Autor Wątek: Niekończąca się historia...  (Przeczytany 28170 razy)

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #100 dnia: Października 12, 2004, 04:14:20 pm »
JA :D ej tylko jest jeden problem. Anarky mam prosbe nie rob na sile z tego WFRP. To ma byc zwykla zabawa dla wszystkich a nie robienie czegos na sile. IMO ofkors no offence :D


-przez sen mowilas cos o korytazru..o co chodzilo?-spytal Harin
-Nie wiem sama....slyszalam jakis glos...juz nie pamietam co mowil konkretnie...ale korytarz mial mnie doprowadzic tam gdzie mam sie znalezc...
-hmmmmm...dziwne-odparl Harin
-a gdzie sie tak wlasciwie znjudjemy?
-spokojnie...to gospoda-opdral Harin i popadl w zamyslenie.
Po okolo 10 minutach drzwi do pokoju otwarly sie po raz kolejny. Tym razem wszedl do srodka chlopak wygldajacy na okolo 19-21 lat. Byl ubrany w jakies stare lachmany i niosl sniadanie dla DS:
-Przypadkowo zaslyszalem ze snil sie pani jakis korytarz-powiedzial mloadziak kladac na lozku sniadanie DS.
-Gowno cie to obchodzi gnojku-powiedziala poirytowana DS.
-Hmm....a mwiec jednak nie chcecie wrocic do swojego wymiaru-powiedzial mlodziak i skierowal sie w strone drzwi.
-POCZEKAJ!-krzyknal Harin-zostan i powiedz wszytsko co wiesz.
-No dobra. Krazy legenda, ze pojawi sie kobieta, ktora bedzie potrafila znalezc Eternal.
-A co to jest Eternal-mimowolnie powiedziala DS.
-Eternal to skarbiec wyroczni. Wszystko co mialo do kogos trafic ale nie trafilo znajduje sie wlasnie w Eternal. Jest tam tez portal ktorym mzona przeniesc sie do dowolnego wymiaru.
-A wiesz gdzie to jest?
-Sadze ze wiem.
-A co z tym wspolnego ma korytarz?
-Bo do Eternal prowadzi podziemny korytarz ktory ja znalazlem.
-A wiec ruszajmy!-wykrzyknela DS ochoczo.
-CHWILA-powiedzial glosno Harin-nawet sie nie przedstawiles.
-Ah tak, no wiec jestem Ralen, a wy?
-Harin i Death Scythe milo nam.
Szli wiec bardzo dlugo. Ralen wyprowadzil ich poza miasto. Szli przez bagna i gesty las. Az w koncu bardzo pozna noca dotrali do jakeiejs jaskini. Ralen wyjasnil im ze to to miejsce. Szli jaskinia w dol. Az doszli wreszcie do dziwnego glazu. Gdy tylko Karmen podeszla glaz "otworzyl sie" i weszli do srodka. W srodku az lsnilo od bogactw. Ale nie to bylo wazne dla naszych mbohaterow. Byl tam portal ktorym mogli worcic. Nie musieli nic robic. Portal sam ich wciagnal. I po chwili "zawirowan" byli tam gdzie reszta.

-Musimy znalezc kogos kto nas z tad wyciagnie-powiedzial Alojzy.
-Przeciez jest tamten gnojek-powiedzial Ragham.
-Ale skoro Ty z nim przegrales to nikt z nas z nim nie wygra-odparl smutno Alojzy.
W tym moemncie nad ich glowami zaczal latac kruk. Po chwili wyladowal i przed nimi ukazal sie Raven:
-CZEGO TU-powiedzial wkurzony na jego widok Ragham.
-Ta walka to byl tylko test. Zdaliscie go poprawni...moge zaprowadzic was do waszego wymiaru-powiedzial spokojnie Raven.
-A Cein?
-Cein to byla iluzja. Sprawdzalem wasza odwage. No ale dosc wyjasnien. Czas na was.
I w tym momecnie pojawili sie tam skad przybyli czyli obok klucza i reszty przjaciol.

Teraz byli juz wszyscy w jednym miejscu. Poza Rayem i jego czescia ludzi ktorzy po cwhili przylecieli na gryfie do klucza. Po chwili zorientwoali sie ze jednak nie sa wszyscy. Brakowalo Arien. Ale nie musieli dlugo na nia czekac bo po cwili wszytsko spowil mrok i ciemnosc a przed nimi pojawili sie Galion i Arien. Nikt poza Galionem nie mogl sie ruszyc:
-Dokonalo sie!-ryknal Galion.
-Co?!-odparli chorem bohaterowie.
-PATRZCIE!!!
W tym momecie wokol nich pootwieraly sie "niby-kaluze" w ktorych widzieli kilka roznych miejsc tego swiata. W jednym momencie wszedzi niebo spowily zupelnie czarne chmury i sie sciemnilo. Nagle w widzianych maista otworzyky sie portale i zaczely wychodzic z nich ajkies okropne istoty. Atakowaly wszystko co spotkaly i wpadaly do maist wiekszych i mniejszych robuiac w nich straszne rzezie. "Zeganjcie" rzucil Galion i znalezli sie tam gdzie poprzednio tylko tym razem z Arien. Ale juz wcale nie byli szcczesliwi ze tu sa....

RESZTA WASZA :D  

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #101 dnia: Października 21, 2004, 04:45:26 pm »
No to macie co chceta..hehe sorki,że musieliście tyle czekać,ale w końcu cierpliwość to cnota ;)

Wracając do naszej dwójki bohaterów,którzy jeszcze nie wrócili do swojego wymiaru.
Było już południe kiedy doszli do jakiegoś miasta.Wyglądało ono raczej zwyczajnie.Nagle Reno wybiegł przed Riki i Grevie'a.
- Jestem w domu!!-krzyknoł z radości i zaczoł biec przed siebie.
- Czekaj do kąd tak pędzisz?-chciała go powstrzymać,ale był już zbyt daleko by ich usłyszeć.
Naszej dwujce pozostało tylko podążenie za swoim małym przyjacielem.Im bardziej zagłębiali się w miasto tym bardziej było widać wynurzającą sie z tła budowlę.Była ona ogromna i miała kilka wież.W końcu oboje ujżeli przed sobą zamek,co bardzo ich zdziwiło.Po chwili również zauważyli Reno biegnącego właśnie w tym kierunku.Chłopiec zatrzymał się przed bramą,co dało szansę dobiegnięcia jego kompanom.Chłopiec odwrócił się do nich z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.
- Witajcie w moim królestwie -powiedział i zaprosił ich gestem ręki do środka.
Grevie i Riki popatrzeli na siebie pytająco,po chwili ockneli się ze zdumienia i weszli wraz z Reno do środka tegoż zamku.W środku wydawał się większy niż z zewnątrz.Ściany błyszczały dzinym koralowym blaskiem,a przez okna,które były ogromne wdzierało się kolorowe światło z witraży.Oboje nie mogli nadziwić oczu,wszystko tutaj wydawało się takie nie realne.Po chwili do trójki naszych bohaterów podeszła jakaś kobieta.Przyjżała się Reno i po chwili odeszła od nich zasłaniając z wrażenia usta.Zawołała kilka innych kobiet i wszystkie razem podeszły do naszej trójki.
- Książe to naprawdę ty?Opatrzność miała cię w opiece...-powiedziała jedna z nich oglądając rudowłosego.
- Trzeba będzie zrobić z tym porządek..-powiedziała druga.
- Czy mogłybyście zająć się również moimi toważyszami?-powiedział chłopiec wskazując na naszą oniemiałą ze zdumienia dwójkę- Oni pomogli mi się wydostać z twierdzy morgli.
- Ależ oczywiście książe.Wszystko według twego życzenia.-kobieta w czerwonej sukni klasneła rękoma i koło niej pojawiły się kolejne służki,które zaczeły prowadzić naszych bohaterów do jakiegoś pokoju.
- Chwileczkę...czy mogę porozmawiać z...księciem -zapytała zakłopotana Riki,podchodząc do rudowłosego.
Reno ruchem ręki kazał oddalić się sługom.
- Co się stało Riki?-zapytał patrząc na nią
- Jak to co?Nie mówiłeś nam,że jesteś księciem!-powiedziała
- Bo nie pytaliście-uśmiechnoł się
- To znaczy,że twój ojciec jest królem...może on znał by jakiś sposób na wydostanie się z tąd...-zaproponował Grevie
- Na razie moi słudzy zajmą się wami,a ja porozmawiam z ojcem i spróbuję się czegoś dowiedzieć.Wy w tym czasie możecie odpocząć.-odpowiedziął na odchodne,a nasza dwójka poszła do wskazanego pokoju.
Pokuj,do którego ich zaprowadzono znajdował się na piętrze.Po środku pod ścianą znajdowało się wielkie łoże z baldachimem i śnieżno białymi pościelami.Stała tu również pięknie rzeźbiona szafa jak i regał,po prawej stał również stół z dwoma krzesłami.Pokuj nie był wielki jakby się spodziewano.Po lewej od drzwi był balkon,a z niego widok na miasto i las za nim.Riki podeszła w tamtą stronę i oparła się o barierkę.
- Jakie nas jeszcze spotkają niespodzianki w tym życiu...-powiedziała melancholijnie podpierając tważ rękoma.
Po chwili wachania Grevie podszedł do niej i stanoł obok.Patrzał przed siebie,przez chwilę zamyślony i zaraz po tym odezwał się:
- Nie wiem,ale pewnie jeszcze nie jedna nas spotka...-mówiąc to spojżał na Riki.
Po chwili spostrzegł,że Riki ukradkiem ociera łzy.
-...Nic mi nie jest...coś mi tyko wpadło do oka...-chciała się od niego odwrócić,ale Grevie złapał ją za rękę i przyciągnoł do siebie,przytulając.
Stali tak w milczeniu,wsłuchując się w bicie serca.Grevie spojżał jej w oczy i otarł łzy.Odsunoł kosmyki włosów z tważy i złożył pocałunek na jej ustach.


Wróćmy teraz do pozostałych bohaterów w ich świecie.
Niebo było czarne jak w nocy,z dala dobiegały ich okropne krzyki i wrzaski przerażonych ludzi i goniących ich potworów.
- Co teraz...co zrobimy?-dopytywał się Nicolas,ale nie dostał odpowiedzi.
Wszysct stali i patrzeli przed siebie milcząc.Po chwilil odezwał się Leviathan:
- Nie jesteśmy jeszcze wszyscy...brakuje Riki i Grevie.Postanowiłem,że ich odnajdę....nie możemy czekać,aż sami wrócą.-powiedział i gdy miał już otworzyć portal zatrzymał go Ray.
- A co my mamy robić..czekać na twój powrót?Teraz chcesz nas zostawić?-zapytał lekko poirytowany
- Chcesz uciec od problemu i nas z nim zostawić-dodał od siebie Reeve,szczerząc swoje kły.
Leviathan tylko się odwrócił i spojżał na Reeva,po chwili dodając:
- Pamiętajcie,że nie możecie ciągle liczyć tylko na mnie...postarajcie się coś w tym czasie wymyśleć...-i po chwili już go nie było.
-...Moglibyśmy użyć Night Suna...-zaproponował Alojzy
- Tylko czy by to coś dało...Galion przecież już prawie osiągnoł to co chciał...-powiedział Nico podchodząc do Arien.
- I ma klucz do Twierdzy Czterech światów...-dodała od siebie,łapiąc Nicolasa za rękę tak,że nikt tego nie zauważył
- Coś na pewno da się zrobić...-rzekł Ray zamyślając się.


