Autor Wątek: Niekończąca się historia...  (Przeczytany 28169 razy)

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #120 dnia: Listopada 10, 2004, 10:23:16 pm »
hehe... coś mamy ostatnio dużą frekwencję wpisów do tego tematu. A ja dotrzymam danego wcześniej słowa i dopiszę dzisiaj następną część opowieści :meditate:
Reeve z wolna otworzył oczy. Leżał na łużku i nie zmieniając pozycji, roejrzał się po pomieszczeniu. Nie miał zielonego pojęcia jak tu trafił i co to za miejsce.
Reeve sięgnął w głąb umysłu, prubując przypomnieć sobie co zaszło zanim stracił przytomność. Pamiętał, ze dowodził armi demonów Galiona.... Mieli przypuścić szturm na Cargos, gdzie jak donosił wywiad zbierali się członkowie drużyny, która dwa lata temu pokonała Galiona. Tutaj na twarzy Reeve'a pojawił się uśmiech. Jego armia liczyła prawie milion żołnierzy i był pewien, ze na świecie nie ma drugiej takiej armi..... W końcu sam szkolił i werbował do niej najsilniejsze demony. Ale jednak podczas marszu stało się coś teoretycznie niemożliwego..... Praktycznie z nikąd pojawiła się druga armia i zaskoczyła ich..... Nieznajomi nie mieli przewagi liczebnej nad armią Reeve'a, ale było z nimi coś nie tak..... Byli strasznie silni i wytrzymali.... Sam Reeve, który jest świetnym wojownikiem zdołał położyć tylko kilku... Na czele drugiej armii stał osobnik odziany w białą tunikę, z kapturem zasłaniającym twarz.... Nikt nie był w stanie dojrzeć, co skrywa się pod kapturem.
Walka zdawała się bezcelowa i w końcu Reeve dał komendę do odwrotu, gdyż z jego prawie milionowej armii zostało zaledwie pięćdziesiąt tysięcy jednostek..... Szturm na Cargos przerodził się raczej w ucieczkę do miasta, a nie próbą jego podboju. Ale naszego wampira spotkało jeszcze jedno zaskoczenie. Otóż kiedy byli już niedaleko Cargos, Leviathan runął na nich jak grom z jasnego nieba. Lev w niecałą godzinę zmiótł z powierzchni ziemi całe pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy.... nikt nie był w stanie nawet do niego podejść..... Reeve nigdyby nie przypuszczał, zę jego niedoszły sprzymierzeniec przez dwa lata stanie się taki silny..... I od tego miejsca pamięć wampira urywa się..... najwuidoczniej został ogłuszony przez leva... tylko ciekawe co z nim teraz zrobią?
Reeve usiadł na łużku trzymając się za głowę. Przy okazji rzucił także wiązankę przekleństw, zeby trochę odreagować. Czuł bul w chyba każdej części ciała... No ale przynajmniej był żywy......
 - No, nareszcie się obudziłeś - usłyszał za sobą kobiecy głos. Odwrócił się i zobaczył, ze w drzwiach stoi Riki. - Nie ruszaj się stąd, zaraz zawołam innych - dodała jeszcze Riki, po czym wyszła z pokoju.

Po kilku chwilach wszyscy bohaterowie stali stłoczeni w pokoju Reeve'a. Dosyć mocn o wyczówlna była atmosfera ogulnej niechęci, a wręcz nienawiści do Reeve'a.... w końcu był zdrajcą, który prowadził armię, aby ich zgładzić.....
 - Leviathan zostawił cię przy życiu - powiedział wkońcu poirytowny Grievie, przykładając Reeve'owi miecz pod szyję - ale zamierzam naprawić jego błąd!
 - Pochamujcie swą złość - powiedziała Kain wchodząc do pokoju - Wiem, ze żywicie do niego wielką nienawiść, ale przynajmniej dajcie mu powiedzieć co stało się z jego armią .....
 - Nic mnie to nie obchodzi! - krzyknął Grievie - Jedynym satysfakcjonującym rozwiązaniem będzie skrócenie zdrajcy o głowę!
 - Kain ma rację - wtrącił Nicolas - zabicie go nic tu nie pomoże.... Najpierw trzeba wyciągnąć z niego jakieś informacje
 - Ech... No dobra - westchnął grievie, po czym krzyknął w stronę Reeve'a - Gadaj co wiesz, a moze oszczędzimy twoje nędzne życie!
Wampir opowiedział im całą historię, od momentu wymarszu, przez natknięcie się na nieznaną armię, aż do klęski z ręki Leviathana.

Po wysłuchaniu historii nasi bohaterowie rozeszli się rozmyślając kim może być tajemnicza zamaskowana postać, z którą zapewne przyjdzie im się zmierzyć... Tej nocy Reeve wymknął się z pałacu, przeczuwając, że pozostanie tam dłużej mogłoby się skończyć tragicznie. Już miał przekroczyć bramę wyjściową, kiedy usłyszał za sobą głos
 - Zapomniałeś czegoś - Reeve odwrócił się i zobaczył za sobą Leviathana trzymającego w ręku Hellfire'a. Lev rzucił mu miecz, po czym odwrócił się i dodał. - Weź go i uczyń co uważasz za stosowne, ale pamiętaj, że następnym razem nie pozostawię cię przy życiu....

 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #121 dnia: Listopada 12, 2004, 10:32:10 am »
Galion mial swoja siedzibe w "pustce" (bylej twierdzy 4 swiatow jakbys ktos nie kapowal). Sprowadzil sobie tam tylko tron na ktorym przesiadywal prawie bez przerwy. Jednak tym razem nie wiedzial ze bedzie zmuszony wstac. Reeve wlasnie wchodizl. I nie wygldal na zadowolonego. Galionowi zdalo sie ze troche wczesnie wrocil, no bo jednak niecodziennie podboja sie najwieksze maisto swiata. Ale przemogl zdziwinie i zapytal:
-Zabiliscie WSZYSTKICH?-spytal kladac duzy nacisk na slowo wszytskich.
-N.....nikogo ppanie-Zaczal spiety Reeve.
-COOOOOO?!
-Napotkalismy niepsodziewany opor panie-mowil przestraszonym glosem Reeve-jakas inna bardzo silna armia...zaatakowala nas w drodze do maista. Bylo nas mniej i dowodzil im mezczyzna w bialej tunice z kapturem.
Galion gdy to uslyszal zalal sie zimnym potem i w jego oczach pojawil sie strach, ale Reeve udal ze tego nie widzi.
-Uciekalismy do miasta bo zostalo nas tylko piecdziesiat tysiecy i wtedy przyszedl ON i zabil wsyztskich poza mna.
W tym momencie Galion wstl i zaczal sie miotac:
-NIECH TO SZLAG!!!! NIEDOSC ZE RUBEUS MNIE ATAKUJE TO JESZCE TEN GNOJEK LEVIATHAN POWROCIL!!!!
-Rubeus?...kim on jest-spytal Reeve
W tym momencie w pustce zmaterializowal sie ten sam mezczyzna ktory dowodzil armii, ktora zniszczyla demony Reeva.
-Dlaczego Rubeusie?!-krzyknal w strone "bialego" Galion.
-Musialem sprawdzic sile Twojej armii drogi przyjacielu. Bo mailem dylemat po czyjej stronei stanac. Bo jak wiesz nie lubie slabeuszy za sprzymierzencow-rzekl bardzo spokojnie Rubeus.
-Sprawdzales sile i zabiles prawie milion moich zolnierzy?!
-Nie wiedzialem ze sa az tak slabi. A po tym co zrobil Leviathan mam ochote pomoc mu w zabiciu ciebie i tego........smiecia-powiedzial patrzac pogardliwie na Reeva ktory wstal i ruszyl w strone Rubeusa ale jakeis potezne zaklecie Rubeusa ogluszylo go-ale w imie starje przyjazni dostaniesz jeszce jedna szanse.
-CO?! Masz czelnosc mnie szantazowac?!-ryknal na neigo Galion
-Taaaa....ale nie tym tonem przyjacielu. Bo chyba zapomniales ze juz nie jestes "tym lepszym" i teraz to ja moge zabic Cie skinieniem-powiedzial Rubeus a w jego glosie mozna bylo wyczuc pogarde dla Galiona.
-Ehhhh....no dobrze czego oge mnei zadasz?
-Hellfire
-ALE TO MEICZ REEVA
-No wiec do widzenia Galionie....
-NO DOBRA!!!!-dostaniesz ten meicz, ale po co Ci on? Przeciez Twoja magia jest tak silna ze jestes w stanie nawet zniszczyc cala planete.
-Tak masz racje Galionie, ale w Hellfire drzemie o wiele wieksza potega niz moja. A dobzre mnie znasz wiec wiesz ze moje ambicje to wiecej niz jedna planeta-tu Rubeusa zaczal sie smiac.
-Wiec dobrze wez ten miecz-rzekl Galion czujc ze jest na przegranej pozycji.
Tak tez zrobil Rubeus i ze slowami "niedlugo wroce" zdematerializowal sie.
"Nie ciesz sie tak Rubeusie bo neidlugo cala Twoja moc bedzie nalezec do mnie, DO MNIE, DO MNIEEEE!!!!!! " te slowa wykrzyczal Galion po zniknieciu Rubeusa i zaczal smiac sie, oblakanym smeichem w nieboglosy.

no to robi sie coraz ciekawiej :D

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #122 dnia: Listopada 13, 2004, 03:29:01 am »
- ŻE CO NIBY ZROBIŁEŚ?! TAK PO PROSTU POZWOLIŁEŚ MU ODEJŚĆ?! - rozległ się krzyk Raghama, wypełniając powietrze we wnętrzu pałacu. Było około południa i Ragham prowadził "rozmowę" z Leviathanem. Najwyraźniej nie był zadowolony, że poprzedniej nocy lev nie przeszkodził Reeve'owi w ucieczce..... I nawet nie próbował ukryć swojego gniewu.....
 - Nie sądzę żeby wypuszczenie Reeve'a było czymś nagannym - odpowiedział spokojnie Lev.
 - Ale to zdrajca!!! Wypuściłeś kogoś, kto nas zdradził!!! W końcu po czyjej jesteś stronie?! - powiedział coraz bardziej poirytowany Ragham
 - Nie jestem po żadnej ze stron.... - odpowiedział chłodno Lev, po czym odwrócił się i poszedł wzdłuż korytaża. Ragham Dawał jeszcze przez jakiś czas upust swojej irytacji, ale Lev, nie zwracał na niego uwagi. W końcu obaj zniknęli za rogiem
Całej sytuacji przyglądali się Ray i Natalia
 - Myślisz, ze on wie co robi? - zagadał Ray
 - Nie mam zielonego pojęcia... Mój brat jest czasami nieprzewidywalny... I do tego zawsze jest taki chłodny i opanowany... aż ciarki przechodzą.... - odpowiedziała Natalia
 - A swoją drogą to ciekawe z kim przyjdzie nam się zmierzyć tym razem - wtrącił po chwili Ray - wygląda na to, że przed nami kolejna długa podróż......
 - Niezbadane są wyroki losu.... - odpowiedziała Natalia, po czym otrząsnęła się lekko - Kurcze, zaczynam już mówić jak mój brat....

Późnym popołudniem Kain zwołała wszystkich bohaterów do głównej sali pałacu. Po jakimś czasie wszyscy siedzieli już przy długim stole i czekali cierpliwie, aż Kain wyjawi im powody tej nagłej narady.
 - Powód, dla którego wezwałam tu was jest bardzo oczywisty - powiedziałą w końcu Kain, wstając z miejsca - chciałabym ustalić razem z wami dalszego działania plan.
 - Jaki niby mielibyśmy ułożyć plan?! - powiedział poirytowany Harin - nie wiemy nawet gdzie jest teraz Galion.
 - Galion znajduje się w Twierdzy czterech światów, a raczej w tym co z niej zostało - wtrącił niespodziewanie Leviathan, wpatrując się w sufit.
Kilka par oczu zwróciło się ku niemu:
 - Ale jak możesz być tego taki pewien? - zapytał Grievie
 - Reeve zaraz po ucieczce zmierzał do twierdzy i jestem prawie pewien, ze podążał tam, aby złożyć "raport" Galionowi - powiedział chłodno lev, nie zdejmując wzroku ze sklepienia sali.
 - A ten człowiek w bieli o którym mówił Reeve? - zapytałą Riki - kim on jest?
 - Myślę, ze odpowiedź poznamy, kiedy przyjdzie czas...... - powiedział tajemniczo lev.
 - A więc ustalone - wtrąciła Kain - Jutro o świcie wyruszamy. Przygotujcie się do wymarszu i zabierzcie tylko najpotrzebniejsze rzeczy.

