Najlepsza ksiązka jaką czytałem to
-Clancy- wszystko oprócz ksiązek o łodziach podwodnych itp. Najlepsze są te gdzie główną rolę odgrywa John Clark, bo Ryan jest taki za bardzo upolityczniony. BEz skrupułów jest przyjemne, a komercyjna tęcza szesć- (tzn ukomercyjniona przez gry komputerowe) tez ciekawa.
-Suworow- zwłaszcza te stricte szpiegowskie. Akwarium jest miodzio, zawsze chciałem być szpionem
Palenie zwłok w kominach i te sprawy
- Yossarian i spółka czyli "Paragraf 22"- kazdemu co lubi czarny humor i klimaty MASH-a. Pasikowski na wesoło.
- Sto lat samotności Marqueza- bardzo przyjemnie się czytało, chociaz nie doszukiwałbym się takich głębokich treści, jakie niektórzy w tej ksiązce widzą. Fajna, lekka jazda bez zahamowań
Co do ksiązek historycznych- nie będę oryginalny jeśli powiem Norman Davies- facet po prostu ma talent. Moze nie skupia się na szczegółach, ale w tej ksiązcę, jak mało w której historycznej mozna się zaczytać bez pamięci.
Tolkien- trawie jedynie hobbita, któego przeczytałem bardzo bardzo dawno temu (bodajze 3 podstawówki). Po władce sięgałem parę razy, tez dość wcześniej, i przeczytałem wszystko praktycznie, skończyłem gdzies pod koniec powrotu z ula. Ale juznie mogłem. Hobbit zdecydowanie bije na głowę władce. Władca jest nudny, zbyt skomplikowany i w ogóle taki mało ciekawy.
Sapkowski- To były czasy:D Pamiętam jak biegałem po bibliotekach w poszukiwaniu "Wiedźmina" to się na mnie patrzyli jak na dziwaka:D Przeczytałem swego czasu "Wiedźmina" (potem rozbili to na Ostatnie zyczenie i miecz przeznaczenia)- sagi nie uznaje, saga jest na siłę i nieciekawa.W ogóle zainteresowałem się wiedźminem dzięki śp. Secret Service, które to pismo rozbudziło we mnie zainteresowanie do fantasy i cyberpunku. Sapkowski zdecydowanie lepiej sprawdza się w pisaniu króciutkich opowiadań niz w opowieści na wielką skalę. Fajnie ze powracają stare postaci, ale to juz jakby odgrzewana zupa. Tak przynajmniej ja cię czułem.
A co do Tolkien/Sapkowski- zdecydowanie wole Sapkowskiego. Tolkien to pisarz bardziej dla dzieci, natomiast Sapkowski ma ten pałer. Pamiętam- a czytałem opowiadania w zdecydowanie zbyt młodym wieku
-najlepiej fragment o cycatej córce młynarza która straciła cnote przy studni:D. Potem się to jakoś rozpowszechniło- teraz kazdy bachor zna Gandalfa, czytał "Druzyne Pierscienia " (ja czytałem Wyprawe w tłumaczeniu poprawnym, nie zaś Łozia). Fantasy wyszło z andegrandu,a takiego fantasy ja nie lubie. No, ale mniejsza z tym. Sapkowski to taki Pasikowski w klimatach fantasy- rzną, klną i chleją.
Alem się rozpisał:D No, ale tak to jest jak wspominam z nostalgią stare czasy:D