Tantalus, ja wcale nie dałem słowa, że
każdą z tych postaci będe wkładał do opowiadania. Jak już, to zrobię to z tymi, którzy pasują do mojej wizji świata, a nie podkładał się pod publikę, bo wiem czym to grozi.
Naprzykład The_Reaver stworzył kogoś, kto od razu przypadł mi do gustu. Wiem co z nim zrobię i pomoże ubarwić moją opowieść. Kiedyś gadałem o tym z kumplem i dał mi kartkę z kimś, kto nie dość, że był zryty z pewnej gry, to jeszcze wiązał dwa światy (mój i jego)... Wyśmiałem go. Zatem, Musiolik, pomysł dobry, bo pogromcy zawsze z wampirami byli zwiazani, ale imię i historia nie tego...
Jeszcze raz powtórzę, nie mam zamiaru w ten sposób zbierac plusów! Chyba będzie lepiej, jeśli rzeczywiście to przerwę, choć Reaver, nie będziesz miał nic przeciw jeśli użyję Tisc'a? Zaciekawił mnie... BTW. fragment rzeczywiscie pisany byl przy okazji braku weny, ale nie potrafię go zmienić. Tak już mam. Każde zdanie przepisuję trzy razy, za każdym razem coś w nim zmieniając. Ale za czwartym... pustka.
Dziś jeszcze dodam kolejny fragment. Mam nadzieję, że odbiję sobie ten poprzedni
Miłej lektury!
Rozdział 2
I Marcus mozolnie wspinał się po stromych i krętych schodach wieży mistrza Raziela. Te dziesięć lat bezczynności pozostawiły po sobie wyraźny ślad. Pomimo forsownych treningów stalowe, niegdyś, mięśnie zwiotczały, a doskonała kondycja była jedynie wspomnieniem. Szkolił nowych. Przysposabiał ich do wojska, rzeźbił w nich na zawsze swój obraz. Widział to, co sam utracił. Dlaczego? Bo chciał być wierny swemu panu? Bo nie chciał pozwolić na egzekucję dziecka? Sam już nie wiedział... Przez ten czas, gdy czuł się niepotrzebny uzależnił się od krwi. Jako jedyny wampir w Skalnym Mieście... Nikt o tym nie wiedział, co było olbrzymim szczęściem, bo kary za uleganie pragnieniu były surowe. Generał, najzwyczajniej w świecie, potrzebował wojny. Prawdziwej, krwawej i wyciskające łzy z oczu najodważniejszych. Chciał wrócić do swojego jedynego domu. Przez to wszystko stał się zgryźliwy i wybuchowy. Nauczył radzić sobie z samotnością, ale to kosztowało go niemal wszystko. Naprawdę był sam. Nawet jego podopieczni, dawniej darzący go szacunkiem, teraz go nienawidzili. Szczerze i na zabój. Za plecami mówili o nim jak o staruchu, relikcie przeszłości i wytykali palcami. „Oto jak upadła legenda”.
Teraz krocząc po stromych i śliskich schodach uświadomił sobie jak brakowało mu tego przeklętego dzieciaka... Cholera, miał tylko jego! Przypominał sobie bezsenne noce, podczas których wgapiał się w sufit i nasłuchiwał niemowlęcego płaczu. Pamiętał dźwięk dziecięcego śmiechu, którym Dracon zwykł wybuchać w najmniej spodziewanym momencie... Kto powiedział, że wampiry nie mogą odczuwać tego co człowiek? Co w ogóle ludzie wiedzą o mrocznych? Potrząsnął głową, odrzucając te natrętne wspomnienia. Teraz, po tych okrutnie dłużących się latach, miał wreszcie zobaczyć syna. Raziel nie dopuszczał wcześniej do tego. Wszelkie prośby odbijały się od zamkniętych drzwi jego siedziby. Ale to, najwyraźniej, mu nie wystarczało, nie raczył nawet przekazać generałowi jakichkolwiek wieści o młodym Delacroix. Ale to miało się skończyć.
Coraz większy niepokój dusił go, z niewiadomych przyczyn jego własny organizm chciał zaprzepaścić tą wyczekiwaną okazję. Bogowie, miał ochotę odwrócić się na pięcie i uciec, w jakikolwiek sposób oddalić się od tej upiornej wieży... Mimo, że ciało osłabło, wola nadal potrafiła zamknąć umysł w stalowych obręczach. Na przekór strachowi, panował na sobą. Szybko pokonał ostatnie stopnie i zastukał w okute stalą drzwi. Zza nich rozległ się zduszony głos maga.
-Wejdź, Marcusie.
Wampir pchnął zadziwiająco lekkie drzwi i wszedł do okrągłej komnaty, zatopionej w półmroku. Na samym środku, w podniszczonym fotelu siedział sam Mistrz Żywiołów Raziel. Mag machnął ręką i przed generałem pojawiło się stare, drewniane krzesło. Mężczyzna, przy akompaniamencie trzasków i skrzypień, usiadł i milcząc, zwrócił wzrok na Raziela.
