Autor Wątek: Kółko Filozoficzne  (Przeczytany 92370 razy)

Offline qiax

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 542
  • God
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #180 dnia: Grudnia 28, 2004, 06:00:45 am »
MarvelliX:

Cytuj
1.Kościół mordował w imie boga więc jak może przepraszać za to?

Człowiek nie jest Bogiem. Moze się mylić i popełniać błędy. To, czy w końcu je zrozumie i czy za nie będzie żałowal, zależy jedynie od niego samego. Po za tym... Bóg nigdy <przynajmniej nigdy nie zostało to udokumentowano> nie zszedł ze swojej małej twierdzy zwanej niebem, by powiedzieć człowiekowi wprost: "Idź i morduj w imię Me.".

Cytuj
2. Buddyzm nie wlicza sie w wiare a bardziej poglądy bo nie zawiera boga  sam tytułowy Budda to prorok który kiedyś tam żył i uczył ssspokoju ducha i umysssłu.

Wiara nie opiera się na samej ideii boga... Raczej na pewnych wartościach i poglądach, więc nie zaliczania buddyzmu do wiary/religii, było by nierozważne. Sam fakt, że buddyści wierzą w reainkarnację, jest w pewnym sensie wiarą samą w sobie. No bo, czy to zostało udowodnione naukowo <według mojego znajomego tak, ale nigdy w tej sprawie nie doszliśmy do porozumienia... inaczej /według mnie/ cała egzystencja człowieka nie miała by sensu>.

Cytuj
3. Ateiści to zazwyczaj sceptycznie nassstawini ludzie z neutralnym charakterem (czyli wisi im lossss świata, czy zossstanie pochłoniety przez tego czy drugiego boga  ) zanim przejdziecie na tą droge lepiej sie zdrowo zassstanówcie  nie jessst łatwa 

Jestem ateistą, w ktorym do dziś dnia pozostaje wiara, ale wynika to raczej z faktu mego wychowania i w pewnej mierze, kwestii przyzwyczajenia, że coś tam jest... Ta droga jest łatwa, gdyż ignorancja bywa błogosławieństwem. Zresztą, jestem cynicznie nastawiony do otaczajacej mnie rzeczywistości, staram się nei brać tego wszystkie na poważnie, lecz ateista to według mnie osoba, która kieruje się własnym kompasem moralny, nie zważając na prawa moralne ustanowione przez otoczenie <przez instytucje kościelne w głównej mierze>, a przez nią samą. Po prostu stara się niczego nie żałować, lecz i nie żyć chwilą. Przynajmniej ja to tak postrzegam.

Cytuj
4. Idea chrześcijanizmu polegała na tym żeby zebrać massse dzikusów i uniemożliwić im wyżynanie sie nawzajem, teraz jednak wszyssstko sie zmieniło i chrześcijanizm to nic innego ja rutyna...

Nie zgodze się z tym. Dla ludzi, tych, którzy interesuja się całym tym "ruchem" chrześcijańskim powierzchownie, moze to i jest rutyna <paciorek, kościółek co niedzielę>, ale dla innych, to sprawa największej wagi. W końcu są na świecie ludzie, którzy pomagaja innym, ktorzy wierzą w to co robią. Nie twierdzę, że ktoś, kto nie jest chrześcijanienm, czy innym wierzącym człowiekiem, jest bezduszny, ale łatwiej znaleźć dobrego człowieka pośród ludzi poszczególnych religii, aniżeli pośród ateistów bodajże. Obojętność zabija, jeśli nie nas, to innych... Zabija powoli... Wiara, chrześcijanizm, daje ludziom siłę, która pozwala im toczyć walkę z życiem, gdy stwarza problemy, jak i z własnymi słabościami <a jak wiadomo, wiara czyni cuda>. Zas ateisci <ech, wciąż trzymam się punktu 3> starają się wierzyć we własną siłę wewnętrzną, we własną moc kształtowania świata, w ten sposób, by im on odpowiadał. Nie wierze, że jedem człowiek jest w stanie zmienić świat, ale jestem pewien, że moze być tym, który uruchomi reakcję łancuchową.

Tantalus:

Cytuj
tak więc skoro znaczna część ludzi na forum to ateiści, to niech podzielą się powodem, dla którego nimi są.... prawie wszyscy są ochrzczeni, bierzmowani i byli u pierwszej komunii... to znaczy, że kiedyś wierzyli.

No cóż, na początek, nie zgodzę się z tym, że każdy kiedyś w coś wierzył. Powiedz, gdy byłeś chrzczony, to byłeś również świadom tego faktu, że oto stajesz się członkiem danej społeczności? Wątpię. Również podobnie było w przypadku I Komuni Świętej. Dopiero w pewnym okresie życia, popularnie zwanym "młodzieńczym buntem", zaczynamy myśleć za siebie, patrzeć na własne problemy, przyjemności, uczucia. Tak samo jest z wiarą. W każdym rodzi się pytanie: "dlaczego mam w to wierzyc, skoro ja tego nie widzę?" Osobiście robiłem bieżmowania tylko po to, by mieć spokój na przyszłość i o ile sama idea tego sakramentu wydaje mi się dosyć ciekawa, to jego przebieg pozostawiał wiele do życzenia. Nigdy nie byłem człowiekiem głębokiej wiary, ale fakt faktem - chodzilem do kościola, odmawiałem modlitwy itd, lecz raczej to wynikało z mojego wychowania. Po prostu wpadłem w rutyne. Ale gdy zacząlem myśleć za siebie, to caly ten proces wydaje mi się pozbawiony głębszego sensu. Mógłbym teraz napisać, że po co chodzić do Kościoła co tydzień, skoro wiedług samych ksieży, bóg jest wszędzie? Czy to coś zmieni, że pójdę na godzinkę do jakiegoś zimnego/dusznego budynku słuchając w ciszy i patrząc na znudzone twarze "wiernych". Litości. Wolę zostać sam na sam we własnym mieszkaniu i w myślach zmierzyć się ze swoją wiarą. Wystawić ją na próbę i znaleźć odpwoiedź, czy coś tam na gorze jest, czy to tylko opium dla mas. Ludzią potrzebna jest wiara, by zdobyć siłę do życia i by odkryć jakiś głębszy sens w swej egzystencji. Ja tą siłę wolę znajdowac we własnych czynach. Oczywiście wątpliwości takiej decyzji zawsze pozostaną, ale jedynie głupiec boi się do tego przyznać przed samym sobą. W końcu, mnie osobiście, ciężko uwierzyć w coś takiego jak Big Bam Bum. A takie ciekawe fakty, jak "boska liczba" fi <fi, nie pi> zmuszają do myslenia. Ale wracając do początku - czy ktoś dał wam wybór, gdy stawaliście się członkiem wspólnoty chrześcijanskiej? Nie <no chyba, ze wasi rodzice jednak nie ingerowali, ale to raczej szansa jedna na milion>. Więc nie ma się czemu dziwić, ze nagle "ktoś poszedł po rozum do głowy", prawda? Zresztą, Kościoł nie daje mi odpowiedzi na pytania, ktore mu stawiam, więc równie dobrze, nie stanowi żadnej podpory w moich wątpliwościach. Gdyby w końcu chrześcijanie stali się ludźmi czynu, nie słów <czy chodzenia do kościoła, by odpukać tę jedną godzinkę w tygodniu, a przez pozostałe dni mieć to gdzieś>, to liczba wiernych bedzie jedynie spadala. Kościół to instytucja, chrześcijanizm to idea, zaś Bóg to nasz prwyatny, wewnętrzny spór.

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #181 dnia: Grudnia 28, 2004, 06:54:02 am »
Pisząc, że ludzie kiedyś wierzyli, miałem na myśli właśnie taką niedojrzałą wiarę, płynącą z tego, że mamusia karze iść do kościoła, z tego, że wszyscy koledzy chodzą itp. itd. Wiara nie jest z tego żadna, ale definicyjnie należy taką osobę zaliczyć do ludzi wieżących.

ehh.. jest szósta rano... w moim rozumowaniu mogą być pewne ubytki, ale może uda mi się sklecić coś, co przynajmnie zachowa pozory sensowności... (czyli to co zwykle)

Cytuj
Człowiek nie jest Bogiem. Moze się mylić i popełniać błędy. To, czy w końcu je zrozumie i czy za nie będzie żałowal, zależy jedynie od niego samego.

Błądzić jest rzeczą ludzką. Każdy popełnia błędy. O wartości człowieka decyduje to co z tym błędem zrobi. Można się na nim czegoś nauczyć, postanowić, że nigdy więcej sie go nie popełni. Można również błądzić dalej, popełniając go raz za razem. Kościół (bo pierwotnie była mowa o społeczności chrześcijańskiej) ma za sobą tak wiele błędów, że, nie robiąc wielkiego błędu, można wykluczyć pierwszą możliwość. To, że dziś nie mordujemy muzułmanów, jest wynikiem nie tego, że Kościół z własnej i nieprzymuszonej woli się opamiętał, ale z bardzo skomplikowanych przemian społecznych i kulturowych, które zaszły na całym świecie. Dzięki temu Kościół w końcu zrozumiał, że to jednak coś się nie zgadza w tej idei palenia na stosach, i że trzeba zacząć przestrzegać własnych przykazań. Boli mnie to, że Kościół nigdy nie przyznał się do popełnionych przed laty zbrodni przeciw ludzkości. Etyczniej byłoby jednak, gdyby zabrał w tej kwestii głos.

Cytuj
ateisci starają się wierzyć we własną siłę wewnętrzną, we własną moc kształtowania świata, w ten sposób, by im on odpowiadał. Nie wierze, że jedem człowiek jest w stanie zmienić świat, ale jestem pewien, że moze być tym, który uruchomi reakcję łancuchową.

Dla mnie ateista, to ktoś, kto potrafi sam sobie wyjaśnić wszystkie mechanizmy zachodzące wokół, ktoś, kto potrafi sam o siebie zadbać, nie licząc na pomoc czegoś, na czego istnienia nie ma dowodu. Jak już zaznaczyłem wcześniej, wiara jest potrzebna ludziom, jednak w szeroki tego słowa rozumieniu. Wiara w boga, jakiegokolwiek, jest, według mnie, oznaką słabości wewnętrznej człowieka (coś za dużo przecinków w tym zdaniu... hmm..). Człowiek w pełni dojrzały wewnętrznie nie potrzebuje boga w żadnym jego aspekcie. Wbrew pozorom jednak, na świecie wcale nie ma aż tak wielu ludzi dojrzałych mentalnie. Przyzwyczajenie to jedno, ale szukanie nadziei w czymś co nie istnieje to coś zupełnie innego (tak, powiedziałem teraz, że Bóg nie istnieje). Wiara jest świetnym wynalazkiem, bo daje ludziom nadzieję. Nie każdemu jest ona potrzebna, ale warto mieć jej źródło pod ręką na wszelki wypadek...

Cytuj
Kościół to instytucja, chrześcijanizm to idea, zaś Bóg to nasz prwyatny, wewnętrzny spór.

Ale żeś to zgrabnie ujął. Co do dwóch pierwszych części teo pięknego zdania to zgadzam sie w pełni. Jednak w tym kawałku z bogiem coś mi nie gra. O tej porze przyswajalność wzniosłych aluzji poważnie mi spadła, więc nie jestem w stanie dostrzec zapewne oczywistego sensu tej metafory. Jakiś chyba jest, bo gdyby go nie było to chyba bym zauważył. Ale pewności nie mam... Ja uważam, że Bóg jest narzędziem, wynalazkiem, poręcznym tworem kulturowym. Dzięki niemu można ustalać normy działania, można tworzyć tradycję i właściwie można prawie swobodnie manipulować całą sferą kulturalną i społeczną wiernych. Piszać o tym, że religią można manipulować ludzmi, nie mam tutaj jednak na myśli złego znaczenia tego słowa. Każda religia żądzi się swoimi prawami i wymaga od wiernych zachowywania się w taki, a nie inny sposób. Można to nazwać pewną manipulacją, chociaż zapewne istnieje w słowniku słowo, które lepiej to odzwierciedla i nie kojarzy się tak źle. Dobra.... chyba zaczynam się powtarzać. Nie wiem teraz, czy przedstawiona przeze mnie wizja Boga, stoi w jakimś konflikcie z twoja. Jak zaznaczyłem wcześniej nie przywykłem do używania mózgu o takich porach, bo zwykle przechodzę teraz ze snu w drzemkę...

dobra.... kończę, bo jakoś nie mogę niczego konkretnego sklecić. Chciałem się nie zgodzić z czymś co powiedziałeś qiax, ale cholera nie mam się z czym niezgadzać (to się w końcu pisze razem, czy osobno?). Nic co napisałeś nie kole mnie w moje zaspane oczy, więc wygląda na to, że podzielam twoje zdanie...

Offline qiax

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 542
  • God
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #182 dnia: Grudnia 28, 2004, 03:59:46 pm »
Cytuj
Boli mnie to, że Kościół nigdy nie przyznał się do popełnionych przed laty zbrodni przeciw ludzkości. Etyczniej byłoby jednak, gdyby zabrał w tej kwestii głos.

Czas goi rany. Po za tym, czemu dzisiejszy kościół miałby się do tego przyznawać? Teraz właddzę w nim sprawują zupełnie inni ludzie <"bogu ducha winni">, którzy z całym tym "mrocznym wiekiem" nie mają niczego wspólnego. Rówie dobrze można by napisać, że Kościół powinien przeprosić za szerzącom się pedofilię wśród księży... Bądź my, dzisiejsi ludzie, za grzech pierworodny <w sumie to kolejna głupota: mam niby w sobie grzech istot, które żyły ileś tam tysięcy lat temu, tylko dlatego, że są moimi przodkami...>. Nie odpowiadam za grzechy ludzkości, a dzisiejsza władza świecka, za grzechy przeszłości koscioła.

