Tant miał atak... nie czytajcie tego posta... on jest ZŁY i wogóle mało fajny i ja sam nie rozumiem połowy z niegoDobra wiem... miałem tutaj napisać jakiś miesiac temu, ale mi się nie chciało... mam wakacje i może mi się nie chcieć... no ale, jako rozgrzewke przed sesją, mogę sobie trochę ponawalać w losowe klawisze i upierać się, że mam rację... myślę że jestem dzisiaj w dość przyzwoitej formie, czyli pewnie będzie można zrozumieć o co mi chodzi.. dobra.. o czym gadamy... aaa... miłość... no tak.. temat rzeka... no ale widzę, że nikomu sięjeszcze nie znudziło i ciągle potraficie o tym pisać.. dobrze więc... podejmuję wyzwanie.
Zacznę może od pewnej odskoczni. Napisałeś Gipsi, że kobiety są jeb*ięte.... a potem napisałeś, że faceci też są jeb*ięci. Ja tego nie rozumiem. Chodzi mi o samą definicję tych słów. Normalnością jest zachowanie większości. Wszyscy nie mogą być nienormalni, bo ktoś tam musi te normy dyktować. Poza tym nie podoba mi się sam pomysł szufladkowania ludzi pod względem płci. To jest nienormalne. Podałeś nam wstrząsający skąd inąd obraz tego, co działo się w twoim otoczeniu. Mówisz, że w młodości wpajano ci, że kobiety są ostoją cnoty, a mężczyźni to chamy i prostaki. Cóż.. mi też, tak samo jak wiarę w św. Mikołaja, wielkanocnego zajączka i przynoszącego dzieci bociana. W młodości człowiek nie potrafi zrozumieć pewnych rzeczy lub ciężko jest je mu wytłumaczyć. Dlatego powstają takie okropne uogólnienia, z których człowiek się uczy, że kobiety są takie, mężczyźni tacy, dzieci takie, a blondynki takie... Życie pokazało ci obraz drastycznie odwrotny, więc powinieneś się nauczyć, że kobiety faktycznie potrafią czasem być złe i nieczułe. Nie można jednak iść w tych twierdzeniach dalej pisząc, że wszystkie się tak zachowują. Przykładów na to, że kobiety są nieczułe, że bawią się męskimi uczuciami, i że nie potrafią nikogo darzyć głębokimi uczuciami, można wymieniać bez liku. To samo się tyczy mężczyzn. Nie oznacza to jednak, że wszyscy tacy jesteśmy, czego sam jesteś doskonałym przykładem. Trzeba wierzyć w to, że gdzieś tam jest osoba, która podzieli twoje myśli, i która będzie potrafiła odwzajemnić i zasłużyć na twoje uczucie. Trzeba wierzyć, że ją spotkasz... a jeżeli nawet osoba, którą spotkałeś cię zawiedzie, trzeba wstać z ziemi, otrzepać się, wziąść się w garść i szukać dalej. Trzeba wierzyć w to, że w końcu się znajdzie, bo bez tej wiary człowiek zawsze będzie widział w innych wady, nie będzie potrafił wykrzesać z siebie zaufania. Znam takie osoby i żal mi ich. Nie można unikać bólu.... nie można unikać zawodówm, trosk i nieopisanego cierpienia, które pozostaje pustym miejscu gdzieś w okolicach serca... nie można uciekać.. trzeba być na niego przygotowanym, bo to część ryzyka. Należy umieć wyciągać wnioski z własnych pomyłek i następnym razem lepiej się upewnić co do tej drugiej osoby, nim zaczniesz się angażować...
FUCK.... wiem, że ogólne przesłanie się lekko rozmyło, ale najwyżej przeczytajcie jeszcze raz, to może znajdziecie, jak się za pierwszym razem nie udało hahaha... ale dziwnie wyszło...
