Autor Wątek: Niekończąca się historia...  (Przeczytany 28165 razy)

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #60 dnia: Sierpnia 10, 2004, 08:28:35 pm »
No więc chyba pora na coś ode mnie.
Nasi bohaterowie ockneli się wszyscy razem na ołtarzu w ruinach przeznaczenia. Każdy miał już przy sobie znajomą, ale jakoś dziwnie inną broń. Nagle Grievie dostrzegł stojącego obok Ray'a.
 - Co ty tu do diabła robisz?! - zapytał Grievie - Jak przedostałeś się przez barierę?
 - Jestem cieniem - odpowiedział Ray uśmiechając się ironicznie - a cień może dostać się wszędzie.
 - Rozumiem, że to rodzaj metafory - wtrącił Alojzy. Jakby na życzenie Ray zaczął stapiać się z ziemią zamieniając się powoli w zniekształcone fragmenty cienia, po czym zmaterializował się za Alojzym.
 - wolę mówić otwarcie - powiedział Ray - ale mniejsza z tym. Stałem tutaj od dłuższego czasu i widziałem w tych portalach, jakie są wasze największe lęki... i zacząłem się zastanawiać jakie wogule są wasze motywy co do tej podróży?
 - co masz na myśli? - zapytała Riki
 - Nikt nie wybiera się na taką podróż, z nudów, ani z dobrej woli. Ludzie nie są bezinteresowni. Każdy z was ma coś do zyskania na tej podróży. Chciałbym się dowiedzieć co?
 - Moim motywem jest ironia losu - odezwał się Leviathan - przez całe życie szukałem kogoś, podobnego do mnie, kogoś, kto pomógłby mi odzyskać utraconą część człowieczeństwa, a kiedy w końcu znalazłem, ktoś mi ją doebrał.... Teraz przemierzam różne formy rzeczywistości..... może żeby ją znaleźć....a może, żeby odkupić swoje grzechy..... a może i jedno i drugie...
 - Mówisz, o tej dziewczynie z upierzonymi skrzydłami?
 - Tak....... Lilian.... ale to nieistotne. Każdy z nas ma swoje tajemnice i każdy ma swój motyw. Możemy o tym porozmawiać przy kuflu piwa, kiedy to wszystko się skończy. Teraz należy przeprowadzić rekonesans broni i ułożyć jakiś plan.
 - Zaczekaj moment - wtrącił Ray. - Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Jesteś srażnikiem, a ja wiem czym są strażnicy i jakie mają zdolności. Dobrze wiem, że mógłbyś zniszczyć Argona, gdybyś chciał.
 - Hm.... Widzę, że nie jestem jedynym wyszkolonym w sztuce.... Ale żeby się przemienić potrzebowałbym silnego impulsu nienawiści...... a pozatym już kiedyś byłem wystarczająco wściekły na przemianę.... fakt, zniszczyłem tego kogo chciałem, ale przy okazji zrównałem z ziemią pół miasta..... Dobrze wiesz, że bestii nie da się kontrolować
 - No cóż - powiedział Ray wykrzywiając twarz w ironicznym uśmiechu - Każdy wielki czyn wymaga kilku ofiar.
 - No cóż - odezwał się Leviathan - widzę, że tobie pakt odebrał więcej człowieczeństwa, niż mnie.
Przepraszam, że się wtrącam - powiedział zirytowany Alojzy - ale moglibyście przestać skakać sobie do gardeł i powiedzieć o co wam chodzi.
 - Każdy z nas ma w sobie jakąś bestie, która powiększa jego moc, kosztem utraty części swojego ludzkiego ja. Każdy z nas może przekształcić się w materialną wersję tej bestii, dając jej tym samym kontrolę. Potwór taki jest niewiarygodnie silny, ale nieobliczalny..... Ja, i zapewne Ray umiemy wzywać bestie w dowolnym momencie, ale do pierwszego przekształcenia potrzebny jest silny bodzoiec zewnętrzny....
 - ukierunkowana nienawiść, złość, żal......
 - ale nie polecam tej metody... można stracić więcej niż zyskać.
 - A czy można zamienić się więcej niż jedną formę? - zapytał Grievie
 - Zamieniamy się tylko w jedną bestie, w zależności od tego, z jakiego źródła pochodzi nasza siła i od tego dusza jakiego stwora w nas żyje. Można zamienić się w tylko jedną.......... ale jeśli jest się przyzywaczem, takim jak ja, można sprowadzić stworzenia z innych wymiarów i sprawować nad nimi kontrolę pośrednią.....
 - Myślę, że już dość gadania - odrzekł zdenerwowany lekko lodowy demon - Nie czas na pogawędki. Trzeba ułożyć plan i wypróbować nowe bronie.....

W taki sposób wyjaśniło się kilka spraw formalnych. Teraz trzeba zacząć działać ;)
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #61 dnia: Sierpnia 26, 2004, 09:21:11 pm »
hyh na poczatku obiecywalem ze jak sie rozkreci to zaczne cos pisac... dotrzymuje slowa ;)

Cala grupa zamyslila sie nad przyszlym planem. W koncu cisze przerwal Grieve:
- Argon wie gdzie jestesmy... W koncu Night Sun wie gdzie jest Twillight Moon... Wiec najlepiej poczekajmy na jego ruch gdyz na jego terenie i tak nie bedziemy miec szans..
- Wiec co mamy robic przez ten caly czas? - wtracil sie Alojzy.
- Najlepiej bedzie potrenowac nasze nowe umiejetnosci... Ktos zna jakies niebezpieczne miejsce niedaleko stad?
Zapadla cisza.
- Skoro nie, proponuje powoli kierowac sie w strone zamku Argona, napewno wysle nam kilkadziesiat grupek powitalnych zanim wyciagnie swoje najwieksze bronie.
Reszta tylko cicho przytaknela.

Szli juz kilka godzin, a nie napotkali zadnych przeciwnikow do treningu ze strony Argona. Wydawawalo sie im to bardzo podejrzane...
- A moze idziemy w zlym kierunku? - zapytala Arien.
- Chyba nie watpisz w nasze umiejetnosci kartografskie? - odpowiedzial Alojzy.
- No... Nie...
Szli dalej milczac. Aktualnie poruszali sie po czyms w rodzaju zashcnietej lawy, zapewne jej zrodlem byl rozciagajacy sie na horyzoncie wulkan. Po bardzo dlugiej wedrowce w oddali cos zauwazyli. Po podejsciu troche blizej okazalo sie ze byla ta siedzaca na czyms postac. Ubrana byla w dlugi czarny plaszcz a na plecach widac bylo olbrzymi dwureczny miecz. Bohaterowie byli juz zaledwie kilka metrow od niej jednak postac ciagle tkwila w jednej pozie wpatrujac sie w ziemie. Po podejsciu jeszcze blizej mlody, zapewne kolo 20-letni chlopak z czarnymi krotkimi wlosami i lekko czerwonawymi oczami odezwal sie:
- Mister Alojzy?
Zdziwiony Alojzy pokiwal glowa i odrzekl:
- A ciebie jak nazywaja?
- Nie mam imienia. Mowcie na mnie jak chcecie...
- Whatever... Co tutaj robisz na tym pustkowiu?
- Czekam na pana, Mister Alojzy. - odparl, po czym wstal i zaczal podazac w kierunku zamku Argona.
- Czekaj!!! Moze mi powiesz skad mnie znasz i czemu chcesz isc z nami?
Mlodzian odpowiedzial cisza, wiec Alojzy uznal dalsze starania za bezuzyteczne. Grupka wzbogacona o nowego wojownika wrocila do zmierzania w kierunku zamku Argona.


Nekst pliz
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 26, 2004, 09:31:17 pm wysłana przez Zell Dincht »
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #62 dnia: Sierpnia 27, 2004, 01:38:13 am »
No i wreszcie jakiś ruch... jeśli nie bedziemy się ociągać, to może skończymy tą historię do gwiazdki ;)