Cytuj
Wiara w boga, jakiegokolwiek, jest, według mnie, oznaką słabości wewnętrznej człowieka (coś za dużo przecinków w tym zdaniu... hmm..).

Słabości wewnętrznej?! Ty chyba raczysz sobie żartować. Wiara, tak jak bóg, to narzędzie, dające dużo możliwości. Ileż to było przypadków, gdy człowiek głębokiej wiary znosił niewyobrażalne tortury cielesne i naporawdę z usmiechem na twarzy przyjął bolesną śmierć? Bardzo dużo. Oczywiście, że to jedynie wybitne jednostki, ale podczas wojny, wielu zwykłym ludziom wiara dała niewyobrażalną wprost wiarę <heh, paradoks> we własne siły. Wiara dla człowieka to pukt zaczepienia, przystań, gdzie moze podleczyć rany. Ateiści nauczyli się być cale życie na niespokojnym morzu, za kompas majac jedynie własny umysł, a nie, jak inni, wiarę. Proste, nie?

Cytuj
ale szukanie nadziei w czymś co nie istnieje to coś zupełnie innego (tak, powiedziałem teraz, że Bóg nie istnieje).

Na tym właśnie opiera się wiara. Nie mieć zadnych racjonalnych dowodów, a po prostu uwierzyć.

Cytuj
Człowiek w pełni dojrzały wewnętrznie nie potrzebuje boga w żadnym jego aspekcie.

Wierz mi, dla każdego przyjdzie, prędzej, czy później, taka chwila, że będzie potrzebowal pomocy/wsparcia, a jego pierwszą myślą będzie własnie bóg. W końcu co innego mieć za wsparcie istotę wszechpotężną, a co innego mieć za wsparcie zwykłego człowieka <działa to trochę psychologicznie>.

Cytuj
Nie każdemu jest ona potrzebna, ale warto mieć jej źródło pod ręką na wszelki wypadek...

Jak możesz twierdzić, ze "Człowiek w pełni dojrzały wewnętrznie nie potrzebuje boga w żadnym jego aspekcie.", skoro póżniej przyznajesz, że "Nie każdemu jest ona potrzebna, ale warto mieć jej źródło pod ręką na wszelki wypadek..." No albo nie potrzebuje żródla tej nadziei, ktorym jest bóg, bo jest w pelni dojrzały, albo jednak nie jest wpełni dojrzały wewnętrznie... Nie można mieć czegoś takiego jak bóg, tak na wszelki wypadek. Dla mnie osobiście ciężko by bylo uzyskac siłę od istoty, w którą nie wierze tyle lat, gdyż mój umysł by na to nie pozwolił <"siła z nicości"? jasne>.

Cytuj
Ale żeś to zgrabnie ujął.

Co mogę powiedzieć, po prostu mam chory talent.

Jednak w tym kawałku z bogiem coś mi nie gra. O tej porze przyswajalność
Cytuj
wzniosłych aluzji poważnie mi spadła, więc nie jestem w stanie dostrzec zapewne oczywistego sensu tej metafory. Jakiś chyba jest, bo gdyby go nie było to chyba bym zauważył. Ale pewności nie mam...

Sam jej nie mam, bo to zdanie, jak dla mnie, nie ma żadnego głębszego przesłania, znaczenia. Po prostu mi się napisało i juz.

Cytuj
Ja uważam, że Bóg jest narzędziem, wynalazkiem, poręcznym tworem kulturowym. Dzięki niemu można ustalać normy działania, można tworzyć tradycję i właściwie można prawie swobodnie manipulować całą sferą kulturalną i społeczną wiernych. Piszać o tym, że religią można manipulować ludzmi, nie mam tutaj jednak na myśli złego znaczenia tego słowa. Każda religia żądzi się swoimi prawami i wymaga od wiernych zachowywania się w taki, a nie inny sposób. Można to nazwać pewną manipulacją, chociaż zapewne istnieje w słowniku słowo, które lepiej to odzwierciedla i nie kojarzy się tak źle. Dobra.... chyba zaczynam się powtarzać. Nie wiem teraz, czy przedstawiona przeze mnie wizja Boga, stoi w jakimś konflikcie z twoja.

Bóg to nie narzedzie samo w sobie, predzej religia. Bóg to jedynie jej wytwór, opium dla mas. Dzięki bogu ustalać normy dzialania? Bez przesady, ale gdybyśmy wzieli pierwszego boga, pochodzącego z religi żydowskiej, to byłby on podobny do np: bogów rzymskich. Znal próżność, znał rownież zemste, jak i lubiał patrzeć na posunięcia człowieka, gdy z uporem maniaka dawał mu kłody pod nogi. Prawda, że obraz ten nie wspól gra z wizją chrześcijańskiego boga? Ten bóg jest dobry, miłosierny, opiekuje się nawet grzesznikami... Jest po prostu taki "nieludzki" i "boski" zarazem. To instytucje tej religi, kościół, one ustalaja normy działania. Podczas wypraw krzyżowych - kto kazał mordować? Bóg? Czy to może jeden z papieży wydał takie polecenie? Tak samo kto wtedy kazał posłać dzieci na jedna z wypraw? Bóg? Czy to może znowu papież? Religia sama w sobie nie jest zła, bo daje siłę, która jest dostępna dla mas. Jest to droga łatwiejsza w uzyskaniu siły, zaś ateiści, wybrali droge znacznie trudniejszą. Co dodaje więcej punktów do wznacznika siły? To, ze działamy w imię czegoś wyższego, że nasze działanie ma jakiś glębszy, ukryty sens, czy to, że działamy we własne imię, czerpiąc siłę z nas samych, ze zwykłego człowieka? Ale w tym zdaniu chodziło mi o to, że bóg stanowi nasz wewnętrzny spór, a instytucja kościioła, czy religi chrześcijańskiej, nie ma z wynikiem naszych rozmyslań niczego wspólnego. Kierując się radami pani katechet, czy księży, nie mielibyśmy własnej wizji boga, a jedynie przyjelibysmy ich standardy. Bóg, to nasza prywatna sprawa, z którą każdy powinien poradzić sobie sam <człowiek, który ma wątpliwości i jest prowadzony po sznurku /chrzest, pierwsza komunia święta, bierzmowanie/ jest dużo łatwiejszy do manipulacji, aniżeli taki, który się zaczyna nad tym wszystkim zastanawiać, a nie popoadać dalej w tę rutynę>.

Cytuj
Jak zaznaczyłem wcześniej nie przywykłem do używania mózgu o takich porach, bo zwykle przechodzę teraz ze snu w drzemkę...

Ja wlaśnie z nocnego życia, w sen.

Cytuj
dobra.... kończę, bo jakoś nie mogę niczego konkretnego sklecić. Chciałem się nie zgodzić z czymś co powiedziałeś qiax, ale cholera nie mam się z czym niezgadzać (to się w końcu pisze razem, czy osobno?). Nic co napisałeś nie kole mnie w moje zaspane oczy, więc wygląda na to, że podzielam twoje zdanie...

Ja tam powinienem napisac ten swój post w środku nocy, bo lepiej mi się myśli, aniżeli zaraz po przebudzeniu...  

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #183 dnia: Grudnia 28, 2004, 05:35:35 pm »
okey... tera jestem trochę świeższy, może uda mi się sklecić coś mądrzejszego.

Cytuj
Słabości wewnętrznej?! Ty chyba raczysz sobie żartować.

A ja właśnie nie raczę żartować. Chociaż może źle mnie zrozumiałeś. Nie zaprzeczałem tego, że ludzie wierzący mają z reguły wolę i ogólnie statystyki psychiczne większe niż ateiści, ale wypływa to z religii, w którą wierzą. Bez niej są słabi. O to mi chodziło. Dlatego też uważam, że religia jest bardzo zręcznym narzędziem. Dając człowiekowi motywację, sens życia, nadzieję na lepszą przyszłość i obiecując mu nagrodę za wszystkie jego dobre uczynki, daje mu siłę psychiczną, żeby przezwyciężyć problemy. Napisałem ten cytat wcześniej, ale napiszę go jeszcze raz, bo bardzo go lubię: "Ludziom potrzebna jest wiara w bogów, chociażby dlatego, że tak ciężko jest wierzyć w ludzi" (T. Pretchet). Mogłem trochę przekręcić słowa, ale zachowałem główny sens. Nie każdy jest w stanie znaleźć siłę w sobie. Nie każdy potrafi samemu przezwyciężyć problemy stawiane przez życie. Nie każdy może zaakceptować swoje słabości i nie każdy umię wykrzesać nadzieję z siebie samego lub z jego bliskach. I dlatego nie każdy jest ateistą.

Cytuj
Wierz mi, dla każdego przyjdzie, prędzej, czy później, taka chwila, że będzie potrzebowal pomocy/wsparcia, a jego pierwszą myślą będzie własnie bóg.

Nikt nie wie co jest jutro. Mam nadzieję, że nigdy nie stanę w sytuacji, w której będę musiał zwrócić się z pomocą do Boga. Uważam, że stoję twardo na runcie realizmu. Dzisiaj jestem w stanie stwierdzić, że odszedłem od wiary chrześcijańskiej bezpowrotnie. Póki co żyje mi się z tym dobrze i wierzę w to, że nic tego nie zmieni.

Cytuj
Jak możesz twierdzić, ze "Człowiek w pełni dojrzały wewnętrznie nie potrzebuje boga w żadnym jego aspekcie.", skoro póżniej przyznajesz, że "Nie każdemu jest ona potrzebna, ale warto mieć jej źródło pod ręką na wszelki wypadek..."

Ehh... źle to sformułowałem. Człowiek w pełni dojrzały nie potrzebuje boga w żadnym hego aspekcie. Takie jest moje zdanie. Z tym, że warto mieć źródło nadzieji pod ręką chodziło mi mniej więcej o to, co tobie w cytacie powyżej (tym od "Wierz mi..."). Nikt nie zna jutra. Wiele razy zdarzało się, że w skutek różnych doświadczeń i przeżyć (śmierć bliskich, żeby daleko nie szukać), człowiek traci wiarę we własne siły. W cieżkich chwilach człowiek może wrócić/przejść do wiary (w domyśle mówią ciągleo chrześcijańskiej, ale każda inna też dobra) i z niej czerpać nadzieję na lepsze jutro. Napisałem gdzieś, że człowiek dojrzewa i porzuca wiarę z biegiem czasu. Tak było w moim przypadku. Jednak właśnie przez takie chwile (śmierć bliskach itp. .. jakoś nie mogę wymyślić większej ilości przykładów, a napewno są), człowiek może przejść proces odwrotny. Dlatego piszę, że warto mieć źródło nadziei pod ręką. Człowiek dojrzały nie potrzebuje wiary w bóstwa. Ale ten rodzaj dojrzałości można utracić.

Cytuj
Dla mnie osobiście ciężko by bylo uzyskac siłę od istoty, w którą nie wierze tyle lat, gdyż mój umysł by na to nie pozwolił

ale

Cytuj
Wierz mi, dla każdego przyjdzie, prędzej, czy później, taka chwila, że będzie potrzebowal pomocy/wsparcia, a jego pierwszą myślą będzie własnie bóg.

Cytuj
Podczas wypraw krzyżowych - kto kazał mordować? Bóg? Czy to może jeden z papieży wydał takie polecenie?

Tutaj pojawia się druga strona medalu. Religia jest narzędziem ludzi, a jak wiaomo jesteśmy istotami niedoskonałymi, łatwo dającymi się skusić wizją siły i władzy. W każdej religii ktoś (człowiek jakić, nie tylko bóg) jest wynoszony na piedestał. Jest jakiś guru, który panuję używa religii kierując swoimi wiernymi. Są na świecie przykłady tego, jak straszne efekty może mieć użycie wiary w zły (pojęcie bardzo względne) sposób. Spójrzmy chociażby na to co się dzieje w Israelu. Dwa narody wyrzynają się nawzajem. Po stronie każdego są ludzie pełni wiary (i wszystkiego tego, co wypisywaliśmy kilka punktów wyżej). Obie strony wieżą, to co robię jest dobre, że bóg ich za to nagrodzi. Wszyscy pałają do siebie nienawiścią największą, jaką tylko może z siebie człowiek wykrzesać... nienawiścią, którą nie jest potępiana, a właśnie promowana przez religię.

Cytuj
Ja tam powinienem napisac ten swój post w środku nocy, bo lepiej mi się myśli, aniżeli zaraz po przebudzeniu...

Mi się najlepiej myśli koło północy... potem się staczam po równi pochyłej do południa, kiedy mózg zaczyna pracować w normie...

Offline qiax

  • General
  • ******
  • Wiadomości: 542
  • God
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #184 dnia: Grudnia 28, 2004, 06:17:39 pm »
Tantalus: Ok, robi się późno, więc może też uda mi się coś sensowniejszego skleić...

Cytuj
"Ludziom potrzebna jest wiara w bogów, chociażby dlatego, że tak ciężko jest wierzyć w ludzi" (T. Pretchet).

Świetny cytat w swej prostocie.

Cytuj
A ja właśnie nie raczę żartować

Cytuj
Nikt nie wie co jest jutro. Mam nadzieję, że nigdy nie stanę w sytuacji, w której będę musiał zwrócić się z pomocą do Boga. Uważam, że stoję twardo na runcie realizmu. Dzisiaj jestem w stanie stwierdzić, że odszedłem od wiary chrześcijańskiej bezpowrotnie. Póki co żyje mi się z tym dobrze i wierzę w to, że nic tego nie zmieni.

