Noooo dobra..... Długo zeszło zanim coś napisałem, ale mój komp przeszedł przez dużo mniej i bardziej zabawnych perypetii i w związku z tym przez jakiś czas byłem odcięty od świata......
Dobra, mniejsza z tym. Jeśli chodzi o 4 rozdział to w na mojej osobistej skali jesdt chyba lepszy niż 3, ale to jeszcze chyba nie ejst to na co mnie stać......
Rozdział IV
Dwa krwisto-czerwone punkty, które w normalnych okolicznościach można by nazwać oczyma, wpatrywały się w Sleet’a. Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż krzyża chłopaka i mógł niemal zobaczyć jak skóra na rękach blednie. Unikając wzroku „czegoś” co stało na środku pomieszczenia odwrócił głowę w stronę Reno’a:
- I nikt w całym pieprzonym Neo-Shin-ra nie mógł dać sobie z tym rady? – zapytał, starając się, nie przejawiać napięcia w głosie – Chyba z gorszymi rzeczami dawaliście sobie radę, nie?
Turk w milczeniu sięgnął mniej zakrwawioną dłonią do kieszeni marynarki. Wyjął z niej pistolet małego kalibru z przyczepionym tłumikiem i drżącą ręką wycelował w tors „czegoś”. Rozległ się przytłumiony odgłos wystrzału i kula z cichym świstem przeszyła powietrze. Kiedy pocisk dotarł do ciała „czegoś”, dolna szczęka Sleet’a wylądowała na posadzce. Teoretycznie kula powinna przeszyć ciało, lub przynajmniej się od niego odbić. W tym przypadku w kontakcie z nabojem ciało rozstąpiło się, jakby było czymś niematerialnym. Kula pistoletu przeszła przez nie jakby było tylko skupiskiem czarnego dymu i wbiła się w ścianę na drugim końcu pomieszczenia.
- Nie można..... go ... zabić.... – wydusił z siebie Reno, po czym odkaszlnął ciężko, wypluwając trochę krwi.
Sleet przyjrzał się bestii, próbując odszukać jakiś słaby punkt... choćby cień szansy, że to coś można zniszczyć używając metod konwencjonalnych.
Teoretycznie można by się nawet pokusić o nazwanie potwora człowiekiem, gdyby nie to, ze całą powierzchnię ciała pokrywała czerń..... albo, żeby wyrazić się precyzyjniej bardzo czarna czerń. Pod czarną powierzchnią można było nawet wyróżnić rysy żeber, czy mocnych włókien mięśniowych. Długie, białe pazury wyrastające z obydwu dłoni zdawały się być jedyną materialną częścią ciała „czegoś” i niewątpliwie były powodem sporych czystek etnicznych w personelu Neo-Shin-ra. Na głowie potwora, niczym mroczny płomień falowały czarne jak noc włosy.
- Czym ty do cholery jesteś?! – krzyknął Sleet, dając upust emocjom
- To jest Mrok – dobiegł głos mężczyzny stojącego w drzwiach. Sleet odwrócił się i spojrzał na nieznajomego. Biały kitel jednoznacznie sugerował, że ma do czynienie z naukowcem
- Z kim mam przyjemność? – zapytał Sleet, siląc się na grzeczność
- Profesor Hans – powiedział człowiek, przeczesując grzebieniem krótkie blond włosy – To co widzimy przed sobą, a z czego jestem bardzo dumny, nazwałem Mrokiem.
- Widać, ze jesteś strasznie utalentowany jeśli chodzi o wymyślanie oryginalnych imion.... – skomentował biało-włosy, wkładając w to niemałą miarę sarkazmu. – To teraz powiedz, skąd to się tu wzięło i jak się tego pozbyć?
- Mroku nie można zabić przy pomocy żadnego ciała materialnego, jednakże nie jest on nieśmiertelny. Silna fala fotonów o odpowiedniej długości i częstotliwości neguje tymczasowo jego siłę, co osłabia go na tyle, ze można go pokonać
- Eeee..... co proszę?
Profesor przewrócił oczyma i włożył ręce do kieszeni
- Jeśli zadziałasz na niego odpowiednio silnym i zmodyfikowanym światłem będzie bezbronny. Ale na dzień dzisiejszy nie dysponujemy technologią odpowiednią, żeby tego dokonać
- A kiedy będzie ona dostępna? – powiedział Sleet przez zaciśnięte zęby, czując, ze krew zaczyna pulsować mu w skroni
Hans poprawił okulary i pomyślał chwilę
- W przybliżeniu..... za jakieś 50 lat
- Sam go stworzyłeś i nie wiesz jag go zniszczyć?! – zbulwersował się, czując że miecz trzęsie mu się w dłoni.
