Nie każdy obdarzony jest takim talentem i uważam, że powinieneś lepiej go wykorzystać, a nie publikować swoje prace jako FunFiki na podrzędnym vortalu o FF
Heh.. podrzędny vortal.. to po nas pojechałaś Miyone...
W dobrym Funfiku wyobraźnia to nie wszystko, trzeba jeszcze umieć przelać ją na papier. Ty potrafisz to robić jak mało kto^^ Też bym tak chciała... Bo wyobraźnię to ja mam... ale umiejętności pisarskie... cóż... Teraz pozostaje mi tylko czekać cierpliwie na kolejne rozdziały Twojego opowiadania...
Aż się człowiekowi chce pisać, jak czyta potem takie komentarze. Poraz kolejny nie śpieszyłem się ze wstawieniem kolejnej pracy, ale powiedzmy, że miałem kilka spraw, które na liście priorytetów stały wyżej niż Isog. Obiecuję, że kolejny rozdział napiszę szybciej. Tymczasem macie nowy rozdział.. to już 18ty heh... jeszcze troche i będę się zbierał ku zakończeniu (planowany był na jakieś 30-35 rozdziałów i tak mam zamiar skończyć)... póki co podałem kilka odpowiedzi na pytania, które czytelnicy mogli sobie zadawać... w tym rozdziale nie ma żadnych walk i wogóle nudy są straszne, no ale nie samą walką człowiek żyje... miłego czytania i czekam na komentarze jak zawsze.
Rozdział Osiemnasty'Cholera' przeklnął Ren, nie odrywając wzroku od sufitu. Leżał na łóżku w swoim ciemnym pokoju, wpatrując wzrok w zielone cyferki wyświetlające się na elektroniczny zegarku, przymocowanym do półki na książki nad łóżkiem. Była czwarta nad ranem. Ren odwrócił głowę w lewo, patrząc na walające się po pokoju śmieci, książki i ubrania, oświetlane przez pierwsze promienie słońca i poświate świetlnego pierścienia otaczającego Ogród. Wodził oczyma po wiszących na ścianach plakatach, po szafie i biórku, obok którego stał czarny futerał z jego Revolverem w środku. Przez chwilę kontemplował wiszącą u góry lampę i powieszony na klamce od drzwi mundur kadeta. Nie myślał jednak o tym co widzi. Z założonymi za głowę rękoma leżał i zastanawiał się nad tym wszystkim. W ciągu tak krótkiego czasu, w jego życiu stało się więcej niż kiedykolwiek dotąd. Dziwne "sny", misja w Deling, bal inauguracyjny, atak czarownicy... wydawało mu się, że to wszystko powinno mieć jakiś sens, że odpowiedź gdzieś jest, ale ciągle pozosaje nieuchwytna, jak księżyc w rzece. 'Dlaczego to właśnie ja, Dunkan i ta nowa - Alice, mamy te dziwne sny? Czemu nikt nam nie mówi o czym one są? Czy to jakaś cholerna tajemnica, czy zabije nas to? Coś się nam kurde należy za to, że ze 3 razy prawie nas zabili za to, że walczyliśmy w imie Ogrodu'. Ren obrócił się na bok i poprawił poduszkę. 'I co z tym cholernym Kemuri'm? Ludzie z grupy Jellis mówili dzisiaj, że był przy bramie wejściowej i miał przy sobie Ifrit'a... to pewnie on spowodował ten wybuch na początku... ale skąd oni wszyscy mieli Guardian Force, skoro wszystkie zidentyfikowane dotąd są w arsenale Balamb? I kim oni do cholery byli?'. Ren spowrotem obrócił się na plecy i spojrzał w wyświetlacz zegarka nad sobą. '4:04... muszę iść spać i wstać rano na ten apel. Może dowiem się czegoś...'. Ren obrócił się na drugi bok, twarzą do ściany i zamknął oczy. Leżał tak kilka minut, analizując białą farbę koło poduszki. Odwrócił się nagle na plecy i podniósł się do siedzenia, mocno zirytowany.
- Głupia bezsenność... - wyszeptał składając ręcę i koncentrując się chwilę - Sleep! - dodał po chwili najciszej jak mógł. Różowa mgiełka owiąnęła jego głowę, zlepiając powieki i wypełniając nozdrza słodkim zapachem. Nie poczuł nawet jak pada na poduszkę.
- Pobudką!! - wrzasnął Dunkan tuż przy ochu Rena. Chłopak zerwał się do pozycji półsiedzącej i rozejrzał się dookoła przymkniętymi oczyma. Pościel już dawno leżała na podłodze, zakrywając wysupujące się z pod łóżka komiksy. Dunkan stał nad nim cierpliwie, dopinając ostatnie guziki białej koszuli i patrząc jak kolega powoli siada na łóżku i przeciera oczy.
- Za niecałe pół godziny mamy być w audytorium koło Yard'u - powiedział wychodząc z pokoju i wracając do siebie - Dobrze, że go nie zniszczyli, bo byśmy się musieli na piętrze gnieździć. Słyszałem, że Yard też zaatakowali i mieli przy sobie Siren, ale szybko się wycofali. nasi w końcu też mieli Guardian Force.
