Ziew...
Jade Empire - hahahaha... Toż to kpina! Fabuła - co do kur... Bez kitu! To ma być określane jedną z najlepszych fabuł w historii RPG?! Toż to żarty, które mnie śmieszą tak, jak obrady sejmu <ta, oglądałem>. Wcielamy się w jedną z paru postaci do wyboru, gdzie zaprzeczając kłamliwym reklamom - nie możemy tworzyć własnej. Edytować i owszem. Ale tworzyć? Dzieci, zapomnijcie! Już lepiej pójdzie przed lustro i wymodelujcie przetłuszczone włosy, niż się tym bawcie! Każda zmiana statystyk - jedna z trzech <trzech?!> - to za mało, za prosto, za nudno! Po świetnym Knights of The Old Republic <cholera, oby n i e zrobili z tego mmorpg> i zachętach itd, spodziewałem się czegoś naprawdę... Wybitnego. No, ale od początku, jak to mawia dział marketingu podczas reedycji. Wcielamy się w ucznia kogoś tam <trudne imiona do zapamiętania - szkoda, że zostały spolszczone w PL wersji - chociaż zrobili to całkiem... zręcznie>, który jest wybitnie wyjątkowym studentem, z którym warto trenować, bo z wygranej też można czerpać naukę. Jasne. Ehem... Co to to ja... Aha. Ktoś tę oazę spokoju atakuje, odpieramy ataki i heja w świat! I tu pierwsze pozytywne zaskoczenie - duże miasto. Naprawdę duże. Miasto. Bardzo sympatycznie, z każdą postacią możemy pogadać, ale każda z postaci ma tak ciekawe dialogi, co większość napisanych na forum postów. No nic... Dobrze, że questy niektóre są całkiem zabawne, bo można umrzeć z nudów. W tej grze *absulutnie* się n i c nie dzieje! Zwroty akcji?! Jakie kurr... ZWROTY AKCJI?! Wykorzystanie filmika w pierwszych paru godzinach gry praktycznie streściło c a ł ą fabułę! A gadki szmatki Wodnistego Smoka... Wystarczy napisać, że czerpałem chorą przyjemność zatruwając tę pozbawioną zdolności logicznego myślenia idiotkę. Zwroty akcji - n i e ma ich, jeśli graliśmy w większość gier studia Bioware <co mnie boli w szczególności, bo uważam ich za doskonałych rzemieślników gatunku cRPG>, nie zdziwicie się absolutnie niczym. Ot, weźmy zbuntowaną księżniczkę. Pogratulować osobnikowi, który nie skojarzył jej z Lisicą. Po pierwszym spotkaniu coś było nie tak... Nic to, dobrze, że dialogi są bardzo fajnie skonstruowane. Ale ale - panowie twórcy, gdzie ta lekkość znana z KoTOR-a? Brak. Owszem, można się dobrze pośmiać <pijany mistrz, który jest... piekarzem?!>, czy Czarny Wicher - ale ten czar ginie, gdy się okazuje, że nasze odpowiedzi nie mają praktycznie żadnego wpływu na członków drużyny, którzy nie są przeznaczeni do romansu. A co się tyczy tej wisienki na szczycie tortu - kiepskie. Gwiazda Poroniona jest wrażliwą aż do przesady dzieckiem kwiatów, zaś księżniczka... Ech... Bardzo podobał mi się patent, że w zależności od naszego Uroku itd, możemy je przekabacić na jedną ze stron Dłoni, ale braktuje tu wyraźnego na nie podziału. Osobiście nie rozumiem, dlaczego Lisica była tratowana jako zło, a Księżniczka dobro - nic to, mówi się trudno, gra się dalej. Twórcy przechwalali się tym swoim językiem. Dla mnie był on t r a g i c z n y. Co z tego, że jest *inny*, skoro coś takiego mógłby zrobić pierwszy lepszy człowiek, wstawiając w alfabecie np: "b" w miejsce "e" itd. I kolejna bolączka - nieważne, czy podczas całej gry będziemy szli po trupach, czy po kwiatach - jak zawsze wystarczy na końcu nacisnąć 2 linię dialogową w ostatnim akcie, by zmienić strony. Niezła sprawa podczas romansu był trójkącik miłosny - bym zapomniał - ale w zakończeniu <niezależnie od strony> i tak zostajemy z jedną z pań. Ech, nie można mieć wszystkiego.
