Heh dawno nie robiłam ubdate'u,cóż...ciekawi mnie czy jeszcze ktoś pamięta o tym nieszczęsnym opowiadanku ;P.W końcu napisałam 7 rodział i mam nadzieję,że się spodoba.Przepraszam za braki gdzie niegdzie znaków interpukcyjnycj lub polskich liter...pisałam na szybko i nie miałam czasu poprawić ;P(już poprawiłam XD).Miłego czytania.
Rozdział VII.Nieznajomy.
*****
Kain podążyła za kobietą po schodach na piętro.Drzwi przed,którymi się zatrzymały były zrobione z ciemnego drewna.
- Mąż prosił by pani weszła sama...-spojżała na nią porozumiewawczo po czym odeszła
Czarnowłosa odprowadziła ją wzrokiem i gdy kobieta zeszła na sam dół,Kain sięgneła do klamiki.Gdy skóra dotkneła metalu,poczuła jakiś niepokuj i smutek,który bił z tego pomieszczenia,nie było to przyjemne uczucie.Dziewczyna zmusiła się i po raz drugi dotkneła klamki tym razem otwierając drzwi.Zawiasy cicho zaskrzypiały,gdy zamykała je za sobą.W pomieszczeniu,w którym się znalazła panował półmrok.Okna były zasłonięte i jedynie wąskie prześwity dawały odrobinę światła.Kain dojrzała w lewym rogu łoże i tam skierowała swe kroki.Przystaneła z lewej strony łoża,przygladając się mężczyźnie,który na nim leżał.Wygląd i postura wskazywały nas około 40 lat,ale choroba bardzo go wyniszczyła.Skórę miał poszarzałą,a twarz umęczoną.Męższyzna powoli otworzył oczy,po czym skierował na Kain przytępiony wzrok.
- Usiąć obok mnie..-mówiąc to wyciągnoł do niej dłoń
Kain ujeła jego dłoń siadając na skraju łóżka.
- Czy mogę ci jakoś ulżyć w cierpieniu mój przyjacielu? -zapytała z troską w głosie
- Nie Kain...tym razem nic nie możesz dla mnie zrobić. -odpowiedział słabo
Na te słowa dziewczyna posmutniała.
- Kain...-dotknoł jej twarzy- na każdego kiedyś przychodzi taki czas,czas kiedy musi odejść...
Czarnowłosa podniosła wzrok i uśmiechneła się smutno.
- Wiem o tym Graldusie...tylko nie mogę się z tym pogodzić...-ściszyła ton głosu- Mam taką moc,a nie mogę jej użyć...
Mag odwzajemnił uśmiech,a zaraz po tym rzekł.
- Chciałbym cię o coś prosić -przerwał na chwilę by zebrać siły- kiedy już odejdę...przekaż Iris całą prawdę...
- Ale...nie wiem czy ona jest gotowa -przerwała mu
- Proszę cię,to moja ostatnia wola -zmrużył oczy- tyle chciałbym ją jeszcze nauczyć,tyle pokazać,ale mój pobyt na tym świecie się już kończy...tak bardzo ją pokochałem choć nie była moją córką...-mężczyzna wzioł dłoń Kain i włożył w nią jakiś przedmiot zawinięty w szmatkę,po czym zacisnoł jej ręke- oddaj jej to kiedy nadejdzie ten dzień...
Dziewczyna tylko skineła głową,ucałowała przyjaciela w ręke i wyszła z pokoju.
*****
Szum wiatru,deszcz i błotnista droga,takie atrakcje czekały naszych bohaterów przez resztę dnia.Wcale nie uśmiechała im się podróż w taka pogodę,ale nie mogli już zwlekać.Kain szła jako pierwsza,uważajac na rozległe kałuże i śliskie kamienie,zaraz za nią Dart wraz z Iris maszerowali w milczeniu.Czarnowłosa spogladając na rozbijające się przed nią krople o ziemie,popadła w zamyślenie.Zastanawiała się co ją jeszcze spotka w trakcie tej podróży,ilu jeszcze przyjaciół straci...tak bardzo chciała pomuc Graldusowi,ale na śmierć nie ma lekarstwa,wiedziała o tym aż za dobrze.Jej rozmyslania przerwał krzyk Iris.
