Dzięki za wasze komentarze
Miło jest od czasu do czasu przeczytać jakąś pochwałę
Dziś zamieszczam następna część, a zarazem zamykam rozdział trzeci. Miłej lektury życzę i zapraszam do komentowania.
W_W, nie przejmuj sie... Możesz sobie wszysciutko przeczytać od początku :]
--------------------------------------------------------------------------
Właściwie, to nie był jego potomek, raczej wytwór Arcymaga. Połączył on nasienie władców Mrocznych z esencją Imperatora. Twarz chłopaka była niemal taka sama, jak Dariusa. Różnili się jedynie włosami. Rahaga miały barwę słomy i sięgały do połowy pleców.
Tors oraz prawą rękę odziedziczył po wilkołakach, muskularne i duże. Za to lewa zdradzała pochodzenie wampirze. Była chudsza, ale uzbrojona w ostre pazury. Nogi stanowiły połączenie istoty krasnoluda i drowa. Długie, zaopatrzone w potężne w potężne sploty mięśni. Gdy Darius otworzył drzwi, chłopak odwrócił łagodne, na pozór, oblicze w stronę ojca.
- Witaj, synu – Imperator podszedł i uściskał Rahaga. Po czym patrząc w górę, wyszeptał. – Ile on ma lat?
- Organizm liczy sobie dwadzieścia pięć wiosen – Ze ściany wyłonił się Arcymag. – Umysł jest na poziomie dziesięciolatka.
- Wystarczy – Imperator patrzył na syna dłuższą chwilę. Nagle potrząsnął głową i zwrócił się do maga. – Masz już ten miecz?
- Już wisi na ścianie – tamten odparł z chłodnym uśmiechem. Darius dopiero teraz dojrzał olbrzymią broń. Samo ostrze miało cztery łokcie długości, a szerokie było na jeden. Świeciło lekkim, niebieskim blaskiem. Rękojeść wyglądała niczym sklecona z ludzkich kości. Przerąbana na dwie połowy czaszka oddzielała ostrze od rękojeści.
- Cudowne – Darius chciał dotknąć broni, ale Lazarus go powstrzymał.
- Jest zestrojone z esencją pańskiego syna. Nikt inny, nawet pan, nie może go dotknąć.
- Cóż – Nieśmiertelny lekko się nachmurzył. – Trudno... Mam ochotę na mała prezentację – Kawał muru odsunął się, ukazując zakutego w kajdany wilkołaka. Rahag spojrzał na niego i oczy zapłonęły mu niebieskim ogniem. Wyciągnął dłoń, przyzywając do siebie olbrzymi miecz.
- Imponujące – Darius wskazał na łańcuchy, a te opadły na podłogę, oswobadzając wilka. – Pokonaj go – odezwał się do niedawnego więźnia, wskazując na Rahaga – a zwrócę ci wolność.
Mroczny wyszczerzył kły w parodii uśmiechu. Wiedział, jaki będzie jego koniec... Zostały mu ostatnie sekundy życia. Rozmasował nadgarstki. Przynajmniej zdechnie w walce. Zaczął przeraźliwie wyć, licząc na to, że chwilowo rozkojarzy wroga. W końcu padł na podłogę. Coś przemieszczało się pod skórą wilkołaka. Gdy wstał, był o wiele potężniejszy. Sploty mięśni wydatnie rysowały się pod sierścią, a z pyska nieprzerwanym strumieniem spływała piana. Tylko najsilniejsi spośród wilków potrafili skierować wycie na siebie. Umiejętność, której celem było wywołanie strachu w sercu przeciwnika, trenowana, potrafiła wzmocnić Mrocznego, a ten był przywódcą wszystkich stad.
