hmmm moze byc lipa... bo watpie zeby ci wyslali priorytetem, a jesli nie wysa to mze byc cienko z tym dojsciem do ciebie ;/
Lipa, lipą, ale może uda mi się jakoś zbajerować panią w recepcji przez telefon i się coś wykmini. A najwyżej.... jeżeli teraz nie podejdę do 4th level exam, to za rok podejdę do 3rd level, jak Yuki uwinie się z nauczeniem mnie. A myślę, że to realne. I będę miał więcej czasu na naukę i pewnie semestr będzie bardziej luźny, bo 5 semestr to już nie jest taki ciężki jak trzeci.... zobaczymy zresztą. Spróbuję, jak się nie uda, to nie jest koniec świata. Mea culpa, mogłem pomyśleć wcześniej.
Od dluzszego czasu juz zaobserowalem u mnie cos smutnego. Stalem sie skurwysynem.
Kiedys gdy bylo mi zle mowilem sobie w glowie:
"przytul mnie -smutno mi, jest źle"
teraz raczej mysle:
"złap mnie za kutasa, spraw aby bylo mi choc w pewnym aspekcie dobrze..."
Martwi mnie to... ale to ze o tym czasem mysle i doskonale zdaje sobie sprawe z tego "problemu" do niczego nie prowadzi... nie zmienia mnie...
No jeżeli zdajesz sobie sprawę z tego problemu, to już połowa drogi za tobą.
kiedys mowilem... kiedys mowilem, kurde sam nie wiem jak to dokladnie mowilem jakie jest moje marzei... Tant chyba nawet lepiej wie o co mi chodzilo kiedys, jaka byla moja wizja "szczescia" z dziewczyna... bo on mial bardzo podobna do mojej...
taaaak... martwi mnie to.
A no... wiem o co ci chodzi... przypuszczam, że poszukiwaną przez ciebie definicje znajdziesz gdzieś w
TYM poście.
Nie czytaj, chyba że naprawde bardzo chcesz.. nudne to i blogowate, pomijając brak sensuSkoro już jesteśmy przy takiej tematyce, to może ja się wypowiem, bo aż mi się palce trzęsą (może to do kółka filozoficznego przeniesiemy? rozmów o miłości nigdy za mało heh). Od jakiegoś czasu rozglądam się dookoła i to co widzę jest niefajne. Wszystkie fajne dziewczyny są dawno pozajmowane heh... uczelnia poprostu kłębi się od migdalących się par, wszystkie dziewczyny o jakich-takich warunkach i/lub z którymi można normalnie porozmawiać już są z kimś sparowane. Life can be mean sometimes...
Dobra, ale nie o tym... śmieszy mnie jedna sprawa. Wasza idolka - Agatka, dziewczyna Mlecznego jest moją bliską przyjaciółką (naah.. not the way you think... powiedzmy, że jest dla mnie jak siostra). Jest jedyną dziewczyną, przed którą naprawde potrafię się otworzyć, a ona umie otworzyć się przede mną, chyba nawet lepiej niż przed Mlecznym. Naturalnie, na GG, bo na żywo się i tak żadko spotykamy. Pare(naście) razy ona mi pisała o swoich problemach, bo z Mlecznym układało jej się i układa różnie. Mówiłem jej co myślę na temat ich związku, gdzie leżą przyczyny ich problemów i wyszło na to, że ja jestem cholernie dobrym psychoterapeutą, który o życiu wie więcej niż powinien i wogóle powinien się zawodowo parać rozwiązywaniem sercowych dylematów. No i właśnie, tutaj leży śmieszność tej sprawy. Bo co ja kurde mogę wiedzieć o miłości? Niewiele... moja wiedza jest teoretyczna, w praktyce próbowałem ją sprawdzić jakiś czas temu, ale nie wyszło, sam dzisiaj nie wiem z czyjej winy (pewnie i z mojej i z His, ale charakter mój sprawia, że obwiniam przede wszystkim siebie). Śmieszny mnie to, że Agatka myśli, że ja jej mogę cokolwiek poradzić, bo przecież ona miała więcej chłopaków niż ja dziewczyn, jest na tyle urodziwa i ma na tyle świetny charakter, że przynajmniej pare solidnych związków już tworzyła. Co śmieszniejsze, wydaje mi się, że ona naprawde coś czerpie z tego co ja piszę... pare razy posłuchała się moich rad, nieskromnie powiem, że pewnie gdyby nie ja, to oni by teraz razem nie byli. Zabawne, że potrafię komuś doradzić, a nie potrafię doradzić sobie....
Nachodzą mnie od paru tygodni różne myśli, na temat co by było gdyby... wracają wspomnienia, które wywołują mimowolny uśmiech na twarzy, wogóle jakaś jesienna melancholia mnie ogarnia (chyba za to lubię jesień). To co na wiosne bolało, a w lecie szczypało, teraz na szczęście tylko swędzi, ale... jakaś nutka żalu pozostaje i pewnie pozostanie jeszcze jakiś czas. Podobno nie zapomina się pierwszej m...
Mimo to, uważam że mam silną wolę... a dzięki temu, czego nauczyłem się w minionym roku, wola jest jeszcze silniejsza. Umiem uczyć się na błędach, wyciągać wnioski i nie zamartwiać się tym, co nie jest istotne. A ból? Bólu nigdy się nie bałem... Zmieniłem się przez ten czas. Bardzo się zmieniłem i chociaż pewnie nie widać tego na forum, wewnątrz czuję, że jestem dzisiaj zupełnie innym człowiekiem niż jakiś rok temu. Może wydoroślałem? Może zacząłem bardziej skupiać się na sobie, więcej myśleć o tym jaki jestem i co chcę w sobie zmienić? Ciężko powiedzieć....
Now that a nice crap.. widać, że powinienem pisać bloga hehe... oczywiście, pisałem to nie brnąc w absolutnie żadnym kierunku. Wniosek jest taki, że jednocześnie doskwiera mi samotność i chciałbym coś zmienić w swoim życiu, a z drugiej strony nie chcę z nikim się wiązać, bo ciągle mam wrażenie, że chociaż wola jest żelazna, a umysł jasny, to serce jeszcze pamięta... a póki ono pamięta, ciężko mi będzie kogoś pokochać. Dziwny stan, takiego emocjonalnego ekwilibrium, pomiędzy potrzebą bliskości i potrzebą samotności.... chyba jakiś wiersz napisze z tej okazji hehe...
Tutaj kończy się blog tanta... możesz spokojnie przyczytać dalsze posty.. move along, nothing to see here