Tej nocy niebo było rozgwiażdżone, a księżyc świecił jasno. Wszyscy byli pogrążeni w głębokim śnie..... Tylko Arien nie mogła zasnąć.W jej umyśle odbijały się echem coraz to nowsze czarne myśli. W końcu Arien wstała z łużka i wyszła na taras, żeby uspokoić trochę umysł.
 - Coś się stało, Arien - dobiegł ją głos Nicolasa, który także wyszedł na taras.
 - Ja tylko..... - zaczęła Arien przygnębionym głosem - nie jestem pewna, czy będę w stanie przejść przez ten koszmar jeszcze raz....
 - Koszmar? - zapytał trochę skołowany Nico
 - Podczas naszej podróży dwa lata temu często bałam się, że cię stracę. Często śniło mi się, że jakis demon przebija cię ostrzem na polu bitwy i zawsze budziłam się z krzykiem...... - łzy zaczęły spływać po policzku ArienKtóra po chwili opadła Nicolasowi w ramiona - Ja.... ja nie wiem, czy przeżyłabym utratę ciebie...
 - Nie ważne jak źle by nie było... Ja zawsze będę przy tobie - szepnął Nico, przytulając do siebie Arien
 - Obiecujesz?
 - Tak, obiecuję
Arien uśmiechnęła się lekko i  otarła łzy z oczu. Razem z Nicolasem położyła się do łużka i zasnęła.... ale nie był to spokojny sen. Wciąż bałą się o swego ukochanego i miała przeczucie, ze tym razem ich przeciwnik przekracza ich najśmielsze wyobrażenia......

Przepraszam za ewentualne błędy ortograficzne, bądź stylistyczne, ale popatrzcie na czas wysłania posta :meditate:

 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #123 dnia: Listopada 13, 2004, 12:12:15 pm »
lolololo imie Rubeus wydalo mi sie jakeis znajome i dopiero teraz przypomnaielm soebie ze to jest z HP XD
Niewiele po ich wyruszeniu zaczelo "lac jak z cebra", ale wiedzieli ze nie moga zawrocic wiec brenli w deszczu i blocie coraz dalej i daelj az w koncu zgubili sie w jakims lesie w ktorym chcieli znalezc schronienie:
-No swietnie. Az sie chce zyc jak sie czlowiek zgubi w "Martwym Lesie" i do tego jest tak chu*owa pogoda-warknal Harin.
-Tu przynajmniej tak nie leje-odpowiedziala DS probojac go uspokoic-ale co to jest ten "Martwy Las"?
-Wolisz nie wiedziec-odpwoiedzial z tajemniczym usmiechem Ray, a Harin parsknal smiechem.
-Z czego rzysz?! Gadaj co to za las!!!-krzykneal DS w strone Harina.
Ale Harin nie zdazyl juz wyjasnic bo uslyszeli w zaroslach cos jak warczenie psa. Potem jeszcze w innych meijscach az wokol nich zaroilo sie od obrzydliwych i zmasakrowanych stworzen prrzypominajacych psy, ktore byly "ubrane" w zbroje na grzbiecie i zblizaly sie do nich w ciasnym kregu. Byly coraz blizej i wygladalo na to ze wcale nie maja dobrych zamiarow w stosunku do naszych bohaterow:
-no to teraz chyba wiesz czym jest MARTWY LAS-powiedzial ze smutnym usmiechem Harin.
-STAC!!!-odezwal sie jakis glos i obok nich pojwaila sie postac w kapturze i bialej tunice.
W tym momencie wsyztskie "pieski" stanely jka wyrte:
-co tu duzo mowic-rzekla postac-zaden Ray, Ragham ani Leviathan was pzred nimi nie obroni. A wiec jak sie domyslacie jestem wasza jedyna szansa, ale oczywiscie mam swoje warunki.
-Mow czego chcesz-odparl Lev w swoim stylu.
-Zaniechacie swojej wyprawy i NIGDY, powtarzam NIGDY nie bedziecie jej kontynuowac. Jesli sie teraz spzreciwicie......no cuz.....dawno ich niekarmile-powiedzial ironicznym glosem wskazujac na swoje pupilki.

Czy to juz definitywny koniec teamu NSH?

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #124 dnia: Listopada 14, 2004, 02:36:24 pm »
Jedna po chwili Kain wyszła przed swoich kompanów i tak rzekła:
- Przykro mi rzec to...ale nie zawrócimy...-spojżała gniewnie na "białego"
Nieznajomy tylko się uśmiechnoł.
- Kain co ty robisz?! -krzyknoł przerażony Nicolas- przecież nie mamy szans z nimi!
Kain spojżała smutno na nich i powiedziała:
- Wy nie...ale mnie może się udać...
Po chwili naszych bohaterów okryła dziwna bariera,która nie pozwalała im z niej wyjść,jak również nie pozwalała się bestjom dostać do środka.Po chwili coś się przed nią zmaterializowało.
- Nie chciałam jej używać...ale widzę,że będę musiała jednak...
Był to czarny kij na,którym wygrawerowane były dziwne znaki,po chwili na jego obu końcach wysuneły się dwa czarne ostrza(co wyglądało jak literaz Z).Oba ostrza nie miały "gładkich boków" z obu stron były ostre i również na nich były te same znaki,które dziwnie świeciły.Jednak na "białym" nie zrobiło to wrażenia,ale na naszych bohaterach wprost przeciwnie.
-...Wiesz co to jest...i wiesz,że dzięki temu zniszczyć cię mogę...-spojżała na niego pogardliwie
Na tważy nieznajomego pojawił się jeszcze większy uśmiech.
- Co to jest?-zapytał Alojzy
- To jest Thanatos...ale wygląda inaczej niż ją ostatnio widziałem...-powiedziała Lev- czyżby Kain zabrała ją z Twierdzy?-pomyślał
Alojzy wybałuszył oczy:
- Myślałem,że to tylko mit....że ta broń nie istnieje....przecież to broń samego anioła śmierci...
- Istnieje i w dodatku jest niebezpieczna również dla posiadającego,tak potężną broń....
- W jakim sensie"niebezpieczna dla posiadającego"?-zapytała Riki
-....Ponieważ jest obusieczna...jeżeli nie potrafi się jej dobrze użyć można również zranić samego siebie....ale ona rónież po części zabiera duszę temu,kto się nią posługuje....-powiedział Lev z ledwo zauważalnym lękiem w głosie

Wszyscy staneli jak wryci.Tyle co mogli zrobić dla Kain to patrzeć...od niej dzieliła ich przecież bariera,przez którą nie mogli się przedostać.Kain czekała na ruch przeciwnika mając wyciągniętą przed sobą kosę,ale nie musiała długo czekać,nieznajomy pstryknoł tylko palcami i na jego rozkaz "psiaczki" zaczeły atakować Kain.Pierwsze dwa rzuciły się w jej stronę,ale zaraz po tym odleciały poprzecinane na pół.
- Hm...jednak cię nie doceniłem...-powiedziała "biały" z wrednym uśmiechem wyszczeżając zęby

Kain spojżała w jego stronę.Po chwili kosa w jej rękach zaczeła się kręcić i teraz wyglądała jak wirujące ostrze.Kain trzymała je tylko siłą woli.Po chwili rzuciła się na nią cała chmara nieżywych bestji.Kain z gracją unikała każdego ciosu przy czym cieła ich martwe ciała,można powiedzieć,że to jak walczyła przypominało raczej taniec niż walkę.Walka trwała długo,a jej ubywało sił.Tym razem nie zdążyła się obrucić w porę i jeden z umarłych "psiaków"zachaczył ją o ramie,robiąc przy tym płytką ranę.Kain jednak nie poddawała się tak łatwo.Przeciwników z każdym ciosem ubywało.W końcu nieznajomy się odezwał:

- Zadziwiające....hm...myślałem,że jesteście słabsi...
Jednak nie zdążył dokończyć gdyż z ledwością zdążył zauważyć,że Kain rzuciła w jego stronę kosą i ominąć ją,która po chwili zawruciła i tym razem leciała prosto na niego.Jednak ze zdziwieniem wszyscy zauwarzyli iż ją zatrzymał siłą woli,wyciągając przed ostrzę ręke,które nadal się obracało.Po jego policzku spłyneła stróżka krwi.Po chwili również zauważyli iż spod kaptura wyłoniły się platynowe pasemka włosów.Spojżał na nią swoim wzrokiem.Jego oczy były dziwnego koloru...podchodziły pod zieleń,lecz jednak nie były zielone.Miał również skośne źrenice.Uśmiechnoł się do niej po czym powiedział:
-...Jesteś pierwszą osobą,której udało się mnie zranić...dobrze więc skoro tak bardzo wam zależy na pokonaniu Galiona to daję wam wolną rękę...ale ze mną nie będzie tak łatwo...-po czym zniknoł,a wraz z nim jego pupilki

Gdy tylko puścił kosę poleciała ona dalej wbijając się w najbliższe drzewo.Bariera,którą stwożyła Kain również znikła,a ona sama podeszła do swoich toważyszy trzymając się za zranione ramię.Wszyscy stali w milczeniu,patrząc na nią z podziwem.Po chwili odezwała się Riki:
- Jesteś ranna!
- To tylko zadrapanie...nic mi nie będzie -powiedziała idąc przed siebie jednak po chwili poczuła szarpnięcie z lewej strony boku.
Gdy tylko przyłożyła tam rękę poczuła,że dotyka czegoś lepkiego i mokrego.Spojżała na swoją rękę i zobaczyła krew.
- Kiedy to się stało...-pomyślała zdziwiona,po chwili przypomniała sobie,że kiedy rzuciła w stronę nieznajomego kosą zauważyła krótki i szybki promień,który leciał w jej kierunku-...to wtedy...musiał mnie trafić kiedy się odsłoniłam...-pomyślała,po czym poczuła,że robi jej się słabo

Po chwili upadła na kolana i zanim jeszcze straciła przytomnośc poczuła,że ktoś ją złapał by nie upadła na ziemię i straciła przytomność.Miejsce w którym się znalazła nie wyglądało znajomie.Do okoła niej było ciemno,a ona stała jakby w słupie światła.Po chwili przed sobą zobaczyła trzy postacie.Po środku stał ten męższyzna w białej tunice,po jego lewej stał Reeve,a po prawej jakaś kobieta.W pierwszej chwili pomyślała,że to jej własne odbicie,lecz jednak różniło je to,że ów kobieta nie miała wzorów na ciele tak jak ona.Po chwili zoriętowała się,że to właśnie Lilian stoji przed nią i trzyma w ręce miecz z czerwonym,obusiecznym ostrzem o dziwnym krztałcie.Po chwili również między nią,a tą trujką pojawił się nie wiadomo z kąd Leviathan.Spojżał na nią i odwrócił się w stronę wroga.Po chwili Lilian podleciała do niego i przebiła go na wylot tym dziwnym mieczem.Nieżywe ciało Leviathana upadło na ziemię,a Lilian stała nad nim triumfująca.Po chwili oblizała miecz z krwi i pokazała ostrzem na Kain chlapiąc przy tym na nią krwią.
- Ty będziesz następna -powiedziała uśmiechając się szyderczo
Kain nie mogła nic zrobić,nawet krzyczeć.Po chwili poczuła ból w miejscu gdzie "biały" zadał jej cios.
Otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą niebo.Nie było już zachurzone,a ptaki pojawiały się co jakiś czas między białymi chmurami.Również powietrze zdawało się być inne.To nie mógł być już Martwy Las,za pewne już w nim nie byli.Chciała się podnieść,lecz ból nie dawał jej wstać.
- Nie podnoś się bo rana może sie otworzyć...- powiedział Ray,który siedział koło niej-...straciłaś dużo krwi,ale teraz lepiej odpoczywaj...


Pierwszy raz udało mi się napisać tak długi post jednym tchem bez zbędnego zastanawiania się :grin:  
« Ostatnia zmiana: Listopada 14, 2004, 02:39:32 pm wysłana przez YUzuriha »

