Autor Wątek: Wielka Wojna  (Przeczytany 23008 razy)

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #60 dnia: Lutego 22, 2006, 08:01:32 pm »
Dziękuję za komentarze. Miło jest wiedzieć, że jednak ktoś czekał na ciag dalszy :) Jest to dla mnie naprawde miłe. Aha, White_wizard, nie zamierzam skracać nauk Śniacego, będę je przytaczał fragmentami. Nie chciałbym wam od razu podawać wszystkiego na tacy, nie pozostawiajac powodu, dla którego chcielibyście czytać dalej ;) I nie przepakuje bohatera. W odpowiedniej chwili pewna osoba go skutecznie usadzi... Ale o tym jeszcze zdązę napisać...

Tymczasem proponuję wam kolejna część. Nie spoilerując, zapraszam do lektury.

----------------------------------------------------------------------------------

II

   Rowena wierciła się niecierpliwie na dachu starego, opuszczonego budynku. Minęła szósta, a Rachela nie wracała. Nerwowo spojrzała na dwójkę strażników sennie sunących wzdłuż żwirowej uliczki, niczym nie różniącej się od innych w Miedzyrzeczu. Za godzinę miało wstać słońce, co prawda rzucające słabą poświatę, ale zawsze była to jakaś przeszkoda... Dobry złodziej potrafi pracować i w dzień i w nocy, ale ta sytuacja stawała się nużąca...  
   -Cholera! –ze złością uderzyła pięścią w rozpadający się komin, po czym syknęła         z bólu i spiorunowała nadzwyczaj twardego przeciwnika.
   Nagle kątem oka uchwyciła ruch. Czerwona postać przeskakiwała po dachach, kierując się w jej stronę. Rowena rozchyliła szeroko oczy na sekundę przed tym, jak przyjęła potężny cios w brzuch. Poczuła, jak ogień przedziera się przez skórzany kaftan i pali jej ciało. Wyrzucona w powietrze zatoczyła łuk i wpadła między krzaki róż, otaczające domostwo od strony podwórza. Jeszcze przez chwilę spazmatycznie oddychała, aż świat zaczął się oddalać     i zapadła ciemność.

   Rachela od pięciu minut pracowała nad skomplikowanym zamkiem od skrzyni             w posiadłości jednego z najpotężniejszych arystokratów, elity Międzyrzecza, czcigodnego Marvelusa.
   -Arystokrata...Phi! –wymruczała, mimowolnie się uśmiechając. –Wredny zamek! To za to, że mnie wkurzasz- wstała i wymierzyła silnego kopniaka w wieko skrzyni. Chwyciła się za stopę, by rozmasować potłuczone palce i z zadowoleniem zobaczyła, że zamek się rozpadł. Racheli rozbłysły oczy. –To się stary idiota zdziwi –dopiero teraz usłyszała, że pies za drzwiami zaczyna warczeć. –Oj, niedobrze...
   Zachowując największą ostrożność zaczęła się skradać do okna, na parapecie którego zostawiła wczepiony hak z liną. W tym momencie dostrzegła czerwonego olbrzyma wyrzucającego jej przyjaciółkę w powietrze. Zaklęła paskudnie i zapominając o skrzyni rzuciła się na pomoc wspólniczce. Zręcznie wskoczyła na parapet, wyrywając, razem                z kawałkiem drewna, swój hak i skoczyła na pobliski dach, ciągnąc linę za sobą. Gdy stała dwa budynki dalej, czerwony stwór zobaczył ją i niebezpiecznie zmrużył oczy. Rachelę sparaliżował strach... Bestia była ogromna. Przewyższała przeciętnego człowieka o cztery głowy, a potężne muskuły wyraźnie rysowały się pod szkarłatnym płaszczem, skrywającym każdy szczegół tej dziwnej postaci. Tylko oczy były doskonale widoczne... Straszny, pusty wzrok, mrożący krew w żyłach. Poły płaszcza się rozchyliły i w stronę złodziejki wysunęła się dziwna ręka, która zamiast palców miała pięć, błyszczących szponów. Jego oczy rozchyliły się, przybierając barwę krwi, a zarazem czegoś innego... jakby drwiny                      i rozbawienia.
   Dziewczyna, wyrwana z paraliżu, odskoczyła z zasięgu potwora i zrobiła jedyna rzecz, jaka przyszła jej na myśl. Rzuciła trzymanym hakiem w napastnika. Istota wydała pomruk zdziwienia, gdy lina okręciła się wokół jego sylwetki. Rachela, nadal trzymając sznur, podbiegła do krawędzi dachu i wykorzystując rozpęd, z całej siły wyskoczyła w powietrze. Zatoczyła półokrąg, lądując po drugiej stronie potwora. Olbrzym, wytrącony z równowagi, zatoczył się i rycząc gardłowo, runął z dachu prosto na ogrodzenie. Stalowe włócznie płotu,                z niezbyt miłym odgłosem przebiły jego ciało.
   -Dobrze ci tak, zmutowany palancie! –mówiąc to splunęła na zwłoki. –Lepiej byłoby dla ciebie, żeby Rowena nadal żyła! Chociaż nawet to ci już nie pomoże –śmiejąc się cicho, zeskoczyła z dachu, lądując obok krzaku róż. Jej wspólniczka leżała tam bez ruchu, lecz Rachela z ulgą stwierdziła, że kobieta nadal żyje. Stękając, podniosła bezwładne ciało, zarzuciła sobie jej rękę przez szyje i zaczęła wlec ją przez żwirową ścieżkę w stronę ich kryjówki. Już za kilkanaście minut będzie „świtać”, a ona chciała uniknąć niewygodnych pytań.

