ej, weź tant się postaraj nie robić takich długich przerw między kolejnymi rozdziałami, bo to raczej mocno niefajne....
...
Nie wiecie jakie ja męki przechodziłem, żeby się w końcu zabrać i napisać ten rozdział. Wiele razy poprostu siadałem, zaczynałem pisać, po czym kasowałem wszystko i wkurzony szedłem spać albo w coś pograć. Mógłbym wam tutaj napisać z 10 całkiem niezłych wymówek, które by wyjaśniły dlaczego nie napisałem rozdziału aż do dzisiaj. W każdym razie, dziś był jeden z tych dni, kiedy człowiek może usiąść i napisać cały rozdział od ręki.... i tak też zrobiłem. Praktycznie całość jest z dnia dzisiejszego, klawiatura jeszcze ciepła jest od stukania heh
Rozdział dwudziesty to początek nowego etapu mojej opowieści. Pomyślałem sobie, że można wprowadzić drugi wątek fabularny, ponieważ ułatwi mi to pisanie i sprawi, że fabuła będzie brnęła do przodu szybciej. Jeżeli mam się uwinąc do 35-40 rozdziału z zakończeniem, to trzeba już podjąć jakieś kroki heh. Pomimo tego, że nie jest on specjalnie porywający, rozdział uważam za całkiem udany. Jak zawsze czekam na komentarze, pochwały i takie tam... może jacyś nowi użytkownicy zaczną to czytać, co by mi się fanclub powiększył hehehe...
BTW. Rozdział jest jakieś 2.5 raza większy od normalnego. Powinno wam to w jakiś sposób osłodzić fakt, że nie było tu update'u od 2 miechów heh.
Rozdział DwudziestyRen ziewnął i przetarł oczy. Znowu nie spał najlepiej w nocy, pomimo tego, że wczoraj wcześniej się położył. Po powrocie do dormitoriów nie rozmawiał prawię wogóle z Dunkan'em, który, tak samo jak on, wydawał się być zmęczony tą całą sprawą. Zbyt dużo niezrozumiałych rzeczy zdarzyło się ostatnio, żeby mieli je poprostu zignorować. Od ataku na Ogród, Ren bił się z myślami każdej nocy, nie dochodząc do żadnych wniosków. Wierzył, że ich nowa wyprawa może przynieść jakieś wyjaśnienia, ale bał się również, że poraz kolejny zostaną wplątani w coś, w co nie powinni. 'I tak siedzimy już w tym głęboko' myślał Ren 'W Ogrodzie nie dowiemy się niczego, więc może i lepiej, że wyjeżdżamy na kontynent'.
Dunkan, siedzący na przeciwko, ziewnął zaraz po ciemnowłosym koledze, drapiąc się po głowie. Podniósł się lekko na siedzeniu, aby wyjrzeć przez okno jadącej półciężarówki. Chociaż byli w drodze już dobrych kilka minut, żadne z trójki studentów, nie odezwało się jeszcze słowem. Chłopcy nie mieli specjalnej ochoty rozmawiać, znudzeni ciągłym zadawaniem pytań, bez poznania odpowiedzi. Tylko Alice wydawała się być wypoczęta, nie dawając po sobie poznać, aby cała ta historia miała na nią jakikolwiek wpływ.
- Wyglądacie na niewyspanych - powiedziała z uśmiechem, patrząc na chłopców.
- Nie tylko wyglądamy - odpowiedział Ren, jeszcze raz przecierająć oczy - Nie spałem dobrze od kilku dni.
- Hmm... - zamilkła na moment dziewczyna, wpatrując się przez chwilę w okno za plecami Ren'a, splatając dłonie między kolanami.
- Zaraz powinniśmy dojeżdżać - powiedział Dunkan, widząc za oknem pierwsze budynki przedmieść Balamb - Seifer i jego koledzy pewnie już czekają.
- Jaki jest ten cały Almasy? - zapytała blondynka - Mieliście okazje go poznać w Deling.
- Nie można powiedzieć, żeby był pobłażliwy - powiedział Ren po chwili namysłu - Wydaje się, że nie ma szacunku do nikogo i niczego, a w szczególności do SeeD.
