Autor Wątek: Wielka Wojna  (Przeczytany 23004 razy)

Offline Grabarz

  • Soldier
  • Wiadomości: 19
    • Zobacz profil
    • http://eltarion.deviantart.com/
Wielka Wojna
« Odpowiedź #120 dnia: Czerwca 13, 2006, 02:09:49 pm »
Świetnie czyta się te rozdziały, czekam na kotynuacje :)

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #121 dnia: Czerwca 21, 2006, 06:25:44 pm »
Witajcie ponownie :D Dziś chcę zaprezentować wam kolejny, nieco krótszy, fragment. Spowodowane jest to tym, że zamyka rozdział III. Coś się skonczyło, a coś się zacznie... Nie spoilerując, zapraszam do lektury i komentowania.

------------------------------------------------------------------------------------------------

V

Dante szedł powoli wzgórzem w kierunku Skalnego Miasta. Otaczała go dziwna cisza. Nie odezwało się żadne zwierzą, liście drzew nie szumiały na wietrze, nawet ziemia nie szurała pod butami. Wszystko wokół szarzało, jakby ktoś wysysał życie z otoczenia. Kolejna ziemia zamieniała się w pustynię.
- Tyle zła tutaj uczyniono – myślał na głos. – Jak mogłem do tego dopuścić?
Dotarł do niego miękki, kobiecy głos.
- Stało się.
Wędrowiec odwrócił się, mierząc do nieznajomej z rewolweru.
- Calisto. Co tutaj robisz? Odkąd to Rivian wypuszcza demony spod obcasa? – zakończył z ironią.
Postać przed nim była opatulona w brązowy płaszcz.
- Też się stęskniłam, Dante – Przekrzywiła kpiąco głowę. – Gdzie idziesz? Nie wiesz, że wampiry to teraz zagrożony gatunek?
- Wiem – Mężczyzna schował bron i skręcił w stronę zwalonego pnia. – Masz ochotę odpocząć? – wskazał na drzewo i, nie czekając, usiadł.
- Dżentelmen, jak zawsze – mówiąc to usadowiła się obok. – Nic się nie zmieniłeś.
- Pogódź się z tym.
- Zrzęda z ciebie, wiesz? – Calisto zsunęła kaptur i rozwiązała płaszcz.
Okazała się brunetką o długich, kręconych włosach, piwnych oczach i pełnych ustach. Pociągła twarz była naburmuszona. Nosiła stalowy napierśnik, którego każdy fragment został pokryty scenami z różnych bitew.
- Wiem. Za to ty nadal w tym gracie? – postukał palcem w zbroję kobiety. – Efekciara.
- Starczy już tych czułości, dobrze? – Calisto irytowała się coraz bardziej. – Nie byłoby mnie tu, gdyby nie rozkaz samego Śniącego. Mam cię pilnować.
- Pilnować? Mnie? – głos Dantego zdradzał głębokie zdziwienie. – Ten wasz demonik może mówić sobie co tylko chce. Nie należę ani do niego, ani do tego świata! – przerwał, wlepiając wzrok w Calisto. – Ty też nie.
- Nadal masz do mnie żal? – wybuchła gniewem. – Minęło tyle czasu, a ty wciąż nie potrafisz mi wybaczyć?!
- Twoja wola. Wolałaś zostać tutaj i służyć psu, od wprowadzania ze mną równowagi we wszechświecie... Nie mam żalu.
- Ty i ta twoja równowaga!!! Była ważniejsza i dlatego odeszłam!
Cisza powróciła na parę chwil. Oboje musieli przetrawić to, co usłyszeli. W końcu pierwsza odezwała się Calisto.
- Muszę się za tobą włóczyć, choć mnie samej to nie pasuje. Rozkaz to rozkaz.
- Jak uważasz, ale nie będę czekał specjalnie na ciebie – wstał i ruszył w dalszą drogę.
- Co za gbur – dziewczyna narzuciła kaptur i powlokła się za Wędrowcem.
Chwilę szli w milczeniu. Wreszcie Dante zwrócił się do Calisto.
- Może i masz rację. To dawne dzieje. Dajmy sobie z nimi spokój.
Kobieta aż przystanęła, zdziwiona.
- Oho... Widzę postępy – rzuciła, nie szczędząc uszczypliwości. – Jednak to kilkadziesiąt lat dało ci do myślenia...
- Wcale nie. Po prostu nie mam ochoty na słuchanie twojego marudzenia.
Wędrowiec odwrócił się i przytulił coraz bardziej zadziwioną dziewczynę.
- Witaj, Calisto.
Odwzajemniła uścisk.
- Cześć, Dante. Tęskniłam za tobą.
Stali tak, tuląc się do siebie, jakby chcieli nadrobić dziesiątki lat.

------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #122 dnia: Czerwca 22, 2006, 12:37:57 am »
nieźle. szkoda tylko ze rozdział taki krótki, ale jakoś to przeboleję.... Zobaczymy jak rozwinie się akcja między dwójką tajemniczych bohaterów.....  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #123 dnia: Czerwca 23, 2006, 10:33:09 am »
Kolejny udany rozdział, chociaz jak słusznie zauważył mój przedmówca dość krótki.  

Offline Anouk

  • MASTER OF SQUAREZONE PUPPETS
  • SemiRedaktor
  • ******
  • Wiadomości: 598
    • Zobacz profil
    • http://refielle.ovh.org
Wielka Wojna
« Odpowiedź #124 dnia: Czerwca 24, 2006, 09:47:11 am »
Ileż komentarzy... :o Czekajcie no, ja to przeczytam (duzo tego ale co tam ;) ) i tesh powiem co myślę... <czyta, czyta (<i się nie doczyta [żart])>

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #125 dnia: Lipca 18, 2006, 07:42:11 pm »
Jestem winien przeprosiny... Oraz harakiri, by zmyć plamę na honorze... Ale zrozumcie mnie, pracuję na budowie od 7:00 do 18/19:00... Później nie mam już siły na pisanie czegokolwiek. Nawet na zycie =.= Mam nadzieję, że ktos jeszcze pamięta moje dziełko... Zapraszam do lektury, dear friends.

