ja to tak odbieram. nie mozna nikogo do niczego zmusić. ani mieczem, ani ogniem. ale niestety w kulturze chrzescijańskiej było tak dużo wypaczeń, ze zatraciła ona swój sens niemalże do cna, co widzimy w postaci dewotów, księży antysemitów, pedofili, krucjat, wojen za wiarę i takich tam. jak to leciało w kawałku SOAD - WAR! - "Men need a reason to kil another man" czy jakoś tak. a wiara jako pretekst nadaje sie w tym celu idealnie. i tu jest wypaczenie.
Niezbadane są wyroki Pana', to chyba najlepsze wyjaśnienie na wszelkie nieścisłości w Biblii i apokryfach. Nie jesteśmy w stanie pojąć Boga! Tyle nam, głupim śmiertelnikom powinno wystarczyć.
jesteśmy, jesli bedziemy chcieli. ale po co. grupa pacanów, która jest przy władzy zrobi to lepiej za nas. w końcu oni mają z tego kasę, nie my, my im dajemy. ciągle i raz po raz. niescisłosci też da sie wyjasnic i to bardzo łatwo - CENZURA :F nie wierze, zeby przez 4 wieki nim spisano nowy testament niektórzy z ludzi, którym zależało na własnym zysku, nie na dobrze ogółu nie pozamieniali kilku zdań na sobie pasujące. po prostu nie wierzę. dla mnie Biblia jak nic jest ocenzurowana i okrojona, po to, aby chrzescijanie slepo wierzli i służyli swemu kościołowi. a jak sie który sprzeciwi, to bm. na tortury. w dzisiejszych czasach jawnie nie mozna torturować, to sie po prostu nazwie kogoś antychrystem i satanistą. jak Metallikę np. za kawałek LEper Messaiach, w którym dosadnie podsumowali sytuację w kosciele amerykańckim, spiewając "zapłac mi (w domyśle księdzu) kupę szmalu, a załatwię Tobie zajebiste miejsce w raju". a ludzie slepo wierzący są podatni na takie rewelacje. satanisci? na stos z nimi! ile kobiet zostało spalonych jako czarownice, dlatego, ze były niewygodne dla jakiejs wpływowej grupy? a trucizny, najemicy, płatni zabójcy na usługach księzy? takie było sredniowiecze. katolicyzm nigdy nie był piękny, jak sie nam go maluje i wpaja od urodzenia...
Podobnie śmieszne są te inicjatywy pisania 'Biblii' nowoczesnym językiem..
niektórzy mają naprawdę genialne pomysły... myslą, ze jak napiszą Biblię na nowo, młodzieżowym językiem, to cos sie zmieni. a w życiu. to tak, jakby napisac na nowo pana Tadeusza, bo jest niezrozumiały. a co! zamiast słowa mospanie, użyjmy słówka ZIOM. a w Bibli nowoczesnej, to niech nie ma apostołów, tylk są ci, KUMPLE. a na Jezus niech mówi jak Yoda z Star Warsów... damn, ludzie mają głupie pomysły.
Nie chcę też polegać na niepewnym sojuszniku, liczyć na ratunek z rąk nieznajomego. To jak iść na wojnę bez opancerzenia. Lepiej się opancerzyć we własne siły i polegać na sobie samym, niż na bytach nadprzyrodzonych.
to jest zdrowe podejście. nikt nie każe liczyć na Boga, ze przyjdzie i pomoze. zapomnij. nie o to w tym chodzi. byt nadprzyrodzony ciebie nie nakarmi, nie napoi. to tak jak w tym dowcipie, ze Modliłsie żyd do boga, aby wygrał milion w totka. i któregoś dnia objawił mu się pan i powiedział, ze wygra w totka, ale niech kupi do cholery los, bo on ie poda mu wszystkiego na tacy"
bóg nie jest po to by w czymś Cie wyreczac, jest raczej kimś, czymś, co sprawia, ze łatwiej ma bć człowiekowi przez życie przejść. ja osobiście doswiadczyłem kilku sytuacji i iwerze, ze wysłuchał mej modlitwy. ale nie siedziałem z założonymi rękami i czekałem na cud, cuda sie nie zdarzają, ale niestety wielu wierzy, ze Bóg będzie im spełniał cuda na zawołanie.
pewnie juz kieds pisałem o moim modelu wiery jaki prezentuje, ale nie zaszkodzi jescze raz wspomniec - wierzę w Boga, ale wiarę opieram na zdrowm rozsądku i na piśmie swiętym, nie na milionie zapisów w encykilkach, katechizmach itd. wieara to MOJA indywidualna sprawa i zaden ksiądz nie będzie wiedział lepiej ode mnie czego ja chce. i wszystkim wierzącym tego samego życzę. jkby do wszystkich to dotarło, a nie slepo słuchali pierdo**lenia z ambony co niedziele w kosciele, to o ile lepszy byłby ten świat...
-
to jest zdrowe podejście. nikt nie każe liczyć na Boga, ze przyjdzie i pomoze. zapomnij. nie o to w tym chodzi. byt nadprzyrodzony ciebie nie nakarmi, nie napoi. to tak jak w tym dowcipie, ze Modliłsie żyd do boga, aby wygrał milion w totka. i któregoś dnia objawił mu się pan i powiedział, ze wygra w totka, ale niech kupi do cholery los, bo on ie poda mu wszystkiego na tacy"
bóg nie jest po to by w czymś Cie wyreczac, jest raczej kimś, czymś, co sprawia, ze łatwiej ma bć człowiekowi przez życie przejść. ja osobiście doswiadczyłem kilku sytuacji i iwerze, ze wysłuchał mej modlitwy. ale nie siedziałem z założonymi rękami i czekałem na cud, cuda sie nie zdarzają, ale niestety wielu wierzy, ze Bóg będzie im spełniał cuda na zawołanie.
pewnie juz kieds pisałem o moim modelu wiery jaki prezentuje, ale nie zaszkodzi jescze raz wspomniec - wierzę w Boga, ale wiarę opieram na zdrowm rozsądku i na piśmie swiętym, nie na milionie zapisów w encykilkach, katechizmach itd. wieara to MOJA indywidualna sprawa i zaden ksiądz nie będzie wiedział lepiej ode mnie czego ja chce. i wszystkim wierzącym tego samego życzę. jkby do wszystkich to dotarło, a nie slepo słuchali pierdo**lenia z ambony co niedziele w kosciele, to o ile lepszy byłby ten świat...
Ale co gdy ten Żyd gra w totka całe życie i choć gorliwie się modli, nic z tego nie ma? Nie oczekuję cudów, oczekuję wtedy kiedy już opadam z sił.. czegokolwiek. Nie przemiany świata na lepsze, nie jakiegoś magicznego cudu. Być może znaku, że tam jest. Nie oczekuję u stóp góry, że archaniołowie zaniosą mnie na szczyt, jednak gdy już padam z sił i tracę przytomność.. zresztą chyba wiesz o co mi chodzi.
jesteśmy, jesli bedziemy chcieli. ale po co. grupa pacanów, która jest przy władzy zrobi to lepiej za nas. w końcu oni mają z tego kasę, nie my, my im dajemy. ciągle i raz po raz. niescisłosci też da sie wyjasnic i to bardzo łatwo - CENZURA :F nie wierze, zeby przez 4 wieki nim spisano nowy testament niektórzy z ludzi, którym zależało na własnym zysku, nie na dobrze ogółu nie pozamieniali kilku zdań na sobie pasujące. po prostu nie wierzę. dla mnie Biblia jak nic jest ocenzurowana i okrojona, po to, aby chrzescijanie slepo wierzli i służyli swemu kościołowi. a jak sie który sprzeciwi, to bm. na tortury. w dzisiejszych czasach jawnie nie mozna torturować, to sie po prostu nazwie kogoś antychrystem i satanistą. jak Metallikę np. za kawałek LEper Messaiach, w którym dosadnie podsumowali sytuację w kosciele amerykańckim, spiewając "zapłac mi (w domyśle księdzu) kupę szmalu, a załatwię Tobie zajebiste miejsce w raju". a ludzie slepo wierzący są podatni na takie rewelacje. satanisci? na stos z nimi! ile kobiet zostało spalonych jako czarownice, dlatego, ze były niewygodne dla jakiejs wpływowej grupy? a trucizny, najemicy, płatni zabójcy na usługach księzy? takie było sredniowiecze. katolicyzm nigdy nie był piękny, jak sie nam go maluje i wpaja od urodzenia...
Smogu, wszyscy znamy historię kościoła ale tutaj nie chodzi chyba o to. Dlaczego Jahwe pozwala umierać niewinnym dzieciom, które dopiero co przyszły na świat? Dlaczego jednych tworzy normalnymi i zdrowymi, a innych kalekami, niepełnosprawymi. Każdy powinien odpowiadać za swoje czyny, każdy powinien dokonywać wyboru, ale dlaczego wybór jest już za nich dokonany, zanim wezmą pierwszy oddech?
Dobra, a teraz juz na serio lulu :F
-
Smogu, wszyscy znamy historię kościoła ale tutaj nie chodzi chyba o to
wlasnie w tym tkwi problem, ze nie wszyscy. owszem, Ty ją znasz bardzo dobrze, ale jest wiele osób, które nie mają o niej zielonego pojęcia. nawet na tym forum.
laczego Jahwe pozwala umierać niewinnym dzieciom, które dopiero co przyszły na świat? Dlaczego jednych tworzy normalnymi i zdrowymi, a innych kalekami, niepełnosprawymi. Każdy powinien odpowiadać za swoje czyny, każdy powinien dokonywać wyboru, ale dlaczego wybór jest już za nich dokonany, zanim wezmą pierwszy oddech?
czemu kiedys tak się działo... nie wiem. moze chciał poddac ich jakiejs próbie, moze to dusze, które dostały jeszcze jedną szansę, by przeżyć życie godnie... nie wiem. w każdym razie kiedyś to nie był problem. problem ten nasila sie... współczesnie. i to znów nie jest wina Boga tylko ludzi. cała ta chemia, w która siebie ładujemy, srodowisko, sposb życia i wiele innych czynników, powoduje, ze rodzą się ludzie kalecy, uposledzeni... szczególnie jest to widoczne w wielkich aglomeracjach (trudne słowo ;) ) oki, nie chce mi sie póki co myśleć, ani zgłębiac filozoficznie. moze jutro, jak bede miał trzeźwy umysł. teraz jestem z deczka spiący ;/
-
wlasnie w tym tkwi problem, ze nie wszyscy. owszem, Ty ją znasz bardzo dobrze, ale jest wiele osób, które nie mają o niej zielonego pojęcia. nawet na tym forum.
Ja znam historie Kościoła, bo czytałem "Kod Leonardo da Vinci" hehehehe...
Dobra, teraz zaczynam pisać. Jakby co, nie mam zamiaru obrazić niczyich przekonań, znacie mnie, nie obrażam nikogo, tylko Glenn'a czasem szturchnę patykiem w oko. Jak napisał Chief, wiara to jeden tych tematów, który można zacząć drążyć od dowolnej strony na dowolną głębokość, a i tak niczego ciekawego się w tych wykopaliskach nie znajdzie. No ale mogę podsumować swoje przekonania, skoro mam okazję.
Smogu, napisałeś gdzieś, że swoją wiarę opierasz na piśmie świętym. W dzisiejszych czasach, to bardzo słabe źródło wiary. Biblia jest bardzo ciekawa ze względów historycznych, ale była zmieniana tyle razy, że sensu wiary w niej nie odnajdziesz. Kler faktycznie pozmieniał ją już przynajmniej kilka razy, ocenzurował, wyciął połowę ewangelii i sporo ponaginał. Pomijam już te wszystkie grzechy, jakich się dopuścił w przeszłości, każdy je zna, choćby z grubsza, nie ma co do nich wracać. Ale Kościół, jako instytucja, pomijając już jego historyczne dokonania, zrobił coś, czego faktycznie robić się nie powinno. Zmienił religię z czegoś prywatnego w coś publicznego. Zresztą, nie tylko chrześcijanie tak mają. Wszystkie właściwie duże religie, te mające największą ilość wyznawców, mają postawioną na sobie jakąś strukturę kościelną, która wiernych "prowadzi" w "dobrym" kierunku. I to nie w nieprzestrzeganiu przykazań tkwi problem upadku wiary, o którym wszyscy piszą, ale właśnie w tym, że religia stała się w pewnej chwili czymś społecznym, czyś co wypada uprawiać i co uprawiać należy według narzuconych przez Kościół praw. Dobrą stroną takiego stanu rzeczy (chociaż ciężko powiedzieć, czy aż taką dobrą), jest fakt, że religia jest popularna. Gdyby nie było Kościoła, wiernych byłoby tysiące razy mniej, to oczywiste, pewnie w każdym państwie byłaby inna religia. Nie ma co za to potępiać chrześcijan, bo jak przyjrzymy się historii, to właściwie na całym świecie, tam gdzie powstawała religia, pojawiali się ludzie, którzy padli pokusie wykorzystania jej do własnych celów. Taka jest ludzka natura.
Nie prawdą nie jest to, że Bóg, Jahwe, Allah i inni bogowie, to tak naprawdę ten sam byt. Fakt w największych religiach świata można znaleźć wiele podobieństw i niezaprzeczalnie, na pewnym stopniu rozwoju czerpały z siebie nawzajem, ale tak się porozszczepiały, że ciężko dzisiaj powiedzieć, że wszystkie religie monoteistyczne kierują swoją wiarę w jednym kierunku. Bo widzicie, Bóg to nie jest trójkąt z okiem gdzieś w chmurkach, sędziwy starzec w białej todze, łysy budda, ani nic w tej podobnie. Bóg jest swego rodzaju symbolem. Bóg pokazuje kierunek na którym skupić należy swoją wiarę, swoje nadzieje i marzenia. Jest ujściem dla tych emocji, które były w nas od zawsze i zawsze będą. Określenie boga jako symbolu może się nie podobać wyznawcą religii, ale w dzisiejszych czasach nikt nie zastanawia się nawet w co wierzy, tylko wierzy w to myśląc, że tak należy (udowodniłem to dialogiem z gg, na poprzedniej stronie KF). Przy zadawaniu pytań o wiare, trzeba zacząć nie od "jak?", czy "kiedy?", "w jaki sposób?", ale od "Po co?". Po co w ogóle istnieje religią. Dlaczego człowiek chce (?) wierzyć. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć na to pytanie i znaleźć wiarę w sobie lub też jej nie znaleźć. Każdy może wyobrażać sobie Boga jak chce, może inaczej interpretować jego moc. To nie my istniejemy dzięki Bogu, lecz on istnieje dzięki naszej wierze i póki jest nam potrzebny, póty będzie w nas.
Szanuję twoje podejście smogu, widać, że w sensowny sposób podchodzisz do religii, mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że poddaje istnienie twojego boga pod wątpliwość heh. Ale wiesz, pewnie pisałem to już w tym temacie, ale jest takie jedno zdanie, które mi zapadło w pamięć i które bardzo dobrze określa religię (każdą): "Bóg to jedyna istota, która aby rządzić nie potrzebuje wcale istnieć". I tak też jest, bo nawet jeżeli ktoś nie wierzy, a jest dobry, to podobno jest wierzący (przewrotne straszne, wiem... ale tak mi pisała ta cała Lidka na gadu, to sam nie wiem co mam myśleć). Chodzi o to, że druga rola religii (pierwszą role starałem się w poprzednim akapicie opisać), to ustalanie pewnych zasad moralnych, które dla większości cywilizowanych ludzi są dosyć oczywiste. Nie zabijaj, nie kradnij, nie kłam, nie cudzołóż i ogólnie bądź fajny. Ogólniki, nic więcej, czysta etyka, której wdrażaniem trudni się Kościół od wielu lat. W końcu, kto może znać się na poprawnym zachowaniu lepiej, niż ksiądz, kontynuator dzieła apostołów? Do tego jednak nie jest potrzebna religia, to są dwie absolutnie odrębne dziedziny, które człowiek na siłę połączył w jedno (w szkołach uczy się w końcu "Religii i Etyki" jako jednego przedmiotu, z tego co wiem). Do tego nie jest potrzebny żaden bóg, poczucie etyki wytwarza się w ludziach poprzez kontakt ze społeczeństwem i poczucie przynależności do niego. No ale to już temat na zupełnie inną rozmowę. Przejdę lepiej do zakończenia tego, cokolwiek długiego, posta.
Nie wierzę w to, że Bóg stworzył ziemie i człowieka. Nie wierzę w cuda. Nie wierzę w to, że po śmierci trafię do nieba lub piekła. Nie wierzę w to, że jakiś byt ponadnaturalny wisi gdzieś w chmurach, patrzy na mnie i grozi mi palcem. Nie wierzę w biblijny koniec świata, nie wierzę w istnienie duszy, nie wierzę w cudowne uzdrowienia, chodzenie po wodzie, powielanie jedzenia (jakiś biblijny glitch?), plagi biblijne, zmartwychwstania, wniebowstąpienia, płonące krzaki, głosy z niebios, objawienia, anioły, łańcuszki szczęścia, zajączka wielkanocnego i świętego mikołaja. Wogóle powinienem zacząć od tego, że w Boga żadnego nie wierzę. Czemu? Bo na pytanie "Po co?" odpowiedziałem sobie tak "W sumie nie wiem...". I już więcej do kościoła nie poszedłem z własnej woli, ani nie odmówiłem szczerej modlitwy.
Wierzę natomiast w wiarę. Paradoksalnie to brzmi, ale wiara to coś, co samo w sobie ma wielką moc. Jeżeli człowiek naprawdę w coś wierzy, to może bardzo wiele. Jeżeli więc wierzenie w coś daje nam więcej niż kosztuje, to dlaczego by nie wierzyć w boga? Jakiego pytacie? A co za różnica, pytam się. Jaki jest twój bóg smogu? A jak twój bóg Chief? Albo jaki jest bóg Gipsi'ego (pomijając tych jego homoseksualnych japończyków)? Bogów jest tylu, ile jest osób w nich wierzących, każdy do wiary powinien podejść inaczej, dostosować ją do własnych potrzeb, rozumieć ją na własny sposób, poprzez własne doświadczenia i własne odczucia. Jeżeli ktoś wierzy w boga tłumów, nie tak jak sam tego chce, ale tak jak "należy" to robić, to nie wie czym jest wiara i albo będzie szerzył żałosną dewocje albo będzie jednym z tych "wierzących niepraktykujących" albo wierzących, którzy nie potrafią zaargumentować własnych przekonać, obronić swojej wiary (przykład - Lidka z gg). To w nas jest prawdziwa wiara, gdzie ją poślemy, to już nasza sprawa i nikt nie może, ba, nie ma prawa nam powiedzieć, że wierzymy źle i powinniśmy to robić inaczej. No bo bez względu na to, jak ktoś jest mądry, oczytany, jak głęboka jest jego wiara, jak ostre spojrzenia na świat - na jakiej podstawie ma nam on pokazywać jak mamy żyć? Dlaczego niby ktoś wie to lepiej niż my? Życie należy do nas i znaczy tyle i udam nam się z niego wyciągnąć, zanim przyjdzie po nas zegarmistrz światła purpurowy heh. Dlatego wierzmy, chwalmy pana w niebiosach, za jego dobroć i sprawiedliwość. Ale tylko jeżeli tego chcemy, bo tylko wtedy nasza wiara będzie szczera i, tym samym, cokolwiek warta. Amen.
-
Nie prawdą nie jest to, że Bóg, Jahwe, Allah i inni bogowie, to tak naprawdę ten sam byt
Tant, chyba nie możemy powiedzieć, zakładając że istnieje bóg/bogowie, o nich cokolwiek. Może to ten sam, może są inni. W każdym bądź razie bóg- jako istota w którą wierzymy- Jahwe twierdzi że jest jednym i jedynym, natomiast Koran nazywa Allaha jako tego samego boga w którego wierzą chrześcijanie, tylko znają go pod innym imieniem. To tytułem przypieprzania się, co robię często. Taka uwaga techniczna, bo zgadzam się z resztą tego coś mospanie napisał w reszcie akapitu swojej wypowiedzi.
powielanie jedzenia (jakiś biblijny glitch?)
Raczej trainer ;) Żeby nie mówić o 'god mode' ;)
A jak twój bóg Chief?
Zwie się q... ;)
Ale ogólnie, ładnie to ująłeś. Zwłaszcza ten cytat z "Bogiem który nie potrzebuje istnieć, aby rządzić". Kwestia tylko taka, czy on kiedykolwiek rządził? To jak z młodocianym faraonem, za którego rządzą kapłani. Zawsze był jakiś szaman, mag, kapłan czy inny czarodziej. 'Rządzą nami tylko cwaniacy i idioci. Idioci, którzy nie wiedzą co się dzieje i cwaniacy, którzy to wykorzystują'. To takie bardziej współczesne (nie pamiętam gdzie to przeczytałem), ale zawsze tak było, że był idiota, i cwaniacy którzy owijali go sobie wokół palca. Owijali także masy, straszyli dziwadłami. Kiedys były to pioruny, słońce- wszelkie zjawiska naturalne. Z czasem musiało to przyjąć bardziej wymyślną formę- nadprzyrodzonego stworzenia, które kontroluje świat i może zrobić co chce. Obecnie jednak Jahwe, czy inny z bogów nie daje żadnego znaku na istnienie, nie palą się już krzewy, nie rozstąpiają się wody. Czasem tylko z jakiegoś obrazu pocieknie kropla, ale czymże to jest w porównaniu do potopu? Nauka nokautuje boleśnie wszystkie wiary, poza wschodnimi filozofiami (bo zen nie nazwę religią raczej) a kościół, który dostatecznie hamował ile mógł, by utrzymać się przy władzy i móc dalej okładać ekskomuniką lub wpisywać na listę Indeksu książki, dzisiaj już nic nie może, nikt się z nim nie liczy. Może jedynie apelować. Ludzie odwracają się od religii.. Nadeszło nieuniknione, chrześcijański kościół słabnie coraz bardziej.
Tant, mam pytanie (takie naciąganie, żeby temat nie zdechł, jak to przeważnie bywa po moich postach, które są tak lakoniczne, że nie ma na co odpisywać ;) ), skoro nie wierzysz w to, że odpowiesz na sądzie za swe czyny, czy uważasz, że jest sens kierować się jakimś wewnętrznym kodeksem moralnym. Czy uważasz że warto czynić dobrze, być dobrym człowiekiem, skoro bardziej korzystne z perspektywy materialnej, jest bycie oportunistą i człowiekiem, który korzysta z życia i także przez to, z cierpienia innych. Po co być dobrym, skoro nie będzie z tego żadnych profitów?
-
Tant, mam pytanie (takie naciąganie, żeby temat nie zdechł, jak to przeważnie bywa po moich postach, które są tak lakoniczne, że nie ma na co odpisywać Mrugnięcie ), skoro nie wierzysz w to, że odpowiesz na sądzie za swe czyny, czy uważasz, że jest sens kierować się jakimś wewnętrznym kodeksem moralnym. Czy uważasz że warto czynić dobrze, być dobrym człowiekiem, skoro bardziej korzystne z perspektywy materialnej, jest bycie oportunistą i człowiekiem, który korzysta z życia i także przez to, z cierpienia innych. Po co być dobrym, skoro nie będzie z tego żadnych profitów?
Tak uważam. Cóż, niektórzy mówią, że człowiek rodzi się zły, inni twierdzą, że dobry, jeszcze inni, że na początku jest jak niezapisana kartka.... cóż.. ale pomimo tego jacy mroczni byśmy się nie wydawali, jak wielka by nie była nasza pogarda dla świata i ile byśmy kotów nie składali w ofierze bogom podziemi, człowiek dąży zazwyczaj do szerokopojętego "dobra". Stara się być w zgodzie z własnym kodeksem moralnym, który mimo wszystko, jest kreowany pod wpływem tego co nas otacza. No ale, nie żyjemy w utopii, ktoś musi być "zły", aby inni byli "dobzi". Czasami sobie myślę, że faktycznie jedyną poprawną logicznie filozofią jest hedonizm (hedonizm jest filozofią? Who cares..), życie tak, aby wyjść na swoje nie zwracając uwagę na innych. No ale mamy sumienie, które hamuje w nas tego typu skłonności (podobno sumienie jest darem Boga.. tak mi na religii mówili). Poprostu, człowiek dorasta wśród ludzi, wyrasta w nim jakaś więź ze społeczeństwem, poczucie wspólnoty. Lepiej jest więc się zapytanie czy "Po co być dobrym, skoro nie będzie z tego żadnych profitów?", a "Po co być złym, skoro odbija się to źle na naszym samopoczuciu, sumieniu i jesteśmy źle postrzegani w oczach innych?".
Co do kodeksu moralnego... tak, według mnie jest on potrzebny. Człowiek powinien kierować się w życiu jakimiś zasadami, których nie złamie nigdy za nic. To pomaga budować charakter i utrzymywać szacunek do samego siebie. Ja od zawsze miałem jakieś zasady, których się trzymałem i których złamanie uznawać będę jako niezmywalną plamę na honorze. Na przykład: "nigdy nie będę uprawiał seksu z osobą, której nie kocham" albo "Nigdy nie stanę do bójki, póki w gre nie wchodzi obrona życia lub zdrowia mnie lub osoby mi bliskiej.".. to parę przykładów.. części swoich zasad nie mam tak jasno sformułowanych, po prostu czuję, że tego robić nie powinienem, bo źle się z tym będę czuł. Dlaczego człowiek ma niby tworzyć takie zasady? W końcu to dobrowolne ingerowanie we własną swobodę życiową... cóż... pewnie da się to jakoś ładnie zaargumentować, ale ja, najprościej rzeczy ujmując, czuję się po prostu lepszy od tych ludzi, którzy takich zasad nie mają. Mam poczucie wyższości emocjonalnej nad nimi, dowartościowuję mnie to, że ja jestem w stanie odwołać się do swojej moralności, a oni nie.
Zamotałem wiem.. ale może wyłapiesz gdzieś z tego odpowiedź na swoje pytania heh...
-
"Po co być złym, skoro odbija się to źle na naszym samopoczuciu, sumieniu i jesteśmy źle postrzegani w oczach innych?".
Źle postrzegani w oczach innych jesteśmy nie tylko gdy jesteśmy źli. Gdy człowiek do czegoś dojdzie- osiągnę nieco wyższy poziom niż 'inni', zostanie przez nich przeklęty i naznaczony. Społeczeństwo nie lubi tych co się wybijają, tych co się nieco różnią. Tak było chyba od zawsze. Sumienie to nasz głupi ogranicznik, życie jest tylko jedno a głupio nie wykorzystywać często okazji przez nasze wewnętrzne głupie przekonania.
Wiesz, mam bardzo podobne przemyślenia do twoich co do tej kwestii. Też kieruje się jakimś wewnętrznym kodeksem (bushido!), ale co ja z tego mam? Dokładnie, tylko to poczucie wyższości nad innymi, co go nie mają. Jedyne co z tego mam. Nie obraź się, ale dla mnie jest to jakieś głupie poszukiwanie usprawiedliwienia, aby poczuć się lepiej. Tak jak z tym nieukaranym złem - Jahwe go rozliczy na sądzie ostatecznym. Nie, nikogo nie rozliczy.
A nam zostaje jedynie poczucie wewnętrznej emocjonalnej wyższości.
Tak, hedonizm jest jedyną normalną filozofią. Reszta to głupota, umartwianie siebie samego, zamiast korzystanie z życia i branie z niego pełnymi garściami.
-
Według mnie ważne jest żeby byc sobą bez względu na wszystko i robic to, co uważa się za słuszne. Nie ważne w kogo się wierzy, czy się wierzy... Ważne jest to jak się żyje i czy z tego życia ma się satysfakcję.
-
Here I go!
Źle postrzegani w oczach innych jesteśmy nie tylko gdy jesteśmy źli. Gdy człowiek do czegoś dojdzie- osiągnę nieco wyższy poziom niż 'inni', zostanie przez nich przeklęty i naznaczony. Społeczeństwo nie lubi tych co się wybijają, tych co się nieco różnią. Tak było chyba od zawsze. Sumienie to nasz głupi ogranicznik, życie jest tylko jedno a głupio nie wykorzystywać często okazji przez nasze wewnętrzne głupie przekonania.
Wiesz, mam bardzo podobne przemyślenia do twoich co do tej kwestii. Też kieruje się jakimś wewnętrznym kodeksem (bushido!), ale co ja z tego mam? Dokładnie, tylko to poczucie wyższości nad innymi, co go nie mają. Jedyne co z tego mam. Nie obraź się, ale dla mnie jest to jakieś głupie poszukiwanie usprawiedliwienia, aby poczuć się lepiej. Tak jak z tym nieukaranym złem - Jahwe go rozliczy na sądzie ostatecznym. Nie, nikogo nie rozliczy.
A nam zostaje jedynie poczucie wewnętrznej emocjonalnej wyższości.
Tak, hedonizm jest jedyną normalną filozofią. Reszta to głupota, umartwianie siebie samego, zamiast korzystanie z życia i branie z niego pełnymi garściami.
Nie.
A teraz dokładniej...
Źle postrzegani w oczach innych jesteśmy nie tylko gdy jesteśmy źli. Gdy człowiek do czegoś dojdzie - osiągnę nieco wyższy poziom niż 'inni', zostanie przez nich przeklęty i naznaczony. Społeczeństwo nie lubi tych co się wybijają, tych co się nieco różnią. Tak było chyba od zawsze.
Oh, ale to nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek kodeksem moralnym, czy filozofią. To element ludzkiej natury, pewna forma zazdrości, nic szczególnie zaskakującego. To takie akademickie założenie, ale uzasadnić to mogę następująco. Jak wiadomo każdemu, ludzie to z natury konformiści - są bardzo podatni na wpływy i dosyć świadomie dają kierować swoimi przekonaniami, swoją wiarą, gustami i celami. Jednak gdzieś tam głęboko w sercu każdego człowieka, siedzi taki mały, rogaty nonkonformista, który choćby dla samego pomysłu chciał powiedzieć "NIE" i iść pod prąd. Jednakże, natura konformistyczna jest silniejsza - ludzie nie potrafią się wybić. To tak jak podczas zajęć w klasie - kiedy nauczycielka z jakiegoś nieszczególnie lubionego przedmiotu zadaje pytanie do dużej klasy, nikt nie rzuca się do odpowiedzi - nie dlatego, że jej nie zna, bo milczy nawet jeżeli wie wszystko o poruszonym temacie. Milczy dlatego, że pozostali milczą. To pierwsza osoba, która się wyłamie, jest w stanie pociągnąć za sobą resztę i dopiero wtedy ludzie się przełamują. Na szczęście, każdy człowiek jest inny. U niektórych ten konformizm jest wyraźniejszy niż u innych. Nie zmienia to jednak podsumowania tego krótkiego wywodu.
Wszyscy idole, wszyscy ludzie mediów, przywódcy, guru, gwiazdy, wszystkie osoby, które zyskują jakąś popularność, to przede wszystkim nonkonformiści (w kółko powtarzam ten jeden zwrot dzisiaj heh). Ludzie mają tendencje do podziwiania takich ludzi z wielu powodów, a jednym z ważniejszych według mnie, jest pewna zazdrość w stosunku do odwagi i postawy moralnej. 'Oto jest człowiek' myśli sobie szary obywatel 'który potrafi utrzymać własne stanowisko, który wie czego chce i który nie daje się wodzić za nos'. Kiedy wśród nas pojawia się taka osoba, pewna doza zazdrości wobec niej jest czymś zupełnie naturalnym i czymś, czego nie powinnyśmy się wstydzić. To siedzi głęboko w słabej, ludzkiej naturze i, według mnie, nie pozbędziemy się tego już nigdy. Gdyby każda owca w stadzie szła własnymi ścieżkami i we własnym kierunku, to szybko przestałyby stanowić stado, czyż nie?
Dobra, rozdrabniam się nad bzdurami i tworzę filozofię niczym wieżę babel.. do rzeczy...
Wiesz, mam bardzo podobne przemyślenia do twoich co do tej kwestii. Też kieruje się jakimś wewnętrznym kodeksem (bushido!), ale co ja z tego mam? Dokładnie, tylko to poczucie wyższości nad innymi, co go nie mają. Jedyne co z tego mam. Nie obraź się, ale dla mnie jest to jakieś głupie poszukiwanie usprawiedliwienia, aby poczuć się lepiej. Tak jak z tym nieukaranym złem - Jahwe go rozliczy na sądzie ostatecznym. Nie, nikogo nie rozliczy.
A nam zostaje jedynie poczucie wewnętrznej emocjonalnej wyższości.
Widzisz, to wszystko zależy od punktu widzenia. Konkretnie od takiego, które w tym temacie jest rzadko używany. Ciągle rozmawiamy na dwóch płaszczyznach: JA, osoba o samoświadoma, inteligenta i pełna przemyśleń oraz ONI, te słabe, głupie prymitywy, opóźnione emocjonalnie, używające mózgu w dosyć ograniczonym stopniu. Jeżeli spojrzymy na naszą filozofię, traktując NAS, jako część całego społeczeństwa, jako cegiełkę, która stanowi jego nieodzowny element, to wszystko ma sens. Teraz się skupcie, bo tu leci filozofia trochę z grubszej rury (mam dzisiaj dobry dzień).
Spójrzmy więc na siebie, jako na fragment grupy, która to jest fragmentem większej grupy, będącej fragmentem jeszcze większej grupy i tak po kolei, aż dojdziemy, powiedzmy do poziomu Polski. Przynależność do grupy nie traktujcie jednak czystko geograficznie, bardziej kulturowo... powiedzmy, że jesteśmy częścią pewnej grupy znajomych. W tej grupie, zachowanie każdej jednostki odbija się pewnym echem na zachowaniu pozostałych. To logicznie i udowodnione przez znacznie mądrzejsze od nas głowy, które położyły podwaliny pod coś, co dzisiaj się nazywa psychosocjologią. W innych grupach, tych często tutaj poruszanych, mamy takich typowych konformistów, na potrzeby przykładu i dla uproszczenia powiedzmy, że są to dresiarze. W ich grupie ich własne zachowanie ma pewien wpływ na pozostałych, a w naszej grupie (powiedzmy, w grupie najbliższych przyjaciół) nasze zachowanie, nasze poglądy i idee odbijają się w pozostałych jej elementach. Oznacza to, że nasi przyjaciele przyjmują pewne nasze cechy, dzięki temu rozwijamy siebie i ich pod względem samoświadomości. To jakie cechy my sami zaadaptujemy dla naszych własnych potrzeb jest uzależnione od naszej samoświadomości, która, według własnej filozofii (a każdy człowiek ma pewną jej namiastkę) ocenia co jest złe, a co dobre. W ogólnym rozrachunku jednak mamy różne grupki ludzi, którzy przebywają między sobą i każdy wpływa na zachowanie innego. W jakim stopniu, to już zależy od tego powtarzanego dzisiaj setki razy, poziomu konformizmu u danych elementów... pomińmy to.
Mógłbym tak wodę lać długo, ale nie chcę, wy też na pewno nie chcecie, więc podsumuję to w miarę zwięźle. Tych grupek w społeczeństwie jest mnóstwo, prawie każdy element można też doczepić do innej grupki, tworzy się nam więc pewien nieskończenie złożony zbiór relacji międzyludzkich. To co chciałem naświetlić to fakt, że nasze zachowanie, nasze idee i cały inny zestaw naszych wartości, ma wpływ na ludzi, którzy są wśród nas. Jeżeli faktycznie mamy tak zaawansowaną samoświadomość, jak nam się wydaje, to my wywieramy na nich większy wpływ, niż oni na nas i tak, dzięki efektowi domina, cechy które uznajemy za prawidłowe idą w świat. Pomijajmy to, że tych złych zmian jest więcej niż dobrych, pomińmy pęd stadny, zachowania rodem z eksperymentu Asche'a. Ważne jest to, że dzięki nam, ta równowaga w społeczeństwie ulega dzięki nam pewnej poprawie. I wtedy, całe to nasze ascetyczne trzymanie się moralnych zasadach i wewnętrznego kodeksu, naprawdę ma sens.
To, że mamy momentami tendencje do wątpienia w nasze racje, że ulegamy pokusom takim jak hedonizm, to oczywiste i wynika z naszej silnie konformistycznej natury. Prawda jest jednak taka, że dzięki naszym przekonaniom, świat się zmienia. W sposób drobny, pozornie praktycznie zaniedbywany, ale konsekwentny. Chcecie przykładów? A mało ich w tym temacie? Nie chcę tu obnosić siebie, jako guru, ani Chiefa, qiaxa, czy innych, którzy się tu dużo wypowiadali, ale jeżeli ktoś oprócz nas czytał ten topic, to powinien wyciągnąć wnioski i dojść do własnych przemyśleń. Te zmienią jego zachowanie, a jego zmienione zachowanie może zmienić zachowanie innych. Nikt nie wie jak rozległy efekt mogą mieć nasze słowa i nasze myśli.
Tak, hedonizm jest jedyną normalną filozofią. Reszta to głupota, umartwianie siebie samego, zamiast korzystanie z życia i branie z niego pełnymi garściami.
Jest zdecydowanie filozofią, która jest w naszym świecie. Jest ideologią bardziej zbliżoną ludzkiej naturze i prostszą. Ale wyobraź sobie świat, w którym każdy człowiek myśli w ten sposób - w którym istnieje tylko hedonizm, każdy dąży tylko i wyłącznie do zaspokojenia własnych potrzeb za wszelką cenę. A teraz wyobraź sobie świat, w którym ludzie kierują się zasadami moralnymi, wynikającymi z głębszych potrzeb. Świat w którym ludzie współczują, rozumieją siebie nawzajem, są silni duchowo i mają zasady, których honor nie pozwalałby im łamać. Powiedz mi Chief, który świat wygląda ci na lepszy? Tak naprawdę obiektywnie patrząc. I właśnie dla tej, wyidealizowanej wizji świata, należy mieć własne zasady i iść przez życie drogą, która nie koniecznie jest usłana różami. Wiadomo, świat nigdy taki nie będzie. Ale dzięki ludziom tak właśnie myślącym, nasza rzeczywistość może się do tego odrobinę zbliżyć.
Rosa Leonhart::
Według mnie ważne jest żeby byc sobą bez względu na wszystko i robic to, co uważa się za słuszne.
Oh, ależ oczywiście że tak. Ale ktoś może zakwestionować prawdziwość twojego "JA" i uznać je za przejaw pędu za stadem. Może też powiedzieć, że to co ty uważasz za słuszne wcale słuszne nie jest i nie udowodnisz mu, że nie ma racji. Gdzie leży prawda? Po środku? Ale bliżej której strony? A może w ogóle gdzieś indziej. Łatwo jest sypać takimi moralnymi sucharami, ale jest bardzo wiele punktów widzenia i żaden z nich nie jest obiektywny.
-
Jednak gdzieś tam głęboko w sercu każdego człowieka, siedzi taki mały, rogaty nonkonformista, który choćby dla samego pomysłu chciał powiedzieć "NIE" i iść pod prąd.
Tak jak ty teraz?
A poważnie: nie rozumiem, czemu służył twój post. Bo wywołać dyskusji raczej nie miał, skoro w większości przypadków zgodziłeś się przedmówcą. W końcu konformizm to pójście z falą, która wydaje się prostszą drogą, tym samym zgadzamy się z większością, co prowadzi do spełnienie oczekiwań innych.
Spójrzmy więc na siebie, jako na fragment grupy, która to jest fragmentem większej grupy, będącej fragmentem jeszcze większej grupy i tak po kolei, aż dojdziemy, powiedzmy do poziomu Polski. Przynależność do grupy nie traktujcie jednak czystko geograficznie, bardziej kulturowo... powiedzmy, że jesteśmy częścią pewnej grupy znajomych. W tej grupie, zachowanie każdej jednostki odbija się pewnym echem na zachowaniu pozostałych. To logicznie i udowodnione przez znacznie mądrzejsze od nas głowy, które położyły podwaliny pod coś, co dzisiaj się nazywa psychosocjologią. W innych grupach, tych często tutaj poruszanych, mamy takich typowych konformistów, na potrzeby przykładu i dla uproszczenia powiedzmy, że są to dresiarze. W ich grupie ich własne zachowanie ma pewien wpływ na pozostałych, a w naszej grupie (powiedzmy, w grupie najbliższych przyjaciół) nasze zachowanie, nasze poglądy i idee odbijają się w pozostałych jej elementach. Oznacza to, że nasi przyjaciele przyjmują pewne nasze cechy, dzięki temu rozwijamy siebie i ich pod względem samoświadomości. To jakie cechy my sami zaadaptujemy dla naszych własnych potrzeb jest uzależnione od naszej samoświadomości, która, według własnej filozofii (a każdy człowiek ma pewną jej namiastkę) ocenia co jest złe, a co dobre. W ogólnym rozrachunku jednak mamy różne grupki ludzi, którzy przebywają między sobą i każdy wpływa na zachowanie innego. W jakim stopniu, to już zależy od tego powtarzanego dzisiaj setki razy, poziomu konformizmu u danych elementów... pomińmy to.
Streszczenie: "między wronami, kracz jak one"; "z kim przystajesz, takim się staniesz".
Dla mnie to całe gadanie to błędne koło, gdyż słabe jednostki zasilają się wzajemnie w swych poglądach, dopóki nie napotkają kogoś, kto zburzy ich ład i porządek i dam im kopa do ruszenia się z miejsca. Potem cykl się powtarza - to, co było nowe, jest stare i powszechne, zasilane przez większość, dopóki nie znajdzie się ktoś inny, zdolny wywołać podobny wstrząs.
I wtedy, całe to nasze ascetyczne trzymanie się moralnych zasadach i wewnętrznego kodeksu, naprawdę ma sens.
1. Muszą się z tobą liczyć. Jeśli nie jesteś "wybitny", to zostaniesz zjedzony przez "świadomość grupy".
2.Jeśli się z tobą nie liczą, musisz wywołać tak silny na nich wpływ, że będą musieli.
Nikt nie wie jak rozległy efekt mogą mieć nasze słowa i nasze myśli.
Wątpię szczerze, że ktoś po przeczytaniu tych wszystkich postów nagle się zamyśli, a po 5 minutach będzie wciąż o swych myślach pamiętał. Chwilowe zainteresowanie, bez większego udziału w życie człowieka, który najzwyczajniej w świecie o tym zapomni.
Ale wyobraź sobie świat, w którym każdy człowiek myśli w ten sposób - w którym istnieje tylko hedonizm, każdy dąży tylko i wyłącznie do zaspokojenia własnych potrzeb za wszelką cenę.
Pragnienie napełnia jego działanie, przekłada się ono na relację w grupie, która w sumie opiera się na zależność i wykorzystywaniu. Nie ma czegoś takiego, jak bezinteresowność, czy czynienie czegokolwiek z dobroci serca. Albo zaspokajamy własne kaprysy, albo jesteśmy do tego zmuszeni, licząc podświadomie na korzyści wynikające z podporządkowania się.
Świat w którym ludzie współczują, rozumieją siebie nawzajem, są silni duchowo i mają zasady, których honor nie pozwalałby im łamać.
Star Trek. Borg. Albo mrówki. Może pszczoły?
I właśnie dla tej, wyidealizowanej wizji świata, należy mieć własne zasady i iść przez życie drogą, która nie koniecznie jest usłana różami. Wiadomo, świat nigdy taki nie będzie. Ale dzięki ludziom tak właśnie myślącym, nasza rzeczywistość może się do tego odrobinę zbliżyć.
Wiem, wtrącam się. Ale - idąc przez życie własnymi zasadami <dobrymi, czy nie>, spełniamy formę kaprysu wynikającego z zaspokojenia własnego ego. Bo mając zasady, czujemy się lepszych od innych ludzi - od szmat, które się puszczają, od debili, którzy naukę przepili w pubach itd. świat opiera się głównie na absurdzie i paradoksie, tym samym nie wiem, czy rozsądne jest zabijanie w sobie pragnień w celu wyższych celów.
-
Tak jak ty teraz?
W internecie wszyscy są nonkonformistami hehe...
A poważnie: nie rozumiem, czemu służył twój post. Bo wywołać dyskusji raczej nie miał, skoro w większości przypadków zgodziłeś się przedmówcą.
Konkretnie, to chciałem pokazać, że Chief nie miał racji w ostatnich dwóch swoich zdaniach, że hedonizm jest jedyną słuszną filozofią i inna nie ma sensu. Oczywiście, napewno dało się krócej odpowiedzieć, ale jakoś tak mnie naszła ochota na napisanie dłuższego posta.
Streszczenie: "między wronami, kracz jak one"; "z kim przystajesz, takim się staniesz".
Bardziej to drugie
Dla mnie to całe gadanie to błędne koło, gdyż słabe jednostki zasilają się wzajemnie w swych poglądach, dopóki nie napotkają kogoś, kto zburzy ich ład i porządek i dam im kopa do ruszenia się z miejsca. Potem cykl się powtarza - to, co było nowe, jest stare i powszechne, zasilane przez większość, dopóki nie znajdzie się ktoś inny, zdolny wywołać podobny wstrząs.
Tak, w zasadzie tak. Ale właściwie nie chodziło mi o rewolucyjną zmianę idei, raczej o te drobne zmiany, które pojawiają się u ludzi i które trafiają do tego systemu nie za pośrednictwem jakiegoś wybijającego się nonkonformisty, ale zwykłego, szarego człowieka, który, pomimo swojego drobnego znaczenia, też jakiś wpływ wywiera na ludziach. Oczywiście, zgodzę się z tobą, że wszystko zależy od charakteru podmiotu i od tego jak dużą ma siłę przebicia i jak bardzo jest asertywny, no ale do drobnych zmian nie potrzeba wielkiej siły. W codziennym życiu, na ulicy, w szkole, u przyjaciół, nie spotyka sie wiele silnie nonkonformistycznych charakterów, jakichś samozwańczych wzorów. "Z kim przystajesz, takim się stajesz", jak sam napisałeś i to "stawanie się" nie koniecznie musi mieć charakter rewolucyjnym. Że nagle budzisz się następnego dnia i jesteś innym człowiekiem, zmieniasz swoje przekonania i ideały. Drobne zmiany, rodzą inne drobne zmiany. A jeżeli pozostajem wierni swoim ideałom, które uznajemy za słuszne i przenosimy je do codziennego życia, w naszym otoczeniu ludzie powinni jakoś się do tego odnieść. Przypominam, że mam na myśli działanie w skromnej skali, w najbliższym otoczeniu człowieka. Potem dopiero z tego otoczenia jakiś pierwiastek może przeniknąć dalej.
1. Muszą się z tobą liczyć. Jeśli nie jesteś "wybitny", to zostaniesz zjedzony przez "świadomość grupy".
2.Jeśli się z tobą nie liczą, musisz wywołać tak silny na nich wpływ, że będą musieli.
1. Dla potrzeb przykładu, uznajmy, że sama ta ideologia, którą ja i Chief zdawaliśmy się podzielać, jest oznaką wybitności. Póki człowiek jest świadom tego, że jest "wybitny", puty nie zostanie zjedzony przez "świadomość grupy".
2. Nie mówię o jakichś natchnionych kaznodziejach, co kierują tłumami. Chodzi mi o drobne zmiany, które pojawiają się w naszym najbliższym otoczeniu. Fakt, napewno są jakieś wyjątki, ale z większością z nas ktoś się jednak liczy. Nie miejmy przed sobą obrazu aż tak skrajnie zamkniętego w sobie, szarego człowieczka, którego zdanie nikogo nie obchodzi. Jakaś osoba się liczy z twoim zdaniem, a ktoś inny może się liczyć ze zdaniem tej osoby.
Nie jestem tak pyszny, żeby się uznawać za nonkonformistę, ulegam wielu wpływom, to pewne. Ale widzę, że moje zachowanie odbija się jakoś w przyjaciołach, rodzinie, w znajomych z uczelni. Twierdzę zatem, że nie potrzeba być kimś silnie asertywnym, że nieść swoją postawą pewną siłę przebicia. Przykład: masz dużą grupę palących osób i w środku umieszczasz kogoś, kto nie pali i nigdy nie palił. Naturalna presja środowiska wymuszać będzie na nim, aby przyłączył się do większości i również zaczął palić papierosy. Ale jeżeli wstawimy do tej grupy drugą osobę, nie koniecznie nonkonformistę, która też nie pali? Wtedy wpływ środowiska będzie znaczniesłabszy. To chciałem zaznaczyć: nie koniecznie silne propagowanie swoich idei, ale już samo ich utrzymywanie, jest przejawem nonkonformizmu i, jako takie, ma wpływ innych.
Pragnienie napełnia jego działanie, przekłada się ono na relację w grupie, która w sumie opiera się na zależność i wykorzystywaniu. Nie ma czegoś takiego, jak bezinteresowność, czy czynienie czegokolwiek z dobroci serca. Albo zaspokajamy własne kaprysy, albo jesteśmy do tego zmuszeni, licząc podświadomie na korzyści wynikające z podporządkowania się.
Cholernie to przewrotne, że niby każde działanie człowieka jest uwarunkowane tylko i wyłącznie zaspokojeniem własnych potrzeb. Na dobrą sprawę tak, tak jest w istocie, ale to nie musi być złe. Ludzie mogą i zazwyczaj czerpią przyjemność z pomagania bliźnim, samo trzymanie się zasad napawać nas może też pewnego rodzaju dumą. Prawda, możnaby pójść dalej i powiedzieć, że skoro człowiek spełnia w ten sposób pewne swoje duchowe potrzeby i jest to powszechnie uznawane za coś dobrego, to dlaczego nie spełnić pozostałych swoich pragnień. Gdzieś tu leży granica tego co my, subiektywnie, uznajemy za morlanie poprawne i nie. Może i za bezinteresownością faktycznie stoi jakiś "interes". Ale jeżeli to tylko przyjemność związana z pomaganiem innym, to co w tym złego? Po raz kolejny, wszystko zależy od punktu widzenia.
Wiem, wtrącam się. Ale - idąc przez życie własnymi zasadami <dobrymi, czy nie>, spełniamy formę kaprysu wynikającego z zaspokojenia własnego ego. Bo mając zasady, czujemy się lepszych od innych ludzi - od szmat, które się puszczają, od debili, którzy naukę przepili w pubach itd. świat opiera się głównie na absurdzie i paradoksie, tym samym nie wiem, czy rozsądne jest zabijanie w sobie pragnień w celu wyższych celów.
To kolejny punkt widzenia, któremu zasadniczo nie można niczego zarzucić. Ta cała psychosocjologia to strasznie śliski temat. Wszystko zależy od tego co uznajemy za cele wyższe, a co nie, co ustalamy jako dobro, a co jako zło. Właśnie dlatego tak łatwo jest się tu zacząć kręcić dookoła. Założyłem, że ten propagowany przeze mnie altruizm i honorowość to cechy dobre. Napewno są bardziej.. hmm... poprawne moralnie. To, że te idee przy okazji zaspokajają nasze ego i dają nam pewną mentalną wyższość nad innymi, to pozytywny efekt uboczny. Nie trzeba zabijać w sobie pragnień, za pomocą wyższych celów można je poprostu realizować w inny sposób. Np. ktoś może uważać, że seks to coś, co można robić z każdym i wszędzie, o ile jest sposobność, bo to leży w naszej naturze. Ktoś inny natomiast brzydzić się może seksem z kimś, kogo nie kocha. Ani jeden ani drugi nie zabija w sobie pragnień. No chyba, że masz na myśli te takie najbardziej prymitywne. Wtedy jedyną prawidłową filozofią byłby już nawet nie hedonizm, raczej moralna anarchia. Ale to nas odróżnia od zwierząt, że oprócz popędów, potrafimy od czasu do czasu kierować się rozumem.
-
Skomentuję tylko zdanie, które wręcz mnie zobowiązuje do udzielenia odpowiedzi. Na pozostałe szkoda mi czasu, bo do większości wystarczyłoby skopiować mą poprzednią wypowiedź...
Wtedy jedyną prawidłową filozofią byłby już nawet nie hedonizm, raczej moralna anarchia.
Bla bla bla... Pozytywny efekt uboczny uważania się za lepszych od innych ludzi. Co w tym złego? Nie będę tłumaczył.
Ale rozwaliłeś mnie przykładem z seksem. Bo nie miałem na myśli zabijanie w sobie pragnień względem siebie, jako jednostki społecznej, a względem oczekiwań innych ludzi. Bo widzisz, skoro chce przerżnąć tę szmatę, to to robię, śpię i porzucam, idąc dalej. Skoro jej nie chce przerżnąć, nie robie tego, śpię i idę dalej. W obydwu przypadkach jedynie robię to, co chcę, mają u podnóża mych poczynań zasady, bądź ich brak. Mnie raczej chodzi o takie proste z życie <nie> wzięte przykłady, jak np: ktoś cię upokorzył, ale znajdujesz się w otoczeniu rodziny, która np: nie pochwala przywalenia mu w nos i zostawienia w kałuży krwi. Jeśli jesteś <a fuj!> dobry, to zostawiasz i spełniasz oczekiwania względem mikrokosmosu rodzinnego <hehehe>, ale zabiłeś przed chwilą w sobie pragnienie zemsty i to pragnienie będzie cię męczyć przynajmniej przez jakiś czas. Gdybyś go pobił, sprzeciwiłbyś się rodzinie, ale jakbyś się dobrze wtedy poczuł...
-
Jeszcze jeden powód, dla którego uważam, że katolicyzm będzie nadal stawał na drodze wolnemu wyborowi, mimo iż jak się mówi, panuje wolność. Znalazłam ten tekst gdzieś na gazeta.pl i nie chcę tu roztrząsać wątków aborcyjnych, ale poruszyć nieco inny temat.
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=8787
Czemu do licha wszystko, jak to gdzieś ktoś (Sapkowski?) powiedział, kręci się wokół dupy? Z tego, co ja rozumiem, wg kościoła seks jest postrzegany jedynie w sensie prokreacji, tak więc wstrzemięźliwość jest tylko wymysłem człowieka, któremu "posługa" "nie pozwala" poharcować. To narzucił on zasady innym.
Ale niedawno byłam w sytuacji, w której byłam gotowa na przyjęcie leku wczesnoporonnego. Antykoncepcja hormonalna (przez kościół niepożądana) to metoda pewna, ale i zbyt łatwa - zapominasz jednego tabsa i wszystko może wziąć łeb. Jestem osobą, która stroni od seksu, bo mam kiepskie libido (i osobiście i przez tabsy...), przez to niestety kłopot w związku z osobą o "wyższym zapotrzebowaniu". Obawiam się, iż przyczyną mogą być również rzeczy zakrzewione przez chrześcijaństwo, jednak jak sobie przypominam, jaki "kiepski" jest powód, to jednak wszystko kręci się tylko wokół mnie. Toteż głupio się czuję, że do sytuacji w ogóle doszło. Biorę piguły dla wygody, bo regulują cykl, z którym miałam problemy i "przy okazji" zapobiegają ciąży. Facet wmówił sobie, że przez to nabiorę ochoty, a stało się wręcz przeciwnie: mój wrodzony debilizm. Jeszcze dochodzi nowotwór - jeden ginekolog zgodził się na pigułki przy włókniaku, a drugi na to oczy otworzył szeroko i się mnie zapytał "i nie było przeciwwskazań"? Tak więc chyba trzeba będzie z tej metody zrezygnować.
Teraz sobie czytam tekst z powyższego linka i myślę, że przecież nie tylko pośród farmaceutów są katolicy, ale również pośród lekarzy ginekologów. Nasłuchałam się o przypadkach, kiedy młode, czasami niepełnoletnie dziewczyny spotykają się z odmową na prośbę o przepisanie pigułek. Ciekawy jest też przypadek kobiety zgwałconej - imo podanie jak najszybciej środka wczesnoporonnego powinno być rzeczą obowiązkową - poszkodowana powinna być poinformowana, że taka opcja istnieje, problem w tym, że zgwałcone czasem wstydzą przyznać się do tego, co im uczyniono (zakrzewianie kobietom, że to ich wina? Jest coś takiego i moim zdaniem jest to nieludzkie) i na pomoc już jest za późno.
O co mi chodzi - o to, że edukacja coraz bardziej koliduje z katolicyzmem. Z jednej strony uświadamianie człowieka i dawanie mu wyboru, z drugiej wręcz przeciwnie: jedynie zakazy i nakazy. Tak więc człowiek musi najpierw dokonać pierwszego wyboru, a właściwie to nie, najpierw musi zachodzić w głowę, jak pogodzić wiarę z tym wszystkim. Przynajmniej w moim przypadku powstała z tego taka pulpa. Ot chociażby jakieś zalążki homofobii.
I wychodzą podziały. Ponieważ nasze państewko jest, jakie jest, bycie człowiekiem "wolnym", może go napiętnować. Nie mówię, że przez ogół, ale przez chociażby najbliższe otoczenie. Zdawać by się mogło, że rodzina powinna być najbliższa i powinna wspierać - co, jeśli nagle dajesz sygnał, że próbujesz się wybić ponad to? Temat był już poruszany setki razy, ale nie ważne jaki jest powód - zawsze dochodzimy do wniosku, że "inność" jest negatywnie postrzegana, czasem tępiona. Trzeba być pewną siebie, silną jednostką, często wygadaną, ciętą, przebojową. Co jeśli (tu patrz - ja między innymi) taką jednostką się nie jest? Mamy największe predyspozycje by "wtopić się w tłum?"
Mam bezwzględny szacunek do osób starszych (dosłownie - wiekowo, choćby to nie była duża różnica). Brak pewności siebie i absolutny brak siły przebicia - czy już mnie to pochłonęło? Po części nie było to moją winą. Byłam traktowana nie jak dziecko, tylko jak własność. Nie raz odebrałam silne wrażenie, że chociażby na stukanie w "klosz" otoczenia, jeszcze bardziej się on zacisnął. To taka miniatura tego, co się dzieje na ogół. Jest to chore i mnie denerwuje i sprawia, że za dużo porównuję do siebie i swojej sytuacji. Nauczyłam się, że najlepszą drogą integracji, a właściwie współistnienia, było nie mówienie prawdy, (najlepiej nie mówienie niczego) i nie wchodzenie w drogę. Toż to paranoja jest. Ale też model ogółu, to tak jakbym się do cholernego Konrada przyrównywała - a nienawidzę Mickiewicza. Ktoś by powiedział, że to oznaka zwyczajnego samolubstwa.
Więc... Sytuacja: idzie sobie taka poszkodowana po fakcie (około 72h i ma jeszcze szanse uniknąć najgorszego) do apteki po Escapelle i spotyka się z wyraźną niechęcią takiego farmaceuty, do wydania specyfiku. No i czy nie mielibyście ochoty dać takiemu w łeb...
Edit - pomińcie żródło artykułu, nie jedzie on pieniactwem "jedynego radia"
- w artykule pominięto jednak, że w przypadku, kiedy do zapłodnienia już doszło, taki środek MOŻE ZADZIAŁAĆ ODWROTNIE: poprawić warunki i ułatwić rozwinięcie ciąży.
-
Miałem ci wcześniej odpisać, ale jakoś ciągle miałem coś innego na głowie. A to sesja, a to co innego...
Zacznijmy od tego, że artykuł jest oburzający. Farmaceuta, który nie wydaje środków antykoncepcyjnych, bo zabrania mu sumienie? Do jasnej cholery, to chyba sumienie klienta powinno być ważne, a nie jego. Religijny egoista...
Moje sumienie podpowiada mi, że nie chcę być biernym pośrednikiem w procederze łamania woli Boga Ojca, która bardzo jasno sprecyzowana jest w nauczaniu Kościoła dotyczącym antykoncepcji.
ORLY? Chciałbym przeczytać cytat w biblii na ten temat...
Teraz sobie czytam tekst z powyższego linka i myślę, że przecież nie tylko pośród farmaceutów są katolicy, ale również pośród lekarzy ginekologów. Nasłuchałam się o przypadkach, kiedy młode, czasami niepełnoletnie dziewczyny spotykają się z odmową na prośbę o przepisanie pigułek. Ciekawy jest też przypadek kobiety zgwałconej - imo podanie jak najszybciej środka wczesnoporonnego powinno być rzeczą obowiązkową - poszkodowana powinna być poinformowana, że taka opcja istnieje, problem w tym, że zgwałcone czasem wstydzą przyznać się do tego, co im uczyniono (zakrzewianie kobietom, że to ich wina? Jest coś takiego i moim zdaniem jest to nieludzkie) i na pomoc już jest za późno.
Antykoncepcja i środki wczesnoporonne powinny być w pełni legalne, tanie i promowane. Nazwijcie mnie zwyrodnialcem, ale dla mnie nie różnią się one wiele od aspiryny albo, bo ja wiem, aviomarinu. Antykoncepcja to profilaktyka, nikt nie ma prawa tego szykanować ani zabraniać - jeżeli kobieta nie chce mieć dziecka, to jest to najsensowniejsza opcja. Środki wczesnoporonne to dla mnie to samo co antykoncepcja. Zygota to dla mnie nie człowiek i nazywanie grzechem zniszczenie jej (czy też, jak to opisał ten inteligentny farmaceuta, skazanie jej na śmierć głodową) to żart. Przepraszam za dosadność, ale więcej istnień niszczymy, jak muszlę klozetową czyścimy domestosem. Zresztą, co się mi dziwić, ja już wcześniej pisałem, że jestem za legalizacją aborcji, bo uważam, że jej zakazanie jest ingerencją w wolną wolę człowieka. Kobieta ma prawo nie chcieć urodzić i egzekwowanie tego prawa nie może być zabronione.
O co mi chodzi - o to, że edukacja coraz bardziej koliduje z katolicyzmem. Z jednej strony uświadamianie człowieka i dawanie mu wyboru, z drugiej wręcz przeciwnie: jedynie zakazy i nakazy. Tak więc człowiek musi najpierw dokonać pierwszego wyboru, a właściwie to nie, najpierw musi zachodzić w głowę, jak pogodzić wiarę z tym wszystkim.
Kościół katolicki, w takiej formie jaką znamy dzisiaj, nie ma dla mnie sensu istnienia. Młodemu człowiekowi nie ma on absolutnie nic do zaoferowania. No ale dobra, nie chcę mi się po raz piąty pisać w tym temacie tego samego heh. W każdym razie, żyjemy w czasach, kiedy bardzo trudno jest być chrześcijaninem. Chyba nawet trudniej niż na początku wieku, kiedy chrześcijan napiętnowano i wypuszczano na areny w Imperium Romanum. Wtedy było wiadomo, że wrogiem jest rzymianin z mieczem albo głodny lew. Teraz sam kościół sprawia, że domniemany chrześcijanin zaczyna zachodzić w głowę i odwracać się od wiary. Ja na przykład byłem na dosyć dobrej drodze do tego, żeby być chrześcijaninem w pewnym okresie mojego życia (dawnym okresie). No ale w końcu, pod wpływem bardzo wielu czynników, stałem się wpierw agnostykiem, a potem ateistą i myślę, że rozumiem już samą istotę wiary na tyle, aby nie potrzebować boga. Jakiegokolwiek. Wiara to bardzo fajna rzecz, wiara w boga też, naprawdę tak myślę, pisałem to wiele razy. No ale to się kłóci z moimi przekonaniami.
Więc... Sytuacja: idzie sobie taka poszkodowana po fakcie (około 72h i ma jeszcze szanse uniknąć najgorszego) do apteki po Escapelle i spotyka się z wyraźną niechęcią takiego farmaceuty, do wydania specyfiku. No i czy nie mielibyście ochoty dać takiemu w łeb...
Na szczęście, żyjemy w kapitalizmie, gdzie prawa wolnego rynku zawsze zapewnią nam alternatywę. Gdzie jest popyt, musi być podaż. Takie postępowanie farmaceuty uważam za niemoralne, no ale trudno się mówi i idzie się do innej apteki.
-
Tak tylko się przypałętałem, zanim mi się herbatka zaparzy.
Ostatnio rozmawiałem z jednym miłym człowiekiem i tak podczas rozmowy zjechaliśmy na temat "większego dobra" i "mniejszego zła". Podczas naszej dyskusji, wyniknął pewien interesujący problem.
Chcesz przykład większego i mniejszego zła? Masz dziecko. Nie możesz go ze sobą zabrać, ale jeśli je zostawisz, zdechnie z głodu.
Co robisz?
Możesz skrócić jego cierpienia, zabijając je. Czyni to z ciebie dzieciobójcę, mordercę, stajesz się "zły".
Zostawisz je na pewną śmierć? Nie zabijając go jednak, skazujesz na cierpienie.
Nie możesz go uratować, zabrać ze sobą. Jeśli spróbujesz, ty zginiesz, on przeżyje, choć potem i tak zdechnie.
Pytanie: który wybór możemy określić mianem "mniejszego zła", a który "większym"?
-
Uważam że nie ma większego ani mniejszego zła. Zło jest złem samym w sobie. Tylko od nas zależy jakie przybierze ono rozmiary. A może raczej nie od nas, lecz od osób które będą oceniać nasze postępowanie.
Możesz skrócić jego cierpienia, zabijając je. Czyni to z ciebie dzieciobójcę, mordercę, stajesz się "zły".
Skrócenie komuś cierpienia (nawet dziecku) z jednej strony może i byłoby słuszne, skoro wiemy i tak samo sobie nie poradzi. Z drugiej strony, kim jesteśmy że nadajemy sobie prawo oceny kto nie ma już szans na przeżycie. I kto daje nam prawo odbierania życia?
Zostawisz je na pewną śmierć? Nie zabijając go jednak, skazujesz na cierpienie.
W świecie zwierząt od dawna zostawia się słabe jednostki, aby nie osłabiać stada. Tylko Ci, którzy potrafią o siebie zadbać są zdolni do przerwania. Wybór ten wydaje się taki "naturalny": zginie słabszy, ja przetrwam bo jestem silniejszy/zręczniejszy. Ale czy porównywanie człowieka do zachowania zwierząt jest dobre? O wyższości ludzi nad zwierzętami decyduję głównie nasz rozum. To że ktoś jest słaby fizycznie, nie oznacza że jest głupcem. Umysł ludzki to rzecz, dla której warto uratować człowieka.
Zadać sobie należy też pytanie czym jest zło? I kto decyduje co jest złe? Np. zostawiając dziecko czynię źle (dla niego). Ale czy nie czynię dobrze dla siebie? Swoim czynem czynię dobro i zło. Dlaczego więc mój czyn ma być złem?
-
Taszczył za sobą miecz. Wyszczerbiony, nie nadający się już do niczego. Przeczesał dłonią włosy, wyrywając część z nich. Sklejone potem, krwią… Osunął się na kolana, spoglądając w niebo. Bezchmurne, jakże przez to czyste. Rozwarł usta, próbując coś powiedzieć. Umarł mu głos.
Próba boga. Każdy był jej poddawany prędzej czy później. Dobrze o tym wiedział. Więc czemu teraz umierał?
Upadł na czworaka. Wszędzie wokół las, teraz martwe skały? Oszalał? Halucynacje, czy też może jego kara? Dlaczego? Postąpił, jak chciał, jak go uczono. „Nie będziesz zabijał, będziesz nosił pomoc”. Jedno z praw, których przysiągł bronić nawet za cenę życia. Czymże zresztą ono było? Ziarenkiem piasku na pustej plaży, ułamkiem myśli głupca? Zacisnął dłonie w pięść, roniąc łzy.
