no coments?... Whatever...
Ostatni rozdział, ktory napisalem to... XVI.
Spoko. Już niedaleko koniec.
P.S
Chyba, że napiszę coś jeszcze bo skończyłem w takim momencie, że na zakończenie się nie nadaje...
Rozdział XIII
Rok 2589, Garmant, 13 lutego
Osiem miesięcy później warownia była odbudowana. Na polach pracowało wielu wieśniaków, w murach warowni żyło wielu mieszczan, kupców. Warownia dopracowała się nawet maga oraz wielkiej świątyni. W zamku mieszkali Daler, Yune, Larens, Farlos, kilka osób z szlachty oraz oficerowie żołnierz warowni. Była też specjalna komnata dla króla Sana. Drogi należące do warowni były świetnie ochraniane a na okolicznych ziemiach nie występowały ani potwory ani złodzieje. Daler, Larens, Yune i Farlos nie mając nic do roboty większość dnia przesiadywali w karczmie. Co jakiś czas zdarzały się pokazowe walki między Larensem i Dalerem, zabawy na „spiral” oraz pokazy strzeleckie Yune. Pośród szlachty zrodziły się jakieś plotki krążące wokół Yune i Dalera. Podobno Yune spotyka się z Farlosem. Oczywiście wierzyła w to tylko niedoinformowana szlachta, nie wiedząca o tym, że Farlos to wujek Yune. Przez kilka dni Larens naśmiewał się z Yune, że zakochała się we własnym wujku (dostał przez to w zęby od Dalera).
- Kapitanie Daler! – Do gabinetu Dalera wbiegł żołnierz z wyjątkowo przestraszoną miną
- Słucham. – Odpowiedział Daler. Od razu wiedział, że coś jest nie tak.
- Lady Yune. Ona…
- Mów żołnierzu! – Daler był coraz bardziej zdenerwowany.
- Kilka minut temu przed bramą warowni stanął pewien bogato ubrany szlachcic. Wszedł na dziedziniec i zobaczył Lady Yune. Podszedł do niej, a ona uśmiechnęła się i poszła za nim. W chwili, gdy Lady Yune szła z szlachcicem, z tawerny wyszedł Farlos. Pan Farlos powiedział, że wie kto to był i że mam po pana przyjść. Macie się spotkać przed bramą warowni.
- Dziękuję żołnierzu. Jak wrócę przypomnij mi, żebym dał ci nagrodę.
Daler wziął swój miecz i wybiegł z pokoju. Miał na sobie ubranie J-Soldier złożone z zbroi ze skóry smoka i jednym, żelaznym naramiennikiem na prawym ramieniu, rękawice, z tego samego materiału, spodnie dżinsowe i buty. Przez korpus przechodziły dwa skórzane pasy przez które J-Soldier wkładali miecz.
Chłopak wybiegł z zamku. Kilka metrów przed nim biegł Larens.
Wiesz co się stało? – Zapytał Daler w myślach Larensa.
Nie. Biegam dla zdrowia. Jasne, że wiem.
Chłopacy zrównali się i wciągu dziesięciu sekund przebiegli przez cały dziedziniec. Za murem stał Farlos w lekkiej zbroi. Pił właśnie napój przyspieszający.
- Jesteśmy. Kto to był? – Zapytał Daler Farlosa, zanim wyhamował.
- Sepr. Przyszedł a Yune poszła za nim. Muszę cię zmartwić. Poszła z własnej woli. Nie zostało rzucone żadne zaklęcie.
- Pieprzysz. To nie możliwe. Ona przecież nie chciała wyjść za niego.
Farlos wzruszył ramionami. Wszyscy pobiegli w kierunku w którym poszli Sepr i Yune.
Ktoś umrze. To co będziesz musiał zrobić będzie boleć bardziej niż myślisz.
Nie. To nie może być prawda. Przecież my się kochaliśmy. Dlaczego ona za nim poszła?
Cisza.
Odpowiedz do cholery!
Znów cisza. Daler wściekł się nie na żarty. W oddali na trakcie widać było już Sepra i Yune w towarzystwie kilku zbrojnych rycerzy.
Sepr i Yune trzymali się za ręce i Yune co jakiś czas dawała mu całusa w policzek.
Trójka bohaterów dobiegła do grupy zbrojnych rycerzy i w ciągu kilku sekund wybili wszystkich. Sepr patrzył na to z obojętnością a Yune uśmiechała się.
