20
« dnia: Listopada 17, 2004, 03:11:23 pm »
Espirito
Budzik zadzwonił, Arnen otworzył oczy, na wprost niego w ciemności tam gdzie powinien stać zegar błyszczały, rozganiając cienie, rubinowe trzy kwadratowe zera.
- Północ – szepnął – godzina duchów.
Zwlókł się z łóżka, zaparzył sobie kawy. Siedział przy stole przypominając sobie zadanie, które go dzisiaj czeka.
- Błe, kolejna nudna robota. Kiedy zaczną dawać nam prawdziwe misje? – pomyślał.
Ubrał się, na wierzch założył czarny płaszcz z kapturem, który urywał zarówno jego twarz jak i sylwetkę. Zabrał jeszcze plecak z farbami i swoją deskę. Sprawdził czy niczego nie zapomniał. Nie wziął broni. Wyciągnął z dna szafy pas naszpikowany nożami, może trochę staroświeckie ale jeśli umiesz nimi dobrze rzucić to wygrywasz. Teraz pewien, że ma już wszystko wyszedł w noc.
- Dzisiejszym celem jest przetwórnia produktów rolno-spożywczych – przypominał sobie po drodze – ech. Kolejna nudna noc. Ja się tu po prostu marnuje.
- Dzisiaj miałeś zamienić kilka wpisów dotyczących transportu produkty lepszej jakości zamiast do bogatych mają trafić do biednych dzielnic, a to coś czym karmią niższe warstwy społeczne trafi do ich własnych ust – odezwał się kobiecy głos w słuchawce komunikatora.
- Dziękuje Amy za przypomnienie ale czy nie miałaś być dziś z twoim wspaniałym pracodawcą w Rio na konferencji – zapytał Arnen uśmiechając się szeroko.
- Teoretycznie, tak – odrzekła – ale samolot senatora Carnaby miał awarię, podobno coś nie tak z paliwem. Nie wiesz nic o tym?
- Jak wiesz Albert jest bardzo zdolnym alchemikiem, to pokaz jego nowego odkrycia, płyn działający bardzo odmładzająca na wszelkie substancje organiczne lub pochodzenia organicznego. Jedna kropla zamienia węgiel drzewny w żywą roślinę, a polihydracyl jest pochodzenia organicznego.
- Tak czy inaczej dziękuje. Teraz pewnie spałabym na niewygodnym łóżku w hotelu zmęczona konferencją, albo ten spaślak znowu upiłby się i chciał mnie zgwałcić – powiedziała ze śmiechem.
- Dobrze, już jestem na miejscu pogadamy później, bez odbioru. – zakończył rozmowę Arnen.
Po chwili podjechał do wielkiego prostokątnego budynku z wystającymi smukłymi, staroświeckimi kominami z czerwonej cegły. Zszedł z deski i przymocował ją sobie do pasa, wyjął z torby generator impulsu elektro-magicznego. Załadował i odpalił. Latarnie w promieniu pół kilometra zgasły, miał pięć minut zanim kamery i czujki ruchu zaczną działać. Z zamkiem poradził sobie szybko, była to wiekowa, jak cały budynek, antywłamaniowa Gerda. Tak jak przypuszczał w środku nie było żywej duszy.
- Co za naiwność – pomyślał – oddać wszystko w ręce maszyn.
Arnen zawsze był bardzo ostrożny, szczególnie po przystąpieniu do Rycerzy Zakonu Wolności, była to bardzo tajna organizacja i ciężko było nawiązać z nią kontakt. Swą niezawodność zawdzięczała kodeksowi, którego podstawowe prawo brzmiało:
„Broń zna tylko swego Mędrca, Mędrzec zna tylko swoją Broń. Wpadnie jedno wpadają oboje”
Arnen był Bronią, należał do oddziału dywersyjnego nazywanego Sztyletami. Amy zaś była jego Mędrcem, oni nie dzielili się na oddziały, wszyscy byli na takim samym stanowisku.
Doszedł do gabinetu szefa, gdzie jak przypuszczał znajdował się główny komputer, otworzył drzwi, wszedł do środka. W rogu stała jednostka centralna, a gniazda znajdowały się w biurku. Nie było tu kamer ani czujek ruchu, widać szef cenił prywatność nad bezpieczeństwo. Arnen odgarnął włosy z lewej strony, i w tkwiące tam gniazdo wetknął kabel, drugi jego koniec umieścił w takim samym gnieździe na biurku. Uruchomił program ofensywny, tarczę i maskujący. Nie robił tego pierwszy raz, wiedział co ukrywa się w rządowych sieciach. Jeszcze tylko wizualizacja, Średniowiecze – taką lubił najbardziej. Wszedł.