- Nie zniosę ani chwili dłużej tej pogody -krzycząc,wymachiwała rękoma jakby chciała odgonić od siebie rój os
- Takie są uroki podróżowania -odrzekł ironicznie Dart,mijając ją
Dziewczyna spojrzała na niego ze złością,chciała go popchnąć,ale nawet nie zdążyła podejść,gdyż elf sam pośliznoł się na kamieniu i wylądował w błocie.Słysząc za sobą śmiech Iris podniusł się z mieszanymi uczuciami na twarzy do pozycji siedzącej.Spróbował wstać,ale ponownie wyladował na klęczkach,pogrążając się w błotnistej mazi.Po chwili zauważył,że ktoś przed nim stoi i podniusł wzrok.Czarnowłosa uśmiechneła się szeroko podpierając się rękoma po bokach,po chwili wyciągneła rękę w stronę Darta i pomogła mu wstać.Kain przyglądała się im z daleka z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Chodźcie -zawołała- miasto juś niedaleko,tam odpoczniemy.
- Z kąd pani Kain o tym wie? -zapytała z nieskrywaną ciekawością
- Dużo podróżowałam,a te okolice dla mnie znane są...-odpowiedziała
Tak jak przewidziała Kain,za lasem znajdowało się nieduże miasteczko o wdzięcznej nazwie Loreth.Gdy do niego dotarli deszcz przestał padać,a wiatr zelzał.Przemoczeni i zziębnięci udali się do najbliższej karczmy.Wszyscy troje staneli przed dużymi drzwiami,okutymi żelazną ramą.Nad nimi wisiał szyld,w którym wyrzeźbione były litery.
- "Wilczy kieł" -przeczytała na głos- coś nie bardzo podoba mi się ta nazwa...
- Nie marudź -odpowiedział elf- chyba najważniejsze by było gdzie spać i co zjeść -mówiąc to pchnoł drzwi
Od razu uderzyła ich fala ciepła zmieszana z zapachem jadła i piwa.Bez wachania weszli do środka.Kain od razu skierowała swe kroki w stronę karczmarza,kiedy przechodziła przez izbę,poczuła na sobie wzrok wiekszości przebywajacych tu osób,jednak nie zwróciła na to większej uwagi.
- Przepraszam...-zwróciła się do karczmarza,który wycierał właśnie jeden z kufli słysząc jednak wołanie Kain oderwał sie od pracy
Był to człowiek średnieo wzrostu o dość przeciętnym wyglądzie.Czarne włosy miał zaczesane do tyłu,a pod nosem krył się lekko zawinięty wąsik.Spojrzał na Kain bystrymi oczami,po czym zapytał:
- W czym mogę służyć?
- Chciała bym prosić o trzy pokoje z pojedyńczymi łóżkami -płynnie i ze stoickim spokojem odpowiedziała na jego pytanie
Jedyną reakcją karczmarza było uniesienie jednej brwi i ruszenie w stronę szawki z kluczami zawieszonej na ścianie.Po chwili mężczyzna wrócił z odpowiednimi kluczami,ale zanim wręczył je Kain,rzekł pochylając się bardziej w jej stronę.
- Widze,że państwo nie tutejsi -zlustrował ją szybko wzrokiem- cóż,dam pani jedną radę -zniżył ton głosu do szeptu- prosze nie wybierać się do miasta,gdy się ściemni,kiedy tylko zapada noc po ulicach kręcą się tu różni bandyci i tym podobne szuje...-po czym wręczył jej klucze- trzy ostatnie pokoje na piętrze,po prawej stronie.
Trójka przyjaciół bez dłuższej zwłoki udała się do swoich pokoji...ale jednak nie wszyscy usłuchali przestrogi karczmarza.