I tu mała notka - jestem tragicznym posiadaczem Edycji Kolekcjonerskiej <kupiłem na szczęście w promocji, płacąc jak za standardową>. Ogólnie żenada. Nawet płyta audio CD jest w opakowaniu iście niepotrzebnym, co boli, skoro ślicznie się komponowała z całością np: w Neverwinter Nights 2. Karty są zbędne, poradnik to poroniony pomysł <tylko mnie wydaje się dziwne dołączanie do świeżo zakupionej gry opisu przejścia?>, podkładka pod myszkę śmierdzi... Jedyne co zachwyca, to opakowanie - karton, ale i tak ładny. Co się tyczy zaś "oryginalnego, chińskiego latawca" - fajnie, tylko jak to kur... złożyć?! Instrukcja nie została załączona, a jakość materiałów woła o pomstę do piekła! Ogólnie Edycji Kolekcjonerskiej n i e polecam... Dobrze, że kupiłem swoją wersję w pełni świadomie, choć z racji gry, a nie gadżetów. I tak się rozczarowałem.
Halo Combat Evolved
Dwie zarwane przy niej noce. Zamiast pracować, walczyłem z obcymi o życie na pierścieniu <oryginalny pomysł, jak i wykonanie>, poruszałem się pieszo jak i nie. Produkcja, która imponuje klimatem! Autorzy najzwyczajniej w świecie przegieli w paru miejscach <jak podczas wyprawy po Index - super... miałem wcześniej Shotguna, a teraz zwykły pistolet?!>, zaś w innych dali ciała <ostatnia misja - naprawdę spodziewałem się czegoś... no... więcej. Nie wierzyłem, że to koniec gry, ale napisy końcowe niestety mnie uświadomiły - swoją drogą: bardzo dowcipne zakończenie, gdy się przejdzie ostatnią misję na poziomie Legendary>. Broni nie jest zbyt duża ilość, ale rekompensują swoim wykonaniem, bardzo ładnie komponują się z ogólnie przyjętymi realiami świata. Gra wciąga po prostu. Nawet gdy wyłączyłem ją po 10 - krotnym dostaniu kuli w łeb, po 5 minutach odpaliłem znowu. Grywalne strasznie. I jak cudownie wręcz jest ta gra zoptymalizowana. Wystarcz napisać, że mając uruchomionych w tle kilkanaście różnorodnych programów, ani razu mi się nie zacięła, czy zwalniała,
Neverwinter Nights 2
Pierwsza część to jedna z najnudniejszych kampanii Single Player, w jakie dane mi przyszło grać. Ziewałem co chwilę, ale musiałem dobrnąć do końca, bo chciałem znać fabułę, nim przejdę do dodatków. A te były coraz lepsze. Hordy Podmroku były wręcz genialne - epicka przygoda, akcja dziejąca się w Podmroku i w końcu można było zmienić charakter Aribeth na wypraną z emocji i soczyście wyrachowaną kobietę <a jakże słodka końcówka - podwójna zdrada>, czy romans z drowką <niestety, nie z pełnokrwistą, ale cóż - przynajmniej nigdy nie wbiła mi sztyletu w plecy>. W każdym razie, dodatek wart i godny polecenia, nie tylko ze względu na klimat i świetne dialogi <"zabiję cię, jeśli komuś o tym powiesz" - zaraz po zabraniu nam przez skrzynię zbroi>, ale i zakończenie. Przemyślane, nasze działania naprawdę odbiły się na świecie <co widać choćby po dani/nie daniu lustra łupieżcom Umysłu> itd.
