Niestety jako zapalonemu kinomanowi wiele wtop kinematograficznych miałem (nie)szczęście obejrzeć...
Główną, nie mogę przeboleć, jest nowa "stara" trylogia Gwiezdnych wojen (części I,II,III czyli Mroczne Widmo, Atak Klonów i Zemsta Sithów). Ja rozumiem że świat idzie do przodu itp, że można lepsze efekty specjalne dać ale po jaką cholerę razem z tymi aktorami i to w filmie który miał tak potężny budżet (Jurek Lucas w końcu to nagrywał, nie?) dano tak miernych aktorów? Jezusie Nazareński, toż to woła o pomstę do nieba co oni tam wyprawiali, płycizna gorsza niż na mieliźnie podczas odpływu...
Druga rzecz, kolejny wtop na który poszedłem do kina, to wielce rozdmuchana "Cloverfield". Po tych trailerkach i teaserkach człowiek po prostu nie mógł się doczekać premiery i kiedy w końcu do mojego miasta dotarł film zabrałem paru przyjaciół by potem palić się ze wstydu w kinie. Boże, jak oni mogli taką chałę nakręcić? Film miał olbrzymi potencjał a okazał się niewydarzonym klonem Godzilli (tej Emmerichowskiej) zmiksowanym z jakimś podrzędnym horrorem (vide laska wybuchająca za parawanem, co to miało być?) I do ciężkiej cholery, mogli chociaż nie pokazywać głównego potforka... Nie, pełne zbliżenie na mordę, kilka dobrych sekund (bo by się takie coś zastanawiało czy spałaszować, tia...), mogiła po prostu...
Wszelkiego rodzaju Hollywoodzkich kaszan typu Kevin sam gdzieś tam, Vandam czy gniotów typu Texas Chainsaw Massacre nie skomentuję, bo nie trzeba... Filmy płytkie, pozbawione najczęściej fabuły, a jeśli już jakąś mają to z większą ilością dziur w fabule niż ser szwajcarski.
Matrix - jedynka znośna, bo coś nowego, ale dosłownie na raz, przy drugim oglądaniu czujesz jak ssie, sequele totalna żenada.
Filmy na podstawie gier... Na palcach jednej ręki da się policzyć te dobre, reszta skaszaniona i zrobiona tylko dla kasy (RE, DoA, Bloodrayne, MK - oba, wymieniać można w nieskończoność). Silent Hill na szczęście wypadł znośnie, nie odchylono się zbytnio od fabuły w gierce, szkoda tylko Cybil i tych odwołań do "The Ring" (mania na małe dziewczynki)
Polskie "kino"... To temat szczególny... Niestety praktyka pokazuje że najlepsze lata kinematografii mamy już za sobą. Takie tytuły jak "Miś", "Seksmisja" czy nawet "Nienawidzę poniedziałków" już nie wrócą. Obleśne próby śmieszenia widza wulgarnością/nagością/głupotą skutkują na tych "do lat 18" którzy takich filmów oglądać nie powinni (tak tak, to dla was, fani "Chłopaki nie płaczą" i "Poranku Kojota"). Dodatkowo próby przeniesienia na ekran naszych najznamienitszych dzieł literatury często przybierają formę niskobudżetowego "zrobimy co się da, sprzedamy, a za to co zarobimy zrobimy coś nowego". Widać to w Quo Vadis; obowiązkowo musiałem na tym być w kinie, nasza polonistka by nas powywieszała jakbyśmy nie poszli. Naliczyłem będąc w samym kinie kilka większych błędów. Jeszcze więcej w wersji na DVD którą wypożyczyłem przed maturą. Żenujące aktorstwo (Boguś jako Petroniusz? Jaja sobie robicie?), słabe dekoracje (jeden pożar im się całkowicie wymknął spod kontroli podczas pożaru Rzymu i sporo dekoracji po prostu spłonęło - było nawet o tym w Wiadomościach swego czasu), przemycany erotyzm - pewnie dla młodszego widza - lipa jednym słowem znów... Broni się jedynie Trylogia Sienkiewicza, tam serio, nie ma się do czego przyczepić (zwłaszcza do tych starszych części - uwielbiam Olbrychskiego) a Wajda sypnął groszem i zrobił w końcu Ogniem i Mieczem z właściwym rozmachem.
Argh, przeciążyłem sobie mózgownicę przypominając sobie te wszystkie kaszany które miałem nieprzyjemność oglądać... Dodam że większość typów wypisanych tu przez was to święta prawda - nie zgodzę się jednak z tym, że Spirits Within to kaszana - IMHO bardzo dobry kawałek filmu animowanego, niepotrzebnie nazwanego Final Fantasy.