------------------------------------------------------------------------------------------------

ROZDZIAŁ 4

I

Dracon po raz pierwszy od dawna spał spokojnym snem. Demon w ciele okazał się rosnąć w siłę, ich misja zakończyła się fiaskiem, ojciec nie żył... Ale młody wampir spał, czując się naprawdę wolnym. Napawał się tym uczuciem, smakował je. Powinien rozpaczać po stracie, ale nie potrafił. Może spowodował to Śniący, Dracon nie miał pojęcia, lecz ktokolwiek tego dokonał, zasłużył sobie na wdzięczność Delacroixa.
Ani zimno, ani twarde łóżko nie przeszkodziło mu w odpłynięciu do krainy snów.
Kroczył uliczkami jakiegoś, sądząc po architekturze, ludzkiego miasteczka. Zdawało się opuszczone, ale w nietypowy sposób. Wyglądało to tak, jakby właściciele rzucili wszystko i uciekli. Pootwierane okna i drzwi, suszące się pranie i zapach przypalającej się kaszy...                Tu i tam czarny dym, sygnalizujący początki pożarów. Mieszkańcy musieli zostać gdzieś przeniesieni. Tylko gdzie?
Wampir nie tracił czasu na rozmyślania. Czuł uniesienie godne najkrwawszej uczty. Ktoś go wzywał, zaszczepiając zew w jego wnętrzu, przyciągając... Kto to mógł być? Ojciec? Raziel? Nie... Mijał kolejne uliczki, wciąż znajdując się w transie, aż dostrzegł niewyraźny zarys tego, czy raczej tej, co go wezwała.
- Draconie – zawołała, rozkładając ramiona. – Chodź do mnie, uratuj mnie...
- Uratować?
- Pomóż.
- Jak?
Przestrzeń drgnęła, gdy z gardła dziewczyny wyrwał się okropny wrzask... Teraz już wisiała, ukrzyżowana, a wokół niej wiły się dziwne, zdegenerowane istoty. Pokurcze                  o łysych, owalnych głowach, odstających uszach i fioletowej cerze. Ich łapy zakończone były szponami, a oczy mieniły się wszelkimi barwami szaleństwa. Najgorsze przyszło, gdy jeden ze stworów wyszczerzył  kły w stronę Dracona.
To były wampiry! Zdegradowane, upadłe resztki tej świetlanej niegdyś rasy... Dokładnie tyle pozostało po pogromie urządzonym przez wojska Dariusa Nieśmiertelnego. Śmieci i odpady.
- Witaj, mój chłopcze – głos jak najbardziej znajomy... aż do bólu.
Zza dziewczyny wysunął się Śniący.
- Myślałeś, że o tobie zapomniałem? – Demon zdawał się być przytomniejszy, niż poprzednio.
- Nie lubię robić sobie złudnych nadziei.  
- Słusznie – Uśmiech Śniącego mroził krew w żyłach. – Myślisz, że skoro pogodziłeś się ze swą naturą, to wszystko będzie dobrze? Ależ nie. Ty mi jedynie lekko utrudniłeś zadanie.
- Przynajmniej tyle.
- Coraz bardziej cię lubię. Słyszałeś, że zła nie można zniszczyć? Poza tym, kto twierdzi, że wszystko jest czarne bądź białe?
- Nikt – Dracon ze wszystkich sił starał się unikać patrzenia na ukrzyżowaną dziewczynę i jej katów.
- Nie podobają ci się moje metody? – zapytał, drapiąc się po karku. – Ale jestem niewychowany... Nie przedstawiłem was sobie.
Śniący wskazał na kobietę, a ta upadła na chodnik, wolna, choć wciąż otoczona przez piątkę degeneratów.
- Oto Reta – Przeniósł wzrok na Delacroixa. – A to Dracon – demon zaśmiał się, rozmywając otaczające ich miasto.
Znów znajdowali się w ciemnej sali, gdzie młody wampir spędzał długie godziny, ucząc się magii... Lecz tym razem było ich ośmioro.
- Widzisz, chłopcze – Śniący zwrócił się do Dracona. – Ona pragnie twojej pomocy,             te stworzenia – Machnął ręką na upadłe wampiry. – powoli ją zabijają. Wiesz w czym leży paradoks?
- Nie – Delacroix zawahał się, ale dodał. – Pewnie mi wytłumaczysz.
- Owszem. Te oto wampiry są dziećmi Rety... – przerwał, napawając się widokiem cierpiącej kobiety.
- Gdzie mogę ją znaleźć?! – Chłopak poderwał się z miejsca, niesiony falą gniewu.
- W granicach ludzkiego państwa. Mała wioska na południowym zachodzie.
Delacroix podszedł do Retii.
- Odnajdę cię, nie martw się – w tym momencie chłopak rozmył się, wracając do rzeczywistości.
Jego miejsce zostało zajęte przez Śniącego. Pogładził jednego z upadłych po głowie.
- Ma rację. Nie przejmujcie się. Tatuś już do was pędzi – Wbił rękę w ciało dziewczyny. – Twój maż właśnie wyrusza.