Zło. Stan ducha, przynależność ludzi słabych. Poddawali się po żałosnej próbie walki, ta była zawsze. A może to po prostu wymówka, mająca na celu usprawiedliwienie przegranej, uśpienie sumienia?
Wydawało mu się, że słyszy płacz dziecka. Nie zareagował na nie. Nie musiał…
Leżało na wprost niego, owinięte w szmaty. Wystawiło ku niemu dłonie, uśmiechając się przy tym. Zostało opuszczone. Zrobili to kto? Rodzice? Czy zabrała ich wcześniej zaraza? Nie wiedział tego wtedy, nie wiedział tego teraz.
Próba.
Jeśli je zostawi, umrze w męczarniach. Z głodu, może rozszarpane przez wygłodniałe zwierzęta, będąc ich ostatnią wtedy nagrodą. On za to przeżyje, nie zarazi się. Mógł to zrobić? Przecież przysiągł nieść pomoc, bez względu na cenę. Jeśli to zrobi, kim się wtedy stanie? Dalej będzie tym samym człowiekiem, czy bestią pod tą postacią?
Mógł je zabrać. Po dotyku zostałby zarażony, umierając zaraz po nim. Nie przyniesie mu ulgi, skaże na zagładę siebie. Każdy kogo zna, odwróciłby się do niego plecami, zostawiając na pastwę losu. Tłumaczyliby to jego wielkim planem. Sumienie? To tylko pragnienie.
Zabić? Skrócić cierpienia… Miecz. Ma go przecież! Dziecko obserwowało go z nadzieją, płacząc, to śmiejąc się… Nie mógł tego zrobić, nie był przecież mordercą. Nie potrafił.
Zostawić, skazując na agonię istnienia? Na końcu i tak czeka je śmierć. Zabrać ze sobą, roztaczając wokół iluzję nadziei? Sam wtedy jednak umrze. Zabić, ratując go przed samotnością? Stanie się potworem.
Wypalona wokół ziemia. Teraz na niej się znajdował. Nie słyszał już płaczu… To jego kara.
-
eh...skoro dziecko leży sobie i się śmieje, niekoniecznie musi być zarażone. Zresztą jeśli ma jakiegoś śmiertelnego syfa, to i tak samo umrze.
W przedstawionym przypadku, najlepiej bydziecko jednak zabrać. Jest ryzyko,ale niekoniecznie skończy to się tragicznie. Najmniej ludzkim rozwiązaniem byłoby chyba dziecko zabić, jeśli nie nosi znamion choroby. Kto wie? Może jakoś mu się uda.Będzie jak jakiśtam mojżesz,albo coś podonego,że przeżyje choć istnieje ogromne prawdopodobieństwo zgonu. A nawet jeśli stanie się karmą dla wilków, to i tak umrze, więc po co zabijać?
Śmierć z głodu byłaby okropna,ale ten kto stoi przed takim wyborem pewnie miałby czystsze sumienie, gdyby pozwolił umrzeć [nawet nie wiedząc, czy dziecko rzeczywiście nie żyje...zawsze zostaje głupia wiara i usprawiedliwianie się] niż gdyby sam skrócił kwilące niemowle o głowę.
Trudniej byłoby , gdyby śmierć dziecka miałaby dodatkowo uratować jego życie-np. widziałby,że przez nastęny tydzień nic nie zje...byłby wygłodniały, dziecko wyglądałoby zdrowo...a samo i tak by umarło. Pojawia sie pytanie-po co oboje mają umrzeć?
Prostszą decyzję miałby gdyby to jego dziecko miało umrzeć-śmierć jakiejś skazanej na śmierć sieroty, czy własnego potomka? W takim przypadku najłatwiej byłoby znaleźć dla siebie usprawiedliwienie.
-
Uwaga, Zell bedzie powazny O_o
TYTULEM WSTEPU
Otoz sprawa wyglada nastepujaco: Jak chyba wiadomo na forum, nie jestem czlowiekiem wierzacym. Jestem agnostykiem (kiedys nazywalem sie ateista, bo tak naprawde do konca nie wglebialem sie w kwestie wiary). Pech chcial, ze moja bardzo bliska przyjaciolka jest mocnowierzaca chrzescijanka. Kiedy powiedzialem jej o moim wyznaniu, za cel postawila sobie nawrocenie mnie na swoja wiare. I tak naprawde temat religii, ktory wydawalo mi sie, ze mam zamkniety, wrocil na nowo. Zaczalem sie interesowac nieco teologia, czytam duzo artykulow na ten temat, umacniajac sie wciaz w swoich agnostycznych pogladach (cholera... poki co w zartach, ale przemknela mi nawet w glowie mysl o teologii w przyszlosci). Chcialbym sie nawrocic, jednak zaglebianie sie w temat powoduje tylko i wylacznie oddalanie sie od religii. W koncu postanowilem napisac cos w rodzaju artykulu, w ktorym wypunktowuje moje glowne zarzuty wobec wiary z zamiarem opublikowania go gdzies na religijnych (i racjonalistycznych przy okazji) forach. Wiem, ze na tym forum zbyt wielu osob wierzacych nie ma, ale wrzucic mozna... Moze wywiaze sie jakas glebsza polemika. Odrazu zaznaczam, ze nie przeczytalem Biblii od deski do deski, jedynie jej fragmenty. "Artykul" jest obecnie w fazie tworzenia, jednak troche juz sie tego nazbieralo, wiec bede wrzucal w czesciach. Jest to fuzja pogladow wyczytanych i doglebnie przeanalizowanych z wnioskami, do ktorych doszedlem sam. Stylowo to pewnie lipa, ale liczylo sie przeslanie... Zapraszam do polemiki.
CZESC PIERWSZA
1. DUSZA
To na jej istnieniu opiera sie praktycznie kazda religia. Istnienie "duszy", zycia po smierci - wszystko to daje czlowiekowi nadzieje. Nadzieje na to, ze kiedys bedzie lepiej, ze istnieje jakas wielka sila sprawcza, ktora nie pozwoli na krzywde dobrych i sprawiedliwych. I czlowiek potrzebuje tej nadziei patrzac na otaczajacy go swiat, musi wierzyc, ze po tym cierpieniu spotka go nagroda. Tylko jednostki wystarczajaco silne potrafia wyzbyc sie tej potrzeby i ustanowic samych siebie panami swojego zycia. Ale nasuwa sie pytanie - czy dusza tak wlasciwie istnieje?
Wiekszosc chrzescijan (zreszta nie tylko, ale do chrzescijan bede sie odwolywal jako ze zostalem wychowany w ich wierze i ja znam najlepiej) zapewne nigdy nie zada sobie nawet tego pytania, nie rozwazy mozliwosci nieistnienia duszy. Jej istnienie jest tak dla nich tak samo naturalne i niepodwazalne jak istnienie ich ciala. Dlaczego? Czy byloby tak, gdyby od mlodosci nie byl nam wpajany (zeby nie powiedziec, ze narzucany) pewien model myslenia?
Ja jestem jednak jedna z tych osob, ktore zadaly sobie to pytanie. Wniosek nasuwa sie jeden - duszy nie ma. Dusza jest wytworem ludzkiej wyobrazni, ktora od zawsze miala potrzebe wiary w lepsze zycie. Uswiadomilem sobie to na jednym, bardzo prostym przykladzie.
Odpowiedzmy sobie jednak najpierw na pytanie - czym tak wlasciwie jest dusza? Dusza jest okresleniem calego naszego "ja". Jest nasza pamiecia, jest naszym sumieniem, jest nasza swiadomoscia, jest naszym charakterem, nasza osobowoscia, nasza jaznia, nasza wolna wola, calym naszym istnieniem. Dusza jest "mna". Wrocmy teraz do przykladu i wyobrazmy sobie nastepujaca sytuacje: wypadek samochodowy, uszkodzenie mozgu, calkowita amnezja. Zapominamy kim jestesmy, zapominamy wydarzenia z wlasnego zycia, nie potrafimy rozroznic twarzy czlonkow najblizszej rodziny. Od zawsze bylem uczony, ze dusza jest czyms niematerialnym. Nie da jej sie zlapac i dzgnac nozem. Jakim wiec cudem podczas zdecydowanie materialnego wypadku samochodowego tracimy cale nasze "ja"? Jakim prawem zwykle uszkodzenie mozgu (z tym wiaze sie glownie amnezja) moze przyniesc tak tragiczne skutki dla naszego "bytu"? Gdzie idzie sobie wtedy dusza? Byc moze robi sobie przerwe?
Takim samym tropem myslenia podaza Marceli Kolodziejski w swojej ksiazce "Naukowy punkt widzenia", gdzie rozwija jeszcze ten temat. Ksiazka jest dostepna do przeczytania na internecie, wiec polecam zapoznac sie z niektorymi jej fragmentami (http://przeczytaj11.webpark.pl/ => strony 117 - 123). Male streszczenie:
Autor stawia szereg nastepujacych pytan rozwijajac wyzej przedstawiony tok myslenia:
- "Co dzieje się [z dusza], gdy w starszym wieku zachorujemy na chorobę Alzheimera?"
- utrata przytomnosci - "słaby dopływ tlenu zakłócił procesy biologiczne w mózgu. (...) Zadaj sobie pytanie, Czytelniku, co robiła Twoja dusza w czasie omdlenia. Czy pełniła jakąś funkcję w Twoim organizmie? Czy dusza widziała, słyszała, czuła smutek, niepokój, odczuwała stan zagrożenia, własną świadomość istnienia?"
- "Czy Pan Bóg dał chorą duszę psychicznie choremu? Czy lekarz leczy jego duszę lekarstwami, czy jego mózg?"
- "Czy pijak, pijąc alkohol, opija duszę czy ciało? Wszyscy odpowiemy, że ciało, czyli mózg. (...) nasuwa się pytanie: jaką rolę pełni dusza w pijanym ciele? Za co ma odpowiadać na sądzie ostatecznym, skoro nie miała wpływu na pijany mózg, czyli na osobę. Dusza, gdyby istniała, mogłaby powiedzieć: - "siedziałam w pijackim ciele, bo mnie tam, Panie Boże, posłałeś. Nie podejmowałam decyzji, ponieważ decyzje podejmował mózg. Nic nie robiłam, bo wszystko, co potrzebne do życia, robił przecież mózg. Ja - dusza - odpowiadam tylko za "swoje uczynki", a uczynków żadnych nie mam, bo nie mam wpływu na żadne decyzje mózgu. Przecież nie mam nawet świadomości, tę funkcję pełni również mózg. Czym więc jestem? Czy w ogóle jestem? Czy nie zostałam zmyślona?"
Po przeczytaniu tego wszystkiego nasuwa sie pytanie - za co tak wlasciwie odpowiada dusza? Nawet wolna wola "siedzi w mozgu" (konkretnie w 24 rejonie mózgu wg klasyfikacji Brodmanna) - polecam przeczytanie tego artykulu i wyciagniecie odpowiednich wnioskow: http://www.geocities.com/legaba2010/horyz24.htm#AR1
Podsumowujac - dusza bedaca wyobrazeniem m. in. chrzescijan nie istnieje. "Dusza" to mozg.
2. POWSTANIE SZATANA
Tym razem pewna sprzecznosc, ktora zauwazylem w religii chrzescijanskiej. Ale po kolei:
Zadajmy sobie nastepujace pytanie: Czy czlowiek w raju, po sadzie ostatecznym bedzie mogl zgrzeszyc? Logika podpowiada, ze nie, zaprzeczalo by to pojeciu raju. Ale rozwazmy oba przypadki:
a) czlowiek bedzie mogl zgrzeszyc - tak jak wyzej napisalem, zaprzeczalo by to idealnosci zycia przyszlego w raju. Bo czym tak naprawde rozniloby sie ono od tego ziemskiego? Nie tylko ludzie krystalicznie czysci pojda do raju (bo takowych zreszta za wiele sie nie znajdzie). Pojda tam tez ludzie z wadami, cechami typowymi dla slabego czlowieka. Czy jesli za zycia grzeszyli, to nie beda tego robic tego rowniez w raju, jesli bedzie to mozliwe? Uczynia go miejscem zepsutym i dalekim od wyobrazenia raju. Skupmy sie wiec na drugiej mozliwosci, bo zadna z pytanych przeze mnie osob nie wybrala tej pierwszej:
b) w raju nie bedzie grzechu. Dokonajmy sobie po raz kolejny podzialu
- czlowiek nie bedzie mial wolnej woli. Grzech jest wynikiem i w polaczeniu ze slaba dusza czlowieka nieodlacznym skutkiem wolnej woli, do tego chyba nie musze nikogo przekonywac. Niemoznosc grzechu bedzie zatem pozbawieniem wolnej woli
- czlowiek bedzie mial wolna wole, nie bedzie mial jednak potrzeby grzechu (w koncu nie bedzie juz kuszacego Szatana), a co za tym idzie - w raju nie bedzie grzechu.
I przypadek - jaki jest wobec tego sens istnienia zycia doczesnego? Czy stworzenie nas wszystkich odrazu w raju z ograniczona wolna wola (czyli bez wolnej woli) nie byloby tym samym? Prosze o nieprzytaczanie po raz kolejny motywu Adama i Ewy. Do tego watku wroce kilka akapitow nizej.
II przypadek - zniszczenie Szatana pozbawi czlowieka mozliwosci grzechu z pozostawieniem wolnej woli. Z tym tlumaczeniem spotykalem sie najczesciej - nie bedzie mial juz kto kusic, wiec nie bedzie grzechu. I tymze tlumaczeniem zajme sie troszke dokladniej.
Zadajmy sobie pytanie - kto jest istota "doskonalsza": aniol czy czlowiek? Zadawalem je wielu roznym osobom i za kazdym razem dostawalem ta sama odpowiedz. Czlowiek zostal stworzony na podobienstwo i obraz Boga, jednak mimo to anioly stoja wyzej w hierarchii (co chociazby widac przez to, ze juz teraz dostepuja zaszczytu ogladania Boga). To anioly, mimo ze sluza ludziom, sa istotami dalece doskonalszymi. Istotami nieskazitelnymi, pozbawionymi wad typowych dla slabego czlowieka.
Zadajmy sobie wiec kolejne pytanie: jak powstal Szatan? Wg chrzescijan to nie Bog stworzyl Szatana. Bog stworzyl aniolow, ktorym dal wolna wole tak samo jak czlowiekowi. Jeden z nich zbuntowal sie przeciwko Bogu i stal sie Szatanem - tak to w skrocie mniej wiecej wyglada.
I dochodzimy do pewnych wnioskow: Jak to jest mozliwe, ze tak slaba istota, jaka jest czlowiek, bedzie potrafila zyc w raju bez grzechu, cieszac sie tylko calym tym szczesciem otrzymanym od Boga, kiedy aniol (istota dalece doskonalsza!) zyjac u boku Boga, w raju, w calym szczesciu od Boga pochodzacym potrafila sie zbuntowac i tym samym stac sie zaczatkiem grzechu? Czlowiek grzeszy za podkuszeniami Szatana - kto kusil aniola, ktory stal sie Szatanem? Skad u takiej idealnej istoty wziely sie tak typowo ludzkie cechy jak zazdrosc czy wywyzszanie sie? Doprawdy, nie mam pojecia.
Po co caly ten wywod? Zeby stwierdzic pewna rzecz - to Bog stworzyl grzech. Posrednio, bo przez upadek aniola, jednak to on go stworzyl. Bunt aniola swiadczyc moze o juz wczesniejszym istnieniu swego rodzaju zakamuflowanego zla, ktore to w owym aniele sie rozbudzilo. Alternatywa? Bog stworzyl aniola ze sklonnosciami do tego typu zachowan. I w tym i w tym wypadku - Bog wiedzial co sie stanie, Bog to wykonal i Bog na to pozwolil. No chyba, ze ten jeden aniol mu po prostu sie nie udal... Wnioski na temat prawdziwego oblicza Boga proponuje po przeczytaniu tegoz wywodu wyciagnac samemu.
3. MOTYW ADAMA, EWY, GRZECHU PIERWORODNEGO I RAJU
Czyli sprawa odpowiedzialnosci zbiorowej. Juz widze lecace w moja strone kamienie, wiec dodam na wstepie - nie traktuje tego fragmentu Biblii doslownie. Wiem, ze jest to tylko pewnego rodzaju metafora. Nie traktuje postaci Adama i Ewy doslownie, symbolizuja pewna zbiorowosc (chociaz spotkalem sie tez z glosami wsrod chrzescijan, ze jest to prawda historyczna). Jednak i tak mozna znalezc tutaj pewna zastanawiajaca rzecz. Nie mam pojecia, czy czlowiek kiedykolwiek byl w raju i zostal wypedzony, ale to nie jest wazne w tym momencie. Wazna jest inna sprawa - sprawa odpowiedzialnosci zbiorowej. Czym kieruje sie Bog, kiedy skazuje ludzi wraz z ich potomkami? A czy to nie on mowil w Ksiedze Powtorzonego Prawa: "Ojcowie nie poniosą śmierci za winy synów ani synowie za winy swych ojców. Każdy umrze za swój własny grzech" - Pwt 24,16? Nie wspominam juz o tym, ze sam Jahwe kilka rozdzialow wczesniej mowi: "Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i w czwartym pokoleniu - tych, którzy Mnie nienawidzą, a który okazuje łaskę w tysiącznym pokoleniu tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań." - Pwt 5,9. Ten tok myslenia widac rowniez w idei grzechu pierworodnego oraz bardzo czesto w Starym Testamencie. Czy odpowiedzialnosc zbiorowa jest przejawem sprawiedliwosci - pozostawiam ta kwestie czytelnikowi.
4. "NIE ZABIJAJ" CZYLI KARA SMIERCI I ZEMSTA
Kolejna kontrowersyjna sprawa. Posluze sie cytatami z Biblii:
"[Jeśli] kto przeleje krew ludzką,
przez ludzi ma być przelana krew jego,
bo człowiek został stworzony na obraz Boga" - Rdz 9,6
"Życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, ręka za rękę, noga za nogę" - Pwt 19,21
"Jeśli ktoś będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, nie słuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny, 19 ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta, 20 i powiedzą starszym miasta: «Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu». 21 Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze. Usuniesz zło spośród siebie, a cały Izrael, słysząc o tym, ulęknie się" - Pwt 21,18
"Jeśli ktoś popełni zbrodnię podlegającą karze śmierci, zostanie stracony i powiesisz go na drzewie " - Pwt 21,22
"Jeśli okaże się prawdą, że taką ohydę popełniono w Izraelu, 5 zaprowadzisz tego mężczyznę lub kobietę - którzy tej złej rzeczy się dopuścili - do bramy miasta i będziesz tego mężczyznę lub tę kobietę kamienował, aż śmierć nastąpi." - Pwt 17,4
"Jeśli kto tak uderzy kogoś, że uderzony umrze, winien sam być śmiercią ukarany. " - Wj 21,12
"Jeśli zaś ktoś posunąłby się do tego, że bliźniego zabiłby podstępnie, oderwiesz go nawet od mego ołtarza, aby ukarać śmiercią. " - Wj 21,14
"Jeżeli zaś ona poniesie jakąś szkodę, wówczas on odda życie za życie, 24 oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, 25 oparzenie za oparzenie, ranę za ranę, siniec za siniec. 26 Jeśliby ktoś uderzył niewolnika lub niewolnicę w oko i spowodował jego utratę, winien za oko obdarzyć ich wolnością. 27 Również gdyby wybił ząb niewolnikowi swemu lub niewolnicy, winien za ząb uczynić ich wolnymi. " - Wj 21,23
Przykladow mozna mnozyc i mnozyc. Czy aby napewno Jahwe jest bogiem milosiernym? Motyw zemsty i kary smierci pojawia sie w Starym Testamencie bardzo czesto. Uzywajac tego argumentu spotkalem sie z odpowiedzia: "Starego Testamentu nie nalezy traktowac doslownie. Nalezy uzupelniac nauke plynaca ze Starego Testamentu nauka Nowego Testamentu. Kara smierci jest w Starym Testamentem metafora konsekwencji za grzechy, nie doslowna kara smierci."
Zajmijmy sie najpierw problemem metafory kary smierci jako kary w Starym Testamencie. Proponuje lekture Ksiegi Powtorzonego Prawa i Ksiegi Wyjscia. Ksiegi te zawieraja prawa dane przez Boga, opisywane w bardzo szczegolowy sposob. Bog ustala tam nawet wysokosc kary pienieznej za zgwalcenie kobiety. Za pewne wykroczenia Bog nakazuje pewna kare, a za inne wprost - kare smierci. Bardzo dokladnie dzieli wszystkie wykroczenia i bardzo dokladnie wskazuje kary za kazde z nich. Wszystko odpowiednio do owczesnych obyczajow i mentalnosci ludzi. Kara smierci byla moralna, wiec dlaczego by jej nie nakazac? Wszystko to wyklucza metaforyczna nature kary smierci.
Ale pojdzmy krok dalej i zgodzmy sie nawet na ta metaforyczna nature. Jezus Chrystus przychodzi na ziemie i uzupelnia prawo (chociaz uzupelnia to chyba kiepski wyraz... Miejscami po prostu wywraca je do gory nogami - zastapienie zasady "oko za oko, zab za zab" zasada "Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!". Pominmy jednak zaprzeczanie samemu Bogu), nowa moralnosc jest ustalona. Teoretycznie wszystko jak najbardziej w porzadku. Przyjrzyjmy sie jednak uwazniej. Ostateczne uksztaltowanie sie Piecioksiagu, w ktorego sklad wchodza Ksiegi Wyjscia i Powtorzonego Prawa jest datowane na ok. VI-V w. p. n. e. Ewangelie natomiast wg tradycji powstaly w I w. n. e. (slyszalem duzo glosow na temat rzekomego pozniejszego powstania Ewangelii, jednak nie zaglebialem sie w ten temat na tyle by to potwierdzic lub zaprzeczyc, wiec przyjmijmy ten I wiek). Jakby nie patrzec - pareset lat minelo. Co z ludzmi, ktorzy zyli w tym okresie? Przez 500-600 lat moralna dla ludzi byla kara smierci, po czym Bog ujrzal, ze jego prawo jest zle interpretowane (a jak mialo byc inaczej interpretowane, skoro podal je w taki sposob...) i dopiero wtedy zsyla Syna, aby wszystko sprostowal. Ciekawy zabieg.
Wylania sie dziwne spostrzezenie - czy to Bog ksztaltuje moralnosc ludzi, czy ludzie moralnosc Boga? Pozostawiam do samodzielnej oceny.
KONIEC CZESCI PIERWSZEJ ;]
-
Od dłuższego czasu chciałem napisać coś do tego tematu i skoro znowu została poruszona sprawa wiary pomyślałem że zrobię to teraz. Sorry za chaos posta i przede wszystkim kolokwialne opisywanie niektórych rzeczy, mam nadzieję że jednak będzie wiadomo dokładnie o co mi chodzi.
Moja wiara w Jahwe...tak jak wiele osób które tu pisały wierzyłem ślepo w wiarę chrześcijańską do pewnego czasu, który skończył się wraz z dorastaniem. Wiadomo że jak się dorasta człowiek zaczyna bardziej samodzielnie wszystko oceniać i wyrabiać sobie własne poglady na wiele rzeczy i tak też było ze mną. W Biblii jest tak wiele nieścisłości takich jak wypisał tu Zell że można by je wymieniać w nieskończoność, dlatego nie wierze w to co jest w niej napisane. Kiedyś ludzie dosłownie tłumaczyli sobie przypowieści o stworzeniu świata, raju, wieży babel, o tym że Bóg mieszka sobie w niebie pośród chmurek, było to podstawą wiary i z uporem przedstawiane przez kościół, a wszyscy którzy śmieli to podważać byli heretykami i nie zafajnie kończyli. Dopiero wraz z jeszcze dalszym postępem cywililiazacji i przedstawiania kolejnych dowodów które temu zaprzeczały pojawiły się teksty " nie tłumacz sobie tego dosłownie, to są symbole". Cały czas mówię tutaj o wierze chrześcijańskiej i tego co dotyczy w niej Jahwe, bo tak naprawdę czy istnieje gdzieś jakikolwiek Bóg czy jakaś inna siła wyższa która tym wszystkim steruje nie da się po prostu stwierdzić ani za pomocą nauki ani filozofii...dlatego sam się już w to dalej nie wgłębiam bo do niczego bym nie doszedł.
Szanuje bardzo ludzi którzy wyznają naukę Nowego Testamentu "kochaj bliźniego swego jak siebie samego" i patrząc przez tego pryzmat nie mam nic przeciwko wierze chrześcijańskiej a wręcz przeciwnie. Szkoda tylko że niektórzy wierzący ni jak się do tego stosują, idą do kościoła by wyklepać parę pięknych formułek, o miłości, o poszanowaniu itd. a potem po wyjściu są gotowi wbić komuś nóż w plecy. Gdyby wszyscy stosowali się do nauki Chrystusowej świat byłby piękny, ale oczywiście wiadomo że to się nigdy nie stanie. Tant napisał gdzieś tutaj wcześniej że do tego nie potrzeba religii tylko etyki i łączenie jednego z drugim nie jest dobrym pomysłem. Mam do ciebie pytanie Tant, co chciałeś przez to powiedzieć? Że religia jest opatrywana w etykę by łatwiej ją "sprzedać" i żeby wszyscy za nią podążali? Może w sumie jest to prawda, duża część osób wierzących przedstawia to że warto wierzyć w Boga bo Bóg to miłosierdzie, czyli kto w niego wierzy od razu jest wspaniały i wartościowy.
Dlaczego ludzie poza tym wierzą w Boga? Imo po części jest to wielotysiącletnia tradycja która nie wygaśnie tak łatwo i szybko, ale bardziej pewnie z powodu obietnicy "wiecznego życia w raju" dzięki której dobry chrześcijanin zostanie nagrodzony. Mam teraz ja z kolei pytanie, najlepiej jakby odpowiedział na to ktoś prawdziwie wierzący, ale może być ktoś inny... Za co tak naprawdę człowiek ma trafić do nieba? Za samo to że wierzy w Boga czy za to że jest miłosierny dla bliźnich jak to nakazuje Nowy Testament? Czy może tylko za jedno i za drugie? Co np. z człowiekiem który nie wyznaje wiary chrześcijańskiej bo urodził się w kraju gdzie nie jest ona kultywowana i nie miał jak jej poznać, a mimo to jest szlachetny, miłosierny i czyni same dobre rzeczy? Albo nawet z człowiekiem który wierzył w Jahwe ale odwrócił sie od wiary a mimo to postępuje tak jak poprzedni osobnik...Czy taki człowiek trafia do nieba, do czyścca czy do piekła?
Nie czytałem wszystkiego co było napisane wcześniej w tym temacie i pewnie wiele rzeczy powtórzyłem, w każdym razie na temat tych nieścisłości i niedpowiedzeń w Biblii niech zacznie wylewać się Tant czy jakiś inny ateista i "niewierny", bo z pewnością juz ostrzy sobie na to pazury i zrobi to lepiej niż ja ;]
Ja podsumowując napisze jeszcze raz, nie wierzę w Jahwe i to co ogólnie jest w Biblii bo staram się kierować najpierw faktami a nie rzeczami, niewyjaśnionymi lub całkowicie nieprawdziwymi. W to czy jednak wszechświat nie powstał samoistnie i przed wielkim "bum" 15 mld lat temu nic nie istniało, czy istnieje przeznaczenie czy nie i czy ktoś/coś ma wpływ na wszystko co nas otacza tego nie wiem i nie będe tego dochodził. Ale tak jak mówiłem szanuje bardzo chrześcijaństwo i inne religie w których jest nakazywane czynienie dobra i myślę że dobrze by z tego powodu istniały dalej...
-
Tant napisał gdzieś tutaj wcześniej że do tego nie potrzeba religii tylko etyki i łączenie jednego z drugim nie jest dobrym pomysłem. Mam do ciebie pytanie Tant, co chciałeś przez to powiedzieć?
Akurat w tym konkretnym przypadku chodziło mi o to, że w polskim szkolnictwie powinno być rozgraniczenie między etyką, a religią. W ogóle, gdybym ja bym ministrem oświaty, to bym z miejsca wypieprzył lekcje "religii" ze szkół. Dodatkowe zajęcia (organizowane w przez parafię) dla dzieci w wieku przedszkolnym, a od gimnazjum obowiązkowe dwa przedmioty: etyka i religioznawstwo. Ale chyba nie o tym teraz.
Etyka nie ma nic wspólnego z religią. No dobra, na pewno mają wspólne korzenie, no ale czy prawo "nie zabijaj" wpłynęło do nas z religii chrześcijańskiej? Nie przypominam sobie, żeby jakieś cywilizacje niekatolickie miały w zwyczaju wyżynać się co chwilę tylko dlatego, chociaż bóg im na to nie zabraniał (tylko mi tu teraz z aztekami nie wyjeżdżajcie, dobra?).
Krótko mówiąc (pisząc) - wiara w boga nie implikuje od razu, że człowiek jest dobry. No i oczywiście, ludzie dobzi nie muszą z definicji być wierzący. Chyba nikt nie potrzebuje przykładów na potwierdzenie tego zdania. Faktem jest, że wielu ludzi, w szczególności takich noszących specyficzny rodzaj nakrycia głowy uważa, że tylko w bogu można znaleźć prawdziwe dobro. Cóż, nie pierwszy raz się mylą.
Nie czytałem wszystkiego co było napisane wcześniej w tym temacie i pewnie wiele rzeczy powtórzyłem, w każdym razie na temat tych nieścisłości i niedpowiedzeń w Biblii niech zacznie wylewać się Tant czy jakiś inny ateista i "niewierny", bo z pewnością juz ostrzy sobie na to pazury i zrobi to lepiej niż ja ;
Muszę? Pół tego tematu jest o bogu, już z 10 postów tu napisałem o tym, w co drugim było to samo. Nie chcę mi się powtarzać, więc napiszę w skrócie.
Biblia jest tak pełna przekłamań, że nawet wymyślono specjalną dziedzinę nauki, która zajmuje się ich prostowaniem. Zwie się ona teologią (w wydaniu chrześcijańskim, bo teologia z definicji może każdej religii dotyczyć). Ktoś może powiedzieć, że tkwi tam symbolika i wszystko jest metaforyczne. Cóż, moja nauczycielka od polskiego mówiła mi, że Mały Książę też jest pełen metaforyki. Yume pewnie znajdzie dużo ukrytych przesłań w Chrono Cross, a mnie lepiej nie pytajcie o te w Legend of Mana, bo planuję o tym oddzielny artykuł napisać hehe... co chcę powiedzieć? Mniej więcej to co Zell - Biblia nie była pisana dla ludzi nowożytnych, lecz dla zabobonnych i prostych żydów i ludzi z dawno minionych epok. Wtedy była sensowna, ale dzisiaj nie jest. Religia chrześcijańska trwa w prawie niezmienionej formie od kilkuset lat, a świat poszedł na przód i nikt już nie wierzy w to, że Bóg stworzył wszechświat w 6 dni.
religia jest opatrywana w etykę by łatwiej ją "sprzedać" i żeby wszyscy za nią podążali? Może w sumie jest to prawda, duża część osób wierzących przedstawia to że warto wierzyć w Boga bo Bóg to miłosierdzie, czyli kto w niego wierzy od razu jest wspaniały i wartościowy.
Nie do końca. Zauważ, że religii było kiedyś mnóstwo. Właściwie każdy region świata wierzył w innego boga, od takich najprymitywniejszy Światowidów, do różnych bożków, totemów i innych takich. A jakie religie przetrwały? Takie, które propagowały dobro i szły ramię w ramię z elementarną etyką. Ludzie wolą wierzyć w miłosiernego i sprawiedliwego Boga, niż w jakiegoś mutanta z głową krokodyla, który co tydzień żąda ofiary w postaci wiadra ludzkich serc. Poczucie dobra i zła jest w nas pomimo istnienia religii i chociaż często jest ono wypaczane, to ma pewne cechy wspólne, które pojawiły się w miarę rozwoju kulturowego i naukowego. Religia musi głosić dobro, jeżeli ma trafić do większej grupy odbiorców.
Wróćcie do moich wcześniejszych postów na ten temat, jak chce się wam czytać. Dzisiaj nie mam specjalnie weny ani humoru do tego, żeby obszerne i głębokie dywagacje prowadzić.
PS. Zell, za swojego będziesz się smażył w piekle.
-
Mam teraz ja z kolei pytanie, najlepiej jakby odpowiedział na to ktoś prawdziwie wierzący, ale może być ktoś inny... Za co tak naprawdę człowiek ma trafić do nieba? Za samo to że wierzy w Boga czy za to że jest miłosierny dla bliźnich jak to nakazuje Nowy Testament? Czy może tylko za jedno i za drugie? Co np. z człowiekiem który nie wyznaje wiary chrześcijańskiej bo urodził się w kraju gdzie nie jest ona kultywowana i nie miał jak jej poznać, a mimo to jest szlachetny, miłosierny i czyni same dobre rzeczy? Albo nawet z człowiekiem który wierzył w Jahwe ale odwrócił sie od wiary a mimo to postępuje tak jak poprzedni osobnik...Czy taki człowiek trafia do nieba, do czyścca czy do piekła?
Kims prawdziwie wierzacym nie jestem, ale sproboje odpowiedziec ;] Poniewaz sam wielokrotnie zadawalem to pytanie. W pierwszym przypadku (urodzenie sie w innym kraju) czlowiek taki bedzie sadzony po czynach, ma jak najbardziej szanse na niebo i to rownie dobre jak chrzescijanin. Aspekt wiary po prostu nie jest brany pod uwage. Drugi przypadek - odwrocenie sie od wiary. Czlowiek wtedy ma zdecydowanie mniejsze szanse na trafienie do raju, w najlepszym wypadku czeka go czysciec. Dlaczego? W Ewangelii Mateusza chociazby (nie podam wersetu, nie uczylem sie na pamiec ;]) mozna wyczytac rozmowe Jezusa z faryzeuszami bodajze, w ktorej faryzeusze pytali o najwazniejsze przykazanie (mieli wlasna jakastam liste, ale prowadzili spory o hierarchie). Jezus odpowiada oczywiscie znanym wszystkim przykazaniem o milosci do Boga i blizniego. Poza tym Jezus mowi tez w pewnym miejscu, ze on jest "wrotami" do raju. Kto w niego uwierzy, ten dostapi nieba, a kto sie od niego odwroci - "tam bedzie placz i zgrzytanie zebami". Albo inny cytat: "Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. 33 Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" - Mt 10,32.
Co do samej religii mam takie samo podejscie jak ty, Radical. Nie jestem antyklerykalem, nie zwalczam kosciola na kazdym kroku, nie chce nikogo nawracac. Ja tylko szukam odpowiedzi. Szanuje religie i doceniam role, jaka odgrywa w zyciu wiekszosci ludzi. Bez tego swiat bylby gorszym miejscem.
A jakie religie przetrwały? Takie, które propagowały dobro i szły ramię w ramię z elementarną etyką.
I takie, ktore pojawily sie w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu. Posluze sie po raz kolejny cytatem z "Naukowego punktu widzenia" (calkiem niezla ksiazka, polecam kazdemu):
"Twórcy wielkich religii jak, Budda, Jezus, Mahomet, trafili swoimi
naukami na podatny grunt, a korzystne zbiegi okoliczności wpłynęły na ich
rozprzestrzenienie. Podobnych im, nauczycieli było dużo, ale nie mieli
szczęścia do korzystnych zbiegów okoliczności i przeminęli bez echa.
Korzystnym zbiegiem okoliczności dla chrześcijaństwa była dostrzeżona
przez cesarza Rzymu Konstantyna potrzeba zmian w walącym się cesarstwie.
Cesarz Konstanty dostrzegł szansę spoiwa łączącego obce sobie podbite
narody w rozprzestrzeniającym się chrześcijaństwie i w 324 r. zaakceptował
je, jako religię państwową. Zadbał również o materialne podstawy umożliwiające
rozwój nowej religii.
Dodatkowym, korzystnym zbiegiem okoliczności, było przeniesienie stolicy
cesarstwa w 330 r. do Konstantynopola. Umożliwiło to, dominującemu w
opuszczonym Rzymie chrześcijaństwu, wypełnienie powstałej luki i stanie
się centrum religijnym imperium. Z upływem czasu papiestwo staje się repliką
cesarstwa.
Dzisiejsza rzeczywistość jest więc skutkiem decyzji Konstantyna i
jego następcy Teodozjusza, który rozszerzył chrześcijaństwo na całe
imperium: od Bretanii po Syrię.
Jak wiec wygladalo by chrzescijanstwo, gdyby nie Konstantyn? Tego nie wie nikt... Ale warto sie zastanowic.
PS. Zell, za swojego będziesz się smażył w piekle.
Yay ^^
-
Rzucę tylko jeszcze sprostowanie:
Muszę? Pół tego tematu jest o bogu, już z 10 postów tu napisałem o tym, w co drugim było to samo.
Chodziło mi o odpowiedź na te nieścisłości które napisał Zell w poprzednim poście (zapomniałem dopisać).
Dzięki za odpowiedź na pytanie Zell. Biblii nie znam tak dobrze jak ty i byłem tego ciekaw.
-
A jakie religie przetrwały? Takie, które propagowały dobro i szły ramię w ramię z elementarną etyką.
Przetrwały raczej te religie, którebyły na tyle mocne i "brutalne", aby przetrwać. Przeciez chrześcijaństwo nie samym słowem bożym było przekazywane i nauczane. Miecz i ogień, na tym głównie opiera się ówczesny chrześcijański świat. Od tych czasów minęło wiele lat, Kościół przeszedł metamorfoze, utracił swoją pozycję. Ale został zmuszony przez postęp. Ludzie nie byli juz prostymi ludkami podatnymi na słowo klechy. Ludzie zaczęli zadawać pytanie, szukać odpowiedzi...
Kiedyś odwiedziłem pewnego znajomego. Po paru wypitych promilach weszliśmy na temat wiary. Ja, wierzący-niepraktykujący, zacząłem zadawac pytania, na które odpowiedzią było często "bo tak chciał Bóg", "był natchniony Duchem Świętym". A gdzie dowody?
To utwierdziło mnie trochę w wprzekonaniu że ludzie wierzą w to, co chcą, co im sie powie, często nie zastanawiając się nad treścią tego przekazu. Tak zostało powiedziane i tak ma być.
P.S. Zell, świetny post :]
-
zacząłem zadawac pytania, na które odpowiedzią było często "bo tak chciał Bóg",
Wait...to jak to jest ? Dał nam tą wolną wolę czy jednak bawi się nami jak kukiełkami ?
-
Dobre pytanie...
-
Myśle że da się na to odpowiedzieć. Bóg może decydować o tym kiedy się narodzimy i kiedy umrzemy, ale czyny które wykonujemy za życia są tylko i wyłącznie nasze własne. Dopiero po śmierci będziemy za nie sądzeni.
-
Ale osoba silnie wierząca powinna bardziej argumentować swoją wiarę niż "tak miało być" itp. Rozmawialiśmy np. o ewangeliach. Zapytałem się go, czy nie mogło być tak że zostały one napisane pod wpływem jakiś środków. I skąd wiemy że to co opisują to naprawdę słowo Boże? Odpowiedzią było że "był natchniony duchem świętym". A skąd to wiadomo? "Papież tak powiedział". Ale papież to człowiek. "Ale natchniony Duchem Świętym"
-
Myśle że da się na to odpowiedzieć. Bóg może decydować o tym kiedy się narodzimy i kiedy umrzemy, ale czyny które wykonujemy za życia są tylko i wyłącznie nasze własne. Dopiero po śmierci będziemy za nie sądzeni.
Tak, ale załóżmy w takim razie, że Bóg zadecydował sobie, że zginiesz w wieku 32 lat w wyniku śmiertelnego pobicia przez jakiegoś zbira. To w takim razie ten zbir był kierowany przez Boga czy może efekt jego "własnej woli" ?
-
Myśle że da się na to odpowiedzieć. Bóg może decydować o tym kiedy się narodzimy i kiedy umrzemy, ale czyny które wykonujemy za życia są tylko i wyłącznie nasze własne. Dopiero po śmierci będziemy za nie sądzeni.
Tak, ale załóżmy w takim razie, że Bóg zadecydował sobie, że zginiesz w wieku 32 lat w wyniku śmiertelnego pobicia przez jakiegoś zbira. To w takim razie ten zbir był kierowany przez Boga czy może efekt jego "własnej woli" ?
Dokładnie o tym samym pomyślałem po paru minutach od napisania tamtego posta i czułem że ktoś mi to wytknie. Możliwe że jedno można łączyć z drugim, śmierć była ukartowana ale motywy zbira jego własne. Bóg mógł zainicjować serie wydarzeń (niekoniecznie zachowania i czyny innych osób które zaprzeczałyby posiadaniu "własnej woli") która doprowadziła do tego że trafiło się akurat na niego w tamtym czasie. Trochę to naciągane ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.
-
Przejrzałem trochę posty wcześniejsze i naszło mnie takie stwierdzenie, jeśli się mylę proszę mnie poprawić.
Czy gdzieś nie jest zapisane że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo?
Jeśli tak, to czy dobro i zło nie było w nas od początku?
-
mi od dziecka wpajano wiarę chrześcijańską..cóż byłam zmuszana przez matkę do chodzenia do kościoła, jak nie to były jakieś kary. Czasami nawet udawało się,ze jest się chorym,żeby obowiązek człowieka ominął.
Mój tata jest wierzący niepraktykujący,ale chcąc uniknąć nieporozumień też obstawał na tym,żeby do kościoła chodzić. Zresztą obie moje babcie też były bardzo mocno wierzące.
Mimo wszystko wychowano mnie bez miłości do kościoła-trzeba było tam po prostu chodzić z obowiązku, nie z potrzeby , dlatego od początku studiów w "domu bożym" byłam pare razy-na święta. Wszystko ogólnie wywołało pewien zamęt . Sama uż nie wiem czy Bóg istnieje-choć jak byłam młodsza jeszcze w niego wierzyłam .
Myślę,że sporo zaszkodziło to odbieranie mi wolnej woli w wyborze tego co robię ze swoją wiarą i to,że nie mogłam sama decydować, którą drogą pójdę. Powstał jakiś takinaturalny pęd do wolności , która była mi od dziecka odbierana.
Cóż...jak chodzi o wiarę tochyba najbardziej jestem deistką. Mam chwile zwątpienia i sama nie jestem pewna czy bóg isnieje,ale jednak chce wierzyć. Nawet jeśli ten Bóg nie miałby być istotą sensu stricto, to coś rozpoczęło ten "pęd życia". W każdym razie:
zacząłem zadawac pytania, na które odpowiedzią było często "bo tak chciał Bóg",
Wait...to jak to jest ? Dał nam tą wolną wolę czy jednak bawi się nami jak kukiełkami ?
chyba jednak bawi się [o ile jest istotą]. Obserwuje. Czasami wyobrażam sobie to jak gigantyczne simsy, gdzie przecież łatwoutopić jednego sima w basenie,bo "przypadkiem" urwie się barierka. Bóg stoi ponad nami i kto wie, czy nie stworzył nas z nudów w wieczności. Jeśli jesteśmy tylko zabawką, to nic dziwnego,że tak łatwo pozwalać nam na śmierć-w końcu jest nas tyle, dla jednej , potężnej istoty być może wszyscy jesteśmy tacy sami [a napewno podobni].
Tu pojawia się tylko jeden problem-skoro jesteśmy tylko zabawkami, to po co nam dusza? Jeśli wszyscy byli byśmy tacy sami, to po co, ktoś miałby zapewiać nam nieśmiertelość i "dobre warunki" po śmierci? Pesymistyczna teoria,ale z każdym słowem upewniam się w przekonaniu,że jesteśmy jak zwierzęta, które w drodze ewolucji rozwinęły większy mózg i chwytne kończyny,ale nie mogły zapewnić sobie nieśmiertelnej duszy-bo nie można stworzyć czegoś z niczego-a z czego miałaby ewolułować dusza?
-
Tu pojawia się tylko jeden problem-skoro jesteśmy tylko zabawkami, to po co nam dusza? Jeśli wszyscy byli byśmy tacy sami, to po co, ktoś miałby zapewiać nam nieśmiertelość i "dobre warunki" po śmierci? Pesymistyczna teoria,ale z każdym słowem upewniam się w przekonaniu,że jesteśmy jak zwierzęta, które w drodze ewolucji rozwinęły większy mózg i chwytne kończyny,ale nie mogły zapewnić sobie nieśmiertelnej duszy-bo nie można stworzyć czegoś z niczego-a z czego miałaby ewolułować dusza?
Przyjmując te stwierdzenia to dusza jest czymś w stylu naszego AI. Jeśli przyrównamy to do w/w Simsów to ich polygony i tekstura są naszym ciałem, a reszta kodu binarnego to dusza. Zapewnianie nieśmiertelności i "dobrych warunków" można różnie odbierać. Nieśmiertelnością może być równie dobrze wędrówka duszy do innego ciała po śmierci. Dobre warunki ? Do tego jeszcze nie doszedłem...Możliwe, że ślepa nadzieja, że po śmierci odrodzimy się jako ktoś lepszy ? A te wszystkie chrześcijańskie zakazy i nakazy ? W grach też możemy dawać postaciom różne ograniczenia, co mogą zrobić, a co nie.
Jeszcze jedno - czy ludzie dalej uważają, że "Niebo" to wielka polana zrobiona z chmur ?
-
Na wczesniejsze posty postaram sie odpowiedziec wieczorem albo jutro, bo mam teraz srednio duzo czasu... Liczylem na to, ze przyjdzie jakis obronca wiary i wywiaze sie ciekawa polemika, ale czego oczekiwac wsrod takich bezboznikow jak wy ;] Anyway, zawsze moge tu wkleic:
DRUGA CZESC WYPOCIN ZELLA
5. PRZYPOWIESC O WILLI
Pewien mezczyzna wybudowal sobie wille. Wille, w najdokladniejszym tego slowa znaczeniu - 100 pokoi, 25 sypialni, dwie sale balowe, trzy baseny, pole golfowe, wnetrza wystrojone zyrandolami pokrytymi zlotem, w oknach witraze, na scianach arrasy. Po prostu ideal. Czlowiek ow splodzil sobie gromadke potomstwa. Zyl z potomstwem we wzorowej milosci rodzicielskiej az do pewnego dnia. Kilkoro z jego synow zbuntowalo sie przeciwko niemu. Czlowiek ten wpadl w gniew, po czym wyrzucil cale swoje potomstwo z wlasnego domu. Razem ze zbuntowanymi dostep do willi zamkniety zostal wszystkim pozostalym synom i corkom, a nawet noworodkom, ktore nie zdazyly zakosztowac ani wspanialosci willi ani calkowitej bliskosci swego ojca. Cale to potomstwo wyrzucone zostalo w najbardziej zepsuta dzielnice w okolicy. Brud, smrod i zgorszenie - te slowa najlepiej opisuja nowe miejsce zamieszkania calej gromady. Co wiecej - ojciec okazuje przejaw "rodzicielskiej milosci" - zapowiada, ze ulituje sie nad tymi, ktorzy beda zyli dobrze w owym miejscu przez najblizszych 20 lat i laskawie udzieli im dostepu do willi na wiecznosc. Reszte natomiast zostawi na pastwe grasujacych w okolicy wilkow.
Jak oceniasz postepowanie ojca wobec noworodkow?
Odpowiedziec na to pytanie musi sobie kazdy sam. Prosze tylko miec swiadomosc, ze Bog postapil z nami dokladnie tak samo.
6. PRZYPOWIESC O PARTII POLITYCZNEJ
Inny mezczyzna postanowil zalozyc partie polityczna. Posiadal swoj wlasny, bardzo rozbudowany i bardzo dobry program. Potrzebowal jednak czlonkow, ktorzy pomoga mu w gloszeniu tegoz programu. Po utworzeniu partii i przyjeciu sporej rzeszy ochotnikow mezczyzna udostepnil swoj program i nakazal czlonkom partii gloszenie go zwyklym ludziom. Zauwaza jednak, ze niektorzy czlonkowie partii sa ludzmi bardzo zlymi - dopuszczaja sie przestepstw, maja zla opinie publiczna. Mezczyzna zamiast zwolnic ich jednak w obronie swego dobrego imienia pozostawia ich na swoich stanowiskach. Co wiecej - niektorzy czlonkowie zaczynaja interpretowac podany przez mezczyzne program, czesto dochodzac w swoich przemysleniach do calkowicie sprzecznych przemyslen. I tak przez pewien czas dzialania partii pewne rzeczy byly oczywistymi prawdami, po jakims czasie natomiast momentalnie stawaly sie herezjami. Co wiecej - niektorzy czlonkowie partii dopuszczaja sie sabotazu partii o innych pogladach. Mezczyzna jednak nic w tej sprawie nie robi.
Zakladam, ze kazdy bardzo dobrze wie, kim jest ow "mezczyzna". Nie jest to wprawdzie zaden dowod, lecz zastanawiajace jest postepowanie Boga w tej sytuacji. Jestem juz nawet w stanie poniekad zrozumiec Swieta Inkwizycje - Bog mogl chciec dac cos w rodzaju nauki dla przyszlych pokolen, ze postepowanie takie jest zle i nie interweniowal stanowczo. Jednak zastanowmy sie... Co bysmy my zrobili, gdybysmy byli na miejscu Boga i zechcielibysmy szerzyc nasze nauki wsrod ludzi? Czy jako naszych namiestnikow wybralibysmy omylnych ludzi, ktorzy interpretuja nasza nauki jak im sie podoba i w danym momencie odpowiada, czesto sprzecznie ze soba? O ilez rozsadniejszym posunieciem byloby zeslanie innych istot do gloszenia przeslania Pisma Swietego lub chociazby oznakowanie uprzywilejowanych czyms w rodzaju stygmatow (o ktorych wypowiem sie zreszta pozniej).
Majac na mysli sprzeczne rozumienie nauk mam oczywiscie wprowadzanie kolejnych dogmatow, ale tutaj po raz kolejny zacytuje ksiazke "Naukowy punkt widzenia" Marcela Kolodziejskiego:
Gdybyś żył, Czytelniku, za czasów króla Jagiełły i byłbyś katolikiem, przypuszczalnie uczestniczyłbyś w nabożeństwie na polach
Grunwaldu, a nie we mszy, której wówczas jeszcze nie było. Spożywałbyś komunię pod dwoma postaciami, chleba i wina, ponieważ cztery lata później sobór w Konstancji zabroni laikatowi spożywania wina w czasie komunii. Nie popełniłbyś również grzechu, gdybyś eucharystię uważał za symbol, a nie jako "cały Chrystus", ponieważ dopiero za 135 lat zbierze się sobór w Trydencie i ustali: "Jeśli ktoś przeczy temu, że w Najświętszym sakramencie Eucharystii zawarte są prawdziwe, rzeczywiste i substancjalne ciało i krew wraz z duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc i cały Chrystus, i twierdzi, że tam jest tylko jako w znaku, symbolu, obrazie lub poprzez swoją moc, niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych". „Wyłączony ze społeczności” znaczyło - heretyk! Eucharystia ma więc zaledwie 450 lat. To, co było prawdą przez 1500 lat, od soboru w Trydencie stało się herezją!. Kto więc jest twórcą herezji ? Mógłbyś nie być katolikiem i liczyć na zbawienie, ponieważ jeszcze nie było soboru we Florencji, na którym postanowiono, że "przynależność do Kościoła katolickiego jest absolutnie konieczna do zbawienia". Sobór ten "zamknął" drogę do zbawienia wszystkim innym!. Wbrew pozorom, to humorystyczne "zabronienie Bogu możliwości zbawienia innych" było dobrze przemyślanym posunięciem o olbrzymich i dalekosiężnych konsekwencjach. Dało ono papiestwu podstawę do nawracania przemocą heretyków na katolicyzm, rzekomo dla ich dobra, Głoszono, że jeżeli zabije się heretyka, to czyni mu się przysługę, ponieważ zapobiega się przyjściu na świat dzieci, które zginęłyby w ogniu piekielnym. Za czasów króla Jagiełły mógłbyś lekceważyć tradycję i nie popełniłbyś grzechu, ponieważ nie było jeszcze soboru trydenckiego, uznającego tradycję za równoważną z Pismem Świętym. Nie podejrzewałbyś, że Maria została poczęta jak Jezus, czyli bez grzechu pierworodnego. Przypuszczalnie uznałbyś to za herezję, ponieważ przez to zrównałaby się z Jezusem. Obecnie jest już koronowaną Królową Niebios. Wiedziałbyś, że umarła jak każdy człowiek, bo nie wymyślono jeszcze Jej „wniebowzięcia z ciałem i duszą". Papieża uważałbyś za człowieka omylnego. Wszystko to było zgodne z ówczesną nauką Kościoła katolickiego. Sobory lub papieże systematycznie dodawali te i inne "prawdy" i nakazywali w nie wierzyć. Katolicy, żyjący tysiąc lat przed królem Jagiełłą, nie nazywaliby matki Jezusa "Matką Boską", ale matką Chrystusa. Doskonale wiedzieli, że urodziła człowieka.
To, że trzeba Ją nazywać "Matką Boską", dowiedzieli się dwadzieścia lat później po soborze w Efezie, a 120 lat po tym fakcie - że jest w Rzymie „następca” Piotra, czyli papież, któremu podlegają. O istnieniu czyśćca, miejsca, gdzie dusze zmarłych cierpią męki, dopóki nie spłacą długu lub nie zostaną wykupione przez ofiary żywych, dowiedzieli się w 593 roku od papieża Grzegorza I. Ze zdziwieniem również stwierdzili, że po roku 600-ym, na polecenie tego samego papieża, nabożeństwa są odprawiane po łacinie i oni nic nie rozumieją. W VIII wieku katolicy musieli przyjąć, że krzyż - odpowiednik dzisiejszej szubienicy - narządzie cierpienia Jezusa i pierwszych chrześcijan, jest teraz święty i należy go czcić. Wprowadził to sobór w Nicei. Ale dlaczego pominięto włócznię i koronę cierniową? W największym skrócie przedstawiłem Ci, Czytelniku, tylko podstawowe, historycznie udokumentowane fakty. Mam nadzieję, że pomoże to obiektywnie ocenić dogmaty w które wierzysz."
Wniosek - Bog sam sobie winien. Poprzez tak niejasne wylozenie nauk mamy dzis to co mamy, czyli wciaz nowe dogmaty. A wybudowanie przybytku czy uszycie szat, efodu i pektoralu dla Aarona potrafil wylozyc z dokladnoscia do jednej wstazki...
7. STYGMATY, CIALA ZACHOWANE PO SMIERCI I INNE CUDA
Na wstepie chcialbym zaznaczyc moj stosunek do cudow - wierze w istnienie cudow. Nie wierze natomiast w boskie ich pochodzenie. Cud - zjawisko nadprzyrodzone - to wszystko tylko gra slow. Tak naprawde to, jak nazwiemy dane zjawisko zalezy tylko i wylacznie od stanu naszej obecnej wiedzy. W dawnych czasach mianem "znaku boskiego" okreslany byl piorun (jako atrybut Zeusa) czy sztorm na morzu (jako gniew Posejdona). Dzis juz doskonale znamy schemat powstawania obu tych zjawisk i nie sa one dla nas niczym niezwyklym. Dokladnie tak samo wyglada sytuacja ze zjawiskami nazywanymi dzis "cudami" - kiedys bedziemy w stanie je wytlumaczyc. Nigdy jednak nie bedziemy wiedziec wszystkiego i zawsze pozostanie cos, co bedziemy mogli przypisac Bogu... Taka juz ludzka natura. Ja wierze w zjawiska nazywane "cudami", jednak cos takiego jak cud nie istnieje. Istnieja zjawiska, ktorych nie potrafimy w danej chwili wytlumaczyc.
Cuda sa czesto uzywanym przez chrzescijan "dowodem" na prawdziwosc ich wiary. Stygmaty, ciala ktore po smierci zachowuja sie w swietnym stanie, uzdrowienia itd. itp. Jednak zaglebiajac sie nieco w ten temat zauwazamy kilka podejrzanych watkow:
Stygmaty - Symbole szczegolnego zwiazku z Bogiem, rany pojawiajace sie w miejscach odpowiadajacych ranom Jezusa Chrystusa... Ale czy aby napewno? Po pierwsze: gwozdzie podczas ukrzyzowania nie byly wbijane, zgodnie z obecnym wyobrazeniem, w dlonie, lecz w nadgarstki. Po drugie: w Pismie Swietym nie jest napisane, ktory bok Jezusa zostal zraniony wlocznia. I zeby bylo zabawniej, jedni (uznani przez KK) stygmatycy krwawia z lewego boku, a inni z prawego. Kolejny zastanawiajacy fakt, cytuje za Wikipedia: "Similarly, no case of stigmata is known to have occurred before the thirteenth century, when the crucified Jesus became a standard icon of Christianity in the west.". Wikipedia jednak nie zawsze jest wiarygodnym zrodlem, wiec sprawdzilem podana informacje. I o ile na temat ustanowienia ikony w XIII w. nie znalazlem poki co nic, przyjrzyjmy sie liscie uznanych przez kosciol stygmatykow:
St. Francis of Assisi (1186-1226);
St. Lutgarde (1182-1246), a Cistercian;
St. Margaret of Cortona (1247-97);
St. Gertrude (1256-1302), a Benedictine;
St. Clare of Montefalco (1268-1308), an Augustinian;
Bl. Angela of Foligno (d. 1309), Franciscan tertiary;
St. Catherine of Siena (1347-80), Dominican tertiary;
St. Lidwine (1380-1433);
St. Frances of Rome (1384-1440);
St. Colette (1380-1447), Franciscan;
St. Rita of Cassia (1386-1456), Augustinian;
Bl. Osanna of Mantua (1499-1505), Dominican tertiary;
St. Catherine of Genoa (1447-1510), Franciscan tertiary;
Bl. Baptista Varani (1458-1524), Poor Clare;
Bl. Lucy of Narni (1476-1547), Dominican tertiary;
Bl. Catherine of Racconigi (1486-1547), Dominican;
St. John of God (1495-1550), founder of the Order of Charity;
St. Catherine de' Ricci (1522-89), Dominican;
St. Mary Magdalene de' Pazzi (1566-1607), Carmelite;
Bl. Marie de l'Incarnation (1566-1618), Carmelite;
Bl. Mary Anne of Jesus (1557-1620), Franciscan tertiary;
Bl. Carlo of Sezze (d. 1670), Franciscan;
Blessed Margaret Mary Alacoque (1647-90), Visitandine (who had only the crown of thorns);
St. Veronica Giuliani (1600-1727), Capuchiness;
St. Mary Frances of the Five Wounds (1715-91), Franciscan tertiary.
Catherine Emmerich (1774-1824), Augustinian;
Elizabeth Canori Mora (1774-1825), Trinitarian tertiary;
Anna Maria Taïgi (1769-1837);
Maria Dominica Lazzari (1815-48);
Marie de Moerl (1812-68)
Louise Lateau (1850-83), Franciscan tertiaries.
Nie jest to kompletna lista, pominietych zostalo kilku stygmatykow mniej znanych. I coz mozna zauwazyc? Pierwszym odnotowanym stygmatykiem jest sw. Franciszek z Asyzu (nie znalazlem zadnej informacji na temat wczesniejszych stygmatykow) zyjacy na przelomie XII i XIII w. Po tym wydarzeniu stygmatycy zaczynaja sie pojawiac bardzo czesto i regularnie (przypominam, ze lista nie jest kompletna). Dzielo przypadku? Byc moze. A byc moze nie.
Inne cuda - tutaj nie prowadzilem takiej analizy. Zastanawia jednak pewien fakt - chrzescijanie uzywaja cudow jako argumentu, ze ich religia jest prawdziwa, a cuda sa nagroda Boga katolickiego za wiare w niego. Jaki jest wiec ich stosunek do cudow w innych religiach? Chociazby sprawa Dashi-Dorzho Itigilova, ktorego cialo zachowuje sie (jak u wiely swietych chrzescijanskich) po smierci w prawie nienaruszonym stanie. Chociazby sprawa Thich Quang Duca, ktory spalil sam siebie podczas medytacji. Okazalo sie, ze cale cialo uleglo spaleniu, serce jednak pozostalo. Probowano je poddac kremacji, serce jednak wciaz nie uleglo. Po tym wydarzeniu serce to zostalo uznane jako swiety relikt. Chociazby cuda Mahommeta (odpowiednik cudow Jezusa, w ktore wszyscy chrzescijanie tak nieskonczenie wierza), chociazby cuda dziejace sie dzis za sprawa hinduskich joginow. Nie zaglebialem sie w ten temat jeszcze na tyle, by pisac o nim prace magisterska, ale mimo wszystko wydaje sie to byc bardzo ciekawym zagadnieniem. Przypadkiem posiadam rodzine w Indiach, wiec skontaktuje sie z nimi. W Polsce niestety uzyskanie takich informacji jest ciezsza sprawa...
Moje pytanie brzmi - jaki jest stosunek Kosciola Katolickiego do cudow w innych religiach?
8. SPRAWA TROJCY SWIETEJ
Czyli sprawa jednego z glownych dogmatow Kosciola Katolickiego. Liczylem na rzeczowe wytlumaczenie pochodzenia dogmatu, w odpowiedzi dostaje jednak cytaty z Biblii (np. Mt 28, 19; 2 Kor 13,13; Ef 4, 4-6; 1 Kor 12,4-6), ktorych interpretacja jest baaardzo dowolna i naciagana. I naprawde trzeba wierzyc w trynitaryzm, zeby znalezc w Pismie Swietym ta idee. Jednak przeciwko niej mozna znalez duzo bardziej oczywiste fragmenty Pisma Sw. Jezus nie zna zamiarow Boga ("Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec." - Mk 13,32 - na temat przyjscia Krolestwa Niebieskiego), wprawdzie zgadza sie z jego wola, choc ma watpliwosci, prosi go o zmiane planow ("Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty" - Mt 26,39 - modlitwa w ogrojcu), utrata nadziei ("Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?" - Mt 27,46 - na krzyzu), przyznaje swoja mniejszosc ("Ojciec większy jest ode mnie" - J 14,28) itp. Na przeciw temu wszystkiemu wychodzi zaledwie kilka naciaganych cytatow z Biblii. Zadnych stanowczych stwierdzen Boga w sprawie jednego z najwazniejszych dogmatow! Czyzby Bog chcial doprowadzic do rozlamow w swojej wlasnej religii (swiadkowie Jehowy chociazby)? Nie sadze...
KONIEC CZESCI DRUGIEJ ;]
Zapraszam do komentarzy.
-
Przejrzałem trochę posty wcześniejsze i naszło mnie takie stwierdzenie, jeśli się mylę proszę mnie poprawić.
Czy gdzieś nie jest zapisane że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo?
Jeśli tak, to czy dobro i zło nie było w nas od początku?
O ile się nie myle w Księdze Rodzaju jest to napisane, ale nie jest tam jednoznacznie określone na czym polega "stworzenie na swój obraz i podobieństwo". Może to oznaczać podobieństwo w sensie wyglądu zewnętrznego i nic innego. Ewa została wpierw skuszona do grzechu/zla przez węża, a później Adam przez Ewę (jakie to szowinistyczne ;f), oznacza to że zło drzemało w człowieku już wcześniej tylko trzeba było je "wyzwolić". Jak pisałem podobieństwo nie koniecznie mogło tyczyć się tego że tak jak człowiek, Bóg nie jest istotą doskonałą i zdolną do zła, ale samego wyglądu. Tylko teraz jest inne pytanie, czy Bóg tworząc coś niedoskonałego jak człowiek, a raczej coś co w jego zamierzeniu miało być doskonałe (ale się nie udało bo skosztował on jednak tego zakazanego owocu), nie pomylił się i sam przez to jest istotą niedoskonałą?
chyba jednak bawi się [o ile jest istotą]. Obserwuje. Czasami wyobrażam sobie to jak gigantyczne simsy, gdzie przecież łatwoutopić jednego sima w basenie,bo "przypadkiem" urwie się barierka. Bóg stoi ponad nami i kto wie, czy nie stworzył nas z nudów w wieczności. Jeśli jesteśmy tylko zabawką, to nic dziwnego,że tak łatwo pozwalać nam na śmierć-w końcu jest nas tyle, dla jednej , potężnej istoty być może wszyscy jesteśmy tacy sami [a napewno podobni].
W Biblii jest opowieść o Mojżeszu. Bóg postanowił uczynić żydów narodem wybranym i "wyrwać ich z ziemi egipskiej, domu niewoli". W jaki sposób to zrobił? Najłatwiej byłoby mu namieszać w głowie Faraona i reszty Egipcjan by po prostu puścili ich wolno, ale równałoby się to z odebraniem im wolnej woli. Bóg postąpił inaczej i doprowadził do wydarzeń które umożliwiły wykonanie jego celu, plagi egipskie, pomaganie Mojżeszowi a na samym końcu utopienie Egipcjan w morzu czerwonym. To by potwierdzało to co napisałem w sumie w poprzednim poście, tylko że napisałem tam że jest to "naciągane". Dlaczego? Bo przez ingerowanie w to co się działo wtedy na świecie (ale nie samo "sterowanie" ludźmi za pomocą umysłów), Bóg uniemożliwił Egipcjanom zrobienie tego co oni chcieli, czyli zatrzymanie Żydów w Egipcie i dalsze sprawowanie nad nimi władzy. Czy to nie jest jednak odbieranie komuś wolnej woli?
Nie jestem ani obrońcą wiary ani jej przeciwnikiem, ale też szukam sensu lub jego braku w Biblii, zadaje z ciekawości pytania i szukam odpowiedzi tak jak ty Zell (ale odnośnie samych nieścisłości które są w Biblii bo jak pisałem tego czy jakiś Bóg istnieje czy nie, nie da się stwierdzić) więc odpowiem poprzez własny tok myślenia na jedną rzecz w twoim poprzednim poście ;]
8. Sprawa trójcy świętej. Jezus był synem Bożym, ale na ziemi był pod postacią człowieka i miał słabości typowe dla człowieka, bał się ukrzyżowania, bólu i cierpienia i pytał się Boga ojca czy nie uda się odkupić świata w inny sposób niż jego śmierć na krzyżu. Nie uważam jednak by wątpił chociaż przez chwilę w słuszność Bożego planu, po prostu bał się ukrzyżowania i tyle. Jako że targały nim takie "ludzkie" słabości mógł powiedzieć że "Ojciec większy jest ode mnie", ale po zmartwychstaniu i wstąpieniu do nieba stał się z nim i z Duchem Świętym na równi i tą samą osobą w trzech postaciach. Tak to rozumiem.
Na temat reszty rzeczy które napisałeś nie mam teraz głowy by dokładniej rozmyślać (aż się boję kolejnych części xD), ale może jeszcze napisze coś później.
-
Dobra. Obalanie dogmatów wiary jest zbyt łatwe. Dla zabawy, obiorę przeciwne stanowisko... ehm ehm:
NIEWIERNI!!! Śmiecie wątpić w Jego nieskończoną dobroć i wyrozumiałość? Tak dziękujecie waszemu Ojcu, który tchnął w wasze nic nie warte ciała duszę? Który pokazał jak kochać i jak czynić dobro? I GDZIE SĄ WASZE BERETY WY DIABŁY WCIELONE?
Jak oceniasz postepowanie ojca wobec noworodkow?