- Jest bezwględny, ale nie wydaje się być złym człowiekiem - dodał Dunkan lekko się uśmiechając - Nie mieliśmy jednak okazji dłużej z nim pogadać. To raczej on mówił nam, co mamy robić.
- Słyszałam wczoraj, że uczył się w Ogrodzie Balamb, ale nie zdał egzaminu końcowego.
Ren zamyślił się na chwilę, kiedy Dunkan kontynuował rozmowę. Przypomniał sobie, co wczoraj usłyszał od siostry, przypomniał sobie jej niepokój. 'Seifer jest dziwny, ale uratował nas Deling, więc nie może być zły' pomyślał. Jednak słowa mówiące o tym, że Seifer walczył kiedyś u boku czarownicy, aby zniszczyć Ogród Balamb, ciągle nie dawały mu spokoju. Nicole czasami przesadzała, ale nie dawała zbyt łatwo wiary plotkom. 'Czyżby więc to była prawda? Ale Quistis i inni mu ufają...'. Nagłe zatrzymanie się samochodu wyrwało Rena z zamyślenia i przerwało rozmowe dwójce przyjaciół. Dunkan wstał i otworzył drzwi z tyłu samochodu, za którymi widniał plac parkingowy przed stacją kolejową. Na niedawno odrestaurowanym niebieskim dachu, pod którym znajdowały się perony, widniało biało- czarne godło Balamb. Kadeci wyszli z półciężarówki zamykając za sobą drzwi i ruszyli ku głównemu wejściu. Z racji na geograficzne położenie wyspy Balamb, przeprowadzony po dnie oceanu tunel kolejowy był błogosławieństwem dla spragnionych słońca turystów. To dzięki niemu, miasto znane jest jako wakacyjna stolica świata. W okresie letnim, ponad połowa wyruszających z Timber pociągów, pędzi właśnie do podmorskiego tunelu, prowadzącego do Balamb. Pomimo tego, że sezon dobiegał już końca, przed stacją zawsze spotkać można było duże ilości zwiedzających oraz sklepikarzy, oferujących pamiątki, napoje i zakąski wszystkim strudzonym podróżnikom, którzy mieli tak wielki wkład w gospodarkę wyspy. Kadeci minęli pare grupek turystów i wspieli się po kamiennych schodach, wchodząc przez główne wejście na pierwszy z czterech peronów. Ich "opiekunowie" czekali już tam na nich. Fujin wpatrywała się w nich swym zimnym wzrokiem, obrana tak jak wtedy, kiedy byli w Deling - w niebieską marynarkę i czarne długie spodnie, pomimo wysokiej jak na tak wczesną porę temperatury, nawet jak na standardy Balamb. Raijin stał obok w krótkich kolorowych spodenkach i słomkowym kapeluszu na głowie. Obok leżał jego bagaż dużych rozmiarów, najwyraźniej wspólny dla całej trójki.
- W końcu jesteście - powiedział Seifer, kiedy kadeci zbliżyli się do ławki, na której siedział. Zamiast swojego białego płaszcza, nosił niebieski bezrękawnik.
- Więc to jest ta wasza koleżanka, co nie? - powiedział Raijin, nie dając poznać, czy stwierdza fakt, czy zadaje pytanie - Będziemy razem podróżować, no nie? Ja jestem Raijin, a to jest Fujin. Seifera chyba już znasz, co nie?
Srebrnowłosa spojrzała na dziewczynę, lecz nie powiedziała żadnego słowa. Ciężko było uwierzyć, że pomimo życia na Balamb, Fujin była biała jak duch. "Musi być albinoską" pomyślał Ren, dziwiąc się, że wcześniej nie zwrócił na ten fakt uwagi.
- Miło mi, jestem Alice - przedstawiła się blondynka i położyła swój bagaż koło ławki. Pozostali zrobili to samo. Seifer wyciągnął coś z kieszeni i zwrócił się do Ren'a.
