Witajcie, dziś kolejny fragment opowiadania. Tym razem jeszcze troszkę przegadany, ale od następnego wszystko się zmieni. Zapraszam do lektury i komentowania
------------------------------------------------------------------------------------------------
- Chcecie odejść? – Arcykapłan zamyślił się, stukając palcami w oparcie krzesła. – Dlaczego? Do niczego was nie zmuszam, ale sądziłem, że zostaniecie dłużej... Nie spodobała się wam moja gościna?
- To nie dlatego – Dracon przysunął się do Grahama. – Po prostu wzywa mnie...
- Przeznaczenie – dokończył za przyjaciela Ignatius, obawiając się jakiejś gafy ze strony towarzysza.
- Nie możemy spierać się z fatum, prawda? – Arcykapłan spojrzał na drowa z ukosa.
- Właśnie – wampir przytaknął.
- Przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji, poczekamy na waszego kompana i moją córeczkę
Główna nawa była ogromną, podłużna salą. Środkiem biegł czerwony dywan, ukrywający obsydianowi posadzkę. Pod ścianami, pokrytymi świętymi obrazami Wielkiego, ciągnęły się rzędy ław, klucząc wśród wysokich kolumn, podtrzymujących strzelisty dach. Między sakralnymi malunkami zostały umieszczone piękne witraże, sprawiające, że wnętrze stawało się wręcz przesycone wielobarwna magią. Nad głowami obecnych krążyły kule magicznego światła, uzupełniające braki wywołane przez mroczną magię... Lecz nawet i bez nich złota rzeźba Behemota, umieszczona pod samym sklepieniem, była doskonale widoczna. Lewiatan zdawał się obserwować wszystkich, a surowy wzrok wywoływał ciarki na karkach wampira i drowa. Ignatius miał wrażenie, że wystarczy jedno źle dobrane słowo i rzeźba ożyje, dysząc żądzą zemsty. Graham siedział na wykładanym atłasem krześle za ołtarzem, wykutym z pojedynczego bloku marmuru.
- Ignatiusie – odezwał się Arcykapłan. – Mógłbyś wyjść na zewnątrz i zobaczyć, czy nasi spóźnialscy się nie zbliżają?
Drow z zaskoczeniem spojrzał na Dracona, ale ten jedynie pokiwał głową. Mamroczą przekleństwa pod nosem, mroczny elf opuścił nawę, co chwila spoglądając na ogromnego smoka. Graham odczekał chwilę, po czym wstał i podszedł do wampira.
- Mój bóg powiedział mi dlaczego chcesz odejść – zaczął ojcowskim tonem.
- Ach tak?
- Tak. I chcę, byś mi wytłumaczył czemu chcesz zaryzykować taką przeprawę dla nieznajomej kobiety.
- Muszę powstrzymać zło... – Dracon zawahał się, co zostało od razu wykorzystane przez dragona.
- Zło? Ależ panie Delacroix, ten świat jest pełen zła. Może tego nie widzisz? Śmierć jest zła, bogowie są źli, ludzie, twój opiekun, ty sam, wszyscy jesteśmy przepełnieni, przeżarci złem. Tu nie ma już więcej miejsca na dobro.
- Więc dlaczego... próbujesz?
- Bo jestem głupcem, wierzącym w odkupienie. Ale ty musisz dać mi powód, bym uwierzył w ciebie.
- A jeśli nie?
- To nie udzielę ci żadnej pomocy – Arcykapłan wzruszył ramionami, wywołując szelest szaty. – Co więcej, nakażę mym wiernym, by na was polowali oraz poinformuję ludzkich szpiegów... choć oni sami zwą siebie posłami.
- To szantaż!
- Jak najbardziej – Graham pokiwał głową i założył ręce na piersiach.
Dracon stał, bezsilnie wpatrując się w mężczyznę przed sobą. Wreszcie podjął decyzję.
- Nic nie powiem. Mój ojciec w was wierzył, a ja wiem jaka propozycja została odrzucona.
- Dobrze, bardzo dobrze – Arcykapłan uśmiechnął się. – Zatem zmieniam mą odpowiedź. Zgadzam się.
- Trochę za późno. Teraz nie ma ani Skalnego Miasta, ani Marcusa Delacroix.