   Gdy kilka minut później patrol strażników wracał do koszar ich wzrok przyciągnęła jedna rzecz. Był nią strzępek czerwonego materiału, upstrzony paroma kroplami krwi, wiszący na płocie opuszczonej posiadłości. Na tym, który zawsze kojarzył im się ze stalowymi włóczniami.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Bardzo chetnie wysłucham waszych komentarzy na temat mych "wypocin"... Nie mogę się ich doczekać :]
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Wielka Wojna
« Odpowiedź #61 dnia: Lutego 22, 2006, 08:05:23 pm »
chyba była zbyt długa przerwa, bo lekko zgubiłem wątek, ale bynajmniej nie tracisz nic a nic z talentu ;]
czekam, jak zwykle na następne....tak bajdełej, planujesz coś z tą "moją" postacią ?? ;p

Offline GLenn

  • AvEx3 Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2036
  • Hollow Kon
    • Zobacz profil
    • http://nudenaru.deviantart.com/
Wielka Wojna
« Odpowiedź #62 dnia: Lutego 22, 2006, 08:28:28 pm »
pewno nic :P , jak juz zamieszczasz kawałki to plzzz WIĘKSZE tzn dłużżżżższe  

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #63 dnia: Lutego 22, 2006, 09:18:43 pm »
hmm... cóż mogę rzec... rozdział jak zwykle fajnie napisany. Dodatkowo te przeskoki między postaciami też fajnie się prezentują. A fakt, że wprowadzasz do opowiadania parę złodziejek, już wogule zajebiście mi się podoba :F
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #64 dnia: Lutego 23, 2006, 04:06:21 pm »
A ja wyrażę torchę ostrzejszą krytykę. Wrzucasz nową postać, a poprzednia dwójka wciąż czeka na rozwinięcie (mowa o Dante i Agatha). Anyhow mam nadzieję, że coś z nimi zrobisz. BTW, czy Lord Marvelus, to nie czasem ...
I'm in Space!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #65 dnia: Lutego 24, 2006, 10:28:03 am »
Cytuj
BTW, czy Lord Marvelus, to nie czasem ...
Ja też sie nad tym zastanawiam  :P
Ogólem opowiadanie dobre. Wciagająca szybka akcja. Przy tym przeskoku się trochę pogubiłam, ale czekam na ciąg dalszy.  

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #66 dnia: Lutego 24, 2006, 10:43:30 am »
Dziekuje za komentarze :D I od razu sprostowanie... Nie, lord Marvelus, to nie ten-o-którym-myślicie. Prawdę powiedziawszy użyłem go jako swoisty punkt zaczepienia i background... Nio, mam nadzieje, ze was nie zawiodłem XD

Umieszczam tylu bohaterów, ponieważ chcę stworzyć barwny świat, wypełniony różnymi istnieniami i charakterami. Nie chcę ograniczać sie do paru wonder-kid 'ów... To by bylo zbyt krępujące. Ale zapewniam, że żadna z postaci nie zostanie potraktowana "na odczepnego", szczególnie, że od pewnego momentu ich losy się zazębią. Zaznaczam, że z miła chęcią odpowiem na każde pytanko zwiazane z "Wielką Wojną".

Dziś przedstawiam wam kolejną część, w której... Nieważne XD Sami sie dowiecie. Powiem tylko, że jestem z niej dumny (ale moze i niepowinienem, nie wiem :P).
Zapraszam Do czytania i komentowania!

-----------------------------------------------------------------------------------------------

III

   Zapadał zmrok po kolejnym, wypełnionym rutyną dniu w Międzyrzeczu. Rolnicy pracowali na polach, kupcy zdzierali sobie gardła przy zachwalaniu towarów, kościelne dzwony zwoływały wiernych na kolejne nabożeństwo, a dzieci uciekały z lekcji. Jedynie strażnicy ruszali się jakby nieco żwawiej niż zwykle... Zdumieni mieszkańcy przypatrywali się nerwowo krążącym żołnierzom i ich przestraszonym minom, zastępującym dotychczasowe, wyrażające głęboką urazę do całego świata.
   Pomimo usilnych starań miejskich plotkarek, powód tego zamieszania pozostawał nieznany. Aż do południa. Okazało się, że ktoś włamał się do domu Marvelusa, znienawidzonego przez gmin burżuja. Schwytanym złodziejem okazał się Damian, miejscowy głupek. Powieszono go godzinę później.
   Miasto, jak zwykle, pustoszało wraz z zapadnięciem zmroku. Dlatego właśnie nikt nie zauważył odzianego w czerń wędrowca, zbliżającego się polną ścieżką do bram. Stąpał lekko, a wiatr muskał jego płaszcz, broniący go zarówno przed zimnem, jak i przed wzrokiem ciekawskich. Zatrzymał się na wzgórzu parę metrów przed sfatygowanymi murami i przysiadł pod na wpół umarłym drzewem. Zwiesił głowę na piersi, a miarowy oddech stwarzał pozory nagłego i głębokiego snu. Lecz wędrowiec nie spał. Po krótkiej chwili poderwał głowę              i zsunął kaptur, pozwalając wiatrowi tańczyć w jego krótkich, brązowych włosach. Gładkie czoło perliło się od potu, a czarne, pozbawione białek oczy wbił w Międzyrzecze. Podniesiony, szeroki kołnierz skórzanej kurty, tego samego koloru co płaszcz, oczy                       i rękawice, całkowicie zasłaniał dolna część twarzy. Wędrowiec westchnął ciężko, wciągnął kaptur na głowę i wstał spod drzewa.
   -Kolejne cholerne miasto ludzkiej szarańczy –nagle w jego dłoni pojawił się drewniany kostur, a sylwetka zgarbiła się i schudła tak, że teraz przypominał zgrzybiałego starca. Trzęsącymi się dłońmi na powrót zdjął kaptur, teraz koloru brązowego, wystawiając do mdłego światła sierpowatego księżyca, zdobioną pojedynczymi, siwymi włosami. Skóra na głowie była pomarszczona i niezdrowo żółta. Czarna kurta zniknęła, odsłaniając usta                   z wybrakowanymi, spróchniałymi zębami i czarnymi dziąsłami. –Dobrze –jego głos był jedynie trzęsącym się cieniem poprzedniego, mocnego i czystego. –jeszcze odpowiedni zapach i gotowe –starca ogarnęła dławiąca woń formaliny i rozkładu.
   Tak odmieniony wędrowiec powlókł się do głównej bramy Międzyrzecza. Zbliżając się, poczuł smród odchodów, charakterystyczny dla osiedli ludzi, pozbawionych kanalizacji...
   -Nie maja nawet tyle honoru, by srać w jednym miejscu –mruknął pod nosem starzec. –Płynne gówno płynie tutaj ulicami. Już nawet zwierzęta maja więcej godności od tych, co tytułują się królami świata, a zdychają z braku higieny...
   Monolog wędrowca przerwał rubaszny głos strażnika, tkwiącego na murach nad bramą.
   -Hej ty! Tak, staruchu, do ciebie mówię!! Czego tu chcesz? Bramy otwarte są tylko od świtu do zmierzchu! Wracaj do krypty, z której się wykopałeś –wędrowiec ironicznie się uśmiechnął, słysząc ostatnie słowa.
   -Proszę cię, panie, wpuść mnie –odpowiedział służalczym tonem. Po czym dorzucił szeptem. –Inaczej pożałujesz, żeś się narodził, ludzki psie.
   -Jesteś głupi, czy głuchy? A może i to i to? Przecież mówię ci, włóczęgo, że teraz nie wejdziesz!
   -Mogę zapłacić, mam złoto, dużo złota –wyciągnął drżącą rękę z monetami w stronę strażnika, a ten, zamroczony przez chciwość, zbiegł szybko po schodach. „Typowe”, pomyślał wędrowiec.
   Parę sekund później starzec usłyszał szczęk zasuwy i drewniana brama uchyliła się na tyle, by mógł przejść. Gdy był już po drugiej stronie ujrzał wyszczerzona gębę strażnika i jego wyciągnięte łapsko. Uśmiechając się, położył na dłoni żołnierza parę monet, po czym odszedł parę kroków, zatrzymał się i z wyczekiwaniem popatrzył na plecy mężczyzny. Chwilę później wartownik wydał okrzyk zdziwienia, wyrzucił monety do rynsztoka i doskoczył do wędrowca, łapiąc go za brązowy płaszcz.
   -Tombak! Ty cholerny oszuście! –strażnik chciał złapać za rękojeść miecza, ale ten ruch urwał się w połowie i tylko oczy mężczyzny wyrażały ogromne zaskoczenie.
   Staruszek wciągnął kaptur na głowę. Kostur rozpłynął się w powietrzu, płaszcz stał się czarny. Młode dłonie ponownie odsłoniły głowę, a żołnierz rozszerzył oczy bardziej, niż zdawało się to możliwe.
   -Zdziwiony? –spod podniesionego kołnierza kurty dobył się młody i twardy głos.           –A za twą pazerność zostaniesz ukarany –wartownika otoczyła mlecznobiała sfera, a on odzyskał zdolność mowy. Próbował krzyczeć, lecz półprzezroczysta kula nie przepuszczała dźwięków. Jednak z ruchu warg uwięzionego wyłowił jedno słowo. –Wampir? Nie rozśmieszaj mnie! Ja miałbym być takim żałosnym pasożytem? Jesteś głupcem, jak wszyscy twego rodzaju. Lecz pomimo tego, tobie jedynemu zdradzę pewna tajemnicę. Nie należę do żadnego z Rodów Ciemności, nie jestem też człowiekiem, demonem, ani bogiem. Jestem kimś o wiele, wiele gorszym –pstryknął palcami i sfera zaczęła się kurczyć, powoli miażdżąc uwięzionego w niej mężczyznę. Istota podświadomie słyszała chrzęst łamanych kości i krzyki ofiary, czującej ból większy, niż można sobie to wyobrazić. Strażnik był przytomny do samego końca, czym wywołał mimowolny szacunek wędrowca. W pewnym momencie krew wytrysnęła wszystkimi możliwymi otworami ciała, litościwie zasłaniając ten makabryczny obraz. Istota znów strzeliła palcami i sfera, wraz ze szczątkami żołnierza zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie lekki zapach ozonu.
   Wędrowiec spojrzał na rozciągające się przed nim Międzyrzecze i rzucił w mrok nocy wyzwanie.
   -Wiem, że tu jesteś, Azazelu! Odnajdę cię, a wtedy szykuj się na spotkanie ze swym panem, wszechmocnym Disem!!! –ostatnie dwa słowa przerodziły się w ryk furii.