- Tu są wasze bilety - powiedział, podając bilety chłopcu - Nie zgubcie ich, bo są w obie strony, a nie mamy tyle gotówki, żeby dokupić wam bilety w Timber.
- Usiądźcie w cieniu - powiedział Raijin - Pociąg zaraz przyjedzie, no nie?
Kadeci usiedli na sąsiedniej ławce, kryjąc się w chłodnym cieniu i wyczekując pociągu. Ren kątem oka spoglądał na Seifer'a, dalej bijąc się z myślami.
Niecały kilometr od stacji kolejowej, trzy sylwetki minęły bramę główną Balamb. Trzy spocone i mocno zdyszane sylwetki. Kilkadziesiąt minut wcześniej, sylwetki te bacznie obserwowały, jak Ren, Dunkan i Alice wsiadają samochodu na parkingu w Ogrodzie, dobrze ukrywając się za stojącym nieopodal jeep'em. Niestety jedna z nich nie przewidziała faktu, że automobil trudno jest śledzić na piechotę. Kilkadziesiąt minut później udało im się w rekordowym tempie pokonać 9cio kilometrowy odcinek, łączący Ogród z miastem.
- Nie wiem, czy to dzisiaj mówiłem Nicole - powiedział Kilroy, ciągle oddychając ciężko i przecierając czoło i łysą głowę w swój niebieski T-shirt - Ale nie uważam, żeby to był dobry pomysł.
- Nie żebyśmy ci nie chcieli pomóc - dodał pośpiesznie Haji. Lepiej od kolegi znosił biegi przełajowe, ale i on był bardzo zmęczony - Poprostu uważamy, że nie podchodzisz do tej sprawy racjonalnie.
- Jesteśmy w mieście, więc już troche za późno na marudzenie - powiedziała dziewczyna z determinacją prowadząc pozostałą trójkę. Kosmyk jej kasztanowych włosów przykleił się do spoconego czoła. Idąc, wspierała się na swojej włóczni jak na lasce - Zresztą, jeżeli nie chcecie ze mną iść, to możecie wracać do Ogrodu.
Chłopcom przeszła ochota na dyskusje, czując, że niewiele mogą poradzić. Obaj wiedzieli, a raczej czuli, że Nicole przyszłaby tu nawet bez nich. Czuli również, że siostra Rena naprawde potrzebuje ich pomocy.... w końcu SeeD zawsze działają drużynowo. Do tego mieli przeczucie, że kiedy w końcu wygaśnie jej zapał, dziewczyna wróci do Ogrodu i ochłonie.
Kilka chwil później, trójka kadetów kluczyła już wąskimi uliczkami między domami, wychodząc w końcu do doków. Pomimo tego, że Balamb jest jednym z największych portów na świecie, nie często przypływają do niego statki kupieckie. Wyspiarze nie mieli za bardzo głowy do handlu - do życia od pokoleń wystarczyło im to, co udało im się wyrwać od morza i ziemi. Jednak, jak każdy port, także Balamb miało swoje doki - miejsce, w którym statki mogły zacumować i wyładować swoje dobra do jednego z kilkunastu magazynów. Nicole i chłopcy zeszli po stromych schodach prowadzących do tej części nabrzeża. Stanęli przy jednym z magazynów i rozejrzeli się czujnie. To, czego szukali, rzucało się w oczy na tle kilku rybackich kutrów tak bardzo, że wydawało się być z zupełnie innego świata.
O White SeeD krążyły w Ogrodzie Balamb różne plotki. Wszyscy wiedzieli, że zostali oni powołani przez Edea'ę Kramer, jako oddzielna organizacja, dopełniająca w działaniu SeeD'ów. Wiadomo było również, że do białych SeeD dołączali najlepsi studenci z Ogrodów Balamb i Trabia, jeżeli zdali oni końcowy egzamin i spełnili dodatkowe wymagania, niezbędne przyszłemu członkowi "białych". Mimo to, rzadko utrzymywano z nimi kontakt, a ich pojawienie się w Ogrodzie zawsze oznaczało, że coś się święci. Ludzie mówili, że chociaż White SeeD byli w stanie bronić się przed ewentualnym zagrożeniem, prawie nigdy nie posuwali się do walki. Nigdy też nie widziano, żeby którykolwiek z nich miał przy sobie jakąś broń, choćby nóż. Plotki głosiły, że wielu z nich posiada zdolności podobne do tych, którymi władają czarownice. Inny mówili, że są ekspertami paramagii. Jednakże bez względu na to, ile mówiło się o "białych", najwięcej emocji wzbudzało to, czym się poruszali po świecie.