- Ale jesteś ty, nieprawdaż? I to tobie przyrzekam pomoc – Mężczyzna poklepał wampira po ramieniu.
Do ich uszu dotarł szum skrzydeł. Agatha i Noir dotarli na miejsce.
- Nareszcie – Graham wyciągnął dłoń w stronę Dracona. – chociaż, właściwie, to skończyliśmy.
W drzwiach stanęła dragonka wraz z Piotrem i Ignatiusem.
- Wiem, jaki masz powód – szepnął jeszcze dragon do Delacroixa. – A twe milczenie wszystko potwierdziło.
Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, gdyż dwójka spóźnionych w towarzystwie drowa za bardzo się zbliżyła.
- Wzywałeś nas, ojcze? – dragonka ledwo skrywała zmieszanie. – Wybacz nam opieszałość.
- Nic się nie stało, córeczko – dragon pogładził ja po policzku. – Nawet lepiej, że tak wyszło. Ale dość tej zwłoki. Usiądźcie proszę na tamtej ławie i skupcie się na moich słowach – Poczekał, aż wszyscy się usadowią. – Poprosiłem was o obecność z powodu pewnej prośby, jaką przedstawił mi jeden z was. Chce on opuścić Dragonium – Dostrzegł uniesioną brew Agathy i szybko dodał. – To Dracon, oczywiście – Podrapał się po brodzie. – Chciałem wprowadzić nutę niepewności – Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. – Zatem do sedna. Wampir chce udać się za przeznaczeniem w stronę Skalnego Miasta, a drow wyraził chęć towarzyszenia przyjacielowi. Pozostaje pytanie co ma zamiar zrobić pan Noir – Wtedy dostrzegł złączone ręce Piotra i Agathy i wszystko stało się jasne. – Daję wam czas do wschodu słońca na spakowanie się. Wtedy to rozmówię się z wami po raz ostatni. A co do waszej dwójki – zwrócił się do dragonki i wampira. – Zostańcie jeszcze chwilę.
Dracon i Ignatius wyszli, kierując się w stronę domostwa. Tymczasem para oczekiwała najgorszego.
- Nie mam zamiaru bawić się z wami w łzawe tragedie- Siadł między nimi, obejmując mocno. – Jestem z was zadowolony. Zdziwieni? Na Wielkiego, powinniście być!
- Dziękuję, ojcze! – Agatha aż pisnęła z radości.
- Jeszcze się nie ciesz. Nie skończyłem. Panie wampirze?
- Tak?
- Niech pan siedzi, ale się nie odzywa. Rozumie pan?
Lekko osłupiały Noir pokiwał głową.
- Doskonale – Graham rozpromienił się momentalnie. – Zatem co chcecie dalej robić?
- My... – dziewczyna zacięła się, nie wiedząc co powiedzieć. – Chcemy być razem.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Czy nie sądzisz, że życie z wampirem jest... Ryzykowne?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo czuję, że pragnę stanąć z nim przed obliczem Behemota – Agatha zarumieniła się aż po końce uszu.
- Tak szybko? Ile się znacie? Parę dni?
- Tak, ale wiem, czego chcę.
- Piotr zostanie przy tobie?
- Oczywiście! – krzyknęła.
- Panie wampirze? – Noir odczytał to jako zezwolenie.
- Niniejszym przysięgam, że zostanę u boku córki waszej ekscelencji.
- A co z pana towarzyszami?
- Zrozumieją.
- Cieszy mnie to.
Bez słowa, Graham schwycił oboje za ręce i połączył je, nucąc modlitwę w języku obym wampirowi. Ale, nawet mimo to, Noir czuł, że stało się coś bardzo ważnego.
- Och, ojcze – Agatha miała łzy w oczach.
- Teraz możecie razem kroczyć krętymi drogami losu – Arcykapłan i ucałował wampira w czoło.
- Mam dług u waszej ekscelencji.
- Po prostu opiekuj się moim skarbem.
- Oczywiście.
Zostali we dwoje, tuląc się do siebie. Piotr wciąż nie wierzył w tempo wydarzeń. Gdzieś wewnątrz kołatała się myśl, że to zawsze prowadzi do wybuchowej kulmnacji.