Autor Wątek: Wielka Wojna  (Przeczytany 23007 razy)

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #100 dnia: Marca 24, 2006, 12:44:26 pm »
Witajcie!! Powracam z nową częścią Wielkiej Wojny :) Powolutku zbliżamy się do zawiązania głównego wątku fabuły :D Tak, tak, nawet nie wiecie ile mi to sprawia frajdy :] Zapraszam do lektury i komentowania :)

------------------------------------------------------------------------------------------------

Parę dni później stanęli przed naziemną częścią miasta Dragonium. Ignatius sceptycznie przyjrzał się niezbyt okazałym murom i ociekającym jadem głosem zwrócił się do Xalla.
-Czyżbyście aż tak wierzyli w tą waszą „neutralność”, by nie przejmować się obroną?
-Ty jednak jesteś ignorantem, prawda? –odparł dragon, mrużąc groźnie oczy. –Myślisz, że nasza potężna rasa zadowoliłaby się mieszkaniem na ziemi, niczym, nie przymierzając, zwierzęta?
-Wypraszam sobie! –krzyknął drow, a magia zaczęła przeskakiwać mu miedzy palcami.
-Czemu się denerwujesz? –zapytał kapłan niewinnym głosem. –W końcu twa rasa również nie żyje na powierzchni –Xall przywołał tarczę ochronną. –Wy mieszkacie pod ziemia, jak robaki!
Ignatius wypuścił w stronę dragona strumień ognia, który rozbił się o jego barierę             i oboje sięgali do broni, gdy oplotła ich roślinność.
-Co wy sobie wyobrażacie?! –ryknął Delacroix. –Zachowujecie się jak ostatni idioci! –zwrócił się do drowa. –Pomyśl, jakie wystawiasz nam świadectwo! Mamy wypełnić zadanie, a do tego czasu nie możesz dać się zabić –spod opaski na oczach wampira zaczęło bić zielone światło. –A jeśli już koniecznie tego chcesz, to z chęcią wyręczę kapłana!!! –cera Dracona stała się nienaturalnie ziemista, a włosy przybrały ciemniejszy odcień.
-Co ty wyprawiasz, bracie! –Ignatius wyraźnie był wystraszony. –Nigdy się tak nie zachowywałeś –dopiero teraz wampir odzyskał nad sobą kontrolę. W końcu stało się, wieloletnie obawy się spełniły. Demon, który objawiał mu się podczas snu i nauczał magii, prawie osiągnął swój prawdziwy cel... Ta świadomość rozbiła go całkowicie. Zatoczył się, łapiąc za głowę.
-...Przepraszam cię, Ignatiusie... Nie wiem co się ze mną stało –to akurat było kłamstwem. W oczach Xalla można było dostrzec błysk zrozumienia, a następnie, przez chwilę, nienawiść.
-Tak, nic się nie stało, Ignatiusie –mruknął pod nosem dragon, po czym dodał już głośniej. –Ruszajmy! Musimy dotrzeć na miejsce jeszcze przed południem.
Grupa ruszyła, ale tym razem Dracon pozostawał nieco z tyłu, chcąc przemyśleć całe to wydarzenie, nie chcąc wchodzić towarzyszom w drogę.

Mimo ogólnego mroku, miasto dragonów świeciło magicznym blaskiem,                           a rozplanowanie na kształt pentagramu dodawało mu mistycyzmu. Mury, z większej odległości wydające się marne, teraz przytłaczały swoja grubością i solidnością.
-Nie są wysokie, za to jakie mocne –w głosie drowa dało się wyczuć pojednawczy podziw.
Gdy masywne wrota uchyliły się przed wędrowcami, ich oczom ukazały się kamienne domki, klasztory oraz małe pałacyki. Tylko jedna rzecz się nie zgadzała...
-Tu jest pusto –mruknął Noir, rozglądając się wokół. Nagle wszyscy odwrócili się słysząc szczęk zamykającej się samoczynnie bramy. Wszyscy, prócz dwójki dragonów.
-Ależ nie musicie się dziwić –zaczęła Agatha –ta część miasta używana jest bardzo rzadko. Praktycznie jedynie podczas ataków.
-Ta część? –zdziwił się Piotr, ale od razu przypomniał sobie od czego rozpoczęła się poranna kłótnia. –Ach tak, jasne... ale jak dostaniemy się tam –ruchem głowy wskazał na chmury.
-Wy tam nie pójdziecie –odparł szybko Xall. –Słońce by was zabiło.
-To Dragonium leży ponad chmurami? –Dracon podrapał się po głowie.
-Tak... I to wszystko, czego dowiecie się ode mnie –dragon machnął ręką. –Resztę opowie wam Arcykapłan Graham.
-Spotkamy się z samym Arcykapłanem? –Dracon uważniej nadstawił uszu.
-Yhm –przytaknął kapłan. –A on nie lubi czekać, zatem chodźmy już...
Ignatius poczekał aż reszta odejdzie kawałek i złapał Dracona za ramię, zatrzymując go.
-Wszystko gra? –niepewnie zaczął rozmowę. –Słuchaj, nie przejmuj się zbytnio „tamtym”, każdemu mogło się to przytrafić –położył dłoń na ramieniu wampira, ale ten ją strzasnął.
-Wcale nie –Dracon wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć. –Czy wiesz jak to jest, gdy siedzi w tobie druga istota? Gdy musisz się z nią zmagać nawet przez sen?! –wampir ledwo powstrzymywał się od krzyku. –Powiedz, czy wiesz jak to jest powoli wariować pod naporem dwóch głosów!! –drow ze strachem odsunął się od chłopaka.
-Nie wiem –zwiesił bezradnie ramiona.
-Sam widzisz, że to nie jest coś, o czym można zapomnieć –Dracon zdołał przywrócić głosowi poprzedni, spokojniejszy, ton. –Ja przegrywam swoja walkę –wampir zamilkł                   i powoli ruszył śladem reszty grupy.