Drzwi od jednego z pokoji uchyliły się lekko,zza powstałej szpary wyjrzało zielone oko.Po krótkim renosansie,stwierdzając,że nie ma w pobliżu żadnego zagrożenia,powoli zza drzwi wysuneła się drobna postać.Niezauważona czmychneła pod drzwi znajdujące się obok i cicho zapukała.Słysząc słowa "kto tam" otworzyła je wchodząc do środka i jednocześnie zamykając je za sobą.
- Iris?Co ty...-zapytał zdziwiony elf,jednak dziewczyna przerwała mu w pół zdania
- Chciałam cię zapytać czy...-zatrzymała się spoglądając na elfa
W tym momęcie rudowłosy miał na sobie tylko spodnie i właśnie sięgał po ciemną koszulę,leżącą na krześle.Jego wilgotne włosy swobodnie opadały na dobrze zbudowaną klatkę piersiową,jednak dziewczynę bardziej zaintrygował czerwony kamień który wisiał na jego szyji.
- Więc?-zapytał lekko poirytowanym tonem elf,zakładajac koszulę
Dziewczyna speszona,odwróciła wzrok błądząc nim po pokoju i zaczeła trochę niepewnie:
- Tak sobie pomyślałam...-mówiąc,podeszła do niego trochę bliżej- może zechciałbyś mi potowarzyszyć w zwiedzaniu miasta?-złożyła ręce jakby w geście modlitwy
- Odpada -odrzekł chłodno zapinając ostatnie guziki- niedługo się ściemni,a ja nie mam ochoty natknąć się przypadkiem na jakiś ziezimieszków,którzy nie mieli leprzych zajęć,niż napadanie na niewinnych ludzi -mówiąc ostatnie zdanie związał swoje długie włosy czarną tasiemką w kucyk
- Oh...Dart proszę -nalegała- mamy jeszcze dużo czasu,a ja nie mam ochoty spędzić reszty dnia siedząc i nudząc się w pokoju.
- Dlaczego nie pójdziesz sama?-mówiąc to odwrócił się do niej plecami i ruszył w stronę okna
Czarnowłosa założyła ręce na krzyż lustrując elfa wzrokiem,po chwilowym namyśle wpadł jej pewien pomysł do głowy."Nie chcesz iśc ze mną po dobroci,to zmuszę cie siłą"pomyślała podchodząc do niego od tyłu i łapiąc za kucyk.
- No nie bądź taki -szarpneła lekko i pociągneła go za sobą
- Ej co ty robisz!?-próbował się bronić,ale bezskutecznie,Iris trzymała mocno- To boli...
*****
W tafli kałuży odbijało się niebo,które nabrało różowo-pomarańczowego koloru,kiedy słońce leniwie chyliło się na zachód.Dwoje młodych ludzi spacerowało po brukowanej ulicy,a dźwięk ich kroków odbijał się głucho od ścian budynków.
- Nie sądzisz,że powinniśmy już wracać?-spytał elf maszerując z założonymi rękoma za głową
- Jest jeszcze wcześnie -na te słowa mina mu zrzędła- pozatym...-spojrzała na niego tajemniczo,zblizając się bardziej w jego stronę- czy mógłbyś pokazać mi kamień,który nosisz na szyji?
Dart popatrzał na nią pytająco.
- A po co chcesz go zobaczyć?-zapytał podejrzliwie
- Ej,nie chcę ci go zabrać młotku,chcę go tylko obejrzeć,jasne?-powiedziała podpierając się ręką z boku
Z wieklą niechęcią elf rozpioł koszulę pod szyją wyciągajac kamień,który lekko zalśnił czerwonym blaskiem.Dziewczyna wzieła go do ręki i zaczeła się mu przyglądać.Nie wiedziała jednak,że im również ktoś się przyglada z ukrycia.
- To będzie proste -na jej twarzy pokazał się złowieszczy uśmieszek- nie uważasz Silk?