II

Mereglin przechadzał się po szerokich ulicach przygranicznej wioski ludzi. Oczami,           z których biła jasność, oglądał skromne zabudowania. Wszystko było takie szare. Drewniane domy ze słomianymi strzechami, błoto w obejściach i mieszkańcy pozbawieni woli życia. Miał wrażenie, że jego strój zwraca niepożądaną uwagę. Nic dziwnego... Odziany był                   w błękitno szarą tunikę, brązowy kaftan, a za nim powiewał płaszcz koloru pergaminu.
Lecz i bez tego, sama obecność Mereglina przyciągała wzrok. Powodem było jego pochodzenie. Ojciec mężczyzny był wampirem, a matka drowką. Ta nietypowa mieszanka krwi została porwana i wychowana wśród ludzi w atmosferze nienawiści do Mrocznych. Cel opiekunów został osiągnięty, bowiem Mereglin wyrósł na fanatyka, poświęcającego wszystko w imię walki z pobratymcami. Dosłużył się oficerskiego stopnia i czerwonych naramienników, symbolizujących zwierzchnictwo nad Strażą Pogranicza. Dawało mu to możliwość wprowadzenie wpojonej ideologii w życie.
Wszystko wydawało się tak doskonale proste, lecz niedawno zaczął wątpić. Widział masakrę w Skalnym Mieście i dostrzegł cechy, o posiadanie których nie podejrzewał Mrocznych... Odwaga, poświęcenie, braterstwo...  Obraz, dotąd idealny, zaczął spływać kolejnymi falami zużytej farby. Już nie wiedział w co ma wierzyć, za kim podążyć. Chciał uciec, dowiedzieć się wszystkiego na własną rękę, ale był żołnierzem, oficerem. Oskarżono by go o dezercję, schwytano i stracono. Ujawnił się kolejny lęk. Mereglin nie chciał zostać sam, być odrzuconym i zapomnianym. Wiedział, że postępuje źle, ale tu był jego dom.
Zdecydował się odpocząć w pobliskim skwerku. Było tam ogrodzone miejsce dla klientów piwiarni. Mereglin miał tam zarezerwowane, czekające tylko na niego miejsce,              z którego mógł podziwiać resztki natury w wiosce. Zamówił bursztynowy płyn i rozparł wygodnie na ławie. Lubił to, tu najlepiej pozbywał się zmartwień. Mógł pół dnia oglądać zielone drzewa i małą fontannę, okruszki złotego wieku. Gdyby nie mrok nieba, wszystko byłoby takie piękne... Powoli sączył piwo, coraz głębiej wchodząc w odmęty myśli, gdy dostrzegł ruch na dachach pobliskich domów. Dwie, wyraźnie kobiece, sylwetki walczyły.
Mereglin poderwał się z miejsca i popędził w tamtą stronę, wyciągając służbowy miecz. Nim dotarł, jedna z postaci spadła z dachu od strony podwórka...
- Dlaczego to zawsze dzieje się w takich obrzydliwych miejscach? – zasyczał i wszedł miedzy sterty śmieci, kierując się w stronę góry błota.
Butami rozchlapywał ziemię zmieszaną z wodą i gnojem, obryzgując sobie nogawki           i płaszcz... Smród był wręcz powalający. Wreszcie zdołał odgrzebać ciało dziewczyny           o prezencji włóczęgi. Brudna, w obszarpanym ubraniu i włosami zlepionymi w dziwaczne kołtuny. Pachniała  brakiem wody mniej-więcej przez trzy tygodnie. Ale nawet to nie ukryło jej tożsamości przed Mereglinem.
- Rachela – wyszeptał.

------------------------------------------------------------------------------------------------  
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #126 dnia: Lipca 19, 2006, 01:09:02 pm »
No ciekawy rozdział jak zwykle, chociaż chwilę mi zajęło przypomnienie sobie bohaterki drugiej połowy, która tu ostatnio mało gościła :)

Offline Musiol

  • kiedyś byłem tutaj popularny
  • SuperMod
  • **********
  • Wiadomości: 2873
    • Zobacz profil
    • pssite.com
Wielka Wojna
« Odpowiedź #127 dnia: Lipca 19, 2006, 05:32:19 pm »
To Ty jeszcze żyjesz ?! :P
Nie no, rozdział trzyma poziom poprzednich, czyli wysoki, ile tam masz tego jeszcze?  :P

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #128 dnia: Lipca 30, 2006, 03:26:28 pm »
Tak, żyję, ale pracuje, więc nie mam za duzo wolnego czasu=.= Wredna budowa no... Z tych i innych powodów dzisiejszy fragment będzie nieco krótszy... Ale sie chyba do tego przyzwyczailiscie, co? :P Jeszcze troche i wrócę do normalnych rozmiarów. Tymczasem zapraszam do lektury!

------------------------------------------------------------------------------------------------

