Eeee Tant smaku narobił,a tu nic nie ma....kiedy dalsza część?
A może jeszcze pisze, żeby zrobić na nas czytelnikach lepsze wrażenie.
Stwierdziłem, że potrzymam was wszystkiech w niepewności. Poza tym strasznie nie chciało mi się pisać w tamtym tygodniu. Dzisiaj go tak od ręki strzeliłem, tak jak poprzedniego. Nieco dłuższy wyszedł znowu. Miłego czytania.
Rozdział CzwartyPrzyjaciele siedzieli w milczeniu na przeciwko siebie. Ren ciągle walczył z myślami i co chwilę zmieniał pozycję na fotelu, a Dunkan zrezygnowany oparł czoło na dłoniach i wpatrywał się w podłogę. Trzej kadeci też wyglądali na przejętych. Również milczeli, sporadycznie wymieniając krótkie uwagi lub patrząc na nową dwójkę. Raijin zasnął na swoim fotelu, a Fujin stała prawie w bezruchu z założonymi za plecami rękami, spoglądając na członków załogi swym chłodnym wzrokiem. Seifer siedział z założoną nogą na nodze z nudy pukając palcem w obicie siedzenia. W myślach przyjaciół malowały się najczarniejsze myśli. 'Nikt nam nie wierzy, że straciliśmy przytomność' pomyślał Ren, chcąc sobie wszystko jeszcze raz poukładać 'Do tego ten czubek chce nas wysłać do prawdziwej walki, w której możemy zginąć. A jak nas tam zobaczy instruktor Tilmett, to nas albo wyrzucą, albo zabiją na miejscu. Nie jest dobrze'. Ren uśmiechnął się nerwowo i spojrzał ponownie na bladego jak ściana Dunkana. Ręce mu ciągle drżały. Wygląda jakby ciągle nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Ren z resztą też nie mógł.
- Dunkan - przerwał milczenie - Jak myślisz? Co to mogło być?
- Co? - zapytał chłopak unosząc głowę.
- Ten sen. Ta... - zastanowił się jakiego słowa użyć - wizja, którą wtedy mieliśmy
- Może to jakiś proroczy sen? - odpowiedział po zastanowieniu blondyn - Czytałem gdzieś o tym... może mamy jakieś zdolności parapsychiczne?
Ren się uśmiechnął i oparł o siedzenie. Pozostali trzej studenci zaczęli rozmawiać o swoich sprawach.
- Ale czemu nie widzieliśmy w takim razie naszej przyszłości? - odpowiedział Ren z uśmiechem - Tylko jakiegoś rozczulonego frajera?
- Może dlatego, że my już nie mamy przyszłości - powiedział Dunkan uśmiechając się szerzej.
Roześmiali się obaj, ale po zastanowieniu doszli do wniosku, że to wcale nie jest śmieszne. Przestali się śmiać prawie w tym samym momencie i znów zamilkli. Po chwili Fujin spojrzała na swój zegarek i powiedziała coś do Seifera. Ten jej odpowiedział, po czym wstał i stanął przed wiszącym u sklepienia ekranem z logo Balamb. Dziewczyna podeszła do śpiącego Raijina i, próbując go obudzić, zaczęła go szturchać w ramię. Ten nie zareagował w wyraźny sposób. Fujin wymierzyła mu po chwili solidnego kopniaka w nogę, który osiągnął w końcu zamierzony efekt. Mężczyzna jęknął i wskoczył niemal do pozycji siedzącej, łapiąc się za piszczel. Spojrzał na nią z wyrzutem, jakby miał coś odpowiedzieć, ale po chwili zrezygnował i ustawił się po lewej stronie kapitana zespołu. Fujin uruchomiła pulpit, na którym pojawiła się mapa miasta Deling.
- Za pół godziny będziemy na miejscu, więc najwyższy czas wyjaśnić wam cel misji - zaczął mówić Seifer.
Wszyscy spojrzeli w jego stronę. Plansza nad jego głową zmieniła się, przedstawiając teraz widok pałacu prezydenckiego i niewielką fotografię uśmiechniętego prezydenta Carawaya w rogu ekranu.
- Kilka dni temu skończyły się wybory prezydenckie w Galbadii.- kontynuował dowódca - Jako kontrkandydata będącego wtedy prezydentem George'a Carawaya, opozycja nowo powstałego rządu wyznaczyła Artura Scoot'a, zagorzałego patriotę i despotę... takiego jak niedawny dyktator Deling. Wybory wygrał Caraway dużą przewagą głosów, ale zagrażające miastu organizacje terrorystyczne zapowiedziały, że nie zaakceptują go jako prezydenta Galbadii, i że jeżeli nie odwoła się z tego stanowiska dobrowolnie, to grozi mu śmierć.