Budynek, będący główna kaplicą, a zarazem siedzibą najwyższych władz Kościoła Behemota, mieścił się dokładnie w samym sercu miasta. Wyraźnie odcinał się od otaczających go domów, zarówno pod względem rozmiarów, jak i bogactwa. Silne, kamienne i pozłacane ściany cały były pokryte zadziwiającymi płaskorzeźbami. Ogromne, podłużne witraże, niczym oczy świątyni, obserwowały każdy zakątek miasta. Lecz największe wrażenie wywierała złota kopuła, wzbijająca się do nieba i zwieńczona posagiem boga Behemota,  naturalnych rozmiarów...
Gdy cała grupa wkroczyła do środka, oślepił ich blask pochodni, odbijający się od dokładnie wypolerowanych, lustrzanych ścian.
-Ooo... to jest niezłe –Piotr wykonał obrót na pięcie. –Te złote płyty zdają się dawać nam nieskończenie wiele dróg.
-Albo nieśmiertelność –wyrwało się Xallowi, który, gdy zauważył co powiedział, szybko zmienił temat. –Poza tym, nazywaj to „lustrami”.
Stukot ich obuwia o marmurową posadzkę niósł się dalekim echem, wybijając równy, marszowy rytm. W końcu zatrzymali się przed niepozornymi drzwiami. Xall bez słowa wskazał im krzesła, po czym użył małej kołatki, anonsując ich nadejście.
-Kto tam? –niski, donośny głos dobiegł ich zza drzwi.
-To ja, o Czcigodny, twój uniżony sługa...
-Oj, zamknij się Xall i wprowadź naszych gości –Arcykapłan nie pozwolił dragonowi dokończyć i sam otworzył drzwi. –Witajcie, przybysze –na jego pooranej zmarszczkami twarzy widać było coś na kształt ulgi. –Jak minęła podróż? –Dracon miał dziwne wrażenie,        że to pytanie skierowane było głównie do Agathy. Tymczasem Xall z nadąsana mina oparł się             o ścianę, czekając na odrobinę zainteresowania od przełożonego.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Podobało się? :] Nie mogę doczekać się waszych komentarzy :) Nie pozwólcie mi, bym zdechł z pragnienia XD
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #101 dnia: Marca 24, 2006, 03:38:19 pm »
jak zawsze dobrze..chociaz nie wiele sie dzialo ;]

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #102 dnia: Marca 24, 2006, 07:55:21 pm »
no i powiedz? Po co mam pisać komentarz, skoro i tak z góry wiadomo co napiszę? Przeciez to czywiste, że napisałeś kolejny dobry rozdział. Tego nawet nie trzeba już mówić......
I jak jeszcze raz napiszesz że nie masz talentu i że piszę o niebo lepiej od ciebie, to cię wyśmieje :F
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Miyone

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 81
    • Zobacz profil
    • http://
Wielka Wojna
« Odpowiedź #103 dnia: Marca 26, 2006, 12:28:12 pm »
Już wcześniej bardzo lubiłam Xalla, ale po tym rozdziale nazywam go moim ulubionym bohaterem 'Wielkej Wojny'. :)

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #104 dnia: Marca 27, 2006, 10:21:40 am »
Jak zwykle udany rozdział.  

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #105 dnia: Kwietnia 02, 2006, 12:31:17 pm »
Dziś, w dzień szczególnie smutny, chcę wam zaprezentować kolejna część... Niosącą troche więcej nadzieji, niż poprzednie. Mam nadzieje, że sie wam spodoba. Zapraszam do czytania i komentowania.

------------------------------------------------------------------------------------------------

-Dobrze, o Czcigodny –dragonka potwierdziła słowa kapłana.
-Daj sobie spokój z tymi formułkami, dziecko –mężczyzna podszedł do Agathy i objął ja po ojcowsku. –Witaj w domu, córeczko.
Wszyscy, prócz Xalla, spojrzeli na tą dwójkę nie kryjąc zdziwienia. Po chwili Graham odprawił dziewczynę razem z kapłanem i zasiadł za biurkiem.
Trzej chłopcy powoli przekroczyli próg pomieszczenia, dopiero teraz zauważając jego, kontrastujące z resztą świątyni, gołe ściany i liche meble. Właściwie, to biurko i krzesła wyglądały na zżerane przez termity.
-Pewnie dziwi was ta prostota mej komnaty –Graham splótł palce i utkwił swój przeszywający wzrok w przybyszach. –Ale nie o tym nam mówić... Więc Wilhelm przysłał grupkę szczeniaków –Noir zjeżył się na te słowa, ale Dracon powstrzymał go wzrokiem. –Dobrze, niech i tak będzie... Zapewne ostrzegano was, że ta misja jest najwyższej wagi –zawiesił głos, w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie doczekał się. –Zatem przekażcie waszemu Wielkiemu Marszałkowi Wilhelmowi Noir, że odpowiedź brzmi „nie”.
Chłopcy stali z otwartymi ze zdziwienia ustami. Osłupiali. Pierwszy ocknął się Dracon.
   -Ale odpowiedź na co? –Graham skrzywił się na to pytanie, lecz widząc, że przybysze szczerze się dziwią, po raz pierwszy się uśmiechnął.
-Wasz szef wam nie powiedział, co? –kpiący wyraz jego twarzy ustąpił powadze. –Tym bardziej ja tego nie zrobię. A teraz wybaczcie –rzucił, wstając z miejsca. –Nie mogę poświęcić wam więcej czasu.
-Tylko, że...
-Co znowu? –w głosie Arcykapłana zabrzmiała stalowa nuta.
-Czy możemy prosić o jakiś nocleg? –Dracon był nieco zakłopotany.
-A, taak, oczywiście. Wybierzcie sobie coś z tych tam –wskazał ręka na puste budynki. –Możecie zostać tak długo, jak tylko zechcecie –postać dragona spowiła mgła, a gdy się rozwiała, jego już nie było.
Trzej chłopcy stali w miejscu, nie mogąc zdecydować się na następny krok. W końcu Ignatius odezwał się jako pierwszy.
-Możemy wracać? Skoro mamy już tą wiadomość, to nic nas tu nie trzyma –drow ruszył do drzwi, gdy te rozwarły się, omal nie wylatując z zawiasów. Przebiegł przez nie potężnie zbudowany dragon... Piotrowi nasunęła się myśl, że już wie, jak można zmusić górę do biegu... Niespodziewany gość rozejrzał się i gdy zobaczył dwójkę wampirów i drowa cofnął się z niechęcią.
-Gdzie jest Arcykapłan? –widać poczucie obowiązku zwyciężyło.
-Był, ale go już nie ma –zanim Noir zrozumiał sens swoich słów było za późno. Dragon chwycił za oburęczny miecz, wiszący na jego plecach.
-Zabiliście Czcigodnego?!!
-Ależ skąd –Dracon starał się załagodzić sprawę. –Mój tępy towarzysz chciał powiedzieć, że Arcykapłan Graham przed chwilą odszedł, by zająć się swoimi sprawami –na twarzy dragona pojawiła się bezbrzeżna ulga.
-Mówił dokąd?
-Nie, a o co chodzi? Coś się stało? –spytał Ignatius.
-Nie wiem, czy mi wolno, ale –tu dokładniej spojrzał na chłopców –to w pewnym sensie dotyczy i was, więc... Dobra, powiem wam –mężczyzna odchrząknął. –Ludzie przeprowadzili szturm na Skalne Miasto –dragon spodziewał się jakiejś reakcji, ale odpowiedziały mu jedynie kamienne twarze chłopców.
-Rozgromiono tych ludzkich idiotów? –Dracon rzucił pytanie, niby od niechcenia.
-...Niestety nie  -tym razem oczy przybyszów rozszerzyły się do granic możliwości. –Wampirze wojsko zostało wybite co do jednego... Razem z Wielkim Marszałkiem Wilhelmem Noir, generałem Marcusem Delacroix i Mistrzem Żywiołów Razielem –dragon czuł, że te nazwiska wywołają największe wrażenie. Znów odpowiedziała mu cisza, chłopcy stali bez ruchu, niby zaklęci.