Odpowiedziec na to pytanie musi sobie kazdy sam. Prosze tylko miec swiadomosc, ze Bog postapil z nami dokladnie tak samo.
Może inaczej. Adam i Ewa złamali słowo dane Panu, nadwyrężyli jego zaufanie i uświadomili mu, że ich serca są skłonne do grzechu. Nie mógł tolerować tego w raju, a zatem puścił ich w świat, aby poprzez swoje czyny mogli zasłużyć na powrót. Dobro nie może istnieć bez zła. Skoro obie te wartości mogą się znaleźć w sercu człowieka, to tylko ci, którzy będą dobrzy, będą mogli dostąpić zaszczytu przebywania w niebie. Bo raj to chyba to samo co niebo, no nie?
(dobra, wiem, że to głupie pieprzenie, no ale zostawmy może ten raj i przypowieści, bo to bajki dla niepiśmiennych dzieci ze średniowiecza).
Przejrzałem trochę posty wcześniejsze i naszło mnie takie stwierdzenie, jeśli się mylę proszę mnie poprawić.
Czy gdzieś nie jest zapisane że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo?
Jeśli tak, to czy dobro i zło nie było w nas od początku?
Obraz i podobieństwo. Jak dla mnie to oznacza, że jesteśmy do niego podobni fizycznie. Ale to też przypowieści ze średniowiecza.
OK, wszystko fajnie, śmiejemy się z symboliki w bibli, wytykamy jej elementarne braki logiki i zaprzeczenia do tego, czym stał się Kościół. No ale to nie tam trzeba szukać religii. Biblia to medium, symbol, tak jak krzyż, czy opłatek, nie żaden fundament wiary. A jeżeli nim jest, to już dawno się rozpadł i religia stoi twardo na innych. Pisałem to już kilka razy, ale jako że tu ostatnio piszemy dużo, to poświęcę się i napiszę jeszcze raz. Temat dzisiejszego oratorium Dr. Hab. Tantalusa brzmi "Istota wiary".
Rany, jak łatwo jest w tych czasach ateistą. Kościół jest momentami tak zacofany i konserwatywny w głoszonych przez siebie naukach, że człowieka samego od wiary odstrasza. Nie mówię już nawet o moherach i Ojcu Dyrektorze, których można skutecznie wykorzystać do straszenia dzieci (ja mam w rodzinie dwóch moherów, w tym jednego w domu. Słaba sprawa). Co by nie mówić, większość z nas tutaj, a na pewno ci co się tutaj wypowiadają, reprezentujemy inteligencję i nam najłatwiej dostrzec te wszystkie bugi w systemie Kościoła i jego wiary. Nie możemy być wobec nich obojętnymi i większość z nas, bardziej lub mniej odważnie, zbacza ze ścieżki Pana w kierunku mroków ateizmu. Oczywiście, to zależy od wielu czynników, od nastawienia rodziców, od skłonności auto-analitycznych, od stopnia asertywności danej jednostki. Nie mnie jednak, chociaż Kościół może mówić wiele rzeczy, a każdy na ulicy powie nam, ze żyjemy w kraju katolickim, prawdziwie wierzących w Boga jest w tym kraju garstka. W społeczeństwie wyróżniamy:
a) "wierzący niepraktykujący" - twór tworzący się u niezdecydowanych ludzi, którzy boga nie potrzebują, ale za to chcieliby odprawić kiedyś bajerancki ślub kościelny i posłać dzieci do pierwszej komunii. Uczęszczają do kościoła tylko w święta, obchodzą te najbardziej komercyjne święta religijne (Boże Narodzenie stało się już praktycznie świętem świeckim, skoro nawet w shintoistycznej Japonii jest powszechnie obchodzone). Stanowią znaczną większość społeczeństwa
b) dewotów i ortodoksyjnych "katolików" - nie bójmy się tego słowa, są to oszołomy Rydzyka i jemu podobne. Na szczęście, w bardzo znacznej większości są to ludzie staży, więc możemy liczyć na to, że wymrą w ciągu najbliższych 30 lat. I całe szczęście. Nie jestem specjalnie okrutny, czy nieczuły, ale bez pewnych ludzi ten świat byłby lepszy. Oni są takimi ludźmi. Stanowią ułamek społeczeństwa - na tyle niewielki, aby reszta go ignorowała, ale na tyle duży, że dybią na niego partie rządzące. Warto zaznaczyć - nie uważam ich za chrześcijan. Gdyby Pan Bóg chciał mieć takich wyznawców, nie dawałby nam wyobraźni i możliwości zdrowego myślenia.
c) Ateistów i agnostyków - czyli ludzi, którzy są albo pewni tego, że boga nie ma albo twierdzą, że nie da się tego dowieść. W każdym razie, ludzie niewierni. Stanowią sporą rzeszę społeczeństwa, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że ok. 30%. Warto też zaznaczyć, że większość tej grupy, to "inteligencja". Oczywiście, nie chcę napiętnować wiernych i mówić, że to idioci, nic z tych rzeczy. Przeczytajcie dalej.
d) Wierzący - niewielka grupka ludzi, którzy naprawdę wierzą w boga (jaki by nie był, bo wyznanie nie jest w tej chwili ważne). Pozostają mimo to otwarci na świat, nie zaprzeczają nauce, nie wierzą święcie w słowa wypisane w Biblii i nie propagują chrześcijaństwa rodem ze średniowiecza jak grupa b). Tak jak w wypadku punktu c), w większości to inteligenci, ale już w mniejszej proporcji. Wynika to z tego, że w naszym kraju "wypada" być chrześcijaninem większość wierzy (i ląduje w grupie a).
Krótko mówiąc i żeby nie odbiegać za bardzo od tematu - zdrowe podejście do religii (opcje c i d), w którym zawarta jest religia w tym swoim najpiękniejszym wydaniu lub też jej brak, to są jedyne wartościowe objawy religijności. W pewnym momencie swojego życia, człowiek powinien stanąć po którejś z tych stron - tylko wtedy będzie mógł naprawdę nazwać siebie człowiekiem wierzącym lub powiedzieć głośno, że żadnego boga nie potrzebuje. Odejdźmy jednak na chwilę od chrześcijaństwa, tak skutecznie tu zwalczanego. Skupmy się na religii ogólnie. Napisałem już jak wierzyć/nie wierzyć, aby nasze przekonanie miało jakąś wartość duchową. Czas na pytanie "Po co wierzyć?".
"Kiedy przede mną straszna głębina
Boże, Ty o mnie nie zapominasz
Kto Tobie patrzy prosto w oczy
Ten się nie boi do wody skoczyć"
Alleluuuuujjjaaaaa, alleluuuuuuuujaaaa! Tak śpiewa punk rockowy zepsuł "Arka Noego" na swoich płytach. Nie żebym znał ich artystyczne dokonania, przed chwilą zgooglowałem po lirycsy. Lubię piosenki do fajnym przesłaniem hehe. Zasadniczo ten trafny cytat w pewnym stopniu pokazuje samą istotę religii. No bo po co mamy w cokolwiek wierzyć? Po co mamy trzymać się jakichś przykazań, chodzić co tydzień do kościoła albo słuchać jakiegoś nudnego imama na salacie w meczecie. Człowiek ma taką naturę, że nie robi rzeczy od tak sobie, zawsze chce czerpać z tego jakieś korzyści dla siebie. Religia... nie, wróć, nie religia... wiara, ma w sobie moc, której jej nigdy nie odmawiałem i zawsze uważałem, za dużą potęgę. Nie ważne jest w co wierzysz. Oczywiście, tak długo, jak twoja wiara jest silna i niezachwiana. Wiara daje motywacje, daje siłę i pomaga tym, którzy pomocy potrzebują. Daje nadzieję na lepszą przyszłość tym, którzy stracili sens życia. We wierze można się odnaleźć, dzięki niej człowiek może podnieść się i iść dalej przez życie. I po to ludzie wierzą. Nie koniecznie w boga, ale bóg, chociażby ten chrześcijański, nie jest złą opcją na wiarę. Jest miłosierny i obiecuje życie wieczne w raju. To wielu ludziom wystarczy, aby w niego wierzyć, a skoro przy okazji wiara w niego wiąże się z szerzeniem dobra, pomocy bliźnim itp., no to tej religii trudno odmówić piękna i uroku, można jej nawet wybaczyć tej setki milionów wymordowanych niewiernych w latach ciemnoty i zabobonów. Wiara to naprawdę duża siła, a skoro jest za darmo, to czemu z niej nie korzystać. Dobry bóg nie jest zły.
Patrząc jednak z drugiej strony, nie można oprzeć się wrażeniu, że religia jest dla ludzi słabych i/lub pokrzywdzonych przez życie. Jako ateista nie mogę temu w pełni zaprzeczyć, bo fakt, do takich osób religia trafia najłatwiej. Skoro cały świat jest zły, skoro wszystko nam się wali na głowę, skoro nie mamy co z sobą zrobić, dla kogo żyć, kiedy nie zostało nam już nic... zawsze zostaje nam religia. Drzwi kościoła są zawsze otwarte (przynajmniej tak słyszałem), modlitwa nic nie kosztuje, a kto wie... może to Zell nie ma racji? Może sprawiedliwy i wyrozumiały Ojciec patrzy na nasze poczynania i z otwartymi rękoma przywita zagubioną owieczkę? Dowiemy się, jak kopniemy w kalendarz.
Nie mniej jednak, ateizm też ma swoje plusy. Słyszałem ostatnio krótką, ale zwięzłą formułkę, która ten pogląd religijny podsumowuje - ateizm jest afirmacją życia. Człowiek nie wierzy w to, że czeka go życie po śmierci, nie czeka na niebo i nie skupia się na tym, aby do niego się dostać. Wie, że życie to jedyne co mamy i korzysta z niego tak, aby niczego nie żałować i nie patrzeć ciągle za siebie ani daleko w przód. Ateizm wyklucza istnienie boga jako takiego. Ja, jako ateista uważam, że rozumiem samą istotę istnienia religii i boga uważam za symbol, za obiekt, w którego stronę można wiarę ukierunkować (mam nawet jedno porównanie, ale jest niesmaczne i nie chcę nikogo zrazić heh). Ateizm jednak nie implikuje tego, że człowiek w nic nie wierzy. A skoro wiara jest istotą religii, to ateizm i chrześcijaństwo nie zawsze są przeciwieństwami.
Dobra, czas na puentę, bo jak zawsze zabrnąłem trochę za daleko i straciłem wątek. To o czym ja pisałem? Chyba chciałem zabrać stanowisko, które bronić będzie wiary w Boga. No więc bronię, bo wiara w Boga jest wporzo i mam szacunek do chrześcijan. Oczywiście, o ile jest to zdrowy stosunek do wiary, a nie jakaś niefajna opcja. Bo w tej chwili, jeżeli wykluczymy księży, nie znam nikogo kogo mógłbym nazwać chrześcijaninem. Wiadomo, Kościół zbudowany jest na kłamstwie, morderstwach, głupocie i zabobonach. Ale jeżeli odgraniczymy go od samego pomysłu religii, to zostanie nam to, co jest w niej wartościowe i dla czego warto wierzyć w boga.
Posłowie:
Tak już dodaję, żeby sprostować. Gardzę samą instytucją Kościoła, uważam ją za głupią i przeczącą idei wiary w swoich podstawowych założeniach. Nie podoba mi się, że Kościół z religii, która powinna być czymś osobistym i własnym, zrobiło twór skierowany do mas, który niemalże nakazuje wszystkim wierzyć w to samo. Dlaczego nie wierzyć w boga, który ma rogi, czarne skrzydła i ogon (tak jak to robi Zell)? Albo w boga ze skośnymi oczyma, blond włosami i gołą klatą (jak Gipsi)? Póki sama wiara pozostaje szczera i odnajdujemy w niej pożądane przez nas wartości, nie jest naprawdę ważne w co będziemy wierzyć.
No i tyle. Chyba nic więcej do powiedzenia nie mam. Odrobinę chatycznie wyszło, no ale takie zawsze wychodzą posty w tym temacie.
-
tak tylko na temat samej biblii, nie zaś tych teologicznych pierdółów, bo nie chce mi sie w to zagłębiać, bo to i sensu nie ma, a ja nie bede nikogo przekonywał, że wiara jest dobra, bóg istnieje i takie tam. jak ktoś bedzie chciał - uwierzy, jak nie, to jego sprawa, jego życie i nie bede w to ingerował. osobiście miałem jednak kilka przypadków w swym jakże "dłuuugim" życiu, by wierzyć. ale dobra, nevermid, bo mój sposób wyznawania wiary niekoniecznie podoba sie wszystkim dookoła, zwłaszcza matce...
o samej bilblii - a własciwie o jej powstaniu (z tym, zę to jest tylko jedna z teorii, ale bardzo prawdopodobna, miałem to na zajeciach własnie biblii poswieconych, ale nie jako źródełku wiary, ale jako zabytkowi literackiemu) - jak wiadomo, kiedyś ZYdki nie pisały, tylko wszystko przekazywane było ustnie. aż w którymś tam wieku babilon najechał izrael i żydzi trafili do niewoli babilońskiej. i tam madrzy kapłani babilońscy sobie robili podśmiechujki, jaki to Jahwe jest niefajny, ze ich bóg to, tamto, a Jahwe to jest niefajny i wogóle. wtedy jeden żydek pzysiadł i spisał to wszystko wreszcie nareszcie. przy czym, by pokazać jaki to Jahwe był fajny napisał te wszyskie pierdóły o raju, o adamie i ewie, o kainie i ablu i tak dalej i tak dalej i tak dalej. tego w ogóle nie było, ale żeby było miło i zrobić na złość babilończykom namazał coś takiego, a ludziom sie spodobało. dalej, takie pierdoły jak arka noego - po czesci symbol, po czesci fakt historyczny, bo naukowcy nie wykluczają, że w tamtym okresie mogła mieć miejsce AŻ taka powódź. tak samo z morzem czerwonym, idzie to udowodnić naukowo. co nie znaczy, że Bóg nie maczał w tym palców. co tam jeszcze... ja sam jako katolik czasem nie rozumiem tych bezsensów w Biblii, a najbardziej syfu o pierworodnych z egiptu... ale cóż, gdzieś tam w Biblii stoi, że Bóg nie zawacha sie przed niczym, by ocalić swój naród wybrany. no i nie zawachał się. a potem oni mu siętak odwdzięczyli i zrobili złotego cielaka. stąd nie dziw się Zell, że ten miłosierny bóg się wkurzył i potem w księdze powtórzonego prawa pełno takich pierdółów o kamienowaniu, karach smierci i tak dalej i tak dalej i tak dalej. jakoś trzeba było ukarać żydków, a jak ich inaczej ukarac, jesli nie poprzez groźbę utraty życia. zwróćcie uwagę, że w księdze pwt prawa nie tylko same Boskie prawa stoją, ale także jest sporo praw ludzkich, ustanowionych przez człowieka... ok, pokaże to z innej strony
tu też ten dział Zella o odpowiedzialności zbiorowej traci DUŻO ze swgo sensu. bowiem w tamtych czasach inaczej jak zastraszeniem człowieka nie przekonałeś, a kapłani byli w tym naprawdę dobrzy. więc nie dziwcie się, że potem przy spisywaniu wyszło tyle pierdół o zabijaniu., to nie prawa boskie, to prawa ludzkie.
u swiadków jehowy (wiem, są to wariaci, ale niektóre ich teorie są całkiem z sensem)
DUSZA - dusza nie jest mózgiem. zapomnijcie. dusza nie jest żadną wolną wolą, zadnym sumieniem, zadnym tam wyznacznikiem decyzji podejmowanych przez ludzi. dusza to krew, to esencja życia. swiadkowie mogą nawet podać dokładne miejsce w biblii, gdzie to jest dosłownie napisane. ja ze swiadkami miałem doczynienie całe zeszłe wakacje, wiec co nieco moge powiedzieć o tym. bzdura, że to dusza podejmuje decyzje, że dusza coś czuje. bzdurą też jest fakt, że jest niesmiertelna (wg jehowych). tu jest różnica między katolicyzmem a tą smieszną sektą. dlatego też, że krew to dusza - nie bawią się oni w transfuzje. jesli patrzyć na to z tej strony, to zały dział Zella o duszy możecie sobie wsadzićza przeproszeniem....
nie chce mi sie pisać. ale jak bede miał natchnienie, to wiekszość teorii Zellowskich można bez problemu obalić. najsmieszniejsze jest to, że również fragmentami z biblii. dlatego NIE WOLNO traktowac biblii dosłownie, bo BIblii nie napisał BÓG tylko CZŁOWIEK. a sami wiecie jacy ludzie potrafią być... jak ktoś umie czytaćze zrozumieniem, załapie o co chodzi w biblii. a jak czyta ją tak jakby w niej były prawdy objawione i czyta bez zrozumienia. a potem takie pierdoły wychodzą... ;/ aż sie płakać chce
---edit---
miałem sie nie zagłębiać... i znów mi kutwa nie wyszło ;/
-
8. Sprawa trójcy świętej. Jezus był synem Bożym, ale na ziemi był pod postacią człowieka i miał słabości typowe dla człowieka, bał się ukrzyżowania, bólu i cierpienia i pytał się Boga ojca czy nie uda się odkupić świata w inny sposób niż jego śmierć na krzyżu. Nie uważam jednak by wątpił chociaż przez chwilę w słuszność Bożego planu, po prostu bał się ukrzyżowania i tyle. Jako że targały nim takie "ludzkie" słabości mógł powiedzieć że "Ojciec większy jest ode mnie", ale po zmartwychstaniu i wstąpieniu do nieba stał się z nim i z Duchem Świętym na równi i tą samą osobą w trzech postaciach. Tak to rozumiem.
Hej... To on nie tylko posiadal cialo (wystepowal pod postacia czlowieka), ale rowniez jego "duch" zostal okrojony do poziomu ludzkiego? Dosyc pokretne rozumowanie... Jak mogl bac sie bolu i cierpienia? Skoro czynil cuda, to chyba do konca "zwyklym" czlowiekiem nie byl. Czyzby nie umial chociazby wyzbyc sie bolu? Nie wiem na ile prawdziwe sa historie o glebokich medytacjach chociazby buddystow, ktorzy w stanie takim nie odczuwaja bolu (ew. mocno go tlumia). Ale skoro oni potrafia... Czymze to jest dla Syna Bozego? Chyba ze odczuwanie bolu przez niego to kolejny efekt majacy pokazac wspanialosc poswiecenia Boga, ktory wlasnego syna wydal na smierc...
Ale ja nie o tym chcialem - dogmat ten jest tak waznym dogmatem, ze nie mozna go opierac na zaledwie kilku lekkich przeslankach. Niescislosci w teorii trynitaryzmu spowodowaly utworzenie sie kilku odlamow w kosciele... Czy taki byl zamiar Boga?
Może inaczej. Adam i Ewa złamali słowo dane Panu, nadwyrężyli jego zaufanie i uświadomili mu, że ich serca są skłonne do grzechu. Nie mógł tolerować tego w raju, a zatem puścił ich w świat, aby poprzez swoje czyny mogli zasłużyć na powrót. Dobro nie może istnieć bez zła. Skoro obie te wartości mogą się znaleźć w sercu człowieka, to tylko ci, którzy będą dobrzy, będą mogli dostąpić zaszczytu przebywania w niebie. Bo raj to chyba to samo co niebo, no nie?
No tak. Ale nie do konca zrozumiales, co chcialem powiedziec. Piszesz, ze puscil ich w swiat, aby poprzez swoje czyny mogli zasluzyc na powrot... Ale dlaczego my tez mamy sobie dopiero zasluzyc? Coz jestesmy winni? W przypowiesci tej nie odnosze sie tylko i wylacznie do chrzescijanstwa (chociaz prawda jest, ze najmocniej na nia wplynela), lecz do kazdej religii, w ktorej wystepuje Bog obiecujacy raj za dobre zycie. Bedac "ukochanymi" dziecmi Pana musimy sobie dopiero zasluzyc na ogladanie go i przebywanie w jego przybytku. Ktora matka zamiast dawac dziecku tyle szczescia ile jest w stanie zacznie rzucac mu klody pod nogi?
osobiście miałem jednak kilka przypadków w swym jakże "dłuuugim" życiu, by wierzyć. ale dobra, nevermid
Czy moglbys opowiedziec? Jesli nie chcesz to ok, szanuje, ale mimo wszystko chcialbym sie dowiedziec.
ale cóż, gdzieś tam w Biblii stoi, że Bóg nie zawacha sie przed niczym, by ocalić swój naród wybrany. no i nie zawachał się. a potem oni mu siętak odwdzięczyli i zrobili złotego cielaka. stąd nie dziw się Zell, że ten miłosierny bóg się wkurzył i potem w księdze powtórzonego prawa pełno takich pierdółów o kamienowaniu, karach smierci i tak dalej i tak dalej i tak dalej.
Co to znaczy narod wybrany? Damn... Myslalem, ze Bog kocha wszystkich po rowno.
Odnosnie zlotego cielca - ciekawa sprawa. Bog, kiedy dowiedzial sie o tym, powiedzial Mojzeszowi o zamiarze zniszczenia calej grupki. Mojzesz przekonuje go (co juz samo w sobie jest paradoksem... jak czlowiek moze przekonac Boga? Jak Bog moze sie unosic gniewem i w ciagu minuty go zaniechac? Zmienny jak kobieta...), zeby tego nie robil, po czym sam wycina z synami Lewiego spora grupke. Ale dobrze, to jest tylko Stary Testament, wiec uznajmy powyzsza odpowiedz za taka tam niewazna dygresje i przejdzmy do sedna sprawy.
nie dziwcie się, że potem przy spisywaniu wyszło tyle pierdół o zabijaniu., to nie prawa boskie, to prawa ludzkie.
Dobrze, niech ci bedzie. Tych pierdol cytowanych wczesniej przeze mnie wcale nie wypowiedzial Bog, wymyslil je jakis czlowiek dla utrzymania zydkow w ryzach. Ale to zupelnie nie rozwiazuje tego problemu, ktory postawilem wczesniej - dlaczego Bog widzac takie naduzycie (w dodatku we wlasnych swietych ksiegach!) prostuje sprawe dopiero po 500 latach? Bo dopiero wtedy uznal, ze moralnosc owczesnych ludzi jest gotowa na nowe prawo? A na tych, co wczesniej wykonywali kare smierci patrzyl laskawszym okiem?
tu też ten dział Zella o odpowiedzialności zbiorowej traci DUŻO ze swgo sensu. bowiem w tamtych czasach inaczej jak zastraszeniem człowieka nie przekonałeś, a kapłani byli w tym naprawdę dobrzy.
ORLY?
Cytaty z Ksiegi Powtorzonego Prawa wrzucilem jako dygresje (swoja droga - jakim cudem Bog przyzwalal na rozpuszczanie w jego swietej ksiedze takich pierdol i wkladanie sobie w usta slow, ktorych nigdy nie powiedzial?), bardziej chodzi mi w tej chwili o kwestie grzechu pierworodnego, a najbardziej o kwestie zycia na tym swiecie (powiaz to z moja przypowiescia o willi).
DUSZA - dusza nie jest mózgiem. zapomnijcie. dusza nie jest żadną wolną wolą, zadnym sumieniem, zadnym tam wyznacznikiem decyzji podejmowanych przez ludzi. dusza to krew, to esencja życia. swiadkowie mogą nawet podać dokładne miejsce w biblii, gdzie to jest dosłownie napisane. ja ze swiadkami miałem doczynienie całe zeszłe wakacje, wiec co nieco moge powiedzieć o tym. bzdura, że to dusza podejmuje decyzje, że dusza coś czuje. bzdurą też jest fakt, że jest niesmiertelna (wg jehowych). tu jest różnica między katolicyzmem a tą smieszną sektą. dlatego też, że krew to dusza - nie bawią się oni w transfuzje. jesli patrzyć na to z tej strony, to zały dział Zella o duszy możecie sobie wsadzićza przeproszeniem....
ORLY?
Skoro tak mowisz, to zaprzeczasz wszystkim "dowodom" na istnienie "duszy".
Ale po kolei - rozmawialem wczoraj chwile z ksiedzem, powiedzial mi on o kwestii "zmartwychwstania cial". Czylize w chwili sadu ostatecznego dusza laczy sie ze zmartwychwstalym cialem materialnym. Na bardzo upartego mozna by to nawet uznac jako zaprzeczenie wszytkich moich wywodow na temat uszkodzenia mozgu czy innych Alzheimerow. Jednak ja nie przyjmuje nic na upartego i naciagane wytlumaczenia... Ja tylko szukam rzeczowej odpowiedzi.
Ow ksiadz natomiast chcial mnie przekonac do istnienia duszy. Jakich uzyl argumentow? Przytoczyl kilka spraw ingerencji "duchow" (z najblizszej okolicy, jakby mialo to dla mnie znaczenie czy stalo sie to w sasiedniej wsi czy na drugim koncu swiata) - np. sprawe, gdzie *podobno* co miesiac przychodzil do kosciola pewien duch... Okazalo sie, ze w miejscu, gdzie stal kosciol odbywaly sie kiedys walki, duch owy byl jakims zolnierzem ukrainskim bodajze. Odkopano cmentarz.
Kolejny "dowod" - mowil mi o kobiecie, do ktorej przychodzily dusze, ktore mialy do zalatwienia jeszcze jakies sprawy na ziemii, opowiadaly jej o nich i ona im pomagala.
Kolejny "dowod" - mowil mi, ze mozna wywolac ducha i porozmawiac z nim.
Ty tymczasem uznajesz dusze wylacznie za jakiegos rodzaju "tchnienie", jakis "pierwiastek" budzacy cialo czlowieka do zycia. Piszesz, ze dusza nie czuje, nie ma sumienia, nie ma wolnej woli itd. Widzisz jakas sprzecznosc?
Ale dobrze, zalozmy ze twoja teoria jest prawdziwa (choc calkowicie sprzeczna z wyobrazeniami zdecydowanej wiekszosci chrzescijan). Daj mi dowod, ze dusza taka istnieje (no chyba ze zdanie "dusza to krew" mam traktowac doslownie...).
swiadkowie mogą nawet podać dokładne miejsce w biblii, gdzie to jest dosłownie napisane.
Stary czy Nowy Testament?
Poza tym - to jest wlasnie zaleta Biblii jako podstawy wiary - niektore doslownie napisane rzeczy mozna uznac za doslowna prawde. A inne doslownie napisane rzeczy mozna uznac za metafore. W zaleznosci od tego jak pasuje.
nie chce mi sie pisać. ale jak bede miał natchnienie, to wiekszość teorii Zellowskich można bez problemu obalić.
Czekam, bo w koncu wywiazala sie jakas polemika.
a sami wiecie jacy ludzie potrafią być... jak ktoś umie czytaćze zrozumieniem, załapie o co chodzi w biblii. a jak czyta ją tak jakby w niej były prawdy objawione i czyta bez zrozumienia. a potem takie pierdoły wychodzą... ;/ aż sie płakać chce
Aha... Dziekuje za uznanie.
-
[Hej... To on nie tylko posiadal cialo (wystepowal pod postacia czlowieka), ale rowniez jego "duch" zostal okrojony do poziomu ludzkiego? Dosyc pokretne rozumowanie... Jak mogl bac sie bolu i cierpienia? Skoro czynil cuda, to chyba do konca "zwyklym" czlowiekiem nie byl. Czyzby nie umial chociazby wyzbyc sie bolu? Nie wiem na ile prawdziwe sa historie o glebokich medytacjach chociazby buddystow, ktorzy w stanie takim nie odczuwaja bolu (ew. mocno go tlumia). Ale skoro oni potrafia... Czymze to jest dla Syna Bozego? Chyba ze odczuwanie bolu przez niego to kolejny efekt majacy pokazac wspanialosc poswiecenia Boga, ktory wlasnego syna wydal na smierc...
Może źle się wyraziłem, był człowiekiem w sensie cielesnym z krwii i kości i tak jak my odczuwał ból fizyczny czego u Boga pewnie nie ma, dlatego się tego bał. Co do przeżyć "wewnętrznych" to nie oznacza że jeśli targały nim jakiekolwiek emocje to różnił się od swojego Ojca w niebie. Śledząc Biblie widać że wpada i on w gniew, zadowolenie, żal, i ogólnie kierują nim emocje typowe dla człowieka, co ma odzwierciedlenie w jego czynach (np. akcja z cielcem, o którą spierasz się ze Smogiem). I na następne pytanie czy Jezus umiał wyzbyć się bólu czy nie, odpowiedziałeś sobie sam. Było nawet pisane w Biblii że gdy umierał na krzyżu, ludzie pytali go, dlaczego skoro czynił cuda i ratował innych od śmierci, nie zejdzie z krzyża i nie ocali sam siebie. Przez odczuwanie bólu i całe to poświęcenie miał zbawić świat. Nie twierdze że to co napisałem musi być prawdą, jest to moja własne opinia jaką wywnioskowałem z Biblii.
Ale ja nie o tym chcialem - dogmat ten jest tak waznym dogmatem, ze nie mozna go opierac na zaledwie kilku lekkich przeslankach. Niescislosci w teorii trynitaryzmu spowodowaly utworzenie sie kilku odlamow w kosciele... Czy taki byl zamiar Boga?
Wątpie by Bóg który jest podobno miłosierny chciał by ludzie się dzielili, a nie łączyli. Tak jak było to napisane wcześniej (przez Smoga bodajże) dał on jedynie swoje słowo ludziom, to co z nim zrobili zależało już tylko i wyłącznie od nich. Dając przykazanie „nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” nie chciał pewnie by wykorzystywali je do „nawracania niewiernych” ogniem i mieczem, a jednak ludzie to robili, łamiąc przy okazji przykazanie „nie zabijaj”.
Takie małe posłowie od mnie. Szanujmy swoje wzajemne przekonania. Ja też mam własne, wyrobione już jakiś czas temu podejście do sprawy religii, ale chętnie poznam każde opinie innych i ciekawą polemikę zawsze chętnie poprowadzę, o ile nie przerodzi się to w żaden konflikt (chociaż przyznam że czasami ciężko tego uniknąć).
-
ok, kilka sprostowań.
Ty tymczasem uznajesz dusze wylacznie za jakiegos rodzaju "tchnienie", jakis "pierwiastek" budzacy cialo czlowieka do zycia. Piszesz, ze dusza nie czuje, nie ma sumienia, nie ma wolnej woli itd. Widzisz jakas sprzecznosc?
Ale dobrze, zalozmy ze twoja teoria jest prawdziwa (choc calkowicie sprzeczna z wyobrazeniami zdecydowanej wiekszosci chrzescijan). Daj mi dowod, ze dusza taka istnieje (no chyba ze zdanie "dusza to krew" mam traktowac doslownie...).
nie ja, tylko napisałęm jak to wygląda u swiadków jehowy, którzy dosłownie odnoszą się do biblii. zresztą napisałem, że to oni wiedzą, gdie to jest w biblii, ja biblii nie znam na pamiec, a przeczytałem prawie całą ;/ jak to jest z tą duszą - nie wiem. i nie obchodzi mnie to. czy jest krwią, mózgiem, czy jakimś bytem nadprzyrodzonym który jakoś we mnie żyje... nie wiem. wali mnie to jak cała sprawa z duszami i duchami wygląda. to nie moja teoria, bo sam siedząc ze swiadkami jehowy zadawalem im głupie pytania w stylu - jak ktoś stracił ręke i uleciało mu sporo krwi, to co? stracił część duszy? nie potrafili mi wyjasnić, a jedyna odpowiedz jaką dostałem, to ta, że w pismie jest napisane (i tu stosowny odnosnik mi podano).... jeszcze raz powtórze, to nie moje teroie, tylko przedstawiam pewien punkt widzenia ludzi, którzy ślepo czyają i przyjmują wszystko za pewnik
dowód... nie dam tobie dowodu, bo dusza jest czymś niematerialnym. nie zmierzysz jej, nie zbadasz jej, może i duchy istnieją, może to tylko wymysł, by ludziom robić wodę z mózgu... nie ważne. jak można dać dowód na coś, co istnieje w świecie niematerialnym?? tak samo nie mogę dać dowodu na teorię wielości wszechświatów i takie tam. przyjmijmy, że dusza nie istnieje. jesteś szczęśliwszy? to teraz inaczej, co sprawia, że jesteśmy lepsi od zwierząt, sami będąc jednym z najdrapieżniejszych zwierząt na tej planecie? dlaczego ludzie, a nie konie, świnie czy jakieś inne małpy...? nigdy was to nie zastanawiało? nie uważacie, żę nasz gatunek spotkał niesamowity zaszczyt posiadania rozumu i wolnej woli? duszy nie ma... ale jak nazwiesz to coś, co sprawia, że nie kierujesz się instynktami jak zwierze, tylko potrafisz odróżnić dobro od zła? dokonujesz świadomych wyborów, a nie - zachce sie tobie kopulować, to pierwsza lepsza pod drzewem, bo taki jest instynkt... może dusza to jest właśnie to coś, co sprawia, ze nie jesteśmy kolejnymi bezmyślnymi zwierzętami. jak wytłumaczyć ten fenomen? w czym ja jestem lepszy od psa czy kota? koty nie zabijają i nie prowadzą wojen dla zabawy, a ludzie? ale nie, przecież to oczywiste, jestesmy ludźmi, a człowiek to nie zwierze. a już broń boże żaden ssak. człowiek to... człowiek. bo tak jest prościej i nie trzeba myśleć. nie bede karmił nikogo teologiczną papką, którą do bólu męczą księża w kościołach, nie będe wciskał nikomu pierdół z lekcji religii, bo jestem za usunięciem religii z powrotem do kościołów, a także przede wszystkim
jebnięcia w łeb niektórych rodziców, którzy idą , ślubują przed Bogiem, że wychowają dzieci w wierze, a potem mają to za przeproszeniem w dupie. bo od tego jest ksiądz, bo od tego jest kateheta. gówno prawda. to jakie dziecko ma podejście do kościoła to w dużej mierze zasługa rodziny. jesli chodziliście do kościoła za karę, nie dla przyjemności, to winę za o ponoszą wasi rodzice. to ono są winni, że nie mieli najmniejszej ochoty was wychować w wierze, pomimo iż złożyli przysięge przed Bogiem.
Aha... Dziekuje za uznanie.
to nie o Tobie ;f tylko o moherach, jehowah i innych fanatykach, którzy nie rozumieją tego co sie do nich mówi, i co czytają...
ok, musze spać, a jutro jak wstane, to napisze cośna temat dość ciekawy - skoro jest bóg, to dlaczego do cholery mamy na świecie tyle zła, ludzie zabijają ludzi, dlaczego bóg na to pozwolił i tak dalej i tak dalej i tak dalej... coż, jesli ktoś widział Constantine, to nie bede musiał aż tyle tłumaczyć. bo czesc dotycząca Boga, który stworzył swiat, a teraz go obserwuje jest prawdziwa w chuj.
---add on---
Dając przykazanie „nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” nie chciał pewnie by wykorzystywali je do „nawracania niewiernych” ogniem i mieczem, a jednak ludzie to robili, łamiąc przy okazji przykazanie „nie zabijaj”.
nie zapominaj, że papieże(sic!) uznali, że zabicie innowiercy nie jest grzechem. zabijesz innowierce - idziesz do raju. to nie prawo boskie, tylko zasrane prawo papieskie. wymyslone przez papieża kretyna, który zamiast zajmowac sie religią chciał zwiększac wpływy polityczne na bliskim wschodzie. rzucając hasło - zabij niewiernego a bedziesz zbawiony - pozbył sie z europy całej armii łotrów i innego rodzaju dewiantów, którzy z miła chęcią by odpokutowac mordy, gwałty i inne takie ruszali na krucjaty i zabijali nieludzi - niewiernych....
-
nie ja, tylko napisałęm jak to wygląda u swiadków jehowy, którzy dosłownie odnoszą się do biblii.
A... To inna sprawa ;]
dowód... nie dam tobie dowodu, bo dusza jest czymś niematerialnym. nie zmierzysz jej, nie zbadasz jej, może i duchy istnieją, może to tylko wymysł, by ludziom robić wodę z mózgu... nie ważne. jak można dać dowód na coś, co istnieje w świecie niematerialnym??
A widzisz... A ksiadz mi dal "dowod".
przyjmijmy, że dusza nie istnieje. jesteś szczęśliwszy?
Nie... Bo szczerze mowiac, wolalbym sie nawrocic. Powaznie, chcialbym znalezc jakies podstawy, zeby w to wszystko uwierzyc. Niestety z marnym skutkiem poki co... Moje dwa posty z punktami w tym temacie wkleilem nawet na kilka for chrzescijanskich, narazie jednak zamiast polemiki okazalo sie, ze pisze w duchu antychrysta oraz ze nie mam na celu rozmowy, a szerzenie falszu... Chcialbym mimo wszystko, zeby ktos potrafil mi to wytlumaczyc.
to teraz inaczej, co sprawia, że jesteśmy lepsi od zwierząt, sami będąc jednym z najdrapieżniejszych zwierząt na tej planecie? dlaczego ludzie, a nie konie, świnie czy jakieś inne małpy...? nigdy was to nie zastanawiało? nie uważacie, żę nasz gatunek spotkał niesamowity zaszczyt posiadania rozumu i wolnej woli? duszy nie ma... ale jak nazwiesz to coś, co sprawia, że nie kierujesz się instynktami jak zwierze, tylko potrafisz odróżnić dobro od zła? dokonujesz świadomych wyborów, a nie - zachce sie tobie kopulować, to pierwsza lepsza pod drzewem, bo taki jest instynkt... może dusza to jest właśnie to coś, co sprawia, ze nie jesteśmy kolejnymi bezmyślnymi zwierzętami. jak wytłumaczyć ten fenomen? w czym ja jestem lepszy od psa czy kota? koty nie zabijają i nie prowadzą wojen dla zabawy, a ludzie? ale nie, przecież to oczywiste, jestesmy ludźmi, a człowiek to nie zwierze. a już broń boże żaden ssak. człowiek to... człowiek. bo tak jest prościej i nie trzeba myśleć.
Bedzie krotko i rzeczowo.
Cytujac za Pearl Jamem - "It's evolution baby!" (http://youtube.com/watch?v=3C9CH3q9PLI)
Co do przeżyć "wewnętrznych" to nie oznacza że jeśli targały nim jakiekolwiek emocje to różnił się od swojego Ojca w niebie. Śledząc Biblie widać że wpada i on w gniew, zadowolenie, żal, i ogólnie kierują nim emocje typowe dla człowieka, co ma odzwierciedlenie w jego czynach
Tu bardziej bylbym sklonny do uznania wszystkich tych "akcji" Boga nie za fakt, lecz za kolejny wymysl spisujacych Stary Testament. Najbardziej podoba mi sie ten fragment: "Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, 6 żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się".
I na następne pytanie czy Jezus umiał wyzbyć się bólu czy nie, odpowiedziałeś sobie sam. Było nawet pisane w Biblii że gdy umierał na krzyżu, ludzie pytali go, dlaczego skoro czynił cuda i ratował innych od śmierci, nie zejdzie z krzyża i nie ocali sam siebie. Przez odczuwanie bólu i całe to poświęcenie miał zbawić świat.
I wlasnie tego nie jestem w stanie zrozumiec... Czytalem kilka artykulow chrzescijanskich o temacie "Dlaczego Jezus musial umrzec na krzyzu?", jednak zaden mnie nie przekonal. Ciagle sadze, ze Bog mogl nas zbawic w dowolny inny sposob, zamiast skazywac swojego syna (siebie?) na cierpienie i smierc.
A tak przy okazji sprawy Trojcy Swietej, dostalem taka odpowiedz na pewnym forum:
"Ponieważ ostatnimi czasy troszeczkę się tym interesuję, to może opowiem, jak według mnie sprawa wygląda.
Chrześcijanie wszystko pomieszali. Jest to jedna z wielu doktryn zapożyczonych z innych religii. Jedną ze wzmianek mamy u Platona w Phaedonie napisanym ok. 400 r. p.n.e., w którym przedstawia on trójcę:
1. Agathon (bóg najwyższy, lub bóg ojciec)
2. Logos (słowo)
3. Psyche (duch)
Jednak prawdziwego źródła trójcy doszukiwałbym się hinduizmie. Po dziś dzień wierzą oni w trójcę bogów Brahma, Vishnu i Siva, ale jak informują nas Purany, jest to jeden byt objawiający się pod trzema formami w akcie kreacji, ochrony i zniszczenia.
W dodatku, tacy "odkupiciele", czy też "zbawiciele", jak Chrishna, Sakia, czy Salavahana byli wcieleniami Vishnu, czyli drugiej osoby w trójcy, podobnie jak Jezus ("Słowo stało się ciałem" J 1,14).
Zatem nic dziwnego, że chrześcijanie nie rozumieją idei trójcy, skoro została ona zapożyczona ze znacznie starszych systemów. "
Dowod to zaden, ale w swietle wielu zapozyczen biblijnych (to zapewne wynika z tego co Smogu pisal, czylize zydek postanowil spisac pare rzeczy i wymyslil te wszystkie wydarzenia... a raczej skopiowal z legend sumeryjskich) ciekawy fakt.
-
Tak jakoś mam teraz chwilę czasu więc postanowilem trochę posmęcić, lepiej nie czytać ;f
I wlasnie tego nie jestem w stanie zrozumiec... Czytalem kilka artykulow chrzescijanskich o temacie "Dlaczego Jezus musial umrzec na krzyzu?", jednak zaden mnie nie przekonal. Ciagle sadze, ze Bog mogl nas zbawic w dowolny inny sposob, zamiast skazywac swojego syna (siebie?) na cierpienie i smierc.
Być może chodziło o to że miał pokazać ludziom jak bardzo ich miłuje, że aż złożył dla nich największą ofiarę, śmierć swojego syna (a raczej jego ból i cierpienie). Może chciał im dać przez to do zrozumienia żeby przestrzegali jego nauk i przykazań. Przynajmniej tak mi się wydaje...
jebnięcia w łeb niektórych rodziców, którzy idą , ślubują przed Bogiem, że wychowają dzieci w wierze, a potem mają to za przeproszeniem w dupie. bo od tego jest ksiądz, bo od tego jest kateheta. gówno prawda. to jakie dziecko ma podejście do kościoła to w dużej mierze zasługa rodziny. jesli chodziliście do kościoła za karę, nie dla przyjemności, to winę za o ponoszą wasi rodzice. to ono są winni, że nie mieli najmniejszej ochoty was wychować w wierze, pomimo iż złożyli przysięge przed Bogiem.
Ksiądz ma większe przygotowanie edukacyjne i potrafi lepiej odpowiadać na te "trudne pytania" ale rodzice mogą poświęcić wychowaniu więcej czasu, no i wiadomo że z rodzicami odczuwa się większą więź niż z obcym człowiekiem, więc faktycznie nie pozostaje tu bez znaczenia. U mnie było mniej-więcej tak jak napisałeś Smogu ale to że zacząłem wątpić w istnienie Boga wiązało się bardziej z dorastaniem i patrzeniem inaczej na różne sprawy (parę wydarzeń w życiu też miało na to wpływ, ale nie ważne) i w wypadku wielu innych osób też tak pewnie było. Nie mogę po prostu w pełni wierzyć w coś, czego istnienia nie jestem pewny i na co nie ma żadnego dowodu. Też wolałbym by Bóg istniał, by okazało się że istnieje życie po życiu w którym istnieje ta ostateczna sprawiedliwość i że całe to życie tutaj ma sens i nie odejdzie w zapomnienie. Nie wiem jak dla innych, ale perspektywa utraty na zawsze wszystkich wspomnień i wszystkiego co się dokonało w życiu jest dla mnie "ciut" przerażająca. Wolę by to wszystko co głosi wiara okazało się prawdą ale nie mogę mieć do tego po prostu pewności, bo nie da się tego udowodnić, nie wiem co należy traktować z Biblii jako prawdę, co jako symbolikę a co jako kompletną nieprawdę. Za dużo tych wątpliwości i niedomówień, a ludzie chyba naprawdę po prostu wierzą w to co chcą.
nie zapominaj, że papieże(sic!) uznali, że zabicie innowiercy nie jest grzechem. zabijesz innowierce - idziesz do raju. to nie prawo boskie, tylko zasrane prawo papieskie. wymyslone przez papieża kretyna, który zamiast zajmowac sie religią chciał zwiększac wpływy polityczne na bliskim wschodzie. rzucając hasło - zabij niewiernego a bedziesz zbawiony - pozbył sie z europy całej armii łotrów i innego rodzaju dewiantów, którzy z miła chęcią by odpokutowac mordy, gwałty i inne takie ruszali na krucjaty i zabijali nieludzi - niewiernych....
Widać papież nie jest jednak "natchniony Duchem Świętym"...
Jest jedna sprawa której nie rozumiem zupełnie. Bardzo łatwo jest mówić że tyle zła jest na świecie, ludzie się zabijają, a Bóg na to zezwala bo dał ludziom wolną wolę i to co czynią ze swoim życiem i światem zależy tylko od nich. Łatwo też wyjaśnić dlaczego jedni ludzie rodzą się szczęśliwi (np. w bogatej, kochającej rodzinie i od początku dobrze im się powodzi) a inni nie (kalecy, w rozbitych rodzinach gdzie panuje nędza i ogólnie ciężej im się wiedzie w życiu), bo /religia/Biblia/Kościół nauczają że to życie tutaj jest tylko sprawdzianem według którego każdy będzie sądzony tak samo, czy biedny, czy bogaty, czy człowiek doświadczony przez los czy nie itd., podług swoich czynów. Tylko weźmy teraz taką sytuację, rodzi się dziecko które umiera po niedługim czasie. W tym czasie zdarzyło już przyjąć chrzest i dzięki temu od razu trafi do nieba. Nie odpowie za żadne swoje czyny, w przeciwieństwie do niektórych ludzi którzy będą musieli wiele znieść by się dostać (zasłużyć) do królestwa niebieskiego. Gdzie tu jest sprawiedliwość? Podobno Bóg kocha wszystkich tak samo, więc każdy powinien mieć takie samo prawo i szanse bycia z nim w niebie.
Idąc wczoraj ulicą (chodnikiem, ulica była obok ;f) dostałem ulotkę które rozdawała jakaś grupka o charakterze religijnym. Owa ulotka zachęca do wiary i w sumie nie było tam żadnych ciekawych argumentów, ale postanowiłem wkleić tutaj parę cytatów i na nie odpowiedzieć (mogłem zrobić to tam na miejscu, ciekawe co by odpowiedzieli...). Dano mi ją chyba dlatego że wyglądam dosyć młodo i pewnie jestem jeszcze bardzo "podatny" na zdanie innych...
Tomasz Mu odpowiedział: Pan mój i Bóg mój! Powiedział mu zaś Jezus: Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.”
Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go: wy w Niego teraz; choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością pełną chwały”
Zapewne nie jest prosto wierzyć w kogoś, kogo się nie widziało, kogo się nie widzi i nie słyszy, ale z powyższych cytatów jasno wynika, że wcale nie jest to potrzebne.
Jeżeli nie widzę i nie wierzę w Boga to nie wierzę też że przez wiarę będę "błogosławiony", jedno wyklucza drugie. Te cytaty nic mi nie dają. Leci dalej:
Pana Jezusa można osobiście poznać i w Niego uwierzyć bez namacalnych dowodów. Prądu i wiatru też nie widzisz, ale wiesz, że istnieją i odczuwasz ich działanie.
Tak, wiem że istnieje prąd i wiatr bo odczuwam ich działanie, ale działania Boga nie odczuwam i w tym właśnie jest cały problem...
W naszym wierzącym społeczeństwie przecież nikt nie wątpi, że Pan Jezus żył na tej ziemi, był ukrzyżowany i zmartwychwstał
Po pierwsze, nie całe nasze społeczeństwo jest wierzące, po drugie nie wszyscy ludzie chodzący do kościoła i otwarcie przyznający się do wiary, naprawdę wierzą że Jezus był synem Bożym i zmartwychwstał. W to że Jezus żył w Palestynie w dawnych czasach, wierzy już o wiele więcej osób, bo jest to podobno udowodnione naukowo. Jezus jest postacią historyczną, z tym że jego Biblijny obraz różni się znacznie od tego jaki przedstawiają historycy (np. o tym że miał braci a Maria Magdalena była jego żoną) i nie jest tam mówione nic o jego boskości a jedynie o tym że był on prorokiem.
(...)Bóg wysłał swojego syna Jezusa Chrystusa właśnie w tym celu aby Ciebie uratować, bo nie jesteś w stanie uczynić tego sam. Bóg nie chce twojej śmierci, ale chce abyś wiecznie z Nim żył. Dlatego:
wzywa Bóg teraz wszędzie i wszystkich do nawrócenia
Z tego co czytałem wcześniej chodzi tu samą wiarę, a nie dobre uczynki, czyli mówiąc kolokwialnie: uwierz, albo kula w łeb i do piachu. Dobry, przekonywujący argument w tej ulotce za tym by uwierzyć...Cóż, regularnie chodzić do kościoła i odmawiać formułki zawsze mogę, ale co poradzę na to że w głębi zawsze będą wątpliwości. Nie będzie to pełna wiara, przez modlitwę nie będą płynęły szczere słowa tylko udawane, a Bóg przecież nie chcę takich osób w swojej wspólnocie...co więc na to poradzić...
Na koniec takie pytanie już trochę poza religijne. Jak sądzicie, czy na naszą osobowość ma wpływ środowisko w jakim się obracamy, czy to wszystko jest ustalone już w momencie narodzin, w naszych genach? Czy ta kartka naszego życia jest już zapisana od początku czy dopiero zostanie napisana? Może wyjdzie z tego jakaś polemika.
Nabazgram coś jeszcze:
Ja tam w sumie nie wiem, ale myślę że przeznaczenie chyba jednak istnieje. Jak wytłumaczyć senne deja vu, czyli krótkie momenty/wydarzenia w snach które później przekładają się na rzeczywistość? (a przynajmniej w złudzeniach). Człowiek może mieć różne charaktery bez względu na to w jakich środowiskach się wychowywał, czy to np. w bogactwie gdzie może wyrosnąć na łajdaka albo człowieka prawego czy np. biedzie gdzie złe warunki życiowe mogą dać mu poszanowanie wyższych wartości albo na odwrót. Nie twierdzę że środowisko nie ma żadnego wpływu na ukształtowanie charakteru człowieka, ale z tego co wynika w poprzednim zdaniu nie jest to raczej jedyny powód. Ech, ludzie to taka skomplikowana zgadka że aż strach o tym rozmyślać xD
Jeszcze co do mojego zdania na temat obecnej instytucji kościoła katolickiego o czym zapomniałem wcześniej napisać " Ja nie oceniałbym go tak surowo. Kościół katolicki nie jest do bólu konserwatywny jak muzułmanie którzy wprowadzają te swoje nakazy, piętnują inne religie i wyznania, (nie będe rozpisywal się szerzej bo aż tak bardzo się na tym nie znam). Nasz kościół nie nakazuje wiary w Boga, a jedynie do niej zachęca, nie ma nigdzie przymusu, gdy człowiek dorośnie może robić co chce i wierzyć w co chce. Denerwujący do bólu są tylko mohery pokroju księdza Rydzyka i inni zacofani, którzy mają jakieś uprzedzenia do ludzi innych wyznań lub nie wierzących, ale ich przecież nie należy traktować jako "całokształt" a jako margines, mniejszy lub większy. Kościół katolicki (tak jak inne zresztą) zachęca ludzi do czynienia dobra (to że nie wszyscy tego przestrzegają to już inne sprawa) i właśnie z tego powodu szanuje też wiarę chrześcijańską i inne które to robią. Nie za to że ludzie wierzą sobie w istotę która steruje całym tym bałaganem, nawet nie za to, że daje im to siłę na codzień w trudnych chwilach, ale za te treści jakie przekazuje ona w postępowaniu w życiu. Można powiedzieć że to samo daje etyka, cóż, są ludzie którzy własnie przez religię zaczęli kroczyć tą "ścieżką" i właśnie z tego powodu oby religia w takiej formie istniala jak najdłużej...Niepoukładanie i chaotycznie trochę to wyszło, ale whatever.
-
Dobra, zaczynam od religii, nie chcę mi się czytać poprzednich wypocin. Wyszedłem z wprawy w czytaniu (i pisaniu) na komputerze.
Hej... To on nie tylko posiadal cialo (wystepowal pod postacia czlowieka), ale rowniez jego "duch" zostal okrojony do poziomu ludzkiego? Dosyc pokretne rozumowanie... Jak mogl bac sie bolu i cierpienia? Skoro czynil cuda, to chyba do konca "zwyklym" czlowiekiem nie byl. Czyzby nie umial chociazby wyzbyc sie bolu? Nie wiem na ile prawdziwe sa historie o glebokich medytacjach chociazby buddystow, ktorzy w stanie takim nie odczuwaja bolu (ew. mocno go tlumia). Ale skoro oni potrafia... Czymze to jest dla Syna Bozego? Chyba ze odczuwanie bolu przez niego to kolejny efekt majacy pokazac wspanialosc poswiecenia Boga, ktory wlasnego syna wydal na smierc...
Ale ja nie o tym chcialem - dogmat ten jest tak waznym dogmatem, ze nie mozna go opierac na zaledwie kilku lekkich przeslankach. Niescislosci w teorii trynitaryzmu spowodowaly utworzenie sie kilku odlamow w kosciele... Czy taki byl zamiar Boga?
Biblia nie jest książką naukową i dużo w niej nieścisłości i niespójności. Dla przykładu - "Bóg jest sędzia surowym i sprawiedliwym"/"Bóg jest miłością i wszystko wybacza" :) Sam Jahwe jest często gniewny, tak i Jezus czasami nie mógł zahamować gniewu. Bóg czasami jest litościwy. Obie te postaci mają cechy ludzkie - to spuścizna pozostawiona przez Greków i inne państwa morza śródziemnego, ukazujące bogów jako ludzi - tyle że nieśmiertelnych.
No tak. Ale nie do konca zrozumiales, co chcialem powiedziec. Piszesz, ze puscil ich w swiat, aby poprzez swoje czyny mogli zasluzyc na powrot... Ale dlaczego my tez mamy sobie dopiero zasluzyc? Coz jestesmy winni? W przypowiesci tej nie odnosze sie tylko i wylacznie do chrzescijanstwa (chociaz prawda jest, ze najmocniej na nia wplynela), lecz do kazdej religii, w ktorej wystepuje Bog obiecujacy raj za dobre zycie. Bedac "ukochanymi" dziecmi Pana musimy sobie dopiero zasluzyc na ogladanie go i przebywanie w jego przybytku. Ktora matka zamiast dawac dziecku tyle szczescia ile jest w stanie zacznie rzucac mu klody pod nogi?
Zellu, popełniasz podstawowy błąd. Wiara, to nie logika. Szkiełkiem i okiem nie zbadasz boga Jahwe - możesz to tylko 'czuciem i wiarą' ;) Co do tej kwestii - nie wiem jakie jest zdanie KK, ale świadkowie Jahwe, mówią, że po jakimśtam czasie 144 tysiące wybranych osób dostąpi zaszczytu spotkania się z bogiem. Inni zginą pod nogami jeżdzców apokalipsy.
Co to znaczy narod wybrany? Damn... Myslalem, ze Bog kocha wszystkich po rowno.
Odnosnie zlotego cielca - ciekawa sprawa. Bog, kiedy dowiedzial sie o tym, powiedzial Mojzeszowi o zamiarze zniszczenia calej grupki. Mojzesz przekonuje go (co juz samo w sobie jest paradoksem... jak czlowiek moze przekonac Boga? Jak Bog moze sie unosic gniewem i w ciagu minuty go zaniechac? Zmienny jak kobieta...), zeby tego nie robil, po czym sam wycina z synami Lewiego spora grupke. Ale dobrze, to jest tylko Stary Testament, wiec uznajmy powyzsza odpowiedz za taka tam niewazna dygresje i przejdzmy do sedna sprawy.
Naród wybrany, to zwykłe żydowskie kłamstwo, mające ukazywać ich rzekomą wyższość nad innymi narodami. Cena, którą płacimy za przejęcie obcej religii.
Cytaty z Ksiegi Powtorzonego Prawa wrzucilem jako dygresje (swoja droga - jakim cudem Bog przyzwalal na rozpuszczanie w jego swietej ksiedze takich pierdol i wkladanie sobie w usta slow, ktorych nigdy nie powiedzial?), bardziej chodzi mi w tej chwili o kwestie grzechu pierworodnego, a najbardziej o kwestie zycia na tym swiecie (powiaz to z moja przypowiescia o willi).
Nie, Jahwe zabraniał i przeklinał każdego, kto dopuści się zmiany w piśmie.
W takim razie, przeklęty jest i kościół katolicki, który dopuścił się zmiany brzmienia pierwszego przykazania :) Dlatego wy, wierzący w IHWH, nie chodźcie do kościoła - to są przeklęte 'wilki w owczej skórze'! ;)
Dobra, to nie ma sensu.
Nie ma absolutnie żadnego sensu dyskutowania logicznie na temat biblii czy wiary chrześcijańskiej - być może inne są spójne pod względami logicznymi, ale ta nie jest. Wszystko opiera się na wierze, a nie na badaniu. Jak wierzysz - nie potrzebujesz dowodów.
Jak wytłumaczyć senne deja vu, czyli krótkie momenty/wydarzenia w snach które później przekładają się na rzeczywistość? (a przynajmniej w złudzeniach)
Nauka już znalazła wytłumaczenie. Są to zwykłe zaburzenia pracy mózgu :)
Człowiek może mieć różne charaktery bez względu na to w jakich środowiskach się wychowywał, czy to np. w bogactwie gdzie może wyrosnąć na łajdaka albo człowieka prawego czy np. biedzie gdzie złe warunki życiowe mogą dać mu poszanowanie wyższych wartości albo na odwrót. Nie twierdzę że środowisko nie ma żadnego wpływu na ukształtowanie charakteru człowieka, ale z tego co wynika w poprzednim zdaniu nie jest to raczej jedyny powód. Ech, ludzie to taka skomplikowana zgadka że aż strach o tym rozmyślać xD
No właśnie. Sami o sobie praktycznie nic nie wiemy, więc trudno cokolwiek mowić. Możemy tylko sobie filozofować. Moim zdaniem wpływ na rozwój człowieka ma wszystko - geny, środowisko, wydarzenia, przyjaźnie, miłości.
Co do moherów - cóż, kościół zawsze miał swoich krzyżowców. Nie różnią się specjalnie niczym od fanatycznych muzułmanów - ich wiedza na temat własnej religii stoi na podobnym poziomie. Bez zastanowienia chodzą do tego kościoła, nie mają nic innego do roboty. W domu radio, w niedziele kościół, w piątki droga krzyżowa. Takie dresy, tylko że w moherowych beretach. ;)
-
Radical:
Być może chodziło o to że miał pokazać ludziom jak bardzo ich miłuje, że aż złożył dla nich największą ofiarę, śmierć swojego syna (a raczej jego ból i cierpienie).
Jaka tam najwieksza ofiare?
Od zawsze na katechezie uczony bylem, ze pieklo to ogromne, niewyobrazalne cierpienie, wogole nieporownywalne z cierpieniem na ziemii. I te niby male cierpienia ziemskie byly czyms okrutnym dla Boga? BOGA. Najpotezniejszego.
Jest jedna sprawa której nie rozumiem zupełnie. Bardzo łatwo jest mówić że tyle zła jest na świecie, ludzie się zabijają, a Bóg na to zezwala bo dał ludziom wolną wolę i to co czynią ze swoim życiem i światem zależy tylko od nich. Łatwo też wyjaśnić dlaczego jedni ludzie rodzą się szczęśliwi (np. w bogatej, kochającej rodzinie i od początku dobrze im się powodzi) a inni nie (kalecy, w rozbitych rodzinach gdzie panuje nędza i ogólnie ciężej im się wiedzie w życiu), bo /religia/Biblia/Kościół nauczają że to życie tutaj jest tylko sprawdzianem według którego każdy będzie sądzony tak samo, czy biedny, czy bogaty, czy człowiek doświadczony przez los czy nie itd., podług swoich czynów. Tylko weźmy teraz taką sytuację, rodzi się dziecko które umiera po niedługim czasie. W tym czasie zdarzyło już przyjąć chrzest i dzięki temu od razu trafi do nieba. Nie odpowie za żadne swoje czyny, w przeciwieństwie do niektórych ludzi którzy będą musieli wiele znieść by się dostać (zasłużyć) do królestwa niebieskiego. Gdzie tu jest sprawiedliwość? Podobno Bóg kocha wszystkich tak samo, więc każdy powinien mieć takie samo prawo i szanse bycia z nim w niebie.
Mamy taki sam tok myslenia w tej sprawie ;) To tez jest jeden z kolejnych punktow mojego "artykulu" (damn, jak to brzmi...). Ale ze skonczeniem go bedzie spory klopot, i tak juz mam za duzo roboty z odpisywaniem na chrzescijanskich forach ;/
Jak sądzicie, czy na naszą osobowość ma wpływ środowisko w jakim się obracamy, czy to wszystko jest ustalone już w momencie narodzin, w naszych genach?
Ta pierwsza opcja, zdecydowanie. Chociaz nie powiedzialbym, ze na poczatku jest calkowicie pusta kartka. Kazdy z nas ma jakiestam predyspozycje (co widac np. po dwoch osobach wychowujacych sie w takich samych srodowiskach a rozniacych sie mimo to), jest to jednak bardzo drobna czesc ksztaltowania naszego charakteru. Otoczenie ma zdecydowanie najwiekszy wplyw, co mozna czesto zaobserwowac w swoim zyciu. Mnie np. bardzo zmienila pewna kobieta... Kiedys bylem calkiem innym czlowiekiem (nie pisalem nawet zadnych "artykulow" ;) ) i jestem jej wdzieczny bardzo za ta zmiane. Tak wiec z calkowitym przekonaniem twierdze, ze to tak naprawde napotkane osoby/problemy/wydarzenia ksztaltuja nasza osobowsc.
Ja tam w sumie nie wiem, ale myślę że przeznaczenie chyba jednak istnieje. Jak wytłumaczyć senne deja vu, czyli krótkie momenty/wydarzenia w snach które później przekładają się na rzeczywistość? (a przynajmniej w złudzeniach).
Czyli sprawa snow proroczych. Opisze, jak ja to widze.
Sny to produkt naszej podswiadomosci, temu chyba nie zaprzeczycie. Naturalne dla czlowieka jest to, ze proboje przewidywac to, co sie stanie w przyszlosci. Wyobraza sobie rozne mozliwe (a czasem i nie) sciezki, wg ktorych moga sie potoczyc niektore wydarzenia. Wszystko to zbiera sie w podswiadomosci.
Przyjrzyjmy sie innej sprawie - mamy duzo snow kazdej nocy. Nie znalazlem jakiejstam dokladnej informacji co do ilosci (jakos mnie to az tak specjalnie nie interesuje), ale troche tego jest. Czasem pamietamy jeden, czasem trzy, a czasem ani jednego. Ale snow mamy ilestam (oznaczmy jako x).
Dochodzac do sedna sprawy - w ciagu np. miesiaca mielismy 2 sny prorocze. Miesiac - czyli 30 * x snow. Mozemy np. przyjac 3 (chociaz podobno jest ich wiecej), i dla tejze trojki mamy 90 snow miesiecznie. Duza ilosc tych snow dotyczy potencjalnego rozwoju w roznych kierunkach wydarzen w sprawach, ktore np. w danym momencie nas trapia. Dwa sny w porownaniu do kilkudziesieciu - niezbyt fajna statystyka, prawda?
Do czego daze - porownajmy sobie to teraz z taka sytuacja. Duzego Lotka chyba kazdy zna. Mamy pewna liczbe potencjalnych liczb, ktore moga zostac wylosowane, 6 jest losowanych. Skreslamy sobie kuponik, po losowaniu okazuje sie, ze trafilismy dwie. Czy to znaczy, ze wyprorokowalismy ich pojawienie sie?
Ja tak wlasnie widze cala ta sprawe "proroczych snow". A ze czesto sa sny te sa bardzo zblizone z rzeczywistoscia - mozna to roznie tlumaczyc. Mozna je troszke w naszej podswiadomosci naciagac. Rownie dobrze, jesli zauwazymy sytuacje podobna do wystepujacej w naszym snie, podswiadomie (albo i calkowicie swiadomie) dazymy do takiego samego rozwiazania.
Ktos moze mi tu zaraz wytknac, ze podchodze do tego zbyt matematycznie, stosuje jakies rachunki prawdopodobienstwa itp. Ale mozecie mi pokazac czlowieka, ktory ma proroczy sen kazdej nocy, idea przeznaczenia to jednak chyba najbardziej nielogiczna idea, jaka mozna sobie wyobrazic. Jest mi przeznaczone uratowac zycie tonacego dziecka w przyszlym roku? Coz... Ide sie zabic. Zmieniam przeznaczenie i jego i moje. Uroczo...
Najbardziej podoba mi sie i zgadzam sie z podejsciem Tanta do tego tematu - nazwy przeznaczenie uzywal zdaje sie jako okreslenie pewnych okolicznosci, w ktore zostajemy wrzuceni. Mamy wplyw na swoje zycie w pewnym zakresie, ale nie mamy wplywu na to, ze jakis Hitler wywola nam wojne i cale nasze zycie odwroci sie do gory nogami. I dla nas jest to swojego rodzaju "przeznaczenie", Hitler dalej jednak ma swobode dzialania i wolna wole, nieprawdaz? A zreszta... Odsylam do jego posta.
Chiefu
Szkiełkiem i okiem nie zbadasz boga Jahwe
Ups... Tylko to mam ;-(
-
Nie znalazlem jakiejstam dokladnej informacji co do ilosci (jakos mnie to az tak specjalnie nie interesuje), ale troche tego jest.
Jeden sen na 1-1.5h z tego co pamiętam. W każdej fazie REM jest jeden sen....
Ktos moze mi tu zaraz wytknac, ze podchodze do tego zbyt matematycznie
Ja do tego podszedłem matematycznie heh... mam ścisły umysł mimo wszystko, zawsze lubiłem i rozumiałem matematykę.
Najbardziej podoba mi sie i zgadzam sie z podejsciem Tanta do tego tematu - nazwy przeznaczenie uzywal zdaje sie jako okreslenie pewnych okolicznosci, w ktore zostajemy wrzuceni. Mamy wplyw na swoje zycie w pewnym zakresie, ale nie mamy wplywu na to, ze jakis Hitler wywola nam wojne i cale nasze zycie odwroci sie do gory nogami. I dla nas jest to swojego rodzaju "przeznaczenie", Hitler dalej jednak ma swobode dzialania i wolna wole, nieprawdaz? A zreszta... Odsylam do jego posta.
Patrzcie państwo, jakoś fajerwerków wtedy ten mój post nie wywołał, myślałem, że wszyscy go potraktowali jako pijacki bełkot heh. No więc tak, kwestie przeznaczenia rozpatruję jako coś czysto matematycznego. Życie jest funkcją wielu zmiennych... prawdę mówiąc, nieskończenie dużej ilości zmiennych. Zmienne jednak różnią się od siebie znacznie, niektóre wywołują zmiany w nieporównywalnie mniejszej skali, niż inne (np. to, że cię zaswędział lewy policzek nie ma takiego znaczenia [względnego], jak to, że właśnie zawalił ci się dom). Mamy wpływ na niektóre z tych zmiennych i ich wartość możemy zmieniać podług naszych preferencji, chociaż też, w ograniczonym zakresie (będąc w sklepie możemy sobie kupić loda za 2 złote, albo za 5 złotych, ale jak mamy tylko dychę, to sobie tortu lodowego za 15 nie kupimy).
