Tego posta zacząłem pisać z dwóch powodów. Pierwszy, to zbyt dużo Toola w pracy – ta muzyka zawsze skłaniała mnie do refleksji… Drugi, to całkiem świeży post Gipsiego, który dał mi do myślenia. Od razu też przepraszam za brak ładu i składu, ale to będą luźne myśli przelewane na klawiaturę…heh, pierwszy raz piszę coś, co później zapiszę w pendrive i być może jutro pójdę to wrzucić na forum. To stąd polskie znaki, których ostatnio w moich wypowiedziach brakuje. Pisanie z kawiarenek to dzisiaj straszna hu***nia. Zero spokoju, zero prywatności. No i te doj*bane rybki, które niedawno właściciel zakupił. Tylko mnie rozpraszają;> Dodatkowo gwar wielojęzycznej gawiedzi. Czegóż to ja jeszcze nie słyszałem…tylko dzisiaj rosyjski, polski, angielski (rozwrzeszczany bachor, któremu coś nie szło w jakiegoś FPPa). Na dodatek przyszło mi siedzieć obok podekscytowanej, dwutonowej Angielki. Nie – ja nie mam nic przeciwko ludziom otyłym. Byleby tylko myli się regularnie…Poza tym ciągłe lukanie na czas, czy aby przypadkiem nie trzeba by kończyć. W domku zupełnie inaczej – Guiness w szkle, z głośników dobiega kojący głos Elizabeth Fraser z Cocteau Twins…matulo L.P. Head Over Heels mógłbym chyba słuchać wiecznie…w skrócie - Święty Spokój. Można pisać.
Na początek – Gibson, brakowało mi takich przemyśleń na forum. Ciągle tylko zdawkowe bla bla. Fakt, że ten letarg trwa już całkiem długo – kiedyś, gdy nadrabiałem zaległości czytając wszystko od początku, kurczę…to było lepsze niż niejedna książka ;> Ileż to razy śmiałem się do rozpuku, ile to ciekawych rzeczy się dowiedziałem…zresztą, Ty też święty nie jesteś – kiedyś rżnąłeś na forum z szybkością karabinu maszynowego.
Co do WW, znikania, umierania – „wszystko przemija” kiedyś zasłyszałem. Także fascynacja forami internetowymi. Kogoś ciekawi co się dzieje z jakimś użytkownikiem? Są telefony. Takich „zniknięć” jak WW widziałem w przeszłości wiele – pokazuje to jak kruche są więzy internetowe. Może to właśnie dlatego jest taki boom na tego typu znajomości? Bo można bez problemu kompa wyłączyć, tudzież na sieć nie wchodzić…W rzeczywistości trzeba znaleźć wymówkę, a tak? Wystarczy się odłączyć. WW? Mógł dać znać, skoro kilka osób tak się z nim zżyło. Powodów mogło być tyle co gwiazd na niebie. Sam, choć stosunkowo od niedawna piszę cokolwiek, z kimkolwiek – gdy tylko odłączyłem się od netu, wspomniałem o tym. Wielu tak robiło. Pozwolę sobie zacytować zdanie pewnego człowieka, który był przesympatyczny i cholernie go lubiłem: „Poza tym netu nie mam aż do grudnia. Straszna hujnia”. No, mniej więcej tak to było (z pamięci cytuję) Za odgadnięcie kto to był, daję wałęsowe 100 milionów ;> Jeżeli ma się choć odrobinę szacunku do ludzi, z którymi się spędza czas (a choćby i na necie) to mimowolnie powinno się odezwać, nawet w tak wysublimowany sposób, jak osoba zacytowana powyżej.
Nie twierdzę, że wszystkie takie znajomości są o „kant dupy”, o nie. Ale takich jest – nie oszukujmy się – znacznie mniej. Sam, po wielu przeżyciach, nabrałem trochę dystansu…świadczy o tym na przykład fakt, iż konto zarejestrowałem po paru latach od odkrycia tej stronki, po paru latach zaczynania eksploracji sieci od wklepania adresu www. squarezone.pl (czy tam net, już nie pamiętam jak kiedyś się wpisywało).Dzięki temu na SZ przyjemnie się rozczarowałem :> (vide Musiol for example) Co prawda niewielu z Was miało mnie okazję poznać (i vice versa), ale gdy już z kimś nawiązałem kontakt, to okazywało się, że można poznać całkiem ciekawych ludzi (i cholernie zróżnicowanych). Z paroma z Was mam kontakt telefoniczny, z kilkoma wymieniłem adresy… okazuje się, że czasami warto. Po przegadanej niegdyś nocce z Bucem, stwierdziłem że wcale nie jest to człowiek bucowaty jak to wydaje się na pierwszy rzut oka, a wręcz przeciwnie. Marvell, jak się okazuje również potrafi być wygadany. Paweł okazuje się człowiekiem godnym zaufania, co na sieci jest rzadkością…wracając do Gipsiego, to jeden z pierwszych ludzi, który się do mnie odezwał na forum, heh…rozmawiając z nim ma się wrażenie, że to człowiek z którym można konie kraść (btw. Któreś z przykazań mówi by tego nie robić…) Polubiłem gościa na długo zanim pojawiłem się (aktywnie) na forum. To chyba ta jego fascynacja Japonią, granicząca z fiołem. Takie to sympatyczne wręcz. Do pana G. bożyszcza niewiast (i nie tylko) jeszcze powrócę.
