Z cyklu "Fascynujące perypetie Tanta na Politechnice":
Ha... ale miałem farta przed chwilą na zajęciach z chemii.... właśnie mieliśmy robić przy tablicy zadanie i koleś wyczytywał ludzi po kolei z listy. Jako, że nikt nie umiał, to ja sięszybko zapytałem koleżanki z która akurat siedziałem, co by mi powiedziała co i jak. No i w momencie jak mnie wyczytał profesor, to ja już wiedziałem jak zrobić połowe zadania, a potem reszte sam wykminiłem przy tablicy. Stałem przed nią z pół godziny chyba, licząc jakieś współczynniki stechiometryczne z jakiegoś dziwnego równania i wogóle tak troche poszpanowałem i może nawet jakąś fajną ocenę wyłapałem dzięki temu.. nie wiem nawet.
A tera okienko godiznne, a potem 2 godziny ćwiczonek z matmy, po których 2 godziny wykładów z meteorologii... swoją drogą to zaliczenie meteo w tym semestrze będzie dosyć zabawną sprawą, bo w swoim życiu byłem na 1 wykładzie, a przez cały semestr są 2 w tygodniu.... no ale sięwykosztowałem na zkserowanie notatek koleżanki (prawie 6 zeta mnie to kserowanie kosztowało) i będę miał co czytać do poduszki. Narazie jednak martwią mnie 3 rzeczy:
1) Na jutro muszę zrobić raport z chemii fizycznej, a jeszcze nie zacząłem nawet się zastanawiać jak go zrobić.
2) Na pojutrze muszę się nauczyć informatyki.... znaczy ja umiem zasadniczo, ale muszę sobie przypomnieć jak siepisze algorytmy za pomocą tych debilnych kwadracików, rąbów i kułeczek na kartce papieru, no i jeszcze jakieś zadanka ze statystyki będę musiał przejrzeć.
3) Na popojutrze mam do zaliczenia kolokwium z miareczkowania konduktometrycznego i potencjometrycznego, a będzie to jeszcze bardziej skomplikowane, niż zgadywać by można po nazwie. Jak się ostatno tego uczyłem, to straciłem przytomność o 5 nad ranem, pomimo wypicia litra mocnej kawy.... to jest poprostu koszmarne i nic absolutnie z tego nie kumam, a jak tego nie zaliczę w piątek to zostanie zachwiana równowaga wszechświata, w którym wszystko mi sie jakimś cudem udaje.
Ogólnie rzecz biorąc, tydzień się szykuje bardzo ciekawy. Szczęście, że już znaczna część zajęćmi odpada i będę coraz mniej czasu na PG spędzał, a do samej sesji to mi chyba tylko 2 dni chodzenia w tygodniu zostaną.
PS. Przepraszam za nieskładny styl pisania.. to pewnie przez tego hamburgera, co go zjadłem przed chwilą.. dziwnie pachniał...
Do przeczytania w następnym odcinku "Fascynujących perypetii Tanta na Politechnice"... za tydzień opowiem wam o tym, że nie zaliczyłem piątkowego kolokwium i porozmawiamy o najskuteczniejszych sposobach zaszantażowania wykładowcy tak, aby uzyskać pozytywne wpisy do indeksu...
<Miejsce na napisy końcowe>