---------------------------------------------------------------------------------------------

Narazie to tyle. Sukcesywnie będę powiększał objetosć kolejnych odcinków, szczególnie, ze akcja powoli nabiera tempa... Uchyliłem przed wami rąbek tajemnicy wędrowca. Niewielki, bo to najdziwniejsza postać do tej pory i świetokradztwem byłoby wypaplanie zbyt duzej ilości informacji ;)
Ponownie zapraszam do komentowania.
   
   

 
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #67 dnia: Lutego 24, 2006, 10:03:04 pm »
hmm.... nie ma co, przyjemny oleś z tego Disema. Ogólnie to bardzo podoba mi si pomysł stworzenia dużej ilości postaci. W ten sposób akcja nie będzie krążyć ciągle w jednym punkcie, no i będziesz mógł przedstawić fabułę z różnych stron. W takim układzie najfajniejszy jest punkt kulminacyjny, kiedy ścieżki postaci się w końcu zejdą. Nie mogę się doczekać tego punktu :F
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #68 dnia: Lutego 26, 2006, 09:51:26 am »
Hmm.... Interesujący ten Dis.
Pozostaje tylko czekać w jaki sposób z godnie z zapowiedzią połączysz tych wszystkich bohaterów.  

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #69 dnia: Lutego 27, 2006, 08:52:08 am »
Witajcie :) Dziś zamieszczam kolejny fragment... I od razu kolejne sprostowanie. Dante to nie Dis... Dis to jeden z demonich panów i istota, którą wędrowiec szanuje... Dlatego dodał "wszechmocnym"... Może to dziwny zabieg, ale mnie się podoba XD
Nie przedłużajac, chcę tylko zapytać, czy Rachela wam się, przypadkiem, nie skojarzyła z innym fragmentem? XD Jeśli nie, to później wszystko się wyjaśni. Zapraszam do lektury.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Rowena przez cały dzień miała wysoka gorączkę i dreszcze. Rachela nie wiedziała co ma robić. Jej przyjaciółka nie odzyskała przytomności, więc nie mogła jej powiedzieć              o ewentualnych urazach wewnętrznych... Miotała się ciągle, wokół nieprzytomnej, zmieniając okłady i upewniając się, czy Rowena nadal żyje. Od czasu do czasu cicho klęła.
   -No pieprzony dupek jeden! Gdyby jeszcze żył, to bym mu jego własne jaja kazała zeżreć! –nagle przerwało jej ciche, acz natarczywe pukanie do drzwi. Rachela wzięła sztylet ze stołu i delikatnie stąpając, dotarła do przedpokoju. –Strażnicy? Nie, te łamagi nie potrafią znaleźć nawet swoich fiutów –szepcząc do siebie wyliczała wszelkich możliwych gości. Tymczasem pukanie stawało się coraz głośniejsze.
   -Moment! Już idę! –krzyknęła, modulując głosem tak, by stał się wysoki i piskliwy. –Nie wiem tylko dlaczego ktoś miałby nachodzić o tej porze spokojne małżeństwo –to powiedziała głośno, akcentując każde słowo. Zza drzwi rozległ się starczy głos.
   -Dobra pani, proszę tylko o kromkę suchego chleba, od trzech dni nic nie jadłem                  i umieram z głodu –rzeczywiście, staruszek mówił coraz cichszym i załamującym się głosem. Rachela odrzuciła wszystkie podejrzenia i z cichym skrzypnięciem otworzyła drzwi.             W mroku nocy nie zobaczyła żywego ducha. Nikogo tam nie było! Wybrukowana uliczka była cicha i pusta, tak samo plac, położony nieco dalej. Złodziejka nerwowo rozejrzała się             i wzruszając ramionami zamknęła drzwi, ponownie je blokując
-Ci cholerni dowcipnisie i ich żałosne żarty –odwróciła się i niemal wpadła na postać otuloną czarnym płaszczem. Pomimo tego, ze kaptur zasłaniał mu twarz, Rachela od razu skojarzyła go z czerwonym potworem. Nie zastanawiając się pchnęła nadal trzymanym sztyletem. Ostrze zagłębiło się w płaszczu, napotykając jedynie słaby opór. Kobieta wycofała je i ze zdziwieniem popatrzyła na swój pogięty i nadtopiony sztylet. Nagle wokół jej szyi zacisnęła się ręka w czarnej rękawicy, dusząc ją niczym stalowa obręcz. Mężczyzna dusił, ale nie pozbawiał przytomności. Dopiero wtedy postać odezwała się.
-Uspokój się, ludzka kobieto –jego głos zmroził Rachelę. Uścisk na jej krtań wyraźnie zelżał., ale nadal nie pozostawiał możliwości ruchu. –Nie wiem za kogo mnie bierzesz, ale możesz być pewna, że się mylisz.
-Puść mnie -pomimo trudnego położenia, w oczach dziewczyny zapłonęły niebezpieczne ogniki. –Nie słyszałeś? Puszczaj! –niespodziewanie postać zwolniła chwyt             i złodziejka upadła na twardą podłogę, tłukąc sobie kość ogonową. Jej twarz, na chwile, wykrzywił ból.
-Ty pierwsza zaczęłaś –Rachela wyczuła w jego głosie drwinę i się nachmurzyła. Masując sobie obolałą część ciała, spojrzała na nieznajomego z ukosa.
