Autor Wątek: Eksterminacyjny Przypadek Pana X  (Przeczytany 7066 razy)

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« dnia: Listopada 19, 2004, 12:06:28 pm »
Poniżej prezentuję pierwszą część mojej fanfikowej tetralogii. W ramach krótkiego wyjaśnienia odnośnie tytułu i głównych bohaterów są to osoby z już nieistniejącego forum m&a,  gdzie właściwie narodził się ten pomysł, a fabuła bazuje na innym fanfiku "Eksterminacji", której główny twórca jest owym  tajemniczym Panem X. Chociaż starałam się, aby historia była w miarę zrozumiała nawet dla nie znających tematu.
Poniżej prezentuję pierwszą część i sami zdecydujcie czy macie ochotę na więcej.
______________
Część 1. PRZYPADEK PANA X

Pan X jak zwykle wyszedł z domu wcześnie rano i skierował się w stronę przystanku autobusowego. Był przeciętnym, niewyróżniającym się niczym obywatelem, którego jedyną charakterystyczną cechę stanowiła skłonność do krytykowania innych i ustawiania świata po swojemu. Mężczyzna szedł pewnym krokiem nie rozglądając się zbytnio wokoło. Dzień zapowiadał się dość upalnie, co nie było niczym szczególnym o tej porze roku. Nagle potrąciła go nadbiegająca z przeciwka młoda dziewczyna, która najwyraźniej bardzo się spieszyła, bo nie zdążyła go nawet przeprosić.
- Hej! Uważaj! Gdzie masz oczy? – warknął zirytowany Pan X. Nie znosił zabieganych i wiecznie roztargnionych panienek. Odprowadził nieznajomą zdegustowanym wzrokiem mrucząc pod nosem:
- Do czego ten świat zmierza? Gdzie są rodzice, żeby pozwalać córce paradować po ulicy z takim wyglądem?
Nieznajoma, która waśnie znikła za rogiem miała bujne zielone włosy i pasiaste bikini. Pan X ruszył dalej w zamierzonym kierunku usuwając się z drogi również spieszącemu się młodemu chłopakowi, który pognał za dziewczyną. Skwitował ten incydent wzruszeniem ramion. Po drugiej stronie ulicy dostrzegł spacerującą parę ludzi i nie rozumiejąc czemu poczuł się jakoś nieswojo. Chociaż nie było to jego nawykiem zmierzył ich bacznym wzrokiem. Im dłużej im się przyglądał tym bardziej odnosił wrażenie, że coś jest nie tak jak być powinno. Nie rozumiał jednak co go wytrąciło z równowagi.
- Hm. Zwyczajna para młodych ludzi. – stwierdził Pan X w myślach – Urodziwa, jasnowłosa elfka i ciemnowłosy bishonen. Normalka w naszych czasach. Ale żeby tak paradować po ulicy z mieczem? Też coś.
Zrobił krok i raptem zatrzymał się.
- Co jest do diabła!? Co ja #$%^ mówię!? – niemal wykrzyknął głośno. – Elfy, miecze, bishoneni! O, nie! Zaczynam wygadywać od rzeczy. Skąd mi takie nonsensy przychodzą do głowy. Nigdy nie znosiłem tych nawiedzonych przebierańców. Żeby dorośli ludzie zachowywali się tak niepoważnie.
Pan X był mężczyzną o niezwykle konserwatywnych poglądach i z wielką rezerwą odnosił się do cieszącej się coraz większą popularnością japońskiej popkultury. Pokręcił głową i ruszył w kierunku przystanku, gdzie czekała już grupka zwyczajnych ludzi. Ich widok poprawił Panu X nastrój chociaż nie wiedzieć czemu nie mógł zapomnieć zielonowłosej dziewczyny i tej spacerującej pary. Wciąż łapał się na tym, że powracał do nich myślami. Spojrzał na zegarek, aby nieco rozproszyć uwagę.