Gdy wszyscy rycerze padli Yune i Sepr zaczęli klaskać.
- Piękne przedstawienie. – Powiedział Sepr.
- Co tu się dzieje!? – Zapytał Daler, który był już tak wściekły, że powoli demoniczna część jego duszy brała górę. Jeżeli demoniczna część duszy przejmie kontrolę to Daler staje się tak potężny, że nikt ani nic nie jest w stanie go powstrzymać. Niestety po wyjściu z tego transu jest bardzo, bardzo osłabiony. No i nie ma kontroli nad sobą przez co jest niebezpieczny nawet dla osób bliskich.
- Chodzi o nią? Jak widać chyba jej się podobam. Ona lubi mieć dużo mocy. Ja jej to zapewniam. Ty nie.
- To prawda. – Powiedziała Yune. – On jest taki słodki. – Pocałowała go – Dlaczego miałabym być z tobą? Ty nic nie mogłeś mi dać. W dodatku zniknąłeś dwa lata temu. To samo zdarzy się i tym razem.
Chłopak nic nie odpowiedział.
- A teraz – powiedział Sepr. – Czas się zabawić, prawda Yune?
- Prawda.
Dziewczyna wyciągnęła pistolety i strzeliła do Larensa. Chłopak dostał prosto w serce. Spojrzał na ranę, później na Yune.
- Dlaczego?
- Bo cię nie lubię.
Larens upadł na ziemię. Daler podbiegł do kolegi, lecz ten już nie żył. Kula przebiła płuco i zatrzymała się w nim. Była naładowana magią. Daler nie wytrzymał. Z głowy wyrosły mu dwa rogi, zęby stały się ostre jak brzytwa. Farlos spojrzał na przyjaciela i odbiegł kilkaset metrów od chłopaka, ukrywając się w krzakach.
Sepr patrzył na Dalera. Jego wzrok wskazywał na to, że nie do końca tego się spodziewał. Natomiast Yune odsunęła się trochę do tyłu.
Daler w ułamek sekundy pojawił się za plecami Sepra i wbił mu miecz w kręgosłup z taką siłą, że ciało chłopaka przedzieliło się na połowy. Góra poleciała dobre sześćset metrów w las, a dolna część dalej stała. Daler-demon kopnął dolną część a ta poleciała za horyzont. Demon odwrócił się w stronę Yune. Ona klęczała i płakała. Płakała ze strachu i z powodu śmierci Sepra. Demon patrzył na nią z obojętną miną. Podszedł do niej. Yune nagle wstała i rzuciła w niego otwartą butelką z wodą. Po chwili Dalera zaczęła piec cała skóra. To była woda święcona. Zabójcza dla demona. Daler złapał się za głowę i próbował ukryć demona w duszy, tak głęboko by przejąć kontrolę nad ciałem i zneutralizować moc tej wody. Po chwili udało mu się. Miał kilka oparzeń na twarzy i rękach, lecz żył.
Spojrzał na Yune, teraz kulącą się ze strachu. Daler popatrzył na ziemię wokół niej. Nigdzie nie dostrzegł pistoletów. Chłopak wyciągnął miecz i zaczął odchodzić. Nie zamierzał zaatakować pierwszy. Yune szybko wstała, wycelowała pistolety w Dalera i wcisnęła spust. Chłopak odskoczył i w ciągu sekundy dobiegł do dziewczyny i zniszczył oba pistolety jednym cięciem.
Czy ona zasługuje na życie? Zabiła Larensa, zdradziła cię i była gotowa zabić ciebie. Czy ona zasługuje, żeby żyć dalej?
Nie. Lecz nie zabiję jej. Niech żyje jako zdrajczyni. I lepiej żebym już jej nigdy nie spotkał. Miałeś rację. To naprawdę boli. Boli bardziej niż wszystkie rany.
To prawda. Zabiłeś Sepra. Chcesz mieć pozwolenie na zostanie tutaj?
Nie. Nic mnie tu nie trzyma. Ktoś dostanie moją warownie. Ktoś pewnie ją przygarnie. Nie chcę tu zostać.
Dobrze, lecz musisz dostać jakąś nagrodę.
Dobrze. Nie pozwól jej umrzeć przedwcześnie.
Dlaczego nadal się o nią troszczysz?