S.S. Orchidea, statek White SeeD, został skonstruowany w Esthar wiele lat temu, podobno zanim jeszcze Ogród Balamb stał się uczelnią. Kadeci wiele razy widzieli zdjęcia tego statku na pulpitach w trakcie zajęć, jednak nie zdawali sobie wczesniej sprawy, że jest on taki wielki. Długi i smukły kadłub, wysoki na 10 metrów, skrywal w cieniu stojące w sąsiednich dokach łódki i kutry. Kilka lat temu, okręt został przebudowany w FH, gdzie zwiększono jego wyporność i dostosowano do większej ilości personelu. Sprawiło to, że dzisiaj służyć mógł niemalże, jako pływający Ogród. Chociaż cały statek prezentował się majestatycznie, to widok jego słynnych żagli robił największe wrażenie. Pokryte tysiącami małych słonecznych ogniw, trzy żagle umieszczone były prostopadle do osi statku. Przypominały bardziej skrzydła, a w pełnej rozpiętości, były wysokie na 30 metrów i szerokie na przeszło 60. Mieniły się błękitnie w promieniach rannego słońca, nawet teraz, kiedy żłożone czekały, aż kapitan postanowi odpłynąć. Orchidea potrafiła korzystać z energii słońca, wiatru, a także z dwóch wodnych turbin, umieszczonych po obu burtach, które napędzane były dzięki przepływającej przez nie wodzie. Całość sprawiała niesamowite wrażenie - jakby okręt chciał powiedzieć: "Patrzcie na mnie, jestem władcą oceanów". Nicole rozejrzała się dookoła i zobaczyła przerdzewiało drabinę, prowadzącą na na płaski dach magazynu. Czując, że stamtąd będzie miała dobry widok, zaczęła się wspinać. Kilroy i Haji uznali, że narazie nie powinni się spierać. Kiedy cała trójka znalazła się na dachu, wiatr zawiał im w oczy od zachodu, orzeźwiając przyjemnie. Trójka położyła się płasko na dachu i jeszcze raz spojrzałą na statek. Był jakieś 50 metrów od nich.
Na pokładzie widać było sporo osób, ubranych w białe uniformy, a także kilku oficerów SeeD stojących na pomoście przy trapie.
- Całe szczęście - powiedziała Nicole - Bałam się, że odpłyną zanim dobiegniemy.
- Dobrze... czyli widzimy statek White SeeD - powiedział powoli Kilroy, jakby starając poukładać wszystko jeszcze raz - A czy masz jakiś pomysł co zrobić dalej?
- Wpierw się rozejrzymy - skwitowała, po czym odwróciła się do leżącego po lewej ciemnoskórego - Podaj mi lornetke, Haji.
Chłopak odpiął boczną kieszeń swoich spodni i wyciągnął z niej przyrząd, po czym podał go Nicole. Dziewczyna przyłożyła lornetke do oczu.
- Przy trapie stoją Jellis i Trepe - powiedziała, nie odrywając oczu - Rozmawiają z jakimiś dwoma oficerami White SeeD i jednym starszym cywilem. Jacyś kolesie pakują na pokład jakieś skrzynki.
- Świetnie, czyli już się rozejrzeliśmy - powiedział Kilroy, lekko tylko zniecierpliwiony - Nie sądzę jednak, żeby nas tak poprostu wpuścili na okręt. Bo widze, że do tego chcesz doprowadzić.
- Poza tym nie mamy żadnej pewności, że Ren jest na pokładzie - zauważył Haji.