II

Dracon stał na balkonie jednego z opuszczonych domów w Dragonium. Wbijał wzrok  w nocne niebo, jak zwykle zachmurzone. Nagle poczuł obecność swojego przyjaciela. Drow stał tuż za nim.
-Zastanawiałeś się kiedyś nad tym jak wygląda nasze niebo? Gwiazdy? Księżyc? Bez śladów tych magicznych oparów –Ignatius był zaskoczony słowami swojego przyjaciela.              W końcu przed chwilą dowiedział się o śmierci swoich najbliższych...
-Nie, koncentruje się na „tu i teraz”, a nie na zastanawianiu się nad czymś tak odległym –podniósł głowę, wskazując niebo.
-Właśnie w tym się różnimy, bracie –spokój w głosie wampira był nienaturalny. –Ja staram się być otwartym na wszystko...
-Wiesz, od dawna chciałem zapytać się o cel noszenia tej opaski na oczach...
-To coś? –Dracon się zdziwił, że drow o to pyta. –Czasem sam zapominam, że to noszę. Więc –zaczął, nadal wgapiając się w niebo –jest to symbol mojej walki, a zarazem narzędzie kształtujące wrodzone wampirze umiejętności.
-Jak...?
-Postrzeganie pozazmysłowe –odczekał chwilę, jakby zbierał się do dłuższego wywodu. –Nie potrzebuje oczu, by widzieć to wszystko... Co prawda kolory sprawiają mi jeszcze pewne trudności, ale widzę to samo co ty. Jak nie więcej, bo mogę „patrzeć”                    we wszystkich kierunkach, bez poruszania głową.
-To tak mnie dostrzegłeś... Ale wspominałeś też coś o walce... Jakiej?
-Pamiętasz, co mówiłem rano? Czas, byś dowiedział się wszystkiego... Jestem,                   a raczej połowa mnie jest, wcieleniem Śniącego –Ignatiusa zatkało. Przez chwilę stali               w milczeniu. –Ta opaska służy ukryciu tego faktu.
-Opaska... Coś takiego może –drow miał problemy z poskładaniem logicznego zdania. –Jest magiczna?
-Nie, to najzwyklejsza skóra –Dracon lekko się uśmiechnął. –Widzisz, czytałem              o tym, że oczy demona są całe czarne, niczym nicość... Śniący objawił mi się po raz pierwszy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, pamiętasz?
-Tak, ale byłeś jeszcze w pełni... sobą?
-Raczej... Choć myślę, że mistrz wiedział o tej „drugiej” osobie...
-Tyle, że Raziela teraz już nie ma –ta deklaracja nie sprawiła Ignatiusowi tyle bólu, ile się spodziewał.
-Niestety –Dracon odwrócił się do przyjaciela –bo teraz bardzo by mi się przydał –wampir zaczął rozwiązywać supeł, trzymający opaskę na jego oczach.
-Co robisz?!
-Wiesz, prawdę mówiąc, Dracon którego znałeś już od jakiegoś czasu nie istnieje –drow odsunął się ze strachem. Patrzyła na niego para różnych oczu. Jedno niebieskie,                 a drugie, wypełnione pustką. –Przegrałem swoją walkę, bo oddałem część siebie Śniącemu... Ale i wygrałem, gdyż zachowałem połowę duszy.
-Bracie –Ignatius nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
-Ta istota była twoim bratem? –głos wampira był o wiele bardziej szorstki i chłodny. –Jak to możliwe? –twarz Dracona wykrzywił grymas bólu i po chwili chłopak był znów sobą. –Widzisz czemu do tej pory byłem przez większość czasu zamknięty w swojej komnacie? –widać było, że jest bliski płaczu. Osunął się na kolana. –Czasem chciałbym po prostu zdechnąć.
-Nie mów tak! –drow przemógł strach i podszedł do wampira. –Przecież dla ciebie taki demon to pryszcz –zaczepnie szturchnął Dracona w ramie.
-... –dwie jaźnie, wściekłość i wzruszenie ścierały się ze sobą. Pierwszeństwo zdobyła ta druga. –Czemu chcesz mi pomóc?
-Ponieważ uważam się za twego przyjaciela, a ja jestem wierny przyjaciołom –Ignatius położył dłoń na ramieniu wampira. Tym razem nie została strącona.
-Dziękuję –chłopak otarł łzę, spływającą ze zdrowego oka. –Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam spłacić ten dług.
-Jaki dług? To mój obowiązek, bracie.
Dracon nie odpowiedział. Wstał i przytulił drowa po przyjacielsku, po czym znów zaczął patrzeć w niebo. Tym razem swoimi własnymi oczyma i z wiernym towarzyszem u boku.

------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #106 dnia: Kwietnia 02, 2006, 09:26:21 pm »
śmieszna sprawa, bo zauważyłem, że u ciebie wampiry, w przeciwieństwie do ludzi, są bardzo ludzkie :F Ale może to nawet lepiej. W każdym bądź razie ten rozdział poniżej średniej nie spada. Jest dobry jak wszystkie inne chociaż faktycznie akcji w nim nie uświadczyłem. No ale zobaczymy jak to się rozwinie
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #107 dnia: Kwietnia 04, 2006, 10:57:03 am »
Kolejny według mnie udany rozdział.  

Offline Miyone

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 81
    • Zobacz profil
    • http://
Wielka Wojna
« Odpowiedź #108 dnia: Kwietnia 06, 2006, 12:21:24 am »
Gdy czytam kolejne rozdziały, to zupełnie tak, jak bym czytała dobrą książkę. ^_^  

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #109 dnia: Kwietnia 21, 2006, 08:46:57 pm »
Witojcie po długiej przerwie!! Mam sporo na głowie (a tak serio, to chcę dać odetchnać konkurencji XD), ale postaram sie pisać w miarę regularnie. Zatem nie przedłuzając zapraszam do czytania!

