Macie tu kolejny rozdział.... Jeśli chcecie, przeczytajcie, jeśli nie chcecie, to nie czytajcie.... koniec komentarza.
Rozdział IX
Dave nie tracąc czasu narzucił na siebie czystą koszulę i pośpiesznie naciągnął spodnie, potykając się przy tym lekko. Pistolet wsunął do kieszeni chyba tylko odruchowo, bo broń na pewno nie przyda mu się przy gaszeniu pożaru.... Do pokoju powolnie wpływały kłęby szarego dymu, kiedy chłopak wybiegał na ulicę. Wokół płonącego budynku zebrał się już mały tłumek formując swego rodzaju półokrąg . Niektórzy tylko się przyglądali, mamrocząc coś pod nosem, a inni wszelkimi dostępnymi sposobami próbowali zdusić płomienie. Dwójka dzieci wystawiająca główki z okna na pierwszym piętrze przyglądała się zmaganiom dorosłych z zainteresowaniem. Najwyraźniej nie pojmowali powagi sytuacji.
Dave podbiegł bliżej, przewracając przy tym jednego z gapiów. Nie przejął się zbytnio wiązanką obelg, która trafiła do jego uszu, mimo głośnego trzasku płomieni. Najbliżej pożaru stał Sleet, który z wystawioną przed siebie dłonią ogniskował wzrok na słupie ognia, wściekle miotającym się w jednym z okien. Jego rękę otoczyła błękitna mgiełka, która po chwili skupiła się wokół palców, tworząc przed nimi kulę niebieskiego błysku. Chłopak poruszył nieznacznie ręką i kula z dużą szybkością uderzyła w ścianę ognia, obniżając trochę wielkość płomieni. W normalnych okolicznościach zamieniłaby się w sporą bryłę lodu, ale takie zachowanie w płonącym budynku przeczyłoby prawą fizyki.....
Dave zbliżył się do przyjaciela, na tyle, żeby mogli wymienić kilka zdań i poczuł, że na twarzy zaczyna pojawiać mu się rumieniec od ogrzanego ogniem powietrza.
- Co się tu dzieje, do cholery? – krzyknął do Sleeta, i odkaszlnął solidnie, bo spora porcja dymu dostała mu się do płuc
- Podpalenie – odpowiedział jednoznacznie niebiesko-oki – Przy tej wilgotności powietrza nic nie ma prawa samo się zapalić
- Damy radę ugasić? – Dave próbował przekrzyczeć syk języków ognia
- Inne budynki nie powinny się zająć, ale baru już nie uratujemy..... Zresztą, pieprzyć bar. Trzeba wyciągnąć stamtąd Tifę i Serenity.
- Że co, k***a?! – brunet krzyknął na cały głos – One są w środku?! ..... Powiedz, że masz jakiś plan
- Nic nie możemy zrobić! Po prostu k***a nic! – Sleet dał upust swojej frustracji
Czerwone oczy wodziły po płomieniach, które wijąc się, wyłaziły z każdej szczeliny w budynku. Jedna z belek podpierających strop, oderwała się od ścian i spadła, wyłamując wyrwę w podłodze, tuż obok wewnętrznej framugi drzwi wejściowych. Trzask tłuczonego szkła towarzyszył tumanowi pyłu, który wystrzelił z okna na parterze. Po 7th Heaven zostanie tylko sterta popiołu i niedopalonego drewna.... a oni nic nie mogli zrobić.....
Dave, oczyma wyobraźni widział mały pokoik na pierwszym piętrze baru, stopniowo pożerany przez ogień. Dwie postacie skulone w rogu, sparaliżowane przez strach i ledwo łapiące oddech w tumanach dymu. Kawałki farby odrywały się od osmolonego sufitu, a złowieszczy trzask płomieni zagłuszył ostatnie desperackie wołanie o pomoc...
