No ja już wczoraj spałem jak napisałeś posta Chief, żebyś wiedział. Ostatnio mam tak rozregulowany tydzień, że to się w pale nie mieści. Wszystko przez to, że jako czwartoroczny, czyli senior wśród studentów, mam taki plan, że w poniedziałek w ogóle nie mam zajęć, a w pozostałe dni tygodnia przychodzę sobie na uczelnię na krótko i po południu. No i byłoby git, gdyby nie czwartek, pieprzony czwartek kiedy to muszę się zjawiać o 9ej na uczelni. Niefajnie jest, jak człowiek jest przez cały tydzień przyzwyczajany, że jak pójdzie spać o 5ej rano to nic złego się nie stanie, a tu nagle sobie przypomina, że musi wstać za trzy godziny i jeszcze w tramwaju się nauczyć jak oznaczać ilość barwników w landrynkach, azotków w żurku Knorra, czy chlorków w ogórkach (takie mam zajęcia teraz dziwaczne).
Do tego muszę się na poważnie zabrać za pracę inżynierką, znaną na mniej technicznych uczelniach jako licencjat - temat już mam, spis treści też, zacząłem już na poważnie czytać wstępne źródła, czyli w porównaniu ze znajomymi, którzy mają innych promotorów, to jestem dosyć zaawansowany. Nie zmienia to faktu, że muszę na za tydzień napisać blisko 20 stron wstępu, na jutro pewnie przygotować jakiś raport z postępów, no i ogólnie dużo jeszcze zrobić. Fakt, że mi miesiąc został do zdania kolejnego egzaminu z dżapańskiego, na którego jestem kompletnie nieprzygotowany, nie pomaga.
No i jeszcze gram w Team Fortress 2. Counterstrike i inne kłejki się faktycznie chowają do tej gry, zdecydowanie najlepiej zrobiony i najbardziej pomysłowy FTP sieciowy jaki znam. Mam nadzieję tylko, że mi szybko zbrzydnie, bo inaczej średnio widzę znalezienie czasu na wszystkie moje nieszczęsne zajęcia, o ile ktoś by nie pomajstrował w kontinuum i wydłużył doby do jakichś 30 godzin. No, powiedzmy 36ciu, żeby mieć zapas na wszelki wypadek...
Co do gier, to faktycznie chyba już zdziadziałem i mnie to jakoś powoli przestaje kręcić. W szczególności, jeżeli chodzi o konsole - DS'a włączam teraz tylko praktycznie jak jestem na uczelni, żeby albo z kumplami w Wormsy zagrać albo samemu w Disgaea i nie zasypiać na wykładach, ale tak to cisnę ewentualnie w coś na kompie, zastanawiam się, czy nie zainwestować w Falałta, skoro on jest teraz taki Trendy albo w Wiedźmina, bo Sapka się kiedyś czytało. Przeszła mi też faza na Wii i chyba dobrze, że tego systemu nie kupiłem, bo pewnie by się kurzył.
Chiefu coś tam pisałeś o linux'ie - ja ostatnio próbowałem zmusić się do działania na ubuntu i żałuję, że w szkole na informatyce, zamiast jakiegoś pieprzonego Worda i Excela, nie uczyli mnie kiedyś działania w linux'ie. Momentami się czułem jak zupełny debil, kiedy w Internecie jest w dosyć oczywisty sposób umieszczona instrukcja, a ja nie wiem co zrobić, żeby jakiśtam plik umieścić. Zajęło trochę czasu, zanim znalazłem w którym miejscu się odpala terminal, a i tak póki co z każdym plikiem, jaki bym chciał na ubuntu wziąć na warsztat mam wystarczająco dużo problemów, że po jakiejś pół godzinie działania w tym środowisku, Windows nie wydaje się już mi takim złym pomysłem. No ale się przemęczę - jak widzę Vistę, to mam wrażenie, że to początek końca mojej znajomości z Windowsami i pewnie za dwadzieścia lat już nie będę pamiętał co to jest Microsoft.
Dobra, trochę nadrobiłem na forum zaległości w sprawie pisania, to mogę spróbować iść spać z poczuciem dobrze spełnionego obywatelskiego obowiązku...