Riki i Grevie stali teraz przed królem.Siedział on na złotym tronie z czerwonym obiciem.Ubrany był w piękną zdobioną szatę,a na głowie miał założoną koronę z mieniącymi się kamieniami.Obok niego siedział Reno,również pięknie ubrany.Nie wyglądał już tak samo jak pamiętała go ta dwójka.Po chwili władca się odezwał:
- Mój syn wszystko mi opowiedział...jestem wam bardzo wdzięczny za uratowanie go.Jest on jedynym dziedzicem tego królestwa i gdy zaginoł myśleliśmy,że nastał dla nas czas klęski.Jak mogę wam pomuc?
- Cóż...wasza wysokość,chcieli byśmy wrócić do naszego świata...jeśli był by jakiś sposób?-zaproponował Grevie
Król zamyślił się i po dłuższej chwili odrzekł:
- Niestety nie jest mi znany sposób na wasz powrót...ale mogę obiecać,że postaram się ściągnąć najleprzych moich magów by coś doradzili...
Riki i Grevie wrócili do swojego pokoju przygnębieni.
- I co teraz...nie mamy przecież wieczności?-powiedziała Riki totalnie zbita z tropu.
Po chwili oboje usłyszeli pukanie do dzrzwi,a w nich ukazał się ich mały przyjaciel Reno.
- Przykro mi,że tak wyszło...-powiedział spuszczając wzrok
- Nie martw się wiemy,że chciałeś dobrze -pocieszał go Grevie- Na pewno jest jakiś sposób by się z tąd wydostać...
Nagle nie wiadomo z kąd zawiał silny wiatr i w koło zrobiło się ciemno.Nasi bohaterowie ujrzeli jakąś czarną dziurę  i po chwili postać,która z niej wyszła.Ich oczom ukazał się Leviathan w swojej całej okazałości.
-..Trochę zajeło mi znalezienie was,ale widzę,że nic wam nie jest...-nie zdążył dokończyć bo Riki rzuciła mu się na szyję
-  Jak dobrze,że jesteś!!-powiedziała uradowana
-...Hm...chyba jeszcze nikt nie cieszył się tak na mój widok...-powiedział lekko zdezorientowany.
- Chyba dasz radę zabrać nas z tąd?-zapytał Grevie
- Po to tu jestem...ale widze,że ktoś chciał by się jeszcze z wami pożegnać -mówiąc to spojrzał w stronę chłopca.Riki podeszła do niego i przykucneła.
- To nasz przyjaciel...nie masz sie czego bać.Przybył tu by nas zabrać z powrotem do naszego świata.-spokojnie powiedziała do niego
- Czy...już nigdy cię nie zobacze?-odpowiedział przytulając się do niej
- Nie wiem...ale sądzę,że nie...
Riki odeszła od niego i po chwili Leviathan otworzył portal.Na dowidzenia jeszcze się uśmiechneła do Reno i wszyscy troje znikneli w portalu.


Po chwili wszyscy byli już tam gdzie się rozstali...
- Więc...czy udało się wam coś wymyśleć?-zapytał Leviathan
Ray odezwał się jako pierwszy:
- Leviathanie masz nadal przy sobie Night Suna? -Lev przytaknoł- Więc czy nie powinniśmy go użyć?
- Galion dzięki niemu był zamknięty w wymiaże,więc i dzięki niemu możemy go zamknąć z powrotem...-powiedział mister Alojzy
Jednak Alojzy nie dokończył zdania gdyż nad nimi pojawił się jakby otwór w niebie,z którego wyszła nieznajoma postać.Przez chwile nie mogli jej dostrzec gdyż z otworu biło ciemne światło,ale po chwili gdy się do nich zbliżyła zobaczyli ją w całej okazałości.Była to kobieta ubrana w ciemną szarość.Suknia sięgała do ziemi,a na niej znajdowały się czarne wzory.Rękawy były przeźroczyste i nie zasłaniały ramion.Białe lico owej niewiasty okalały czarne fale sięgające poza pas,a grzywka opadała na kryształowe oczy bez źrenic.Usta miały czarny kolor,a na lewej części twarzy jak i na lewej części ciała znajdował się dziwne wzory namalowane czarnym tuszem.To co zdziwiło naszych przyjaciół były skrzdła pokryte czarnym puchem wychodzące z pleców nieznajomej.Owa pani zblżyła się do nich i skłoniła.
- Witaj Leviathanie smoczy strażniku.-zwróciła się do niego.
- Kain...jak się nie mylę.Co ty tu robisz,czy nie powinnaś być na Alrandzie?-powiedział chłodno
- Tam pokuj mamy...a moja pomoc tu przyda się bardziej...-odpowiedziała swoim pięknie dzwięcznym głosem Kain
Leviathan nic nie odpowiedział.
- Kim jesteś pani jeśli wolno wiedzieć?-zapytał Alojzy
- Odpowiem na twe pytanie.Jam Kain jest,snu widzącą i strażniczką snów.Przybyłam by pomocy wam udzielić mojej,bom we śnie ujżałam zagładę planety...krzyk jej słyszałam,prosiła o pomoc mnie...-rzekła czarno włosa
Po chwili ponownie odezwał się Leviathan:
- Mamy Night Suna...mogli byśmy go urzyć-nie dokończył zdania gdyż Kain mu przerwała
- Leviathanie,kamienia urzyc nie mozemy!-powiedziała w nie znanym im języku
- Tylko tak mozna zamknac Galiona w jego dawnym wymiarze i pozbawic go umiejetnosci przemieszczania sie!-odpowiedział jej w tym samym języku Lev
- Nie mamy go unieszkodliwiac,trzeba zniszczyc demona na zawsze by nie groziło niebezpieczenstwo nam wiecej!A przeciez czasu nie ma by opanowac kamien jak chcesz to uczynic?!-powiedzała Kain
- Ale przecierz innego sposobu nie ma!-mówił Lev podnosząc głos
- Czy chcesz by ziemia zgładzona została?Kamień może zniszczyć ją...razem z wszystkim co istnieje na niej-powiedziała już spokojnie
- Nie...ale musimy coś zrobić...


Huhu trochę się rozpisałam,ale po tak dużej przerwie to chyba normalne...a i nie mordujcie mnie za kolejną postać...ale coś mnie tak tkneło by ją stworzyć(tak wiem,że jest ich już sporo,ale nie mogłam się powstrzymać :grin: )
« Ostatnia zmiana: Października 21, 2004, 04:57:38 pm wysłana przez YUzuriha »

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #102 dnia: Października 23, 2004, 02:14:46 pm »
Dalsza rozmowe przerwala im horda demonow z Galionem i Beta na czele. Pelne strachu spojrzenie Galiona i puste spojrzenie Kain spotkaly sie:
-C...ccc...ooo...T..ttyyy...tttu...rr...robb....robbisz?!-Ledwie wyjakal Galion
-Nie moge ja pozwolic na planety tej zniszczenie!-huknela Kain zupelnie inaczej niz gdy rozmawiala z Levem. Gdy nasi bohaterowie us;lyszeli ciarki przeszly po ich plecach.
-Ty szmato!-warknal juz bez strachu ale z wielka irytacja w glosie Galion-Mam dosc Twojego wpieprzania sie tam gdzie nikt Cie nie chce, ZABIC ICH!!!
W tym momencie dwa tysiace demonow z ogromnym hukiem zucilo sie na Kain, Leviathana, Raya i reszte. W duchu przygotowali sie juz na smierc z rak tych bestii, gdy nagle w ulamku sekundy Kain przeteloportowala ich do jakiejs obszernej, okraglej komnaty z ogromnym, okraglym stolem i 17 krzeslami (naliczylem 14 glownych bohaterow + Kain + 2 przelotnych ale jak w ilosci glownych mam blad to poprawcie :P).. Okazalo sie ze byli w miescie Cardon w obleganej przez potwory twierdzy. Poza nimi byly tu jeszce dwie osoby. Mianowicie znana (a raczej znany) im Wyrocznia oraz nieznajomy mezczyzna w dlugiej, zdobionej zlotymi wzorami, bordowej szacie. Jego dlugie czarne wlosy siegaly do wysokosci lopatek. Natomaist jego snieznobiale oczy tworzyly ciekawy kontrast z wlosami, swidrowaly one kazdego z bohaterow po kolei. Po krotkiej, ale niezrecznej chwili milczenia nieznajomy poprosil by wszyscy usiedli i przedstawil sie jako Altros, starsz brat Altusa:
-Nie chcemy miec nic wspolnego z rodzina tego scierwa Altusa-warknal na powitanie Nicolas.
-Hmmm...ja tez-odparl ze spokojem Altros-On dazyl do potegi za wszelka cene, a ja uczylem sie madrosci i magii u wyroczni. Cala rodzina obwiniala mnie za smierc Altusa. Wiedzieli ze jestm od niego potezniejszy wiec uwazali ze powinienem go byl powsztrymac. Hmmm...moze mieli racje. Ale nie o tym teraz. Poslalem po was Kain bo tylko Wy mozecie zapobiec ostatecznej zagladzie, a w mojej twierdzy jestescie bezpieczni.
-Nie rozumiem czegos-wtracil Leviathan-czemu tylko my mozemy powstrzymac zaglade, ktora jak mneimam jest Galion skoro on boi sie Kain a nie nas.
-Hehe....powiedzmy ze ja i Kain niegdys przyczynilismy sie do uwiezienia Galiona...nie pytajcie w jaki sposob bo sie nie dowiecie-odparl z usmiechem Wyrocznia.
-Wiec czemu nie zrobicie tego ponownie-spytal Harin.
-Nie powiedzialem ze uwiezilismy Galiona, tylko ze w tym pomoglismy-wesoly usmieszek nie znikal z twarzy Wyroczni.
-Przejdzmy do rzeczy-zaczal znow mowic Altros-trzeba ustalic jka pokonac Galiona. Obecnie jego najsilniejsza bronia jest Beta i Omega (nie pamietam czy Galion ma alfe czy omege wiec jak cos to poprawcie :P), wiec trzeba go ich pozbawic. Ale to nie bedzie latwe.
Kolejnym problemem jest to ze galion ma dostep do twierdzy czterech swiatow...
-Wlasnie!! Czym jest ta cholerna twierdza ?!-krzyknal Grieve.
-Twierdza czterech swiatow to cos jakby "panel kontrolny" wszechswiata. Za jej pomoca mozna przemieszczac istoty z jednego swiata do drugiego. Dodatkowo mozna "zamykac" swiaty tak by nie dalo sie z nich wyjsc. No i do tego wsyztskie dochodza takie pierdolki jak warunki pogodowe, specjalne wlasniwosci danego wymiaru i tym podobne. Do tej pory tylko ja wiedzialem jak sie tam dostac, ale Galion okazal sie byc sprytniejszy i odnalazl klucz do twierdzy. A w niej zawsze jest bezpieczny, bo ten kto znajduje sie w twierdzy jest niemsierteelny do momentu opuszczenia jej-Powiedzial Wyrocznia
-No to jak go zabijemy-spytal Nicolas.
-Jestesmy tu po to by to ustalic...

