Autor Wątek: J-Soldier (rozdział I cz. I)  (Przeczytany 11615 razy)

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #40 dnia: Stycznia 14, 2008, 02:05:28 pm »
Uwaga, leci kolejny rozdział. Poprawka. Dwa rozdizały. Miłej "lektury".  ;D


Rozdział XII
Rok 2589, Garmant, 2 lipca

Dwie godziny później chłopacy stali już w wyjściu. Nie widzieli, co się dzieję na zewnątrz. Czekali, aż drzwi się nie otworzą.
Nie pokonacie go... Daler usłyszał w myślach szept.
Ktoś umrze. Droga na tym świecie będzie usłana trupami, krwią, nienawiścią i miłością.
Kto to mówi?
Niedługo się dowiesz. Pozwolę ci zostać na tym świecie, dopiero, gdy zabijecie Sepra.
Kto to?
Sepr to syn Wardasa. Nie pokonacie go. Nie teraz. On kradnie moc. Kradnie moc tej planety. Niedługo planeta zamieni się w nieżywą stertę gruzu i kamieni. Powstrzymaj go jak najszybciej.
Daler potrząsnął głową. Wrota się otworzyły. Widać było w tej chwili tylko dwie, grube liny, przymocowane od statku do podłoża. Chłopacy skoczyli na liny i zaczęli się ześlizgiwać.
Przez kilka sekund nic nie widzieli. Dopiero po chwili cokolwiek zobaczyli.
Ślub był wyprawiany na wielkiej, kolorowej platformie. Białe podłoże i czerwone zakończenia. Na szczycie stał ksiądz, niżej szli Yune i Sepr. Jeszcze niżej byli wojskowi, maszyny, magowie i potwór.
-   Ja biorę potwora! – Krzyknął Larens – Ty idź uratuj Yune!
-   Dobra! Dzięki!
Larens tylko się uśmiechnął.
Po chwili chłopacy wylądowali na najniższej części platformy. Dobyli mieczy, łyknęli miksturę i pobiegli. Larens pobiegł w stronę potwora, a Daler biegł cały czas w górę. Zabijał każdego, kto stanął mu na drodze. W końcu dobiegł do najwyższej części platformy. Tam czekała na niego Yune i Sepr. Yune była w pięknej, białej sukni ślubnej. Sepr w czarnym garniturze. Mężczyzna miał zielone oczy, blond włosy i lekki zarost.
Daler podbiegł do Sepra, lecz ten odskoczył zwinnie i kopnął go. Wszyscy usłyszeli przeraźliwy krzyk bestii. Larens zabijając niedobitków dobiegł do Dalera.
-   Larens! Weź Yune w bezpieczne miejsce. Tu za chwilę będzie dużo krwi.
Larens kiwnął głową, wziął rękę Yune i zbiegł na najniższe piętro. Tam czekał, aż przyleci statek.
Daler stał naprzeciwko Sepra. Patrzyli sobie w oczy.
-   Po co mnie atakujesz mutancie? – Zapytał, Sepr.
-   Porwałeś moją dziewczynę.
-   Twoją dziewczynę? Jesteś dla niej za słaby. Ja jej dam wszystko. A ty? Ty nic jej nie dasz.
Chłopacy zaczęli okrążać się.
Nie dasz rady. On ma za dużą moc.
Nie chcę z nim wygrać. Daje tylko czas Yune i Larensowi na ucieczkę.
Daler nie usłyszał odpowiedzi. Sepr zaatakował mieczem. Miecz ten był stworzony z magii. Nie był prawdziwy, lecz rany zadawał prawdziwe. Daler uniknął ciosu, robiąc piruet i atakując. Miecz zetknęły się. Poleciały iskry. Podleciał statek i zabrał Yune i Larensa. Daler poczuł gorąco bijące z ołtarza.
Zaczęło się. – Pomyślał. Nie mogę tu zostać długo. Głupia dusza.
Sepr wykrzyknął inkantację zaklęcia, które przypiekło Dalera. Na szczęście Daler jako mutant był wyjątkowo odporny i szybki. Zanim płomienie go dosięgły, chłopak odskoczył.
-   DALER! ZBIEGNIJ NA NAJNIŻSZY PODEST! STAMTĄD CIĘ WYCIĄGNIEMY! – Głos wydobywał się z statku a należał do Farlosa.
Daler zaczął się cofać. Sepr starał się, go powstrzymać. Próbował go okrążyć. Daler ułożył dłonie w znak ognia i blokady. Przed nosem Sepra pojawiła się ściana ognia. Daler doszedł do najniższego podestu. Schował miecz za pas na plecach, pokazał wrogowi środkowy palec i wyskoczył prosto na dach „Spirala”. Statek zaczął się podnosić. Za Dalerem otworzyły się drzwi na podwyższeniu. To była winda. Całkiem przestronna. Daler nie wszedł do niej od razu. Poczekał, aż zobaczy Sepra. Mężczyzna był wściekły. Zniszczył już ścianę ognia. Wyciągnął w stronę Dalera palec wskazujący, z którego wystrzeliła zielona wiązka światła. Daler zrobił szybki unik. Wiązka światła zniknęła, uderzając w ścianę windy. Daler odwrócił się w stronę windy, wszedł do niej. Drzwi automatycznie się zamknęły. Winda zaczęła zjeżdżać w dół. Na dole znów był prosty korytarz z niebieskawego metalu. Wszystkie drzwi były pozamykane oprócz jednych, prowadzących do następnego korytarza. Po minucie, Daler wszedł na mostek. Gdy tylko drzwi się otworzyły, Yune rzuciła mu się na szyję, omal go nie wywracając.
Gdy go w końcu puściła nie chciała go odstąpić na krok. Larens stał w przejściu patrząc na nich i uśmiechając się. Daler podziękował mu. Larens kiwnął głową, powiedział, że idzie do kajuty się przespać a Daler poszedł do Farlosa.
-   Dziękuję.
-   Nie ma sprawy. Nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla niej. To właśnie jest Daler? – Tym razem mówił do Yune.
-   Tak. To on.
-   A więc dobrze. Co prawda nie popieram związku z mutantem, ale widzę, że już raczej nic nie zrobię. No, co robisz taką minę Yune? To, j e s t mutant i nic na to nie poradzisz. Jak wymyślicie nazwę dla tej rasy to będę ją tak nazywać jak wymyślicie, lecz na razie jego rasa to mutant.
-   Przestań tak o nim mówić. To po prostu Daler. – Yune tupnęła nogą. W sukni nie wyglądało to najlepiej.
-   Yune… - rozpoczął Daler. – Może idź się przebrać. Ja tu poczekam. Nie zamierzam zniknąć.
-   Dobrze. - Yune wyszła z mostku.
-   Ech. Mam świetny pomysł. – Powiedział Daler. – Sam wymyśl mi nazwę jak taki jesteś mądry.
-   Tylko mi tu nie pyskuj.
-   Nazywaj mnie po prostu Daler. Żadnej rasy.
-   Dobra, Daler. Za półtorej godziny będziemy w zamku. Teraz dłużej, ponieważ trafili w silnik. Nie został uszkodzony, lecz lepiej zachować ostrożność.
-   Rozumiem.
-   Powinieneś pobyć z Yune.
-   A myślisz, że co ja teraz zrobię? Pójdę do łóżka spać?
Farlos wzruszył ramionami. Już więcej nic nie mówił. Daler poszedł na korytarz i czekał na Yune. Gdy przyszła zostali ze sobą.









