Autor Wątek: Wielka Wojna  (Przeczytany 23006 razy)

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #80 dnia: Marca 04, 2006, 11:05:36 am »
Nadal na wysokim poziomie moim zdaniem. Doskonale się to czyta.  

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #81 dnia: Marca 04, 2006, 08:51:25 pm »
Żeby niepotrzebnie nie powielać komentarzy innych, że się tak elokwentnie wyrażę, dajesz radę z tym opowiadaniem. Zauważyłem, że fajnie opisujesz sceny batalistyczne, więc z niecierpliwością czekam na wojnę.
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #82 dnia: Marca 05, 2006, 07:54:39 pm »
Oto nadszedł wiekopomny czas bitwy ludzi z wampirami... Któz wyjdzie z tego zwyciesko? Tego dowiecie sie po przeczytaniu fragmentu konczącego drugi rozdział Wielkiej Wojny. Zapraszam do lektury.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Z samego ranka nad całym miastem rozległo się bicie dzwonów. Wszyscy byli świadomi, że ostatni dzień ich domu właśnie się rozpoczął. Łucznicy, bez żadnego rozkazu zajęli swoje miejsca, zarówno za murami jak i na blankach, jazda siodłała konie,                           a piechota kręciła się bez sensu, szukając własnych plutonów. Wampiry nie wierzyły               w zwycięstwo. Wizja morza zbrojnych, zalewającego równinę przed miastem skutecznie skruszył nadzieję, pozostawiając w umysłach goły strach.
   Marcus i Anzelm, razem z wyższymi rangą oficerami stali na tarasie pałacu Wielkiego Marszałka i w milczeniu obliczali swoje szanse na zwycięstwo. Wynik nie wyglądał zachęcająco... Do ich uszu dotarły odgłosy ciężkich kroków, miarowo uderzających                   o kamienne płyty podłogi. Odwrócili się i ujrzeli Wilhelma Noir w złotej zbroi płytowej                z oburęcznym mieczem, opartym o jego ramie.
   -Pewnie dziwi was ten strój –rozpoczął niemal wesoło. –Ale postanowiłem przywitać zwycięstwo radością, natomiast śmierć z godnością –mówiąc to spojrzał wpierw na swoje miasto, po czym zwrócił wzrok w stronę lekko falującej, wrogiej równiny. –Śmiertelnicy chyba chcą nadać nowe znaczenie pojęciu przewagi liczebnej... A teraz poślijcie po magów! Cos czuję, że będą nam bardzo potrzebni... Nie mam nic więcej do dodania. Poza jednym. Niech historia opisze tą bitwę, jako mroczny falochron stawiający odpór ludzkiemu tajfunowi –przedłużająca się cisza była znakiem do rozejścia. Gdy oficerowie to pojęli, ruszyli, aby dokonać ostatnich inspekcji, natomiast Wilhelm wskazał na Delacroixa. –Ty zostajesz. Jazda będzie mi potrzebna na samym końcu.
   Upłynęły dwie godziny, nim ludzie zdecydowali się przeprowadzić atak. Rycerze odłożyli tarcze i każdy z nich wymierzył dziwna, długą rurę w stronę murów. Przez szeregi wampirów przeszedł pełen napięcia szept.
   -Co? To jest ta ich wspaniała broń? Będą pluć do nas z tych rurek, czy jak? –nie zdawali sobie sprawy, jak blisko byli prawdy.
   Po chwili dziwny huk przerwał dialogi,  wrogie wojska zakryły chmury dymu                 a w stronę miasta pomknął grad małych, czarnych kul. Zewsząd rozlegały się jęki ranionych             i zabijanych. Pociski rozłupywały czaszki, przebijały zbroje i penetrowały wnętrzności. Niektórzy wypadali zza murów, rozpłaszczając się na kamiennym podłożu, zdobiąc je swoja krwią.  Innych siła uderzenia posyłała parę metrów dalej, prosto na dachy domów. Lecz najgorsze wrażenie wywierali ranni. Wykrwawiali się, jęcząc i klnąc, póki nie dosięgała ich śmierć, lub broń któregoś z towarzyszy. Naturalna zdolność regeneracji okazała się bezużyteczna... Rany nie goiły się, wręcz przeciwnie, bardzo szybko ropiały i gniły.
   -Kryć się, do k***y! Padnij, wasza mać! –dowódcy starali się opanowywać chaos              w oddziałach, lecz nie szło im to zbyt dobrze.
   -Czego się boicie, durnie? –najprawdopodobniej niedoinformowany łucznik nadal stał, dzielnie wypinając pierś do wroga. –To tylko jakieś cholerne kulki! –nagle coś zerwało mu głowę, pozostawiając jedynie żuchwę. Jego jucha bryzgała we wszystkie strony, zachlapując towarzyszy.