Słońce chyliło się ku zachodowi
 - Czy to są jakieś żarty - mruczał swoim flegmatycznym teonem Grievie - idziemy sobie żeby skopać tyłek siłom zła, a jakiś pajac ni w pięć, ni w dziewięć wchodzi do naszej dróżyny, nawet nie przedstawiając się....
 - Licz się ze słowami, człowieku - powiedział młodzieniec, który najwyraźniej miał bardzo dobry słuch
 - Nie chce się wtrącać, ale faktycznie jak mamy ci ufać, skoro nawet nie wiemy kim jesteś? - wtrącił Alojzy
 - Moja tożsamość nie jest w tej chwili istotna - powiedział chłodnym głosem młodzian - nie potrzebuję waszego zaufania.... wszystko wyjdzie na jaw w swoim czasie.....
 - Czy ty sobie jaja robisz? - wtrącił już wyraźnie zdnerwowany Grievie - zaraz moja klinga wyjąduje na twojej szyji. Na pewno jesteś jakimś szpiegiem Argona.
Zanim Grievie się zorientował, był powalony na ziemię, ze sztyletem przytkniętym do krtani sztyletem. Z góry spoglądały na niego czerwone oczy i złośliwy uśmiech.
 - Nie zdążyłbyś mnie zabić - dodał swoim chłodnym tonem młodzieniec.
 - Przestańcie już - wtrąciła najwyraźniej poirytowana Arien - nie ejsteśmy tu po to, aby zabijać się nawzajem. Mamy coś innego do zrobienia.
Czerwonooki uwolnił Grievie'a z uchwytu i wyprostował się. Jego twarz nie przedstawiała niczego a jego oczy wpatrywały się pusto w przestrzeń.
 - Nie ma sensu się kłucić - dodał znudzony całą sytuacją Leviathan - Nie chcesz zdradzić kim jesteś, nie musisz. Szanuję to. Jeśli jesteś z nami, to dobrze.... jeśli jesteś szpiegirm Argona.... no cóż - lodowy strażnik uśmiechnął się ironicznie - twoja dusza będzie należeć do mnie.
 - Nie rozpędzaj się tak - powiedział milczący  dotychczas Ray - Argon jednak nas nie zawiódł. Nadchodzi nasz korowód powitalny. - mówiąc to wskazał na kierunek, w którym powinien być zamek Argona. Dostrzegali tam tylko jednolitą masę, ale po chwili dało się rozróżnić ciemne sylwetki żołnieży i wyróżniających się wielkością szkieletowych dowódców. Żeby tego było mało, po chwili zza choryzontu wyłoniło się kilka batalionów jeźdźców, dosiadających Wyverny. Oprócz piechoty i "lotnictwa" zauważyli też "kawalerię. Żeby wyrazić sie precyzyjniej, byli to raczej nieumarli,  na manticorach i czymś co przypominało konie.
 - Chciałem trochę potrenować, ale to już lekka przesada - powiedział Grievie tonem, przekraczającym granicę największej ironii i sarkazmu - Nie ma to jak śmierć w takim miejscu.
 - Mamy jeszcze trochę czasu - powiedział całkiem spokojnie Nicolas - trzeba ustalić jakiś plan działania
Ray zakreślił swoją Ręką Ciemności krąg w powietrzu i wykonał nią pionowe cięcie. W powietrzu pojawiło się jakby nacięcie rzeczywistości. Nagle z drógiej strony szczeliny wyłoniła się łapa i zaczęła rozszerzać szczelinę. Po chwili cała sylwetka stworzenia była widoczna. Już na pierwszy rzut oka było widać, że to gryf. Ale ten był niezwykły. Jego upierzenie było cimniejsze niż noc, ale jednak dobrze widoczne na tle zachodzącego słońca. Jego czerwone, świetliste oczy pałały nienawiścią a orli dziób otwierał się i zamykał.
 - Co to jest? - zapytała przerażona Riki
 - To mój środek transportu - powiedział Ray - przecież mówiłem wam, że jestem przyzywaczem. Przywitajcie się z moim mrocznym gryfem.
Stwór wydał z siebie noiski dzwięk, jakby na powitanie. Ray dosiadł stwora. Jego ciemne odzienie zlewało sie z czarnymi piórami na grzbiecie gryfa.
 - No cóż - powiedział Leviathan, nie wyglądając na zbytnio zdziwionego sytuacją, po czym rozłożył swoje łuskowate skrzydła - We dwuch zajmiemy się Wyvernami....
 - Grievie, ja i..... bezimienny zajmiemy się piechotą - Powiedział Nicolas
 - A więc Riki, Arien i ja będziemy osłaniać was z tyłu - dodał Alojzy
Bezimienny młodzieniec zaśmiał się dosyć głośno.
 - Już zaczynam was lubić. Normalnie myślący człowiek uznałby to za samobujstwo, ale nie wy. Kto by się przejmował że ich jest pare setek, a nas tylko garstka - młodzieniec zdjął z pleców swój dwuręczny miecz - Na co czekamy? Chodźmy spojrzeć śmierci w oczy.
 - Czekajcie - wtrąciła zbulwersowana Riki - Czy was pogięło? Trzeba obmyślić strategię, a nie rzucać sie na nich tylko ułatwimy im sprawę.
 - Lubię improwizację - powiedział pewny siebie Leviathan
 - Uspokuj się - dodał Ray - Ci głupcy wybrali najgorszą porę z możliwych na walkę. Ciemność to żywioł mój i Nicolasa... a o zmroku każdy skrawek ziemi, każdy kawałek cienia, to potencjalne źródło energii......
Podczas wymiany zdań, przeciwnicy zbliżyli się znacznie. Nasi bohaterowie ustawili się ak, żeby każdy mógł osłaniać towarzysza i wyciągnęli swoje emanujące różnożywiołową energią bronie. Leviathan i Ray, dosiadający gryfa wzbili się w powietrze, w chwili, gdy armia wroga zaczęła tworzyć krąg wokół naszych bohaterów. Już z daleka ich szeregi zostały nieznacznie zmniejszone przez ogniste strzały Arien i zaklęcia magów. Żeby rozwiać wątpliwości związane z ilością strzał, powiem, że nie były to zwykłe strzały. Była to energia i ogień, wytwarzane przez siłę Arien. Strzały po zetkbnięci z celem lekko eksplodoiwały, pozostawiając tylko ciemnoczerwony ślad na podłożu i kilka kończyn rozrzuconych na boki. Alojzy wywołał małe tornado, które miotało przeciwników różne strony. Riki rzucała w przeciwników wielkimi skałami, poruszanymi siłą woli. Ich upadkowi towarzysszyło charakterystyczne: "plask" i dźwięk miażdżonych kości. Nieuniknienie jednak przeciwnicy zbliżali się i Nicolas, Grievie i czerwonooki chłopak rzucili się na nich. Jeden z przeciwników wychylił się z szeregu, co natychmiast przypłacił życiem, gdyż grievie przeciął jego tors na dwie części. Nicolas wirując w w wyskoku pozbawił przeciwnika głowy, a kilku stających obok zostało pozbawionych kończyn górnych. Bezimienny ustawił swój miecz poziomo i zatoczył nim pełen obrót, pozbawiając tym samym głów przeciwników z pierwszego rzędu. Z upadających na ziemię ciał pociekła strumieniami ciemnoczerwona ciecz. W górze sytuacja nie przedstawiała się tragicznie. Ray kołował, między Wyvernami, co jakiś czas wysyłając w ich stronę czarny płomień. Jeden z latających stworzeń właśnie spadł na ziemię, pozostawiając w powietrzu litru posoki, gdyż jego ciało porozcinane było przez ostrze mroku, wyczarowane przez Ray'a. Leviathan właśnie przeleciał przez jednego z większych wyvernów, zabierając mu przy tym serce. W pewnym momencuie Ray zaczął wznosić się coraz wyżej, a wokół jego laski zaczęła gromadzić się ciemnośćz otoczenia. W miejscach, z których zabrał ciemność pozostawał dziwny slad..... ni to mrok, ni to światło. Kiedy wzbił się na dużą wysokość i kula czarnego ni to piorunak kulistego, ni to wielkiego czarnego płomienia była wystarczająca, cisnął nią z całym impetem w największe zbiorowisko armii. Po zetknięciu z ziemią, kula przekształciła się w dziwną falę, rozszerzającą się w formie okręgu. Fala ta była jak ostrze i co rusz przecinała jakiś tors na dwie części, albo pozbawiała nogi, czy ręki. w Ten sposób kilka dziesiątek przeciwników, zostało "wyłączonych" z walki. Leviathan, przystanął na chwilę w jakimś pezpiecznym miejscu, aby zobaczyć, co z naszych bohaterów uczyniła furia walki. Arien nie była już zwykłą dziewczyną. Włosy kołysały się jak płomień, a całe ciało spowite było ogniem, którego kontury przypominały feniksa. Nikolas, umazany we krwi ofiar, wyglądał na totalnie zaabsorbowanego bitwą.... jak bezsumienna istota niszczył kolejnych przeciwników. Wokół jego sylwetki przebiegły czarne błyskawice. Grievie, był otoczony jasbną aurą, która pomagała mu rozkładać przeciwników... zdawało się, że nawet ten święty wojownik pała rządzą zabijanie. Alojzy miotał wściekle błyskawicami i stał w oku wywołanego przez siebie cyklonu. Riki natomiast przybrała postać człowieka z kamienia i niewrażliwa na ciosy kierowała moc ziemi w przeciwników. Leviathan spojrzał w górę, na Ray'a zabierającego duszę kolejnemu jeźdźowi i cisającego nią w innych.
 - Na pewno dobrze się bawią - pomyślał Leviathan, po czym rzucił jeszcze spojrzebie w stronę bezimiennego. Jego twarz umazana była we krwi, a oczy lśniły czerwienią. Potrafił nawet własnoręcznie wyrwać przeciwnikowi głowę razem z kręgosłupem - chyba już wiem kim jesteś naprawdę - pomyślał Leviathan, po czym spadł na ziemię i poddał się furri bitwy. Jego ciało pokryte zostało łuskam, a pazuty przylegające do nadgarstków już po chwili były całe umazane krwią i pozostawiały liczne cięcia na ciałach ofiar. Nagle ziemia zatrząsła się strasznie... lae to nie Riki spowodowała ten wstrząs... Siły wroga Nagle uciekły z pola walki, a ziemia zaczęła pękać, tworząc otwór, z którego.......


I tu kończę, bo nie chce mi się dlaej pisać  
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #63 dnia: Sierpnia 27, 2004, 04:30:07 am »
Z gory sorry za niezbyt szczegolowy opis ale gdybym sie rozpisywal to by wyszlo tego znaaacznie wiecej. Aha i takie troche to banalne ale nie bluzgajcie tylko popatrzcie na czas posta - o tej godzinie czasem sie ma takie odloty hehe. Dobra nie bede juz wiecej gadal:

Wylonil sie gigantyczny minotaur... Byl on tak gigantyczny ze cala druzyna wygladala przy nim po prostu jak karzelki... Ray z gryfem oraz Leviathan zaczeli leciec w strone glowy, Grieve i Nicolas swoimi zakrwawionymi ostrzami zaczeli kaleczyc jego nogi, a Riki, Arien i Alojzy starali sie swoimi najmocniejszymi atakami skupic na sobie uwage olbrzyma. Grieve i Nicolas robili gigantyczne szramy na jego nogach lecz najwyrazniej nie robilo to na nim zadnego wrazenia... Po chwili nieudolnego machania ostrzami staral sie zmiazdzyc ich stopa ale na szczescie byli na tyle szybcy ze udawalo sie unikac pewnej smierci. Ogniste strzaly Arien wystrzeliwane seriami takze nie poprawialy sytuacji, tak samo jak pioruny Alojzego oraz kamienie Riki. Natomiast w gorze Ray i Leviathan probowali skaleczyc go w oczy jednak wymachiwal wsciekle rekami odpedzajac sie od nich. Grieve chcial zobaczyc jak idzie reszcie wiec zagapil sie co zaraz przyplacil poteznym uderzeniem i z ogromnym impetem uderzyl w ziemie. Wygladalo na to ze nic nie zdola zatrzymac olbrzyma przed zniszczeniem druzyny i zdobycia artefaktow dla Argona. Jednak porazka Grieva wywolala w Riki ogromna zlosc. W furii wywolala ogromne trzesienie ziemii, ktore zachwialo minotaurem, jednak ciagle trzymal sie na nogach... Ze skamienialym cialem Riki zaczelo dziac sie cos dziwnego, wygladalo to jakby jeszcze twardnialo, co towarzyszylo ogromnemu bolowi Riki o ktorym swiadczyl przerazliwy krzyk. Po chwili wygladala juz jak prawdziwy golem - byla 3 razy wieksza od czlowieka i wogole nie bylo po niej widac sladu dawnej Riki. Zaczela walic zacisnietymi piescmi w podloze co wywolywalo gigantyczne trzesienie ziemi co ostatecznie doprowadzilo do upadku minotaura... Jednak po chwili sie podniosl, a Riki ogromnie wyczerpana wygladala juz normalnie i nie byla w stanie dalej walczyc. Nagle przebieglo jej przez mysl: "Co z bezimiennym?!?!" Po czym rozejrzala sie i zobaczyla ze lezy nieopodal niej i jak gdyby nigdy nic podziwia niebo. Riki wydobyla z siebie slowa:
- No tak... Najpierw chcesz sie przylaczyc a teraz nie pomagasz nam kiedy jestesmy blisko kleski!!! Zrob cos!!!
Bezimienny podniosl sie po czym odrzekl Riki:
- Musicie osiagnac wyzsze poziomy i umiec kontrolowac swa bestie jesli chcecie wygrac z Argonem. No coz... Pora dzialac.
Po czym wykonal bardzo wysoki skok w kierunku minotaura. W locie jego oczy i miecz zaswiecily krwistoczerwonym swiatlem, a ze olbrzym byl zbyt wolny bezimienny oddzielil jego glowe od korpusu za pomoca tegoz miecza. Glowa oblewajac przy okazji cale pole bitwy spora dawka krwi spadla na ziemie, a za nia takze tulow wraz z odnozami. Reszcie bohaterow po prostu odjelo mowe. Oni meczyli sie ze swoimi poteznymi broniami i robili niewielkie szkody, a on po prostu przecial cala szyje swobodnie. Nie wiedzieli czy to dzieki tej niby zwyczajnej broni czy moze dzieki mocom bezimiennego, jednak wiedzieli ze maja do czynienia z bardzo potezna istota. Z gracja opadl na ziemie po czym znow polozyl sie i wpatrywal w niebo, jednak tym razem widac bylo na czele kropelki potu. Grieve w koncu odzyskal przytomnosc. Nagle niedaleko ekipy pojawil sie sam Aragon. Wszyscy chwycili za swe bronie, lecz Aragon jakims czarem powstrzymywal ich przed zblizeniem sie do niego na odleglosc wystarczajaca do zadania smiertelnego ataku.
"No no, nie myslalem ze sobie z nim poradzicie, najwyrazniej juz niedlugo bedziecie gotowi zmierzyc sie ze mna... Spotkamy sie w moim zamku..."
Po czym najwyrazniej chcial juz zniknac ale dostrzegl bezimiennego wylegujacego sie na ziemii.
"Co?!?! Nie... To nie moze byc prawda... Tylko nie on!!!!" - powiedzial z wymalowanym strachem na twarzy po czym w koncu zniknal. W glowach druzyny kotlowala sie zapewne jedna mysl: "Kim on jest ze boi sie go nawet Aragon???" Nicolas zaraz do niego podbiegl po czym zasypal go masa pytan jednak on odpowiedzial tylko:
"Proponuje znalezc jakis nocleg gdzie moglibysmy odzyskac sile."


