Tantalus:
Pytanie będzie dość personalne i może mniej filozoficzne, a bardziej psychologiczne... ale who cares... no więc dzisiejszym tematem będzie "Strach",
Bo ja wiem, czy to takie psychologiczne. W końcu, czymże jest sam strach? Obawą przed czymś, co wydaje się niebezpieczne, przed czymś, co sprawi nam ból? A moze to po prostu uczucie, które ma usprawiedliwić brak zdecydowania, determinacji, by pokonać granicę, której normalnie byśmy nie przekroczyli?
Czego się najbardziej boisz?
No coż, to nie tyle co strach, a raczej fobia - odrzuca mnie, jak pelza po mnie jakiś cholerny pająk, ale wstrętne robale. Tak samo mam jakiś lęk przed iglami - ale to raczej z powodu przykrych doświadczeń z nimi związanymi.
A poważnie: bezsilności. Najbardziej boję się, że nie będę mógł pomóc drogiej mi osobie, że będę mógł jedynie patrzeć na jej cierpienie. Niech za przyklad posłuży scena: jesteś związany i siedzisz na krześle. Bliska twemu sercu osoba jest nieprzytomna, bądź zwiżana, ale w pełni świadoma tego, co się dzieje. Nagle przychodzi ktoś obcy i zaczyna ją okaleczać. Powoli, zaczynając od zadawania zwykłych ciosów, po łamanie kości i wykręcanie ramion. Nagle wyciąga nóż i robi setki nacięc na jej ciele. Krople krwi spływaja po podłodze, a ty możesz tylko patrzeć i mieć nadzieję, by się obudzić z tego koszmaru. Jednak to nie następuje. Osoba robi coraz więcej nacięć. W pewenym momencie staja się one coraz głębsze. Słysysz krzyk drogiej ci osoby, szarpiesz się, napinasz muskuły ze wszystkich sił, ale nic nie możesz zrobić. Czujesz, że wraz z każdą kroplą i każdym jej oddechem uchodzi z niej życie. Nie możesz zamknąć oczu, nie mozesz stworzyć bariery, by tego nie widzieć. Siedzisz i patrzysz... Przeklinasz go, przeklinasz boga, przeklinasz samego siebie, że nie jesteś w stanie niczego zrobić. Ona krzyczy... Umiera... A ty jedynie patrzysz...
Boję się, ze nie będę w stanie zapewnić mej przyszłej rodzinie godziwego życia. Ze stracę pracę, albo nagle dach nad głową. Mimo, że jestem na tyle młody, by się tymi rzeczami nie przejmować, to jednak zdaję sobie sprawę, że gdybym pozowlil na coś takiego, to bym się psychicznie załamał. Nie wpadłbym w depresję, ale po prostu zagarneło by mną uczucie, którego nienawidze - bezsilność - nie mogę im zapewnić tego, czego potrzebują.
Boję się się niewiedzy, bo z niej wyłania się strach.
Czego się nie boisz?
Ciemności, śmierci. Ciemności dlatego, że działa na mnie odwrotnie, niż na większość ludzi: uspokaja mnie ta czerń bijąca z niej, ta cisza, ten mrok, który otula cię ze wszystkich stron.
Śmierci dlatego, iz cóż - jest ona podobna do snu. Umierałem juz tyle razy we śnie, że nie robi to na mnie już takiego wrażenia, jak parę lat temu chociażby. Po prostu tak się dzieje, nic nie można na to poradzić. Jeśli potem jest pustka, to nie ma sensu się bać śmierci, bo po niej nic gorszego nas już nie spotka. Jeśli jednak coś potem jest, to pal licho: śmierć jest wtedy wybawieniem, jeśli ktoś wierzy w raj, a przekleństwem, jeśli w piekło. Ale taki rozwój wypadkow zależy od człowieka - śmierć wypełnia jedynie swoje obowiązki. Najlepsza śmierć to taka, która nie pójdzie na marne, bądź taka, która przyjdzie do nas we śnie. W końcu nikt nie chce umrzeć w bolesny i głupi sposób, prawda? Ciekawe dlaczego...
"Chciałbym umrzeć podczas snu, tak jak mój dziadek, a nie krzycząc, jak jego pasażerowie."
Nie boję się samotności. Ludzie przychodzą, odchodzą. Sam przyszedłem na ten świat, sam odejdę. Nie ciągnę za sobą nikogo <inaczej mielibyśmy do czynienia ze zbiorowym samobójstwem>.
Czy uważasz się za osobę odważną?
Nie, zdecydowanie nie. Robię po prostu to, co do mnie należy i co w danej chwili uważam za stosowne. Odwaga nie ma z tym nic wspólnego. Zresztą, pomiędzy człowiekiem odważnym, a głupim, jest tak cienka linia, ze nigdy nie wiadomo, gdzie kończy się odwaga, a zaczyna głupota.
Gdzie są granice twojej odwagi... takie, których nie przekroczysz, choćby nie wiem co?
Jak wcześniej napisalem, granica odwagi - taie coś wogóle istnieje? Albo robisz coś, dlatego, ze uważasz to za stosowne, albo nie, z tej samej przyczyny. Ot, czlowiek skacze w przepaść i się zabija - jest odważny, dlatego że skoczył, czy głupi, bo się zabił? Oto jest pytanie... Raczej ani jedno, ani drugie. Chciał skoczyć. Skoczył. Tak zaplanował, tak zrobil. Wszystko raczej zależy od tego, czy ktoś jest gotowy poświęcić wszystko, co mu drogie, dla osiągnięcia celu.
Miłego odpowiadania, jak ktoś się odważy
Odpowiedziałem nie dlatego, że jestem odważny, a dlatego, że po prostu chcialem.
Może to dziwne, ale mnie naprawde nie przeraża perspektywa śmierci. Wiem, że to nastąpi i uważam, że nie powinniśmy bać się tego co naturalne, a niech mi ktoś powie co jest bardziej naturalne od śmierci.
Narodziny.
"do odważnych świat należy".
"Człowiek odważny - umiera tylko raz.
Tchórz - setki razy dziennie."
Wiecie, tak sobie siedzę i myślę, że strach to jedynuie uczucie, które jest wywolywane tym, co uważamy za nieprzyjemne. W końcu ciężko mieszkać na 10 piętrze, majac lęk wysokości, trudno pójść na zastrzyk, majac strach przed igłami i ciężko się zakochać, będąc raz zranionym.
Ja na to mam jedną, prostą receptę - jeśli widzisz coś, co cię przeraża, ale jest to podsycane twoją wyobraźnia <ciemny pokój, pozostałych domowników nie stwierdzono>, to skup się na nim, niech cię zabije. Nic się nie stało? To wyobraź sobie broń: strzelbę <"śrutówka" / "shotgun" / "boomstick"> i ty go zabij. Mnie to zawsze pomaga, a jak nie, to przynajmniej rozabawia. A co się tyczy dźwięków... Należy się na nich skupić i porównać je z czymś zabawnym.
Inna metoda - jeśli to "coś" cię nie zabiło, nie dotknęlo, nie okaleczyło po 4 minutach, to tym bardziej nie zrobi tego nawet i po 4 godzinach.
Ale najlepszą metodę zachowałem na koniec... Niech oni boją się ciebie. Ciemność? Zatrać się w niej. Zombie? Wyrwij mu ręce, rozwal głowę. Dzwięki? Sam zacznij śpierwać pod nosem. Im bardziej się boisz, i im dłużej ten strach trwa, tym bardziej zaczyna się człowiek irytować - a gdy się wkurzy, to złość i negatywne uczucia dobrze wplywają na "otrzeźwienie" umysłu.