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #125 dnia: Listopada 19, 2004, 06:38:45 pm »
Leviathan i Ray nalegali by powrocic do miasta i poczekac az Kain wyzdrowieje, ale ona stanowczo zaprzeczyla i powiedziala ze moze juz swoodnie chodzic a nawet walczyc. Jednak nie bylo to do konca prawda, poniwaz przy kazdym ruchu odczuwala bol, taki sam jaki poczula w tym pamietnym snie, w ktorym jej siostra zabila najblizsza jej i Levovi osobe. Postanowili zmienic cel swojej wyprawy z Galiona na Reeva. Wiedzieli ze vampir - zdrajca jest jedyna osoba, ktora moze im powiedziec cos o "Bialym". Wiedzieli ze gdy nie ma juz Wyroczni, nikt nie jest w stanie odkryc przed nimi tajemnic tego strasznego swiata. Druzyna chodzila po wsiach i miastach i wypytawala o jakies dziwne zdarzenia, bitwyy, dziwne istoty, "Bialego" i Reeva, ale nigdzie nie dzialo sie nic ciekawego. W 3-cim tygodniu poszukiwan jednak nastapil przelom. Gdy byli w malym, przydroznym zajezdzie Kain miala wizje. Zobaczyla w owej wizji twierdze czterech swiatow, w ktorej znajdowali sie: "Bialy", Galion i Reeve:
-Jest oslabiona, teraz mozemy ja sprowadzic by ozywila siostre-rzekl ze swoim szyderczmy usmiechem "Bialy".
-Dobrze Rubeusie, tego od Ciebie oczekiwalem-odparl Galion
-Jestesmy kwita!-Radosnie rzucil Rubeus i zdematerializowal sie.
-Idz po nia!-rozkazal Galion Reevowi.
-Tak jest panie!-odpowiedzial vampir i rowniez zdematerializowal sie zostawiajac Galiona samego. Gdy Reeve zniknal z Twierdzy Kain poczula straszny bol w ranie i Reeve zmaterializowal sie w karczmie.
-Witam was.....przyjaciele!-krzyknal do bohaterow i odchrzaknal znaczaco.
-Czego chcesz zdrajco?!-warknal na niego Ragham.
-Galion znow odebral mi HF i przyszedl czas zemsty. Postanowielm do was dolaczyc-powiedziala nieco nerwowym glosem Reeve.
-I co myslisz ze tak po prostu sobie przyjdziesz i powiesz ze juz ejstes z nami i wszystko zosatnie Ci przebaczone?-odpowiedzial Harin i zaczal mprzygotowywac jakies zaklecie, a wszyscy ludzie zebrani w karczmie zwrocili oczy w strone "sceny".
-Tak wlasnie mysle.
-To sie mylisz!-opdowiedzial Harin i wycelowal zakleciem w Reeva-a teraz grzecznie opusc ten lokal jesli Ci zycie mile.
-Spokojnie Harinie, on moze sie nam przydac, sam wiesz do czego-przerwal "mila konwersacje" Ray i zworcil sie w strone vampira-a teraz powiesz nam wsyztsko co wiesz o "Bialym".
-Pod jednym warunkiem-powiedzial Reeve ze zlosliwym usmiechem-Jesli mnie napoicie, dacie jakies zarcie i zaplacice za nocleg....to rano powiem wam wszytsko co wiem o Rubeusie....no i oczywiscie pozwolicie mi do was dolaczyc.
Wszystkie oczy pelne dezaprobaty zwrcily sie na Raya, a ten ze spokojem powiedzial:
-Zgoda!
-Nie......ugh....-szepnela Kain i upadla na ziemie.
Reeve usmiechanl sie zlosliwie i do konca dnia ucztowal na koszt bohaterow by w nocy wziac najdrozszy z apartamentow jakie mzona bylo znalezc w amlym przydroznym zajezdzie. W sordku nocy gdy wsyzscy juz spali, a przynajmniej tak sadzil Reeve, wyszedl na korytarz i skierowal sie do pokoju Kain. Jednak gdy byl w polwie waskego korytarza, nagle zrobilo sie strasznie zimno i przed jego oczami przyzwyczajonymi juz do ciemnosci znow zaczela pojawiac sie czern. Ciarki przeszly mu po plecach i za nim pojawilo sie jkaby niebieskie swiatlo, od ktorego bilo to przerazliwe zimno, a przed nim formowala sie jeszce czarniesjsza od ciemnosci chmura. Po chwili z obu obiektow uformowaly sie dwie postacie. "Zimny Swiatlem" okazal sie byc Leviathan, a "Czarna Chmura" Ray.
-Dokad to sie pan wybiera?-szepnal Lev i zaczal z "wystawionymi" szponami zmierzac w strone Reeva.......

chyba moj najdluzszy post odkad pisze NSH, ale i tak krotki :P
« Ostatnia zmiana: Listopada 19, 2004, 06:54:44 pm wysłana przez S&S »

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #126 dnia: Listopada 19, 2004, 09:57:15 pm »
Trochę się rozpisałam,ale co tam ^_^

Kain rozejżała się do okoła.Znów widziała to samo miejsce co poprzednim razem,ale nie oświetlało ją teraz światło i mogła się ruszać.Po chwili ktoś pojawił się przed nią.Od razu zgadła kto to był.Stał około 10 metrów przed nią.Po chwili odezwał się:
- Witaj moja droga miło cię znów widzieć....-powiedział "biały" podchodząc do niej
- Nie zbliżaj się do mnie...-mówiąc to zaczeła się cofać
- Nie chcesz dowiedzieć się prawdy?
Kain spojżała na niego pytająco.
- O czym ty mówisz....
- Wyrocznia ci nic nie mówił...o twoich rodzicach? -zapytał podchwytliwie
- Do czego zmierzasz? -odparła ze złością w oczach
Nieznajomy tylko westchnoł:
- Najwidoczniej nie....dobrze,więc...chciałbym abyś mnie tylko wysłuchała.Nie mam złych zamiarów...-powiedział podchodząc jeszcze bliżej ,teraz był od niej na odległość 5 m
- Może najpierw powiedział byś kim jesteś....-powiedziała chłodno
- Dobrze więc...Nazywam się Rubeus...i jestem twoim...ojcem... -powiedział spokojnie

Kain nie mogła uwieżyć w to co usłyszała,nie chciała dopuścić do siebie tej myśli.Po chwili Rubeus ściągnoł kaptur i pokazał swoją tważ.Wyglądał młodo,ale czemu tu się dziwić w końcu był demonem.Miał platynowe włosy sięgające koniuszkami do ramion.Grywka była tej samej długości i zakrywała większą część prawej strony twarzy.Oczy były teraz bardziej wyraźne,ale nadal nie można było odróżnić ich koloru.Spojżał na nią smutno.
- Wybacz za tę ranę,którą ci zadałem...
- ...Nie wierze...nie wierzę w to co powiedziałeś,to niemożliwe...to nie jest prawda...-mówiła Kain załamującym się głosem
Rubeus jednak nic nie powiedział,ale odsłonił lewą część klatki piersiowej na,której miał dziwny tatuaż,a dokładniej w miejscu gdzie znajdowało się serce.
- Przyjżyj się uważnie...nie przypomina ci czegoś...ty również masz w tym samym miejscu taki tatuaż...-powiedział patrząc na nią- odziedziczyłaś go po mnie...Kain...tak samo jak moc widzenia snów...i dzięki temu tu jestem...
Niestety była to prawda.Kain również posiadała taki tatuaż.Miała go od urodzenia i dobrze o tym wiedziała.Upadła na kolana i podparła się rękoma.W tej chwili przypomniała sobie wszystko co mówiła jej wyrocznia...i to co mówił teraz Rubeus zgadzało się z prawdą.
- Gdyby nie twoja matka pewnie bym nie żył...bo to ona poprosiła wyrocznie o wygnanie mnie,a nie zabicie na miejscu...
-...Dlaczego dopiero teraz...się ujawniłeś...?-zapytała spoglądając na niego
- Gdybym tylko wcześniej wiedział....Kain...twoja matka ukryła to przede mnią...jak również przed wszystkimi...wyrzekła sie ciebie tak samo jak mnie...- podszedł do niej tak blisko,że mógł jej dotknąć
Uklęknoł koło niej i spojżał prosto w oczy.
-...Ale dlaczego nas atakujesz....dlaczego chcesz zniszczyć tą planetę? -zapytała ze łzami w oczach
- Nie chcę jej niszczyć...chcę ją oczyścić...uwierz mi Kain...potrzebuję cię,byś mi w tym pomogła -położył jej ręce na ramionach-...przyłącz się do nas...
-...Wierzę ci -podniosła się z podłogi-...ale nie przyłączę się do was...wybacz mi nie mogę...ojcze.Na tej planecie istnieją osoby,które kocham...i ja zbyt mocno związana z nimi jestem...wy oboje mnie...na pastwę losu zostawiliście....byłam tyle czasu sama,aż do teraz...znalazłam bratnie dusze...i się ich nie wyrzeknę...-mówiła spokojnie
Rubeus również wstał i podszedł do Kain.
- Zapamiętaj moja droga -złapał ją za szyję,ale tak by jej nie dusić-...demony nie kochają...one pożądają i robą wszystko by to czego chcą otrzymać...ty również jesteś demonem...i ja wiem czego pragniesz...a może raczej kogo...-powiedział uśmiechając się
- Mylisz się ojcze...-odepchneła jego rękę-...ja nie jestem tylko demonem...jestem również po części aniołem...
Rubeus potrząsnoł głową nadal uśmiechając się:
- Twoja matka również była w połowie demonem moja droga...ale tylko ja o tym wiedziałem...-powiedział i po chwili zaczoł się dematerializować-...wybrałaś inną drogę...niech tak będzie...ale pamiętaj,że ja z obranej ścieżki już nie zawrócę...
- Ja również...-powiedziała chłodno Kain

Po chwili czuła,że wraca do swojego ciała gdyż poczuła ból po lewej stronie.Nie mogła go znieść i wydała z siebie krzyk.Ray i Lev jak również Reeve go usłyszeli.Przez chwilę ci pierwsi spóścili wzrok z Reeve'a co dało mu szansę na ucieczkę.Pokuj Kain znajdował się na piętrze,do którego prowadziły schody,z których wampir zeskoczył i zaczoł szybko kierować się do wyjścia.Leviathan nakazał Ray'owi by sprawdził co dzieje się z Kain,a sam udał się w pogoń za uciekinierem.Dogonił go na zewnątrz nie daleko karczmy w,której się zatrzymali.
- Do kąd się wybierasz?Mówiłem ci,że następnym razem nie zostawię cię przy życiu...-powiedział chłodno Lev zlatując przed niego
Reeve słysząc to tylko sie zaśmiał:
- Jak bardzo się mylisz Leviathanie...-mówiąc to wyszczeżył swoje kły

Po chwili koło niego pojawiła się nie wiadomo z kąd dziwna postać w czarnym płaszczu zakrywającym całe ciało i twarz.Miała również skrzydła pokryte czarnym upierzeniem.Postać spojżała na Leva i rzuciła się w jego stronę atakując.Lodowy demon bez problemu ominoł ten cios.Jednak gdy postać go zadawała,kaptur zsunoł się jej z twarzy i to co ujżał Lev zdziwiło go.Ta kobieta kogoś mu przypominała.Co prawda miała czarne włosy i oczy bez wyrazu,ale twarz miała bardzo do kogoś podobną.
- Tak Leviathanie -powiedział Reeve z szyderczym uśmiechem- ty ją znasz...i to chyba aż za dobrze...
Leviathan spojżał w jego stronę.
- Teraz jest tylko marionetką w rękach Rubeusa....on chciał ją ożywić,ale do tego była mu potrzebna Kain...z tego co się domyśliłem odmówiła mu...a to pech...-mówił nadal z wrednym uśmieszkiem na twarzy-...ja już nie służe Galionowi...on zrobił się słaby...teraz będziecie musieli walczyć z Rubeusem...PANEM I WŁADCĄ CAŁEGO WSZECHŚWIATA....MWAHAHAHAHAHAAAAA....-po czym razem z tą kobietą oboje znikneli

Ray,który miał sprawdzić co dzieje sie wpokoju Kain wpadł do środka.Kain leżała skulona na boku.Podszedł do niej i zobaczył,że rana się otwożyła i teraz mocno krwawiła.Kain jęczała z bólu i drżała.Ray próbował jakoś zatamować ranę,ale bez skutku.W końcu po paru minutach walki,jakimś cudem udało mu się zatamować krwawienie.Kain leżała teraz na plecach nie ruszając się.
- Nie mamy wyboru...z raną jest coraz gorzej...powinniśmy cię zabrać spowrotem do pałacu...-powiedział patrząc na bladą twarz Kain
-...Dobrze....ale pozwól mi teraz zostać samej....muszę przemyśleć parę spraw...-powiedziała ledwo słyszalnym głosem
Ray bez sprzeciwów wyszedł z pokoju zostawiając ją samą z myślami.


No w końcu jakiś ruch...hehe i co będzie dalej?Tego dowiemy się w następnym odcinku :grin:  

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #127 dnia: Listopada 20, 2004, 04:45:26 am »
Nie miala juz sily podtrzymywac ociezalych powiek... Znow tu stala, a przed nia Rubeus.
- Zapomnialem ci wspomniec o pewnej sprawie. Lilith jest pod moja opieka.
- Lil... Lilith?!? Przeciez ona... Co jej zrobiles?!?! - ze strachem w oczach Kain wykrzyczala do ojca.
- Powiedzmy, ze tchnalem w nia troche zycia... Ale do calkowitego ozywienia potrzebuje twojej mocy...
- Klamiesz!!! Chcesz moja moc i ograniczasz sie do takich prostackich zagran!!! Wynos sie z mojego umyslu!!! - Kain zamknela oczy i probowala sie obudzic, ale po w jej uszach zabrzmial ten sam bezbarwny glos.
- Tak sadzisz? Spytaj sie Leviathana... Zapewniam cie ze on tez baaardzo by chcial ujrzec ukochana zywa... Wszystko zalezy od ciebie, moje dziecko.
Kain zawirowalo w glowie i obudzila sie w karczmie cala zlana potem. Jak na zawolanie do pokoju wszedl Leviathan.
- Widziales Lilith?! - rzucila odrazu do niego.
- Tak... Ale ona jest martwa i nic na to nie poradzimy. - sucho starajac sie ukryc uczucia rzekl Leviathan.
- Nieprawda... Moge ja ozywic!
- Nie Kain... To tylko gierki Rubeusa. Nie mozesz mu sie poddac.
- On jest moim ojcem...
Leviathan ucichl wyobrazajac sobie co musi przezywac Kain.
- Ale nic dla mnie nie znaczy... Nie znalam go kiedy sie urodzilam, kiedy dorastalam, nigdy... Jest dla mnie normalnym przeciwnikiem i ja, Kain obiecuje ci ze go pokonam i wskrzesze twoja ukochana!!! - Z tymi slowami wstala z lozka ale palacy bol przeszyl ja w miejscu zranienia i upadla spowrotem na lozko natychmiast zapadajac w gleboki sen z wycienczenia.