Czyli prekognicja w pewnym stopniu nie jest niczym nienaturalnym. Przewidywać przyszłość możemy zawsze, a nasza podświadomość (o tym jestem całkiem pewien) może to robić skuteczniej (nie chcę mi się teraz pisać czemu, może innym razem was wprowadzę w te swoje teorie neuropsychologiczne). Wierzę więc w to, że można przewidywać przyszłość w pewnym zakresie. Do tego, możliwości naszego mózgu są niesamowite. Na co dzień wykorzystujemy tak małą jego część i tak niewiele z jego możliwości, że w zasadzie nie powinno nas nic dziwić, kiedy ktoś nagle dysponuje paranormalnymi zdolnościami (czytanie w myślach chociażby albo zdalne widzenie... jestem sceptykiem, ale daleki jestem też od twierdzenia, że te umiejętności są niemożliwe).
Jak wytłumaczyć senne deja vu, czyli krótkie momenty/wydarzenia w snach które później przekładają się na rzeczywistość? (a przynajmniej w złudzeniach).
Jeżeli chodzi o efekt "deja vu", to chyba pisałem o tym wcześniej. To jest zaburzenie neurologiczne, pewien błąd w pracy mózgu. Potwierdzono np., że "deja vu" czują ludzie chorzy na epilepsję, tuż przed atakiem. Jeżeli ktoś zbyt często ma "deja vu", to polecam wizytę u neurologa.
-
Patrzcie państwo, jakoś fajerwerków wtedy ten mój post nie wywołał, myślałem, że wszyscy go potraktowali jako pijacki bełkot heh. No więc tak, kwestie przeznaczenia rozpatruję jako coś czysto matematycznego. Życie jest funkcją wielu zmiennych... prawdę mówiąc, nieskończenie dużej ilości zmiennych. Zmienne jednak różnią się od siebie znacznie, niektóre wywołują zmiany w nieporównywalnie mniejszej skali, niż inne (np. to, że cię zaswędział lewy policzek nie ma takiego znaczenia [względnego], jak to, że właśnie zawalił ci się dom). Mamy wpływ na niektóre z tych zmiennych i ich wartość możemy zmieniać podług naszych preferencji, chociaż też, w ograniczonym zakresie (będąc w sklepie możemy sobie kupić loda za 2 złote, albo za 5 złotych, ale jak mamy tylko dychę, to sobie tortu lodowego za 15 nie kupimy).
Czyli prekognicja w pewnym stopniu nie jest niczym nienaturalnym. Przewidywać przyszłość możemy zawsze, a nasza podświadomość (o tym jestem całkiem pewien) może to robić skuteczniej (nie chcę mi się teraz pisać czemu, może innym razem was wprowadzę w te swoje teorie neuropsychologiczne). Wierzę więc w to, że można przewidywać przyszłość w pewnym zakresie. Do tego, możliwości naszego mózgu są niesamowite. Na co dzień wykorzystujemy tak małą jego część i tak niewiele z jego możliwości, że w zasadzie nie powinno nas nic dziwić, kiedy ktoś nagle dysponuje paranormalnymi zdolnościami (czytanie w myślach chociażby albo zdalne widzenie... jestem sceptykiem, ale daleki jestem też od twierdzenia, że te umiejętności są niemożliwe).
Tant, nie wiem czy do końca zrozumiałem. Twierdzisz, że jasnowidzenie oraz przeznaczenie istnieją.. i jednocześnie formułujesz, bardzo prawdopodobną z punktu widzenia nauki wizję, nazwijmy ją "Wolny wybór + zdarzenia losowe"?
Przeznaczenie to - przynajmniej tak mi się wydaje - tylko jedna, jasno i konkretnie określona droga, zaś jasnowidzenie to określenie jednej i jedynej wizji przyszłości.
-
Tant, nie wiem czy do końca zrozumiałem. Twierdzisz, że jasnowidzenie oraz przeznaczenie istnieją.. i jednocześnie formułujesz, bardzo prawdopodobną z punktu widzenia nauki wizję, nazwijmy ją "Wolny wybór + zdarzenia losowe"?
Przeznaczenie to - przynajmniej tak mi się wydaje - tylko jedna, jasno i konkretnie określona droga, zaś jasnowidzenie to określenie jednej i jedynej wizji przyszłości.
Chief - Tak, dobrze zrozumiałeś. Są rzeczy, na które mamy wpływ i ich się przewidzieć nie da, tak twierdzę od zawsze. Zdarzenia losowe w mojej matematycznej teorii nie istnieją, wszystko jest od jakichś parametrów zależne. Można zatem przewidzieć pewną drogę/wizję przyszłości, ale w ograniczonym zakresie. Pewne rzeczy można przewidzieć, przewidzenie wszystkiego jest niemożliwe (ponieważ gdzieś po drodze na pewno będziemy mieli na coś wpływ samemu i będziemy mogli w jakiś sposób "zmienić" swoje "przeznaczenie").
Jeszcze zaznaczę tylko, że moja wizja "przeznaczenia" nie jest taka, jaką sobie wyobrażasz Chief heh. Jeżeli przedstawilibyśmy tą moją "funkcję" życia na osi współrzędnych, to to takie klasyczne przeznaczenie byłoby by linią (krzywą, prostą, jakąśtam, ale linią, pokazującą jedną drogę i ustalającą wszystkie zdarzenia). Dla mnie przeznaczenie to raczej zbiór punktów na tej osi, które nasza funkcja będzie musiała przeciąć. Lub nawet nie punktów, lecz pewnych obszarów, przez które będzie musiała przejść. Drogi mogą być różne. Możesz iść na imprezę i obudzić się następnego ranka z kacem, możesz na imprezę nie iść i obudzić się świeżym jak młody bóg, ale to nie zmieni tego, że złotówka spadnie o pół punktu procentowego, a twoja mama będzie miała rano katar.
-
Chief - Tak, dobrze zrozumiałeś. Są rzeczy, na które mamy wpływ i ich się przewidzieć nie da, tak twierdzę od zawsze. Zdarzenia losowe w mojej matematycznej teorii nie istnieją, wszystko jest od jakichś parametrów zależne. Można zatem przewidzieć pewną drogę/wizję przyszłości, ale w ograniczonym zakresie. Pewne rzeczy można przewidzieć, przewidzenie wszystkiego jest niemożliwe (ponieważ gdzieś po drodze na pewno będziemy mieli na coś wpływ samemu i będziemy mogli w jakiś sposób "zmienić" swoje "przeznaczenie").
Jeszcze zaznaczę tylko, że moja wizja "przeznaczenia" nie jest taka, jaką sobie wyobrażasz Chief heh. Jeżeli przedstawilibyśmy tą moją "funkcję" życia na osi współrzędnych, to to takie klasyczne przeznaczenie byłoby by linią (krzywą, prostą, jakąśtam, ale linią, pokazującą jedną drogę i ustalającą wszystkie zdarzenia). Dla mnie przeznaczenie to raczej zbiór punktów na tej osi, które nasza funkcja będzie musiała przeciąć. Lub nawet nie punktów, lecz pewnych obszarów, przez które będzie musiała przejść. Drogi mogą być różne. Możesz iść na imprezę i obudzić się następnego ranka z kacem, możesz na imprezę nie iść i obudzić się świeżym jak młody bóg, ale to nie zmieni tego, że złotówka spadnie o pół punktu procentowego, a twoja mama będzie miała rano katar.
Wszystko rozumiem (tak myślę), brzmi to bardzo ciekawie - choć odstrasza nieco tą matematyczną terminologią :F. Niemniej jednak, chyba nie możesz nazywać tego przeznaczeniem/prekognicją, bo jest to tak oryginalne i odbiegające od klasycznego, podejście do obydwu zagadnień.. że samo w sobie tworzy nową teorię ;)
Ja mam własną teorię na temat 'wolnego wyboru', nieco różniącą się od tej tantalusowej.
Mianowicie:
Ta kropeczka w środku to człowiek. Przykładowy everyman :F Ma do dyspozycji nieograniczoną ilość czynności - symbolizowanych przez kreseczki :F - może np. pisać posty w kółku filozoficznym, wyskoczyć przez okno, strzelić sobie w łeb - wszystko zależy od niego - jego stanu zdrowia, charakteru, nastroju i masy różnych czynników. Po dokonaniu wyboru - tylko jednej ścieżki, znajduje się w nowym punkcie swojego życia.
(http://img237.imageshack.us/img237/628/dalominisb6.jpg)
I od nowa to samo. I tak nasze życie jest wyjątkowo długim łańcuchem dokonywania wyborów.
(http://img247.imageshack.us/img247/2192/dalomiauvc0.jpg)
Żadnego przeznaczenia, żadnego mistycyzmu ani boskich interwencji. Nawet jeśli działamy pod wpływem wiary w jakieś paranormalne czynniki - nie zmienia to faktu, że ich nie ma.
Fajne rysunki, co nie :D?
-
Siedzę w pracy, kolejna nocka z rzędu. Słucham sobie nowego albumu KoRna. Kawałek „Evolution”...
Dokąd ewoluuje człowiek? W jakim kierunku zmierza nasza ewolucja? Skrzydła nam raczej nie wyrosną (prędzej skrzela, jeśli stopnieją lodowce), ale czy będziemy w stanie zwiększyć potencjał swojego mózgu? Czy główny kierunek naszej ewolucji zostanie skierowany w nasz umysł? Trudno przewidzieć...
Moim zdaniem nasza ewolucja na ziemi dobiegła końca. Sami uznaliśmy siebie za najinteligentniejsze istoty na Ziemi, bo raczej żadna inna istota nam tego tytułu nie nada. Jednakże, czy można nazwać inteligentną istotę, która świadomie, bez skrępowania niszczy swój własny świat w którym żyje i się rozwija? (Proszę tylko tego nie przyjmować jako ględzenia jakiegoś szalonego ekologa czy zagorzałego obrońcy przyrody, bo nim nie jestem. Stwierdzam po prostu fakt.) Jeżeli wcześniej w naszą planetę nie uderzy coś dużego z kosmosu, sprowadzając tych co cudem przeżyją do epoki kamienia, to sami tak zmienimy Ziemię, że cofniemy się kilkaset lat w rozwoju, musząc przystosować się do nowych warunków życia. Człowiek jest jak szczur, zawsze przeżyje kilka osobników, które dadzą początek nowemu życiu, zawsze się dostosuje do nowych warunków.
Wydaje mi się, że od momentu pojawienia się naszego pra-przodka, nasza ewolucja zmierzała w jednym konkretnym kierunku – najdoskonalszy pasożyt. Bo czy istnieje inna, bardziej skuteczna istota, która wyniszcza środowisko w którym żyje całkowicie i doszczętnie, nie dając nic w zamian? Nie wydaje mi się. Oczywiście ktoś może podać przykład nowotworu, HIV, AIDS czy innych wirusów, które wyniszczają organizm człowieka, nie dając mu nic w zamian. Zgoda, ale...
Potraktujemy człowieka jako pasożyta, który wyniszcza swoje środowisko, świat w którym żyje; jest wirusem szalejącym w organizmie zwanym Ziemią. To czym są choroby, które niszczą człowieka?...”Antybiotykiem” naszej planety? Formą walki z chorobą, zwaną człowiek? Idąc dalej tym torem, można śmiało stwierdzić, że nasza planeta broni się coraz lepiej. Bo jak inaczej nazwać „lekarstwo”(mowa o AIDS), które wirus sam rozprzestrzenia podczas stosunku płciowego? Czy pomysł sam w sobie nie jest okrutny? Wirus sam się zaraża podczas rozmnażania. Piękne i okrutne zarazem. Nawet człowiek nie byłby w stanie czegoś takiego wymyślić.
-
Nie tylko ludzi atakują choroby - na nie cierpią także inne zwierzęta (a tych na pewno nie można nazwać pasożytami). Tylko silne osobniki są w stanie je przetrwać. One później przekażą geny młodszym pokoleniom i tak w kółko. Wymierają te o słabszych cechach, przez co niektóre podgatunki mogą wymrzeć. Człowiek też kiedyś był taką istotą - dążył do zachowania homeostazy w środowisku. Ale potem coś się zmieniło - w czasie naszej ewolucji - rzeczywiście zaskakująco szybkiej, bo od istot małpopodobnych, nagle staliśmy się istotami rozumującymi abstrakcyjnie. Zaczęliśmy grać po swojemu, ignorując część naturalnych reguł gry. Nie obowiązuje nas zasada ( może chociaż częściowo) przetrwania najsilniejszego.
Coraz więcej zwolenników zdobywa transhumanizm, dzięki któremu być może ewolucja w ogóle nie będzie potrzebna a nasze organizmy, nafaszerowane implantami i wyśrubowane do granic maksymalnych możliwości, nie będą już potrzebowały rozwoju? To dobry temat dla jakiegoś pisarza sci-fi.
Czy jesteśmy pasożytami? Eksploatujemy nie dając nic w zamian, bezczelnie mordujemy inne gatunki (kto dziś poluje aby zdobyć pokarm?). Ale właśnie - z początku człowiek nie był taką istotą. W jego ewolucji - po dziś dzień stanowiącej tajemnicę - nastąpił znaczący, niemalże rewolucyjny, przeskok. Czy było to coś w stylu wizji z filmu Odyseja 2001? Człowiek, jako jedyna istota, posiada chyba tak ogromny potencjał myślowy, nie wyobrażam sobie - i chyba nie jest to możliwe - podobnie rozwiniętej cywilizacji np. wiewiórek albo łososi. W takim razie, nasz twórca musiał przeznaczyć nas do takiego właśnie celu. I tutaj rodzi się kolejne pytanie - skąd pochodzi człowiek? Czy jest to jakiś ponad naturalny architekt, przybysze z matplanety czy cokolwiek innego. Bo to, że jesteśmy po prostu jakimś tam odpryskiem z wielkiego wybuchu i tworem czystego przypadku, niespecjalnie mi się chcę wierzyć.
Ale czym jestem ja i moja wiedza w stosunku do ogromu wszechświata i wieczności...
-
Potraktujemy człowieka jako pasożyta, który wyniszcza swoje środowisko, świat w którym żyje; jest wirusem szalejącym w organizmie zwanym Ziemią. To czym są choroby, które niszczą człowieka?...”Antybiotykiem” naszej planety? Formą walki z chorobą, zwaną człowiek? Idąc dalej tym torem, można śmiało stwierdzić, że nasza planeta broni się coraz lepiej. Bo jak inaczej nazwać „lekarstwo”(mowa o AIDS), które wirus sam rozprzestrzenia podczas stosunku płciowego? Czy pomysł sam w sobie nie jest okrutny? Wirus sam się zaraża podczas rozmnażania. Piękne i okrutne zarazem. Nawet człowiek nie byłby w stanie czegoś takiego wymyślić.
Bardzo zgrabna teoria, naprawdę, bardzo zgrabna. Ale fakt, nie tylko człowieka trapią choroby, więc ciężko to tak określić. Zresztą, przy dzisiejszym stanie medycyny, nie wiele jest chorób, z którymi nie możemy sobie poradzić. Szczepionkę na AIDS ludzie odkryją w ciągu, dajmy na to, następnych 10 lat. Trochę trudniej będzie z rakiem, który, z racji na swoją naturę, będzie trudny do zwalczenia (może nanotechnologicznie się będzie dało...). Zdaje się, że Agent Smith coś mówił w ten deseń w pierwszym Matryksie...
Dokąd ewoluuje człowiek? W jakim kierunku zmierza nasza ewolucja? Skrzydła nam raczej nie wyrosną (prędzej skrzela, jeśli stopnieją lodowce), ale czy będziemy w stanie zwiększyć potencjał swojego mózgu? Czy główny kierunek naszej ewolucji zostanie skierowany w nasz umysł? Trudno przewidzieć...
Moim zdaniem nasza ewolucja na ziemi dobiegła końca. Sami uznaliśmy siebie za najinteligentniejsze istoty na Ziemi, bo raczej żadna inna istota nam tego tytułu nie nada. Jednakże, czy można nazwać inteligentną istotę, która świadomie, bez skrępowania niszczy swój własny świat w którym żyje i się rozwija? (Proszę tylko tego nie przyjmować jako ględzenia jakiegoś szalonego ekologa czy zagorzałego obrońcy przyrody, bo nim nie jestem. Stwierdzam po prostu fakt.) Jeżeli wcześniej w naszą planetę nie uderzy coś dużego z kosmosu, sprowadzając tych co cudem przeżyją do epoki kamienia, to sami tak zmienimy Ziemię, że cofniemy się kilkaset lat w rozwoju, musząc przystosować się do nowych warunków życia. Człowiek jest jak szczur, zawsze przeżyje kilka osobników, które dadzą początek nowemu życiu, zawsze się dostosuje do nowych warunków.
Wydaje mi się, że od momentu pojawienia się naszego pra-przodka, nasza ewolucja zmierzała w jednym konkretnym kierunku – najdoskonalszy pasożyt. Bo czy istnieje inna, bardziej skuteczna istota, która wyniszcza środowisko w którym żyje całkowicie i doszczętnie, nie dając nic w zamian? Nie wydaje mi się. Oczywiście ktoś może podać przykład nowotworu, HIV, AIDS czy innych wirusów, które wyniszczają organizm człowieka, nie dając mu nic w zamian. Zgoda, ale...
Dobra, wypada mi się wypowiedzieć, jako osobie, która się na tym powinna znać z definicji. Studiuję w końcu ochronę środowiska, miałem więc okazję stan światowej ekologii poznać.
Czytałem o jeziorze gdzieś w rosji, które zmieniło się w pustynię przez czyjeś kretyńskie plany irygacyjne. Czytałem o tysiącach fok i delfinów, których martwe ciała wypływają na plażach w stanach zjednoczonych. Czytałem o gatunkach żyjących w amazonii, które giną, nie mogąc dostosować się do podwyższającej się światowej temperatury. Czytałem o wyniszczaniu się powłoki ozonowej, czytałem o efekcie cieplarnianym, świetnie wiem jak wygląda stan troficzny Bałtyku i innych mórz, wiem o kwaśnych deszczach, o smogu, dramatycznym wzroście populacji, przesadnej urbanizacji i wyniszczaniu środowiska. Nie mniej jednak uważam, że wszystko to jest do naprawienia.
Siedzę w tym na bieżąco i wiem, że stan naszego środowiska jest do odratowania. Etap, w którym ludzkość zanieczyszczała środowisko najbardziej, jest już za nami. Unia Europejska, a także inne organizacje oraz rządy różnych krajów, mają ściśle wyznaczone procedury i ograniczenia np. dotyczące emisji gazów cieplarnianych, czy utylizacji odpadów przemysłowych. Cywilizowane kraje (nie polska heh), dawno zajęły się na poważnie recyclingiem, gatunki ginące są chronione, przynajmniej większość z nich. Nie macie nawet pojęcia ile jest organizacji, które zajmują się na poważnie ochroną środowiska (co ładnie pokazano w "Simpsons the Movie" heh... bez google'owanie, nikt nie wie co to jest EPA albo HELCOM). Antropologiczne katastrofy ekologiczne, jak tonące tankowce, czy potajemne utylizowanie chemikaliów w sposób szkodliwy, to jest margines, który najłatwiej zauważyć, bo o tym się najwięcej gada. Jak gdzieś wybuchnie wulkan, natychmiast zawala sie ekosystem całego rejonu, ale jakoś o tym nikt nie mówi. Od czasu, kiedy w ogóle istnieje ekologia, człowiek zdał sobie sprawę ze swojej winy w wyniszczanie środowiska, jednak zrodziło to pewien pesymizm, który zawsze jest zły.
W różnych krajach, stan środowiska wygląda różnie, ale praktycznie wszędzie ulega on poprawie. Wiele jest oczywiście do zrobienia, ale IMO w kwestii ekologicznej, świat wyszedł już z kryzysu. Dziura ozonowa? Jest, ale emisje związków, które mogą utrudniać synteze ozonu w wysokiej atmosferze są tak regulowane prawnie, że nikt się narażać nie chce (ktoś pamięta freonowe dezodoranty? Widział je ktoś ostatnio?). Efekt cieplarniany? Wcale nie jest taki zły, na jaki wygląda, to po pierwsze, po drugie i tak by nastąpił, bez względu na naszą ingerencję. W tej chwili także emisja CO2 (który wcale nie jest takim strasznie groźnym gazem cieplarnianym, dużo groźniejsza jest para wodna albo ozon heh) jest regulowana prawnie, a zmniejszy się niedługo, jak wyczerpią się rezerwy ropy naftowej. W tej chwili jesteśmy zależni od pokładów paliw kopalnych, ale jak wolny rynek zacznie się przestawiać na alternatywy (co się powoli dzieje, widzieliście pewnie reklamę nowego Lexusa z silnikiem hybrydowym, co?), to po kilku latach węgiel będzie można tylko w muzeum zobaczyć. Wzrost populacji ludzi? Nawet bakterie nie rozmnażają się przez cały czas w tempie wykładniczym, zawsze dążą do pewnego unormowanego pułapu. Przyrost naturalny jest coraz mniejszy, szacuje się, że ludzkość osiągnie względną równowagę w okolicach 8 miliardów ludzi. To, że ziemia jest przeludniona to bzdura, są regiony, gdzie nie mieszka nikt, a wielkie metropolie są wręcz korzystne dla środowiska (lepiej, żeby się ten "wirus" gnieździł w jednym miejscu, niż gdyby miał się rozejść równomiernie po świecie). Jaki jeszcze problem... hmm... no na pewno się kilka znajdzie, które ciężko będzie naprawić. Np., chociaż mieszkam w gdańsku, jakoś nie mam ochoty kąpać się w Bałtyku po tym czego się o tym morzu dowiedziałem (jedno z najbardziej zeutrofizowanych mórz na świecie, stan jego jest bardzo zły, ze względów ekonomiczno-geograficznych). Wszystko jednak da się naprawić.
Krótko mówiąc, bo w zasadzie to, o czym piszę, to słabo filozoficzna debata, bardziej ekologiczna - bądźcie dobrej myśli. Człowiek jest tak wychowywany przez massmedia, że ciągle widzi same negatywy. A to pożar lasów w grecji, a to trzęsienie ziemi gdzieś tam albo fala pływowa gdzieś indziej. Nie zauważamy poprawy sytuacji, w szczególności jeżeli ta dopiero zaczyna się rozpędzać. Jest mnóstwo dowodów na to, że sytuacja zmienia sie na lepsze, a praktycznie żadnych na to, żeby miała się pogorszyć (przynajmniej w kwestii środowiska naturalnego hehe).
That's all. Dismissed.
EDIT::
Moim zdaniem nasza ewolucja na ziemi dobiegła końca.
Moim też, przynajmniej ta czysto biologiczna. Ostatnio ewolucja działała u nas kilkaset lat temu, kiedy to biali prowadzili naturalną selekcję czarnych niewolników (dzięki której dzisiaj mamy samych murzynów w NBA hehe). Ewolucja nie działa, ale skoro tak jest, to najwyraźniej, nie jest nam szczególnie potrzebna. Zresztą, dobór naturalny, w szczególności w populacji tak licznej jak ludzka, to skomplikowana sprawa, jestem pewien, że ewolucja ciągle działa w bardzo znikomym stopniu (np. takim, że co pokolenie człowiek ma ileś tam włosów mniej - za kilka tysięcy lat może wszyscy będziemy łysi...). Jestem ewolucjonistą i uważam, że powinniśmy z doboru naturalnego korzystać, ale to tak kontrowersyjne twierdzenie, że wielu zwolenników nie znajdę (Hitler miał w tej kwestii ciekawe założenia, chociaż błędne... jak ktoś chce, mogę opisać swoją wizję idealnego doboru naturalnego u człowieka, ale może nie w tym poście). Deewolucja z teledysku KoRn'a nam nie grozi, a samą ewolucją nie ma się martwić, bo i tak na nią nie wpłyniemy. Zresztą, ewolucja nie istnieje według Giertychów heh....
-
Pokrótce, bom zmęczony :)
(dzięki której dzisiaj mamy samych murzynów w NBA hehe).
Nie tylko NBA- praktycznie wszystkie dyscypliny sportowe są opanowane przez Murzynów - nawet golf. Pozostał chyba tylko hokej, ale już niedługo panie Gretzky, niedługo :)
Jestem ewolucjonistą i uważam, że powinniśmy z doboru naturalnego korzystać, ale to tak kontrowersyjne twierdzenie, że wielu zwolenników nie znajdę
To naturalne, że przetrwają tylko ci najsilniejsi ewentualnie, najsprytniejsi. Najzdrowsi - wszystko naj. Słabsze osobniki wymrą, tak chce natura. Żadne inne zwierze, prócz człowieka, tego nie kwestionuje, ale my czynimy często wbrew temu. Pojawia się humanitaryzm. Zaprzeczamy naszej naturze, może to jest powodem zahamowania ewolucji?
Z tymi murzynami to dobry przykład - choć nie słyną oni z inteligencji, o tyle ich fizyczne zdolności są znacznie lepsze od białej rasy, czy też innych ras. Dobór naturalny zrobił swoje - wybierano tylko tych najsilniejszych niewolników - reszta nie była potrzebna. Stąd zostali tylko potomkowie tych silnych.
Założenia Hitlera są przeciwne humanitaryzmowi, ale eugenika (pamiętamy jednak, że nie jest to jego wymysł!), z punktu widzenia cywilizacji i rozwoju człowieka, wcale nie jest taka głupia. To brutalne i nieludzkie, ale takie właśnie jest prawo natury. Strach to powiedzieć w publicznej debacie, bo można od razu zostać uznanym za nazistę. Nikt jednak nie pamięta, że Stalin miał podobne plany.
Eugenika sprawiłaby że wszyscy bylibyśmy piękni, zdrowi, inteligentni - takie same założenia ma transhumanizm - równie pięknie brzmiąca nazwa, ta jednak nie naznaczona piętnem historii i pewnie jeszcze pokaże co ma do zaoferowania.
-
Jak gdzieś wybuchnie wulkan, natychmiast zawala sie ekosystem całego rejonu, ale jakoś o tym nikt nie mówi
Zaniszczenie iluś tam hektarów lasów z powodu wybuchu wulkanu jest do przyjęcia, bo temu nie można było zapobiec. Jest to strata dla danego regionu, ale wulkany wybuchały od milionów lat (i pewnie długo będą wybuchać), ale życie tam nie wymarło, wręcz przeciwnie (podobno wyspy wulkaniczne są bardzo żyzne i urodzajne).
Wycinianie lasów w Amazoni, Syberi czy w innym regionie świata, nieszcząc naturalne środowisko żyjących tam zwierząt, to juz inna sprawa...
-
Zaniszczenie iluś tam hektarów lasów z powodu wybuchu wulkanu jest do przyjęcia, bo temu nie można było zapobiec. Jest to strata dla danego regionu, ale wulkany wybuchały od milionów lat (i pewnie długo będą wybuchać), ale życie tam nie wymarło, wręcz przeciwnie (podobno wyspy wulkaniczne są bardzo żyzne i urodzajne).
Natura jest się w stanie podnieść, no ale po takiej erupcji wulkanu w promienu kilku kilometrów masz tylko pył, rośliny umierają, zwierzęta wymierają, dopiero po roku nowa roślinność to zarasta i cośtam jest w stanie wyrosnąć. Pomijam już zanieczyszczenie powietrza, jak tlenki siarki, węgla, azotu, VOC'i, pyły, których wulkan potrafi wyprodukować sporo i które potrafią długo w atmosferze zostać. Nieważne zresztą, ten wulkan tak rzuciłem ni z gruchy ni z pietruchy, pierwszy przykład nie-antropogenicznej katastrofy ekologicznej
Wycinianie lasów w Amazoni, Syberi czy w innym regionie świata, nieszcząc naturalne środowisko żyjących tam zwierząt, to juz inna sprawa...
Nie poprę tego dowodami, nie będę też wyszukiwał specjalnie jakichś danych z google'a, ale jestem całkiem przekonany, że etap bezmózgiego karczowania lasów mamy za sobą. Na syberii se w sumie mogą wycinać ile chcą - tam jest takie zaludnienie i tyle tej tundry, że nawet jak wycinają, to powierzchnia lasu nie będzie specjalnie maleć hehe. Tropikalne lasy są chronione, to jest pewne. Nie jestem pewien ile organizacji się tym zajmuje, ale przypuszczam, że sporo. To jest jeden z tych takich najbardziej znanych problemów ekologicznych, jeden z najbardziej nagłaśnianych w mediach, więc z całą pewnością zieloni się tym zajęli.
Zresztą, skoro już o karczowaniu lasów mowa, to nie trzeba tak daleko sięgać. W dużo większym niebezpieczeństwie są np. lasy w wielu europejskich krajach, co widać na przykładzie grecji. Co tam spowodowało pożary, możliwe że upały, ale ja uważam, że to wina ludzi. Lasy są chronioną własnością państwa i nikt nie może ich ściąć bez zezwolenia. No ale jak spłoną, to na ich miejscu mamy tylko zgliszcza, które mogą podlegać szerokopojętej urbanizacji. Prawdopodobnie ktoś rozpoczął to podpalanie, żeby móc potem cośtam zbudować. Gdyby prawo tam głosiło, że teren spalonego lasu należy na nowo zalesić, załatwiłoby to sprawę. No ale jak widać, prawo nie działa najlepiej nie tylko w naszym kraju hehe...
Ale odbiegliśmy... proponuję, żeby tu skończyć debatę ekologiczną i skupić się na czymś bardziej ontopic'owym hehe...
To naturalne, że przetrwają tylko ci najsilniejsi ewentualnie, najsprytniejsi. Najzdrowsi - wszystko naj. Słabsze osobniki wymrą, tak chce natura. Żadne inne zwierze, prócz człowieka, tego nie kwestionuje, ale my czynimy często wbrew temu. Pojawia się humanitaryzm. Zaprzeczamy naszej naturze, może to jest powodem zahamowania ewolucji?
Fakt faktem, humanitaryzm zabił naszą ewolucję. Rozwój medycyny, poprawa warunków sanitarnych (a także zniesienie niewolnictwa heh) sprawiły, że przestaliśmy się rozwijać. Słabsi zginęliby od chorób i różnych takich, to co by zostało, to by były jednostki silne biologicznie. Niby tak, ale też nie do końca.
Choroby wcale nie dokonują dobrej selekcji naturalnej. Fakt, umierają ci, których organizmy nie mogą się dostosować, ale bakterie ewoluują dużo szybciej od nas i jest kilka takich chorób, które mogłyby zgładzić nawet naszą całą populację, gdyby w porę nie znaleziono szczepionki. Oczywiście, pewnie w końcu by się znalazł ktoś odporny na dżumę, i nawet gdyby została takich ludzi tylko garstka, w końcu zaludniliby ziemię silniejszymi, odpornymi jednostkami. No ale ludzkość nie może sobie pozwolić na ewoluowanie w ten sposób. Silny układ immunologiczny nie jest naszą cechą priorytetową, a Einstein wygląda na zdjęciach na chorowitego dziadygę heh...
Nie mniej jednak, jakaś selekcja naturalna by się przydała. Ja to widzę tak, że jakaś instytucja, pewnie rządowa, decydowałaby kto może zostać dopuszczony do prokreacji, a kto nie. Branoby pod uwagę czynniki takie, jak siła, kondycja fizyczna i psychiczna, refleks, pamięć, inteligencja szerokopojęta, wydajność zmysłów i takie tam. Sprawdzanoby także jak wygląda podatność na choroby genetyczne w danej rodzinie, np. czy mężczyźni w jego rodzinie nie mieli skłonności do daltonizmu albo czy nie przytrafił się nikt z zespołem Downa. W zależności od tego, jak ocenionoby jednostkę, dostawałaby ona pozwolenie na spłodzenie iluśtam dzieci. Jednostki dobre mogłyby mieć np. jedno dziecko, jednostki świetne kilkoro, jednostki wybitne mogłyby płodzić je w nieskończoność. Tylko takie "jednostki" miałyby też dostęp do banku spermy i tylko takie mogłyby oddawać swoje komórki jajowe dla kobiet nie mogących zajść w ciążę. Nie myślę, żeby ta selekcja miała być szczególnie ostra. Nie mniej jednak, osoby z cechami nieporządanymi byłyby pozbawiane możliwości rozpłodu (operacyjnie). Traktowanoby tak także wszystkich skazańców (osoby ze skłonnościami do sadyzmu i/lub agresji) i wszystkich chorych na choroby, które mogą być przenoszone dalej drogą płciową lub które mogą siedzieć w genach. Za rodzenie dzieci powyżej wyznaczonego limitu byłyby grzywny pieniężne (z pominięciem np. takich wypadków, kiedy kobieta, której pozwolono na jedno dziecko, zaszła w ciąże mnogą).
Ktoś może powiedzieć, że to chore, ale na dobrą sprawe, to wcale nie jest takie radykalne. Mogłoby doskonale istnieć w naszych czasach, gdyby ktoś o taki porządek zadbał wcześniej (kto wie, może gdyby Hitler wygrał wojnę, podobny system by już działał). Populacja nie byłaby taka duża, ludzie rodziliby się coraz doskonalsi i z każdym pokoleniem ewolucja robiłaby mały kroczek na przód. Z czasem oczywiście, standardy dopuszczania do rozpłodu mogłyby pójśc w górę, ale bardzo powoli i stopniowo. Trochę to śmierdzi Orwell'em, no ale chociaż to nie utopia, to jednak świat IMO lepszy. Skoro dobór naturalny stosujemy u zwierząt hodowlanych, dlaczego niemiałby się sprawdzić u nas.
No ale w naszym kraju przyjdzie ci taki Maciej Giertych, powie, że ewolucja to bzdura i koniec gadki heh.
-
Nie mniej jednak, jakaś selekcja naturalna by się przydała. Ja to widzę tak, że jakaś instytucja, pewnie rządowa, decydowałaby kto może zostać dopuszczony do prokreacji, a kto nie. Branoby pod uwagę czynniki takie, jak siła, kondycja fizyczna i psychiczna, refleks, pamięć, inteligencja szerokopojęta, wydajność zmysłów i takie tam. Sprawdzanoby także jak wygląda podatność na choroby genetyczne w danej rodzinie, np. czy mężczyźni w jego rodzinie nie mieli skłonności do daltonizmu albo czy nie przytrafił się nikt z zespołem Downa. W zależności od tego, jak ocenionoby jednostkę, dostawałaby ona pozwolenie na spłodzenie iluśtam dzieci. Jednostki dobre mogłyby mieć np. jedno dziecko, jednostki świetne kilkoro, jednostki wybitne mogłyby płodzić je w nieskończoność. Tylko takie "jednostki" miałyby też dostęp do banku spermy i tylko takie mogłyby oddawać swoje komórki jajowe dla kobiet nie mogących zajść w ciążę. Nie myślę, żeby ta selekcja miała być szczególnie ostra. Nie mniej jednak, osoby z cechami nieporządanymi byłyby pozbawiane możliwości rozpłodu (operacyjnie). Traktowanoby tak także wszystkich skazańców (osoby ze skłonnościami do sadyzmu i/lub agresji) i wszystkich chorych na choroby, które mogą być przenoszone dalej drogą płciową lub które mogą siedzieć w genach. Za rodzenie dzieci powyżej wyznaczonego limitu byłyby grzywny pieniężne (z pominięciem np. takich wypadków, kiedy kobieta, której pozwolono na jedno dziecko, zaszła w ciąże mnogą).
Oddanie tak potężnej władzy - ius vitae ac necis (szpanuję łaciną ajak :) ) - byłoby ostateczną oznaką upadku i upodlenia obywatela. Ja nigdy bym się na to nie mógł zgodzić. Wszyscy dobrze wiemy, że władza korumpuje/deprawuje/psuje, a w takim przypadku władcy byliby praktycznie bogami. Bo ich i ich rodzin nie dotyczyłaby ta selekcja a i mogliby kształtować przyszłe pokolenia na swój własny wizerunek. To przerażająca, totalitarna wizja - nie chcę nawet we własnych myślach jej rozwijać - rodem z najgorszego koszmaru. Selekcja naturalna musi pozostać naturalna.
Rząd z tak potężną władzą we własnych rękach, natychmiast podporządkowałby i zaprojektował całą ludzkość według własnego planu - ja np. uśmiercałbym wszystkich mężczyzn i projektował doskonałe kobiety :F
Ktoś może powiedzieć, że to chore, ale na dobrą sprawe, to wcale nie jest takie radykalne. Mogłoby doskonale istnieć w naszych czasach, gdyby ktoś o taki porządek zadbał wcześniej (kto wie, może gdyby Hitler wygrał wojnę, podobny system by już działał). Populacja nie byłaby taka duża, ludzie rodziliby się coraz doskonalsi i z każdym pokoleniem ewolucja robiłaby mały kroczek na przód. Z czasem oczywiście, standardy dopuszczania do rozpłodu mogłyby pójśc w górę, ale bardzo powoli i stopniowo. Trochę to śmierdzi Orwell'em, no ale chociaż to nie utopia, to jednak świat IMO lepszy. Skoro dobór naturalny stosujemy u zwierząt hodowlanych, dlaczego niemiałby się sprawdzić u nas.
Ale zawsze były odstępstwa od tej reguły - taki np. Henryk Himmler nie spełniał wymogów kwalifikacyjnych do Schutstaffeln, a i Hitler nie spełniał rysów Aryjczyka. Co ciekawe, ostatnio jacyś badacze badali mityczną rasę Aryjską - na podstawie badań ogłosili, że Aryjczykami są głownie Zachodni Słowianie - nie zaś Nordycy i Niemcy, jak uważał Hitler (chociaż i za Hitlera nie wykluczano jakiejś gałęzi Słowian). W zwiazku z tym, czujmy się Aryjczykami. Jutro idę kupić mundur Stuhrmfuhrera SD.
Tant, jak możesz pisać o doborze naturalnym wśród zwierząt hodowlanych. To tak jak z wolnym rynkiem wg. keynesistów - oni wszędzie widzą wolny rynek, a to że jest kontrolowany...
No ale w naszym kraju przyjdzie ci taki Maciej Giertych, powie, że ewolucja to bzdura i koniec gadki heh.
Można się nie zgadzać z jego poglądami, ale w imię tolerancji należy je szanować. Można je obalać, ale nie wyśmiewać. Tak się krytykuję nazistów, tyle się mówi o tolerancji..
-
Oddanie tak potężnej władzy - ius vitae ac necis (szpanuję łaciną ajak ) - byłoby ostateczną oznaką upadku i upodlenia obywatela. Ja nigdy bym się na to nie mógł zgodzić. Wszyscy dobrze wiemy, że władza korumpuje/deprawuje/psuje, a w takim przypadku władcy byliby praktycznie bogami. Bo ich i ich rodzin nie dotyczyłaby ta selekcja a i mogliby kształtować przyszłe pokolenia na swój własny wizerunek. To przerażająca, totalitarna wizja - nie chcę nawet we własnych myślach jej rozwijać - rodem z najgorszego koszmaru. Selekcja naturalna musi pozostać naturalna.
Rząd z tak potężną władzą we własnych rękach, natychmiast podporządkowałby i zaprojektował całą ludzkość według własnego planu - ja np. uśmiercałbym wszystkich mężczyzn i projektował doskonałe kobiety :F
Nie przeczę, że moja wizja jest mocno utopijna i zakładająca uczciwość ludzką i wogóle. No ale kurde, kto wie do czego dojdzie w przyszłości. Chciałem tylko nakreślić pewną ideę..
Ale zawsze były odstępstwa od tej reguły - taki np. Henryk Himmler nie spełniał wymogów kwalifikacyjnych do Schutstaffeln, a i Hitler nie spełniał rysów Aryjczyka. Co ciekawe, ostatnio jacyś badacze badali mityczną rasę Aryjską - na podstawie badań ogłosili, że Aryjczykami są głownie Zachodni Słowianie - nie zaś Nordycy i Niemcy, jak uważał Hitler (chociaż i za Hitlera nie wykluczano jakiejś gałęzi Słowian). W zwiazku z tym, czujmy się Aryjczykami. Jutro idę kupić mundur Stuhrmfuhrera SD.
Tant, jak możesz pisać o doborze naturalnym wśród zwierząt hodowlanych. To tak jak z wolnym rynkiem wg. keynesistów - oni wszędzie widzą wolny rynek, a to że jest kontrolowany...
Może już nie dobór naturalny, ale dalej ewolucja. Chociaż już nie kierowany drogą natury, to mimo wszystko postęp, nobilitujący pewne cechy i eliminujący inne. Skoro naturalna ewolucja już niewiele daje, pozostaje nam nie do końca naturalna.
Dobra, żeby podtrzymać temat, tak z cyklu kolejnych piekielnych wariacji na temat ewolucji:
System bezwzględnie promujący inteligencje. Człowiek uczy się całe życie, od najmłodszych lat, uczac się do egzaminu, czegoś w stylu matury. Od jego wyniku zależy wszystko - jeżeli ktoś go zda dobrze, będzie kimś ważnym. Jeżeli go obleje, zostaje wykastrowany/zabity/wyparowany etc.. Wiadomo, okrutne, no ale w brew pozorom, zbliżone do naturalnej selekcji. Jeżeli wilk urodzi się, bo ja wiem, z chorym kręgosłupem, nie pozwalającym mu biegać, zdechnie z głodu.
Można się nie zgadzać z jego poglądami, ale w imię tolerancji należy je szanować. Można je obalać, ale nie wyśmiewać. Tak się krytykuję nazistów, tyle się mówi o tolerancji..
Oczywiście. Może mieć poglądy jakie chce, nigdzie nie napisałem, że go wyśmiewam, czy coś. Szacunek to może zbyt duże słowo, powiem raczej jego osoba jest mi dosyć obojętna.
-
System bezwzględnie promujący inteligencje. Człowiek uczy się całe życie, od najmłodszych lat, uczac się do egzaminu, czegoś w stylu matury. Od jego wyniku zależy wszystko - jeżeli ktoś go zda dobrze, będzie kimś ważnym. Jeżeli go obleje, zostaje wykastrowany/zabity/wyparowany etc.. Wiadomo, okrutne, no ale w brew pozorom, zbliżone do naturalnej selekcji. Jeżeli wilk urodzi się, bo ja wiem, z chorym kręgosłupem, nie pozwalającym mu biegać, zdechnie z głodu.
Sprawdzian wiedzy nie daje możliwości sprawdzenia inteligencji. Inteligencja zdaje się być cechą unikającą jakichkolwiek pomiarów. Poza tym, kto przygotowywałby te testy? Znów rząd? Czyli mamy znajomego w rodzinie - albo jesteśmy prezydentem - i nasz wybitnie tępy syn/córka zostaną naszymi następcami -bośmy to tak ukartowali :)
Poza tym, dlaczego inteligencja? Profesor powiedzmy filozofii nie ma szans w walce na śmierć i życie z Roycem Gracie?
Moja wizja doboru naturalnego w XXI wieku jest taka - kapitalizm. Ludzie od razu zaczną myśleć, martwić się i troszczyć się o przyszłość - bo gdy zapomną np. o ubezpieczeniach - zdechną z głodu. I już. Zostaną tylko przedstawiciele gatunku homo oeconomicus - czyli ci, choć odrobinę wykorzystujący mózg :)
Oczywiście. Może mieć poglądy jakie chce, nigdzie nie napisałem, że go wyśmiewam, czy coś. Szacunek to może zbyt duże słowo, powiem raczej jego osoba jest mi dosyć obojętna.
Nienawidzę Woltera, ale powiedział kiedyś mądre zdanie,z któym to się zgadzam "nie zgadzam się z tym co mówisz, ale do końca życia będę bronił Twojego prawa do wypowiadania tego, co myślisz". Mi też daleko do pochwalania teorii Giertycha seniora, ale ma prawo je wygłaszać.
-
"Opowieści z moherowego forum - część I: Aborcja"
Na forum młodych przyjaciół RM powstał temat o aborcji, a to temat poruszany tu co jakiś czas. Zasadniczo rozważali pytanie "Za, czy przeciw", no i z racji na naturę tego forum, opinie nie powinny nikogo dziwić. Oto kilka ważniejszych cytatów z prowadzonej tam dyskusji...
Ja jestem za ale tylko w niektórych przypadkach... np. gwałt lub jeśli dziecko ma się urodzić poważnie chore lub gdy matka może umrzeć...
Pewne sprawy nie podlegają dyskusji - a jedną z nich jest "kwestia" czy wolno mordować niewinnych. ABORCJA JEST WYMYSŁEM DIABŁA. Traktowanie życia doczesnego jako absolutnie najwyższej wartości i rozważanie wyboru "życie dziecka czy życie matki" ujawnia brak wiary w życie wieczne i w Bożą Opatrzność. Nasze życie nie należy do nas - jesteśmy tylko "dzierżawcami".
Bardzo istotny temat. Niestety okazuje się, że luki w prawie powodują też luki w myśleniu. Czym różni się dziecko poczęte w wyniku gwałtu od dziecka poczętego w sposób normalny? Czy przez fakt przestępstwa przestaje być dzieckiem? Albo dziecko chore - czy nie ma prawa żyć? W takim razie w konsekwencji zamiast leczyć powinno się likwidować chorych i kalekich. Był już ktoś taki, kto preferował takie myślenie - Adolf Hitler.
Witam wszystkich serdecznie na Forum! Wg mnie aborcja jest zawsze zabójstwem i żaden człowiek nie może decydować o życiu drugiej osoby a tylko Pan Bóg. Z Bogiem
Prowadzimy tutaj rozważania teoretyczne - jest pewne niebezpieczeństwo takich rozważań.
Chrześcijaństwo jest zawsze bardzo konkretne.
Cokolwiek by ktoś powiedział dla mnie aborcja to inaczej zabójstwo niewinnego, bezbronnego dziecka... Co może poradzić dziecko na to, że matka go nie chce. Prawo do odbierania życia ma TYLKO Bóg a nie człowiek.
Dla mnie aborcja jest okrutną zbrodnią, najgorszą z najgorszych ponieważ pozbawia życia niewinną istotę. Matka której życie jest zagrożone przez ciążę nie usunie swojego dziecka, jeśli tą matką jest naprawdę. Bo co to za matka która stawia własne życie ponad życie swojego niewinnego, nienarodzonego dziecka? Poza tym nie znamy przyszłości, nie wiemy co się wydarzy...
Moim zdaniem - aborcja nie powinna być stosowana, przez osoby, dla których jest sprzeczna z ich sumieniem, ale powinna być dozwolona przez prawo w przypadku, kiedy urodzenie dziecka może zagrażać życiu matki. W pozostałych przypadkach - zgadzam się, że lepszym rozwiązaniem może być oddanie dziecka do adopcji.
No więc, skoro już konfrontujemy nasze poglądy z poglądami "prawdziwych" "katolików", to postawmy sprawę jasno. Co myślicie o aborcji? Czy powinna być legalna, czy nie? Czy jest ona czynem złym i grzesznym? Czy bylibyście w stanie jej dokonać, bądź nalegać wasze hipotetyczne partnerki o dokonanie jej?
Jako, że post już jest długi, nie będę go niepotrzebnie przedłużał jeszcze. Jak się kilka osób wypowie, to dam upust swoim przemyśleniom.
-
Powiem szczerze - według mnie temat aborcji jest tematem kontrowersyjnym,bo każdy widzi w nim swoją rację.W sumie to jestem przeciwny tego typu zabiegom.Ich zbytnia popularyzacja może doprowadzić do katastrofalnych skutków w przyszłości...Zgadzam się z cytowanym przez Ciebie Miłoszem,że powinna być dokonywana tylko w przypadku zagrożenia życia matki i TYLKO po decyzji lekarza.
Dodam od siebie coś jeszcze.Kilka dni temu skończyłem 26 lat,jak pewnie niektórzy zauważyli.Gdy miałem lat 18-19,moje zdanie w tej kwestii było diametralnie odmienne od obecnego.Dlaczego?Miałem pewne powody,ale to już prywatne sprawy i przejścia...Jednak z biegiem czasu ochłonąłem i przemyślałem to raz jeszcze.Rozmawiałem też na ten temat z wieloma kobietami,bo to w końcu one powinny mieć najwięcej w tym temacie do powiedzenia (a jako,że Polska jest krajem jakim jest,najwięcej do powiedzenia ma biskup,ksiądz i urzędnik).Z tychże rozmów wywnioskowałem,że same niechętnie aborcji by się poddały! (rozmawiałem ze znajomymi koleżankami w wieku zbliżonym do mojego, 25-29 lat). Temat niepotrzebnie tak przez media nadmuchiwany,bo jeśli kobieta będzie chciała dokonać aborcji to zrobi to tak czy inaczej...Ot taka propaganda,bo wiadomo,że temat w sam raz dla 95%katolików.Rząd niech lepiej zajmie się reformami,a kościół niech pozostanie w swojej sferze.I tak każda kobieta postawiona przed dylematem "usunąć czy nie" ,będzie kierowała się własnym sumieniem.I to będzie jej wybór,z konsekwencjami którego, przyjdzie jej żyć.Kościół Katolicki jedzie tu po bardzo śliskim gruncie.Bo jeżeli każe umierać kobiecie w okropnych męczarniach (komplikacje), to wraca w tym momencie do średniowiecza,gdzie kobiety były traktowane jak przysłowiowe gówno,nikt się z nimi nie liczył.Ale tamte czasy odeszły,a Kościół musi sobie zdać z tego sprawę,jak i z tego,że nie jest już tym elitarnym gronem,które może każdą bajeczkę puszczać w obieg między wiernych.Więcej szacunku dla kobiet,od tego trzeba zacząć.
A w temacie aborcji, najwięcej do powiedzenia powinny mieć właśnie kobiety.Nie jakiś zakompleksiony facet w habicie.
-
Widzę, że oprócz emiela (wykazującego niezwykłą wręcz aktywność w porównaniu ze stetryczałym trzonem forum) nikt nie podjął dyskusji.
Jako, że nie jestem katolikiem, nie muszę się bać pisać, że jestem za aborcją. No ale tego nie napiszę, chociaż pewnie pisałem coś w ten deseń w tym temacie wcześniej, podczas ostatnich rozmów na ten temat. Kwestia aborcji można streścić w jednym zdaniu, a każde dalsze rozwodzenie się nad nią jest bez sensu. Przyjaciele z forum RM, ewidentnie dyskryminujące inne religie oraz zasady moralne odbiegające od katechizmu kościoła katolickiego, nie byliby w stanie tej odpowiedzi pojąć, więc nie będę nawet tracił czasu na ich uświadamianie.
Należy rozgraniczyć dwie bardzo ważne kwestie, dwa ważne pytania, które są często mylnie uznawane za to samo, a które należy rozpatrywać oddzielnie:
1) Czy jesteś za aborcją?
2) Czy jesteś za legalizacją aborcji?
Na pierwsze odpowiem: hmm.. raczej nie.
Na drugie odpowiem: TAK
Aborcja to z całą pewnością proces niebezpieczny dla niedoszłej matki, jest też brutalny. Wiąże się też z zabiciem istoty, która stałaby się człowiekiem (embrionu, ani wczesnego płodu nie uznaję za człowieka), co może być dla kogoś sprzeczne z jego moralnymi przekonaniami. Lepszą opcją jest chyba pozwolenie matce na urodzenie dziecka, a następnie oddanie go do adopcji. Sytuacje, w których trzeba dokonać wyboru między życiem matki a życiem dziecka, są przy współczesnym poziomie medycyny tak rzadkie, że można je pominąć. Kobieta zgwałcona może do kilku dni po zbrodni skonsultować się z ginekologiem i przyjąć leki wczesnoporonne, i uważam, że jeżeli by tego nie zrobiła, byłaby zupełnie pozbawiona wyobraźni (no chyba, że mamy tu do czynienia z naruszeniem jej zasad moralnych, czy coś...). Krótko mówiąc, nie ma dla mnie żadnych sensownych argumentów dlatego, żeby do aborcji namawiać. Z drugiej jednak strony, nie jestem kobietą, a chociaż mam dobrą wyobraźnię, na pewno istnieją sytuacje, w których może się znaleźć kobieta, i w których podjąć będzie zmuszona decyzję o przerwanie ciąży.
No ale, do jasnej cholery, jakim prawem człowiek ma zabraniać kobiecie dokonania tego wyboru? Koledzy z RM są zbyt wyzuci w wyobraźni, żeby pojąć, ważną różnicę w dwóch pytaniach, które podałem wyżej. Człowiek może być za aborcją, może być przeciw aborcji, ale to jeszcze nie daje mu prawa do narzucania swojej woli innym.
Krótko mówiąc, aborcja powinna być legalna. Powinna być legalna w KAŻDYM państwie demokratycznym, chociaż oczywiście, powinna być zabiegiem odpłatny, a nie refundowanym z funduszu zdrowia. Zakazanie aborcji, jest ingerencją w wolną wolę człowieka.
Dla chrześcijan kwestia ta jest jeszcze prostsza, bo na pierwsze, bardziej skomplikowane pytanie, mają odpowiedź w KKK (zabawne, jeden skrót, dwa znaczenia, a jest w tym coś ironicznego). 1) NIE; 2) TAK. Tyle. Temat zamknięty.
PS. Naprawdę korci mnie, żeby kiedyś przysiąść na tamtym forum i wysłać im parę długich postów na temat tego, że są ograniczonymi umysłowo debilami owładniętymi manią prześladowczą i pałającymi nienawiścią do każdego kto myśli inaczej niż oni. No i z gorąco rozkoszą zabrałbym głos, swój prawdziwy głos, w tematach poświęconych choćby Aborcji, czy zapłodnieniu In Vitro (tak! ci debile są przeciw, bo to się wiąże z "zabijaniem niechcianych dzieci"). No ale zaciskam zęby, bo wiem, że po pierwsze, dyskusja z nimi nie ma sensu i to by było zwykłe bicie piany, a po drugie, lepiej jeszcze nie dostawać bana i trochę poczytać ich pięknych postów...
-
Tant, w całej tej sprawie pominąłeś dosyć ważną kwestię: a mianowicie, do którego momentu ciąży powinna być ona dozwolona.Wiadomo,że jest OGROMNA różnica pomiędzy,powiedzmy, 3 tygodniem ciąży,a np. 5 miesiącem.Należy zdać sobie sprawę,że jest różnica między zarodkiem,a płodem.Tutaj(płód), według mnie, zabieg aborcyjny powinien być dokonywany tylko i wyłącznie po decyzji lekarskiej,a nie czyjegoś widzimisię (a nawiasem mówiąc,zdajesz sobie sprawę,że do tych zabiegów często nakłaniają mężczyźni?).
Co do legalizacji - owszem, gdyż w "podziemiu" wykonuje się ten zabieg w dużo gorszych warunkach sanitarnych,niż miałoby to miejsce w normalnym szpitalu.
Co do RM,nie ma sensu polemizować z ludźmi z RM..Co byś nie powiedział,mają własną rację, często nie potrafią jej argumentować,zasłaniają się najczęściej dekalogiem,bo w odróżnieniu od takich dajmy na to, świadków Jehowy,nie znają nawet Pisma świętego(większość).
-
>Witam wszystkich serdecznie na Forum! Wg mnie aborcja jest zawsze zabójstwem i żaden >człowiek nie może decydować o życiu drugiej osoby a tylko Pan Bóg. Z Bogiem
Nieuleczalnie chore dzieci/ludzie powinne miec prawo do aborcji/eutanazji - jesli mieszać w to Boga to ok, skoro stworzył nas na własne podobienstwo - obdarzył rozumem to chyba własnie to MY mamy prawo decydować, nikt nie podejmie decyzji za nas. Życie ludzkie jest sumą wyborów - dobrych/złych. Jeśli wierzyc w życie wieczne to pozostawiając trudne decyzje Bogu napewno tam nie trafimy.Czasem nie ma szans na dobry wybór - ale można wybrać mniejsze zło. Z tego co pamiętam, aczkolwiek nie będzie to cytat to wydaje mi się że Bóg powiedział - nie ma jednej właściwej drogi do mojego królestwa, jest wiele niewłaściwych, a z pewnoscią nie prowadzi ona przez wielką bramę.
-
Zgadzam się ze zdaniem Tanta. Aborcja powinna być legalna, jest to indywidualna decyzja, w którą nie powinno ingerować nic poza sumieniem. Słusznie zauważył emiel, że powinna być wykonywana do jakiegoś etapu ciąży.
-
Wydaje mi się, że Tant nie rozpisywał się w kwestii czasu w jakim ciąża może być usunięta, ponieważ pewnie uznał za oczywiste, że to lekarz decyduje o tym. Mam rację Tant ?
A jeśli chodzi o moje zdanie to jest podobne, legalizacja tego zabiegu owszem. A jeśli hipotetycznie moja partnerka zaszłaby w ciążę to z całą pewnością nie namawiałbym ją do tego, pozwoliłbym jej samej rozważyć nad tym i zdecydować. Chociaż samemu gdybym był w takiej sytuacji to pewnie sam wolałbym jednak założyć rodzinkę, ale jeśli ona np. czuła że jest dla niej za wcześnie, że pokrzyżuje jej to plany to nie ingerowałbym w jej decyzję, wolałbym jakby sama to rozważyła i zdecydowała i właśnie dlatego chciałbym aby miała możliwość wyboru i dlatego jestem za legalizacją. Nie chcę aby osoby trzecie decydowały o losie naszego dziecka (a raczej czy będziemy je mieć czy nie).
-
Tant, w całej tej sprawie pominąłeś dosyć ważną kwestię: a mianowicie, do którego momentu ciąży powinna być ona dozwolona.
Pominąłem specjalnie. Poruszyłem tą kwestię jakiś czas temu, kiedy jeszcze cię nie było na forum. Nie chciałem jej poruszać, ponieważ, jak napisałem zresztą, jest to bezcelowe. Może niżej odpowiem dlaczego.
Wiadomo,że jest OGROMNA różnica pomiędzy,powiedzmy, 3 tygodniem ciąży,a np. 5 miesiącem.
Czyżby? A powiedz mi, gdzie tkwi ta OGROMNA różnica? W wielkości płodu? W tym jak bardzo rozwinięty jest jego system nerwowy? W tym, czy ma już wykształcone kończyny? Powiedz mi, w którym momencie kończy się zarodek, a zaczyna człowiek? Albo nie, nie odpowiadaj. Nie jest to istotne.
Tutaj(płód), według mnie, zabieg aborcyjny powinien być dokonywany tylko i wyłącznie po decyzji lekarskiej,a nie czyjegoś widzimisię (a nawiasem mówiąc,zdajesz sobie sprawę,że do tych zabiegów często nakłaniają mężczyźni?).
Tak, też tak uważam. Ale prawo, ma być prawem. Uważam, że gdyby ustalona była jakaś granica wieku płodu, od której nie można robić aborcji, byłby to dosyć słuszny kompromis obiektywnie patrząc, ale zupełnie sprzeczny z przekonaniami obu najbardziej oddalonych od siebie obozów tego "konfliktu". Chrześcijanin uznałby za oburzające to, że dajmy na to, można zabić człowieka młodszego niż 5 miesięcy. Ktoś z zupełnie innym światopoglądem mógłby jednak uznać, że zabranianie mu dokonania aborcji tylko dlatego, że płód jest starszy od 5 miesięcy, jest ingerencją w jego wolną wolę.
No ale, nie chcę się w tych dywagacjach posunąć za daleko. Nie chcę, żeby przypisywano mi jakieś skłonności do dzieciobójstwa, których tak naprawdę nie mam. Chcę jednak zaznaczyć pewną ważną myśl - co definiuje człowieka?
Według tych obłąkanych ludzików z RM, człowiek zaczyna się od momentu połączenia się komórki jajowej z plemnikiem. Ha, śmią nawet twierdzić, że taka jest definicja naukowa. A ja mówię, nie. Jaka jest niby definicja człowieka? Kto ma prawo ją ustalić? Dla jednego zygota to już człowiek, dla innego to tylko parę komórek. Z drugiej strony, kilkumiesięczny płód to dla jednego w pełni czująca istota, dla kogoś innego to tylko kawałek mięsa, pozbawiony świadomości, czy nawet zakończeń nerwowych. Ktoś może powiedzieć, że można by się posunąć o krok dalej i powiedzieć, że również noworodek nie jest człowiekiem, ale to jest twierdzenie przesadzone i paranoiczne, nawet dla kogoś tak zatwardziale obiektywnego jak ja. Wracając do tematu, definicja człowieka w tej sytuacji jest płynna i każdemu zainteresowano należy pozwolić na jej osiągnięcie. Jeżeli kobieta uważa, że 6 miesięczny płód to nie dziecko i domaga się aborcji, jest to na pewno dziwne, pewnie i makabryczne, z pewnością wątpliwe moralnie i pewnie, na miejscu lekarza, odmówiłbym podjęcia się takiej operacji. Ale takowa powinna być prawnie dopuszczona, jeżeli etyczna wolność kobiety ma być zachowana.
Jeszcze raz powtarzam, że ja zasadniczo jestem przeciwko aborcji. Zarzuciłem trochę makabrycznymi przykładami, ale raczej czysto hipotetycznymi (jakoś nie wyobrażam sobie, żeby matka dopiero w połowie ciąży miała się zdecydować na aborcję. To chyba zazwyczaj jest kwestia pierwszego miesiąca, góra dwóch po zapłodnieniu). Chciałem w ten sposób nakreślić swój sposób myślenia, według mnie najbardziej liberalna, a ja jestem liberałem.
No i kilka quote'ów na koniec:
jesli mieszać w to Boga to ok, skoro stworzył nas na własne podobienstwo - obdarzył rozumem to chyba własnie to MY mamy prawo decydować, nikt nie podejmie decyzji za nas.
Mhm, coś w tym jest. Bóg dał nam rozum, ale zabronił z niego w pełni działać. Pamiętacie monolog Ala Pacino z końcówki "Adwokata Diabła"? Naprawdę lubię ten monolog...
wydaje mi się że Bóg powiedział - nie ma jednej właściwej drogi do mojego królestwa, jest wiele niewłaściwych, a z pewnoscią nie prowadzi ona przez wielką bramę.
Bóg tak powiedział? To ja lepiej poczekam, aż sam to potwierdzi, bo coś ci nie wierzę, że to jego słowa hehehe
Wydaje mi się, że Tant nie rozpisywał się w kwestii czasu w jakim ciąża może być usunięta, ponieważ pewnie uznał za oczywiste, że to lekarz decyduje o tym. Mam rację Tant ?
Blisko, chociaż nie do końca. Read above.
-
Dla mnie, jest istotna różnica pomiędzy zarodkiem,a płodem,który ma już wykształcone organy(serce dajmy na to) i można takowe obserwować podczas badania USG.Jest to oczywiście moje zdanie,a np dla Ciebie Tant, może to nie mieć żadnej różnicy(dopóki nie zostaniesz ojcem).Nie jestem też lekarzem,ale wiem też,że usuwanie ciąży w terminie późniejszym jest już zagrożeniem dla zdrowia kobiety,z którym ta musi się liczyć.
Inna kwestia - do G-1.Wątpię,by kochająca Cię kobieta zdecydowała się na usunięcie ciąży,"bo jej to nie pasuje".Kobietą nie jestem,ale jak już wcześniej pisałem - z wieloma na ten temat rozmawiałem.śmiem twierdzić,że ZADNA na taki pomysł by nie wpadła.Prędzej mężczyzna próbowałby ją do tego nakłonić.
I ostatnia kwestia - do Tanta ponownie;> Piszesz o kobietach zgwałconych i tabletkach wczesnoporonnych.Owe tabletki kobieta powinna zażyć,bodajże max. 72h po stosunku.Wydaje mi się, że Twoja wyobraźnia nie obejmuje dogłębnie umysłu kobiety.Zresztą,jak u większości z nas, facetów.
Różnica polega na tym, że mężczyzna nie potrafi sobie wytłumaczyć SKUTKÓW gwałtu u kobiety.Dla niego, byłoby to normalną koleją rzeczy - cóż, "wpadłem" (analogicznie, jeśliby mógł),to biorę tabletkę.Myślisz,że dla TAK słabej i bezbronnej istoty,jaką jest kobieta,to jest taka prosta sprawa?Nie wydaje mi się.Wątpię, czy przez pierwsze dni, ba!tygodnie! taka kobieta jest w stanie myśleć racjonalnie.W odróżnieniu od mężczyzny - dla kobiety,gwałt to ogromny szok.Więc nie mów proszę,że są tabletki wczesnoporonne,itp, że kobieta zgwałcona może "raz,dwa" ją zażyć i wszystko w porządku.Zacytuję zasłyszane kiedyś słowa: Nic nie jest w porządku, jest 100kilometrów od w porządku.Dla takiej kobiety,po akcie gwałtu,wzięcie tabletki nie jest pierwszą myślą.Pamiętaj Tant, że nie myślisz jak kobieta,bo nią nie jesteś.Co więcej, nie jesteś/byłeś kobietą zgwałconą.
Wiem,ja też jestem facetem,ale uwierz mi - na TEN temat rozmawiałem z wieloma dojrzałymi kobietami,do których nawiasem mówiąc,mam wielki szacunek.Dziękuję za uwagę:)
-
Uważam że aborcja powinna być legalna, jednak nie jestem jej zwolennikiem. Kobieta, jeśli chce dokonać aborcji, powinno mieć taką możliwość. To jej ciało, jej organizm, jej życie. W którymkolwiek stadium ciąży jest, to ona decyduje. Ona później będzie ponosić konsekwencje urodzenia/nieurodzenia dziecka, fizyczne, moralne, etyczne. I my za bardzo nie mamy prawa ingerować w jej decyzję. Ktoś może powiedzieć "Niech urodzi i odda dziecko". Ale czy możemy być pewni jaki los czego to dziecko? Czy aborcja powiedzymy w 2 tygodniu nie jest lepsza od urodzenia i zostawienia dziecka na śmietniku, jak to czynią niektóre matki? Porzucenie małego dziecka jest dla mnie czymś całkowicie nie zrozumiałym. Jak można zostawić tę małą, bezbronną istotę? Niestety, nigdy nie wiemy jaki los czeka dziecko po urodzeniu...
Kewstia aborcji przypomina torchę problem eutanazji. 5-cio miesięczny płód można porównać do dorosłego człowieka po wypadku leżącego na łóżku. Oboje są podłączeni do "rurek" utzymujących ich życie. Kto ma prawo pozbawić ich życia? O ile dziecko nie ma prawa głosu i całkowicie zależne od rodziców, to co z osoba która w pełni świadomie pragnie śmierci? Albo z osobą, która jest sparaliżowana? Czy najbliższa rodzina ma prawo do eutanazji?
-
Nie nie Ard, eutanazja to trochę inna para kaloszy. W tym wypadku jestem za, ale również na pewnych warunkach. Powinna być dozwolona, powiedzmy po podpisaniu przez taką osobę oświadczenia, które powinno być dostępne w każdej przychodni/ szpitalu (coś na wzór zgody na pobranie organów pośmiertnie). Sprawę komplikuje trochę korupcja panosząca się na niewyobrażalną skalę - i tu jest problem. Bo mogłoby się zdarzyć, iż lekarz widząc takową pisemną zgodę, decydowałby samoistnie o uśmierceniu pacjenta, wiedząc, że - powiedzmy takiego człowieka z powodzeniem mógłby uratować...