W umyśle bruneta rysował się najczarniejszy scenariusz... Ale najgorsze było to przytłaczające uczucie bezsilności..... uczucie, które doprowadzało go do szaleństwa i przeradzało się w gniew....
Przed oczyma zaczęły tańczyć mu czerwone plamki powidoku, które stopniowo zatopiły całe pole widzenia w soczystej barwie krwi, niczym karmazynowy pryzmat.
- Nawet o tym k***a nie myśl! – mimo, że Sleet stał tuż obok, jego głos zdawał się dziwnie odległy.
- Nie ma... innego... wyjścia... – z gardła bruneta wydobył się nienaturalnie niski, złowieszczy dźwięk..... głos, który nie należał do niego.
Przez kręgosłup przeszedł mu zimny dreszcz, który wkrótce ustąpił fali przeraźliwego bólu, roznoszącej się po całym ciele. Dave upadł na kolana, a z jego krtani uciekł zduszony krzyk. Czuł, że ciało zaczyna pulsować i wszystkie mięśnie napinają się do granic możliwości, pogłębiając jeszcze paraliżujące uczucie. Ciemność, oplatała nie tylko ciało, ale i umysł. Niczym czarny gaz przeciskała się przez najgrubsze bariery i zalewała świadomość tłumiąc wszelkie uczucia..... W końcu, pod napływem mroku chłopak przestał odczuwać cokolwiek..... nie było bólu, strachu... Nie istniało już nic poza czarną bestią, czekającą tylko na to, żeby przejąć kontrolę nad ciałem i zamienić je w maszynę do zabijania. Dave usilnie walczył o to, aby mieć choć częściową kontrolę i wypychał swoją świadomość na powierzchnię rwącego potoku ciemności. Poddanie się, było luksusem, na który nie mógł sobie teraz pozwolić.
Mrok wstał z ziemi. Jego czarne ciało wyglądało tak samo jak zawsze, ale wewnątrz coś się zmieniło....Dave, którego świadomość ciągle jeszcze tkwiła w pochłoniętym ciemnością umyśle, narzucił cel.... rozkaz..... priorytet.... Jakkolwiek by tego nie nazwać, czarna bestia, miała teraz inne zadanie, niż tylko zaspokojenie żądzy krwi.....
Mrok podszedł do framugi drzwi i jednym ruchem czarnej ręki odrzucił belkę blokującą przejście na nie spalone jeszcze półki za barem. Ostatnie butelki cennych trunków zostały pochłonięte przez żywioł..... Ciemna, prawie niematerialna postać, torując sobie drogę przez zniszczone fragmenty budynku, zdawała się nie zwracać nawet uwagi na płomienie tańczące wszędzie dookoła. Pokonał mocno nadpalone schody i znalazł się na pierwszym piętrze. Mały pokoik po prawej został niechybnie zasypany przez szczątki rozpadającego się sufitu, a nie wyglądało na to, żeby sklepienie nad korytarzem miało wytrzymać jeszcze długo.
Mrok wciągnął powietrze przez nozdrza. Nie wyczuwał dymu, ani gorąca..... W powietrzu wisiał zapach ludzkiego strachu. Korytarz zakręcał, a czarna postać przekroczyła ścianę płomieni stojącą na drodze i zatrzymała się. Percepcja Mroku istniała na innej płaszczyźnie rzeczywistości. Nie słyszał trzasku płomieni, ani odgłosów rozpadającego się stropu.... Do jego uszu docierało niewyraźne bicie dwóch serc w pokoju obok. Czarny niespodziewanie odskoczył w bok, ledwo unikając sporego kawałka stropu, który spadając przebił podłogę i wylądował na parterze, rozjuszając płomienie. Mrok nie przejął się tym zbytnio i bez większych problemów przekroczył próg pokoju. Pośrodku ognistego pierścienia leżały dwie nieprzytomne postacie. Mrok jakby nie zauważył piętrzących się przed nim płomieni, podszedł do jednego z bezwładnie spoczywających na podłodze ciał. Czarnymi palcami dotknął osmolonej kobiecej twarzy. Przeraźliwy odgłos rozniósł się po pokoju. Mrok instynktownie odwrócił głowę i zobaczył, że strop poddał się w walce z ogniem i leżał teraz na korytarzu, skutecznie uniemożliwiając drogę powrotną.