   Paladyni potrafili doskonale obchodzić się ze swoim wynalazkiem. Każdy regiment podzielił się na szeregi i gdy jeden z nich oddał salwę, jego miejsce zajmował kolejny, dając poprzednikom czas na przeładowanie broni. Tym sposobem siali śmierć wśród ogłupionych          i przerażonych obrońców.
   Anzelm wbiegł po schodach na szczyt murów i przysiadł przy najbliższym wampirze, wyglądającemu na maga.
   -Ty! Dlaczego nic nie robicie? Jak tak dalej pójdzie, to wytłuką nas bez, popijając sobie cholerną popołudniową herbatkę!!!
   -Ależ panie, co ja mogę? Przyszedłem tutaj jako posłaniec i utknąłem –jego głos drżał. Dopiero teraz Anzelm zauważył, że młodzik jest zwykłym akolitą. Chłopak był gotów wybuchnąć płaczem.
   -Dobrze, uspokój się... No już –posłaniec popatrzył na wampira, zadziwiony jego, nagle łagodnym, tonem. –Jeżeli cię sprowadzę na dół, to pójdziesz po tamtych panów?
   -Tak!! Dziękuję ci, panie –generał gestem przywołał jednego z żołnierzy i kazał odprowadzić akolitę do schodów. Parę sekund później chłopak niemal się po nich stoczył, nie zważając na możliwe rany i popędził bezmyślnie przed siebie. Mężczyzna będący jego eskortą miał mniej szczęścia. Gdy generał popatrzył w jego stronę zobaczył tylko trupa               z dziurą, zamiast piersi.
   -Gdzie ci pieprzeni magowie?!
   -Tutaj, generale –odezwał się jeden z materializujących się przed nim wampirów, szczelnie otulonych płaszczami. Kule dziwnie ich omijały. –Znów musimy ratować sytuację?
   -Strasznie z ciebie domyślny facet –Anzelm rzucił, nie darując dodatkowego ładunku sarkazmu.
–Humorek dopisuje, prawda? –w reakcji na ripostę maga, generał jedynie machnął ręką i odbiegł na bok. Wampiry w płaszczach odczekały chwilę, po czym ten, wyglądający na ich przywódcę zwrócił się do pozostałych. Musiał krzyczeć, gdyż odgłosy wystrzałów go zagłuszały, strasznie irytując.
-To będzie piękny sprawdzian dla naszych umiejętności. Jestem pewien, że maja                w swych szeregach naszych braci w sztuce... Dlatego nie wolno wam ich zlekceważyć!              A teraz zaczynamy! –magowie wyszli na mury i przywołali barierę powietrza, chroniącą miasto od wrogich kul. Jednocześnie rozłożyli ręce i zaczęli wyśpiewywać zaklęcie, wzmacniając tym jego moc.
Przy klatce piersiowej każdego z nich utworzyła się kula ognia. Po chwili wszystkie pomknęły w kierunku wojsk ludzi. Lecz, nim tam dotarły zaczęły się zmniejszać, tak,               ze w końcu rozpłynęły się w powietrzu nie pokonując nawet połowy odległości. Magowie unieśli ręce w górę i tym razem otoczyli kilka nieprzyjaznych regimentów ścianami ognia. Kilka sekund później silny podmuch wiatru ugasił płomienie. Ukryty w cieniu Raziel obserwował całe to zajście.
-Albo sprowadzili ich tu całe setki –mruczał pod nosem –albo –w tym momencie pośród ludzi zapanowało zamieszanie i w powietrze wzniósł się jeden, jedyny człowiek. Pomimo sporej odległości Mistrz Żywiołów rozpoznał tę postać. –Lazarus... No to dopiero teraz mamy problem.
Postać machnęła ręką i fala energii ścięła głowy wampirom stojącym na murach.
-Cholera! –krzyknął Raziel, otaczając się tarczą płomieni. Zatoczył ramionami półokrąg, tworząc dziesięć ognistych strzał i posłał je prosto na wroga. Pięć z nich dotarło do swojego przeznaczenia, przechodząc przez bariery ludzkiego maga i masakrując dziesiątki paladynów. Arcymag w odpowiedzi zaczął wystrzeliwać, jeden za drugim, fioletowe pociski. Wampir kontrował, z tą różnicą, że jego były czerwone. Gdy się spotykały, rozbłyskiwały wieloma kolorami, rażąc piorunami w przeróżnych kierunkach. Na te demonstracje, zarówno ludzie, jak i wampiry reagowali ze zdziwieniem, graniczącym z fascynacją.