Nie odpowiedział. Szedł w stronę Farlosa. Mężczyzna wyszedł zza krzaków. Wymienili kilka słów i poszli w stronę warowni, zostawiając ją na szlaku.
Kilka godzin później Daler razem z Farlosem stanęli przed królem Sanem i powiadamiając go o ostatnich wydarzeniach.
- Rozumiem. Bardzo mi przykro. Więc nic cię tu już nie trzyma. Odejdziesz od nas, lecz ktoś musi się zająć warownią. Kto to ma być?
- Chciałbym, żeby to był Farlos, lecz to on musi podjąć wybór. Zgadzasz się Farlos?
- Tak.
- No to postanowione. Jeżeli się da to pochowajcie godnie Lee i Larensa. Ciało Larensa jest w naszym starym dormitorium. Odejdę jutro rano. Miałem się szkolić, lecz bez chłopaków nic z tego nie będzie. Mieliśmy nauczyć się walki grupowej. Ech...
- A co z Yune?
- Róbcie co uważacie za słuszne. Nie dajcie jej umrzeć. Jeżeli chcecie, żeby z wami została niech tak będzie to nie moja sprawa. Ostatnią noc spędzę w warowni. Farlos. Przygotuj się do objęcia stanowiska kapitana. Żegnaj San. Ty też Farlos. Pewnie się więcej nie zobaczymy.
- Żegnaj Daler. – Odpowiedział San.
Rozdział XIV
Rok 2015, Triloja, 17 czerwca
Daler pojawił się w swoim pokoju. Sam. Nie miał już przyjaciół. Znów był szesnastolatkiem. Musiał powiedzieć dyrektorce. Ale nie chciał teraz.
Wiem, że to co cię spotkało jest smutne.
Zaskoczony Daler rozejrzał się. W pokoju nikogo nie było. Położył się na wznak na łóżku.
Słuchasz mnie?
To ty!? Przecież ty nie istniejesz na Triloji. Ty istniejesz tylko na Garmant. Co ty tutaj robisz?
Ja istnieję we wszystkich światach. Chcesz porozmawiać o tym co ostatnio było? Rozmowa jest dobrym wyjściem po trudnych przejściach.
Nie wiem. Nie mam już przyjaciół, straciłem dziewczynę, którą kochałem. Nie mam już żadnego celu w życiu. Będę teraz bezmyślnie wykonywał rozkazy. Nie da się nic zrobić, żeby Lee i Larens znowu żyli?
Nie.
Nie da się cofnąć czasu?
Nie.
A nie mógłbyś zrobić cokolwiek, żeby mi humor poprawić?
Mógłbym.
To zrób coś!
W głowie Dalera rozbłysło kilka różnych miejsc. Zobaczył przed oczami piękną polanę, całą zarośniętą różnymi kwiatami. Zobaczył wielkie miasto, zbudowane na morzu, każda droga była mostem. Budynki były na morzu. Pod nimi była tylko woda. Zobaczył piękną dziewczynę, zrywającą z polany kwiaty. Zobaczył ludzi ubranych podobnie jak on. Też z dziwnymi oczami. Zobaczył osoby bardzo podobne do Lee i Larensa.
Po wykonaniu mojej misji mógłbyś tam zamieszkać. Widzisz, że to jest piękny świat.
Tak. Ale co to za zadanie?
Musisz pomóc tym ludziom, których widziałeś. Tym J-Soldier. Oni mają zniszczyć pewien budynek, który wysysa z planety moc. Tak jak twoja obecność. Moc, która zostaje pobrana z planety zostaje użyta do zbudowania i zasilenia wielkiej broni. Twoja obecność na szczęście jest o wiele mniejsza niż ta, która zostaje pobierana przez maszynę.
Gdzie się pojawię?
Kilka metrów od miasta. W twoim umyśle jest już mapa miasta jakbyś tam mieszkał. Gdy się tam pojawisz będziesz miał dwadzieścia trzy lata. Tyle ile ma reszta J-Soldier.
Dobrze. Wykonam to zadanie. A później pomyślimy o zapłacie. Co to za świat?
Salyo.
Rozdział XV
Rok 105, Salyo, 11 maja
Daler pojawił się w lesie mieszanym. Widział między drzewami kolorową polanę. Tą, którą widział w Triloji. Obok niego płyną strumyk. Ptaki śpiewały głośno pośród koron drzew. Gdzieś stukał o korę drzewa dzięcioł.