Czarna postać zawahała się..... Jednak instynkt podpowiadał co trzeba zrobić. Mrok chwycił obydwie dziewczyny tak, żeby swym ciałem osłonić je przed płomieniami, a jednocześnie nie zrobić im krzywdy. Zabawne, że w ten właśnie sposób metafora „W objęciach Mroku”, stała się rzeczywistością.....
Czerwonymi oczyma zbadał otoczenie. Jego uwagę przykuło stłuczone okno, wychodzące na główną ulicę sektora 7. Nikt nie jest do końca pewny, czy Mrok posiada umiejętność logicznego myślenia..... on po prostu działa.... Szybko wynurzył się z ognistego pierścienia i wyskoczył przez okno, wyrywając z niego ostatnie fragmenty szkła.
Wylądował miękko na ziemi, pozostawiając za sobą jakby ślad czarnej mgiełki. Przez tłumek zgromadzony wokół płonącego baru przeszedł dziwny pomruk i wszyscy odsunęli się od ciemnej postaci. Dwie sylwetki wysunęły się z objęcia monstrualnych ramion i bezwładnie legły na ziemi. Mrok odstąpił o krok, i przebiegł po ludziach czerwonym spojrzeniem. Nagle upadł na kolana i chwycił się za głowę. Wydał z siebie dźwięk tak przeraźliwy, że wszyscy dookoła musieli zasłonić uszy. Ciemność okalająca ciało potwora zaczęła się rozpadać. Mrok wydał z siebie jeszcze jeden zduszony dźwięk, a ludzie dookoła zostali oślepieni potężnym błyskiem czarnego światła.
W powietrzu jeszcze przez chwilę unosił się ciemny pył, a w na miejscu potwora znajdował się teraz czerwono-oki chłopak. Był niesamowicie blady i dyszał ciężko. Podpierał się rozdygotanymi rękoma, a brązowe, posklejane od potu włosy opadały na czoło. Ostatkiem sił uniósł głowę i zobaczył Sleeta, klęczącego przy dwu nieprzytomnych ciałach. Uśmiech przeszedł po jego zmęczonej twarzy i chłopak bezwładnie upadł na ziemię......
*****
Kiedy Dave otworzył oczy, z ulgą stwierdził, że leży na swoim łóżku. Podparł się rękoma, usiadł i uśmiechnął się krzywo. Z powodzeniem mógł stwierdzić, że wszystko go boli.
- Wreszcie się obudziłeś, przygłupie – z kąta pokoju dobiegł go znajomy głos
- Nic im nie jest? – zapytał Dave, puszczając uszczypliwą uwagę mimo uszu
- Tylko kilka siniaków i lekkich poparzeń.... – odpowiedział Sleet obojętnie – Za to ty przespałeś dwa dni....
Czerwon-oki zachwiał się przy próbie wstania i z niejakim trudem podszedł do lustra. Przetarł pozlepiane ropą oczy i ocenił swoje odbicie
- K***a... – skwitował chłopak – wyglądam gorzej niż się czuję....
- Ogarnij się trochę i przyjdź do mnie.... musimy pogadać – Białowłosy rzucił obojętnie i wyszedł, zostawiając kolegę samego ze swoimi myślami.
Przeszedł przez ulicę i poczuł, ze ktoś puknął go w ramę. Odwrócił się odruchowo i zobaczył przed sobą blondyna z dziwnie odstającymi włosami i parą połyskujących błękitnych oczu. Blondyn skinieniem głowy wskazał na zgliszcza baru:
- Ej, możesz mi powiedzieć co się tu stało?
c.d.n