III

Xall spędził dzień na śledzeniu Agathy i Piotra. Nie podobało mu się to, co działo się między tą dwójką. Czuł, że został... zdradzony. Bolało go to. Musiał coś z tym zrobić...            i zrobi! Wiedział nawet gdzie szukać klucza do tego palącego problemu.
Zapuszczając się głębiej w miasto, brodząc po kostki w błocie, zmierzał w stronę serca ludzkiej siatki szpiegowskiej. Wiedział o niej od dawna, owszem, ale nie informował nikogo, czując, że wiedza ta jeszcze kiedyś się przyda. Nie mylił się. Zrobi to, usunie zagrożenie, nim się ono rozwinie. Nikt nie ma prawa stawać między nim a Agathą! Nikt nie wystąpi przeciw ich miłości! Co prawda dragonka nic o niej nie wiedziała, ale się dowie... Wtedy wpadnie             w ramiona kapłana, roniąc łzy szczęścia i wstydu. Xall zacierał ręce, tak bardzo zachwycony był myślami, że nie zauważył kiedy dotarł na miejsce.
Stał, odziany w białą szatę kapłana, przed odrapanym budynkiem z wybitymi oknami        i zawaloną wschodnią ścianą.
- Kim jesteś? – głos odezwał się w głowie dragona.
- Xall, kapłan Behemota – Nie starał się zachowywać pozorów. Ignorując możliwe niebezpieczeństwa, ruszył w stronę domu.
Cienie zafalowały i schwyciły dragona, krępując jego nogi i ręce. Wśród ludzi musiał znajdować się mag średniej klasy... Kapłana otoczyło pięciu zamaskowanych i uzbrojonych ludzi, a z dachu obserwowało go kolejna piątka. Xall opuścił głowę, zasłaniając twarz włosami i czekał...
- Skąd o nas wiesz? – odezwał się jeden z ludzi.
Milczał.
- Komu o nasz powiedziałeś?
   Milczał.
- Po co z nim gadasz? – rzucił ktoś z tyłu. – Zabij i po kłopocie.
- Dureń... Śmierć klechy zwróci na nas uwagę.
- No to co teraz?
- Najpierw solidnie bękarta obijemy – Wywołało to wybuch głośnego śmiechu.
Pierwszy cios rozciął łuk brwiowy Xalla. Zatoczył się i upadł prosto w kałużę błota. Gdyby napastnicy mogli zobaczyć wyraz jego twarzy, to zadowolenie, pomyśleliby ponownie, przed ponowieniem ataku. Ale nie widzieli. W następnej chwili budynki się poruszyły. Siedzący na nich pospadali, niczym przejrzałe gruszki. Reszta patrzyła na tę scenę z przerażeniem, lecz szybko doszli do siebie. Największy z ludzi wymierzył z kuszy prosto         w gardło dragona.
- Plugawe sztuczki! Zginiesz, nim wypowiesz swe imię, psie! – Drżące ręce przeczyły jego pewności siebie.
Xall milczał, ocierając rękawem błoto z twarzy. Człowiek z kuszą trząsł się coraz bardziej. Wreszcie jego ręce wykręciły się tak, że koniec bełta opierał się o krocze mężczyzny. Kapłan uśmiechnął się, podchodząc do kusznika. Uderzył stopą w podłoże, posyłając falę magii w ściany otaczających ich budynków. Cztery olbrzymie, kamienne łapska ruszyły w stronę ludzi, ściskając cała dziesiątkę w potrzasku, pozbawiając jakiejkolwiek możliwości ruchu.
- Teraz to ja porozmawiam sobie z wami.
Oczy dragona wybuchły oślepiająco białym światłem, przenosząc wszystkich w inne miejsce. Jedynie krzyk paniki jednego ze szpiegów wisiał przez chwile w powietrzu.

Piotr i Agatha przechadzali się po zewnętrznych murach, wpatrzeni bardziej w siebie, niż otoczenie. Jak wampir może kochać? Przecież to wbrew naturze... Przecież on, niepokonany nocny łowca, powinien wywoływać trwogę w sercach innych! Ale ta kobieta, ona... sprawiła, że chłopak nie potrafił zebrać myśli, stał się uległy, a nawet gapowaty! Gdyby tylko ojciec mógł go takiego zobaczyć... Chociaż, kto wie? Może Wilhelm sam przez takie coś przechodził? Przyjęło się, że to ludzie są najpełniejsi w uczuciach, ale to nieprawda. Każdy czuje na swój sposób.
- Wydajesz się taki zamyślony – Agatha przerwała jego rozmyślania. – Stało się coś?
- Nieee... Po prostu zastanawiałem się jak takie cudo zwróciło na mnie uwagę – To zdanie wywołało rumieniec na twarzy dragonki.
- Głupek – zaśmiała się, szturchając chłopaka pod zebra.
- Zarumieniłaś się, pani? – Oddał kuksańca.
- Przestań – Agatha spoważniała i wyrwała się z objęć Piotra, wodząc wzrokiem dookoła.
Wyraźnie była zdenerwowana.
- Kochana? Przecież nie powiedziałem nic, co...
- Cicho! – krzyknęła i zaczęła biec w stronę schodów.
- Co się... – nie dokończył, ruszając pędem za Agathą.
- Ojciec zwołał naradę – rzuciła, nie przerywając biegu. – Chce, byśmy byli na miejscu za parę chwil.
- Przecież to niemożliwe! – krzyknął, ponieważ dziewczyna utrzymywała nad nim sporą przewagę. – To na drugiej stronie miasta!
Dragonka odwróciła się na pięcie i schwyciła wciąż biegnącego wampira za ramiona. Odbiła się od ziemi i , wykorzystując siłę rozpędu, wzbiła wysoko w powietrze. Smocze skrzydła wystrzeliły z pleców Agathy, stabilizując lot. Piotr patrzył na pokrytą łuską skórę, opiętą na groźnie wyglądającym kośćcu i nie potrafił uwierzyć w to, co widział. Rasa dziewczyny nazywana była dziećmi Smoka... Teraz zrozumiał dlaczego. Nawet źrenice kobiety zwężały się z czarnych plamek do jaszczurzych szczelin. Agatha z dumą patrzyła na topniejący dystans, dzielący ich od celu.
- Na Krew! – wyrwało się Piotrowi.
- Zaskoczony? – zapytała zalotnie. – Uwierz mi, jestem pełna niespodzianek.
W momencie, gdy Agatha z Piotrem lecieli na miejsce spotkania, Dracon i Ignatius już czekali w głównej nawie, razem z Grahamem.  

------------------------------------------------------------------------------------------------

Nadeszła pora na was i wasze komentarze :)
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #129 dnia: Lipca 31, 2006, 02:04:29 pm »
Miło było przeczytać. Kolejny udany rozdział :)

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #130 dnia: Sierpnia 03, 2006, 12:53:25 am »
taaa.... i jak zwykle coś się dzieje pod moją nieobecność.... No ale cóż.... tak bywa..... W każdym bądź razie chyba nawet nie musze ci mówić, ze to kolejny świetny rozdział bo to już doskonale wiesz. Pozostaje tylko motywować cię do dalszej pracy i mieć nadzieję, ze kiedyś to skończysz ;]  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Nova/smogu