reszte zostawiam wam
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 27, 2004, 04:30:51 am wysłana przez Zell Dincht »
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #64 dnia: Sierpnia 27, 2004, 12:33:35 pm »
By dojsc do zamku argona musieli przemiezyc "Lodowe Gory" gdzie udalo im sie znalezc jaskinie wrecz idealna na nocleg. Nie bylo w niej prawie wogole sniegu i lodu co mogloby sie wydawac w owych gorach nie mozliwe ale bohaterow malo to obchodzilo. Rzucili sie na ziemie i wszyscy posneli jak zabici. Wszyscy poza jednym...bezimiennym. on chodzil nerwowo po jaskini i rozgladal sie swymi czerwonymi oczami dookola jakby kogos lub czegos szukal. Po okolo kwadransie nerwowego chodzenia przy wejsciu do jaskini zmaterializowal sie Argon:
-Ty nedzny zdrajco. Gdybys przylaczyl sie do MOJEJ armi dalbym Ci to czego chcesz-wycedzil przez zeby Argon.
-Alez moj drogi Argonie. Ukradles mi moj najwiekszy skarb a teraz chcesz bym dla Ciebie pracowal. I TY nazywasz MNIE zdrajca-powiedzial wyraznie zbulwersowany Bezimienny.
-Hmmmm.....a wiec rozumiem ze nie chcesz odzyskac Hellfire'a i dalej walczyc ta nedzna replika...no coz...wiec zegnaj-powiedzial Argon z ironicznym usmieszkiem i odwrocil sie w strone wyjscia z jaskini.
-POCZEKAJ!-krzyknal i natychmiast popatrzyl sie czy nie obudzil nikogo, ale wszyscy wciaz spali jak zabici-daj mi miecz a bede Ci wierny do konca zycia.
-Hehehe...wiedzialem ze sie uda. Ale nie ma tak latwo. Dostaniesz swoj miecz dopiero gdy bede pewny ze moc tego smiecia Leviathana jest w moich rekach. Gdy wykonasz swoje zadanie dostaniesz TO-w tym momencie w rekach Argona zmaterializowal sie miecz identyczny jak ten nalezacy do bezimiennego. Po chwili wraz zmieczem zdematerializowal sie sam Argon:
-Po co Ci Hellfire?-bezimienny uslyszal za soba glos Leviathana


Next Please....wreszcie cos siem rozkreca
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 27, 2004, 12:34:28 pm wysłana przez S&S »

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #65 dnia: Sierpnia 28, 2004, 12:33:06 am »
no no.... trzy posty w tym temacie na jeden dzień? Hoho....
- nie twój interes, kim jestem, ani jakie są moje sprawy - powiedział chłodno bezimienny, choć na jego twarzy pojawiło się ledwo dostrzegalne zmieszanie.
 - Nie powiedziałbym. Skoro ktoś chce mi zabrać moc, to raczej jest to moja sprawa - odpowiedział Leviathan - Argon boi się mnie, wie, że nie pochodę z tego świata i zdaje sobie sprawę z tego, że każdy kto spróbuje pozbawić mnie mocy, przyłaci to śmiercią....
 - Cały czas słuchałeś o czym mówiliśmy z Argonem?
 - powiedzmy, że moje smocze oczy widzą więcej niż inni... wiem kim, a raczej czym jesteś i wolałem mieć się na baczności. Dobrze wiesz, że Argon to tylko pionek w grze... ten Hellfire musi być dla ciebie bardzo ważny skoro tak desperacko próbujesz go odzyskać....
 - Przeczuwałem, że poznasz co we mnie siedzi - powiedział Bezimienny, uśmiechając się ironicznie - ale ty nie wiesz jak to jest stracić moc....
Leviathan odwrócił się do niego plecami:
 - Jeśli twoja moc to tylko ten miecz, to nie jesteś wart więcej niż ten kawałek metalu...
Bezimienny wziął swój miecz i rzucił się na niego, ale lodowy demon był szybki i wielka klinga zatrzymała się na skrzyżowanych pazurach:
 - Czy naprawdę tak bardzo śpieszy ci się na cmentarz... krwiopijco? - powiedział Leviathan, po czym odepchnął od siebie klingę i odrzucił kopnięciem bezimiennego. Po krótkiej wymianie ciosów dwuręczny miecz upadł na ziemię, a Leviathan trzymał swoje ostrza przy szyji bezimiennego
 - Wygląda na to, że z łowcy zmieniłem się w ofiarę
 - To nie jest miejsce gdzie i jak to sę skończy - powiedział Leviathan, po czym wyprowadził cios gołą ręką w głowę Bezimiennego....... Stracił przytomność, a kiedy się ocknął wisiał głową w dół ze sklepienia jaskini. Jego miecz leżał kilka metrów na bok.
 - Ciągle mnie zadziwiasz, smoku - powiedział Ray - jakby ktoś wyciął mi taki numer, skazałbym go na wieczne cierpienie w otchłani, a nie zawiesił do góry nogami....
 - Widziałem jak się przyglądasz cały czas. Ciekawe, co byś zrobił, jeśli to on by wygrał
Na pytanie Leviathana jedyną odpowiedzią był złośliwy uśmiech. Nagla ciszę przerwał Grievie
 - Co tu się u diabła dzieje? Nie macie innych rozrywek, niż trzaskanie się nawzajem w środku nocy?
 - Możecie mi wytłumaczyć, dlaczego nasz nowy towarzysz zwisa teraz głową w dół - wtrąciła senna jeszcze Arien
 - Nasz kolega został....hm.... zmuszony przez Argona, do zabrania mi mocy, ale jak widać, mu nie wyszło - Powiedział Leviathan, specjalnie pomijając prawdziwą naturę bezimiennego i "zdradę".
 - Jak to zmuszony?! - powiedział Grievie swoim ironicznym tonem, przeplatanym nutką irytacji - Służy Argonowi, więc musi zginąć
 - Poczekaj - zatrzymał go Leviathan - na wszystko przyjdzie czas.
 - Nie rozumiem cię  - powiedział Nicolas - rzucił się na ciebie, a ty jeszcze go bronisz?
 - Wiem co to znaczy być w jego sytuacji, kiedy przeciwnik ma coś cennego, ale - w tym momencie spojrzał się na bezimiennego - jest inna metoda dopięcia sfego
Leviathan podszedł do Czerwonookiego i przeciął trzymające go ięzy. Chłopak upadł, ale poaiwdział jeszcze po cichu
 - Nie wiem, czemu nie powiedziałeś im o mojej prawdziwej naturze, ale chyba jestem twoim dłużnikiem
 - Straciłeś zaufani innych, ale wiem jak to jest kiedy ktoś inny trzyma coś dla ciebie ważnego..... na pewno odzyskamy twojego Hellfire'a
W odpowiedzi padło tylko chłodne dzięki..... i nie wieadom jak wypadki potovczą się dalej
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #66 dnia: Sierpnia 28, 2004, 02:53:59 pm »
Nasi bohaterowie schodzili w ciszy po stromych zboczach lodowych gor. Mogli juz dostrzec rysujacy sie w dali, w dolinie smierci zamek Argona. Byl ogromny i juz z daleka mozna bylo zibaczyc ze jest otoczony fosa ktora wypelniona jest goraca lawa. Nie wiedzieli jeszcze jak sie tam dostana, ale mieli swiadomosc ze jesli IM sie nie uda, to nie uda sie nikomu. Niezreczna cisze przerwala Riki:
-Co to jest Hellfire ?-spytala.
-Niewazne-odparl spokojnie Bezimienny.
-WAZNE-wycedzil Grievie przez zacisniete zeby-najpierw sie wpraszasz do naszej podrozy potem atakujesz jednego z nas i jeszce  masz czelnosc miec jakies tajemnice ?!
-Owszem-odppowiedzial wyraznie rozbawiony zachowaniem Grieva Czerwonooki.
-TY....
-Hellfire to legendarny miecz-przerwal Leviathan Grievovi a Czeronooki popatrzyl na niego tak jak by mial znow sie na niego rzucic-tylko tyle o nim wiem.
-A wiec to ten Hellfire-wtraicil sie Alojzy-Jesli jest uzywany przez poteznego to jest najsilniejsza bronia w calym tym swieci i nasze artefakty to przy nim nedzne zabawki. Ale jesli uzywa go nieodpowiednia osoba nie jest wiele silniejszy niz zardzewialy, tepy kawalek metalu.
-To po co Beazimiennemu zardzewialy kawalek metalu?-zapytal Grieve z ironicznymn usmieszkiem.
-Po to by Cie zabic-odparl spokojnie Czerwonooki.
-Ale jest tez druga strona medalu-znow zaczal mister Alojzy-Jesli zbyt czesto uzywa sie Hellfire'a mozna sie od niego uzalznic. Miecz zaczyna przejmowac kontrole nad czlowiekiem. To prawdobodobnie stalo sie naszemu towarzyszowi.
Juz zeszli ze zbocza gor i szli przez wielka polane. Nagle prze nimi pojawily sie Death Scythe i Karmen