- Autobus znów się dzisiaj spóźnia – stwierdzili mimo woli dopuścił do siebie natrętne myśli. – W tej dziewczynie, co mnie potrąciła było coś nienaturalnego, a ten facet z mieczem miał takie dziwne spojrzenie. A może mi się wydawało? Ech! Na pewno mi się zdawało. Co niby miałem widzieć jak nie zwyczajnych ludzi w przebraniu? Może znowu urządzili sobie w okolicy jakiś z tych swoich konwentów. Głupie, aby w moim wieku tak się tym zadręczać. Do diabła! Nie widziałem nic nadzwyczajnego. Nic czym powinienem tak się przejmować. Czemu tak się, więc czuję? Powietrze jest takie duszne. Zapowiada się upalny dzień. Pewnie to dlatego.
W tym momencie autobus nadjechał, więc Pan X przerwał rozmyślania dołączając do wsiadających pasażerów. Zapominając zupełnie o dręczącym go incydencie, już z chłodnym spokojem dokonał zakupu biletu i zajął ulubione miejsce przy oknie za siedzeniem kierowcy. Autobus, z którego codziennie korzystał nigdy nie był przepełniony poza rzadkimi wyjątkami. Tym razem również było w nim przestronnie. Pan X rozsiadł się wygodnie i po wnikliwym przeanalizowaniu planu dnia sięgnął po gazetę. Do celu miał spory kawałek, więc czytanie pochłonęło go całkowicie. Nie zwrócił nawet uwagi na zatrzymujący się autobus na następnym przystanku i wsiadających pasażerów. Zresztą nie miał potrzeby tego robić. Jakiś chłopak zajął miejsce koło niego. Pan X zignorowałby go zupełnie gdyby tamten nie trącił go niechcący. Mężczyzna, który był już w nienajlepszym nastroju podniósł wzrok na przybyłego chcąc rzucić jakąś zjadliwą uwagę, ale głos zamarł mu w gardle, a po ciele przeszedł zimny dreszcz mimo panującej temperatury. Nieznajomy zdecydowanie nie wyglądał jak żadna ludzka istota, z którą Pan X zetknął się w swoim życiu. Co gorsza, gdyby wierzył w takie rzeczy powiedziałby, że zeszła ona z kart jednej z mang. Tym razem wrażenie to było zdecydowanie silniejsze od tego, czego już doświadczył owego poranka. Szybko przeanalizował sytuację i stwierdził, że to absolutnie nie jest możliwe.
- Nie! Ja chyba śnię! – przemknęło mu przez myśl – To nie może być prawda! Coś takiego jest nielogiczne! Postacie mangowe pośród ludzi! Ale dlaczego w takim razie go tu widzę? I kim u diabła byli wobec tego tamci na ulicy! Czy oni też...? Nie. Mam przywidzenia, ale z jakiej racji? Rano piłem kawę i jadłem to, co zwykle. Nie pojmuję, co mogło mi zaszkodzić. Chociaż zaraz. Wczoraj byłem w chińskiej restauracji. To shushi wydawało mi się jakieś dziwne. Muszę złożyć skargę na właściciela. Tak to musiało być to shushi.
Rozejrzał się dyskretnie po innych pasażerach czy, aby czegoś nie zauważyli, lecz spotkał się z obojętnymi twarzami ludzi pochłoniętych własnymi sprawami. Niektórzy zdawali się chwilowo patrzyć w jego kierunku, ale nie było w tym żadnego przesadnego zainteresowania. Jeszcze raz Pan X zmierzył wzrokiem sąsiada, by się przekonać, że nie ma przywidzenia.
- Zagadnę go i wszystko się wyjaśni! – pomyślał i zwrócił się do nieznajomego.
- Ej, ty! Czy my się przypadkiem skądś nie znamy? – zapytał. Zagadnięty zwrócił twarz w jego stronę. Pan X stwierdził, że w istocie oczy chłopaka były ogromne, nieco zadumane i płonące niczym gwiazdy, więc jeszcze bardziej poczuł się nieswojo.