Innym wyjściem byłaby zgoda pacjenta (o ile byłby jeszcze przytomny i w pełni władz umysłowych) w samym szpitalu. Co do decyzji podejmowanych przez rodzinę - sorry, według mnie, nic im do tego, jeżeli jest to wbrew woli pacjenta. Poza tym, jak to mawiają: z rodziną najlepiej to wychodzi się na zdjęciach... ;]
-
Pozwolę sobie na kolejne, małe porównanie aborcji i eutanazji...
Aborcja: Kobieta, powiedzmy w 4 miesiacu ciąży. Wykrytu u niej jakieś komplikacje, które mogą spowodować że dziecko urodzi się upośledzone lub z jakąś bardzo ciężką chorobą.
Eutanazja: Mężczyzna, ok.54 lat. Wypadek, bardzo ciężkie uszkodzenia ciała, stan krytyczny. Utrzymywany przy życiu dzięki aparaturze. Wcześniej zawsze powtarzał że nigdy nie chciałby być w takim stanie i wolałby umrzeć. Jednak w chwili obecnej nie jest w stanie nic mowić.
W przedstawionej, wymyślonej sytuacji mężczyznę można porównać do nienarodzonego dziecka. Nie ma prawa własnej wypowiedzi, a jego los jest zależny od rodziny. Czy matkę nienarodzonego dziecka, decydującą się na aborcję można porównać do matki, podpisującej dokumenty uśmiercającą jej sparaliżowanego syna? Przecież obie "uśmiercaja" swoje własne dziecko.
Jakie jest wasze zdanie w tej sprawie?
Wiem że obie kwestie są bardzo sporne. IMO eutanazja, o ile ktoś wpełni sił umysłowych wyraził na nią zgodę, powinien mieć ją wykonaną. Bo skoro jest to danej osoby świadoma, przemyślana decyzja. Nienarodzone dziecko nie powie nam czy chce żyć czy nie.
W przypadku aborcji byłbym w stanie ją poprzeć tylko w przypadku kobiet zgwałconych, powiedzmy max. do 2 miesięcy, aby kobieta wyszła z szoku po tym przeżyciu i przemyślała co robić dalej. Druga sytuacja to gdy badania lekarskie wykarzą że ciąża może zagrozić życiu przyszłej matki. Ale i to powinno być oparte na badaniach min. 3 lekarzy.
Wiem że obie kweste nie można rozwiązać tak łatwo, jak ja to opisałem, ponieważ całkowicie pominełem kwestie etyczne, religijne itp.
-
Różnica polega na tym, że mężczyzna nie potrafi sobie wytłumaczyć SKUTKÓW gwałtu u kobiety.Dla niego, byłoby to normalną koleją rzeczy - cóż, "wpadłem" (analogicznie, jeśliby mógł),to biorę tabletkę.Myślisz,że dla TAK słabej i bezbronnej istoty,jaką jest kobieta,to jest taka prosta sprawa?Nie wydaje mi się.Wątpię, czy przez pierwsze dni, ba!tygodnie! taka kobieta jest w stanie myśleć racjonalnie.W odróżnieniu od mężczyzny - dla kobiety,gwałt to ogromny szok.Więc nie mów proszę,że są tabletki wczesnoporonne,itp, że kobieta zgwałcona może "raz,dwa" ją zażyć i wszystko w porządku.
Mam czasem skłonności do relatywizmu moralnego, bo wiadomo, morderstwo morderstwu nierówne, tak samo kradzież, czy cokolwiek. Właśnie z tego powodu gwałt uważam za zbrodnię najgorszą i najniższą. Zamordować można w obronie własnej, ukraść coś można z głodu i biedy, mogą nam nawet puścić nerwy i przemieścimy jakiemuś denerwującemu nas palantowi szczękę, bo nas zdenerwował. Ale gwałt to coś, czego nie można wytłumaczyć wyższymi pobudkami - to zbrodnia, która wynika z niekontrolowania najniższych instynktów, zbrodnia upadlająca i nie wytłumaczalna moralnie w żadnym przypadku.
Prawda, nie jestem kobietą, pewnie nie potrafię sobie nawet wyobrazić uczuć, jakie mogą się rodzić w umyśle zgwałconej dziewczyny. No ale niewzięcie wczesnoporonnej tabletki jest czymś, czego też sobie wyobrazić nie mogę. Pomijając wypadki skrajne, człowiek nie jest sam - rodzina, przyjaciele, znajomi, musieliby sie zorientować co się stało, przede wszystkim, jeżeli czyn ten zaowocował traumą. To jasne, że zgwałcona dziewczyna nie pójdzie od razu po zbrodni do apteki i kupi co potrzeba. Bardzo prawdopodobne nawet, że nie będzie w stanie tego zgłosić na policję. No ale na miejscu jej ojca, pierwsze co bym zrobił to kupił pastylki i powiadomił odpowiednie władze.
A teraz w sprawie bardziej aktualnej.
Eutanazja:
Nie chcę mi się cytować, boście tu mieszali aborcje z eutanazją za bardzo. W tym przykładzie, który podałeś Ard, o facecie, który jest utrzymywany przy życiu dzięki aparaturze, nie miałbym żadnych wątpliwości. Skoro człowiek nie może żyć bez aparatów, należy pozwolić mu umrzeć. Jeżeli nie można go uratować, to jest to jedyna logiczna opcja, a poddawanie się w tym wypadku jakimkolwiek wątpliwościom moralnym uważam za podejście egoistyczne. Nie ma powodu, żeby na siłę trzymać kogoś na tym świecie - to ingerencja w naturę.
Eutanazja może stać się problemem moralnym, jeżeli człowiek jest w pełni świadomy. Polecam wszystkim obejrzenie filmu "W końcu czyje to ciało?" ("Whose Life Is It Anyway?"), staroć z lat 80'ych, ale bardzo często puszczany na TCM (dzisiaj leciał np.), bo on bardzo ładnie tą kwestię pokazuje. Prawo do samostanowienia jest podstawowym prawem człowieka, i jako liberał uważam je za prawo nadrzędne. Jeżeli człowiek chce umrzeć, ponieważ świadomie tak zdecydował, to decydowanie o tym, że ma pozostać przy życiu jest przykładem egoizmu - przedkładamy wtedy NASZE zasady moralne, nad JEGO wolną wolę. Ta decyzja może być błędna w czyichś oczach, ale człowiek ma prawo taką decyzję podjąć.
No ale to tylko jedno dno tego problemu. Jeżeli mówimy o eutanazji, oznacza to, że człowiek jest bezpośrednio, na poziomie fizycznym zależny od osób trzecich (gdyby nie był, mógłby teoretycznie w każdej chwili wyskoczyć przez okno albo podciąć sobie żyły). To ma miejsce w dwóch ogólnych przypadkach, w które należy trochę inaczej rozpatrywać:
1) Osoba umierająca, np. cierpiąca z powodu zaawansowanego stadium raka, przy którym każda terapia jest jedynie przedłużaniem nieuniknionego.
2) Samemu życiu pacjenta nic nie zagraża, ale jego jakość została dramatycznie zaniżona i nie ma szans na jej poprawę. Taka sytuacja jest pokazana we wzmiankowanym filmie, w którym główny bohater w wyniku wypadku samochodowego zostaje sparaliżowany od szyi w dół, a niewydolność nerek uniemożliwia mu opuszczanie szpitala - jest przykuty do łóżka, ciągle zachowując przy tym pełną władzę umysłową.
W pierwszym wypadku wniosek jest oczywisty i argumentować go można tak samo, jak to zrobiłem wyżej w sprawie tego przykładu Arda - człowiekowi należy pozwolić umrzeć w sposób godny i świadomy, uwalniając go od doczesnego bólu. Jeżeli nie można go uratować, egoizmem jest nie pozwolenie mu na to.
W drugim wypadku problem jest trochę bardziej skomplikowany, bo dotyczy zdrowia psychicznego pacjenta. Tuż po wypadku, depresja kliniczna jest czymś zupełnie normalnym, a pacjent pozbawiony myśli samobójczych to rzadkość. Nie trudno to sobie wyobrazić - budzisz się w szpitalu i widzisz, że amputowano ci nogi od kolan w dół. Wpierw nadchodzi strach i panika, potem zapaść, w której myślisz tylko o tym, żeby skończyć to wszystko, bo przecież takie życie jest nic nie warte. Wiele jest jednak przypadków, kiedy człowiek jest w stanie odnaleźć spełnienie nawet w takim niepełnym życiu. Zatem pozwolenie na śmierć człowiekowi, który jest w klinicznej depresji, byłoby w tym wypadku błędem. Opinia psychologów powinna być tutaj wzięta pod uwagę.
Będąc lekarzem, problem rozwiązałbym tak: jeżeli po wypadku człowiek chciałby poddać się eutanazji, pozwoliłbym mu na nią, ale nadmienił, że takowa dokonana będzie dopiero za rok. Jeżeli po roku (wypełnionym pomocą psychologiczną) pacjent dalej będzie chciał umrzeć, nie miałbym wyjścia, jak pozwolić mu na to.
To tyle w tych sprawach. Poruszyłbym tutaj kwestię religijną (konkretnie problemu odwiecznej walki ateizmu z deizmem), ale dzisiaj nie jestem w najwyższej formie, jeżeli chodzi o formułowanie myśli. No ale możecie się już psychicznie przygotować na długi monolog w tej sprawie, bo ta kisi się we mnie już od dłuższego czasu i prędzej, czy później, będę musiał dać upust swoim przemyśleniom.
-
Będąc lekarzem, problem rozwiązałbym tak: jeżeli po wypadku człowiek chciałby poddać się eutanazji, pozwoliłbym mu na nią, ale nadmienił, że takowa dokonana będzie dopiero za rok. Jeżeli po roku (wypełnionym pomocą psychologiczną) pacjent dalej będzie chciał umrzeć, nie miałbym wyjścia, jak pozwolić mu na to.
A co jeśli ten człowiek np. za dwa lata mógłby spotkać kobietę która by go pokochała i jego życie znowu nabrałby sensu i nie chciałby już umrzeć? Nie zgadzam się zbytnio z tym fragmentem postu. Równie dobrze można by też dać łatwą możliwość samobójstwa człowiekowi któremu umarł ktoś bliski, rzuciła dziewczyna, spłukał się i przez to wszystko też w danej chwili nie ma już chęci do życia. Zgadzam się z eutanazją tylko wtedy gdy nie ma już absolutnie żadnych szans na poprawienie bytu człowieka i przywróceniu jego chęci do życia i jeśli ten człowiek oznajmił że nie chce żyć w takim stanie i nie będzie już posiadał możliwości zmiany decyzji. Pozostaje jeszcze kwestia rodziny z którą też przecież trzeba się liczyć. Co jeśli za żadne skarby świata nie zgodzi się ona by pozbawić życia kogoś bliskiego, mimo że on wcześniej tego chciał?
-
Będąc lekarzem, problem rozwiązałbym tak: jeżeli po wypadku człowiek chciałby poddać się eutanazji, pozwoliłbym mu na nią, ale nadmienił, że takowa dokonana będzie dopiero za rok. Jeżeli po roku (wypełnionym pomocą psychologiczną) pacjent dalej będzie chciał umrzeć, nie miałbym wyjścia, jak pozwolić mu na to.
za dwa lata mógłby
Równie dobrze przez te 2 lata mógłby niemiłosiernie cierpieć. Zresztą jak osoba jest w 100% przekonana, że chce eutanazję to chyba lepiej mu zrobić zastrzyk/odłączyć od aparatury niż sam by miał sobie język przegryźć i wykrwawić się, albo miała by to zrobić osoba postronna.
-
Jak zwykle, temat ten co chwila umiera i ja, jako założyciel, mam obowiązek go co jakiś czas reanimować, żeby się ludziom zupełnie myśleć nie odechciało. Było ostatnio o aborcji i eutanazji, można wstępnie uznać te kwestie za zamknięte. Co by dzisiaj wrzucić na tapetę.. hmm... akurat na moim ulubionym forum RM poruszyli lekki temat, po raz kolejny podchodząc do niego zupełnie bez myślenia, to można dla relaksu go rozpatrzyć. Tak więc...
"Opowieści z moherowego forum - część II: Równouprawnienie"
Równouprawnienie? Bah... przesąd, bajka wymyślona przez liberalną żydomasonerię amerykańską, aby walczyć z tradycyjnymi wartościami Kościoła Katolickiego. Zresztą, co ja będę gadał...
Zdecydowanie jestem przeciwna równouprawnieniu kobiet i mężczyzn. Tak wiele się dziś o tym słyszy...jakaż to dobroć dla kobiet...
Naiwność niektórych ludzi nie zna granic...
Sądzę tak samo jak autorka tematu. Równouprawnienie to jakiś XX-wieczny przesąd. Kobieta i mężczyzna to dwie różne istoty. Oto tabelka przygotowana przez prof. M. Giertycha:
(http://wgrajfoto.pl/pokazfoto/img0508/tabelka0a75.jpg)
A ja powiem przekornie że kobieta i mężczyzna powinni być i są równoprawni.
Mają inne role, są inni; ale tylko razem są pełnią.
Zgadzam się z Joanną P , uważam, że wszystko powinno pozostać tak jak to zaplanował Pan Bóg - On przecież się nie myli. Więc myślę, że nie ma co poprawiać kobieta to kobieta powinna być delikatna, ciepła , promieniować miłością i naśladować Matkę Bożą - najpiękniejszą z najpiękniejszych. A mężczyzna męski :) oczywiście Mruga a poza tym najlepiej niech naśladuje Pana Jezusa , niech stanie na wysokości zadania otoczy rodzinę opieką i zapewni jej byt. Ja nie potrafię postawić tego znaku równości i popieram zamysł Boga, w którym stanowi te wytyczne różnice.
Zanim zabiję temat, poczekam na wypowiedź innych. Może jakaś świeża krew? Np. nie czytałem w tym temacie postów Growlansera ani aysnela...
-
hm.... ode mnie - coś takiego jak równouprawnienie nie istnieje i nigdy istnieć nie będzie. te tzw. "feministki" (do których ostatnio także moja siostra powoli zaczyna sie zaliczać) to kupa rozwydrzonych bab, którym chłop nie dogodził, bo sie boją seksu, a chłopa traktują jak zło konieczne. o co chodzi z tym tzw. równouprawnieniem - "my chcemy być równe, a właściwie równiejszych - czyli że nie w całej rozciągłości, tylko w pewnych wybranych kwestiach" to nie jest tak, że te całe "feministki" chcą równouprawnienia - one chcą tylko większych praw w niektórych kwestiach. krzyczą i manifestują o równouprawnienie, ale nie o to im chodzi. i potem społeczeństwo ma fałszywy obraz feminizmu i równouprawnienia przez takie rozwydrzone baby. niestety, ale w Toruniu poznałem już paręnaście takich feministek. wiecie czego im potrzeba zamiast równouprawnienia? porządny wibrator trzeba im kupić.
a co do cytatów z moherowego forum - niestety katolicyzm=zaściankowość =_=' nie wierze w równouprawnienie w pełnym znaczeniu tego słowa, ale niektóre ich posty są przykre.... mądrze jedynie napisał ten pan Piter J.J.
-
Nie widzę by w Polsce nie było równouprawnienia kobiet i mężczyzn, nie należymy do krajów arabskich, gdzie faktycznie można o tym dyskutować. Kobiety mogą robić to co chcą i mają pełnie praw tak jak faceci. Kobieta nie musi wiecznie siedzieć przy garach i zajmować się domem, ale może robić karierę zawodową. Pracodawca powinien ofkors nie zwracać uwagę na płeć, tylko i wyłączne na dobre predyspozycje do wykonywania danego zawodu. To że faceci najczęściej obejmują najwyższe stanowiska, lub zakładają własne firmy to inna sprawa - podobno są przeważnie bardziej kreatywni od kobiet ;f Oczywiście nie będę generalizował bo bywa też i na odwrót. Nie wiem o co cała draka. Ja tam wolę obraz kobiety wrażliwej i czułej, co nie przeszkadza przecież by robiła karierę zawodową itd. Jak feministki chcą jednak całkowicie upodobnić się do mężczyzn to niech tak robią, nikt im nie zabrania, tyle, że niech nie krzyczą o równouprawnienie bo naprawdę nie mają o co...
-
Pora na moja opinie w tym temacie...hmm, Yume co do krajow arabskich, to juz inna bajka, nie popadajmy w skrajnosci.Kobieta powinna miec swoje zdanie i swoje prawa,a w niektorych krajach bywa roznie...Co do rownouprawnienia, jestem zdecydowanie przeciw.Dlaczego?Wystarczy popatrzec na niektore "cywilizowane" kraje. Pojecie "rodzina" zanika tam bardzo szybko,a slowa "mama", czy "tata" sa zastepowane jakze "cieplym" okresleniem "opiekun" Jestem tutaj zgodny z pogladami Janusza Korwin-Mikkego, ktory to kiedys powiedzial, ze kobieta jest zalazkiem ogniska domowego,rodziny.Co bedzie gdy jej zabraknie?Dzisiejsze dazenie do pieniadzy,a wlasciwie jak najwiekszej ich sumy, kariery zawodowe...i ROWNOUPRAWNIENIE.Dla mnie smieszna sprawa-to mezczyzna od zarania dziejow ma przypisana role zywiciela rodziny.Jezeli dobrze ta role spelnia, to dlaczego kobieta MUSI koniecznie uciekac z domu w wir pracy?Feministki zaraz by krzyknely,ze nie mam szacunku do kobiet.A ja na to odpowiem: wrecz przeciwnie,mam OGROMNY szacunek do kobiet, miedzy innymi dlatego,iz rozumiem jaka role spelnia kobieta.I nie mowie tu o garach itp, bo w moim prywatnym zyciu to akurat ja gotuje (poniewaz robie to lepiej) tylko o dzieciach i rodzinie.Jezeli kobieta nie bedzie potrafila dac mi pewnych wartosci, ktore u niej cenie, to przepraszam,ale ja wysiadam.Kobieta nie powinna zatracac swojej kobiecosci!Wystarczy spojrzec na karierowiczki.Tudziez na zwykle gazety,chocby angielskie - i ogloszenia w nich (ktore sa tak zalosne,ze momentami przykre) glownie od zatraconych pan,ktore dla kariery zawodowej poswiecaja swoja nature.A jakie to ogloszenia?Szukanie faceta na jedna noc, tudziez do towarzystwa(by pochwalic sie przed innymi karierowiczkami).Tak jest na Zachodzie.I nie bede mieszal tu religii, bo na Kosciol to ja delikatnie mowiac...biore poprawke;> Ale chcialbym miec normalna rodzine,w ktorej kobieta bylaby jej ostoja.Takie jest moje zdanie w temacie rownouprawnienia.Dodam jeszcze,iz z roznymi kobietami na ten temat rozmawialem i wiele z nich,ma gleboko gdzies to pojecie.Maja swoich mezow,dzieci ktore wychowuja.Sa szczesliwe.
-
"feministki" (do których ostatnio także moja siostra powoli zaczyna sie zaliczać) to kupa rozwydrzonych bab, którym chłop nie dogodził, bo sie boją seksu, a chłopa traktują jak zło konieczne. o co chodzi z tym tzw. równouprawnieniem - "my chcemy być równe, a właściwie równiejszych - czyli że nie w całej rozciągłości, tylko w pewnych wybranych kwestiach" to nie jest tak, że te całe "feministki" chcą równouprawnienia - one chcą tylko większych praw w niektórych kwestiach. krzyczą i manifestują o równouprawnienie, ale nie o to im chodzi.
Jak feministki chcą jednak całkowicie upodobnić się do mężczyzn to niech tak robią, nikt im nie zabrania, tyle, że niech nie krzyczą o równouprawnienie bo naprawdę nie mają o co...
Ja natomiast jestem za równouprawnieniem i popieram feministki, choćby dlatego, że to nurt liberalny. Niestety, kiedy człowiek mówi "feminizm", nie z własnej woli pada ofiarą jakiegoś paskudnego uogólnienia, które od dawna nad nami ciąży. Typową feministkę wyobrażamy sobie jakąś rozkrzyczaną babę, najlepiej lesbijkę, która potępia mężczyzn na każdym kroku i uważa swoją płeć za nadrzędną. Krótko mówiąc, coś a la "Seksmisja". Prawda, te najbardziej radykalne odmiany feminizmu faktycznie są takie, ale to margines - każda ideologia musi mieć swoje "czarne owce"...
Równouprawnienie (w domyśle mówimy tutaj o równouprawnieniu kobiet), to według mnie idea bardzo słuszna. Równouprawnienia = równe+prawa, czyli krótko mówiąc, kobieta i mężczyzna są przez prawo traktowane jako równoważni sobie. No i git, liberalność jak się patrzy. Z tym że (co pewnie na myśli miał Yume) w zasadzie niedużo można w tej kwestii poprawić - wszelkie prawa międzynarodowe i krajowe stawiają kobietę i mężczyznę na równi, jedyne odstępstwo jakie mi do głowy teraz przyszło to niższy wiek emerytalny dla kobiet. Równe prawa dla obu płci są więc niby zagwarantowane odgórnie, no ale w praktyce bywa różnie... można coś pisać o tym, że kobietom trudniej znaleźć pracę, o niskich karach za gwałty, o tym, że popkultura wręcz tresuje dziewczynki tak, aby pasowały do ogólnie przyjętego stereotypu, o wielu innych rzeczach. Feministki, z wyłączeniem tych faktycznych kretynek, w zasadzie chcą tylko, żeby miały taką samą szansę na sukces w życiu, jak mężczyźni. No i mi to nie przeszkadza, że tego chcą.
Wystarczy popatrzec na niektore "cywilizowane" kraje. Pojecie "rodzina" zanika tam bardzo szybko,a slowa "mama", czy "tata" sa zastepowane jakze "cieplym" okresleniem "opiekun" Jestem tutaj zgodny z pogladami Janusza Korwin-Mikkego, ktory to kiedys powiedzial, ze kobieta jest zalazkiem ogniska domowego,rodziny.Co bedzie gdy jej zabraknie?Dzisiejsze dazenie do pieniadzy,a wlasciwie jak najwiekszej ich sumy, kariery zawodowe...i ROWNOUPRAWNIENIE.Dla mnie smieszna sprawa-to mezczyzna od zarania dziejow ma przypisana role zywiciela rodziny.Jezeli dobrze ta role spelnia, to dlaczego kobieta MUSI koniecznie uciekac z domu w wir pracy?
Rola kobiety w rodzinie jest dyktowana biologią - żadna feministka nie chce nagle zostać "ojcem", a instynktu macierzyńskiego, choćby nie wiem jak osłabionego, w sobie nie zwalczy i prędzej czy później będzie chciała mieć dziecko. Kto jakie role przyjmie w rodzinie, to już jest indywidualna sprawa i zależy od porozumienia między mężem i żoną. Bzdurą jest zatem, że feminizm prowadzi do jakiegoś rozpadu ideału rodziny - może doprowadzić np. do tego, że to kobieta będzie zarabiać na dom, a mężczyzna będzie "kurą domową" (może kogutem?). Ale ja osobiście nie widzę w tym nic złego - jak się kochają, jak rodzina się trzyma razem, jak dzieci się wychowują w spokoju i dobrobycie, to dlaczego ta rodzina miałaby być "zła"? To przykład konserwatywnego myślenia hehe...
Wystarczy spojrzec na karierowiczki.Tudziez na zwykle gazety,chocby angielskie - i ogloszenia w nich (ktore sa tak zalosne,ze momentami przykre) glownie od zatraconych pan,ktore dla kariery zawodowej poswiecaja swoja nature.A jakie to ogloszenia?Szukanie faceta na jedna noc, tudziez do towarzystwa(by pochwalic sie przed innymi karierowiczkami).
To już zupełnie inna sprawa - upadek pewnych wartości moralnych dotyka zarówno mężczyzn jak i kobiet, i to faktycznie z jednej strony dosyć przykre. No ale mają prawo żyć jak chcą - jeżeli chcą mieć mężczyzn tylko na jedną noc, proszę bardzo. Domy publiczne w końcu istnieją od zarania dziejów, niech więc i kobiety mają coś od życia.
Ja tam wolę obraz kobiety wrażliwej i czułej, co nie przeszkadza przecież by robiła karierę zawodową itd.
Ale chcialbym miec normalna rodzine,w ktorej kobieta bylaby jej ostoja.Takie jest moje zdanie w temacie rownouprawnienia.
No i dlatego pewnie nie zwiążecie się z kimś o poglądach radykalnie feministycznych prawda? Każdy ma prawo wyboru - kobieta może wybrać jak chce żyć, a mężczyzna może wybrać, czy z taką kobietą chce spędzić resztę życia. Nic na siłę.
Tak z innej beczki - kolegom z RM nie podoba się feminizm, bo członkinie tego ruchu domagają się prawa do aborcji (zresztą słusznie się domagają). Do tego sam Kościół od zarania dziejów uważał mężczyznę za istotę nadrzędną - kobiety w Bibli występowały tylko jako matki albo jako ladacznice, Bóg jest zawsze utożsamiany z mężczyzną (chociaż niby powinien być bezpłciowy), to kobieta doprowadziła do tego, że wygnano nas z raju, a ponadto tylko mężczyźni mogą dostępować święceń. Kobieta ksiądz? Mi by to nie przeszkadzało, a kto wie, jakby jakaś zgrabna blondynka prowadziła mszę, to jeszcze bym się na starość nawrócił hehe. Konserwatystom te feministki są solą w oku, nie dlatego, że żądają swoich praw, a dlatego, że to im zupełnie burzy tą ich wyidealizowaną wizję świata, gdzie kobieta jest niewolnicą od gotowania, prania i rodzenia dzieci.
Dlatego też na złość konserwie, głosował będę na Partię Kobiet w następnych wyborach (i tak nie ma innej dobrej alternatywy heh).
PS. Trochę chaotycznie napisałem, no ale to już teraz wasz problem hehe...
-
jedyne odstępstwo jakie mi do głowy teraz przyszło to niższy wiek emerytalny dla kobiet.
Skoro rownouprawnienie to pelna geba,no nie? A dlaczego kobiety maja nizszy prog emerytalny?Jakos o podwyzszenie nie walcza...Kobieta jest mimo wszystko istota slabsza niz mezczyzna, poza tym ma roznorakie problemy,ktore mezczyzni zwykle bagatelizuja(bo sami niewiele o nich wiedza).
Co do wynagrodzen - zgadzam sie,iz w wielu krajach (w tym i w Polsce) kobieta zarabia na tym samym stanowisku mniej niz mezczyzna(choc te proporcje powoli sie zmniejszaja).Nie zapominaj w tym wszystkim, ze kobieta ma "swoje dni" podczas ktorych jej wydajnosc w pracy znacznie spada.Pomieszkaj z kobieta kilka lat Tant, to sam na to zwrocisz uwage.Wiec po czesci kwestie wynagrodzen moge rozumiec.
[Równouprawnienia = równe+prawa, czyli krótko mówiąc, kobieta i mężczyzna są przez prawo traktowane jako równoważni sobie.
Dyskryminacje kobiet poki co zauwazyc moge tylko w Kosciele Katolickim (bo do Protestanckiego sam uczesczalem i poznalem kobiete-pastora), ktory jak sam dalej piszesz kobiety traktowal i nadal traktuje marginalnie (chociazby niesluszne zmieszanie z blotem Marii Magdaleny,a przyklady moznaby mnozyc w nieskonczonosc).
Feministki, z wyłączeniem tych faktycznych kretynek, w zasadzie chcą tylko, żeby miały taką samą szansę na sukces w życiu, jak mężczyźni.
To zamiast krzyczec, niech biora sie do roboty.Znam kobiety, ktorym sie powiodlo w zyciu, a do pogladow feministycznych im daleko.
a instynktu macierzyńskiego, choćby nie wiem jak osłabionego, w sobie nie zwalczy i prędzej czy później będzie chciała mieć dziecko.
Tant, kup bilet lotniczy,zafunduje Ci 2 tygodnie w Brighton i gwarantuje - zmienisz zdanie. Tutaj kobiety NIE CHCA miec dzieci, bo kariera wazniejsza.Budza sie wtedy,gdy z reguly jest juz za pozno.Oczywiscie-dzieci sie rodza.A to za sprawa pijanych 16-17latek, ktore z checia sie oddaja byle komu i byle gdzie, czesto zapominajac o podstawowym zabezpieczeniu (a podobno tutaj wiedza na temat srodkow antykoncepcyjnych jest tak rozpowszechniona...)Instynkt?Wolne zarty...
Domy publiczne w końcu istnieją od zarania dziejów, niech więc i kobiety mają coś od życia.
Tego zdania nie skomentuje, jako ze rozumiem pobudki mezczyzn pchajace ich do korzystania z tego typu rozrywek (choc sam sie tym brzydze) lecz znajac juz troche kobiety - takie zachowania sa dla mnie wyzbyciem sie wszelkich oznak kobiecosci.Nie krzycz tylko,ze jestem szowinista, bo nie pozwalam kobietom na takie rzeczy.Niech sobie robia co chca.Tylko niech pozniej nie zaluja, ze przegapily pewna istotna czesc ich zycia,ich kobiecosci.I chociaz Seksmisja jest dla mnie raczej zabawna komedia,anizeli pouczajacym filmem, to jednak jedno zdanie, ktore Stuhr wypowiedzial, w pelni istote moich mysli wyraza. Nie znam filmu na pamiec,ale bylo to wlasnie o kobiecosci i o tym,ze mezczyzni wlasnie za to kochaja i wywyzszaja kobiety na piedestal. A jezeli mialbym byc kura domowa, to rownie dobrze moglbym zwiazac sie z jakims facetem(to juz nie z filmu).
a mężczyzna może wybrać, czy z taką kobietą chce spędzić resztę życia. Nic na siłę.
I wlasnie dlatego wiekszosc tych zatwardzialych feministek wiedzie samotne zycie ;>
Dlatego też na złość konserwie, głosował będę na Partię Kobiet w następnych wyborach (i tak nie ma innej dobrej alternatywy heh).
Spojrz lepiej facet na program polityczny tejze partii i puknij sie w czolo.Cyrk w sejmie to nie nowosc - to fakt,ale ja mam juz dosc tych wszystkich "profesjonalistow" pozal sie Boze. Kogo tam jeszcze nie bylo?Big Brother, aktorzy, starzy komunisci.Wybacz stary ale partia o ktorej wspominasz jest dla mnie takim samym dnem jak wiekszosc tych ,ktore widzimy na codzien.Nie ze wzgledu na kobiety.Ze wzgledu na brak jakichkolwiek koncepcji.Politycznych. AMEN.
BTW. A ja na zlosc, jak zawsze bede glosowal na Unie Polityki Realnej.
-
Tutaj kobiety NIE CHCA miec dzieci, bo kariera wazniejsza.
No nic, wierzę ci na słowo. Ich życie, nie chcą, niech nie rodzą. Mogą rodzić po 30-ce, jak już kariera będzie jako tako ustalona, no ale kobieta bez dziecka też mnie jakoś nie razi. Ziemia i tak jest przeludniona hehe...
Oczywiscie-dzieci sie rodza.A to za sprawa pijanych 16-17latek, ktore z checia sie oddaja byle komu i byle gdzie, czesto zapominajac o podstawowym zabezpieczeniu (a podobno tutaj wiedza na temat srodkow antykoncepcyjnych jest tak rozpowszechniona...)
Ta, to faktycznie przykre, nawet pisaliśmy o tym w tym temacie kilkukrotnie.
Tego zdania nie skomentuje, jako ze rozumiem pobudki mezczyzn pchajace ich do korzystania z tego typu rozrywek (choc sam sie tym brzydze) lecz znajac juz troche kobiety - takie zachowania sa dla mnie wyzbyciem sie wszelkich oznak kobiecosci.Nie krzycz tylko,ze jestem szowinista, bo nie pozwalam kobietom na takie rzeczy.Niech sobie robia co chca.Tylko niech pozniej nie zaluja, ze przegapily pewna istotna czesc ich zycia,ich kobiecosci.
Możliwość skorzystania z takiej.. hmm.. "rozrywki" i zapewniona być musi, takimi, czy innymi sposobami. To, czy kobieta (czy też mężczyzna) się na coś takiego zdecyduje, to już jest kwestia indywidualna i naprostować coś można w tej kwestii jedynie poprzez edukację, wpojenie zawczasu pewnych elementarnych wartości. Ja np. rozumiem ogólną ideę istnienia takich instytucji jak domy publiczne, chociaż sam nigdy bym się do takiego nie wybrał, bo uważam to za uwłaczające. Takie czy inne podejście to mimo wszystko sprawa prywatna, nie uważam, żeby sam feminizm miał na to jakiś znaczny wpływ. Raczej winę ponoszą massmedia.
Spojrz lepiej facet na program polityczny tejze partii i puknij sie w czolo.
Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia jaki ta partia ma program, tak to napisałem w formie żartu hehe. UPR lubię, ale to trochę zbyt radykalna partia, żeby jakikolwiek sukces miała u nas osiągnąć. No ale z drugiej strony, alternatyw zbyt wiele nie ma.
-
Główny cel równouprawnienia generalnie jest zrealizowany. Kobiety mają takie same prawa jak mężczyźni(w większości krajów). Kwestie pracy i wieku emerytalnego można chyba logicznie wytłumaczyć (emiel już to po części zrobił). Jeśli chodzi o te trudniejsze dni, niektóre kobiety mają kosmiczne objawy, a ból często jest nie do zniesienia. Kwestia roli kobiety w rodzinie powinna być już sprawą indywidualną partnerów. To jak kobieta jest traktowana przez mężczyzę zależy po części od niej, jeżeli będzie chciała być kurą domową-będzie, jeżeli będzie chciała zrobić karierę to zrobi. Wydaje mi się, że nawet kobieta sukcesu może być dobrą matką i żoną pod warunkiem, że mąż (partner) będzie ją wspierał, pomagał, cokolwiek. Tematu prostytucji nie podejmuję(jakoś mi się to z tym tematem nie kojarzy), męskie dziwki też istnieją...
Btw. Właśnie widziałam reklamę tej męskiej telefonii komórkowej czy coś-takiego czegoś właśnie nie powinno być...
-
Właśnie chciałem, poruszyć dosyć ogólnie temat zasad moralnych. Odnoszę wrażenie jakby sporo zasad moralnych ogólnie uznawanych przez społeczeństwo często bywają zbyt radykalne, dławiące indywidualizm i wolność. Zauważyłem ze ludzie nawet nie zastanawiają się nad ich słusznością. Oczywiście najlepiej jest iść na łatwiznę i nie myśleć wcale, tylko brnąć dalej wydeptaną ścieżką i robić to co się "powinno" robić. U mnie hierarchia wygląda mniej więcej tak że, każdy może robić sobie co chce dopóki nie wyrządza krzywdy innej osobie, oczywiście to dosyć ogólnie sformułowałem ale cokolwiek by z tego nie wynikało w sumie mnie by nie zdziwiło i pewnie spora liczba osób odwiedzających to forum uznałaby to za zbyt mało, jednakże myślałem nad tym i cokolwiek by z tej zasady nie wynikało jest zgodne z tym co sądzę (a niektóre rzeczy mogłyby być nawet oburzające dla wielu ludzi nawet z tego forum, uważających się za liberalnych poglądach). Jednak możecie próbować mnie uświadomić i argumentować, wysuwać różne hipotezy i przykłady jakie rozumowanie może prowadzić do zgubnych sytuacji itd. Ja nie usystematyzowałem jeszcze wszystkiego w swoim życiu, jestem otwarty na argumenty i nie idę na łatwiznę nie zastanawiając się nad sensem zasad, które kierują moim życiem przecież. Jednak w chwili obecnej często dochodzę do wniosku że zasady moralne często ograniczają ludzi bo w końcu regulują co jest "dobre" a co "złe", jednak często ograniczają ich zbytecznie (IMO, nic mi do zasad innych ludzi, róbcie sobie co chcecie ale do mnie się nie wtrącajcie), do tego moralność to dosyć neutralne pojęcie. Mogą równie dobrze pokierować nas w zgubnym kierunku co odwrotnie, zależy tylko jak je interpretujemy i co te zasady mogą spowodować. Pierwszy przypadek który łatwo przychodzi do głowy związany jest np. z używkami.
Dla powiedzmy sobie pewnego człowieka korzystanie z narkotyków byłoby sprzeczne z jego zasadami moralnymi, został tak wychowany, wyuczony. Gdyby sięgnął po narkotyki miałby wyrzuty sumienia, poczucie winy, czułby pewien dyskomfort psychiczny itd.. Jednak gdy w człowieku budzi się silne poczucie wyższej wartości, spowodowane posiadaniem pewnych zasad które się ściśle przestrzega a dalej powoduje to arogancję wobec tych którzy takich zasad nie przestrzegają. Założyłbym się, że większość z tych którzy to czytają, przechodząc obok żebrzącego człowieka niejednokrotnie czuła, że taki człowiek nic nie znaczy a mając przy tym wyższą wartość, nawet jak nie zastanawialiście się nad tym świadomie to tak z pewnością nieraz czuliście, ponieważ ludzie mają to do siebie, że zawsze szukają u siebie dowodów wyższej wartości. Egoizm jest jak najbardziej ludzki, jeśli twierdzicie inaczej jesteście hipokrytami albo nie zdajecie sobie z tego sprawy (bo po co się nad tym w ogóle zastanawiać nie ?). Przechodzicie więc obok takiego człowieka wiedząc najlepiej na co on wyda te grosze które byście mu rzucili, jakby się wam chciało otwierać portfel. Takie i różne inne zachowania mogą wynikać właśnie z nieodpowiedniej interpretacji różnych zasad moralnych albo przy nieodpowiednim uporządkowaniu wag tych zasad.
Moim zdaniem jeśli nie wyrządza się nikomu żadnej krzywdy, to nie muszę mieć żadnego systemu zasad moralnych i ścisłego ich przestrzegania. Mam czuć poczucie winy i mieć wyrzuty sumienia jeśli złamałem jakąś zasadę moralną jednak nie wyrządziłem nikomu krzywdy (wierzcie takich przypadków może być naprawdę sporo)? Nie mam najmniejszego zamiaru, nie przekonają mnie nawet najbardziej srogie, pełne pogardy i pretensji spojrzenia osób tworzących wokół mnie społeczeństwo w którym muszę żyć. a które utrwaliło sobie bzdurne zasady, których nie potrzebuję. Moje zasady moralne (lub ich brak) to moja indywidualna sprawa i nikt nie ma prawa mi mówić co robię źle a co dobrze, bo sam potrafię to dobrze rozróżnić.
-
kimże Ty jesteś maluczki człowieczku, by sie kłócić z 4 tysiącami lat cywilizacji jako takiej. zasady moralne jak je nazwałęś to nie jest ot taki wymysł spisany przez kogoś na papierku, że to wolno a tego nie wolno. to są raczej zasady, które oddzielaja nas ludzi od zwierząt.
używki mój drogi kolego to nie jest kwestia zasad moralnych. jest to kwestia zasad cywilno prawnych. a jeśli zapytasz czemu w takim razie niektórzy podpinają to pod moralność - bo z narkotykami jest tak jak z grami. ktoś może mieć silną wolę, zapalić skręta, wciągnąć krechę i to po nim spłynie. może być milośnik zwierząt, love'n'peace, a jego ulubionymi grami to takie gdzie sie do tych zwierzątek strzela. ale dla niego jest tylko gra. ale są też gracze, którzy biedni nieszczęsliwi wieszają się, bo nie uało im sie przejśc 23213 poziomu Bomermana. Którzy skaczą z dachów na główkę, bo skoro Halo skacze z wysokości, to ja też tak moge bo jestem taki fajny jak koleś z Halo. i o ile dzieci które nie powinny grać w te gry robiąkrzywdę tylko sobie (i swym rodzinom zostawiając je pogrążone w smutku) o tyle z narkotykami jest dużo gorzej. nigdy nie wiesz, jak krecha na ciebie zadziała. mozęsz wziągnąc i nigdy więcej po niąnie sięgnąć. a może tak silnie Cie uzależnić, że sprzedasz wszystko, by miećna towar. w końcu wylądujesz na ulicy, będziesz na głodzie i by zdobć kasę zaczeniesz napadać bogu ducha winnych ludzi po to tylko by mieć kolejne 200 zet na następną kreskę, bo bez tego nie możesz żyć. wreszcie za którymś razem będąc pod wpływem zabijesz, bo ""kurczaczek" trzebo było dać ten jebany portfel" i pójdziesz po kolejną krechę albo będziesz prowadził samochód na chaju i nagle zobaczysz ufoludki na drodze i postanowisz je rozjechać. potem sie okaże że to była dwójka 10-letnich dzieci sąsiadki, które zresztą znałeś od małego....
to są własnie narkotyki. i owszem, wszystko zależy od osobowości. ale skąd masz pewność, jak to zadziała własnie na CIEBIE. nie masz pewności. nigdy.
zresztą po co sie uciekać do narkotyków - weźmy nadużywanie wódy. sprawa z włocławka. gościu był na tyle najebany, ze porąbał siekierą 4letnia córkę sąsiadki, bo stwierdził, że zobaczył w niej szatana.
wszystko jest dla ludzi, ale w rozsądnych ilościach. ale z niektórymi rzeczami trzeba uważać. nie przesadzać. albo nie próbować jak sie nie ma pewności jak to na mnie zadziała. zresztą - przypadek z UMK sprzed niedawna. gościu był cholernie pewny siebie, ze jego to nic nie weźmie. taki chojrak był do momentu gdy sie pierwszy raz trawą zaciągnął. od razu zapaści dostał. i to nie są przypadki z gazet, tylko z mojego akademika.
dlatego owszem - teraz nie wyrządziłeś nikomu krzywdy. ale co zrobisz następnym razem? masz tą pewność? kolo z 3 piętra też miał pewność. do dziś leży w szpitalu, już 2-gi miesiąc. tamten debil w włocławka też miał pewność, zę widzi szatana. zresztą lejąc na kodeks moralny - pewne sprawy są prawnie zabronione nie dlatego, że ktoś na górze miał taki kaprys, tylko faktycznie, by uchronić ludzi przed niektórymi sprawami. a kwestie moralna pozostawiono Tobie. jesli za moralne uważasz, że łamanie prawa jest ok, to mamy problem. i nie sprowadzajacy się do tego, ze ja myślę, że to co robię jest dobre, a unikam tego co złe. kodeks nie został spisany ot tak. to są naprawdę lata doświadczeń. to nie jest eksperyment. to próba chronienia niewinnych ludzi przed takimi, co myslą, że oni sami lepiej wiedzą co jest dobre a co złe. bo po jednej kresce za dużo mogą rozjechać mi moje dziecko. bo mogą napaść mnie na ulicy i dać w mordę tylko po to by mieli za co zapalić. wiec "kurczaczek" nie mów mi że mam takich ludzi nie potępiać.
-
Odnoszę wrażenie jakby sporo zasad moralnych ogólnie uznawanych przez społeczeństwo często bywają zbyt radykalne, dławiące indywidualizm i wolność.
Ty przebrzydły anarchisto!!
U mnie hierarchia wygląda mniej więcej tak że, każdy może robić sobie co chce dopóki nie wyrządza krzywdy innej osobie
Ty bezwstydny liberale!!!
Moje zasady moralne (lub ich brak) to moja indywidualna sprawa i nikt nie ma prawa mi mówić co robię źle a co dobrze, bo sam potrafię to dobrze rozróżnić.
Ty parszywy nonkonformisto!!!!
Dobra, a teraz do rzeczy. G-1, szczerze mówiąc, prawie nic z tego twojego posta nie skumałem. Tak pokrętnie próbowałeś naszkicować jakąś myśl, że do mnie nie dotarła. Mógłbyś to napisać prościej, tak dla debila, co bym zrozumiał? Wydawało mi się w pewnym momencie, że to się jakoś odnosi do mojej rozmowy z Chiefem z kilku stron wcześniej, kiedy też coś o szeroko pojętej moralności i zasadach gadaliśmy. Ale jakoś sens mi umknął. Że niby człowiek nie powinien mieć zasad? Czy tobie ich nie można narzucać? Trochę mi miejscami zaśmierdziało anarchizmem, a to, jak zresztą Smogu dość obrazowo wyjaśnił, nie dobrze...
Smogu - cytować mi się ciebie nie chce, ale sporo mądrości w twoim poście widzę. Jako założyciel tematu, daję ci za ten post 3 punkty do charyzmy, 2 do opanowania i 1 do ochrony przed czarną magią. Tylko że nie wiem, czy G-1 o to chodziło... może lepiej poczekam, aż odpowie, zanim jakąś głębszą polemikę zacznę.
-
Ja się włączę do rozmowy bo poruszył mnie post G-1.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem owego posta, ale wynika z niego iż próbujesz powiedzieć, że nie obowiązują Cię żadne zasady moralne a więc często również karne. Sporą część tego posta można zaklasyfikować jako wywód o nonkonformiźmie (z którym się zgadzam, bo sam nie pozwalam by poglądy innych ludzi wpływały na moje) jednak w pewnym momentach wchodzisz na nieco grząski grunt. Po pierwsze zaprzeczasz sobie sam:
Ja nie usystematyzowałem jeszcze wszystkiego w swoim życiu, jestem otwarty na argumenty i nie idę na łatwiznę nie zastanawiając się nad sensem zasad, które kierują moim życiem przecież
Dlaczego więc po powyższym zdaniu twierdzisz:
Moje zasady moralne (lub ich brak) to moja indywidualna sprawa i nikt nie ma prawa mi mówić co robię źle a co dobrze, bo sam potrafię to dobrze rozróżnić.
skoro tych zasad jeszcze nie usystematyzowałeś?
Po drugie, pewne zasady moralne istnieją właśnie po to, by POMÓC Ci usystematyzować co jest dobre a co złe z racji tego, że są one UNIWERSALNE. Wszelkie zło (w ogólnym pojęciu tego słowa, nie wdawajmy się w polemikę, proszę) tego świata dzieje się kiedy owe zasady są opacznie interpretowane, naginane lub totalnie olewane i mieszane z błotem. Vide Druga Wojna Światowa (bo komuś się ubzdurało, że wszyscy są równi, ale niektórzy równiejsi), rasizm (again, nagięcie zasad tylko do białych ludzi), narkotyki (nie robię innym krzywdy, więc nie łamię zasad).
Problem polega na tym, iż z założenia takie zasady istnieją w takiej formie jakiej istnieją (choć niepisanej) bo inaczej nasz gatunek czekałaby niewątpliwa zagłada. Po prostu olewając owe zasady stawiamy siebie w sytuacji kiedy "ja tu rządzę a wy spierdalajcie" z pogardą życia drugiego człowieka włącznie. I nie twierdzę iż Ty owych zasad nie przestrzegasz G-1. Wręcz przeciwnie. Twierdząc wielokrotnie iż nie chcesz krzywdy drugiego człowieka zdajesz sobie sprawę z pewnych zasad które stwierdzają, że jest to niemoralne. Wkrada się tu nuta hipokryzmu.
Jesteś jeszcze młodym człowiekiem, jak my tutaj wszyscy zresztą, masz czas by te zasady przyjąć i odpowiednio je sobie w głowie zakodować. Odrzucając je na głos, ale przestrzegając w normalnym życiu prezentujesz bowiem jedynie pogląd anarchistyczny i konformistyczny (czyli taki, jakiego nie chcesz, tak wynikałoby z Twojej wypowiedzi).
Czekam na ciąg dalszy/ustosunkowanie się do wypowiedzi
Pozdrawiam :)
-
wszystko jest dla ludzi, ale w rozsądnych ilościach. ale z niektórymi rzeczami trzeba uważać. nie przesadzać. albo nie próbować jak sie nie ma pewności jak to na mnie zadziała. (...)
Z tym się zgadzam właściwie.
bo po jednej kresce za dużo mogą rozjechać mi moje dziecko. bo mogą napaść mnie na ulicy i dać w mordę tylko po to by mieli za co zapalić. wiec "kurczaczek" nie mów mi że mam takich ludzi nie potępiać.
Napisałem: "dopóki nie wyrządzasz komuś innemu krzywdy", a to że ktoś robi takie rzeczy po jakichś środkach nie uważam za usprawiedliwienie, to już wina tej osoby że przesadził z tym co robi i powinien za to ponieść konsekwencje. Mnie nie obchodzi że ktoś pije alkohol i się upija, niech robi co chce dopóki nie będzie prowadził jakiegoś pojazdu po alkoholu, albo łaził po ulicy szukać kogoś do skopania i skakania po głowie.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem owego posta, ale wynika z niego iż próbujesz powiedzieć, że nie obowiązują Cię żadne zasady moralne a więc często również karne.
Nie, nie.
Ja nie usystematyzowałem jeszcze wszystkiego w swoim życiu, jestem otwarty na argumenty i nie idę na łatwiznę nie zastanawiając się nad sensem zasad, które kierują moim życiem przecież
Dlaczego więc po powyższym zdaniu twierdzisz:
Moje zasady moralne (lub ich brak) to moja indywidualna sprawa i nikt nie ma prawa mi mówić co robię źle a co dobrze, bo sam potrafię to dobrze rozróżnić.
skoro tych zasad jeszcze nie usystematyzowałeś?
To że nie usystematyzowałem i utrwaliłem jeszcze wszystkiego nie znaczy że nie mam zasad, i jeszcze po co był ten nawias ?
Problem polega na tym, iż z założenia takie zasady istnieją w takiej formie jakiej istnieją (choć niepisanej) bo inaczej nasz gatunek czekałaby niewątpliwa zagłada. Po prostu olewając owe zasady stawiamy siebie w sytuacji kiedy "ja tu rządzę a wy spierdalajcie" z pogardą życia drugiego człowieka włącznie. I nie twierdzę iż Ty owych zasad nie przestrzegasz G-1. Wręcz przeciwnie. Twierdząc wielokrotnie iż nie chcesz krzywdy drugiego człowieka zdajesz sobie sprawę z pewnych zasad które stwierdzają, że jest to niemoralne. Wkrada się tu nuta hipokryzmu.
A właśnie ja się zgadzam z tym, że ludziom przydają się zasady moralne przede wszystkim w procesie ich wychowania. Bo z kąd takie dziecko ma wiedzieć co jest dobre a co złe ? Na początku nawet nie zastanawia się nad tym dlaczego coś jest be a co cacy, a rodzice muszą ciągle za dobre wynagradzać a za złe karać. Jednak jeśli ja okazuje empatię i potrafię żyć ze wszystkimi w zgodzie i nie wchodzić nikomu w drogę, to właściwie nie muszę na każdym kroku pamiętać o pewnych zasadach i pilnować się czy nie robię coś be bo samodzielnie potrafię do tego dojść, a takie usystematyzowane zasady mogą się tylko stać czasem ograniczeniem. Wiem też że zasady które siłą rzeczy zostały u mnie wyuczone kiedyś, bo mnie wychowano i wyuczono, mają wpływ na to jak teraz wygląda moja hierarchia wartości jednak różnica jest taka że teraz samemu się nad tym zastanawiam (bo kogo w wieku 5 lat takie sprawy obchodziły).
Nie czuję potrzeby stania się maszyną, wszystko upraszczając, standaryzując i programując wszystkie swoje zachowania, ale jak ktoś chce bezmyślnie się ograniczać to ja się do tego nie wtrącam, niech robi jak chce.
PS. Wiem że wcześniej było pokrętnie, ale pisząc koniec tamtego postu nie pamiętałem co pisałem na początku, i nie przeczytałem go drugi raz przed wysłaniem, zastanawiając się nad jego ścisłością, wiecie jak to jest. ;] A do czystego anarchizmu trochę mi daleko jeszcze.
Edit:
Kurde jeszcze miałem o czymś napisać odnośnie tego ale to następnym razem.
-
Napisałem: "dopóki nie wyrządzasz komuś innemu krzywdy", a to że ktoś robi takie rzeczy po jakichś środkach nie uważam za usprawiedliwienie, to już wina tej osoby że przesadził z tym co robi i powinien za to ponieść konsekwencje. Mnie nie obchodzi że ktoś pije alkohol i się upija, niech robi co chce dopóki nie będzie prowadził jakiegoś pojazdu po alkoholu, albo łaził po ulicy szukać kogoś do skopania i skakania po głowie.
dopóki nie wyrządzasz krzywdy.... za każdym razem gdy ktoś pijany wsiada w samochód nie wsiada za kółko z chęcią mordu. nie siada w fotelu, przekręca kluczyków, odpala silnika i rusza do przodu z instynktem mordercy i żądzą krwi. wsiada za to kółko, bo uważa, że jego ten problem nie dotyczy, że jest silniejszy niż reszta społeczeństwa i on na pewno sobie poradzi i nikogo nie potrąci samochodem. do czasu, aż faktycznie kogoś potrąci. ale przecież siadając za kierownicą nie miał takiego zamiaru.
ale jak ktoś chce bezmyślnie się ograniczać to ja się do tego nie wtrącam, niech robi jak chce.
a co Cie bezmyślnie ogranicza?
zakaz seksu przed ślubem?
ksieża sie pieprzą i bez ślubu
że legalnie marychy nie można kupic?
a kogo w dzisiejszych czasach to obchodzi, idziesz i kupujesz, problem w tym jak na to zareagujesz. tyle
te wszystkie rzeczy o którym mowa, a mowa o używkach nie są po to by kazać Tobie zabić. nie. niektórzy (jak ja) mogą zapalić sobie skręta i ich to w ogóle nie weźmie, spłynie to po nich jak woda.a ktoś inny chcąc zapalić stwierdzi, że jego ten problem nie dotyczy. a tu sie okaże że po jednym buchu dostanie zapaści. albo sięgając po coś mocniejszego. nie brał tej tabletki po to, by zarżnąć nożem kuchennym godzilli którą widział w kuchni, a która potem sie okazała jego dziewczyną (nie daj boże w ciąży). on przecież wziął tabsa by było fajnie i wesoło, nie przewidział po prostu konsekwencji, no bo w końcu jego to nie dotyczy.
moge sie tylko domyślać o co chodzi i na przykład po prostu próbujesz jakoś usprawiedliwić fakt palenia trawy, albo sięgania po coś innego. to moga być tylko przypuszczenia, bo we wcześniejszym poscie było dużo o narkotykach właśnie. ale tego nic nie usprawiedliwi. moralność, kodeks karny. nie. nie możesz przewidzieć jak to na Ciebie zadziała. ja miałem szczęście i tyle.
-
Wiesz ale trzeba być debilem żeby siadać za kółkiem mając tak osłabioną koncentrację i szybkość reakcji. Brak wyobraźni po prostu. Btw. Nie próbuję niczego usprawiedliwić heh, palić nie palę, brać nie biorę (tylko jakieś tabletki na odchudzanie z l karnityną i witaminki) a alkoholu nie piję często, może 2 razy na pół roku w porywach 3 razy i do tego nigdy nie upijam się choć nie mam tęgiej głowy i wiem kiedy przestać.
-
Chciałbym teraz dodać że trochę zmieniłem poglądy i to co wyżej pisałem nie ma znaczenia, a przede wszystkim nie odzwierciedla mojego stosunku na te sprawy... heh
-
Chciałbym teraz dodać że trochę zmieniłem poglądy i to co wyżej pisałem nie ma znaczenia, a przede wszystkim nie odzwierciedla mojego stosunku na te sprawy... heh
Wybacz że to powiem, Dżi, ale po CHUJ my się w takim razie produkowaliśmy? :F
-
Nie no wy może mieliście jakiś swój promil udziału w tym że zmieniłem zdanie ;P
-
Nie no wy może mieliście jakiś swój promil udziału w tym że zmieniłem zdanie ;P
Dobrze wiedzieć, że chociaż promil :P
-
Nie wiem czy będzie się komuś chciało to czytać,ale...hmmm Tant napisał bym umieściła coś podobnego w tym temacie.Kawałek niżej jest z mojego bloga i nie chce mi się go przerabiać dlatego zostawiam go w formie takiej jakiej został napisany.
"Pewnie doczekam się mnóstwa odpowiedzi jeśli tylko napomknę na ten temat.Narażę się na krytykę...i niewierność lub na to,że wyzwą mnie od satanistek lub co gorsza od jakiejś sekty,ale to tylko moje przemyślenia i moje zdanie.Z góry piszę,że nie kwestionuje Biblii,bo nie o to mi chodzi.
Tak chodzi o religie.Zostałam wychowana w wierze katolickiej,ale szczerze?Nie wierzę w Boga...dla mnie on nie istnieje.Moim zdaniem ludzie wymyślili sobie coś co wyglądem przypomina człowieka bo przecież "Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo",a mnie się wydaje,że to człowiek stworzył sobie Boga bo tak było mu wygodniej,by miał w "CO" wierzyć.Dlaczego napisałam "co" a nie "kogo"?Bo dla mnie Bóg nie jest osobą.Jest obrazem w naszych głowach,wyobrażeniem jasności,byśmy czuli się bezpieczniej,człowiek przecież boi się ciemności,jasność daje mu spokój,opanowanie.Pomyślcie sobie...co by było gdyby człowiek nie miał w co wierzyć,gdyby tak wymazać ten obraz,tą doskonałość...co stało by się z ludźmi?Najprawdopodobniej zapanował by chaos.A tak...modlimy się wierząc,że ktoś nas wysłucha,że może dzięki temu klepaniu w kółko tej samej modlitwy dostaniemy się do "nieba",że może gdy nie będziemy popełniać grzechów czeka nas nagroda.Może dzięki naszemu poświęceniu dostaniemy,życie wieczne,nasza dusza oczywiście będzie,żyć nowym życiem w niebie.
Dla mnie to bajki...przecież nikt tak na prawdę nie wie jak wygląda niebo,piekło czy czyściec,bo przecież możemy i tam trafić po śmierci.Niby ludzie którzy przeżyli śmierć kliniczną widzieli jasność...widzieli bramy nieba.Wytłumaczenie - to tylko bezpieczny wizerunek,bo tak nam wpojono.Piekło?A czy nie przeżywamy piekła tu na Ziemi?Czasami się zdarza...a czyściec..to też nasze życie obecne to co możemy jeszcze naprawić,zmienić,to na co mamy jeszcze wpływ.Teraz pewnie zastanawiasz się "to co dzieje się z duszą po śmierci?".Moja teza brzmi "wracamy".Reinkarnacja?Możliwe.Czy nie odczuwamy wrażenia,że coś się już zdarzyło?Tzw. deja vu?Może to wspomnienia z poprzedniego życia?Tylko,że gdy rodzimy się na nowo wszystkie tracimy,bo przecież ludzki mózg ma ograniczenia i jakiś zakres pamięci.Dostajemy "reset" i próbujemy jeszcze raz przeżyć jak najlepiej swoje życie.I tak w kółko.
Wiem to brzmi niedorzecznie,ale zaraz wytłumaczę dlaczego tak myślę.I pewnie ktoś powie,że naoglądałam się za dużo telewizji."TAK MEDIA KŁAMIĄ!!!"Tak wzięłam to z tv,nie pamiętam jaki to był program,ale kiedy to obejrzałam moje wątpliwości urosły jeszcze bardziej.Program był o tym,w jaki sposób "podobno" powstali ludzie i wszystko co żyje.Napisano,że człowiek powstał z gliny...trochę w tym prawdy może być.Otóż jeden naukowiec stwierdził,że zanim ziemia powstała była niebieską kulą,krótko mówiąc nie było na niej nic oprócz wody.Dopiero gdy spadły na nią meteoryty,pyły z kosmosu,dopiero zaistniało na niej życie.Stopniowo wszystko zaczęło się mieszać,powstały bakterie odpowiedzialne za każde życie.I tak również powstali ludzie.Na początku pomyślałam,że to totalny idiota,wygadywać takie rzeczy?Ale jakby się nad tym zastanowić...to jest to wiarygodne.Choć nie do końca...ja mam inną teorie.
Popatrzcie jaki kosmos jest ogromny,gdybyśmy mieli mieszkać w nim sami było by to marnowanie przestrzeni.Wyobraźmy sobie,że tam ktoś jednak jest,bardzo daleko od naszej galaktyki,a może nawet w innym wymiarze.Jakaś umierająca cywilizacja znalazła właśnie nasz układ słoneczny i spróbowała stworzyć takie same warunki jak na swojej planecie,odbudować to co w ich układzie umiera.Upatrzyła sobie Ziemię i zaryzykowała.Powstało życie,rośliny,zwierzęta,ludzie.Z czasem rozwinęliśmy się,nasz intelekt,sprawność itp.Oni przez cały ten czas nas obserwowali,licząc na łut szczęścia.Udało się dotarliśmy do czasów obecnych,ale...właśnie czy jesteśmy doskonali?Mówię o kosmitach - istotach obcych.Czy jesteśmy do nich podobni?A może właśnie oni nas stworzyli,tak jak my badamy prehistorię i chcemy odtworzyć dinozaury,tak może i oni to osiągnęli kilkanaście tysięcy lat przed nami.Tyle,że z gatunkiem ludzkim.Możliwe,że kiedyś istnieliśmy i planeta,na której istniała ludzkość została zniszczona,tak samo jak teraz my ją niszczymy.Możliwe,że te istoty pozaziemskie odtworzyły ludzi i teraz nas obserwują.Możliwe również,że kiedy stwierdzą,że niczego nowego ich nie nauczymy...po prostu nas zniszczą.A może jest tak jak pisałam na początku...stworzyli nas "ludzie".Dwoje obcych ostatni ze swojego gatunku,znalazło Ziemię.Ich planeta zginęła,zmieniając się w czarną dziurę.Dalszy ciąg już znacie...ale to tylko takie gdybanie.Każdy scenariusz może być prawdziwy...
Dlaczego właśnie teraz o tym piszę...moja wiara została zachwiana w wieku ośmiu lat,gdy zmarła moja mama.Modliłam się do Boga by nie umierała,by rak zginął,ale tak się nie stało....potem zaczęłam obwiniać Boga,że jej nie oszczędził.Tak,ludzie wymyślili Boga by mieć na kogo zrzucić to wszystko co nam w życiu nie wyszło...by kogoś obwiniać,poza sobą.Miałam dopiero osiem lat i tak bardzo jej potrzebowałam.Mój dziadek,babcia,kuzyn i chrzestny...wszyscy odeszli,ale nie dlatego,że to wina Boga tylko dlatego,że tak miało być,że oni sami zawinili albo przyszedł ich czas.To jak żyjemy ma wpływ na to jak szybko umrzemy...wszystko ma na to wpływ,to co robimy....teraz to wiem.I to my mamy wpływ jak długo będziemy żyć.Gdyby moja mama poszła wcześniej do lekarza szybciej wykryto by raka i można było by go usunąć.Gdyby tylko posłuchała taty.Dziadek palił,ale umarł bo przyszedł jego czas...babcia nie chciała iść do szpitala,nie chciała się leczyć.Kuzyn zdradzał,żonę i jechał za szybko samochodem,on zginął,a ta dziewczyna nie.Mój chrzestny źle się odżywiał i wykryto raka trzustki...zero ciepłych posiłków.I też zmarł,ale przed tym cierpiał sześć miesięcy.Nawet gdy będziemy się żarliwie modlić nikt nam nie pomorze,żadna boża siła..to my sami musimy nad sobą pomyśleć...zastanowić się co trzeba zrobić by nie doszło do najgorszego...a jeśli już tak się stanie możemy obwiniać tylko siebie.Ludzie sami wytyczają sobie co jest dobre,a co złe.Nie dlatego,że tak nakazują przykazania,tylko dlatego,że "czują" według swoich własnych zasad,co jest słuszne.Ja wierzę w siebie...bo tylko ja jestem panem własnego losu.I to jaką podejmę decyzję odbije się na tym co będzie w przyszłości.To ta decyzja,a nie Bóg będzie miała wpływ na moje życie."
(Heh komentarzy na blogu się nie doczekałam....najwidoczniej nikt nie miał nic do powiedzenia w tej sprawie)
"wierzę w siebie" - to brzmi jak satanizm hehehe
Tant to może brzmi jak satanizm,ale nim nie jest...XD
-
Przeobrażenia religijne zawsze były reakcją na konkretną sytuacje społeczną i polityczną. Chrześcijaństwo, ze swoimi zasadami wzajemnego wsparcia, pomocy ubogim itd. również wykształciło się jako odpowiedź na konkretną sytuacje i w konkretnym społeczeństwie. Na ten przykład Grecja, jako kolebka kultury i sztuki, tworzyła bóstwa, które były odbiciem poszczególnych sfer życia greków, jak wojna, poezja, piękno, etc. W biednych gminach żydowskich wykształciło się chrześcijaństwo, które zresztą sporo czerpało z innych religii, zwłaszcza religii egipskiej. W nędzy i ubóstwie narodziła się idea solidarności oraz kary dla winnych/nagrody dla wiernych (wieczne potępienie/zmartwychwstanie po dniu sądu ostatecznego), natomiast w bogactwie i przepychu mamy do czynienia z dumą i majestatem [greckich bogów].
"Legalizacja" chrześcijaństwa to już czysta polityka, podobnie jak jej późniejsze dzieje za czasów średniowiecza, kiedy Cesarz lał się po mordzie z Papierzem o to kto jest "bożym namiestnikiem", czyli najwyższym suwerenem.
Ostatecznie kościół (jako całość) stał się bardzo sprytnie zorganizowanym zgrupowaniem na skale światową, które bazuje na ludzkiej głupocie i naiwności. Wyzwolenie się z niego wcale nie jest proste, ponieważ zostajemy doń wcieleni nie mając na to żadnego wpływu (chrzest), a następnie przez cały okres, kiedy kształtuje się nasze pojmowanie świata, robi nam się pranie mózgu. W momencie kiedy zaczynasz dostrzegać, że "coś tu nie gra" (co również wymaga pewnego podłoża intelektualnego) natrafiasz na szereg problemów, najpewniej pierwszym z nich będzie reakcja społeczeństwa i najbliższej rodziny, gdzie na każdym kroku będzie Ci wmawiane, że to co robisz jest "Złe". Dalsze życie dostarczy Ci kolejnych powodów do "wstydu" -> nie pójdziesz do komunii, bierzmowania, nie weźmiesz ślubu kościelnego, nie wpuścisz księdza po kolędzie - co sobie ludzie pomyślą!? Czujesz wtedy osaczenie i pewien dyskomfort psychiczny, ponieważ rzeczywiście zaczynasz się zastanawiać czy to co robisz jest właściwe. Ale cóż, masz niewiele do stracenia, ostatecznie możesz trafić do piekła i cierpieć męki przez wieczność, a "nie znasz dnia ani godziny" (memento mori).
Żadna religia ani światopogląd nie mogą zwolnić wolnego człowieka od myślenia i zadawania pytań, a zasady chrześcijaństwa w dużej mierze bazują na takim właśnie zakazie. Masz wierzyć BO TAK, bo to jest dobre i słuszne, a jak nie to [patrz wyżej]. Czy istnieje Bóg? Być może, zależy co przez to rozumieć... Być może istnieje jakaś siła stwórcza, "Istota", będąca początkiem wszystkiego, całego Wszechświata. "Nie wiem czym jest Bóg, ale wiem czy nie jest" - cytując "Zeitgeist".