A co ustala bohaterowie dowiecie sie w nastepnym odcinku :P

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #103 dnia: Października 28, 2004, 03:16:45 pm »
- Hmm..... Myślę, zę zabicie Galiona w twierdzy jest możliwe - odezwał się Lev - trzeba tylko znać na to sposób
 - Przecież Wyrocznia powiedział, zę w twierdzy nasz wróg jest nieśmiertelny - wtrącił Grievie - jak chcesz zabić kogoś, kto nie moze umrzeć
 - Mylisz się - powiedział spokojnie Leviathan - Nie ma rzeczy nieśmiertelnych. Wszystko mozna zniszczyć, nieważne gdzie jest, ani jak jest potężne.
 - Móglbys dokładnie sprecyzować co masz na myśli? - zapytał Altros
 - Ciało Galiona jest nieśmiertelne dopuki znajduje się w twierdzy, tak?
 - No tak - potwierdził Altros
 - Ciało i dusza stanowią jedność. Jeśli są związane razem, to mogą byc nieśmiertelne, ale jeśli oddzielimy jedno od drugiego, wtedy tedy sytuacja się odmieni
 - Chcesz powiedzieć, że jeśli zabierzemy Galionowi dusze, to będziemy mogli go zabić? - zapytał Nicolas
 - Powiedzmy, ze tak - potwierdził Lev
 - To się nie uda - powiedziała chłodno Kain - W twierdzy drzemie ogromna potęga. Nigdy nie uda nam się do niej dostać.
 - Możemy spróbować go pokonać poza nią - wtrącił Harin
 - Nie, Galion ma zbyt silną armię - ostudziła go Kain - zginiemy przy pierwszej próbie natarcia
 - Bądźmy optymistami - powiedział Lev - jakoś uda nam sie zdobyć Twierdzę
Kain obdarzyła go chłodnym spojrzeniem
 - Nie, Leviathanie. Bądźmy realistami - odpowiedziała jeszcze chłodniej niż poprzednio - Dobrze wiesz, ze szturm na Twierdzę to samobujstwo...... Leviathan jakiego znałam nigdy nie podjąłby się przedsięwzięcia skazanego od początku na klęskę........ Zawsze byłeś chłodny i wyrachowany..... w tej twierdzy musi być coś..... albo może ktoś na kim bardzo ci zależy skoro chcesz ją zdobyć.
 - Czyżby nasz smoczek miał jednak słaby punkt - wtrącił Reeve, po czym zaśmiał się drwiąco. Lev i Kain zmierzyli go wzrokiem, najwyraźniej poirytowani z jego reakcji.
 - Jestem zmuszony przerwać waszą miłą konwersację - odezwał się spokojnie Ray - ale nie rozumiem czemu zakładacie, ze zdobycie twierdzy czterech światów jest niemożliwe
 - Jeślibyśmy się do niej zbliżyli, zostalibyśmy zmiecieni z powierzchni ziemi przez moc jaka w niej drzemie - odpowiedziała Kain
 - Niewątpię, że zdobycie jej konwencjonalnymi metodami jest niemożliwe, ale myślę, ze istnieje na to inny sposób.... - dodał Ray
 - Co masz na myśli? - zapytał Altros
 - Jak sama nazwa wskazuje Twierdza leży w punkcie łączącym ze sobą cztery różne światy. Ze wzglądu na swoje położenie znajdują się w niej ogromne pokłady mocy...... ale tworząc małą szczelinkę miezy tymi światami, moglibyśmy bez większych problemów dostać się niezauważeni do wnętrza.....
 - Muszę niestety ostudzić twój zapał - powiedziała chłodno Kain - Nie wziąłeś pod uwagę tego, że nasz przeciwnik umie kontrolować zasoby twierdzy i będzie w niej zdecydowanie silniejszy niż my wszyscy razem wzięci
Leviathan usmiechnął się tajemniczo:
 - Zabicie Galiona pozostawcie mnie....... Ale nie pytajcie jak mam zamiar to uczynić.... Jestem pewien, ze na pewno mi się uda, ale nie mogę zagłębić was w szczeguły.
 - Ech....  - odezwała się Kain - wierzę, zę wiesz co robisz...... nie pozostaje nic innego jak poczynić niezbędne przygotowania do misji......
 - A więc dobrze - powiedział Altros - skoro naprawdę chcecie wyruszyć na tą misję nie będę was zatrzymywał.... Moi służący zaprowadzą was do waszych pokoi. Wyruszycie jutro o świcie

Bohaterowie rozeszli się, ale po drodze do komnaty Wyrocznia zaczepił Leva:
 - Wiem co planujesz......  ale pamiętaj, że później już nie będzie oodwrotu.... Czy na pewno chcesz to zrobić
 - Nie mamy innego wyjścia.... wiem co chcę zrbić i zdaję sobie sprawę z konskwencji. Nie zmienisz mojej decyzji.
 - Widzę, że jesteś pewny tego co robisz...... A więc dobrze... pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia......
 - Będzie mi potrzebne - powiedział Lev, po czym odszedł w stronę swoje komnaty pogrążony w myślach.........


No to by było na tyle... reszta w waszych rękach.  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #104 dnia: Października 30, 2004, 02:30:44 pm »
No tym razem nie popisałam się długością posta...ale mam nadzieję,że nic nie sknociłam ;)

Po drodze zaczepiła go jeszcze Arien:
- Leviathanie...przepraszam,że przerwałam ci zamyślenie,ale twuj znajomy kazał cię pozdrowić...-na twarzy Leva malowało się zdziwienie-...nazywał się Fenir...to tyle co chciałam ci powiedzieć...-po czym odeszła w stronę swojego pokoju.
- No tak Fenir wilk północy...jeden ze strażników...ciekawe co tam u niego...dawno się nie widzieliśmy...-pomyślał Lev,ale pochwili jego myśli powędrowały w zupełnie innym kierunku.
Leviathan nieświadomie skierował swoje kroki na mały balkon gdzie pogrążył się w całkowitym zamyśleniu nie zauważając za sobą Kain.Po chwili odezwała się do niego:
- Widzę,że myśli spokoju ci nie dają ...
Lev spojżał w jej stronę,Kain w tym czasie podeszła do niego.Jej czarne włosy jak i upierzenie skrzydeł wydawało się wtapiać w otaczającą ich noc,a oczy stały się jeszcze bardziej wyraziste.Po kolejnej chwili znów się odezwała:
-...Wiem co zamierzasz....ale czy pewien jesteś,że uda ci się...
- Niczego nie można być pewien w życiu -odpowiedział jej po czym skierował swuj wzrok w ciemną przestrzeń przed nimi.
- Wiesz,że przypłacić to życiem możesz...-ona również patrzała teraz w otaczającą ich noc
- Nie ma innego wyjścia...wiesz przecież -odpowiedział mimochodem
Przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie odezwało.
-....Pamiętam kiedy jeszcze zaczynałaś być jednym ze strażników...-powiedział Lev
Kain zaśmiała się:
- Tak ja też...ile to lat temu było??Chyba 200 jak się nie mylę...
- Od tamtego czasu zmieniłaś się...
- Ja tak...ale ty jesteś nadal taki jak cię zapamiętałam...lodowaty...ale i tajemniczy...taki jak cię poznałam tamtego dnia...czasami wydaje mi się,że nie masz uczuć...-powiedziała spuszczając głowę-...ale...każdy ma jakieś tylko ty ukrywasz je pewnie...z resztą co mi do tego...strażnicy bezwzględni być muszą...ale ja nie potrafię taką być...choć jestem jedną z was...
Leviathan nic jednak nie odpowiedział na jej słowa.Po chwili Kain położyła rękę na jego ramieniu.Leviathan spojżał na nią,a jego wzrok zatrzymał się na jej oczach.Były teraz jeszcze bardziej kryształowe i wyraźne.Po chwili usłyszał głos w głowie:
- Leviathenie...przykro mi z powodu....twojej ukochanej Lilian...-mówiła nie poruszając ustami
Jego oczy rozszeżyły się...z kąd ona wiedziała pomyślał.
- Wiem co wtedy musiałeś czuć......może dlatego teraz taki jesteś...ja....znałam ją....Lilian była moją przyrodnią starszą siostrą...ona nawet nie wiedziała o moim istnieniu,nigdy nie dowiedziała się prawdy...nasza matka ukrywała skrzętnie to przed nią i jej ojcem.Ponieważ nie wolno było rasie naszej spotykać się z demonami...matka jednak złamała zakaz i zaszła w ciążę,po czym wyżekła się mnie...
- Dlaczego mi to mówisz? -zapytał Leviathan ją w myślach
Kain milczała przez chwilę,po czym rzekła:
-...Może dlatego byś wiedział,że sam nie ubolewasz nad stratą ukochanej osoby...wiem kim byłeś...i wiem również dlaczego stałeś się tym kogo teraz widzę...
Leviathan oderwał wzrok od jej spojrzenia.Kain podeszła do niego bliżej.
- Wiem więcej niż ci się wydaje...-szepneła mu do ucha-...ale proszę cię nie daj się tam zabić..-po czym odeszła od niego.
Zanim jednak opuściła to miejsce powiedziała jeszcze:
- Dobranoc Leviathanie...-po czym skierowała swe kroki do wyjścia
Leviathan odprowadził ją jeszcze wzrokiem,po czym popadł znów w zamyślenie...


No to by było na tyle :grin:  

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #105 dnia: Października 31, 2004, 09:37:51 pm »
nastepnego dnia gdy mieli opuscic twierdze Altrosa i przetelortowac sie pod klucz do twierdzy 4 swiatow zatrzymal ich Altros:
-Jesli wasza operacja nie pwoiedzie sie zawroccie czym predzej do stolicy, czyli Morgos. W podziemiach tego maisat mamy 50 000 zolniezry, magow i lucznikow przygotowanych na ostateczne starcie z demonami Galiona.
-To bez sesnu-zaczal Harin-przeciez tych demonow jest pare milionow i ciagle przybywa.
-Miasto jest chronione magiczna bariera.-odpowiedzial Wyrocznia.
-No i c***j z bariera!!!-krzyknal poirytowany Harin-jakie mamy szanse nawet z jakas bariera skoro ich bedzie przynajmniej sto razy wiecej od nas?!.
-Dlatego wlasnei wyruszacie do Twierdzy 4 Swiatow-odparl Altros z rozbrajaca szczeroscia i usmiechem na bladych ustach.
W tym moemncie Lev odciagnal Wyrocznie od reszty i szepnal:
-Czy jesli.....
-Tak. Strace cala swoja moc. Czyli zgine-przerwal mu Wyrocznia tymi o to slowami.
-Nie...to niemzoliwe......nie moge...
-Nie martw sie o mnie Leviathanie. Zylem juz wystarczajaca dlugo. A od dawan zastanawilo mnie uczucie smierci.
Po tej krotkiej rozmwoie wrocili do grupy i wyorcznia teleportowal ich w znane im miejsce:
-Jak wejdziemy do twierdzy?
-Idzcie do Morgos i przygotujcie sie do ostatecznego starcia-pwoiedzial Leviathan-a ja i Kain zajmiemy sie Galionem i "przewaga liczebna".
-Ale...-zaczal Ray
-IDZCIE!!!!
Ruszyli wiec ze spuszczonymi glowami i powolnym krokiem w strone stolicy.
-Jestes pewna ze tego chcesz?-spytal Lev.
-Tak. Mi tez zalezy na spotkaniu z Lilith.
Zaczeli wspolnie skupiac sie nad czyms i inkantowac cos dziwnego. Po chwili byli juz w "pustce". Levaitjan i druzyna byli tu tuz po powrocie z innych swiatow. Byly tu "okna" na wszystkie swiaty i panel "na srodku". Tym razem jednak juz mogli sie ruszac. Ale jednak wcale nie mieli zamiaru. Bo czekali na Galiona. I nie msuieli czekac dlugo. Galion zmaterializowal sie i wcale sie nie zadowolil widokiem Leva i Kain.
-Jakim cudem sie tu dosatliscie?!-ryknal Galion
-przyszlismy wylaczyc twierdze, a ty nam nie pzreszkodzisz-powiedzial Lev przygotowujac swoje szpony do ataku
-Koniec to Twoj-pwoiedziala zneiksztalconym glosem Kain, a w jej dloniach zmaterializowal sie dwureczny miecz.
W tej chwili Kain i Lev zakmneli oczy i abrdzo sie na czyms skupili. Galion ku swemu zdziwieniu nie mol sie ruszyc. Na czolach bohaterow poajwial sie zimny pot. Lev i Kain wyli z bolu, a kolejne okna zamykaly sie powoli. Galion rowneiz za pomoca umyslu pzreszkadzla bohaterom. Efektem bylo to ze przy trzecim oknie Kain stracila przytomnosc. A pozostala dwojka wlacyzla ze soba. Leviathan i Galion wyli z bolo w neiboglosy. Jednak pierwszy ulegl Galion, padl na kolana i wsyztskie okna zniknely. Lev ledwie zywy z bolo i zmeczenia dowlokl sie do "panelu" i wlaczyl cos za nim. W tym moemncie pojawila sie mala swietlista  kula, ktora powiekszlaa sie coraz szybciej. W koncu kula zmienial sie w Lilith i pdala w objecia Leva, a ten szepnal "twierdza zniszczona i zamkneita. Tearz bedziemy ze soba juz zawsze". Jednak po chwili padla nieprzytomna, a za nia poajwil sie Galion z ironicznym usmeichem i wypowiedizal slowa "Teraz wiesz jak to jest stracic najwiekszy skarb".