- Jestem Kamui Shiro – przedstawił się nieznajomy, co dla mężczyzny było jak rażenie piorunem.
- Czy coś się stało? Jesteś taki nieswój. – zauważył chłopak przyglądając mu się ze spokojem.
- N, nic! – wyjąkał Pan X zbierając myśli – Po prostu miałem ciężką noc.
Z trudem krył emocje.
- Aha – mruknął chłopak i pogrążył się w zadumie.
Tymczasem w umyśle Pana X szalała burza.
- To nie może być prawda! – powtarzał gorączkowo w myślach – Jestem poważnym człowiekiem. Nic takiego nie może mi się przytrafić. Takie rzeczy się nie dzieją! To jakiś kiepski żart! Niech no dorwę sprawcę tego dowcipu! Hmm, ale jak to rozumieć? Nawet jeśli to była ta wczorajsza kolacja u Wonga, to dlaczego objawy zaczęły się z takim opóźnieniem. Czy to w ogóle jest możliwe. A jeśli nie to czym w takim razie jest to wszystko. Gdyby znajdowało się coś w powietrzu, jakiś gaz albo nie wiem to, ci ludzie wokoło też zachowywaliby się dziwnie, a tak nie jest.
Podniósł wzrok, aby się jeszcze raz rozejrzeć, ale dziwnego pasażera już nie było.
- Musiał wysiąść, na którymś z mijanych przystanków, kiedy byłem pogrążony w rozmyślaniach. – skwitował to mężczyzna. – A tak w ogóle czy on tu naprawdę był? Pewnie przysnąłem sobie troszeczkę. %$&*! Jaki durny sen!
Pan X odetchnął z ulgą utwierdzając się w przekonaniu, że z jego umysłem jest wszystko w porządku, a tamto było tylko snem. Akurat autobus zatrzymał się na jego przystanku, więc wysiadł uwalniając się od dręczących go myśli. Wkrótce pochłonął go wir zajęć i ostatecznie znów poczuł się w swoim żywiole. Jednak nie długo dane mu było cieszyć się tym spokojem, bo tylko do południa.
W porze lunchu jak zwykle udał się do ulubionego pubu w pobliżu miejsca jego pracy. Siedział z kilkoma kolegami i prowadzili luźną rozmowę, gdy nagle uwagę Pana X przykuła czwórka dziewczyn, które wstały od sąsiedniego stolika i skierowały się do wyjścia. Wszystkie nosiły stroje w jednakowym stylu wyglądające dla mężczyzny dość fantazyjnie z wielkimi kokardami i marynarskimi akcentami. Były już właściwie przy drzwiach, ale w pewnej chwili jedna o blond włosach odwróciła się do niego i Pan X na nowo przeżył uczucia z autobusu. Dziewczyna obdarzyła go zagadkowym uśmiechem i dołączyła do koleżanek. Jak się można domyślić nie tyle długie złociste sploty włosów, co jej ogromne oczy tak poruszyły mężczyznę.
- Hej! Co jest? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. – przywołał go do rzeczywistości jeden z kolegów – Dobrze się czujesz?
- Taa – odpowiedział wolno zagadnięty – Widzieliście te dziewczyny, które właśnie wyszły? – zapytał.
- Co ty? Oglądasz się za małolatami? – roześmiali się mężczyźni. Pan X skwitował tę uwagę mruknięciem, ale czuł narastający niepokój. Jego analityczna natura żądała całkowitej pewności, co do przyczyny doświadczanego zjawiska. Kiedy przerwa na lunch dobiegła końca i znów powrócili do pracy potrzeba rozwiązania problemu zupełnie zdominowała jego umysł sięgając zenitu, przez co utrudniała mu koncentrację na wykonywanych czynnościach. Wreszcie udało mu się dorwać chwilę czasu, aby dopaść książkę telefoniczną. Chwilę zajęło mu odnalezienie właściwego nazwiska. Sięgnął po telefon i wybrał numer.