Śmierć kogoś bliskiego, zmusi cię do ponownej refleksji. Już nie na temat religi, bo to jest sprawa przyziemna. Raczej na temat dalszego jej losu, co sprowadzi cię do tematu boga. W końcu: jak ktoś tak dobry, jak ta osoba, może przestać po prostu istnieć? Chrześcijanie i inne religie mają to do siebie, ze im jest łątwiej pożegnać drugą osobę, zaś ateista jest naprawdę ciężko - brak wiary w boga, brak wiary w jakąkolwiek religię, nie daje ci żadnej nadziei na to, że kiedyś ponownie spotkasz tę drugą osobe...

Cytuj
Ehh... źle to sformułowałem. Człowiek w pełni dojrzały nie potrzebuje boga w żadnym hego aspekcie. Takie jest moje zdanie. Z tym, że warto mieć źródło nadzieji pod ręką chodziło mi mniej więcej o to, co tobie w cytacie powyżej (tym od "Wierz mi..."). Nikt nie zna jutra. Wiele razy zdarzało się, że w skutek różnych doświadczeń i przeżyć (śmierć bliskich, żeby daleko nie szukać), człowiek traci wiarę we własne siły. W cieżkich chwilach człowiek może wrócić/przejść do wiary (w domyśle mówią ciągleo chrześcijańskiej, ale każda inna też dobra) i z niej czerpać nadzieję na lepsze jutro.

Powrót do wiary, w którą nie wierzysz i czerpanie z niej siły, jest bezcelowe. Nie można skądś czerpać nadziei, jeśli sami nie uwierzymy w tę "boską" siłę.

Cytuj
Napisałem gdzieś, że człowiek dojrzewa i porzuca wiarę z biegiem czasu. Tak było w moim przypadku. Jednak właśnie przez takie chwile (śmierć bliskach itp. .. jakoś nie mogę wymyślić większej ilości przykładów, a napewno są), człowiek może przejść proces odwrotny. Dlatego piszę, że warto mieć źródło nadziei pod ręką. Człowiek dojrzały nie potrzebuje wiary w bóstwa. Ale ten rodzaj dojrzałości można utracić.

Tak było również i w moim przypadku, ale smierć bliskich nie wpłynela na moje postrzeganie świata. Moze stałem się nieczuły, jest mało wrażliwy itd, ale dla mnie to bez znaczenia. Liczy się to, by sobie z tym poradzić na swój własny, indywidualny sposób. A siłę, nadzieję nie czerpać od tego, który ci ich zabrał, a od samego siebie - istoty, która przynajmniej z nimi była. Człowiek dojrzały, według mnie, to taki, który podąża swoją ścieżką, nie boi się podjąć ryzyka, nie boi się pustki samej w sobie. Twardo stawia czoła przeciwnością losu, wszystko przyjmuje tak, by nigdy nie żałował swej decyzji. A zostawianie tej twojej furtki, jest właśnie oznaką człowieka słabego, niezdecydowanego - albo w pełni podążasz swoją własną ścieżką, z podniesionym czołem, albo do końca życia udajesz, oglądajac się za siebie, wypatrując tej furtki...


Cytuj
Dla mnie osobiście ciężko by bylo uzyskac siłę od istoty, w którą nie wierze tyle lat, gdyż mój umysł by na to nie pozwolił

ale

Wierz mi, dla każdego przyjdzie, prędzej, czy później, taka chwila, że będzie potrzebowal pomocy/wsparcia, a jego pierwszą myślą będzie własnie bóg.

Myślą. Nie istotą, do któej się zwrócę o pomoc. Tak to już jest, że człowiek w chwilach zwątpienia zawsze "przegląda" potencjalne możliwości pomocy. Moja droga polega na tym, że o ile mogę sobie na ten temat rozmyślać, to nigdy swym myslą nie ulegnę, nie zejdę ze swej drogi, póki nie uzyskam odpowiedzi <daltego sprawa boga to wewnętrzny spór wartości, obawy przed śmiercią i braku nadziei>. Ta mysl, żeby do boga się zwrócić o pomoc, wynika z tego, że religia chrześcijańska, że sam fakt istoty takiej jak bóg, otacza nas, gdzie nie spojrzysz. Po prostu cala ta sprawa działa jak reklama: zachęca, byś zwrócił się do boga o pomoc, bo tam wsparcie znajdziesz <ile jest modlitw chwalebnych sławiących boga i jego dobroć, jak i piesni? cholernie dużo... a własną siłę? własne przeświadczenie o tym, że mogę sam coś zdziałac? że nie potrzebuję do tego pomocy istoty, która niby ma być odemnie lepsza? żadnej>.

Cytuj
Tutaj pojawia się druga strona medalu. Religia jest narzędziem ludzi, a jak wiaomo jesteśmy istotami niedoskonałymi, łatwo dającymi się skusić wizją siły i władzy.

Religia do tego nie namawia do objęcia władzy. Raczej do spokoju ducha.

Cytuj
W każdej religii ktoś (człowiek jakić, nie tylko bóg) jest wynoszony na piedestał. Jest jakiś guru, który panuję używa religii kierując swoimi wiernymi. Są na świecie przykłady tego, jak straszne efekty może mieć użycie wiary w zły (pojęcie bardzo względne) sposób. Spójrzmy chociażby na to co się dzieje w Israelu. Dwa narody wyrzynają się nawzajem. Po stronie każdego są ludzie pełni wiary (i wszystkiego tego, co wypisywaliśmy kilka punktów wyżej).

Ja tego nie potępiam. Mieli siłę, by walczyć, nie gadać. Mieli siłę, by stanąć w szranki z przeważajacymi siłami wroga. Co z tego ze się mylili? Ich błąd. Ale ich wiara, naprawdę jest godna podziwu. Może i to brzmi trochę, jak gadanie wariata, ale ile osób z was, było by w stanie walczyć, na śmierć i życie? Do tego potrzeba ogromnej odwagi i dużych wartości, za które warto ginąć. A oni bronią tego w co wierzą za cenę nawet własnego życia.

Cytuj
Wszyscy pałają do siebie nienawiścią największą, jaką tylko może z siebie człowiek wykrzesać... nienawiścią, którą nie jest potępiana, a właśnie promowana przez religię.

Nie należy za to winić religi, a raczej interpretację ludzi, którzy ją do tego wykorzystują. Tak samo było podczas wypraw krzyżowych. Ech... Religai, jest jak symbol, który stracił swoje śliczne, wspaniale znaczenie <jak pentagram, by daleko nie szukać>.

Offline 7cloud7

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 99
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #185 dnia: Stycznia 06, 2005, 04:03:48 pm »
Skoro już rozważacie takie scisłe teorie i staracie się zrobić to jak najlepiej chciałem zapytać was co śadzicie o Faszyzmie???? Jak wyglądało to na początku a jak teraz?? Jestem ciekaw waszego zdania na ten temat.

MarvelliX

  • Gość
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #186 dnia: Stycznia 07, 2005, 10:01:11 pm »
To jeszcze do poprzedniego i w sssumie do Humoru też passuje :P

Bóg chciałby ci podziękować za wiarę i modlitwę. Aby lepiej sprostać twoim potrzebom, prosi cię o poświecenie kilku minut odpowiedzi na poniższe
pytania.

Twoje odpowiedzi będą traktowane jako poufne, nie musisz tez ujawniać swoich personaliów, chyba, że chciałbyś otrzymać osobistą odpowiedz na
swoje komentarze i propozycje.

1.Skąd po raz pierwszy dowiedziałeś(aś) się o Bogu?
Prasa codzienna
Telewizja
Rozmowa
Tygodnik ilustr.
Biblia
Inna książka
Objawienie
Olśnienie w obliczu śmierci
Ognisty krzak
Internet
Inne źródło (jakie):

2.Z którego modelu Boga korzystasz:
Trójca (Ojciec, Syn i Duch Święty)
Jehowa
Jezus
Allach
Szatan
YHWH
Żaden z powyższych, zwiódł mnie fałszywy bóg.

3.Czy Twój Bóg dotarł do Ciebie nieuszkodzony, kompletny, bez zauważalnych usterek i brakujących elementów?
Tak
Nie
Jeśli nie, opisz poniżej napotkane problemy:


4.Które czynniki spowodowały, ze przyjąłeś(ęłaś) swą religię? Możesz zaznaczyć kilka pozycji.
Indoktrynacja ze strony rodziców
Potrzeba posiadania powodu, aby żyć
Indoktrynacja przez otoczenie
Wrodzony konformizm
Chęć aby mi wskazano, kim gardzić
Mój wymyślony przyjaciel dorósł
Nie cierpię myśleć samodzielnie
Chęć poznania dziewcząt / chłopców
Strach przed śmiercią
Chęć wkurzenia rodziców
Potrzeba oderwania się od pracy na jeden dzień w tygodniu
Chciałem(am) być czegoś pewny(a)
Lubię muzykę organowa
Chcę być ministrem / posłem / senatorem
Chciałem(am) poczuć się moralnie lepszy(a)
Jałowiec stanął w płomieniach i mi kazał

5.Czy czciłeś dotąd innego boga? Jeśli tak, który fałszywy bóg Cię zwiódł? Możesz zaznaczyć kilka pozycji.
Odin
Zeus
Apollo
Barney T.B.P.D.
Wielka Dynia
Bill Clinton
ognista kapusta
Cthulhu
Wszechpotężny Dolar
Ra
Wielki Duch
Słońce
Księżyc
Inny:

6.Czy oprócz swojego Boga korzystasz teraz także z innych źródeł inspiracji? Możesz zaznaczyć więcej niż jedną pozycje.
Tarot
Astrologia
Chiromancja
Poradniki
Biorytmy
Wróżenie z fusów
Płonące krzaki
Krwawe ofiary
Wędrówki po pustyni
Loterie
Telewizja
Playboy i / lub Playgirl
Seks, Narkotyki i Rock'N'Roll
Bill Clinton
Mantry
Kryształy
Piramidy
Polisy ubezpieczeniowe
Inne:
Nie korzystam

7.Ilość boskich interwencji utrzymywana jest na określonym poziomie, aby zachować równowagę pomiędzy odczuwalną obecnością Boga a
ślepą wiara w Niego. Czy chciałbyś(chciałabyś) [zakreśl jeden punkt]
a. Więcej boskich interwencji
b. Mniej boskich interwencji
c. Obecny poziom boskich interwencji mi odpowiada
d. Co to są boskie interwencje?

8.Bóg stara się także zachować równowagę pomiędzy cudami i katastrofami. Ocen w skali 1 - 5 jego działanie poprzez: (1=niedostateczne,
5=wzorowe):
a. Klęski
powodzie
1
2
3
4
5
głód
1
2
3
4
5
trzęsienia ziemi
1
2
3
4
5
wojny
1
2
3
4
5
epidemie
1
2
3
4
5
SPAM
1
2
3
4
5
Microsoft
1
2
3
4
5

b. Cuda
wyratowanie
1
2
3
4
5
nagle ozdrowienie
1
2
3
4
5
gwiazdy unoszące się nad miastami
1
2
3
4
5
płaczące rzeźby i obrazy
1
2
3
4
5
zamiana wody w wino
1
2
3
4
5
chodzenie po wodzie
1
2
3
4
5
mówiące ogniste krzewy
1
2
3
4
5
działające piloty showview
1
2
3
4
5
wciąż żyjący Saddam H.
1
2
3
4
5

9.Czy masz inne komentarze lub sugestie, które mogłyby usprawnić Boską obecność i działanie? [możesz dołączyć dodatkowe arkusze]

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #187 dnia: Stycznia 07, 2005, 10:28:01 pm »
niah niah niah niah niah..... piękne.. tylko nie koniecznie do tego działu... to nie jest kółko religijne, tylko filozoficzne, a to, że gadamy czasami o religii o niczym nie świadczy.... odpowiedziałbym za to na pytanko, które zadał 7Cloud7, bo mam ambicję pobić rekord długości posta, a to daje mi pewne perspektywy, ale uwierzcie mi, że za cholerę mi się nie chcę ostatnio... może jak ktoś zacznie to wtrące swoje trzy słowa

Offline Kazumaru

  • Komercyjny chłopak
  • SuperMod
  • ***********
  • Wiadomości: 3357
  • Forbidden Lover
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #188 dnia: Stycznia 07, 2005, 11:58:01 pm »
k*rwa... dlaczego na klawiaturze przycisk C jest tak blisko przycisku V? ctrl+c... ctrl+v... heh załamać się można... no cóż wszystko od nowa...

Cytuj
Bez przesady, ale gdybyśmy wzieli pierwszego boga, pochodzącego z religi żydowskiej, to byłby on podobny do np: bogów rzymskich. Znal próżność, znał rownież zemste, jak i lubiał patrzeć na posunięcia człowieka, gdy z uporem maniaka dawał mu kłody pod nogi. Prawda, że obraz ten nie wspól gra z wizją chrześcijańskiego boga? Ten bóg jest dobry, miłosierny, opiekuje się nawet grzesznikami... Jest po prostu taki "nieludzki" i "boski" zarazem. To instytucje tej religi, kościół, one ustalaja normy działania. Podczas wypraw krzyżowych - kto kazał mordować? Bóg? Czy to może jeden z papieży wydał takie polecenie? Tak samo kto wtedy kazał posłać dzieci na jedna z wypraw? Bóg?
ale jednak sam mówiłeś że to nie jest wcale taki dobry Bóg, to ktoś kto skazał swojego syna na niesaowite męki, ktoś kto zachowuje się tak w stosunku do własnego syna nie może być jakimświelkim miłosiernym Bogiem... tak kiedyś pisałeś... nie jest tak że ten Bóg chrześcijański nie ma skazy...


