Zajebiste.
Ta pierwsza myśl mnie naszła, po obejrzeniu pierwszego odcinka. Doskonałe połączenie genialnej, pękającej od symboli animacji <ach, wieczny mrok, szarość i brud: I'm lovin it!>, świetna muzyka, do tego idealnie wręcz podłożone głosy pod postacie. żadnych obiekcji. Jedyne co mnie wkurza, to opening i ending, bo te spartaczyli totalnie. No i fabuła tak do połowy.
O ile pojedynek K VS L jest interesujący i zaskakujący, to później <mowa o mandze, na której anime opiera się dosyć... szczegółowo - chociaż majteczki Misy pominęli barbarzyńcy jedni, no! - jak idzie do Lighta po raz pierwszy, nawet siostra jego zauważyła to w mandze, ech...> jest tragedia. Wiecie, to jak dostać w pierwszej części świetny kryminał, by w następnej na chama zabić głównego złego, któremu kibicujecie do samego końca. Jakby nagle Light stał się bezmózgowcem, który nie myśli ni hu hu. No i zakończenie - iście durne i nie satysfakcjonujące. Nie będę spoilerował, ale o ile z pojedynku Kira VS L czerpałem przyjemność intelektualną <Ach, ta gra w tenisa, czy wspólne rozmowy - dla mnie bomba!>, to tyle pojedynek K VS R <czy jak było temu białowłosemu bachorowi>, jest nudny, durny, a główny bohater zachowuje się jak upośledzony idiota, który wykiwał by nawet...
Oglądałem dzisiaj film Death Note Live Action I
Moja opinia - o kur... dę. Film spaczony totalnie na maxa! Jak można było tak spartolić praktycznie potencjalnego hita? O ile w anime, mandze, główni bohaterowi myślą, to tutaj ni hu hu - ani jednego zdania, czy chociażby zabawy w kotka i myszkę. Fabuła różni się znacznie od anime i mangi, ale główne wątki zostały nietknięte. Co mnie zniesmaczyło najbardziej, to to, że z Lighta zrobili już totalnego skurczybyka, który zabija praktycznie bez powodu <chociaż dobry moment, jak to Ray pisał w Death Note był całkiem całkiem dobry>. Aktorzy zostali dobrani fatalnie i nawet narzeczona tego agenta FBI, która miała dzięki skórze wyglądać na laseczkę co się zowie, to wzbudziła u mnie niesmak i opadnięcie... Gał z wrażenia. Muzyka całkiem niezła była, szkoda tylko, ze w filmie potraktowana po macoszemu. Ogólnie cicho było jak diablo, nudnie, a po 40 minutach miałem ochoty pójść się zdrzemnąć, co w porównaniu do mangi, czy anime, wypada tragicznie. Light wygląda ogólnie jak upośledzony debil, zachowuje się dosyć podobnie, a z hipokryty goniącego za marzeniami, stał się zwykłą szują. Co się tyczy L - aktor na screenach niezły, w rzeczywistości porażka. Kolejna postać żyjąca nie tyle co we własnym świecie, a z własnymi majtkami na głowie. Jedyne co mi się podobało, to 3 minuty filmu - gdy L wyjął paczkę chipsów przed Lightem. Cholernie dobra scena! Szkoda, że dopiero pod koniec niestety.
Obejrzałem właśnie przed chwilą II część filmu Death Note.
Cóż... Fabuła jest zupełnie inna, niż w mandze, czy anime - to się liczy na plus od razu, bez większego zastanowienia <w końcu ile razy można oglądać tę samą papkę, no?>. Kolejnym plusem było inne, nieco chore zakończenie - w końcu L *naprawdę* poświęcił się dla sprawy. Ale jak zwykle, jedynie ostatni kwadrans był jakiś fajny, a reszta filmu tak przeraźliwie nudna, że ostatnie półtorej godziny oglądałem z przerwami.
Jedyne czego nie mogę zrozumieć, to czemu Light zawsze przegrywa? Wszędzie i ciągle. W mandze do połowy <śmierci L>, budzi naprawdę respekt, a potem staje się pozbawionym abstrakcyjnego myślenia idiotą. W anime również to niestety pewnie wystąpi <nie wiem, darowałem już sobie>. A w filmie? Stał się jeszcze bardziej wyrachowanym draniem, do którego naprawdę ciężko poczuć jakąś sympatię. Przynajmniej Ryuk jakieś tam resztki godności zachował...
Ktoś czytał może alternatywne zakończenie mangi? W nim przynajmniej pokazali, jak być powinno, a nie zwykły "ending" na siłę. Przynajmniej ja odczułem takie wrażenie, gdy po śmierci L, nagle się dowiadujemy o N i R <czy jak im tam było...>. A potem wszystko idzie niezgodnie z planem Lighta, który popełnia rażące błędy.
A i bym zapomniał - muzyka, dokładnie ending. Bardziej ni hu hu fajnego się kurar zrobić nie dało...
BTW: Jak ktoś ma zastrzeżenia, niech sobie połączy posty.