- Tu gabinet psychiatryczny. Słucham. – rozległ się kobiecy głos.
- Mogę prosić z doktorem? – zwróci się do niej Pan X.
- Proszę chwilę zaczekać. Zaraz przełączę – oznajmiła asystentka lekarza.
- Dziękuję. Poczekam. – zgodził się Pan X.
Najwyraźniej lekarz był akurat wolny, bo po chwili mężczyzna usłyszał jego głos w słuchawce. Nie kontaktowali się co prawda od dobrych paru lat, ale niegdyś obaj mężczyźni byli bliskimi przyjaciółmi, więc szybko wywiązała się rozmowa o dawnych czasach. Wreszcie Pan X przystąpił do rzeczy.
- Słuchaj. Mam do ciebie ważna sprawę. – zwrócił się do kolegi. – Potrzebuję twojej pomocy.
- Masz jakieś kłopoty? – zainteresował się lekarz.
- Wolałbym nie omawiać tego przez telefon. – odpowiedział Pan X – Mógłbym się z tobą spotkać..... Hmm....... Powiedzmy około 15:30?
- Dobra. – zgodził się po namyśle psychiatra – Tylko sprawdzę w grafiku.
- Będę wolny koło 16:00-ej. – powiedział po chwili – Wpadnij do mojego gabinetu i porozmawiamy.
- Świetnie! – zgodził się Pan X – No to jesteśmy umówieni. – zakończył rozmowę i wrócił do przerwanej pracy, chociaż myślami był przy czekającej go wizycie.
Aż nadszedł wreszcie czas, kiedy pożegnał się z współpracownikami i udał się w kierunku przystanku. Gabinet znajdował się w renomowanej klinice w odległej części miasta, więc skorzystał z autobusu. Akurat trafiło mu się dobre połączenie, więc nie czekał długo. Na miejscu był przed umówionym czasem. Jednak kolega, który prowadził prywatną praktykę zakończył już oficjalne przyjęcia i odprawił asystentkę. Robił jeszcze porządek w papierach, gdy Pan X zapukał do jego drzwi.
- Proszę, wejść. – powiedział odkładając ostatnie dokumenty do kartoteki i przekręcając klucz. Obejrzał się.
- O, już jesteś. Siadaj i mów jaką masz sprawę. Napijesz się czegoś? – zaproponował. Pan X rozejrzał się po elegancko urządzonym gabinecie.
- Nie. Dzięki. – zaprzeczył ruchem głowy. – Nieźle się tu urządziłeś.
- Jak widzisz. – odpowiedział z uśmiechem lekarz nalewając sobie brandy. – No, ale gadaj, co cię sprowadza.
- Słuchaj. Sprawa jest dość kłopotliwa. – zaczął niepewnie Pan X rozglądając się jakby w obawie, że ktoś może ich podsłuchać.
- Wal śmiało. – zachęcił psychiatra z uśmiechem – Nie krępuj się, przez wzgląd na dobre stare czasy. Potrzebujesz pożyczki? Jakieś długi? Możesz mi o wszystkim powiedzieć. Wiem, że czasy są ciężkie. Nie każdemu się udaje odnieść sukces.
- Nie, nie! – zaprzeczył Pan X – Finansowo jestem dobrze ustawiony. Mam oszczędności i jak na razie żadnych wielkich planów. Z pracy jestem też zadowolony. Chodzi raczej......
- No to w czym problem? – zapytał lekarz pociągając łyka.
- Jakby ci tu powiedzieć? – Pan X był wielce zakłopotany.
- Może chcesz się jednak napić. – zaproponował lekarz. – Nie wyglądasz najlepiej.
- Nie. Muszę to załatwić na trzeźwo. – oznajmił Pan X.
- A więc wyduś to z siebie, stary. – zachęcił go kolega.
- Cóż. Potrzebuję porady lekarskiej. – rzucił jednym tchem Pan X.
- Chodzi o moją branżę? – upewnił się psychiatra.
- Tak. Obawiam się, że tak. – odpowiedział Pan X.
- Wobec tego słucham. O co chodzi? – przystąpił do rzeczy psychiatra odkładając szklaneczkę z brandy na biurko i przyjmując poważny wyraz twarzy. – Opowiedz wszystko ze szczegółami.