-Kim, że się tak wyrażę, do cholery, jesteś?! –mężczyzna zdjął kaptur i wydawało się, że jego czarne oczy przewiercają się przez duszę dziewczyny.
-Jesteś dzisiaj już drugą osobą pytającą mnie o to. Wiesz, co spotkało twojego poprzednika? –wykrzywił widoczna część twarzy w złośliwym grymasie. Rachela milcząco pokręciła głową. –Straciłem go w niebyt. To znaczy to, co z niego zostało. Ale w tobie wyczuwam równowagę... Taaak... Doskonałą równowagę pomiędzy dobrem i złem. To bardzo dobrze dla nas obojga –jego głos stał się o wiele łagodniejszy. –Czuję, ze mogę wyznać ci moje imię. Już dawno tego nie robiłem –twarz wędrowca rozpromieniła się           w wyrazie prawdziwego szczęścia. –Zwą mnie Dante, ten który powstał razem ze Wszechświatem, ani nie stworzony, ani zrodzony, po prostu istniejący. Czas i przestrzeń nie stanowią dla mnie żadnej przeszkody, a mój wiek może zwierać się zarówno w sekundzie, jak i w miliardach lat. Wędruję przez światy i staram się utrzymać delikatna równowagę dobra         i zła –w tym momencie Rachela nie wytrzymała i wymknął się jej niechciany komentarz.
-Jesteś aby normalny? Mówisz jak klecha, czy jakiś świętoszkowaty rycerz, chcący swym małym mieczykiem naprawić wszystkie krzywdy świata. Wiesz, muszę cię rozczarować, bo coś ci nie wierzę –na to Dante, odrzekł tonem nauczyciela karcącego nieuważnego ucznia.
-Nie słuchasz... Nie obchodzi mnie samo dobro, czy zło. Chcę utrzymać te dwie, rządzące wszystkim, wartości w RÓWNOWADZE –zaznaczył to jedno słowo.- Bowiem bez zła nie mogłoby istnieć dobro, a bez dobra zło. Powiedz, jak byś odróżniła jedno, gdybyś nie znała drugiego? Tak samo ma to się do kolorów. Skąd wiedzieć, jak wygląda biel, skoro nie ma gamy innych? To, co jest dobrem dla ciebie inaczej zostanie odebrane przez ofiarę kradzieży, czy biednego Damiana, powieszonego za niewinność –na te słowa, Rachela nerwowo rozejrzała się po pokoju, sprawdzając, czy aby za jej plecami nie ma strażników. –Ta reguła działa w dwie strony. Przykładowo, gdyby to ciebie powieszono, byłoby to sprawiedliwe i dobre  dla tamtego głupca, ale ty raczej nie byłabyś zachwycona. Rozumiesz? –Dante niepewnie spojrzał na twarz złodziejki. Wyrażała zdumienie i lekkie oszołomienie przydługim wykładem. Lecz po chwili potrząsnęła głową i zadała pierwsze pytanie, które nasunęło się jej na myśl.
-Od kiedy jesteś w mieście?
   -Właśnie mija godzina. Dlaczego pytasz?
   -Bo chcę wiedzieć skąd wiesz o kradzieży i egzekucji Damiana, skoro nawet ja zostałam o tym poinformowana dwie godziny temu i to od największych plotkar w mieście! Pomijam fakt, ze nikt o zdrowych zmysłach nie włóczy się po tym zafajdanym więzieniu –zakończyła krzywiąc się z niesmakiem. Dante popatrzył na nią, nie kryjąc politowania.
   -Nie jesteś zbyt bystra, co? Przecież mówiłem, że czas i przestrzeń nie stanowią dla mnie przeszkody. Ale mam w zwyczaju podróżowanie na piechotę, gdyż lubię poświęcać się rozmyślaniu -Rachela popatrzyła na niego, jak na przygłupa, ale powstrzymała się od komentarza.    
   -Może usiądziesz? Pewnie jesteś zmęczony –wskazała wędrowcowi ławę pod ścianą. –Napijesz się czegoś? –Dante ciężko opadł na wskazane miejsce i na chwilę zatonął                      w myślach.
   -Nie, dziękuje. Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego opanowała mnie nieodparta chęć otworzenia mej duszy przed ludzka kobietą? Mówiłem już, że od wieków nie znałem nikogo, kto samą swoją osobą przekonał mnie do siebie. Zapewne to sprawa równowagi... Tak, to pewnie to –podejrzliwie spojrzał w stronę pokoju, gdzie leżała Rowena. –Natomiast ona jest już stracona. To jej zapach mnie tu zwabił –groźnie zmarszczył brwi. –Jej i Azazela. Ma w sobie jego ziarno i w krótkim czasie stanie się jedną z pomniejszych sług Disa.
   -Kto? Nic nie rozumie –uwaga o Rowenie podziałała na Rachelę jak czerwona płachta na byka. –Czego od niej chcesz?!
   -Ja?  Ależ nic. Tylko stwierdziłem, że wkrótce będzie jednym z półdemonów –Dante naciągnął kaptur i podszedł do drzwi. Obejrzał się ostatni raz na Rachelę. –Przyjmij moją radę. Gdy tylko gorączka zacznie spadać, weź swój nóż i ją zabij... Ja tego zrobić nie mogę, gdyż jej los nie został jeszcze ustalony –wędrowiec wyszedł, zostawiając Rachelę wpatrującą się tępo w proste ostrze sztyletu, które chwilę temu było nadtopione i poskręcane.