Mam nadzieje ze gdy Argon umrze to bedzie dopiero poczatek naszego opowiadania ;)

a tymczasem next please
 

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #67 dnia: Sierpnia 29, 2004, 05:54:47 pm »
Cytuj
Mam nadzieje ze gdy Argon umrze to bedzie dopiero poczatek naszego opowiadania
Oczywiście, że to będzie dopiero początek. A co ty myślałeś? ;)
- Czy wy naprawdę nie macie co robić? - rzucił Grievie w stronę Karmen i Death Scythe swoim spazmatycznym tonem.
 - Nie przyszłyśmy tu po ciebie, gnojku - odpowiedziała Death Scythe - mamy pewną sprawę do waszego  czerwonookiego kolegi
Uśmiechnęła się złowieszczo, po czym wyciągnęła dwuręczny miecz.
 - Oddaj mi Hellfire, szmato - powoiedział chłodno bezimienny
 - proszę bardzo - odpowiedziała Death Scythe, po czym rzuciła ostrze, obok bezimiennego, któy natychmiast wyciągnął rękę w stronę uchwytu sotrza
 - Nie bierz go - krzyknął Alojzy - napewno ciąży na nim jakiś urok
 - Nie obchodzi mnie to. W tym mieczu kryje się klucz do mego sekretu. Nareszcie będę wolny....
Chwycił miecz i po chwili jego rysy wykrzywił szyderczy uśmiech, ukazujący dłuższe niż zwykle kły. Jego oczy nabiegły wściekłą czerwienią i zdawały się pawać rządzą krwii.
 - Nareszcie wolny - powiedział bezimienny nienaturalnie niskim głosem - Przyszedła czas, żeby pozbawić was życia.
Death Scythe i Karmen stanęły obok czerwonookiego, najwyraźniej zadowolone z takiego obrotu sprawy.
 - O co tu chodzi? - zapytał a zdezorientowana Riki - Dlaczego on zmienił się tak nagle?
 - Dusza drzemiąca w broni przejęła kontrolę nad jego ciałem - odpowiedział Leviathan
 - Tak to jest, kiedy jakiś mały gówniarz chce się bawić w bohatera - powiedział Ray z wyrzutem
 - To co mamy z nim zrobić - zapytał Nicolas, wyjmując swoje dwa ostrza - chyba go nie zabijemy....
 - Jak to nie? - powiedział Grievie - Zabijemy jego i te dwie wredne baby. Przecież poradzimy sobie... jest ich tylko troje.
Jak na życzenie przed nimi pojawiła się reszta "wesołej gromady": Ragham, ze swoją wielką siekierą, Harin i jego przesiąknięta energią laska, a później Natalia, która rzuciła szydercze spojrzenie w stronę Leviathana i oczywiście Sayrus. Na samym końcy zdematerializował się Argon.
 - Widzę, że podobało wam się moja małe przyjęcie powitalne - powiedział szyderczo - szkoda, że musieliście doprowadzić do takich czystek w mojej armii, ale... - jego ton głosu nabrał powagi - już czas umrzeć, moi przyjaciele. Już dość namieszaliście w planach moich i mojego mistrza. Nie pozwolę wam iść dalej.
 - Czy to tylko moje odczucie, czy oni mają przewagę liczebną - powiedział Grievie w swoim ironicznym stylu - Cholera zawsze marzyłem, żeby umrzeć z ręki takiego gnojka, na tej wyschniętej i zbluźnionej ziemi.
 - Przestań gadać jak staruch na łożu śmierci, tylko skup się na walce - zbluzgała go Riki.
 - Czym się tak denerwujecie? - zapytał drwiąco Sajrus - mogę was zapewnić, że to będzie szybka śmierć... albo nie. W końcu ja też muszę mieć w życiu jakąś rozrywkę.
W dróżynie tylko Ray pozostał spokojny.
 - Dajcie mi 15 minut
 - Że co? - zapytał Grievie - na cholerę ci tyle czasu? I że niby mamy cię osłaniać, czy co?
Ray spojrzał porozumiewawczo na Leviathana, po czym powiedział.
 - Tak. Potrzebuję trzydziestu minut na odpowiednie zaklęcie.... To co przyzwę na pewno przechyli szalę na naszą stronę.... przynajmniej narazie.
 - Zobaczymy co da się zrobić - powiedział Alojzy.
Każdy z bohaterów trzymał w ręce swój oręż i był przygotowany na najgorsze. Pierwszy szarżę zaczął Nicolas, pałający żądzą zemsty wobec brata. Jego ostrza zawirowały w powietrzu, ale cios został odparowany przez Sajrusa
 - En garde, bracie - rzucił Sajrus szyderczo
W tym samym czasie Grievie zmagał się z Raghamem i z trudem unikał niechybnej śmierci z toporem pomiędzy oczyma. Mimo wszystko Ragham opanował nie tylko sztukę waljki toporem, ale też potrafił się nim świetnie bronił. Carmen, Death Scythe i Harin napierali na Riki i Arien, ale była to raczej walka na dystans i wymiana czarami. Alojzy i Argon walczyli na środku pola. Ich walce towarzyszyły ciągłe uderzenia piorónów i eksplozje. Leviathan natomiast spotkał się ze swoją siostrą.
 - Jak leci, braciszku - spytała drwiąco
 - kolejny piękny dzień na ratowanie świata i niszczenie twojej głupoty.
Ledwie zdążył uniknąć uderzenia pioruna, który zasugerował irytację jego siostry. Natalia zaczeła smagać go ściekle swoją włucznią, ale pazury doskonale nadają się na broń defensywną. Po chwili dołączył do nich bezimienny.
 - Chyba przyszedł czas, żebyś podzielił się ze mną swą mocą, Leviathanie - powiedział znowu nienaturalnym głosem.\
 - Nawet z tym mieczem nie jesteś w stanie mnie pokonać... jeszcze nie.
Walka oczyła się, a nasi bohaterowie stopniowo opadali z sił. Na ciele Nicolasa było już kilka płytkich cięć, od których jego ubranie zaczynało przesiąkać krwią. Ale Sajrus też zdawał się b7yć wolniejszy niż na początku. Twarz Alojzego była pokryta sadzą, a ubranie zniszczone przez eksplozje. Ale Argon też nie uśmiechał się już szyderczo. W przypadku naszych "długodystansowców", każdy zarówno Arien i Riki, jak i Karmen, Death Scythe i Harin nosili na sobie liczne rany od nieodbitych zaklęć. Walka była wyrównana, aż do pewnego momentu. Nagle z ziemi buchnął snop światła, które rozszczepiło się podążając w kierunku Argona i jego sługusów. Nachwilę nastała jasność, a kiedy oświetlenie wróciło do normy, rany wrogów zaczynały się goić, a sami przeciwnicy napełnieni byłi nową energią.
 - Jak wam się podoba - zawołał Argon - Nie pokonacie mnie na moim terenie.
 - Jeszcze zobaczymy - powiedział Ray.
Kiedy wszyscy spojrzeli w jego stronę, zobaczyli szramę w powietrzu, taką jak przy przyzwaniu gryfa, ale ciągnącą się na dziesieć metrów w górę. Nagle wrota zaczęły się otwierać i wyłoniła się pokryta białą łuską smocza głowa. Po chwili ukazały się jeszcze dwie inne: Głowa byka i orła. Później wynurzyło się ciało bestii. Stała ona na dwu muskularnych nogach, a podpierała się wielkim ogonem. Górne kończyny zakończone były pazurami, a z pleców wyrastały białe, opierzone skrzydła.
 - Przywitajcie się z moim znajomym - rzucił Ray - Nazywają go Alpha.
Alpha rzucił się na wrogów i miażdżył ich obronę. Wyrzucał ich na wszystkie strony. Nawet Argon nie był w stanie zatrzymać bestii na dłuższy czas. Korzystając z  chwili nie uwagi Leviathan walnął bezimiennego w głowę, tak żeby stracił przytomność, po czym odciągnął  go z pola walki zabierając mu Hellfire'a.
 - jeszcze mi za to podziękujesz - rzucił do bezimiennego
Alpha nadal szerzył postrach wśród wrogów. Co prawda odnosił liczne rany z rąk przeciwników, ale nie mogli się oni równać z siłą bestii. Nagle przeciwnicy zaczęli się dematerializować. Zniknęli w kierunku zamku Argona. Alpha odwrócił się w stronę naszych bohaterów i zaczął szarżować na nich. Rozniósłby ich w pył, ale Ray ponownie otworzył portal i zamknął potwora tam gdzie jego miejsce.
 - Cieniu, powiedz jak to zrobiłeś? - powiedzial Leviathan zaraz po zamknięci portalu - Tylko Omega może przyzwać Alpha'ę
Ray uśmiechnął się
 - To ja jestem tym kto posiada duszę Omegi.
Mówiąc to padł na ziemię nieprzytomny. Wszyscy spojrzeli w stronę nieprzytomnego czerwonookiego.
 - Co z nim zrobimy - zapytała Arien
 - Zostawcie go w spokoju - odpowiedział Leviathan - później wszystko wyjaśnię.
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #68 dnia: Sierpnia 29, 2004, 07:47:21 pm »
sorry za ten kawalek ze taki banalny i wogole ale tak to jakos samo wyszlo...