Cytuj
A zostawianie tej twojej furtki, jest właśnie oznaką człowieka słabego, niezdecydowanego - albo w pełni podążasz swoją własną ścieżką, z podniesionym czołem, albo do końca życia udajesz, oglądajac się za siebie, wypatrując tej furtki...
moim zdaniem źle mówisz qiax, równie dobrze i ty jesteś słaby bo wogóle się nad tym zastanawiasz.. dopuszczasz do głowy mysli na temat religi i prubójesz analizować ją... czyli że w gruncie rzeczy zastanawiasz się czy bog istnieje? wtedy jestes słaby bo jakbyś był silny to byś żył bez myślenia nad tym... bo skoro myślisz nad tym to znaczy że prubójesz jakoś udowodnić że go nie ma/ że jest... tylko po co? może dlatego że boisz się że umrzesz a okaże się że on żyje? tak można sobie sapać, mi się wydaje że Tant dobrze powiedział, nigdy nie wiadomo co będzie jutro, i możliwe że każdy z nas stanie się głęboko wieżącym typem...
zresztą nasza religia to właśnie takie cuś dla takich mietków... to religia która nie olewa złych i tych którzy w nią nie wierzą... to religia która w każdym momencie potrafi nas "do siebie przyjąć", nawet jeśli jesteśmy maxymalnie źli to wedłóg religi nasze winy mogą zstać wybaczone...

Cytuj
Skoro już rozważacie takie scisłe teorie i staracie się zrobić to jak najlepiej chciałem zapytać was co śadzicie o Faszyzmie?? Jak wyglądało to na początku a jak teraz?? Jestem ciekaw waszego zdania na ten temat.
heh głupia sprawa... nic nie wiem kompletnie o faszyźmie i nawet dokładnie nie wiem co to jest.. więc z chęcią posłucham waszych teorii... aż skzoda że qiaxa nie ma bo samemu Tantwoi pewnie nie będzie chciało się produkować...
« Ostatnia zmiana: Stycznia 08, 2005, 12:01:10 am wysłana przez Gipsi »


If I ever hear you say another women's name in your sleep you'll wake up the next morning with your joystick missing... got it?

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #189 dnia: Marca 26, 2005, 12:18:50 am »
Cytuj
Skoro już rozważacie takie scisłe teorie i staracie się zrobić to jak najlepiej chciałem zapytać was co śadzicie o Faszyzmie?? Jak wyglądało to na początku a jak teraz?? Jestem ciekaw waszego zdania na ten temat.

Trzy miechy minęły, czyli przecietny czas, w którym Tantowi zachce siecoś, cco mu sie nie chciało wcześniej. No wiec powinienem sięwypowiedzieć o faszyźmie, bo niby miałem.... no dobra.

Zacznijmy od tego, że nie zrozumiałem do końca pytania. Nie wiem, czy faszyzm jako sam w sobie nadaję się do polemiki na Kółku Filozoficznym, ale jeżeli chodzi o poglady Hitlera, holokaust i wogóle, to mogą się znaleźć na naszym 4um osoby, które mają nieco inne poglądy niż ogół ludzi. Dlatego też zaczniemy rozmawiać na ten temat. Pierwszą (możliwe, że jedyną) osobą, której przekonania różnią się nieco od ogólnie przyjetych, jest Tantalus, którego prosimy o głos

<Oklaski tłumu 100000 zebranych widzów oraz transparenty typu "Tant na prezydenta" i "Stringi dla wszystkich" rozwieszone przez mój fanclub powiewające malowniczo>

Dobra, dobra. Wiem, że wszysyc sie cieszą, że wydobyłem ten zapomniany topic z drugiej listy, ale bez przesady. Tak wiec, jakie jest moje zdanie o Hitlerze i o jego planie. Cóż.... nie czytywałem "Miene Kampf", a moja wiedza historyczna jest gorzej niż beznadziejna. Znam jedynie ogóły. Dobra... może pokolei, według jakiś haseł, które najczęściej sie kojarzą z ideologią hitlerowską:

Precz z żydami - No cóż. Z tym się zgodzić nie mogę, bo nie widzę w tym żadnego sensu. Eksterminacja ludzi pod kątem narodowości, religii czy przekonań, jest poprostu niedorzeczna. Żydzi są ludźmi tak samo jak wszyscy inni. Nie różnią sie fizycznie pod rzadnym względem. Paradoksalnie, właśnie dzięki holokaustowi, dzisiaj żydzi są rasą biologicznie wyższą niż większość innych, ponieważ druga wojna światowa była dla ich narodu biologiczną segregacją. Przeżyli tylko ci, którzy byli najsilniejsi i umieli sobie poradzić w tamtejszych realiach, przez to można powiedzieć, że w drabinie ewolucyjnej żyd stoi ponad prawie każdym innym narodem. Mówiąc prawie mam na myśli murzynów, a konkretniej afroamerykanów, którzy zostali jeszcze bardziej wyselekcjonowani genetycznie, w czasach niewolnictwa. Dzięki temu, że słabi murzyni ginęli w trakcie podróży z afryki albo zabijała ich harówa na plantacjach, dzisiaj przeciętny czarnoskóry jest fizycznie silniejszy od przecietnego białego.

Czystość rasowa - Kolejny bezsens. Że niby należy odciąć "rasę aryjską" od innych, ponieważ jest ona wyższa. No cóż. Nawet zakłądając, że aryjczycy są ponad innymi, to jeżeli faktycznie odciąć ich od wpływu "ras niższych", długo by tego prowadzenia nie utrzymali. Wyłacznie przez kontakt z jak najszerszą ilością genów, "rasa" może być silniejsza. Odcięta od wpływu zewnętrznego grona grupa, zaczęła by się genetycznie degenerować. Na tej samej zasadzie, we wszystkich światowych kulturach zabronione jest kazirodztwo. Nie przez to, że to nie ładnie z siostrą czy bratem ten teges, tylko przez to, że dziecko, które narodzi się poprzez połączenie tak podobnych genów jak u brata i siotry, ma wielkie szanse na załapanie choroby genetycznej. Rasa aryjska wymarłaby w ciagu kilkuset lat, jeżeli plan Hitlera by się powiódł, a jeśli by była, to niebieskoocy blondyni byliby powiginanymi w artretyźmie anemikami z białaczką, sklerozą, kataraktą i chroniczną biegunką.

Segregacja rasowa - No i jesteśmy w punkcie kulminacyjnym mojej wypowiedzi. Hitlerowska idea, polegająca na zabijaniu osób słabszych genetycznie lub przynajmniej nie pozwalanie im na posiadanie dzieci. Brzmi podobnie do powyższych? A jednak nie, ponieważ z tym akurat się zgadzam. Tak! Hitler miał w tym względzie rację, chociaż z przykrością stwierdzam, że chyba tylko to mu sie udało. Jednak to nie był jego pomysł. Tak naprawdę, to człowiek stosuję Segregację rasową od zarania dziejów. Jak jakiś chłop miał stado krów, to nie pozwalał im na losowa prokreację. Parzyć się mogły wyłącznie zwierzęta najsilniejsze i dające najwięcej mleka. Pozostałe kierowano do McDonalda, sklepów obuwniczych i fabryk żelatyny. Dzięki temu geny, odpowiedzialne za cenione cechy zaczęły pojawiać się częściej i nowe pokolenie obfitowało w silne byki i krów, dających dużo mleka. Tak samo podchodzono do roślin. Mieszanie gatunków różnych zbóż i owoców, aby uchronić je prze owadami, chorobami i zmianami temperatur jest rzeczą normalną od setek lat. Paradoksalnie, ludzie nie stosują tych sprawdzonych metod wobec własnej rasy, zasłaniając się etyką, moralnością i wolnością osobistą. Kilka stron wcześniej pisałem ten przykład, ale nie zaszkodzi napisać go jeszcze raz. Mamy dwie rodziny.. rodzinkę A i B:

Rodzina A:
Inteligentny mężczyzna, z doktoratem z medycyny i czarnym pasem w Karate. Kobieta miła i uprzejma dla wszystkich, pod miłą dla oka twarzyczką skrywająca bystry umysł, dzięki któremu napisała kilka lat wcześniej magisterkę na prawie. Biorą ślub i planują założenie większej rodziny. Kobieta szczęśliwie rodzi 1-3 dzieci.

Rodzina B:
Chłopak ze skończoną podstawówką i czterema latami odsiedzianymi w poprawczaku. Dziewczyna jest wytapetowaną blondynką, która poleciała na jego pewność siebie, prostolinijność i brak umiejętności okazywania skomplikowanych emocji i tworzenia zdań złożonych. Poznali się na imprezie, po której ona zaszła w ciąże. Wzięli ślub mając już dwie pociechy i w planach mają wydanie na świat jeszcze ośmiorga, bo tatuś zawsze chciał mieć własną drużynę piłkarską.


Może i stereotypizowałem podczas pisania tych charakterystyk, ale wszyscy wiemy, ze nie są one bardzo dalekie od prawdy. Rodzina A, obdarzona genami potrzebnymi w naszym społeczeństwi, cenionymi i przydatnymi, wydaje na świat z reguły niewielką liczbę dzieci. Natomiast typowa para dresów narobi takich łysych pawainów tuzin i nawet nie zdaję sobie sprawy z tego jak bardzo zdegenerowała rasę ludzką jako całość. Oczywiście, jeżeli ktoś jest z rodziny wielodzietnej, nie znaczy to, że jest on/ona owocem rodziny B. Wyjątki, jak to sie zwykło mówić, potwierdzają regułę. Chciałem poprostu zaznaczyć, że o ile rodzina A posuwa rasę ludzką o krok do przodu, to przykładowa rodzinka B, cofa nas w ewolucji o dwa, trzy kroki.

Jaki wniosek? A taki, że segregacja rasowa jest potrzebna i powinna być wprowadzona. Ludzie obdarzeni cechami, które mogę wyłacznie osłabić gatunek ludzki, powinni zostać wysterylizowani, aby zatrzeć ich wpływ na ewolucyjny postęp (ja bym się posunął jeszcze dalej, no ale skończymy moje czarnowidztwo na tym poziomie). Nie martwcie się jednak, ponieważ niedożyjemy takich czasów. Ani my, ani nasze dzieci, ani wnuki, ani najpewniej prawnuki. Może za tysiąc lat uda nam się pozbyć sztucznej i biologicznie szkodliwej konwencji i humanitaryzmu. No ale to nie ważne.

Skoro o tym mowa. Wiecie co najbardziej osłabiło gatunek ludzki? Rozwój medycyny. Nie no serio mówię. Gdyby nie medycyna, to Homo Sapiens byłby gatunkie silniejszym (i zapewne mniej licznym). Leczenie chorób, które odsiewają słabych od silnych, zniszczyło resztki ewolucyjnego porządku, jaki determinował nasz rozwój. Nie mówię, ze cała medycyna zaszkodziła gatunkowi, bo to by było zbt paradoksalne, żeby było prawdziwe (do tego kilka kadłubków z naszego 4um zawdzięcza życie nowoczesnej medycynie i technologii wyrobu protez, więc boję się coś mówić). Leczenie chorób zakaźnych, leczenie naturalnych niedoskonałości, leczenie chorób spowodowanych starością, leczenie powypadkowe i leczenie chorób, które są zbyt zabójcze, żeby rozsądnie selekcjonować gatunek jest jak najbardziej słuszne. Jednak leczenie chorób genetycznych itp. itd. odbija się na nas, nawet nie wiemy jak bardzo.

Wiem, że zaraz ktoś mi tu może sypnąć jakimś przykładem typu: "Czy patrzyłbyś spokojnie na to, jak choroba odsiewa kogoś dla ciebie bliskiego od reszty gatunku?" albo "A co jak sam masz geny, które osłabiają populację?". A o to chodzi, że nie wiem co. Jak już mówiłem nasze odczucia i sposób postrzegania świata został nam poniekąd narzucony przez etykę, miłość bliźniego, a nawet tkwiacy w nas od zawsze instynkt stadny. Ciężko wam sobie pewnie wyobrazić osobę, która zareagowałaby na podane na początku akapitu przykłady, stwierdzając, że np. "Skoro to dla dobra gatunku, to nie mam wyjścia, tylko muszę się iść wykastrować". Ale takie zachowanie faktycznie mogłby przyczynić się do biologicznego postępu Homo Sapiens.

Dobra... a teraz wasze zdanie, na temat moich przemyśleń na temat ewolucji. Wychwyćcie sens z mojej wypowiedzi i powiedzcie, czy sie z nią zgadzacie, czy nie. Oczywiści żądam argumentacji i nim będzie ona dokładniejsza i głębsza tym lepiej. Chciałbym zobaczyć kogoś oprócz qiax'a i Gipsi'ego, kto potrafi napisać posta, który by dorównał temu długością.  

MarvelliX

  • Gość
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #190 dnia: Marca 26, 2005, 04:27:15 pm »
Ja odpowiem krótko (jak by to było cośśś nowego :P)...
Gdyby nie takie "dresy" które cofają nasss w evolucji to już kilkassset lat temu uleglibyśśśmy temu do czego ciągle dąży człowiek - sssamozagladzie.