no to kto zabije Galiona :D:P ??
« Ostatnia zmiana: Października 31, 2004, 09:38:47 pm wysłana przez S&S »

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #106 dnia: Listopada 02, 2004, 12:39:11 am »
....
Leviathan trwał przez chwilę w bezruchu, trzymając swoją ukochaną w ramionach. Zdawało się, że nie dotarło do niego to co się właśnie stało.
 - To straszna ironia losu, nie sądzisz?- rzekł kpiąco Galion - tyle czasu szukałeś swojej ukochanej, a kiedy ją w końcu znajdujesz, okazuje się, ze jaikiś psychopata pozbawił ją życia....... Jakież to smutne - mówiąc to Galion uśmiechnął się szyderczo.
Leviathan nic nie odpowiedział. Położył ciało Lilith na ziemi, wstał i skierował spojrzenie na Galiona. Jego (leva) oczy nie były już takie jak zawsze. Całą ich powierzchnię wypełniał, zimny, błękitny blask, który normalnego człowieka przyprawiłby o natychmiastową śmierć.
 - Oooo - powiedziałe drwiącym tonem Galion - czyżby nasz smoczek w końcu sie zdenerwował.
Lev nie zareagował. Zaczął iść w stronę swego przeciwnika. Jego prawa ręka  pokryła się w całości granatowo-czarną łuską. Zdawało się, ze temperatura otoczenia spadła o kilka stopni.
W tej chwili cały świat zewnętrzny przestał dla niego istnieć. Nawet Galion nie był istotnym elementem . Nie ważne kim jest jego wróg..... demonem, człowiekiem, aniołem... mógłby być nawet bogiem. Ważne było to, co zrobił jego przeciwnik.... zabrał leviathanowi najbliższą osobę i teraz musi ponieść tego konsekwencje. Lev był pewien tylko jednej rzeczy.... był pewien tego, ze musi wymazać egzystencję Galiona ze wszystkich płaszczyzn przestrzeni i czasu...... musi to skończyć raz na zawsze....
Galion klasnął w ręce. Na ten znak pojawiły się przed nim dwie dobrze już znane bestie: Beta i Gamma. Na rozkaz swego pana dwie bestie przystąpiły do ataku. Leviathan nie okazywał żadnych oznak zaniepokojnia atakiem. Wzbił się na kilka metrów w powietrze i lotem prawie pikującym, przebił Betę na wylot, wyrywając mu przy tym jego olbrzymie gadzie serce. Odrzucił niepotrzebny organ na bok, na chwile po tym, jak wielki wąż padł na ziemię. Gamma próbował zniszczyć leva swoimi działkami, ale po chwili został zamrożony i rozbity na tysiące małych kawałków.
Jedyne co pozostało to zniszczenie Galiona. Demon nie wydawał się już taki pewny siebie. Powoli zdawał sobie sprawę , że podpisał na siebie wyrok śmierci... Bo przecież twierdza została pozbawiona mocy i nie był już w niej nieśmiertelny.
galion uśmiechnął się lekko, po czym wziął do ręki swoją broń: kosę, z czarnym drągiem i ostrzem, zdobionym jakimiś dziwnymi runami.
 - To jest Leviathanie Thanatos - powiedział Galion - kosa anioła śmierci. Zabiera ona dusze swoim ofiarom i obraca w nicość..... Twoja będzie następna.
Lev zdawał się nie zwracać uwagoi na to co mówi jego wróg.... Nie było ważne czy przeżyje, czy nie.... ważne, żeby to Galion nie przeżył.
Pojedynek rozpoczął się. Zaczęło się od wymian lekkimi ciosami... żeby wyczuć przeciwnika, ale po chwili, gdzy pojedynek rozgorzał na dobre, żadko kiedy można było dostrzec szybkie ciosy zadawane na wzajem, pczez dwu walczących. Przy każdym kolejnym zwarciu błyskały iskry, a ostry dźwięk uderzania metalem o metal przeszywał powietrze. Każdy z walczących miał juz kilka ran, ale żaden nie chciał się poddać. Co jakiś czas jeden z przeciwników lądował na ścianie, burzać kawałek muru, ale po kilku chwilach znów wracał do walki. Pojedynek zdawał sie trwać w niskończoność, ale w końcu jeden z walczących padł na kolana..... To był Galion. Jego pierś była rozpłatana we dwoje. Klęczał przez chwilę, nie mogąc uwierzyć w swoją klęskę. Spojrzał w górę i ostatnią rzeczą taką zobaczył były spadające na jego krtań pazury. Głowa Galiona potoczyła się kilka metrów w bok, a korpus, broczący świerzą krwią padł na ziemię......  Tak, to był już koniec wielkiego Galiona.....
Furia bitewna powoli opuszczała ciało Leva. nasz bohater obejrzał się i podszedł do bezwładnie leżącego ciała Lilith. Uklęknął i wziął ukochaną na ręce. Przez chwile wpatrywał się w nią przygnębiony, po czym zdjął chustę zakrywającą jego twarz i złożył pocałunek na ustach swojej ukochanej.
Całemu zajściu przyglądała się Kain, która już jakiś czas temu ocknęła się... Podeszła powoli do leva i powiedziałą przygnębionym głosem:
 - Leviathanie... ja..... ja - Lev podniósł głowę i jej głos zamarł. Zobaczyła coś, czego nigdy nie spodziewałaby sie ujrzeć. Szkliste oczy Leviathana spoglądały na nią, a po, policzkach ciekły mu łzy....... Tak, ten chłodny i nie okazujący uczuć strażnik płakał...... płakał po stracie najbliższej osoby......
Kain pochyliła się i objęła Leviathana. Ona także zaczęła łkać. W końcu Lilith nie była tylko przypadkowym przechodniem, ale jej przyrodnią siostrą.
 - Ja.... przykro mi -  to wszystko, co mogła wydusić przez łzy
Po chwili jednak Lev wstał, biorąc ciało swej ukochanej na ręce.
 - Powiadom wszystkich, zę Galion został zabity - zwrócił się do Kain
 - A ty? Co masz zamiar zrobić?
 - Mam..... A zresztą, co cię to obchodzi.
Lev otworzył portal i już chciał w niego wejść, kiedy usłyszał za sobą załamujący się głos Kain:
 - Wiem, co czujesz.... ona była ważna też dla mnie.
Leviathan nic nie odpowiedział. Bez słowa przekroczył bramę portalu niosąc swoją ukochaną na rękach. Wrota zamknęły się, a Kain pozostała sama ze swoimi myślami.

Nasza bohaterka wróciła do miasta Morgos. Podwładni Galiona już najwyraźniej wiedzieli o klęsce swego pana, gdyż wycofywali się w popłochu. Miasto już zaczynało wiwatować i świętować. No bo w końcu nie codziennie pokonuje się władcę ciemności
Po jakimś czasie wrócił do nich Leviathan. Nie przejawiał zbyt radosnego nastroju... zresztą trudno mu się dziwić.
Mimo wszystko miasto było szczęśliwe, a reszta naszych bohaterów także.Wieczorem tego dnia barwne korowody maszerowały ulicami, a muzyka rozbrzmiewała wszędzie. Panowała wszechobecna radość. Nasi bohaterowie suiedzieli py stole w karczmie i dyskutowali o swoich planach na przyszłość.
 - Ech..... głupio byłoby wracać do mojego starego trybu życia - zaczął Alojzy - Chyba osiedlę się w tym mieście i zaczne uczciwie zarabiać na życie.... dobrze mi tu.
 - No a my wrócimy w nasze rodzinne strony, prawda Riki? - powiedział Grievie, spoglądając na siedzącą obok niego Riki
 - Oczywiście, mój Griewciu - powiedziała Riki śmiejąc się
Całe towarzystwo uśmiechnęło się
 - Ja chyba pójdę gdzieś i zatrudnię się jako gladiatro - powiedział Ragham - w końcu walka zawsze wychodziła mi najlepiej
Po chwili odezwała się Death Scythe.... ja właściwie nie ma gdzie pójść... mopja wioska została spaona kiedy byłam jeszcze dzieckiem...... - Death scythe popatrzyła przez chwilę na Arien, po czym odezwała się - Arien, co ty masz na palcu?
Arien pokazała dłoń. Na jej palcu tkwił śliczny złoty pierścień, ozdobiony rubinem, po czym uśmiechnęła się i powiedziała:
 - To jest pierścień zaręczynowy od Nicolasa
 - Obiecałęm sobie, ze kiedy to wszystko się skończy wyznam Arien co do nie czuję.... I tak też zrobiłem - Nico uśmiechnął się - Ale gdzie jest gwiazda wieczoru? Ech... Leviathan najwidoczniej znowu gdzieś zniknął..... ciekawe co go ugryzło?

Leviathan nie miał najmniejszej ochoty świętować razem z przyjaciółmi. Siedział na dachu gospody i wpatrywał się w gwiazdy. Po chwili jednak podeszła do neigo Kain
 - Nie mozesz się tak tym zamartwiać.... mnie też jej brakuje, ale rzeba żyć dalej.....
 - Masz racje.... trzeba żyć dalej...... Ale myślałem.... myślałem o różnych rzeczach.... ake doszedłem do wniosku...... że nie mogę już zaznać miłości...... Bez względu na to jak będę się starał, bliskie mi osoby zawsze będą cierpieć przez to kim jestem i jakich mam wrogów.... a nie wiem, czy pozbierałbym się, gdybym po raz drugi stracił ukochaną.......
 - A co zamierzasz teraz robić, skoro Galion został zniszczony?
 - Ech.... nie wiem.... .pewnie pójdę swoją drogą i będę niszczył zło w innym świecie..... moze chociaż to pozwoli mi ukoić ból.... A ty, co zamierzasz teraz robić?
 - Ja? ... Prawdopodobnie zostanę tutaj i będę bronić ludzi przed zagrożeniami ze strony sił ciemności....
Kain chciała odejść, ale Lev zatrzymał ją:
 - Dziękuje ci Kain, za wzystko i ...... żegnaj. Nie sądzę, zebyśmy się jeszcze zobaczyli więc chciałęm się jeszcze pożegnac zanim wyruszę w drogę.
Kain objęła Leviathana ten ostatni raz. Po policzku spłynęła jej łza......

Tej nocy Lev odszedł swoją drogą, a nazajutzr rano reszta drużyny pożegnała się i także poszła każdy w innym kierunku....... Wszyscy byli szczęśliwi, że wreszcie przyjdzie im prowadzić spokojne życie....... ale czy aby na pewno? Czy mogą mieć pewność, ze Galion nie mieł jeszcze jednego, ostatniego asa w rękawie...........