------------------------------------------------------------------------------------------------

Piotr Noir wybrał się na samotny spacer po Dragonium. Wiadomość o śmierci ojca mocno zachwiała jego i tak już wątłą pewnością siebie. Wcześniej czuł się jedynie zagubiony, teraz wiedział, że sens tego wszystkiego gdzieś się zatracił. Potrzebował solidnego przewodnika... Ale jego umysł nie spełniał tego wymogu. Jakoś nie słyszał głosu Wilhelma... Niezbyt go to zdziwiło. Nie dawał wiary tym bajdurzeniom o dawno umarłych mistrzach. Podobno mieli powracać z zaświatów i pełnić role strażników u boku swoich wychowanków... Historia dla mięczaków... Tylko, że teraz przeraźliwie chciał uwierzyć.
Gdy w końcu zdecydował się na odpoczynek, dotarło do niego, że się zgubił. Nie tylko w życiu, ale i w mieście.
- Gdzie ja jestem? –rozglądał się, chcąc dojrzeć choć jeden punkt orientacyjny. Z kolei na niego zewsząd patrzyły pozbawione oczu domy. Rozlatujące się konstrukcje, przeżarte na wylot zimnem, odpychające i śmierdzące samotnością. Wszystko było takie szare, przygnębiające... Wampir ruszył dalej. Nie zaszedł daleko, gdyż potknął się o dziurę                      w wybrukowanej ulicy i runął prosto do wąskiego strumyczka na środku drogi. Cuchnął rozkładem i mułem. – Co jest? Przecież mam być „panem nocy”, drapieżcą – ironia w jego głosie miała ślady rozpaczy. – Więc dlaczego się boję?
- Nie wiem – Piotr aż podskoczył, co zakrawało na cud anatomiczny, zważając na jego horyzontalną pozycje. Ktoś za nim był. – Ja też się zgubiłem.
- Kto... – wampir obejrzał się i zobaczył szarą, potarganą i unoszącą się w powietrzu szmatę.
- Witaj ponownie –rozcięcie, mające pełnić role ust, wykrzywiło się w uśmiechu.
- Ponownie? Znaczy kiedyś się spotkaliśmy?
- Taak –głos zjawy przypominał wycie wiatru. – Choć ty nie uświadczyłeś mojej obecności. Mimo, że materiał cały czas poruszał się, miejsce w którym powinna znajdować się głowa było nieruchome. – Moment, chwila – ręka Noira powędrowała w stronę rękojeści Noxa. – Kim ty jesteś?
- Jacy wy jesteście przewidywalni – zmora najwyraźniej chciała się roześmiać, ale nie mogła. – Wszystko od razu. Myślisz, że to się da wytłumaczyć w taki sposób?
   - Kim jesteś? – Piotr z uporem powtarzał to pytanie.
- A nie mówiłem? Niestety, to nie jest miejsce do takiej rozmowy. Chodź ze mną, pokażę ci coś – nie czekając na odpowiedź wampira, szmata rozciągnęła się, zmierzając               w jego stronę. Czuł sploty zacieśniające się wokół jego ciała. Chciał krzyczeć, ale materiał wpełzał do ust. Nie mógł nawet patrzeć. Nie wiedział, co się z nim dzieje. – To będzie dla ciebie całkiem nowe doświadczenie, więc ostrzegam, żebyś nie otwierał od razu oczu – świst rozlegał się tuż nad jego uchem.
Dreszcz pełzał wzdłuż jego kręgosłupa, od lędźwi aż do karku. Nagle coś szarpnęło jego ciałem do przodu. Nie odczuwał niczego, jakby przechodził przez cudowne Katharsis. Zdawał sobie sprawę, że choć nie poruszył nogami, Dragonium pozostało daleko w tyle. Chwilę później wszystko ustało. Jego stopy dotykały czegoś kruchego, a cisza była tak doskonała, że aż dzwoniło w uszach. Dziwne, ale nawet powietrze było... inne.
- Zaraz zdejmę z ciebie tę szmatę, spokojnie – głos nie był już dziwny, raczej przyjemny. – Pamiętasz o co cię prosiłem?
- Yhmm...
- To dobrze – Noir czuł, jak materiał zsuwa się z niego, uwalniając z ciasnych splotów. Znów mógł poruszyć szczękami... i sprawiało mu to spory ból. – Zanim przejdziemy do konkretów, nalegam, byś usiadł – podmuch powietrza odepchnął wampira do tyłu, wciskając w wygodny fotel. – Dobrze wychowany – niewinna kpina – w przeciwieństwie do gospodarza... Nazywam się Cień i jestem waszym bogiem – te słowa podziałały na wampira jak sztylet wbity w dupę.
- Naszym bogiem jest Tor’ Alu! – Piotr rozchylił powieki i okazało się to wielkim błędem. Siedział w fotelu we wnętrzu kuli ognia!! Dopiero teraz żar w niego uderzył. Czuł, że skóra zaczyna skwierczeć, włosy zajmują się ogniem, a oczy wygotowują z oczodołów.
Noir krzyczał z całych sił. Czuł, jak pękają mu na całym ciele bąble, rozpryskując płyn surowiczy... Białko zmieszane z krwią spływało po policzkach, parując, nim docierało do szyi. Ostatnim wysiłkiem zwrócił się do Cienia.
- Dlaczego?
- Idioci – z obrzydzeniem bóstwo trąciło czubkiem szmaty zwęglone szczątki. – Zawsze, k***a, to samo... No, ale teraz przynajmniej coś o tobie wiemy, nie? – sylwetka mężczyzny zmaterializowała się przy zwłokach wampira. Promieniał jakimś wewnętrznym światłem. Bladą twarz wykrzywiała dezaprobata. Szare włosy sięgały połowy pleców. Rolę ubrania pełniła prosta szata kapłana, pozbawiona jakichkolwiek oznaczeń. Wyciągnął dłoń przed siebie i przesunął po czarnym czole wampira. – Ty również się czegoś dowiedziałeś... Masz mnie zawsze słuchać – Noir powoli się odradzał. Po pięciu minutach stał nagi przed Cieniem. Zmienił się... Zrzucił troszkę brzuszka, nabrał muskulatury, włosy oraz paznokcie nieco mu urosły. Nie wyglądał już na rozpieszczonego dzieciaka.
- Dziękuję, panie – nie zważając na swoją nagość padł na kolana. – Jak mam ci dziękować?
- Słuchaj mnie, synu – ojcowskim ruchem pogładził chłopca po twarzy. – A teraz usiądź, jestem ci winny sporo wyjaśnień – odczekał chwilę, gdy wampir zakładał swoje ubranie i siadał, krzyżując nogi. – Słusznie zauważyłeś, że to nie ja byłem waszym stworzycielem, punkt dla ciebie. Ale Tor’ Alu nie potrafił znieść upodlenia swoich dzieci. Odszedł. Zamknął się w swojej wieży pod którymś z oceanów. Nikt nie wie gdzie. Nieważne...Zauważ, że moje imię brzmi, tak jak brzmi. A nie jest takie bez celu.
- Jesteś jego potomkiem? –Cień wzruszył ramionami.
- Niezła próba, ale pudło. Jestem jego cieniem. Zostawił mnie tutaj, byście mieli opiekuna... Mimo wszystko kochał was ten stary pryk.
- Po co mi o tym opowiadasz?
- Potrzebujesz pewnych podstaw, nim wyjawię swój cel. Na czym to ja..? Ach, tak... Odziedziczyłem jego moc i obowiązki. Muszę przyznać, że bycie bogiem to niezła zabawa –na ustach bóstwa zagościł uśmiech dziecka cieszącego się z nowej zabawki. – Ale do rzeczy. Wybrałem ciebie, by tchnąć w twą duszę cząstkę mnie. Staniesz się Avatarem Cienia.
- Ja? Nie kpij!
- Ehhh... Wiem, że brzmi to przesadnie, a i wygląd mam jakby wycięty z bajki, ale to zawsze dobrze działało. Znacznie lepiej, niż gdybym rzucił ci na powitanie „Co jest? Dobrze? Fajnie. Zatem idź, wyrżnij wszystkie demony, nim zrobią z ciebie kisiel.” Mam rację?
- Nie jest ci aby zbyt wesoło? –zapomniał zapytać co to takiego, ten „kisiel”.
- Jesteśmy już na „ty”? A gdzie podziało się to nudne „panie”?
- Nie dodałem tego, bo coś mi nadal nie przypominasz boga.
- Cóż to? Jak, według twej nieskończonej inteligencji, wygląda bóg? Pewnie ma brodę i jest stary jak świat – Cień parsknął śmiechem. –Oni w ogóle nie „wyglądają”. To wymyka się waszym ograniczonym umysłom.
- Po coś mnie, PANIE, tutaj sprowadził? Żeby mnie zabić, czy ponabijać się trochę?
- Nie denerwuj się tak... A zabiłeś siebie sam. Ostrzegałem cię przecież – istota zaczęła się bawić, posyłając błyskawice z jednej ręki do drugiej. – Trzeba będzie trochę nad tobą popracować, wiesz? – nagle Cień z trwogą odwrócił się za siebie i nerwowo pomachał wampirowi dłonią przed oczami. – Czas, byś już sobie poszedł.
- Szef idzie? –Noir chciał zawrzeć w tych dwóch słowach maksymalny ładunek sarkazmu.
- Coś w tym stylu – usta wykrzywiły mu się w marnej parodii uśmiechu. – Jeszcze kiedyś się spotkamy.
Piotr poczuł mocne szarpnięcie w okolicach żołądka i po chwili leżał na chodniku               w Dragonium...