- Ta,zawsze tak mówisz,ale jak dotąd niczego nie udało ci się ukraść bezemnie -odpowiedział jej dziecięcy głos
Z ciemnej uliczki wyłonił się koto podobny stworek o platynowo-szarej,krótkiej sierści.Uszy były nienaturalnie długie jak na zwierzę z rasy kotowatych.Na czole miał nieduży róg,a w złotych oczach odbijały się ostatnie promienie słońca.Zwierzątko podeszło do dziewczyny i jednym zgrabnym ruchem wskoczyło jej na ramie.
- Silk...-dziewczyna przygryzła dolną wargę i zrobiła psie oczka- ty we mnie nie wierzysz?
- Nie -odpowiedziało krótko zwierzątko
- W takim razie zaraz uwierzysz,ino -powiedziała pewna siebie,przeczesując bląd włosy
- Więc?-zapytał elf przerywając ciągnącą się w nieskończoność ciszę
Iris skierowała na chwilę na niego swój wzrok,po czym znów zaczeła przyglądać się kamieniowi.
- Szczerze mówiąc,to nie mam pojęcia co to jest...-oznajmiła obracajac raz po raz klejnot- choć wydawało mi się,że gdzieś go już widziałam...
Przez ułamek sekundy ostatnie promienie słońca dotkneły tafli klejnotu.Iris miała wrażenie,że coś jakby je pochłaniało i po chwili kamień zaczoł palić się od środka.Czarnowłosa otworzyła szerzej oczy,widząc czarny płomień wewnątrz kamienia,ale równie szybko puściła go jak oparzona.
- Coś się stało?-zapytał zdziwiony jej zachowaniem Dart
Czarodziejka spojrzała tylko na niego zmieszanym wzrokiem i odpowiedziała wymijająco:
- Nie...nic...chyba powinniśmy już wracać...-ukradkiem pomasowała oparzoną rękę i właśnie chciała ruszyć w stronę karczmy,ale poczuła silne uderzenie w bok,które wyprowadziło ją z równowagi,powodując upadek na ziemię.
- Ej ty!-krzykneła dziewczyna o bląd włosach- Powinnaś uważać jak łazisz,ino!-wkazała palcem w stronę Iris
- Przecierz to ty na mnie wpadłaś ropucho!-wrzasneła na nią podnosząc się z ziemi
Nagle nieznajoma zwineła się z bólu łapiąc za brzuch.
-....Auć....moje żebra,chyba coś sobie zrobiłam...
- Poczekaj pomogę ci -mówiąc to elf wyciagnoł do nieznajomej rękę
Dziewczyna skierowała na niego swoje duże brazowe oczy.Przez chwilę ich spojrzenie się spotkało.Bląd włosa poczuła,że na jej twarzy pojawił się palący rumieniec,kiedy podawała rękę elfowi.Dart podciągnoł ją do pozycji stojącej,dziewczyna wydała mu się bardzo lekka.
- W porzadku?-zapytał przyglądajac się jej
Nieznajoma była niższa od niego o pół głowy.Z tyłu głowy miała wysoko upięte włosy sięgajace do ramion,z przodu natomiast,jej szczupłą twarz okalały z obu stron pasma jasnych włosów,przykrywajacych lekko oczy.Miała na sobie dość obcisłą,zieloną bluzkę z rękawami na trzyczwarte,odkrywającą brzuch i uwydatniającą wszystkie kształty.Na ramionach miała srebrne naramienniki,a na nadgarstkach matalowe bransolety.Długie zgrabne nogi zakrywały czarne,obcisłe spodnie za kolana,na których miała założone krótkie i szerokie spodenki z czerwonymi obramowaniami u spodu nogawek.Miała również skórzane,sznurowane buty sięgajace poza kostkę.Po chwili Dart zoriętował się również,że dziewczyna jest uzbrojona w dwa sztylety,które krzyżowały się z tyłu przy pasie.
- Dziękuję -mrugneła do niego zalotnie- nic mi nie będzie...no to ja już sobie pójdę -odrzekła po czym ruszyła żwawo w stronę,z której przyszła
- Dziwna jakaś...-zkwitowała ją Iris
Jednak po chwili zorietowała się,że czegoś jej brakuje,odruchowo pomacała rękami pas.