Cocteau się skończył, wskoczyło APC – do przemyśleń też dobre…Czy era forów już przeminęła? Nie do końca – ciągle ktoś nowy zakłada konto, później eksploruje forum w poszukiwaniu przydatnych informacji…ale co się okazuje? Rzadko który napisze cokolwiek. Dlaczego? Może nie ma nic do powiedzenia? Może mu się nie chce? (Heciak - pozdrowionka) A może to wina systemu oświaty? Nie śmiejcie się, ale widziałem ludzi po ogólniakach, którzy mieli problemy z płynnym czytaniem/wysławianiem się. A może przyczyna rozkłada się równomiernie na wymienione i pominięte aspekty…Ktoś krzyknie – a starzy userzy? Czy oni powiedzieli wszystko co było do powiedzenia? Są na forum, przeglądają je – ale się nie udzielają. Może nie widzą już sensu, może nie czerpią z tego satysfakcji jak kiedyś, a może uważają, że są już na to za starzy…Nie wiem, sami ich zapytajcie. Ważne, że są. Może i oni puszczą taką „bombkę” jaką spuścił ostatnio Gipsi. Z tak samo zajebistą puentą (w USA jest East i West Coast, Korea jest Płn. I Płd. Gibson, sprecyzuj o jaką Ci chodzi hiehie…) Może też myślą, że nikt tego nie przeczyta? (oprócz Tanta, który ma oko na wszystko) Sam w tej chwili pomyślałem, że pewnie oprócz niego, nikt w całości mojego posta nie przeczyta. No i co z tego? Wali mnie to. Przelewam swoje przemyślenia. To nie jest konkurs zajebistości z nagrodami. Gdy Gipsi odchodził ze stanowiska newsmana, żalił się, że on pisze, stara się a i tak generalnie wszyscy mają to w dupie. Mylił się. Akurat przez główną stronę przelewa się masa ludzi, którzy w duchu są wdzięczni za ideę, która przyświecała powstaniu squarezone. Forum to inna bajka. Tu można sobie powiedzieć – a po co się starać? To przecież syzyfowa praca. Tak pewnie i jest, bo niejeden raz wychwytywałem odpowiedzi do jakichś postów, z których (odpowiedzi) aż jechało nieznajomością (w pełni) tematu, na który ktoś odpowiadał. Czy to jest wymówka by sobie odpuszczać? Nie.
Bajdełej – Gipsi, byłeś świetnym newsmanem.
Ludzie wstępują na ścieżkę SZ z różnorakich przyczyn. Skoro taka „lipa” to czemu ja wstąpiłem do redakcji? Na pewno nie dla poklasku. Na pewno nie dlatego, by w ten sposób się dowartościowywać, bądź pokazywać, że jest się zajebiście oryginalnym. Również nie dla profitów – bo swego czasu, to co robię tutaj, mogłem robić gdzie indziej, zgarniając za to kasę. Zamierzchła historia, ale stwierdziłem, że z pisania „od serca” z czasem zrobi się pisanie na zawołanie o wszystkim. Tego nie chciałem. Powód był banalny. Wstąpiłem, bo nie znalazłem u Was, ani nigdzie indziej, działu o mojej ukochanej grze. Oczywiście, mogłem to zacząć w innym serwisie, a wybrałem SZ, na którym „nic się nie dzieje”. Dlaczego? Na to pytanie zna odpowiedź człowiek, który mnie do redakcji rekrutował. Przede mną kubkowski chyba się dołączył i lawina ruszyła. Tant się nie wyrabia z tagowaniem artykułów, gubi je (nie zaprzeczysz;>)…cóż to chyba spadło jak grom z jasnego nieba. I to już coś. Nowe artykuły, częste newsy (momentami aż nazbyt, ale w końcu, nowy newsman dopiero się uczy). Ważne, że COŚ się dzieje. Gdyby tylko i forum ruszyło z kopyta. Kto wie – może kiedyś. Jeżeli nie – i tak tu będę siedział, i tak tu będę zanudzał. Nawet jeżeli wszyscy inni będą to mieli głęboko w dupie.
