W FFVII już nie ma \"identycznych\" postaci.W poprzednich Finalach wszyscy mieli ten sam cel-Pokonać kogoś aby zapanował pokój.W FFVII jest inaczej.
Cloud walczy po to aby pokonać Sephirotha i pomścić Aeris,Barret chciał pomścić śmierć swoich przyjaciół,Cait Sith chciał zadośćuczynić wszystkim za swoją zdradę,Tifa walczyła tylko dla Clouda.Gdyby on nie walczył,ona pewnie też by nie walczyła,Aeris chciała powstrzymać Sephiego przed przyzwaniem Meteora.
A postać Sephirotha to było kompletne mistrzostwo Squaresoftu.Sephi to nie był taki ot poprostu Badass z jakiegoś eRPeGa.Był on najpotężniejszą istotą w świecie FFVII,która nie potrzebowała nikogo(no oprócz Jenovy) i zabiłby każdego,aby osiągnąć swój cel.
W tym Finalu zosał także bardzo rozwinięty motyw miłosny(a w FFVIII to już przegięli).Chodzi tu o Aeris.Wiadomo,że była zakochana w Cloudzie.
Natomiast Sephi nie chciał panować nad całym światem(tak jak w poprzednich Finalach),tylko chciał go zniszczyć i to nawet w dobrej sprawie...
Grając w tą grę poczułem także rzecz,której jeszcze w żadnej grze nie odczułem.
Czułem się odpowiedzialny za losy tamtego świata.To było tak,jakby on miał swoje własne życie.Wiedziałen,że jeśli nie powstrzymam Meteora,to ten świat naprawdę zostanie zniszczony.
Trzeba było także trochę w tej grze pomyśleć,aby dowiedzieć się czegokolwiek nad przeszłością danej postaci.Nie tak,jak to było w reszcie Finali.Tam zawsze ktoś był półczłowiekiem,lub czyiś ojciec pochodził z innej planety.
Zgodzę się z Zellem.Diablo jest strasznie pusty.Idziesz i zabijasz.Nic więcej.W FFVII była masa subquestów(część z nich nie dawała żadnych przedmiotów ale zawsze wyjaśniały część fabuły) i minigier.
W Final Fantasy VII nastąpiło także wiele zmian muzycznych.Fanfare się zmienił,zmienił się także\"początek\" muzyki podczas walki.Wyszło to nawet na dobre(tylko w wersji na PSX\'a,bo na PC zamieścili MIDI).