Rozdział XII
Rok 2589, Garmant, 3 lipca

Gdy przybyli do zamku, zapadł już zmierzch. Yune i Daler pobyli ze sobą jeszcze chwilę i się rozeszli.
Na następny dzień, po śniadaniu król San wezwał cały dwór królewski na specjalne zebranie. Na zebraniu opowiadał, co się stało na wojnie, mówił o poległych oraz pasował Dalera i Larensa na rycerzy, dając im dwie warownie. Mieli je doprowadzić do porządku. Chłopacy zgodzili się przyjąć warownie. Król przydzielił im architektów, żołnierzy i robotników. Yune, postanowiła zamieszkać razem z Dalerem w jego warowni. Farlos poszedł za nimi, mówiąc, że musi pilnować młodych. Do warowni Larensa zatrudnił się Grom. Dwa dni później chłopacy pożegnali się i rozeszli się do swoich warowni.
Gdy Daler, Yune i Farlos dotarli do warowni – a raczej do ruin warowni –, od razu zabrali się do roboty.
Daler jako kapitan warowni, rozkazał architektowi na początek odbudować zamek. „Trzeba gdzieś mieszkać” tak mówił. Zamek został odbudowany w ciągu dwóch tygodni. Przez ten czas wszyscy mieszkali w namiotach. Daler i Yune byli b a r d z o nie zadowoleni, ponieważ Farlos nie pozwolił im mieszkać w jednym namiocie. Po odbudowaniu zamku, wszyscy zamieszkali w pokojach, będących kiedyś komnatami władców. Drugą rzeczą, która miała zostać odbudowana to mury i dziedziniec. Z tym nie poszło już tak łatwo. Mury były w beznadziejnym stanie. Dziury, nie dobudowania i osłabienie budulca, zmusiło budowniczych to ślamazarnej pracy. Dziedziniec, był po prostu w strasznym stanie. Wszystkie budynki, zostały zniszczone. Wszystko musiało być budowane od nowa. To zajęło budowniczym miesiąc. Po miesiącu dziedziniec był gotowy tak samo jak mury, lecz były to dopiero podstawowe zabudowania, żeby ludzie chcieli tu mieszkać trzeba było zapewnić im więcej bezpieczeństwa i lepsze domy. Przez ten miesiąc Yune i Daler spędzali ze sobą tyle czasu ile się tylko dało. Daler jako kapitan warowni miał dużo zajęć i roboty. Musiał pomagać przy budowie, wydawać rozkazy, pilnować, żeby żołnierze i budowniczy nie leniuchowali, wysyłał żołnierzy na patrole i misje. Daler zawsze wracał do zamku zmęczony, a Yune dotrzymywała mu towarzystwa, aż nie zasnął. Rzadko zdarzały się dni, w których Daler miał więcej czasu dla dziewczyny.
-   Daler? – Yune weszła, powoli do biura chłopaka. – Jesteś?
-   Jestem. – Odpowiedział zmęczony, znużony głos chłopaka.
-   Możemy porozmawiać?
-   Oczywiście. – Głos Dalera ożywił się. – Czy coś się stało?
-   Nie ze mną, lecz z tobą. Musisz odpocząć. Jesteś na skraju wytrzymałości. Praktycznie nie śpisz. Naprawdę musisz zrobić sobie dzień wolnego.
-   Mógłbym. – Zgodził się chłopak. – Ale kto w takim razie miałby zajmować się zamkiem? To nie jest takie proste. Już prawie skończyli ludzie budować ulepszenia na murach. Muszę podatki ustanowić, poszukać ludzi chcących tu zamieszkać, wysłać żołnierzy na patrolowanie dróg. Mam za dużo pracy, a nikt nie połapie się w tych wszystkich wykresach. – Daler ziewnął.
-   Może Farlos? Albo wyznacz kogoś zaufanego na zastępcę.
-   Masz rację. Ale kogo? Farlos odpada. Jest zbyt zajęty swoim statkiem. Architekt mógłby. Zaraz po niego poślę.
Daler wcisnął przycisk pod jego biurkiem. Po chwili przyszedł do pokoju służący.
-   Idź proszę po architekta i poproś go do mojego biura.
-   Już się robi. Służący wyszedł. Daler i Yune czekali przez chwilę na architekta rozmawiając na temat tego, co będą robić, gdy Daler w końcu będzie mógł odpocząć. Chłopak zaproponował, ze pójdzie spać, ale Yune się nie zgodziła. Po jakimś czasie do biura przyszedł architekt. Przyjął zastępstwo. Od tej chwili mógł sam kierować budową. Mężczyzna był pojętny i już po chwili połapał się w dokumentach. Daler mógł nareszcie odpocząć. Yune i Daler wyszli wolnym krokiem z pokoju.
Na korytarzu skręcili w prawo, w stronę wyjścia na dziedziniec.
Dziedziniec był półkolistym, ogrodzonym murem miejscem z kilkoma odłamkami gruzu. Trzeba było uważać pod nogi.
Yune z Dalerem wyszli na dziedziniec i skręcili w stronę tawerny. W tawernie prawie nigdy nikogo nie było, przez co właściciel wykorzystał wolny czas na przebudowę.
W tawernie nic się nie zmieniło od czasu, gdy byli tu ostatnio. Kilka obrazów na ścianach, żelazne zbroje przy wejściu, karczmarz stojący przy ladzie, popijający piwo, palący się ogień w kominku i cicha muzyka zatrudnionego barda. Karczmarz spojrzał na gościu i wypluł piwo na ich widok.
-   Daler i Yune? Dawno się nie widzieliśmy. Proszę, proszę siadajcie. Coś do picia?
-   Ja trochę wina – odpowiedział Daler.
-   A ja miodu. – Powiedziała Yune.
-   Już się robi. – Karczmarz wyszedł na zaplecze a gdy wrócił, niósł dwa kufle z miodem i z winem. – Proszę.
-   Dziękuję.
-   Myślałem, że jesteście zbyt zajęci, żeby odwiedzić starego Mike.
-   To akurat prawda. – Powiedziała Yune. – Ale Daler musiał odpocząć. Spójrz na niego. Jest wykończony.
Podczas gdy Mike rozmawiał z Yune, Daler wypił wino, położył się na blacie i zasnął.
-   Właśnie widzę. Szybko zasnął. Chwila. Gdzieś miałem miksturę dodającą energię. Może pomoże. – Mike wyszedł na zaplecze. Gdy wrócił niósł ze sobą, kubek z zieloną cieczą. Miała przyjemny zapach cynamonu i jakichś kwiatów. Gdy obudzili Dalera (trwało to ponad minutę), chłopak był obrażony, lecz to, co podał Mike wypił duszkiem. Mike pobladł.
-   Wypiłeś za dużo – powiedział karczmarz. – Uważaj, bo wybuchniesz.
-   Hę? – Zapytał, Daler sennym tonem, lecz po chwili stał już na nogach i robił akrobacje. Gwiazdy, piruety, skoki z obrotem i bieganie po całej karczmie, były najlepszym dowodem na to, że eliksir działa.
-   Skąd to masz? – Zapytała Yune.
-   Pojęcia nie mam. Dostała moja babka od jakiejś czarownicy i stało to sobie w moim domu, aż do teraz. Heh. Można by tego używać jako środka pobudzającego na wojnie.
-   Można. Za ile mu przejdzie? Miał odpocząć a nie zabijać się. Uwaga! Zaraz uderzy w żyrandol!
Daler odskoczył od żyrandola i z miną małego chłopca, usiadł na ziemi. Po chwili się uspokoił.
-   Co to było? – Zapytał chłopak.
-   Napój energetyczny. Widać, że działa.
-   I to jak! Już lepiej. Dzięki Mike. Ile jestem ci winien?
-   Dziesięć klarów.
-   Proszę. Muszę tu częściej przychodzić. Teraz jest południe, więc nie dziwie się, że nikogo nie ma, ale wieczorami pewnie jest trochę ludzi no nie?
-   Taa. Jest tu kilku wieśniaków co pracują na polach, robotnicy i kilku żołnierzy. Razem mniej więcej piętnaście osób. Jak każdy zapłaci pięć klarów za napoje i tak dalej to zarabiam całkiem sporo.
-   Fajnie. No dobra, musimy lecieć. Do zobaczenia Mike!
-   Do widzenia.
Daler i Yune wyszli z tawerny. Szli w kierunku wyjścia z warowni. Gdy wyszli, spacerowali po lesie i polu, a później wrócili do zamku dopiero po zmierzchu. Siedzieli w tawernie. Daler, Yune, Larens i jakaś dziewczyna. Bawili się, aż do północy. Wtedy rozeszli się do swoich pokojów i zasnęli.
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

emiel_

  • Gość
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #41 dnia: Stycznia 14, 2008, 02:17:38 pm »
Nie ma za co :) Ktoś musi - mr q.  już nie ma, poza tym on robiłby to w mniej przyjemny sposób ;>

