Nie wiem czy będzie się komuś chciało to czytać,ale...hmmm Tant napisał bym umieściła coś podobnego w tym temacie.Kawałek niżej jest z mojego bloga i nie chce mi się go przerabiać dlatego zostawiam go w formie takiej jakiej został napisany.
"Pewnie doczekam się mnóstwa odpowiedzi jeśli tylko napomknę na ten temat.Narażę się na krytykę...i niewierność lub na to,że wyzwą mnie od satanistek lub co gorsza od jakiejś sekty,ale to tylko moje przemyślenia i moje zdanie.Z góry piszę,że nie kwestionuje Biblii,bo nie o to mi chodzi.
Tak chodzi o religie.Zostałam wychowana w wierze katolickiej,ale szczerze?Nie wierzę w Boga...dla mnie on nie istnieje.Moim zdaniem ludzie wymyślili sobie coś co wyglądem przypomina człowieka bo przecież "Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo",a mnie się wydaje,że to człowiek stworzył sobie Boga bo tak było mu wygodniej,by miał w "CO" wierzyć.Dlaczego napisałam "co" a nie "kogo"?Bo dla mnie Bóg nie jest osobą.Jest obrazem w naszych głowach,wyobrażeniem jasności,byśmy czuli się bezpieczniej,człowiek przecież boi się ciemności,jasność daje mu spokój,opanowanie.Pomyślcie sobie...co by było gdyby człowiek nie miał w co wierzyć,gdyby tak wymazać ten obraz,tą doskonałość...co stało by się z ludźmi?Najprawdopodobniej zapanował by chaos.A tak...modlimy się wierząc,że ktoś nas wysłucha,że może dzięki temu klepaniu w kółko tej samej modlitwy dostaniemy się do "nieba",że może gdy nie będziemy popełniać grzechów czeka nas nagroda.Może dzięki naszemu poświęceniu dostaniemy,życie wieczne,nasza dusza oczywiście będzie,żyć nowym życiem w niebie.
Dla mnie to bajki...przecież nikt tak na prawdę nie wie jak wygląda niebo,piekło czy czyściec,bo przecież możemy i tam trafić po śmierci.Niby ludzie którzy przeżyli śmierć kliniczną widzieli jasność...widzieli bramy nieba.Wytłumaczenie - to tylko bezpieczny wizerunek,bo tak nam wpojono.Piekło?A czy nie przeżywamy piekła tu na Ziemi?Czasami się zdarza...a czyściec..to też nasze życie obecne to co możemy jeszcze naprawić,zmienić,to na co mamy jeszcze wpływ.Teraz pewnie zastanawiasz się "to co dzieje się z duszą po śmierci?".Moja teza brzmi "wracamy".Reinkarnacja?Możliwe.Czy nie odczuwamy wrażenia,że coś się już zdarzyło?Tzw. deja vu?Może to wspomnienia z poprzedniego życia?Tylko,że gdy rodzimy się na nowo wszystkie tracimy,bo przecież ludzki mózg ma ograniczenia i jakiś zakres pamięci.Dostajemy "reset" i próbujemy jeszcze raz przeżyć jak najlepiej swoje życie.I tak w kółko.
Wiem to brzmi niedorzecznie,ale zaraz wytłumaczę dlaczego tak myślę.I pewnie ktoś powie,że naoglądałam się za dużo telewizji."TAK MEDIA KŁAMIĄ!!!"Tak wzięłam to z tv,nie pamiętam jaki to był program,ale kiedy to obejrzałam moje wątpliwości urosły jeszcze bardziej.Program był o tym,w jaki sposób "podobno" powstali ludzie i wszystko co żyje.Napisano,że człowiek powstał z gliny...trochę w tym prawdy może być.Otóż jeden naukowiec stwierdził,że zanim ziemia powstała była niebieską kulą,krótko mówiąc nie było na niej nic oprócz wody.Dopiero gdy spadły na nią meteoryty,pyły z kosmosu,dopiero zaistniało na niej życie.Stopniowo wszystko zaczęło się mieszać,powstały bakterie odpowiedzialne za każde życie.I tak również powstali ludzie.Na początku pomyślałam,że to totalny idiota,wygadywać takie rzeczy?Ale jakby się nad tym zastanowić...to jest to wiarygodne.Choć nie do końca...ja mam inną teorie.