- To zaczęło się dzisiaj rano. – rozpoczął Pan X opowieść. – Właściwie chyba od momentu, kiedy wyszedłem z domu do pracy.
Mężczyzna mówił długo, ale rzeczowo nie omijając żadnego szczegółu. Relacjonował po kolei wszystkie niezwykłe wydarzenia jakich doświadczył w tym dniu. Mówił o zielonowłosej dziewczynie, o spacerującej parze, chłopaku nazywającym się Kamui Shiro i nastolatkach z pubu. Psychiatra słuchał wielce zaintrygowany, co jakiś czas pocierając podbródek.
- I twierdzisz, że wszystko rozgrywało się tak, że nikt inny nic nie zauważył? – upewnił się.
- Tak właśnie było. – przytaknął Pan X – Albo nikogo nie było w pobliżu, albo traktowali to wszystko, jak gdyby nic.
- Hm. To dość niezwykłe. Bardzo dziwne. – stwierdził psychiatra – Nigdy w mojej pracy nie spotkałem się akurat z takim przypadkiem. Twój portret psychologiczny, jaki znam jakoś mi nie pasuje do tego co mówisz. Słuchaj! Zastanów się i powiedz mi czy wcześniej zdarzały ci się jakieś inne niewyjaśnione rzeczy. Albo miałeś może jakieś poważne urazy, bądź uporczywe bóle głowy?
- Nie. Nie przypominam sobie. – zaprzeczył po chwili wahania Pan X – Zawsze cieszyłem się dobrym zdrowiem jak pamiętasz. A tak w ogóle, co się tyczy tych widziadeł, to nawet nie przepadam za tymi japońskimi bajkami.
- Tym dziwniejsze. – powiedział psychiatra zamyślając się – Zwykle chorzy mają urojenia na tle rzeczy, z którymi są jakoś emocjonalnie związani. Jesteś pewny, że nigdy nie myślałeś o tych sprawach?
- Nie. Oczywiście, że nie. – zapewnił z uporem Pan X – Już mówiłem, że ich nie znoszę. Wszędzie tego pełno, gdzie się ruszę. Jak mnie to denerwuje.
- Hm. – mruknął lekarz – Cóż, może to rzeczywiście tylko przypadek. Skoro tak twierdzisz. – oznajmił głośno – Trzeba by przeprowadzić, kilkudniową obserwację, czy objawy się powtórzą. Jeżeli zajdzie potrzeba naturalnie mogę skierować cię na specjalistyczne badania i dokonać konsultacji z różnymi ekspertami. Jednak dzisiaj jest wyjątkowo upalny dzień, a jeśli w dodatku coś ci zaszkodziło. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków.
Psychiatra zbliżył się do otwartego okna i przez chwilę lustrował wzrokiem okolicę. Wreszcie wrócił do biurka i spojrzał na pacjenta.
- A tak na próbę. Podejdź do okna i rozejrzyj się wokoło. Następnie opisz mi co widzisz i jakie uczucia temu towarzyszą. – zaproponował. Pan X wstał i zbliżył się do wielkiego okna zgodnie z poleceniem. Z trzeciego piętra budynku, w którym mieścił się gabinet roztaczał się widok na częściowo pusty parking i panoramę miasta. Ulicą przejeżdżały samochody, przechodzili ludzie, wszystko wyglądało najzupełniej normalnie. Powiedział o tym koledze i zupełnie odprężony miał się już odwrócić od okna, gdy jego wzrok spoczął pośrodku parkingu. Poczuł jak na czoło wychodzi mu pot, a całe ciało ogarnia odrętwienie.
- Nie. – wyszeptał – Tylko nie to. Proszę. To nie może być prawdą.
Mrugnął raz i drugi. Na próżno. Mógł tylko stać tak i patrzyć. Pośrodku parkingu podskakiwał wesoło tłuściutki żółty stworek, którego dzieciaki z podwórka w jego dzielnicy nazywały Pikachu. Pokemon zmierzył Pana X wyzywająco czarnymi paciorkowymi oczami i pokazał mu język.