---------------------------------------------------------------------------------------------

Podoba się? Tym razem nieco nagiąłem regułę przeskakiwania między postaciami i miejscami... Ale w miarę rozwoju akcji pojedyncze części będą coraz dłuzsze... Zapraszam do komentowania (stale to powtarzam, ale wolę się upewnić, czy pamietacie  :devil: ).

BTW. To nadal nie jest wszystko o wędrowcu. Ledwie nadgryzłem jego osobowość.
« Ostatnia zmiana: Lutego 27, 2006, 08:53:58 am wysłana przez Ignatius Fireblade »
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Wielka Wojna
« Odpowiedź #70 dnia: Lutego 27, 2006, 09:44:05 am »
ciekawy fragment, nie wiem czemu, ale wędrowiec przypomina mi qiaxa ;)

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #71 dnia: Lutego 27, 2006, 08:25:15 pm »
hmm.... jak zwykle, całkiem nieźle. Coprawda, ta przemowa Dantego wydaje mi się trochę sztuczna, ale nie psuje to dobrego efektu całego rozdziału. hmmm.... Chyba wcześniej już o tym pisałem, ale podoba mi się koncepcja opisu wielu ostaci, a nie skupianie się na jednej. .... hmmm.... czyli reasumując, bardzo fajnie
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #72 dnia: Lutego 27, 2006, 08:53:29 pm »
Dante Aligieri mi się podoba. Mroczny równoważnik trzyma klimat. Ciekawe coś wymyślił z Rowanem?
I'm in Space!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #73 dnia: Lutego 28, 2006, 10:28:04 am »
Interesujące jak zwykle co tu więcej mówić.  :)  

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #74 dnia: Lutego 28, 2006, 08:50:50 pm »
Jak zwykle dziękuje za komentarze. Są dla mnie bardzo miłe i napędzają do zamieszczania kolejnych fragmentów. Dziś powoli zbliżamy się do pewnego punktu kulminacyjnego, badzo ważnego tak dla tego rozdziału, jak i dla dalszych losów naszych bohaterów. Ale wiecej nie zdradzę :) Zapraszam do lektury.

------------------------------------------------------------------------------------------------

IV

   Cesarz Darius I Nieśmiertelny zwany Pogromcą Ciemności, Niosącym Światło                  i Nadzieją Słońca, siedział w swojej samotni. Trwał w bezruchu, zamyślony. Szklaną kulę, niegdyś tak często przez niego używana, pokrywała gruba warstwa kurzu. Podczas tych dziesięciu lat niewiele się wydarzyło. Przemocą i układami zapewnił sobie uległość Mrocznych, oczywiście poza wampirami i dragonami... Niemal udało mu się uniezależnić od władzy świeckiej i duchownej Imperium Arkadyjskiego. Niemal, gdyż Arcykapłan wraz               z Imperatorem przysłali do Dominium dwa zakony świętoszkowatych mnichów-kapłanów, wspomaganych przez gildię fanatycznie oddanych magów. Teraz ci idioci dyszeli Dariusowi na kark, z radością donosząc o każdym jego potknięciu przy dowolnie przytrafiającej się okazji. Cesarz od dawna zastanawiał się nad usunięciem niewygodnych dewotów.
   Jedyną pozytywną stroną ich pobytu w jego włościach było to, że posiadali „broń palną”, działającej przy udziale tajemniczego „prochu strzelniczego”. Darius jedynie słyszał        o ich niszczycielskiej sile, lecz nie spodobała mu się zbytnio konieczność przeładowywania po każdym strzale. Mankament ten, w oczach Cesarza, sprowadzał owy wynalazek do poziomu kuszy z jednym bełtem. W ogniu bitwy nikt nie zdążyłby załadować tego czegoś ponownie, a gdyby nawet próbował, to szybko spotka się ze swoimi wnętrznościami.
    Kolejnym powodem do zmartwień była nadzwyczajna odporność wampirów na groźby i perswazję. Nie dość, że śmieją się w twarz potędze ludzi, to jeszcze znajdują siły dla swoich odwiecznych utarczek z wilkołakami. Podświadomie Darius wiedział już od dawna, że lud Tor’ Alu jest ciężkim orzechem do zgryzienia... Nagle, w jego umyśle zaświtała pewna myśl. Poderwał się z fotela i szybkim krokiem zszedł po stromych i krętych schodach.
   Coraz bardziej przyspieszał, aż w końcu wbiegł do komnaty generała Einharda i nie zdradzając jakichkolwiek śladów zadyszki, rzucił władczym tonem.
   -Einhard! Zawiadom zakony Światła, Niebios i Magów. Ruszają na Świętą wojnę –generał z głębokim zdumieniem spojrzał na Cesarza.
-Ależ panie, co na to pozostali? Rada, władcy? –Darius ironicznie przekrzywił głowę.
   -Jeśli będą mieć jakiekolwiek obiekcje, to ich zabij. Ale najpierw upewnij się, że plan uzupełnienia zostanie wykonany –chłodny spokój w głosie Cesarza lekko zmroził generała. –A może odmawiasz wykonania rozkazu?
-Ależ skąd, mój panie! Ja tylko... –Darius nie pozwolił mu dokończyć.
-No to rusz swoje tłuste dupsko z ciepłego stołka i jazda po heroldów! –krzyknął nieco ostrzej niż zamierzał, choć odniosło to zamierzony skutek. Generał Einhard wybiegł ze swojej komnaty, zmierzając w stronę skrzydła dowództwa armii. –Co za kretyn –podsumował Cesarz i powoli ruszył do swoich pokoi, myśląc nad losem swojej córki, Racheli, która osiem lat temu potwierdziła obawy ojca i wstąpiła w szeregi gildii złodziei. Teraz Darius miał zamiar stworzyć sobie syna doskonałego.

