No więc jak obiecałam tak spełniam swoją obietnice.
Chciałam powiedzieć jeszcze kilka słów tak na początek...cóż postanowiłam napisać to opowiadanie/historię ze względu na to,gdyż skończyła się NSH...i będzie mi jej bardzo brakować.Nie jest ono jakieś super..i nie wiem czy będzie,ale postaram się by było jak najleprze.Pewnie niektórzy(a w szczególności ci,którzy pisali NSH domyślą się o czym jest to opowiadanie,ale poprostu nie mogłam tak tego zostawić ..i musiałam coś z "tym" zrobić^^).Życzę miłego czytania...i oczywiście jestem otwarta na wszelkie uwagi i krytykę.
Dobra nie będę owijać w bawełnę...niezdziwcie się tylko,że pierwszy rozdział jest totalnie bez dialogu,ale było to zamierzone...dialog napewno pojawi się w drugim rozdziale ;P.No to zaczynamy...
Rozdział I.Dziwny sen.
Sen...jakże dziwne jest znaczenie tego słowa.Dla ciała i umysłu kojący.Realny w nierealnym świecie...wyśniony,tylko w naszym umyśle,sen który zaspokoi wszystkie nasze podszeby...
A jednak,ów sen tej nocy nie miał zamiaru przyjść choćby na chwilę...
Postać przewróciła się na drugi bok,przykrywając się dokładniej.Po chwili podniosła sie lekko na łokciu i poprawiła poduszkę,po czym wtuliła w nią głowę.Pod wpływem ruchu,czarne fale rozsypały się po niej.Spojżała swiomi kryształowymi oczami bez źrenic przez okno,które znajdowało się na przeciwko łóżka.Z tej perspektywy jedyne co widziała to ciemne niebo usiane gwiazdami,jakże piekne o tej porze roku.
Westchneła,po czym wolnym ruchem ręki założyła za ucho kosmyk włosów,który sie z za niego wymsknoł.Naszły ją wspomnienia...tak odległe,a za razem tak bliskie...jakby wydażyły się wczoraj.Pamiętała wszystko...każdy dzień,który spędziła ze swoimni bliskimi.W tej chwili tak bardzo za nimi tęskniła,choć dobrze wiedziała,że juz dawno odeszli z tego świata.Mineło już 10 lat od tamtej pamiętnej bitwy,w której zgineło tyle ludzi...zgineli w niej jej przyjaciele...jak również ktoś kogo kochała...choć nadal wieżyła,że gdzieś żyje...ponieważ nigdy nie odnaleziono jego ciała.Jedyną rzeczą,którą po nim miała był szmaragdowobłękitny kamień,zwany "Smoczym okiem" osadzony w złotym,bogato zdobionym obramowaniu,z którym nigdy się nie rozstawała.
Do oczu napłyneły jej łzy,a żal ścisnoł gardło...szybkim ruchem ręki otarła je i po chwili zamkneła powieki.Nie chciała już myśleć o swojej przeszłości...jutro miała wrócić do Morgos,stolicy Cordonu.Miasta,w którym kiedyś mieszkała...miejsca,które nazywała domem...
Sen przyszedł niepostrzeżenie,tak cicho jak zakradający się morderca...ukoił ból,który targał jej sercem...sen dziwny...
Obudziła się w cieniu drzew,leżąc na trawie.Powoli,rozgladając się w koło,podniosła się do pozycji siedzącej.Wszędzie otaczały ją drzewa,w powietrzu czuła wilgoć,zapach kwiatów i gnijącej ściółki.Podniosła się z ziemi i otrzepała włosy,jak również ciemną suknię z sosnowego igliwia i liści.Po krótkiej chwili usłyszała czyjś głos,a raczej dziecięcy śmiech.Postanowiła sprawdzić,którz to może być i szybkim krokiem skierowała się w miejsce,z którego dochodził ów dźwięk.Po krótkiej chwili znów usłyszała ten sam śmiech i kroki,które oddalały sie od niej.Przyspieszyła,by nie zgubić tej osoby.Nagle,przez ułamek sekundy,zauważyła przed sobą dziecko,które jakby goniło za czymś,lub za kimś.Znów usłyszała hihot i krótkie zdanie,które brzmiało:"Nie odchodź...zostań ze mną jeszcze prze chwilkę...".Kobieta omineła kolejne drzewo w pośpiechu i nagle przed nią wyrosła olbrzymia grota.Jeszcze prze chwile słyszała oddalające się kroki,dobiegające z wnętrza groty.Bez chwili wachania weszła do środka.Jaskinia okazała się dość duża.Z sufitu w dół wisiały olbrzymie stalaktyty,ściany groty były gładkie,a światło,które wpadało przez szczeliny w suficie sprawiało,że mieniły się przeróżnymi barwami.Czarnowłosa ostrożnie zmierzała w głąb groty.W pewnym momencie zauważyła,że jaskinia zaczyna się zwężać i skręcać ostro w lewo,tak,że nie było widać co znajduje się za zakrętem.Kobieta postanowiła jednak iść dalej nie zważając na to co może spotkać na końcu tej drogi.Gdy w końcu mineła już zakręt,spotkało ją ogromne zaskoczenie.W tym miejscu jaskinia była ogromna,ściany i sufit poktywały przepiękne kryształy,mieniące się barwami tęczy.Jednak jeszcze więkrze zaskoczenie wywarło na niej to kogo znalazła w tej jaskini.W głębi groty leżał,z położoną nisko głową,przepiękny smok.Jego ciało pokryte było błękitną łuską,natomiast śnieżnobiały brzuch wyróżniał się na tle wielobarwnych ścian i podłodze.Na głowie miał pare srebrnych rogów,które były skierowane w stronę tyłu głowy.Przez grzbiet w dół przechodziły mu ostre kolce i kończyły się dopiero na końcu ogona.Miał on również parę ogromnych,błoniastych skrzydeł,złożonych na plecach.Czarnowłosa z wrażenia zasłoniła usta rękoma.Dopiero po chwili,gdy otrząsneła się z szoku jakie wywarł na niej smok,zauważyła drobną postać stojącą nieopodal niego.Chłopiec,jak przypuszczała,śmiał się cichutko,głaszcząc delikatnie pysk zwierzęcia.Był niskiego wzrostu i nie wyglądał na więcej niż 8-10 lat.Miał rude włosy spięte w kucyk,z przodu natomiast wychodziły mu pasemka włosów.Był ubrany w dość prosty strój.Niestety nie mogła zobaczyć jego twarzy,gdyż odwrucony był do niej plecami.Po chwili zorientowała się,że smok spogląda w jej stronę.Podniusł lekko do góry głowę i spojżał dziewczynie prosto w oczy.Czarnowłosa poczuła,że niebieskokryształowe oczy smoka przeszywają ją na wylot.Nie czuła strachu...już kiedyś,ktos tak samo na nią patrzał.Powoli zamkneła powieki i poczuła,że ogarnia ją wszechobecna jasność...nastał nowy dzień.
c.d.n