Daler przejrzał się w wodzie strumienia. Zobaczył dwudziesto trzy letniego chłopaka, beż wyprysków, o bladej cerze, białych włosach, piwnych oczach, lekko świecących się na zielono. Nie miał na twarzy żadnej szramy. Po rogach demona tez nic nie zostało. Kły zniknęły a na ich miejsce pojawiły się normalne, białe zęby.
Chłopak poszedł w stronę polany. Coś mu mówiło, że to jest dobry kierunek. Gdy Daler wszedł na polanę, słońce oślepiło go na kilka sekund. Był sam środek południa. Słońce grzało, wiatr wiał lekko. Kwiaty dawały cudowne zapachy. Wielu rodzajów Daler nie znał. Były tam białe jak śnieg kwiaty, z czerwonymi liśćmi. Kwiaty z niebieskimi łodygami i zielonym kwiatem. Były też inne rodzaje, które zachowywały się jak żywe istoty. Jeden z kwiatów, w pewnym momencie, zaczął się wyginać w przeciwną stronę niż wiał wiatr, lub zjadał pszczoły latające nad nim.
Daler poszedł na wschód i zobaczył wielkie miasto, zbudowane z mostów. Chłopak patrzył na miasto z wysokości około dwustu metrów, więc widział to co znajdowało się nawet na końcu miasta. Widział budynki, zbudowane na wodzie, widział stadion zbudowany na samym końcu miasta, widział też budynki użytku publicznego. Na przedmieściu znajdowało się kilka domów jednorodzinnych. Najbliżej polany znajdował się kolorowy domek, otoczony ładnym drewnianym murkiem. Miasto było w większości zbudowane z dziwnego, czarnego metalu, domki zaś zbudowane były zaś z drewna. Na przedmieściach było bardzo spokojnie. W mieście natomiast widać było różnego typu zabawy, harce, gry.
Daler zaczął schodzić z górki, na której była polana. Ludzie przechadzali się po przedmieściu. Chłopak nigdzie nie zobaczył roli uprawnych, hodowli bydła ani niczego co mogło zapewnić pożywienie tak wielkiemu miastu.
Gdy chłopak zszedł z pagórka, skierował się do miasta. Kilka metrów po prawej od niego była ścieżka i schody z polany. Daler zaklął w duchu.
Mogłem się rozejrzeć – pomyślał.
Do miasta prowadziła kręta droga z żwiru. Po drodze spacerowali różni ludzie, którzy widząc go starali się omijać jego wzroku.
Czy ci ludzie się mnie boją?
W pewnym sensie. Ludzie zawsze boją się tego czego nie rozumieją. Dlatego właśnie boją się ciebie. Mutanta.
... Dobra. A tak przy okazji. Jak ty się nazywasz?
... Zamzer. Tak przynajmniej nazywają mnie ludzie, którzy kiedykolwiek ze mną rozmawiali.
Dobra, Zamzer.
Daler przeszedł przez główny most miasta. Nigdzie nie jechał żaden pojazd. Coś w głowie chłopaka kazało mu iść do budynku, znajdującego się kilka metrów na prawo od wejścia do miasta. Na budynku znajdował się znak przedstawiający ciemno-niebieskiego smoka w locie. Pod znakiem był napis: „Siedziba J-Soldier”.
Chłopak wszedł do budynku przez automatyczne drzwi. Pierwsze pomieszczenie, było po prostu poczekalnią. Na ziemi leżał czerwony dywan z znakiem J-Soldier. Po prawej stronie od drzwi stało kilka sof i foteli. Po lewej stronie było coś w rodzaju recepcji.
Co muszę zrobić?
Podejdź do recepcji. Bab… Pani, która tam siedzi powinna cię wpuścić, ponieważ pomyśli, że jesteś jednym z tutejszych J-Soldier. Naprawdę zadziwia mnie ludzka głupota.
Daler podszedł do recepcji. Siedząca po drogiej stronie kobieta popatrzyła na niego mrużąc zielone oczy. Była mniej więcej w wieku pięćdziesięciu lat. Dużo zmarszczek, zadarty nos, okulary i… moherowy beret.
- hm... Nie poznaję cię, ale wyglądasz na J-Soldier. Możesz wejść.
- Dziękuję.