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #42 dnia: Stycznia 14, 2008, 03:37:33 pm »
Czyli emiel_ zajmuje miejsce mr. q...  :D

EDIT



Po tym rodziale będzie już (według mnie) bardziej... Dynamicznie... No i na chwilę akcję podciąnę :D
« Ostatnia zmiana: Stycznia 14, 2008, 03:49:18 pm wysłana przez ShinRa »
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

emiel_

  • Gość
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #43 dnia: Stycznia 14, 2008, 03:38:29 pm »
Eeeeej!!! To był cios poniżej pasa.  q. nie ma swojego odpowiednika. Nigdzie. :)

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #44 dnia: Stycznia 14, 2008, 04:35:04 pm »
Dobra. Poddaje się. Poczkeam, aż ktoś cośtam napisze i wrzucam kolejne rozidzały. Powód: nudze się :D
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #45 dnia: Stycznia 15, 2008, 07:34:03 am »
no coments?... Whatever...
Ostatni rozdział, ktory napisalem to... XVI.
Spoko. Już niedaleko koniec.

P.S
Chyba, że napiszę coś jeszcze bo skończyłem w takim momencie, że na zakończenie się nie nadaje...


Rozdział XIII
Rok 2589, Garmant, 13 lutego

Osiem miesięcy później warownia była odbudowana. Na polach pracowało wielu wieśniaków, w murach warowni żyło wielu mieszczan, kupców. Warownia dopracowała się nawet maga oraz wielkiej świątyni. W zamku mieszkali Daler, Yune, Larens, Farlos, kilka osób z szlachty oraz oficerowie żołnierz warowni. Była też specjalna komnata dla króla Sana. Drogi należące do warowni były świetnie ochraniane a na okolicznych ziemiach nie występowały ani potwory ani złodzieje. Daler, Larens, Yune i Farlos nie mając nic do roboty większość dnia przesiadywali w karczmie. Co jakiś czas zdarzały się pokazowe walki między Larensem i Dalerem, zabawy na „spiral” oraz pokazy strzeleckie Yune. Pośród szlachty zrodziły się jakieś plotki krążące wokół Yune i Dalera. Podobno Yune spotyka się z Farlosem. Oczywiście wierzyła w to tylko niedoinformowana szlachta, nie wiedząca o tym, że Farlos to wujek Yune. Przez kilka dni Larens naśmiewał się z Yune, że zakochała się we własnym wujku (dostał przez to w zęby od Dalera).
-   Kapitanie Daler! – Do gabinetu Dalera wbiegł żołnierz z wyjątkowo przestraszoną miną
-   Słucham. – Odpowiedział Daler. Od razu wiedział, że coś jest nie tak.
-   Lady Yune. Ona…
-   Mów żołnierzu! – Daler był coraz bardziej zdenerwowany.
-   Kilka minut temu przed bramą warowni stanął pewien bogato ubrany szlachcic. Wszedł na dziedziniec i zobaczył Lady Yune. Podszedł do niej, a ona uśmiechnęła się i poszła za nim. W chwili, gdy Lady Yune szła z szlachcicem, z tawerny wyszedł Farlos. Pan Farlos powiedział, że wie kto to był i że mam po pana przyjść. Macie się spotkać przed bramą warowni.
-   Dziękuję żołnierzu. Jak wrócę przypomnij mi, żebym dał ci nagrodę.
Daler wziął swój miecz i wybiegł z pokoju. Miał na sobie ubranie J-Soldier złożone z zbroi ze skóry smoka i jednym, żelaznym naramiennikiem na prawym ramieniu, rękawice, z tego samego materiału, spodnie dżinsowe i buty. Przez korpus przechodziły dwa skórzane pasy przez które J-Soldier wkładali miecz.
Chłopak wybiegł z zamku. Kilka metrów przed nim biegł Larens.
Wiesz co się stało? – Zapytał Daler w myślach Larensa.
Nie. Biegam dla zdrowia. Jasne, że wiem.
Chłopacy zrównali się i wciągu dziesięciu sekund przebiegli przez cały dziedziniec. Za murem stał Farlos w lekkiej zbroi. Pił właśnie napój przyspieszający.
-   Jesteśmy. Kto to był? – Zapytał Daler Farlosa, zanim wyhamował.
-   Sepr. Przyszedł a Yune poszła za nim. Muszę cię zmartwić. Poszła z własnej woli. Nie zostało rzucone żadne zaklęcie.
-   Pieprzysz. To nie możliwe. Ona przecież nie chciała wyjść za niego.
Farlos wzruszył ramionami. Wszyscy pobiegli w kierunku w którym poszli Sepr i Yune.
Ktoś umrze. To co będziesz musiał zrobić będzie boleć bardziej niż myślisz.
Nie. To nie może być prawda. Przecież my się kochaliśmy. Dlaczego ona za nim poszła?
Cisza.
Odpowiedz do cholery!
Znów cisza. Daler wściekł się nie na żarty. W oddali na trakcie widać było już Sepra i Yune w towarzystwie kilku zbrojnych rycerzy.
Sepr i Yune trzymali się za ręce i Yune co jakiś czas dawała mu całusa w policzek.
Trójka bohaterów dobiegła do grupy zbrojnych rycerzy i w ciągu kilku sekund wybili wszystkich. Sepr patrzył na to z obojętnością a Yune uśmiechała się.
Gdy wszyscy rycerze padli Yune i Sepr zaczęli klaskać.
-   Piękne przedstawienie. – Powiedział Sepr.
-   Co tu się dzieje!? – Zapytał Daler, który był już tak wściekły, że powoli demoniczna część jego duszy brała górę. Jeżeli demoniczna część duszy przejmie kontrolę to Daler staje się tak potężny, że nikt ani nic nie jest w stanie go powstrzymać. Niestety po wyjściu z tego transu jest bardzo, bardzo osłabiony. No i nie ma kontroli nad sobą przez co jest niebezpieczny nawet dla osób bliskich.
-   Chodzi o nią? Jak widać chyba jej się podobam. Ona lubi mieć dużo mocy. Ja jej to zapewniam. Ty nie.
-   To prawda. – Powiedziała Yune. – On jest taki słodki. – Pocałowała go – Dlaczego miałabym być z tobą? Ty nic nie mogłeś mi dać. W dodatku zniknąłeś dwa lata temu. To samo zdarzy się i tym razem.
Chłopak nic nie odpowiedział.
-   A teraz – powiedział Sepr. – Czas się zabawić, prawda Yune?
-   Prawda.
Dziewczyna wyciągnęła pistolety i strzeliła do Larensa. Chłopak dostał prosto w serce. Spojrzał na ranę, później na Yune.
-   Dlaczego?
-   Bo cię nie lubię.
Larens upadł na ziemię. Daler podbiegł do kolegi, lecz ten już nie żył. Kula przebiła płuco i zatrzymała się w nim. Była naładowana magią. Daler nie wytrzymał. Z głowy wyrosły mu dwa rogi, zęby stały się ostre jak brzytwa. Farlos spojrzał na przyjaciela i odbiegł kilkaset metrów od chłopaka, ukrywając się w krzakach.
Sepr patrzył na Dalera. Jego wzrok wskazywał na to, że nie do końca tego się spodziewał. Natomiast Yune odsunęła się trochę do tyłu.
Daler w ułamek sekundy pojawił się za plecami Sepra i wbił mu miecz w kręgosłup z taką siłą, że ciało chłopaka przedzieliło się na połowy. Góra poleciała dobre sześćset metrów w las, a dolna część dalej stała. Daler-demon kopnął dolną część a ta poleciała za horyzont. Demon odwrócił się w stronę Yune. Ona klęczała i płakała. Płakała ze strachu i z powodu śmierci Sepra. Demon patrzył na nią z obojętną miną. Podszedł do niej. Yune nagle wstała i rzuciła w niego otwartą butelką z wodą. Po chwili Dalera zaczęła piec cała skóra. To była woda święcona. Zabójcza dla demona. Daler złapał się za głowę i próbował ukryć demona w duszy, tak głęboko by przejąć kontrolę nad ciałem i zneutralizować moc tej wody. Po chwili udało mu się. Miał kilka oparzeń na twarzy i rękach, lecz żył.
Spojrzał na Yune, teraz kulącą się ze strachu. Daler popatrzył na ziemię wokół niej. Nigdzie nie dostrzegł pistoletów. Chłopak wyciągnął miecz i zaczął odchodzić. Nie zamierzał zaatakować pierwszy. Yune szybko wstała, wycelowała pistolety w Dalera i wcisnęła spust. Chłopak odskoczył i w ciągu sekundy dobiegł do dziewczyny i zniszczył oba pistolety jednym cięciem.
Czy ona zasługuje na życie? Zabiła Larensa, zdradziła cię i była gotowa zabić ciebie. Czy ona zasługuje, żeby żyć dalej?
Nie. Lecz nie zabiję jej. Niech żyje jako zdrajczyni. I lepiej żebym już jej nigdy nie spotkał. Miałeś rację. To naprawdę boli. Boli bardziej niż wszystkie rany.
To prawda. Zabiłeś Sepra. Chcesz mieć pozwolenie na zostanie tutaj?
Nie. Nic mnie tu nie trzyma. Ktoś dostanie moją warownie. Ktoś pewnie ją przygarnie. Nie chcę tu zostać.
Dobrze, lecz musisz dostać jakąś nagrodę.
Dobrze. Nie pozwól jej umrzeć przedwcześnie.
Dlaczego nadal się o nią troszczysz?
Nie odpowiedział. Szedł w stronę Farlosa. Mężczyzna wyszedł zza krzaków. Wymienili kilka słów i poszli w stronę warowni, zostawiając ją na szlaku.
Kilka godzin później Daler razem z Farlosem stanęli przed królem Sanem i powiadamiając go o ostatnich wydarzeniach.
-   Rozumiem. Bardzo mi przykro. Więc nic cię tu już nie trzyma. Odejdziesz od nas, lecz ktoś musi się zająć warownią. Kto to ma być?
-   Chciałbym, żeby to był Farlos, lecz to on musi podjąć wybór. Zgadzasz się Farlos?
-   Tak.
-   No to postanowione. Jeżeli się da to pochowajcie godnie Lee i Larensa. Ciało Larensa jest w naszym starym dormitorium. Odejdę jutro rano. Miałem się szkolić, lecz bez chłopaków nic z tego nie będzie. Mieliśmy nauczyć się walki grupowej. Ech...
-   A co z Yune?
-   Róbcie co uważacie za słuszne. Nie dajcie jej umrzeć. Jeżeli chcecie, żeby z wami została niech tak będzie to nie moja sprawa. Ostatnią noc spędzę w warowni. Farlos. Przygotuj się do objęcia stanowiska kapitana. Żegnaj San. Ty też Farlos. Pewnie się więcej nie zobaczymy.
-   Żegnaj Daler. – Odpowiedział San.
Rozdział XIV
Rok 2015, Triloja, 17 czerwca