Raziel był tak zajęty blokowaniem ataków przeciwnika, że nie dostrzegł oddziału ludzkich łuczników, mierzących w jego stronę. Płonące strzały przemknęły po niebie, nie zwiastując swego nadejścia żadnym dźwiękiem. Ogień zneutralizował tarczę, a wokół Mistrza zaczęły przelatywać strzały. Jedna z nich przebiła mu dłoń, następna ramię, a dwie kolejne nogi. To wytrąciło go z równowagi i pocisk Lazarusa uderzył go w brzuch. Wydając z siebie przedśmiertny charkot, Raziel rozpłynął się w obłoku mgły. Następne strzały i kule ognia poczęły podpalać miasto.
Tego było już dla Wilhelma za dużo.
 -k***a!!! Marcus, zbieraj jazdę! Mam im cos do powiedzenia –generał odszedł, pozostawiając Noira z adiutantem. –Przygotuj mi wierzchowca... Czas przypomnieć starym kościom żar walki –popatrzył na młodego wampira. –A ty zjeżdżaj stąd i dobrze się ukryj.
Niemal każdy dom w Skalnym Mieście płonął, gdy Wielki Marszałek Wilhelm Noir stanął na czele resztek swojej, niegdyś niepokonanej, armii.
-Nie mam zamiaru obiecywać wam zwycięstwa, albowiem, doskonale wiecie, że jest ono niemożliwe. Lecz, czy znacie ich zamiary? Nie? Powiem wam zatem... Pragną całkowitej zagłady rasy o wiele doskonalszej od nich samych! A naszym zadaniem jest utrudnić im to, choćby za cenę swojego życia! Ciężka jazda wampirów Skalnego Miasta rusza w swój ostatni bój!!! Za nas! Za Dzieci Nocy! –obnażonym dwuręcznym mieczem wywinął młyńca                   w powietrzu. Ryknął, wysuwając kły i pobudzając krew do szybszego krążenia.                        Za przykładem Noira poszła reszta rycerzy i z opuszczonymi włóczniami ruszyli w kierunku bramy, właśnie otwieranej, przez ostatniego trzymającego nerwy na wodzy, Anzelma.
Widząc uchylające się wrota miasta, ludzie nałożyli na strzelby długie noże, mierząc w tamtym kierunku. Gdy wampiry rozpoczęli atak, otworzyli ogień.
Nim ciężka jazda dotarła do wrogich szeregów, zostawili za sobą ponad połowę towarzyszy z połamanymi rękami, rozłupanymi głowami i rozerwanymi korpusami... Choć niektórych przygniotły ich własne wierzchowce... Lecz nawet w ten sposób uszczuplona siła wystarczyła, by klinem wbić się w paladynów, tratując ich pod kopytami koni. Jeźdźcy cieli lekko uzbrojonych strzelców, ale i oni nie pozostawali dłużni. W końcu sama swoja przewagą liczebna przygniatali wampirze wojsko. Mroczni, jeden za drugim padali w błoto, mieszając       z nim swoja krew. Z tysiąca pozostało dwudziestu.
Marcus przez cały czas trzymał się blisko Wielkiego Marszałka, ze wszystkich sił starając się go ochronić. Niestety, nawet on nie potrafił wyrąbać sobie drogi przez skłębioną masę ludzkich ciał i ich bagnetów. Nim się obejrzał, w ciele Wilhelma tkwiły trzy noże, a po złotej zbroi spływały strugi krwi. Jeden z nich wbił się pod płytę, mającą ochraniać serce Noira. Delacroix padł na kolana, nie zważając na rany zadawane mu przez ludzi. Wielki Marszałek starł rękawicą kroplę krwi zdobiącą policzek Marcusa.
-Byłeś oddanym przyjacielem i wiedz, że doceniam to –zakaszlał, opluwając sobie brodę krwawą ślina. –Traktowałem cię jako mojego pierworodnego. To nie tak powinno się potoczyć. Cholera... do zobaczenia –wyzionął ducha, ledwo wypowiadając te słowa. Chwile później Delacroix padł twarzą w błoto. Z jego pleców wystawało dwadzieścia ostrzy, nadając mu wygląd upiornego jeża.
Ostatniemu wampirowi ścięto głowę parę minut później. Bitwa była przegrana.
Na czoło wysunął się Lazarus i mamrocząc pod nosem dziwne słowa posłał w stronę Skalnego Miasta ogromną kulę o barwie najciemniejszej nocy. Okolicą wstrząsnął wybuch, który rozniósł twierdzę razem z okalającymi ją górami. Arcymag uśmiechnął się                       z satysfakcją.
-Wezwijcie Lotara, nadeszła jego kolej na pobrudzenie sobie rąk.
Wojska ludzi nie zawracały sobie głowy sprzątaniem pola walki, pozostawiając trupy tak, jak leżały. Gdyby ktoś zechciał je policzyć, wyszłaby mu zawrotna liczba dziesięciu tysięcy. Śmiertelnych niewiele to obchodziło.
   