Obok recepcji otworzyły się automatyczne drzwi. Daler wszedł przez nie. Drzwi szybko się za nim zamknęły. Chłopak znalazł się na korytarzu, prowadzącym do wielkiej sali, w której stało kilka dużych stołów z jedzeniem. Przy kilku stołach siedzieli luźno porozstawiani J-Soldier. Każdy z nich miał białe włosy, i błyszczące na zielono oczy. Niektórzy mieli włosy przemalowane na niebiesko i czerwono. Chłopak poszedł dalej. Jeden z J-Soldier, barczysty i wysoki mężczyzna w wieku trzydziestu lat podszedł do niego. Miał niebieskie włosy. Widać było, że farbowane. Pośród niebieskich włosów, tu i ówdzie widać było siwe włosy.
- Nowy? – zapytał barczysty J-Soldier. Miał gruby głos.
- Tak jakby.
- Powinieneś iść do dowództwa. Wiesz gdzie to jest?
- Nie.
- Chodź za mną. Zaprowadzę cię.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
Barczysty mężczyzna poszedł na lewo. Były tam kolejne automatyczne drzwi. Gdy tylko podeszli, drzwi otworzyły się. Podczas drogi do dowództwa, Daler i Skarl (bo tak miał na imię barczysty J-Soldier.) rozmawiali. Pytali się jak się nazywa jego rozmówca, skąd pochodzi, ile razy był poza tym światem, ilu zabił wrogów i o przygodach. Gdy Daler opowiedział o tej ostatniej przygodzie, Skarl powiedział, że jest mu przykro z powodu straty Dalera, a chłopak wzruszył ramionami.
W końcu doszli do gabinetu dowództwa.
- Ja tam nie wejdę. – oznajmił Skarl.
- Dlaczego?
- Bo mi jakąś misję znowu dadzą. Dopiero co skończyłem ostatnią. Nie mam zamiaru znów iść gdzieś do lasu i ukatrupić kolejnego wielkiego stwora.
- Rozumiem. Ja jestem nowy. Raczej mi nie dadzą żadnej misji, co?
- Nie.
- DALER LANGBROIS. MOŻESZ WEJŚĆ. – zza drzwi gabinetu doszedł do Dalera i Skarla głos.
- Na pewno jesteś nowy?
- Tak.
- To skąd mają twoje nazwisko?
- Nie mam pojęcia.
Daler wszedł do gabinetu. Gabinet dowództwa to był duży okrągły pokój z czterema wielkimi oknami z widokiem na morze. Pod oknem stał wielki stół. Przy nim siedziało czworo ludzi. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Wszyscy w podeszłym wieku.
- Witaj Daler. – odezwał się łysy mężczyzna siedzący jako ostatni po stronie mężczyzn.
- Witajcie. Skąd wiecie jak się nazywam?
- Mamy swoje źródła.
- Mógłbym wiedzieć jakie?
- Nie musisz posiadać takiej wiedzy. Możesz uważać się za pełnoprawnego członka tutejszych J-Soldier.
- Dziękuję. Jak mi wiadomo, jest pewna misja… Chodzi o zniszczenie pewnej maszyny, która wysysa energię planety. Jeżeli jest to możliwe, to chciałbym wziąć w niej udział.
- Oczywiście. Znamy twoje umiejętności. Szczególnie te, które są związane z walką mieczem. Misja rozpoczyna się za tydzień. Masz dużo czasu na przygotowania. – tym razem odezwała się kobieta siedząca praktycznie na środku. Rzuciła mu kartę magnetyczną. – Klucz od twojego pokoju.
- SKARL. MOŻESZ WEJŚĆ. –To powiedział mężczyzna siedzący jako drugi po stronie mężczyzn.
Skarl wszedł do sali.
- Słucham?
- Oprowadź Dalera po budynku. Pokaż mu gdzie jego pokój.
- Już się robi. Daler. Chodź za mną.
Mężczyźni wyszli z sali dowództwa. Skręcili w prawo i po chwili doszli do pokoju Dalera.
- Aby na pewno jesteś nowy?
- Tak. A co? Nie wierzysz mi?
- Wierzę, lecz do tego pokoju praktycznie nikt nie wchodził. Należał kiedyś do kogoś ważnego. Dowództwo nikomu by go nie dało ot tak.
- Możliwe. Lecz dali mi ten pokój i nic nie poradzisz.
- Spokojnie… Ale wpuścisz mnie, nie?
- Jasne. Właź. – i mówiąc to Daler włożył kartę magnetyczną do otworu. Drzwi automatycznie się otworzyły. Chłopacy weszli.