To be continued (maybe). :P  

Offline ANARKY

  • Soldier
  • Wiadomości: 27
    • Zobacz profil
    • http://
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #1 dnia: Listopada 19, 2004, 05:59:12 pm »
przeczytał jednym tchem, bardzo fajne, dopracowane opowiadanko z ciekawą oryginalną fabułą (no chyba, że Pan X będzie óżniej musiał znalźć coś, co gdzieś daleko jest pilnowane przez straszliwą bestie, a co może pomóc na jego zwidy :P)
Tekścik najwyższych ( albo chociaż wysokich)  lotów czekam na kontynuacje.
Cytuj
Od Twojej ostatniej wizyty...
Było 9089 nowych posty(ów).( Zobacz )
żaden z nich to odpowiedzi na tematy rozpoczęte przez Ciebie.

fajnie, nie?

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #2 dnia: Listopada 20, 2004, 10:31:34 am »
Cytuj
(no chyba, że Pan X będzie óżniej musiał znalźć coś, co gdzieś daleko jest pilnowane przez straszliwą bestie, a co może pomóc na jego zwidy :P)
Zapewniam cię, że przyczyna jego zwidów będzie tak samo zaskakująca jak tożsamości bohaterów. :devil:  

Offline Mr.X

  • Soldier
  • Wiadomości: 23
    • Zobacz profil
    • http://
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #3 dnia: Listopada 21, 2004, 03:58:05 pm »
Pan X?? A cz to w skrócie , z angielska, nie jest Mr.X??  :shifty:
A w ogóle to fajne opowiadanko...
« Ostatnia zmiana: Listopada 21, 2004, 03:58:55 pm wysłana przez Mr.X »
It's so good to be back!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #4 dnia: Listopada 22, 2004, 10:52:53 am »
Cytuj
Pan X?? A cz to w skrócie , z angielska, nie jest Mr.X??
Cóż w pierwotnym założeniu miało to być jedno opowiadanie, w którym  Pan X (ang. Mr. X) rzeczywiście miał odzwierciedlać czytelnika, żeby było zabawniej czyli w miejsce "X" wpisać swój nick.  :) Jednak później zgłosili się konkretne osoby do ról w dalszych częściach, które przedstawię za jakiś czas.
 

Offline Kazumaru

  • Komercyjny chłopak
  • SuperMod
  • ***********
  • Wiadomości: 3357
  • Forbidden Lover
    • Zobacz profil
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #5 dnia: Listopada 22, 2004, 01:32:49 pm »
No to tak... fanfik jest bardzo fajny :)  ciekawa fabuła która mimo iż rozgrywa się w zwykłym świecie ma w sobie dużo wspólnego mi czyli fana mangi & anime, nieźle się ździwiłem jak koło pana X usiadł Kamui... fajnie sobie to wszystko wyobrażałem jak zareagował poważny Kamui na to że ktoś do niego zagaduje i jak sobie siadał, fajnie że używałaś słowa kur*a, bo to mi się poprostu bardzo podobałoo jak pan X mówił że to jest wszystko normalne, a nagle wyskakuje z "tekstem co ja kur** gadam?" :)  narazie fabuła prezentuje się ciekawie :)  no i oczywiście cała zawartość stylistyczna jest bardzo dobra i tu widać ze jesteś starsza np. od SergeyBoy'a i piszesz lepiej :)  


If I ever hear you say another women's name in your sleep you'll wake up the next morning with your joystick missing... got it?

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #6 dnia: Listopada 23, 2004, 11:12:14 am »
Cieszy mnie, że was rozbawiłam. Dobra. Odkrywam następne coraz bardziej pikantne szczegóły z życia Pana X.  :devil:

Występują:
Pan X alias G – Są spekulacje, że to osobnik nazywany Grisznakiem.
Lekarz psychiatra alias R.V. – Ta sama plotka głosi, że to skrót od Red Vampire’a.
GN. – Znajoma powyższej dwójki przez niektórych utożsamiana z GoNik.
S – Znajomy powyższej trójki kojarzony z Soundwave’em.
Kobieta o wielu twarzach, mistrzyni kamuflażu – Prawdziwa tożsamość nieznana.

