Dzięki za uznanie.
Teraz wszyscy czytelnicy maja przyjemność osobiście poznać jednego z bohaterów tej historii. A tak dla zainteresowanych wrzucam ostatnią istniejącą część mojego fanfika, w którym rozwiewam wszelkie wątpliwości.
WSZELKIE PODOBIEŃSTWA OSÓB I ZDARZEŃ SĄ CELOWE I CAŁKOWICIE ZAMIERZONE.
Występują:
Czwórka Eksterminatorów – ich personalia są wszystkim dobrze znane i nie trzeba ich przypominać.
Łowca Wampirów – tajemniczy mężczyzna przedstawiający się tutaj imieniem Ronin.
Młoda artystka, doskonały strzelec – w tej historii używająca imienia Ika.
Kobieta o wielu twarzach, mistrzyni kamuflażu – posługująca się tutaj imieniem Tamaya.
EKSTERMINACJA
Smak Zemsty
Podziemny kompleks mieszczący się gdzieś na terytorium Japonii. Ekipy techników uwijały się przy maszynach i urządzeniach zdradzających niebywale zaawansowaną technologię. Nagle pośrodku hangaru rozbłysnął niebieski portal, z którego wyłonił się czerwony land rover. Świadkowie tego wydarzenia przyjęli to z całkowitym spokojem nie przerywając swojej pracy. Przywykli już do tego widoku, który wielokrotnie był ich udziałem. Drzwi pojazdu otworzyły się i wysiadła z niego młoda dziewczyna o kobaltowych włosach, w jednej ze swoich egzotycznych kreacji. Powiodła wzrokiem wokoło i obejrzała się przez ramię na samochód, z którego wytoczył się żółty Pokemon.
- Jesteś w domu, Pikachu! – zawołała na niego wesoło – Idź poszukaj......
Nagle urwała w połowie zdania, bo jej wzrok pad na maleńkie łapki Pokemona zaciskające się na wielkim gunie. Pogodna twarzyczka stworka nawet nie zdawała sobie sprawy z śmiercionośnej zabawki, którą oglądał z wielkim zainteresowaniem. Przed oczami dziewczyny przesunęły się obrazy tragicznego finału, któremu musiała zapobiec.
- Gdzie to znalazłeś?! – zapytała – To są zabawki dla dużych chłopców. Nie powinieneś tego dotykać. Jeszcze zrobisz sobie albo komuś krzywdę. Mogę to wziąć?
- Pika, pika! – odpowiedział Pokemon zaglądając do lufy trzymanej broni. Na ten widok dziewczyna pobladła.
- Co robisz!? To może być nabite! – wykrzyknęła podbiegając i szybko wyrywając mu pistolet.
- Pika, pika! – powiedział Pokemon patrząc na nią z wyrzutem. Oddychając z ulgą, że zażegnała katastrofę dziewczyna dopiero teraz przyjrzała się trzymanej w ręce broni.
- Co jest? – zdziwiła się i wybuchła nagle niepohamowanym śmiechem.
- Przecież to tylko zabawka! – stwierdziła – Jestem tak przewrażliwiona, że wzięłam plastikowy pistolet za prawdziwy! Ha, ha, ha! Jak mogłam się tak pomylić? Ten model jest zdecydowanie za ciężki dla takiego malucha, aby go utrzymał z łatwością, gdyby był autentyczną bronią.
Spojrzała na duży czarny pistolet z zainteresowaniem. Jej wzrok zwrócił wyryty napis „Eksterminator”.
- Co?! Eksterminator? Skąd ja znam to słowo. – w jej oczach zapaliły się niebezpieczne błyski – O, nie! Co to, to nie! Gdzie też oni tej swojej „Eksterminacji” nie pakują. Poszła fama, że któraś zachodnia wytwórnia chce to zekranizować. Czy to był Walt Disney czy Warner Bross, nie pamiętam. Ale jak się od tego panowie napuszyli. Już zaczęli zalewać rynek gadżetami. Tylko patrzeć jak wyjdą promocyjne majtki z „Eksterminacją”.
- Pika, pika! – Pokemon zaczął okazywać wyraźną irytację. Dziewczyna spojrzała na niego.
- Dobra. – powiedziała - Masz tą swoją giwerę, Mały Eksterminatorze i idź poszukać swojego pana. Ash już pewnie za tobą tęskni.
- Pika, pika! – wykrzyknął stworek radośnie porywając pistolet i znikając w głębi bazy. Dziewczyna spojrzała za nim z westchnieniem.
- Uff! No i znów jestem tutaj. Trzeba będzie iść złożyć raport o mojej mangowej działalności na terenie Polski. Dowództwo już się pewnie niecierpliwi jak mi poszło. – stwierdziła – Te moje ostatnie sprawozdania były takie zdawkowe. Ale co niby mogłam napisać, skoro prawie nic się nie działo. Red Vampire cały czas zawalał mnie robotą i raczył długimi wykładami na temat mojego stylu ubierania, a Grisznak to już kompletnie mnie unikał, po tym niedzielnym incydencie na autostradzie, kiedy zarysowałam mu lakier na jego ukochanym samochodzie. Tak, tamten dzień był zwariowany. I pomyśleć, że Pan G tak się przejął swoim drogim autkiem, że zupełnie zapomniał o wszystkim, co się naprawdę wtedy wydarzyło.
Dziewczyna wróciła myślami do tamtego dnia mimowolnie uśmiechając się.