Daler pojawił się w swoim pokoju. Sam. Nie miał już przyjaciół. Znów był szesnastolatkiem. Musiał powiedzieć dyrektorce. Ale nie chciał teraz.
Wiem, że to co cię spotkało jest smutne.
Zaskoczony Daler rozejrzał się. W pokoju nikogo nie było. Położył się na wznak na łóżku.
Słuchasz mnie?
To ty!? Przecież ty nie istniejesz na Triloji. Ty istniejesz tylko na Garmant. Co ty tutaj robisz?
Ja istnieję we wszystkich światach. Chcesz porozmawiać o tym co ostatnio było? Rozmowa jest dobrym wyjściem po trudnych przejściach.
Nie wiem. Nie mam już przyjaciół, straciłem dziewczynę, którą kochałem. Nie mam już żadnego celu w życiu. Będę teraz bezmyślnie wykonywał rozkazy. Nie da się nic zrobić, żeby Lee i Larens znowu żyli?
Nie.
Nie da się cofnąć czasu?
Nie.
A nie mógłbyś zrobić cokolwiek, żeby mi humor poprawić?
Mógłbym.
To zrób coś!
W głowie Dalera rozbłysło kilka różnych miejsc. Zobaczył przed oczami piękną polanę, całą zarośniętą różnymi kwiatami. Zobaczył wielkie miasto, zbudowane na morzu, każda droga była mostem. Budynki były na morzu. Pod nimi była tylko woda. Zobaczył piękną dziewczynę, zrywającą z polany kwiaty. Zobaczył ludzi ubranych podobnie jak on. Też z dziwnymi oczami. Zobaczył osoby bardzo podobne do Lee i Larensa.
Po wykonaniu mojej misji mógłbyś tam zamieszkać. Widzisz, że to jest piękny świat.
Tak. Ale co to za zadanie?
Musisz pomóc tym ludziom, których widziałeś. Tym J-Soldier. Oni mają zniszczyć pewien budynek, który wysysa z planety moc. Tak jak twoja obecność. Moc, która zostaje pobrana z planety zostaje użyta do zbudowania i zasilenia wielkiej broni. Twoja obecność na szczęście jest o wiele mniejsza niż ta, która zostaje pobierana przez maszynę.
Gdzie się pojawię?
Kilka metrów od miasta. W twoim umyśle jest już mapa miasta jakbyś tam mieszkał. Gdy się tam pojawisz będziesz miał dwadzieścia trzy lata. Tyle ile ma reszta J-Soldier.
Dobrze. Wykonam to zadanie. A później pomyślimy o zapłacie. Co to za świat?
Salyo.


