------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że was nie zawiodłem. Chcę tylko zauważyć, że bitwa zalicza się do mniejszych... Gorąco zapraszam do komentowania... Jestem ciekaw waszych reakcji...
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #83 dnia: Marca 05, 2006, 08:11:58 pm »
Tak jak przypuszczałem, opis bitwy wyszedł ci bardzo dobrze, chociaż moim zdaniem ludziom trochę za łatwo poszło z tymi wampirami.... No ale jakby na to nie patrzeć, rozdział jest bardzo fajny.
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Miyone

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 81
    • Zobacz profil
    • http://
Wielka Wojna
« Odpowiedź #84 dnia: Marca 05, 2006, 10:22:10 pm »
Hehe no nieźle. :) Sercem byłam jednak przy wampirach... Ale cóż... Przyznać muszę jednak, że ciekawie rozwinąłeś akcję, naprawdę jestem pod wrażeniem. Myślę, że masz ogromny dar. :)
« Ostatnia zmiana: Marca 06, 2006, 06:06:12 pm wysłana przez Miyone »

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #85 dnia: Marca 06, 2006, 11:32:50 am »
Zgadzam się z przedmówcami, rzeczywiście bardzo interesująco wyszedł ci ten opis bitewny.  

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #86 dnia: Marca 06, 2006, 07:45:59 pm »
swietnie sie wszystko czyta, zal mi tylko, ze wampiry polegly :/

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #87 dnia: Marca 06, 2006, 09:20:25 pm »
Powiem, że ludziom poszło za łatwo. teraz Draco jest sierotą. Czemu wymordowali wampirków, chociarz raz ciemność może zwyciężyć ToT. Sorki ponosło mnie :D.
I'm in Space!

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #88 dnia: Marca 08, 2006, 06:03:01 pm »
Dziękuję za komentarze :) Poszło łatwo, zgoda... Ale to było moim celem... Niemniej Skalne Miasto nie jest jedynym wampirzym domkiem ;) Dziś chcę wam przedstawić coś wybijającego się nieco na tle reszty... Jestem ciekaw waszych reakcji... Zapraszam do lektury! :)

------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział 3

I

Po całym dniu marszu Agatha zgodziła się na postój. Noir szybko nazbierał suchych gałęzi i już chwilę później wesoło pląsający ogień rzucał nieco światła na ścianę lasu. Dragonka z Xallem gdzieś poszli, tak więc trójka towarzyszy mogła spokojnie porozmawiać.
-Myślisz, że mogą podsłuchiwać? –Ignatius podejrzliwie rozejrzał się wokół. –Jakoś im nie ufam –zamilkł, gdy natrafił na mordercze spojrzenie Piotra.
-Niektórzy twierdzą, że drowy są najbardziej zdradliwą rasą –elf już otwierał usta, gdy Dracon im przerwał.
-Przestańcie! Nie możemy wykorzystywać każdej możliwej chwili na kłótnie –Delacroix dotknął ręką skórzanej opaski, zasłaniającej mu oczy. –Mamy ważniejsze zmartwienia, wiecie? Na przykład to, w jakim celu nas tutaj przysłano...
-Może po to, by Noir miał się z kim ożenić, co? –drow posłał Piotrowi złośliwy uśmieszek. Chłopak poderwał się na równe nogi i złapał za rękojeść Noxa.
-No dalej, daj mi powód –demonstracyjnie wysunął kły.
-Siadaj głąbie! –krzyknął Dracon. –A ty, elfie, czasem powstrzymaj swój giętki język, dobrze?
-Nie będę słuchał tych obelg! –Piotr odwrócił się na pięcie i wszedł między drzewa.
-O co ci chodzi, bracie? –drow zapytał z wyrzutem. –Będziesz bronił tego maminsynka? Cholera! Jego umysł zamroczyła ta dragonka! Nie widzisz tego?!
-Widzę, nawet bardzo dobrze... Tyle razy powtarzałem ci, że ta opaska nie ogranicza mojego wzroku... Zostaw go. Jest w gorącej wodzie kąpany i tyle.
-Naprawdę, nie ma sensu w jego uczestnictwie w tej misji –po chwili namysłu drow dodał. –Wracając do tematu, serio nie masz pojęcia dlaczego nas tu wysłali?
-Nie... Chociaż chwila...Mam tu coś ciekawego –wampir chwilę grzebał w swoich sakwach. W końcu wyciągnął małe zawiniątko. –To dał mi Raziel, chwilę przed tym, jak opuściliśmy miasto.
-To dlaczego tego nie odpakujesz?
-Bo mistrz mi zabronił... Kazał po prostu przekazać to Arcykapłanowi Kościoła Smoka... Mówił, że ma na imię Graham.
-Tyle?
-Ano... –w tym momencie Ignatius popatrzył na Dracona z rozbawieniem.
-Przejąłeś powiedzonka Piotra, wiesz?
-... –Dracon nie odpowiedział, a jedynie schował zawiniątko. Wtedy w krąg światła wkroczył Xall.
-Nie widzieliście może Agathy? –Delacroix i drow posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia.