***
Był niedzielny poranek blisko miesiąc, po tym jak zamieszkała na osiedlu obserwowanego Grisznaka i została asystentką psychiatry – Reda Vampire’a. Mając wsparcie wpływowych ludzi i wyjątkowo dużo szczęścia szybko wniknęła w spokojne życie czwórki Eksterminatorów, którzy nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Szczęśliwym trafem pewna młoda artystka mieszkała samotnie i poszukiwała współlokatorki. Dziewczyny szybko się ze sobą dogadały odkrywając wiele wspólnych upodobań. Dodatkowym plusem było strategiczne położenie mieszkań Iki i Grisznaka naprzeciwko siebie, co umożliwiało doskonałą obserwację mężczyzny. Z pracą u psychiatry też poszło łatwo, bo wiecznie roztargniony Red Vampire nie mógł się obyć bez asystentki, a jego kąśliwe usposobienie odstraszało wszystkie potencjalne kandydatki. Potem przyszła kolej na GoNik, którą tajemnicza nieznajoma wciągnęła niby zupełnie przypadkowo w szał zakupów i babskich plotek. Najtrudniej było z Soundwave’em, który jak na pecha nie wiele miał do zaoferowania, ale i na niego znalazł się sposób. Przypadkiem wpadł na zaaranżowaną herbatkę U GoNik, gdzie został poznany z sympatyczną cudzoziemką proszącą go o wycieczkę po mieście. Dopiero po jakimś czasie dziewczyna poznała Ronina, który później okazał się znanym łowcą wampirów Anzelmem von Knutenburgerem, o czym nie wielu wiedziało. Wpadła na niego sobotniego popołudnia w muzeum japonistyki, gdzie mężczyzna nie mógł oderwać oczu od działu z samurajskim uzbrojeniem. Po interesującej rozmowie doszła do wniosku, że to miły człowiek i być może uszczęśliwiłaby go szansa zostania wspaniałym wojownikiem broniącym mangowych istot w realu. Aby to omówić dziewczyna zabrała następnego dnia dwóch ze swoich pomocników w tej akcji: Kamui’ego i Chrono, na przejażdżkę. To właśnie wtedy miało miejsce pierwsze spotkanie Pana X nazywanego przez przyjaciół Grisznakiem z mangowymi tworami. Jednak incydent ten został częściowo wymazany z pamięci mężczyzny, gdyż groziło to niepowodzeniem dalszej misji jako, że rozpoznał on wśród uczestników zajścia mieszkankę swojej dzielnicy. W efekcie od tamtej pory Grisznak żył w przekonaniu, że był uczestnikiem zwykłej stłuczki z udziałem znanej mu z widzenia dziewczyny i dwójki jej kuzynów, co mając w pamięci patrzyła na nią do tej pory wilkiem. Istnieją jednak osoby, które widzą, co naprawdę wydarzyło się tamtego dnia na autostradzie i wspominają to z uśmiechem.
Tak więc wracając do owego niedzielnego poranku, był on mglisty. Dziewczyna o kobaltowych włosach prowadziła swojego land rovera omawiając plan akcji mający się urzeczywistnić już wkrótce. Przed nimi jechał elegancki czarny wóz należący do Grisznaka o czym trójka wiedziała doskonale.
- Zaraz będzie ubaw. – powiedział Chrono uśmiechając się tajemniczo – Za naszych mangowych braci!
- Co ty tam kombinujesz? – zapytał Kamui.
- Zobaczysz. – odpowiedział krótko zagadnięty niczego nie wyjaśniając.
- Chłopaki, dajcie lepiej spokój. – odezwała się dziewczyna – Dostałam potwierdzenie ze sztabu. Za parę zaczynamy operację: „Nie czyń nikomu, co tobie nie miłe”. Nie spaprajcie sprawy nierozważnym działaniem. Przeciwnicy są wyjątkowo bystrzy. Lepiej być ostrożnym.
W tym momencie dwa samochody znalazły się na pustym odcinku autostrady. Zajęta rozmową z chłopakami dziewczyna nie zauważyła, że samochód przed nią gwałtownie zahamował. Jakimś cudem jej pojazd tak wymanewrował, że nie doszło do poważnej kolizji, ale bez znacznego zarysowania lakieru się nie obeszło. Grisznak wyskoczył z samochodu z rządzą mordu w oczach. Wyglądał tak groźnie, że dziewczyna mimowolnie sprawdziła, czy ma broń w zasięgu ręki.
- Jak ty #$%^ jeździsz! Kobieta za kierownicą! Verdammt! Mój nowiutki samochód! Dopiero go spłaciłem!
- Gdyby pan tak gwałtownie nie hamował bez powodu to nie byłoby sprawy. – odezwał się Chrono wyglądając.
- Ty się dzieciaku nie wtrącaj! Powinieneś sobie grzebień kupić, bo to, co masz na głowie trudno nazwać włosami. – powiedział Grisznak ze złością w głosie – To wszystko wina tego #$%* kota, który wyskoczył mi na drogę! Normalnie zostałaby z niego miazga, ale on był czarny i miał półksiężyc na czole i patrzył na mnie w taki straszny sposób! O tak, jak ten facet na przednim siedzeniu!
Wskazał na Kamui’ego.
- Rety! Ale ty masz ogromne oczy! – zawołał – Ludzie, kim wy do diabła jesteście! Jakimiś zafajdanymi kosmitami, którzy wybrali się na piknik? What’s the hell going on? Nie, nie! To mi się nie podoba!
Jego mina wyrażała zdezorientowanie. Widząc to dziewczyna poniechała ostrożności i postanowiła wysiąść, chociaż jednak wsunęła coś dyskretnie do kieszeni. Starając się zachować dystans od mężczyzny postąpiła kilka kroków w przód i zawołała:
- Luna! Luna! Kici, kici! To ty?
- Miau, miau! – usłyszała w odpowiedzi – Słyszałaś? Ten członek Bractwa Ciemnego Księżyca chciał mnie przejechać! Dostanie mu się za to! Niech tylko przybędą Czarodziejki!
- O kur.....! – zaklął Grisznak ożywiając się wyraźnie – Ten #$%*kot mówi! To ten mangowy kot z „Sailor Moon”! O, nie! O, nie! Czarny mangowy kot przebiegł mi drogę! O w mordę! To najgorsze, co mogło mi się przytrafić! Dlaczego go nie eksterminowałem!? Nie, jeszcze nic straconego! Muszę to zrobić teraz i odwrócić mangowego pecha! Tak, nikt nie powstrzyma Grisznaka! Mwa ha ha ha!
- Jestem kotką! K O T K Ą! – oburzyła się Luna sadowiąc się obok Chrono na tylnim siedzeniu – Kotką, hultaju!
- To nie ma znaczenia! – odpowiedział Grisznak – Wkrótce i tak będziesz dead! Hee hee. Zaraz zginiecie mangowe potwory! Nic was już nie uratuje! Ha, ha, ha!
Mężczyzna wyciągnął z bagażnika swojego samochodu shotguna. Odbezpieczył go stając w rozkroku i śmiejąc się obłąkańczo, jednak nie zdążył wystrzelić.
