Z cyklu "Kids, don't do this at home":
Przed chwilą skończyłem pić pysznego Szłepsa grejpfrutowego w puszce. No, a jak, że ja studiuję ochronę środowiska, to zawsze zgniatam puszki przed ich wyrzuceniem. Tym razem jednak, zamiast pięty, użyłem ku temu czoła. Za pierwszym ciosem minąłem się z celem i tylko ją z boku nadgiąłem. Za drugim razem uderzyłem o kant (ale wgniotłem do połowy)... bolało i mam teraz czerwony ślad na czole. Cóż, pierwsze próby nie wyszły... ale w lodówce mam jeszcze 2 puszki szłepsa, więc zaraz spróbujemy drugi raz hihihi...
PS. Kiedyś udawało mi się za pomocą głowy rozbijać orzechy włoskie. Jak się wiedziało jak przywalić i się wybrało odpowiedni orzech (bez tych takich ostrych krawędzi na połączeniach obu łupin) to nawet się nie czyło uderzenia, a orzech padał. Czoło jest słabo unerwione, słabo ukrwione i jest jednym, bardzo wytrzymałym płatem kostnym, więc nadaje się do takich manewrów naprawde nieźle.
EDIT::
Dobra, poszła druga puszka. Wpierw spróbowałem nią uderzyć się w czoło, trzymając ją w ręcę, ale w ten sposób energia się źle rozchodzi. Siła uderzenia jest amortyzowana nie tylko przez głowę, ale też przez stawy w dłoni, więc ciężko jest uzyskać odpowiednią prędkość. Lekko się tylko wgniotła z boku, więc ją odgiąłem do poprzedniego kształtu i uderzyłem czołem, stawiając ją na parapecie. Teraz się wgniotła do połowy, ale pewnie spłaszczyłbym całą, gdyby mi się nie wyślizgnęła (mam śliski parapet). Bolało mniej niż za pierwszym razem, czyli mamy postęp. Została jeszcze jedna puszka wrazie czego...