------------------------------------------------------------------------------------------------

Sporo mnie ten fragment kosztował... Przeżyłem małą "wene wsteczna", ale teraz powinno juz być dobrze :] Zapraszam do komentowania :)
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #110 dnia: Kwietnia 21, 2006, 09:28:55 pm »
hmm... nie jest źle w sumie, chociaż motyw "Cienia" jest prawie tak tandetny jak "Władca Chaosu"w moim opowiadaniu. Ale nic to :F I tak jest dobrze. Miło się czyta. Trzymaj tak dalej i (miejsce na twój pozytywny komentarz)
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #111 dnia: Kwietnia 21, 2006, 09:41:21 pm »
Niestety powiem, ze tym razem jest gorzej nic wcześniejsze części. Ale wciąż miło się czyta, tylko wymyśl coś lepszego nastęnym razem oki??
I'm in Space!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #112 dnia: Kwietnia 22, 2006, 09:11:23 am »
Rozdział wdaje się odrobinę takie sobie, ale niezgorzej się to nawet czytało.  :)  

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #113 dnia: Czerwca 08, 2006, 10:21:04 pm »
Wróciłem :] Mam nadzieję, że pamietacie wydarzenia z poprzednich części :P Jeśli tak, to zapraszam do lektury świeżutkiego fragmentu :) Zblizają sie wielkie zmiany, oj zblizają :)

--------------------------------------------------------------------------

Naprzeciw niego leżały zwłoki... Poczuł swąd gnijących resztek ciała. Wampir zerwał się na nogi, lecz zawrót głowy niemal usadził go z powrotem. Coś, co kiedyś było człowiekiem, stanowiło piękne uzupełnienie okolicy. Rozkładający się wrak, będący jedynie cieniem dawnej świetności. Noir pochylił się nad zwłokami. Puste oczodoły, zapadnięte policzki i brak nosa. Wszystko to pełniło rolę parodii dawnej, zapewne pięknej, twarzy. Wgnieciona klatka piersiowa i połamane gdzieniegdzie żebra jasno świadczyły o przyczynie zgonu – upadek z bardzo wysoka. Tylko ślady ugryzienia na kręgosłupie przeczyły tej teorii. Ale równie dobrze mogły dokonać tego dzikie zwierzęta.
Z zadumy wyrwał go słabnący zapach zakrzepłej krwi.
- Wleczono cię, mój przyjacielu? – Poklepał czaszkę i ruszył nowo odkrytym tropem.

Gdy chłopak odszedł, z cienia wyłoniły się dwie sylwetki.
- Było blisko.
- Lepiej poinformować szefa.