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #191 dnia: Marca 26, 2005, 04:45:16 pm »
Otóż mylisz się Marv. Nie doszłoby do żadnej samozagłady. Ludzi byłoby mniej. Pewnie dużo mniej. Nasza populacja była by około cztery razy mniejsza niż obecnie, czyli jakieś 1,5 mld luda. Ale nie należy patrzeć na to tak, że wtedy byłoby nas mało. To teraz ziemia jest przeludniona i jest nas zbyt dużo. Nasze miasta zajmują coraz więcej przestrzeni, samochodów jest coraz więcej. Rośnie ilość potrzebnych towarów i ekspolatacja naturalnych zasobów się zwiększa. Coraz więcej ludzi oznacza coraz większe zanieczyszczenia, coraz cieńszą powłokę ozonową i coraz mniej zagrożonych gatunków. Dobra.... zaczynam sypać hasłami Green Peace, a to nie dobrze. Chodzi mi o to, że ludzi w ewolucji postawili na ilość, a nie na jakość. I źle zrobili, ponieważ teraz biegają po świecie tacy dresi.

No ale może masz Marv jakieś argumenty, które twoja tezę poprą. Skoro mówisz, że doszłoby do samozagłady, to wykarz mi, że się mylę. Zapraszam do polemiki....

Offline De6v6il6

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1321
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #192 dnia: Marca 26, 2005, 05:57:17 pm »
hmm... był już ktoś kto stawiał na jakość... tak w 1933 obwołał sie Fuhrerem...  cholera gdzie jest moje Mein Kampf ?? O jest :)
"Mieszanina krwi i obniżenie poziomu czystości rasy, która temu towarzyszy, jest jedną i wyłączną przyczyną, dla której znikają cywilizacje - to nie tylko przegrane wojny rujnujące ludzkość, ale właśnie utrata sił oporu płynących z czystości krwi."
Nie było to dokładnie o tym o czym napisałeś Tant ale chyba rozumiesz mój punkt widzenia, jeżeli chcielibyśmy podnieść "jakość" naszego społeczeństwa musielibyśmy eliminować jednostki nieprzydatne(inwalidów, emerytów, etc...) bądź o niskim Iq (dresy :lol: )... podnoszenie "jakości" społeczeństwa na pewno zakończyłoby się konfliktem globalnym (kolejnym[a historia lubi się powtarzać]) tylko teraz mamy bardziej śmiercionośne zabawki i mimo tego że jesteśmy prawie jak karaluchy to wreszcie sami sie wytłuczemy...

co do Nazizmu(faszyzm u włochów)... to:
Precz z żydami- kazdy szanujący się reżim totalitarny ma swoich wrogów w tym przypadku żydów, z rególy bogatych mieszczan trzymających w garści duże ośrodki przemysłowe, tutaj mówimy o Teori Ciosu w plecy zawartej w Mein Kampf... w skrócie chodzi o starjk robotników który to podczas pierwszej wojny miał zachwiać potęgą cesarstwa niemieckiego w efekcie powodując jego upadek.

Czystość rasowa- z punktu widzenia genetyki masz racje wyobcowanie pewnej części populacji i zakazanie krzyżowania kończy się schorzeniami na podłożu genetycznym widać to już w średniowieczu gdzie rody królewskie wymieniały się pólą genową między sobą...

Segregacja rasowa - segregacja rasowa hmmm... można to dziwnie rozumieć ale wszystko dalej kręci się w okół rasy, większąść tego co osiągniemy zależy od nas i od otoczenia, po pierwsze czemu pozwalamy aby występowała sytuacja człowieka który skończył podstawówkę i odsiedział cztery lata w poprawczaku, prostowany powinien być już w podstawówce a odebrany rodzinie w wypadku podejżeń o patologie ale tu wchodzimy w kompetencje państwa i tego jak ono zajmuje się obywatelami... twoja segregacja rasowa powinna nazywać się genową i do tego nie daje nam żadnych gwarancji gdyż natura ludzka jest niezbana i ciągle nas zaskakuje... nie koniecznie dziecko dresa musi być tempe a dziecko rodziny a mądre w 90% zależy to od otocznia...

EDIT... Nudzi mi się więc dopisuje...
Cytuj
Żydzi są ludźmi tak samo jak wszyscy inni.
Czyli ciągnąc tę logike dalej dresy są ludźmi jak wszyscy inni, jak już pisałem wszystko zależy od socjalizacji osobnika(jednostki jak kto woli).
psychologowie odróżniają pięć konceptów(psychologicznych) człowieka:
1>Behewiorystyczny
2>Psychoanalityczny
3>Neopsychoanalityczny
4>poznawczy
5>humanistyczny
Osobiście skłaniam się do koncepcji humanistycznej tj. uwazam że człowiek jest pewną całością, dąży do własnych celów oraz do samorealizacji, tj. dres odczuwa radość samorealizacj podczas gdy skroi komórkę, homo sapiens gdy coś tworzy ewentualnie niszczy.
Dziecko drecha nie wiadomo jednak wzorce osobowe pobiera od rodziców osobowość kształtuje się do 3 roku życia natomiast prostować i szlifować można ją do usranej śmierci (ale też bez przesady, starego psa nie nauczy się nowych sztuczek).
Do czego dąże geny mają nie mają decydującego wpływu na to kim jesteśmy to środowisko życia wpływa na to kim jesteśmy i jak postrzegamy świat, czy to w sposób konsumpcyjny czy altruistyczny.
Deresem się człowiek nie rodzi, dresem zostaje z wyboru zatrzymując poziom swoich potrzeb na poziomie potrzeb podstawowych, jednak co powoduje takowy stan rzeczy ?? ano kryzys autorytetów oraz potrzeba aprobaty społecznej, brak zainteresowania przez "dorosłych" negatywnie wpływa na proces socjalizacji dzieci, co owocuje przez szukanie aprobatu w grupie rówieśniczej, co z kolej powoduje (najczęściej) wytworzenie postawy konformistycznej w młodym człowieku, czyli ulega on naciską grupy i upodabnia się do niej.
Jednak co jeszcze czyni dresa ?? Mylisz się jeżeli uważasz iż pewność siebie. To właśnie brak pewności siebie powoduje że dres "wozi" się po mieście, gdyż w oczach qmpli jest on super i mega, najprawdopodobniej jego rodzice stawiali mu za wysoko poprzeczkę co spowodowało iż nie mógł sprostać ich wymaganiom, co z kolej powoduje szukanie grupy która uzna go za wartościowego członka i aprobować będzie jego działania...
Cytuj
Przeżyli tylko ci, którzy byli najsilniejsi i umieli sobie poradzić w tamtejszych realiach, przez to można powiedzieć, że w drabinie ewolucyjnej żyd stoi ponad prawie każdym innym narodem.
ewentualnie najpodlejsi, względnie również najcwańsi itp itd. co więcej żydzi nie stoją w drabinie ewolucyjnej najwyżej ani również słowianie bo wszyscy stoimy w niej na tym samy poziomie żyd od zawsze umiał dbać o własne interesy i ponownie jest to kwestia wychowania, myśląc o niemcach myślimy o dobrze zorganizowanym narodzie tak samo jak o japończykach, jednak żydzi stawiają się w roli ofiary całego świata najbardziej wkurwiło mnie to kiedy kwaśniewiski przepraszał za nas, tfu za mnie naród żydowski !! No KUR... jedna jeb... stodoła w której miało się spalić 10 000 (swoją drogą Ciekawe jak ich tam wsadzali chyba jeden na drugium w pozycji poziomej od ziemi po dach) żydów sadze że gdyby role się odwróciły to żydzi dolewali by benzyny i patrzyli czy równo płonie, mielśmy ich przepraszać za jedną jeb... stodołę a gdzie dziękuje kiedy to w naszym kraju znaleźli największy na świecie azyl (sytuacja gł. z średniowiecza) później w czasie wojny, ukrywaliśmy ich... gdzie dziękuję... i na samym końcu obdzierają z ziemi naród który mieszka od 2000 lat na własnej ziemi (mowa o palestynie), kiedy powiesz że nie lubisz niemców nikt Ci nic nie powie ale jak żyda nie lubisz to antysemita z Ciebie... Przeżyli Ci którzy najwcześniej zaczęli uciekać...

Cytuj
dzisiaj przeciętny czarnoskóry jest fizycznie silniejszy od przecietnego białego.
Co z tego kiedy światem ciągle rządzą biali ?? tak tak te piękne hasełka o równości można sobie nimi d... podetrzeć bo równości nie ma i nie będzie, a za następne pare pokoleń i tak wszyscy będziemy euroindochinskoafroamerykańską rasą... siła fizyczna w tym świecie może Ci qpić posłuch na podwórku ale światem rządzi pieniądz...

Cytuj
Może za tysiąc lat uda nam się pozbyć sztucznej i biologicznie szkodliwej konwencji i humanitaryzmu.
Popieram !! Przestańmy wysyłać żywność do zagrożonych głodem rejonów, przestańmy wysyłać leki, zamknijmy Czerwony Krzyż tudzież półksiężyc, później z tych co zostaną stworzymy super rasę !! zaraz zaraz jak ją nazwiemy... hmmm... aryjska już była... hmmmm... no nie wiem jakieś propozycje ?? Jestem jedynie za tym by na etapie płodowym usówać jednostki niezdolne do prawidłowego funkcjonowania w otoczniu...i choć wydaję sie to okrótne ale za jedno dziecko z mukowiscydozą czy inną chorobą tego typu można leczyć 100 czy 1000 innych osób, natomiast dziecko z porażeniem mózgowym nigdy nie będzie w pełni produktywnym czy wartościowym członkiem społeczeństwa, również dzieci z wyraźnymi deformacjami w fizjonomii powinny być usuwane... co bym zrobił gdyby to moje dziecko było dotknięte tego typu ułomnością ?? nie moge być przekonany iż kazałbym je usunąć ale gdybym postąpił inaczej kłóciłoby sie to z moją mentalnością kolektywistyczną... (przekonany jestem iż każda jednostka jest kołem zębatym maszyny społeczeństwa, w takiej maszynie nie potrzeba wyszczerbionych kół)

a teraz cytat specjalnie dla Ciebie Tant:
"...trzeba pamiętać, że ta planeta przemieszczała się w eterze wolna od ludzkości miliny lat i może znowu tak się stać. Jeżeli ludzie zapomną, że nie istnieją dla szalonej idei czy ideologii, ale dla zrozumienia i bezlitosnego stosowania odwiecznych praw natury." "Mein Kampf" Rozdział XI "Naród i rasa"
« Ostatnia zmiana: Marca 29, 2005, 12:44:30 am wysłana przez De6v6il6 »
]


Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #193 dnia: Kwietnia 02, 2005, 10:48:24 am »
ehhh wczoraj pomiedzy mna, Morcholem i Tantem wywiazala sie pewna dyskusja na temat papieza. Mianowicice chodzilo o to czy cala ta "szopka" wokol niego to szacunek czy "zniegodziwienie" (nie wiem jakim slowem moge to zastapic :P) jego smierci. Teraz gdy umiera ludzie zaczeloi rozsylac lancuszki, zmieniac opisy na GG, a inni zbierali sie na placu swietego piotra czy innym fajnym mejscu i modlili sie by papiez przezyl noc, a media oczywiscie tez sie wpieprzyly. Ale dajmy na to taki TVN, oni "troszke" przedluzyli fakty tylko po to by informowac ludzi o stanie zdrowia papieza, ale wezmy wloskie media, lktore idiotycznie podaly ze papiez nie zyje tylko po to by zrobic sensacje.
Czy to waszym zdanioem jest dobre, ze ludzie przez lancuskzi opisy itp proboja pozdrowic papieza i okazac mu swoj szacunek do niego? Ja sam mialem opis "zyj Papiezu, zyj" i osobiscie wyslalem jeden z tych lancuszkow:
Papież jest ciężko chory. Człowiek który całe życie poświęcił innym znajduje się na łożu śmierci. Jesteś katolikiem muzułmanine, protestantem czy buddystą wszystko jedno pomódl się za niego w swoim obrządku. A jeśli jesteś ateistą to po prostu życz mu zdrowia odwagi i siły. Nie istotne czy jesteś  zwolennikiem kościoła i czy jego przeciwnikiem. Na pewno nie jesteś przeciwnikiem życia. W związku z ciężkim stanem zdrowia papieża dziś wszyscy zmieniają opis na "zdrowie dla papieża" + coś od siebie. To nie jest zwykły idiotyczny łańcuszek. Chodzi tu o człowieka, dobrego, uczciwego kochającego innych. Moza to być jedyna okazja aby ludzie zjednoczyli swoje myśli dla tego wspaniałego polaka. wyślij to wszystkim których masz na gadu-gadu, jak nie wyslesz i masz to w dupie to sie człowieku nad sobą zastanów...
pewnie bym go nie wysylal gdyby nie naklonila mnie do teo mama, ale mniejsza o to. tutaj wdalem sie w dyskusje z Tantem i dla wyjasnienia dodam ze sam opisu nie zmienilem. Rozeslalem to tylko z szacunku dla czlowieka "ktory cale zycie oddal unnym", a teraz lezy na lozu smierci. Jednak przyznaje ze pozostalych lancuszkow, ktorych dostalem duzo, nie rozsylamem, bo mialem swiadomosc ze Janowi Pawlowi II i tak juz tym nie pomoge :( Tamten lancuszek wyslalem tylko by uszanowac to co zrobil ten czlowiek dla polski i dla calej ludzkosci.
Co Wy o tym sadzicie?
 