- Księżycowe Berło! – rozległ się nagle okrzyk gdzieś poza nim. Czaszkę mężczyzny przeszyła eksplozja bólu, po którym pogrążył się w ciemności. Cios, który spadł na niego pozbawił go przytomności. Nad nim stanęła jasnowłosa nastolatka trzymająca w ręce narzędzie, którym zadała ten cios.
- Problem unieszkodliwiony! – oznajmiła uśmiechając się.
- Rety! Chyba mu nic nie zrobiłaś! – zaniepokoiła się dziewczyna o kobaltowych włosach.
- No, co ty mówisz, Tamaya! – oburzyła się Czarodziejka z Księżyca – On jest tylko trochę poturbowany! Rzucić mu jakieś zaklęcie lecznicze i nawet nie będzie pamiętał, co się stało.
- Dobra. – odpowiedziała Tamaya – Zabierz Lunę i schowajcie się, aby was nie widział jak dojdzie do siebie. My się zajmiemy Panem G. Kamui, zabierz jego broń i wrzuć z powrotem do bagażnika. I pomóżcie go wsadzić do samochodu, bo to kawał chłopa. Trzeba utwierdzić go w przekonaniu, że padł ofiarą nieszkodliwego wypadku, po tym jak zdrzemnął się za kierownicą.
- Dobry pomysł. – poparł Kamui – To niebezpieczny typ. Sami widzieliście. Trzeba się z nim liczyć. Następnym razem zabierzemy się za twojego szefa, Tamaya. Tego Reda Vampire’a. Wygląda całkiem apetycznie i podobno mnie nie lubi.
- Ee, ja tam mam ochotę na GoNik. – odpowiedział Chrono – Mój faworyt też ma do niej słabość. Już opracowuję pewne plany, o których wam wspominałem.
- Tak, wiem. – odpowiedziała Tamaya – Przekażę je górze. Nie martwcie się. Na wszystko będzie czas. Ale musimy się trzymać ustalonego planu. Teraz do dzieła. Skończmy to.
Trzy dni później nastąpiły wydarzenia, które doprowadziły do spotkania w klubie „Abyss”.
***
Tamaya wyrwała się z tamtych wspomnień i skupiła na innych kwestiach.
- Ech, ciekawe jak teraz sobie radzi mój pracodawca. – westchnęła – Pewnie nie może się wykopać spod sterty papierów i jest rozdrażniony jak nigdy dotąd. Na wieść o moim pilnym wyjeździe do Japonii w sprawach rodzinnych był tak przejęty, że nawet nie wygłosił swojej dziennej porcji uwag na temat mojego wyglądu. Zresztą ciekawi mnie również, jak GoNik zniosła spotkanie z Łowcą Wampirów i jakie postępy robi Ika w realizacji swojej zemsty. Tak, Ika. – dziewczyna znów zamyśliła się. Przypomniała sobie niezwykle żywiołową i wesołą malarkę, z którą mieszkała w ostatnim czasie. Ika miała szczególny problem, który ostatnio zaprzątał jej głowę. Ten problem nazywał się Grisznak i mieszkał odkąd się przeprowadziła naprzeciwko niej, w sąsiednim bloku. Właściwie może by go nie było, gdyby Ice nie wpadła w ręce osławiona „Eksterminacja”, po której przeczytaniu wrażliwi artyści przemieniają się zwykle w myśliwych owładniętych rządzą dopadnięcia, któregoś z czwórki bohaterów. Tak też było i tutaj. Młoda malarka obrała sobie za cel Grisznaka i od tej pory namiętnie starała się uprzykrzać mu życie. A robiła to nader umiejętnie i tak subtelnie, że mężczyzna nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdyby ów nieszczęśnik wiedział z kim zadziera nigdy nie poświęciłby opowiadania „Eksterminacji” Ulubionym przez Ikę „Slayersom”, ale on nie mógł tego wiedzieć. Gdy Tamaya przybyła do miasta i została współlokatorką artystki ta trwała właśnie w poeksterminacyjnym szoku. Mieszkanie wypełniały malunki Zelgadisa Graywordsa, jednego z bohaterów „Slayers”, a sama malarka wzdychała:
- Och, Zeluś! Mój, Zeluś! Jak mogłeś na to pozwolić, żeby banda oprychów potraktowała cię w taki sposób. Czemu zawiodły twoje zdolności? Czyż nie jesteś potężniejszy od nich wszystkich? Ale nie martw się. Ja, Ika pomszczę cię. Nie odejdziesz w zapomnienie. Twoje wizerunki, które stworzyłam rozpowszechnię wśród ludzi, by straszyły swym widokiem tych okrutników, gdziekolwiek się ruszą. Już umieściłam jeden portret w ulubionym klubie Grisznaka. Ilekroć zbliży się do baru ujrzy twoja twarz patrzącą na niego pełnymi wyrzutu oczami. A ja tam będę by zakosztować słodyczy zemsty! Mwa ha ha!
W istocie nie skończyło się na słowach. Młoda artystka jeszcze tego samego wieczoru udała się do klubu „Abyss”, gdzie podjęła pracę kelnerki. Gdy Tamaya zapytała ją o to któregoś dnia Ika stwierdziła:
- Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Jak mam dokonać zemsty jeśli nie zbliżę się do niego? Żebyś ty widziała jak on się na mnie gapi. Nie wiem czy w tej rudej peruce tak bardzo mu Linę Inverse przypominam, czy ma słabość do płomiennowłosych wampirzyc. Ale to nie ważne, byleby tylko mieć go na oku. Powiem ci coś w sekrecie, ale obiecaj, że nikomu nie zdradzisz. Szczególnie twojemu szefowi, bo on trzyma sztamę z tym patałachem.
- Ależ, Ika. Możesz mi zaufać. – odpowiedziała Tamaya – Mieszkamy już razem od dłuższego czasu. A poza tym nie prowadzę takich zażyłych rozmów z Redem. Wiesz jak on reaguje na dziwne dyskusje? Ja modlę się do wszystkich bogów, aby miał cały dzień wypełniony pacjentami, bo inaczej zabiera się za mnie. Straszny z niego pracoholik. Wiecznie coś musi robić. Już mu naznosiłam hentai, że jak każdy mężczyzna będzie miał zajęcie, ale myślisz, że to pomogło? Przejrzał w rekordowym czasie i znów wrócił moich dziwactw. Ale mniejsza o to, powiedz, co tam kombinujesz, Ika.