Ekran znów pokazał mapę miasta, w którym na niebiesko został zaznaczony spory budynek w centrum. Seifer jeszcze raz spojrzał po słuchających go studentach. Odwrócił się do monitora i pokazał palcem na niebieski kwadracik.
- Dzisiaj odbędzie się oficjalne przedłużenie kadencji Carawaya. Wygłosi on orędzie do narodu z balkonu tego budynku. Będzie on wtedy oczywiście najbardziej narażony na atak zamachowców.
W górze ekranu pojawiły się cztery czerwone kwadraciki, nazwane po kolei A, B, C i D. Seifer wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę. Wyprostował ją i zaczął czytać, a czerwone punkty na ekranie ilustrowały jego słowa.
- Drużyny A1, A2, A3 i A4, pod dowództwem oficerów Rudolf, Xu, Errin i King, zajmą się patrolowanie północnej części miasta obejmującą Hotel Galbadia i dzielnice industrialne. Drużyny B1, B2, B3 i B4, pod dowództwem oficerów Claus, Trepe, Almasy, Kawasaki, zajmą się ochroną samego pałacu prezydenckiego i prezydenta Carawaya. Drużyny C1, C2 pod dowództwem oficerów oficerów Larhson i Jellis zajmą się infiltracją rozciągającej się pod miastem sieci kanałów. Drużyny C3 i C4 pod dowództwem oficerów Dincht i Orison udadzą się z wizytą do Ogrodu Galbadia, jako emisariusze. Akcje drużyn D1, D2, D3 i D4, pod dowództwem oficerów McNash, Zebedin, Sayki i Tilmett są znane wyłącznie dyrektorowi i organom nadzorującym przebieg akcji
Seifer odetchnął i pośpiesznie schował kartkę do kieszeni.
- My jesteśmy drużyną B3 i naszym zadaniem jest ochrona samego prezydenta - powiedział zakładając rękę na rękę - Jego życie będzie w naszych rękach. Za chwilę wylądujemy na plaży i zostaniemy przetransportowani do miasta za pomocą zabranych półciężarówek. Walki na terenie miasta mogą się nasilić, wiec bądźcie czujni. Mimo, że sytuacja w mieście może wyglądać różnie, kraj ten jest w środku wojny domowej. Jeżeli ktoś będzie do was strzelał, to waszym obowiązkiem jest go zabić, zrozumiano?
- Tak jest, sir! - odpowiedzieli wszyscy studenci oprócz Rena i Dunkana, którzy jedynie pośpiesznie zasalutowali i powiedzieli ostatnie sylaby odezwy.
- No tak - powiedział Seifer spoglądając na chłopaków - wasza dwójka będzie nam w tym pomagać. Któryś z moich przyjaciół się wami zaopiekuję.
Raijin spojrzał powoli na srebrnowłosą i noga zaczęła go boleć od samego jej nienawistnego spojrzenia.
- No nie, no dobra - powiedział w końcu odwracając wzrok ku dwójce chłopaków - Ja się nimi zajmę, co nie? Nie mam innego wyjścia, no nie?
Ren i Dunkan wymienili spojrzenia pełne zmieszania i strachu. 'Mamy szczęście w nieszczęściu' pomyślał Ren 'Jakby dowodziła nami ta baba, to by było makabrycznie'.
- Tak więc Raijin od teraz jest waszym dowódcą - powiedział poważnym tonem Seifer - Macie się słuchać jego rozkazów, bo inaczej zostawimy was w środku miasta i sami se będziecie wracać do Ogrodu. Zrozumiano?
- Tak jest, sir! - odrzekli koledzy słabymi głosami.
Seifer znów się uśmiechnął złowieszczo. Kiwnął na Raijina, a ten udał się na tył łodzi i zaczął się wspinać na drabinkę prowadzącą do wieżyczki. Otworzył właz i po chwili zniknął, zaś Seifer powiedział jeszcze:
- To wszystko. Przygotować się do lądowania.
