Tego dnia ruszyłeś na zachód, docierając po południu w okolice mostu. Golemiczny strażnik wciąż tam jest i pilnuje kierującego za rzekę przejścia, a ty w tej chwili nie miałeś ochoty z nim walczyć. Już raz straciłeś kompana w walce z tym wielkim potworem. Wynająłeś pokój w okolicznej karczmie i solidnie się upiłeś, wspominając towarzysza, który padł z ręki Strażnika, walcząc u twojego boku. Los ci ostatnio nie sprzyjał i zauważyłeś, że alkohol doskonale ułatwił ci zapomnienie o tym i odzyskanie dobrego humoru. Był śpiew, była jakaś lekka bójka karczmienna, były dziewczyny, które wymawiają "nie" zupełnie tak, jakby miały na myśli "tak", było piwo, dużo piwa. A potem nie było nic, a przynajmniej nic, co byś pamiętał. Obudziłeś się rano w stogu siana w stodole przy karczmie, w śmierdzącym wymiocinami ubraniu, z dziurami w pamięci i z największym kacem swojego życia.
Wyszedłeś na obrzydliwie jasny dziedziniec, chwiejnym krokiem lawirując między nieprzyjemnie głośnymi ludźmi. Wszedłeś do karczmy i zamówiłeś posiłek, złożony z zimnej jajecznicy i dwóch kufli piwa, mając nadzieję zwalczyć ogień ogniem. Byłeś w połowie posiłku, kiedy do karczmy weszły dwie kobiety.
- To on! - krzyknęła jedna z nich i choć byłeś odwrócony do wyjścia plecami, to widziałeś, że wskazała na ciebie.
Odwróciłeś się powoli, lustrując dwoję nieznajomych dam. Jedna z nich była grubo po czterdziestce i miała na sobie niepokojąco dużo biżuterii, druga była młoda, ledwo pełnoletnia, a jej twarz wyrażała zupełne obrzydzenie na twój widok. Widziałeś już tą minę - jej obraz wyłonił się z mroków twojej podświadomości, stanowiąc wyraźny, jasny punkt w morzu ciemności, jakim jest w twej pamięci okres wczorajszej nocy. Musiała tu być w karczmie, to oczywiste, z jej zachowania wyczytujesz, że ma ci coś za złe, choć nawet na torturach nie potrafiłbyś wiedzieć co. Miałeś co prawda pewne podejrzenia, ale wydają się nierealne - małolata jest brzydka jak siedem nieszczęść, choć zdajesz sobie sprawę z tego, że wypiłeś wczoraj wystarczająco dużo, aby w twoich oczach jawiła się niczym bogini piękna.
- Nie wiem co ci zrobiłem mała, ale byłem pijany - przyznałeś się, mając nadzieję, że choć raz w życiu mówienie prawdy wyjdzie ci na dobre. Wyciągnąłeś złotą monetę i pstryknąłeś nią w jej stronę - Masz, kup sobie coś ładnego albo jakiś krem na kurzajki, czy coś...
Dziewczyna zlała się łzami, najwidoczniej źle przyjmując twoje dobre rady. Starsza kobieta, która najpewniej jest jej matką, wysunęła się w przód.
- Nie masz szacunku dla innych! - krzyknęła, a ty parsknąłeś, nie chcąc dodawać, że co fakt to fakt, trafiła tym zdaniem w sedno - Skoro tak, to i tobie nikt go nie okaże.
Kobieta wyciągnęła swoje kościste, uzbrojone w złote pierścionki dłonie w przód, unosząc głowę do góry.
- Nigdy nie będziesz miał przyjaciół! - przepowiedziała - Nikt nie wesprze cię w twej podróży! Umrzesz młodo i będziesz opuszczony i samotny!
- W śmierci wszyscy jesteśmy samotni - odrzekłeś jej starą prawdą, po odwróciłeś się do niej plecami, biorąc solidny łyk piwa - A teraz spierdalać, bo zaczynacie mi działać na nerwy.
Matka z córką odeszły, a ty zjadłeś i się napiłeś. Kac dalej się ciebie trzymał, ale oprócz tego czułeś coś jeszcze. Te słowa wypowiedziane przez starą w tej pamięci nabrały jakiegoś wyraźnego ciężaru. Nie miałeś jednak ani humoru, ani zwyczaju przejmować się obelgami i ludowymi przekleństwami.
Zostałeś obarczony przekleństwem!