Offline De6v6il6

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1321
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #194 dnia: Kwietnia 11, 2005, 11:57:54 pm »
hmmm... co sądze o papieżu... hmmm... o zmarłych podobno mówi się dobrze albo wcale... ale co dziwne o nim powiedzieć mogę wiele dobrego, mimo całej mojej pogardy dla kościoła, papież był jedynym duchownym dla którego miałem szacunek ale nie ze względu na to że był duchownym On był poprostu wielkim człowiekiem do tego to był NASZ papież, papież POLAK, osoba z której mogliśmy być dumni osoba która nigdy nie przyniosła nam wstydu, papież był wspaniałym człowiekem tak i słyszycie to od nikogo innego jak od dziabła, podziwiam to w jaki sposób wpłynął na historię współczesną i nie wystawiłem żadnego opisu... dlaczego ?? Ten człowiek się męczył, nie widzieliście tego ?? każde słowo okupione wysiłkiem ciała i siły woli, każde kolejne słowo coraz ciszej i ciszej... jestem pewnien że jeżeli jest coś takiego jak niebo to właśnie tam się teraz znajduje.
To właśnie Nasz papież odmienił oblicze Polski i Świata nigdy nie byłem patriotą ale uważam papieża Polaka za jeden z niewielu elementów naszej historii z których mogę być dumny.

Ziemia zabiera wszystko, co zrodziła.

:::THE END:::
]


Offline Kazumaru

  • Komercyjny chłopak
  • SuperMod
  • ***********
  • Wiadomości: 3357
  • Forbidden Lover
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #195 dnia: Maja 20, 2005, 09:16:38 pm »
Uwaga! Post maxymalnie nudny, najprawdopodbniej ciebie nie interesujący... pewnie ukazujący moje przężycia... nie czytaj jeśi masz lepsze zajęcie... (mówie zupełnie serio... nie czytaj..)

Cytuj
Bardzo ciekawa teoria i znając cię uzasadniona. Jednakże takie dywagacje nie prowadzą do niczego, ponieważ każdy z nas, a w szczególności płeć piękna, ma inne zdanie na temat stosunków intersexualnych i na temat tego, jak należy traktować tą drugą połowę. Szanuję twoje zdanie Gipsi, jak pewnie wszyscy inni, ale sam nie mogę się z tobą zgodzić, pewnie przez to, że moje doświadczenie na tym polu nie umywa się do twojego. Moja wiedza jest głównie teoretyczna, a w praktyce zapoznają ją od niedawna. Na jakiej to podstawie stwierdzasz, że dziewczyny są jebnięte? Chodzi ci o to, że nie doceniają tego co mają? Dla mnie nie jest to kwestia przynależności do jakiejkolwiek płci, ale stosunku człowieka do różnych spraw. Podkreśliłem to, ponieważ pomimo wielu różnic między kobietą, a mężczyzną, z grubsza zachowujemy się podobnie, zaś cała ta sprawa zdawania sobie sprawy z tego co się ma, stoi ponad rozróżnieniem na płci. Przez wspomniany wyżej brak praktyki u mnie, nie miałem okazji doznać tzw. "miłosnego zawodu" i takich tam różnych innych śmiesznych rzeczy. Wbrew utartemu rozumowaniu, staram się do wszystkiego podejść na chłodno, rozpatrując różne punkty widzenia i zastanawiając się co jest dla mnie ważne, a co nie. Nikt nie jest wolny od błędów, również i na tym gruncie się one zdażają. Ważne jest, żeby człowiek potrafił wyciągnąć z tych błędów wnioski i przez to, lepiej poznawając tą drugą połówkę i wogólę ciemną stronę mocy. To, że niektórzy nie potrafią wyciągać wniosków, nie może być powodem do szufladkowania całej płci. Nawet znalezienie kilku, czy kilkunastu takich przypadków na tak dalekoidące stwierdzenia nie pozwala. Lepiej jest założyć, że miało się pecha... że źle się trafiło... lepiej tak założyć, bo pozostaje wtedy nadzieja, że w końcu się poszczęści i passa się odwróci. A nadzieja to ważna rzecz... kto jeszcze nie wie, niech ma szczęście nigdy się o tym nie przekonać...

jak napisałem kilka postów wcześniej:
Cytuj
obieta to jebni*tę stworzenie (nie mówie że facet nie jest też... ale to inna sprawa..)
z podkreśleniem tego co jest w nawiasie...

poprostu od dzieciństwa byłem przekonywany i wychowałem się a co ważniejsz uwieżyłem w przesąd że kobieta to uczuciowa istota która poprostu pragnie być kochana i aby się o nią troszczono a facet to taka "szowinistyczna świnia" która zdradza/oszukuje/żeruje na kobiecie.... może oje środowisko jest nie fajne ale własnie w takich przekonaniach dorastałem.. wieżyłęm od dziecka że kobieta jest strasznie uczuciową istotą a facet nie bardzo... nie kieruje się uczuciami lec bardziej instynktem/rozumem... ba sam o sobie jeszcze o sobie około 2 lata temu mówiłem "osoba mało czuła"... facet osoba nie mająca uczuć... tak jednak nie jest... zrozumiałem to dobiepro kilka miesięcy temu.... nie każdy facet jest skur*ysynem ruchającym wszystko co popadnie, nie każda kobieta płacze gdy jej chłopak poprostu przestanie dażyć ją wielkim uczuciem.... rozumiem że nie każda kobieta jest jebnięta, ale może powiem dlaczego żuciłem takie stwierdzenie...

w chu* moje życie nie różni się niczym od każdego z was (znaczy się różni się wszystkim ale pośród wielu istnień nie jest niczym nadzwyczajnym...) spotykam się z kolezankami miałem dziewczyne, ba nawet ją pokochałem i o dziwo po 7 miesiącach zerwania naszego "związku" pewnie nadal ją kocham... i musze stwierdzić że moje stwierdznei nie ma nic wspólnego z jej osobą (jedyne co moge przytoczyć to powiedzmy "zazdrość" gdy zbliżałem się do innych dziewczyn i lekko ją olewałem zaczynała nadmiernie się mną interesować... naprawde nadmiernie...), po raz pierwszy zaczynałem sobie krztałtować tę opinie na temat dziewczyn gdy jedna z moich lepszych koleżanek (osoba która na mnie mówi "brciszek"...) po raz kolejny pokłóciła się z chłopakiem... chłoapk który ma jakąś tam odmiane raka, strasznie ją kocha... robi dla niej rzeczy które są całowicie nie w jego stylu... stara się być jak najczęściej przy niej, nie pozwala by stała się jej jakaś krzywda, chce napierd*lać każdego kto che zrobić jej coś złego... wedłóg niej jej nie kocha (znaczy się ten chłoak nie kocha mojej koleżanki...) chu* z tym że kupuje jej co jakiś czas karte doładowywującą konto na komórke po to tylko żeby z nią porozmawiać gdy nie jest z nią... ( a widywali się codziennie...), ch*j z tym że jest osiedlowym cwaniakiem i olewa kumpli żeby spotkać się z dziewczyną, kupuje jej 20 róż co jest komletnie nie w jego stylu;/, palił ilka pczek papierosów dziennie po to żeby schunąć i być wporzo chłopakiem żeby ona z nim była..... (przez to ma jakąś tam odmiane raka.. nie wiem nie znam się.. ostatnio mi dopiero o tym powiedział... wcześniej wydawało mi sie dziwne że koleś który jest chudszy ode mnie był gruby straszne, i naciąga mu się skóra na maxa i może gasić papierosy na skórze i itak nic nie czuje...) ale on jej nie kocha... wiecie czemu? Bo lubi oglądać pornusy i ogólnie chce się z nią często kochać (sex jakby ktoś nie zczaił..) no cóż bywa.... mnie tam to pyra, inna bardzo dobra koleżanka śmiejąca się ze swojego chłoaka (bardziej pasuje slowo "drwiąca") który podarował jej list i narysował coś tam i podarował kwiaty... (okej ja też nie rozumiem jak koleś może wysłąć do dziewczyny list z uczuciami swoimi ale na litość boską jak można tak wysmiewać swojego chłopaka za to że przelał swoje uczucia na papier i jej wysłal... rozumiem jakby się zaśmiałą ale nie wyśmiewała go wrz z koleżanką;/), maciek biedny.. może nie biedny ale niezbyt zaomżny niemający raczej pieniędzy zapraszający swoją dup* wszędzie i stawiający wszystko popadający w długi poprosytu zostaje w pewnym momencie przez dziewczye olany bo jak się dowiaduje od koleżanki swojej byłej juz dzewczyny "był za dobry) i nie mówie u o związkach 14 latków tylko 19 latków... dorosłych ludzi.. no chyba że to przytspueszone dorastanie dziewczyn to jest ściema... jest jesze milion przykładów w których jakiś zbyszek był zbyt dobry dla swojej dziewczytny i miał pewnego wała, ale nie ma sensu o tym pisać, bo mi się niechce pisać a wam się niechce czytać... w każdym razie poprostu przez wiele spostrzeżeń zaczęłem tak twierdzić, przez co zacząłem też traktować dziewczyny z pewnym dystanesem... może mój stosunek jakoś mocno się niezmienił ale w głowie mam to co mam... jeśli sam się na tym nadzieje to pewnie jeszcze bardziej zraże się do kobiet i to co mam w glowie wyjdzie już całkowicie ze mnie i będe traktował kobiety z dystansem, amoże nawet przejde na Gamepleyowską szkołe... ale teraz poprostu mam w głowie obraz kobiety... kobiety nie tak uczuciowej jak mi wpajano od dziecka... kobiety głupiej? może nie do końca.. ale na pewno nie potrafiącej dostrzedz tego co ma, a przede wszystkim niepotrafiącej tym się cieszyć... próbującej sięgnąć zyt daleko... Ewa? chyba była taka postać w naszej chrześcijańskiej religii... tak właśnie coś takiego mam w głowie...

wiem ze post nie jest zbytnio do "podyskutowania" ale chciałem coś tam napisać sobie... poprostu teraz mam taki moment w moim życiu że po raz pierwszy zczaiłem że jestem "fajny" i widze wady innych, a moje sobie powoli odpuszczam i się do nich przyzwyczaham... w każdym razie, kobiety na razie mi posłuża jako coś fajnego... miłego i pozwalającego ukoić zmysły... ale będę się starał mieć dystans do nich.... i taka sama pewnie sytuacja działą w drugą strone... ale ja jestem facetem i mówi swoje zdanie o płci przeciwnej.. tej która mnie przyciąga ( tutaj przepraszam moje Zellusia;/) i tej którą w jakiś tam sposób zawsze staram się poznać...

w chu* mam dałna bo napisałem post o niczym;/ może kiedy indziej wytłumacze wam oco mi chodzi.. teraz poporstu chciałem opisać wam na przykładach ;]


If I ever hear you say another women's name in your sleep you'll wake up the next morning with your joystick missing... got it?

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #196 dnia: Maja 20, 2005, 10:38:38 pm »
Ja cię doskonale rozumiem Gipsi...i muszę przyznać,że masz rację.Są takie zołzy,że naprawdę nie szanują swoich chłopaków,choćby nie wiem co on dla niej robił,jak się starał to ona se go i tak oleje.Ale to są tzw"wyjątki".Nie wiem jak to jest u ciebie...nie mieszkam tam gdzie ty to nie wiem.Powiem szczerze,że teraz związki są tylko na pokaz,by się"pochwalić",że taka dziewczyna/chłopak ma partnera/partnerkę i tyle....by jak to powiedzieć wyjść na kogoś wielkiego.Miłość chyba odeszła już całkiem w zapomnienie...czasem zdarzy mi się zauważyć taką"parę" i w sumie nie wygląda to fajnie....nie wiem po co być z kimś dla szpanu....dla mnie bardziej liczyło by się uczucie...


Pewnie trochę pokręciłam i nikt się nie skuma co chciałam powiedzieć..;P no ale trudno...

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #197 dnia: Maja 29, 2005, 07:21:15 pm »
Tant miał atak... nie czytajcie tego posta... on jest ZŁY i wogóle mało fajny i ja sam nie rozumiem połowy z niego

Dobra wiem... miałem tutaj napisać jakiś miesiac temu, ale mi się nie chciało... mam wakacje i może mi się nie chcieć... no ale, jako rozgrzewke przed sesją, mogę sobie trochę ponawalać w losowe klawisze i upierać się, że mam rację... myślę że jestem dzisiaj w dość przyzwoitej formie, czyli pewnie będzie można zrozumieć o co mi chodzi.. dobra.. o czym gadamy... aaa... miłość... no tak.. temat rzeka... no ale widzę, że nikomu sięjeszcze nie znudziło i ciągle potraficie o tym pisać.. dobrze więc... podejmuję wyzwanie.