Dowódca usiadł. Trójka przyszłych SeeDów wyglądała na podnieconych myślą sprawdzenia swoich umiejętności w boju. Ren i Dunkan byli przerażeni, ale nie tym, że pewnie będą musieli walczyć z terrorystami i narażać własne życie za prezydenta obcego im kraju. Przeraziło ich to, że przyjdzie im współpracować z Quistis Trepe, która w nich na pewno rozpozna studentów Selphie. Jeszcze raz spojrzeli po sobie i jeszcze raz sprawdzili broń i sprzęty. Ren przetarł i przeładował swój gunblade, zaś Dunkan montował swój topór do specjalnej torby na plecach. W tym momencie odezwał się jeden ze studentów:
- Sir?
- Co? - odpowiedział krótko Seifer
- Mówił pan, że drużyny C3 i C4 wysłane zostały do Ogrodu Galbadia - odpowiedział nieśmiało czarnowłosy kadet - Po co oni tam jadą?
- To nie jest ani twoja, ani moja sprawa - odpowiedział opierając głowę o oparcie fotela- nie jestem SeeD'em, więc nie wiem.
Pytający i jego dwaj koledzy wyglądali na zaskoczonych tą wiadomością. 'To przecież jasne, że nie jest SeeD'em' pomyślał Ren ' Przecież nie ma munduru chociażby'. Pod pokładem panowało milczenie, do póki właz z tyłu nie otworzył się z głuchym piskiem. Po chwili zszedł Raijin i zakomunikował:
- Chyba zaraz będziemy, co nie? Widać już plażę.
Seifer i trzej kadeci wstali. Ren i Dunkan poczynili to samo i wszyscy udali się no przód łodzi, która zaczęła zwalniać. Po chwili zatrzymała się i gwałtownie uniosła dziobem do góry, co oznaczać mogło tylko to, że własnie wylądowali na plaży. Wrota dziobowe się otworzyły i wszyscy wyszli na brzeg. Silny, słony wiatr wiał im w plecy, kiedy wsiadali do podstawionych już samochodów. Przyjaciele nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, że 'spali' przez całą noc. Teraz zaczynało świtać. Kilka pozostałych łodzi dopływało do plaży, cała jej szerokość zasypana była niewielkimi grupkami ludzi. Chłopcy nie chcąc, by ich ktoś zobaczył, czym prędzej wsiedli do samochodu i zamknęli za sobą tylne drzwi furgonetki. Na szczęście w okolicy nie było instruktor Selphie. Przez kilkanaście minut podróży dalej panowała niepokojąca cisza. Raijin, w towarzystwie Fujin, prowadził samochód, ale i tak w kabinie było dość ciasno, z dwoma nieprzewidzianymi członkami załogi. Tym razem Dunkan, spróbował przerwać milczenie. Wydawało się, że myśl, którą wypowiedział nękała go przez dłuższy czas.
- Sir? - zapytał ciągle drżącym tonem - Czy to prawda, że dyrektor zorganizował tą ofensywę dla zemsty?
Wszyscy spojrzeli na niego. Chłopak zdał sobie sprawę, że to nie był najlepszy pomysł, żeby zapytać się o coś takiego. Seifer patrzył na niego przez chwilę, po czym odwrócił wzrok i znów zapadła dłuższa cisza.
- Tak - odpowiedział krótko Seifer po pewnym czasie.
Resztę drogi spędzili w kłopotliwym milczeniu. W końcu furgonetka zatrzymała się, a z zewnątrz dobiegały ich głosy innych dowódców i zwykłych ludzi. Seifer otworzył drzwi i wszyscy wyszli na zewnątrz. Zatrzymali się za bramą pałacu prezydenckiego - ładnego, zbudowanego w nowoczesnym stylu budynku, z szeroko rozbudowanymi skrzydłami i kilkoma piętrami wysokości. Dowódcy drużyn zaczęli prowadzić swoich podopiecznych do budynku. Cały kompleks otoczony był przez wysokie na kilka metrów mury i szereg drzew i żywopłotów. Za bramą widać było całkiem pokaźny, jak na tą porę dnia, tłum gapiów, patrzący przez kraty na wysiadających żołnierzy. Słychać było różne hasła krzyczane przeciw SeeD'om. Po chwili Ren i Dunkan zatrzymali się przy drzwiach frontowych pałacu, ciągle patrząc na ludzi w bramie.
- Po jakiej stronie nie byliby mieszkańcy miasta - powiedział kobiecy głos za ich plecami - to i tak są przeciw naszemu udziałowi w tej walce.
Instruktor Trepe poprawiła okulary i spojrzała jeszcze raz na dwójkę młodzieńców.