Poszukiwania były długie i, co gorsze, bezowocne. Piotr usiadł pod zewnętrznym murem Dragonium.  Nawet nie zauważył kiedy dotarł tak daleko. Po prostu szedł tropem krwi. Czuć było jeszcze jej słodki zapach... Nagle z zamyślenia wyrwał go szmer od strony cieni. Zamknął oczy, zdając się jedynie na słuch. Unik wykonał chwilę przed czasem. Sztylet odbił się od muru dwa palce nad jego głową. Przeoczył się do przodu, wyszarpując Noxa                z pochwy. Wyprowadził cios, posyłając ostrze szerokim łukiem. Musnęło jedynie kaptur napastnika. Kątem oka Noir dojrzał błysk krótkiego miecza szykującego się do ataku. Postać natarła, zadając szybkie, choć niedokładne ciosy. W żyłach wampira wciąż tętniła krew          z poprzedniego posiłku. Skierował całą dostępna mu energię do mięśni i jednym uderzeniem rozłupał broń przeciwnika na pięć części. Nieznajomy z zaskoczeniem spojrzał na rękojeść. Noira rozpraszała ogromna ochota zerknięcia pod kaptur... Rzucił się na przeciwnika, przygniatając go do ziemi. Ujrzał twarz wroga i oniemiał z wrażenia. Leżał na Agathcie. Ta patrzyła na niego, uśmiechając się promiennie.
- Niezły jesteś – jej uśmiech odbierał chłopakowi siły, czyniąc nienaturalnie bezbronnym. – Jak na wampira.
- Mogłaś mnie zabić tym sztyletem! – głos mu drżał, choć próbował się opanować.
- Sztyletem? To coś nazywasz sztyletem?- Agatha wskazała głową na kawałek drewna z okrągłym, metalowym czubkiem.
- Tak, to... Eee... – Wampir zdawał się być mocno zakłopotany. – Wyglądało. Z resztą nie zdążyłem się przyjrzeć – Nachmurzył się i zszedł z dziewczyny. Ta popatrzyła na niego                z iskierkami w oczach i wybuchła śmiechem. Noir uśmiechnął się pod nosem.
- Nie dąsaj się – Szturchnęła go łokciem. – I tak wiem, że nie jesteś zły.
- Cóż – Nawet oczy Noira były roześmiane. – Skoro tak twierdzisz. Czemu mnie zaatakowałaś?
- Chciałam sprawdzić, czy jesteś tak dobry, na jakiego wyglądasz – Odpowiedź szczerze go zaskoczyła.
- Przecież mogłem cię zabić!
- Aż taki dobry nie jesteś.
- Chcesz się przekonać?
- Stawaj – powiedziała z uśmiechem. Wampir podał jej Noxa, a sam przygotował Saracena. Mdłe światło księżyca pełzało po zakrzywionym ostrzu, a czarna stal długiego miecza stapiała się z otaczającą ich nocą.
Pierwsza zaatakowała dragonka. Cięła od dołu, ale uderzenie ześlizgnęło się po bloku chłopaka. W taki sam sposób zbił kolejny atak dziewczyny, po czym odciął kosmyk jej ciemnych włosów. Złapał go, nim upadł i włożył za ucho.
- To na pamiątkę – powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu.
Agatha mrugnęła do niego i czterema cięciami wykroiła mały prostokąt jego kurty.
- Nie ma sprawy – Schowała materiał za pas. Figlarnym spojrzeniem odpowiedziała na jego zdziwienie. Piotr roześmiał się, po czym wrócili do wymiany ciosów.
Po dwóch godzinach, oboje zdyszani, usiedli pod murem.
- Uznajmy, że jest remis – zaproponował Noir, z trudem łapiąc oddech.
- Wyjątkowo się z tobą zgodzę – Agatha była równie wyczerpana. Potrzebowali paru minut, by dojść do siebie i uspokoić galopujące tętno. Dopiero wtedy dragonka wstała                          i podeszła do wampira.
- Dokończymy jutro? Mamy tu całkiem zgrabna salę treningową – Podała Noirowi rękę, podnosząc go na nogi.
-Chętnie – otrzepał spodnie. – Dawno nie miałem tak dobrego przeciwnika, jak... – nagle Agatha pocałowała go w policzek i rozpłynęła w jednej z wąskich uliczek miasta. Piotr stał jeszcze dłuższą chwilę, bezwiednie trąc policzek, jakby chciał utrwalić ten moment na zawsze.

III

Darius wyciągnął się na krześle. Znów spędził za dużo czasu na obserwowaniu imperium. Nawet przy pomocy magii kryształu było to wybitnie męczące. Czuł, że musi obudzić z letargu każdą kość z osobna. Posiedział jeszcze przez chwilę, po czym chwiejnie podniósł się na nogi. Bez maski jego twarz była uderzająco piękna. Delikatne rysy oraz smagła cerę dopełniały błękitne oczy, lekko zadarty nos i zadziwiająco pociągające usta. Białe włosy spływały łagodną falą, sięgając ramion. Imperator odruchowo odgarnął niewidzialny kosmyk z czoła, jednocześnie otwierając klapę w podłodze.
Wychodząc, rozejrzał się po komnacie. Maska leżała na kamieniu, obok krzesła. Chwilę później kroczył wzdłuż pustych korytarzy twierdzy. Służba, wiedząc, że nadchodzi sam Nieśmiertelny, starała się zejść z jego drogi. To niesamowite, ile może zdziałać szybka egzekucja dwudziestu ludzi... Bez żadnego powodu. Właściwie, to mogło być nim wszystko.
- Panie – Strażnicy padali na ziemię, chcąc ukazać mu szacunek. A może strach... Obojętne.
Wreszcie dotarł do celu. Na najgłębszym poziomie twierdzy znajdowały się pewne drzwi, obwarowane potężną magią runiczną. Potrafiła ona zwęglić każdego, kto zbliżył się do nich bliżej, niż na odległość trzech łokci. Wyjątkiem byli Darius i Lazarus.
Oczywiście, nie dało się powstrzymać legend, krążących wśród służby. Mówili                   o takich cudach, jak portal do miasta demonów, basen z krwią Mrocznych, czaszki zabitych przez Imperatora... Oraz wiele, wiele więcej mniej lub bardziej śmiesznych historii. Nieważne ile ich powstało, żadna nawet nie otarła się o prawdę. Za tymi drzwiami dorastał syn Dariusa – Rahag.
--------------------------------------------------------------------------

Zapraszam do komentowania :D
 
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #114 dnia: Czerwca 09, 2006, 10:01:26 am »
Nareszcie!!!!! :)
Po tak długim czekaniu muszę stwierdzić, że przyjemnie się to czytało.  

Offline Miyone

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 81
    • Zobacz profil
    • http://
Wielka Wojna
« Odpowiedź #115 dnia: Czerwca 09, 2006, 11:26:20 am »
Nadrabiam zaległości w czytaniu^^
Cieszę się, że wreszcie mogłam przeczytać kolejne rozdziały "Wielkiej Wojny", które zresztą uważam za bardzo dobre. Ale to jak zawsze :)
Cytuj
Czuł, że musi obudzić z letargu każdą kość z osobna.
Świetny tekst ^_^
Dlatego właśnie uwielbiam Twoje opowiadania. Po przeczytaniu tego zdania siedziałam chwilę z opadniętą szczęką. Genialne.