Niezły mi wyszedł ten post.... W każdym razie na tym kończy się pierwsza księga naszej historii... jedyne co pozostaje, zaaplikować jakiegoś nowego demona, zebrać bohaterów do kupy i zaczynamy od nowa :D  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #107 dnia: Listopada 02, 2004, 01:35:55 pm »
ehhhh brawo dla Ciebie Bialy_Magu. Ja nie mialbym odwagi tego zakonczyc. Ale teraz wybaczcie lekkie oftopic ale........zamykamy temat i zosrawiamy nasza tworczosc czy robimy drugi tom "Leviathana" :D.
ehhhhh normalnie jna czytalem tego posta to bylem bliski placzu.....ahhhh tylke pracy i serca w to wlozylem......ale dobrze ze skoncyzlo sie tak a nie inaczej.....AMEN

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #108 dnia: Listopada 02, 2004, 01:42:53 pm »
NIIIIIIIEEEEEEE!!!!!!Ja myślę,żeby dalej kontynuować naszą opowieść....(już skończyliścei i to w dodatku beze mnie ;( niezdążyłam nawet zaprotestować!!,bo mnie nie było wczoraj....buuuuu)a miałam kilka asów w rękawie...i wszystko poszło w diabły....ale mam pomysł co może dziać się dalej...więc błagam nie rubcie mi tego nie zamykajcie tematu ;( co ja bendem robić bez niego.....(chyba pujdę się powiesić)

(sory za offtop)
« Ostatnia zmiana: Listopada 02, 2004, 01:43:19 pm wysłana przez YUzuriha »

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #109 dnia: Listopada 02, 2004, 03:05:53 pm »
dobra, dobra, nie róbcie już tu takiego zamieszania. Celowo skończyłem tą część historii, no bo ile można zabijać Galiona? To nie ma być jakiś 256 odcinkowy Dragonball. Ja jestem za tym, zeby zacząć nowy rozdział historii. I prosze więcej nie pisac postów nie na temat, bo jako moderator będę zmuszony je wszystkie usunąć.
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #110 dnia: Listopada 03, 2004, 12:44:37 pm »
No to zaczynamy drugi tom "Niekończącej się historii" ^_^

Część II pierwszy rozdział^^


Ciemność...wszędzie otaczała ją ciemność...narastała...jak smoła z każdej strony.Przed sobą ujrzała ciało kobiety...znała ją.Leżała w kryształowej trumnie...jednak po chwili coś pojawiło się nad trumną...czarny cień emanujący złą energią...energią nie do zniesienia...podszedł do ciała kobiety...trumna rozbiła się na drobne kawałki.Jej jasne włosy jak i szare upierzenie....pokryło się ciemną energią...całe ciało pochłoneła ta dziwna energia...po chwili martwa kobieta stała przed nią żywa...ale nie wyglądała już tak samo....piura i włosy miały kolor nocy...oczy były puste...a tarz bez wyrazu.Postać wraz z kobietą odwrucili się od niej i znikneli....a ją pochłoneła bezdenna czarna dziura...gdy spadała usłyszała jeszcze szyderczy śmiech....

Dwa lata mineły od kąd Galion został zniszczony...dwa lata wolności...od złych sił....tak szybko mineły...beztrosko...jakże piękny to był czas...ale nikt naprawdę nie widział jak zgnioł Galion...tymi którzy znali prawdę byli Kain i Leviathan...o tym drugi ślad zaginoł...a Kain nie chciała zdradzić tego co tam zaszło...pozostało się tylko domyślać.
Jednak ciało Galiona zostało w Twierdzy czterech światów...tylko czy było ono martwe...?
Czy jeszcze tam było...nikt przecież tego nie sprawdził...
Czy...dusza...Galiona...została...pokonana?


Tego dnia było ciepło.Alojzy siedział wygodnie w fotelu przy oknie i rozmyślał.Hm...o czym...no cóż o swoich przyjaciołach....tak w końcu nie widział ich dwa lata...ciekawe co z nimi się teraz dzieje.Promienie słoneczne ogrzewały mu tważ,zamknoł oczy i myślami wrócił do tamtych chwil...
- Eh to było niby tak niedawno,a mnie ich tak brakuje...-pomyślał.
Alojzy już nie wyglądał jak stary pijak....w końcu był dobrym magiem i w tym czuł się najlepiej.Był ogolony,uczesany i nosił szaty na jakie przystało magom...ale czuł,że brakuje mu podrużnego życia.
Nagle poczuł,że coś się do niego zbliża i o dziwo była mu to znana energia.Leciała bardzo szybko i z hukiem wleciała przez otwarte okno udeżając o ściane.Alojzy spojżał w tamto miejsce i powoli zaczoł się zbliżać.Na podłodze leżało małe zwierzątko...wyglądało jak czarna puchata kuleczka z małymi uszkami i dużymi oczami.To"coś" miało również cienki ogon,na którego końcu znajdował się czarny puszek i przywiązany pergamin.Stworek otrząsnoł się po czym podfrunoł na swoich niby uszach do Alojzego i wręczył mu pergamin.Mister Alojzy spojżał na niego po czym zamknoł okno i zasłonił je.Usiadł w fotelu,a koło niego na stole jego mały przybysz.
- Ty jesteś od Kain...prawda?-zapytał
Strworek tylko pokiwał się twierdząco i wydał z siebie wysoki dzwięk "piu,piu".
Mag nie zwlekając dłużej rozwinoł pergamin i zaczoł czytać:
- Drogi Alojzy -zaczynał się list- Proszę cię o nie zwłoczne przybycie do miasta Cardon w stolicy Morgos.Nie mogę teraz podać przyczyny,dla której wzywam was wszystkich,ale obawiam się,że sprawa jest poważna...nawet bardzo poważna.
Kain.- i tu list się kończy.
Alojzy zaczoł się zastanawiać,co może być tak bardzo ważne,że Kain przysyła tu swojego gońca i to z tak daleka.
- Czyżby...chodziło o Galiona....-zamyślił się,ale po chwili pomachał z ręką z niedowierzaniem -...nie to pewnie nie o to chodzi Galion przecież nie żyje...w każdy razie będę mógł się w końcu ruszyć...eh.-powiedział jakby sam do siebie i zaczoł sie niezwłocznie przygotowywać do wymarszu.


 

Offline ANARKY

  • Soldier
  • Wiadomości: 27
    • Zobacz profil
    • http://
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #111 dnia: Listopada 03, 2004, 03:23:10 pm »
czekajcie póki jeszcze sie nie rozkręcicie!!!!!!! może jednak zacząć coś nowego, zupełnie innego, nie wiem jak wy ale ja uważam, że nowe może być lepsze. ta opowieść jest wedłyg mnie zbyt wyeksploatowana, bo co możecie zrobić... hmm... niech zgadne dorwiecie jeszcze potężniejsze gówno niż galion i obdażycie bohaterów nowymi mocami poczym wyżucicie ich gdzieś a oni wrócą i zatłuką nowe bydle
Cytuj
Od Twojej ostatniej wizyty...
Było 9089 nowych posty(ów).( Zobacz )
żaden z nich to odpowiedzi na tematy rozpoczęte przez Ciebie.

fajnie, nie?

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #112 dnia: Listopada 03, 2004, 03:59:53 pm »
ech.... i znowu mamy mały konflikt. Możnaby zrobić coś nowego, ale jest taki mały problem. Nie sądzę, zeby ktoś więcej poza tobą, Anarky widział sens pisania czegoś nowego.
Może i masz rację.... może ta opowieść jest głupia i zbyt wyeksploatowana, ale dopuki będą chętni do pisania w niej i dopuki będą pomysły, żeby ją rozwijać, doputy bedzie ona pisana tak jak jest. Nie wiem jak reszta, ale ja przywiązałem się do bohaterów tej historii wolałbym pisać o naszej "sytarej gromadce" herosów, ale jeśli opinia ogułu będzie inna, to niebędę protestował........  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #113 dnia: Listopada 04, 2004, 10:18:19 am »
W_W ja jestem po twojej stronie...jakoś za bardzo sie przywiązałam do tych postaci i nie zamierzam wymyślać nowej opowieści ani nowych postaci...

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #114 dnia: Listopada 04, 2004, 03:03:58 pm »
ja tez. Umarlbym bez Leviathana, Alojzego, Nicolasa...i reszty wpaanilej ekipy.
Alojzy nie lubil samotnie podrozowac wiec wynajal sobie woz w ktorym ku jego zdziwieniu jechala mloda para. Tym bardziej zdziwil sie gdy ich twarze zaczely mu sie wydawac znajome. Po chwili zorientowal sie ze to nikt inny jak Nico i Arien. Byli bardzo zajeci soba bo nawet nie zauwazyli Alojzego:
-Przepraszam ale czy my sie skads nie znamy-rzekl mister Alojzy i rozesmial sie wesolo, a para popatrzyla na neigo najpierww ze zdziwieniem a potem rowniez zaczeli smiac sie wesolo.
-Alojzy witaj druchu! Dawno sie nie widzielismy. Czy Ty tez dostales to zaproszenie od Kain?-spytal Nico.
-Owszem, ale....
Alojzy nie zdazyl dokonczyc bo spod kocyka ktory lezal obok Aroen wydobyl sie placz malego dziecka, ktore Arien wyjela spod koca i zaczela tulic. Alojzy nie mogl uwiezyc:
-Oooo.....ooooo......to dziecko jeee.....eee....sss....t...www...wasze?-lediwe zdalal wyjakac ze zdumeinia
-Yhm-"powiedziala" Arien i usmiechnela sie do Alojzego-to chlopczyk.
-A...aaa....jjjak ma na imie?
-Leviathan...-odparla Arien a usmiech zniknal jej z twarzy-to byl pomysl Nicolasa. By uczcic pogromce Galiona.
-Mamy do Ciebie prosbe Alojzy
-Tak?
-Zostan ojcem chrzestnym
Alojzy nie moigl uwiezyc,czul sie bardzo szczesliwy i dumny.
-Oczywiscie!!! Bardzo chetnie. Ale pwoeidzcie mi czemu wzieliscie to male dziecko na tak....mozliwe ze niebezpieczna wyprawa.
-Nie mielismy go z kim zostawic. Urodzil sie dopiero 2 tygodnie temu i napewno nie zostaniemy w Morgos na dluzej bo musimy sie zajac malym.
W tym momencie powoz zatrzymal sie i usksyzlei krzyk woznicy

Let's get started :D

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #115 dnia: Listopada 04, 2004, 05:10:28 pm »
uhuhu dawno nie pisalem :D ten post jest wyjasnieniem co do reeve dziejacym sie miedzy postami w_w i yuz. mam nadzieje ze jakos ten post przyjmiecie i mnie nie bedziecie fakali ze to napisalem...


Podczas parady z okazji pokonania demona wszyscy zapatrzeni na piekne uklady wystepujacych tancerek nie zauwazyli, ze brakuje wsrod nich jednej osoby. Co wcale nie bylo nadzwyczajne biorac pod uwage liczebnosc grupy. Reeve natychmiast, kiedy dowiedzial sie o smierci Galiona odrazu opuscil druzyne i zakrzywiajac przestrzen wyladowal w Twierdzy Czterech Swiatow. Ujrzal zniszczony panel kontrolny, niedaleko niego niezywe cialo Galiona, a pare metrow dalej jego glowe. Rzucil sie na niego i zaczal przeszukiwac powtarzajac nerwowo: "Gdzie on jest? Gdzie on jest?!?!". Po obszukaniu demona nie znalazl tego czy szukal. Zaczal goraczkowo biegac po "pustce", jednak nigdzie nie mogl go znalezc. Po chwili uslyszal za sobia glos, ktory przyprawil go o ciarki:
- Tego szukasz, chloptasiu?
Reeve powoli obrocil sie i zauwazyl Galiona... Zywego... I w dodatku dzierzyl Hellfire...
- Taaak, a jesli mi tego nie oddasz to cie dobije!!!! - z ostatnim slowem Reeve ruszyl na demona, jednak jakas jego magiczna bariera odrzucila wampira na kilka metrow.
- Nie zapominaj, ze bez niego nie masz ze mna szans. Jestes teraz tylko takim malym robaczkiem, ktory modli sie zeby nie zostac zgnieconym przez czlowieka.
Reeve rozjuszony podniosl sie i ponowil swoj atak. Jednak tym razem gniew wywolany tymi slowami dodal mu sil i pazurami przelamal bariere, po czym szybko sciagnal z plecow swoj miecz i zaczal toczyc walke z Galionem. On jednak nie wygladal na zbyt zaskoczonego i blokowal wszystkie ciosy, a po chwili rzucil nim o ziemie.
- Ciagle nie rozumiesz? Ja chce ci pomoc... Oddam ci Hellfire... Pod jednym warunkiem.
- Jestem gotow na wszystko.
- Zostaniesz moim generalem... - Na te slowa Reeve zawahal sie... Bedzie musial walczyc z Alojzym i reszta druzyny... Z tymi, z ktorymi zdazyl sie badz co badz zaprzyjaznic. Ale kiedy pomyslal o Angeline...
- Zgadzam sie.
Galion tylko usmiechnal sie, po czym zalozyl wampirowi dziwny czerwony naramiennik.
- Ten naramiennik pozwoli mi cie kontrolowac. Zabezpieczenie na wszelki wypadek, gdybys znowu wrocil do tych twoich towarzyszy z Leviathanem na czele. Jesli pomozesz mi ich zniszczyc, bedziesz mial wolna wole.
Reeve otrzymal od Galiona Hellfire, po czym zewoluowal w wampira z czarnym upierzeniem, ukleknal przed Galionem i powiedzial:
- Do twoich uslug, Panie...
- A wiec twoim zadaniem jest zbieranie armii. Za dokladnie 2 lata i 1 miesiac liczac od tego dnia zaatakujemy.

