Czyli powrót to trematu religijnego? Dobra.. dawno na ten temat nie pisałem i wogóle coś nie pisałem ostatnio długich postów.... chyba trzeba to nadrobić... tak więc skoro znaczna część ludzi na forum to ateiści, to niech podzielą się powodem, dla którego nimi są.... prawie wszyscy są ochrzczeni, bierzmowani i byli u pierwszej komunii... to znaczy, że kiedyś wierzyli. Stawiam więc pytanie: Czemu nie wierzysz w boga? Jako pierwszemu oddaję głos Tantalusowi....
Dzięki Tant za ten wstęp... czemu przestałem wierzyć w boga? hmm... dobre pytanie... myślę, że, według definicji Marva, z przyczyn filozoficznych i wyróżniam u siebie wszystkie 3 postaci ateizmu. Cóż... każdy kiedyś dorasta. Z latami nabierałem rozumu i zaczynałem dużo myśleć. Tak... niestety do dziś nie mogę rzucić tego strasznego nawyku. Nie umiem powiedzieć dokładnie kiedy, ale doszedłem do kilku wniosków, na bazie których wydedukowałem, że Boga nie ma. Może wyjaśnię kilka moich kluczowych założeń od początku.
Jednym z argumentów ludzi wierzących na to, że Bóg istnieje, jest to, że na całym świecie ludzie kultywują jakąś religię i czczą jakieś bóstwo. Nie jest to wcale jakiś tam zbieg okoliczności. Jednak nie wynika to wcale z tego, że coś tam u góry jest. Wynika to z głęboko zakorzenionej w umyśle ludzkim potrzeby wierzenia w coś. Jak pisałem wcześniej, religia jest jednym z najznakomitszych osiągnieć ludzkiej cywilizacji. Dlaczego? Bo daje ludziom sens życia. Przez religię można wytłumaczyć rzeczy, nad których ludzie nie umieją wytłumaczyć. Przez religię dajemy nadzieję, na to, że śmierć nie jest końcem istnienia. Przez religię pomagamy innym i stajemy się lepszymi ludźmi. Nie znam lepszego środka na kontrolowanie ludzkich zachowań niż religia. Życie człowieka wierzącego jest dużo prostsze. Ma on pewien konfort psychiczny, że jeżeli będzie żył podług pewnych przykazań, to wszystko będzie pięknie, i nawet jeśli dzieje mu sie coś złego, to znaczy, że bóg ma dla niego jakiś wyższy cel, którego jeszcze nie wyjawił. Cóż... może urażę tym stwierdzeniem kogoś... może ktoś mi to będzie miał za złe... no ale po to został stworzony ten topic, że dzielić się pewnymi spostrzeżeniami, które nie każdy może podzielać... moje jest nstępujące: Religia jest dla słabych. Taka jest brutalna prawda. A w każdym razie w dzisiejszych czasach. Człowiek, który ma siłę (psychiczną oczywiście) aby przeciwstawić się wszystkiemu temu, co niesie mu życie, który potrafi zachowywać się po ludzku bez wyższych nakazów i człowiek, który nie boi sie śmierci... nie potrzebuje religii. Od tego stwierdzenia wychodzimy do pewnego skrzyżowania. Są teraz dwie możliwości. Pierwsza to to, że bóg faktycznie istnieje i czuwa nad nami, tak jak myślą wierzący i religia została wymyślona przez Mohameta, Buddę, czy innego Jezusa. Drugą jest, że ludzie są ludzmi i wykorzystali potencjał znajdujący się w tym tworze pschologiczno-społecznym, i użyli go, żeby pokierować (w jak najlepszym znaczeniu) masą bezrozumnych małp (czyt. ludzi), dając im wszystkie te dobra, które wymieniłem wyżej. Uważam tą drugą opcję za tak wysoce prawdopodobną, że szanse na to, że faktycznie u góry ktoś jest, mieszczą się w granicach błędu pomiarowego i można je bez wyrzutów sumienia zaniedbać.
Dobra... to był pierwszy argument. Drugim mogą być sprzeczności, które odnajdujemy w Bibli. Skąd inąd ja bardzo cenię tą ksiegę. Jest to chyba najcenniejsze dla człowieka źródło historyczne dotyczące starożytnego narodu żydowskiego. Nie zmienia to jednak faktu, że rzeczy, które tam są powypisywane, mogą przekonać jedynie ludzi z średniowiecza lub skończonych idiotów (no offence everyone). Kopernik zaprzeczył Bibli ponad 500 lat temu. Darwin i jego teoria ewolucji zaprzeczyły Bibli prawie 200 lat temu. I nie są to oczywiście przypadki od osobnione. Dzisiaj nawet przedszkolak nie uwierzy w to, że Ewa została stworzona z rzebra Adama, a Mojżesz rozdzielił Morze Czerwone na dwie części (każdy wie, że zaklęcie by przestało działać, gdyby się zdekoncentrował, a ten nawet przeszedł na drugą stronę... poza tym nie mógł mieć tyle MP). Nauka podważa Biblię na każdym kroku... a to właśnie biblia jest głównym atrybutem wiary chrześcijańskiej.
Trzeci argument (i chyba ostatni, bo siakoś mi nic do głowy nie przychodzi), to zachowanie chrześcijan w dobie średniowiecza i renesansu, a nawet później. W imię chrystusa zamordowano więcej ludzi, niż na obu wojnach światowych razem ( nie mam na to dowodu, ale tak wynika z moich kalkulacji). Przytaczanie zbrodni, jakich chrześcijanie dokonywali na ludziach innej wiary lub tych, którzy nie pasowali do religijnych wzorców, jest chyba bezcelowe, bo każdy je zna. Najgorsze jest to, że władze Kościoła nigdy nawet nie przeprosiły za te wszystkie grzechy, nawet wobec własnych praw i przykazań. Nie cieszy mnie wierzenie w boga, za którego wycinano całe narody i palono na stosach.
Chciałbym na koniec jeszcze raz zaznaczy, że mimo wszystko mam wielki szacunek do samej idei chrześcijaństwa. Naprawde. Ono jest potrzebne.. tak samo jak każda inna religia. Dzięki niej ludzie mają sens życia. A tro ważne, bo ten nie łatwo znaleźć samemu. Nie pałam nienawiścią do Kościoła, jak np. De6v6il6. Poprostu uważam, że ludziom w pełni dojrzałym psychicznie jest on zupełnie niepotrzebny.