- Jak myślisz, skąd oni mieli GF? - zapytał się po chwili Ren, wychodząc w bokserkach do przedpokoju, kierując się do łazienki.
- Mógł je mieć Kemuri - powiedział Dunkan - On by na specjalnej misji razem z instruktor Tilmett i kimśtam jeszcze. Pewnie drużyny były wyekwipowane w kilka Guardian Force, a Kemuri wpierw je wyciągnął, a potem załatwił posiadaczy. Przynajmniej na to wszystko wskazuje.
Ren nie odpowiedział, głównie dlatego, że mył zęby. 'Brzmi logicznie' pomyślał.
- To musiała być poważna misja, skoro wzięli GF i wysłali najlepszych ludzi - kontynuował Dunkan, dalej się ubierając - McNash to weteran tak jak ten Zebedin, Sayki to doświadczona instruktorka, a Selphie Tilmett to już wogóle pierwsza liga. W kilka lat temu razem z innymi pokonała czarownicę.
- Może byli tak wyekwipowani, bo znowu chcieli ją dorwać? - zapytał retorycznie Ren, wychodząc z łazienki.
- Bardzo możliwe - odrzekł, siadając przy stole w przedpokoju i czekając aż kolega się przebierze - Możemy tylko zgadywać, bo pewnie nikt nie będzie uprzejmy powiedzieć nam całej prawdy. Kończ się ubierać, bo zaraz będziemy spóźnieni.
Wielki tłum kadetów i oficerów zgromadził się w Audytorium Południowym, normalnie zajmowanym przez znacznie mniejszą liczbę ludzi. Usunięto wszystkie krzesła i ławki, aby zaoszczędzić na przestrzeni, lecz mimo to ludzie ledwo mieścili się w sali. Ren i Dunkan przecisnęli się przez powstający już przy wejściu zator i szybko skręcili w prawo, gdzie tłum był ewidentnie rzadszy. Przesunęli się pod stojące dalej okno i stanęli na szerokim, wewnętrznym parapecie, obok kilku studentów w swoim wieku. Na sali zgromadziło się ok. 1000 studentów. Oprócz osób stojących na drugim końcu sali, nie było w audytorium ani jednego oficera SeeD. Przy mikrofonie stała instruktor Trepe, rozglądając się bacznie po sali. Kilka metrów za nią na ustawiowionych tam krzesłach siedzieło kilku oficerów. Ren zauważył wśród nich McNash'a, Dincht'a i intruktor Tilmett, a także doktora Kadowaki.
- Myślałem, że przemawiać będzie Leonhart - powiedział do Dunkana.
- Też tak myślałem - odrzekł blondyn - ale pewnie wszystko nam zaraz powiedzą.
Po kilku minutach szumu rozmów i niepewności, instruktor Trepe uderzyła w mikrofon kilka razy palcem, aby sprawdzić, czy działa, po czym jej głos rozległ się po całym audytorium.
- Czy mogę prosić was o uwagę? - poczekała chwilę, aż zebrana publika uspokoiła się i przestała rozmawiać. Ludzie ucichli szybciej niż podczas normalnych apeli, każdy bowiem ciekaw był tego, co władze Ogrodu mają do powiedzenia, na temat wczorajszego ataku.
- Zwołałam dzisiejszy apel, aby poinformować was o kilku rzeczach, które macie prawo wiedzieć i które napewno was interesują - Quistis mówiła powoli i wyraźnie - Jak dobrze wiecie, wczoraj, podczas Balu Inauguracyjnego Ogród Balamb został zaatakowany przez niezidentyfikowaną grupę terrorystów. Pewnie słyszeliście już wiele plotek na temat tego kim mogli być agresorzy, skąd przybyli i jaki był cel tego ataku. Podczas ataku potwierdzono użycie Guardian Force Ifrit'a, Siren i Brothers przeciwko nam. Ofensorzy wykorzystali do ataku poduszkowce, jednak wykluczyliśmy jakikolwiek udział w tym ataku wojsk Ogrodu Galbadia, czy regularnego galbadiańskiego wojska.
Pomróki przeszły po audytorium. Jacyś dwaj starsi kadeci, stojący obok chłopców wymienili między sobą poglądy. Ren dosłyszał, że niezbyt przychylnie wypowiadają się o ludziach z zachodniego kontynentu, nie dając do końca wiary temu, co mówi Quistis.
- Agresorzy zaatakowali w czterech niewielkich grupach, próbując zająć Yard, dormitoria i bramę główną. Dzięki szybkiem i sprawenej interwencji naszych ludzi, udało się szybko odeprzeć atak, a w trakcie walk żaden z oficerów, ani kadetów nie stracił życia. Do tego udało nam się pojmać 4 terrorystów, którzy w tej chwili są przesłuchiwani przez naszych najlepszych oficerów. Z żalem jednak muszę stwierdzić, że agresor osiągnął swój cel.