Ostatnie co pamietal, to Leviathan i Lilith. Reeve lezal w jakims ciemnym pomieszczeniu. Czul jedynie bol w ramieniu. Powoli wstal i zauwazyl juz o dziwo zagajona rane po dlugim cieciu mieczem... Nie pamietal kto to zrobil. "Ale zaraz... - pomyslal - Naramiennik... Ktos najwyrazniej chce mi pomoc" - mowiac to wyszczerzyl kly. Dopiero teraz rozejrzal sie po pomieszczeniu. Wygladalo ono na wielka katedre, a posrodku widnial podest z jakas kula. Reeve podszedl blizej i zauwazyl ze w kuli strzelaja miniaturowe pioruny. Obserwowal ja z kilku stron ale wszedzie widzial to samo... Zauwazyl jednak ze to cos nie jest idealna kula... Posiada jakby dwa wgniecenia w ksztalcie dloni. Delikatnie wzial kule w rece.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!
Z gardla Reeva wydobyl sie nienaturalnie znieksztalcony krzyk. Pioruny strzelaly robiac wampirowi glebokie rany, lecz ten nie mogl oderwac dloni. Na posadzke zaczela sciekac waska struzka jego krwi, a Reeve klekajac w agonii staral sie oderwac kule. Jednak po kilkunastu sekundach wszystko sie skonczylo... Bol znikl tak szybko jak przyszedl... Reeve spojrzal na dlonie i ujrzal 2 skomplikowane znaki... W starowampirzej kaligrafii oznaczaly one
- Dusza? - sam do siebie powiedzial wampir. - Dusza... Co to ma znaczyc?!?
Zauwazajac ze na obu dloniach widnieje ten sam znak, tylko w lustrzanym odbiciu. Zlozyl rece jak wiekszosc smiertelnikow podczas modlitwy. Wokol niego pojawila sie dziwna aura, a przed nim ta sama kula z piorunami wciagajac jakby powietrze.
- Dusza... - Reeve usmiechnal sie.


Galion siedzial samotnie w Twierdzy Czterech Swiatow kiedy przed nim pojawil sie jego sluga.
- A gdzie Kain??
- Niestety ale nie udalo mi sie jej tu zaciagnac Panie...
- Ty nedzna gnido!!! Nic nie potrafisz zrobic dobrze odkad dalem Rubeusowi tego twojego Hellfire... Ale nie martw sie... Dzieki temu twoja smierc bedzie szybka i bezbolesna...
- Moglbym obiecac ci to samo Panie - wtracil wampir - ale byloby to klamstwo...
Reeve zlozyl dlonie tak aby obydwa stygmaty pokryly sie ze soba. Wokol niego znow pojawila sie ta sama aura i kula.
- Co to jest?! Przeciez masz naramiennik!!! Nie mozesz tego zrobic!!! - powiedzial zlany potem Galion.
- A widzisz go tutaj? - mowiac to sluga obejrzal sie na swoje ramie.
- Nie!!! To niemozliwe!!!
Pioruny zbiegly sie w jednym miejscu i zaczely wciagac Galiona. Po kilku sekundach bylo juz po wszystkim...
- Mam nadzieje ze twoja moc bedzie dobrze sluzyc mi i Rubeusowi, Galionie. - Reeve wyszczerzyl kly po czym zniknal zostawiajac w Twierdzy tylko gnijace juz cialo i glowe Galiona.
« Ostatnia zmiana: Listopada 20, 2004, 04:47:46 am wysłana przez Zell Dincht »
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #128 dnia: Listopada 25, 2004, 08:18:15 pm »
Hm..znów się rozpisałam...

Znów była dzieckiem.Biegła teraz przez łąkę pełną kwiatów ze łzami w oczach.Niebo było pochmurne i wiał silny wiatr.Po chwili zauważyła przed sobą dwie postacie na wzgórzu.Nie widziała wyraźnie ich twarzy,jedyne co mogła zauważyć to kontury poruszających się cieni.Walczyły ze sobą,ale po chwili jedna z nich upadła na ziemię.Kain stała bez ruchu i patrzyła na postać,która stała nad trupem.Po chwili owa postać spojżała w jej stronę,ale Kain nawet nie drgneła.Cień zaczoł się do niej zbliżać,aż w końcu był na tyle blisko,że mogła rozpoznać kim była owa postać.Okazał się nią być Leviathan...ale wyglądał on tak jak teraz.Szedł w jej stronę,a ze szponów kapała mu świeża krew.Zatrzymał się jakiś metr,może dwa przed nią.Spojżał na nią swojim zimnym wzrokiem.Po chwili zawiał silny wiatr i zrobiło się jasno.Kain zauważyła,że postać,która leży na wzgórzu jest jakaś znajoma...ale nie była pewna kto to jest.Po chwili jednak stwierdziła iż jest to Rubeus.Oczy Kain rozszeżyły się,gdyż zauważyła,że trup się podnosi...i zmierza w ich stronę.Nagle nie wiadomo z kąd pojawił się tak szybko nich i tyle co zdążyła zauważyć to stojącego przed nią Leviathana,który po chwili upadł na ziemię martwy i Rubeusa stojącego przed nią z wrednym uśmiechem.Poczuła,że ma na sobie jakąś ciecz.Otarła tważ i zobaczyła krew.Po chwili z przerażeniem spojżała na Rubeusa,który zniknoł jak wszystko inne...otwożyła powoli oczy.Odetchneła z ulgą gdy zobaczyła przed sobą sufit.Po chwili również zauważyła siedzącego koło niej Alojzego.
- Jak się czujesz Kain? -zapytał
Kain jednak nie miała siły by odpowiedzieć na to pytanie.Czuła,że nie ma w niej żadnej siły.Już samo patrzenie kosztowało ją wiele wysiłku.Po chwili świat zawirował jej w głowie,wszystko zrobiło się jakby za mgłą i straciła przytomność.
- Nie jest z nią najlepiej...-po chwili odezwał się Alojzy-...obawiam się,że jeśli nic nie zrobimy....-niedokączył
- Czy jest jakiś sposób by jej pomóc? -zapytał niepewnie Ray
-...Hm...słyszałem kiedyś o magicznym źródle,które potrafi uleczyć każdą ranę,nawet śmiertelną -odpowiedział- jeśli się nie mylę jest ono w pobliżu Lasu Jednorożców.....mam nadzieję,że nie jest ono mitem...-powiedział z przygnębieniem
- Nie mamy wielkiego wyboru....-powiedział Leviathan patrząc na Kain,która teraz była blada jak ściana
Wszyscy jeszcze tego dnia zebrali się i wyruszyli we wskazane miejsce.Kain została przeniesiona do wozu i ułożona tak by rana się więcej nie otworzyła.Na całe szczęście na swej drodze nie napotkali żadnych przeciwników.Od kąd wyruszyli z miasta mineły dwa dni.Źródła jednak nie było widać,a z Kain nie było najlepiej.Teraz nawet się nie budziła i wyglądem przypominała raczej porcelanową lalkę niż żywą istotę.Alojzy i reszta obawiała się,że jeśli nie znajdą źródła jak najszybciej Kain nie przeżyje kolejnego dnia.Gdy tracili już nadzieję,Riki i Grevie,którzy zostali wysłani na zwiady przed wozem,właśnie wracali w pośpiechu.Yowai już zdaleka coś krzyczała,ale nie było to wystarczająco zrozumiałe.Dopiero kiedy oboje dobiegli wszystko stało się jasne.Źródło jednak było i to całkiem niedaleko nich.Czym prędzej pośpieszono wóz we wskazane miejsce.Po kilku chwilach im oczom ukazał się zdumiewający widok.Przed nimi rozpościerała się tafla wody,która wyglądała jak olbrzymie lusto.Na drógiej stronie brzegu znajdował się wodospad,za którym skrywało się wejście do jaskini.
- To tam -odrzekł mister Alojzy pokazując na wejście
- Jak mamy się tam dostać? -zapytała Arien
Alojzy spojżał na Leviathana.
- Raczej nie sądzę by nam się to udało...ale Leviathan mógł by się tam dostać bez problemu...
Mag kiwnoł potwierdzająco głową i wraz z Levem skierowali się do wozu.Lodowy demon wzioł Kain na ręcę i ze słowami "niedługo wrócę" udał się na drógi brzeg.
Wejście do jaskini wyglądało dość dziwnie,nie było to raczej "typowe" wejście.Było jakby wyciete w skale,a na około niego znajdowało się obramowanie z dziwnymi znakami.Leviathan niezastanowiając się wszedł do środka rozglądając się.Po chwili spostrzegł przed sobą jakby piedestał i stojącą za nim figórę.Owa postać miała złożone dłonie do modlitwy i była zrobiona jakby z lodu.Lev zatrzymał się przed piedestałem.Nie musiał długo czekać,gdyż po chwili figóra otworzyła oczy i zaczeła się ruszać jak żywa istota.Każdy jej ruch wydawał dźwięk cichutkich dźwoneczków,który roznosił się po jaskini.Spojżała na Kain swoimi szklanymi oczami bez źrenic.Kobieta była ubrana w długą,prostą suknię,a na głowie miała coś na podobieństwo turbana z welonem.Dłonią wskazała na piedestał.
- Witaj przybyszu...jestem kryształową damą tego jeziora...wiem po co przychodzisz...nie obawiaj się,pomogę ci...-mówiła nie poruszając ustami
Leviathan powoli położył Kain na piedestale.Po chwili kryształowa dama położyła dłoń na czole Kain.
- Widzę,że nie tylko ciało jej zatrute...również umysł....
- Czy uda ci się ją ocalić?-zapytał Lev patrząc na nią
Dama spojżała na niego:
- To zależy od tego...czy ona będzie chciała wrócić....-powiedziała tajemniczo-...ja nie mogę przywrócić jej życia na siłe jeżeli ona tego nie chce....ale widzę,że tobie...bardzo zależy na tym by wróciła...-mówiąc ostatnie zdanie uśmiechneła się
Leviathan jednak nic nie powiedział tylko odwrócił wzrok.
- Umiesz czytać w myślach?
- Wybacz...to przez ciekawość...rzadko mnie tu ktoś odwiedza...ale nie buj się...chciałam tylko sprawdzić...czy naprawde zależy ci na życiu tej istoty...postaram się o to by wróciła...
Kobieta zamkneła oczy.Po chwili znalazła się w podświadomości Kain.Spojżała przed siebie i zobaczyła ją wiszącą jakby na cienkich nitkach.Zawieszona była głową w dół.Po chwili otworzyła oczy i spojżała na kryształową damę.
- Witaj Kain...-odezwała się pierwsza
- Kim jesteś? -zapytała ze zdziwieniem
- Jestem tu by ci pomóc...nie znasz mnie,ale zostałm wezwana przez twoich przyjaciół...
- Po co...ja nie potrzebuję pomocy...-powiedziała smutno spuszczając wzrok-...niczyjej...nie potrzebuję...
- Kain...jest tu ktoś kogo kochasz i czeka,aż się obudzisz...to on cię tu przyniusł...i poprosił mnie bym ci pomogła....chcesz go zawieść?
Kain spojżała na nią,a z jej oczu popłyneły łzy.
- Leviathan..-szepneła-...ja mu obiecałam,że ożywię Lilian...ale nie wiem czy mi się to uda...nawet nie wiem jak to zrobić..ja nie umiem pomóc innym...a co dopiero sobie...ja nie wiem czy powinnam...wrócić...
- Kain -powiedziała spokojnie dama- pamiętaj o tym,że nawet gdy bardzo czegoś chcemy i pragniemy z całego serca,to nie wszystko wychodzi tak jakbyśmy sobie tego życzyli...niektórych rzeczy i zbiegów wydażeń nie da się odwrócić ani ominąć...ale są przecież momęty dla,których warto jest żyć...czasami nawet na naszych własnych błędach uczymy się...by już nigdy ich nie popełnić...takie jest nasze przeznaczenie...-uśmiechneła się-...teraz możesz je zmienić...możesz umrzeć lub żyć dalej....do ciebie należy wybór...
Kain spojżała na nią.Po chwili dziwne nitki,które ją pętały znikneły,a Kain sfruneła na ziemię.Stąła teraz twarzą w twarz z damą.
- Dotrzymam danej obietnicy...ożywię Lilian i zniszczę Rubeusa...-powiedziała poważnym tonem
Kryształowa dama uśmiechneła się tylko i wyciągneła do niej rękę.
- A więc wybrałaś życie...
Kain podała jej swoją dłoń i obie po chwili znikneły.
Dama odeszła od ciała leżącej Kain i spojżała na Leviathana z uśmiechem.Rana na ciele Kain znikneła całkowicie.
- Możesz ją zabrać...niech odpoczywa...rana co prawda zagojona,ale sił jej wciąż brak....- powiedziała po czym staneła w tej samej pozycji i zamieniła się w posąg tak jak zasał ją tu Leviathan.
Nie zastanawiając się długo,Leviathan zabrał wciąż śpiącą Kain z piedestału i wyszedł z groty.Zanim zdążył dolecieć na drugi brzeg Kain otworzyła oczy.Pierwsze co napotkał jej wzrok to były niebieskie oczy Leviathana.Uśmiechneła się lekko,po czym oparła głowę na jego ramieniu.Gdy dolecieli na drugi brzeg wszyscy byli szczęśliwi,że ich misja ratownicza się powiodła.Nasi bohaterowie kierowali się teraz do miasta Cargon,by Kain odzyskała siły w swoim pałacyku.