  • Zerg Lurker
  • SuperMod
  • *********
  • Wiadomości: 2237
  • MOAR!
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #131 dnia: Sierpnia 04, 2006, 04:26:56 am »
szczerze - naprawde swietne. dopiero teraz zebralem sie na przeczytanie tego rozdzialu. oby tak dalej :) ja czekac na ciag dalszy. i Ty sie nie przejmowac :) raz na wozie raz pod wozem, ale fanfic wre :) jak zwykle moje posty nie maja sensu, ale to juz inna spiewka :F
Kame Hame Ha

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #132 dnia: Sierpnia 12, 2006, 02:37:43 pm »
Witajcie, dziś kolejny fragment opowiadania. Tym razem jeszcze troszkę przegadany, ale od następnego wszystko się zmieni. Zapraszam do lektury i komentowania :D

------------------------------------------------------------------------------------------------

- Chcecie odejść? – Arcykapłan zamyślił się, stukając palcami w oparcie krzesła. – Dlaczego? Do niczego was nie zmuszam, ale sądziłem, że zostaniecie dłużej... Nie spodobała się wam moja gościna?
- To nie dlatego – Dracon przysunął się do Grahama. – Po prostu wzywa mnie...
- Przeznaczenie – dokończył za przyjaciela Ignatius, obawiając się jakiejś gafy ze strony towarzysza.
- Nie możemy spierać się z fatum, prawda? – Arcykapłan spojrzał na drowa z ukosa.
- Właśnie – wampir przytaknął.
- Przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji, poczekamy na waszego kompana i moją córeczkę
Główna nawa była ogromną, podłużna salą. Środkiem biegł czerwony dywan, ukrywający obsydianowi posadzkę. Pod ścianami, pokrytymi świętymi obrazami Wielkiego, ciągnęły się rzędy ław, klucząc wśród wysokich kolumn, podtrzymujących strzelisty dach. Między sakralnymi malunkami zostały umieszczone piękne witraże, sprawiające, że wnętrze stawało się wręcz przesycone wielobarwna magią. Nad głowami obecnych krążyły kule magicznego światła, uzupełniające braki wywołane przez mroczną magię... Lecz nawet i bez nich złota rzeźba Behemota, umieszczona pod samym sklepieniem, była doskonale widoczna. Lewiatan zdawał się obserwować wszystkich, a surowy wzrok wywoływał ciarki na karkach wampira i drowa. Ignatius miał wrażenie, że wystarczy jedno źle dobrane słowo i rzeźba ożyje, dysząc żądzą zemsty. Graham siedział na wykładanym atłasem krześle za ołtarzem, wykutym z pojedynczego bloku marmuru.
- Ignatiusie – odezwał się Arcykapłan. – Mógłbyś wyjść na zewnątrz i zobaczyć, czy nasi spóźnialscy się nie zbliżają?
Drow z zaskoczeniem spojrzał na Dracona, ale ten jedynie pokiwał głową. Mamroczą przekleństwa pod nosem, mroczny elf opuścił nawę, co chwila spoglądając na ogromnego smoka. Graham odczekał chwilę, po czym wstał i podszedł do wampira.
- Mój bóg powiedział mi dlaczego chcesz odejść – zaczął ojcowskim tonem.
- Ach tak?
- Tak. I chcę, byś mi wytłumaczył czemu chcesz zaryzykować taką przeprawę dla nieznajomej kobiety.
- Muszę powstrzymać zło... – Dracon zawahał się, co zostało od razu wykorzystane przez dragona.
- Zło? Ależ panie Delacroix, ten świat jest pełen zła. Może tego nie widzisz? Śmierć jest zła, bogowie są źli, ludzie, twój opiekun, ty sam, wszyscy jesteśmy przepełnieni, przeżarci złem. Tu nie ma już więcej miejsca na dobro.
- Więc dlaczego... próbujesz?
- Bo jestem głupcem, wierzącym w odkupienie. Ale ty musisz dać mi powód, bym uwierzył w ciebie.
- A jeśli nie?
- To nie udzielę ci żadnej pomocy – Arcykapłan wzruszył ramionami, wywołując szelest szaty. – Co więcej, nakażę mym wiernym, by na was polowali oraz poinformuję ludzkich szpiegów... choć oni sami zwą siebie posłami.
- To szantaż!
- Jak najbardziej – Graham pokiwał głową i założył ręce na piersiach.
Dracon stał, bezsilnie wpatrując się w mężczyznę przed sobą. Wreszcie podjął decyzję.
- Nic nie powiem. Mój ojciec w was wierzył, a ja wiem jaka propozycja została odrzucona.
- Dobrze, bardzo dobrze – Arcykapłan uśmiechnął się. – Zatem zmieniam mą odpowiedź. Zgadzam się.
- Trochę za późno. Teraz nie ma ani Skalnego Miasta, ani Marcusa Delacroix.
- Ale jesteś ty, nieprawdaż? I to tobie przyrzekam pomoc – Mężczyzna poklepał wampira po ramieniu.
Do ich uszu dotarł szum skrzydeł. Agatha i Noir dotarli na miejsce.
- Nareszcie – Graham wyciągnął dłoń w stronę Dracona. – chociaż, właściwie, to skończyliśmy.
W drzwiach stanęła dragonka wraz z Piotrem i Ignatiusem.
- Wiem, jaki masz powód – szepnął jeszcze dragon do Delacroixa. – A twe milczenie wszystko potwierdziło.
Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, gdyż dwójka spóźnionych w towarzystwie drowa za bardzo się zbliżyła.
- Wzywałeś nas, ojcze? – dragonka ledwo skrywała zmieszanie. – Wybacz nam opieszałość.
- Nic się nie stało, córeczko – dragon pogładził ja po policzku. – Nawet lepiej, że tak wyszło. Ale dość tej zwłoki. Usiądźcie proszę na tamtej ławie i skupcie się na moich słowach – Poczekał, aż wszyscy się usadowią. – Poprosiłem was o obecność z powodu pewnej prośby, jaką przedstawił mi jeden z was. Chce on opuścić Dragonium – Dostrzegł uniesioną brew Agathy i szybko dodał. – To Dracon, oczywiście – Podrapał się po brodzie. – Chciałem wprowadzić nutę niepewności – Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. – Zatem do sedna. Wampir chce udać się za przeznaczeniem w stronę Skalnego Miasta, a drow wyraził chęć towarzyszenia przyjacielowi. Pozostaje pytanie co ma zamiar zrobić pan Noir – Wtedy dostrzegł złączone ręce Piotra i Agathy i wszystko stało się jasne. – Daję wam czas do wschodu słońca na spakowanie się. Wtedy to rozmówię się z wami po raz ostatni. A co do waszej dwójki – zwrócił się do dragonki i wampira. – Zostańcie jeszcze chwilę.
Dracon i Ignatius wyszli, kierując się w stronę domostwa. Tymczasem para oczekiwała najgorszego.
- Nie mam zamiaru bawić się z wami w łzawe tragedie- Siadł między nimi, obejmując mocno. – Jestem z was zadowolony. Zdziwieni? Na Wielkiego, powinniście być!
- Dziękuję, ojcze! – Agatha aż pisnęła z radości.
- Jeszcze się nie ciesz. Nie skończyłem. Panie wampirze?
- Tak?
- Niech pan siedzi, ale się nie odzywa. Rozumie pan?
Lekko osłupiały Noir pokiwał głową.
- Doskonale – Graham rozpromienił się momentalnie. – Zatem co chcecie dalej robić?
- My... – dziewczyna zacięła się, nie wiedząc co powiedzieć. – Chcemy być razem.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Czy nie sądzisz, że życie z wampirem jest... Ryzykowne?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo czuję, że pragnę stanąć z nim przed obliczem Behemota – Agatha zarumieniła się aż po końce uszu.
- Tak szybko? Ile się znacie? Parę dni?
- Tak, ale wiem, czego chcę.
- Piotr zostanie przy tobie?
- Oczywiście! – krzyknęła.
- Panie wampirze? – Noir odczytał to jako zezwolenie.
- Niniejszym przysięgam, że zostanę u boku córki waszej ekscelencji.
- A co z pana towarzyszami?
- Zrozumieją.
- Cieszy mnie to.
Bez słowa, Graham schwycił oboje za ręce i połączył je, nucąc modlitwę w języku obym wampirowi. Ale, nawet mimo to, Noir czuł, że stało się coś bardzo ważnego.
- Och, ojcze – Agatha miała łzy w oczach.
- Teraz możecie razem kroczyć krętymi drogami losu – Arcykapłan i ucałował wampira w czoło.
- Mam dług u waszej ekscelencji.
- Po prostu opiekuj się moim skarbem.
- Oczywiście.
Zostali we dwoje, tuląc się do siebie. Piotr wciąż nie wierzył w tempo wydarzeń. Gdzieś wewnątrz kołatała się myśl, że to zawsze prowadzi do wybuchowej kulmnacji.
 