- Ciekawi mnie dlaczego jeszcze was nie zabił, tylko stoi tak i wpatruje się w nas.... hmm... dziwne zachowanie, doprawdy. Z resztą, ja go nie stworzyłem. Ja tylko pomogłem mu zaistnieć.......
*****
W tym samym czasie, ale innym miejscu Dave dochodził powoli do siebie. Potrząsnął głową i otworzył oczy. Przed nim rozpościerało się.... nic. Chłopak zamknął oczy, powtarzając sobie „To na pewno tylko sen, to na pewno tylko sen...”, a kiedy ponownie je otworzył, „krajobraz” otoczenia nie zmienił się ani trochę. Czarna pustka dookoła była zjawiskiem co najmniej dziwnym.... Młodzieniec spojrzał niepewnie w dół i z niedowierzaniem zorientował się, że stopy nie mają tutaj oparcia. Ciało unosiło się bezwładnie, jakby w próżni. Dave podniósł dłoń, żeby się uszczypnąć i sprawdzić, czy to wszystko dzieje się naprawdę, ale w miejscu, gdzie powinno być ramię, dłoń nie napotkała żadnego oporu... zupełnie, jakby go tam nie było. „O nie, tego już za wiele” – pomyślał
- Gdzie ja jestem?! I co tu się do cholery dzieje?! – wrzasnął w pustkę, nie oczekując odpowiedzi. Ale odpowiedź nadeszła.....
- Jesteś w szczelinie między światem żywych i umarłych... – odezwał się spokojny, męski głos
Dave nie przygotowany na to, ze ktoś mu odpowie, rozejrzał się nerwowo, na tyle na ile pozwalała mu na to próżnia.
- Kim jesteś i co tu robisz? – zapytał prawie odruchowo
- ..... Ważniejsze jest kim ty jesteś.... – odpowiedział zimno głos – nie powinno cię tu być.
- ...Sam na to wpadłem... – odpowiedział lekceważąco Dave, wciąż rozglądając się za źródłem głosu.
- Nie rozumiesz.... Do tego miejsca trafia ludzka świadomość, tylko jeśli została siłą usunięta z przyporządkowanego sobie ciała. Coś przejęło kontrolę nad twoim ciałem, a skoro nie wiesz co to jest, nie możesz wiedzieć jakie szkody i zniszczenia może spowodować – rozmówca z nie wiadomych względów zaakcentował wyraźnie „szkody i zniszczenia”.
- Nooo dobra..... To jak mogę wrócić?
- Do tego jak wrócić do świata żywych musisz dojść samemu.....
*****
Dwa połyskujące czerwone punkty na twarzy Mroku od dłuższego czasu były wbite w trójkę ludzi przy klatce schodowej. Potwór nie przejawiał jakichkolwiek zamiarów... po prostu sobie stał jakby nie zwracając uwagi na to co dzieje się dookoła – co w fachowym nazewnictwie komputerowym można by zakwalifikować niemal pod: „restart systemu operacyjnego”.
Sleet również bacznie przyglądał się bestii. Nie miał ochoty dyskutować z profesorem, bo od dłuższej wymiany zdań na tak wysokim poziomie zaczynała go boleć głowa..... No a poza tym Hans był po prostu irytujący.....Inna sprawa, ze trzeba było coś zrobić z Reno’em, bo bez pomocy medycznej chłopak wykrwawi się na śmierć.....
Nagle, zupełnie bez ostrzeżenia Mrok wypiął pierś i wydał z siebie dźwięk – nie krzyk, ryk, ani pisk, tylko niski odgłos przeszywający ludzki każdy nerw ludzkiego ciała, jakby niemy krzyk z milionów cierpiących gardeł – Dźwięk, który nawet głuchego przyprawiłby o gęsią skórkę.
Sleet wiedział, ze cokolwiek stworzenie zamierza teraz zrobić, taki „okrzyk” nie wróżył nic dobrego. Dla pewności zdjął z pleców swój miecz i chwycił go oburącz przed sobą. To był jego błąd – Mrok wydał z siebie jeszcze jeden ryk i rzucił się bez ostrzeżenia na niebiesko-okiego – zupełnie, jakby miał zaprogramowane „Zabij każdego, kto stawia opór”.
Sleet rzucił do Hansa: „Bierz rudego i zmywajcie się stąd”, po czym skupił się na walce... a przynajmniej starał się.