Pojawił się nie jak przypuszczał na zamkowym placu, ale na skrzyżowaniu przed otwartym kasynem w mieście przypominającym Las Vegas.
- Wizualizacja nie zadziałała, a to znaczy, że jest tu ktoś jeszcze i to nie taki zwykły ktoś, to musi być najemnik jeśli potrafi narzucić swoją wizualizacje. Spojrzał na siebie ciekaw jak wygląda. Jego avatar nie zmienił się, nadal był zakapturzonym, średniowiecznym skrytobójcą.
- W takim razie jeśli nie może narzucić wizualizacji avatara musi być raczej przeciętny. No i mogę spodziewać się rycerza albo kogoś podobnego.
Jakby na to czekał przez obrotowe drzwi wypadł rycerz w lśniącej srebrnej zbroi siedzący na białym koniu, w ręku trzymał kopię. Niewiele myśląc zaszarżował na Arnena wyciągając kopię przed siebie. Włamywacz w ostatniej chwili uskoczył wydobywając kuszę. Rycerz zatrzymał się pod ścianą przeciwległego budynku i zwinnie zeskoczył z konia dobywając miecza. Arnen wycelował w rycerza używając pełnej mocy programów ofensywnych ale obawiając się, że to nie wystarczy nałożył na pocisk całą tarcze jaką posiadał. Bełt z powodu dużej mocy zapalił się w locie, płomienie przykrył stalowy pancerz i zanim pocisk dosięgnął celu wyglądał jak wiązka lasera. Pancerz rycerza rozgrzał się i ugiął jakby był z brązu, po czym napastnik padł na ziemię twarzą w dół, ziała w nim spora wypalona dziura przez którą widać było fakturę chodnika, po czym ciało zniknęło w blasku razem z koniem.
- To nie był najemnik rządowy, po prostu konkurencja – uświadomił sobie Arnen – rządowi najpierw pytają potem atakują.
Po rozłączeniu wrogiego hakera Las Vegas zmieniło się w zamek otoczony fosą, a okoliczne domy w gęsty las. Teraz dopiero poczuł się swojsko, przeanalizował system by sprawdzić czy żaden strażnik się nie aktywował. Czysto, użył więc programu maskującego i niezauważony doszedł do CPU.
- Pokaż co masz, kochanie – szepnął pieszczotliwie używając mapy systemu by znaleźć potrzebne informacje – Jest! Bank danych Hrd-08a plik zaszyfrowany transport.doc.
Przeniósł się tam natychmiast, bank danych wyglądał jak zwykle, obszerna biblioteka z kilometrami regałów. Znalazł szukany plik i położył go na stole, wyglądał jak wielka okuta księga z archaicznym zamkiem zabezpieczającym przed otwarciem. Wyjął swojego deszyfratora, jak zwykle przyjął formę klucza, i wsadził go do otworu na okładce, po chwili przy pomocy edytora teksty, w tym świecie gęsiego pióra, zamienił docelowe miejsca dostaw i zaszyfrował na powrót księge. Kiedy ją odkładał poczuł ukłucie a potem ostry ból w ramieniu. Odwrócił się. Za nim w odległości kilkudziesięciu kroków stał strażnik ubrany na niebiesko, naciągał właśnie drugą strzałę. Arnen rzucił się za najbliższą biblioteczkę i dobył kuszy. Zamaskował się i czekał na delikwenta, kiedy ten wreszcie do niego przyszedł od razu zarobił bełt w szyją i padł nie wydając przy tym nawet najcichszego kwiku, nie uroniwszy przy tym ani jednej kropli krwi. Arnen nie lubił jej widoku już dawno usunął ją z wizualizacji.
Żeby nie zostawić śladu postawił nowego strażnika na miejsce skasowanego i wyszedł.
Znowu był w gabinecie na skórzanym fotelu. Kamery i czujniki już działały ale teraz nie musiał wychodzić korytarzem. Wyszedł przez szyb wentylacyjny, dobra droga ucieczki ale nie da się jej otworzyć od zewnątrz nie robiąc przy tym hałasu. Upewniwszy się, że nikogo nie ma wyszedł na ulice, miał jeszcze tylko jedno do zrobienia. Wyjął farby i zaczął malować swój znak firmowy na ścianie fabryki. ESPIRITO – duch, bo czyż północ nie jest godziną duchów?