- Obok doku stoi kilka samochodów, takich jak ten, którym przyjechał Ren - powiedziała, odkładając w końcu lornetkę, ale dalej patrząc na statek i zebranych w jego pobliżu ludzi - On jest na pokładzie. Czuję to. - dodała z przekonaniem.
- Możemy przecież się zawsze upewnić - powiedział Kilroy - Tam jest Trepe, można się jej zapytać, czy Ren jest na pokładzie.
- Mówił, że to nie jest oficjalna misja SeeD, i że ma podróżowa
in cognito - powiedziała - Więc napewno nam nic nie powiedzą.
- A czy naprawde sądzisz, że można podróżować
in cognito na pokłądzie TAKIEGO statku? - zapytał się Haji.
- Ja mam zamiar dostać się na pokład zanim odpłynie - powiedziała kończąc dyskusję - Możecie wracać do Ogrodu jak wam się nie podoba.
- No dobrze - kontynuował Kilroy - A jak niby masz zamiar dostać się na statek? Wspiąć się po kotwicy?
Nicole rozejrzała się dookoła, przechodząc po dachu magazynu. Mówi się, że jeżeli człowiek jest dostatecznie zdeterminowany, szczęście będzie mu sprzyjało. Nicole nie była do końca pewna tego wszystkiego, miała też świadomość, że powinna pare spraw lepiej przemyśleć i przygotować. Jednak jedną z głównych cech jej charakteru było to, że kiedy coś sobie postanowiła, nie dopuszczała do siebie żadnych wątpliwości, skupiając się w pełni na celu. Ren wiele razy narzekał na to, że jest uparta ja osioł. On jednak nie różnił się od niej za bardzo pod tym względem i czuła, że teraz jej brat robiłby na jej miejscu to samo. Spojrzała w dół i położyła się płasko, widząc dwóch White SeeD'ów, wynoszących podłużną drewnianą skrzynię z magazynu na którym byli. Nicole nie miała nigdy głowy do bardzo skomplikowanych planów, jednak proste i oczywiste zawsze znajdowała z łatwością. Uśmiechnęła się w duchu i wróciła do leżących obok drabiny kolegów.
- Plus i Combo - powiedział Dunkan, przewracając do góry 3 karty przeciwnika - wygrałem 6:3.
- No nie! - powiedział Raijin, w sposób inny niż zwykle. Złapał się za głowę parząc, jak blondyn zabiera jedną z jego najlepszych kart i dodaje do swojej talii - Musisz w to często grać, no nie? Ale teraz się tak łatwo nie dam. Gramy rewanż, co nie?
Dunkan uśmiechnął się i przetasował talię, po czym wybrał z niej pięć kart. To samo zrobił przeciwnik. Alice siedziała na kanapie i patrzyła na partie Triple Triad'a. Fujin stała kawałek obok Raijin'a, rzucąjąc niechętne spojrzenie na jego grę. Od razu po wejściu do przedziału Ren położył się na kanapie, kontemplując sufit. Seifer został na korytarzu, przez okno patrząc na nieruchomy narazie dworzec Balamb. Pociąg miał ruszać w ciągu kilku minut.
- Coś nie tak Ren? - zapytała Alice przysuwając się do leżącego chłopaka.
- Nie nie.. - wstał pośpiesznie i siadając normalnie. Uśmiechnął się i podrapał po głowie - Tylko ciągle zastanawiam się nad tym wszystkim... no wiesz... nad atakiem na Ogród i tym wszystkim.
- Chyba za bardzo się przejmujesz - uśmiechnęła się dziewczyna - Przecież jedziemy po to, żeby wszystko wyjaśnić. Ja też nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale nie powinniśmy się przejmować tym, co od nas nie zależy.
'Trafiła w sedno' pomyślał Ren 'Wszystko się dzieje wokół nas, a nic nie zależy od nas'. Wydawało mu się, że to był jeden z powodów jego wewnętrznej irytacji.
- Może zagrasz z nimi w karty? - zaproponowała - Pewnie nieźle grasz.
- Nie mam ochoty - uśmiechnął się - Zresztą i tak nie mam kart przy sobie. Szkoda mi tylko Raijin'a, że zgodził się grać z Dunkanem.