- Nie ma...-staneła jak wryta- ukradła mi sakiewkę!
Bląd włosa szła sobie niczego nieświdoma sprawdzając wagę sakiewki.
- Hm..ciężka -uśmiechneła się szyderczo do siebie
Po chwili usłyszała czyjś krzyk z oddali.
- Stój!
Dziewczyna widząc biegnącą w jej stronę Iris wzieła nogi za pas.
- Cholera -przekleła w myślach- nie spodziewałam się,że tak szybko sie zoriętuje -pomyślała spoglądając raz po raz za siebie
Iris jednak nie dawała za wygraną.
- Powiedziałam stój!
- Ani mi się śni!-odkrzykneła jej bląd włosa przyspieszając
- Ach tak?-pomyśłała Iris- Więc pożałujesz tego -dziewczyna zaczeła wypowiadać zaklęcie na skutek czego wokół jej dłoni pojawił sie polot czerwonych płomieni
- Iris -dobiegł ja głos z tyłu- Chyba nie będziesz używać magii w środku miasta!?-krzyknoł Dart dobiegając do niej
- A jak mam ją zatrzymać mądralo!?
Dart zastanowił się przez dłuższą chwilę i jedyną odpowiedzią jaką usłyszała dziewczyna było:
- Musimy ją gonić...
Biegli już dłuższy czas mijając kolejne uliczki,ale nadal nie mogli dogonić dziewczyny.Nawet nie spostrzegli sie kiedy mineli granicę miasta i znaleźli się w lesie.
- Czy oni kiedyś zrezygnują?-myślała bląd włosa spogladając przez ramie za siebie- cholera mają jakieś niespożyte siły czy co?
Elf biegł już trochę z tyłu za Iris łapiąc ciężko powietrze,za to dziewczyna nie poddawała się wciąż trzymając taki sam dystans między nią a bląd włosą.Złodziejka obejrzała się po raz kolejny i to był błąd.Potykając się o wystający korzeń upadła,turlając się jeszcze kawałek po ziemi.Gdy już się zatrzymała poczuła,że ma przystawione do szyji ostrze.Spojrzała w górę i ujrzała nad sobą ciężko dyszącą Iris.
- A teraz...oddawaj sakiewkę...albo...poczujesz...mój..gniew!-mówiła z wrednym uśmiechem łapiąc powietrze w płuca
Złodziejka widząc minę Iris bez namysłu wyciagneła przed siebie dłonie trzymając własność czarodziejki,gdy ta tylko zabrała sakiewkę blad włosa zwineła się w geście obronnym.
- Wstawaj -rzekła do niej stanowczo,w tym samym momencie doszedł do nich Dart
- Co z nia zrobimy?
- Jak to "co"?Zaprowadzimy tą złodziejkę na komendę,tam będzą wiedzieli co z nią zrobić -po czym pchneła ją lekko przed siebie- Ruszaj...-po chwili dodała- i bez żadnych sztuczek.
Szli dłuższy czas,słońce schowało się za horyzontem zostawiając tylko pomarańczowy powidok na niebie.Las wyglądał z każdą chwilą coraz straszniej.
- Wydaje mi się...że już tędy szliśmy,ino -odezwała się bląd włosa
- Sieć cicho -wrzasneła na nią poirytowana Iris- to wszystko twoja wina!Przez ciebie się zgubiliśmy!
- To nie trzeba było za mną biec!-odgryzła się
Ich kłutnię przerwał Dart,zatrzymując się niespodziewanie.W ich stronę pełzła czarna mgła pochłaniająca resztki światła.Nawet nie zdążyli się spostrzedz kiedy stali w niej już po kolana.Trójkę postaci nagle ogarnoł paraliżujący strach,w całym lesie zapadła ciemność,nie było słychać nawet najmniejszego dźwięku.Mgła zaczeła nabierać kształtów i formować się w coś co wyglądem przypominało czworonożną marę ze skrzydłami.Czarny obłok spojżał na nich pustymi oczami,otworzył swoją paszczę i wydał z gardła tak przeraźliwie świszczący dźwięk,że bohaterom aż włosy się zjerzyły.