Wracając do tematu, to ja nauczyłem się widzieć w ludziach przede wszystkim ludzi. Nie kobiety, czy mężczyzn, dzieci czy dorosłych. jak kogoś oceniam, to oceniam go jako człowieka, a nie jako element jakiejś podgrupy, którego zachowanie wywiera wpływ na ogół. Nie oceniajmy kobiet przez wybryki kilku idiotek, ani facetów przez to, że są na świecie gwałcicie, mordercy i zwykłe szumowiny. Takie coś to zwykłe popadanie w stereotypy, a tylko ludzie głupi wspierają się sterotypami... Wierzę Gipsi, że nie miałeś tego na myśli.. tak tylko napisałem, jakby ktoś inaczej zinterpretował twoje słowa. Wiem co miałeś na myśli pisząc swojego posta...
wiem ze post nie jest zbytnio do "podyskutowania" ale chciałem coś tam napisać sobie... poprostu teraz mam taki moment w moim życiu że po raz pierwszy zczaiłem że jestem "fajny" i widze wady innych, a moje sobie powoli odpuszczam i się do nich przyzwyczaham... w każdym razie, kobiety na razie mi posłuża jako coś fajnego... miłego i pozwalającego ukoić zmysły... ale będę się starał mieć dystans do nich.... i taka sama pewnie sytuacja działą w drugą strone... ale ja jestem facetem i mówi swoje zdanie o płci przeciwnej.. tej która mnie przyciąga ( tutaj przepraszam moje Zellusia;/) i tej którą w jakiś tam sposób zawsze staram się poznać...
Tak... dobrze, że to zauważyłeś. Budująca myśl... ja też kiedyś tak się czułem... koniec gizmnazjum i początek liceum. Wtedy też zachowywałem dystans do kobiet, wmawiałem sobie, że bycie z nimi sprawia tylko ból (chyba ten ból, co to o nim pisałem na końcu drugiego akapitu). W końcu zrozumiałem, że to zależy od dziewczyny i od mojego doń stosunku. Umiem wyciągać wnioski... nie umiałbym pisać takich długich postów, gdybym tego dotychczas nie robił. Dzięki tym wnioskom, jestem dzisiaj taki, a nie inny. W takich właśnie momentach życia, kiedy człowiek uświadamia sobie, że jest taki, a nie inny, i że inni też nie są tacy, jak mu się wydawało, to momenty w których determinuje się ludzki tok myślenia. W takich momentach człowiek się rozwija... To co to tutaj napisałeś znaczy, że uświadomiłeś sobie, że jesteś fajny, dowodzi, że poszerzyły ci się horyzonty i stałeś się lepszy.. mogę tylko pogratulować...
fuck... ja to napisałem? Teraz nie kumam o co chodziło.. człowiek zaczyna pisać, wie o co chodzi i potem zaczyna się zagłębiać i już jest mniej fajnie..
spotykam się z kolezankami miałem dziewczyne, ba nawet ją pokochałem i o dziwo po 7 miesiącach zerwania naszego "związku" pewnie nadal ją kocham... i musze stwierdzić że moje stwierdznei nie ma nic wspólnego z jej osobą
Mój najlepszy przyjaciel ma dokładnie to samo. Był z dziewczyną półtorej roku, teraz dowiedział się jaka dwulicowa była naprawde, a i tak mówi, że ją kocha... hahahah.. o tak.. mężczyźni to faktycznie zimni dranie, a kobiety są romantyczne i czułe, co nie?
Miłość chyba odeszła już całkiem w zapomnienie...czasem zdarzy mi się zauważyć taką"parę" i w sumie nie wygląda to fajnie....nie wiem po co być z kimś dla szpanu....dla mnie bardziej liczyło by się uczucie...
A jeżeli twierdziłeś Gipsi, że kobiety są złe, to niech Yuz będzie dowodem, że nie masz racji.... no ale wiem, że tak nie twierdziłeś.. aż tak daleko byś się nie posunął.
No tak... przypomniałem sobie coś jeszcze. Grzybson, młody człowieczek z naszego forum, który miał szczęście znaleźć swoją drugą połówkę, miał ostatnio na GG opis w stylu "Kocham cię". O tak... ta część mojego mózgu, która odpowiedzialna była za wszystkie moje dotchczasowe posty w tym topicu, wstała zmiejsca i krzyknęła, że nie zdzierży. Dlaczego? A to już wyjaśniałem kilka razy, ale pewnie nikomu się nie chce szukać. Nie zaszkodzi jednak napisać mi tego jeszcze raz... o tym co myślę o miłości samej w sobie...