Rozdział XV
Rok 105, Salyo, 11 maja

Daler pojawił się w lesie mieszanym. Widział między drzewami kolorową polanę. Tą, którą widział w Triloji. Obok niego płyną strumyk. Ptaki śpiewały głośno pośród koron drzew. Gdzieś stukał o korę drzewa dzięcioł.
Daler przejrzał się w wodzie strumienia. Zobaczył dwudziesto trzy letniego chłopaka, beż wyprysków, o bladej cerze, białych włosach, piwnych oczach, lekko świecących się na zielono. Nie miał na twarzy żadnej szramy. Po rogach demona tez nic nie zostało. Kły zniknęły a na ich miejsce pojawiły się normalne, białe zęby.
Chłopak poszedł w stronę polany. Coś mu mówiło, że to jest dobry kierunek. Gdy Daler wszedł na polanę, słońce oślepiło go na kilka sekund. Był sam środek południa. Słońce grzało, wiatr wiał lekko. Kwiaty dawały cudowne zapachy. Wielu rodzajów Daler nie znał. Były tam białe jak śnieg kwiaty, z czerwonymi liśćmi. Kwiaty z niebieskimi łodygami i zielonym kwiatem. Były też inne rodzaje, które zachowywały się jak żywe istoty. Jeden z kwiatów, w pewnym momencie, zaczął się wyginać w przeciwną stronę niż wiał wiatr, lub zjadał pszczoły latające nad nim.
Daler poszedł na wschód i zobaczył wielkie miasto, zbudowane z mostów. Chłopak patrzył na miasto z wysokości około dwustu metrów, więc widział to co znajdowało się nawet na końcu miasta. Widział budynki, zbudowane na wodzie, widział stadion zbudowany na samym końcu miasta, widział też budynki użytku publicznego. Na przedmieściu znajdowało się kilka domów jednorodzinnych. Najbliżej polany znajdował się kolorowy domek, otoczony ładnym drewnianym murkiem. Miasto było w większości zbudowane z dziwnego, czarnego metalu, domki zaś zbudowane były zaś z drewna. Na przedmieściach było bardzo spokojnie. W mieście natomiast widać było różnego typu zabawy, harce, gry.
Daler zaczął schodzić z górki, na której była polana. Ludzie przechadzali się po przedmieściu. Chłopak nigdzie nie zobaczył roli uprawnych, hodowli bydła ani niczego co mogło zapewnić pożywienie tak wielkiemu miastu.
Gdy chłopak zszedł z pagórka, skierował się do miasta. Kilka metrów po prawej od niego była ścieżka i schody z polany. Daler zaklął w duchu.
Mogłem się rozejrzeć – pomyślał.
Do miasta prowadziła kręta droga z żwiru. Po drodze spacerowali różni ludzie, którzy widząc go starali się omijać jego wzroku.
Czy ci ludzie się mnie boją?
W pewnym sensie. Ludzie zawsze boją się tego czego nie rozumieją. Dlatego właśnie boją się ciebie. Mutanta.
... Dobra. A tak przy okazji. Jak ty się nazywasz?
... Zamzer. Tak przynajmniej nazywają mnie ludzie, którzy kiedykolwiek ze mną rozmawiali.
Dobra, Zamzer.
Daler przeszedł przez główny most miasta. Nigdzie nie jechał żaden pojazd. Coś w głowie chłopaka kazało mu iść do budynku, znajdującego się kilka metrów na prawo od wejścia do miasta. Na budynku znajdował się znak przedstawiający ciemno-niebieskiego smoka w locie. Pod znakiem był napis: „Siedziba J-Soldier”.
Chłopak wszedł do budynku przez automatyczne drzwi. Pierwsze pomieszczenie, było po prostu poczekalnią. Na ziemi leżał czerwony dywan z znakiem J-Soldier. Po prawej stronie od drzwi stało kilka sof i foteli. Po lewej stronie było coś w rodzaju recepcji.
Co muszę zrobić?
Podejdź do recepcji. Bab… Pani, która tam siedzi powinna cię wpuścić, ponieważ pomyśli, że jesteś jednym z tutejszych J-Soldier. Naprawdę zadziwia mnie ludzka głupota.
Daler podszedł do recepcji. Siedząca po drogiej stronie kobieta popatrzyła na niego mrużąc zielone oczy. Była mniej więcej w wieku pięćdziesięciu lat. Dużo zmarszczek, zadarty nos, okulary i… moherowy beret.
-   hm... Nie poznaję cię, ale wyglądasz na J-Soldier. Możesz wejść.
-   Dziękuję.
Obok recepcji otworzyły się automatyczne drzwi. Daler wszedł przez nie. Drzwi szybko się za nim zamknęły. Chłopak znalazł się na korytarzu, prowadzącym do wielkiej sali, w której stało kilka dużych stołów z jedzeniem. Przy kilku stołach siedzieli luźno porozstawiani J-Soldier. Każdy z nich miał białe włosy, i błyszczące na zielono oczy. Niektórzy mieli włosy przemalowane na niebiesko i czerwono. Chłopak poszedł dalej. Jeden z J-Soldier, barczysty i wysoki mężczyzna w wieku trzydziestu lat podszedł do niego. Miał niebieskie włosy. Widać było, że farbowane. Pośród niebieskich włosów, tu i ówdzie widać było siwe włosy.
-   Nowy? – zapytał barczysty J-Soldier. Miał gruby głos.
-   Tak jakby.
-   Powinieneś iść do dowództwa. Wiesz gdzie to jest?
-   Nie.
-   Chodź za mną. Zaprowadzę cię.
-   Dzięki.
-   Nie ma sprawy.
Barczysty mężczyzna poszedł na lewo. Były tam kolejne automatyczne drzwi. Gdy tylko podeszli, drzwi otworzyły się. Podczas drogi do dowództwa, Daler i Skarl (bo tak miał na imię barczysty J-Soldier.) rozmawiali. Pytali się jak się nazywa jego rozmówca, skąd pochodzi, ile razy był poza tym światem, ilu zabił wrogów i o przygodach. Gdy Daler opowiedział o tej ostatniej przygodzie, Skarl powiedział, że jest mu przykro z powodu straty Dalera, a chłopak wzruszył ramionami.
W końcu doszli do gabinetu dowództwa.
-   Ja tam nie wejdę. – oznajmił Skarl.
-   Dlaczego?
-   Bo mi jakąś misję znowu dadzą. Dopiero co skończyłem ostatnią. Nie mam zamiaru znów iść gdzieś do lasu i ukatrupić kolejnego wielkiego stwora.
-   Rozumiem. Ja jestem nowy. Raczej mi nie dadzą żadnej misji, co?
-   Nie.
-   DALER LANGBROIS. MOŻESZ WEJŚĆ. – zza drzwi gabinetu doszedł do Dalera i Skarla głos.
-   Na pewno jesteś nowy?
-   Tak.
-   To skąd mają twoje nazwisko?
-   Nie mam pojęcia.
Daler wszedł do gabinetu. Gabinet dowództwa to był duży okrągły pokój z czterema wielkimi oknami z widokiem na morze. Pod oknem stał wielki stół. Przy nim siedziało czworo ludzi. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Wszyscy w podeszłym wieku.
-   Witaj Daler. – odezwał się łysy mężczyzna siedzący jako ostatni po stronie mężczyzn.