- Ja składam pieniądze na karabin snajperski. – oznajmiła malarka.
- CO!? Poważnie? – zdziwiła się Tamaya – Ale po co?
- Ech. No wiesz. Jedno z okien wychodzi na mieszkanie Grisznaka i gdy go tak widzę codziennie to tak sobie myślę. – artystka przerwała i zrobiła tajemnicza minę aż Tamayi ciarki przeszły po plecach..
- Ika, chyba nie chcesz go zastrzelić! – wykrzyknęła.
- No, co ty! Zwariowałaś?! – oburzyła się artystka. A kto mówi o zabijaniu. Ja bym chciała go tak trafić z zadek, żeby długo sobie nie posiedział za tego mojego Zelgadisa.
Uśmiechnęła się.
- No, ale to trochę kosztuje. – westchnęła – Trzeba pomyśleć o funduszach. Póki co dostał ode mnie jeden prezencik. Zemsta jest słodka. Hi, hi, hi.
- Co mu zrobiłaś?! – zapytała Tamaya.
- Ee, nic takiego. – odpowiedziała Ika wymijająco – Zafundowałam mu tylko kilka dni wolnego.
Jak się później okazało Grisznak miał trzydniowe rozwolnienie, którego przyczyny nie mógł zrozumieć. A kilka dni po tym incydencie Ika oznajmiła rozpromieniona:
- O godzino zemsty, twój czas się wkrótce wypełni! Kto „Eksterminacją” wojuje od „Eksterminacji” zginie!
- Co ty mówisz? – zdziwiła się Tamaya – Co znowu zaplanowałaś?
- Cel uświęca środki, więc będę rysować „Eksterminację”. – oznajmiła Ika. – Nie uwierzysz, że znaleźli się ludzie, którzy chcą stworzyć z tego mangę.
***
- Wtedy nie wierzyłam, że ktoś to kupi, ale teraz tak. – westchnęła Tamaya wyrywając się znowu ze wspomnień. Sięgnęła do samochodu i wyciągnęła zostawiona przez któregoś z chłopaków mangę. Na okładce widniał czerwony napis „EKSTERMINACJA” tom 1, a niżej upiorna czwórka rysunek autorstwa Iki. Czas w jakim podsycana rządzą zemsty artystka ukończyła dzieło był imponujący. Jednak Tamaya wiedziała, że nawet przy dobrej sprzedaży Ika nie ma szans prędko uskładać na upragniony karabinek, jeśli nie znajdzie dodatkowych funduszy.
- Może to i lepiej, że tak się sprawy mają. – pomyślała – Ika będzie miała czas ochłonąć. Aż strach bierze, co mogłaby wymyślić teraz. Ostatnio zaczęła czytać dziwna literaturę: „Lukrecja Borgia”, „Rytuały Voodoo”, czy ta „Magija w teorii i praktyce” A Crowley’a. Ona chyba nie myśli o czymś poważnym. Inaczej Grisznak byłby w wielkich tarapatach.
Tamaya rzuciła tomik mangi na tylnie siedzenie samochodu i skierowała się z hangaru na długi korytarz. Na spotkanie wyszedł jej poważny ciemnowłosy mężczyzna w okularach.
- Ohayo gozaimasu, komandorze Ikari! – zwróciła się do niego dziewczyna.
- Ohayo! – odpowiedział mężczyzna – Jak poszły sprawy, Tamaya? Czekam na szczegółowe sprawozdanie z misji.
- W porządku, sir! – odpowiedziała dziewczyna. – Napędziliśmy głównej dwójce stracha. Grisznak był wstrząśnięty spotkaniem nieistniejących według niego istot, Red Vampire cały on zaraz wszczął rozróbę. Strasznie z niego porywczy facet. Zyskaliśmy też nieoczekiwanego sprzymierzeńca, który mimo, że jest człowiekiem z realu, posiada dar czyniący go wspaniałym łowcą wampirów. Nawet imię, które nosi nawiązuje do japońskiej tradycji. Myślę, że Ronin umiejętnie zadba o niesamowite doznania GoNik. Pozostał jeszcze do końca nie rozpracowany Soundwave, ale nim się już zajmujemy.
- Hmm. Interesujące. – zamyślił się Ikari Gendou – Pewnie teraz nie wiedzą, co począć.
- I tu się pan pomylił. – odpowiedziała Tamaya – Pomysłowość Grisznaka i reda Vampire’a nie zna granic. Gdy ich opuszczałam dyskutowali we czwórkę o reaktywacji „Eksterminacji” w realu. To ludzie zdecydowani na wszystko, by postawić na swoim. Uważają, że raz im się udało to zrobią to znowu. Tym razem naprawdę.
- CO!? To oburzające! – wykrzyknął dowódca Nervu – Kiedy Asuka znalazła w Internecie i dała mi do przeczytania tą całą „Eksterminację” to aż się we mnie zagotowało.
- Tak. Pamiętam. – odpowiedziała Tamaya. Przypomniała sobie rozmowę z komandorem sprzed miesiąca, podczas ich jednego z pierwszych spotkań zorganizowanych przez major Misato Katsuragi.
***
- Jak tak można! – wykrzykiwał dowódca Nervu – Za kogo się oni uważają! Pokonać Evangeliona przy pomocy ruskiego 50-letniego złomu! Tym by sobie nie poradzili nawet z twoim Star Destructorem. Na myśl o tym ich T34 dostaję napadu śmiechu! Nie tylko ja. Cały Nerv jak to przeczytali zwijali się ze śmiechu. T34 kontra Evangelion. Ha, ha, ha! To jak walka na pięści Sailor Moon z Godzillą! – Komandor Ikari chyba jeszcze nigdy nie był taki poruszony. – Jakby oni tak naprawdę zobaczyli Evę to by narobili w gacie ze strachu! Nasze wciąż modernizowane bioroboty pokonały niejednego Anioła, a tym typkom nie dałyby rady? No i jeszcze to jak potraktowali w swoim opowiadaniu Shinji’ego jest już kompletnie nie wybaczalne! Fakt, może nie byłem dla nie go najlepszym ojcem, ale żeby mój syn i wspaniały pilot Evy miał skończyć w taki sposób? Z rąk byle kobiety? Nawet nie Anioła? Och, niedoczekanie ich. Dostaną Eksterminację, aż im bokami wyjdzie. Moja w tym głowa! Żałuję, że nie mam czasu rozmówić się z nimi osobiści, ale ufam, że to załatwisz jak należy Tamaya.
