Rambo - idol zasmarkanych nastolatków w pieluchach
Van Dam, Van Cham, czy jak mu tam - filmy z nim, to dno, porażka i takie tam - choćby szmatawce pokroju Quest
Szwarceneger - W porządku do terminatora 2, potem, kaszana, dobrze, że się za politykę wziąl
Chuck Norris... te starsze filmy, sprzed 1990 byy dobre, potem dno pokroju telenoweli "Strażnik w Teksasie" czy jak mu tam.
Ja w ogóle nie lubie takich shitów w stylu - skopal mu morde, oberwal 10 kul w brzuch, podniosl sie, i dalej walczyl.... Z takich aktorów toleruję tylko Stevena Segala, bo on naprawdę zna się na rzeczy, i reprezentuje jeden konkrteny styl - Aikido, a nie jakiś freestajl...
Wole aktorów typu Robert De Niro, Johny Deep, czy Al Pacino. Grają przynajmiej bohaterów z jajem, a nie jakichś bezplciowych imbecyli z mięśniami zamiast mózgu. Do porażek zaliczam jeszcze Matrix Reloaded i Revelations - nie mialy trego klimatu co jedynka.