Reasumując, dla mnie pismo święte to tylko zbiór legend i mitów o walorze historycznym, oraz pewien wykład zasad moralnych, nic więcej.... Jak ktoś chce wierzyć w rozmowy z gorejącym krzakiem to jego sprawa (mogę mu pożyczyć zapalniczkę).
-
A jeśli te wszystkie religie to tylko jakaś forma kontroli istot pozaziemskich nad planetą Ziemią by człowiek po prostu nie zaczął dociekać czym naprawdę jest i pozostawał dalej w zniewoleniu. To może być naprawdę niepokojące, bo gdy człowiek zacznie wyrywać się spod kurateli "opiekunów" może ponieść surową karę. Już za czasów Lemurii i Atlantydy ludzkość próbowała zerwać z "bogami" i wszyscy wiedzą jak to się skończyło i musieliśmy zaczynać praktycznie od zera. Być może istoty co narzuciły nam te wszystkie religie i teraz nie będą spokojnie patrzeć jak się "wyzwalamy". Nie twierdzę, że musimy nadal pozostawać w "ciemnogrodzie", ale ludzkość powinna uważać...
-
Nie sądzę, aby to istoty pozaziemskie narzuciły nam religię - IMO sami to zrobiliśmy. "Bóg" kojarzy nam się raczej jednoznacznie, ponieważ wywodzimy się z kultury chrześcijańskiej, ale gdyby zastąpić go np. "Istotą Wyższą". Wszystkie kultury i narody mają właśnie takie swoje "Istoty Wyższe", które pozwalały im nie tylko 'zrozumieć' świat, ale i uformować pierwsze społeczeństwa. Nawet prymitywni barbarzyńcy mieli swoje wierzenia. Istnienie bogów pomagało wytłumaczyć zachowanie natury (np. nieurodzaj = gniew boży), uzasadniać zachowanie narodów (np. podoboje, ekspansje), ale przede wszystkim utrzymać w ryzach ludzi, którzy czuli bat na plecach i konieczność podporządkowania się władzy, która miała zawsze monopol na boską mądrość. To religie sprawiły, że zacieśniły się więzi narodowe i wytworzyły się odrębne kultury - Islam, Buddyzm, Chrześcijanie, itd. Jak więc pokazuje historia, religie są po prostu naturalnym składnikiem procesu powstawania i rozwoju naszej cywilizacji.
W przyszłości najprawdopodobniej dojdziemy wreszcie do punktu, w którym jasne będzie, że nie są nam już one potrzebne, bo zasady moralności, współżycia między ludźmi, itd. będą zrozumiałe same przez się, jako coś co musimy przestrzegać, aby zachować nasz gatunek przy życiu, a nie bo bogowie tak nakazali.
Może tworzenie religii jest po prostu wyrazem naturalnego instynktu człowieka, który pomaga nam przeżyć. Bez istnienia hamulców naszych zachowań wszyscy byśmy się pozabijali w totalnym chaosie.
-
Ale czy czasem nie zamieniamy starych religii na nowe? Nie chodzi mi tu o różne sekty czy stowarzyszenia, ale takie rzeczy jak media czy internet. Jak dawniej człowiek nie mógł się obyć bez religii tak teraz nie może się obyć bez mediów. czy portale internetowe nie stają się powoli nowymi religiami, przecież tak jak one mają coraz wiążące zasady i rytuały. Tak samo jak wierzącym (teoretycznie) nie zostaje się zaraz po urodzeniu tylko dopiero po przejściu pewnych obrządków-rytuałów(chrzest) tak i nie można zostać członkiem portali społecznościowego tylko dlatego że się tylko chce. Też trzeba odprawić pewne "rytuały" jak np. założenie i rejestracja konta i nierzadko zdobyć także akceptacje odpowiadających za stronę. Przyjmując jakąkolwiek wiarę jesteśmy zobowiązaniu do przestrzegania jej zaleceń i przykazań pod groźbą surowych kar, w squarezone też mamy swój regulamin co można by podciągnąć pod przykazania, których olewanie też może być dotkliwe ukarane. Administrator strony jak w każdej religii też jest swego rodzaju Bogiem i bez jego zgody nic nie zrobisz. On także ustala sobie pewną hierarchię a osoby mu podlegające decydują o wszystkim w jego imieniu. Tak jak w każdym związki religijnym tak i na każdym portalu internetowym nie ma demokracji. Można tylko słać prośby do Boga bądź bądź wysyłać swoje spostrzeżenia do administratora, ale to i tak grupa trzymająca władzę (kapłani, moderatorzy) decydują co zostanie uwzględnione a co nie. Czy, więc nie można powiedzieć, że squarezone jest swego rodzaju,qasi-religią? Wprawdzie jeszcze nie składamy datków, ale kto wie co przyniesie przyszłość. ;)
-
Nie szedłbym tak daleko, aby określać Internet czy wszelakie instytucje powstałe na jego podłożu religią (chociaż może są wyjątki, o których nie wiem). Religia wiąże się z określonym zespołem wewnętrznych przekonań, nakazów moralnych, oraz zasad kultu (np. 5 modlitw w ciągu dnia twarzą w stronę Mekki). Bóg pojmowany jest jako istota najwyższa, nie z tego świata, której należy się bezwzględne posłuszeństwo. To bóg/bogowie jest/są centrum religii, a nie religia jako taka. Admin może być bogiem, ale jedynie w swoim mniemaniu :P ...
To Forum jest po prostu zgrupowaniem osób, a to, że posiada własny regulamin i strukturę nie czyni jeszcze zeń religii, ani nawet quasi-religii. Natomiast o rytuałach można tu mówić co najwyżej w przenośni.
Rozwój mediów i środków masowego przekazu jest bez wątpienia ciekawym zagadnieniem, ale raczej jako kolejny stopień rozwoju cywilizacji. Internet w bardzo krótkim czasie wykształcił własną strukturę, zwyczaje... baa, nawet język. Są już śluby przez internet i nie sądzę, aby daleko było do reszty - sexu, morderstw itp., szczególnie jeżeli technologia rozwinie się na tyle, aby umożliwić nam rzeczywiste połączenie z Siecią ala Matrix. Haker wgra ci do łba wirusa i do końca życia będziesz Korki Tacher <joke> (chociaż niektórym internautom to niepotrzebne).
-
Nie wiem czy będzie się komuś chciało to czytać,ale.......
RESPECT za posta...nic więcej nie dodam....po prosu mam podobne odczucia...
-
gdybyśmy mieli mieszkać w nim sami było by to marnowanie przestrzeni
"jesli jestesmi sami w kosmosie to jest to totalne marnotrawstwo przestrzeni" cytata z Kontaktu ;x
Dla mnie to bajki...przecież nikt tak na prawdę nie wie jak wygląda niebo,piekło czy czyściec
niektorzy ponoc mieli wizje ale imo to halucynacje ;f
Wyobraźmy sobie,że tam ktoś jednak jest,bardzo daleko od naszej galaktyki,a może nawet w innym wymiarze.Jakaś umierająca cywilizacja znalazła właśnie nasz układ słoneczny i spróbowała stworzyć takie same warunki jak na swojej planecie,odbudować to co w ich układzie umiera.Upatrzyła sobie Ziemię i zaryzykowała.Powstało życie,rośliny,zwierzęta,ludzie.Z czasem rozwinęliśmy się,nasz intelekt,sprawność itp.Oni przez cały ten czas nas obserwowali,licząc na łut szczęścia.Udało się dotarliśmy do czasów obecnych,ale...właśnie czy jesteśmy doskonali?Mówię o kosmitach - istotach obcych.
damn mam podobna teorie ;f bo wg mnie dzies kiedy musiala przybyc jakas istota obojetnie czy specjalnie czy sie rozbila awaryjnie i spowodowala powstanie zycia przypadkiem lub umyslnie. tysiace lat pozniej przybyly inne istoty prawdopodobnie w statkach o ksztalcie ostroslupa co by tlumaczylo 3 rozne cywilizacje w 3 roznych zakatkach swiata budujace piramidy
Dwoje obcych ostatni ze swojego gatunku,znalazło Ziemię.Ich planeta zginęła,zmieniając się w czarną dziurę.
brzmi jak Misja na Marsa ;p i zaznaczam ze planety nie zmieniaja sie w czarne dziury lecz slonca no chyba ze mieli tak zaawansowana technologie ze stworzyli czarna dziure na planecie ;f
Reasumując, dla mnie pismo święte to tylko zbiór legend i mitów o walorze historycznym
a dla mnie zwykle dzielo literackie typu mitologia ktore ktos odkryl i uznal ze warto w cos takiego wierzyc
Administrator strony jak w każdej religii też jest swego rodzaju Bogiem i bez jego zgody nic nie zrobisz. On także ustala sobie pewną hierarchię a osoby mu podlegające decydują o wszystkim w jego imieniu.
wstawie to chyba w regulamin... albo pojdzmy dalej: w logo ;x
Wprawdzie jeszcze nie składamy datków
orly? a na domene kto wplaca? ;f
Admin może być bogiem, ale jedynie w swoim mniemaniu
bog istnieje poki istnieje choc 1 wierny! choc by byl nim sam ;X
-
wg mnie dzies kiedy musiala przybyc jakas istota obojetnie czy specjalnie czy sie rozbila awaryjnie i spowodowala powstanie zycia przypadkiem lub umyslnie.
Życie pochodzi z kosmosu, ale nie od rozbitka. Najprawdopodobniej pierwsze organiczne cząstki przybyły na ziemię na ciałach niebieskich, które rozbijały się o naszą planetę.
Natomiast co do rozwoju cywilizacji - teoria, że "ktoś" nam pomógł jest bardziej niż prawdopodobna. Mało kto wie, że piramidę (całkiem niedawno) znaleziono też w Europie, a egipskie hieroglify i rysunki przedstawiają niemal wprost postacie w dziwnych kombinezonach. Naczytałem/naoglądałem się tyle różnych teorii odnośnie wizyt obcych za czasów początków naszej cywilizacji, że nie będę się rozpisywał, zresztą pewnie każdy z Was słyszał conajmniej kilka.
Reasumując, dla mnie pismo święte to tylko zbiór legend i mitów o walorze historycznym
a dla mnie zwykle dzielo literackie typu mitologia ktore ktos odkryl i uznal ze warto w cos takiego wierzyc
Niezupełnie. Biblia to zbiór ewangelii... Oczywiście nie wszystkich, ale tylko tych, które wybrał sobie kościół. W rzeczywistości ewangelii jest sporo więcej, np. wg. Judasza, którą kościół wyjebał, bo chciał z niego zrobić wroga publicznego nr. 1. Treść pisma świętego to w tekst ustalony przez ludzi, którzy wybrali to, co im było najwygodniejsze.
bog istnieje poki istnieje choc 1 wierny! choc by byl nim sam ;X
I want to belive.
-
zaznaczam ze planety nie zmieniaja sie w czarne dziury lecz slonca no chyba ze mieli tak zaawansowana technologie ze stworzyli czarna dziure na planecie ;f
To wcale nie jest science-fiction. Stworzenie czarnej dziury na Ziemi jest już w naszych czasach możliwe vide projekt CERN który tak bardzo niepokoi część osób.
-
mozliwe ale tylko w teorii bo poczeba ogromnej ilosci energi zeby ja stworzyc, chyba nie bez powodu powstaja ze slonc ;f
-
No nie wiem. wg zapowiedzi przeprowadzenie tegoż eksperymentu w "warunkach kontrolowanych" ma się odbyć już niedługo.
-
no to (http://img75.imageshack.us/img75/2263/papapb5.gif) zobaczymy sie na innej planecie w innym zyciu ;f
-
No więc, skoro już konfrontujemy nasze poglądy z poglądami "prawdziwych" "katolików", to postawmy sprawę jasno. Co myślicie o aborcji? Czy powinna być legalna, czy nie? Czy jest ona czynem złym i grzesznym? Czy bylibyście w stanie jej dokonać, bądź nalegać wasze hipotetyczne partnerki o dokonanie jej?
Jako, że post już jest długi, nie będę go niepotrzebnie przedłużał jeszcze. Jak się kilka osób wypowie, to dam upust swoim przemyśleniom.
Nie jestem katolikiem i nie uważam; zresztą wyznawcy jahwe są śmieszni, Zakon każe karać śmiercią za tak śmieszne przewinienia, że zabicje nienarodzonego nie powinno nimi wzruszyć.
Ja jestem przeciwny. Nie wiem jakbym się zachował, różne życie pisze scenariusze, ale nie możemy pozwalać na zabijanie w jakiejkolwiek formie. Bo gdy pozwolimy na zabijanie nienarodzonych, to później będzie się to rozszerzać i rozszerzać. Religia nie ma nic do gadania. Prawo zabrania zabijania niewinnych i koniec, żadne prawo nie może legalizować zabijania (poza obroną konieczną). Nie wiem czy byłbym w stanie jej dokonać bo nie wiem jakbym się zachował w realu.
Nie jakiś zakompleksiony facet w habicie.
A co teologom daje jakiekolwiek prawo bycia autorytetami w kwestii moralności. Dostąpili oni jakiegoś moralnego oświecenia? Takie samo prawo do wypowiadania się na temat aborcji czy eutanazji ma ksiądz, jak i kucharz czy instruktor prawa jazdy.
Krótko mówiąc, aborcja powinna być legalna. Powinna być legalna w KAŻDYM państwie demokratycznym, chociaż oczywiście, powinna być zabiegiem odpłatny, a nie refundowanym z funduszu zdrowia. Zakazanie aborcji, jest ingerencją w wolną wolę człowieka.
Tant, co znaczy państwo demokratyczne. Mam Cię za inteligentnego człowieka, czasami za bardzo oddalasz się w filozofowaniu (ale ja też, nie martw się), więc proszę Cię nie posługuj się jakimiś nic nie znaczącymi sloganami. Co znaczy państwo demokratyczne? Nic w istocie, demokracja to rządy motłochu i nic to nie znaczy.
No ale, do jasnej cholery, jakim prawem człowiek ma zabraniać kobiecie dokonania tego wyboru? Koledzy z RM są zbyt wyzuci w wyobraźni, żeby pojąć, ważną różnicę w dwóch pytaniach, które podałem wyżej. Człowiek może być za aborcją, może być przeciw aborcji, ale to jeszcze nie daje mu prawa do narzucania swojej woli innym.
To aż się prosi, abym podstawił za aborcję "morderstwo" i dochodzimy do zajebiscie pojmowanej moralności. Mogę to zrobić bo obciąża to tylko moje sumienie. Nie stary. Tak nie działa państwo prawa. Prawo/państwo powinno narzucać (minimalne) ramy i nadawać porządek tępej masie. Nie zabijamy, bo to jest ograniczanie cudzej wolności.
O katolikach nie chcę się gadać. W ich przypadku światopogląd to prawda objawiona, nad niczym się nie zastanawiają i niczym gąbka łapią wszystko co powie ojciec z ambony. Kiedyś bawiły mnie rozmowy z katolikami na temat pisma albo innych pierdół, ale większość to ignoranci. Ci mądrzejsi wykręcają się sloganem o alegoryczności pisma, ale skoro jest ono tak alegoryczne to jak mozna cokolwiek zeń traktować na powaznie, co?
Co do legalizacji - owszem, gdyż w "podziemiu" wykonuje się ten zabieg w dużo gorszych warunkach sanitarnych,niż miałoby to miejsce w normalnym szpitalu.
To żaden argument. O wiele lepszym byłby wyjazd do jakiejś holandii gdzie to się przeprowadza w supermarketach i luz. Państwo zbudowane wg. mojej doktryny nie pozwalałoby na coś takiego.
Nieuleczalnie chore dzieci/ludzie powinne miec prawo do aborcji/eutanazji - jesli mieszać w to Boga to ok, skoro stworzył nas na własne podobienstwo - obdarzył rozumem to chyba własnie to MY mamy prawo decydować, nikt nie podejmie decyzji za nas. Życie ludzkie jest sumą wyborów - dobrych/złych. Jeśli wierzyc w życie wieczne to pozostawiając trudne decyzje Bogu napewno tam nie trafimy.Czasem nie ma szans na dobry wybór - ale można wybrać mniejsze zło. Z tego co pamiętam, aczkolwiek nie będzie to cytat to wydaje mi się że Bóg powiedział - nie ma jednej właściwej drogi do mojego królestwa, jest wiele niewłaściwych, a z pewnoscią nie prowadzi ona przez wielką bramę.
Stąd tylko krok do naginiana definicji nieuleczalnie chorych/niepełnosprawnych. Uważam że cierpisz, kulka w łeb :) A mieszanie boga do jakiejkolwiek dyskusji moim zdaniem to jakiś absurd. A co na to Budda, Hajle Selasje czy Allah?
Zgadzam się ze zdaniem Tanta. Aborcja powinna być legalna, jest to indywidualna decyzja, w którą nie powinno ingerować nic poza sumieniem. Słusznie zauważył emiel, że powinna być wykonywana do jakiegoś etapu ciąży.
Tłumacząc coś obciążaniem własnego sumienia, równie dobrze mozna zdepenalizować zabójstwa. Wszak obciążam jedynie własne sumienie :)
Bóg tak powiedział? To ja lepiej poczekam, aż sam to potwierdzi, bo coś ci nie wierzę, że to jego słowa hehehe
Zadzwonie do niego na koma, czekajcie.. Jest zajęty właśnie pogląda kąpiące się zakonnice. Srsly, ludzie, jaki bóg, dajcie sobie spokój. Jemu też, jest pewnie zajęty heheeh. Od tylu setek lat nie dał znaku życia ;)
Nie chcę odpisywać na resztę wypowiedzi bo to takie krążenie wokół tematu, trudnego, owszem. Moje zdanie mogę tak streścić. Jestem przeciwnikiem aborcji, ale nie spalę na stosie kogoś kto dokonał tego zabiegu z poważnych przyczyn. Nie wyobrażam sobie jednak państwa które stosuje to jako spóźnioną metodę antykoncepcyjną. To wtedy paranoja. Alicja Tysiąc nie jest dla mnie heroiną, jest nią ta dziewczyna która zmarła krótko po porodzie. Nie wiem czy chciałbym aby moja partnerka oddała życie za dziecko, pewnie wolałbym ją przy życiu zatrzymać. Ale gdy chodzi o to, że przyszły bachor popsuje plany życiowe to sorry, ale trzeba było myśleć wcześniej.
Obecne rozwiązanie w Polsce jest bardzo dobre.
Eutanazja to kolejny problem. Bo eutanazja to nie jest samobójstwo, tylko zabójstwo na prosbę. Jak odróżnić prawdziwą prośbę od tej pozorowanej? W większośći przypadków osoba sparaliżowana, w śpiączce nie potrafi wydać żadnego oświadczenia woli i co wtedy? MOżna za kogoś podjąć tak poważną decyzję? Uważam, że nie można. Po raz kolejny wracam do tego co napisałem powyżej - żadne państwo nie może zezwalać na zabijanie.
Mam czasem skłonności do relatywizmu moralnego, bo wiadomo, morderstwo morderstwu nierówne, tak samo kradzież, czy cokolwiek. Właśnie z tego powodu gwałt uważam za zbrodnię najgorszą i najniższą. Zamordować można w obronie własnej, ukraść coś można z głodu i biedy, mogą nam nawet puścić nerwy i przemieścimy jakiemuś denerwującemu nas palantowi szczękę, bo nas zdenerwował. Ale gwałt to coś, czego nie można wytłumaczyć wyższymi pobudkami - to zbrodnia, która wynika z niekontrolowania najniższych instynktów, zbrodnia upadlająca i nie wytłumaczalna moralnie w żadnym przypadku.
Zabicie w obronie własnej to nie jest morderstwo. Skoro ktoś podnosi rękę na moją wolność - najwyższą wartość - powinien wiedzieć, że zginie albo z ręki broniącego się, albo z ręki państwa. Za morderstwo z premedytacją powinna być wyłącznie kara śmierci. Zaś zabójstwo w obronie własnej - to obrona, nie zabójstwo.
Gwałt uważam za coś niewyobrażalnego. Powinno być karane może nie karą śmierci, chociaż sam nie wiem. Nie miałbym nic przeciwko prawu tak własnie to karzącemu.
Nie chcę mi się cytować, boście tu mieszali aborcje z eutanazją za bardzo. W tym przykładzie, który podałeś Ard, o facecie, który jest utrzymywany przy życiu dzięki aparaturze, nie miałbym żadnych wątpliwości. Skoro człowiek nie może żyć bez aparatów, należy pozwolić mu umrzeć. Jeżeli nie można go uratować, to jest to jedyna logiczna opcja, a poddawanie się w tym wypadku jakimkolwiek wątpliwościom moralnym uważam za podejście egoistyczne. Nie ma powodu, żeby na siłę trzymać kogoś na tym świecie - to ingerencja w naturę.
Co znaczy, pozwolić mu umrzeć? Może jemu wystarcza takie właśnie życie? Może wystarcza mu widok ludzi.. Dlaczego chcecie dokonywać najważniejszego wyboru za drugą osobę do jasnej cholery? Kto wam daje takie prawo (bez bogów pls). Nie mieszaj także moralności z naturą, bo natura jest amoralna[przypominam amoralny znaczy pozbawiony moralności, nie jest synonimem niemoralnego]. Zwierzak zjada słabszego zwierzaka. To niemoralne. Ale w naturze nie ma moralności, powtarzam to do znudzenia.
Prawo do samostanowienia jest podstawowym prawem człowieka, i jako liberał uważam je za prawo nadrzędne. Jeżeli człowiek chce umrzeć, ponieważ świadomie tak zdecydował, to decydowanie o tym, że ma pozostać przy życiu jest przykładem egoizmu - przedkładamy wtedy NASZE zasady moralne, nad JEGO wolną wolę. Ta decyzja może być błędna w czyichś oczach, ale człowiek ma prawo taką decyzję podjąć.
Tant, ale skąd wiesz, że np. 'niedoszły' samobójca chce naprawdę popełnić to samobójstwo? Facet udaje ze chce skoczyć z bloku i co, popychasz go?:)
Będąc lekarzem, problem rozwiązałbym tak: jeżeli po wypadku człowiek chciałby poddać się eutanazji, pozwoliłbym mu na nią, ale nadmienił, że takowa dokonana będzie dopiero za rok. Jeżeli po roku (wypełnionym pomocą psychologiczną) pacjent dalej będzie chciał umrzeć, nie miałbym wyjścia, jak pozwolić mu na to.
W prawie (tak wiem, jestem nudny) jest taki termin jak wadliwe oświadczenie woli. Osoba w szoku, niewpełni władz umysłowych nie moze wydać wiążącego oświadczenia woli. Ale pojawia się kolejny problem - kto będzie na tyle wszechwiedzący (prócz boga ;) ) aby stwierdzić że jesteśmy zdrowi? To kolejny problem, chyba nie do rowziązania.
Podsumowując - Eutanazja to nie to samo co samobójstwo. Prawo nie powinno na nią pozwalać. Nie uważam jednak za eutanazję przepisanie tabletek, zostawienie na stole nabitego rewolweru czy poinformowanie pacjenta ze jak odłączy tę rurkę to umrze. Mówię tylko o bezpośrednim czynie który wywoła śmierć.
Równouprawnienie - szkoda się wdawać w jakiekolwiek dyskusje. Przykro mi że tak łatwo namieszano kobietom w głowach, ale w sumie same są sobie winne. Kobieta nie jest mężczyzną i nigdy nim nie będzie. Nie jestem mizoginem, ba, niektórzy nawet uważają że jestem pantoflem. Nie zniósłbym widoku kobiety machającej łopatą jak facet, albo jakiejś sztygarki. Kobieta powinna być kobieca. Zgadzam się z emielem.
Ja natomiast jestem za równouprawnieniem i popieram feministki, choćby dlatego, że to nurt liberalny.
Jeśli rozumiesz to pod pojęciem liberalizmu amerykańskiego, to tak :) Zauważ że klasycy liberalizmu nie postulowali haseł typu "kobiety na traktory". Robili to.. socjaliści :) Co do równego prawa - to zgadzam się, płeć nie powinna odgrywać żadnej roli jeśli chodzi o bycie podmiotem prawa.
Dlatego też na złość konserwie, głosował będę na Partię Kobiet w następnych wyborach (i tak nie ma innej dobrej alternatywy heh).
Tant, uważasz że każde gremium państwowe powinno się składać MINIMUM w 50% z kobiet? To jest sprzeczne równouprawnieniu!!!! Partia Kobiet to nie jest Partia Obywateli, już sama nazwa tej partii dyskryminuje mężczyzn! Jak ktoś mówi o gejach, kobietach, zoofilach a nie o obywatelach, jest dyskryminatorem, a wycieranie sobie w tym przypadku mordy słowem "równouprawnienie" to hipokryzja jak za czasów leninowskiej "Pravdy" . Poczytaj sobie genialne idee socjalistki Kingi Duninówny, pojebanej Środowej i reszty pajaców z tejże partii. Socjalizm gorszy momentami od sld. Naprawdę, pod znakiem zapytania stoi Twój libertarianizm :)
dobra starczy tych cytatów;
tl;dr - Tant to kryptoliberał, de facto socjalista ;)
W sprawach które poruszacie - boga nie ma, kropka :) Moralność chrześcijańska wywodzi się z biblii. Są tam takie smaczki ( o których oczywiscie katolicy nie wiedzą, bo większość nie wymieni nawet 5 apostołów) że aż głowa mała. Kościół nie ma prawa brać udziału w stanowieniu prawa, nie ma prawa być religii państwowej i państwa wyznaniowego. Księżą nie mają prawa być autorytetami w sprawach moralności. W ogóle pojęcie autorytet jest w obecnych czasach jakimś praniem mózgów "wykształciuszkowych".
kimże Ty jesteś maluczki człowieczku, by sie kłócić z 4 tysiącami lat cywilizacji jako takiej. zasady moralne jak je nazwałęś to nie jest ot taki wymysł spisany przez kogoś na papierku, że to wolno a tego nie wolno. to są raczej zasady, które oddzielaja nas ludzi od zwierząt.
Mówisz o cywilizacji która traktuje kobiete gorzej od kilkuletniego syna płci męskiej? Mówisz o liczącej setki lat cywilizacji karzącej zabijać za zbieranie chrustu w szabat (tak, sam jahwe kazał zabić pewnego Żydka za zbieranie chrustu w szabat). Powoływanie się na autorytet cywilizacji to chwyt, a nie argument.
Nie będe cytował dalszej cześci Twojej wypowiedzi smogu. Rozjechać mogę jak jestem wkurwiony, czasami mam ochotę wyjść i pozabijać ludzi na których jestem zły, ale nie robię tego. Niektórzy tak robią i czy to jest argumetn żęby wszystkim ludziom odrąbać ręce, nogi, wyrwać zęby, oczy, najlepiej każdemu fundnąć lobotomię, wtedy będzie love and peace?
Narkotyki to kwestia wolnego wyboru. Tylko dla dorosłych ofkors, bo co moze 10-latek wiedzieć o konsekwencjach czy o odpowiedzialności. Jeśli chcę się najebać w trzy dupy - mój wybór, zaćpać na śmierć - mój wybór, skoczyć z bloku - mój wybór. Mój wybór bo moje życie. Nikogo innego. To właśnie to prawo do samostanowienia o którym pisze socjalista Tant ( ;) ) Podejmuję decyje wyłącznie dotyczącą mojego życia.
Po drugie, pewne zasady moralne istnieją właśnie po to, by POMÓC Ci usystematyzować co jest dobre a co złe z racji tego, że są one UNIWERSALNE. Wszelkie zło (w ogólnym pojęciu tego słowa, nie wdawajmy się w polemikę, proszę) tego świata dzieje się kiedy owe zasady są opacznie interpretowane, naginane lub totalnie olewane i mieszane z błotem. Vide Druga Wojna Światowa (bo komuś się ubzdurało, że wszyscy są równi, ale niektórzy równiejsi), rasizm (again, nagięcie zasad tylko do białych ludzi), narkotyki (nie robię innym krzywdy, więc nie łamię zasad).
Jak wyżej - niektóre kultury (nie zapominajmy ze nasza europejska nie jest jedyną) uważają za niemoralne jak kobieta nie zachowa dziewictwa do ślubu. Można ją zaszlachtować - to jest moralne. Zajebiste usystematyzowanie moich wartości. Każde państwo ma swoje wzorce moralne, każda kultura ma praktycznie różną moralność. W Polsce jak ściągam na egzaminie - jestem cwaniakiem, poradzę sobie w życiu - w stanach - jestem oszustem godnym pogardy.
dopóki nie wyrządzasz krzywdy.... za każdym razem gdy ktoś pijany wsiada w samochód nie wsiada za kółko z chęcią mordu. nie siada w fotelu, przekręca kluczyków, odpala silnika i rusza do przodu z instynktem mordercy i żądzą krwi. wsiada za to kółko, bo uważa, że jego ten problem nie dotyczy, że jest silniejszy niż reszta społeczeństwa i on na pewno sobie poradzi i nikogo nie potrąci samochodem. do czasu, aż faktycznie kogoś potrąci. ale przecież siadając za kierownicą nie miał takiego zamiaru.
Smogu masz jakąś samochodową fobię? Przcież wystarczy, było ostatnio coś takiego, że jakiś facet jechał wozem, partnerce się zachciało zrobić mu fellatio i kogoś rozjechał. Może zakażmy uprawiania seksu oralnego w samochodzie. Skoro te samochody są tak złe to może zakażmy w ogóle ich produkowania? Chyba nie muszę pytać co sądzisz o prawie do posiadania broni palnej :)
albo sięgając po coś mocniejszego. nie brał tej tabletki po to, by zarżnąć nożem kuchennym godzilli którą widział w kuchni, a która potem sie okazała jego dziewczyną (nie daj boże w ciąży). on przecież wziął tabsa by było fajnie i wesoło, nie przewidział po prostu konsekwencji, no bo w końcu jego to nie dotyczy.
Smogu, ja rozumiem troskę w twojej wypowiedzi, ale niestety nie da się zapewnić bezpieczeństwa wszystkim ludziom. W każdej chwili może się na mnie zawalić dach, komputer ekslopodować, ławka na której wyciskam ciężary załamać, samochód możę mieć awarie hamulców.. niezliczona ilość sytuacji w których mogę zginąć. Nie da się zapewnić bezpieczeństwa. Mordercą może być zarówno najebany w trzy dupy (chyba już raz to dziś pisałem) menel, naćpany miłośnik horrorów gore, morderca-deweiant ala wampir z dusseldorfu .. takich przykładów mogę mnożyć. Żadne prawo, żadna moralność nie zapewni nam bezpieczeństwa. Tak to już jest, że zycie jest kruche i ulotne.
Dobra, postaram się na bieżąco śledzić dyskusję i na bieżąco brać w niej udział a nie takie posty sprzed roku zapewne.
Tylko bez bogów pls, to strata czasu. A jak juz chcecie to nie ograniczajcie się do jednej wiary i pamiętajcie ze tych jest tak duzo, jak liter w postach qiaxa :)
Niezupełnie. Biblia to zbiór ewangelii... Oczywiście nie wszystkich, ale tylko tych, które wybrał sobie kościół. W rzeczywistości ewangelii jest sporo więcej, np. wg. Judasza, którą kościół wyjebał, bo chciał z niego zrobić wroga publicznego nr. 1. Treść pisma świętego to w tekst ustalony przez ludzi, którzy wybrali to, co im było najwygodniejsze.
Ale że co? że ewangelia to jakaś autentyczna kronika? O kanonie się wypowiadał nie będę, ale te ewangelie też są fajne. Jakaś tam ewangelia (Tomasza?) opisuje jaki to z Jezusa był psotnik jak był mały, jak zamieniał kulki z błota w myszy i wykorzystywał swoje cudowne moce do pomagania ojcu i takie tam. Poza tym kolejna sprawa to kwestia tłumaczenia. Prawdopodobnie przepisywacze/tłumacze popełnili powaznego byka i słowo "młoda dziewczyna" zastąpili słowem "dziewica"; Dawkins w "Bogu Urojonym" dał linka do tego artykułu o prawdopodobnych błędach w tłumaczeniu, ale nie mogę go teraz znaleźć. W każdym razie, pismo świętę to dla mnie świetna powieść (ma wszystko, zdrady, morderstwa, miłość, kazirodztwo, zoofilie - dla kazdego coś się znajdzie), której nie powstdyziłby się Szekspir :)
-
-> Aborcja
Aborcja powinna być legalna, jest to indywidualna decyzja, w którą nie powinno ingerować nic poza sumieniem. Słusznie zauważył emiel, że powinna być wykonywana do jakiegoś etapu ciąży.
IMO sumienie nie ma tu nic do gadania, w ogóle mieszanie sumienia do prawa jest niewłaściwe. Natomiast prawo powinno jak najbardziej ingerować w aborcję, w końcu dotyczy ona procesu, który zapewnia przetrwanie naszemu gatunkowi (jak do tej pory człowiek żyje na ziemi dzięki naturalnemu poczęciu). Ograniczanie aborcji do 'indywidualnej decyzji kobiety o jej ciele' jest wg. mnie totalnym nieporozumieniem, bo przecież każdy z nas został poczęty i się urodził, więc kobieta nie decyduje już tylko i wyłącznie o sobie.
Moje zdanie jest takie -> aborcja powinna być dopuszczalna do momentu i pod warunkami. Czy jest to legalizacja zabijania? Cóż, należałoby się tu zagłębić w dłuuugie rozważania na temat początku człowieka, a dokładnie poruszyć pytanie "czy płód jest człowiekiem?"... Osobiście nie widzę sensu.
Dodam tylko, że Alicja 100 nie jest również dla mnie bohaterką (zresztą nie wiem czemu by miała nią być), natomiast współczesne feministki wzbudzają we mnie uśmiech politowania. Oczywiście mam na myśli te pokroju Szczuki, a nie feministki walczące z realną dyskryminacją.
Nic w istocie, demokracja to rządy motłochu i nic to nie znaczy.
Jak każdy ustrój demokracja ma skłonność do wypaczania się. Myślę, że Polska i wydarzenia na naszej scenie politycznej są tego świetnym przykładem - tego, czyli jak łatwo ogłupić lud i nim manipulować. Wbrew powszechnemu mniemaniu, demokracja wcale nie jest tożsama z wolnością jednostki. W demokracji bowiem ginie często indywidualizm, który poddaje się rygorom mas. Woli nie narzuca nam jednostka, ale społeczeństwo, które może być przez jednostkę manipulowane.
-> Eutanazja
Wiem jedno. Gdybym został przykuty do łóżka, sparaliżowany od szyi w dół i robił pod siebie, to chciałbym móc podjąć decyzję o własnej śmierci. Oznacza to bowiem, że gdybym miał jakąkolwiek możliwość, zabiłbym się sam, ale jako, że nie mogę, to ktoś musi mi w tym "pomóc" (tylko i wyłącznie dlatego, że sam nie jestem w stanie). Uważam, że człowiek powinien mieć prawo do decydowania o własnym życiu i własnej śmierci, ponieważ dochodzimy tutaj do sytuacji, w której prawo zmusza człowieka do życia tylko dlatego, że ten nie może skończyć ze sobą poprzez własne działania. Ubierając to w inne słowa, prawo nie powinno zabraniać człowiekowi podejmowania decyzji o własnej śmierci tylko dlatego, że sam nie może być jej wykonawcą.
Zaś zabójstwo w obronie własnej - to obrona, nie zabójstwo.
Zabójstwo w obronie koniecznej to wg. prawa zabójstwo, a dokładnie jego kontratyp, czyli zabójstwo, które nie jest bezprawne.
...
Ci mądrzejsi [katolicy] wykręcają się sloganem o alegoryczności pisma, ale skoro jest ono tak alegoryczne to jak można cokolwiek zeń traktować na poważnie, co?
Dokładnie. Podobnie jest z wszelkimi przepowiedniami, które nagle po XYZ wydarzeniach okazują się sprawdzać (Nostradamus to przepowiedział!). Sens przenośny tak na prawdę oznacza (w praktyce), że można coś, a w tym wypadku PM, interpretować w dowolny sposób. Alegoryczny może być wiersz, ale nie coś, co stanowi fundament całego systemu zasad i wartości - w tym przypadku Chrześcijaństwa.
Ale że co? że ewangelia to jakaś autentyczna kronika?
Napisałem, że PM = zbiór ewangelii, a zbiór ewangelii = ewangelie wybrane przez człowieka, natomiast nigdzie nie powiedziałem, że ewangelia = prawda historyczna. Wręcz przeciwnie, wprost napisałem, że PM to dla mnie zbiór mitów o walorze historycznym (jako przedmiot, a nie ze względu na treść, czyli na tej samej zasadzie co np. "Iliada").
-
atomiast nigdzie nie powiedziałem, że ewangelia = prawda historyczna. Wręcz przeciwnie, wprost napisałem
umm ale wiekszosc wydarzen w bibli ma podloze historyczne np. odkryto ruiny sodomy i gomory (choc pod troche inna nazwa) sodoma (nazwa pochodzi jak dobrze pamietam od spalenia) miala oznaki pozaru, a gomora (zasypany) zniszczona od trzesienia ziemi... nie wiem jak to z nowym testamentem ale stary zawiera wiele prawd historycznych
-
Iliada też ma podłoże historyczne - nikt nie neguje, że istniała Troja, albo że miała miejsce wojna trojańska. Aczkolwiek podłoże historyczne ≠ prawda historyczna, przecież wiele legend opiera się na rzeczywistych wydarzeniach. To, że istniała Sodoma i Gomora nie oznacza, iż została zniszczona przez boga, a to by należało przyjąć, aby uznać to wydarzenie (jako całość) za prawdę historyczną. Teksty literackie mają głównie taki walor historyczny, że pełnią funkcję pomocniczą w badaniu historii, chociaż nieraz są nawet jedynym źródłem wiedzy na temat kultury danego obszaru w danym czasie. Dlatego również nie neguje, że Biblia wiele mówi na temat kultury i stosunków społecznych, ale nie wierzę, że Mojżesz prowadził lud wybrany przez morze, a Noe zabrał wszystkie zwierzęta na Arkę.
-
IMO sumienie nie ma tu nic do gadania, w ogóle mieszanie sumienia do prawa jest niewłaściwe. Natomiast prawo powinno jak najbardziej ingerować w aborcję, w końcu dotyczy ona procesu, który zapewnia przetrwanie naszemu gatunkowi (jak do tej pory człowiek żyje na ziemi dzięki naturalnemu poczęciu). Ograniczanie aborcji do 'indywidualnej decyzji kobiety o jej ciele' jest wg. mnie totalnym nieporozumieniem, bo przecież każdy z nas został poczęty i się urodził, więc kobieta nie decyduje już tylko i wyłącznie o sobie.
Te bzdury typu "moje ciało - mój wybór" to jakaś paranoja. W przypadku gdy chodzi o odsysanie tłuszczu, czy skoczeni z 10-tego piętra, to jest faktycznie jej ciało jej wybór.
Moje zdanie jest takie -> aborcja powinna być dopuszczalna do momentu i pod warunkami. Czy jest to legalizacja zabijania? Cóż, należałoby się tu zagłębić w dłuuugie rozważania na temat początku człowieka, a dokładnie poruszyć pytanie "czy płód jest człowiekiem?"... Osobiście nie widzę sensu.
Tylko że na to pytanie nie odpowiesz. Kiedy się zaczyna człowiek? Sprowadzając do absurdu wyjdzie nam, że stosowanie antykoncepcji to już zabijanie człowieka.
Dodam tylko, że Alicja 100 nie jest również dla mnie bohaterką (zresztą nie wiem czemu by miała nią być), natomiast współczesne feministki wzbudzają we mnie uśmiech politowania. Oczywiście mam na myśli te pokroju Szczuki, a nie feministki walczące z realną dyskryminacją.
Mnie najbardziej bolało jak widziałem ją w programie telewizyjnym z córką którą chciała poddać aborcji i płakała, że och i ach. To już szczyt bezczelności. Nie wyobrażam sobie, żeby moja matka powiedziała mi nagle - synku, wiesz chciałąm cie wyskrobać. Chyba bym nigdy się do niej nie odezwał w życiu. Zaś ta paradowała, roztrąbiła to na całą Polskę i na pewno ktoś będzie pamiętał o córce Alicji Tysiąc.
[/quote]
Jak każdy ustrój demokracja ma skłonność do wypaczania się. Myślę, że Polska i wydarzenia na naszej scenie politycznej są tego świetnym przykładem - tego, czyli jak łatwo ogłupić lud i nim manipulować. Wbrew powszechnemu mniemaniu, demokracja wcale nie jest tożsama z wolnością jednostki. W demokracji bowiem ginie często indywidualizm, który poddaje się rygorom mas. Woli nie narzuca nam jednostka, ale społeczeństwo, które może być przez jednostkę manipulowane.
Demokracja to takie piękne hasło - ustrój na miarę współczesnych czasów, gwarancja praw, swobód i bezpieczeństwa, w ogóle coś pięknego, wzorzec dla każdego państwa. Co za paskudna bzdura. A słyszę ten cytat ze zdrajcy churchilla, to wtedy kończę z kimś takim dyskusję. Demokracja nie jest i nigdy nie była tożsama z wolnością jednostki bo nie oznacza ona państwa wolnościowego, tylko rządy motłochu. W Polsce mamy taki ustrój, który najlepiej można określić mianem - mediokracja. Rządzi Rydź-Śmigły, Szechter i s-ka oraz Tomash Lis z żoną. Większość społeczeństwa nigdy nie stanowili ludzie wykształceni (naprawdę wykształceni, a nie magistrowie po wyższej szkole lansu i baunsu), znający krzywą laffera i inne ekonomiczne pierdoły i posiadający własne zdanie.
Wiem jedno. Gdybym został przykuty do łóżka, sparaliżowany od szyi w dół i robił pod siebie, to chciałbym móc podjąć decyzję o własnej śmierci. Oznacza to bowiem, że gdybym miał jakąkolwiek możliwość, zabiłbym się sam, ale jako, że nie mogę, to ktoś musi mi w tym "pomóc" (tylko i wyłącznie dlatego, że sam nie jestem w stanie). Uważam, że człowiek powinien mieć prawo do decydowania o własnym życiu i własnej śmierci, ponieważ dochodzimy tutaj do sytuacji, w której prawo zmusza człowieka do życia tylko dlatego, że ten nie może skończyć ze sobą poprzez własne działania. Ubierając to w inne słowa, prawo nie powinno zabraniać człowiekowi podejmowania decyzji o własnej śmierci tylko dlatego, że sam nie może być jej wykonawcą.
W obecnej mojej sytuacji, gdy nie mam rodziny ani dzieciaków, też bym chciał aby mi odcięto aparaturę. Tylko jest problem -jeśli nie mógłbym mówić ani ruszać ręką, jak wydam oświadczenie woli, wiążące prawnie? Skąd lekarz ma wiedzieć, że chcę aby mnie odcięto? Kto mu daje prawo do podjęcia decyzji za mnie, skoro ja nie mogę jej oświadczyć? O to mi chodzi. Także uważam, że człowiek ma prawo do decydowania o własnym życiu i tylko i wyłącznie on, nikt innt. Zgadzam się jak najbardziej z tym co piszesz. Żadne prawo nie może (to w sumie nierealne :) ) karać samobójców, po prostu w tym przypadku zauważam wielką lukę, którą można by nadużywać i to ostro. Nie chciałbym aby rodzina, zwłaszcza ta dalsza, decydowała czy mi się nie podoba bycie jarzynką. Mi akurat by się nie podobało, ale może są ludzie którym by to odpowiadało?
Zabójstwo w obronie koniecznej to wg. prawa zabójstwo, a dokładnie jego kontratyp, czyli zabójstwo, które nie jest bezprawne.
Pisałem wtedy o morderstwach i nie wiem czemu napisałem nagle zabójstwo. Chociaż w polskim prawie, zasada odpowiedniości w obronie - np. zaatakuje mnie kijem, muszę się bronić czymś podobnym, nie mogę go ot tak zatrzelić - to coś chorego, na szczęście odchodzi się od tego.
umm ale wiekszosc wydarzen w bibli ma podloze historyczne np. odkryto ruiny sodomy i gomory (choc pod troche inna nazwa) sodoma (nazwa pochodzi jak dobrze pamietam od spalenia) miala oznaki pozaru, a gomora (zasypany) zniszczona od trzesienia ziemi... nie wiem jak to z nowym testamentem ale stary zawiera wiele prawd historycznych
Wszystkie mitologie semickie i ogólnie, basenu morza śródziemnego, mają podobne patenty, ale nigdy nie powiem, że biblia jest 'oparta na wydarzeniach autentycznych'. W kronice kadłubka, niby też opartej na wydarzeniach historycznych, dowiemy się jak to nasi przodkowie łoili aleksandra wielkiego czy juliusza cezara. Co jest niedorzeczną bzdurą. Natomiast w starym testamencie jest więcej bzdur niż jakiś tam wydarzeń, które kiedyś były, ale w biblii są zmienione nie do poznania. A jak wypomnimy to jakiemuś klesze to on się oburzy i powie: "wszak pismo jest alegoryczne!
że Mojżesz prowadził lud wybrany przez morze, a Noe zabrał wszystkie zwierzęta na Arkę.
I żył pięcset lat do tego :)
-
W Polsce mamy taki ustrój, który najlepiej można określić mianem - mediokracja.
To smutne, ale jakże prawdziwe. Najbardziej dobijające jest to, że prawda zaczyna tracić na jakimkolwiek znaczeniu - możesz wyjść przed kamery, pomówić kogoś o największe głupoty i... zrobi to swoje. Późniejsze procesy (które ciągną się laaaatami) i ich efekt, to już rzecz drugorzędna, bo przekaz zrobi swoje. Mogę rzucić "słuchajcie Zdzichu donosił i był agentem" i Zdzichu ma przesrane. Tymczasem fantazja polityków (i ich przydupasów) nie zna gra nic, jak pokazuje np. "Impeachment". W efekcie gra przestaje toczyć się już o to co kto robi, ale o to jak silnie uderzy poprzez media.
Wygrana PiS dzięki sojuszowi z RM świetnie pokazuje, do czego może prowadzić demokracja.
Tylko że na to pytanie nie odpowiesz. Kiedy się zaczyna człowiek? Sprowadzając do absurdu wyjdzie nam, że stosowanie antykoncepcji to już zabijanie człowieka.
W zasadzie, to prawo może na Ciebie działać już od momentu poczęcia, a dokładnie chronić Twoje interesy (Spadek) pod warunkiem, że urodzisz się żywy - tzw. Nasciturus.
Tylko jest problem -jeśli nie mógłbym mówić ani ruszać ręką, jak wydam oświadczenie woli, wiążące prawnie? Skąd lekarz ma wiedzieć, że chcę aby mnie odcięto? Kto mu daje prawo do podjęcia decyzji za mnie, skoro ja nie mogę jej oświadczyć?
Tak na prawdę trudno o taki stan, w którym nie możesz wydać oświadczenia woli. Nie musi być ono bowiem wydane ustnie, ani nawet na piśmie, może to być zwykłe kiwnięcie głową, mrugnięcie oczami... Prawo nie stawia tu żadnych wymogów formalnych, ważne "aby było na serio" oraz, aby "wyrażało wolę w sposób dostateczny". Zauważ, że gdy wybuchają eutanazyjne burze, jakoś nigdy nie ma problemu z oświadczeniem woli. Natomiast jeżeli byłbyś warzywem (śmierć mózgowa/uszkodzenie mózgu), to decyzja ogranicza się do tego, czy dalej hodować Twoje ciało, a w przypadku śpiączki i nieprzytomności eutanazja nie byłaby po prostu możliwa.
np. zaatakuje mnie kijem, muszę się bronić czymś podobnym, nie mogę go ot tak zatrzelić
Jak będziesz np. szedł ciemnym tunelem, a ktoś rzuci się na Ciebie z wykałaczką i w efekcie rozwalisz go z magnum 44, to niekoniecznie, bo będziesz działał "w strachu uzasadnionym okolicznościami" :). Jeżeli użyjesz "niewspółmiernych środków" (widelec/nóż rzeźnicki), to jeszcze nic nie znaczy, bo bada się całą sytuacje i sprawdza wszystkie czynniki. Aczkolwiek, uwierz mi, że nawet przy przekroczeniu granic obrony koniecznej kary są stosunkowo niskie - przeważnie nadzwyczajne złagodzenie, albo odstąpienie od wymierzenia. W Łodzi była taka głośna sprawa, że koleś dźgnął w dupę uciekającego przez płot złodzieja choinek... i ten się wykrwawił.
Morał z tego taki: magnum 44 zawsze warto posiadać.
-
To smutne, ale jakże prawdziwe. Najbardziej dobijające jest to, że prawda zaczyna tracić na jakimkolwiek znaczeniu - możesz wyjść przed kamery, pomówić kogoś o największe głupoty i... zrobi to swoje. Późniejsze procesy (które ciągną się laaaatami) i ich efekt, to już rzecz drugorzędna, bo przekaz zrobi swoje. Mogę rzucić "słuchajcie Zdzichu donosił i był agentem" i Zdzichu ma przesrane. Tymczasem fantazja polityków (i ich przydupasów) nie zna gra nic, jak pokazuje np. "Impeachment". W efekcie gra przestaje toczyć się już o to co kto robi, ale o to jak silnie uderzy poprzez media.
Wygrana PiS dzięki sojuszowi z RM świetnie pokazuje, do czego może prowadzić demokracja.
Dobra, po tym poście i poniższym [nasciturus] widzę żę gadam z prawnikiem :) Z tym impeachmentem to mnie ci debile wkurzyli, ja rozumiem, że nie trzeba być ekspertem od spraw prawniczych (chociaż niechlubny przykład Falandysza, pokazuje że nawet wybitny prawnik może nieco zwariować od władzy) zasiadając w sejmie, ale wypadałoby chociaż znać konstytucję, która nie jest taka duża. Ba, nawet przelecieć jakiegoś pdfa z ctrl+f szukając tego hasła. Impeachment... facet się za dużo Grishama naczytał, albo naoglądał filmów amerykańskich. Media od kiedy zdobyły rząd dusz, od kiedy ludziom się poprzed ogłupiającą edukację pierze mózgi do tego stopnia, że nie potrafią przeczytać tekstu ze zrozumieniem (a nauka tejże umiejętności w szkołach to bezydura) rządą umyslami, gustami, światopoglądami i preferencjami obywateli. Do tego dochodzą teraz hasła w stylu "pańśtwo demokratyczne", "tolerancja", "wzorce europejskie", "gej=okej" itp. Jak tutaj dać takim ludziom prawo do współstanowienia prawa.. no przynajmniej w sposób cholernie ale to chooolernie pośredni. Bo to, że "władzę sprawuje suwerenny naród" możemy wsadzić między bajki.
W zasadzie, to prawo może na Ciebie działać już od momentu poczęcia, a dokładnie chronić Twoje interesy (Spadek) pod warunkiem, że urodzisz się żywy - tzw. Nasciturus.
Ano i to od starożytnego Rzymu ;-) Uzupełnie tylko cytatem z Rozwadowskiego - "i nie urodzisz się potworkiem".
Tak na prawdę trudno o taki stan, w którym nie możesz wydać oświadczenia woli. Nie musi być ono bowiem wydane ustnie, ani nawet na piśmie, może to być zwykłe kiwnięcie głową, mrugnięcie oczami... Prawo nie stawia tu żadnych wymogów formalnych, ważne "aby było na serio" oraz, aby "wyrażało wolę w sposób dostateczny". Zauważ, że gdy wybuchają eutanazyjne burze, jakoś nigdy nie ma problemu z oświadczeniem woli. Natomiast jeżeli byłbyś warzywem (śmierć mózgowa/uszkodzenie mózgu), to decyzja ogranicza się do tego, czy dalej hodować Twoje ciało, a w przypadku śpiączki i nieprzytomności eutanazja nie byłaby po prostu możliwa.
Właśnie czy wystarczającym wyrażeniem woli może być "kiwnięcie palcem" w sprawie tak ważnej jak życie? Osoba nie w pełni władz umysłowych nie potrafi wydać wiążącego oświadczenia, w wielu kwestiach.. W przypadku innym niż problemy z tymże uważam, że powinno być to dozwolone. Jednak myślę, że o wiele lepiej byłoby samemu skoczyć z wieżowca, strzelić sobie w łeb (byle nie jak Werter) niż, bądź co bądź, obciążać cudze sumienie. Nie chciałbym być z zawodu eutanatorem :)
Jak będziesz np. szedł ciemnym tunelem, a ktoś rzuci się na Ciebie z wykałaczką i w efekcie rozwalisz go z magnum 44, to niekoniecznie, bo będziesz działał "w strachu uzasadnionym okolicznościami" Uśmiech. Jeżeli użyjesz "niewspółmiernych środków" (widelec/nóż rzeźnicki), to jeszcze nic nie znaczy, bo bada się całą sytuacje i sprawdza wszystkie czynniki. Aczkolwiek, uwierz mi, że nawet przy przekroczeniu granic obrony koniecznej kary są stosunkowo niskie - przeważnie nadzwyczajne złagodzenie, albo odstąpienie od wymierzenia. W Łodzi była taka głośna sprawa, że koleś dźgnął w dupę uciekającego przez płot złodzieja choinek... i ten się wykrwawił.
Teraz tak. Chociaż nigdy nie wiadomo na jakiego sędziego trafisz :) Nie wiem czy to na wskutek jakiegoś orzecznictwa SN (coś chyba było, ale nie śledzę już tego tak jak kiedyś), ale dawniej zdarzały się takie jajca.. Było ongiś jakieś włamanie do domu, włamywacz miał przy sobie nóż, został zatrzelony i domownik miał proces za zabójstwo (czy jakoś tak, nie chce mi się sprawdzać, ale pewnie wiesz o co chodzi). Za Ziobry miało wejść w życie prawo zezwalające na posiadanie strzelb repetowanych w domostwach, ale skońćzyło się tylko na pomyśle.
Morał z tego taki: magnum 44 zawsze warto posiadać.
A tam magnum. Ja bym najchętniej kupił jakieś wytłumione mp5k :)
Ale w Polsce mogę sobie kupić co najwyżej wykałaczkę :) Bo pewnie niedługo wpiszą na indeks wiatrówki albo wzorem australii, nawet ASG (naprawdę mordercze narzędzie).
Aha, zapomniałbym o najważnieszym. Wiem, jak jesteście od pewnego czasu cięci na RM, niemniej jednak mnie boli medium o wiele silniejsze od tegoż - spóła Szechtera z "walterowcami".
Wygrana PiS dzięki sojuszowi z RM świetnie pokazuje, do czego może prowadzić demokracja.
Ale co powiesz o sprzymierzonym sojuszu telewizyjno-gazetowybiórczym, którzy tak ułatwił zwycięstwo Donaldowi? kaczorów rozliczano ze źle powieszonej flagi, z niedoczyszczonych butów, z każdego możliwego szczegółu, byle ich ośmieszyć w oczach telewidzów. Nabijano się ze wzrostu kaczyńskiego, zaś sam president kwaśniewski of Poland, też jest niski. A wałęsa taki sam kurdupel i nikt mu tego nie wypomina. W ogóle co ma wzrost do prezydentury. Czy ktoś mówi, że Reagan był lepszy od JFK bo miał tam 5 centymetrów więcej? Czy Obama wygra z McCainem bo jest nieco wyższy? Co to ma być, Mister Universum?
A co do kwacha - jak zalał się w trupa w Charkowie to wszystkie telewizje trzęsły portkami i mało kto chciał to puścić. Nikt nie rozlicza marszałka Komorowskiego z wypowiedzi nt. bezcelowości uczczenia zmarłych senatorów minutą ciszy, ale jak Gieremek pijany woził się z kurewką (zapomniano nagle o tym, że w jego samochodzie była kobieta i żadna stacja telewizyjna czy radyjowa nie mówiła o tym czy był 'trzeźwy', a o tym się zawsze mówi[nota bene towarzystwo gieremek z kuroniem słynęli z tego że nie wylewali za kołnierz] to zrobiono mu pogrzeb niczym stalinowi. jeszcze szymborska powinna była strzelić wierszyk jak to odchodzi nowego społeczeństwa adam chociaż michnix walnął na pogrzebie trawestacje szybroskiej "tego się nie robi przyciaołom'.
a tak nota bene, to ciekaw jestem jak tam sytuacja w stanach. Sąd Najwyższy rozpieprzył stanowe prawo wiążącą definicją drugiej poprawki wskutek czego można posiadać tyle broni ile się chce i bez żadnych prawnych ograniczeń. Przypomina mi się taki satyryczny rysunek - policjant podchodzi do obywatela z pistoletem w ręku i pyta : A ma pan pozwolenie na to? Ten mu wyciąga konstytucję - to jest moje pozwolenie :)
-
Sąd Najwyższy rozpieprzył stanowe prawo wiążącą definicją drugiej poprawki wskutek czego można posiadać tyle broni ile się chce i bez żadnych prawnych ograniczeń.
ta ale to nie znaczy ze mozna z taki arsenalem po ulicach lazic ;f celem byla obrona mienia wlasnego czyli strzelanie do obcych na twoim trawniku ;x
-
Właśnie czy wystarczającym wyrażeniem woli może być "kiwnięcie palcem" w sprawie tak ważnej jak życie? Osoba nie w pełni władz umysłowych nie potrafi wydać wiążącego oświadczenia, w wielu kwestiach.. W przypadku innym niż problemy z tymże uważam, że powinno być to dozwolone. Jednak myślę, że o wiele lepiej byłoby samemu skoczyć z wieżowca, strzelić sobie w łeb (byle nie jak Werter) niż, bądź co bądź, obciążać cudze sumienie. Nie chciałbym być z zawodu eutanatorem :)
Czy kiwnięcie głową może być równoznaczne z powiedzeniem "tak, wyrażam zgodę" -> jak najbardziej. Nie ma w polskim prawie tendencji do tworzenia szczególnych wymogów co do formy (wręcz przeciwnie, następuje liberalizacja), a jeśli już są wymogi, to ustawa mówi o nich wyraźnie (są to sytuacje: "dla celów dowodowych", "pod rygorem nieważności", albo "dla wywołania określonych skutków prawnych"). Aczkolwiek, możemy sobie akurat w tym wypadku rozmawiać czysto teoretycznie, ponieważ nasze prawo nie zezwala na eutanazje, więc nie ma żadnych uregulowań co do formy oświadczenia woli w tym wypadku. Podejrzewam, że gdyby takowe było, to pewnie rozwiązali by to na zasadzie obecności świadków, przedstawiciela ustawowego/opiekuna, konieczności powtórzenia oświadczenia po jakimś okresie czasu (by dać czas na zastanowienie), itp., itd... Natomiast gdyby osoba takowa była nie w pełni władz umysłowych/niedorozwinięta/chora psychicznie, etc., to już zupełnie inna sprawa, i w grę wchodziłoby zupełnie inne przepisy (może zupełny zakaz, a może decyzja najbliższej rodziny/opiekuna/przedstawiciela - ch*j wi). W każdym razie, na pewno nie byłoby tak, że mrugasz okiem i "ok guys, let's kill that poor bastard!", w grę wchodziłaby cała procedura.
Myślę, że odpowiedzi mogłoby dostarczyć przytoczenie uregulowania prawnego eutanazji w państwie, gdzie ona po prostu funkcjonuje.
Przekroczenie granic obrony koniecznej to najczęściej bardzo skomplikowane sprawy (pomijając te najbardziej oczywiste, jak strzelam do dzieciaka z shotguna, bo kradnie mi jabłka), dlatego że w grę wchodzi strasznie dużo czynników - warunki osobiste sprawcy/poszkodowanego, sytuacja, użyte środki... Bada się to wszystko i procesy ciągną się latami. Masz rację, że wiele zależy też od sędziego, dlatego apelacje przedłużają wszystko o... kolejne lata.
Ale w Polsce mogę sobie kupić co najwyżej wykałaczkę :)
Nie wiem czy nie łatwiej zdobyć pozwolenie na muzealne eksponaty broni, jak np. muszkiet. Tyle, że polskie prawo nie jest na tyle głupie i to też zalicza się do "broni palnej" :P ... Idąc dalej, jak wynajdą "blaster", też.
Ale co powiesz o sprzymierzonym sojuszu telewizyjno-gazetowybiórczym, którzy tak ułatwił zwycięstwo Donaldowi? kaczorów rozliczano ze źle powieszonej flagi, z niedoczyszczonych butów, z każdego możliwego szczegółu, byle ich ośmieszyć w oczach telewidzów.
Trudno w Polsce mówić o bestronności mediów, bo tajemnicą Poliszynela jest kto komu laskę strzela. Tak na prawdę mamy podział na dwa wrogie obozy, który nie dotyczy tylko polityki, ale także społeczeństwa. Albo jesteś ciemnogrodzkim burakiem i popierasz budowę Gwiazdy Śmierci z Kaczorem i Rydzykiem, albo pro-liberalnym uber-inteligentem, który walczy błękitnym ligtsaberem ze złem, czyli kaczyzmem . Gdzieś tam na linii frontu próbuje z okopu wyjrzeć SLD i niedobitki jego elektoratu, ale dostaje ciągle headshoty, natomiast w dali Sępy rozdziobują resztki po Pięknym Romanie i Andrew Lepperini. To wszystko jest trochę chore... ale cóż, takie są realia - "obyś żył w ciekawych czasach", jak mawiają Chińczycy. Najlepsze co może teraz zrobić zwykły obywatel naszej dumnej Rzplitej, to chyba próbować nie zwariować...
policjant podchodzi do obywatela z pistoletem w ręku i pyta : A ma pan pozwolenie na to? Ten mu wyciąga konstytucję - to jest moje pozwolenie :)
Chyba i tak stawia to policjanta w lepszej sytuacji niż "STÓJ BO STRZELAM" (na dodatek z przestarzałej broni) ...
-
Nie wiem czy nie łatwiej zdobyć pozwolenie na muzealne eksponaty broni, jak np. muszkiet. Tyle, że polskie prawo nie jest na tyle głupie i to też zalicza się do "broni palnej" Język ... Idąc dalej, jak wynajdą "blaster", też.
Broń palna wyprodukowana przed rokiem 1850 (bądź jej repliki) nie wymaga zezwolenia na posiadanie. Stąd też można sobie kupić jakiegoś colta navy kaliber .44. Wolałbym jednak mieć jakiegoś glocka 23 zamiast tego ciężkiego gówna.
Chyba i tak stawia to policjanta w lepszej sytuacji niż "STÓJ BO STRZELAM" (na dodatek z przestarzałej broni) ...
Czy ja wiem, amerykańscy policjanci nie są tak źle uzbrojeni. Na pewno lepiej niż nasi, chcoiaż niedługo wybuchowe klocki wejdą to też nie będą narzekać.
Natomiast gdyby osoba takowa była nie w pełni władz umysłowych/niedorozwinięta/chora psychicznie, etc., to już zupełnie inna sprawa, i w grę wchodziłoby zupełnie inne przepisy (może zupełny zakaz, a może decyzja najbliższej rodziny/opiekuna/przedstawiciela - ch*j wi). W każdym razie, na pewno nie byłoby tak, że mrugasz okiem i "ok guys, let's kill that poor bastard!", w grę wchodziłaby cała procedura.
Chciałbyś żęby jakaś ciotka której pół życia nie widziałeś decydowała o tym czy cię zostawić przy życiu czy nie :)
Nie wiem, zarzućcie jakimś nowym tematem. Może koksy, zwane też sterydami? Co o tym sądzicie, czy dobrze że są w Polsce zakazane prawnie? Czy sportowcy, a kolejną tajemnicą poliszynela jest, że wszyscy na nich jadą, postępują uczciwie, sprycując się hgh przez zawodami?
-
Moim zdaniem doping powinien zostać zalegalizowany. To że olimpiady i inne "zawody sportowe" w starożytności obywały się bez dopingu to mit. Wiadomo, że nie używano wtedy takich środków chemicznych jak my dzisiaj, ale i tak "sportowcy" mieli swoje sposoby a gama tamtejszych "anabolików" była bardzo szeroka. Również wtedy próbowano za to karać, co też nie przynosiło rezultatów. W dzisiejszych czasach bardzo łatwo jest stworzyć nowy "środek", który nie jest na daną zakazany a nim trafi na listę "preparatów zabronionych" inny będzie już gotowy i tak w kółko. Co więcej nie da rady nawet ograniczyć tego procederu. Powinno się postąpić wg. maksymy: "Jeśli nie możesz kogoś (czegoś pokonać) przyłącz się" i dać sobie spokój z tymi badaniami antydopingowymi, bo to nie ma sensu. Jak człowiek chce się niszczyć to niech się niszczy, jego wola i dlaczego mu tego zabraniać.
-
Czy ja wiem, amerykańscy policjanci nie są tak źle uzbrojeni. Na pewno lepiej niż nasi, chcoiaż niedługo wybuchowe klocki wejdą to też nie będą narzekać.
Ja mówiłem o polskich policjantach :).
Chciałbyś żeby jakaś ciotka której pół życia nie widziałeś decydowała o tym czy cię zostawić przy życiu czy nie
Wbrew pozorom, to bardzo trudne pytanie.
Nie wiem, zarzućcie jakimś nowym tematem.
Zapewne homoseksualizm już macie obgadany :( ...
Gdyby zalegalizować doping, to nastałby totalny chaos i nie można by już właściwie mówić o rywalizacji "sportowej". Nie popadajmy w skrajności, bądź co bądź, pozostanie niewykrytym po użyciu stymulatorów jest teraz cholernie trudne, a to, że "pewności nigdy nie ma" nie jest dla mnie argumentem. Wyścig zbrojeń trwa, zawsze i wszędzie :), to natura naszej cywilizacji - rozwój poprzez nieustanny konflikt (w tym wypadku środków z metodami ich wykrywania). Poza tym, może jestem w błędzie, ale czy czasem środki dopingujące to nie zwykłe narkotyki?
Tak czy inaczej... gdyby naszprycować mógł się każdy, to głównym czynnikiem decyzyjnym nie musiałaby być wcale wola sportowca, a np. presja trenera albo otoczenia (szczególnie w komunistycznych Chinach).
-
Tak czy inaczej... gdyby naszprycować mógł się każdy, to głównym czynnikiem decyzyjnym nie musiałaby być wcale wola sportowca, a np. presja trenera albo otoczenia (szczególnie w komunistycznych Chinach).
albo jakosc narkotyku ;f i bylo by jak na wyscigach formuly kto ma lepszy sprzet ma wieksze szanse na wygrana
-
Ja mówiłem o polskich policjantach
W niedawnym przetargu na nową broń dla policji polskiej wygrał Glock. W porównaniu ze oddziałem konwojowym straży miejskiej w warszawie, posiadającej na uzbrojeniu USP (IIRC w wersji .40s&w) to kupili zabawkę, ale większość policji stanowych (chyba jest to nawet przepisowe wyposażenie DEA) w usa posiada właśnie glocki. Nieco ulepszone, posiadające oprócz spustowego także inny bezpiecznik, niemniej jednak jest to dobra broń. Nie pogardziłbym takim :)
Wbrew pozorom, to bardzo trudne pytanie.
Żarty na bok, wiem że trudne. Tak jak i kwestia eutanazji. Mi właśnie chodzi o takie przypadki, a nie kiedy mogę powiedzieć - okej zabijcie mnie, bo sam nie umiem. Chociaż w przypadku tych których mogę, to byłbym zwolennikiem zostawienia nabitego rewolweru na stole, ale o tym już pisałem wyżej.