Leviathan poczekal az czerwonooki odzyska przytomnosc po czym oderwali sie od reszty na mala pogawedke:
- Mow po co ci ten Hellfire - spokojnym tonem zaczal Leviathan, a w odpowiedzi czerwonooki w swoim stylu odpowiedzial milczeniem.
- Mow po co go tak cholernie potrzebujesz albo zle sie to dla ciebie skonczy!!! Malo mnie nie zabiles przez ten kawalek metalu!!! - po czym przytknal pazury pod gardlo bezimiennego - Nie zapominaj ze jeszcze nie jestes w pelni sil i nie masz ze mna szans. Mow!!!
- Jesli moglbys mi wziasc te pazury spod gardla to najprawdopodobniej lepiej by mi sie mowilo - Leviathan dal czerwonokiemu wiecej swobody ale ciagle mial sie na bacznosci. - No wiec - zaczal swa opowiesc - sa dwa powody... Pierwszy: Hellfire jest legendarna bronia przeznaczona dla wampirow dzieki ktorej mozna osiagnac najwyzszy stopien wampirzej ewolucji - czarne upierzenie pozwalajace latac a oprocz tego gigantyczna moc. Jesli zdobyl bym ten miecz i opanowalbym go bylbym praktycznie niepokonany i Argona pokonalibysmy bez drgniecia powieka. Zapewne myslisz ze to nie jest wystarczajacy powod zeby ryzykowac opetanie przez miecz i przejscia na strone przeciwnika - nie mylisz sie. Ale jest jeszcze drugi powod... Jak dobrze obaj wiemy kilka lat temu Alojzy odeslal Argona z tego wymiaru, prawda? - Leviathan skinal glowa - Gdzies on musial wyladowac... Tak sie akurat stalo ze w moim wymiarze. Razem z bratem - takze wampirem toczylismy z nim dlugie boje z ktorych zawsze udawalo mu sie uchodzic zywcem pomimo ze wtedy udalo mi sie opanowac moc Hellfire. Az do pewnego dnia w ktorym okazalo sie ze moj brat przeszedl na strone przeciwnika i podstepemzabral mi Hellfire. Nie mam pojecia co sie w tej chwili z nim dzieje nigdy go juz nie widzialem od tamtego momentu, ale w kazdym razie przekazal Argonowi Hellfire. Teraz to Argon byl gora i zaczal niszczyc nasza piekna planete. Kiedy zabil moich najlepszych przyjaciol i rodzicow wyszlem na przeciw niego chociaz nie mialem najmniejszych szans. Kiedy bylem juz bardzo slaby i mial zadac ostateczny cios... - widac bylo ze czerwonooki byl bliski placzu co nie pasowalo do niego - moja....ukochana - upadl na ziemie i zaczal walic w nia piescia - ona... zaslonila mnie... i Aragon uwiezil jej dusze w Hellfirze... Argon uznal ze wieksza agonia bedzie dla mnie zycie bez niej niz smierc wiec zniknal... I... Jesli oddasz mi ten miecz moge ja uratowac... - bezimienny doslownie sie poplakal. - Jest jeszcze jedno... ona jest aniolem... a takie zwiazki sa niemozliwe w moim swiecie... wiec przybylem tutaj w nadziei ze znajdziemy spokoj... Wiem co o mnie myslisz... Zgrywam twardziela ale w glebi serca jestem jak mieczak - otarl lzy po czym podniosl sie i powiedzial - Kontynuujmy nasza wyprawe.
- Wiec teraz wiem o co chodzi... I bardzo ci wspolczuje gdyz znam to uczucie. Ale to nie znaczy ze oddam ci Hellfire, gdyz moze cie znow opanowac i przejdziesz na strone Argona. Oddam ci go dopiero jak zniszczymy Argona i niewiele bedziesz mogl sam zdzialac przeciwko nam wszystkim.
- Nie wiem jak moge ci sie odwdzieczyc. Prawie cie zabilem a ty mi jeszcze pomagasz.
Po tej krotkiej rozmowie wrocili do towarzyszy i wyruszyli w strone zamku Argona.
« Ostatnia zmiana: Sierpnia 29, 2004, 09:26:49 pm wysłana przez Zell Dincht »
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #69 dnia: Sierpnia 29, 2004, 08:47:58 pm »
Kiedy stali przed fosa z lawy za ktora wznosila sie wielka kamienna budowla Alojzy powiedzial:
-Zastanawia mnie jedna rzecz-zaczal spokojnie-kto morze byc mistrzem Argona?
-To musi byc bardzo potezna istota-odparl Grieve-ale czemu sama nas nie ziszczy?
-Nie sadze by byla to potezna istota-spokojnie powiedzial Leviathan-bo wtedy nie omieszkala by sama nas zabic, ale napewno jest jakis powod dla ktorego ktos taki jak Argon mu sluzy.
-Co to za roznica kim jest jego mistrz skoro nawet nie wiem jak wejsc do jego zamku?-powiedzial "w swoim stylu" Grieve.
-Z tym akurat nie ma problemu-powiedziala Arein by pochwili wypowiedziec zaklecie ktore sprawilo ze Lawa zniknela i pozostala po niej tylko wielka dziura.
-Vua la-powiedzial Leviathan wyczarowujac lodowy most nad dzirua po lawie.
Gdy przeszli przez most i doszli do wielkiej bramy Grieve znow odezwal sie po swojemu:
-I co zamierzacie zapukac i spytac czy zastaliscie pana Argona?
-Nie-powiedzial Ray-Argon sam na otworzy.
Jak na zyczenie pojawili sie nierozlaczni Harin z Raghmem i otworzyli brame. Wiekszosc szykowala sie do ataku ale Smok, Cien i Czerwonooki ich powstrzymali. Szli ciemnymi korytarzami i kretymi schodami az doszli  do komnaty Argona. Alojzy znal juz to miejsce. W srodku czekali juz wsyzscy znajomi naszych bohaterow. Ku zdziwieniu naszych herosowbyli bardzo bladzi i wygladali na zalamanych. Argon nawet nie potrafil popatrzec w oczy zadnemu z naszych bohaterow.


Zaczyna byc ciekawie wiec NEXT PLEASE

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #70 dnia: Sierpnia 29, 2004, 11:01:08 pm »
- Juz nawet nie oplaca nam sie walczyc bo i tak wszyscy zginiemy - zaczal Aragon.
- O czym ty mowisz? Czy tylko boisz sie nas i chcesz uniknac walki? Nie ma szans gnido juz po tobie i twoich sluzkach!!! - wykrzyczal Alojzy po czym wszyscy wyciagneli swoje bronie. Jednak natychmiast cofneli sie kiedy Aragon uniosl w gore reke na ktorej zwykle tkwil pierscien z Night Sun. Teraz go nie bylo...
- Teraz kiedy Night Sun nie jest juz w moim posiadaniu mozecie mnie zabic. I tak niedlugo wszyscy zgina wiec nie ma roznicy. Chyba ze chcecie posluchac co tu sie stalo... Zeby nie wygladalo to jak jakis podstep - ruchem dloni nakazal odejsc swoim generalom. - Teraz kiedy jestem sam bezbronny chyba mozecie juz schowac swoje bronie... Sam nie mam zadnych szans w szczegolnosci ze macie Hellfire. No wiec... slyszeliscie kiedys o demonie Galion?
Wyrazy twarzy Raya i Bezimiennego nie wygladaly juz tak pewnie... Teraz malowal sie na nich strach.
- Nie wiem czy istnieje cos potezniejszego niz ten demon - kontynuowal Argon - Jednak za pomoca Night Suna mozna przejac nad nim wladze. Otoz jesli wystarczajaco juz sie opanowalo moc Night Suna mozna wykonac rytual przywolujacy tego demona. Nie mam pojecia skad jest on przywolywany ale to miejsce pewnie jest doszczetnie zniszczone. Wiedzialem ze juz sie zblizacie i ze przyszla juz pora aby go przywolac. Niestety cos poszlo nie tak... Demon wogole mnie nie sluchal... Przed naszym szybkim koncem ustrzeglo nas tylko to, ze szybko teleportowalem go kilkaset kilometrow stad... Czyli za jakies 10 minut powinien sie tu zjawic. W kazdym razie zanim calkowicie zostal przeteleportowany wystrzelil jakis czar prosto w Night Suna... Nie zostalo z niego nic, a tak sie sklada ze tylko dzieki Night Sunie mozna odwolac bestie. Tak wiec cala nadzieja stracona... Sieje gdzies teraz spustoszenie... Ale to jeszcze nie koniec. Night Sun powstrzymywal jego zdolnosc przemieszczania sie wymiarami. Teraz kiedy ja znow odzyskal nie ma juz bezpiecznego wymiaru. Wszystko niedlugo zostanie zniszczone...
- To wszystko przez ciebie!!! - Wsciekly Leviathan rzucil sie na Argona, ktory nawet sie nie bronil i odcial mu swymi pazurami glowe.
- I co my teraz zrobimy? - zapytala drzacym glosem Arien.
- Musi byc jeszcze jakas nadzieja... Musimy ulozyc jakis sensowny plan. -odpowiedzial starajac sie zachowac spokoj Nicolas.


NEKST PLIZ
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #71 dnia: Sierpnia 30, 2004, 10:33:18 am »

-TY SKONCZONI IDIOTO!!!-ryknal czerwony ze zlosci Ray na Leviathana-ARGON MOGLBY NAM TERAZ BARDZO POMOC, A TY GO ZABILES!!!!
-Zasluzyl na smierc-spokojnie powiedzial Smok-a poza tym bez kamienia NS byl nikim.
W tym momencie do sali wkroczyli ponownie sludzy Argona, widocznie nie zaskoczeni tym ze ich pan jest troszke nizszy i lezy martwy na ziemi.
Harin wystapil przed reszte generalow:
-Jest tylko jedna szansa ratunku dla nas i dla calego wszechswiata.
-Mianowicie?-odparl Alojzy.
-Musimy polaczyc sily-padla odpowiedz-jesli to zorbimy to, bardzo mala, ale jest sznasa na zniszczenie Galiona.
-Nigdy-warknal Grieve-nie ma mowy zebym sie do nich przylaczyl.
-Nie chcesz nie musisz, ale My idziemy...prawda?-spytal "swoich ludzi" z nadzieja w glosie Alojzy.
-....tak-odparli jakos bez zapalu.
-Wiec trzeba obmyslic jakis paln-powiedzial Czerwonooki.
-Jedna chwila-przerwal mu Alojzy i skierowal twarz w strone Harina-kto jest panem Argona?
-Stworca Argona-powiedzial Harin-Jest to bardzo potezna istota, ale z tego co mowil Argon jest uwieziona w nie istniejacym juz NS. Dzieki mocy Galiona pan argona mial zostac wyswobodzony, ale co sie stalo to wiecie. Uprzedze nastepne pytanie jak sie kontaktowali z Argonem. Nie wiem ale podejrzewam ze telepatycznie.
-Dobra ale co z planem....
Bylo juz za pozno. Zamek Argona zaczynal sie walic,a nasi bohaterowie nawet nie zobaczyli kiedy Galion go zaatakowal. Czy to juz koniec, czy Alojzy i reszta druzyny musza zginac w takich okolicznosciach?