V

   Dracon i Ignatius usiedli pod drzewem na polance pośrodku lasu... Stanowił on naturalną granicę pomiędzy terytorium wampirów a dragonów. Byli wycieńczeni całodniowym marszem i, dodatkowo, ich nowy towarzysz, Piotr Noir, stwierdził, że pójdzie upolować coś do jedzenia. Po raz pierwszy od czterech dni mogli swobodnie porozmawiać.
   -Draconie, rozumie, że mistrz powierza nam jakąś dziwna misję, o której nic nam nie mówi, prócz jednego nazwiska, ale...
   -Po co mój ojciec dołącza jeszcze jakiegoś innego wampira? Nie wiem...
   -Co o nim sądzisz?
   -To typowy przykład zepsutego dzieciaka z wpływowymi rodzicami, ot co...
   -Nie za ostra ta ocena? Wiesz, on się nawet stara być pomocnym. Nawet poszedł po coś do żarcia.   
   -Jest mięczakiem zgrywającym twardziela... Jakoś go nie lubię –Dracon uśmiechnął się i wskazał ruchem głowy Noira, wychodzącego z lasu.
   Był chłopakiem średniego wzrostu, o okrągłej twarzy, krótkich, brązowych włosach          i szarych oczach. Spod skórzanej kurty widać było zarys lekkiego brzuszka... Zobaczył dwójkę towarzyszy i z uśmiechem pomachał w ich stronę trzema królikami.
   -Na obiad będzie świeże mięso! –zawołał wesoło. Dracon i Ignatius popatrzyli na siebie i ciężko podnieśli na nogi.
   -No to trzeba by rozpalić jakieś ognisko...
   -My pójdziemy pozbierać trochę chrustu, a ty obierzesz zdobycz ze skóry, dobrze? –drow wypowiedział to nie kryjąc sarkazmu. Piotr puścił to mimo uszu.
   -Upuszczę im krew, to będzie czym popić –Noir delikatnie oblizał usta, na co Dracon skrzywił się z niesmakiem.
   -Chcesz pić zwierzęcą juchę? Proszę bardzo, ale to hańba dla wampirów! –w oczach Piotra zaczęły skakać ostrzegawcze błyski. –Nic nie wiesz o naszych zwyczajach? Widać tatuś za długo trzymał cię pod kloszem –chłopak chciał zripostować, ale Delacroix nie dał sobie przerwać. –Nie słyszałeś może o wysysaniu energii? Potocznie zwanym wampiryzmem energetycznym? Ale po co ja w ogóle pytam... Taki opity krwią bachor nie ma prawa czegokolwiek o tym wiedzieć –Dracon odwrócił się na pięcie i po chwili zniknął w zaroślach.
   -Nie przejmuj się, on już tak ma –lekko zawstydzony wybuchem towarzysza Ignatius szybko ruszył za przyjacielem.
   Piotr, jeszcze oszołomiony niespodziewanym atakiem, usiadł na ziemi i sztyletem zaczął oprawić króliki. Nagle usłyszał świst i bełt przeleciał milimetry nad jego uchem. Noir natychmiast rzucił się w stronę swojego miecza, leżącego wśród reszty ich tobołów. Szybkim ruchem wyrwał stal z pochwy i stając w rozkroku ciął nim dwa razy powietrze...
   -Wychodźcie ze swego ukrycia, zuchwalcy i stawajcie do pojedynku! –do jego uszu dobiegł rubaszny śmiech.
   -Dobra, wampir ku –spomiędzy krzaków na polanę wyszło dziewięciu zbirów, wyglądających na ludzi... Mieli na sobie kolczugi, a w rękach trzymali tarcze, miecze                 i topory gotowe do użycia. –I co dzieciaczku, strach cię obleciał? Potrafisz tylko gadać jak jakiś cholerny bohater zaplutej ballady, czy jak?
   -Chcielibyście, psy! –drugą ręką złapał za rękojeść sejmitara. –Zaraz poznacie smak Noxa i Saracena! –zamachnął się drugim ostrzem. To, w przeciwieństwie do Noxa, było zakrzywione i rozszerzające się od rękojeści ku końcu klingi. To wywołało kolejne salwy śmiechu.
   -Nawet szczury mogą spróbować ugryźć –puścił oko do swoich ludzi, następnie wskazał na jednego z nich. –Ty! Zajmij się gówniarzem.
Mężczyzna spokojnym krokiem podszedł do chłopca, całkowicie go lekceważąc. Gdy był już dostatecznie blisko, zamachnął się, chcąc rozpłatać wampirowi gardło. Piotr uśmiechnął się       i sparował uderzenie Noxem, by Saracenem rozciąć człowieka od pachwiny po mostek. Upadł, próbując wepchnąć jelita z powrotem do brzucha. Umarł, nie wydając niemal żadnego odgłosu.
   -O k***a!! Brać go! –ośmiu ludzi rzuciło się w kierunku Noira, jedynie ich przywódca pozostał na miejscu.
   Wampir ciał mężczyzn po twarzach, rękach, nogach i korpusach, spijając każdą kroplę krwi, która zdobiła jego ostrza. Wyglądało to tak, jakby stał pomiędzy niespotykanie szybko umierającymi napastnikami, niekiedy tylko zlizując czerwień ze stali. Co prawda broń nieprzyjaciół czasem sięgała celu, ale rany były płytkie i po chwili same się zasklepiały. Gdy już cała siódemka leżała na ziemi, Piotr dopadł do najbliższego i wbił mu swoje kły w tętnicę szyjną, wysysając resztki życia. Widząc to, ostatni żywy człowiek odrzucił broń i zaczął uciekać. Noir nie chciał przerywać posiłku, więc postanowił, że puści tamtego wolno. Nagły krzyk paniki przeszedł w charkot. Wtedy wampir znów podniósł wzrok i zauważył uciekającego, teraz leżącego na ziemi z włócznią wystającą mu z pleców.
   -Co jest? –wstał, ocierając usta z krwi. Dopiero wtedy z zarośli wyszła jakaś postać            i kładąc nogę na trupie, wyrwała z niego swoja broń.
   