Młody Noir długo wędrował po lesie. Głucha cisza zawsze działała na niego kojąco,          a teraz potrzebował trochę czasu na przemyślenia. Jego choleryczny gniew na towarzyszy wyparował po paru minutach, pozostawiając jedynie uczucie ssącej pustki. Piotr właśnie tego nienawidził. To wrażenie, jakby odchodzący gniew zabierał ze sobą cząstkę jego samego... Następne w kolejce były wyrzuty sumienia. Dręczyły wampira zawsze po wybuchu... Noir bardzo się temu wszystkiemu dziwił. Wszyscy uważają, że jego rasa to pozbawione uczuć narzędzie, jak, nie przymierzając, miecz. Ale tak nie było. Chociaż jeszcze nie spotkał wampira z wyrzutami sumienia. Obarczał się winą, a płacz swą zimną dłonią łapał go za gardło.
Przez dwie godziny szukał spokoju... Nie znalazł... Sumienie nadal mu doskwierało, czuł się źle, było mu żal samego siebie. Dodatkowo myśli o dragonce uporczywie powracały. Wtedy zawsze po jego ciele rozchodziły się dziwne fale ciepła, serce mu kołatało, a ręce drżały. Nie potrafił sobie tego wytłumaczyć. Jednego był pewien. Za nic nie pozwoli temu przestać.
Nagle zobaczył przed sobą jezioro. Woda była krystalicznie czysta. Łagodne podmuchy wiatru tworzyły na jej lustrze lekkie fale, a przebijający się przez chmury księżyc sprawiał wrażenie przeglądającego się w nim. Piotra dopiero teraz ogarnął błogi spokój. Przysiadł pod drzewem i już miał zamiar się zdrzemnąć, gdy zobaczył jakąś postać stojącą nieco dalej, po jego prawej. Od razu rozpoznał Agathę. Wiedziony niespodziewanym impulsem zamarł bez ruchu, nie chcąc dać dziewczynie znać o swej obecności. Co prawda             w pewnym momencie zdawało mu się, że dragonka rzuciła ukradkowe spojrzenie w jego stronę, ale od razu odwróciła głowę, przebiegając wzrokiem wokół jeziora.

Agatha doskonale wiedziała, że ktoś czai się po jej lewej stronie i miała nadzieję,              że jest to Noir. Uśmiechnęła się pod nosem. Chyba jednak szczęście jej dopisuje... Powoli zaczęła ściągać z siebie części zbroi. Rozpuściła włosy i przeczesała je palcami. Na samym końcu pozbyła się koszuli. Spodnie zostawiła. Przeciągając się westchnęła głośno. Wyobrażała sobie co teraz czuł podglądacz i ledwo zdołała powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Zbliżyła się do wody i krok za krokiem weszła do niej aż po kolana.

Noir walczył z chęcią wyskoczenia z ukrycia, zrzuceniu ubrania i dołączenia do dziewczyny. Wygrywał tę walkę...i nie był tym zachwycony. Obserwował, jak promienie księżyca oświetlały jej sylwetkę. Zdawało mu się nawet, że widzi, jak pod wpływem zimnej wody na jej skórze pojawia się gęsia skórka, podnosząc delikatny meszek na piersiach. Chłopak słyszał swoje przyspieszone tętno, krew szumiała mu w skroniach. Zdawało się, że zaraz eksploduje... Ale jednak ponownie się opanował. Chciał się uspokoić, więc zamknął oczy. Nie wyszło, serce nadal chciało wyskoczyć z piersi. W końcu ponownie spojrzał              w stronę jeziora, by, ku wielkiemu zdziwieniu, przekonać się, że dziewczyna zniknęła.
Wampir wyskoczył z krzaków i zaczął przeszukiwać wzrokiem taflę jeziora. Podbiegł do brzegu i, nie tracąc czasu na rozbieranie się, zaczął brnąć w kierunku miejsca, gdzie ostatnio widział Agathę. Nagle zobaczył przed sobą mokrą twarz dragonki. Ta pocałowała go w policzek, co skutecznie wprawiło Piotra w osłupienie.
Nie minęła sekunda, gdy poczuł, że coś łapie go za kostki i stracił grunt pod nogami. Woda zamknęła się nad nim. Zbroja i broń doskonale nadawały się do walki, ale nie do pływania. Nie potrafił się wynurzyć, a gdy wreszcie złapał haust powietrza, zobaczył półnagą dziewczynę, znikającą w lesie.
   