Dlaczego o tym wspominam? Bo 2 część tworzyło inne studio. Obsidian. Cholera, nie! Szczerze nienawidzę tego draństwa. Dlaczego? W końcu tworzą je głównie pokraki z Black Isle, twórcy bla bla BUECH! Po przepieprzonym zakończeniu w Knights of The Old Republic II <nie znam osoby, której by się podobało>, spodziewałem się najgorszego. Włączyłem grę. Super, haczy. Ok, poziom detali min... Kupiłem RAM. średnie detale - dalej haczy, ale da się grać. Więc dobra, tworzenie postaci. DUżY plus - na samym obmyślaniu paramtetrów zeszła mi lekko godzina, może ponad. Potem było jak na sinusoidzie. Raz dobrze, ba - nawet wybitnie <dialog z Elain dotyczącego dzieci - jeden z lepszych>, a innym razem po równi pochyłej - ile można ratować świat bla bla bla, czy ile razy wróg staje się przyjacielem, przyjaciel zdrajcą... Jakby nie wiem, kończyły się pomysły. Dobrze, że nasza postać może przechodzić grę jako zimny drań <szkoda, że brakuje tu impaktu większego na świat, którym chwalili się tak twórcy>, bawiąc się przy tym dobrze, niczym w raju pośród półnagich bohaterek z anime <zwróciliście kiedyś uwagę, że kobiety są bardziej podniecające w wymyślnych strojach, niż kompletnie nagie?>. Niektóre postacie są świetnie zaprojektowane, jak Neeshka, czy krasnolud, ale... Cholera, ale przy takiej grze, ale... "Kim jesteś?" zapytałem krasnoluda, z którym byłem od początku mojej misji odnalezienia własnego przeznaczenie, z którym walczyłem ramię w ramię w najciężych bojach, którego uczyniłem przywódcą klanu, pod sam koniec mej przygody. Czysty absurd! Możemy zagadać do naszych BN w każdym momencie, ale nie maja nam ABSOLUTNIE niczego ciekawego do powiedzenia, ich dialogi nie zmieniają się wraz z naszymi postępami w grze. Liczyłem po cichu na Elain, która mimo swego nudnego charakteru ma w duszy iskry, lecz niestety - zawiodłem się srodze. Nawet po "wspólnej" nocy zachowuje się, jakby mnie w ogóle nie znała! Szkoda, zważywszy, ze to j e d y n a postać w grze, z którą może nas połączyć coś więcej, niż tylko liny. Ech, aż tęsknię za Baldur's Gate, gdzie mieliśmy trzy konkretnie zarysowane charaktery... Ale wracając, jak to mówią recenzenci szukajacy screenów. Gra jest wybitnie krótka - 3 - 4 - dni na przejście głównej kampanii wraz ze wszystkimi misjami pobocznymi. To *stanowczo* za krótko. Szkoda, że tytułowe miasto nie zostało jakoś lepiej zarysowane, ale to zrozumiałe. W końcu tworzyli grę Obsidian. Za to spisali się pod pewnym względem - nie tworzyli niczego nowego, ba! Czerpali inspirację z takich klasyków, jak wspomniany wcześniej Baldur's Gate. Począwszy od menu, ekwipunek, czy chociażby ogólny rzut kamerą i aktywna pauza, a kończąc na inspiracjach z Knights of The Old Republic - dialogi w formie filmowej sprawdzają się wyśmienicie, gdyż nie było niczego bardziej w Neverwinter Nights 1 irytującego, jak wpatrywanie się w te cholernie małe okienka dialogowe. Grafika jest niezła - nie czuć, że świat został zbudowany z klocków, ale jednak został stopień absurdu zachowany - jakim cudem wnętrze budynku może zajmować tyle, co pół miasta?! Nic to, zasady gry... Ech, dużo bugów to maleństwo posiada, na szczeście patche w drodze <w drodze - gdy eng ma o parę numerów większy, polska edycja 2 z patchy miała poślizg koło pół roku>. Ale dobra, puenta mej wypowiedzi - zakończenie. Szczerze nie spodziewałem się, ze po tym z KotOR 2 można je będzie spieprzyć.... Naprawdę. Myliłem się! - Co jest kurrr... ?! - ta elokwentna myśl wypełniła mnie doszczętnie, podczas oglądania nieruchomych <?!> obrazków <?!?!>, a o wszystkich wydarzeniach mówił nam głos, jakby go nie tyle co obdzierali żywcem bez skóry <bez życia>, a już dawno zakopali w ziemi. Nawet wersja PL poszła za tym przykładem <tak trudno było wynająć do roli narratora jedynego aktora, który się po to urodził? nie, on musiał być durnym paladynem... ech>. Gorycz na szczęście nieco mniejsza, gdyż na drodze jest dodatek...
Edycja Kolekcjonerska - niezłe. Dodatkowa płyta z materiałami bonusowymi - parę tapet, dźwięków i intro + trailer. Marność nad marnościami... Płyta audio nie jest niestety w osobnym etui <jak np: Dreamfall>, co dziwi, zważywszy na cenę całości. Do wyboru dwa opakowania: Chaotic Evil <tę posiadam> i Lawful Good. Wstęp stylizowany wyborem ścieżki. W kazdym razie, co jeszcze - o, wiem! Koszulka. Jakość wykonania tragiczna, przypomina mi tę z Planescape: Torment, dlatego jej n i e noszę. O, jeszcze smycz dali. Toż to absurd! Gra fantasy ze smyczą?! Co jest?! Nie można było kubka dać, czy czegoś p o z a smyczą?! Ech... Ogólnie wydanie takie sobie warte swych pieniędzy. Aż tęsknię za czasami, gdzie za tę samą cenę otrzymywałem produkt pokroju Baldur's Gate II, czy za mniejszą świetnie wydanego Tron Bhaala z breloczkiem.
Dobra, to tyle. Więcej mi się pisać nie chce <ta, paradoksalne stwierdzenie>.