 
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #116 dnia: Listopada 05, 2004, 06:27:10 pm »
ech.... ile razy można ożywiać Galiona? ... ale nie będę sie czepiał, zobaczym co z tego wyniknie. Żeby nie było nieścisłości, to napiszę, ze moj post  będzie kontynuacją postu S&S......
Słysząc krzyk woźnicy Alojzy wychylił głowę z wozu i spojrzał w górę. Zobaczył sylwetkę ogromnej bestii, skrzydlatej bestii, kołującej nad wozem. Po chwili woźnica zatrzymał wóz i przerażony schował się w najbliższych zaroślach. Unoszący się nad nimi stwór zchodził powoli do lądowania. Trójka bohaterów wyskoczyła z wozu. Nicolas i Alojzy gotowali się do walki, a Arien wycofała się trochę i pilnowała, aby dziecku nic się nie stało. Stworzenie wylądowało na swoich czterech łapach, po czym pochyliło się. Nasi bohaterowie dopiero teraz zauważyli, iż owo stworzenie jest dosiadane przez kogoś. Jeździec zeskoczył z grzbietu swego podopiecznego, podszedł bliżej i uśmiechnął się:
 - Witajcie, przyjaciele.
Nasi bohaterowie dopiero teraz zobaczyli, żę tym przybyszem jest Ray. Zmnienił się on trochę przez ostatnie dwa lata. Po bokach i z tyłu jego czarnego płaszczu widniały dziwne, połyskujące bielą wzory. Na czole miał białą przepaskę, z czarnawymi naszyciami, ciekawie kontrastującą z jego czarnymi jak noc włosami które wydłużyły się od czasu ich ostatniego spotkania.
Nastała chwila ciszy. W końcu jednak przerwał ją Alojzy:
 - Dawno się nie widzieliśmy - po czym dodał - nieźle nas przestraszył twój nowy podopieczny
 - Wybaczcie, nie chciałem was przestraszyć - powiedział Ray, po czym obrócił się i wskazał na swoją bestię -  W każdym razie przedstawiam wam Valkyriona.
Nasi bohaterowie spojrzeli w kierunku stwora. Niewątpliwie budził respekt.... Był ogromny, większy nawet niż Beta, czy Gamma. Słońce odbijało się od jego srebrnych łusek. Stał na czterech kończynach, przy czym przednie wyglądały jak u wielkiego kota, a tylnie pokryte były łuską jak u smoka. Głowę miał jak u tygrysa, a zielonkawe, jakby gadzie oczy świdrowały naszych bohaterów. Na grzbiecie miał dwie pary skrzydeł. Jedna z nich była pokryta popielatym upierzeniem, a druga wyglądała jak u srebrnego smoka. Co jakiś czas potwór poruszał swoim długim, wężowym ogonem.
 - Jest..... świetny - powiedział Nicolas - gdzie go znalazłeś?
 - Sam o stworzyłem - odpowiedział Ray - przez ostatnie dwa lata dużo się nauczyłem i poziom moich umiejętności znacznie sę powiększył...
 - Ale mimo wszystko ten stwór wygląda trochę znajomo... - wtrącił Alojzy
 - Niewątpię, że wygląda znajomo. W końcu powstał ze scalenia Alphy, Bety i Gammy..... ale to teraz nie istotne - Ray spojrzał na Arien - a co to za zawiniątko, które trzymasz?
Arien uśmiechnęła się, po czym odwinęła dziecko z kocyka:
 - To jest mój synek..... ma na imię Leviathan.
 - ...... To w takim razie gratuluję - odpowiedział Ray, próbując ukryć zaskoczenie - W każdym razie muszę już lecieć
Ray odwrócił się i skierował w kierunku Valkyriona
 - Poczekaj chwile - zawołała Arien - dokąd lecisz?
 - Dostałem list od Kain. Chce żebym spotkał się z nią w mieście Cargon.
Ray powiedział coś do swego stwroa, po czym Valkyrion wzbił się do lotu i poszybował w stronę miasta Cargon. Natomiast z krzaków wyłonił się przestraszony woźnica:
 - Cz... czy już p..po wszystkim - powiedział zlęknionym głosem
 - Tak, możemy jechać dalej - odpowiedział Alojzy
 - Dobrze... ale nie macie już więcej znajomych z takimi zwierzakami, prawda?
Bohaterowie zaśmiali się, po czym kontynuowali swoją podróż do miasta Cargos

Kiedy dojechali do miasta, było już późne popołudnie. Słońce chyliło się ku zachodowi, ale mimo dość późnej pory na ulicach było jeszcze sporo przechodniów zajętych swoimi sprawami. Nasi bohaterowie zostali poinstruowani, żeby udali się do wschodniej części miasta, gdzie znajdował się mały pałacyk - siedziba Kain.
Po jakimś czasie dotarli w końcu na miejsce. Zanim doszli do wejścia, w drzwiach ukazała się uśmiechnięta Kain.
 - Witajcie, w mych skromnych progach - powiedziała, po czym zaprosiła ich do środka - czujcie się jak u siebie w domu
 - Jak rozumiem, zaprosiłaś wszystkich z naszej dróżyny - odezwał się Alojzy - czy pozostali już dotarli.
 - Nie ma jeszcze Reeva.... może to tylko plotki, ale krążą pogłoski, ze widziano go w towarzystwie hord demonów, niszczących okoliczne miasta...... Ale poza tym są wszyscy..... no prawie wszyscy - tu uśmiech zniknął z twarzy Kain - Leviathan się nie pojawił. Wysłałam do niegoi posłańca, ale nie dostałam odpowiedzi... od dwuch lat Leviathan nie dał znaku żucia.. zupełnie jakby zapadł się pod ziemię
Kain weszła na piętro po schodach i wskazała im ich pokoje. Powiedziała także, ze wszystkie szczeguły i powód dla którego ich wezwała poda jutro.
Alojzy wszedł do swego pokoju i zaczął rozpakowywać swoje rzeczy
 - Ciekawe z czym przyjdzie nam się zmierzyć tym razem? - pomyślał jeszcze, po czym wrócił do swoich spraw......

 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #117 dnia: Listopada 08, 2004, 12:51:52 pm »
Następnego dnia wszyscy po sytym śniadaniu udali się do komnaty,gdzie mieli dowiedzieć się wiecej szczegułów.Sala nie była ogromna,ale wystarczajaca by wszyscy się pomieścili.Na jej środku znajdował się długi stół,a przy nim stały krzesła z wysokim oparciem.Kain siedziała na jednym z końców tak by mogła wszystkich widzieć.Gdy już wszyscy byli w środku Kain rozejżała się po komnacie.
Najbliżej niej po prawej siedział Ray podpierając się rękoma,koło niego Riki i Grevie.On mało się zmienił od kiedy pamiętała.Był ubrany w białą koszule,brązowo szare spodnie i wysokie buty.Riki no cóż...włosy sięgały jej teraz do łopatek,uczesane w dwa niskie kitki.Miała na sobie prostą sukienkę bez rękawów z golfowym dekoldem,a na to nałożoną kamizelkę.
Za nimi pod ścianą z oknami stał Ragham i Karmen.Ragham wyglądał teraz jak prawdziwy gladiator.Nie miał już swojej długiej rudej brody i nosił prawdziwą zbroję.Karmen nie zmieniła się wcale.Nadal ubierała się w skórzany czarny strój i nosiła przy sobie bicz.Delikatnie machała białym wężowym ogonem i rozglądała się po sali skośnymi oczami.
Dalej pod ścianą blizej drzwi stał Harin,posępny jak zawsze,a niedaleko niego również Death Scythe w szarym płaszczu,z pod którego wymkneło się pare czarnych pasm włosów.
Po jej lewej stronie siedziała Arien,a za nią stał Nicolas.Od tamtego czasu zmieniła się prawie nie do poznania...można powiedziec,że wydoroślała.Włosy miała teraz do pasa spięte spinką na końcu.Ubrana była w ciemno niebieską sukienke i czarną wiązaną bluzkę.Nicolas teraz jako świeżo upieczony ojciec również się zmienił,ale nie tak bardzo jak Arien.Miał ścięte włosy,ale grzywka pozostała takiej samej długości.Ubrany był w czarną obcisłą bluzkę,a na rękawach jak i na dolnej jej części wyszyte były złote wzory i również czarne spodnie.
Koło nich siedział Alojzy,mag w całej swej okazałości...natomiast nie daleko niego przy ścianie stała Natalia.Jej jasne włosy splecione były w warkocz.Ubrana była w jasny niebieski strój.Z twarzy nie zmieniła się prawie wcale,ale teraz wydawała się trochę nie obecna.
Ostatnią osobą,na której zatrzymał się wzrok Kain był Sajrus.Stał w ciemnym kącie sali podpierając się ściany z założonymi rękoma.Włosy miał zwiazane nisko z tyłu w cienki ogon,grzywka sięgała poza brobę.Chodził ubrany tak jak tego pamiętnego dnia...Po chwili spojżał na nią swoimi złotymi oczami.Był bratem Nicolasa,a jednak tak wiele ich różniło.Kain nabrała powietrza i odetchneła ciężko.Nie było jej łatwo,ale zebrała się w sobie i po chwili zaczeła:

- Witam tu wszystkich obecnych i cieszę się,że przybyliscie tak szybko...niestety nie udało mi się skontaktować z Reevem....i Leviathanem,ale to nie jest teraz najważniejsze...boję się głosić złą teorię,ale obawiam się iż prawdą jest,że Galion wciąż żyje...-po tych słowach wszyscy zamarli,ale po chwili odezwał się Alojzy:
- Przecież Leviathan zabił Galiona,sama tak powiedziałaś...
- Tak...ale ciało jego zniszczone zostało,nie dusza....i tu był nasz błąd karygodny...
- Proszę wytłumacz to nam,bo nadal nie rozumiem...przeciez,gdy Twierdza czterech światów została zniszczona Galion stał się śmiertelny...-powiedział Ray nalegając
- Dobrze więc...prawdą jest iz zabiliśmy Galiona,sama przecież ujżałam to,ale...gdy zabiliśmy go,zapomnieliśmy o jego duszy....ona nadal żyje i bez ciała jest...
Po dłuższej chwili ciszy odezwał się Sajrus:
- Z kąd taka pewność,że nadal on żyje...czy masz na to jakis dowód??-zapytał nie wychodząc z cienia
- Tak mam dowód...otórz jak wiecie jestem "snu widzącą" i dzięki tej umiejętności mogę odczytywać częściowo przyszłość...po tym jak zniszczyliśmy Galiona mineło kilka dni i przyśnił mi się sen...sen tragiczny w skótkach...
- Mów dalej -zachęciła ją Riki
-...Sen w którym wszystko pokryło się ciemnością...widziała również w nim Galiona triumfującego...czułam jego paskudną energię...nadal ją czuje i obawiam się,że sen może sie ziścić...jeżeli nie zaaragujemy w odpowiednim czasie...-spojżała na nich smutno
- Co w takim razie radzisz?-zapytał Alojzy
- Nie wiem gdzie teraz może się znajdować...energia,którą wyczówam w powietrzu jest słaba...zbyt słaba by to określić...dobrze się ukrywa,ale prędzej czy później go odnajdziemy i zniszczymy duszę...-przerwała na chwilę po czym ciągneła dalej-...obawiam się również,że coś złego stało się z Reeve'm...natomiast o Leviathanie nic nie wiem...-przetarła ręką czoło
- Czy jest jakiś konkretny sposób na zniszczenie duszy Galiona??-dopytywał się Grevie- w końcu musimy wiedzieć na czym stoimy...
-...Jest...ale dość niebezpieczny,aczkolwiek jedyny...ale wybaczcie mi teraz -wstała i zaczeła się kierować w stronę wyjścia-..ach i zapomniała bym...wasza artefakty zostały przeniesiona tutaj na moją proźbę..dziś je otrzymacie....i jeszcze jedna sprawa.Jeżeli ktoś z was chce zrezygnować...zrozumiem to i nie będę protestować.To wasze życie i nie musicie poświecać go dla całego wszechświata...-mówiąc to wyszła.