------------------------------------------------------------------------------------------------

Deczko krótkie, wiem, ale chciałem ten fragment wyróżnić, moze uświęcić nawet... Zapraszam do komentowania, moi mili :D
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Wielka Wojna
« Odpowiedź #89 dnia: Marca 08, 2006, 06:10:26 pm »
łii..scena lekko erotyczna ;p
ciekawy kawałek....wątek miłosny? XD

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #90 dnia: Marca 08, 2006, 06:16:32 pm »
zapowiada sie ciekawie...ale czy ten Noi nie szuka przypadkiem ojca tej cale Agathy?

Offline Miyone

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 81
    • Zobacz profil
    • http://
Wielka Wojna
« Odpowiedź #91 dnia: Marca 08, 2006, 08:13:09 pm »
Hihi, wątek miłosny... :blush: Cudownie... Czekałam na to... :)

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #92 dnia: Marca 08, 2006, 08:41:09 pm »
hmm.... ciekawy obrót, akcji, nie powiem że nie. Zastanawiam się tylko jak rozwiniesz ten niby wątek miłosny. Bo narazie to wygląda na miłość od pierwszego wejrzenia, a takie zjawisko nawet w literaturze fantasy jest mało realne i przeze mnie mało lubiane :F No ale jakby nie patrzeć piszesz, całkiem fajnie, nie powiem, że nie.  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #93 dnia: Marca 08, 2006, 10:15:48 pm »
Lekki erotyk. oui oui, ale nie przechodź do scen hardcorowych ok? Tak czy siak Ciekawi mnie jak Dracon zareaguje, gdy dowie się, że jego ojciec kopnął kalendarz.
I'm in Space!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #94 dnia: Marca 10, 2006, 12:22:48 pm »
Hm odrobina erotyki.  No nieźle to wyszło.
« Ostatnia zmiana: Marca 10, 2006, 12:23:01 pm wysłana przez Tamaya »

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #95 dnia: Marca 18, 2006, 01:01:36 pm »
Witam wszystkich ponownie :] Pragnę wam dziś zaprezentować kolejną część "Wielkiej Wojny"... Obym was nie zawiódł. Zapraszam do lektury!

------------------------------------------------------------------------------------------------

Agatha zręcznie wdrapała się na drzewo i cicho przysiadła na gałęzi.
   -Co się ze mną dzieje? –szeptała do siebie, patrząc, jak Piotr przebiega pod jej drzewem. –Co on ze mną zrobił? Dlaczego moje serce tak wali? –coraz więcej pytań pukało do drzwi jej umysłu. Jeszcze raz spojrzała za biegnącym Noirem, po czym zeskoczyła ze swej kryjówki i ruszyła za nim.