- Oczywiście, sir! – odpowiedziała dziewczyna o kobaltowych włosach. – Może pan na mnie polegać.
- Mam jeszcze jedno pytanie. – oznajmił mężczyzna.
- Słucham, komandorze. – odpowiedziała Tamaya.
- To Radio-jak-mu-tam, co pokonali nim rzekomo Evangeliona. Cóż to jest u diabła? Znam wszystkie rodzaje broni, ale o tym nie słyszałem. – stwierdził komandor Ikari.
- Hmm. To raczej niewiele ma z diabłem wspólnego, komandorze. I to nie jest żadna broń. – oznajmiła Tamaya. – Jakby to panu wyjaśnić..... To jest po prostu związane z polską religią.
- Aha. Rozumiem. – stwierdził mężczyzna nieco zadumany. – I oni rzucili tym w Evangeliona, aby go pokonać? Czy ci panowie nie wiedzą, że my wyznajemy shintoizm, a nie chrześcijaństwo? I czy nie wiedzą, że bioroboty są podporządkowane woli pilotów. Godzą w naszą dumę narodową pisząc to. Od tej pory ich personalia zostają odnotowane jako drugie zagrożenie po Aniołach. I niech nie myślą, że mogą się z nas naśmiewać. Rozpoczynamy akcję „Nie czyń nikomu, co tobie nie miłe” i nie będzie to ich „Nową Evangelią”. Wkrótce się przekonają, że nic nie jest takie jak się im wydaje.
***
Rozmyślania Tamayi przerwał głos dowódcy Nervu.
- Muszę wrócić do zajęć. – oznajmił – Oczekuję przesłania pisemnego raportu. A teraz major Katsuragi dotrzyma ci towarzystwa.
- Tak jest, sir! – odpowiedziała Tamaya salutując. Mężczyzna oddalił się szybkim krokiem. Jakiś czas potem Tamaya i Misato prowadziły wesołą rozmowę przy piwie, co jakiś czas wybuchając śmiechem.
- Księżycowe Berło. Ha, ha, ha! To mi się podobało. – śmiała się Misato. – Skuteczny sposób na uzbrojonego napastnika. Ha, ha, ha!
- Wiesz, wciąż myślę o Ice. – wyznała Tamaya. – To ta artystka, z która mieszkałam wciągu tego miesiąca. Bardzo miła dziewczyna pragnąca dorwać Grisznaka.
Misato wysłuchała całej historii i zamyśliła się.
- Hmm. Interesująca osoba. Chciałabym ją poznać. – oznajmiła – Czemu nie sprowadzisz jej tutaj? Myślę, że byłaby mile zaskoczona.
- To nawet dobry pomysł. – zgodziła się Tamaya – Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam. Mogłoby to być dla niej ciekawym przeżyciem. Muszę tam wrócić. Zresztą jestem ciekawa, co słychać u czwórki moich „podopiecznych”. Czy aby dobrze się bawią i nie narozrabiali zbytnio. Kamui, Chrono i inni trzymają nad tym pieczę. Hmm. Trzeba tylko pamiętać o dostrojeniu czasu, do panujących w realu norm. Moja podróż do Japonii i z powrotem nie może trwać zbyt krótko.
***
Był niedzielny poranek, gdy na znanym z obserwacji UFO odcinku autostrady po raz kolejny rozbłysnął niebieski portal, a po chwili pojawił się czerwony land rover. Prowadziła go młoda dziewczyna ubrana stosownie do pory w krótkie spodenki i obcisłą bluzeczkę na ramiączkach, w której wyglądzie największą uwagę przykuwały kobaltowe długie włosy zebrane w koński ogon. Tamaya uznała, że tym razem zachowa ich naturalny kolor, gdyż kto w obecnych czasach poza Grisznakiem i Redem Vampirem uznałby to za dziwaczne, a tych dwóch akurat skora była szokować i to nie raz. Podjechała do dzielnicy, w której jeszcze mieszkała przed trzema dniami, ale nie zatrzymała samochodu pod samym blokiem zamiast tego pozostawiła go na pobliskim strzeżonym parkingu i ruszyła dalej spacerkiem. Po drodze znajdował się mały pub oblegany tłumnie w niedzielne popołudnia przez lokalną społeczność. Teraz było tam spokojnie, jednak gdy przechodziła zauważyła, że na tarasie siedzą dwie znajome osoby i popijają piwo. Postanowiła ich zignorować ciekawa czy ją rozpoznają. Zwolniła krok i zaczęła iść dalej wyostrzając słuch, aby nie uronić słowa z ich rozmowy.
- Widzisz co ta laska ma na głowie, Red? – odezwał się blondyn – Kolejna pacjentka do leczenia.
- Chyba chciałeś powiedzieć do eksterminowania, Grisznak? - odezwał się brunet w ciemnych okularach. – Nie widzisz, że to jakaś mangowa istota?
- A ja bym powiedział, że trochę podobna do twojej asystentki. – zauważył Grisznak.
- Ee, co ty. Ona wyjechała w czwartek do Japonii. – odpowiedział Red Vampire – Miała sprawy rodzinne do załatwienia. Nie mogła jeszcze wrócić. Zresztą co mi tam. Udowodnię ci, że mam rację. Ej ty, niebieskowłosa! Taki upalny dzień. Może skusisz się na piwo z dwoma przystojniakami?- zawołał. Tamaya odwróciła się i podeszła mierząc ich taksującym spojrzeniem.
- Red, jaki ty jesteś skromny! – powiedziała mrużąc figlarnie oczy – Doprawdy jestem zaskoczona twoją nowa postawą. Fundujesz Panu G piwną terapię i zapraszasz do towarzystwa osobę, której wygląd na pewno nie podziała na niego kojąco. Właśnie. Jak na mnie patrzy. Ahem, Panie G przy moich 170cm wzrostu fryzura jest troszeczkę wyżej! Mężczyźni!
W tym momencie Red Vampire ściągnął okulary, aby je przetrzeć. Tamaya spojrzała z zaintrygowaną miną na nadal dobrze widoczne podbite oko, po czym szybkim ruchem przeniosła uwagę na zabandażowaną rękę Grisznaka, którą mężczyzna usiłował ukryć pod blatem stolika. Na twarzy dziewczyny wykwit uśmiech rozbawienia.