Gdyby zalegalizować doping, to nastałby totalny chaos i nie można by już właściwie mówić o rywalizacji "sportowej". Nie popadajmy w skrajności, bądź co bądź, pozostanie niewykrytym po użyciu stymulatorów jest teraz cholernie trudne, a to, że "pewności nigdy nie ma" nie jest dla mnie argumentem. Wyścig zbrojeń trwa, zawsze i wszędzie Uśmiech, to natura naszej cywilizacji - rozwój poprzez nieustanny konflikt (w tym wypadku środków z metodami ich wykrywania). Poza tym, może jestem w błędzie, ale czy czasem środki dopingujące to nie zwykłe narkotyki?
Tak czy inaczej... gdyby naszprycować mógł się każdy, to głównym czynnikiem decyzyjnym nie musiałaby być wcale wola sportowca, a np. presja trenera albo otoczenia (szczególnie w komunistycznych Chinach).
Ale przecież w niektórych dyscyplinach sportu (odłamy MMA, turnieje savate itp) już nawet się nie robi kontroli dopingowych. Oczywiste jest że wszyscy biorą. Kulturyści, szachiści, golfiarze, biegacze. Zauważ chociażby graczy baseballowych sprzed pół wieku i obecnych. Tamci byli szczupli, teraz mamy do czynienia z kulturystami, którzy mogliby porządnie powalczyć w konkursach kulturstycznych. Ba, dzisiejsi rugbyści czy sprinterzy są lepiej zbudowani niż kulturyści sprzed 20-30 lat. Ciężej treniją :D? Oprócz tego masz potężną broń - hgh, hormon wzrostu - niewykrywalny w kontrolach antydopingowych!
W stanach w roku 2007 od tytoniu zginęło 435,000, od alkoholu 75,000 osób
a od koksów? Zgadujcie, odpowiedź macie ukrytą małym rozmiarem 3 (słownie: trzy) kopara opada, co? sam jak się dowiedziałem o tym.. ba, do dziś jestem nieco w szoku
Poza tym, same koksy nic ci nie dadzą. Bez ciężkiego treningu, diety i suplementacji, mnóstwa wyrzeczeń nic nie osiągniesz. Sterydy nieco tylko ułatwiają. Jestem gotów się założyć że 85% zawodowców bierze, zaś wszyscy którzy startują w zawodach międzynarodowych biorą. Trójboiści, wyciskacze, biegacze.. wszystko. Więc śmieszy mnie to, że jest to zakazane.
Co do wykrywania - była taka afera sprinterzy - Carl Lewis vs Ben Johnson. Wygrał drugi, ale wykryto u niego koksy. Pierwsze miejsce przypadło Lewisowi. U niego także wykryto. Ale stwierdzono, że brał nieświadomy konsekwencji więc nie zabrano mu tytułu. Zresztą na wiki pewnie pisze o tym. [możliwe że coś pomieszałem, ale na pewno u obu wykryto koksy, ale tylko jednego przez to zdyskwalifikowano]
A czy są to narkotyki - cóż, to zależy jakiej definicji narkotyku przyjmiemy :) Sterydy anaboliczne posiadają jednak kilkadziesiąt mniej efektów ubocznych niż.. witamina C :) W stanach (sorry, że ja z tymi stanami, ale u nas nie prowadzi się takich statystyk, poza tym jestem taki amerykański ostatnio;) ) na liście przyczyn interwencji lekarskich są na ... 142 miejscu o ile pamiętam. W pierwszej dwudziestce są witaminy, marihuana i inne takie pierdoły. Więc jeśli chodzi o bezpieczeństwo - są w miarę bezpieczne, oczywiście przedawkować wszystko można. Tylko że testosteron oddziaływuje głownie na hormony, przez co mogą się pomniejszyć jądra, mogą spowodować wysyp trądziku oraz owłosienia - ale te efekty uboczne cofają się po zaprzestaniu brania. Aha, jeszcze ginekomastia, ta o ile wiem, nie cofa się po zaprzestaniu brania. U kobiet może wystąpić oprócz tego obniżenie głosu, także nie cofa się po zaprzestaniu brania. Dobra, rozpisałem się. Mi chodziło raczej o kwestie moralne, bo co do tego, że powinny być legalne, nie mam absolutnej wątpliwości.
tl;dr - dajcie mi koksy ludzie :)
bylo by jak na wyscigach formuly kto ma lepszy sprzet ma wieksze szanse na wygrana
Przecież tak cały czas jest. Musiałbyś wysłać wszystkich na bezludną wyspę bez sprzętu, pod stałym nadzorem to może wtedy mieliby te równe szanse.
Homoseksualizm
Pewnie było już przerabiane, zresztą swego czasu to forum kipiało od homoerotyzmu. Temat ma już parę lat, ale temat wciąż wywołuje kontrowersje, chociaż nie wiem o co tak naprawdę chodzi. Zamiast mówić o Czeczeni, pokazują Biedronia w telewizji który płacze że jest uciskany. Zresztą, on zachowuje się jak stereotypowy pedał, jakby udawał...
-
Żarty na bok, wiem że trudne. Tak jak i kwestia eutanazji.
Wcale nie żartuje, odpowiedź nie jest prosta, bo sam problem... nie jest prosty (w końcu można powiedzieć, że ma wymiar światowy). Czy chciałbym, aby ktoś decydował o mojej śmierci, gdybym stał się bezmózgim warzywem? Cóż, myślę, że jednak raczej tak... Nie mogę tego powiedzieć ze 100% pewnością, bo nie znalazłem się w takiej sytuacji, a z perspektywy ciepłego fotela przed monitorem można deklarować bardzo wiele.
->Co do sterydów.
Oglądałem nie tak dawno program o sterydach w kulturystyce. Wypowiadał się między innymi koleś (za cholerę nie pamiętam imienia), sławny kulturysta, który robił w tym sporcie kilkadziesiąt lat temu, kiedy sterydy nie były zabronione. Brał przez wiele lat - trafiał na okładki, był sławny, a dziś jest wrakiem człowieka. Właściwie to cud, że żyje, bo wszystkie organy po kolei mu siadają, przeszedł kilka zawałów. Znane są też liczne przypadki nagłych, "niewyjaśnionych" śmierci w kulturystyce, w tym wielu sportowców z czasów ich legalności.
Prawda jest taka, że nauka nie posiada zbyt wielu informacji na temat skutków ubocznych stosowania sterydów, zwłaszcza niewiele wiadomo na temat skutków ich dłuższego stosowania. Po prostu nie było jak tego sprawdzić, bo kto będzie brał sterydy np. 5 lat dla celów naukowych? Na pewno umiejętnie stosowane sterydy nie muszą powodować ujemnych efektów zdrowotnych, przynajmniej w okresie aktywności sportowej. Ich efekty uboczne mogą się jednak ujawnić już po zakończeniu kariery sportowej, bo bezpieczeństwo większości stosowanych metod i środków dopingowych nie jest tak dobrze przebadane, jak dostępne na rynku legalne środki farmakologiczne.
Nie mam złudzeń co do tego, że doping jest powszecny w sporcie, ale zastanawiam się co by się stało, gdyby zniknęły wszelkie granice - czyli pełna legalizacja. Czy sama jawnosć tego nie zniszczyłaby już ducha sportu? Poza tym, mielibyśmy sytuacje, w której każdy na własne ryzyko mógłby brać tyle, ile chce, a jakoś nie wierzę w ludzki zdrowy rozsądek. Podejrzewam, że znalazłoby się wielu, którzy byliby gotowi postawić na szali wszystko, aby tylko stanąć na podium, na świecie nie brakuje szaleńców (jak ten koleś, co stracił na Evereście nogi, wrócił z protezami próbować znowu i odcięli mu palce i kolejne fragmenty kikutów... oczywiście zapowiedział kolejne próby).
Jestem gotów się założyć że 85% zawodowców bierze, zaś wszyscy którzy startują w zawodach międzynarodowych biorą. Trójboiści, wyciskacze, biegacze.. wszystko.
Może i biorą, ale na samych zawodach muszą być czyści. Weźmy np. aktualną olimpiadę - Chińczycy urządzili tyle testów, że jest to chyba niemożliwe (może dlatego, że mają nowe genetyczne sposoby :) ).
Skoro tak, to homoseksualizm zostawię na później :P ... Ciężko się gada na 3 poważne tematy na raz.
-
Może i biorą, ale na samych zawodach muszą być czyści. Weźmy np. aktualną olimpiadę - Chińczycy urządzili tyle testów, że jest to chyba niemożliwe (może dlatego, że mają nowe genetyczne sposoby Uśmiech ).
Ale sposobów na ominięcie jest wiele - wpompowanie sobie cudzego moczu (sic!) i inne. Zresztą, nie wiemy co się dzieje za kulisami, ja nie mam o tym pojęcia jak to wygląda. Olimpiada to też polityka, ostatnio coraz bardziej polityka.
Oglądałem nie tak dawno program o sterydach w kulturystyce. Wypowiadał się między innymi koleś (za cholerę nie pamiętam imienia), sławny kulturysta, który robił w tym sporcie kilkadziesiąt lat temu, kiedy sterydy nie były zabronione. Brał przez wiele lat - trafiał na okładki, był sławny, a dziś jest wrakiem człowieka. Właściwie to cud, że żyje, bo wszystkie organy po kolei mu siadają, przeszedł kilka zawałów. Znane są też liczne przypadki nagłych, "niewyjaśnionych" śmierci w kulturystyce, w tym wielu sportowców z czasów ich legalności.
Chyba wiem nawet kto to był :) Taki cherlawy pan, podczas wywiadu nosił na głowie czarną chustę w białe wzorki? Nie wiem czy to to, w każdym razie był właśnie podobny wywiad, że koksy są złe i ble. Za parę miesięcy w jakiejś gazecie był na okładce z napisem "I LIED". Przypadków bezpośredniej śmierci z koksów nie ma, parę lat temu była nawet afera w kongresie, gdzie powołano jako ekspertów paru biegłych lekarzy i żaden z nich nie stwierdził że sterydy mogą być bezpośrednio odpowiedzialne za śmierć.
Ja nigdy nie odważyłbym sam sobie wyliczać dawki, ale gdyby endokrynolog mógł mi opracować cykl, z chęcią bym go wziął, wszak przepisał mi go specjalista. Takie coś jest możliwe w Bułgarii i paru innych państwach, nie wiem czemu u nas jest to zakazane.
Prawda jest taka, że nauka nie posiada zbyt wielu informacji na temat skutków ubocznych stosowania sterydów, zwłaszcza niewiele wiadomo na temat skutków ich dłuższego stosowania. Po prostu nie było jak tego sprawdzić, bo kto będzie brał sterydy np. 5 lat dla celów naukowych? Na pewno umiejętnie stosowane sterydy nie muszą powodować ujemnych efektów zdrowotnych, przynajmniej w okresie aktywności sportowej. Ich efekty uboczne mogą się jednak ujawnić już po zakończeniu kariery sportowej, bo bezpieczeństwo większości stosowanych metod i środków dopingowych nie jest tak dobrze przebadane, jak dostępne na rynku legalne środki farmakologiczne.
Zbaczamy z tematu nieco.. Wiesz, wracamy do kwestii poruszanych także nieco powyżej - wolność i prawo do samostanowienia :) Nikt mi na siłę wbijał nie będzie. A sytuacja o której piszesz - z trenerem. Cóż, zawodowy sport oznacza igiełki i tabletki, chyba nikt nie ma aż tak potężnych genów, aby móc wygrać z zawodnikiem sprycującym się pięcioma cyklami w roku. Wszystko w nadmiarze jest szkodliwe, witaminy nieodpowiednio brane mogą nieźle namieszać,
Nie mam złudzeń co do tego, że doping jest powszecny w sporcie, ale zastanawiam się co by się stało, gdyby zniknęły wszelkie granice - czyli pełna legalizacja. Czy sama jawnosć tego nie zniszczyłaby już ducha sportu? Poza tym, mielibyśmy sytuacje, w której każdy na własne ryzyko mógłby brać tyle, ile chce, a jakoś nie wierzę w ludzki zdrowy rozsądek. Podejrzewam, że znalazłoby się wielu, którzy byliby gotowi postawić na szali wszystko, aby tylko stanąć na podium, na świecie nie brakuje szaleńców (jak ten koleś, co stracił na Evereście nogi, wrócił z protezami próbować znowu i odcięli mu palce i kolejne fragmenty kikutów... oczywiście zapowiedział kolejne próby).
Nie wiem czy w sporcie powinno być zalegalizowane. 15% użytkowników koksów (nie nie wyssałem sobie powyższych cyferek oraz tych w tym poście z palca ;) ) to sportowcy, reszta to 'cywile'. W sporcie moim zdaniem jest to oszukiwanie, ale wszyscy biorą.. chyba nie da się tego uniknąć. Obecna sytuacja - wszyscy biorą, ale nikt tego nie powie w telewizji jest dobra. Dobry przykład dla dzieciaków, ideologiczna papka, tylko niech nie dyskwalifikują niektórych za to, że za późno zaczęli czyścić organizm, albo woleli winstrol+dekę zamiast niewykrywalnego HGH (hormon wzrostu). Ale cywile niech sobie stosują ile chcą - jest ryzyko, więc powinna być informacja na pudełku. Od alkoholu, papierosów, ba.. nawet tabaki można zginąć i co? Kupuję sobie to ostatnie regularnie i nikt nawet nie myśli o zakazaniu. Ale na pudełeczku jest informacja w czarnej ramce. Mi to wystarczy. Zapożyczając z ohydnej feministycznej nowomowy moje ciało - mój wybór.
Jeśli Cię ten temat interesuje i masz 1,5 godziny wolnego, to zassaj sobie "Bigger, Faster, Stronger" - b. przyjemny dokument o koksach i koksiarzach.
Skoro tak, to homoseksualizm zostawię na później Język ... Ciężko się gada na 3 poważne tematy na raz.
Możemy ciągnąć. Tylko nie tak szybko, bo jak wpadnie socjalista Tant to nie będzie mu się chciało czytać takiej kupy tekstu.
-
Taki cherlawy pan, podczas wywiadu nosił na głowie czarną chustę w białe wzorki?
Nope, tamten był łysawy.
Przypadków bezpośredniej śmierci z koksów nie ma, parę lat temu była nawet afera w kongresie, gdzie powołano jako ekspertów paru biegłych lekarzy i żaden z nich nie stwierdził że sterydy mogą być bezpośrednio odpowiedzialne za śmierć.
Też słyszałem o tym, ale trochę inaczej. Z tego co wiem nie można po prostu tego potwierdzić, ponieważ należałoby przeprowadzić odpowiednie badania, a nie ma jak. Nawet osoby, które brały sterydy przez ileś tam lat i cierpią teraz na jakieś schorzenia nie stanowią dowodu, bo brali nieregularnie, z przerwami, z różnym natężeniem, itd. Dlatego nauka nie potwierdza, ani nie wyklucza.
Nie wiem czy w sporcie powinno być zalegalizowane. 15% użytkowników koksów (nie nie wyssałem sobie powyższych cyferek oraz tych w tym poście z palca Mrugnięcie ) to sportowcy, reszta to 'cywile'. W sporcie moim zdaniem jest to oszukiwanie, ale wszyscy biorą...
Ja myślałem, że my właśnie o sporcie cały czas rozmawiamy :D ... Cywile? Niech sobie biorą, przecież i tak to, że obecnie sterydy nie są zalegalizowane, nie stanowi absolutnie żadnej zapory - kto chce weźmie.
Obecna sytuacja - wszyscy biorą, ale nikt tego nie powie w telewizji jest dobra. Dobry przykład dla dzieciaków, ideologiczna papka /.../
Dokładnie o to mi chodzi.
-
Ja myślałem, że my właśnie o sporcie cały czas rozmawiamy Chichot ... Cywile? Niech sobie biorą, przecież i tak to, że obecnie sterydy nie są zalegalizowane, nie stanowi absolutnie żadnej zapory - kto chce weźmie.
To oklepane powoływać się na prohibicyę w stanach, ale to najlepszy przykład. Tak samo z narkotykami - kto chce i tak weźmie, a legalizując to są same profity. Wolę kupić omkę od Jelfy w aptece, podobnie jak z amfą. Dodatkowo można to obłożyć akcyzą, ale minimalną :)
-
Czas nadrobić zaległości z całego tygodnia. Quote'ów niczym u qiaxa. No ale po kolei:
Yuzuriha
Pomyślcie sobie...co by było gdyby człowiek nie miał w co wierzyć,gdyby tak wymazać ten obraz,tą doskonałość...co stało by się z ludźmi?Najprawdopodobniej zapanował by chaos.
A według mnie świat byłby dużo lepszym miejscem. W sumie, ciężko uważać inaczej, jak się niedawno przeczytało "Boga Urojonego" albo jakiś wcześniejszy tekst na ten temat Dawkinsa heh. Szczerze ci polecam lekturę tej książki Yuzu, wydaje mi się, że rozwiałaby twoje niepewności w sprawach religii.
Czy nie odczuwamy wrażenia,że coś się już zdarzyło?Tzw. deja vu?Może to wspomnienia z poprzedniego życia?Tylko,że gdy rodzimy się na nowo wszystkie tracimy,bo przecież ludzki mózg ma ograniczenia i jakiś zakres pamięci.Dostajemy "reset" i próbujemy jeszcze raz przeżyć jak najlepiej swoje życie.I tak w kółko.
Pisałem o deja vu wcześniej, ale napiszę jeszcze raz (post będzie długi tak, czy siak). Naukowcy udowodnili związek między deja vu, a zaburzeniami pracy mózgu. Potwierdzono np. że tuż przed atakami konwulsji, chorzy na padaczkę odczuwają właśnie deja vu. Krótko mówiąc, jak ma się takie uczucie zbyt często, to zamiast zastanawiać się nad domniemanym poprzednim życiem, należałoby się zgłosić do neurologa.
Napisano,że człowiek powstał z gliny...trochę w tym prawdy może być.Otóż jeden naukowiec stwierdził,że zanim ziemia powstała była niebieską kulą,krótko mówiąc nie było na niej nic oprócz wody.Dopiero gdy spadły na nią meteoryty,pyły z kosmosu,dopiero zaistniało na niej życie.Stopniowo wszystko zaczęło się mieszać,powstały bakterie odpowiedzialne za każde życie.I tak również powstali ludzie.Na początku pomyślałam,że to totalny idiota,wygadywać takie rzeczy?Ale jakby się nad tym zastanowić...to jest to wiarygodne.Choć nie do końca...ja mam inną teorie.
Może... ale to nie wyjaśnia jak powstało życie. No ale teoria dobra jak każda inna. Póki co, nie dużo teorii o powstaniu życia można odrzucić, bo niewielka jest nasza o tym wiedza. No, może oprócz kreacjonistycznej teorii "Młodej Ziemi", według której to Ziemia powstała jakieś 7 tysięcy lat temu heh. Więcej sobie o tym poczytajcie na Conservapedii (http://www.conservapedia.com/Main_Page), najlepiej w jakichś artykułach o ewolucji itp.. Naprawdę tam piszą czasem bzdury nie z tej ziemi.
Jakaś umierająca cywilizacja znalazła właśnie nasz układ słoneczny i spróbowała stworzyć takie same warunki jak na swojej planecie,odbudować to co w ich układzie umiera.Upatrzyła sobie Ziemię i zaryzykowała.Powstało życie,rośliny,zwierzęta,ludzie.Z czasem rozwinęliśmy się,nasz intelekt,sprawność itp.Oni przez cały ten czas nas obserwowali,licząc na łut szczęścia.Udało się dotarliśmy do czasów obecnych,ale...właśnie czy jesteśmy doskonali?Mówię o kosmitach - istotach obcych.Czy jesteśmy do nich podobni?A może właśnie oni nas stworzyli,tak jak my badamy prehistorię i chcemy odtworzyć dinozaury,tak może i oni to osiągnęli kilkanaście tysięcy lat przed nami.Tyle,że z gatunkiem ludzkim.Możliwe,że kiedyś istnieliśmy i planeta,na której istniała ludzkość została zniszczona,tak samo jak teraz my ją niszczymy.Możliwe,że te istoty pozaziemskie odtworzyły ludzi i teraz nas obserwują.Możliwe również,że kiedy stwierdzą,że niczego nowego ich nie nauczymy...po prostu nas zniszczą.A może jest tak jak pisałam na początku...stworzyli nas "ludzie".Dwoje obcych ostatni ze swojego gatunku,znalazło Ziemię.Ich planeta zginęła,zmieniając się w czarną dziurę.Dalszy ciąg już znacie...ale to tylko takie gdybanie.Każdy scenariusz może być prawdziwy...
Jak pisałem, kosmici są tak prawdopodobni jak wszystko inne. Wielu ludzi nie wierzy w to, że na ziemi życie mogło powstać samo z siebie, dlatego właśnie bardzo często ten niezwykły czyn przypisuje się Bogu/kosmitom/meteorytom. Ale, jak się dobrze zastanowić, to te podmioty nie są odpowiedziami na pytanie skąd się powstało życie, to z prostego powodu - skoro był jakiś Bóg/kosmici/meteoryty zdolne do stworzenia życia, to skąd ono się TAM wzięło. Jak powstał Bóg, jak powstali kosmici? Gdzieś początek musiał być, a wszystko wskazuje na to, że spontaniczne stworzenie życia było możliwe. Nawet jak nie u nas, tylko gdzieś indziej, to jednak. Wskazuje na to tzw. reguła antropologiczna, o której tu pisał nie będę (chociaż Chief na pewno doskonale wie o czym mówię). Życie powstało (w swojej nieskończenie prostej formie, przy której bakterie i wirusy to naprawdę zaawansowane twory) na skutek losowych reakcji chemicznych, a następnie zaczęło ewoluować. To, według mnie, póki co najrozsądniejsza odpowiedź na tą zagadkę.
Przy okazji, do powstania czarnej dziury jest potrzebna znacznie większa masa/energia, niż taka, jaka może istnieć na dowolnie dużej planecie. Nawet nasze słońce nie jest na tyle duże, by zmienić się w czarną dziurę - wbrew pozorom, to anomalie w naszej galaktyce dosyć rzadkie. I dobrze - w przestrzeni i tak jest już zbyt wiele rzeczy, które mogą nas zniszczyć, choćby meteoryty, komety, czy rozbłyski supernowych.
Ludzie sami wytyczają sobie co jest dobre,a co złe.Nie dlatego,że tak nakazują przykazania,tylko dlatego,że "czują" według swoich własnych zasad,co jest słuszne.Ja wierzę w siebie...bo tylko ja jestem panem własnego losu.I to jaką podejmę decyzję odbije się na tym co będzie w przyszłości.To ta decyzja,a nie Bóg będzie miała wpływ na moje życie."
Ludzie sami wytyczają sobie co jest dobre, a co złe i do tego nie ma to żadnego związku z religią. Tak nam dyktuje nasza natura, nasze najbardziej prymitywne instynkty pozwalają nam ocenić co jest słuszne, a co nie, przynajmniej w tym elementarnym zakresie (oczywiście, nikt nie rodzi się hmm... "praworządny", ale ma ku temu ewolucyjne podstawy). Jesteś na pewno panią własnego losu Yuz, tak jak ja jestem panem własnego. Uważam, że to o wiele bardziej optymistyczna wizja porządku świata niż religia chrześcijańska heh.
aysnel
A jeśli te wszystkie religie to tylko jakaś forma kontroli istot pozaziemskich nad planetą Ziemią by człowiek po prostu nie zaczął dociekać czym naprawdę jest i pozostawał dalej w zniewoleniu.
Masz może coś wspólnego z sektą Scjentologiczną? Bo to trochę brzmi jak teorie, które oni głoszą. Religia nie ma nic wspólnego z przybyszami z innych planet. Zresztą, skoro o tym mowa, to jestem mocno sceptyczny, jeżeli chodzi o obecność "obcych" na naszej planecie. Oczywiście to, że we wszechświecie są inne formy życia, a wśród nich nawet istoty inteligentne, jest dla mnie prawie pewne. Nie widzę jednak powodu, dla którego kosmici mieliby się przed nami ukrywać - skoro są tak zaawansowani, że są w stanie eksplorować przestrzeń kosmiczną poza swoim układem solarnym, to nie mieliby powodu, żeby ukrywać swoją obecność przed istotami tak prymitywnymi jak ludzie. Do tego, te wszystkie opisy statków kosmicznych i samych obcych, które tak wielu ludzi podaje, są tak mało zbieżne, że nie mogę ich traktować poważnie.
Ale czy czasem nie zamieniamy starych religii na nowe? Nie chodzi mi tu o różne sekty czy stowarzyszenia, ale takie rzeczy jak media czy internet. Jak dawniej człowiek nie mógł się obyć bez religii tak teraz nie może się obyć bez mediów. czy portale internetowe nie stają się powoli nowymi religiami, przecież tak jak one mają coraz wiążące zasady i rytuały. Tak samo jak wierzącym (teoretycznie) nie zostaje się zaraz po urodzeniu tylko dopiero po przejściu pewnych obrządków-rytuałów(chrzest) tak i nie można zostać członkiem portali społecznościowego tylko dlatego że się tylko chce. Też trzeba odprawić pewne "rytuały" jak np. założenie i rejestracja konta i nierzadko zdobyć także akceptacje odpowiadających za stronę. Przyjmując jakąkolwiek wiarę jesteśmy zobowiązaniu do przestrzegania jej zaleceń i przykazań pod groźbą surowych kar, w squarezone też mamy swój regulamin co można by podciągnąć pod przykazania, których olewanie też może być dotkliwe ukarane. Administrator strony jak w każdej religii też jest swego rodzaju Bogiem i bez jego zgody nic nie zrobisz. On także ustala sobie pewną hierarchię a osoby mu podlegające decydują o wszystkim w jego imieniu. Tak jak w każdym związki religijnym tak i na każdym portalu internetowym nie ma demokracji. Można tylko słać prośby do Boga bądź bądź wysyłać swoje spostrzeżenia do administratora, ale to i tak grupa trzymająca władzę (kapłani, moderatorzy) decydują co zostanie uwzględnione a co nie. Czy, więc nie można powiedzieć, że squarezone jest swego rodzaju,qasi-religią? Wprawdzie jeszcze nie składamy datków, ale kto wie co przyniesie przyszłość.
Czyli że ja jestem... hmm.. czymś w rodzaju prymasa, tak? Albo arcybiskupa? Brzmi nieźle hehehe...
Nie wiem, czy świadomie, ale nadużywasz określenia "religia". Internet z całą pewnością nie można za takową uznać, chociaż jego wpływ jest coraz szerszy i coraz powszechniejszy, a do tego poniekąd rywalizuje on z "religią". Ale nawet przyjmując, na potrzeby tematu, że fora, chaty, portale, mogą służyć jako obiekty kultu. Jak myślisz, czy ktoś z naszych domniemanych wyznawców, byłby w stanie wysadzić się w powietrze w samobójczym ataku, wśród grupy użytkowników InnerWorld'u? Czy ktoś porwałby samolot pasażerski by wbić się nim w serwerownię, na której stoi Krypta Final Fantasy? Czy ktoś indoktrynowałby dzieci niemalże od urodzenia, żeby wchodziły tylko na SquareZone i na żadną inną stronę, bo tam zieje zło i pójdą za to do piekła?
Może więc taka "religia internetowa" byłaby lepszym pomysłem od wiary w Jahwe, czy Allaha?
To wcale nie jest science-fiction. Stworzenie czarnej dziury na Ziemi jest już w naszych czasach możliwe vide projekt CERN który tak bardzo niepokoi część osób.
Heh... przesadzasz. Może ci się coś pomyliło, ale w cyklotronie nie zrobisz czarnej dziury. Takie bajki, jak ta, że w centrum badań CERN można stworzyć czarną dziurę, tworzą ci ludzie, którzy nie rozumieją fizyki kwantowej (zresztą, niewiele osób je rozumie). CERN służy do badania cząsteczek elementarnych, kwarków, leptonów i innych składników materii, jakich istnienie przewiduje tzw. Model Standardowy, czyli (póki Michio Kaku i reszta nie opracują swojej Teorii Strun) póki co najbliższy prawdzie model opisujący fizykę i mechanikę kwantową. Czarna dziura nie jest czymś, co można sobie od tak zrobić, to anomalia przestrzenna, która wymaga ilości energii/masy tak dalece niewyobrażalnej, że tylko niektóre gwiazdy klasy czerwonych olbrzymów i większe będą w stanie się w takowe zmienić. Prędzej bym się obawiał, że uda im się wyekstrahować antymaterię i wszystko wyleci w powietrze w ładnym grzybie atomowym heh...
Nekroskop
W przyszłości najprawdopodobniej dojdziemy wreszcie do punktu, w którym jasne będzie, że nie są nam już one potrzebne, bo zasady moralności, współżycia między ludźmi, itd. będą zrozumiałe same przez się, jako coś co musimy przestrzegać, aby zachować nasz gatunek przy życiu, a nie bo bogowie tak nakazali.
Jeżeli to nastąpi, to z całą pewnością nie prędko. W środowisku w jakim my się obracać możemy, wpływ religii może nie być taki zauważalny, ale ateizm w USA np. jest traktowany jako coś zupełnie chorego i wypaczonego. Bóg niestety jest w nas zakorzeniony przez te setki lat kościelnej indoktrynacji (oczywiście, mam tu na myśli też wszystkie inne religie, ale KK jest nam chyba najbliższy) i wyplenienie go może zająć jeszcze mnóstwo czasu. O ile oczywiście, wcześniej nie pozabijamy się wszyscy nawzajem w imię religii heh.
Może tworzenie religii jest po prostu wyrazem naturalnego instynktu człowieka, który pomaga nam przeżyć. Bez istnienia hamulców naszych zachowań wszyscy byśmy się pozabijali w totalnym chaosie.
Religia jest dla nas czymś naturalnym, ale akurat nie ze względu na jakieś "hamulce naszych zachowań" - wbrew pozorom, moralność nie wiele ma wspólnego z religią, chociaż fakt istnienia przykazań i takich tam każe nam sądzić, że tak jest w istocie. Sama religia (religia, jako system wierzeń w jakąś nadnaturalną istotę) według mnie wyewoluowało od pewnej dziecięcej wiary w wyimaginowanych przyjaciół hehe. Brzmi to na początku dosyć pokrętnie, ale to ma sens. Dziecko tworzy sobie takich towarzyszy bez namowy rodziny czy przyjaciół, spontanicznie i z własnej woli. Może jakiś żyd kilka tysięcy lat temu stworzył sobie takiego przyjaciela, nazwał go "Jahwe", a dodatkowo był wystarczająco przekonujący, aby jego istnienia wperswadować innym osobom. Według mnie, to możliwe hehe...
Życie pochodzi z kosmosu, ale nie od rozbitka. Najprawdopodobniej pierwsze organiczne cząstki przybyły na ziemię na ciałach niebieskich, które rozbijały się o naszą planetę.
Patrz. "quote #4, Yuzuriha" hehe...
IMO sumienie nie ma tu nic do gadania, w ogóle mieszanie sumienia do prawa jest niewłaściwe.
To do mojego cytatu się tyczy hehe... i czuję się znowu omylnie zrozumiany. Prawo powinno ingerować w aborcję, legalizując ją (na jakichś tam warunkach, nie ważne) i tyle. A to, czy ktoś uznaje płód za człowieka (czyli, że aborcji nie weźmie), czy nie, to już leży w kwestii sumienia i przekonań danego człowieka. No bo na jakiej innej bazie można by taką decyzję podjąć? Jakich jeszcze argumentów użyć?
Ograniczanie aborcji do 'indywidualnej decyzji kobiety o jej ciele' jest wg. mnie totalnym nieporozumieniem, bo przecież każdy z nas został poczęty i się urodził, więc kobieta nie decyduje już tylko i wyłącznie o sobie.
A do czego innego ma być ograniczona. W końcu to jest kobiety indywidualna decyzja (oczywiście w uzgodnieniu z partnerem/lekarzem/rodziną) o procesach, które zachodzą we wnętrzu jej własnej macicy. To, że każdy z nas został poczęty nie ma z tym nic wspólnego, kobieta decyduję praktycznie wyłącznie o sobie. Płód nie jest dla mnie dzieckiem, więc o nikim innym nie decyduje.
Poza tym, w zasadzie 90% tego co piszesz pokrywa się z moimi przekonaniami, czyli że nie mam po co cię więcej quote'ować heh.
Chief Roberts
Tant, co znaczy państwo demokratyczne. Mam Cię za inteligentnego człowieka, czasami za bardzo oddalasz się w filozofowaniu (ale ja też, nie martw się), więc proszę Cię nie posługuj się jakimiś nic nie znaczącymi sloganami. Co znaczy państwo demokratyczne? Nic w istocie, demokracja to rządy motłochu i nic to nie znaczy.
Dobra, może faktycznie nadużyłem terminu. Chodziło mi o państwo prawa, może państwo z prawem liberalnym... nie wiem, określ to jak chcesz, w każdym razie państwo, w którym chciałbym żyć.
To aż się prosi, abym podstawił za aborcję "morderstwo" i dochodzimy do zajebiscie pojmowanej moralności. Mogę to zrobić bo obciąża to tylko moje sumienie. Nie stary. Tak nie działa państwo prawa. Prawo/państwo powinno narzucać (minimalne) ramy i nadawać porządek tępej masie. Nie zabijamy, bo to jest ograniczanie cudzej wolności.
Różnica, między aborcją, a morderstwem jest taka, że przy aborcji zabijasz płód, nie człowieka. Nie uznaję zarodka za istotę ludzką i jego "zabijanie" nie jest sprzeczne z moją moralnością. Problem leży w tym, że dla niektórych to jest człowiek, dla niektórych nie i nikt tu nie ma racji bardziej od drugiej strony. Dlatego właśnie decyzja o tym, czy płód jest człowiekiem, czy nie, powinna być podjęta przez "osoby zainteresowane". Jak pisałem, jestem za legalizacją aborcji, ale sam jestem jej przeciwnikiem (co się wzajemnie nie wyklucza). Zamiast zabijać płód, znacznie lepiej jest dziecko urodzić i oddać je do aborcji (zresztą, z tego co wiem, na takie dzieci są chętni, którzy są w stanie dużo za to zapłacić).
Zgadzam się, prawo powinno narzucać minimalne ramy i dajmy na to, pozwalać na aborcję do, bo ja wiem, 3 miesiąca ciąży. Jest to rozsądny kompromis. Wiem do czego zmierzasz Chief, uważasz, że jak ktoś ustali 3 miesiące, to potem będą sprawy w sądzie, że ktoś nie udzielił aborcji kobiecie z 4 miesięcznym płodem w brzuchu i granica ta mogłaby być następnie stopniowo przesuwana. Ja uważam, że wcale tak nie będzie. Aborcja jest od dawna legalna w wielu krajach, a jakoś nie słychać, żeby tam mieli wprowadzić prawo do zabijania noworodków. Jeżeli stajemy przed dylematem moralnym, którego nie da się łatwo rozwiązać, prawo powinno zapewniać możliwość rozpatrzenia go przez daną jednostkę i zapewnić legalizację akcjom, które dana jednostka chciałaby podjąć, aby dany dylemat rozwiązać. To chciałem powiedzieć.
To żaden argument. O wiele lepszym byłby wyjazd do jakiejś holandii gdzie to się przeprowadza w supermarketach i luz. Państwo zbudowane wg. mojej doktryny nie pozwalałoby na coś takiego.
Według mnie to, że kobieta w ciąży zamiast jechać do Holandii, będzie mogła w każdym szpitalu lub klinice w kraju poddać się zabiegowi, to jest już jakiś argument.
Stąd tylko krok do naginiana definicji nieuleczalnie chorych/niepełnosprawnych. Uważam że cierpisz, kulka w łeb Uśmiech A mieszanie boga do jakiejkolwiek dyskusji moim zdaniem to jakiś absurd. A co na to Budda, Hajle Selasje czy Allah
Wplotłem w to boga dosyć teoretycznie w razie domniemanych sprzeciwów wyznawców religii. No ale trochę to niefortunnie sformułowałem - matka i ojciec powinni móc zadecydować, czy chcą mieć dziecko z jakąś nieuleczalną chorobą, która oznaczać będzie jego trwałe kalectwo i niezdolność do samodzielnej egzystencji. Zresztą, chyba tak jest gdzieś tam "na zachodzie", że matkę, u której badanie USG wykazało taką akurat chorobę, pyta się o podjęcie decyzji w sprawie jego przyszłości i ma możliwość odmówić urodzenia go. Co do nieuleczalnie chorych, to pisałem dalej, że przy eutanazji mamy dwa rodzaje ludzi, którzy mogliby się jej poddać. Chociaż lepiej może będzie to podzielić na trzy:
1) Człowiek nieuleczalnie chory, dajmy na to, na raka, u którego nie ma zupełnie szans na wyleczenie i wiadomo z góry, że doczeka rychłej śmierci w męczarniach. Nie rozumiem czemu mielibyśmy odejmować mu prawo do skrócenia męk. Póki co, jedyny argument "przeciw" jaki usłyszałem, był związany z Bogiem.
2) Człowiek z trwałym kalectwem, ograniczającym jego egzystencję, ale z którym da się żyć. Brak kończyny, niewydolność jakichś tam organów, paraliż, złamany kręgosłup, wiele takich jest. Tu, tak jak pisałem, zezwalałbym na eutanazję tylko w wypadku zgody pacjenta i dopiero po jakimś odpowiednio długim okresie czasu, dajmy na to, po roku (wypełnionym terapiami psychiatrycznymi i takimi tam), kiedy mielibyśmy pewność, że nie jest on w stanie klinicznej depresji. Też uważam, że najlepiej by było, gdyby sam dokonał tego aktu, dajmy na to, wstrzykując sobie w wenflon truciznę, podług instrukcji lekarza. "Pomóc" mu można dopiero, kiedy faktycznie sam nie jest do tego zdolny. Nie uważam, żeby taka śmierć miała obciążać czyjekolwiek sumienie. Gdybym to ja bym miał dokonać czegoś takiego, na przyjacielu albo członku rodziny, który faktycznie w takiej sytuacji by się znalazł, nie miałbym za grosz wyrzutów sumienia. Nie sądzę, żeby w feudalnej Japonii z takimi dylematami moralnymi borykali się kaishaku hehe..
3) Warzywo. Człowiek w trwałej śpiączce, którego szanse na wybudzenie są porównywalne z trafieniem szóstki w totka, który bez aparatury nie przeżyje ani minuty. Decyzję zostawiłbym najbliższej rodzinie, no bo komu innemu. Człowiek taki już niczego w życiu nie osiągnie, praktycznie pewne jest, że dożyje starości nie wychodząc ze śpiączki i umrze w końcu naturalną śmiercią. Nie widzę różnicy - śmierć teraz, a śmierć wtedy, skoro jemu jest i tak wszystko jedno. Co prawda, jeżeli szansa na wybudzenie jest, to rodzina pewnie trzymałaby się jej. Ale po iluś tam latach, kiedy wiadomo, że już szans praktycznie nie ma, odłączenie człowieka od aparatury nie jest według mnie wielkim przestępstwem. On już umarł i tak.
Tłumacząc coś obciążaniem własnego sumienia, równie dobrze mozna zdepenalizować zabójstwa. Wszak obciążam jedynie własne sumienie
Nie. Ponieważ przy zabójstwie odbierasz życie innemu człowiekowi wbrew jego woli. Przy eutanazji jest to zgodnie z wolą (typy 1 i 2) albo nie tyle odbierasz życie, co pozwalasz mu odejść tam, gdzie powinno być, gdyby nie respiratory (typ 3). W wypadku aborcji nie mówimy o człowieku, nie mówimy o istocie rozumnej, nawet nie mówimy o zwierzęciu, ale o grupie komórek lub zarodku bez wykształconego systemu nerwowego.
Moje zdanie mogę tak streścić. Jestem przeciwnikiem aborcji, ale nie spalę na stosie kogoś kto dokonał tego zabiegu z poważnych przyczyn. Nie wyobrażam sobie jednak państwa które stosuje to jako spóźnioną metodę antykoncepcyjną. To wtedy paranoja.
Ja też nie wyobrażam sobie takiego państwa. Aborcja z definicji jest czymś, co wykonuje się "z poważnych przyczyn". Jak antykoncepcja zawiedzie, pozostają leki wczesnoporonne, a jak kobieta ich nie weźmie, to powinna się już liczyć z urodzeniem dziecka. Aborcja jest potwornym zabiegiem, który nie tylko jego groźny dla zdrowia fizycznego niedoszłej matki, ale i dla jej psychiki. Wyobrażasz sobie, żeby kobiety, po zalegalizowaniu aborcji, nagle tłumnie zaczęły wbiegać do klinik i po każdej wpadce poddawać się temu zabiegowi? To już skrajny sadomasochizm i brak instynktu samozachowawczego. Zgadzam się, że to by była paranoja, ale jakoś o takowej w Holandii nie słyszałem.
Ale gdy chodzi o to, że przyszły bachor popsuje plany życiowe to sorry, ale trzeba było myśleć wcześniej.
Też tak uważam i lepiej urodzić dziecko, a potem je gdzieś oddać. Ale nie możemy w tej chwili rozpatrywać wszystkich możliwych wypadków, nie o to chodzi.
Eutanazja to kolejny problem. Bo eutanazja to nie jest samobójstwo, tylko zabójstwo na prosbę. Jak odróżnić prawdziwą prośbę od tej pozorowanej? W większośći przypadków osoba sparaliżowana, w śpiączce nie potrafi wydać żadnego oświadczenia woli i co wtedy? MOżna za kogoś podjąć tak poważną decyzję? Uważam, że nie można. Po raz kolejny wracam do tego co napisałem powyżej - żadne państwo nie może zezwalać na zabijanie.
Co znaczy, pozwolić mu umrzeć? Może jemu wystarcza takie właśnie życie? Może wystarcza mu widok ludzi.. Dlaczego chcecie dokonywać najważniejszego wyboru za drugą osobę do jasnej cholery? Kto wam daje takie prawo (bez bogów pls). Nie mieszaj także moralności z naturą, bo natura jest amoralna[przypominam amoralny znaczy pozbawiony moralności, nie jest synonimem niemoralnego]. Zwierzak zjada słabszego zwierzaka. To niemoralne. Ale w naturze nie ma moralności, powtarzam to do znudzenia.
To się nie tyczy z definicji typów 1 i 2 z mojego przykładu powyżej. Z typem 3 w wypadku tak skrajnego kalectwa, granica między życiem i śmiercią zaciera się na tyle, że przejście przez nią nie jest czymś tak naturalnie amoralnym jak morderstwo. Jest to ingerencja w naturę, ponieważ utrzymujemy martwe ciało w stanie śpiączki dzięki aparaturze. I jeżeli mózg praktycznie przestał funkcjonować, to jakoś mi się nie wydaje, żeby "jemu wystarczyło takie właśnie życie". To nie jest życie, w praktycznie żadnym tego słowa znaczeniu.
Tant, ale skąd wiesz, że np. 'niedoszły' samobójca chce naprawdę popełnić to samobójstwo? Facet udaje ze chce skoczyć z bloku i co, popychasz go?
Patrz: typ 2 z wymienionych wyżej typów "zdatnych do eutanazji". Jeżeli to "niedoszły" samobójca, to zapewne nie chce umierać tak naprawdę, ma tylko silną depresję. Gdyby tak nie było i gdyby faktycznie chciał umrzeć, to nie musiałbym go popychać. Jeżeli nie miałby odwagi sam skończyć ze swoim życiem, to znaczy, że sam sobie skazuję na dalszą egzystencję. Jak to zdrowy człowiek, który technicznie sam siebie może zabić, to nie ma mowy o eutanazji, no bo po co? Wystarczy mu dać flakonik cyjanku potasu i tyle.
W prawie (tak wiem, jestem nudny) jest taki termin jak wadliwe oświadczenie woli. Osoba w szoku, niewpełni władz umysłowych nie moze wydać wiążącego oświadczenia woli. Ale pojawia się kolejny problem - kto będzie na tyle wszechwiedzący (prócz boga Mrugnięcie ) aby stwierdzić że jesteśmy zdrowi? To kolejny problem, chyba nie do rowziązania.
Aby osoba wyszła z szoku, mówię w moim przykładzie o roku czasu między pierwszy zadeklarowaniem chęci skończenia własnego życia, a dokonaniem eutanazji. Na tyle wszechwiedzący, aby stwierdzić, że jesteśmy zdrowi, są psychologowie, którzy właśnie do tego są uczeni. Depresja kliniczna ma pewne objawy, które każdy godny zaufania psycholog/psychiatra zauważy. Jeżeli nasz pacjent definitywnie nie będzie w stanie depresji klinicznej i dalej będzie chciał umrzeć, no to według mnie należy mu ku temu środki zapewnić. W miarę możliwości środki do samobójstwa, ale gdy to faktycznie koniecznie, do eutanazji też.
Co do równego prawa - to zgadzam się, płeć nie powinna odgrywać żadnej roli jeśli chodzi o bycie podmiotem prawa.
No i ja nic więcej nie miałem na myśli. Kobiety powinny mieć możliwość pracy tam, gdzie mężczyźni, podejmowania się nawet najbardziej "męskich" zawodów, jeżeli faktycznie szczerze tego pragną. To, czy będą tego chciały, to już inna broszka - jakoś nie wierzę, żeby wiele dziewczyn aspirowało do kariery górnika (górniczki?), właśnie ze względu na to, że różnią się od mężczyzn w swoim zachowaniu, fizjonomii, psychice i ewolucja przystosowała je do innych czynów heh.
Tant, uważasz że każde gremium państwowe powinno się składać MINIMUM w 50% z kobiet?
No przecież, że nie, czemuście się czepili akurat tego mojego żarciku o Partii Kobiet? Ale uważam, że powinna być taka teoretyczna możliwość, żeby w państwie 50% (albo i więcej) urzędów państwowych zajmowały kobiety, gdyby akurat jakimś cudem same panie zostałyby w wyborach wybrane heh.
Tant to kryptoliberał, de facto socjalista
Na GG czułe słówka mi piszesz, a ledwo wyjeżdżam, to mnie oczerniasz w oczach internetów? Zawiodłem się na naszej przyjaźni Chief, to już chyba nie to co kiedyś...
Co do wypowiedzi Chiefa stricte o religii, to widać, że czytał ostatnio "Boga Urojonego", więc nie mam po co tej części quote'ować, bo sam się z nim zgadzam w kwestii religii.
Te bzdury typu "moje ciało - mój wybór" to jakaś paranoja. W przypadku gdy chodzi o odsysanie tłuszczu, czy skoczeni z 10-tego piętra, to jest faktycznie jej ciało jej wybór.
Wspomniałem o tym gdzieś w części dla Nekroskopa. Według mnie to nie bzdury, ani paranoja. Aborcji dokonuje się na kobiecie w jej własnym ciele i z jej własnego wyboru. Usunięcie niepożądanych komórek, analogicznie do odsysania tłuszczu. Jak już pisałem wcześniej, osobiście jestem temu przeciwnie, ale technicznie to tym właśnie jest i tak powinno być to rozumiane ze strony prawa.
Tylko że na to pytanie nie odpowiesz. Kiedy się zaczyna człowiek?
O to właśnie chodzi. Nie można na to pytanie odpowiedzieć, przynajmniej nie "odgórnie", a zatem prawo powinno zostawić człowiekowi możliwość odpowiedzenia na nie, według własnej moralności, twierdząco lub przecząco i podjęcia stosownych czynności zgodnie z prawem.
Możemy ciągnąć. Tylko nie tak szybko, bo jak wpadnie socjalista Tant to nie będzie mu się chciało czytać takiej kupy tekstu.
Przemęczyłem się, ale nie było lekko.
O homoseksualizmie pogadam chętnie, jak się skończy gadanie o dopingu, które mnie jakoś nie grzeje. Nie mam zdania na ten temat, nie widzę dlaczego miałoby to być nielegalne, tyle że sport przez to przestaje być tym, czym był ongiś. Wygrywał będzie nie ten, co więcej ćwiczył, a ten, co ma lepsze prochy. Nie jestem w temacie oblatany, to nie będę jakiegoś wyraźnego frontu obierał.
-
Masz może coś wspólnego z sektą Scjentologiczną?
Z nimi nie, ale moją sympatię budzą Raelianie i ich poglądy.
Czyli że ja jestem... hmm.. czymś w rodzaju prymasa, tak? Albo arcybiskupa?
Z technicznego punktu widzenia tak. Tak jak religia symbolizuje promuje pewną ideę to samo robi i nasz portal. W religiach kapłani pilnują by wiara była jak najbardziej bliska głoszonej przez nich idei, tak samo ty pilnujesz by nasz portal nie zmienił się np. w "Klub wielbicielek Hannah Montana" czy inne g*.
-
Jeżeli to [zniknięcie religii] nastąpi, to z całą pewnością nie prędko.
Bez wątpienia nie prędko... Jednak jeżeli - jak sam zauważyłeś - nie pozabijamy się, to uważam, że jest to bardzo prawdopodobne. Rozwój nauki i ewolucja ludzkiej inteligencji w końcu powinny przekroczyć tę granicę.
BTW jak myślę o ateizmie w USA to zawsze przypomina mi się film "Kontakt" z Jodie Foster, gdzie głównej bohaterki nie wysłano w kosmos, bo była właśnie ateistką.
Religia jest dla nas czymś naturalnym, ale akurat nie ze względu na jakieś "hamulce naszych zachowań" - wbrew pozorom, moralność nie wiele ma wspólnego z religią, chociaż fakt istnienia przykazań i takich tam każe nam sądzić, że tak jest w istocie.
Nie twierdzę, że ma wiele wspólnego z moralnością. Skoro jej tworzenie jest dla nas czymś naturalnym i z taką łatwością różne kultury (nawet te pomniejsze) tworzyły religie, to czy nie można tu już mówić o pewnym instynkcie?
Instynkt - dyspozycja biopsychiczna, która powoduje, że osobnik w nią wyposażony zachowuje się (lub pragnie się zachowywać) w określony sposób.
Znaczy - pragniemy mieć "coś" i to tworzymy; leży to w naszej naturze.
Sama religia (religia, jako system wierzeń w jakąś nadnaturalną istotę) według mnie wyewoluowało od pewnej dziecięcej wiary w wyimaginowanych przyjaciół hehe. Brzmi to na początku dosyć pokrętnie, ale to ma sens. Dziecko tworzy sobie takich towarzyszy bez namowy rodziny czy przyjaciół, spontanicznie i z własnej woli.
Nie wiem czy odbierać to dosłownie, czy jako przenośnię :) ... W każdym razie, uważam, że najpierwsze religie wyewoluowały z naszych prymitywnych urojeń (nie wiem czy to dobre słowo), kiedy biegaliśmy sobie w futrach i "walczyliśmy o ogień". Idzie sobie małpolud przez łąkę i widzi, że wschodzi słońce - zaczyna się zastanawiać czym jest słońce i dochodzi do wniosku, że to coś "wyższego", coś ważnego, co należy respektować, bo daje mu ciepło i bezpieczeństwo. Więc istnieje słońce - bóg, może da się jakoś zdobyć jego względy (złożyć ofiarę, wybudować ołtarz)?
Jak pisałem, kosmici są tak prawdopodobni jak wszystko inne. Wielu ludzi nie wierzy w to, że na ziemi życie mogło powstać samo z siebie, dlatego właśnie bardzo często ten niezwykły czyn przypisuje się Bogu/kosmitom/meteorytom. Ale, jak się dobrze zastanowić, to te podmioty nie są odpowiedziami na pytanie skąd się powstało życie
Ja się jednak upieram, że życie na ziemi pochodzi z ciał niebieskich - uważam to za najlogiczniejsze wytłumaczenie, zwłaszcza w oparciu o najnowsze badania. Natomiast co do życia w ogóle to myślę.... myślę, że ludzki umysł nie jest póki co w stanie tego pojąć... Dlaczego? Bo zawsze dojdziemy do tego, że coś musiało istnieć ZAWSZE. Coś musiało dać początek WSZYSTKIEMU, więc coś musiało być ZAWSZE. Trudno to sobie wyobrazić, ale nie jestem w stanie dojść do niczego innego za pomocą swojego mózgu. Skoro Wszechświat powstał za pomocą losowych reakcji chemicznych, to skąd się wzięło to, co je spowodowało - musiało przecież być, istnieć.
A do czego innego ma być ograniczona. W końcu to jest kobiety indywidualna decyzja (oczywiście w uzgodnieniu z partnerem/lekarzem/rodziną) o procesach, które zachodzą we wnętrzu jej własnej macicy. To, że każdy z nas został poczęty nie ma z tym nic wspólnego, kobieta decyduję praktycznie wyłącznie o sobie. Płód nie jest dla mnie dzieckiem, więc o nikim innym nie decyduje.
Każdy człowiek pochodzi z ciała kobiety, więc dlaczego to tylko kobiety mają mieć prawo do decydowania? Ta decyzja nie dotyczy tylko jej ciała, ale także tego, co w jej ciele powstało, nie tylko przy jej udziale. Mężczyźni też mają 'w tym wszystkim' swój skromy udział, a to, że akurat kobieta nosi płód i rodzi - słać petycje do Matki Natury, za to że tak zorganizowała nasz chory gatunek.
Ogólnie można powiedzieć, że popieram aborcje (acz z rygorami), jednak nigdy nie zgodzę się z twierdzeniem, że decyzja o aborcji jest tylko decyzją kobiety o jej ciele. IMO nie można tak mówić o procesie, który "produkuje gatunek ludzki".
---------------------------------------------------------------------------------------------
Ludzie sami wytyczają sobie co jest dobre, a co złe i do tego nie ma to żadnego związku z religią. Tak nam dyktuje nasza natura, nasze najbardziej prymitywne instynkty pozwalają nam ocenić co jest słuszne, a co nie, przynajmniej w tym elementarnym zakresie (oczywiście, nikt nie rodzi się hmm... "praworządny", ale ma ku temu ewolucyjne podstawy).
Tu dochodzimy do teorii "praw naturalnych", o które tak zaciekle biła się filozofia z teologią :P (Matka Natura/Bóg). Tak czy inaczej, to prawda, sami decydujemy co jest dobre, a co złe, i na przestrzeni czasu sporo zdążyło się zmienić. W końcu kto by kiedyś pomyślał o podstawowych prawach człowieka? Nawet w danym czasie jest to rzecz względna, zależna od naszej przynależności do: narodu, kościoła, <wstaw tekst>. Aczkolwiek te korzenne, pierwotne nakazy skądś jednak mamy, bo bez nich nie usiedlibyśmy wspólnie przy ognisku i nie przeżuli razem skóry.
Nie widzę jednak powodu, dla którego kosmici mieliby się przed nami ukrywać - skoro są tak zaawansowani, że są w stanie eksplorować przestrzeń kosmiczną poza swoim układem solarnym, to nie mieliby powodu, żeby ukrywać swoją obecność przed istotami tak prymitywnymi jak ludzie.
Kto wie... pole do spekulacji jest ogromne. Nie możemy być niczego pewni, a motywy rzekomych obcych mogą być najróżniejsze. Oczywiście wcale nie muszą być to obcy, mogą to być także przybysze ze światów równoległych, albo po prostu... ludzie, którzy przybyli z dalekiej przyszłości w celach badawczych. No, ale to już czyste Sci-Fiction...
Ale uważam, że powinna być taka teoretyczna możliwość, żeby w państwie 50% (albo i więcej) urzędów państwowych zajmowały kobiety, gdyby akurat jakimś cudem same panie zostałyby w wyborach wybrane heh.
A czy nie ma takiej "teoretycznej możliwości"? Teoretycznie IMO jest, ale praktycznie niespecjalnie.
-
aysnel
Z nimi nie, ale moją sympatię budzą Raelianie i ich poglądy.
A tak, ci ludzie... niewiele o nich wiem ponad to, co mówi wikipedia heh. Wyglądają na niegroźnych, a ich poglądy są na tyle ogólne, że nie wiem, czy to w ogóle podchodzi pod termin "religia". No ale ja do kosmitów jestem sceptycznie nastawiony, jakoś nie ma przekonujących dowodów na ich istnienie u nas, więc w swoich poglądach na temat otaczającego nas świata staram się unikać Science-Fiction hehe.. przynajmniej, póki faktycznie jakiś spodek mi nad domem nie przeleci.
Nekroskop
Ja się jednak upieram, że życie na ziemi pochodzi z ciał niebieskich - uważam to za najlogiczniejsze wytłumaczenie, zwłaszcza w oparciu o najnowsze badania.
Możesz podać jakieś źródła w sprawie tych "najnowszych badań"? Chętnie się zapoznam co tam udało się naukowcom znowu wymyślić. W każdym razie, chodzi mi o to, że jeśli nawet życie spadło na nas w meteorycie, to się jakoś na tym meteorycie pojawić musiało, a jedynym wnioskiem jest, że powstało ono samoistnie z nieożywionej materii. Potwierdzać to mogą np. wirusy, które oficjalnie nie są uznawane za żywe istoty, ale jako coś pomiędzy życiem, a martwą materią. Może takie były początki nas wszystkich? Problem w tym, że większość ludzi nie potrafi sobie nawet wyobrazić skali czasowej w której wszystkie te zjawiska zachodziły. Nasza planeta uformowała się jakieś 4.5 miliarda lat temu. Jest to czas, którego niemalże nie da się objąć naszym rozumem, który przyzwyczajony jest do działania raczej na skali czasowej nie dłuższej niż czterocyfrowa heh. W każdym razie, to, czy życie przyleciało na meteorycie, czy powstało u nas samoistnie nie ma żadnego znaczenia. Ważne, że powstało i to nie za sprawą jakiegoś Boga, a to właśnie przeciw teizmowi się tą dyskusję o genezie życia zazwyczaj toczy.
Każdy człowiek pochodzi z ciała kobiety, więc dlaczego to tylko kobiety mają mieć prawo do decydowania? Ta decyzja nie dotyczy tylko jej ciała, ale także tego, co w jej ciele powstało, nie tylko przy jej udziale. Mężczyźni też mają 'w tym wszystkim' swój skromy udział, a to, że akurat kobieta nosi płód i rodzi - słać petycje do Matki Natury, za to że tak zorganizowała nasz chory gatunek.
Ogólnie można powiedzieć, że popieram aborcje (acz z rygorami), jednak nigdy nie zgodzę się z twierdzeniem, że decyzja o aborcji jest tylko decyzją kobiety o jej ciele. IMO nie można tak mówić o procesie, który "produkuje gatunek ludzki".
Ciągle mówisz o człowieku, a ja staram się nie traktować płodu jako istoty ludzkiej. Prawda, człowiekiem się to przy sprzyjających warunkach niechybnie stanie, ale póki nie jest to coś wielkości grochu, nie uznaję tego za człowieka i nie jestem skłonny rozpatrywać tego w ten sposób. Jest to zbitek komórek w macicy kobiety, który ona może chcieć dalej rozwijać albo nie. Oczywiście zgadzam się, mężczyzna ma w tym taki sam wkład, jak kobieta, ale suma sumarum, to ona musi podjąć decyzję, najlepiej, co jasne, w uzgodnieniu z domniemanym ojcem. Jednakże na stole chirurgicznym leżeć będzie ona, a lekarz będzie operował wewnątrz jej ciała, ona przez to jest tą najbardziej zainteresowaną stroną.
A czy nie ma takiej "teoretycznej możliwości"? Teoretycznie IMO jest, ale praktycznie niespecjalnie.
No ale chciałbym trochę mniej teoretyczną hehehe... chodzi mi o to, żeby płeć (czy inna nie związana charakterystyka człowieka, jak kolor skóry, wyznanie, narodowość, orientacja seksualna itp. itd.) nie była dla ludzi absolutnie żadnym kryterium, jeżeli chodzi o sprawowanie władzy, czy w kwestii zatrudnienia kogoś. Prawnie to chyba jest regulowane poprawnie, ale mentalność społeczeństwa jeszcze do tego nie dojrzała, zresztą jak do wielu innych rzeczy...
-
Co do powstania życia -> nie podam Ci dokładnie źródła, bo oglądałem kiedyś o tym program i jeszcze kiedyś gdzieś czytałem, ale pamiętam, że nazywa się to "teoria transpermii" (czyli pogląd, który głosi, że wszelkie życie na naszej planecie powstało z cząstek żywej materii, które przywędrowały do nas z przestrzeni kosmicznej na różnego rodzaju nośnikach).
Ale w zasadzie masz racje, że to teoria dobra jak każda inna.
Prawda, człowiekiem się to przy sprzyjających warunkach niechybnie stanie, ale póki nie jest to coś wielkości grochu, nie uznaję tego za człowieka i nie jestem skłonny rozpatrywać tego w ten sposób. Jest to zbitek komórek w macicy kobiety, który ona może chcieć dalej rozwijać albo nie. /.../ Jednakże na stole chirurgicznym leżeć będzie ona, a lekarz będzie operował wewnątrz jej ciała, ona przez to jest tą najbardziej zainteresowaną stroną.
Inaczej - IMO bez wątpienia decyzja o aborcji jest decyzją o ciele kobiety, problem w tym, że nie tylko (nie ma tu dla mnie znaczenia, czy "płód" nazywać człowiekiem, czy może zbitkiem komórek - liczy się efekt). Przecież kobieta nie decyduje wyłącznie o tym, czy będzie jeść przez 9 miesięcy śledzia z bitą śmietaną i wyglądać pulchniej. Jej decyzja ma znacznie dalsze oddziaływanie, bo mam wpływ zarówno na jej ciało, jak i na to, czy powstanie nowy człowiek, a jeżeli tak, to pojawiają się jeszcze dalsze skutki.
Zastanawia mnie jedna rzecz. Mówisz, że uważasz decyzję o aborcji za "indywidualną decyzję kobiety o jej ciele" i przyrównujesz do odsysania tłuszczu, ale tym samym nie do końca jesteś za całkowitą wolnością w tej sferze (czyli na każdym etapie i z dowolnego powodu). Ja w tym widzę sprzeczność, bo skoro to tylko decyzja o jej ciele, to czemu ma nawet w 9 miesiącu nie zdecydować się na aborcje, bo np. odechciało jej się?
chodzi mi o to, żeby płeć (czy inna nie związana charakterystyka człowieka, jak kolor skóry, wyznanie, narodowość, orientacja seksualna itp. itd.) nie była dla ludzi absolutnie żadnym kryterium, jeżeli chodzi o sprawowanie władzy, czy w kwestii zatrudnienia kogoś.
Myślę, że musimy jeszcze długo poczekać, a żeby mówić o ogólnoświatowym zniknięciu barier, jeszcze dłużej. W przeciągu ostatnich 100 lat sporo się zmieniło w kwestii rasy i płci, "zobaczymy" co będzie za następne :P.
[faszysta mode: on]
Pytanie tylko, czy kobiety w ogóle mają psychologiczne predyspozycje do polityki. Nie chcę tu zabrzmieć jak jakiś szowinista, bo broń boshe nie uważam kobiet za gorszy gatunek (czy nawet coś w tym guście) - myślę po prostu, że mamy inne "predyspozycje ewolucyjne". Oczywiście kobiety mogą być w czymś gorsze, zarówno jak i lepsze w czymś innym... Weźmy np. prowadzenie samochodu - żarty żartami, ale na prawdę można zgeneralizować, że kobiety to raczej w dużej mierze kiepscy kierowcy (roztrzepanie, panikarstwo, brak podzielnej uwagi).
[faszysta mode: off]
-
tez mam niepodzielna uwage to znaczy ze jestem kobieta? ;x <analizuje> dlugie wlosy, dlugie paznokcie... damn plaska ze m nie laska ;v
Oczywiście kobiety mogą być w czymś gorsze, zarówno jak i lepsze w czymś innym...
lepsze sa w kontaktach spolecznych, dzialch personalnych itp. ale mezczyzni lepiej se radza w sprawach indywidualnych jak np ten kierowca ;f
-
Jej decyzja ma znacznie dalsze oddziaływanie, bo mam wpływ zarówno na jej ciało, jak i na to, czy powstanie nowy człowiek, a jeżeli tak, to pojawiają się jeszcze dalsze skutki.
Jej decyzja będzie miała dalsze skutki, które jej bezpośrednio dotyczyć nie będą, tylko jeśli zdecyduje o nie usunięciu płodu. Jeśli je usunie, dalsze skutki dotyczyć będą wyłącznie jej własnego zdrowia psychicznego i fizycznego (pomijając zaniedbywalne rzeczy, jak "syndrom poaborcyjny" u mężczyzny, który podobno też istnieje). Póki nie mówimy o drugim człowieku, póki decyzja ta jest związana tylko z zainteresowaną kobietą (no i mężem/chłopakiem, rodziną, ale i tak dotyczy przede wszystkim kobiety). Problem polega na tym, że tak sobie tutaj gadając nie możemy ustalić czy płód (i jak zaawansowany) jest człowiekiem czy nie, to kwestia do rozstrzygnięcia dla przyszłej/niedoszłej matki.
Zastanawia mnie jedna rzecz. Mówisz, że uważasz decyzję o aborcji za "indywidualną decyzję kobiety o jej ciele" i przyrównujesz do odsysania tłuszczu, ale tym samym nie do końca jesteś za całkowitą wolnością w tej sferze (czyli na każdym etapie i z dowolnego powodu). Ja w tym widzę sprzeczność, bo skoro to tylko decyzja o jej ciele, to czemu ma nawet w 9 miesiącu nie zdecydować się na aborcje, bo np. odechciało jej się?
Tu chodzi mi o to, o czym pisał Chief (albo o czym chciał pisać) - jak tak podejdziemy do tego tematu, to naturalne jest pytanie "dokąd to zmierza?" - może od 3 miesięcy, granica rozszerzy się do 9, a może i ktoś zechce pójść dalej i zabijać noworodki albo małe dzieci? Prawnie powinna być ustalona rozsądna granica, której przekraczać nie wolno, aby nikt się przypadkiem do takich rzeczy nie posunął. 3 miesiące to pierwsze co mi przyszło do głowy - mogą być i 2 albo 6, dla mnie osobiście to nie ma znaczenia, ale jakaś granica musi być ustalona i nie może być ona, tak jak dziś, ustalona na 0 heh.
Zresztą, już żeby ze mnie nie był taki zupełny dzieciobójca, dla mnie też zabijanie mocno rozwiniętego płodu jest czymś nie do pomyślenia, jestem osobiście przeciwnikiem aborcji, ale jej legalizacja jest dla mnie czymś, co być powinno w państwie prawa (teraz dobrze Chief?).
Pytanie tylko, czy kobiety w ogóle mają psychologiczne predyspozycje do polityki. Nie chcę tu zabrzmieć jak jakiś szowinista, bo broń boshe nie uważam kobiet za gorszy gatunek (czy nawet coś w tym guście) - myślę po prostu, że mamy inne "predyspozycje ewolucyjne". Oczywiście kobiety mogą być w czymś gorsze, zarówno jak i lepsze w czymś innym... Weźmy np. prowadzenie samochodu - żarty żartami, ale na prawdę można zgeneralizować, że kobiety to raczej w dużej mierze kiepscy kierowcy (roztrzepanie, panikarstwo, brak podzielnej uwagi).