Na to pytanie poznacie oidpowiedz w nastepnym odcinku ;)

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #72 dnia: Sierpnia 31, 2004, 03:05:32 am »
- cholera - powiedział swoim bardzo "radosnym" tonem Grievie - zawsze marzyłem, żeby zginąć w takim miejscu z ręki jakiegoś wielkiego gnojka
 - Mówisz to już trzeci raz w przeciągu kilku dni - odpowiedziała zirytowana Riki - czy ty musisz ciągle tak zawodzić? Zaczynam się zastanawiać, co mi do łba strzeliło, żeby iść w tą podróż razem z tobą.
Tymczasem zamek trząsł się coraz badziej. Kamienie osadzone w murach zaczynały spadać na ziemię, a ziemia pod zamkiem otwierała się.
 - Nie żebym coś sugerował - powiedział niespokojnie Harin - ale musielibyśmy się z tąd wynosić. I TO JUŻ
Wszyscy rzucili się w kierunku wyjścia, o włos unikając śmierci pod walącymi się kamieniami. Na miejscu został tylko Leviathan.
 - Pośpiesz się - zaeołał Nicolas
 - mam jeszcze coś do zrobienia, spotkamy się na zewnątrz - powiedział lodowy demon, po czym rozpostarł skrzydła i wzbił się w powietrze, z wielką gracją unikając spadających kamieni. Wszyscy inni po drodze do wyjścia mieli prawdziwe szczęście, że udało im się wymknąć z ruin zamku i ominąć śmierć szerokim łukiem. Na zewnątrz wszyscy patrzyli na zgliszcza zamku, ale nigdzie nie było śladu Galiona, ani Leviathana.
 - Czy wszyscy cali? Gdzie jest Leviathan - rzuciła Arien rozglądając się dookoła
 - powiedział, że musi coś załatwić, ale nie wiem co - odpowiedział Nicolas, po czym podszedł do Arien i uściskał ją, jakby bał się że już jej więcej nie zobaczy.
 - I gdzie jest ten cholerny Galion - zapytał rozzłoszczony Grievie
 - Uciekł, kiedy zobaczył moją siekierę - zażartował Ragham, co spotkało się ze zdenerwowanym spojrzeniem Grievie'a
Nagle z przestworzy "spadł " leviathan. Wylądował na ziemi obok towarzyszy, ale był wyraźnie poharatany.
 - Gdzieś ty był? - zapytał zbulwersowany Alojzy
Leviathan uśmiechnął się tylko i po chwili dodał
 - bawiłem się trochę z naszym zwierzaczkiem
 - jakim zwierzaczkiem? - zapytał Sayrus - czy ty z nas robisz głupców. Mów o co ci chodzi
 - Mam dwie wiadomości. Złą i bardzo złą. Tak się składa, że to coś co zburzyło zamek jest teraz pogrzebane w ruinach. zwabiłem zwierzaczka w jego własną pułapkę. Zła wiadomość, to ta, że to co tam leży nie jest Galionem, a bardzo zła, to ta, że zaraz wygrzebie się, zawoła swego pana i bedziemy musieli stawić im czoła
 - Nie ma to jak brawura, braciszku, czyż nie? - dodała Natalia uśmiechając się ironicznie
W tym momencje z ruin coś zaczęło się wynurzać. Powoli wielkie głazy ustępowały i zsówały się. Zaczęła pojawiać się monstrualna sylwetka. Gdy kurz opadł ich oczom ukazał się dziwny widok. To co wyłoniło się z pod grózów, wyglądało jak lew. Ale nie było to zwykłe zwierze, tylko mierzące ok10 metrów monstrum. Jego sierść miała fioletowy odcień, a oczy były puste i połyskiwały bielą. Na ciele bestii znajdowały się fragmenty jakby-zbroi. Zwierzę miało opancerzone łapy, kawałek głowy, torsu i pleców. Z pleców potwora wystawały dwa potężne, ustawione blisko siebie działka. Cały potwór zdawał się być zmechanizowanym cyborgiem.
 - Jak miło - powiedział Ray - Czy wiecie kogo tu mamy?
 - To chyba oczywiste - rzucił Ragham - to jest Galion
 - Nie - powiedział Ray. Ten stwór, którego przyzwałem w ostatniej bitwie, Alpha, jest bratem tego, korego widzimy tutaj.... a raczej tego, co z niego zostało.... przywitajcie się z Gamma'ą.
 - Jak to - powiedziała Karmen - To gdzie jest Galion?
 - Jak sądzę, jest to ten, który dosiada Gammy.
Wszyscy spojrzeli w górę i zobaczyli młodzieńca dosiadającego tego wielkiego lwa. Jego oczy były filetowe i pawały nienawiścią. Jdgo tors, zakrywał pancerz, a po plecach spływała peleryna, ozdobiena wizerunkiem lwa. Młodzieniec uśmiechał się ironicznie do przypatrujących się mu bohaterów. Nagle poklepał lwa po pysku, na co bestia nachyliła isę i młodzian zeskoczył stając w milczeniu przed bohaterami. Ragham i Grievie rzucili się na niego z okrzykiem "Giń ścierwo", ale nie dobiegli. Młodzieniec wyciągnął rękę i unosili się już przytrzymywqani jego siłą woli. Zaraz później ta sama siła rzuciła ich na 15 metrów w tył.
 - A więc to ty jesteś Galionem, o którym wszyscy mówią - rzucił Nicolas
 - Mam wiele imon, ale możecie mnie tak nazywać - powiedział Galion, po czym przebiegł wzrokiem po wszystkich - Dziękuje wam za uwolnienie mnie z uwoięzi... strasznie nudziłem się w tym zniszczonym wymiarze. Jako nagrodę pozwolę wam na razie przeżyć.... Poza tym lubię wyzwania. Przyjdźcie, kiedy będziecie w stanie chociaż mnie drasnąć.
Mówiąc to Galion i Gamma powoli zaczęli się rozpływać, aż zdematerializowali się w inne miejsce. Grievie wstał już i obolały powiedział
 - Nie sądzę, zebyśmy byli w stanie stawić mu czoła
 - Nie ma rzeczy niemożliwych - powiedział Leviathan, zaciskając palce na czymś, co znalazł w zamku Argona, tuż przed katastrofą.......
 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #73 dnia: Sierpnia 31, 2004, 10:11:24 am »
Co to jest?-spytal patrzac na Smoka Ray.
-Nasza ostatnia nadzieja-odparl otwierajac dlon w ktorej byl pierscien z Night Sunem.
-Ale...jak to mozliwe?!-niemal krzyknal zaskoczony Ray-przeciez Argon mowil ze...
-Nie wiem jak to mozliwe ale leza na posadzce w zamku nawet nie tkniety.
-Teraz mozemy odwolac Galiona!-wykrzyknal uradowany Alojzy
-Niestety mister Alojzy to narazie niemozliwe-powiedzial Harin-zeby moc przywolac lub odwolac tak potezna istote trzeba opanowac NS. A to nie bedzie latwe.
-CHOLERA!krzyknal Alojzy-bez NS nigdy z nim nie wygramy, a nie mozemy sie ukrywac zbyt dlugo bo gdy opanujemy NS moze byc za pozno.
-Wyrocznia-powiedzial spokojnie Nico-chodzmy do wyroczni moze ona cos nam podpowie.
-To przeciez cholernie daleko-powiedzial jak zwykle niezadowolony ze swiata Grieve.
-TO ZOSTAN DO CHOLERY I CZEKAJ NA GALIONA!!!-krzyknela bardzo wkurzona na Grieva Rikki.
-BINGO-krzyknal Ragham-czesc z nas moze probowac oslabic Galiona, a czesc szukac wyroczni.
-A jakie Ci pierwsi maja szanse przezycia?-wypowiedz Grieva spotkala sie z cichym przeklenstwem Riki.
-Zamknij sie i posluchaj-powiedzial rowniez rozzloszczony Harin-uwzam pomysl ragham za dobry poniewaz wprawdzie grupa walczaca z Galionem moze umrzec, ale opuznia jego dzialania co moze uratowac nawet caly wszechswiat. Proponuje taki podzial grup: Moja grupa (ta walczaca z Galionem) to Ray, Leviathan, ja, Arien, Riki, Karmen, Czerwonooki. A grupa Alojzego idaca do wyroczni to Alojzy, Ragham, Grieve, Nicolas, Death Scythe, Sayrus i Natalia. Zgadzacie sie?
-Tak-powiedzial Alojzy-swietny podzial.
Druzyna Harina ruszyla w strone najblizszego miasta, gdzie najprawdopodobniej sial spustoszenie Galion, a team Alojzego poszedl dokladnie w druga trone wracajac sie do wyroczni.
« Ostatnia zmiana: Marca 07, 2005, 04:42:04 pm wysłana przez S&S »

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #74 dnia: Września 01, 2004, 09:55:59 am »
Miałam dzisiaj głupi sen dotyczący się  tejże histori...wszyscy zgineli spaleni żywcem przez lawe(co za głupota...).Zabieram się do roboty ;)

Zanim jednak sie rozstali Nicolas i Arien odeszli na chwilę od grupy.
- Na pewno chcesz iść z nimi...-spytał niepewnie.
Arien uśmiechneła sie delikatnie.
- Tak...wiem że jestem im potrzebna...i mogę w jakiś sposób pomuc.
Nicolas spuścił wzrok.
- Ale wcale...-w tym momencie Arien przyłożyła palec do warg Nicolasa by nic już więcej nie mówił.
Oboje wiedzieli,że mogą sie już wiecej nie zobaczyć i właśnie teraz są to ostatnie chwile,które mogą spędzić razem.Arien mocno wtuliła sie w ramiona Nicolasa,on również mocno przytulił ją do siebie.Łza spłyneła mu po policzku.Tak bardzo chciał by została z nim.Wiedział,że wysyła ją na pewną śmierć.Spojżała mu w oczy,teraz nie były takie same jakie pamiętała,nie błyszczały tak jak zawsze,również ich kolor się zmienił i pociemniał od zmęczenia,i ciagłej walki.Pogłaskała go po policzku i delikatnie pocałowała w usta.Stali tak przez chwile,po czym Arien jeszcze raz przytuliła się do niego i szepneła coś do ucha.Po chwili odeszła trzymając Nicolasa jeszcze chwilke za rękę.
Grevie i Riki także nie za bardzo mogli się rozstać.Riki stała do niego odwrucona plecami.
- Mam nadzieję,że kiedy to się skończy...-zaczeła- przestaniesz być taki sceptyczny-odwruciła się do niego i zaczeła iść w jego stronę.
Grevie poczuł,że robi mu się głupio z tego powodu.
- Masz racje...nie powinienem być taki...-spojżał na nią wzrokiem zbitego pieska.
Riki jednak nic więcej nie powiedziała tylko żuciła mu sie na szyje dając całusa w policzek.
- Obiecaj mi,że wrócicie po nas.
-Przyżekam.-uśmiechnoł się do niej.
Riki równiez odwdzięczyła mu się tym samym i poszła do swojej grupy.
Dwa teamy poszły w swoje strony.Nicolas idąc ostatni za swoją grupą przypominał sobie słowa,które szepneła mu Arien:"Pamiętaj Nicolasie...zawsze będę cię kochać".Niko spojżał na wisiorek,który dała mu wcześniej by go chronił.Był to nieduży ozdobny kszyżyk z czerwonym kamykiem po środku.Wzioł go do ręki i przycisnoł do piersi.
- Ja równiez zawsze będę cie kochał...-szepnoł.
« Ostatnia zmiana: Września 08, 2004, 11:34:48 am wysłana przez YUzuriha »