- Red, czyżbym poznała ukrytą część osobowości mojego pracodawcy? Czy Dr Jeckyll zamienia się po pracy w Mr. Hyde’a? Z tymi zaczerwienionymi oczami i rozczochranymi włosami mógłbyś grac w horrorze. – stwierdziła – Nie było mnie tylko kilka dni i co widzę. Pobiłeś się ze swoim pacjentem? Wiem, pewnie brakuje ci tych orientalnych herbatek uspokajających, które ci parzyłam. Ale nie martw się, Tamaya przywiozła ci z Japonii cały zapas. Tak, tak. Damy też Panu G, żeby nie był taki nadpobudliwy.
Grisznak nic nie powiedział, co myślał pozostawało wielką zagadką, natomiast słysząc to Red Vampire skrzywił się tak paskudnie, że nawet ludzi o stalowych nerwach przyprawiłby ten widok o dreszcz.
- Jestem spokojny. – powiedział posępnym głosem – Jestem bardzo spokojny. A Grisznak to mój stary znajomy.
- Ach, wiem. Poszło pewnie o dziewczynę. Koleżeńska kłótnia. – mruknęła pod nosem, ale na tyle głośno, że wrażliwe uszy Reda Vampire’a wychwyciły to. Wymienili szybkie spojrzenia z Grisznakiem i wykrzyknął:
- Ta sprawa nie powinna cię interesować!
- Spokojnie! – zaoponowała dziewczyna – Nie miałam nic złego na myśli. Nie trzeba się tego wstydzić, Red. Nikomu nie powiem. Obiecuję.
- Spróbowałabyś. – mruknął Red Vampire groźnie – A tak w ogóle miałaś być w Japonii. – zmienił szybko temat – Co tutaj robisz?
- Właśnie wróciłam. – odpowiedziała Tamaya – Ostatnią wola mojego wujka, aby jego prochy spoczęły w miejscu, z którym łączyły go szczególne sentymenty, więc przyjechałam tego dokonać. Zaraz potem wyjeżdżam znów, aby załatwić inne formalności. Związane z majątkiem zmarłego.
- Aha. – mruknął Red Vampire – Mam nadzieję, że po powrocie zmienisz kolor włosów.
- Oczywiście. – odpowiedziała Tamaya z uśmiechem – Mam świetne szkła kontaktowe. Co powiesz na styl ala wamp. Tego jeszcze nie próbowałam.
- Tylko nie to. – jęknęli chórem obaj mężczyźni.
- Lepiej już zostań przy tej fryzurze. – dodał Red Vampire.
- Och, cieszy mnie, że ci się podoba. – oznajmiła Tamaya – Jaki jesteś ugodowy jak chcesz. Musze już lecieć. Ciao, chłopaki!
- Ciekawa jestem, co się wydarzyło w Klubie „Abyss”. – pomyślała Tamaya odchodząc – Pewnie miał w tym swój udział Ronin. Jak spojrzeli na siebie, gdy zapytałam, czy poszło im o kobietę. Muszę pogadać o tym z Iką. Może coś wie.
Dziewczyna udała się do mieszkania, które wynajmowała z artystką. Ika była w domu i akurat relaksowała się przy dość niecodziennej czynności. Na drzwiach od łazienki wisiał wykonany przez malarkę wizerunek Grisznaka, a ona rzucała do niego strzałkami.
- Cześć, Ika! – powitała ja wchodząc.
- Och, Tamaya?! Już wróciłaś? – zdziwiła się artystka – Trochę się wydarzyło od twojej nieobecności. Zmieniłaś fryzurę! Jak to Red Vampire zobaczy to dostanie apopleksji.
- Ma to już za sobą. – odpowiedziała Tamaya. – Mój pracodawca siedzi z twoim Grisznakiem przed pubem i wyglądają jak tysiąc nieszczęść. Chyba nie ty ich tak urządziłaś.
- Żałuję, ale nie ja. – odpowiedziała Ika. – O niczym nie wiesz? To się stało w klubie „Abyss”, kiedy mnie zastępowałaś. Doszło do rozróby. Właściciel lokalu trafił do szpitala. Nie znam szczegółów.
- Hmm, to ciekawe. Musiało się to zdarzyć po moim wyjęciu. – stwierdziła Tamaya. – Jeszcze rozmawiałam z właścicielem zanim odjechałam. Widzę, że Ronin znalazł swoją wampirzycę. – dodała w myślach.
- Jak tam postępy w twoich planach? – zwróciła się do Iki. Artystka uśmiechnęła się tajemniczo.
- Zaraz ci coś pokażę. – oznajmiła udając się do sypialni. Wróciła z dość dziwną walizeczką i położyła na stole.
- Sama zobacz. – powiedziała. Tamaya mając już pewne przeczucia, co może być w środku otworzyła walizkę. Leżał tam robiący wrażenie karabin snajperski.
- Ika, to jest...... – próbowała dobrać słowa.
- Hackler & Koch PSG-1. – oznajmiła z dumą Ika.
- Ale przecież to kosztuje fortunę! – zdziwiła się Tamaya. – Miałaś tyle pieniędzy?
- Jeszcze brakowało mi całkiem trochę, ale nie uwierzysz! Pewien zagraniczny multimilioner zachwycił się moimi obrazami w galerii i kupił cała kolekcję. – powiedziała Ika rozpromieniona. – Jeszcze mi zostało na strój bojowy. - dodała uśmiechając się. – Zaraz ci coś pokażę.
Znikł w pokoju. Chwile trwało zanim pojawiła się znowu.
- Ika! – wykrzyknęła zaskoczona Tamaya. – To co artystka miała na sobie wykorzystywało wszelkie atuty kobiet w starciu z wrogiem płci odmiennej.
- W tym stroju karabin jest ci absolutnie nie potrzebny. – oznajmiła Tamaya z przekonaniem. – Konstrukcja męskiej psychiki jest niezwykle wrażliwa na tym punkcie. Osobnika taki jest zdolny urządzać rewię z piłą motorową bez mrugnięcia, ale gdyby cię teraz zobaczył to zaraz el kapute! Wybierz się w tym stroju do pubu i możesz być pewna, że Grisznak rigor mortis jak na ciebie spojrzy. Chociaż chyba nie chcemy się rozstawać tak gwałtownie z naszym znajomym z sąsiedztwa, nie uważasz?