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #133 dnia: Sierpnia 13, 2006, 01:28:01 am »
hmm.... kolejny niezły rozdział. Nie jest specjalnie zaskakujący, ale fakt faktem, że nareszcie nastąpił kolejny znaczący zwrot w fabule :F
trzymaj tak dalej, a może kiedyś nawet to skończysz ;]
swoją drogą to ja też powinienem się chyba wziąć za napisanie kolejnego rozdziału, ale fakt, że egzemplarz prawie skończony poszedł się kochać przez rozwalony plik, trochę mnie zniechęca....  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Wielka Wojna
« Odpowiedź #134 dnia: Sierpnia 13, 2006, 09:39:07 am »
Co tu dużo mówić. Kolejny udany rozdział.  :)  

Offline Nova/smogu

  • Zerg Lurker
  • SuperMod
  • *********
  • Wiadomości: 2237
  • MOAR!
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #135 dnia: Sierpnia 13, 2006, 09:42:57 am »
Cytuj
Co tu dużo mówić. Kolejny udany rozdział.  :)
dokładnie. a to, ze przegadany wcale nie znaczy ze zły... heheh. nie zebym poganiał, ale czekan z niecierpliwoscią na ciąg dalszy
Kame Hame Ha

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #136 dnia: Sierpnia 13, 2006, 07:35:31 pm »
Miałem trochę do nadrobienia i zdążyłem zgubić trochę wątek, ale wciąż czyta się ciekawie. Ten ostatni rozdział rzeczywiście przegadany, ale cóż. Wieżę, że w następnym będzie poważny zwrot w fabule.
I'm in Space!

Offline Ignatius Fireblade

  • Berserker
  • ***
  • Wiadomości: 214
  • Ten, który bywa
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #137 dnia: Sierpnia 18, 2006, 09:02:21 am »
Cóż, wiem, że przegiąłem z gadką w poprzednim fragmencie. Dlatego teraz będzie pewna odmiana, mam nadzieję, że dla was miła. Bez przeciągania zapraszam do lektury!

Ach! Chcę jedynie uprzedzić, że panuje tam chaos, zatem przygotowałem wam małą ściągę, tak, prewencyjnie:

Bogowie:
- Gavriel
- Lupin
- Cień
- Dha' Tor
- Xarth
- Modin (bóg mroznych krasnali - Donali)
- Behemot

Demony:
- Strach
- Cierń
- Zdrada
- Przedwieczny
- Bestia
- Ślepiec
- Mroczny

Dodatkowo występują Najwyższy: Rivian i Władca Demonów: Śniacy.