Długie pazury błysnęły mu przed oczyma. Mrok mierzył w klatkę piersiową, ale Sleet sparował cios i przeszedł do kontry. Uniknął poprzecznego cięcia w twarz i z gracją przeszył ostrzem podbrzusze Mroku. Nie zdziwiło go zbytnio, ze jego miecz zatonął w ciele przeciwnika, jakby było ono dymem.... to było do przewidzenia. Potwór nie zważając zbytnio na ostrze, które na chwile rozpołowiło mu ciało kontynuował natarcie. Wziął zamach i szerokim ruchem ręki wykonał potężne cięcie z półobrotu. Sleet wiedział co należy zrobić – uczyli go tego na szkoleniu SOLDIER. Chwycił miecz w obydwie ręce i dokładnie, kiedy pazury Mroku się z nim zetknęły, przerzucił ciężar ciała na drugą nogę, schodząc z linii ataku. Dzięki temu siła przeciwnika obróciła się przeciwko niemu i Mrok wyrżnął w ścianę.
Sleet zyskawszy w ten sposób trochę czasu, przełożył miecz do lewej ręki, a prawą wyciągnął w górę . Jeden z zielonkawych kamieni w rękojeści miecza zaświecił się słabym blaskiem, kiedy Sleet krzyknął „Bolt”. Wokół jego palców zaczęły krążyć świetliste iskry. Chłopak wykonał ręką ruch po szerokim łuku pozostawiając w powietrzu jaskrawy ślad i poczuł jak ciśnienie wokoło się podnosi. Powietrze zrobiło się ciężkie i jaskrawy słup jarzący się milionami iskier spadł na potwora, wypełniając pomieszczenie echem gromu.
Z posadzki unosił się dym a towarzyszący mu zapach spalonego tworzywa sztucznego wdzierał się do płuc. Jeszcze przez dłuższą chwile po metalowych częściach podłogi skakały iskry. Sleet nie zdziwił się, kiedy zobaczył, ze ciało Mroku nie odniosło żadnych uszkodzeń i skutki działania zaklęcia były widoczne tylko na posadzce. Chłopak domyślił się już wcześniej ze magia nie zadziała na to stworzenie.... ale musiał przynajmniej spróbować. „Szkoda, ze na szkoleniu nikt nie wspomniał jak pokonać coś, czego nie da się zabić” – pomyślał, nerwowo oblizując wargi.
Potwór chyba nie zdawał sobie sprawy, ze właśnie uderzyło w niego tysiąc wolt. Zrobił kilka kroków i nagle zwinął się z bólu. Wydał z siebie przerażający jęk i chwytając się rękoma za głowę upadł na kolana. Szamotał się przez chwilę, jakby coś rozdzierało go od środka. Sleet nie miał zielonego pojęcia co się dzieje. Stwór, którego nikomu nie udało się zabić zwijał się teraz w konwulsjach bólu na podłodze. „O co w tym wszystkim chodzi?!” – pomyślał.
Mrok wydał z siebie ostatni zduszony okrzyk, po czym rozpadł się, wypełniając pomieszczenie czarną mgłą. W powietrzu jeszcze przez jakiś czas odbijało się echem zdziwione „O kó**a!”.....
*****
Łagodne promienie poranka wlewałyby się leniwie przez zasłonę okna, gdyby nie fakt, ze w Midgar słońce nie świeci.... Dave leżał nieprzytomny na łóżku przy ścianie. Jednak sen odpłynął i został zastąpiony przez piekący bul w skroni. Chłopak otworzył oczy, a kiedy informacja o bólu dotarła po cienkich włóknach nerwowych do mózgu, odruchowo przyłożył rękę do skroni. Przejechał palcami po czole i poczuł bliznę – zupełnie jakby jakiś popapraniec w napadzie weny twórczej wyciął mu jakiś dziwny krzyż na czole. Dave usiadł na łóżku i oparł ręce na kolanach. Już drugi raz dzisiaj w niewyjaśnionych okolicznościach stracił przytomność – to zdecydowanie nie był dobry dzień.
Przez chwile usiłował przypomnieć sobie co stało się zanim film mu się urwał. Przez umysł przeszły niekompletne obrazy.... Laboratorium, dziwna szklana tuba dużo naukowców dookoła..... No i jakiś profesor mówiący ciągle o komórkach jenowii... jenoby .... – w każdym razie czegoś co zaczynało się na „Je”. Do głowy przyszło mu jeszcze coś.... W jednej ze szklanych tub zobaczył mocno poranionego człowieka, podłączonego do skomplikowanej aparatury, którego srebrne włosy falowały w jakiejś płynnej substancji. Dalej nie było już nic.... tylko mrok, krew.... i wszechogarniająca żądza mordu.....
- Wreszcie się obudziłeś, śpiąca królewno – z otwartych drzwi pokoju dobiegł głos Sleeta
- Gdzie jesteśmy? – zapytał Dave
- No co ty, nie poznajesz? To przecież pokój gościnny Tify – odrzekł niebieskooki, zakładając rękę na rękę i opierając się o framugę drzwi. – Zaniósłbym cię do twojego mieszkania, ale nie miałeś kluczy.... Wywarzyłbym drzwi, ale znając ciebie, pewnie zostawiłeś za nimi granatnik, na wszelki wypadek......