-   Witajcie. Skąd wiecie jak się nazywam?
-   Mamy swoje źródła.
-   Mógłbym wiedzieć jakie?
-   Nie musisz posiadać takiej wiedzy. Możesz uważać się za pełnoprawnego członka tutejszych J-Soldier.
-   Dziękuję. Jak mi wiadomo, jest pewna misja… Chodzi o zniszczenie pewnej maszyny, która wysysa energię planety. Jeżeli jest to możliwe, to chciałbym wziąć w niej udział.
-   Oczywiście. Znamy twoje umiejętności. Szczególnie te, które są związane z walką mieczem. Misja rozpoczyna się za tydzień. Masz dużo czasu na przygotowania. – tym razem odezwała się kobieta siedząca praktycznie na środku. Rzuciła mu kartę magnetyczną. – Klucz od twojego pokoju.
-   SKARL. MOŻESZ WEJŚĆ. –To powiedział mężczyzna siedzący jako drugi po stronie mężczyzn.
Skarl wszedł do sali.
-   Słucham?
-   Oprowadź Dalera po budynku. Pokaż mu gdzie jego pokój.
-   Już się robi. Daler. Chodź za mną.
Mężczyźni wyszli z sali dowództwa. Skręcili w prawo i po chwili doszli do pokoju Dalera.
-   Aby na pewno jesteś nowy?
-   Tak. A co? Nie wierzysz mi?
-   Wierzę, lecz do tego pokoju praktycznie nikt  nie wchodził. Należał kiedyś do kogoś ważnego. Dowództwo nikomu by go nie dało ot tak.
-   Możliwe. Lecz dali mi ten pokój i nic nie poradzisz.
-   Spokojnie… Ale wpuścisz mnie, nie?
-   Jasne. Właź. – i mówiąc to Daler włożył kartę magnetyczną do otworu. Drzwi automatycznie się otworzyły. Chłopacy weszli.
Pokój był przestronnym pomieszczeniem, z kominkiem, dużym łóżkiem, dużym, półokrągłym oknem z widokiem na polanę i przedmieście, jakiś dywan przed kominkiem, fotel, telewizor i kilka obrazów przedstawiających wojny i zwycięstwa. Inne obrazy przedstawiał dziwną grę, która odbywa się na stadionie. Gra ta odbywała się w olbrzymiej, latającej kuli z dziwnej cieczy, podobnej do wody, lecz pozwalającej graczom oddychać w niej. Gra przypominała piłkę ręczną (Daler był w niej najlepszy z szkoły), lecz miała trochę zmodyfikowane zasady. Piłkę  można było kopnąć, nie było pola, w którym mógł się tylko bramkarz poruszać oraz nie istniało takie coś jak faul. Prawdę mówiąc ta gra nie miała żadnych zasad. Trzeba tylko strzelać w bramkę wroga i nie dać sobie trafić gola.
Później spytam się czy będę mógł w to pograć. Wydaje się całkiem fajne. – pomyślał Daler.
W tym pokoju nie było nic specjalnego.
Cholera! Zapomniałem rzeczy...
Masz duże szczęście, że tu jestem. Później ci wrzucę do szafek twoje ubrania.
Mógłbyś teraz wysłać mi jakieś inne ubranie? To jest dość niewygodne do spaceru po mieście.
Dobra.
W szafie obok łóżka widać było błękitną bluzę.
Dzięki.
Nie ma sprawy.
Skarl przeszedł się po pokoju.
-   … zawsze myślałem, że skoro ten pokój jest taki specjalny będzie lepszy od mojego, s tu się okazuje, że różni się tylko widokiem przez okno. U mnie widać stadion.
-   Czyli wszystko jest w porządku.
-   Tak. Mam cię oprowadzić po budynku?
-   Nie dzięki. Idę do miasta.
-   W przenośni?
-   Chyba... Nie spotkałem się jeszcze z próbą morderstwa, ale lepiej uważać.
-   Heh. Dobra będę uważać. Na razie.
-   Na razie.
Skarl wyszedł z pokoju. Drzwi automatycznie się za nim zamknęły. Daler ubrał się w ciuchy leżące w szafie.
Reszta twoich ubrań będzie później.
Dzięki.
Daler wyszedł z pokoju i budynku. Na zewnątrz była piękna pogoda. Słońce świeciło wysoko na niebie, nie było ani jednej chmury. Chłopak chciał przejść się na stadion, lecz już z daleka widać było dużą liczbę osób, którzy znów patrzyliby na niego z wyrazem obrzydzenia na  twarzy. Daler poszedł na przedmieścia. Teraz, gdy chłopak nie miał munduru, ludzi stali się jakby bardziej rozmowni. Nie spuszczali głów, z pobożną miną. Witali się skinieniem głowy, czasem nawet zamienili kilka słów z Dalerem.
Dziwne... Nie powinni być tak rozmowni. W końcu pozbyłem się tylko munduru. Włosy zostały.
Daler szedł żwirową ścieżką w stronę pagórka. Po kilku minutach chłopak wchodził już na pagórek. Tym razem wchodził po schodach. Kwiaty cudownie pachniały, lecz tym razem na polanie był ktoś jeszcze. Daler nie był sam. Ktoś zbierał kwiaty. Osoba ta to dziewczyna, z długimi aż do pasa, brązowymi włosami. Dziewczyna była odwrócona do Dalera plecami, więc nie widział jej twarzy.
Nie będę przeszkadzał.
Jak chcesz.
Czy ty będziesz mnie śledził przez całe życie?
Jak nie będziesz chciał to cię zostawię. Na przykład jak będziesz chciał chędożyć.
Dzięki.
Daler usiadł przy końcu pagórka. Pod nim był kilkosekundowy lot w dół i złamana noga. Chłopak patrzył na przedmieście i miasto, które pięknie odbijało się na wodzie. Daler odpoczywał, starając się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach.
Chciałbym, żeby to się nigdy nie wydarzyło. Ale mam szansę rozpocząć tu drugie życie.
Chłopak usłyszał jak dziewczyna zbierająca kwiaty nuci jakąś skoczną melodię. Gdy chłopak słuchał tej melodii poprawił mu się humor. Była tak skoczna, że chciało się zatańczyć.
A może jednak do niej podejdziesz?
Co próbujesz mnie wrobić?
Jeszcze nigdy nie widziałem miny zaskoczonej dziewczyny.
Daler uśmiechnął się.
Pomyśl. Ona i tak się zdziwi jak mnie zobaczy. Po co mam do niej podchodzić, skoro to spotkanie jest już nieuniknione?
Racja. Poczekam.
Godzinę później, na pagórek weszło czterech mężczyzn. Każdy z nich był uzbrojony w pałkę elektryczną. Mieli na sobie szarawe, obdarte uniformy. Nic specjalnego. Mężczyźni podeszli do dziewczyny. Daler dalej siedział, lecz słyszał co się dzieje za jego plecami.
-   Witaj dziewczynko. – powiedział jeden z bandy. Miał wyjątkowo nieprzyjemny głos. – Dziewczyna sama? Bez żadnej ochrony? To trochę niebezpieczne. Może cię odprowadzić?
-   Nie, dzięki. Sama dojdę. – powiedziała dziewczyna. Daler pomyślał, że mogła być wokalistką, lub czymś w tym stylu bo głos miała ładny.