   Wampir nie widział sensu w tym szaleńczym biegu przez las. Co prawda, jego wyostrzony wzrok pomagał w omijaniu większości przeszkód, ale i tak nie udało mu się strzec rozcięcia na policzku. Klął pod nosem, ale nogi i tak nie przestawały go nieść.
   Nagle usłyszał dziewczęcy krzyk i rozejrzał się, zdezorientowany. Przez to potknął się o wystający z ziemi korzeń i zaczął staczać się po zboczu, wprost do strumyka, płynącego            w małej dolince.
   Ostry ból przeszył jego lewy bok, gdy przy upadku wbiła mu się tam rękojeść Saracena. Noir otarł krew sączącą się z rany na policzku i postanowił zaczekać, aż krzyk znów się rozlegnie. Wtedy dojrzał na stojącą na zboczu doliny niemal rudą dziewczynę, broniącą się długim nożem przed trzema wilkami. Jedna jej ręka zwisała, bezwładna,              a z rękawa sączyła się jasna i świeża krew. Na ten widok, Piotr oblizał usta... Dawno nie pił ludzkiego nektaru... Bo to był człowiek. Bez wątpienia.
   -No chodźcie, sucze syny! –krzyknęła.
-Co za odwaga –drwiący głos, przywodzący na myśl warknięcie, dobiegał gdzieś spomiędzy drzew.
-Rowena! W końcu cię znalazłam –wilki były nieco ogłupione nagłą utratą zainteresowania nimi przez potencjalną ofiarę. –Powinnam była posłuchać Dantego od razu...
-Dante jest durniem, zaślepionym tą swoją „równowagą” –przerwała Racheli dziewczyna. –Marnujesz swój i mój czas –wskazała palcem na ranną. –Zabić! –warknęła.
Zwierzęta z pianą na pyskach rzuciły się na Rachelę. Ta próbowała się bronić, lecz nieskutecznie. Nóż, wybity z jej ręki, upadł przy stopie Noira.
-Dość! –ryknął, obnażając kły. Rana na policzku zasklepiła się już wcześniej.                   O szaleńczym biegu świadczyły już tylko potargane włosy i przyspieszony oddech. Wcześniej, cicho przygotował Saracena do walki. Rękojeść była jeszcze mokra, co utrudniało znalezienie pewnego chwytu, ale Piotr nie zwracał na to uwagi. Wodził ostrzem od jednego napastnika, do drugiego, radując się czekającym go starciem.
-Odejdź, wampirku, bo stanie ci się jeszcze jaka krzywda –syknęła kobieta z drzewa.
-Zamknij się –Noir uciął rozmowę, nim ta się jeszcze rozpoczęła. Rowena wyglądała, jakby ktoś ją spoliczkował. Po chwili pstryknęła palcami i rozwiała się w powietrzu.
-Jasna cholera! –krzyknęła ranna dziewczyna i zlała się z mrokiem nocy. Noir był równie zdziwiony jak zwierzęta. I równie szybko się z niego otrząsnął.
Wilki szykowały się do skoku, lecz nim go wykonały, wampir pozbawił jednego połowy pyska. Noir wziął odciętą część i zaczął spijać ściekającą z niej krew. Pozostali dwaj napastnicy zaatakowali. Piotr uniknął jednego, rozcinając mu brzuch, gdy ten był jeszcze             w powietrzu. Wilk wylądował i ze zdziwieniem wpatrywał się, we wlokące się za nim wnętrzności, po czym ciężko upadł. Wampir z zadowoleniem schował miecz i patrzył na dymiące truchło, ignorując ostatniego wilka. Ten skoczył, chcąc zatopić kły w karku  chłopaka. Już miał go powalić, gdy Noir błyskawicznie się odwrócił i gołymi rękami złapał zwierzę za gardło. Ostatnim widokiem wilka były płomienie wyzierające ze źrenic Piotra, sekundę później został rozszarpany.
Wampir, szybko rozwiniętymi szponami, wbił się w miękką skórę zwierzęcia i, bez wysiłku, rozszczepił gardło wraz z czaszką. Fontanna stygnącej juchy bryzgnęła na niego. Noir przyssał się do trupa i pił, póki zupełnie nie osuszył zwłok. Potem zaniósł się szaleńczym śmiechem i rzucił na ziemię. Cały zbroczony czerwienią leżał, nie mogąc opanować wybuchu euforii. Jak zwykle, po sutym posiłku, czuł uniesienie. Przypływ siły usunął mu z umysłu wszelkie myśli, poza jedna... „WIECEJ!!!”
Jeszcze długo rozkoszował się zapachem krzepnącej krwi.

Agatha, w przeciwieństwie do Noira, zobaczyła zbocze i zatrzymała się bezpośrednio przed nim. Cicho obserwowała stamtąd całe zajście. Ogarniało ją obrzydzenie na widok tak nierównej walki i upijania się przez wampira. Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy zrozumiała, że cichutko go wspierała.
Postanowiła odejść, dając Piotrowi czas na dojście do siebie. Zawróciła, kierując się        w stronę ich małego obozowiska.