- C-co to jest?-zapytała bliska rozpaczy bląd włosa
- Nie mam pojęcia...-odpowiedział elf,kątem oka dojrzał jednak coś co jeszcze bardziej go zmartwiło- Iris?
Dziewczyna stała bez ruchu,wygladało na to,że nawet nie oddycha.Jej tważ nie miała najmniejszego wyrazu,a oczy pustą czernią spoglądały na stworzenie przed nimi.
*****
Drewniana podłoga zbita z desek zaskrzypiała cicho kiedy Kain staneła przed drzwiami do pokoju Iris.Zapukała cicho i gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi,zapukała jeszcze raz.Stała przez dłuższą chwilę nasłuchując,,odpowiedziała jej tylko cisza.Szarpneła za klamkę,drzwi były otwarte w pokoju jednak nie zastała nikogo.Z niepokojem sprawdziła jeszcze pokuj Darta,tam również nikogo nie zastała.W pośpiechu zabrała tylko swój płaszcz i zbiegła na dół po schodach.Karczmarz jak zwylke stał przy barze i wycierał świeżo umyte kufle.Kain od razu skierowała swoje kroki w jego stronę z pytaniem czy nie widzał dwójki młodych ludzi,którzy przybyli tu z nią.Karczmarz owszem widział ich kierujących się w stronę centrum miasta,ale było to dobre bite trzy godziny temu.Czarnowłosa tylko podziękowała i szybkim krokiem opuściła karczmę.Od razu poczuła na sobie chłód.Zakładając kaptur na głowie zastanawiała się,gdzie mogą oni teraz być,trzy godziny to sporo czasu w najgorszym przypadku mogli nawet opuścić miasto.Kain odtrąciła tą myśl,nigdy nie darowała by sobie gdyby tej dwójce coś się stało.Mijając kolejną ciemną uliczkę przyspieszyła kroku,w prawdzie nie wiedziała gdzie dokładnie ma ich szukać,miała tylko nadzieję,że natknie się na nich gdy będą wracać.
Właśnie miała wejść w kolejną uliczkę,kiedy ktoś zastąpił jej drogę.Mina mężczyzny wcale nie wskazywała by chciał ją przepuścić.Jego tważ była poorana bliznami,nosił się ubrany na czarno,a w jego ręku błyszczał jakiś metalowy przedmiot.Czarnowłosa chciała się wycofać,ale z tyłu za nią pojawiło się dwóch innych mężczyzn.Po chwili do tego pierwszego podeszło kolejnych dwóch i kobieta zdała sobie sprawę,że jest w potrzasku.
- Co my tu mamy?-odezwał się człowiek z bliznami na twarzy,najwidoczniej przywódca bandy- ptaszyna w potrzasku -podszedł bliżej w stronę Kain- może się zabawimy?
Na twarzy czarnowłosej wymalowało się obrzydzenie.
- Wybacz,ale paskudztwo takie jak ty nie jest w moim guście -odpowiedziała chłodno
- Może zaśpiewasz inaczej kiedy zimna stal dotknie twojego gardła -mówiąc to podszedł do niej jeszcze bliżej,to samo uczyniła również reszta bandy
- Widzę,że panowie nie mają manier -odezwał się nieznajomy głos- jeśli panowie szukają kobiety na noc,trzeba było udać się do jakiegoś burdelu,a nie zaczepiać nieznajome na ulicy...
Z końca uliczki po stronie gdzie stało dwoje mężczyzn wyłoniła się jakaś postać.Słabe oświetlenie nie dawało zbyt dużej możliwości na przyjrzenie się nieznajomemu.Jedyne co można było dostrzec to to,że był średniego wzrostu i nie wyglądał zbyt groźnie.