--------------------------------------------------------------------------

IV

Za oknami wieży szalała burza. Mroczne niebo pociemniało jeszcze bardziej, a zasłona deszczu pozwalała widzieć jedynie na odległość wyciągniętej ręki. Szpony błyskawic sięgały ziemi, jakby chciały zabrać ze sobą jak najwięcej. Obłąkany żywioł powodował, że koniec świata stawał się realną wizją. Lecz nawet to nie przeszkadzało czternastce postaci, stojących na samym szczycie, średnicą przypominającym salę balową.
Dzierżyli przeróżną broń. Zaczynając od mieczy, toporów i młotów, a kończąc na sierpach i kuszy. Natężenie magicznej energii było tak wielkie, że groziło sprowadzeniem na nich całej furii burzy.
Jedna z istot wystąpiła i odezwała się ciepłym, męskim głosem.
- Nie sądziłem, że zbierzemy się ponownie tak szybko – Mężczyzną tym był Gavriel, stworzyciel ludzi. – Dlaczego chcecie walczyć? Przecież jesteśmy nieśmiertelni – Położył dłoń na rękojeści miecza, jakby przeczył własnym słowom.
- Bo taka jest wola Najwyższego – Pierwszy z drugiej Siódemki wystąpił, ukazując trzymane w dłoniach dwa sierpy. Zwał się Zdrada.
- Mamy gdzieś jego wolę! – ryknął Behemot, szykując młot miotający pioruny. – To wyłącznie nasz świat!
- Czyżby? – roześmiał się Strach, materializując w dłoniach kosę o zielonym ostrzu.
- Wy jesteście jedynie pomiotem Riviana! – Lupin warknął, ściągając topór z pleców.
- Was również stworzył – Przedwieczny wysunął z rękawów dwa krótkie miecze o ostrzach grubych na palec.
Żadna ze stron, bogowie lub demony, nie potrafiła wypracować przewagi dla siebie. Słowne utarczki zawsze prowadziły do starć. A wtedy między ich wyznawcami dochodziło do wojen. Jednak teraz miało być inaczej. Mieli rozwiązać wszystko samodzielnie, na szczycie wieży Riviana Stworzyciela. Tam nikt nie mógł ucierpieć z powodu ich samolubstwa.
Czternaście postaci mierzyło się wzrokiem, a każdy z nich okryty był szczelnie płaszczem o ziemistej barwie. Jednak różnili się od siebie. Demon były wyższe i szersze w barach, co przyprawiało bogów o skrajną zazdrość. Dlatego się nienawidzili. Nie chodziło o walkę dobra ze złem, a o zwykłe, przyziemne pożądanie. Bogowie pragnęli czegoś, a demony ośmielały się tego bronić.
Pierwszy zaatakował Gavriel, najbardziej porywczy ze wszystkich. Wymierzył mieczem Zdradę, a przed mrocznym rozbłysła tarcza. Atak został odparty z dziecinną łatwością. W tym samym momencie powietrze wypełnił zapach ozonu i przez trzynaście postaci przebiegły różnokolorowe błyski stawianych tarcz. Może bóstwa lepiej walczyły wręcz, ale to demonom służyła magia.
W kierunku świętych popędziło siedem promieni rozpraszających. Lecz, ku zdziwieniu atakujących, bogowie zneutralizowali zaklęcia jeszcze w połowie drogi. Demony zrozumiały sytuację. Siódemka rozproszył się, a przez taras zaczęły mknąć wielobarwne pociski, kule ognia i pioruny.
Behemot pierwszy dotarł do demona na wyciągnięcie ręki. Zamierzył się młotem, uderzając z góry. Broń roztrzaskała barierę, ale została zablokowana sierpem Zagłady. Drugą ręką posyłał właśnie wachlarz ognia w innego boga. Smok wpadł w furię. Uderzył raz jeszcze, wbijając Miotającego Pioruny w kamieniste podłoże. Odłamki powbijały się w ramię demona, ale ten zwyczajnie strzelił ognistą kulą w głowę Behemota.
Nagle demon został powalony płazem miecza Gavriela. Bóg już chciał przebić ogłuszonego przeciwnika, gdy poczuł opór. To Cierń związał jego ostrze bluszczem.
Cień wykorzystał sytuację i rozproszył tarczę Ciernie. Zaraz za pierwszym atakiem podążał piorun kulisty. Uderzył demona w bok, posyłając na drugą stronę tarasu.
Wtedy Cień został zaatakowany przez pomniejsze diabelstwa, przyzwane przez Mrocznego. Ich pazury krzesały iskry, zgrzytając na dwóch buławach bóstwa. Lecz on systematycznie przebijał się do Strachu. Mroczny właśnie przypierał Lupina do muru. Topór wilka nie mógł równać się z zasięgiem kosy.
Los uwielbia oszukiwać, jest w tym niezrównany. Teraz również się odwrócił. Oszczędzony Gavriel uwolnił się z bluszczu i rozkwasił pięścią nos wstającego Zdrady. Ruszył w kierunku Strachu.
Znów poczuł coś dziwnego i chwilę później leżał, przygwożdżony włócznią Bestii do podłoża.
Ślepiec spojrzał na drugiego demona. Zostali tylko oni i trójka bóstw. Xarth, Dha’ Tor i Modin. Reszta dopiero zaczynała dochodzić do siebie. Strach wbił, co prawda, kosę w krocze Lupina, ale ten zdążył rozpłatać demonowi brzuch w samobójczym wypadzie.
Dla piątki nie liczyło się nic. Ani burza, ani deszcz, ani swąd przypalonego ciała. Ich braciom nic nie będzie. Stan stuporu zawsze pozwalał się odrodzić.
Bestia zmaterializował w rękach nową włócznię i zaszarżował na Modina. Bóg nawet nie zdążył przygotować kilofa. Demon przebił mu gardło. Nim bóstwo upadło, Bestia wykonał dłonią znak i ziemia pod Dha’ Torem eksplodowała, wyrzucając go w powietrze.