-   Nalegam – głos jednego z oprychów stał się natarczywy.
-   Ej! Puszczaj!
-   Cicho bądź!
Daler odwrócił się i podszedł do grupy oprychów.
-   Pani grzecznie prosiła, żebyście ją puścili. Radzę posłuchać.
-   A ty co, "kurczaczek"? Będziesz nam kazania prawił.
-   Nie. Ale nauczkę wam mogę dać.
-   Na niego chłopaki!
-   Na to właśnie czekałem.
Jeden z oprychów zamachnął się pałką na Dalera. Chłopak odskoczył, kopiąc w twarz, zataczającego się mężczyznę. Oprych wypuścił z rąk pałkę, zachwiał się i legł na ziemię nieprzytomny. Dwóch pozostałych otoczyło chłopaka. W tym samym czasie zamachnęli się na niego. Daler odsunął się szybko w bok. Wynik tego uderzenia, był taki, że obaj mężczyźni, walnęli się z pałek w głowy i padli na ziemię. Dziewczyna klęczała wystraszona na uboczu. Chłopak podszedł do niej.
-   Nic ci nie jest?
-   N… Nie – spojrzała na niego. Miała twarz zalaną łzami. Głos miała roztrzęsiony.
-   To dobrze. Lepiej idź do domu. Może być więcej takich ludzi.
-   Nie mogę.
-   Dlaczego?
-   Nikogo nie ma w domu w tej chwili. Moja matka wyszła. Ja postanowiłam wyjść nazbierać kwiaty.
-   W takim razie jest problem. Mogę cię wziąć do mnie.
-   Nie wiem.
-   Wybór należy do ciebie. Nie musisz. Do niczego cię nie zmuszam, lecz to byłby dobry wybór. Nie mogę cię zostawić tutaj.
-   Dobrze, pójdę.
-   Jak się nazywasz? – Daler pomógł dziewczynie wstać.
-   Ivy.
Daler i Ivy poszli do pokoju chłopaka, w ciszy. Nie mieli o czym rozmawiać. W pokoju Daler otworzył okno. Wiatr zawiał lekko.
Ivy siedziała na łóżku, patrząc na ziemię. Prawa ręka ściskała przedramię prawego. Daler podszedł do dziewczyny.
-   Coś ci się stało?
-   Chyba nie. – odpowiedziała, bez przekonania.
Daler odciągnął dłoń dziewczyny, od przedramienia. Na ręce była mała rana. Z niej sączyła się lekko krew.
-   Zalmah. – Daler wypowiedział uleczające słowo. Rana Ivy od razu zniknęła.
-   Widzisz? To nic takiego.
-   Dziękuję. – Ivy uśmiechnęła się.
-   Już, zdrowa?
-   Tak. Nic mi nie jest.
-   Trzeba było od razu powiedzieć.
-   Już wiem. Po prostu, to była mała ranka, nie sądziłam, że możesz coś na to poradzić.
Od strony drzwi dobiegło do ich uszu pukanie.
-   To ja, Skarl! Otwórz! No chyba, że akurat chędożysz.
-   Nie, nie chędożę. Drzwi otwarte. Zaprogramowałem, że na ciebie się otwierają. Nie wykorzystuj tego zbyt często.
-   Jasne. – odpowiedział mężczyzna, wchodząc przez drzwi. Zatrzymał się w progu. – Kto to?
-   Ivy. Ivy, to jest Skarl. Skarl, poznaj Ivy. Spotkałem ją na pagórku, przed miastem. Kilku mężczyzn ją próbowało... próbowali się zabawić. Niestety ja się napatoczyłem, co skończyło się powaleniem ich. Powinni się już obudzić... Tak przynajmniej myślę.
-   Jasne. Hej, Ivy, czy my się skądś nie znamy?
-   Raczej nie kojarzę.
Skarl nie odpowiedział. Podszedł do okna. Oparł się o ścianę i zaczął rozmawiać z Dalerem i Ivy. Po kilku minutach, nie mieli już nic do gadania, więc cała trójka poszła na stadion. Tam chwilę pograli w grę zwaną SpikeBall. Ivy była w tej grze całkiem niezła, jako obrońca, Skarl, nie potrafił w to grać, więc stał na bramce, co dało dobry efekt, dzięki jego wzrostowi i budowie. Daler grał na ataku. Do ich drużyny doszło jeszcze kilka osób. Wygrali trzy na cztery mecze.
Po zabawie, słońce sięgało już horyzontu. Skarl, poszedł do siedziby J-Soldier, mówiąc coś, że jutro będzie trzeba wcześnie wstać, a Daler odprowadził Ivy do jej domu. Dziewczyna mieszkała w tym domku, najbliżej polany. Ładny, kolorowy domek, średnich rozmiarów. Chłopak doprowadził ją, tylko do furtki. Ivy weszła do domu. Daler popatrzył jeszcze za nią, i już miał zacząć iść w kierunku miasta, gdy usłyszał krzyk Ivy. Natychmiast pobiegł do drzwi. Otworzył je koniakiem i wpadł do salonu. Po prawej były schody. Wbiegł po nich. Jedne drzwi były otwarte. Daler podbiegł do nich i usłyszał:
-   Teraz nie ma przy tobie żadnego chłopaka, który by cię uratował.
-   Gdzie moja matka!?
-   Siedzi związana, w salonie. Spokojnie. Jeżeli nie będziesz krzyczeć, i oddasz się nam spokojnie, to nic jej nie będzie.
Nie padła żadna odpowiedź. Daler wszedł po cichu do pokoju. Akcja była całkiem… miła dla oka. Ivy miała na sobie tylko bieliznę.
Niezłe ciało.
Pod ścianą obok drzwi, leżały pałki. Chłopak wziął jedną i rąbnął najbliższego mężczyznę w tył głowy. Wszyscy obrócili się w stronę Dalera. Ivy była w trakcie ściągania stanika, zamarła w trakcie ruchu. Gwałciciele pobladli. Nie mieli broni. Ivy zrobiła się czerwona jak burak, lecz stanik odpadł od jej ciała. Daler kontem oka spojrzał na nią. Gwizdnął i uśmiechnął się. Po tym doskoczył jednym susem do wrogów i zaczął ich tłuc. Kilka sekund później wszyscy leżeli za oknem. Słychać było jak pojękują. Okno zostało niestety rozbite. Ivy ubierała się, a Daler wyszedł na ten moment z pokoju. Wiedział, że dostanie od niej w twarz.
Gdy Ivy wyszła z pokoju, stało się to, czego Daler się spodziewał. Dostał płaskiego w twarz. Zaraz po tym, Ivy podziękowała chłopakowi. Poszli razem do salonu. Tam na kanapie siedziała kobieta, związana długim, grubym sznurem. Matka Ivy była nieprzytomna. Chłopak rozwiązał ją i ocucił. Wyjaśnił kilka rzeczy, które działy się podczas jej omdlenia. Zapewnił, że już nikt nie będzie ich niepokoić, ponieważ narzucił na budynek zaklęcie broniące to miejsce, od osób, chcących sprawić mieszkańcowi krzywdę. Kobiety podziękowały. Daler poszedł do siedziby J-Soldier. W sali jadalnej, trwała właśnie bijatyka. Pijani J-Soldier bili się na pięści. Chłopak poszedł do swojego pokoju. Przed drzwiami czekał na niego Skarl.
-   Co jest?
-   Jutro wcześnie wstajemy. Wszyscy J-Soldier wyruszają na misję. Chciałem się pożegnać. Zostaliśmy przydzielenie do innych grup. Jutro o siódmej jest odprawa. Wtedy wszystko wyjaśnią.
-   Dzięki. Dobranoc.
-   Dobranoc.