Część 2. REUNION

Pan X czuł, że nie może się poruszyć. Doznany szok paraliżował jego ciało. Mężczyzna i Pokemon trwali mierząc się wzrokiem niczym lew i myśliwy, przed finałem polowania. Czas zdawał się stać w miejscu. Tylko oni dwaj i nic poza tym. Żaden gest, żaden ruch tylko pełne napięcia wyczekiwanie na to, co się stanie i nagle w tej niezwykłej chwili z oddali dotarł do Pana X głos psychiatry:
- Co jest G? Wyglądasz jak trup. Coś nie tak?
Stan odrętwienia zaczął powoli ustępować, jednak mężczyzna nadal nie spuszczał wzroku ze stwora za oknem wykonującego dziwaczny taniec. Widząc brak reakcji lekarz zbliżył się do kolegi.
- O, ku.....! Co to?! – wyrwało mu się pytanie. Na pozór spokojny lekarz też był w chwili obecnej wyraźnie pobudzony.
- Niektórzy określają to Pokemonem – oznajmił posępnym głosem Pan X nazywany przez znajomych G.
- Do diabła! Ja nie mogę tego widzieć! – wykrzyknął lekarz – Przecież ja jestem psychiatrą! To coś jest sztucznym tworem i nie może chodzić po ulicach!
- Więc mu to powiedz! – odezwał się Pan X z rezygnacją w głosie.
- A żebyś wiedział, że mu powiem. – odpowiedział psychiatra – To jakiś wygłup, ale nie ze mną te numery!
Psychiatra wychylił się przez okno i wykrzyknął:
- Hej, ty! Chodzący akumulatorze! Zaraz do ciebie zejdę i pogadamy w sposób jaki na pewno ci się nie spodoba! Kurde! Co ja robię! Zaczynam gadać do nieistniejącego stwora, będącego wytworem niezdrowego umysłu mojego pacjenta.
Jeszcze raz zmierzył Pikachu wzrokiem. Pokemon zakończył taniec i uniósł łapkę czyniąc gest dobrze znany mieszkańcom całego globu. Gest, na widok, którego psychiatra pobladł straszliwie, a jego oczy zaczęły miotać błyskawice. Zaraz jednak opanował się, aby nie dać poznać po sobie koledze jak bardzo go to dotknęło. Pocieszył się w myślach, że stwór z pewnością adresował to do nich obu, co było wielce prawdopodobne, a głośno oznajmił:
- Ech, to ten upał i przepracowanie i...... muszę się napić.
Skierował się do biurka, gdzie pozostawił niedopitą brandy. G też odwrócił się od okna.
- Mnie też nalej, R.V. – powiedział głosem, w którym przebrzmiewało wielkie udręczenie. Psychiatra, nazywany R.V. kiwnął ze zrozumieniem głową i wyciągnął drugą szklaneczkę, którą napełnił w trzech czwartych bursztynowym płynem. G pochwycił ją łapczywie i wychylił jednym haustem dostawiając puste szkło. Podszedł do kozetki i opadł na nią z westchnieniem ulgi. R.V. pił wolno obserwując kolegę-pacjenta. Obaj milczeli. Próbując zebrać myśli G obserwował lekarza, w którego wyglądzie zaczęła zachodzić jakaś dziwna metamorfoza. Było to coś ulotnego, niemal niedostrzegalnego, ale jednak dawało się odczuć. Dla pewności G zamrugał oczami, ale to nie pomagało. R.V. nabrał wyniosłego wyglądu, a w jego oczach zapłonęły rubinowe błyski. Jego ruchy również stały się niezwykle precyzyjne i zwinne jak na przeciętnego śmiertelnika. Odłożył szklaneczkę i zaszedł biurko od strony fotela. G rozpaczliwie próbował zebrać myśli i ustalić, co go tak uderzyło w wyglądzie bądź zachowaniu kolegi, ale nie był w stanie. Nerwowo przesunął ręką po długich blond włosach i dalej obserwował kolegę otwierającego szufladę. Oczy mężczyzny rozszerzyły się ze zdumienia na widok wyciągniętej przez lekarza broni.