- Dunkan jest taki dobry? - spytała unosząc brwi.
- NO NIE! - Raijin wstał, patrząc jak chłopak przewraca kolejne karty na stole - Skąd wiedziałeś, że mam tą kartę?!
- Używasz jej od pierwszej partii - powiedział spokojnie Dunkan, uśmiechając się szeroko. Widać było, że ma niezły ubaw - 8:1 dla mnie. Może chcesz rewanżu?
- Oszukujesz, no nie? - mulat założył ręce na biodra i zmarszczył czoło.
- ŻAŁOSNE - Fujin uśmiechnęła się lekko, kątem oka patrząc na Raijin'a.
- Taak? - odwrócił się do niej Raijin - Chciałbym zobaczyć jak ty z nim wygrywasz, skoro jesteś taka cwana.
Srebrnowłosa przestała opierać się o ścianę. Spojrzała na mulata i zanim ten zdążył coś dodać, wyprowadziła solidne kopnięcie, które trafiło w piszczel lewej nogi. Raijin jęknął i upadł na kolano, oboma dłońmi masujac bolącą nogę. Cios wyglądał i brzmiał bardzo boleśnie.
- Ona mogła mu złamać nogę - powiedziała Alice.
- Nie przejmuj się nimi - uśmiechnął się Ren - Raijin jest chyba przyzwyczajony.
Dopiero teraz chłopiec zwrócił uwagę na to, że poniżej kolana mulat ma przynajmniej kilka dosyć sporych siniaków. Nie było wątpliwości w jakich okolicznościach ich nabył. Przeciągający gwizdek nadał sygnał maszyniście i pociag ruszył z peronu.
Alice wróciła do Dunkan'a, który zaczął tłumaczyć dziewczynie zasady Triple Triad. Raijin też słuchał uważnie, mając najwyraźniej nadzieję, że czegoś się nauczy. Ren leżał na kanapie i dalej wpatrywał się w sufit. 'Nie mam na nic wpływu i przez to nikt się ze mną nie liczy' pomyślał 'Dlatego nikt mi nic nie mówi... bo to w końcu nie moja sprawa'. Wciąż gryzło go to, co Nicole powiedziała o Seifer'ze. 'Nie mówił wiele o sobie i faktycznie wydaje się bezwzględny. Ale czy mógł zdradzić własnych przyjaciół? Walczyć przeciwko Ogrodowi Balamb?'. Ren myślał jeszcze przez kilka chwil, po czym wstał i popatrzył chwilę na przyjaciół i opiekunów. Odwrócił się do drzwi, za którymi widział Seifer'a, wyglądającego przez okno pociągu. Wstał i ruszył do drzwi, wiedząc, że jest jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć napewno.
- Gdzie idziesz Ren? - rzucił Dunkan, kiedy chłopak łapał już za klamkę.
- Do toalety - skłamał, po czym wyszedł na korytarz.
Na korytarzu nie było nikogo, oprócz Seifer'a. Kiedy chłopak wyszedł, mężczyzna spojrzł na niego krótko, po czym wrócił do wpatrywania się w okno.
- Kibel jest na prawo - powiedział.
Ren już miał iść w tym kierunku, ale zatrzymał się, patrząc na Seifer'a.
- Chcesz czegoś? - zapytał się blondyn, odwracając się do chłopca bez uśmiechu. Ren zawachał się znowu.
- Ja... - powiedział w końcu - Chciałem się z tobą... znaczy z panem porozmawiać.
- Porozmawiać ze mną? - Seifer uniósł jedną brew, lekko zbity z tropu - O czym niby?
Ren nie do końca wiedział jak ująć to wszystko słowami. Nie wiedział też, jak zareaguje Almasy. Patrząc na niego pomyślał, że wybuch gniewu i grożenie mu śmiercią to opcja, której nie może z całą pewnością wykluczyć.
- Ja... wczoraj słyszałem... - powiedział w końcu - Ktoś mi mówił, że... dawno temu... był pan... znaczy się... nie lubił pan SeeD.