-Przyszedłeś po Dracona? –starzec niechętnie rozpoczął rozmowę. –Chłopak jest bardzo zdolny i... Hmmm... Naprawdę wyjątkowy-mistrz zawiesił głos i spojrzał na wampira. –Czemu milczysz? Nie jesteś ciekaw w jaki sposób ta wyjątkowość się objawiła? Taaak, na pewno tak –Marcus milczał, właściwie, to nie wiedział co mógłby powiedzieć. Mistrz najwyraźniej to wyczuł i podjął przerwany monolog. –Tak naprawdę, to nie przeszedł moich testów. Stracił przytomność zaraz po przejściu przez pierwsze drzwi –pod siwą brodą starca wykwitł rozbrajający uśmiech. –Ale uratował go niezwykły potencjał i jeszcze ciekawsze wnętrze... Bo twój syn, mój generale, ma w sobie cząstkę demona –Marcus chciał się wcisnąć jak najgłębiej w szpary w drewnianym oparciu.
-DEMONA!!? –nie pamiętał kiedy ostatnio jakakolwiek wiadomość wstrząsnęła nim tak bardzo. Jego syn był demonim pomiotem, wrogiem wszystkiego co żywe. Czemu wszechmocny Tor’ Alu na to pozwolił?
-Oj, daj spokój, nie unoś się, jeśli nie wiesz o co chodzi –Raziel uciszył wampira gestem dłoni. –Jest w nim cząstka Śniącego, to prawda, ale właśnie dlatego przyjąłem go do siebie. Chciałem nauczyć go jak nad tym panować. Za pomocą magii zapieczętował go w sobie, ale...
-Ale co?
-Prócz demona jest w nim coś jeszcze, jakby w jednym ciele tłoczyły się trzy osobowości. Jeszcze nie potrafię określić kto, lub co, to takiego, ale wkrótce tego dokonam –mag zamyślił się na dłuższą chwilę. Marcus oczami wyobraźni zobaczył swojego rozmówcę siedzącego z fajką w ustach przy kominku i zapisującego coś na pergaminie. Ale Raziel szybko rozwiał te obrazy, ponownie podejmując swoją wypowiedz. –Ale umiejętności tego młodzieńca widać na pierwszy rzut oka. Już teraz prześcignął swojego przyjaciela, Ignatiusa, a przecież drowy mają naturalne zdolności w sferze magii...
-Drow? –warknął Marcus. Nagle wszystko odsunęło się na dalszy plan. –Mój syn uczy się z tym elfim ścierwem?
-Nie tylko uczy –mistrz uniósł jedną brew w wyrazie zdziwienia. –Jest z nim złączony więzami krwi! Są teraz braćmi! Rozumiesz? –generał miał minę, jakby Raziel wymierzył mu policzek.
-Mistrzu Żywiołów! –ryknął, a dawna siła ponownie objawiła się w głosie. –Jak mogłeś wpuścić do swojego domu drowa?! Zbrukałeś mojego syna! Gardzę tobą! –wampir splunął na podłogę i w tym momencie w stronę jego gardła wystrzelił płomień, formując się w dłoń. Zatrzymała się milimetry przed swoim celem, tak, że jedynie osmaliła białą skórę Marcusa. Mrok zgęstniał, zasłaniając całą postać maga, prócz ust, z których wystawały długie, białe kły. Dopiero widząc rozjuszenie swojego rozmówcy, generał pojął swój błąd. Raziel znów przemówił, lecz tym razem głosem władczym, nie pozostawiającym możliwości sprzeciwu.
-Nie jesteśmy w armii i nie patrzysz na kolejnego pieprzonego rekruta! Mnie twoje wrzaski nie zmuszą do posłuszeństwa, ty tępaku! I zapamiętaj sobie, że tu nie ma miejsca na twe poglądy! Albo odszukasz resztki rozsądku w zakutym łbie, albo żegnam –Marcus, przerażony tą nagłą zmianą zamilkł, wybałuszając jedynie oczy.
-Przepraszam, mistrzu –gdy wreszcie udało mu się odezwać, jego głos drżał. –Nie wiem co we mnie wstąpiło, nie jestem dziś sobą... Tak się bałem tego spotkania z Draconem...
-Dobrze więc –ognista dłoń rozpłynęła się w powietrzu, tak samo jak lekkie oparzenie na szyi mężczyzny. –Dam ci tą możliwość –Raziel strzelił palcami i fragment ściany, niczym wrota, odsunął się, ukazując ciemne przejście. Mag, zadziwiająco szybko, jak na swój wiek, poderwał się z fotela i nic nie mówiąc ruszył w górę, pokonując kamienne stopnie w lepszym tempie niż Marcus.
To by było na tyle. Następny będzie naprawdę obszerny... Zaznaczam jeszcze raz, koniec z postaciami! Wykasuję fragment tamtego posta. Dziękuję za radę Tant -san...