Pomróki na sali zaczęły być głośniejsze. Ren zmarszczył czoło, Dunkan spróbował podnieść się wyżej, aby lepiej widzieć co się dzieje z przodu.
- Trzy grupy, które zaatakowały Yard, dormitoria i główną bramę, miały służyć odwróceniu naszej uwagi i spełniły swoją rolę. W tym czasie ostatnia grupa przedarła się na 3 piętro, do pokoju dyrektora Leonharta. Wśród przeciwników potwierdzono obecność czarownicy - tej samej, która porwała prezydenta Caraway'a kilka dni temu w Deling. Tym razem jej ofiarą padł sam dyrektor, który pomimo obecności naszych najlepszych ludzi w jego otoczeniu, został porwany.
Pomróki przerodziły się w burzliwą dyskusję, jakiś fotoreporter stojący z przodu strzelił zdjęcie, wszyscy zaczęli rozmawiać ze sobą nawzajem i krzyczeć coś do Quistis i zebranej obok niej grupki SeeD'ów. Ren ze zdziwieniem spojrzał na Dunkana.
- Po co porwała Leonharta? - zapytał retorycznie - To się nie trzyma kupy
- I co? Myślisz, że ci coś wyjaśnię? - odrzekł blondyn - Dla mnie to też dziwne
- Proszę o spokój! - podniosła głos Quistis, uciszając zebraną publikę. Tym razem musiała poczekać dłużej, zanim ludzie się w końcu uciszyli.
- Rozumiem wasze zachowanie, dla wszystkich jest to wielki cios - powiedziała w końcu, gdy poziom szeptów zmalał do rozsądnego poziomu - Podjęliśmy stosowne kroki i nasi najlepsi ludzie zostani wydelegowani w pościg za czarownicą...
- PO CO?! - przerwał jakiś student z przodu - PRZECIEŻ ONA JEST ZBYT POTĘŻNA! NIC NIE ZROB...
Jasnofioletowa chmura zakręciła się wdłoni oficera McNasha, który wstał i wycelował ją w kierunku studenta. Po chwili jego zaklęcie uciszające zogniskowało się wokół jego twarzy. SeeD usiadł na swoje miejsce, poważny i groźnie wyglądający.
- Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, jak potężna jest czarownica, panie Moore - kontynuowała po chwili Quistis, zwracając się do uciszonego kadeta - Mimo wszystko, panika nie przystoi komuś, kto w przyszłości ma się stać członkiem SeeD.
Jeszcze kilka pomruków przeszło po sali. Ren wiedział, że nawet McNash nie miał w zwyczaju od tak miotać zaklęciami w kadetów. Oficer był zdenerwowany, widział to nawet z tej odległości.
- Nasi najlepsi ludzie zostali już posłani w pościg za czarownicą. Znamy jej potęgę, jednak nie zapominajcie, że organizacja SeeD została powołana właśnie do tego, aby walczyć z czarownicami. Na czas nieobecności dyrektora Leonharta, ja przejmuję jego obowiązki, a oficerowie Lahrson i McNash przejmują role zastępców dyrektora. Z powodu absencji pewnej ilości instruktorów, wszystkie grupy będą miały zajęcia według nowego planu, które zostanie wam dzisiaj przysłany, do waszych pokojów w dormitoriach. Wszystkie uszkodzenia zaatakowanych części Ogrodu zostaną naprawione najszybciej jak to możliwe, a studenci, którzy odnieśli uszczerbek na zdrowiu lub stracili mienie osobiste podczas wczorajszego incydentu, otrzymają specjalne odszkodowanie. Osoby, których pokoje zostały znacząco uszkodzone, zostaną przeniesione do tymczasowych kwater zastępczych, na czas trwania napraw. Jesteśmy pewni, że wczorajszy incydent nie powtórzy się już nigdy, lecz na wszelki wypadek ochrona kompleksu będzie zwiększona.
Quistis odczekała kolejne minuty, w których studencie nerwowo wymieniali się poglądami, coraz bardziej zwiększając poziom hałasu.
- To wszystko, co chciałam powiedzieć - Quistis wyprostowała się i poprawiła okulary - Instruktorzy waszych klas odpowiedzą wam na wszelkie ewentualne pytania w czasie pierwszych zajęć dnia dzisiejszego, które zaczną się o 10:00. Możecie się rozejść.
Studencie, dalej norwowi, zaczęli wycofywać się do wyjścia. Ren i Dunkan również nie wiedzieli co myśleć. Zanim zdążyli jednak cokolwiek powiedzieć, zobaczyli, że Zell Dincht podchodzi do mikrofonu.
- Kadeci o numerach rejestracyjnych #217462, #218411 i #254778 mają się stawić w pokoju 113 za 30 minut - powiedział blondyn - Powtarzam, kadeci o numerach #217462, #218411 i #254778 za pół godziny mają być w pokoju 113 na drugim piętrze.
Obaj chłopcy stanęli w miejscu i spojrzeli na siebie. Dunkan uśmiechnął się paranoicznie. Dwa pierwsze numery należały do nich.