"Kocham Cię". Jak słyszę te słowa na ulicy, jak widzę takie opsiy na GG, jak widzę grafiti z tą frazą, to mnie przechodzi zminy dreszcz i zaciskają się zęby. Spójrzcie tylko co się dzieje w takie walentynki. Miłość, jest sprowadzona do pustego zwrotu, który fajnie wygląda na czerwonym baloniku w kształcie serca albo pudełku bombonierek. Słowa, które winne być wyrazem najszczerzych uczuć, są wypowiadane co chwilę przez osoby, które tego nigdy nie rozumiały, nie rozumieją i pewnie nie zrozumią. Dresiarskie pary, które potwierdzają swoje uczucia tymi słowami, a potem rozpadają się po dwuch tygodniach, to coś co spedza mi sen z powiek. Geez.. jak wielu ludzi potrafi kochać... do prawdy żyjemy w zaje**ście rozkochanym społeczeństwie =_=. Mam nadzieję, że nie będzie to nowość, dla osób które czytają ten topic, ale innych proszę o to, żeby przed wypowiedzeniem tych słów, zastanowiły się co one znaczą. Zastanówcie się, czy to co czujecie do drugiej osoby, jest tak głębokie, żeby zasłużyło na nazwanie... dobra... może trochę konkretów. Powiem wam czym dla mnie jest miłość. Wiem wiem.. z qiaxem się kłuciliśmy na ten temat jakiś rok temu <łezka w oku>, ale warto przypomnieć, skoro wszyscy znowu chcą gadać o miłości. Człowiek, która kocha potrafi być z tą drugą osobą w każdej chwili, umiejąc pogodzić to z życiem codziennym. Jest wsparciem mentalnym i pozwala, by druga połówka pomogła, kiedy nam coś doskwiera. Żyje po to, żeby wybranek/wybranka byli szczęśliwi, nawet za cenę własnego szczęścia. Potrafiliby bez wachania poświęcić życie, w obronie tej drugiej osoby (to chyba głównie dla facetów, ale who cares). Zakochani potrafią zobaczyć w sobie nawzajem nie tylko wspaniałą kobietę, czy mężczyznę, ale wspaniałych ludzi. Potrafią ze sobą rozmawiać na wszystkie tematy i trwać we wspólnym milczeniu. Nie myślą nawet o byciu z inną osobą, nie wyobrażają sobie przyszłości bez tej jedynej/tego jedynego. Akceptują wszystkie swoje wady i zalety, uznając je niemal za swoje własne. Nie mówią sobie ciągle, że się kochają.... wiedzą to, bez udowadniania. Takie frazy mógłbym mnożyć w nieskończoność. Ilość ich dowodzi tylko tego, że to bardzo bardzo bardzo złożone uczucie, które jest ciężkie do rozpoznania, bo przyjmuje pozory "porządania", "przyjaźni", czy "potrzeby bliskości". Niektórzy ludzi, jak Marv, czy ja, wierzą w to, że przed osiągnięciem umysłowej dojrzałości (powiedzmy 16-17 lat), człowiek nie jest w stanie nikogo pokochać. Ja też nie mieszkałem w jaskini przez te 18 lat swojego życia i twierdzę tak, wnioskując się własnymi obserwacjami. Powiedziałem sobie kiedyś, że nie będę z żadną dziewczyną przed rozpoczęciem liceum... właśnie dlatego, że zbyt dużo widziałem "kochających się" par, które ze sobą nie były po tygodniu, żeby wierzyć w istnienie stałych związków przed liceum. Ty skończyłeś podstawówkę Grzybek i napisałeś, że ją kochasz... tymi słowami stwierdzasz, że nie mam racji, i że prawie cały ten akapit jest wielkim bullshit'em, a napisałem to pod wpływem prochów lub miałem atak padaczki. Twierdzisz, że kochasz ją.... mi pozostaje wierzyć, że to prawda i faktycznie się myliłem. Masz odwagę powiedzieć te słowa.. ja nie mam takie odwagi, póki co, a jestem od ciebie dużo starszy... właściwie wszystkie podane przeze mnie wyżej cechy się pokrywają z moimi odczuciami, ale ciągle nie potrafię (mam nadzieję, że Hisoka też nie, bo raz, że bym źle wyszedł, a dwa, że bym jej i tak nie uwierzył hahahaha).. świadczy to albo o tym, że dojrzałeś szybciej ode mnie i jesteś dużo odważniejszy, albo że się mylisz. Szczerze mówię, że bardziej bym się cieszył, gdybym choćby w tym względzie się mylił. Marv pewnie by tu przyszedł i napisałby, że jej nie kochasz. Ja tego nie napiszę, bo cię nie znam na dobrą sprawę i nie wiem co ci siedzi w tej głowie... wierzę w to, że się pomyliłem.... ty też w to wierz...
PS... AŁŁŁŁ.... moje palce....