Gdy tylko przekroczyła próg komnaty usłyszała za drzwiami głośne rozmowy.Nie zważając na to ruszyła znanym jej kierunkiem i udała się na taras.Gdy doszła podparła się o jedną z kolumn.Spóściła wzrok po czy spojżała w niebo.
- Gdzie jesteś Leviathanie...gdy tak bardzo cię potrzebujemy....-powiedziała w myślach
Wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy jak również szumiał między piórami skrzydeł.Po chwili podszedł do niej Ray.
- Wyglądasz na zmęczoną...czy coś cię trapi??-zapytał podchodząc bliżej i kładąc jej dłoń na ramieniu
Kain przez chwilę milczała,ale w końcu odwróciła się do Ray'a i tak rzekła:
- Jest dużo spraw,które nie dają mi spokoju...ale obawiam się najgorszego....Reeve mógł przejść na stronę wroga...ale to nie wszystko...obawiam się również,że do swojich niecnych planów wykorzystał również ciało Lilian mojej przyrodniej siostry...ja nie powiedziałam...wam całej prawdy gdyż uznałam to za mało istotne...ona przecież nie żyje...dla niej i tak nie możemy nic zrobić...-zachwiała się,a Ray widząc to podtrzymał ją
- Kain co ci jest? -spytał troche zaniepokojony
-...To przez brak snu...od kiedy przyśnił mi się sen o Galionie...nie śpię normalnie...co noc śnię ten sam koszmar...i co noc wydaje się być coraz bardziej realny...dlatego wolę już nie spać niż widzieć klęskę Ziemi każdej nocy...-kończąc to zdanie uśmiechneła się lekko,a za razem smutno-...a teraz wybacz...ale muszę odpocząć...
Ray odprowadził ją tylko wzrokiem.Kain skierowała się w stronę swojej komnaty.
Na swej drodze spotkała Nicolasa i Arien wraz z małym Leviathanem.Uśmiechneła się i podeszła do nich.Arien pozwoliła jej potrzymać chłopca.Kain przyjżała się mu...był jeszcze zbyt mały by określić po kim odziedziczył urodę,ale jedno było pewne...kolor oczu miał po Arien.Od razu się wyróżniał ich niebieski blask.Kain z malcem wyglądała jak anioł...choć tak naprawdę była przecież demonem.
-...Jeśli będziecie chcieli,możecie go tutaj zostawić...mam tu dobrą opiekę...i dla was również znajdzie się miejsce....-powiedziała oddając chłopca Arien
- Napewno skożystamy z twojej propozycji...jeśli zajdzie taka potrzeba....-powiedział Nico dodając po chwili-...jeśli będziemy musieli walczyć z Galionem....
Kain kiwneła tylko głową i skierowała się do swojej komnaty zostawiając ich samych.Odwróciła się jeszcze na chwilę i rzekła sama do siebie:
- Dziecko jest silne...napewno wyrośnie na dobrego wojownika...

Weszła do swej komnaty i ciężko usiadła na krześle.Nie była ona wielka.Duże łoże z baldachimem stało prawie na środku pokoju pod ścianą,na jego końcu stał zamknięty kufer,z lewej strony łużka były okna prowadzące na balkon natomiast z drugiej przy ścianie stało biurko przy,którym Kain siedziała.W kącie stała piękna rzeźbiona szafa i kotara,a obok druga szafa pełna książek,pergaminów i innych ciekawie wygladających rzeczy.Kain wyciągneła jeden z pergaminów stojących na biurku i zaczeła pisać coś po nim piórem.List zaczynał się tak:

"Leviathanie gdzie kolwiek teraz jesteś...błagam cię o przybycie do miasta Cargon.Wiem,że to już nie twoja sprawa....ale potrzebujemy cię bardziej niż kiedykolwiek...sprawa jest naprawdę poważna.Dusza Galiona istnieje i zbiera swoje siły.Jeżeli go nie unicestwimi...to nasz koniec i wszystkich innych galaktyk jak i wymiarów jest bliski...
Kain"

- Ilu posłańców wysłałam...tak rzaden nie powrócił...-pomyślała ze smutną miną
Kiwnięciem ręki zawołała  swojego ulubionego "zwierzaczka".Wyglądał zupełnie tak jak ten,który przyniusł wiadomość dla Alojzego.Kain przywiądała mu do ogona wiadomość białą wsztążką.
- To na szczęście...byś wrócił....
Czarny kłębek podskoczył jej na dłoni i rozwinoł swoje niby skrzydełka.Po chwili wyfrunoł przez okno.

Nastała noc....jak każda inna,ale nie dla Kain.Dla niej noc była czymś co zaczeła nienawidzieć przez ostatnie dwa lata.Leżała teraz w łużku w nocnej koszuli,zajęta czytaniem po raz setny tej samej książki.Sen jednak zmożył ją tak niespodziewanie,że nawet nie wiedziała kiedy się w nim znalazła.
Stała teraz na gołej ziemi,była noc,chmury przesuwały się szybko po niebie,gwiazdy i księżyc świeciły jasno.Nagle zawiał potężny wiatr.Kain czuła go na swoim ciele,ale jej nie przewrócił.Zamkneła na chwilę oczy by po ich otwarciu zobaczyć "to".W koło niej i wszędzie gdzie spojżała widziała płomienie.Ogarniały ją...czuła,że pali się od środka.Słyszała z daleka narastające krzyki,jęki i wrzaski.Były coraz głośniejsze,tak głośne,że aż nie do wytrzymania....to był krzyk Ziemi....Próbowała zatkać uszy,ale te dzwięki świdrowały jej umysł,a gorąco narastało.Zaczeła się rzucać,ale to nic nie dawało.Spojżała w niebo,wprost na księżyc...który wyglądał teraz jak zakrwawiona tarcza.Chciała krzyczeć,ale z jej ust nie wydobył się ani jeden dźwięk.Po chwili wszystko ucichło i zebrało się w sobie,by huknąć w prost na nią szyderczym,potwornym śmiechem,który zaczoł ją rozrywać....z jej ust wydobył się krzyk,a ona znalazła się spowrotem w swojej komnacie na łużku.Siedziała teraz skulona,bez ruchu,trzęsąc się jakby w szoku.Nie ruszała się i nawet nie oddychała przez chwilę.Płakała....próbowała złapać oddech...nie wiedziała co robić....znów ten sam sen....Po chwili z tego szoku wyrwało ją pukanie w szybę.Spojżała w tamną stronę ocierając ciągle napływające łzy.Przez okno wdzierały sie pierwsze promienie słońca.Podeszła do niego i otworzyła je.Gdy tylko to zrobiła do środka wdarł się chłud,ale jej to nie przeszkadzało.Zauważyła,że na poręczy siedział jej wczorajszy posłaniec z tym wyjatkiem,że nie miał już wiadomości,a na ogonie miał zawiązaną kokartkę,co ją bardzo zdziwiło.

- Czyżbyś...-bała się dokończyć
Strorek na odpowieć radośnie podskoczył dwa razy wydając przy tym swoje "piu,piu".Kain podeszła do niego i biorąc go na ręce przytuliła do twarzy.
- Znalazłeś Leviathana...-otarła łzy uśmiechając się lekko.


Uff rozpisałam się hehe...robi się coraz ciekawiej.Czekam na dalszą części ^_^  

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #118 dnia: Listopada 08, 2004, 05:41:17 pm »
Kain dopiero teraz zauważyła, ze stworek miał przyczepioną do ogona także małą karteczkę. Kain odczepiła ją i rozwinęła. Jak się okazało był to krótki list od Leviathana:
        "Nie czekaj na mnie. Nie przybędę na spotkanie w mieście Cargos"
         Leviathan"
Kain była bardzo zdumiona tym co przeczytała.
 - Dlaczego..... Dlaczego odmawiasz udzielenia nam pomocy, kiedy jej tak bardzo potrzebujemy.... - pomyślała, a łzy napłynęły jej do oczu - Kiedy ja cię tak bardzo potrzebuje....

Kilka godzin później wszyscy bohaterowie byli już na nogach. Każdy otrzymał już swój artefakt. To niewątpliwuie było miłe uczucie dla wszystkich znowu trzymać w ręcę swoją wysłużoną broń, która nosiła ślady niezliczonych potyczek. Bohaterowie zebrali się w wielkiej sali i czekali na Kain. W końcu i ona się pojawiła. Niedobór snu był bardzo widoczny na jej twarzy, ale poza tym wyraźnie było widać, że trapi ją coś innego.
 - Pozbierajcie rzeczy swoje. - powiedziała Kain głosem bez wyrazu - Już przyszedł czas euszyć w drogę.
 - A co z Leviathanem - zapytał Grievie - nie czekamy na niego?
 - Leviathan.... - poweidziała Kain spuszczając głowę - dostałam od niego list dziś rano... On nie przyjdzie.....
 - Co? - zbulwersował się Ragham - wszyscy przyłożyliśmy starań, aby stawić się tutaj na czas, a on po prostu nie przyjdzie ?!
W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem i do sali wpadł zdyszany młodzieniec. Wyglądało na to, że przebiegł duży odcinek, żeby się tu dostać:
 - Walka.... tam ... toczy się... szybko.... iść - powiedział zdyszany chłopak
 - Uspokój się - skarcił go Harin - powiedz wszystko powoli i wyraźnie.
 - Wielka armia zmierza w naszą stronę. Wyglada na to, ze wasz przyjaciel Reeve jest jej przywódcą.... Nigdy nie widziałam tylu demonów na raz - powiedziała chłopak przestraszonym tonem
 - Dobrze, ze nam to mówisz - odezwał się Alojzy - A teraz idź i zaalarmuj miasto. Niech każdy przygotuje się na najgorsze.
Chłopak skinął głową i wybiegł z oposiadłości Kain.
 - To co robimy - zapytała porozumiewawczo Karmen
 - Jak to co? - odpowiedzła Harin uśmiechając się - Idziemy im dokopać.... Przyda mi się trochę ruchu.
Bohaterowie zabrali swoje rzeczy, po czym pobiegli w stronę wskaszaną przez chłopca. Każdy z nich wierzył w swoje siły, ale czy ta bitwa nie była misją samobujczą? Czy na pewno dadzą radę pokonac tak bardzo przeważające siły wroga?
Po kilku minutach biegu nasi bohaterowie weszli na szczyt wzgórza,  zkąd teoretycznie powinni byli w stanie dojrzeć swoich przeciwników, ale zamiast nich ujrzeli... .wielką, niebieskawoszarą eksplozje. Zdumieni, pobiegli w dół zbocza. Im bardziej przybliżali się do miejsca wybuchu, tym robiło się coraz zimniej. W końcu kłęby dymu rozwiały się i nasi bohaterowie ujrzeli przed sobą szeroki krater, z którego powoli zaczła wyłaniać się czyjaś sylwetka. Nie mogli rozpoznać kto to... dym był jeszcze za gęsty. Postać coraz bardziej zbliżała się do naszej grupy więc wszyscy wyjęli swoje bronie i przygotowali się na śmiertelne starcie. Oczekiwali, ze lada moment tajeemnicza postać rzuci się na nich z dziką furią, ale jednak tak się nie stało.... Niewątpliwie coś było nie tak.
Nagle zawiał silny wiatr i kłęby dymu przsłaniające postać rozwiały się. Ku ździwieniu naszych bohaterów nie zobaczyli żadnego strasznego potwora. Okazało się, ze tą tajemnicza postacią był Leviathan, który ciągle zmnierzał w ich stronę. Przez ramię miał przewieszone nieprzytomne ciało Reeve'a. Cała grupa bohaterów podbiegła do Leva, a ten zrzucił nieprzytomnego Reeve'a i jego miesz:
 - Musiałem go trochę poturbować, ale jeszcze żyje - powiedział chłodno Lev - zajmijcie się nim, a kiedy się obudzi oddajcie mu jego miecz.
 - Przeciez Kain dostała twój list - wtrącił Grievie - pisałeś, że nam nie pomożesz.....
 - Napisałem, zebyście nie czekali, a nie, że się nie pojawię - odpowiedział Lev swoim zimnym tonem
Alojzy rzucił jeszcze okiem na wielki krater. Wszędzie były porozrzucane martwe ciała demonów, wszędzie walały się szczątki, a małe potoczki krwi spływały do wnętrza krateru. Teraz, kiedy spojrzał na to trzeźwym okiem, doszedł do wniosku, że nawet oni wszyscy razem wzięci nie byliby w stanie pokonać tak licznej siły wroga.... Ale jak dokonał tego Leviathan?
 - Czy ty sam zabiłeś ich wszystkich? - zapytał Alojzy - I co z Galionem? Jego też zabiłeś?
 - To z czym walczyłem to była tylko garstka wojska Galiona... Zdaje się, ze już wcześniej toczyli bitwę z czymś silniejszym.... o wiele silniejszym i teraz byli w odwrocie - odpowiedział znowu chłodno Lev - Ja tylko pomogłem przeznaczeniu.....
Reszta grupy zasypała Leva gradem pytań, ale on pozostał niewzruszony i nie odzywał sie przez resztę drogi spowrotem do pałacyku Kain
Tego wieczora Leviathan zachaczył na korytarzu Nicolasa i Arien. Sięgnął ręką do kieszeni i wyjął duży czerwony rubin. Wydawało się, że we wnętrzu klejnotu pali się czarny płomień. Lev podał klejnot Arien i powiedział.
 - To mały podarunek dla waszego dziecka. Napewno przyda mu się na przyszłość
 - Ale.... skąd wiedziałeś, ze mamy synka? - zapytała skołowana Arien.
Jednak jedyną odpowiedzią na jej pytanie był uśmiech leva

