Gipsi, a był moment, gdy mnie kiedyś rozumiałeś? By graczem jRPG i nie znać czegoś takiego jak Final Fantasy VII <fabuły, postaci i innych pierdół>, to jak zwać się fanem serii Chrono i nie znać Radical Dreamers. I nie piszę tu teraz tylko o graniu w tą produkcję, a o znaniu jej: o czym jest, o czym opowiada itd.
Od gry nie oczekuję realizmu. A już "kurczaczek"san nie będę oczekiwał realizmu i detali graficznych <jak te pierdolone rysy na mieczu> od gry wydanej w 97. A w filmie, robionym w całości za pomocą grafików i animatorów, to wiesz jak się by to nazywało? Smaczki, pierdołki uprzyjemniające ogladanie.
Uch... Spruje mu majty i dupe rozerwie również wtedy, jakby mu odciął rączki, nóżki i zgolił na łyso. Albo połamać mu wszystkie członki. Nie uciekł by, nie zaatakował. Wtedy by nie mógł walczyć i po wygłoszeniu mowy, mógłby wykorzystać a potem zabić. Unieruchomić go, a nie kurwensan drasnąć. Ale nie, bo po co. Będzie gadał pierdoły bla bla bla, podczas gdy jego przeciwnik zbierze w sobie silę do dalszej walki i Limita wykona. Równie dobrze, czemu nie zaprosił go na małą herbatkę? Żeby się nie zesrał z wrażenia? Aha, i gadali w czasie walki, więc mógł się streszczać.
Ta, powinni ich byli "przybliżyć". Dwa lata minęły od zakończenia Final Fantasy VII, a to trochę czasu jest. Co robili inni w tym czasie? Czekali do momentu, aż ich wielki przywódca wezwie na pomoc <albo i nie wezwie - ot, postanowili wpaść na herbatę, ale wiesz, nagle jakiś duży potwór zaczął rozpierdalać miasto, więc co im szkodzi, przyłączą się>. Jak Barret pracuje przy ropie, a potem odbiera telefon bla bla bla i idzie na pomoc przyjacielowi, zostawiając to, czym się zajmowal przez dwa lata. Czemu? Dla przyjaciela. Więc kurwensan trochę ich "przybliżyć" mogli.