------------------------------------------------------------------------------------------------

Pewnie zauważyliście, że zamieściłem dwa przeskoki w jednym fragmencie. To datego, że Darius nie jest jeszcze gotów do większej roli ;P Mam nadzieję, że wam się spodobało. Zapraszam do komentowania :)
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #75 dnia: Lutego 28, 2006, 09:07:57 pm »
hmm.... pisanie cięgle, że kolejne rozdziały są bardzo dobre, robi się powoli nudne.... Weź napisz coś kiepdkiego, żebym mógł ci trochę krytyki zapodać dla odmiany :F
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Miyone

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 81
    • Zobacz profil
    • http://
Wielka Wojna
« Odpowiedź #76 dnia: Marca 02, 2006, 09:00:02 am »
Bardzo podobają mi się opisy scen batalistycznych. Poza tym sama historia jest ciekawa i musze przyznać, że się wciągnęłam^^ Niecierpliwie czekam na kolejne części...

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #77 dnia: Marca 03, 2006, 11:11:10 am »
Dziękuję za wszystkie komentarze :) Bardzo mnie cieszą :D dziś dodaję kolejną część, będącą wprowadzeniem do czegoś dużego... Domyślicie sie po przeczytaniu :P Zapraszam do lektury :]

------------------------------------------------------------------------------------------------

-Uciekał, więc go zatrzymałam –Noir w końcu dostrzegł zarys kobiecej sylwetki, gdy ta nieco się zbliżyła.
   -Nie chciałbym wyjść na niewdzięcznika, ale kim jesteś?
   -Nazywam się Agatha i pochodzę z dumnego rodu dragonów.
   Gdy mdłe światło słoneczne padło na nią, Piotr poczuł, że ogarnia go nagła fala ciepła, porównywalna z wypiciem paru litrów krwi... Burza ciemnych, kręconych włosów otulała okrągłą twarz, z której spoglądały na niego badawczo dwa szmaragdy. Czarna kurta i spodnie uwydatniały jej kobiece kształty... U pasa wisiał długi miecz, o złotej, bogato zdobionej rękojeści. Dziewczyna nagle zmarszczyła brwi i odwróciła się w stronę z której przyszła.
   -Xall!! Gdzie ty się podziewasz?! Wyłaź stamtąd!
   -Już, już... Tylko te głupie krzaki...-dało się słyszeć odgłosy szamotaniny i po dłuższej chwili na polanę wybiegł lekko zdyszany mężczyzna w prostej, białej szacie kapłańskiej. Teraz przyozdobionej przygodnie napotkanymi liśćmi i gałązkami, a nawet błotem. Włosy, kolorystycznie dopasowane do szaty, miał przystrzyżone na wysokości ramion, a czerwone źrenice zdradzały zakłopotanie. W dłoni ściskał długi, drewniany kostur.
   Dokładnie w tym samym momencie z lasu wyszli obładowani chrustem towarzysze Piotra. Osłupiali, wgapili się w trupy, Noira i dwójkę nieznajomych.
   -Co tu się stało? –zapytał Dracon, nieufnie patrząc na Piotra.
   -A co cię to obchodzi? I dlaczego pytasz rozwydrzonego bachora? –Noir nawet nie zaszczycił Delacroixa spojrzeniem.
   -Jak to „rozpuszczonego”? Przecież on sam pozabijał tych tutaj! Jeżeli to ma być rozpuszczenie, to ja się dopisuje –wampir znalazł nieoczekiwane wsparcie u kapłana.
   -Naprawdę? –Ignatius popatrzył na Piotra z uznaniem.
   -Ano...
   -Dobra, dobra... –Dracon przekrzywił głowę i wydął wargi, trochę zły na wsparcie Noira. –Ale pozostaje pytanie kim jesteście?
   -Ach! Właśnie –Piotr doskoczył do Agathy i skłonił się. –Pani, mówiłaś, że jesteś dragonką, lecz twe piękno przypomina raczej boginię! –dziewczyna stała, przytłoczona nieco nagłym atakiem słownym. Wampir, nie doczekując się jakiejkolwiek reakcji, zmienił temat. –Mam tylko jedno pytanie. Nie jesteś aby córką Arcykapłana Smoka, zwanego Grahamem?
   -Zgadłeś, panie, ale jak ja mam ciebie zwać? –dziewczyna zdążyła się opanować                i posłała chłopcu uśmiech.
   -Zwą mnie Piotr Noir, ale nie sądzę, że taka cudna istota powinna zawracać sobie głowę kimś takim jak ja –dragonce cisnęły się na usta słowa w stylu „Masz rację, nie będę”, ale uznała, że będzie miała z wampirem niezły ubaw... W dodatku używa takiego języka, jakby spał z romansami pod poduszką.
   -No już... Kończ tą prezentację, musimy ruszać –Xall położył rękę na ramieniu wampira. –Droga przed nami długa.
   -Cholerny klecha –mruknął pod nosem Ignatius.
   -Słyszałem to, niewychowany szczeniaku –odparł, odchodząc w stronę leśnej ścieżyny.
   Gdy trójka Mrocznych zbierała bagaże, Xall podszedł do Agathy i zaczął jej coś cicho tłumaczyć. Dziewczyna jedynie krzywo na niego spojrzała i odeszła kilka kroków, co chwilę spoglądając na Piotra. Młody wampir dopiął pas Saracena, narzucił długi, szary płaszcz,              co chwilę zerkając w stronę dragonki. W pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały,               speszony tym chłopak zrobił to, co pierwsze przyszło mu do głowy. Położył dłoń na karku         i wyszczerzył się w zakłopotanym uśmiechu. Agatha odpowiedziała mu krótkim, nieco tajemniczym uśmieszkiem, po czym odwróciła głowę.
   -Hej, Noir –Ignatius trącił łokciem osłupiałego chłopaka, przywołując go do rzeczywistości. –Idziesz, czy robisz za drogowskaz?
   -Ano już idę –przerzucił pochwę z Noxem przez plecy i powlókł się za resztą, nieświadomie coraz bardziej przyśpieszając, chcąc dogonić Agathę.
   