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #75 dnia: Września 01, 2004, 11:54:43 pm »
Cytuj
Miałam dzisiaj głupi sen dotyczący się tejże histori...wszyscy zgineli spaleni żywcem przez lawe(co za głupota...).
hehe. Ale mogę liczyć, że nie zastosujesz się do treści tego snu w następnym poście? :P ech..... Przyszła Yuzuriha i od razu w opowiadaniu zrobiło się romantycznie ;)
Dwie grupy rozeszły się w dwie przeciwne strony. W pewnym momencie Karmen odezwała się:
 - No, no, Harinie. Miałeś świetny pomysł z tym podziałem na grupy... dałeś naszym najlepszym wojownikom spacerek do wyroczni.
 - Przymknij się - rzucił Harin - mój plan jest bardzo dopracowany.....
 - Nie ma to jak rzucić wszystkich na pewną śmierć....  - powiedziała sama do siebie Karmen
 - eee.... a czy możemy wogule zniszczyć tego Gamma'ę? - Rzuciła Riki do Raya.
 - Wszystko można zniszczyć..... Poza tym Gamma już raz był zniszczony.... A to co widzieliśmy, to jego "cybernetyczna  wersja".
 - A ten Alpha, którego przyzwałeś? Powiedziałeś, że jets bratem Gamma'y? - wtrącił Harin
 - Kiedyś zostały stworzone trzy potężne istoty, istniejące w trzech różnych wymiarach. Alpha, Beta i Gamma. Trzech potężnych czarnoksiężników stworzyłlo je, gdyż miały one jedną wspólną cechę. Każde z tych stworzeń może oddać swą energię drugiemu, a jeśli te trzy istoty staną się jednym...... no cóż .... Ale w obawie przed kataklizmem. Te trzy istoty zostały wysłane w różne krawędzie materii, zapieczętowane i poddane pieczy strażników... Jednym z tych strażników był demon - Omega... no ale cóż..  - twarz Raya wykrzywił ironiczny uśmiech - teraz jego dusza należy do mnie, tak samo jak Alpha.
 - No dobrze - powiedział Harin - wiemy już, że Galion kontroluje Gammę..... ale dlaczego nie zabił nas od razu, tylko poszedł czegoś szukać... Zaraz, czy to znaczy....
 - Beta jest blisko - wtrącił Lev (dla niekumatych, jest to skrót od Leviathan) Na pewno tego szuka Galion..... Świetnie - wbrew pozorom, Lev wydawał się rozbawiony tą wiadomością.......
Słońce chyliło się ku zachodowi. Nasi bohaterowie znaleźli przydrożną gospodę, w której zatrzymali się na noc. Wszyscy prawei zapomnieli jak smakuje dobre jedzenie i  jak śpi się w wygodnym łużku. Wszyscy bohaterowie szybko płożyli się spać żeby możliwie jak najdłużej kożystać z uroków wygodnego łużka. Prawie wszyscy.... Kiedy reszta spała, Arien wyszła na mały balkonik swego pokoju. Nie mogła zasnąć... za dużo myśli plątało się w jej głowie.... musiała sobie to uporządkować. W pewnej chwili, pogrążona w myślach spojrzała w gwiazdy:
 - Nicolasie - pomyślała - czy możesz mi obiecać, że nie zginiesz do naszego następnego spotkania? Czy ja mogę to tobie obiecać?
Kilka łez pocieknęło jej po policzku, po czym wróciła do łużka. Mimo natłoku myśli udało jej się zasnąć. Tej nocy śniła jej się pogodna przyszłość... życie razem ze swym ukochanym.
Tymczasem druga część dróżyny zmierzała w innym kierunku i w innym celu.... Jajk sie im powodzi? Tego nie wiem, ale będzie wiedział to ten kto będzie kontynuował opowiadanie ;)
« Ostatnia zmiana: Września 01, 2004, 11:55:45 pm wysłana przez White_wizard »
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Siergiej

  • Last Hero
  • **********
  • Wiadomości: 2544
  • Idol Tanta
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #76 dnia: Września 02, 2004, 01:15:08 pm »
Szli bardzo dlugo bez zadnego wypoczynku. Chcieli dostac sie do wyroczni jak najszybciej. Mijali znane im okolice. Schodzili z lodowych gor. Nagle do tej pory bezchmurne niebo zaczelo  sie zciemniac i chmurzyc. Zaczal padac deszc i dal okropnie silny wiatr. Co jakis czas bylo slychac glosne grzmoty piorunow. Bohaterowie jednak brneli dalej dopoki piorun nie udezyl okolo 8 metrow przed nimi. Po piorunie zostal niwielk krater z ktorego wyszla rownie niewielka postac. Zgarbiony, lysy starzec w usmolonej, pozlacanej szacie:
-Kim jestes?-spytal mister Alojzy.
-Wasza ostatnia nadzieja-odparl starzec.
-Mow kim jestes albo zginiesz-powiedzial Sayrus jednoczesnie wyciagajac miecz. Jednak nie zdazyl nic wiecej zrob bo staruch potraktowal go jakims zakleciem ktore zucilo brata Nicolasa okolo 3 metry do tylu i odebral mu przytomnosc na moment.
-A wiec wysluchacie nnie czy mam odejsc?
-Mow, mow-zachecil poteznego starca Grieve.
-Chcecie sie dotsac do wyroczni. Na nogach zajmie wam to okolo tydzien. Moge przeniesc was tam w dwie sekundy-powiedzial spokojnie.
-Skad wiesz co zamierzamy?-ze zdziwieniem spytala DS
-To niewazne. Chcecie czy nie?
-OCZYWISCIE-bez wachania odparl Alojzy.
W tym momencie w miejsce gdzie stali uderzyl piorun. Ale nie zabil ich lecz przenisol razem ze starcem i Sayrusem do wyroczni.

krotkie ale nie mialem pomyslu :)  

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #77 dnia: Września 02, 2004, 09:08:59 pm »
Troche sie rozpisalem ;)
Grupka majaca zaatakowac Galiona po obudzeniu zeszla na dol gospody gdzie juz bylo gwarno a ludzi bylo tyle ze ledwo sie miescili. Podsluchali o czym rozmawiaja najblizsi ludzie co wcale nie bylo trudne gdyz prawie krzyczeli. Mowa byla o jakims wielkim lwie i demonie ktory zniszczyl miasto i uciekl do jakiejs ogromnej jaskini w gorach nieopodal. Ray wychodzac na zewnatrz zaczepil kogos:
- Gdzie moge znalezc ta jaskinie?
- Prosto na polnoc stad - padla odpowiedz po czym wszyscy poszli w podanym kierunku.
Jak sie okazalo gory nie byly zbyt daleko a po dokladniejszym przejrzeniu zauwazyli tylko jedna miejsce gdzie zmiescilaby sie Gamma. Z pewnoscia nie bylo ono wytworem natury, byc moze to miejsce bylo spoczynkiem Bety. Po przejsciu kawalka w glab gory dostrzegli jakby oltarz przed ktorym siedzial Galion a obok jego gigantyczny lew.
- Niestety Bety tu juz nie ma wiec poki co nici z waszej walki przeciwko fuzji Gammy i Bety. Musiscie sie zadowolic sama Gamma - rozlegl sie glosny glos demona.
Wszyscy staneli w bojowych pozycjach i wyciagneli swoje bronie po czym rozpoczela sie walka. Najwyrazniej lew sie z nimi bawil gdyz nie strzelal z dzialek na plecach a jedynie z wielkim ociaganiem lapal machom jakby specjalnie dawal uchodzic z zyciem Czerwonookiemu, Rayowi i Leviathanowi. Czary Riki, Arien, Harina oraz bat Karmen byly zbyt wolne zeby trafic ogromna bestie. Po chwili niepowodzen Arien i Riki postanowily zamienic sie w swoje bestie: golema i fenixa, ale bynajmniej nie przestraszylo to Gammy. Galion stal cala walke z tylu i rozbawiony smial sie z poczynan naszych bohaterow. Gdy najwyrazniej lwu sie troche to znudzilo zaczal traktowac walke powazniej jednak dzialka dalej pozostawaly w spoczynku. Ray ktory wczesniej tez niezbyt sie staral wyprowadzil swoje najwieksza armate: Alfe. Rozpoczela sie mordercza walka. Dzialka Gammy weszly w ruch lecz Alpha na swych poteznych skrzydlach zdolal uniknac serie. W zamian zaczal ziac z glowy smoka jednak zbroja przeciwnika oslaniala go przed ogniem. Odpowiedzial drapiac gigantycznymi pazurami Alfe, ale sam oberwal z niemniej poteznych rogow. Galion dalej usmiechajacy sie jakims czarem spetryfikowal Alfe po czym odeslal ja, na co Ray nie mogl juz nic poradzic. Gamma dalej rozjuszona zranila wszystkich i juz niewiele dzielilo ich od smierci.
- Dosc. - Stanowczo powiedzial Galion - chyba nie bedziemy tak szybko rezygnowac z zabawy? Runda 1 skonczona mam nadzieje ze do nastepnej rundy nabierzecie troche sily.
Juz mial sie dematierializowac ale bezimienny krzyknal:
- Leviathanie!!! Hellfire!!!
Zawachal sie chwile ale jednak rzucil resztka sil Hellfire ktorego caly czas nosil przy pasie. Czerwonooki kiedy dotknal miecza zaczal sie zmieniac... Jego twarz wykrzynal szyderczy usmiech... Niestety najprawdobodobniej znow nie udalo mu sie opanowac sily miecza. Po chwili jednak upadl na ziemie a z jego ust wylegl sie przerazliwie zmutowany krzyk najwyrazniej oznaczajacy walke w samym sobie. Nagle przeksztalcil sie w krzyk jego normalnym glosem, wyrazem agoni z powodu rozdzierajacego bolu w plecach powodowanego przez wylonienie sie skrzydel. Po chwili zapadla calkowita cisza a bezimienny podniosl sie, jego oczy doslownie palily sie czerwienia i mial teraz baaardzo dlugie czerwonawe na koncach kly. Gamma po momencie otumanienia zaczela w niego strzelac z dzialek i wymachiwac lapami ale na nic to sie zdalo. Rozbawiony bezimienny nagle zasarzowal w jego strone i... odcial jedno z dzialek.
Brawo - nagle rozleglo sie klaskanie - jesli udalo ci sie zranic Omege to byc moze niedlugo bedziesz w stanie drasnac mnie. Naprawde jestem pod wrazeniem... Jeszcze nikomu sie to nie udalo. Dobrze wiec, do nastepnej rundy!!! - Po czym tym razem juz sie zdematerializowal.
Czerwonooki opadl lekko na ziemie i wrocil do swojej mlodzienczej postaci.
- Taak... Jak sie podobalo?
- Niezle niezle ale do mnie jeszcze ci troche brakuje - odpowiedziala starajac sie ukrysc zazdrosc Karmen.
- Jeszcze jedno - wtracil Bezimienny - mysle ze teraz kiedy udalo mi sie opanowac moc Hellfire, mysle ze moge ci powiedziec bez obawy moje imie i nie umrzec z rak twoich pazurow. Nazywam sie Reeve...
Pazury Leviathana znalazly sie na szyi Reeva.
- Wiedzialem ze skads znam ten zlosliwy usmiech... to wtedy gdy walczac z Karen i Death Scyte twoja twarz jest jakas znajoma. - Reeve tylko sie zasmial - Poki co potrzebujemy cie do pokonania Galiona... Ale jesli to zrobimy to lepiej uwazaj na swoj tylek bo mozesz gorzko pozalowac ze przyszles wprost do mnie... - widac bylo ze Leviathan gotowal sie ze zlosci, ale opanowal sie i zaczal wychodzic z jaskini rzucajac jeszcze - Jeszcze sie doigrasz... Wyladujesz z tym Galionem w piekle...
« Ostatnia zmiana: Września 02, 2004, 09:25:05 pm wysłana przez Zell Dincht »
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"