- Nie sądzę, żeby w przypadku Grisznaka doszło do czegoś poważniejszego niż wytrzesz oczu. – odpowiedział Ika - W każdym razie może powinnam zrewidować garderobę.
- Ale tego drogiego futra się nie pozbywaj, bo co będzie jak naszych panów wywieje na Syberię, albo Biegun? – zaoponowała Tamaya – Ale dosyć żartów. Chciałabym ci zaproponować kilkudniowy relaks. Co ty na to? Dasz radę się urwać?
- Hmm. No, nie wiem. Tak nagle wyjechać? – zamyśliła się Ika.
- Zabierzesz swój karabin i potrenujesz strzelanie. – zasugerowała Tamaya. Oczy Iki zapłonęły zainteresowaniem.
- Brzmi ciekawie. – zgodziła się Ika. - Muszę tylko powiadomić właściciela klubu, że się chcę urwać na parę dni.
- To nie stanowi problemu. Pojedziemy do szpitala i odwiedzimy go. – zaproponowała Tamaya. – Teraz się spakuj, a ja pójdę po samochód. Ta dwója w pubie ma strasznie wyczulony węch jeśli idzie o broń. Lepiej, żeby cię z tym nie zobaczyli.
- Dobra. – zgodziła się Ika. – Zobaczyć to Grisznak może jak już poczuje moją zemstę.
Tamaya z westchnieniem udała się po samochód. Grisznak i Red Vampire odprowadzili ją wzrokiem nie do rozszyfrowania. Po chwili Ika i Tamaya pakowały się przed blokiem do land rovera.
- Wrzuć broń z tyłu! – powiedziała Tamaya. Artystka podeszła do otwartego bagażnika i gwizdnęła z wrażenia.
- Rety! Komu rąbnęłaś ten samochód! Tu jest cały arsenał! – wykrzyknęła.
- Ech, potem ci wyjaśnię. – odpowiedziała Tamaya. – Powiedzmy, że przezorny zawsze ubezpieczony. Nie mówiłam ci tego, ale Twój Grisznak napadł mnie ubiegłej niedzieli z shotgunem na pustym odcinku autostrady. Co za czasy?
- Poważnie?! – zdziwiła się Ika – Kto by pomyślał.
- On też nigdy by nie pomyślał, że masz karabin snajperski w domu. – odpowiedziała Tamaya – Jedziemy. Powiesz mi, który to szpital.
Dotarcie do właściciela klubu „Abyss” nie zajęło dużo czasu. Stan zdrowia fizycznego po czwartkowym incydencie poprawił mu się na tyle, że przenieśli go na oddział psychiatryczny, ponieważ pacjent wciąż mówił o grasujących po mieście wampirach. Widok dziewczyn bardzo go ucieszył.
- Ika! Tamaya! Jak miło was widzieć! – zawołał – Tamaya, czy ty czasem nie wyjechałaś do Japonii?
- Właśnie wróciłam. – odpowiedziała zagadnięta – Dowiedziałam się od Iki, że miałeś w czwartek wypadek. Co się stało?
- Nikt mi nie wierzy. – poskarżył się mężczyzna będący barmanem, a równocześnie właścicielem klubu. – Nie śmiejcie się, ale padłem ofiarą prawdziwego wampira. Wkrótce będzie pełnia i wtedy...... Boję się!
- Ależ uspokój się. Zapewniam cię, że nic takiego ci nie grozi. – oznajmiła Tamaya. – Powiedz nam lepiej co się stało.
- Kiedy odjechałaś ta wampirzyca wyszła na zewnątrz...... I wtedy rozległ się przeraźliwy krzyk...... No i...... towarzysze wampirzycy zerwali się i pobiegli za nią. No, a potem wrócili w piątkę i wtedy doszło do awantury. – mężczyzna mówił chaotycznie.
- Powoli. Bez pośpiechu. – powiedziała Tamaya. – Wyjaśnij mi to dokładnie. Było ich pięcioro?
- Nie zupełnie. – odpowiedział mężczyzna – Najpierw było ich czworo. Zresztą wiesz, bo przez cały wieczór nie spuszczałaś z nich wzroku. Trzech mężczyzn i kobieta..... znaczy się wampirzyca.
- Dobrze. – stwierdziła Tamaya. – Więc ona wyszła i podniosła krzyk, a potem pozostała trójka wybiegła za nią? I co wtedy?
- Po chwili do klubu wszedł dziwny siwowłosy mężczyzna z mieczem. Podszedł do baru. Położył broń na blacie jak gdyby nic i zamówił drinka. - zaczął wyjaśniać właściciel klubu – I wtedy zbliżył się do niego ten czarny.
Powoli Tamaya odtwarzała w myślach przebieg wydarzeń.
Łowca Wampirów po incydencie z GoNik wszedł do klubu się napić.
- Drinka poproszę! – zwrócił się do barmana, którym akurat w tej chwili był właściciel lokalu. Mężczyzna podał przybyszowi trunek, gdy do kontuaru podszedł Red Vampire.
- Słuchaj #$%^, Ronin. – zwrócił się do Łowcy. – Obszedłeś się niemiło z damą i nie przeprosiłeś. To mi się nie podoba.
Red Vampire podobnie jak cała czwórka wypił dość dużo, więc czuł ochotę do zwady.
- A jaka tama dama. – odpowiedziała Ronin – Gdy ją zobaczyłem wyglądała jak wampirzyca. Otrzymałem zlecenie, więc przystąpiłem do działania. Skąd mogłem wiedzieć, że to GoNik.
Dołączyli pozostali i rozpoczęła się ożywiona dyskusja, która nabierała coraz większego rozmachu. Grisznak próbujący zażegnać kłótnię nie wiedzieć kiedy zranił się mieczem, który chciał zabrać z dala od Ronina. Z kolei Łowca podbił Redowi Vampire’owi oko zupełnie przypadkowo. Barman próbował rozegnać szamotaninę, gdy Ronin znów naskoczył na GoNik, a raczej ona na niego i wtedy to w ferworze walki wampirzyca ugryzła go w szyję zupełnie przypadkowo, bo celowała w kogo innego.
- No i wtedy rozległy się syreny policyjne, co słysząc piątka ulotniła się, a mnie zabrano do szpitala. – ciągnął dalej mężczyzna. – Powiedziałem im o tej wampirzycy, ale nie uwierzyli. Rano przysłali psychiatrę, ale to był jeden z tej bandy. Rozpoznałem go i znów mi nie uwierzyli.