Zacznę może od pewnej odskoczni. Napisałeś Gipsi, że kobiety są jeb*ięte.... a potem napisałeś, że faceci też są jeb*ięci. Ja tego nie rozumiem. Chodzi mi o samą definicję tych słów. Normalnością jest zachowanie większości. Wszyscy nie mogą być nienormalni, bo ktoś tam musi te normy dyktować. Poza tym nie podoba mi się sam pomysł szufladkowania ludzi pod względem płci. To jest nienormalne. Podałeś nam wstrząsający skąd inąd obraz tego, co działo się w twoim otoczeniu. Mówisz, że w młodości wpajano ci, że kobiety są ostoją cnoty, a mężczyźni to chamy i prostaki. Cóż.. mi też, tak samo jak wiarę w św. Mikołaja, wielkanocnego zajączka i przynoszącego dzieci bociana. W młodości człowiek nie potrafi zrozumieć pewnych rzeczy lub ciężko jest je mu wytłumaczyć. Dlatego powstają takie okropne uogólnienia, z których człowiek się uczy, że kobiety są takie, mężczyźni tacy, dzieci takie, a blondynki takie... Życie pokazało ci obraz drastycznie odwrotny, więc powinieneś się nauczyć, że kobiety faktycznie potrafią czasem być złe i nieczułe. Nie można jednak iść w tych twierdzeniach dalej pisząc, że wszystkie się tak zachowują. Przykładów na to, że kobiety są nieczułe, że bawią się męskimi uczuciami, i że nie potrafią nikogo darzyć głębokimi uczuciami, można wymieniać bez liku. To samo się tyczy mężczyzn. Nie oznacza to jednak, że wszyscy tacy jesteśmy, czego sam jesteś doskonałym przykładem. Trzeba wierzyć w to, że gdzieś tam jest osoba, która podzieli twoje myśli, i która będzie potrafiła odwzajemnić i zasłużyć na twoje uczucie. Trzeba wierzyć, że ją spotkasz... a jeżeli nawet osoba, którą spotkałeś cię zawiedzie, trzeba wstać z ziemi, otrzepać się, wziąść się w garść i szukać dalej. Trzeba wierzyć w to, że w końcu się znajdzie, bo bez tej wiary człowiek zawsze będzie widział w innych wady, nie będzie potrafił wykrzesać z siebie zaufania. Znam takie osoby i żal mi ich. Nie można unikać bólu.... nie można unikać zawodówm, trosk i nieopisanego cierpienia, które pozostaje pustym miejscu gdzieś w okolicach serca... nie można uciekać.. trzeba być na niego przygotowanym, bo to część ryzyka. Należy umieć wyciągać wnioski z własnych pomyłek i następnym razem lepiej się upewnić co do tej drugiej osoby, nim zaczniesz się angażować...

FUCK.... wiem, że ogólne przesłanie się lekko rozmyło, ale najwyżej przeczytajcie jeszcze raz, to może znajdziecie, jak się za pierwszym razem nie udało hahaha... ale dziwnie wyszło...

Wracając do tematu, to ja nauczyłem się widzieć w ludziach przede wszystkim ludzi. Nie kobiety, czy mężczyzn, dzieci czy dorosłych. jak kogoś oceniam, to oceniam go jako człowieka, a nie jako element jakiejś podgrupy, którego zachowanie wywiera wpływ na ogół. Nie oceniajmy kobiet przez wybryki kilku idiotek, ani facetów przez to, że są na świecie gwałcicie, mordercy i zwykłe szumowiny. Takie coś to zwykłe popadanie w stereotypy, a tylko ludzie głupi wspierają się sterotypami... Wierzę Gipsi, że nie miałeś tego na myśli.. tak tylko napisałem, jakby ktoś inaczej zinterpretował twoje słowa. Wiem co miałeś na myśli pisząc swojego posta...

Cytuj
wiem ze post nie jest zbytnio do "podyskutowania" ale chciałem coś tam napisać sobie... poprostu teraz mam taki moment w moim życiu że po raz pierwszy zczaiłem że jestem "fajny" i widze wady innych, a moje sobie powoli odpuszczam i się do nich przyzwyczaham... w każdym razie, kobiety na razie mi posłuża jako coś fajnego... miłego i pozwalającego ukoić zmysły... ale będę się starał mieć dystans do nich.... i taka sama pewnie sytuacja działą w drugą strone... ale ja jestem facetem i mówi swoje zdanie o płci przeciwnej.. tej która mnie przyciąga ( tutaj przepraszam moje Zellusia;/) i tej którą w jakiś tam sposób zawsze staram się poznać...

Tak... dobrze, że to zauważyłeś. Budująca myśl... ja też kiedyś tak się czułem... koniec gizmnazjum i początek liceum. Wtedy też zachowywałem dystans do kobiet, wmawiałem sobie, że bycie z nimi sprawia tylko ból (chyba ten ból, co to o nim pisałem na końcu drugiego akapitu). W końcu zrozumiałem, że to zależy od dziewczyny i od mojego doń stosunku. Umiem wyciągać wnioski... nie umiałbym pisać takich długich postów, gdybym tego dotychczas nie robił. Dzięki tym wnioskom, jestem dzisiaj taki, a nie inny. W takich właśnie momentach życia, kiedy człowiek uświadamia sobie, że jest taki, a nie inny, i że inni też nie są tacy, jak mu się wydawało, to momenty w których determinuje się ludzki tok myślenia. W takich momentach człowiek się rozwija... To co to tutaj napisałeś znaczy, że uświadomiłeś sobie, że jesteś fajny, dowodzi, że poszerzyły ci się horyzonty i stałeś się lepszy.. mogę tylko pogratulować...

fuck... ja to napisałem? Teraz nie kumam o co chodziło.. człowiek zaczyna pisać, wie o co chodzi i potem zaczyna się zagłębiać i już jest mniej fajnie..

Cytuj
spotykam się z kolezankami miałem dziewczyne, ba nawet ją pokochałem i o dziwo po 7 miesiącach zerwania naszego "związku" pewnie nadal ją kocham... i musze stwierdzić że moje stwierdznei nie ma nic wspólnego z jej osobą

Mój najlepszy przyjaciel ma dokładnie to samo. Był z dziewczyną półtorej roku, teraz dowiedział się jaka dwulicowa była naprawde, a i tak mówi, że ją kocha... hahahah.. o tak.. mężczyźni to faktycznie zimni dranie, a kobiety są romantyczne i czułe, co nie?

Cytuj
Miłość chyba odeszła już całkiem w zapomnienie...czasem zdarzy mi się zauważyć taką"parę" i w sumie nie wygląda to fajnie....nie wiem po co być z kimś dla szpanu....dla mnie bardziej liczyło by się uczucie...

A jeżeli twierdziłeś Gipsi, że kobiety są złe, to niech Yuz będzie dowodem, że nie masz racji.... no ale wiem, że tak nie twierdziłeś.. aż tak daleko byś się nie posunął.

No tak... przypomniałem sobie coś jeszcze. Grzybson, młody człowieczek z naszego forum, który miał szczęście znaleźć swoją drugą połówkę, miał ostatnio na GG opis w stylu "Kocham cię". O tak... ta część mojego mózgu, która odpowiedzialna była za wszystkie moje dotchczasowe posty w tym topicu, wstała zmiejsca i krzyknęła, że nie zdzierży. Dlaczego? A to już wyjaśniałem kilka razy, ale pewnie nikomu się nie chce szukać. Nie zaszkodzi jednak napisać mi tego jeszcze raz... o tym co myślę o miłości samej w sobie...

"Kocham Cię". Jak słyszę te słowa na ulicy, jak widzę takie opsiy na GG, jak widzę grafiti z tą frazą, to mnie przechodzi zminy dreszcz i zaciskają się zęby. Spójrzcie tylko co się dzieje w takie walentynki. Miłość, jest sprowadzona do pustego zwrotu, który fajnie wygląda na czerwonym baloniku w kształcie serca albo pudełku bombonierek. Słowa, które winne być wyrazem najszczerzych uczuć, są wypowiadane co chwilę przez osoby, które tego nigdy nie rozumiały, nie rozumieją i pewnie nie zrozumią. Dresiarskie pary, które potwierdzają swoje uczucia tymi słowami, a potem rozpadają się po dwuch tygodniach, to coś co spedza mi sen z powiek. Geez.. jak wielu ludzi potrafi kochać... do prawdy żyjemy w zaje**ście rozkochanym społeczeństwie =_=. Mam nadzieję, że nie będzie to nowość, dla osób które czytają ten topic, ale innych proszę o to, żeby przed wypowiedzeniem tych słów, zastanowiły się co one znaczą. Zastanówcie się, czy to co czujecie do drugiej osoby, jest tak głębokie, żeby zasłużyło na nazwanie... dobra... może trochę konkretów. Powiem wam czym dla mnie jest miłość. Wiem wiem.. z qiaxem się kłuciliśmy na ten temat jakiś rok temu <łezka w oku>, ale warto przypomnieć, skoro wszyscy znowu chcą gadać o miłości. Człowiek, która kocha potrafi być z tą drugą osobą w każdej chwili, umiejąc pogodzić to z życiem codziennym. Jest wsparciem mentalnym i pozwala, by druga połówka pomogła, kiedy nam coś doskwiera. Żyje po to, żeby wybranek/wybranka byli szczęśliwi, nawet za cenę własnego szczęścia. Potrafiliby bez wachania poświęcić życie, w obronie tej drugiej osoby (to chyba głównie dla facetów, ale who cares). Zakochani potrafią zobaczyć w sobie nawzajem nie tylko wspaniałą kobietę, czy mężczyznę, ale wspaniałych ludzi. Potrafią ze sobą rozmawiać na wszystkie tematy i trwać we wspólnym milczeniu. Nie myślą nawet o byciu z inną osobą, nie wyobrażają sobie przyszłości bez tej jedynej/tego jedynego. Akceptują wszystkie swoje wady i zalety, uznając je niemal za swoje własne. Nie mówią sobie ciągle, że się kochają.... wiedzą to, bez udowadniania. Takie frazy mógłbym mnożyć w nieskończoność. Ilość ich dowodzi tylko tego, że to bardzo bardzo bardzo złożone uczucie, które jest ciężkie do rozpoznania, bo przyjmuje pozory "porządania", "przyjaźni", czy "potrzeby bliskości". Niektórzy ludzi, jak Marv, czy ja, wierzą w to, że przed osiągnięciem umysłowej dojrzałości (powiedzmy 16-17 lat), człowiek nie jest w stanie nikogo pokochać. Ja też nie mieszkałem w jaskini przez te 18 lat swojego życia i twierdzę tak, wnioskując się własnymi obserwacjami. Powiedziałem sobie kiedyś, że nie będę z żadną dziewczyną przed rozpoczęciem liceum... właśnie dlatego, że zbyt dużo widziałem "kochających się" par, które ze sobą nie były po tygodniu, żeby wierzyć w istnienie stałych związków przed liceum. Ty skończyłeś podstawówkę Grzybek i napisałeś, że ją kochasz... tymi słowami stwierdzasz, że nie mam racji, i że prawie cały ten akapit jest wielkim bullshit'em, a napisałem to pod wpływem prochów lub miałem atak padaczki. Twierdzisz, że kochasz ją.... mi pozostaje wierzyć, że to prawda i faktycznie się myliłem. Masz odwagę powiedzieć te słowa.. ja nie mam takie odwagi, póki co, a jestem od ciebie dużo starszy... właściwie wszystkie podane przeze mnie wyżej cechy się pokrywają z moimi odczuciami, ale ciągle nie potrafię (mam nadzieję, że Hisoka też nie, bo raz, że bym źle wyszedł, a dwa, że bym jej i tak nie uwierzył hahahaha).. świadczy to albo o tym, że dojrzałeś szybciej ode mnie i jesteś dużo odważniejszy, albo że się mylisz. Szczerze mówię, że bardziej bym się cieszył, gdybym choćby w tym względzie się mylił. Marv pewnie by tu przyszedł i napisałby, że jej nie kochasz. Ja tego nie napiszę, bo cię nie znam na dobrą sprawę i nie wiem co ci siedzi w tej głowie... wierzę w to, że się pomyliłem.... ty też w to wierz...

PS... AŁŁŁŁ.... moje palce....
« Ostatnia zmiana: Maja 30, 2005, 05:16:41 pm wysłana przez Tantalus »

Offline Hisoka

  • SS-Obersturmbannführer
  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1371
  • Cute Cynic
    • Zobacz profil
    • http://smellofwhitecat.blogspot.com/
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #198 dnia: Maja 30, 2005, 05:08:18 pm »
Zacznę może od poprzednich stwierdzeń o kobietach,że to one są "te złe".....


I....ja.....muszę się zgodzić. Zgodzić z własnej nie przymuszonej woli [bez whakowanego Game Play'a]. Choć znam wiele "zimnych" osób [zarówno facetów,jak i dziewczyn],którzy potrafią być okrutni.,piszę,że dziewczyny są wredniejsze w akcie samokrytyki i z przeprowadzonych "wywiadów". Ja też nie raz byłam okrutna i bezlitosna. Choć nigdy się nikim nie bawiłam [jak bardzo wiele dziewczyn-wiem,bo znam takich pełno i mówią o tym otwarcie], to czasami było mi żal osoby, której na mnie zależało,a ja nie czułam do niej/jego nic. Mimo wszystko uważam,że taką osobę znacznie bardziej zabolała by tygodniowa/2 tygodniowa zabawa w "bycie razem"niż otwarta rozmowa i przedstawienie sytułacji. Mimo,że ja nie mam głupiego zapędu do "zabawy",to i tak bycie ze mną nie jest proste. [jak prawdziwemu facetowi] nie przechodzą mi przez usta wyznania uczuć. Nie potrafię czasem okazać,że na kimś mi zależy [nawet jeśli jest to przyjaciel/przyjaciółka]. Ale mimo wszystko wole milczeć niż kłamać. Mam koleżankę,która jest ze swoim chłopakiem "z nudów-z braku laku".Zapytacie po co? Odpowie-taka rezerwa.Jak znajdzie kogoś innego,to z nim zerwie. Brzydzę się ludźmi,którzy są na tyle egoistyczni,by wykorzystywać uczucia innych i ich dobroć. Jeśli jej chłopak wiedziałby jaka jest sytuacja i dalej byłby z nią z podobnych powodów co ona [dla wspólnej rozrywki], to OK.Ale ja wiem,że on ją kocha [zresztą ona sama też to mówi,czyli jest śwadoma i wyśmiewa jego uczucie].


