Niezbyt pamiętasz swoją walkę ze Strażnikiem. Wydaje ci się, że był dużo szybszy niż podczas twojego wcześniejszego starcia i ledwo nadążałeś bronić się przed kolejnymi uderzeniami. Gdy potężny cios padł na tarczę, ta zatrzeszczała głośno i wraz z nią przeleciałeś kilka metrów lotem ślizgowym, zatrzymując się głową na jednej z mostowych barierek. Następnego ranka obudziłeś się w rynsztoku, śmierdzący i zakrwawiony, z najpotworniejszym bólem głowy swojego życia i kacem prawie tak silnym, jak wczorajszy. Miałeś już dość. Gdy tylko odzyskałeś sprawność motoryczną, ruszyłeś na zachód, nie oglądając się za siebie. Po dłużącej się podróży wśród rzęsistego deszczu i silnego wiatru, dotarłeś w końcu do sporej wioski, gdzie miałeś zamiar spędzić ten dzień.
Od razu udałeś się do chaty medyka, widząc że w trakcie pojedynku ze strażnikiem otwarły się stare rany. Podupadasz na zdrowiu i rozkazałeś znachorowi poradzić coś na to, wręczając mu dwa mieszki z góry. Lekarz zaszył twoje rany i opatrzył twoją pierś, gdyż odkrył ku twojemu zdziwieniu, że jakiś czas temu złamałeś żebro. A wydawało ci się, że to tylko kolka...
Po dwóch godzinach wyszedłeś na dwór, obolały, ale należycie opatrzony. Podczas przechadzania się po wiosce zawędrowałeś na wyrastający nad wioską pagórek, docierając do niewielkiej chatki, w której, jak ci mówiono, mieszkał do niedawna mędrzec. Wczoraj została ona ponownie zamieszkana - obrał ją sobie za dom pastor z południa, który przybył tu z misją uduchowienia wieśniaków i chronienia ich przed wszelkiego rodzaju duchami i czarami. Postanowiłeś wpaść do niego, przez czystą ciekawość.
Klecha przyjął cię serdecznie, obserwując cię z troską w oczach. Gdy byłeś już w środku przyjrzał ci się bliżej, po czym postawił diagnozę - byłeś przeklęty. Początkowo myślałeś, że pastor cię zwyczajnie obraził, ale wtedy przypomniałeś sobie o tej brzydkiej dziewczynie i jej matce, która w gospodzie odprawiała nad tobą modły. Klecha kazał ci usiąść i odprężyć się, po czym zaczął inwokować nad tobą modlitwę w języku, którego nigdy nie słyszałeś. Procedura trwała kilkanaście minut, ale kiedy pastor skończył to poczułeś się, ku swojemu nieskończonemu zdziwieniu, znacznie lżej na duchu. Widać modlitwa też ma jakąś moc. Podziękowałeś mu za pomoc, po czym odszedłeś w pośpiechu, w obawie przed nawróceniem.
Odwiedziłeś medyka i wyleczyłeś utracone punkty wytrzymałości (2->4) w zamian za dwa mieszki złota.
Mędrzec zdjął z ciebie przekleństwo.