Pokój był przestronnym pomieszczeniem, z kominkiem, dużym łóżkiem, dużym, półokrągłym oknem z widokiem na polanę i przedmieście, jakiś dywan przed kominkiem, fotel, telewizor i kilka obrazów przedstawiających wojny i zwycięstwa. Inne obrazy przedstawiał dziwną grę, która odbywa się na stadionie. Gra ta odbywała się w olbrzymiej, latającej kuli z dziwnej cieczy, podobnej do wody, lecz pozwalającej graczom oddychać w niej. Gra przypominała piłkę ręczną (Daler był w niej najlepszy z szkoły), lecz miała trochę zmodyfikowane zasady. Piłkę można było kopnąć, nie było pola, w którym mógł się tylko bramkarz poruszać oraz nie istniało takie coś jak faul. Prawdę mówiąc ta gra nie miała żadnych zasad. Trzeba tylko strzelać w bramkę wroga i nie dać sobie trafić gola.
Później spytam się czy będę mógł w to pograć. Wydaje się całkiem fajne. – pomyślał Daler.
W tym pokoju nie było nic specjalnego.
Cholera! Zapomniałem rzeczy...
Masz duże szczęście, że tu jestem. Później ci wrzucę do szafek twoje ubrania.
Mógłbyś teraz wysłać mi jakieś inne ubranie? To jest dość niewygodne do spaceru po mieście.
Dobra.
W szafie obok łóżka widać było błękitną bluzę.
Dzięki.
Nie ma sprawy.
Skarl przeszedł się po pokoju.
- … zawsze myślałem, że skoro ten pokój jest taki specjalny będzie lepszy od mojego, s tu się okazuje, że różni się tylko widokiem przez okno. U mnie widać stadion.
- Czyli wszystko jest w porządku.
- Tak. Mam cię oprowadzić po budynku?
- Nie dzięki. Idę do miasta.
- W przenośni?
- Chyba... Nie spotkałem się jeszcze z próbą morderstwa, ale lepiej uważać.
- Heh. Dobra będę uważać. Na razie.
- Na razie.
Skarl wyszedł z pokoju. Drzwi automatycznie się za nim zamknęły. Daler ubrał się w ciuchy leżące w szafie.
Reszta twoich ubrań będzie później.
Dzięki.
Daler wyszedł z pokoju i budynku. Na zewnątrz była piękna pogoda. Słońce świeciło wysoko na niebie, nie było ani jednej chmury. Chłopak chciał przejść się na stadion, lecz już z daleka widać było dużą liczbę osób, którzy znów patrzyliby na niego z wyrazem obrzydzenia na twarzy. Daler poszedł na przedmieścia. Teraz, gdy chłopak nie miał munduru, ludzi stali się jakby bardziej rozmowni. Nie spuszczali głów, z pobożną miną. Witali się skinieniem głowy, czasem nawet zamienili kilka słów z Dalerem.
Dziwne... Nie powinni być tak rozmowni. W końcu pozbyłem się tylko munduru. Włosy zostały.
Daler szedł żwirową ścieżką w stronę pagórka. Po kilku minutach chłopak wchodził już na pagórek. Tym razem wchodził po schodach. Kwiaty cudownie pachniały, lecz tym razem na polanie był ktoś jeszcze. Daler nie był sam. Ktoś zbierał kwiaty. Osoba ta to dziewczyna, z długimi aż do pasa, brązowymi włosami. Dziewczyna była odwrócona do Dalera plecami, więc nie widział jej twarzy.
Nie będę przeszkadzał.
Jak chcesz.
Czy ty będziesz mnie śledził przez całe życie?
Jak nie będziesz chciał to cię zostawię. Na przykład jak będziesz chciał chędożyć.
Dzięki.
Daler usiadł przy końcu pagórka. Pod nim był kilkosekundowy lot w dół i złamana noga. Chłopak patrzył na przedmieście i miasto, które pięknie odbijało się na wodzie. Daler odpoczywał, starając się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach.
Chciałbym, żeby to się nigdy nie wydarzyło. Ale mam szansę rozpocząć tu drugie życie.
Chłopak usłyszał jak dziewczyna zbierająca kwiaty nuci jakąś skoczną melodię. Gdy chłopak słuchał tej melodii poprawił mu się humor. Była tak skoczna, że chciało się zatańczyć.
A może jednak do niej podejdziesz?
