a to ja tez wrzuce swoja trecke SotC ;p
Shadow of the Colossus - Raise thy sword by the light and head to the place where the sword's light gathers...
Oto przed wami recenzja dzieła Sony Computer Entertainment – Shadow of the Colossus. Kontynuacja mało znanego ICO, która jednak obiła się szerokim echem w growym świaku. Zresztą nic w tym dziwnego, bo gra jest naprawdę świetna i w jej przypadku, w przeciwieństwie do poprzedniczki, zadbano należycie o reklamę.
Dobra, czas przejść do rzeczy. W SotC wcielimy się w postać chłopca, zwanego Wanderem. Przybywa on do Zakazanych Krain, by prosić żyjącą tam niezidentyfikowana istotę o to, by przywróciła życie jego przyjaciółce. By tak się stało, owa tajemnicza istota każe chłopcu zabić kolosów zamieszkujących te ziemie. Brzmi banalnie, nieprawdaż? Nic bardziej mylnego, gdyż Cień Kolosa jest powiewem, a można by nawet rzec, że podmuchem świeżości. Pomimo tego iż zaczniemy i skończymy grę mając do pomocy tylko miecz, łuk oraz konia o imieniu Agro, to gra nie jest nudna, czy też broń boże monotonna ani przez najmniejszą sekundę. Niezwykłą przyjemność daje już samo zwiedzanie bardzo dużego terenu jakim bez wątpienia są Zapomniane Krainy. Poza tym, są nie tylko przeogromne, ale również wspaniale zaprojektowane. Za to należy się panom z Sony pierwszy (jeden z wielu) gigantyczny plus. W żadnej innej grze nie czerpałem takiej przyjemności z samego podziwiania widoków, jakie mogę w niej ujrzeć. Dodam do tego jeszcze, że zwiedzanie i oglądanie świata, to dopiero przedsmak tego, co prezentuje sobą ta wspaniała i jakże niezwykła gra. Swe prawdziwe oblicze pokazuje ona dopiero podczas walki z kolosami. Już samo słowo kolos rodzi nadzieje na coś wielkiego. I te właśnie nadzieje, spełniają się w co najmniej dwustu procentach. Większość stworów wzbudza podziw już samym swym rozmiarem, a o ich wprost cudownym wyglądzie i „dizajnie” nawet nie wspomnę (ups…chyba właśnie wspomniałem). Oczywiście zdarzą się też mniejsze „kolosiątka”, ale to nie znaczy, że są gorsze. Walczy się z nimi tak samo świetnie, jak z olbrzymami. Co ciekawe, na każdego kolosa przyjdzie nam znaleźć zupełnie inny, wyjątkowy sposób na to, by brzydko mówiąc, posłać go do piachu. Nie będziemy mogli zwyczajnie podejść i dziabnąć mieczem kolosa. Trzeba będzie dokładnie przemyśleć, co jak, gdzie i kiedy zrobić, by za szybko nie zginąć. A gdy nasze próby przez dłuższy czas będą okazywać się bezskuteczne, z pomocą przyjdzie nam wspomniana wcześniej tajemnicza istota, podpowiadając nam jak pokonać potwora. Wszystkich kolosów w grze jest szesnastu i gdyby mi ktoś wcześniej powiedział, że spędzę wiele godzin na grze, w której stoczę zaledwie kilkanaście walk i masę czasu stracę na zwiedzaniu świata, pewnie bym go wyśmiał. Po zagraniu w Shadow’a mam świadomość, że byłbym w okropnym błędzie, z którego właśnie ta gra mnie wyprowadziła. Oczywiście walki z kolosami to nie wszystko. Poza nimi możemy zająć sobie czas, w zupełnie inny sposób. By zwiększyć żywotność swej gry, panowie ze SCE wprowadzili do niej możliwość poszukiwania jaszczurek i owoców rosnących na drzewach. Będą one zwiększały wytrzymałość i pasek energii Wander’a. Poza tym, oddano nam do dyspozycji reminiscence mode, w którym walkę z każdym kolosem będzie można powtarzać aż do upadłego. Jest też możliwość walki na czas w tzw. time attack, za co będzie można otrzymać różnorakie nagrody, w postaci całkiem przydatnych i zarazem niezwykle potężnych przedmiotów. W zasadzie jedyna rzecz, do której mógłbym się przyczepić, to wołająca o pomstę do nieba praca kamery, bo naprawdę bywa, że ta sprawia dużo problemów i trzeba spędzić trochę czasu na ręcznym jej przestawianiu, a nawet to bywa czasem problematyczne.