Kurcze pisanie bez W_W jakoś mi nie idzie...zaczyna mi brakować pomysłów.W_W gdzie jesteś.... ;(  

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #129 dnia: Listopada 26, 2004, 11:15:19 pm »
Ta historia najwidoczniej toczy się własnym życiem i jak widać beze mnie także potraficie dopisać kilka świetnych pomysłów. Niemniej jednak nie przepuszczę okazjii dopisania kolejnego posta

Od powrotu naszych bohaterów do miasta Cargos minęło już około tygodnia. Kain z każdym dniem czuła się coraz lepiej i widać było, że odzyskuje chęć do zycia. Drużyna wiedziała, że niebawem trzeba będzie wyruszać w drogę..... pytanie tylko gdzie?
Słońce było już wysoko na niebie, kiedy Kain obudziła się. Rozejrzała się po pokoju rozespanym wzrokiem i pierwszym co przykuło jej uwagę była para błękitnych oczu spoglądających na nią. Kain uśmiechnęła sie i powiedziała:
 - Dzień dobry, Leviathanie. Czy mógłbyś mi powiedzieć co robisz w moim pokoju o tak wczesnej porze?
 - Dzień dobry. - odpowieział Lev - Muszę z tobą porozmawiać o.... pewnej bardzo ważnej sprawie
 - Skoro to ważna sprawa, to mogłeś mnie obudzić. - powiedziałą Kain, po czym ziewnęła
 - Nie chciałem przerywać ci snu....
 - To o czym chciałeś ze mną mówić?
 - Chodzi o Lilian... a właściwie o twoje zamiary względem niej....
Twarz Kain nagle spowarzniała
 - Co masz na myśli, Leviathanie?
 - Wiem, że chcesz przywrócić ją do życia..... I wiem, ze nie wachałabyś się poświęcić siebie dla sprawy, ale...... proszę cię, abyś porzuciła to zamierzenie.
Oczy Kain rozwarły się w zdziwieniu
 - Leviathanie.... ale ... ale co.... o co....
 - Kiedy Lilian umarła, byłem ewien, że moje uczucia umarły razem z nią. Przez pewnien czas byłem emocjonalnie martwy..... poza nienawiścią, gniewem i żalem nie odczuwałem niczego..... Nawet jeśli ją ożywisz, ona nigdy już nie będzie tą samą osobą... Jej ciało będzie zamieszkiwać inna dusza. Przez ostatnie dwa lata byłem praktycznie maszyną do zabijania... ale kiedy otrzymałem twój list, coś we mnie się zmieniło.... zrozumiałem, że muszę tu wrócić... chciałem zobaczyć cię jeszcze raz - Leviathan umilkł na chwilę i spojrzał Kain głęboko w oczy, po czym nakrył jej dłoń swoją - Ożywienie Lilian mogłoby kosztować cię życie. Już raz straciłem kogoś bardzo bliskiego i  nie chcę, żeby to się powtórzyło. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdybyś odeszła z tego świata.... . Kain, ja..... ja cię kocham.
Kain nieoczekiwanie rzuciła mu się w ramiona. Po policzkach spłynęły jej łzy radości.... Właśnie usłyszała słowa, które jakże bardzo chciała usłyszeć.
 - Ja ciebie też, kochany.

Minął następny tydzień, a Kain wróciła już do pełni sił. Można powiedzieć, ze promieniowała energią i szczęściem. Nasi bohaterowie postanoiwili kontynuować podróż. Joako cel obrali Twierdzę Czterech Światów, mając nadzieję, że znajdą tam jakiekolwiek odpowiedzi na nurtujące ich pytania.

Drużyna była w drodze już od kilku dni. Słońce świeciło wysoko nad horyzontem... Zapowiedał się kolejny przyjemny dzień.
 - Ta cała historia z Rubeusem nie trzyma się kupy. - powiedział nie stąd, ni z owąd Grievie - Ciągle coś mi nie pasuje w tej układance.
 - Mogę się mylić, ale sądzę, że Ten cały Rubeus to tylko marionetka.... pionek w większej grze - powiedział Harin
 - Możliwe... a nawet bardzo prawdopodobne - wtrącił Ray - ale....
Nikt nie dowiedział się, co Ray usiłował powiedzieć, gdyż tuż przed naszą drużyną zdematerializował się Reeve.
 - Czego tu znowu chcesz, gnojku? - zawołał oburzony Ragham
 - Chciałem wam tylko powiedzieć, że wasza wyprawa do Twierdzy jest dość bezcelowa. Galion niestety zginął śmiercią tragiczną - powiedział Reeve szczerząc kły.
 - I niby dlaczego mamy ci wierzyć? - zapytał Grievie
Reeve zdjął z pleców worek i pokazał jego zawartość bohaterom. W środku worka znajdowała się głowa Galiona
 - Wziąłem ze sobą małą pamiątjkę, na wypadek, gdybyście mi nie uwierzyli. - odrzekł Reeve po raz kolejny pokazując swoje kły. - Dysponuję yteraz mocą znacznie większą noiż poprzednio i obawiam się, że to wy będziecie moimi następnymi ofiarami
 - Chyba sobie kpisz - powiedział coraz bardziej poirytowany Ragham - Nawet gdybyś miał więcej mocy, to sam nie jesteś w stanie pokonać nas wszystkich.
 - Ja może nie - rzucił drwiąco wampir - ale moi koledzy na pewno ucieszą się ze spotkania z wami.
Powiedziawszy to, zł0ożył dłonie, tak aby oba stygmaty stykały się. Z nieba runęło w dół kilka piorunów. Stykałuy się one z ziemią w taki sposób, żeby zamknąć w "klatce" naszych bohaterów. Nagle błyskawice zaczęły wirować, coraz bardziej elektryzując powietrze. Drużyna czóła, jak zakrzywia się czasoprzestrzeń. Wiedzieli, ze za chwilę znajdą się w zupełnie nie znanym miejcu.... Nie wiedzieli gdzie, ani kiedy... ale za to bytli pewni, ze nie spotka ich tam nic miłego.
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #130 dnia: Listopada 27, 2004, 03:53:23 pm »
Byli zupelnie zszokowani tym co zobaczyli. Nie byli wstanie nawet wykrztusic slowa. Znajdowali sie w miejscu przypominajacym jakies koloseum, a oni stali na duzej okraglej arenie. Jednak byla ona dosc nietypowa, poniewaz otaczala ja bezkresna przepasc nad ktora poprowadzone byly 4 kamienne mosty poprowadzone w 4 kierunki do 4 olbrzymich, metalowych krat. Na widowni nie bylo nikogo poza kilkoma osobami w "loży honorowej". Byli to: Rubeus, Reeve, Lilian, Nieznana im blondwlosa kobieta w czarnej, krotkiej spodniczce i w rowniez czarnej, skorzanej koszuli oraz 2 mezczyzn w prostych czarnych szatach, siegajacych do ziemi. Jeden byl wyraznie bardzo stary, z siwymi wasami i rowniez siwymi, krotkimi wlosami, drugi zas wygldala na okolo 40 lat. Na jego haczykowatym nosie mial okragle okulary, w ktorych odbijalo sie slonce. Jego wlosy byly dlugie i brazowe, a jego brode zdobil lekki zarost. Wsyzscy gawedzili sobie spokojnie nie zwracajac zbyt duzej uwagi na zszokowanych bohaterow. Jednak po okolo trzech, moze czterech minutach Rubeus podszedl do krawedzi lozy i odezwal sie do bohaterow:
-Nie zalezy nam na waszym nedznym zyciu, my chcemy tylko Kain - zaczal, a bohaterowie pobledli ze strachu na sama mysl o tym jak zareaguje Leviatjan, jednak tego zamurowalo i stal jak wryty - oddajcie nam ja, a zostawimy was przy zyciu.
-Nie ma mowy! - odkrzyknal mu Alojzy.
-Czy az tak bardzo wam na niej zalezy by oddac za nia zycie? - zapytal Rubeus ze swoim zlosliwym usmieszkiem, a bohaterowie popatrzyli po sobie i zgodnym chorem odpowiedzieli:
-Tak!! - i zaczeli szykowac sie do walki.
-Nie!!! Nie pozwole byscie za mnie zgineli - krzyknela Kain - widac moim przeznaczeniem ejst smierc z rak tego glupca.
-Kain...spokojnie...nikt nie zginie - powiedzial z usmeichem na ustach Ray i mrugnal porozumiewawczo do Leviathana, a ten tylko skinal glowa.
-A wiec jak bedzie? To wasza ostania sza....
-Zamknij ryj i pokaz co potrafisz - przerwal Rubeusowi Leviathan.
-A wiec wybraliscie smierc - pwoeidzial z szyderczmy usmiechem Rubeus i skinal glowa na "piekna neiznajoma" a ta pociagnela za stojaca obok niej dzwignie. Po chwili Olbrzmie metalowe kraty zaczely sie otwierac i z tuneli, ktore zaslanialy zaczely wychodzic, znane im juz "Pieski". Z kazdej s owych krat wyszlo 7 Pieskow. Wszystkim poza Leviathanem, Rayem i Kain na widok tych kreatur zrobilo sie niedobrze, a Arien zaczela plakac, a Nicolas probowal ja uspokoic. "spokojnie" to slowa, ktore rzucil Lev zanim szepnal cos pod nosem i jedne z mostow zamarzl i zlamal sie pod ciezarem potworow. Po tym Ray rzucil kolejne zaklecie i z wyczarowanego poratlu wyszlo kilka gryfow, a Ray kazal im bronic bohaterow. Na "widowni" wsyzscy poza Lilian i Rubeusem patrzyli zaszokowani na to widowisko. Gdy gryfy probowaly zatrzymac pieski Lilian i Leviathan przenosili pozostalych do tego tunelu do ktorego juz nie bylo mostu. Gdy juz wsyzscy byli w tunelu zaczeli uciekac, sami nie wiedzieli gdzie biegna, ale wiedzieli ze jesli im sie nie uda uciec to wszyscy zgina. Biegali kretymi korytarzami i waskimi sciezkami, panowala zupe;na ciemmnosc, gdy w pewnym momencie zobaczyli swiatlo. Okazalo sie ze swiatlo przebijalo sie przez krate, ktora odgradzala ich od wyjscia. Wiedzieli ze dla Leva taka krata nie bedzie duzym problem i nie pomylili sie. Nie minela minuta i juz pwolnym krokiem zmeizali do wyjscia. Nagle zaczeli slyszec jakis tajemnicz huk. Po chwili tuz przed wyjsciem sciane cos przebilo i wywolalo ogromna chmure kurzu. Gdy chmura opadla zobaczyli ze droge do wyjscia zaslonila im "Dark Lilian". Wyciagnela miecz i zaczela isc w strone bohaterow.
-Oddajcie ja albo zginiecie - powiedziala demonicznym glosem.
-Nie masz szans z nami wszystkimi! - odkrzyknal jej pewny siebie Sayrus, a ona rzucila na niego jakies zaklecie i Sayrus stracil przytomnosc, ale Grievie przytrzynal go by nie upadl. Leviathan rzucil sie na Lilian i obezwladnil ja, jednak czul ze ma ona w sobei ogromne poklady mocy i ze nie utrzyma jej dlugo, wiec kazal kompanom uciekac. Na poczatku Kain nie chcaila sie zgodzic, ale Leviathan niemal rozkazal jej uciekac z innymi. Ostatecznie wszyscy uciekli (lacznie z Sayrsusen ktorego wyniosl Grivie), a Lilian zrzucila z siebie Leviathana z taka sila, ze udezyl w pobliska sciane i posypal sie z niej gruz. Gdy Lev sie podniosl, Lilian znow do niego podeszla i udezyla go piescia w klatke piersiowa tak ze niemal wbil sie w sciane. Po tym ciosie Leviathan upadl. Czul ze to juz koniec, ze przegral i ze zawiodl swoich towarzyszy. Ale wysilil wsyztskie swoje sily i wyszeptasl jakas formulke i zaczela bic od neigo dziwna niebieska aura, potem nastapil glosny huk i ta czesc tunelu zawalila sie na Dark Lilian i Leviathana. Tunel prowadzil na skalne urwisko, z ktorego pozostali bohaterowie patrzyli jak zawala sie wejscie do tunelu i sami nie mogli uwierzyc ze Leviathan odszedl i jzu nie wroci..............
« Ostatnia zmiana: Listopada 27, 2004, 04:10:59 pm wysłana przez S&S »