Xarth wymierzył kuszę w skroń demona. Nie zdążył strzelić. Dwie strzały z łuku Ślepca wbiły się w oczy obiektu kultu nekromantów.
Tylko dwójka demonów została na nogach, podczas, gdy reszta z jękiem starała się podnieść. Zmierzyli się wzrokiem. Bestia przywołał kolejną włócznię, a Ślepiec dobył dwóch zakrzywionych sztyletów, połączonych łańcuchem.
Wokół demonów rozbłysły nowe tarcze. Wtedy Bestia rzucił włócznią, lecz Ślepiec uchylił się. W odpowiedzi cisnął jednym ze sztyletów. Łańcuch rozwinął się na długość dziesięciu łokci, lecz jedynie zadrapał barierę przeciwnika. Oboje wiedzieli, że materialna broń nie przyda się na nic. Wznieśli się w powietrze. Oczy Ślepca zapłonęły czerwoną łuną, a w otwartych ustach Bestii gromadziła się błękitna kula magii. Dwie fale czystej energii zderzyły się dokładnie między demonami. Teraz żaden z nich nie mógł się poddać. Wybuch zawaliłby wieżę. Czuli, że pozostała dwunastka zaczyna podnosić się z ziemi, popędzana zakłóceniami sfery astralnej, wywołanymi przez zetkniecie esencji dwóch demonów.
Wtedy cień pochłonął obie fale, a Ślepiec i Bestia spadli, przebici dwuręcznymi mieczami.
Remis. Rivian i Śniący wyrazili opinię.
Najwyższy i Władca Demonów unosili się blisko miejsca walki, otuleni mgłą. Widzieli wszystko, ale sami nie mogli zostać ani zobaczeni, ani usłyszani.
- Czy to nie śmieszne? – zapytał Rivian. – Przecież oni nie mogą umrzeć.
- Myślę, że wiedzą o tym, mistrzu – Śniący nauczył się znosić napady zdziecinnienia u Najwyższego.
- Raczej zramolenia – Stworzyciel bezbłędnie odczytał myśli demona.
- Jak uważasz, panie – Śniący pozwolił sobie na małą uszczypliwość w głosie. – Myślę, że oni się po prostu nienawidzą.
- Dlaczego?
Demon mógłby przysięgnąć, że nigdy nie słyszał jednego słowa aż tak bardzo ociekającego ironią.
- Bo są za bardzo do siebie podobni. Nie dość, że mają tego samego ojca, to jeszcze tego samego chcą... Dobra wiernych, ale pojmowanego przez każdego z nas inaczej. Szesnaście wersji tego samego ideału.
- Dokładnie – Najwyższy roześmiał się, klepiąc po udzie. – Idioci. Nawet boginie matki myślą tylko o sobie.
- Kto?
- Nieważne – Rivian wyraźnie się zawstydził. Zupełnie, jakby zdradził zakazaną wiedzę.
Jak mały bachor. Śniący miał ochotę westchnąć, ale nie zrobił tego. Wypada mieć Stworzyciela blisko siebie... Dla dobra sprawy, oczywiście!
Pan demonów zmaterializował się nad głowami czternastki. Zstąpił na sam środek tarasu, trzymając dwa dwuręczne miecze, o ostrzach przypominających olbrzymie tasaki.
- Mam dla was niespodziankę – powiedział i rzucił kulę światła w powietrze.
Rozbłysła oślepiającą jasnością. Nagle Śniący nie mógł się poruszyć. Zrozumiał błąd. Jeden z sierpów Zdrady przyszpilił cień demona do podłoża, paraliżując Władcę. Niemal natychmiast ciało Śniącego zostało naszpikowane czternastoma rodzajami stali. Tyle samo zaklęć pomknęło w jego stronę, rozbijając się wokół i skrywając wszystko za kurtyną dymu.
Wytężając wolę, demon rozerwał płaszcz, ukazując prawdziwą postać. Wyglądał zupełnie jak Dracon, z pewnymi wyjątkami. Był wyższy, z pleców wystawały mu nietoperze skrzydła a z czoła zakrzywiony róg. Sierp, będący powodem paraliżu odskoczył, wbijając się w dłoń właściciela. Śniący naprężył mięśnie i czternaście broni upadło na kamienną podłogę u jego stóp. Władca Demonów Złożył dwa miecze w jeden i zakręcił młyńca, prowadząc ostrze po podłożu. Ślad zaczął jarzyć się fioletem i wtedy demon uderzył bronią w dół, podnosząc okrąg. Ten zaczął się rozszerzać. Wreszcie dopadł oszołomionych przeciwników. Odpłacił im się za paraliż, zostali zamrożeni. Wtedy Śniący rozszczepił dwuręczne miecze i cisnął je po łuku. Stal rozbijała zamrożone figury, aż na końcu sama wskoczyła na powrót w dłonie Władcy.
Śniący nagle usłyszał klaskanie. To Rivian siedział na murze, śmiejąc się i wybijając miarowy rytm dłońmi. Oczy boga zamieniły się w purpurowe plamy i magiczny bat rozciął demonowi twarz. Bez słowa, Najwyższy odwrócił się i zaczął iść powietrzu, a błyskawice starały się go omijać jak tylko mogły.

--------------------------------------------------------------------------

Zapraszam do komentowania
 
Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Goya

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #138 dnia: Sierpnia 18, 2006, 07:35:40 pm »
hmm... fajna walka, trzeba przyznać, chociaż osobiscie zawsze uważałem "wojny bogów" za trochę przegięte. No ale fakt, że po raz kolejny popisałeś się swoimi umiejetnościami i napisałeś kolejny fajny rozdział ;]
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline The_Reaver

  • Heartless Engineer
  • Redaktor
  • *********
  • Wiadomości: 2086
  • Dark Keyblade Master
    • Zobacz profil
Wielka Wojna
« Odpowiedź #139 dnia: Sierpnia 18, 2006, 07:50:11 pm »
Szczerze, za duży chaos i wogóle nie wiem kto tu komu przyłożył, a nieraz mam wrażenie, że wszyscy się pozabijali. Ale to w końcu nieśmiertelni bogowie.
I'm in Space!