- Jak to jeden z nich? – zapytała Ika zaciekawiona tą dziwną opowieścią, z której nie wiele rozumiała.
- To było tak. – zaczął nową opowieść barman.- Wszedł mężczyzna w ciemnych okularach i zapytał jak się czuję, więc mu powiedziałem prawdę. Wtedy zdjął okulary i zbliżył się do mnie, a jego oczy płonęły czerwienią. Od razu go rozpoznałem jako tego ciemnowłosego, co zaczął kłótnię. Po tym podbitym oku go skojarzyłem. On nachylił się nade mną i pokazując wielkie kły powiedział: „NIE MA ŻADNYCH WAMPIRÓW”. Wtedy ja podniosłem krzyk, bo wiedziałem, że on jest wspólnikiem tej wampirzycy. A wtedy przylecieli pielęgniarze, zrobili mi zastrzyk i powiedzieli, że ten wampir jest znanym psychiatrą w mieście. Wyobrażacie to sobie?
Ika spojrzała na Tamayę dziwnym wzrokiem, na co ta odpowiedziała lekkim skinieniem głowy.
- Będziemy szły. – odezwała się artystka. – Przyszłyśmy zobaczyć jak się czujesz i mam jeszcze jedna sprawę. Przez kilka dni mnie nie będzie.
- W porządku. - odpowiedział mężczyzna.
- Wracaj szybko do zdrowia. – życzyła Ika.
- Lepiej nie wspominaj o dziwnych rzeczach to ten psychiatra przestanie cię nachodzić. – Poradziła Tamaya.
- Będę pamiętał. – obiecał mężczyzna. Na korytarzu Ika zwróciła się do Tamayi:
- O ci w tym wszystkim chodzi? Ten psychiatra to Red Vampire, prawda? Czemu barman opowiada o nim takie niestworzone rzeczy?
- Powiem ci więcej. – odpowiedziała Tamaya – Osobą, która go pogryzła ma być GoNik. Czy z czymś ci się te sprawy kojarzą?
- Boję się o tym myśleć, co mi to przypomina. – powiedziała Ika.
- No to na razie wybierzmy się na miłą przejażdżkę. – zaproponowała Tamaya.
Wkrótce czerwony land rover z dwiema pasażerkami pomknął w kierunku znajomego odcinka autostrady i nawet Ika nie zdążyła spostrzec, co się dzieje gdy wchłonął je błękitny portal. Zareagowała dopiero po chwili.
- Co się stało? Gdzie my jesteśmy? - zapytała wyskakując z samochodu i rozglądając się.
- W Japonii. Ale to nie ten kraj, który znasz. – oznajmiła Tamaya.
- Co? Ale jak to możliwe? – zapytała Ika wciąż się rozglądając wokoło.
- Magiczny portal. – powiedziała Tamaya.- Służy do przemieszczenia się pomiędzy alternatywnymi światami ożywionymi przez ludzką wyobraźnię.
- Nie mówisz tego poważnie! – stwierdziła Ika – Cos takiego nie istnieje. Światy stworzone przez ludzką wyobraźnię? Chcesz powiedzieć, że napiszę sobie opowiadanie i wejdę do niego?
- Coś w tym rodzaju, chociaż to nie działa w szerokim spektrum. – oznajmiła Tamaya – Chodź. Jest tu ktoś, kto chce cię poznać.
- Mnie? – zdziwiła się Ika.
- Tak – odpowiedziała Tamaya uśmiechając się tajemniczo. Ruszyły plątaniną korytarzy.
- A tak w ogóle jakbyś nie wiedziała to jesteśmy w bazie Nervu. Teraz oni zajmują się nie tylko Aniołami, ale i Eksterminatorami. Chyba nie przypadła im do gustu „Nowa Evangelia” autorstwa Grisznaka. – poinformowała Tamaya – Postanowili trochę podręczyć czwórkę w realu, gdzie mają utrudnione pole działania. Jednak martwi ich, że Eksterminatorzy tak szybko się z tym pogodzili. Trzeba pomyśleć nad nowymi strategiami, które dawałyby więcej możliwości. Nawet pojawił się pomysł, aby stworzyć portal do świata „Eksterminacji” i tam rozpocząć naszą prześladowczą działalność.
- Interesujące. – stwierdziła Ika – Mój naturalnie jest ten blondas, który to rozpętał, a ty pewnie nadal chcesz zaopiekować się jednym Wampirem w Czerwieni.
- Najpierw ta jego piłą. Myślę, że najbliższa rzeka będzie dla niej najlepszym miejscem. – oznajmiła Tamaya.
- Z pewnością zaraz by ją wyłowił. – stwierdziła Ika.
- No, nie wiem. Może ma wodowstręt i nie umie pływać. – zasugerowała Tamaya.
- Nie możesz być tego pewna. – oznajmiła Ika – Trzeba by zapytać tego Łowcę Wampirów. On powinien być ekspertem w tych wampirzych kwestiach.
- Właśnie, Ronin. – zamyśliła się Tamaya – Ciekawe co on teraz porabia po tej czwartkowej imprezie. Czy większą ma zabawę w napastowaniu GoNik w realu czy marzy mu się jej bardziej nieumarła forma.
W tym momencie dotarły do celu. Ika zatrzymała się zaskoczona widząc czekającą zakapturzoną postać o niebieskiej twarzy.
- Zelgadis! – wykrzyknęła zaskoczona artystka.
- Tak. Jestem Zelgadis Graywords, a ty jesteś ta wspaniałą artystką z Polski, mniemam. – zauważyła on. – Moja znajoma Lina życzy sobie zamówić u ciebie specjalny portret. Tylko ma być na nim przedstawiona dużo lepiej niż wygląda naprawdę. Hee, hee, hee.
Ika patrzyła na Zelgadisa zauroczona.
- Zostawię was samych. – odezwała się Tamaya. – Oprowadź ją , Zel po okolicy i zadbaj o jej życzenia. Muszę iść napisać raport. Zobaczymy się później. Na razie, Ika.
- Dobra. Na razie, Tamaya. – odpowiedziała Ika odwracając na chwilę wzrok od ulubieńca. Tamaya oddaliła się korytarzem.
THE END