Co próbujesz mnie wrobić?
Jeszcze nigdy nie widziałem miny zaskoczonej dziewczyny.
Daler uśmiechnął się.
Pomyśl. Ona i tak się zdziwi jak mnie zobaczy. Po co mam do niej podchodzić, skoro to spotkanie jest już nieuniknione?
Racja. Poczekam.
Godzinę później, na pagórek weszło czterech mężczyzn. Każdy z nich był uzbrojony w pałkę elektryczną. Mieli na sobie szarawe, obdarte uniformy. Nic specjalnego. Mężczyźni podeszli do dziewczyny. Daler dalej siedział, lecz słyszał co się dzieje za jego plecami.
- Witaj dziewczynko. – powiedział jeden z bandy. Miał wyjątkowo nieprzyjemny głos. – Dziewczyna sama? Bez żadnej ochrony? To trochę niebezpieczne. Może cię odprowadzić?
- Nie, dzięki. Sama dojdę. – powiedziała dziewczyna. Daler pomyślał, że mogła być wokalistką, lub czymś w tym stylu bo głos miała ładny.
- Nalegam – głos jednego z oprychów stał się natarczywy.
- Ej! Puszczaj!
- Cicho bądź!
Daler odwrócił się i podszedł do grupy oprychów.
- Pani grzecznie prosiła, żebyście ją puścili. Radzę posłuchać.
- A ty co, "kurczaczek"? Będziesz nam kazania prawił.
- Nie. Ale nauczkę wam mogę dać.
- Na niego chłopaki!
- Na to właśnie czekałem.
Jeden z oprychów zamachnął się pałką na Dalera. Chłopak odskoczył, kopiąc w twarz, zataczającego się mężczyznę. Oprych wypuścił z rąk pałkę, zachwiał się i legł na ziemię nieprzytomny. Dwóch pozostałych otoczyło chłopaka. W tym samym czasie zamachnęli się na niego. Daler odsunął się szybko w bok. Wynik tego uderzenia, był taki, że obaj mężczyźni, walnęli się z pałek w głowy i padli na ziemię. Dziewczyna klęczała wystraszona na uboczu. Chłopak podszedł do niej.
- Nic ci nie jest?
- N… Nie – spojrzała na niego. Miała twarz zalaną łzami. Głos miała roztrzęsiony.
- To dobrze. Lepiej idź do domu. Może być więcej takich ludzi.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Nikogo nie ma w domu w tej chwili. Moja matka wyszła. Ja postanowiłam wyjść nazbierać kwiaty.
- W takim razie jest problem. Mogę cię wziąć do mnie.
- Nie wiem.
- Wybór należy do ciebie. Nie musisz. Do niczego cię nie zmuszam, lecz to byłby dobry wybór. Nie mogę cię zostawić tutaj.
- Dobrze, pójdę.
- Jak się nazywasz? – Daler pomógł dziewczynie wstać.
- Ivy.
Daler i Ivy poszli do pokoju chłopaka, w ciszy. Nie mieli o czym rozmawiać. W pokoju Daler otworzył okno. Wiatr zawiał lekko.
Ivy siedziała na łóżku, patrząc na ziemię. Prawa ręka ściskała przedramię prawego. Daler podszedł do dziewczyny.
- Coś ci się stało?
- Chyba nie. – odpowiedziała, bez przekonania.
Daler odciągnął dłoń dziewczyny, od przedramienia. Na ręce była mała rana. Z niej sączyła się lekko krew.
- Zalmah. – Daler wypowiedział uleczające słowo. Rana Ivy od razu zniknęła.
- Widzisz? To nic takiego.
- Dziękuję. – Ivy uśmiechnęła się.
- Już, zdrowa?
- Tak. Nic mi nie jest.
- Trzeba było od razu powiedzieć.
- Już wiem. Po prostu, to była mała ranka, nie sądziłam, że możesz coś na to poradzić.
Od strony drzwi dobiegło do ich uszu pukanie.
- To ja, Skarl! Otwórz! No chyba, że akurat chędożysz.
- Nie, nie chędożę. Drzwi otwarte. Zaprogramowałem, że na ciebie się otwierają. Nie wykorzystuj tego zbyt często.
- Jasne. – odpowiedział mężczyzna, wchodząc przez drzwi. Zatrzymał się w progu. – Kto to?
