Poruszony słuszną krytyką i iloscią błędów na początku Wielkiej... postanowiłem coś z tym zrobić... Oto przedstawiam wam jako pierwszym nowy wstęp do Wielkiej, pod zmienionym tytułem, ale w gruncie rzeczy to to samo. Życzę miłego czytania i komentowania
(jak ja się stęskniłem za tym zwrotem).
----------------------------------
Rozpad AlruiIgnatius Fireblade
Dla Moniki
PrologŚwiątynia Przedwiecznych
Świątynia Przedwiecznych była ogromną budowlą, wykutą z jednej, ogromnej bryły lodowca. Nie posiadała żadnych załamań, ani kątów ostrych. Wszystko zostało doskonale wygładzone przez wodę, płynącą w nieskończoność pod lustrami podłóg, ścian i sufitów. Wola władców Świątyni wystarczała, by utrzymać żywioły w ryzach. Błękit otaczał wnętrza, przedmioty oraz każdą żywą istotę wewnątrz pałacu bóstw, napełniając serca nieskończonym dobrem, a zarazem zmrażając wizją kary. Lód był zarazem ukojeniem, jaki i katem. Gdyby przyglądnąć się przeźroczystej podłodze, to w oczy rzucały się zamazane kształty, zatopione w lodowatej wodzie. Bogowie potrafili pozbywać się niewiernych, chcących splugawić ich dom.
Główną część Świątyni stanowiła ogromna sala z wysoko umieszczoną kopułą. Wiele pokoleń budowniczych i rzeźbiarzy pracowało, płodziło dzieci i umierało tutaj, choć bogowie mogli wyręczyć ich za pomocą jednej myśli.
Ściany zdobiły płaskorzeźby, przedstawiające wizję autora o przebiegu dyskusji nad stworzeniem Alrui. Ukazał Przedwiecznych jako brodatych mędrców dumających nad dziełem, chcących wprowadzić w kreację jak najwięcej dobra. Nie do końca była to prawda... Choćby dlatego, że około połowa bóstw objawiała się w postaci kobiecej.
Kopuła została ozdobiona malowidłami, mogących opowiadać o Raju, gdzie trafią ci, którzy wierzą. Cóż, malarz chyba nie był opłacany zbyt hojnie. Posadzkę okrywał gruby, czerwony dywan, zasłaniający lód i wodę, a także ogrzewający stopy mieszkańców i pielgrzymów. Kobierzec jeszcze nigdy nie przemókł – kolejny dowód na istnienie boskiej woli.
Dwie osoby siedziały na ołtarzu i grały w szachy. Obaj przyjęli wygląd brodatych, osiwiałych starców, odzianych w białe togi. Nie różnili się od siebie prawie niczym, nawet siatki zmarszczek wyglądały identycznie. Jedyną różnicą były pionowe źrenice jednego ze starców – tego, który grał czarnymi figurami.
Biała królowa wystrzeliła po skosie, zmierzając w stronę odsłoniętej wieży i posyłając figurę za szachownice.
- Ha! Teraz, to już mam cię na widelcu, bracie – wykrzyknął starzec, głośno klaszcząc w dłonie.
- Tak sądzisz? – Uśmiechnął się drugi, ten o oczach niczym jaszczurka.
Czarna wieża przeskoczyła dwa pola, ustawiając się prostopadle do białego króla. Naprzeciw niego stał goniec, a z lewej pułapkę domykał koń.
- Tak – Starzec odwzajemnił uśmiech i przesunął królową, posyłając za szachownicę drugą z czarnych wież i blokując króla przeciwnika, do tej pory ukrywającego się w rogu szachownicy.
- Ehhh… - Czarny wzruszył ramionami. – Jeszcze się zrewanżuję!
- Elethrion! – Zwycięzca krzyknął, a moc jego głosu został zwielokrotniony pod kopułą Świątyni.
Za ścianą lodu zaczęła kształtować się sylwetka wysokiego mężczyzny. Po chwili Elethrion wyłonił się zza zimnej bariery, wkraczając do głównej nawy. Rozłożył skrzydła, a jego błękitne oczy błyszczały boską mocą, tchniętą w niego przez przyzywającego. Mężczyzna był Sługą Lodu, wykutym i ożywionym przez samego Alrua, jednego z dwunastu Przedwiecznych. Elethrion stał się golemem, lecz został wyposażony w umysł, duszę i wolną wolę. Młodzieńczy wygląd doskonale pomagał zachować pozorów człowieczeństwa.
- Więc tym razem wygrał pan Rant? – Golem zwrócił się do zwycięzcy. – Wspaniała walka, Panie – Następnie skierował spojrzenie na pokonanego. – Przykro mi, to był zaszczyt, móc panu służyć. Do zobaczenia, panie Sen.
- Wrócę za kolejny wiek, bracie. Ciesz się mym sługą do tego czasu – rzucił pokonany, ignorując golema.
Bóg rozpłynął się w fioletowym obłoku dymu.
- Obrażalski jak zawsze – burknął Rant, bóg sfery sakralnej.
- Jakie jest pańskie pierwsze życzenie? – Elethrion machinalnie wygłosił rutynową kwestię.
- Mój Awatarze, musimy tchnąć w naszych poddanych nieco więcej wiary i utrzeć nosa memu rodzeństwu – Bóg paskudnie się uśmiechnął.
- Jak sobie życzysz, Panie.
Golem rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. Chwilę unosił się w górze, mrucząc zaklęcie przenikania, po czym skierował się na najbliższą ścianę.
Gdyby ktokolwiek znajdował się teraz w Świątyni Przedwiecznych, zobaczyłby skrzydlatego mężczyznę, mknącego przez nieskończone morze lodowatej wody. Niestety, prócz bogów Alrantu nikt tu nie przebywał.
---------------------------