Błech... Gdzieś się zagapiłam i mi gruda soli wpadła do omletu.
No i odstawiamy babcię z powrotem do kliniki - w oko wdało się zakażenie i nie chce się goić, a co najgorsze, mogło się obyć bez wszystkiego... Katarakta na jaskrze i to na nie widzącym oku... Nikt nie obiecywał, że będzie lepiej, ale też nikt nie przypuszczał, że się implant może nie przyjąć... No i co?
Osobiście, nienawidzę babci podejścia - taka cicha panika. Wolę, jak drepta po domu i robi to, co lubi i jest w stanie robić, a nie jak leży w łóżku i wygląda, jakby zaraz mieli ją do trumny wkładać... Ale weź jej to przetłumacz.
Rany, ja sobie nie potrafię wyobrazić sytuacji, gdybym np studiowała z dala od domu. Michał pracuje. Mati ma drugą babcię na głowie. Ciotki pracują. Wujo z synami budują dom. Kto by to za mnie robił? Sprzątał, przynosił wynosił i podawał babci leki co kilka godzin?
"Dobrze że przynajmniej Gosia jest, to ci pomoże"
"Kto wie, gdyby jej nie było, to może i chorób by nie było?"
kthxbye...