Uuuuups... Za duzo wklejiłem :D
« Ostatnia zmiana: Stycznia 16, 2008, 09:45:43 pm wysłana przez ShinRa »
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #46 dnia: Stycznia 16, 2008, 07:18:53 pm »
Jak na razie to już koniec tego ***** fanfku.
Nie napisałem więcej niż jest zamiszczone w tym rozdziale. No i jest niedokończone.

Rozdział XVI
Rok 105, Salyo, 12 maja


O godzinie siódmej, wszyscy J-Soldier zgromadzili się w sali jadalnej. Było ich około dwudziestu. Zostali podzieleni na dziesięć grup po dwie osoby. Daler został przydzielony do chłopaka rok starszego od niego. Chłopak ten nazywał się Zack. Zack miał długie, sięgające do pasa, ściągnięte w kitkę, białe włosy. Oczy miał zielone, a cerę opaloną. Jak każdy J-Soldier miał mocną budowę. Był średniego wzrostu. Wyglądał jakby ciągle się uśmiechał. Daler i Zack wsiedli do Jeepa, którym mieli jechać. To był pierwszy pojazd, który Daler widział na tym świecie. Gdy wyruszyli była już godzina dziewiąta. Chłopacy mieli za zadanie zniszczyć osłonę, blokującą dostęp do maszyny wysysającej życie planety. Zadanie niby było proste, lecz, żeby dostać się do receptorów mocy, musieli przejść przez góry. Na szczycie jednej z nich były receptory. Zniszczenie ich polegało na podłożeniu ładunków wybuchowych i ucieczce. Kolejny problem stanowili żołnierze. Maszyna w końcu nie powstała sama. Grupa, która wymyśliła i zbudowała maszynę była nieznana.
Pogoda była piękna. Słońce świeciło, a na niebie było tylko kilka chmur, które co jakiś czas przysłaniały ognistą kulę na kilka sekund. Było ciepło.
- Hej. Jak się nazywasz? – zapytał Zack.
- Daler.
- Daler, co? Ja jestem Zack. Miło mi cię poznać. Nowy?
- Nie.
-   Nigdy cię nie widziałem.
- Dopiero co przybyłem na ten świat.
- Aha. Podróżowałeś już między światami i wymiarami?
- Tak. A ty?
- Tylko raz. I to przypadkiem. Miałem kolegę, który potrafił się teleportować, lecz niestety miał wypadek.
-   Przykro mi.
Zack nic nie odpowiedział. Przez chwilę jechali w ciszy. W końcu Zack zapytał.
-   Jak to jest podróżować?
-   Zależy kiedy, gdzie i o co dokładnie ci chodzi.
-   Przejście między światami.
-   Przez kilka chwil słyszysz przyjemne dźwięki, czujesz przyjemność. Jesteś jakby w stanie nieważkości. Całkiem przyjemne.
-   A światy? Jak to jest na całkiem innej planecie?
-   Poznaje się nowe rzeczy, osoby. Najgorzej jak jest mało tleny. Wtedy musisz szybko uciekać.
-   To prawda, że osoby podróżujące między światami, mogą dożyć nawet milionów lat?
-   Tak. Ja mam już coś koło setki. Jeżeli wrócisz z innej planety, na przykład po trzydziestu latach, to na swojej planecie, będziesz miał tyle lat, ile miałeś gdy go opuszczałeś.
-   Ciekawe.
-   Zabiorę cię gdzieś, gdy już skończymy.
-   Spoko. Dzięki.
Chłopacy jechali rozmawiając. Gdy słońce zaczynało opadać samochód zatrzymał się. Przed chłopakami były olbrzymie góry, przesłaniające nieboskłon.
-   Wysiadka! – powiedział do chłopaków kierowca.
-   Już.
-   Mam tu na was czekać?
-   Oczywiście. Jakoś musimy wrócić, jak już skończymy.
-   Taa. Powodzenia.
-   Dzięki.
Chłopacy wyskoczyli z jeepa i poszli w stronę gór.
-   Trzeba będzie się zatrzymać na postój gdzieś. Mogliśmy zostać przy samochodzie. – powiedział z kwaśną miną Daler.
-   Nie. Nie mogliśmy. – odpowiedział Zack. – Im szybciej skończymy tą misję tym lepiej.
-   Dlaczego?
-   Ponieważ, gdy my tu siedzimy, reszta J-Soldier stara się osłabić moc maszyny. Im szybciej wykończymy te receptory, tym mniej osób ma szansę zginąć.
-   Czyli nie będzie postoju?
-   Nie.
-   Cudownie.
-   Nie marudź.
Chłopacy szli wąwozem, ciągnącym się od podnóża największej góry, do szczytu. Trasa wydawała się dość często używana, więc to mogła być droga do receptorów. Po zapadnięciu zmierzchu, pojawił się pierwszy problem. Na trasie stali żołnierze. Słońce schowało się za góry, więc w dolinie nie było nic widać. Oczy J-Soldier widziały w ciemnościach, więc chłopacy bez problemu ominęli żołnierzy. Na początku było ich dwóch, lecz po kilkunastu metrach stali kolejni. Tym razem było ich pięciu. Ci zauważyli J-Soldier. Natychmiast wyciągnęli krótkie miecze złożone z dwóch ostrzy i zaatakowali. Zack wyciągnął miecz i zaatakował dwójkę wrogów po lewej. Daler zrobił to samo, lecz zaatakował wrogów po prawej. Zaatakował go mężczyzna, stojący po prawej ręce Dalera. Próbował wbić miecz w pierś chłopaka, lecz ten wykonał piruet i ciął mężczyznę w bok. Ten złapał się za bok i upadł, leżąc w krwi. Drugi przeciwnik próbował zaatakować chłopaka od tyłu, lecz Daler odwrócił się i sparował cięcie, natychmiast wykonał kontrę, tnąc w szyję. Cios był na tyle silny, że głowa odczepiła się od reszty ciała i zleciała z góry. Cała walka trwała koło minuty. Po bitwie, obaj J-Soldier stali po środku ścieżki, a na ziemi leżały truchła wrogów. Daler skrzywił się, wykonał kilka szybkich gestów i ciała mężczyzn ułożył się w stos. Kolejny gest rękoma i ciała zapaliły się.
-   Pochówek godny króla. – powiedział Daler, uśmiechając się krzywo.
-   Taa... Idziemy dalej. Wolę, żeby nie przybyło tu więcej żołnierzy, widząc ogień.
Już mieli ruszyć, gdy z lasu wyszedł prawie dwumetrowy mężczyzna, w czarnej zbroi zrobionej z dziwnej skóry, połyskującej na czerwono nawet w świetle gwiazd. Za nim szło około piętnastu żołnierzy. Mężczyzna, idący w stronę J-Soldier klaskał. Gdy doszedł na odległość dwudziestu kroków od chłopaków ukłonił się.
-   Piękna walka. Nazywam się Losae. Jeszcze nigdy nie widziałem walki J-Soldier. Jestem pod wrażeniem.
Chłopacy milczeli. Stali w pozycji bojowej. W tej chwili mogli doskoczyć w stronę wroga w ciągu sekundy i go zabić.
-   Moglibyście się chociaż przedstawić. Tego wymaga dyscyplina i dobre wychowanie. W dodatku bardzo lubię znać imiona osób, które zginęły od mojego miecza.
Chłopacy drgnęli.
-   Ja nazywam się Daler.
-   A ja Zack. Ale to ty zginiesz z naszej ręki. Nie jesteśmy żółtodziobami.
-   Mam nadzieję.
Losae podniósł rękę. Po chwili trzymania zaciśniętej pięści, otworzył ją. Żołnierze rzucili się na J-Soldier. Walka nie trwała długo. Już po kilku sekundach, wszyscy wrogowie leżeli na ziemi. Chłopacy nie zostali nawet zadraśnięci, lecz byli zmęczeni.
Losae, który opierał się przez czas walki o drzewo, teraz wyprostował się. Spojrzał na pole walki.
-   Nieźle. Potrzebujecie odpoczynku? Ja mogę poczekać...
Chłopacy nie słuchali go. Zamiast tego, zaczęli wypijać niezbędne eliksiry, na poprawę atrybutów. Po chwili byli gotowi do stawienia czoła całej armii.
Losae spojrzał na nich. Jego twarz nie nic nie wyrażała. Oczy miał zmrużone. Powoli wyciągnął miecz z pochwy. Ostrze było czerwone. Na nim zostały wyryte runy. Mężczyzna rozejrzał się po polu bitwy. Chwilę dłużej utrzymał wzrok na ogniu, który rozpalił Daler.
W ułamku sekundy doskoczył do chłopaków i ciął w bok Zacka. Chłopak sparował cięcie, lecz uderzenie popchnęło go kilka metrów w tył. Losae wykonał pół piruet i ciął w szyję Dalera. Chłopak uchylił się przed śmiercionośnym cięciem i odpowiedział uderzeniem w skroń. Unik był tak szybki, że wyglądało jakby głowa Losae w ogóle się nie ruszyła. Mężczyzna wykonał leniwy cios mieczem, który odepchnął chłopaka na kilka metrów. Międzyczasie Zack podszedł do walczących mężczyzn i spróbował zaatakować z tyłu. Trafił w ramie. Naramiennik nie pozwolił odciąć ręki. Miecz został w ramieniu, lecz krew trysnęła. Mężczyzna wrzasnął, upuścił miecz i złapał się za ramię. Daler wykorzystał okazję i zaatakował. Mężczyzna oderwał rękę od ramienia. Krwi już nie było. Rana była zagojona. Losae odskoczył i uderzył Dalera dłonią. Siła ciosu położył chłopaka. Losae dobiegł do miecza, podniósł go i ciął w twarz Dalera. Chłopak nie zdążył zrobić uniku. Końcówka ostrza zatopiła się w twarzy. Daler krzyknął, złapał się za twarz i odskoczył. Całą twarz miał zalaną krwią. Rana nie była śmiertelna, lecz głęboka. Przecinała twarz ukośnie od skroni po podbródek. Daler wyszedł duszą ze swego ciała. Już nie czuł bólu. Podpłynął do przeciwnika i zaatakował go swoją kataną. Losae sparował cios. Miał wyjątkowo nieprzyjemny uśmiech. Daler wyczuł świadomością, że Zack podchodzi od tyłu przeciwnika. Chłopak powtórzył kilka razy ataki. Każdy z nich został sparowany.
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P

emiel_

  • Gość
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #47 dnia: Stycznia 20, 2008, 06:21:38 am »
Shinra, przeczytałem wszystko i mnie trochę głowa boli. Nie zrozum mnie źle, ale duuużo poprawiania w tym jest, poza tym oglądałem dziś wszystkie foty użytkowników (na ponad 80 stronach) i z deczka nie chce mi się edytować tego fika. Zrobię to na pewno, ale póki co rozważam pójście spać / otworzenie wina ;]  Powinieneś bardziej brać sobie do serca moje wcześniejsze uwagi- mogło być lepiej. Pozdrawiam.   

Offline ShinRa

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 53
    • Zobacz profil
    • Metal Gear Solid PL
Odp: J-Soldier (rozdział I cz. I)
« Odpowiedź #48 dnia: Stycznia 22, 2008, 05:21:54 pm »
Czyli raczej powinienem sobie darować pisanie opowiadań, co nie?
Final Fantasy IV PBF
http://www.ff4pbf.yoyo.pl/
Teraz po apokalipsie, ale wciąż jest fajnie :P