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #116 dnia: Czerwca 10, 2006, 01:26:14 am »
kolejny dobry rozdział, ale to już przecież wiesz, prawda? Nie bedę ci togo mówił po raz kolejny bo to tak oczywiste, że słów szkoda.
Chciaż fakt, że móglbyś częściej dodawać rozdziały, bo zarys fabuły twojego opowiadania mi już wywietrzał trochę z głowy po tak długiej przerwie heh
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #117 dnia: Czerwca 12, 2006, 07:30:37 pm »
Dzięki za wasze komentarze :) Miło jest od czasu do czasu przeczytać jakąś pochwałę :P Dziś zamieszczam następna część, a zarazem zamykam rozdział trzeci. Miłej lektury życzę i zapraszam do komentowania.

W_W, nie przejmuj sie... Możesz sobie wszysciutko przeczytać od początku :]
--------------------------------------------------------------------------

Właściwie, to nie był jego potomek, raczej wytwór Arcymaga. Połączył on nasienie władców Mrocznych z esencją Imperatora. Twarz chłopaka była niemal taka sama, jak Dariusa. Różnili się jedynie włosami. Rahaga miały barwę słomy i sięgały do połowy pleców.
Tors oraz prawą rękę odziedziczył po wilkołakach, muskularne i duże. Za to lewa zdradzała pochodzenie wampirze. Była chudsza, ale uzbrojona w ostre pazury. Nogi stanowiły połączenie istoty krasnoluda i drowa. Długie, zaopatrzone w potężne w potężne sploty mięśni. Gdy Darius otworzył drzwi, chłopak odwrócił łagodne, na pozór, oblicze           w stronę ojca.
- Witaj, synu – Imperator podszedł i uściskał Rahaga. Po czym patrząc w górę, wyszeptał. – Ile on ma lat?
- Organizm liczy sobie dwadzieścia pięć wiosen – Ze ściany wyłonił się Arcymag. – Umysł jest na poziomie dziesięciolatka.
- Wystarczy – Imperator patrzył na syna dłuższą chwilę. Nagle potrząsnął głową                   i zwrócił się do maga. – Masz już ten miecz?
- Już wisi na ścianie – tamten odparł z chłodnym uśmiechem. Darius dopiero teraz dojrzał olbrzymią broń. Samo ostrze miało cztery łokcie długości, a szerokie było na jeden. Świeciło lekkim, niebieskim blaskiem. Rękojeść wyglądała niczym sklecona z ludzkich kości. Przerąbana na dwie połowy czaszka oddzielała ostrze od rękojeści.
- Cudowne – Darius chciał dotknąć broni, ale Lazarus go powstrzymał.
- Jest zestrojone z esencją pańskiego syna. Nikt inny, nawet pan, nie może go dotknąć.
- Cóż – Nieśmiertelny lekko się nachmurzył. – Trudno... Mam ochotę na mała prezentację – Kawał muru odsunął się, ukazując zakutego w kajdany wilkołaka. Rahag spojrzał na niego i oczy zapłonęły mu niebieskim ogniem. Wyciągnął dłoń, przyzywając do siebie olbrzymi miecz.
- Imponujące – Darius wskazał na łańcuchy, a te opadły na podłogę, oswobadzając wilka. – Pokonaj go – odezwał się do niedawnego więźnia, wskazując na Rahaga – a zwrócę ci wolność.
Mroczny wyszczerzył kły w parodii uśmiechu. Wiedział, jaki będzie jego koniec... Zostały mu ostatnie sekundy życia. Rozmasował nadgarstki. Przynajmniej zdechnie w walce. Zaczął przeraźliwie wyć, licząc na to, że chwilowo rozkojarzy wroga. W końcu padł na podłogę. Coś przemieszczało się pod skórą wilkołaka. Gdy wstał, był o wiele potężniejszy. Sploty mięśni wydatnie rysowały się pod sierścią, a z pyska nieprzerwanym strumieniem spływała piana. Tylko najsilniejsi spośród wilków potrafili skierować wycie na siebie. Umiejętność, której celem było wywołanie strachu w sercu przeciwnika, trenowana, potrafiła wzmocnić Mrocznego, a ten był przywódcą wszystkich stad.
Rahag z łatwością poderwał ostrze. Przytrzymał je w górze przez chwilę, po czym metal ciężko uderzyło kamienną podłogę. Wilk nie chciał przepuścić takiej szansy i rzucił się do gardła mężczyzny. Rahag szarpnął mieczem pionowo w górę, wchodząc gładko w ciało wilkołaka, pokonując sierść, skórę, mięso, chrząstki i kości, aż w końcu rozciął przeciwnika na pół. Członki wilka jeszcze drżały, a oczy panicznie rozglądały się po pomieszczeniu. Nie pojął jeszcze, że jest martwy. Rahag zanurzył klingę w posoce, uciekającej z trupa. Wydzielany przez miecz blask zmienił barwę na wściekle granatowy. Iluminacja trwała krótko, a gdy kolor poświaty powrócił do poprzedniego stanu zwłoki Mrocznego zdawały się osuszone.
- Wspaniale, o to mi chodziło – Darius poklepał Arcymaga po ramieniu. Tamten skrzywił się, ale przełknął zniewagę. – Czy można w ten sposób pozbawić duszy każdą istotę?
- Nie duszy, a esencji – Lazarus poprawił Imperatora z błyskiem satysfakcji w oczach. – To jest coś bardziej podstawowego... Nie, najpierw trzeba takiego kogoś pokonać w walce. Ale teoretycznie można.
- Postarałeś się.
- Tak, panie, przyznaję, że włożyłem w to nadzwyczajnie dużo pracy. Nadałem już mieczowi imię. Brzmi ono Anul Einr – Łamacz Istnienia.
- Nazywaj go sobie, jak tylko chcesz. Ważne, żeby działał.
- Będzie, obiecuję.
- Doskonale.