Popatrzcie jaki kosmos jest ogromny,gdybyśmy mieli mieszkać w nim sami było by to marnowanie przestrzeni.Wyobraźmy sobie,że tam ktoś jednak jest,bardzo daleko od naszej galaktyki,a może nawet w innym wymiarze.Jakaś umierająca cywilizacja znalazła właśnie nasz układ słoneczny i spróbowała stworzyć takie same warunki jak na swojej planecie,odbudować to co w ich układzie umiera.Upatrzyła sobie Ziemię i zaryzykowała.Powstało życie,rośliny,zwierzęta,ludzie.Z czasem rozwinęliśmy się,nasz intelekt,sprawność itp.Oni przez cały ten czas nas obserwowali,licząc na łut szczęścia.Udało się dotarliśmy do czasów obecnych,ale...właśnie czy jesteśmy doskonali?Mówię o kosmitach - istotach obcych.Czy jesteśmy do nich podobni?A może właśnie oni nas stworzyli,tak jak my badamy prehistorię i chcemy odtworzyć dinozaury,tak może i oni to osiągnęli kilkanaście tysięcy lat przed nami.Tyle,że z gatunkiem ludzkim.Możliwe,że kiedyś istnieliśmy i planeta,na której istniała ludzkość została zniszczona,tak samo jak teraz my ją niszczymy.Możliwe,że te istoty pozaziemskie odtworzyły ludzi i teraz nas obserwują.Możliwe również,że kiedy stwierdzą,że niczego nowego ich nie nauczymy...po prostu nas zniszczą.A może jest tak jak pisałam na początku...stworzyli nas "ludzie".Dwoje obcych ostatni ze swojego gatunku,znalazło Ziemię.Ich planeta zginęła,zmieniając się w czarną dziurę.Dalszy ciąg już znacie...ale to tylko takie gdybanie.Każdy scenariusz może być prawdziwy...
Dlaczego właśnie teraz o tym piszę...moja wiara została zachwiana w wieku ośmiu lat,gdy zmarła moja mama.Modliłam się do Boga by nie umierała,by rak zginął,ale tak się nie stało....potem zaczęłam obwiniać Boga,że jej nie oszczędził.Tak,ludzie wymyślili Boga by mieć na kogo zrzucić to wszystko co nam w życiu nie wyszło...by kogoś obwiniać,poza sobą.Miałam dopiero osiem lat i tak bardzo jej potrzebowałam.Mój dziadek,babcia,kuzyn i chrzestny...wszyscy odeszli,ale nie dlatego,że to wina Boga tylko dlatego,że tak miało być,że oni sami zawinili albo przyszedł ich czas.To jak żyjemy ma wpływ na to jak szybko umrzemy...wszystko ma na to wpływ,to co robimy....teraz to wiem.I to my mamy wpływ jak długo będziemy żyć.Gdyby moja mama poszła wcześniej do lekarza szybciej wykryto by raka i można było by go usunąć.Gdyby tylko posłuchała taty.Dziadek palił,ale umarł bo przyszedł jego czas...babcia nie chciała iść do szpitala,nie chciała się leczyć.Kuzyn zdradzał,żonę i jechał za szybko samochodem,on zginął,a ta dziewczyna nie.Mój chrzestny źle się odżywiał i wykryto raka trzustki...zero ciepłych posiłków.I też zmarł,ale przed tym cierpiał sześć miesięcy.Nawet gdy będziemy się żarliwie modlić nikt nam nie pomorze,żadna boża siła..to my sami musimy nad sobą pomyśleć...zastanowić się co trzeba zrobić by nie doszło do najgorszego...a jeśli już tak się stanie możemy obwiniać tylko siebie.Ludzie sami wytyczają sobie co jest dobre,a co złe.Nie dlatego,że tak nakazują przykazania,tylko dlatego,że "czują" według swoich własnych zasad,co jest słuszne.Ja wierzę w siebie...bo tylko ja jestem panem własnego losu.I to jaką podejmę decyzję odbije się na tym co będzie w przyszłości.To ta decyzja,a nie Bóg będzie miała wpływ na moje życie."
(Heh komentarzy na blogu się nie doczekałam....najwidoczniej nikt nie miał nic do powiedzenia w tej sprawie)
"wierzę w siebie" - to brzmi jak satanizm hehehe
Tant to może brzmi jak satanizm,ale nim nie jest...XD