- Ty chyba nie wiesz do kogo mówisz gnojku! -warknoł mężczyzna stojący najbliżej chłopaka
- Ach tak?Dla mnie jesteście tylko bandą podrzędnych złodziejaszków -sprowokował go
Mężczyzna z wściekłością rzucił się na młodego.Przez ułamek sekundy było widać błysk i bandyta padł jak długi z pionowym przecięciem przez klatkę piersiową.
- Zabić gnojka! -warknoł przywódca
Kolejny bandyta rzucił się na niego z nożem,wymierzając cios w serce,chłopak jednak ominoł go bez problemu.Złapał go za nadgarstek,drugą ręką natomiast udeżył bandziora w łokieć w taki sposób,że ręka złamała się w drugą stronę.Kość przebiła skórę,a z świerzo otwartej rany trysneła krew.Chłopak dokończył dzieła silnym kopnięciem w kark wbijając tym samym tważ przeciwnika w pobliską ścianę.Pozostali dwaj bandyci rzucili się równocześnie na młodego,ale i z nimi chłopak nie miał najmniejszych problemów.Szybki i niski unik pozwolił mu na kontratak,dzięki któremu jednego z napastników przebił na wylot,drugiego natomiast odrzucił w stronę przywódcy już bez głowy.Dopiero teraz Kain zauważyła,że na przedramieniach chłopaka znajdują się metalowe bransolety sięgające poza nadgarstki.W tej chwili wystawały z każdej po trzy ostrza skierowane ku dołowi.Na pooranej twarzy bandyty pokazał się strach.Mężczyzna widząc poległych współbraci w pośpiechu zaczoł uciekać.Nieznajomy nie dał mu jednak uciec daleko,bo już po chwili w plecach bandziora tkwiło jedno z ostrzy jego pobratemców.
- Widzę,że pani nie tutejsza -odezwał się nagle nieznajomy- o tej godzinie nie wychodzi się z domu bez broni...
- Nie prosiłam o pomoc,ani radę -odpowiedziała chłodno
- Cóż -młody schował broń- następnym razem będę o tym pamiętał -mówiąc to przeszedł koło niej chowając ręce do kieszeni- Obserwowałem ich już od dłuższego czasu...-powiedział nie odwracając się do niej- zasłużyli sobie na taką śmierć...
- Moim zdaniem w tej chwili nie byłeś leprzy od nich...-odrzekła zimno
- Czyżby?-zaśmiał się- Po nich nikt nie będzie płakać,a po tych,którzy stracili życie z ich ręki napewno -nagle posmutniał- Ich żywot był taki krótki,a mieli oni przecież marzenia,jakieś idee do spełnienia...
- Samozwańczy pogromca zła?
- Może to pani nazwać jak chce,ale lepiej niszczyć zło w zalążku,niż później zmagać się z całą armią...-odwrócił się i właśnie miał zamiar odejść,ale spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
Ich spojrzenia spotkały się.Kain w półmroku dojrzała,że chłopak ma intensywnie błękitne oczy,wydawały się jej bardzo znajome.
- Wie pani ja też mam jedno marzenie,chciałbym spotkać choć jedną żyjącą osobę z czasów Wielkiej wojny...
Kain nagle otworzyła szerzej oczy.Przez chwilę oboje milczeli,jednak nieznajomy przerwał ciszę,która zdawała się trwać wiecznie.
- Wybacz...gadam od rzeczy -odwrócił się i zaczoł iść swoją drogą- niepotrzebnie panią zagaduję,a przecież szukała pani kogoś...
W tej chwili Kain zdała sobie sprawę z tego,że całkiem zapomniała o Darcie i Iris
- Czekaj!-zawołała do niego,chłopak od razu się zatrzymał- Znam taką osobę...-podbiegła do niego
- Naprawdę?-niedowierzał
- Uwierz mi,mogę cię do niej zaprowadzić,ale musisz mi pomuc...szukałam dwójki moich przyjaciół -przerwała by nabrać powietrza- mogą być teraz w śmiertelnym niebezpieczeństwie...
- Zgoda -powiedział bez namysłu- tylko gdzie ich szukać?
- Karczmarz mówił,że widział ich jak zmierzali w stroną centrum miasta...