IV

Piotr nie mógł zasnąć. Leżał na twardym łóżku, starając się wzrokiem wywiercić dziurę w suficie. Serce wampira waliło jak podczas krwawej uczty, czuł uniesienie, promieniującą z wnętrza lekkość. Wiedział, że ma to związek z Agathą. W końcu nie wytrzymał. Usiadł, przeczesał palcami włosy i podrapał po brzuchu. Pomimo przemiany, trochę tłuszczu pozostało... Trudno, zrzuci się po jakimś czasie. Wstał, sięgając po Saracena, tej nocy miał być jego jedyna obroną. Nie chciało mu się nawet założyć kaftana. Wyszedł              z budynku w samej płóciennej koszuli i spodniach, chcąc odszukać wspomnianą przez dragonkę salę treningową. Zapamiętał, że świątynia znajduje się w centrum Dragonium. Stamtąd rozpocznie poszukiwania.
Mimo pierwotnych zamierzeń stał, napawając się ogromem Behemota. Świątynia zapraszała do siebie, wołała. Mur, każdy kamień z osobna nucił własną melodię, cudownie splatającą się z innymi. Sama budowla wyśpiewywała hymny pochwalne ku czci ich boga, zachęcając każdego do przyłączenia się. Noir zrozumiał, że dragoni nigdy nie byli związani             z mrokiem. Tylko dlaczego im sprzyjali?
Wtedy zauważył mały, okrągły budynek naprzeciwko świątyni. Nie przywoływał, on żądał przybycia. Uderzeniami bębna jednoczył się z głosem serca... Ona musiała być              w środku.
Budowla nie wyglądała zachęcająco. Rozpadający się gzyms, odrapane ściany                      i częściowo rozbite drzwi odpychały, ale nie przeszkodziło to Noirowi w zaglądnięciu do środka. Ledwo zbliżył się do wejścia, gdy usłyszał słodki głos dragonki. Zaskoczyło go to, jak bardzo za nią tęsknił.
- Jesteś trochę za wcześnie, ale to nic takiego – Agatha stała na środku jasno oświetlonego pomieszczenia. Miała na sobie ćwiczebny pancerz, a ciemne włosy zostały spięte w ciasny kok. Patrzyła na wampira, obdarzając go jedynym w rodzaju uśmiechem. Takim, co może kruszyć skały.
- Oczywiście – Noir odpowiedział z błyskiem w oczach. Jakie było jego zdziwienie, gdy odkrył, że jego własne ciało nie chciało być mu posłuszne.
- Ale na prawdziwą broń.
- Jeśli tego właśnie chcesz – Piotr stał jak zamurowany. Musiał wypychać z siebie słowa, by się nimi nie udusić. Gorąco buchało z niego coraz silniejszymi falami. Przerażenie wypełzało w ślad za ciepłem. Nie potrafił nad sobą zapanować.
- Co tak sztywno? – ofuknęła go, robiąc obrażoną minę. – Zaraz zobaczysz kto jest lepszy.
Zaatakowała bez ostrzeżenia. Gdy skoczyła ku niemu, celując ciężkim, zdobionym złotem, mieczem w serce wampira, widać w niej było wielka radość. Mimo początkowego paraliżu, Piotr przygotował Saracena do obrony. Powietrze jęczało, gdy ich ostrza zmierzały ku sobie. Dwie sylwetki wirowały w walce, na przemian atakując i broniąc się. Żadna ze stron nie potrafiła wywalczyć przewagi dla siebie. Chłopak nie chciał używać magii, za bardzo zależało mu na opinii Agathy.
Nagle, wykorzystując chwilowe zawahanie Noira, dragonka wytrąciła mu broń z ręki, tnąc przy okazji w nadgarstek. Płytko, choć i tak boleśnie. Piotr wyszczerzył kły. Niespodziewany ból oczyścił jego umysł ze wszelkich wątpliwości. Zbierając energię przekształcił dłonie w pazury, wyglądem przypominające łapy nietoperza.
- Chcesz to rozegrać w ten sposób? Niech ci będzie – dziewczyna odrzuciła broń, a jej ręce pokryły się twardą, smoczą łuska. – Zagramy po twojemu.
Tym razem to Noir rozpoczął atak. Zanurkował pod Agathą, nogą podbijając rękę dziewczyny, a pazurami przeciągnął po jej udach. Dragonka zawyła z bólu, ale gdy ponownie na niego spojrzała, była szeroko uśmiechnięta. Rzucili się na siebie, turlając po podłodze, walczyli, nieskrępowani ograniczeniami.
Wreszcie oboje opadli z sił. Piotr leżał na Agathcie. Po raz drugi.
- Niezła jesteś – wysapał chłopak, nieco speszony ich położeniem.
- Ty też – Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Wcale nie spieszyła się                          ze spychaniem Noira z siebie. Milczeli, patrząc się na siebie. Po chwili wampir zaczął oddychać coraz szybciej, a w oczach pojawiła się niepewność.
- Poddajesz się? – rzucił, chcąc rozładować napięcie. W oczach dragonki zagościł zawód... Ale jedynie przez moment.
- Żartujesz? Przecież wygrałam – Dopiero teraz zaczęła zrzucać chłopaka. Wtedy Piotr pocałował ja szybko w usta i odtoczył, szykując się na najgorsze.
- Przepraszam...
- Za co?! – Dragonka spojrzała na niego, lekko poirytowana. – Może tego nie chciałeś?
- Chciałem, na Tor’ Alu, chciałem! – wykrzyknął, wstając. – Tylko bałem się twojej reakcji.
- Niepotrzebnie, głuptasie – Agatha powoli podeszła do chłopaka, przytuliła się                    i odwzajemniła pocałunek.
Młodemu wampirowi świat zawirował przed oczyma, ogarnął go stan bliski ekstazy. Fala przyjemności zbiła go z nóg. Dragonka patrzyła na leżącego, z otwartymi ustami, chłopaka, uśmiechając niewinnie. Pochyliła się i wyszeptała.
- A nie mówiłam, że wygrałam? – wybuchła śmiechem, wtulając się w ramiona chłopaka. – Dziwne to, prawda? Przecież jesteśmy całkowicie inni.
- Czy to ważne? – Piotr położył dłoń na policzku dragonki.
- Nie. Właściwie, to nie – uśmiechnęła się i pocałowała Noira. – Tylko co teraz? – Słysząc to pytanie, Piotr wyszczerzył się i powiedział.
- Czy to ważne? – Tym razem Agatha się wyszczerzyła.
- Nie. Właściwie, to nie – Podnieśli się i pozbierali broń. – Chcesz rewanżu, kochany?
- Zawsze – Wampir przyjął pozycję obronną. – Zaczynaj, panie przodem.
- Jaki wychowany – odpowiedziała z sarkazmem i natarła.
Pomieszczenie znów wypełniło się szczękiem stali.

--------------------------------------------------------------------------
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #118 dnia: Czerwca 12, 2006, 11:25:00 pm »
heh.... motyw zakazanej miłości między dwoma rasami/rodami jest prawie tak oklepany jak motywy występujące w Przelętym :F No ale nic to. Kolejny dobry rozdział, trzeba przyznać..... Chociaż po przeczytaniu stwierdzam, ze tobie Igni rozsypywanie flaków na prawo i lewo hyba przyjemność sprawia, co nie?  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #119 dnia: Czerwca 13, 2006, 02:04:04 pm »
Naprawdę świetnie się czyta z tym nieco romantycznym watkiem.  :)