To tyle o gameplayu, czas teraz porozpływać się troszeczkę nad oprawą graficzną tej cudownej gry. Jest po prostu B-A-J-E-C-Z-N-A! Co prawda można by rzec, że sama
grafa jest dość prosta, ale design dosłownie wszystkiego w tej grze to prawdziwe, aż wstyd użyć tu innego słowa, arcydzieło. Kiedy w pewnym momencie zbliżyłem się do wodospadu, to zastanawiałem się, czy czasem nie znalazłem się w raju. Otóż nie, znalazłem się w świecie Shadow of the Colossus, gdzie o ile sam silnik graficzny nie jest może jakimś ultra-hiper-master-doom17 wymiataczem, to został wykorzystany w ten sposób, że dosłownie nic nie może się z nim równać i wątpie by cokolwiek na tej generacji konsol mogło. Więc wiemy już, że krajobrazy prezentują się niesamowicie tak? Tak…ale to jeszcze nie wszystko. Wygląd kolosów jest równie świetny, jeśli nawet nie lepszy. Każdy inny i każdy lepszy od poprzedniego. Grafika, to po prostu klasa sama w sobie, jeśli chodzi o SotC, a jest ona chyba najsłabszy elementem całej gry. Chociaż bardziej odpowiednie wydaje mi się stwierdzenie, że jest najmniej cudownym elementem owej produkcji
.
Z kolei dźwięk oraz muzyka są w przypadku Cienia Kolosa przeogromnym atutem! Soundtrack skomponowany do tej gry, jest jednym z najlepszych jakiekolwiek słyszałem, a możecie mi wueirzyć, ze słyszałem ich niemało. Niezwykle klimatyczne, idealnie oddające okoliczności utwory, które każdemu graczowi potrafią na długi czas zapaść w pamięć. A jest co zapamiętywać! 42 utwory, z których każdy następny bije na głowę poprzednika. W te grę nie trzeba nawet grać, a wystarczy usłyszeć skomponowaną doń muzykę, by dać porwać się do świata zapomnianych krain. Z dźwiękiem jest podobnie, choć tu nie specjalnie jest się nad czym rozpisywać. Co najwyżej można by się troszkę porozpływać, bo podobnie jak w przypadku muzyki, pozostałe odgłosy stoją na najwyższym poziomie.
Powiedzieć pozostaje mi jeszcze o niesamowitym feelingu tej gry. Wstydem było by o tym nie wspomnieć, gdyż klimat jest chyba główną zaletą Shadow of the Colossus. Emocje i serce, które twórcy bez wątpienia włożyli w tworzenie tej pięknej gry, wylewa się z każdego centymetra kwadratowego kineskopu telewizora i to bez przerwy. Dosłownie każda sekunda spędzoną z tą ponadczasową produkcją wydaje się być niezwykła. Podczas potyczki ze wszystkimi kolosami człowiek czuje się, jakby to on był Wanderem, i jakby to on walczył o życie swoje i swej miłości. Po prostu w Cień Kolosa się nie gra, to się przeżywa, co potwierdzić może fakt, że zakończenia żadnej gry (no może poza MGS3 ;]) nie ogląda się z taką przyjemnością i dawką uczuć jaką serwuje outro w Shadow of….
Reasumując: SotC jest grą idealną niemalże pod każdym względem. Jest niesamowicie przyjemna i satysfakcjonująca, a przede wszystkim budząca przeogromne emocje chyba w każdym kto kiedykolwiek w nią zagrał. Grafika mimo iż nie wykorzystuje jakoś super-duper silnika, to budzi podziw i uśmiech na ustach ludzi ją oglądających, czemu zresztą ciężką się dziwić, dzięki fantastycznemu projektowi lokacji. Jeszcze lepiej sytuacja ma się z dźwiękami muzyką słyszalną w grze. Nie wiele produkcji może się pochwalić tak niesamowitym i zarazem pięknym soundtrackiem. Nie wspomnę już nawet o klimacie, który czuje się bez przerwy PRZEŻYWAJĄC te grę. Śmiało mogę powiedzieć, ze panowie z Sony dali nam na tacy grę, dla której warto kupić Playstation 2.