Rahag z łatwością poderwał ostrze. Przytrzymał je w górze przez chwilę, po czym metal ciężko uderzyło kamienną podłogę. Wilk nie chciał przepuścić takiej szansy i rzucił się do gardła mężczyzny. Rahag szarpnął mieczem pionowo w górę, wchodząc gładko w ciało wilkołaka, pokonując sierść, skórę, mięso, chrząstki i kości, aż w końcu rozciął przeciwnika na pół. Członki wilka jeszcze drżały, a oczy panicznie rozglądały się po pomieszczeniu. Nie pojął jeszcze, że jest martwy. Rahag zanurzył klingę w posoce, uciekającej z trupa. Wydzielany przez miecz blask zmienił barwę na wściekle granatowy. Iluminacja trwała krótko, a gdy kolor poświaty powrócił do poprzedniego stanu zwłoki Mrocznego zdawały się osuszone.
- Wspaniale, o to mi chodziło – Darius poklepał Arcymaga po ramieniu. Tamten skrzywił się, ale przełknął zniewagę. – Czy można w ten sposób pozbawić duszy każdą istotę?
- Nie duszy, a esencji – Lazarus poprawił Imperatora z błyskiem satysfakcji w oczach. – To jest coś bardziej podstawowego... Nie, najpierw trzeba takiego kogoś pokonać w walce. Ale teoretycznie można.
- Postarałeś się.
- Tak, panie, przyznaję, że włożyłem w to nadzwyczajnie dużo pracy. Nadałem już mieczowi imię. Brzmi ono Anul Einr – Łamacz Istnienia.
- Nazywaj go sobie, jak tylko chcesz. Ważne, żeby działał.
- Będzie, obiecuję.
- Doskonale.
IV
Piotr nie mógł zasnąć. Leżał na twardym łóżku, starając się wzrokiem wywiercić dziurę w suficie. Serce wampira waliło jak podczas krwawej uczty, czuł uniesienie, promieniującą z wnętrza lekkość. Wiedział, że ma to związek z Agathą. W końcu nie wytrzymał. Usiadł, przeczesał palcami włosy i podrapał po brzuchu. Pomimo przemiany, trochę tłuszczu pozostało... Trudno, zrzuci się po jakimś czasie. Wstał, sięgając po Saracena, tej nocy miał być jego jedyna obroną. Nie chciało mu się nawet założyć kaftana. Wyszedł z budynku w samej płóciennej koszuli i spodniach, chcąc odszukać wspomnianą przez dragonkę salę treningową. Zapamiętał, że świątynia znajduje się w centrum Dragonium. Stamtąd rozpocznie poszukiwania.
Mimo pierwotnych zamierzeń stał, napawając się ogromem Behemota. Świątynia zapraszała do siebie, wołała. Mur, każdy kamień z osobna nucił własną melodię, cudownie splatającą się z innymi. Sama budowla wyśpiewywała hymny pochwalne ku czci ich boga, zachęcając każdego do przyłączenia się. Noir zrozumiał, że dragoni nigdy nie byli związani z mrokiem. Tylko dlaczego im sprzyjali?
Wtedy zauważył mały, okrągły budynek naprzeciwko świątyni. Nie przywoływał, on żądał przybycia. Uderzeniami bębna jednoczył się z głosem serca... Ona musiała być w środku.
Budowla nie wyglądała zachęcająco. Rozpadający się gzyms, odrapane ściany i częściowo rozbite drzwi odpychały, ale nie przeszkodziło to Noirowi w zaglądnięciu do środka. Ledwo zbliżył się do wejścia, gdy usłyszał słodki głos dragonki. Zaskoczyło go to, jak bardzo za nią tęsknił.
- Jesteś trochę za wcześnie, ale to nic takiego – Agatha stała na środku jasno oświetlonego pomieszczenia. Miała na sobie ćwiczebny pancerz, a ciemne włosy zostały spięte w ciasny kok. Patrzyła na wampira, obdarzając go jedynym w rodzaju uśmiechem. Takim, co może kruszyć skały.
- Oczywiście – Noir odpowiedział z błyskiem w oczach. Jakie było jego zdziwienie, gdy odkrył, że jego własne ciało nie chciało być mu posłuszne.
- Ale na prawdziwą broń.
- Jeśli tego właśnie chcesz – Piotr stał jak zamurowany. Musiał wypychać z siebie słowa, by się nimi nie udusić. Gorąco buchało z niego coraz silniejszymi falami. Przerażenie wypełzało w ślad za ciepłem. Nie potrafił nad sobą zapanować.