- Ivy. Ivy, to jest Skarl. Skarl, poznaj Ivy. Spotkałem ją na pagórku, przed miastem. Kilku mężczyzn ją próbowało... próbowali się zabawić. Niestety ja się napatoczyłem, co skończyło się powaleniem ich. Powinni się już obudzić... Tak przynajmniej myślę.
- Jasne. Hej, Ivy, czy my się skądś nie znamy?
- Raczej nie kojarzę.
Skarl nie odpowiedział. Podszedł do okna. Oparł się o ścianę i zaczął rozmawiać z Dalerem i Ivy. Po kilku minutach, nie mieli już nic do gadania, więc cała trójka poszła na stadion. Tam chwilę pograli w grę zwaną SpikeBall. Ivy była w tej grze całkiem niezła, jako obrońca, Skarl, nie potrafił w to grać, więc stał na bramce, co dało dobry efekt, dzięki jego wzrostowi i budowie. Daler grał na ataku. Do ich drużyny doszło jeszcze kilka osób. Wygrali trzy na cztery mecze.
Po zabawie, słońce sięgało już horyzontu. Skarl, poszedł do siedziby J-Soldier, mówiąc coś, że jutro będzie trzeba wcześnie wstać, a Daler odprowadził Ivy do jej domu. Dziewczyna mieszkała w tym domku, najbliżej polany. Ładny, kolorowy domek, średnich rozmiarów. Chłopak doprowadził ją, tylko do furtki. Ivy weszła do domu. Daler popatrzył jeszcze za nią, i już miał zacząć iść w kierunku miasta, gdy usłyszał krzyk Ivy. Natychmiast pobiegł do drzwi. Otworzył je koniakiem i wpadł do salonu. Po prawej były schody. Wbiegł po nich. Jedne drzwi były otwarte. Daler podbiegł do nich i usłyszał:
- Teraz nie ma przy tobie żadnego chłopaka, który by cię uratował.
- Gdzie moja matka!?
- Siedzi związana, w salonie. Spokojnie. Jeżeli nie będziesz krzyczeć, i oddasz się nam spokojnie, to nic jej nie będzie.
Nie padła żadna odpowiedź. Daler wszedł po cichu do pokoju. Akcja była całkiem… miła dla oka. Ivy miała na sobie tylko bieliznę.
Niezłe ciało.
Pod ścianą obok drzwi, leżały pałki. Chłopak wziął jedną i rąbnął najbliższego mężczyznę w tył głowy. Wszyscy obrócili się w stronę Dalera. Ivy była w trakcie ściągania stanika, zamarła w trakcie ruchu. Gwałciciele pobladli. Nie mieli broni. Ivy zrobiła się czerwona jak burak, lecz stanik odpadł od jej ciała. Daler kontem oka spojrzał na nią. Gwizdnął i uśmiechnął się. Po tym doskoczył jednym susem do wrogów i zaczął ich tłuc. Kilka sekund później wszyscy leżeli za oknem. Słychać było jak pojękują. Okno zostało niestety rozbite. Ivy ubierała się, a Daler wyszedł na ten moment z pokoju. Wiedział, że dostanie od niej w twarz.
Gdy Ivy wyszła z pokoju, stało się to, czego Daler się spodziewał. Dostał płaskiego w twarz. Zaraz po tym, Ivy podziękowała chłopakowi. Poszli razem do salonu. Tam na kanapie siedziała kobieta, związana długim, grubym sznurem. Matka Ivy była nieprzytomna. Chłopak rozwiązał ją i ocucił. Wyjaśnił kilka rzeczy, które działy się podczas jej omdlenia. Zapewnił, że już nikt nie będzie ich niepokoić, ponieważ narzucił na budynek zaklęcie broniące to miejsce, od osób, chcących sprawić mieszkańcowi krzywdę. Kobiety podziękowały. Daler poszedł do siedziby J-Soldier. W sali jadalnej, trwała właśnie bijatyka. Pijani J-Soldier bili się na pięści. Chłopak poszedł do swojego pokoju. Przed drzwiami czekał na niego Skarl.
- Co jest?
- Jutro wcześnie wstajemy. Wszyscy J-Soldier wyruszają na misję. Chciałem się pożegnać. Zostaliśmy przydzielenie do innych grup. Jutro o siódmej jest odprawa. Wtedy wszystko wyjaśnią.
- Dzięki. Dobranoc.
- Dobranoc.
Uuuuups... Za duzo wklejiłem