Ignatius i Xall walczyli, choć sami nazywali to „sprawdzanie swoich możliwości”... Dracon nie miał ochoty się do tego mieszać, więc siedział pod drzewem. Sprawiał wrażenie śpiącego, ale opaska na oczach uniemożliwiała dokładne sprawdzenie z większej odległości. Drow zaciekle atakował krótkim mieczem, podczas, gdy dragon blokował wszystkie uderzenia swoim kosturem. Wyraźnie był znudzony.
-Co jest, klecho? Nie potrafisz atakować? –po czole Ignatiusa ściekał pot, a jego oddech był o wiele za szybki.
-Ależ potrafię, tylko po co mam sobie brudzić miecz? –Xall zręcznie unikał cięć             i pchnięć.
-Miecz? Jesteś głupi, albo...nie, ty jesteś głupi –wysapał drow, a na jego twarz wpełzł uśmieszek.
-Posiadam ten kawałek stali, możesz się nie martwić –szybkim ruchem wysunął nową broń z kostura. Był to długi miecz o cienkim, zielonkawym ostrzu. Jego rękojeść była jednocześnie zwieńczeniem kija. –I kto tu jest głupi, co? –broń w jego ręku była giętka, niczym wąż i równie zabójcza. Gdy kapłan wykonywał nawet najmniejszy zamach, z jękiem cięła powietrze.
-Pokazujemy co potrafimy? Wreszcie –Ignatius znów zaatakował. Jego ruchy były tak szybkie, że klinga miecza stała się srebrna smugą. Jednak dla Xalla nie stanowiło to najmniejszego problemu. Uprzejmie się uśmiechając blokował każdy cios, aż w końcu silnym cięciem odrąbał połowę ostrza drowa.
-Co teraz, potężny mroczny elfie? –w tym momencie kapłan poczuł zimny dotyk stali na swoim kroczu.
-Może to, klecho? –drow przycisnął sztylet mocniej, aż Xall syknął z bólu.
-Uznajmy, że mamy remis –Dracon wszedł między walczących, rozdzielając ich. –Poza tym Agatha może zaraz wrócić, wiec udawajmy, że nic nie zaszło... Nie sądzę, że byłaby zachwycona tą próbą sił. Zgoda?
-Już tutaj jestem –dziewczyna wyszła spomiędzy krzaków, wyciągając spomiędzy włosów zbłąkane liście. Ignatius kątem oka obserwował kapłana. Jego zakłopotanie było coraz bardziej widoczne.
-To nie było to, na co to wyglądało –dragon zaczął się plątać, nie mogąc poskładać zdania. –My tylko...
-Trenowaliśmy... –Agatha dokończyła za niego. –Tak?
Dracon, nie ruszając się z miejsca, w milczeniu patrzył na dziewczynę, usadawiającą się przy ognisku.
-Nie widziałaś gdzieś Noira? –jeśli dragonka się zmieszała, to doskonale to ukryła. Odpowiedziało mu przeczące kręcenie głową. –Szkoda, bo jakiś czas temu zniknął i do tej pory go nie ma –wampir, pomimo opaski, patrzył się na dziewczynę badawczo. –Powiedz mi tylko, dlaczego masz mokre włosy? –pozostała trójka przez moment zastanawiała się jak on to zobaczył... Wtedy na polanę wkroczył Piotr.
Agathę zdziwiła prędkość jego powrotu, ale przypomniała sobie, że sama wracała spacerkiem i dodatkowo obserwowała walkę Xalla i Ignatiusa, więc Noir miał wystarczająco dużo czasu na otrzeźwienie.
-Brałeś kąpiel? –zapytał drow, głosem pełnym ironii.
-Taaak –oczy wampira świeciły, gasnącym już, czerwonym blaskiem. –Musiałem umyć się po kolacji –uśmiechnął się, pokazując kły.
-Dorwałeś jakiegoś szczura, czy jak? –drow nie odpuszczał.
-Przypomniałem sobie! –Noir sięgnął do pasa. –To dla ciebie, w ramach przeprosin za wszystkie złośliwości –podał Ignatiusowi małe zawiniątko z wilczej skóry.
-Co to jest? Gdzie to znalazłeś? –drow niepewnie przyglądał się prezentowi.
-Nie znalazłem, tylko zrobiłem... Zobacz, co jest w środku –wampir z odrobiną dumy przypatrywał się, jak towarzysz wysypał zawartość woreczka na ziemię.
-Zęby? To ma być jakiś żart? Wytłumacz to –drow wypowiedział to twardym, rozkazującym tonem.
-Wilcze. Są całkiem cenne... Więc doceń wartość tego podarku.
-Cóż, dziękuję –bąknął elf, chowając zawiniątko do plecaka.
-Idźcie już spać –Xall przerwał dyskusję. –Jutro musimy wcześnie wyruszyć.
Dracon przykrył się kocem i zasypiał powoli, myśląc o ojcu. Bezwiednie uśmiechnął się do nieba.

------------------------------------------------------------------------------------------------

BTW. Chciałem uzyć "QUOTE", ale stwierdziłem, że tekst staje się o wiele mniej widoczny... Szkoda. Zapraszam do komentowania... :)
« Ostatnia zmiana: Marca 18, 2006, 01:10:03 pm wysłana przez Ignatius Fireblade »
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #96 dnia: Marca 18, 2006, 09:45:58 pm »
no, nieźle, nieźle. Zdecydowanie muszę przyznać, że fajnie piszesz. Tylk trochę ten Noir mógłby się opanować, bo się z niego krwioholik jakiś robi :F No ale mniejsza z tym. Tak czy inaczej, życzę ci powodzenia na dalszej drodze literackiej i czekam na następny rozdział.  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Miyone

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 81
    • Zobacz profil
    • http://
Wielka Wojna
« Odpowiedź #97 dnia: Marca 18, 2006, 10:34:18 pm »
Fajny opis zakrapianej krwią uczty^^ Ten motyw naprawdę mi sę spodobał, a i reszta rozdziału jest świetnie napisana. :) Niecierpliwie czekam na kolejne... naprawdę...

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Wielka Wojna
« Odpowiedź #98 dnia: Marca 18, 2006, 11:04:24 pm »
kurcze...Igni jeśli nic nie pisze..znaczy sie, że mi sie podoba..
napisze jak będzie do bani ;p
« Ostatnia zmiana: Marca 18, 2006, 11:04:53 pm wysłana przez Musiolik »

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #99 dnia: Marca 20, 2006, 12:13:41 pm »
Bardzo ciekawy rozdział.