Później tego wieczoru usiadł na dachu pałacyku i wpatrywał się w gwiazdy. Po jakimś czasie podeszła do niego Kain:
 - Dziękuję..... dziękuję, ze przyszedłeś - poiwiedziała
 - Nie lubię zostawiać niedokończonych spraw - powiedział chłodno lev, nie odrywając wzroku od nocnego nieba
 - Ech - westchnęła Kain - zdajesz się być jeszcze zimniejszy niż kiedy spotkałam cię ostatnim razem..... Co robiłeś przez te dwa ostatnie lata? Dlaczego nie dawałeś znaku życia?
 - Dużo myślałem i podróżowałem - odpowiedział lev - a jeszcze więcej walczyłem.... Może chciałęm być silniejszy... .a moze po prostu potrzebowałem czasu i samotności aby umożyć ból po stracie Lilian....
Kain opuściła głowę:
 - Mi też jest przykro z jej odojścia.... W koncu mą przyrodnią siostrą była.... Ale powiedz mi szczerze... Dlaczego wróciłeś?
Lev spojrzał jej w oczy i powiedział:
 - Mam przeczucie, ze coś niedobrego będzie się dziać... Jakas nowa mroczna siła chce zawładnąć światem... I wiem, że ty jako pierwsza wyruszysz, zeby ją zniszczyć.... To bardzo niebezpieczna misja, a ja po prostu nie chcę, zeby coś ci się stało
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #119 dnia: Listopada 08, 2004, 09:30:15 pm »
Normalnie nie mogłam się powstrzymać,żeby nie dopisać co się stało dalej...hehehe :grin: ....chociaż nie popisałam się długością posta....no dobra nie będę zanudzać

Kain była zaskoczona tym co przed chwilą usłyszała.On przejmował się,by nic jej się nie stało.Z gracją usiadła na dachu niedaleko Leviathana.Po chwili powiedziała:
- Nie zasłużyłam na twoją troskę o mnie....-oplotła rękoma kolana i spojżała w gwiazdy.
Wiatr rozwiał jej długie falujące włosy.Nastała długa i kępująca cisza.Oboje milczeli i oboje patrzeli w gwiazdy...tylko co jakiś czas słychać było świszczący wiatr.Pierwsza odezwała się Kain:
-...Ja....marwiłam się o ciebie...-mówiąc to spojżała na niego,a Leviathan jakby odruchowo spojżał również w jej stronę.
Ich spojżenie znów się spotkało.Siedzieli tak dłuższą chwilę patrząc na siebie,prosto w oczy.Kain patrzała teraz w te same błękitne oczy,które dwa lata temu po raz pierwszy widziała by kiedy kolwiek płakały...teraz tak samo błyszczały w ciemnościach.Poczuła dziwne uczucie gdzieś głęboko w środku.Nigdy wcześniej nie czuła niczego podobnego.Poczuła,że robi jej się gorąco i serce zaczeło jej mocniej bić,a w głowie huczało...ale było to miłe uczucie.Po chwili jednak urwała kontakt wzrokowy.
- Wybacz...nie powinnam mówić tego....-po czym zeskoczyła,a raczej zfruneła z dachu prosto na balkon,który prowadził do jej komnaty.
Powiedziała jeszcze"dobranoc Leviathanie" i weszła do środka.Tej nocy i tak nie spała jak każdej...ale nie był to tym razem strach przed snami...była to radość jaką czuła w środku.Radość,że Leviathan wrócił...i dziwne uczucie,które siedziało gdzieś w środku głęboko w jej sercu...


EDIT
Wczoraj nie mogłam dopisać dalszej części...z góry przepraszam jeśli komuś pokrzyżowałam szyki...a teraz dalsza część

Następnego dnia wszystkich obudził przeraźliwy krzyk,dobiegający z komnaty Kain.Próbowano wejść do środka,ale gdy tylko podeszło się do drzwi jakaś siła nie pozwalała ich otworzyć.Jedyne wejście jakie zostało to okno.Z całej grupy latać potrafił tylko Leviathan.Został on poproszony by spróbowad dostać się do środka.Dostał się tam bez najmniejszego problemu.Podszedł do okna,o dziwo było otwarte.Spojżał przez nie,ale nie zobaczył nikogo przy drzwiach,a Kain sieziała na łóżku skulona.Wszedł do środka i skierował się w jej stronę.Od razu poczuł,że coś jest nie tak,jakaś dziwna energia pałętała się po tym pomieszczeniu.Przykucnoł koło łóżka.Kain wyglądała jakby coś ją opętało.Błądziła po pokoju wzrokiem i cała się trzęsła.
- ...Kain słyszysz mnie?To ja Leviathan...
Gdy tylko to powiedział sierowała na niego swój wzrok i rzuciła mu się na szyję.I po chwili powiedziała:
-...To ty...przosze cię...pomusz mi...widzę wszędzie otaczjące mnie płomienie...-gdy to mówiła głos jej się załamywał i po chwili go puściła
- Dobrze,ale najpierw musisz z tąd wyjść
- Nie!Tu jestem bezpieczna....-powiedziała dziwnym aczkolwiek podobnym do dziecinnego głosem
Leviathan złapał ją za nadgarstki i jednym mocnym szarpnięciem wyciągnoł ją z łóżka.Kain natychmiast zaprotestowała szarpiąc się i wyrywając,ale Leviathan trzymał ją dość mocno.
-....Zabiją mnie....póść...-błagała,szarpiąc się dalej
- Kain!Skup się!-krzyknoł- Nie chcę ci zrobić krzywdy...-po tych słowach spojżał jej w oczy i trochę się uspokojiła-...Powiedz mi co widzisz...
-...Ciemna noc...jakże piękna i gwiazdy i księżyc...chmury przesuwają się po niebie szybko...nadchodzi...wiatr silny...zamykam oczy...-co jakiś czas mówiła tym dziwnym głosem jak przed chwilą-...boję się...widze płomienie...wszędzie ciemność ...zbliża się..-im więcej mówiła tym bardziej chciała się wyrwać-...póść to boli...zbliżają się..szybko..gorąco...prosze póść...-Kain zaczeła płakać i krzyczeć-...krzyczy...woła mnie...pali od środka...boję się...narasta zbliża się..chcę ucieć...nie mogę...coraz głośniej...niszczy mnie od środka...zbliża się...NIE CHCĘ...CHCĘ UCIEC....SZYDERCZY ŚMIECH.....PROSZĘ PUŚĆ MNIE...pali w środku płomienie zbliżają się...-zaczeła teraz tak mocno się wyryać,że Leviathan ledwo ją trzymał-....krway księżyc..Ziemia niszczeje....ginę....proszę nie!...PROSZĘ NIEEEEEEEE!!!!!!!!-Kain wydała z siebie przeraźliwy pisk,jakby dwie osoby z sobą w środku walczyły i tak wysoki,że szyby wygieły się w dziwny sposób i pękły.Stopniowo dźwięk zanikał,a głos Kain wracał do normy.Po chwili przestała już walczyć z Leviathanem i straciła przytomność.Lev złapał ją by nie upadła na ziemię i zaniusł do łoża.Pierwszy raz od dwuch lat Kain spała normalnie.
Sen,który wyśniła był zapomnianym wspomnieniem,a może raczej głęboko ukrytym.Była małą dziewczynką,w koło otaczała ją łąka pełna pięknych kwiatów.Czuła unoszący się ich zapach w powietrzu.Biegła przed siebie,gdy nagle zobaczyła niedaleko siebie siedzącą Lilian wraz z Leviathanem.Stał koło niej i przyglądał się co robi,a ona plotła wianek z kwiatów.Oni również byli dziećmi,ale starszymi od niej.Śmiali się do siebie i razem wyglądali tak ładnie.Lekki wietrzyk rozwiewał jasne włosy Lilian,które lśniły w słońcu.Kain napłyneły łzy...jej siostra nigdy nie dowiedziała się prawdy,a ona zawsze była sama.Próbowała je wytrzeć,ale im bardziej sie starała tym bardziej płakała.Po chwili dostrzegła,że w jej stronę patrzy Leviathan.Spojżał jej prosto w oczy.To był pierwszy raz kiedy widziała ich kolor tak wyraźnie.To wtedy również pierwszy raz te dziwne uczucie zagościło w jej sercu...po chwili zrobiło się jasno i  sen zniknoł.
Kain otwożyła oczy,było już jasno.Poczuła,że ktoś trzyma ją za ręke.Spojżała w tamtą stronę i ku jej zdziwieniu zobaczyła siedzącego koło niej Leviathana.
-...Byłeś tu cały czas...?-zapytała z lekkim niedowierzaniem nie podnosząc się
Leviathan na potwierdzenie kiwnoł głową.
- Spałaś cały dzień....najwidoczniej udało mi się wymazać ten koszmar z twojej pamięci...
-...Śniłam...o tobie i Lilian...to było jakieś wspomnienie..-uśmiechneła się lekko
- Koszmar nie powinien cię już męczyć...-mówiąc to wstał i udał się do wyjścia-...powinnaś teraz odpoczywać...
Zanim jeszcze wyszedł usłyszał ciche "Dziękuje".

 
« Ostatnia zmiana: Listopada 09, 2004, 10:47:29 am wysłana przez YUzuriha »