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #131 dnia: Listopada 28, 2004, 01:49:57 am »
cholera...... uśmiercili mi moje alter ego.... damn it.
- Nieeee!!! - krzyknęła Kain. Już zaczynała bieg w stronę zawalonego tunelu, kiedy Ray chwycił ją za ramię.
 - Nie, Kain..... On już nie żyje
 - To nie prawda!! - krzyknęła przez łzy - Musimy go uratować!!
 - Zrozum w końcu - krzyknął Ray - On nie żyje i nic na to nie poradzimy... Trzeba żyć dalej
 - Ale ja nie chcę... - odrzekła Kain, a jej głos zmieszał się z płaczem - ...ja nie chcę żyć dalej bez niego...
 - Przykro mi, że przrywam waszą dramatyczną konwersację - powiedział Rubeus, który nie wiadomo skąd pojawił się około 10 metrów od nich - ale pamiętaj Kain, ze moja propozycja jest wciąż aktualna..... Możesz ożywić Zarówno Lilian, jak i swojego ukochanego
 - Nie słuchaj go, Kain!! - powiedział Ragham - on blefuje... Nie daj się zwieść.
Kain spoglądała pytająco to na Rubeusa, to na resztę drużyny, po czym powiedziała
 - Jeśli istnieje choć cień szansy na to, ze uda mi się ożywić Leviathana, jestem gotowa poświęcić wszystko.....
Po tych słowach Kain zaczęła iść w stronę Rubeusa, który uśmiechnął się szyderczo. Jednak po przejściu kilku kroków Kain poczóła nagły ból z tyłu głowy. Pociemniało jej przed oczami i padła na ziemię tracąc przytomność. Została ona ogłuszona przez Raya, który wziął ją na ręce i doniósł do pozostałej części grupy
 - Nie mogę pozwolić, zebyś oddała się w ręce Rubeusa - powiedział Ray - Leviathan by mi tego nie wybaczył.
Uśmiech zniknął z twarzy Rubeusa, a jego miejsce zajął grymas gniewu.
 - A więc dobrze. Chciałem to załatwić po dobroci i pozostawić was przy życiu, ale widzę, że śpieszy wam się na drugą stronę.
Rubeus skinął głową na swoich towarzyszy stojących z boku, po czym sam zdematerializował się, odchodząc w nieznanym kierunku. Reeve wyszczerzył kły do naszych bohaterów i wyjął swój dwuręczny miecz... ale ostrze było jakieś inne niż poprzednio....
 - Dostałem od Rubeusa spowrotem swój Hellfire - powiedział wampir - a jeśli was zabiję, to na pewno pozwoli mi ożywić swoją ukochaną...... Bo w gruncie rzeczy nic do was nie mam.... ale powiedzmy, ze życie Angeline cenię bardzoiej niż wasze.
 - Reeve, gdzie twoja kultura? - wtrącił mężczyzna w okularach - Powinieneś przedstawić nas swoim znajomym
Wamopir spojrzał na niegoo pytająco, po czym wzruszył ramionami i powiedział.
 - Nie rozumiem potrzeby przedstawiania się tym, którzy są już martwi, ale jak tam chcesz - Reeve wskazał na człowieka w okulrach - ten tutaj to Ivan, nasz prywatny mistrz fechtunku. Jego kolega to Eryk i jest potężniejszym magiem niż wy wszyscy razem wzięci. A ta tutaj śliczna pani to Lyndis, najlepsza łuczniczka w tym świecie..... No ale przejdźmy do rzeczy.....
 - Żal mi ciebie... - wtrącił bez uprzedzenia Ray - zabijasz niewinnych, służysz ciemności... i jeszcze usprawiedliwiasz się swoją ukochaną... Naprawdę mi ciebie żal.... Nawet jeśli uda ci się ożywić twoją Angeline, to czy ty naprawdę wierzysz, ze będzie w stanie pokochać takiego mordercę jak ty?
 - Stul dziób!! - krzyknął Reeve, czując przepływającą po nim falę gniewu. Podniósł swój miecz i rzucił się na Ray'a. Jednak zanim zdążył dobiec, czół, ze coś chwyta go za kończyny i owija się wokół jego ciała. Zanim się spostrzegł został złapany w sidła mroku..... cienie przytrzymywały go i nie pozwalały się ruszyć
 - Jak widzisz zastawiłem na ciebie pułapkę - powiedział Ray uśmiechając się - powibnieneś panować nad emocjami... A teraz bądź grzecznym chłopcem i wypuść nas z tego świata
Reeve nie mógł uwoierzyć, ze dał się tak głupio podejść. Mruczał pod nosem jakieś przekleństwa, kiedy odezwał się Ivan.
 - Punkt dla was. Złapaliście Reeve'a w zasadzkę.... Właściwie to mozemy was wypuścić.... I tak wkrutce się spotkamy, tylko, ze my mamy czas... a wy nie.
Po tych słowach Ivan skinął porozumiewawczo na Eryka, a ten wypowiedział jakąś formułkę i świat zawirował przed naszymi bohaterami. Po krutkiej chwili znaleźli się w pałącu Kain w mieścia Cargos... Wygląda na to, ze znowu wrucili do punktu wyjścia.....

Kiedy Kain otworzyła oczy był już ranek. Usiadła na łużku i jakby dopiero teraz zdałą sobię sprawę, z oostatnich wydażeń.... Jej ukochany był martwy w ruinach jakiegoś koloseum i zdawało się, ze Rubeus w końcu dopnie swego..... Kain oparła głowę w ramionach i zaczęła płakać... Leviathana nie było już na tym świecie, a bez niego dalsze życie nie miało sensu.......
« Ostatnia zmiana: Listopada 28, 2004, 01:51:32 am wysłana przez White_wizard »
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #132 dnia: Listopada 28, 2004, 12:47:19 pm »
zanim zaczne pisac kolejny rozdzial to chcialem Cie przeprosic W_w za Leviathana, ale mialo to na celu wywolanie emocji u czytelnika by bo przeczytaniu calosci nie pwoiedzial "fajne" i zapomnail o tym. A jesli zdarzy sie cos tragicznego, dramatycznego itp to czytelnikowi na dlugo zostanie to w pamieci. Mam nadzieje ze mi wybaczysz :)
Nastepnego dnia w palacu Kain, Ray zwolal zebranie by ustalic czy warto dalej kontynuowac wyprawe. Wszyscy byli bladzi i oslabienie poniewaz tej nocy nikt nie dal rady, a nawet nie probowal zasnac. Wszyscy byli pograzeni w smutku i zalu. Wiedzieli, ze Lev byl najpotezniejszym z nich, i ze byl rowniez ich przywodca. Mimo smutku i zmeczenia wszyscy stawili sie na naradzie i zajeli swoje miejsca za stolem. Puste bylo tylko jedno miejsce, miejsce Leviathana, na ktore wszyscy patrzyli ze smutkiem i tesknota. Pierwszy odezwal sie Ray:
-Zwolalem to zebranie by ustalic z wami, czy warto dalej kontynuowac te wyprawe.
-Nie.....-odpowiedziala pustym glosem Kain.
-To samobojstwo, skoro ON zginal, to my tez nie damy rady - spokojnie powiedzial Sayrus.
-Za duzo juz wycierpielismy - dodala Arien.
-Co?! Chyba nie pozwolicie by ten smiec Rubeus, sprawil by wsyztskie nasze wysilki poszly na marne - Krzyknal Ragham i udezyl piescia w stol.
-Powinnismy go pomscic - zawtorowal Grievie.
-Glupcy!!! Chcecie sie zabic tylko po to zeby pomscic tego idiote?! - krzyknela DS.
-NIE NAZYWAJ LEVIATHANA IDIOTA - wycedzil Nicolas przez zeby i wstal wyciagajac miecz, ale Arien powstrzymala go od ataku.
-Pomyslcie - przerwal klotnie Alojzy - czemu Leviathan oddal zycie?
-B...bbbo chcail....-zaczela Kain zalamanym glosem.
-Bysmy dokonczyli nasza misje - dokonczyl za nia Ray - i nie chcial bysmy zgineli, wolal oddac wlasne zycie, tylko po to by uratowac NAS, swoich przyjaciol...- w tym moemencie glos Raya sie zalamal, pierwszy raz widzieli by Rayowi, zimnemu i poteznemu cieniowi chcialo sie plakac.
-Racja, musimy wyruszyc ponownie - powiedzial Sayrus, a ta nagla zmiana zdania sprawila ze wsyzscy przytakneli i postanowili ze nastepnego dnia wyrusza do Altrosa, by spytac by jest jakis sposob by "odbudowac" T4Ś......

krotki, ale tresciwy post :F

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #133 dnia: Listopada 28, 2004, 10:11:11 pm »
Odnoszę dziwne wrażenie, ze ta historia staje się powoli trochę zbyt bardzo melodramatyczna....
Po zakończeniu przygotowań nasi bohaterowie wyruszyli w końcu do Altrosa. Za priorytet obrali sobie Dowiedzenie się czegoś więcej o zamiarach Rubeusa... w końcu Altros pomógł im już kilka razy, więc pewnie pomoże i teraz. Większość podróży minęła w milczeniu. Najwyraźniej ponury nastrój udzielił się wszystkim bohaterom. Jednak mimo wszystko najbardziej przygnębiona zdawałą się być Kain... Ale w końcu nie ma się co dziwić, w końcu straciła siostrę i ukochanego, a na domiar złego będzie musiała zabić swojego ojca....
W końcu jednak ta nieprzyjemną ciszę przerwał Ray:
 - Zastanawiają mnie słowa, które usłyszeliśmy od Ivana... "My mamy czas, wy nie"..... Ciekawe co miał na myśli?
 - Pewnie to, że niedługo wszyscy zginiemy.... - odpowiedziała pesymistycznie Kain
 - Ech - westchnął Ray - Ja nadal uważam, ze za poczynaniami Rubeusa stoi coś znacznie większego niż jakaś tam pusta rządza zniszczenia świata.....
Ray nie zdążył dokończyć swoich rozważań, gdyż przed naszymi bohaterami, w powietrzu zaczęły pojawiać sie płomienie. Po chwili ogień uformował się w nieregularny napis: "Rubeus przesyła pozdrowienia". Zanim nasi bohaterowie się spostrzegli, byli już otoczeni przez przeciwników różnej maści, od zombi zacząwszy, na manticorach skończywszy. Ragham jako pierwszy wyjął swój topór i uśmiechnął się:
 - Wreszcie jakiś pożytek z tego Rubeusa. Dawno nie było pożądnej walki.
Powiedziawszy to, bez namysłu rzucił się do boju i pokazując dość spektakularną kolejkę kilku czystych cięć, przebił się przez pierwsze szeregi wrogów. Reszta bohaterów także bez większego zastanowienia ruszyła do boju. Nicolas wyszedł trochę z wprawy, ale nadal zręcznie zadawał przeciwnikom liczne rany cięte, unikając jednocześnie z gracją ataków wrogów. Ray używając Reki ciemności, wykreślił w powietrzu pentagram, z którego zaczęły wylatywać ostrza zrobione z cienia. Po chwili wystrzeliły w stronę wrogó przebijając większość z nich na wylot. W międzyczasie strzsły Arien niszczyły przeciwników w dalszych szeregach. Ci, którzy nie zginęli, miotali się po polu bitwy, ogarnięci płomieniami. Grievie pokazywał swój niewyczerpany wachlarz umięjętnoiści i trików szermierczych. Pozbawiając życia kolejnych przeciwników, rzucał w ich stronę stosowne epitety. Z tyłu pola nagle wybuchł potężny tajfun, będący dziełem Alojzego i Harina. Nawet nie spodziewali się, ze ich dzieło będzie w stanie wybić wrogów na taką wysokość. Karmen smagała swoim biczem coraz to nowych przeciwników, co niewątpliwie sprawiało jej przyjemność. Towarzyszyła jej także Death Scythe, która lubowała się w wyrywaniu przeciwnikom serc z piersi. Riki natomiast poruszała się pomiędzy legionami wrogów i miotała w nich potężne uderzenia wspomagane czarami.
Kiedy nasi bohaterowie walczyli, Kain stała na środku pola walki i rozglądała się beznamiętnie. Nie miała zamiaru walczyć. Wręcz przeciwnie, czekałą tylko, aż jakiś zombi podejdzie do niej i skończy jej bezsensowny żywot..... Ale jakoś nikt się nie pojawiał
 - Ironia losu - pomyślała Kain - Zawsze ktoś czycha na moje życie, ale kiedy chcę, zeby mi je odebrano, to nie ma chętnych.....
Nagle jednak jeden z potworów rzucił się w na Kain. Ona tylko spojrzałą w jego stronę i zamknęła oczy, czekając na koniec. Po chwili powietrze blisko niej przeszedł dźwięk rozcinanego ciała. Ale nie było to jej ciało.... Kain otworzyła oczy i zobaczyła, ze napastnik został zabity przez Raya, który w lewej ręce trzymał ostrze cienia.
 - Obawiam się, ze nie mogę pozwolić ci zginąć - powiedział spoglądając jej w oczy.

Po jakimś czasie walka skończyła się. Trakt, na którym toczyła się bitwa został obficie nasycony krwią zombich i innego plugastwa.... Inni podróżnicy będą go omijać szerokim łukiem przez jakiś czas...... Słońce chyliło się już ku zachodowi, a nasi bohaterowie ze względu na ogulne wyczerpanie bitwą postanowili rozbić obóz. Po jakimś czasie Kain zagadała do Ray'a:
 - Dlaczego nie pozwoliłeś mi wtedy zginąć - spytała gniewnie - przecież wiesz, że nie mam już po co żyć
 - Jeszcze za wcześnie, żebyś umarła - powiedział Ray tajemniczo - Dla dobra sprawyy musisz zyć....
 - Sprawy? ... Jakiej sprawy - spytała Kain zdezorientowana
 - Myślę, że wszystko wyjaśni się, kiedy porozmawiamy z Altrosem - odpowiedział enigmatycznie Ray, kończąc tym samym rozmowę
« Ostatnia zmiana: Listopada 28, 2004, 10:26:38 pm wysłana przez White_wizard »
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #134 dnia: Listopada 29, 2004, 01:47:56 pm »
Krótki ten post mi wyszedł...taki jakie pisałam na początku... :grin: ,ale zabrakło mi pomysłu...