Ren zdawał sobie sprawę, że brzmiało to dziwnie. Nie wydawało mu się jednak, żeby spytanie wprost, czy Seifer chciał zniszczyć SeeD i bratał się z czarownicą, było dobrym pomysł. Seifer spojrzał na niego i zmrużył oczy. Przez chwilę nic nie mówił, po czym odwrócił się do okna.
- Do dziś za nimi specjalnie nie przepadam - powiedział w końcu - Ale przypuszczam, że chodzi ci o to, że byłem rycerzem czarownicy i chciałem zniszczyć Ogród Balamb, co?
- Eee... - Ren zawahał się po raz kolejny. Jego słowa zbiły go z tropu. Jednak nim zdążył powiedzieć coś konkretnego, Seifer kontynuował, nie odwracając wzroku od okna.
- Może wtedy dałem się troche porwać marzeniom - powiedział, po cześci sam do siebie - Życie składa się z wyborów. Dla tych, którzy chcą być silni i chcą realizować swoje marzenia, wybory są zawsze trudniejsze i częstsze. Ja wtedy wybrałem taką drogę i dzisiaj nie żałuję. Dało mi to wtedy do myślenia. Rozumiesz o co mi chodzi?
- Nie do końca - powiedział szczerze. Nigdy nie był dobry w takich filozoficznych rozmowach. Seifer uśmiechnął się w duchu.
- Możliwe, że ty też byś tak postąpił na moim miejscu - powiedział po chwili.
Ren zmieszał się przez moment.
- Pociąg hamuje, czy tylko mi się zdaje? - spróbował zmienić temat.
- Nie wydaje mi się. Jeszcze nie dojeżdżamy do tunelu.
- Chyba słyszę gwizdek....
- Ja nic nie słyszę - powiedział Seifer, patrząc na chłopca - Dobrze się czujesz?
Ren złapał się za głowę i zachwiał się na nogach. Oparł się plecam o drzwi, które po chwili otworzył Raijin i złapał go za ramiona.
- Hej Seifer! - powiedział mulat - Dzieciakom chyba coś jest!
Ren poczuł, jak Raijin przenosi go do przedziału i kładzie na sofie. Kątem oka widział Alice i Dunkan'a, również leżących. Słyszał jakieś rozmowy, ale po chwili przestało to być istotne. Jednolity dźwięk wypełnił jego głowę, blokując zmysły i myśli, pozwalając mu odpłynąć do świata snów.
- No, to chyba ostatnia - powiedział jeden z White SeeD'ów, wraz z kolegą kładąc skrzynię w ładowni i otrzepując ręcę - Mamy jeszcze troche czasu do odpłynięcia. Idziemy na piwo?
- Idziemy idziemy! - zgodził się z entuzjazmem drugi kolega. Kiedy obaj wychodzili przez luk na pokład. Minęli kapitana rozmawiąjącego z oficerami SeeD, po czym ruszyli wzdłuż doku.
- Słyszałem, że niedaleko hotelu jest świetna knajpa z rybami - powiedział pierwszy z "białych".
- No to prowadź - odrzekł kolega, lecz zatrzymał się po chwili - Ej... a to skąd się wzięło?
Obaj mężczyźni podeszli do skrzynki, stojącej przy wyjściu z magazynu. Wyglądała tak samo jak wszystkie te, które załadowali.
- Wydawało mi się, że wzięliśmy wszystkie.... - powiedział jeden z żeglarzy.
- Może Jason i Warren zostawili jedną skrzynkę zamiast zanieść do ładowni?
- Głupie nieroby - odrzekł kumpel - A oczywiście to nam się dostanie potem...
- Lepiej to weźmy - powiedział - Z nimi rozprawimy się jak to zaniesiemy.
- I skoczymy na piwo.
- Tak.. - przyznał ochoczo - Jak to zaniesiemy i skoczymy na piwo. I zjemy tej twojej ryby. Wtedy się z nimi rozprawimy.
Nie licytując się dłużej, White SeeD unieśli skrzynkę z obu stron i ruszyli z nią w kierunku S.S. Orchidea.