Kolejnym powodem dla którego uważam,żę kobiety są okrutniejsze są moje doświadczenia.Widziałam znacznie większą ilość chłopaków,którzy gotowi bylina poświęcenie,niż kobiet. Nie chodzi mi tutajo prawo "zdobywcy",o nie! Oczywiście pierwzsy krok powinien moim zdaniem zrobić chłopak [najlepiej jeśli przy okazji dziewczyna daje jakieś sygnały,a nie czeka z założonymi rękami (nawet jeśli facet ich nie zauważa,to warto spróbować)],ale na ogół dziewczyny czekają na "adorację". Liczą na bezmózgą walkę samców...kolejny przykład kretynizmu....najgorsze jest to,że chłopacy zaczynają się od nich uczyć [wyraz "samców" należy tu zamienić na "samic" ]. Teraz to coraz częściej dresiary walczą o chłopaków [na ogół bluzgami],a łyse dresiki z uśmiechem mieszanej pogardy i dumy obserwują całe zajścia.


Ja jestem [jak już wspomniałam] za pierwszym ruchem chłopaka. Trochę nie lubię tchórzostwa, ale nawet jak ktoś idzie na łatwiznę [  ;)  ],to po prostu daję do zrozumienia,że załtwia się te sprawy inaczej. Mimo wszystko ja czasem też potrafię być "zdobywcą" [w końcu "w środku" jestem facetem] i potem już na ogół przebywa się ze mną na luzie. Tym akcentem przejdziemy do kolejnej wady dziewczyn-lalusiowania się. Dresiary są paskudne...ale nie znoszę też pudliczek. Panienki udają,że nie mają wad i czekają aż przyjmie się je sa obiekt kultu [pozdro dla Magdusi...].


Co znaczenia "miłości",to dla mnie nie jest to poświęcenie całego czasu ukochanej osobie-to jest tylko zauroczenie. Prawdziwa miłość godzi się z życiem codziennym i nie jest jedynym na co człowiek patrzy...bo jak w takim uczuciu przetrwać pare lat i nie umrzeć z głodu?Gdyby wszystko się poświęcało ukochanej osobie,to w końcu człowieka zmęczyła by taka miłość.


Kłócicie się o odpowiedni wiek do miłości.Uważam,że kochamy całe życie,tylko nasz "obiekt uczuć" się zmienia. Na początku sąto rodzice.Potem są ZAUROCZENIA płcią przeciwną [najczęściej ;) ] i dopiero wtedy może przyjść prawdziwa miłość. Uczymy się kochać całe życie. Aż do końca będziemy kochać swoje dzieci [bo także do tego jest ta prawdziwa miłość] i  jest ostateczne stadium miłości. Miłości gdzy jesteśmy w stanie oddać życie za osobę,która jest częścią nas.Dlatego gdy młodzież przypadkiem zostaje rodzicami,to bardzo trudno jest im kochać na prawdę...bo nie są przygotowani do tej dojrzałej miłości.


Trochę się napisałam i to chyba mój pierwszy taki długi post....mogło to wsazystko brzmieć chaotycznie i pewnie bez lika tu błędów...ale pisałamod siebie


 

Offline Tantalus

  • Master Engineer
  • Redaktor+
  • ************
  • Wiadomości: 4470
  • Idol nastolatek
    • Skype
    • Zobacz profil
Kółko Filozoficzne
« Odpowiedź #199 dnia: Maja 30, 2005, 06:42:33 pm »
No no no.. któż to zabrał głos w dyskusji... miła niespodzianka, nie ukrywam. Mam nadzieję, że zaraz tu więcej osób przyjdzie (na przykład chciałbym tutaj post Grzybka zobaczyć) i będzie rozmowa na poziomie... a teraz czas na to co zwykle, czyli rozłożenie posta Hisoki na elementy pierwsze za pomocą cytatów i wypowiedzenie się w odpowiednich kwestiach... dla tych, którzy uczestniczyli w gadce o miłości z pierwszych stron Kółka, to będzie powtórka z rozrywki, ale widać nowe twarze, więc przydałoby się stare hasła odświeżyć....

Cytuj
....ja.....muszę się zgodzić. Zgodzić z własnej nie przymuszonej woli [bez whakowanego Game Play'a] (...) piszę,że dziewczyny są wredniejsze w akcie samokrytyki i z przeprowadzonych "wywiadów". Ja też nie raz byłam okrutna i bezlitosna.

ale

Cytuj
nigdy się nikim nie bawiłam [jak bardzo wiele dziewczyn-wiem,bo znam takich pełno i mówią o tym otwarcie], to czasami było mi żal osoby, której na mnie zależało,a ja nie czułam do niej/jego nic. Mimo wszystko uważam,że taką osobę znacznie bardziej zabolała by tygodniowa/2 tygodniowa zabawa w "bycie razem"niż otwarta rozmowa i przedstawienie sytułacji. (...) Brzydzę się ludźmi,którzy są na tyle egoistyczni,by wykorzystywać uczucia innych i ich dobroć.

Ja tutaj widzę pewną sprzeczność... dlaczego mówisz, że jesteś okrutna i bezlitosna, jak zaraz twierdzisz, że przydzisz się ludźmi, którzy kpią z uczuć innych. To dowodzi tego, że przynajmniej w poruszanym tu temacie, nie jesteś ani okrutna, ani bezlitosna (bo w innych jesteś, trudno zaprzeczyć). Ba... mógłbym się nawet posunąć dalej i powiedzieć, że to, że cenisz uczucia innych, dowodziłoby twojej wrażliwości i szczerości (ale tak daleko się nie posunę, żeby nie urazić twojej męskiej dumy). Uczucia innych nie są czymś, czym należy się bawić... na lekceważenie czego można sobie pozwolić. Osoba, która za nic ma to, co czują inni, jest nic nie warta. Wczoraj kumpel mi powiedział mniej-więcej to samo, czyli coś jak: "kobiety są podłe i wogóle zdradzają cię z każdym kogo zobaczą". Ja mu spróbowałem wytłumaczyć, że to kwestia tego, kto jakim jest człowiekiem, a nie jakiej jest płci, ale nie był w humorze do polemiki. Dostał kosza kilka miechów temu... od dziewczyny, którą kochał, a przynajmniej tak wyglądał i chodził z niąprzez 15 miechów... teraz już ma drugą, swoją drogą znacznie lepszą, moim zdaniem pod każdym względem, ale nic do niej nie czuje. Chodzi z nią, ale nie potrafi jej pokochać... nie potrafi się zaangażować. To poniekąd podłe z jego strony, bo ona naprawdę wiele do niego czuje, ale nie winię go, bo ciągle się nie otrząsnął z tamtego ciosu... Dało mi to do zrozumienia, że utrata kogoś bliskiego, po tak długim czasie, to straszna rzecz i rana jest głęboka. Klaudia, bo tak się ta szmata (przepraszam za to, ale mam o niej zdanie), która z nim zerwała, nigdy mojego kumpla nie kochała, ale zawsze mu to mówiła i była z nim przez 15 miesięcy. Kobiety potrafią być podłe, to fakt, a ona jest tego dowodem. Ale zawsze należy wierzyć w to, że nie wszystkie takie są... zresztą to co napisałaś ty, czy Yuz dowodzi, że przynajmniej wy takie nie jesteście...

Cytuj
[jak prawdziwemu facetowi] nie przechodzą mi przez usta wyznania uczuć. Nie potrafię czasem okazać,że na kimś mi zależy [nawet jeśli jest to przyjaciel/przyjaciółka]. Ale mimo wszystko wole milczeć niż kłamać.

Yaay.. to jest nas dwóch/dwoje (whatever)

Cytuj
Liczą na bezmózgą walkę samców...kolejny przykład kretynizmu....najgorsze jest to,że chłopacy zaczynają się od nich uczyć [wyraz "samców" należy tu zamienić na "samic" ]. Teraz to coraz częściej dresiary walczą o chłopaków [na ogół bluzgami],a łyse dresiki z uśmiechem mieszanej pogardy i dumy obserwują całe zajścia.

O tak, to nie jest fajne. To jest kretynizm z samego z założenia. Walka o kogoś bliskiego? Że niby dziewczyna ma wybrać silniejszego? Bez sensu.... Kobieta, która jest na tyle zmienna w uczuciach, żeby pozwolić dwum facetom na zdecydowanie czyją będzie, nie zasługuje na darzenie ją jakimikolwiek uczuciami. Walka do niczego nie prowadzi.... trzeba pamiętać, że nasza "druga połówka", nie jest naszą własnością. Nie jest czymś, co trzymamy jak na smyczy, co możemy potraktować jako coś prywatnego. Przyjęło się mówić czasami o tzw. "odbijaniu dziewczyn/chłopaków"... hahahaha... to jest dopiero kretynizm. Jeżeli ona/on zdecydowali, że wolą kogoś innego, należy umieć się z tym pogodzić... zrozumieć, że podjęta przez nich decyzja, jest decyzją słuszną i zgodną z ich odczuciami... jeżeli naprawdę coś do nas czuje (w dziwnej formie zaczynam mówić.. whatever), to nie pozwoli się "odbić"... to się chyba nazywa "wierność", a z drugiej strony "zaufanie"... a bez tego, jak mamy kogokolwiek pokochać... geez... ludzie są czasami naprawdę głupi....

Cytuj
Ja jestem [jak już wspomniałam] za pierwszym ruchem chłopaka. Trochę nie lubię tchórzostwa, ale nawet jak ktoś idzie na łatwiznę [  ],to po prostu daję do zrozumienia,że załtwia się te sprawy inaczej.

[ <_< ]. Tak... kolejna nauka, jaką mi życie zafundowało, to to, że pewne sprawy (jak na przykład te, o których tu mowa), należy załatwiać twarzą w twarz, poprzez rozmowę. Wiadomo, że o wiele łatwiej jest napisać SMS'a, priv'a, wysłać wiadomość na GG, czy zadzwonić, ale mimo wszystko lepiej w cztery oczy. Nie jest to łatwe... wiem z doświadczenia heh, ale tak trzeba...

Cytuj
Mimo wszystko ja czasem też potrafię być "zdobywcą" [w końcu "w środku" jestem facetem] i potem już na ogół przebywa się ze mną na luzie.

Przebywa się z tobą na luzie, tutaj się zgodzić muszę, a z tym zdobywcą, to chyba dobrze. To jest cecha, wbrew pozorom, u kobiet ceniona (napisałem kobiet? ups...). Mężczyźni w znaczniej mierze są nieśmiali... przynajmniej ja... a jeśli spytacie o powód takiego zachowania, to mogą być nim te wszystkie dziewczyny, które wymieniamy w przykładach, które kpią sobie z czyichś uczuć i wogóle są mało fajne...

Cytuj
Co znaczenia "miłości",to dla mnie nie jest to poświęcenie całego czasu ukochanej osobie-to jest tylko zauroczenie. Prawdziwa miłość godzi się z życiem codziennym i nie jest jedynym na co człowiek patrzy...bo jak w takim uczuciu przetrwać pare lat i nie umrzeć z głodu?Gdyby wszystko się poświęcało ukochanej osobie,to w końcu człowieka zmęczyła by taka miłość.

True... prawda w każdym calu. Ten sam kumpel, o którym mówiłem kilka metrów wyżej, nie widział świata poza swoją dziewczyną (tą szmatą Klaudią). Olewał kumpli, kiedy była przy nim, na nic nie miał czasu, oprócz niej. Wszystko robił z myślą o niej i każdą wolną chwilę przebywał w jej otoczeniu. On to nazywał miłością... dla mnie to było silne uczucie, ale miłością nie było... odbiło się to na nim teraz, kiedy go zostawiła... niech to będzie nauczką, że pomimo tego co mówią wszyscy, trzeba umieć znaleźć rezerwę, nawet w stosunku do uczuć. Trzeba umieć pogodzić nasze zainteresowania, obowiązki, rodzinę, przyjaciół, z naszą "drugą połówką".

Cytuj
Kłócicie się o odpowiedni wiek do miłości.Uważam,że kochamy całe życie,tylko nasz "obiekt uczuć" się zmienia. Na początku sąto rodzice.Potem są ZAUROCZENIA płcią przeciwną [najczęściej  ] i dopiero wtedy może przyjść prawdziwa miłość. Uczymy się kochać całe życie. Aż do końca będziemy kochać swoje dzieci [bo także do tego jest ta prawdziwa miłość] i jest ostateczne stadium miłości. Miłości gdzy jesteśmy w stanie oddać życie za osobę,która jest częścią nas.Dlatego gdy młodzież przypadkiem zostaje rodzicami,to bardzo trudno jest im kochać na prawdę...bo nie są przygotowani do tej dojrzałej miłości.

No tak... tutaj mamy pewne niezrozumienie. Ludzie, na dowód swojej bezdennej głupoty, we właściwie wszystkich znanych językach określają uczucie, którym daży się rodziców i uczucie, którym daży się sympatię tym samym wyrazem. Jak to śpiewało kiedyś Demono: "Kochać to nie znaczy zawsze to samo". No i właśnie nam chodzi o to, że dopiero od pewnego wieku człowiek może poczuć coś głębszego niż, to o czym napisałaś, czyli "ZAUROCZENIA płcią przeciwną". Uczymy się kochać całe życie, to fakt, ale tu chodzi o to, kiedy się już tego nauczymy.

No... <dmucha na palce> właściwie to post mi wyszedł nie najgorzej... zapraszam do dyskusji, bo jak widać jest o czym...