Następnego dnia w południe byli już na miejscu.Altros przywitał ich w swojej twierdzy.Gdy tylko znaleźli się w jej środku Kain udała się na balkon,w tej chwili chiała być sama.W jej głowie błąkało się tyle myśli,a za razem rozpacz po Leviathanie.Oparła się łokciami o poręcz i spojżała przed siebie.
- Co mam teraz zrobić...czy to ma jakiś sens...moje dalsze istnienie...-zapytała sama siebie
Wiatr rozwiał jej długie włosy.Łzy popłyneły jej po policzkach.Objeła swoje ramiona i spóściła wzrok.Po chwili usłyszała,że ktoś do niej podchodzi,ale się nie odwruciła.Poczuła,że ktoś kładzie jej rękę na ramieniu,spojżała i zobaczyła,że to Natalia.Spojżała na Kain swoimi niebieskimi oczami i tak rzekła:
- Chciałam ci coś powiedzieć....-powiedziała tajemniczo-..może to ci nie pomoże,ale czy nie wydaje ci się,że Leviathan zginoł zbyt łatwo?
Kain spojżała na nią pytająco:
- Ale przecież..wszyscy widzieliśmy...-powiedziała łamiącym się głosem
- Posłuchaj Kain znam mojego brata...i wiem,że nie tak łatwo go pozbawić życia
-...Co masz na myśli..-mówiąc wciąż łamiącym się głosem otarła napływające łzy
-..Wydaje mi się,że on wcale nie zginoł...może to miało tak wyglądać...by wszyscy myśleli,że nie żyje...by tak myślał Rubeus...mam przeczucie,że on się gdzieś ukrył i czeka na odpowiedni momęt...nie wiem z kąd,ale wiem,że on wciąż żyje...może wyda ci się to dziwne,ale czuję jego obecność.. -powiedziała patrząc przed siebie
Kain otworzyła szerzej oczy.Może Natalia miała rację,może to miał być haczyk na Rubeusa...Po chwili podzszedł do nich Ray.
- Mnie również się tak wydaję...-powiedział- Leviathan nie poddał by się tak łatwo...-spojżał na Kain- ale teraz chodzcie,powinniśmy porozmawiać o tym z resztą drużyny...już na nas czekają..- mówiąc to skierował swoje kroki do wyjścia
Zaraz za nim poszła Natalia.Kain stała przez chwilę jeszcze na balkonie.Spojżała w niebo.
- Jeżeli wciąż żyjesz to cię odnajdę...-szepneła,po czym otarła łzy i również poszła za Ray'em i Natalią

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #135 dnia: Listopada 29, 2004, 04:45:45 pm »
Geeeeez....mialem nadzieje ze Leva nikt nie bedzie ozywail ale jak ma byc zywy to niech zyje
Gdy Leviathan otworzyl oczy, zdiwil sie bardzo, bo spostrzegl ze nie znajduje sie pod gruzami tunelu, obok trupa Lilian, ale przykuty do sciany w jakiejs brudnej, ciemnej i wilgotnej celi. Czul sie bardzo slaby i zastanwial sie jak dlugo magiczna bariera chronila go od zmiazdzenia przez skaly. Zastanwail sie tez czy jego przyjaciele dalej kontynuuja swoja wyprawe. Wprawdzie powiedzial Rayowi by ich naklonil, ale nie wiedzial czy Ray da rade. Te rozmyslania przerwal mu Rubeus, ktory wlasnie wszedl do celi w towarzystwie Reeva.
-Myslales ze jestem tak glupi jak ty i nie zorientuje sie ze to musi byc jakis trik?! - krzykanl Rubeus i splunal Levowi w twarz.
-Jestes glupi...myslisz ze mi zalezy na zyciu? - zapytal drwaicym glosem Lev.
-To moge ci je odebrac - odpwoeidzial na to Reeve i wyciagnal HF.
-Smialo, pokaz co potrafisz, ale zachowalem zimna krew wiec moze ci byc niewygodnie zlizywac ja z ziemi - zreflektowal Lev, a Reeve podbiegl i juz mial zadac ciecie gdy upadl razony zkaleciem Rubeusa.
-Do rzeczy - zaczal "Bialy" - Czemu nie chcecie mi oddac Kain, przeciez to tylko jedno marne zycie.
-Powies sie, przeciez to tylko jedno marne zycie - znow zadrwil Leviathan, na twrazy Rubeusa wyraznie zagoscil gniew.
-TY GLUPCZE!!! Nic nie rozumiesz!! Ona jest kluczem!!! - ryknal Rubeus.

i znwo krotki post :]

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #136 dnia: Listopada 29, 2004, 10:32:20 pm »
- Rozumiem więcej niż myślisz - odpowiedział spokojnie lev - Jak mniemam ma ona być kluczem do zniszczenia świata, prawda? Wybacz, ze nie w padam w panikę, ale spotkałem już wielu, którzy mieli takie same cele jak ty. Nie jesteś pierwszym megalomaniakiem który stanął mi na drodze i pewnie nie ostatnim.....
 - Czy ty naprawdę uważasz mnie za głupca? - zapytał drwiąco Rubeus - I niby do czego miałby mi być potrzebny jakiś zniszczony świat? O nie, Leviathanie.... Mam o wiele bardziej wygórowane cele niż myślisz.
 - Możliwe - odpowiedział chłodno Leviathan - Ale tak, czy siak wątpię, zeby ci się udało...
 - Mylisz się - odrzekł Rubeus, po czym się uśmiechnął - Jak narazie wszystko idzie zgodnie z moim planem.
Rubeus zdematerializował się, zabierając ze sobą Reeve'a i pozostawił Leviathana samego ze swoimi myślami.....

Tymczasem nasi bohaterowie zostali zaprowadzeni przd oblicze Altrosa i już od jakiegoś czasu dyskutowali z nim o planach dalszej podróży:
 - Wydaje mi się, ze powinniście zacząć poszukiwania od tego dziwnego koloseum - odezwał się Altros.
 - Ciekawe jak mielibyśmy to niby zrobić - zbulwersował się Ragham - Nawet nie wiemy, gdzie ono jest
 - Dość oczywiste jest, że to koloseum znajdowało się w alternatywnym świecie - zaczął "gdybać" Harin - problem w tym, że nie znamy jego dokładnej lokalizacji....
 - I sam na to wszystko wpadłeś, geniuszu? - skomentowł ironicznie Sayrus
 - Jak rozumiem, nie ma szans na powrót do tego świata, tak? - zapytał Altros
 - Tak naprawdę - odezwał się Grievie - to jedyną osobą, którą może nam teraz pomóc jest ten gnojek Reeve....
 - Wołaliście mnie? - Nasi bohaterowie obejrzeli się i zobaczyli Reeve'a stojącego w tylniej części sali
 - A ty czego tu szukasz? - zawołał Ragham
 - Podobno potrzebujecie mojej pomocy? - powiedział ironicznie wampir - A więc służę uprzejmie
Po chwili brzed drużyną pojawił się portal. Reeve wyszczerzył kły i powiedział:
 - Mój pan ma dla was pewną propozycje. To właściwie tylko mała gra i jeśli nie chcecie, to nie musicie uczestniczyć. Jednakże nagrodą główną jest uwolnienie Leviathana - tutaj wampir spauzował, oczekując reakcji słuchaczy
 - A gdzie tkwi haczyk - zapytał Alojzy?
 - Przez portal moga przejść tylko dwie osoby i jedną z tych osób musi być Kain - odpowiedział Reeve, po raz kolejny pokazując doskonały stan swojego uzębienia
 - I myślisz, ze się na to zgodzimy?! - zawołał Sajrus - Przecież ta sprawa śmierdzi pułapką na sto kilometrów!!
 - No cóż - poiwiedział Reeve, kierując się w stronę portalu - Złożyłem wam tylko propozycję. Jeśli nie chcecie, to nie.
 - Stój! - krzyknęła Kain - Jeśli to ma uratować Leviathana, to pójdę wszędzi
 - Kain!! - zawołał Altros - Przecież to szaleństwo!!
 - Nic mnie to nie obchodzi... - odpowiedziała Kain, przekraczając wrota portalu.
 - To kto idzie z nią? - zapytał Ray. Na jego pytanie nie padła jednak odpowiedź. Wszyscy zwiesili głowy... w końcu mieli za dużoi do stracenia, zeby iść na taką samobujczą misję.... - Tak też myślałem..... Niedługo wrócę - rzucił Ray przekraczając wrota portalu.

Leviathan siedział oparty o ścianę. Rozmyślał o tym co może planować Rubeus i o tym, czy jego przyjaciele przyjdą go ratować. Miał też andzieję, ze Kain nic się nie stanie do jego powrotu...
Nagle jego cela jakby się rozświetliła i lev musiał zakryć oczy przez oślepiającym światłem. Po chwili jednak śiwatło przygasło na tyle, ze lev mógł otworzyć oczy. Ku swojemu ździwieniu zobaczył przed sobą dziwną kobiecą postać. Mógł dostrzec tylko kontury ciała i twarzy, gdyż światło nie pozwalało mu zobaczyć nic poza tym.
 - Taki bezbronny... - odezwał się kobiecy głos - I pomyśleć, ze teraz mogłbym cię zabić bez żadnych trudności....
 - Czy my się znamy? - powiedział spokojnie lev
 - Ależ oczywiście, mój drogi Leviathanie - powiedziałą kobieta - Mam wobec was wszystkich pewne zamiary, ale nie zdradzę ci jakie.
 - Jak mniemam jesteś wspólniczką Rubeusa, prawda?
 - Mylisz się. Nie mam zamiaru ingerować w jego sprawy, ani grę w jaką teraz gra. Możesz być spokojny.... przynajmniej narazie.
Po tych słowach nastąpił błysk i dziwna postać zniknęła. Lev przez długi czas zastanawiał się, kto to mógł być, ale nic nie przychodziło mu do głowy... Pozostawało tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń....