We łbie mam natłok różniastych myśli, z których na dziś pozostaje mi do przelania jedna i w tym momencie powrócę do punktu G. Przepraszam, pana G. To co mnie ruszyło w Twoim poście Gipsi, a co niewielu pewnie zauważyło, bo sprawa z pozoru błaha. Wbiła mi się w pamięć ta słynna pizza z Tesco, lol. Czytając to OD RAZU przypomniała mi się pewna osoba, która wyjechała z kraju jakiś miesiąc przede mną, w maju 2004. I bardzo podobny dylemat. Pomieszkała sobie rok, wróciła do kraju na studia i przez kolejny rok męczyła się z myślą o powrocie do U.K. Akurat w tym przypadku finał jest znany, wyjechała z PL ponownie, tym razem już na stałe. Po 1,5 roku zaczęła studia na Univeristy of Kent (tak to chyba się zwie, bo słabo pamiętam). Ty piszesz o pizzy, ona pisała ogólnie, o życiu, o mentalności ludzkiej TU i TAM. To, co kiedyś w kraju jej wystarczało, wystarczać przestało. Poznała smak innego życia i gdy tego zabrakło – zatęskniła. EMIGRACJA- to temat, rzeka, aż dziw że go jeszcze w KF nie ma. Ludzie wyjeżdżają z różnych powodów, najczęściej ekonomicznych. W moim przypadku akurat było trochę inaczej, ale nie chcę zanudzać, w skrócie dodam, że podłożem była raczej sytuacja polityczna i analiza na trzeźwo wszystkich ZA i PRZECIW. Co przeważyło, wiecie dobrze spoglądając na moje dane. Mówi się, że masa ludzi wraca…akurat to jest całkiem zgrabną propagandą. Mieszkam tu już trochę i co nieco widzę. Coraz więcej Polaków zaciąga kredyty na dom, no – to faktycznie oznacza, że mają zamiar wracać;> Poza tym – wiem z autopsji, po wielu rozmowach z przeróżnymi ludźmi. Wracają (z reguły) Ci, którym się nie powiodło, bądź też Ci, którzy nie potrafili się zasymilować z tutejszymi mieszkańcami (najczęściej z powodu kompletnej nieznajomości języka i kultury – dlatego jeden z moich znajomych wrócił i teraz rozpowiada jak w tej Anglii jest hujowo). Nie dotyczy to tych, którzy przyjeżdżają sezonowo, chociaż takich ludzi jest już coraz mniej – raczej wolą zostawać na dłużej mając w ręku dobrą pracę. Dzieje się tak dlatego, iż część tych, którzy planowali pobyt kilkuletni, zapuszczają korzenie na stałe (na przykład ja) – znam wiele takich przypadków, są to moi znajomi jeszcze z PL, bądź poznani już na wyspie.
Gipsi – szarość doskwiera? Znam to uczucie. I do niczego nie będę Cię namawiał. Pamiętaj tylko, że w U.K. też są uniwerki (jakby co) nie tylko w PL. A nauka w nich – to już inna para kaloszy, wbrew pozorom – jest dużo łatwiej niż w kraju nad Wisłą. Kurdę, jak sobie pomyślę, że mógłbym z Tobą wyskoczyć na piwko i jakiś koncert, albo cokolwiek innego (bez żadnych dygresji proszę:>) to normalnie…ehhh… fajnie by było.
No, to na tyle – szkło puste, w brzuchu burczy. Kolację trzeba zrobić, a sąsiadowi wieczór jakąś muzą umilić. Do tego ostatnio masa nauki i myślenie jak tą pieprzoną tabelkę w Excelu do artykułu zrobić. Trzymajcie się ludki. Aha, Gipsi od Twojego posta inaczej już patrzę na pizzę. Przy następnej wzniosę za Ciebie toast, buhahaha ;>
P.S. Sorki za niecenzuralne słownictwo, ale mamy maj, miesiąc zakochanych, la primavera, zielono jest, upalnie, piękne słoneczko, seagulle (tutejsze nadmorskie ptaki) się pierdolą, ludzie zresztą też, a mnie jak co roku doskwiera pierdolona alergia. Łączę się w bólu z innymi wpieprzającymi Loratydynę tudzież inne badziewie, przez następne 2 miesiące. Coś pięknego. Już wolałbym być uczulony na kurffa truskafki.