   
VI

   Wielki Marszałek Wilhelm Noir stał na murach swojej twierdzy. Nie dalej, jak godzinę temu zwiadowcy powrócili, niosąc bardzo niepokojącą wiadomość. Armia ludzi zmierzała w ich stronę...
   Twierdzili, że pył, przez tamtych podnoszony, przesłaniał horyzont. Temu Wilhelm nie był skłonny uwierzyć. Przeżył zbyt wiele wojen, by ufać wyobraźni wystraszonych żołnierzy. Choć jedno go martwiło... To nie było zwykłe wojsko, złożone z partaczy, obiboków i niechcianych bękartów, ale karne i doskonale wyszkolone oddziały zakonne. A to już było groźne, ich cholerny fanatyzm. Rycerze zakonni ślepo wierzyli w ideały swoich przywódców i w ich obronie mogli poświecić wszystko, nawet siebie. Miał problem...
   Nagle jego rozmyślania zostały przerwane przez wbiegającego Marcusa. Miał na sobie swoją starą zbroję płytową, która, choć dawno nieużywana, zachowywała regulaminowy połysk, oraz pełne oporządzenie bojowe. Każdemu jego krokowi towarzyszył niemiłosierny chrzęst. Gdy generał zobaczył Noira, zatrzymał się i szybko zasalutował.
   -Panie, moje oddziały w pełnej gotowości! Czekamy jedynie na twój rozkaz!
   -Twoje? Myślałem, że odsunąłem cię od dowodzenia jazdą –Wilhelm zmrużył oczy. –A może się mylę?
   -Ależ, mój „następca” –podkreślił sarkazmem to słowo –to jeszcze nieopierzony żółtodziób! Nawet przez te dwadzieścia lat nie walczył w żadnej bitwie!
   -Tak, tak –Noir westchnął ciężko –wiem... Zatem, twoim zdaniem, powinienem znów mianować cię głównodowodzącym?
   -Oczywiście, to jedynie pańska decyzja, a ja bez wahania poddam się pod sprawiedliwy osąd –Marcus zgiął się w ukłonie.
   -Dobra, nie staraj się podlizać –Marszałek machnął ręka. –Wracaj do żołnierzy... Generale –dorzucił po chwili milczenia. Po odejściu Delacroixa, odwrócił się i nadal wpatrywał w horyzont.

   To był długi dzień dla wampirzego społeczeństwa Skalnego Miasta. Wszyscy byli pogrążeni w odmętach dziwnego strachu, nietypowego dla ich rasy. Ta wroga armia, to         w końcu jedynie ludzie, tłumaczyli sobie, ale nic nie pomagało. Wróg miał stanąć pod ich murami następnego dnia, wiec wieczorem kobiety, dzieci i starców przesunięto jak najdalej        w głąb miasta, dając choć iluzję bezpieczeństwa. Żołnierze niecierpliwie gotowali się do największej bitwy ich życia, mając, gdzieś w głębi czaszek, świadomość, że może okazać się ich ostatnią. Jeśli nie dla nich, to dla ich towarzyszy, krewnych i przyjaciół. Marcus Delacroix, generał i dowódca elitarnych oddziałów wampirzej jazdy, mający dosyć ogarniającego go zewsząd strachu, zamknął się w swojej komnacie. Upijał się winem                    z domieszką krwi ludzkich dziewic. Był to niezwykle rzadki rarytas, dostępny tylko dla najwyżej położonych w mrocznej hierarchii.
   -Draconie, mój synu, zbliża się wielka bitwa... –zawiesił głos, chcąc podnieść napięcie i wbił wzrok w miejsce, na którym zwykł siadać chłopiec. Teraz było puste. Dracon wyruszył z misją. Ale on o tym nie pamiętał. Gdy uznał, że może kontynuować, jednym łykiem opróżnił swój kielich. –Zapewne zwiastuje ona wojnę jeszcze większą i krwawszą, niż mogliśmy sobie do tej pory wyobrazić. Nie wiem, jak ja przetrwamy... Być może pisana nam zguba... Wtedy oznaczało by to, że nasz wielki Tor’ Alu nas opuścił. Cóż za szczęście, że Raziel wysłał ciebie do Dragonium –ciągle przemawiając do nieobecnego syna, sięgnął po dzban z winem. –Ludzkie ścierwo chce oczyścić Dominium z Mrocznych, ale, pies ich trącał, nie uda im się to! –w pijackim uniesieniu wyrżnął kielichem o stół. –Albowiem jesteśmy dla nich jak susza, czy nieurodzaj, zawsze czaimy się na skraju świadomości! Żaden mroczny nie pokłoni się przed tymi matkojebcami, tymi robakami, toczącymi ten świat! –znów napełnił kielich, podniósł do ust, po czym odrzucił osuszony w kąt pokoju. –Synu, przede wszystkim pamiętaj, że kocham cię nad życie i zawsze będę przy tobie –wstał od stołu i pogłaskał swoje przywidzenie po głowie. –Muszę iść już spać. Jutro trzeba będzie dać z siebie wszystko.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Czasem mam ochotę zamieścić troche cynizmu w komentarzach... I będę to robil, ale nieco później. Jak wam się podoba ta odsłona? Szczerze, to przemowa Marcusa nie była zaplanowana... Usiadłem nad kartkami z długopisem w łapie i pisałem, co mi wpadło do głowy :) Zapraszam do komentowania.  
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Wielka Wojna
« Odpowiedź #78 dnia: Marca 03, 2006, 11:55:33 am »
jee..będzie wojna!! :P
kolejny świetny kawałek....

Offline Miyone

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 81
    • Zobacz profil
    • http://
Wielka Wojna
« Odpowiedź #79 dnia: Marca 03, 2006, 12:47:09 pm »
Niezły motyw z tym przemówieniem, podoba mi się. XD
Cytuj
kolejny świetny kawałek....
tylko czemu tak krótki? :(