Offline White_wizard

  • Keyblade Master
  • Weapon Master
  • *********
  • Wiadomości: 2242
  • A way to the Dawn
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #78 dnia: Września 02, 2004, 10:59:10 pm »
jeśli ktoś chciał napisać posta przed moim, ale mu nie wyszło, niech do mnie na priva napisze
Pozwolę sobie przenieść opowieść do drugiej części dróżyny. Nasi bohaterowie, po trafieniu piorunem zostali ogłuszeni. Nastąpił błysk i znaleźli się przed bramami znajomej już świątyni świątyni. Starzec stał obok nich i czekał aż minie oszołomienie skokiem.
 - Czy wszystko w porządku? - zapytał starszy pan
 - Myślę, że tak - powiedział Alojzy, który jako pierwszy pozbierał się z ziemi - ale kim ty jesteś?
Staruszek uśmiechnął się tylko,  po czym nastąpił kolejny skok. Tym razem znaleźli się w komnacie wyroczni
 - To ja jestem wyrocznią - odpowiedział staruszek, tak nienaturalnym głosem, jaki już kiedyś słyszeli w tym pokoju.
Na twarzach bohaterów malowało się zdziwienie, ale w końcu Sayrus zapytał:
 - No to co w końcu mamy robić?
 - ....... udać się w miejsce daleko stąd, waszym celem od teraz będzie... ktoś może życiem przypłacić to..... niezbadane są wyroki śmierci..... wskazówki szukać przyjdzie wam..... w miejscu....... które poznać wam przyjdzie. Tam tkwi klucz do czegoś silniejszego niż moc..... niż demon, którego zniszczyć chcecie
 - A nie możesz mówić jaśniej, ty głąbie - wtrącił zdenerwowany Sajrus
 - wszystko zaraz jasne stanie się... ale czas przeciwko wam wystąpi.... i odegrać mu przyjdzie ważną rolę..... na scenie rzeczywistości.
Nastąpił błysk i nasi bohaterowie ocknęli się..... gdzie się ocknęli napisze ktoś inny. Ja natomiast zajmę się losami dróżyny pierwszej.
Po walce z Gammą. drużyna udała się na zasłużony odpoczynek do najbliższej ludzkiej osady. Leviathan zdawał się wyraźnie podenerwowany tym co zaszło w jaskini.
 -  cholera jasna. Dlaczego wcześniej nie zorienteowałem się kim on jest .... Ale teraz moge mieć pretensje tylko do siebie ..... cholera... musze sie jakoś uspokoić, bo zaraz coś zniszcze.....  - mruczał do siebie pod nosem, w niezrozumialym dla innych języku.
 - Co zaszło między tobą, a Reevem, że jesteś taki zdenerwowany - zapytała Karmen.
 - To sprawa, między mną, a nim. Nie wtrącaj się do nieswoich spraw. - powiedział rozzłoszczony Lev
 - Nie martw się - powiedział szyderczo Reeve - kiedy to wszystko się skończy, spotkasz się z tym kogo szukasz w otchłani......
Leviathan nie odpowiedzial nic, tylko wysunął się na przód i nieodezwał się ani słowem, aż do końca podruży. W końcu nasi bohaterowie znaleźli się w mieście, gdzie wykupili pokuj. W końcu po przeżyciach dnia zasłużyli na odpoczynek. Każdy jednak w głębi duszy czuł, że może być to właśnie ostatnia noc. Wiedzieli, ze niedługo, któryś z ich przyjaciół może umrzeć z ręki Gammy, Galiona... albo czegoś równie potężnego. Wszyscy zasneli głęboko, śniąc koszmary, dotyczące przyszłości. Dręczyło ich zarówno to co było, jak i to co będzie...... Jednak naszych bohaterów nad rankiem obudził krzyk. Wybiegli szybko na skraj małego miasteczka. Ku ździwieniu wszystkich leżało tam ze trzy tuziny marwych stworzeń. Od wilkołaków, przez Manticory, po Wyverny. Ziemia spływała skrzepniętą i świerzawą jeszcze posoką. Ze środka "pola śmierci" wyłonił się Leviathan i zaczół powoli zmierzać w ich kierunku. Jego ciało pokrywały liczne rany cięte i kłute, a jego ubranie wyglądało teraz jak czerwony łachman. Utykał lekko na prawą nogę. Jedno skrzydło ciągnął za sobą, ledwo zwisające z pleców, a drugie, chociaż w lepszym stanie, także było nieźle poodzierane. Z jego broni powolutku kapała krzepnąca jż krew.
 - Nic ci nie jest? - zapytała Riki - czemu nas nie obudziłeś?
 - potrzebowaliście snu...... - odpowiedział lev - jutro i tak rany się zagoją.... a ja musiałem się jakoś wyładować - po tych słowach poszedł powoli do swego pokoju, rzucając przy tym gniewne spojrzenie Reevowi.
 - Jezu chryste. - powiedziała Riki - Co ty mu zrobiłeś w przeszłości... przecież nigdy tak sie nie zachowywał....
Reeve uśmiechnął się ironicznie, po czym rzucił:
 - Kiedyś nie lubiliśmy się zbytnio..... podczas jednej z walk byłem na krawędzi pzegraej, ale zdobyłem się na jeszcze jeden atak. Chciałem zepchnąć go w otchłań, z której by się nie wydostał..... ale nie udało mi się to... zamiast tego wtrąciłem tam pewną dziewczynę, która go zasłoniła.....
 - Teraz rozumiem.... trudno, żeby się na ciebie nie denerwował... ale nie mogłeś jej z tamtąd wyciągnąć?
 - Hm... pewnie bym mógł... ale problem w tym, że on mnie wtedy zabił.....

No i kończę głupie coś... następny proszę;)
 
You were born from nothing, you will turn into nothing. What have you lost? Nothing!

Offline Zell Dincht

  • Blade Dancer
  • ********
  • Wiadomości: 1460
  • Dzielny Mały Toster
    • Zobacz profil
Niekończąca się historia...
« Odpowiedź #79 dnia: Września 08, 2004, 02:11:48 pm »
dobra koniec tego przestoju :D

- Zabil??? Co to ma znaczyc?!?! - Wykrzyczala Riki.
- Spokojnie paniusiu... Slyszalas moze kiedys takie slowko jak reinkarnacja? - odparl Reeve z ciagle wymalowanym na jego twarzy usmieszkiem.
- Nie mam wiecej pytan... Proponuje w koncu zaczac o prawdziwym zagrozeniu jakim jest Galion i jego pluszak... Wiec kiedy wyruszamy?
- Leviathan jest niezbyt zdatny do pokonywania dlugich odleglosci w takim stanie... Mysle ze jutro jeszcze powinnismy tu zostac, a dopiero na nastepny dzien kontynuowac. - zaproponowal Ray na co reszta zaczela wracac do osady.

Nastąpił błysk i nasi bohaterowie ocknęli się w jakims dziwnym miejscu... Dookola nich rozciagaly sie bardzo strome gory, ktore zamykaly dostep do tego miejsca - wydawalo im sie, ze nie do przejscia. Na srodku zaraz przed nimi stala gigantyczna... lustrzana piramida. Druzyna przygotowujac swoje bronie na wypadek jakichs niespodziewanych zdarzen zaczela zmierzac ku wejsciu, ktorymi byly wrota, ktore takze wygladaly jak lusta, a na nich wygrawerowane byly jakies dziwne znaki. Nicolas odwaznie otworzyl je. Wszyscy zaczeli isc korytarzem przed nimi, ktory wydawal sie nie miec konca. Sciany, sufit, a nawet posadzka byla z lustra a wszedzie byly jakies znaki... Po jakims czasie doszli do skrzyzowania - mozliwa byla droga prosto, w lewo oraz w prawo.
- No to mamy swoja moc zdolna pokonac demona... staruch nie mogl nas teleportowac odrazu tam, gdzie mamy dojsc? - w swoim stylu zaczal Grieve.
- A nie przyszlo ci do glowy ze bylo kto nie moze wziasc tego czegos i musi przejsc jakies proby? - wtracila Death Scythe, na co Grieve najwyrazniej nie chcial odpowiadac gdyz znajac temperament Death Scythe wywolac by to moglo jakas klotnie...
- Proponuje podzial - Nicolas chcial im przerwac niepotrzebne sprzeczki - ja i Death Scythe idziemy w lewo, Alojzy i Ragham wprost, a wy pojdziecie w prawo - zwrocil sie do Grieve'a, Sayrusa oraz Natalii.
Wszyscy zgodnie przytakneli po czym grupki zaczely podazac w wyznaczonych kierunkach.


Reszta jak zwykle w waszych rekach
« Ostatnia zmiana: Września 08, 2004, 02:15:26 pm wysłana przez Zell Dincht »
"Zapewne, ponieważ jesteśmy tak stworzeni, że porównywamy wszystko ze sobą i siebie ze wszystkim, więc szczęście i nieszczęście zależy od przedmiotów, z którymi się porównywamy, i przeto nie ma nic niebezpieczniejszego nad samotność. Wyobraźnia nasza, z natury swej skłonna do wzlotów, żywiona fantastycznymi obrazami poezji, stwarza sobie tłum istot stojących na różnych szczeblach, wśród których my stoimy na najniższym i wszystko prócz nas wydaje się wspaniałe, każdy inny jest doskonalszy. A dzieje się to w sposób zgoła naturalny. Czujemy często, że nam czegoś brak - i zda się nam, iż własnie to, czego nam brak, posiada ktoś inny, któremu też przydajemy i to wszystko, co my mamy, i nadto jeszcze pewne idealne zadowolenie. I oto szczęśliwiec jest zupełnie gotów - nasz własny twór!"