Pomysł jest może banalny, ale w moim obecnym stanie świadomości, jestem w stanie wymyślić czegoś bardziej orginalnego....
 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #137 dnia: Grudnia 01, 2004, 01:29:25 pm »
Kain wraz z Ray'em znaleźli się w znanym im już koloseum.Na loży tak jak poprzednio siedzieli wszyscy,poza kobietą w bląd włosach.Pierwszy odezwał się Rubeus:
- Witam...widzę,że jednak zgodziłaś się na przybycie..-powiedział uśmiechając się wrednie- poddaj się,a my wypuścimy Leviathana.
- Najpierw chcę go zobaczyć,w przeciwnym razie odejdę! -krzykneła w ich stronę
- Jak sobie rzyczysz...-odpowiedział Rubeus- Reeve przyprować go
Wampir po chwili wrócił prowadząc przed sobą Leva.Kain gdy go zobaczyła poczuła,że ogarnia ją uczucie gniewu i żalu.Chciała do niego podbiec,lecz Ray złapał ją za nadgarstek.
- Czekaj Kain...nie mamy pewności czy go wypuszczą...-szepnoł do niej i po chwili rzekł w stronę loży- dobrze,zrobimy wymianę.Kain za Leviathana.
- Zgodza -odpowiedział Rubeus z ironicznym uśmieszkiem
- Ale..-odezwała się Kain do Ray'a
- Idź...-powiedział i spojżał na nią porozumiewawczo
Kain tylko przytakneła i ruszyła w stronę loży,z drugiej strony szedł Leviathan.Oboje szli przez całą długość koloseum i gdy mieli się już minąć Ray krzyknoł "Teraz!!!" i przed nim ukazało się dziwne przejście,z którego wyfrunoł Valkyrion.Kożystając z zamieszania Kain chwyciła Leva za rękę i oboje zaczeli biec w stronę Ray'a.Jednak na drodze stanoł im Reeve.
- Nie myśl,że tak łatwo opuścisz to miejsce!!!-mówiąc to rzucił się w ich stronę
Wokół Kain pojawiła się dziwna aura,wyciągneła przed siebie rękę i Reeve po chwili odleciał trafiony jakąś dziwną czarną energią.Stwór,którego wypuścił Ray,rzucił się w stronę loży dając tym samym naszym bohaterom szansę na ucieczkę.Kain i Lev biegli przodem przez korytarz,a tuż za nimi Ray,który trzymał się trochę dalej.Gdy oboje byli na tyle daleko by ich nie dogonili Kain otworzyła przejście,czekając jeszcze na Ray'a.
- Musi się udać...-pomyślała,a w tym samym momęcie na końcu korytarza uakazała sie kobieta w bląd włosach,której nie było w loży.
W ręku trzymała łuk i właśne wypuściła strzałę.Ray poczuł,że coś wbiło się w jego lewe ramię,ale biegł dalej.Po chwili również pojawiła się reszta przeciwników wraz z Rubeusem na czele.Kain poczuła,że słabnie i zauważyła,że portal zaczoł się kurczyć.Spojżała w stronę Rubeusa,i po chwili usłyszała w głowie głos"Kain nie walcz ze mną,bo i tak przegrasz".Jednak  skupiła się i po chwili znów pojawiła się wokół niej ta sama dziwna aura.Kain zamkneła oczy i po chwili otworzyła je.Teraz wyglądały jakoś inaczej.Zrobiły się całe czarne,energia wokół niej zaczeła falować,a tatuaż,który miała na ciele pulsował dziwnym blaskiem.Wyciągneła powoli przed siebie rękę i posłała w ich kierunku falę powietrza,ktróa odepchneła wszystkich.Ray dobiegł do nich i wszyscy troje weszli do portalu.Po chwili byli już w twierdzy Altrosa.Rubeus podniusł się z ziemi z wrednym uśmiechem:
- Wszystko idzie tak jak sobie zaplanowałem....
- Jak to,przecierz nam uciekli!!!-krzyknoł wkurzony Reeve
- Głupcze...jeszcze nie zauważyłeś...jej prawdziwa moc w końcu się obudziła...
Wieczorem gdy już wszyscy spali,Leviathan stał na balkonie i rozmyślał.Czuł się już lepiej,ale dręczyła go pewna myśl.Kim była kobieta,która pojawiła się w celi...z kąd ją znał.Tego nie mógł sobie przypomnieć.Po chwili usłyszał za sobą znajomy głos.
- Leviathanie....co tutaj robisz...powinieneś odpoczywać...-powiedziała podchodząc do niego
Leviathan spojżał na nią i po chwili powiedział:
- Kain...co to była za dziwna energia,której użyłaś by powstrzymać Rubeusa?
Kain zamyśliła i po chwili złapała Leviathana za rękę mówiąc:
-...Ja..nie wiem...może to przez złość,która ogarneła mnie wtedy...-spojżała mu w oczy-...a może to przez strach...że mogę cię znów stracić..że mogło się nie udać...że...ja mogła bym cię już nigdy więcej nie zobaczyć...-otarła napływające łzy
Leviathan przytulił ją do siebie.Jednak tej nocy nie wszyscy spali.Na końcu korytarza prowadzącego na balkon,sała Riki,Natalia i Arien.Wszystkie trzy patrzały w stronę balkonu ukrywając się za ścianą.
- To niemożliwe!!-szepneła Natalia- Jeszcze nigdy nie widziałam by mój brat okazywał jakie kolwiek uczucia...zawsze był taki zinmy..
- Ciszej bo nas jeszcze usłyszą...-mówiła Riki
- Myśle,że powinniśmy zostawić ich samych...lepiej już choćmy -ponaglała je Arien
- Co ty,to jedyna okazja,więcej już nie będzie -odpowiedziała Riki nie odwracając wzroku
Po chwili wszystkie trzy usłyszały głośnie odchrząknięcie.Obruciły się i zobaczyły za sobą Ray'a.
- A co wy tu robicie? -powiedział patrząc na nie podejżliwym wzrokiem
- Eeee....my?Nic...tylko przechodziłyśmy...-powiedziała Arien
- O tej porze i to we trzy? -powiedział uśmiechając się
- Yyyyy...właśnie już szłyśmy...-powiedziała Riki i wszystkie trzy znikneły za zakrętem w korytarzu.
Ray dotknoł swojej rany,była już zabandażowana,ale wciąż go bolała.Spojżał jeszcze w stronę,którą patrzały dziewczyny.Uśmiechnoł sie do siebie i poszedł do swojego pokoju.


Dobra..wiem,że może za wcześnie na ratowanie Leva...ale nie chciało mi się dłużej czekać :grin: ,w sumie i tak zrobiło się ciekawie...

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #138 dnia: Grudnia 08, 2004, 08:44:38 pm »
koniec tego przestoju...
Ragham spocony polozyl sie na trawie rzucajac nieopodal swoj topor. Juz od kilku dni wstawal kilka godzin wczesniej niz wszyscy i przychodzil w to miejsce trenowac. Po 5 minutach podniosl sie i znow zaczal wymachiwac orezem z okrzykiem: "Zabije tego cholernego zdrajce!!!" Jak na zawolanie przed nim pojawil sie Reeve.
- Wolales mnie?
- Taak. Dzieki tobie nie musze sie fatygowac do tej waszej smierdzacej siedziby.
- Lepiej uwazaj co mowisz... gnido.
Ragham natychmiast doszedl do pelni sil i rozjuszony zaczal szarzowac na wampira. Ten tylko szczerzac kly czekal w miejscu z wyciagnietym do przodu Hellfirem. Ragham zamachnal sie i uderzyl z calej sily w Reeva, ktory choc zdazyl sie zablokowac nie byl juz taki pewny siebie.
- No no, cwiczylo sie troche? I dobrze... Bede mial wiecej zabawy.
Teraz to on zaatakowal lecz Ragham blokowal wszystkie ataki.
- Nie jestem taki pewny, dla kogo bedzie to zabawa.
Walka rozgorzala teraz na dobre. Co chwila rozlegal sie donosny szczek topora uderzanego o miecz. Obrona przeciwnikow byla doskonala, wszystkie ataki konczyly sie na broni rywala lub przecinajac powietrze. Po chwili doszlo do silowania w zwarciu. Na twarzy wampira znow zagoscil zlowieszczy usmiech.
- To wszystko na co cie stac? A wiec dosyc juz tego przedluzania twojej agonii - powiedzial wampir po czym odepchnal Raghama i zmieniajac sie w swoja najwyzsza skrzydlata wampirza forme rzucajac Hellfire kilka metrow w bok.
- Marzyles kiedys o tym zeby troche polatac? - z tymi slowami Reeve wyciagnal pazury w kierunku przeciwnika, po czym zaczal go podnosic na kilka metrow. - Telekineza, spadek po Galionie. Podoba sie? - Wampir usmiechnal sie i zaczal miotac Raghama o ziemie i spowrotem podnosic. Po jednym z uderzen Ragham wypuscil trzymany topor i teraz juz wiedzial, ze nadchodzi jego koniec. Sluga Rubeusa zacisnal dlon w piesc duszac rywala. Po 20 sekundach ledwo zywy Ragham po raz ostatni spadl na ziemie nie bedac w stanie wykonac zadnego ruchu, a co dopiero walczyc. Reeve podszedl do niego i uniosl wysoko szpony mowiac:
- Zegnaj Raghamie.
Wampir wymierzyl cios prosto w gardlo. Jednak zaraz przed odcieciem glowy Raghamowi zatrzymal sie i powiedzial sam do siebie w myslach: "Zaraz... Co ja robie?!? Przeciez ja juz mam to co chcialem osiagnac... Mam Hellfire!!! Po co zabijac kolejne istoty... Nie, to wszystko nie ma sensu... To wszystko sprawka Rubeusa!!! Zamieszal mi w glowie i przeciagnal na swoja strone... A ja nawet nie zauwazylem ze jestem manipulowany... Dosyc tego!!!"
Reeve siegnal do kieszeni po jakas rosline i wycisnal jej soki do ust Raghama.
- Za godzine bedziesz jak nowonarodzony... - powiedzial po czym zdematerializowal sie.


Arien wlasnie jako ostatnia schodzila na sniadanie i zauwazyla ze przy stole jest jedno wolne miejsce.
- Gdzie jest Ragham? - zwrocila sie do wszystkich.
- Nie mamy pojecia... Ale nie martw sie o niego. Nie jest dzieckiem. - odpowiedzial Ray.
- A jesli cos go zaatakowalo? Lepiej to sprawdzic. Ide go poszukac. - odrzekla Arien.
- Lepiej zjedz sniadanie w spokoju... Ja sie tym zajme... - wtracil Leviathan - Spokojnie. Dam sobie rade. - dodal widzac u Arien chec protestu.
Leviathan wyszedl na zewnatrz i wbil sie wysoko w gore przeszukujac pobliskie tereny. Nagle na jego drodze stanal Reeve. Spojrzal tylko tylko na Leviathana po czym zanurkowal. Lev podazyl za nim i po chwili obaj stali naprzeciwko siebie na polanie.
- Czego tu szukasz? I co zrobiles z Raghamem? - przerwal cisze Lev.
- Spokojnie wszystko jest z nim dobrze.
- Ty jednak nie bedziesz mial takiego szczescia...
- Nie chce z toba walczyc Leviathanie.
- Nie sadzilem ze wampiry maja tak krotka pamiec... Obiecalem ci ze tym razem nie ujdziesz z zyciem.
Reeve rzucil Hellfire na ziemie po czym odrzekl:
- Teraz lepiej?
- I tak ci nie wierze. Ale moj honor nie pozwala zaatakowac bezbronnego przeciwnika. Mow czego chcesz.
- Przejrzalem na oczy. Juz nie jestem zabawka Rubeusa. Tak naprawde jedyna rzecza do ktorej dazylem bylo odzyskanie Angeline i dopiero teraz zdalem sobie sprawe ze bylem caly czas manipulowany... Mam juz Hellfire. Prawdopodobnie kiedy wroce do swojego swiata Rubeus bedzie chcial sie zemscic. I dlatego licze na was...
- Dobra dobra skoncz juz ta tania gadke. Znajac ciebie to pulapka i za chwile wyskoczy na mnie horda twoich krwiopijcow...
- Czy ty naprawde myslisz ze ja jestem takim bezuczuciowym draniem?? Ale jesli nie wierzysz mi na slowo to podaruje ci prezent. - odrzekl wampir po czym rzucil w kierunku Leviathana jakis maly przedmiot.
- Czy ty naprawde myslisz ze jestem taki naiwny by zalozyc ten pierscien?
- Rubeus poluje na to dziwna moc ktora wczoraj ujawnila Kain... Ten pierscien moze ja bezpowrotnie zaklac i tym samym uniemozliwic Rubeusowi przejecie tej mocy... Jednak bez niej Kain bedzie slaba. Wybor nalezy do was... Zaprawde zaszczytem bylo miec cie Leviathanie za przeciwnika... Zegnam. - powiedzial Reeve po czym zdematerializowal sie. Jednak tym razem nie w siedzibie Rubeusa lecz w swoim wymiarze przy Angeline...
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #139 dnia: Grudnia 10, 2004, 02:30:04 pm »
Leviathan przez chwilę wpatrywał się w pierścień, po czym schował go do kieszeni. Po chwili znów wzbił się w powietrze i po kilku minutach dotarł do małej polanki. Na jej środku siedział Ragham, trzymając w ręku swój topór.
 - Wreszcie cię znalazłem. Wszystko w porządku?  -zapytał Lev zlatując na ziemię -
 - Ten gnojek Re.... - Ragham przerwał w pół zdania - A zresztą nie ważne.... Zaraz wrócę do pałacu, a teraz chcę być sam.....
Lev zruszył tylko ramionami, po czym znów wzbił się w powietrze i poszybował w stronę dworku

Reeve zmaterializował się w dobrze znanym mu miejscu. Stał przed małym budynkiem, zniszczonym już trochę przez ząb czasu. Na około rozciągała się Zniszczona równina. Gdzieniegdzie z wyschniętej ziemi wystawał jeszcze jakiś konar, czy szczątki budynku. Reeve westchnął.... Niegdyś to miejsce było dużym miastem, a teraz przypominało raczej scenerię marnego horroru klasy B. Wampir zamknął oczy i sięgnął pamięcią wstecz. Pamiętał, że jako kiedyś mieszkał utaj. Pamiętał też, że była to wielka metropolia... pełna ludzi, gwaru.... i to właśnie tutaj poznał Angeline.... Jednak świetność miasta nie trwała długo..... Zostało najechane i doszczętnie zniszczone. Jak na ironię, jedynym budynkiem, który przetrwał był grobowiec Angeline.....
Reeve przekroczył wrota budynku i rozejrzał się. Wszystkie kąty były porośnięte grubą warstwą pajęczyn. Na środku pomieszczenia znajdowała się statuetka dwu skrzydlatych postaci, a poniżej coś na kształt misternie wykonanego sarkofagu. Reeve podszedł do niego i zdjął pokrywę. W środku leżała jego ukochana.....Długie blond włosy, białe śnieżno białe skrzydła i jasna suknia z czarnymi refleksami... Wyglądała dokładnie tak, jak w dniu ich ostatniego spotkania.
 - Nareszcie... Znów będziemy razem - pomyślał Reeve, dobywając Hellfire'a.
Ostrze zaczęło pulsować światłem wzniosło się w górę. Zatoczyło w powietrzu kilka kręgów, a jego aura przechodziła powoli na ciało Angeline. Po chwili miecz upadł z trzaskiem na marmurową posadzkę. Wampir spojrzał na Angeline, która właśnie zaczęła otwierać oczy.
 - Reeve - powiedziała po chwili niepewnym głosem - czy to ty?
Chłopak pomógł jej wyjść z sarkofagu, po czym przytulił ją do siebie
 - Tak, kochana - powiedział Reeve, a łza stoczyła się po jego policzku - teraz już na zawsze będziemy razem....
Nagle drzwi komnaty zamknęły się z hukiem.
 - Dostałeś to, czego szukałeś - przemówiła jedna z kamiennych statuetek - teraz musisz oddać coś w zamian......

o boshe... ale mi krótki post wyszedł... masakra...
 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!