To mi na niczym nie lecą łzy :/ Teraz czuję się taka zimna...
a dziś byłam na
Dreamgirls i musze powiedzieć,ze średni. Szczególnie jak na film, który zdobył dwa oskary. Tak jak ten za ścieżkę rozumiem, to drugi już mniej. Hudson zagrała coprawda najlepiej z aktorek,ale chyba nie na tyle dobrze,żeby dostać oskara...no cóż-widocznie reszta kandydatek była gorsza.
Ogólnie film opowiada historię 3 dziewczyn [+ dodatkowa ekipa], które usiłują wybić się w rynku muzycznym startując od raczej dennego konkursu [w dennych sukienkach]. Do tego światem muzycznym rządzą biały, co dodatkowo utrudnia spawę. Effie [Hudson], Deene [Beyonce] i Lorell [cholera ją wie...] oczątkowo jak po gruzie idą w góre,ale tylko na murzyńsich listach. Gdy ich muzka staje się coraz popularniejsza nadchodza problemy. Scenariusz w sam raz na musical.
Aktrzy...sami czarni. Biała jest tylko jedna, pedalska grupka nerdów i adwokat. Reszta to murzyni,a ja zawsze miałam problem z ich odróżnianiem. Czasami nawet z pzerażeniem stwierdzałam,że nie wiem , która to Beyonce, bo na początku wyglądała trche jak nie ona. Ogólne piękniała w trakcie filmu, więc nie warto się zrażać pierwszym wrażeniem . Tylko Hudson była charakterystyczna, bo jako jedyna z tych scenicznych dziewczyn była gruba [może za to dostała "wyróżnienie". Lorell była troche bezpłciowa. Beyonce skutecznie odwracała od niej uwagę i głosik miała najsłabzy [najlepszy miała Hudson. Beyonce przy niej średio wypadła].
Resza atorów niezła. Murphy wyątkowo budził sympatię, chociaż go nie lubię. Tym razem zagrał komiczno-dramatyczną rolę i nie było aż tak źle. Gorzej u aktora grającego Curtisa, bo zupełnie mi nie odchodzi...z wyglądu pzyominał szopa, z charakteru trudno powiedzieć,a głos miał średni. Najfajniejszy był brat Effie. Miał w sobie coś białego
A jak mowa o bieli w czarności, to Beyonce przy reszcie wyglądała najbardziej biało.
Kostiumy byłay całkiem fajne. Dziewczyny nie były specjalnie roznegliżowane,ale miały kreacje bardzo podkreślające ich kształty [trudno powiedzieć, której tyłek był najfajniejszy
]. Rozwijały sę razem z karierą-na początek tandetne pomarańczowe sukienki z kwiatkiem, potem skromne , klasyczne sukienki przechodzące w coraz bardziej wyszukane kreacje. Najfajniejsze były stroje z pierwszego, kasowego występu i ewentualnie takie jakieś niebieski suknie...bodajże na koncert sylwestrowy.
Eddie Murphy też się dość orgnalnie ubierał. Tyle,że on aczej "im bardziej tandetnie, tym lepiej". Ta więc nosił m.in jeansową kurtkę z ceinami, zerwoną koszulę+biały ganitur+skórzany krawat, brokatowy garnitur, koszule z żabotem itp. Do tego strasznie kręcił swoim czarnym tyłkiem
Reszta aktorów ubierała się zgodnie z "epoką". Tylko stroje Effie później mi się nie podobały.
No i t co najważniejsze w musicalu...muzyka. I tu zdecydowanie R&B [raptus i brutal
], soul, pop. Badziej murzyńskie brzmienie. Był nawet zespolik a'la Jackson's five. Jakoś muzka nie strzeliła w mój gust. Zdecydowanie badziej podobało mi się moulen rouge i chicago [w tej kolejności]. Tamte miały lepszy klimat.
Ogólnie sama nie wiem czy polecić. Dziewczyny nawet fajnie machały tyłkami [tylko raczej statyczne były-głównie ich "taniec" opierał się na ruszaniu biodrami "prawo-lewo" i ruszaniu rękami], historia znośna [na początku troche nudnawa,ale nieco się rozkręciła, muzyka dla mających czarną duszę. Na pewno wszystkich nie zachwyci.