- Co tak sztywno? – ofuknęła go, robiąc obrażoną minę. – Zaraz zobaczysz kto jest lepszy.
Zaatakowała bez ostrzeżenia. Gdy skoczyła ku niemu, celując ciężkim, zdobionym złotem, mieczem w serce wampira, widać w niej było wielka radość. Mimo początkowego paraliżu, Piotr przygotował Saracena do obrony. Powietrze jęczało, gdy ich ostrza zmierzały ku sobie. Dwie sylwetki wirowały w walce, na przemian atakując i broniąc się. Żadna ze stron nie potrafiła wywalczyć przewagi dla siebie. Chłopak nie chciał używać magii, za bardzo zależało mu na opinii Agathy.
Nagle, wykorzystując chwilowe zawahanie Noira, dragonka wytrąciła mu broń z ręki, tnąc przy okazji w nadgarstek. Płytko, choć i tak boleśnie. Piotr wyszczerzył kły. Niespodziewany ból oczyścił jego umysł ze wszelkich wątpliwości. Zbierając energię przekształcił dłonie w pazury, wyglądem przypominające łapy nietoperza.
- Chcesz to rozegrać w ten sposób? Niech ci będzie – dziewczyna odrzuciła broń, a jej ręce pokryły się twardą, smoczą łuska. – Zagramy po twojemu.
Tym razem to Noir rozpoczął atak. Zanurkował pod Agathą, nogą podbijając rękę dziewczyny, a pazurami przeciągnął po jej udach. Dragonka zawyła z bólu, ale gdy ponownie na niego spojrzała, była szeroko uśmiechnięta. Rzucili się na siebie, turlając po podłodze, walczyli, nieskrępowani ograniczeniami.
Wreszcie oboje opadli z sił. Piotr leżał na Agathcie. Po raz drugi.
- Niezła jesteś – wysapał chłopak, nieco speszony ich położeniem.
- Ty też – Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Wcale nie spieszyła się ze spychaniem Noira z siebie. Milczeli, patrząc się na siebie. Po chwili wampir zaczął oddychać coraz szybciej, a w oczach pojawiła się niepewność.
- Poddajesz się? – rzucił, chcąc rozładować napięcie. W oczach dragonki zagościł zawód... Ale jedynie przez moment.
- Żartujesz? Przecież wygrałam – Dopiero teraz zaczęła zrzucać chłopaka. Wtedy Piotr pocałował ja szybko w usta i odtoczył, szykując się na najgorsze.
- Przepraszam...
- Za co?! – Dragonka spojrzała na niego, lekko poirytowana. – Może tego nie chciałeś?
- Chciałem, na Tor’ Alu, chciałem! – wykrzyknął, wstając. – Tylko bałem się twojej reakcji.
- Niepotrzebnie, głuptasie – Agatha powoli podeszła do chłopaka, przytuliła się i odwzajemniła pocałunek.
Młodemu wampirowi świat zawirował przed oczyma, ogarnął go stan bliski ekstazy. Fala przyjemności zbiła go z nóg. Dragonka patrzyła na leżącego, z otwartymi ustami, chłopaka, uśmiechając niewinnie. Pochyliła się i wyszeptała.
- A nie mówiłam, że wygrałam? – wybuchła śmiechem, wtulając się w ramiona chłopaka. – Dziwne to, prawda? Przecież jesteśmy całkowicie inni.
- Czy to ważne? – Piotr położył dłoń na policzku dragonki.
- Nie. Właściwie, to nie – uśmiechnęła się i pocałowała Noira. – Tylko co teraz? – Słysząc to pytanie, Piotr wyszczerzył się i powiedział.
- Czy to ważne? – Tym razem Agatha się wyszczerzyła.
- Nie. Właściwie, to nie – Podnieśli się i pozbierali broń. – Chcesz rewanżu, kochany?
- Zawsze – Wampir przyjął pozycję obronną. – Zaczynaj, panie przodem.
- Jaki wychowany – odpowiedziała z sarkazmem i natarła.
Pomieszczenie znów wypełniło się szczękiem stali.
--------------------------------------------------------------------------