A cholera je wie? Może i faktycznie nie mają heh... może jacyś naukowcy wykażą np., że ludzie o niebieskich oczach nie nadają się na urzędników państwowych, czy coś w ten deseń hehe... no ale grunt, żeby prawnie było im zagwarantowane, żeby mogły takie coś osiągnąć. Zresztą, nie czepiam się tutaj specjalnie, bo prawie faktycznie jest to gwarantowane, pozostaje czekać, aż opinia publiczna się trochę bardziej otworzy na takie zmiany... czekamy jak się zmieni zeitgeist hehe...
(roztrzepanie, panikarstwo, brak podzielnej uwagi).
Z moich informacji wynika, że mają właśnie dużo lepszą podzielność uwagi niż faceci. No ale to nie wyklucza tego, że mogą być słabszymi kierowcami (może przy jeździe za bardzo ją dzielą, na kierowanie, malowanie ust i kontemplowanie facetów na chodniku? hehe). Chociaż, moja siostra prowadzi idealnie.
-
Dobrze, myślę, że nie ma większego sensu roztrząsać to przez kolejne, n-te posty - czy jest to tylko decyzja o jej ciele, czy może coś więcej. Mimo iż w teorii inaczej to postrzegamy, to chyba zgadzamy się (wszyscy?), że pod pewnymi rygorami i do pewnego etapu rozwoju płodu, aborcja powinna być prawnie zagwarantowana.
Z moich informacji wynika, że mają właśnie dużo lepszą podzielność uwagi niż faceci.
Cholera wie, może trafiłem jak kulą w płot, ale te kobiety, które znam mają bardzo niepodzielną uwagę :P...
-------------------------------------------------------------
Tak czy inaczej... Proponuję zacząć wątek homoseksualizmu, bo wyżej była wyrażana gotowość do jego podjęcia.
Tytułem wstępu, muszę przyznać, że gdyby ktoś mnie pociągnął za język, to miałbym problem z wyjaśnieniem czym właściwie jest homoseksualizm. Dla mnie to "orientacja seksualna", ale nie wiem w zasadzie dlaczego. Czy możemy tu mówić o zboczeniu, chorobie psychicznej, błędzie natury, or other shit - nie wiem, nie mam naukowej wiedzy na ten temat. Przede wszystkim uważam, że człowiek ma wolną wolę i prawo do decydowania o tym jak, gdzie i z kim chce żyć. Dlatego nie widzę logicznego argumentu, aby osoby tej samej płci, z własnej nieprzymuszonej woli, nie mogły ze sobą być (bez względu na to jakie są tego podstawy - zboczenie czy nie).
Jeśli natomiast chodzi o moje indywidualne podejście do homoseksualistów, to dzieli się ono na dwie grupy.
W przypadku mężczyzn mogę mówić, że ich "toleruję"... i w zasadzie tyle. Powiem szczerze, że widok całujących się facetów wzbudza we mnie odrazę, nie mówiąc już o czymś więcej... Dlatego też nigdy, nawet z czystej ciekawości, nie próbowałem szukać materiałów (zdjęć/filmów), które by poszerzyły moją wiedzę w tym zakresie. Toleruję istnienie gejów i szanuje ich prawdo do decydowania o sobie, jednak nie mam najmniejszej ochoty na jakąkolwiek styczność z ich "kulturą" - tzn. nie chciałbym ich oglądać np. w gazetach, czy w serialach telewizyjnych. To co robią to ich sprawa, ale ja nie chcę tego oglądać.
No niestety, trudno mi ukryć, że mam nieco dyskryminujące poglądy w kwestii gejów. Jest tak głównie dlatego, ponieważ uważam, że mężczyzna powinien być męski (wiem, masło maślane, ale trudno mi inaczej to określić), twardy, tymczasem gej przestaje dla mnie być prawdziwym facetem - traci swoją treść jako mężczyzna. Może to złe i stereotypowe myślenie, ale takie mam odczucia, zresztą większość gejów jakich widziałem, a także spotkałem (w życiu realnym), to jakieś groteskowe postacie. Nie chcę generalizować, ale większość gejów zachowuje się dosyć absurdalnie - mam tu na myśli mowę i gestykulację (zresztą przez to najłatwiej ich rozpoznać). Jesteś gejem, spoko, ale po kiego ch*ja mówisz jak przez disneyowski syntetyzator mowy, albo po wdychaniu helu? Nigdy tego nie rozumiałem, podobnie jak tych gestów w stylu francuskiej arystokracji z czasów ludwikowskich. Miałem w Liceum nauczyciela, który był gejem - zawsze gdy szedł korytarzem wywoływał sensacje swoim chodem, bo wywijał biodrami jak modelka na wybiegu. Następna sprawa to zniewieścienie, czyli kanon pięknego (nie zawsze), idealnie zadbanego chłopca o delikatnej urodzie... Zniewieścienie odbija się nie tylko w wyglądzie, lecz także w zachowaniu ala pseudo-kobieta. Wszystko to (i jeszcze parę innych rzeczy) składa się właśnie na moją odrazę, a czasami wręcz poczucie, że homoseksualizm u facetów to rzeczywiście jakieś skrzywienie. Zresztą, czy to nie zastanawiające, że właśnie geje doczekali się jeszcze dwóch dodatkowych określeń - ty cioto/pedale? Kobieta jest w najgorszym przypadku "lesbą".
...
Homoseksualizm u kobiet to dla mnie inna bajka. Nie tylko nie widzę w tym nic złego, ale wręcz uważam, że kobiety pasują do siebie jako partnerki. Kobieta IMO po prostu nie traci swej kobiecości jako lesbijka (znów masło), czyli - innymi słowy - nie traci pewnego uroku i delikatności, swych naturalnych przymiotów. Groteskowe zachowania i wygląd u lesbijek to raczej rzadkość, chociaż przeważnie bliżej takim przypadkom do transseksualizmu. W przeciwieństwie do gejów nie miałbym też nic przeciwko, aby wątki lesbijskie pojawiały się w powszechnej prasie czy telewizji.
Zastanawiałem się nad tym całkiem niedawno, a dokładnie, czy nie jestem nieuczciwy sam przed sobą. Może po prostu jestem normalnym facetem heteroseksualistą, którego kręcą kobiety, a tym bardziej dwie? Z drugiej strony, wydaje mi się, że nawet same kobiety są o wiele bardziej tolerancyjne względem homoseksualizmu w swoim gronie (wniosek taki wyciągnąłem na podstawie spontanicznych obserwacji).
Jeżeli tak nie jest, to niech mnie ktoś wyprowadzi z błędu.
-
Cholera wie, może trafiłem jak kulą w płot, ale te kobiety, które znam mają bardzo niepodzielną uwagę
moja matka ma calkiem dobrze podzielna uwage za to ja tego nie odzieziczylem i mam kiepksa ale za to jak sie na czyms skupie to wylaczam otoczenie wiec nie ma to ze ludzie bez podzielnej uwagi sa gorsi ;f
jesli chodzi o homo poza sexualnym (czyli nie tylko dla przyjemnosci ;f) to dla mnie to mutacja genetyczna tak samo jak 6 palcow albo hemafrodyta porostu cialo wytwarza za duzo nie tych genow co czeba
Homoseksualizm u kobiet to dla mnie inna bajka. Nie tylko nie widzę w tym nic złego, ale wręcz uważam, że kobiety pasują do siebie jako partnerki
bo jestes hetero a coz lepszego jak widok 2 zadowalajacych sie pan ;x
Kobieta IMO po prostu nie traci swej kobiecości jako lesbijka
umm nie zawsze czesc lesbijek zachowuje sie jak faceci zwlaszcza te feministyczne wersje
same kobiety są o wiele bardziej tolerancyjne względem homoseksualizmu w swoim gronie
kobiety lubia gejow tak samo jak faceci lezbijki ;f latwiej sie z takim kims rozmawia jak wiesz ze seks nie gra roli
-
Szczerze mówiąc ja tam nie mam nic przeciwko homoseksualizmowi....nawet sama znam jednego geja.Tylko dla mnie to taka dziwna sprawa...i szczerze tak jak ty Nekroskop wolała bym nie oglądać dwóch facetów całujących się na ulicy,czy dwóch kobiet(wiecie o co chodzi)....no,ale jakoś ten "wybryk",że tak to nazwę,toleruje.Mam na myśli,że ich nie potępiam.Jak się kochają i wiedzą,że to ta osoba to chyba dobrze,nie?Przynajmniej taka para jest szczęśliwa.Tak samo z dziewczynami,chociaż po nich tego tak nie widać....przynajmniej nie zawsze.
-
No właśnie próbuję sprawdzić swoją tezę, że kobiety-homoseksualistki spotykają się z większą tolerancją, ze względu na to, że jakoś ich to tak no... nie skrzywia.
Zresztą, kobiety chyba śmielej mówią (i potrafią docenić/obejrzeć się na ulicy) o urodzie innych kobiet, niż faceci o urodzie facetów.
Wypowiedzi kobiet są dla mnie bardziej reprezentacyjne w tym temacie :P...
-
No bo właśnie mówię,że po kobiecie jakoś tak nie widać,że jest innej orientacji.A po facecie od razu można poznać...no przynajmniej w większości przypadków widać,że facet to gej.
Zresztą, kobiety chyba śmielej mówią (i potrafią docenić/obejrzeć się na ulicy) o urodzie innych kobiet, niż faceci o urodzie facetów.
Tylko masz na myśli ogólnie kobiety czy chodzi ci o homo?
-
Mam na myśli ogólnie kobiety (także nie-homoseksualistki).
Natomiast abstrahując od tego czy po kobiecie trudniej poznać jej orientację, mnie interesuje czy po prostu homoseksualizm wśród kobiet spotyka się z większą... brakuje mi słowa, tolerancją, akceptacją, zrozumieniem, entuzjazmem?
-
No tak szczerze to faktycznie kobiecie łatwiej się wypowiedzieć o tym czy druga kobieta jest ładna itp.
Co do to tolerancji...ja nie miałam styczności z żadną dziewczyną homo...więc trudno mi powiedzieć czy homoseksualizm wśród kobiet spotyka się z większą tolerancją niż u facetów...być może.
-
No ale chyba masz jakieś zdanie na ten temat :P. Ja postrzegasz związki damsko-damskie - brzydzą Cię, są Ci obojętne na równi z damsko-męskimi, a może sama byłabyś w stanie związać się z kobietą?
-
Nie no broń boże XDDD,wolę facetów...no ale jak bym miała oglądać dwie kobiety razem...chyba bym się skrzywiła XD.Na facetów reaguję podobnie(nie jestem fanką yaoi,ani tym podobnych)...jak bym zobaczyła tak dwóch razem trzymających się za rękę...czy coś podobnego....nieeee brrr.Tak jak już pisałam nie potępiam ich za to,bo w końcu serce nie sługa...ale sama...nigdy w życiu X/.
-
Homoseksualizm to też nie nowość w tym temacie, temat był już przynajmniej jeden raz poruszany tutaj wcześniej (chociaż nie chcę mi się szukać na której konkretnie stronie). Moje odczucia są dosyć zbieżne z tymi, które zaprezentował Nekroskop, ale streszczę je tutaj jeszcze raz.
Homoseksualizm z całą pewnością nie jest czymś normalnym, sprzeczny jest bowiem z naturalnym popędem seksualnym, którego celem jest prokreacja. Nie posunąłbym się do nazwania tego chorobą psychiczną, wypaczeniem, anomalią, czy czymś takim, jest to jednak sprzeczne z naturą człowieka, a przynajmniej tak wygląda na pozór.
Z tego co wiem jednak, homoseksualizm w znacznym stopniu uwarunkowany jest genetycznie (nie, że jest jakiś "gen homoseksualizmu", ale że człowiek ma do tej orientacji skłonność od urodzenia). Mówi się często o "kobietach uwięzionych w ciałach mężczyzn" i odwrotnie, że niby płeć mózgu może być czasem inna niż płeć faktyczna. Znanych jest również mnóstwo przykładów homoseksualizmu u zwierząt, w niektórych gatunkach ułamek homoseksualnych jednostek osiąga nawet 5%. A zatem może jest on mniej "nienaturalny" niż nam się wydaje?
Nie mam oczywiście na to żadnych dowodów, ale uważam, że da się homoseksualizm wyjaśnić ewolucyjnie, jako pewien system autoregulacji liczebności populacji. Jeżeli populacja jakiegoś gatunku osiąga zbyt wielką liczebność, coraz trudniej o pożywienie i miejsce do życia. Występowanie ułamka homoseksualnych jednostek w społeczności spowalnia trochę rozrost populacji, no a cóż, ludzie mnożą się i mnożą i nie wygląda na to, żeby szybko miałoby być ich mniej. Parę lat temu mówiło się o 6 miliardach, według najnowszych badań, na świecie żyje 6.684 miliarda ludzi, a w połowie tego wieku możemy osiągnąć ponad 10 miliardów, jak tempo naszego rozmnażania nie będzie zatrzymane. Ciężko powiedzieć, czy homoseksualizm pomoże to ograniczyć, ale z całą pewnością trochę pomoże na pewno.
Dobra, czyli już ustaliłem, że jest on czymś względnie naturalnym i nieszkodliwym z punktu widzenia planety. Dodatkowo, nie krzywdzi on nikogo, pozwala niektórym ludziom na szczęśliwe realizowanie się, no i działa na nerwy katolikom. Póki co same superlatywy hehe...
Jestem hetero, ale nic nie mam do homoseksualizmu. Mam podobne odczucia co Nekroskop, tolerancja to moje drugie imię i jeżeli dwóch facetów chce ze sobą być i są ze sobą szczęśliwi, to niech ze sobą będą. No ale jak gdzieś widzę w telewizji, że dwóch facetów ma się zacząć całować (np. w popularnym do niedawna serialu telewizyjnym "6 stóp pod ziemią") to zmieniam kanał. Jest to dla mnie po prostu nieprzyjemny obrazek, chociaż do lesbijek pałam raczej pewną perwersyjną ciekawością niż obrzydzeniem. Ale to raczej ze względu na moją płeć i na mój heteroseksualizm, bo póki co nie poznałem faceta, który skręcałby się z obrzydzenia na myśl, o dwóch baraszkujących ze sobą dziewczynach. Faktem jest, żadnej nie znam (żadnego zadeklarowanego geja też nie znam, chociaż mam podejrzenia co do paru osób), ale wydaję mi się, że jakbym poznał, to by mnie specjalnie nie zgorszyło.
Podobnie jak Nekroskop mam wrażenie, że mężczyźni są zdecydowanie bardziej homofobami, jeżeli chodzi o swoją płeć, niż kobiety. Kilka razy widziałem całujące się dziewczyny (nie lesbijki, chociaż trochę pijane były hehe), kilka razy słyszałem opinię zadeklarowanej heteryczki, że kiedyś z ciekawości spróbować by chciały, jak to jest z dziewczyną. Pomijając niesmaczne żarty, z taką otwartością do homoseksualizmu w wersji męskiej nie spotkałem się u znajomych. Związane jest to, według mnie z tym, że przyjaźnie między kobietami zbudowane są na trochę innym zestawie emocji niż te u facetów, dziewczyny po prostu wydają się bardziej otwarte, jeżeli chodzi o swoją powierzchowność, w stosunku do innych dziewczyn, niż faceci względem facetów. Takie mam przynajmniej wrażenie.
W sumie napisałem mniej-więcej to, co Nekroskop na poprzedniej stronie. Dobra, czas na quote'y
Nekroskop
Dobrze, myślę, że nie ma większego sensu roztrząsać to przez kolejne, n-te posty - czy jest to tylko decyzja o jej ciele, czy może coś więcej. Mimo iż w teorii inaczej to postrzegamy, to chyba zgadzamy się (wszyscy?), że pod pewnymi rygorami i do pewnego etapu rozwoju płodu, aborcja powinna być prawnie zagwarantowana.
Agree'd. Chociaż pewnie Chief jeszcze przyjdzie i do tematu będzie wracał hehe...
Natomiast abstrahując od tego czy po kobiecie trudniej poznać jej orientację, mnie interesuje czy po prostu homoseksualizm wśród kobiet spotyka się z większą... brakuje mi słowa, tolerancją, akceptacją, zrozumieniem, entuzjazmem?
Może "spotyka się z mniejszą niechęcią". O coś takiego chodziło, aye?
-
ustaliłem, że jest on czymś względnie naturalnym i nieszkodliwym z punktu widzenia planety
Nie przypuszczałem, że aż planeta może być zagrożona :) <joke> .
Kilka razy widziałem całujące się dziewczyny (nie lesbijki, chociaż trochę pijane były hehe), kilka razy słyszałem opinię zadeklarowanej heteryczki, że kiedyś z ciekawości spróbować by chciały, jak to jest z dziewczyną.
Też znam takie przypadki. Swego czasu znajoma miała na komórce filmik jak to dwie imprezowiczki zapałały do siebie szczególną symatpią, a incydenty ala kissing obijały mi się o uszy wielokrotnie.
Zresztą z tą tolerancją wśród kobiet to uważam raczej za fakt, chociaż ciężko to potwierdzić nie dyspunując jakąś ankietą. Nawet jak grałem w NwN, to znajdywały się chętne graczki do odgrywania pikantnych scen kobietaXkobieta, gejów nigdy nie spotkałem.
Przy okazji przypomniało mi się jeszcze jedno określenie (dzieki spotowi wyborczemu LPR-u): pederasta. A wałaśnie... poltyka anty-homoseksualna też jakoś tak bardziej w gejów wymierzona zawsze była.
PS Nawet screeny jakieś mam na dysku, ciekawe czemu ja to trzymam:
(http://img246.imageshack.us/img246/6743/les01si5.th.jpg) (http://img246.imageshack.us/my.php?image=les01si5.jpg)
-
Cóż dwie całujące się dziewczyny to nawet miły widok, natomiast dwóch panów w objęciach już nie...
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,5602110,Brytyjski_kontrwywiad_szuka_kandydatow_wsrod_gejow.html?skad=rss
-
Tant chyba Cię pogrzało :D Wy macie zamiar takie tempo utrzymać w tym temacie? Nudzi wam się :P
Poza tym po takiej wypowiedzi:
Jestem hetero
To ja już nie mam co robić na tym forum..
-
Jestem hetero,
ale tylko we wlasnym mniemaniu ;x
Wy macie zamiar takie tempo utrzymać w tym temacie? Nudzi wam się
jak ci sie nie nudzi to nie czytaj ;f
Kilka razy widziałem całujące się dziewczyny (nie lesbijki, chociaż trochę pijane były hehe), kilka razy słyszałem opinię zadeklarowanej heteryczki, że kiedyś z ciekawości spróbować by chciały, jak to jest z dziewczyną.
umm wiesz ten taki polski slynny polski projektant ktory jest gejem w tv orzekl nawet ze uprawia seks z kobietami ale tylko dla przyjemnosci
-
Heh wiem,że to już było.Ale jak się ma za dużo wolnego czasu i potem nie można zasnąć w nocy(spałam zaledwie koło 4 godzin),to się ma dziwne myśli >.>.Zadałam to pytanie nawet na innym forum i jakoś jeszcze nie doczekałam się konkretnej odpowiedzi,więc napiszę o tym tutaj.Wybaczcie,ale nie chce mi się zmieniać formy w jakiej jest to napisane,bo było to skierowane do konkretnych osób.
Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie takie pytanie,chodzi i nie daje spokoju.Wczoraj miałam okazję dużo pomyśleć na ten temat.
Właściwie dlaczego tak się dzieje,że powstają związki gejowskie i lesbijskie.Chciała bym to zrozumieć.Co taka osoba czuję?Czy takie osoby mogą się kochać?Nie mam tu na myśli spraw łóżkowych,ale bardziej chodzi o psychiczną miłość.O taką,na której można się oprzeć.Bo co to za miłość,która opiera się na seksie?"Jestem z tą osobą bo mi robi dobrze",to żadna miłość.Albo "bo nie będzie z tego konsekwencji".No właśnie,dlaczego jest się w takim związku?Odnoszę wrażenie,że takie pary są samolubne i egoistyczne,niech mnie ktoś poprawi jeśli myślę źle.Ale z takiego związku nie będzie przecież nigdy owocu miłości,nie będzie dziecka.Oczywiście można zmienić płeć itp.Można adoptować dziecko,ale to nie będzie dziecko z was.Nikogo nie chcę potępiać,nie mam nikomu za złe,że jest gejem czy lesbijką.Taka natura,a to ciężko zmienić,po prostu chcę zrozumieć takie osoby.Zastanawiam się czy tak łatwo jest wam powiedzieć "kocham cię",czy nie mieliście nigdy wątpliwości?Nie zadrżało wam serce?Nie było motywu,że słowa utknęły wam gdzieś w gardle?Że się zawahaliście?Nie przyszło wam nigdy na myśl,że chciałbym/chciałabym zostawić coś po sobie,jakieś potomstwo?
Co myślicie na ten temat?
Albo lepiej...ostatnio mam wrażenie,że ludzie są tacy słabi psychicznie.Ile słyszy się o samobójstwach nastolatków.Boniu...przecież to jest tragiczne.Czasami z błahych powodów.Co ludzie zapomnieli jak się rozmawia?Też mnie "życie" w dupę kopało i jakoś dałam sobie radę,ale,żeby od razu targać się na swoje życie?Nie rozumem tego.Od czego są rodzice,psychologowie skoro nie mogą w żaden sposób pomóc...ta cała znieczulica mnie wkurwia,a jak sie wychylisz to jeszcze oberwiesz...i jak żyć w takim społeczeństwie.Bo teraz jest taki styl...styl na "znęcanie się" nad innymi...masakra.
-
Albo lepiej...ostatnio mam wrażenie,że ludzie są tacy słabi psychicznie.Ile słyszy się o samobójstwach nastolatków.Boniu...przecież to jest tragiczne.Czasami z błahych powodów.Co ludzie zapomnieli jak się rozmawia?Też mnie "życie" w dupę kopało i jakoś dałam sobie radę,ale,żeby od razu targać się na swoje życie?Nie rozumem tego.Od czego są rodzice,psychologowie skoro nie mogą w żaden sposób pomóc...ta cała znieczulica mnie wkurwia,a jak sie wychylisz to jeszcze oberwiesz...i jak żyć w takim społeczeństwie.Bo teraz jest taki styl...styl na "znęcanie się" nad innymi...masakra.
Jest takie powiedzenie " Jeśli nie masz po co żyć dla siebie, żyj na złość innym". Więc gdy ktoś się nad nami znęca, bądź inne jego zachowanie sprawia, że chcemy popełnić samobójstwo, nie róbmy tego. Lepiej wymyślić sposób by jemu zaszkodzić a później czerpać przyjemność z zemsty. Nie musimy przecież iść na otwartą konfrontację, są inne sposoby by delikwent nas popamiętał...
-
Ale jak się ma za dużo wolnego czasu i potem nie można zasnąć w nocy(spałam zaledwie koło 4 godzin),to się ma dziwne myśli
fale alfa rox
Właściwie dlaczego tak się dzieje,że powstają związki gejowskie i lesbijskie.Chciała bym to zrozumieć.Co taka osoba czuję?Czy takie osoby mogą się kochać?Nie mam tu na myśli spraw łóżkowych,ale bardziej chodzi o psychiczną miłość.O taką,na której można się oprzeć.Bo co to za miłość,która opiera się na seksie?"Jestem z tą osobą bo mi robi dobrze",to żadna miłość.Albo "bo nie będzie z tego konsekwencji".No właśnie,dlaczego jest się w takim związku?Odnoszę wrażenie,że takie pary są samolubne i egoistyczne,niech mnie ktoś poprawi jeśli myślę źle.Ale z takiego związku nie będzie przecież nigdy owocu miłości,nie będzie dziecka.Oczywiście można zmienić płeć itp.Można adoptować dziecko,ale to nie będzie dziecko z was.Nikogo nie chcę potępiać,nie mam nikomu za złe,że jest gejem czy lesbijką.Taka natura,a to ciężko zmienić,po prostu chcę zrozumieć takie osoby.Zastanawiam się czy tak łatwo jest wam powiedzieć "kocham cię",czy nie mieliście nigdy wątpliwości?Nie zadrżało wam serce?Nie było motywu,że słowa utknęły wam gdzieś w gardle?Że się zawahaliście?Nie przyszło wam nigdy na myśl,że chciałbym/chciałabym zostawić coś po sobie,jakieś potomstwo?
o to raczej czeba sie ich zapytac bo watpie zeby tu jakies homosie byly osobiscie uwazam ze to zwizek oparty na przyjemnosci dlatego ich kosciol potepia
Albo lepiej...ostatnio mam wrażenie,że ludzie są tacy słabi psychicznie.Ile słyszy się o samobójstwach nastolatków.Boniu...przecież to jest tragiczne.Czasami z błahych powodów.Co ludzie zapomnieli jak się rozmawia?Też mnie "życie" w dupę kopało i jakoś dałam sobie radę,ale,żeby od razu targać się na swoje życie?Nie rozumem tego.
to sa zaburzenia psychiczne glownie wystepuja u rospieszczonych lub bogatych delikwentow o dziwo ci biedni lub w trudnej sytuacji baaardzo zadko popelniaja samobojstwo
Jest takie powiedzenie " Jeśli nie masz po co żyć dla siebie, żyj na złość innym"
"zyj i pozwol zyc innym", "zyje bo mnie nie stac na trumne"
-
Heh wiem,że to już było.Ale jak się ma za dużo wolnego czasu i potem nie można zasnąć w nocy(spałam zaledwie koło 4 godzin),to się ma dziwne myśli >.>.Zadałam to pytanie nawet na innym forum i jakoś jeszcze nie doczekałam się konkretnej odpowiedzi,więc napiszę o tym tutaj.Wybaczcie,ale nie chce mi się zmieniać formy w jakiej jest to napisane,bo było to skierowane do konkretnych osób.
Rozumiem, że pytanie było skierowane do osoby/osób homoseksualnych? Po jakich forach ty się szwędasz dziewczyno hehe...
Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie takie pytanie,chodzi i nie daje spokoju.Wczoraj miałam okazję dużo pomyśleć na ten temat.
Właściwie dlaczego tak się dzieje,że powstają związki gejowskie i lesbijskie.Chciała bym to zrozumieć.Co taka osoba czuję?Czy takie osoby mogą się kochać?Nie mam tu na myśli spraw łóżkowych,ale bardziej chodzi o psychiczną miłość.O taką,na której można się oprzeć.Bo co to za miłość,która opiera się na seksie?"Jestem z tą osobą bo mi robi dobrze",to żadna miłość.Albo "bo nie będzie z tego konsekwencji".No właśnie,dlaczego jest się w takim związku?Odnoszę wrażenie,że takie pary są samolubne i egoistyczne,niech mnie ktoś poprawi jeśli myślę źle.Ale z takiego związku nie będzie przecież nigdy owocu miłości,nie będzie dziecka.Oczywiście można zmienić płeć itp.Można adoptować dziecko,ale to nie będzie dziecko z was.Nikogo nie chcę potępiać,nie mam nikomu za złe,że jest gejem czy lesbijką.Taka natura,a to ciężko zmienić,po prostu chcę zrozumieć takie osoby.Zastanawiam się czy tak łatwo jest wam powiedzieć "kocham cię",czy nie mieliście nigdy wątpliwości?Nie zadrżało wam serce?Nie było motywu,że słowa utknęły wam gdzieś w gardle?Że się zawahaliście?Nie przyszło wam nigdy na myśl,że chciałbym/chciałabym zostawić coś po sobie,jakieś potomstwo?
Nie wiem, czy jesteś autorką tego pytania, ale według mnie jest ono bardzo hmmm... pisane z punktu widzenia zatwardziałego heteryka. Nie jestem gejem, ale myślę, że jestem w stanie zrozumieć relacje homoseksualne i nie rozumiem dlaczego przyjmujesz, że koniecznie muszą być zbudowane na innych relacjach niż w analogicznej parze heteroseksualnej. Jeden człowiek opiera się na drugim, dzieli z nim szczęście i troski, jest przy nim nieskrępowany i otwarty, i chcę z nim spędzić resztę życia. Tak to przynajmniej powinno wyglądać i to bez względu na orientacje danej pary. Z całą pewnością, "związki" homoseksualne często nie są oparte na miłości i stąd może to twoje pytanie. Miłość u homoseksualistów jest mniej zauważalna, z prostego powodu - jest ich zwyczajnie mniej, zazwyczaj poznają się w specjalnych pubach, lokalach, czatach, które dla nich są skonstruowane, a wiadomo jakie się ma szanse na prawdziwą miłość, jeżeli szuka się dziewczyny w pubie albo tym bardziej na chatcie.
Jeżeli chodzi o seks, to często jest zupełnie odwrotnie. Słyszałem kilkukrotnie, że geje lubią uprawiać seks z kobietami, ponieważ mają z takiego dużo więcej takiej czysto fizycznej przyjemności, niż z seksu z mężczyzną. To wynika z fizjonomii człowieka i tego się nie zmieni. Z tego też powodu gejom i lesbijkom trudniej jest budować prawdziwe związki, ponieważ jak się jest dorosłym, to bez seksu o taki trudno.
Dziecko nie ma absolutnie nic wspólnego z miłością. Ja przynajmniej, jako facet, nic o tym nie wiem. Nie wiem jako to może wyglądać z punktu widzenia kobiety. Czy naprawdę mogą pokochać tylko kogoś, z kim chciałyby mieć hipotetyczne dziecko? Przecież jest tyle par, miliony podobno, w których jedna lub obie osoby są bezpłodne. A jakoś sobie radzą. A para lesbijska, z punktu widzenia możliwości posiadania dziecka, nie różni się zupełnie od bezpłodnej pary hetero. A jak już się może różnić, to tylko na plus dla lesbijek - co dwie macice, to nie jedna heh.
Podsumowując, chociaż ciągle przyjmuję pewne rzeczy i, pomimo krążących o mojej osobie plotek, homoseksualistów znam tylko z massmediów (mam na roku jednego bi co prawda), to co napisałem wygląda mi na logiczne. Skoro ktoś gej chce zbudować z gejem jakiś związek, to nie możemy wykluczyć, że jest tam miłość. Jestem dosyć przekonany, że pomimo wszelkich trudów, jakie niesie ze sobą związek homoseksualny, miłość zdarza się tam z podobną częstotliwością, co u par heteroseksualnych. Biorąc pod uwagę dzisiejszą kulturę masową, chciałoby się dodać, że ta miłość trafia się "podobnie rzadko", co u heteryków.
Albo lepiej...ostatnio mam wrażenie,że ludzie są tacy słabi psychicznie.Ile słyszy się o samobójstwach nastolatków.Boniu...przecież to jest tragiczne.Czasami z błahych powodów.Co ludzie zapomnieli jak się rozmawia?Też mnie "życie" w dupę kopało i jakoś dałam sobie radę,ale,żeby od razu targać się na swoje życie?Nie rozumem tego.Od czego są rodzice,psychologowie skoro nie mogą w żaden sposób pomóc...ta cała znieczulica mnie wkurwia,a jak sie wychylisz to jeszcze oberwiesz...i jak żyć w takim społeczeństwie.Bo teraz jest taki styl...styl na "znęcanie się" nad innymi...masakra.
Dałaś mi do myślenia. Chyba idę się zastrzelić.
Ludzie zawsze byli słabi, zawsze byli ciemni, zawsze byli wobec siebie okrutni i fałszywi, zawsze byli egoistyczni. I nie wydaję mi się, żeby to się szybko zmieniło. Samobójstwa to też w końcu nic nowego, kiedyś było ich według mnie więcej, chociaż popełniane były z trochę innych powodów i w innych okolicznościach. No ale nie zmienisz tego - słabi umierają, silni żyją dalej. Dobór naturalny w działaniu.
osobiscie uwazam ze to zwizek oparty na przyjemnosci dlatego ich kosciol potepia
Odwrotnie Marv. To Kościół uważa, że związki homoseksualne są oparte wyłącznie na przyjemności (vide seksie, z którego nie ma dzieci) i dlatego ich potępia. Co jest dosyć śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że znacznie więcej takich par opartych wyłącznie na przyjemności znajdzie się wśród hetero.
-
Rozumiem, że pytanie było skierowane do osoby/osób homoseksualnych? Po jakich forach ty się szwędasz dziewczyno hehe...
Kto mi uwierzy,że na Gaiaonline piszę o takich rzeczach?Chyba nikt haha.
Mnie chodzi mówiąc po ludzku o to czemu facetowi podoba się facet,a kobiecie kobieta,nie mogę sobie po prostu tego wyobrazić XDD....heh teraz widać co dzieje się z człowiekiem,gdy ma zbyt dużo czasu wolnego.
Dziecko nie ma absolutnie nic wspólnego z miłością. Ja przynajmniej, jako facet, nic o tym nie wiem. Nie wiem jako to może wyglądać z punktu widzenia kobiety.
No prawda nic nie ma...
Heh Tant dałeś mi odpowiedź na jaką czekałam...na tamtym forum się jeszcze nie doczekałam konkretów >.>.
Dałaś mi do myślenia.
Doprawdy?
Chyba idę się zastrzelić.
lolz XD
-
To Kościół uważa, że związki homoseksualne są oparte wyłącznie na przyjemności (vide seksie, z którego nie ma dzieci) i dlatego ich potępia. Co jest dosyć śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że znacznie więcej takich par opartych wyłącznie na przyjemności znajdzie się wśród hetero.
Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Pary homoseksulne = brak własnych dzieci = brak wpływów ze chrztów, komunii św, bierzmowań, katechez. Poza tym Kościół nie wpływu i nie potrafi kontrolować takich par i to chyba najbardziej boli hierarchów kościelnych. Zresztą w kręgach religijnych związek homoseksualny jest pójściem na łatwiznę, bo wymaga stosunkowo mniej wyrzeczeń niż związek hetero przez co nie zawiera w sobie Bożej Miłości czy jakoś tak...
-
Mnie chodzi mówiąc po ludzku o to czemu facetowi podoba się facet,a kobiecie kobieta,nie mogę sobie po prostu tego wyobrazić XDD
Bóg w swojej niezmierzonej mądrości na pewno ma ku temu jakiś cel hehe. Albo ma poczucie humoru. Jedno drugiego nie wyklucza. W każdym razie, tak już jest heh...
Heh Tant dałeś mi odpowiedź na jaką czekałam...na tamtym forum się jeszcze nie doczekałam konkretów >.>.
You're welcome. Jak jeszcze masz jakieś dylematy moralno-światopoglądowe to pytaj - zawsze daje mi to jakiś powód, żeby na kilka minut oderwać się od tej mojej inżynierskiej gehenny, tych moich męk Tantala, jakim jest ten cholerny papier, który mam pisać.
Doprawdy?
Nie. Ale odruchowo tak piszę, jak ktoś rzuca takie suchary, jak "życie jest złe" (bez urazy hehe).
aysnel:
Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Pary homoseksulne = brak własnych dzieci = brak wpływów ze chrztów, komunii św, bierzmowań, katechez.
Nie jestem z tym na bieżąco, ale czy z sakramentami kościelnymi są związane jakieś przychody? Znaczy, jakieś opłaty od samych rodzin, chyba nie wchodzą w rachubę. Jak przynajmniej nigdy o czymś takim nie słyszałem. Jeżeli chodzi o dawanie na tacę, katechezy, tego typu zyski, to nie mówimy tu o takich zyskach, dla których Kościół jako instytucja byłby w stanie kierować swój gniew gdziekolwiek. Tu nie chodzi o pieniądze, na pewno nie bezpośrednio. Tu chodzi o pewne fundamenty moralne, na których Kościół się opiera, a jednym z takich fundamentów jest ich podejście do rodziny, jako podstawowej jednostki społecznej. Homoseksualiści, jako że nie mają technicznej sposobności, aby po bożemu rodzić dzieci, nie są uznawani za rodzinę, a więc są związkiem niemoralnym. Sodoma i Gomora, krótko mówiąc.
Poza tym Kościół nie wpływu i nie potrafi kontrolować takich par i to chyba najbardziej boli hierarchów kościelnych.
Co rozumiesz przez "kontrolowanie par"?
Zresztą w kręgach religijnych związek homoseksualny jest pójściem na łatwiznę, bo wymaga stosunkowo mniej wyrzeczeń niż związek hetero przez co nie zawiera w sobie Bożej Miłości czy jakoś tak...
To tak jakbyś napisał, że w kręgach religijnych bycie mężczyzną jest pójściem na łatwiznę, bo można wtedy prowadzić mszę. Orientacja seksualna nie jest czymś, co się od tak sobie wybiera, nie jest zatem jakimkolwiek "pójściem", czy to na łatwiznę, czy na trudn... niznę.... ... ... w każdym razie, Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu kocha również gejów, więc niby Boża miłość jest. Ale Bóg jest też niestety homofobem i gejom pozwala żyć, póki nie robią tego, do czego są stworzeniu. Przewrotny z tego Boga sukinsyn...
-
Nie jestem najlepszy w pisaniu długich postów..
Księża nie lubią gejów, bo to ponoć niezgodne z Biblią, a Bóg nienawidzi ich. Ponoć nic takiego nie ma w pierwszych wersjach Biblii a jak czas nam pokazał, Biblia jest starożytnym Word Pad'em dla księży, bo mogą ją sobie edytować jak tylko chcą.
Jak już Tant pisał, jest też w tym kwestia moralna. Związki homo SĄ czymś nienaturalnym, ale to tylko kwestia czasu, bo (niestety ?) coraz więcej krajów zezwala na nie.
Piszę "ponoć", bo :
a) nie chciało mi się tego sprawdzać
b) nie chciało mi się tego sprawdzać
c) wisi mi to
w każdym razie, Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu kocha również gejów, więc niby Boża miłość jest. Ale Bóg jest też niestety homofobem i gejom pozwala żyć, póki nie robią tego, do czego są stworzeniu. Przewrotny z tego Boga sukinsyn...
Czyli kolejny chory paradoks, na który każdy zatwardziały katolik odpowie, że "niezbadane są wyroki Boskie". Bullshit. Wg. Biblii Bóg jest większym sukinsynem i sadystą niż sam Szatan. To Bóg się bawił wiarą...tego...kolesia...co mu żonę zabił i dał trąd. To Bóg zalał cały świat niszcząc miliardy istnień. To Bóg ma spowodować Apokalipsę. Szatan bodajże jakieś 2 osoby zabił w całej Biblii i raz kusił Jezusa.
Mnie chodzi mówiąc po ludzku o to czemu facetowi podoba się facet,a kobiecie kobieta,nie mogę sobie po prostu tego wyobrazić XDD
Ja znam 2 wersje -
1. Jest to wada genetyczna, że niby takim facetom brakuje jakiegoś tam chromosomu (to co w takim razie z biseksualistami ?)
2. Jest to choroba psychiczna.
Która jest prawdziwa ? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Ważne, żeby do mnie się żaden facet nie przypieprzał.
Nie wiem w sumie po co to piszę, skoro i tak mnie każdy oleje.
-
Wg. Biblii Bóg jest większym sukinsynem i sadystą niż sam Szatan. To Bóg się bawił wiarą...tego...kolesia...co mu żonę zabił i dał trąd. To Bóg zalał cały świat niszcząc miliardy istnień. To Bóg ma spowodować Apokalipsę. Szatan bodajże jakieś 2 osoby zabił w całej Biblii i raz kusił Jezusa.
Warto by pewnie zwrócić w tym momencie uwagę na ciekawy fakt, że taka postać jak Szatan w ogóle nie występuje w Starym Testamencie (był co prawda Wąż i kilka innych dziwactw, ale nigdzie nie jest napisane, że to był Szatan jako taki). Choć w zasadzie, nie był potrzebny. W Księdze Sędziów i Księdze Powtórzonego Prawa jest wystarczająco niefajnych rzeczy. Co do zbrodni Szatana, to przypominam sobie jedynie kuszenie Chrystusa na pustyni, nic nie wiem o jakichś morderstwach (oprócz tego, że Szatan osobowy zabił Ojca Pio, jak to mi napisał kiedyś Krzyś z wiadomego forum. No ale to nie było w Biblii).
Ten typ co mu Bóg zabił rodzinę to Hiob. Chociaż słyszałem wersję, że zabił mu rodzinę nie Bóg, a właśnie Szatan, chociaż pod przyzwoleniem Boga, który najwyraźniej w ten sposób chciał sprawdzić potęgę jego wiary. No i mu potem to wynagrodził nową żoną i nowymi dziećmi. Kochany Bóg, zawsze troszczy się o swoje dzieci.
Ja znam 2 wersje -
1. Jest to wada genetyczna, że niby takim facetom brakuje jakiegoś tam chromosomu (to co w takim razie z biseksualistami ?)
2. Jest to choroba psychiczna.
Która jest prawdziwa ? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Ważne, żeby do mnie się żaden facet nie przypieprzał.
Nie słyszałem nigdy o tym, żeby homoseksualność miała coś wspólnego z chromosomami, ale tak, z grubsza jest to prawda. Albo jest uwarunkowanego genetycznie (w bardzo niejasny sposób, ale występowanie podobnych rzeczy w świecie zwierząt zdaje się to potwierdzać) oraz poprzez czynniki psychospołeczne. Ta druga wersja jest według mnie bardziej popularna.
Biseksualiści to inna bajka, u każdego można zdefiniować płeć dominującą i płeć recesywną, i w większości wypadków orientacja seksualna jest u nich zgodna z tym pierwszym.
-
Wracając do Szatana przez Kościół bądź niesłusznie bądź niezgodnie z dogmatami zwie Lucyferem. Przecież Lucyfer to inaczej "niosący światło" czyli przekazujący wiedzę (a co za tym idzie dobro). Zresztą "wiara" w Lucyfera wywodzi się jeszcze z manicheizmu (religia łącząca nauki chrześcijańskie z zoroastryzmem i innymi). Już w tamtej epoce posiadał takie łacińskie tytuły jak Lux Mundi (światłość świata) czy Sol Invictus (Niezwyciężone Słońce). Ogólnie był to byt o jak najbardziej pozytywnym charakterze, któremu na sercu leżał rozwój wiedzy. Niestety Kościół zrobił z niego demona najgorszego z możliwych...
-
Mitologii chrześcijańskiej nie znam za dobrze, ale mogę tylko dodać, że wiedza bynajmniej nie jest czymś dobrym. Przynajmniej z punktu widzenia kościoła. Słyszeliście o "błogosławionej niewiedzy" (z angielska, "ignorance is bliss")? Jest wiele tego typu hasełek w naszym klerykalnym kraju, choć w tej chwili nie pamiętam żadnego konkretnego. Wiedza od zawsze była dla Kościoła czymś koszmarnie złym, chyba nie muszę mnożyć przykładów.
-
A ja słyszałem ostatnio powiedzenie, iż "ignorance is a deadly sin". Prawdą jest, że pewna wiedza może być niebezpieczna dla niepowołanych osób, jednakże nie należy nikomu bronić poszerzania swoich horyzontów myślowych nawet jeśli miałoby to mieć destrukcyjny wpływ na danego człowieka. Dzięki temu iż przez wieki wiedza była dostępna tylko dal elity i wybranych jesteśmy opóźnieni o prawie 5000 lat w rozwoju. Kupa czasu. Wcale średniowiecze nie było w tym przypadku najgorsze, bo wtedy wiedza i technika poszły nawet stosunkowo szybko do przodu. Najgorszym okresem było istnienie Imperium Rzymskiego. Ponad 1000 lat celowego hamowania postępu.
-
A ja słyszałem ostatnio powiedzenie, iż "ignorance is a deadly sin". Prawdą jest, że pewna wiedza może być niebezpieczna dla niepowołanych osób, jednakże nie należy nikomu bronić poszerzania swoich horyzontów myślowych nawet jeśli miałoby to mieć destrukcyjny wpływ na danego człowieka. Dzięki temu iż przez wieki wiedza była dostępna tylko dal elity i wybranych jesteśmy opóźnieni o prawie 5000 lat w rozwoju. Kupa czasu. Wcale średniowiecze nie było w tym przypadku najgorsze, bo wtedy wiedza i technika poszły nawet stosunkowo szybko do przodu. Najgorszym okresem było istnienie Imperium Rzymskiego. Ponad 1000 lat celowego hamowania postępu.
To, że wiedza jest dostępna tylko dla elit jeszcze nie implikuje, że to hamuje postęp. Postęp, w szczególności technologiczny, jest zawsze zasługą jednostek - zamiast edukować masy, można ten wysiłek wkładać w naprawdę mocne edukowanie nielicznych i mieć dzięki temu większy postęp technologiczny. No ale popularyzacja wiedzy, czy też kultury naukowej, to też jakiś pomysł na rozwój heh. No ale to gadanie o niczym, nie wiem, czy jest sens kontynuować ten wątek hehe..
-
Wracając do poglądów osobistych i światopoglądów całych społeczeństw. Ostatnio mamy manie obrażania się na wszystko. Nie można nigdzie opublikować swoich poglądów czy podzielić się swoimi przemyśleniami, bo zawsze znajdzie się ktoś urażony i obdarzony misją niszczenia tego czego nie rozumie. Naszkicuje sobie np rysunek z lekko roznegliżowaną panią mającą być alegorią dajmy stanu naszego państwa to zaraz znajdzie się tłum niezadowolonych ludzi widzący w tym jedynie pornografię. Jak tak dalej pójdzie to w Polsce nastaną rządy tępego motłochu...
-
Z tego co wiem jednak, homoseksualizm w znacznym stopniu uwarunkowany jest genetycznie (nie, że jest jakiś "gen homoseksualizmu", ale że człowiek ma do tej orientacji skłonność od urodzenia). Mówi się często o "kobietach uwięzionych w ciałach mężczyzn" i odwrotnie, że niby płeć mózgu może być czasem inna niż płeć faktyczna. Znanych jest również mnóstwo przykładów homoseksualizmu u zwierząt, w niektórych gatunkach ułamek homoseksualnych jednostek osiąga nawet 5%. A zatem może jest on mniej "nienaturalny" niż nam się wydaje?
Wydaje mi się, że poczucie przynależności do jednej z płci to co innego niż orientacja seksualna.
Jestem hetero
Tant jesteś po prostu lesbijką uwięzioną w ciele faceta, wygląda na to samo ale tylko z zewnątrz, rozgryzłem cię hehe. Jednak nie ujawniasz tego bo boisz się braku akceptacji, ale nie martw się, mi możesz to przyznać jak przyjacielowi na privie, nikomu nie powiem hehe.
-
Czytałem ostatnio recenzje o grze którą właśnie przechodzę czyli Ar Tonelico 2. Wśród nich wiele było pozytywnych bądź przynajmniej ciepło odnoszących się do tego tytułu jednakże znalazłem jedną mieszającą go całkowicie z błotem. Była tam taka wypowiedź, iż jest to gra dla "nastolatków z kompleksami, którzy nie mają co zrobić z rękoma". I to wszystko dlatego że występuję tam spora liczba lekko roznegliżowanych kobiet i dziewczyn. Nie zwrócono tam uwagi na ciekawą historię czy znakomitą oprawę graficzną-dźwiękową (jak na PS2) tylko biadolono nad tym, że produkcja ta żeruje na popędzie płciowym graczy, ukazuje przedmiotowe traktowanie kobiet itp. Autorka tekstu wyraża przez to oburzenie z powodu przyznania tylko kategorii "E" przez co AT2 jest dostępne dla osób pon. 18 lat. Naszło mnie więc przy tej okazji kilka pytań...
-Czy umieszczanie w grach, filmach, książkach, treści lekko erotycznych bądź dwuznacznie wskazujących na nie nawet nawet jeśli są w formie żartów na nie to propagowanie pornografii a może tylko forma artystyczna/liryczna podkreślająca wyjątkowość i piękno kreowanego świata?
-Czy interesowanie się tekstami, obrazami, materiałami erotycznymi to oznaka niedorozwoju umysłowego i płciowego a może wręcz odwrotnie?
-Gdzie przebiega granica między erotyką a pornografią i kto oraz czy w ogóle ma taką prawo wyznaczyć?
-Czy walka z erotyką w grach/filmach naprawdę warta jest całej tej energii w nią włożoną?
-Czy pokazanie w grze animowanej/rysowanej kobiety w bieliźnie winno z niej czynić materiał zakazany dla pewnej grupy wiekowej? Jeśli tak to czy są jakiekolwiek dowody na rzekomy negatywny wpływ takich materiałów?
-Czy sztucznie tworzone kategorie wiekowe naprawdę odzwierciedlają stopień rozwoju psychicznego w danym okresie życia? Czy jak ktoś ma np 18 lat to naprawdę czyni go lepiej przystosowanego do odbioru pewnych treści niż 14-latka?
-Czy ogólnie jeden widoczny jednakże mało ważny element jakim jest rzekoma erotyka w AT2 powinien mieć aż tak duży wpływ na całościowy odbiór tego produktu? Czy grę/film/należy traktować jako erotyczną/pornograficzną tylko dlatego, że pojawia się tam jeden czy dwa pewne momenty...?
-Czy żarty na tle seksualnym w grze/filmie skierowanym dla osób pon. 18 roku nie powinny mieć miejsca? Nawet jeśli to są tylko insynuacje?
I wiele innych, ale na razie chyba wystarczy... W każdym razie czy naprawdę jeśli ktoś sięga po po grę/film gdzie erotyka jest tylko pewnym dodatkiem a nie jej osią przewodnią robi to tylko po to by za przeproszeniem pomarszczyć sobie freda? Cóż na to i poprzednie pytania każdy odpowie sobie sam. mimo to przemyślenia mile widziane.
Jeśli jednak odbyła się już dyskusja na wspomniany przeze mnie temat i nikt nie ma ochoty do niego wracać to zezwalam na skasowanie tego posta.
-
-Czy umieszczanie w grach, filmach, książkach, treści lekko erotycznych bądź dwuznacznie wskazujących na nie nawet nawet jeśli są w formie żartów na nie to propagowanie pornografii a może tylko forma artystyczna/liryczna podkreślająca wyjątkowość i piękno kreowanego świata?
Jeśli ma to być jedynie wątkiem rozwoju postaci, bądź właśnie żartem to nie jest to IMO pornografia. Oczywiście zależy to tez od tego w jakim stopniu jest to ukazane.
-Czy interesowanie się tekstami, obrazami, materiałami erotycznymi to oznaka niedorozwoju umysłowego i płciowego a może wręcz odwrotnie?
Jeśli masz na tym punkcie obsesję i używasz ich do czegoś więcej niż fapfapfap to masz spory problem.
-Czy walka z erotyką w grach/filmach naprawdę warta jest całej tej energii w nią włożoną?
Nie.
-Czy pokazanie w grze animowanej/rysowanej kobiety w bieliźnie winno z niej czynić materiał zakazany dla pewnej grupy wiekowej? Jeśli tak to czy są jakiekolwiek dowody na rzekomy negatywny wpływ takich materiałów?
Ty byś dał takiej grze +11 ? Ja na pewno nie.
-Czy sztucznie tworzone kategorie wiekowe naprawdę odzwierciedlają stopień rozwoju psychicznego w danym okresie życia? Czy jak ktoś ma np 18 lat to naprawdę czyni go lepiej przystosowanego do odbioru pewnych treści niż 14-latka?
Nie, w Silent Hill'a grałem mając ok.13 lat i nie biegałem później z metalową rurką po osiedlu.
-Czy żarty na tle seksualnym w grze/filmie skierowanym dla osób pon. 18 roku nie powinny mieć miejsca? Nawet jeśli to są tylko insynuacje?
Animaniacs miało pełno takich subtelnych żartów. Dzieciaki ich nie rozumiały nawet.
-
-Czy umieszczanie w grach, filmach, książkach, treści lekko erotycznych bądź dwuznacznie wskazujących na nie nawet nawet jeśli są w formie żartów na nie to propagowanie pornografii a może tylko forma artystyczna/liryczna podkreślająca wyjątkowość i piękno kreowanego świata?
Według mnie golizna, czy też erotyka - nieodzowna część naszego życia, dlaczego mamy się z nią kryć? Lecz fakt, faktem, co za dużo, to nie zdrowo. Dobrze ujęta erotyka nie jest zła.
-Czy interesowanie się tekstami, obrazami, materiałami erotycznymi to oznaka niedorozwoju umysłowego i płciowego a może wręcz odwrotnie?
To wszystko zalezy od zakresu w jakim się "interesujemy". Nie bedzie nieprawdą jak powiem ze poniekąd kazdy z nas sie tym interesuje albo ma niedobor testosteronu lub progesteronu.
-Czy walka z erotyką w grach/filmach naprawdę warta jest całej tej energii w nią włożoną?
Jak najbardziej nie ma sensu, jak mowilem - to tez jest część naszego jestestwa.
-Czy pokazanie w grze animowanej/rysowanej kobiety w bieliźnie winno z niej czynić materiał zakazany dla pewnej grupy wiekowej? Jeśli tak to czy są jakiekolwiek dowody na rzekomy negatywny wpływ takich materiałów?
Tu akurat srednio widze dawanie dzieciom czegos takiego, ale z biegiem czasu - gra dla zakresu od 14-16 lat w zwyż.
-Czy sztucznie tworzone kategorie wiekowe naprawdę odzwierciedlają stopień rozwoju psychicznego w danym okresie życia? Czy jak ktoś ma np 18 lat to naprawdę czyni go lepiej przystosowanego do odbioru pewnych treści niż 14-latka?
Jak najbardziej nie, sam grałem kiedy mialem mniej lat w gry +18 i nie wydaje mi sie abym był psychicznie nadpobuldliwy or smth like that. Tu akurat ma odzwierciedlac poziom gracza dla ktorego to jest kierowane, a nie jego wiek.
-Czy ogólnie jeden widoczny jednakże mało ważny element jakim jest rzekoma erotyka w AT2 powinien mieć aż tak duży wpływ na całościowy odbiór tego produktu? Czy grę/film/należy traktować jako erotyczną/pornograficzną tylko dlatego, że pojawia się tam jeden czy dwa pewne momenty...?
Głupota by nadawac jej miano erotycznej ze wzgledu na kilka momentów, MGS3 tez był pełen "pokazywania" niedozwolonych miejsc, a mimo tego została uznana za wspaniałą gre akcji, a nie jakistam erotyk.
-
Bump ;p
-Czy umieszczanie w grach, filmach, książkach, treści lekko erotycznych bądź dwuznacznie wskazujących na nie nawet nawet jeśli są w formie żartów na nie to propagowanie pornografii a może tylko forma artystyczna/liryczna podkreślająca wyjątkowość i piękno kreowanego świata?
To wszystko zależy jak autor przekaże takie treści. Można po prostu wystawić parę zadów i pokazać akcję niczym w pornolach klasy c, można atakować subtelnymi, wyrafinowanymi smaczkami, bawić się przekazem i cielesnością (wszak nie od dziś wiadomo że umiejętnie pokazane ciało pociaga sporą część mężczyn bardziej niż kawa na ławie). W drugim przypadku jest to raczej forma artystyczna i niekoniecznie musi mieć zły wpływ nawet na niedojrzałego widza/czytelnika.
-Czy interesowanie się tekstami, obrazami, materiałami erotycznymi to oznaka niedorozwoju umysłowego i płciowego a może wręcz odwrotnie?
W młodym wieku to normalna rzecz, później właściwie też, gorzej jeśli dojrzały facet/kobieta przez długi czas ma do czynienia tylko z takimi materiałami. Jeżeli w pewnym sensie zastepują partnera i prowadzą do uzależnienia od wiadomej czynności, wtedy można mówić o patologii, choć niedorozwój umysłowy to nie jest. Damn, przeczytałem to i gadam jak psycholog.
-Gdzie przebiega granica między erotyką a pornografią i kto oraz czy w ogóle ma taką prawo wyznaczyć?
Erotyka ma pobudzać zmysły, jest delikatną formą przedstawiania seksualności, często nawiązującą też do miłości i partnerstwa, pornografia zaś prowadzić ma przede wszystkim do pobudzenia seksualnego. Problemem jest właśnie granica, bo jest cholernie cieńka i to co dla jednego jest erotyką, dla drugiego może być już pornografią, tym bardziej że każdy z nas nieco inaczej podchodzi do seksualności, ma inne fetysze etc. Powinny się tym zajmować specjalnie do tego powołane organizacje, najlepiej składające się z przedstawicieli różnych interesów, które mogłyby w miarę obiektywnie ocenić ten poziom.
-Czy walka z erotyką w grach/filmach naprawdę warta jest całej tej energii w nią włożoną?
Absolutnie nie a zresztą to walka z wiatrakami.
-Czy pokazanie w grze animowanej/rysowanej kobiety w bieliźnie winno z niej czynić materiał zakazany dla pewnej grupy wiekowej? Jeśli tak to czy są jakiekolwiek dowody na rzekomy negatywny wpływ takich materiałów?
Myślę że powinno być to jakoś regulowane, ale nie za wysoko, (nie wiem, 10+? 8+?). Nie robiłbym z tego powodu wielkiego halo. Negatywny wpływ prędzej będzie miało rozwalanie kogoś z szotgana albo bohater klnący jak szewc.
-Czy sztucznie tworzone kategorie wiekowe naprawdę odzwierciedlają stopień rozwoju psychicznego w danym okresie życia? Czy jak ktoś ma np 18 lat to naprawdę czyni go lepiej przystosowanego do odbioru pewnych treści niż 14-latka?
Niejeden 18 latek może gorzej odebrac pewne treści niż jakiś 16 latek, człowiek człowiekowi nierówny (w kwestii rozwoju psychicznego i emocjonalnego). Jednak ogólnie nie ma co zaprzeczać, że w większości przypadków wiek ma duże znaczenie.
-Czy ogólnie jeden widoczny jednakże mało ważny element jakim jest rzekoma erotyka w AT2 powinien mieć aż tak duży wpływ na całościowy odbiór tego produktu? Czy grę/film/należy traktować jako erotyczną/pornograficzną tylko dlatego, że pojawia się tam jeden czy dwa pewne momenty...?
Zdecydowanie nie, takie drobne pierdoły praktycznie nie powinny być brane pod uwagę, chyba że są szczególnie drastyczne, wtedy to ma jakiś sens. Ale kiedy np. dowiedziałem się że w Gun, grze rozgrywającej się w dzikim zachodzie, gdzie ZABIJASZ LUDZI (amajgaad!) została w pewnej konwersji pozbawiona jednej sceny z nagą kobietą w wannie, nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. Srram na taką cenzurę!
-
Zgodnie z prośbą przenoszę temat z Shoutboxa na kółko :D
Nie wiem czy to wypali ale mniejsza
Co do hipotezy pisałem, że jest to wypowiedź definicja którą ułożyliśmy według siebie ( własnymi słowami ) no więc mówiąc własnymi słowami miałem na myśli też i pisząc
czyli hipoteza to taka teoria według nas no i nie powinno się jej mylić z teorią naukową która została uznana za teorię jakiegoś zjawiska czy tam Bóg wie czego
-
Tak bez wchodzenia na Wikipedię:
Hipoteza - przypuszczenie, które wyjaśnia jakieś zjawisko. Hipotez dotyczących tego samego zjawiska może być wiele i mogą być one obalane w miarę znajdowania nowych danych, które są z daną hipotezą sprzeczne.
Teoria naukowa - zbiór praw i pojęć opisujących jakieś zjawisko. Jak hipoteza się potwierdzi, to staje się teorią.
Ja się w tej bezcelowej "dyskusji" na shoutboxie udzielałem, ponieważ takim popularnym powiedzeniem ludzi, którzy nie wierzą w ewolucję jest: "Nie wiadomo, czy ewolucja istnieje, czy nie, bo to w końcu tylko teoria". Myli się tu potoczne znaczenie słowa "teoria", które jest mniej-więcej równoznaczne z definicją hipotezy (np. "Mam kilka teorii na ten temat" albo "jeśli moja teoria się potwierdzi to cośtam"). A to godne napiętnowania.
Ewolucja jest zjawiskiem opisanym teorią naukową, dlatego nie można w nią nie wierzyć, bo ona jest zaobserwowanym zjawiskiem. Jest taką samą teorią, jak Teoria Grawitacji albo Teoria Względności. Bez ewolucji nie istniałaby cała gałąź nauki związana z genetyką, nie byłoby tak drastycznego postępu w medycynie. Wszelkie późniejsze odkrycia potwierdzają hipotezę Darwina. Tyle tylko chciałem do dyskusji dodać. A zaczęła się ona od tego, że Amalia podejrzewała fizyków teoretyków o budowanie hipotez na bazie pierwszych rzeczy, jakie im przyjdą do głowy. W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że tak nie działają fizycy (ani żadni ściśle wykształceni ludzie), tylko teolodzy.
BTW. Pusiek w KF... Świat się faktycznie zbliża ku końcowi.
-
[...] Amalia podejrzewała fizyków teoretyków o budowanie hipotez na bazie pierwszych rzeczy, jakie im przyjdą do głowy. W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że tak nie działają fizycy (ani żadni ściśle wykształceni ludzie), tylko teolodzy.
No wiesz, nie jest tak do końca, gdyż teolodzy opierają się o dogmaty, a pytanie czy są one słuszne czy też nie, to już inna sprawa.
-
Tantalus jesteś niesamowity całą dyskusje rozwiązałeś w jednym poście co do hipotezy amali na temat pracy fizyka nie zgadzam się z nią że wystarczy wymyślić sobie byle co i dostać za to kasę, chociaż podobna sytuacja miała już miejsce np: z tym neutrino narobili hałasu kolo dostał nobla czy Bóg wie co i okazało się, że racji nie miał racji a prędkość światła jak była najszybszą prędkością tak jest mimo to ma kasę z głupoty którą wymyślił. :D
-
Myślę że to "godne napiętnowania" podejście wynika po prostu z tego jak działa nauka. Ludziom może się wydawać, że całe to gadanie o teoriach jest mętne, że nie ma tu nic konkretnego, ale jest właśnie odwrotnie, nauka jest bardzo konkretna i z tego powodu nie twierdzi nigdy, że wie wszystko.
Bo nigdy wszystkiego nie wie. Nauka poszukuje, nie wie wszystkiego z góry. To ją właśnie odróżnia od religii. Teoria to nie prawda absolutna, nie jest żadnym monumentem, w każdej chwili może przestać obowiązywać i okazać się częściowo lub nawet całkowicie nieprawdziwą. Nawet jeśli jej założenia zgadzają się z obserwacją możliwe jest, że później odkryte zostaną nowe informacje, które całkowicie zmienią sposób w jaki dane zjawiska będziemy postrzegać.
Przykładowo Newton sformułował prawo powszechnego ciążenia. Ładna teoria grawitacji i co, nie zgadzało się z obserwacją? Pewnie, że się zgadzało! Do czasu...
Potem okazało się, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i chodzi o zagięcie czasoprzestrzeni.
Świat cały czas się zmienia, rozumiemy coraz więcej, ale też rodzi się dla nas jeszcze więcej nowych pytań, trudnych pytań i coraz bardziej skomplikowanych eksperymentów, kiedyś Galileusz spuszczał kule z wieży w Pizie, dziś buduje się ogromne, złożone maszyny takie jak LHC. Nauka daje jedynie fragment odpowiedzi, ale te fragmenty działają. To najlepsze co mamy, jeśli temu nie zaufać, jesteśmy w ciemnej dupie. Być może kiedyś będziemy w stanie te wszystkie fragmenty złożyć w całość. Wtedy będzie naprawdę ciekawie...
A skoro dana teoria obowiązuje i większość uznaje ją za słuszną, to znaczy że po prostu lepszej nie mamy, więc jest przynajmniej tą najbliższą prawdzie spośród wszystkich.
Lepiej być "w pobliżu" prawdy, niż odwracać się od niej całkowicie w stronę fantazji.
-
Masz na myśli to, że teoria z upływem czasu będzie się zmieniać i prawa w które dotychczas wierzymy np: prawa grawitacji itp... przestaną mieć znaczenie bo ludzkość ciągle się rozwija i odkrywa to coraz nowsze wynalazki dzięki którym dowiadujemy się iż teorie którymi się kierujemy są błędne.
chociaż mam nico wątpliwości co do tego, że ludzkość mądrzeje z upływem czasu wydaje mi się że, raczej głupieje coraz to więcej osób nie zdaje matury i idzie do tak zwanej łopaty w taki sposób to za kilkanaście lat no może przesada za kilkaset lat ludzie zamiast odkrywać i się uczyć będą robić pod siebie. :P
-
Masz na myśli to, że teoria z upływem czasu będzie się zmieniać i prawa w które dotychczas wierzymy np: prawa grawitacji itp... przestaną mieć znaczenie bo ludzkość ciągle się rozwija i odkrywa to coraz nowsze wynalazki dzięki którym dowiadujemy się iż teorie którymi się kierujemy są błędne.
Zazwyczaj są nie tyle błędne, co niedoskonałe, niepełne. Nowe teorie po prostu wyjaśniają dane zjawiska lepiej, bardziej szczegółowo, lepiej oddają naturę rzeczy z uwzględnieniem dodatkowych czynników.
To tak jakbyś kupił w sklepie sok pomarańczowy i powiedział, że są w nim pomarańcze. Miałeś rację, ale potem przyjdzie ktoś inny i ustali patrząc na skład, że są tam jeszcze inne rzeczy. Oboje mieliście rację, ale on opisał to lepiej.
chociaż mam nico wątpliwości co do tego, że ludzkość mądrzeje z upływem czasu wydaje mi się że, raczej głupieje coraz to więcej osób nie zdaje matury i idzie do tak zwanej łopaty w taki sposób to za kilkanaście lat no może przesada za kilkaset lat ludzie zamiast odkrywać i się uczyć będą robić pod siebie. :P
Ludzkość jako całość zdecydowanie mądrzeje.
A jednostce coraz trudniej wszystko ogarnąć, kiedyś jeden człowiek mógł być ekspertem w wielu dziedzinach, dziś to raczej bardzo trudne, dlatego coraz bardziej liczy się specjalizacja.
Dobrze napisałeś, że Ci się wydaje, bo tendencja jest raczej odwrotna. Ale niektórzy tego właśnie chcą albo potrzebują, szybko pójść do prostej roboty i zarabiać. Nie każdy ma taki komfort ani taki łeb, żeby zrobić sobie szkoły. Poza tym ktoś tą łopatą machać musi, to też nam potrzebne.
-
chociaż mam nico wątpliwości co do tego, że ludzkość mądrzeje z upływem czasu wydaje mi się że, raczej głupieje coraz to więcej osób nie zdaje matury i idzie do tak zwanej łopaty w taki sposób to za kilkanaście lat no może przesada za kilkaset lat ludzie zamiast odkrywać i się uczyć będą robić pod siebie. :P
Ludzkość jako całość zdecydowanie mądrzeje.
A jednostce coraz trudniej wszystko ogarnąć, kiedyś jeden człowiek mógł być ekspertem w wielu dziedzinach, dziś to raczej bardzo trudne, dlatego coraz bardziej liczy się specjalizacja.
Tak z przekąsem zacytuje może fragmencik "Kociej kołyski" Kurta Vonneguta (BTW, polecam ten tytuł):
I przypomniałem sobie rozdział czternasty Księgi Bokonona, przeczytany w całości poprzedniego wieczora. Rozdział czternasty jest zatytułowany: Jaką nadzieję może żywić myślący człowiek co do przyszłości ludzkości, jeśli weźmie pod uwagę doświadczenia ostatniego miliona lat?
Na przeczytanie rozdziału czternastego nie trzeba zbyt wiele czasu. Składa się on z jednego tylko słowa i kropki. Oto ono:
„Żadnej.”