- Noooo to wytłumacz mi, co my tutaj robimy?
- Ja stoję, ty siedzisz... – odpowiedział cynicznie Sleet
- Nie gadaj, serio? – skomentował równie cynicznie Dave
- Dobra, sprawa wygląda tak: – niebieskooki odchrząknął i patetycznym tonem zaczął relacje – Z racji tego, że lubisz pokazywać jakim jesteś deb**em, wleciałeś do czarnej uliczki, rzekomo z zamiarem uratowania damy w opresji i dostałeś czymś twardym przez łeb. Następnie mili panowie, znani jako The Turks wtaśtali cię do śmigłowca i przetransportowali do siedziby Neo-Shin-ra.... Nie wiem co mi strzeliło do łba, ale zabrałem Fenira i pojechałem cię wyciągnąć.... Następnym razem przypomnij mi żebym tego nie robił.....
- Przestań pieprzyć – przerwał mu Dave, wywracając oczyma – Przejdź do rzeczy
Sleet potraktował go krytycznym spojrzeniem i kontynuował swój wywód.
- No więc dojechałem do siedziby Neo-Shin-ra i po pewnych perypetiach ze stukilowym klocem i jego wielkim toporem doszedłem na zastrzeżone piętra. Zdziwiłem się trochę nowym, makabrycznym wystrojem wnętrza, bo niecodziennie widzi się tyle krwi i porozrzucanych kończyn w miejscu innym niż rzeźnia. A kiedy doszedłem na 68 piętro zobaczyłem... no zgadnij co?
- Wróżkę Zębuszkę? – zakpił Dave
- Nie, ale byłeś blisko. Zobaczyłem wielkie czarne bydle, które wyrżnęło duży procent personelu Neo-Shin-ra i które przejawiało całkowitą odporność na wszystkie konwencjonalne metody zabijania. – Nagle Sleet uśmiechnął się złowieszczo – A wiesz co było najlepsze?
- To, że się spiłeś i wszystko ci się przyśniło?
- Nie...... najlepsze było to, że tym wielkim czarnym gnojkiem o wdzięcznym imieniu Mrok okazałeś się ty
- Chyba ci na mózg padło.... – skrytykował go Dave
- Nie wierzysz? To spójrz na swoją lewą rękę.
Chłopak mimowolnie podniósł do światła dłoń. Oczy otworzyły mu się szerzej ze zdumienia, a usta otwarły..... nie mógł wydusić słowa. Oto przed własnymi czerwonymi oczyma zobaczył coś, co zapierało dech w piersiach. Jego lewa ręka w całości była pokryta czarnymi łuskami, które w dziwny sposób załamywały światło lampy. Palce, zakończone długimi szponami zdecydowanie nie były tym co chciałby w tej chwili ujrzeć....
- Bez jaj – krzyknął – Co to ma znaczyć?!
- Profesor Hans zmienił ci trochę DNA, bo chciał zrobić z ciebie posłusznego żołnierza, ale najwidoczniej coś mu nie wyszło i zrobił z ciebie bohatera horroru klasy B..... Jesteś naznaczony piętnem grzechu – ostatnie zdanie wypowiedział niczym rasowy kaznodzieja – Oczywiście Tifa nic o tym nie wie. A tak przy okazji..... Musisz kupić sobie nowy płaszcz, bo stary wygląda jakby przeszedł przez maszynkę do mięsa.
- Czy... czy to da się jakoś kontrolować? – zawahał się Dave.
- Hans powiedział, że możesz się zmienić znowu, jeśli coś cię piekielnie wkó**i...... Swoją drogą to ten koleś ma nieźle narąbane pod sufitem.
Dave przez chwilę zbierał myśli.... Co niby miał teraz zrobić?.... Nagle przypomniał sobie coś jeszcze ..... prawdziwą przyczynę całego tego zamieszania
- Widziałeś tam może dziewczynę – zapytał – No wiesz, taką w zwiewnej sukience, brązowe oczy, trochę spiczaste uszy
- Taaa.... – zastanowił się przez chwilę Sleet – Chyba tak.... Jacyś kolesie od tego zboka Dona Corneo gdzieś ją nieśli... Pewnie Hans stwierdził, ze im się nie przyda i opylił ją za niemałe pieniądze....
Dave nic nie powiedział. Schował głowę w rękach i zaczął rozmyślać. Wiedział co należy zrobić..... Trzeba było tylko wymyślić jakiś plan.....
c.d.n