- Co robisz, R.V.!? – wykrzyknął. Psychiatra uzbrojony w dziwnie znajomego Desert Eagle’a zbliżył się w milczeniu do okna.
- Co zamierzasz zrobić? – powtórzył pytanie G. Nim zdążył cokolwiek jeszcze dodać lekarz wspiął się na parapet i skoczył. Przerażony świadek tego wydarzenia poderwał się i podbiegł do okna pełen najgorszych przeczuć. Jednak ujrzał niecodzienny widok. R.V. majestatycznie sfrunął na parkingu niczym anioł zagłady.
- Gdzie jesteś popaprańcu! – rozległ się po chwili jego zirytowany głos – Jak cię znajdę oduczę cię pokazywania języka porządnym ludziom! Skończą się te prowokacyjne gesty! Już ja cię urządzę mangowa pokrako! Żeby mi tu jakieś nieistniejące twory pętały się przed oczami i nastawały na moją karierę!
Psychiatra wymachując gunem przez dobrą chwilę snuł się po parkingu zaglądając pod nieliczne samochody i gdzie tylko się dało. G na górze tylko czekał, aż wyskoczy ochrona zwabiona tym hałasem, ale nic takiego nie nastąpiło. Po raz kolejny wokoło działy się dziwne rzeczy i nikt nie reagował. Mężczyzna nie mógł pojąć jak to jest możliwe. Po jakimś czasie amok, który ogarnął R.V. ustąpił. Stał przez chwilę pośrodku parkingu mrugając oczami i wpatrując się w broń jakby widział ją po raz pierwszy. Następnie z zadziwiającą szybkością ukrył ją za pazuchą i w rekordowym czasie zmaterializował się w gabinecie. Od razu przekręcił klucz w zamku i zamknął okno. Następnie rzucił broń na biurko z pytaniem:
- Co to #%&^ jest?
- Twój Desert Eagle – odpowiedział zamyślony G.
- Co mi ty tu #%&^ gadasz, G!? – zdenerwował się R.V. – Jak się ta broń nazywa wiem doskonale, ale po raz pierwszy widzę to w moim gabinecie! Czy ty myślisz, że chodzę do pracy z czymś takim?! Za kogo ty mnie masz? Hę?
- Słuchaj – odezwał się skołowany cała sytuacją G – Nie uwierzysz, ale ja widziałem jak przed chwilą wyskoczyłeś przez to okno i pognałeś za tamtym Pokemonem.
R.V. zmierzył go wzrokiem marszcząc brwi.
- Jesteśmy na trzecim piętrze, G. – oznajmił – Nie mogłem wyskoczyć tak po prostu przez okno. Pomyśl realnie coś takiego jest niemożliwe!
- A te mangowe istoty? Ty też widziałeś to na parkingu. – nie dawał za wygraną G.
- Hm. Rzeczywiście. – zamyślił się R.V. – Zeszedłem na parking, aby to złapać i obejrzeć, ale tam nic nie było. Właściwie chciałem mu skopać ten żółty tyłek. Rety! Co ja wygaduję! Tłuc sztuczny twór będący wytworem chorej wyobraźni?! Nie! Przecież ja nie jestem chory! To nie jest zaraźliwe. To ty jesteś moim pacjentem.
Spojrzał na kolegę, po czym zaczął spacerować po pokoju tam i z powrotem. G siedział dalej na kozetce obserwując jego zmagania w milczeniu. R.V. zbierał myśli. Wszystko to zwaliło się na niego tak nagle. Do jego umysłu zaczęła docierać prawda, że posiadł jakimś cudem nadnaturalne zdolności i rzeczywiście przed paroma minutami polował na parkingu na Pikachu. Jego rozmyślania przerwał w końcu głos znudzonego milczeniem G:
- Wiesz. To zabawne. – powiedział - Gdy tak patrzyłem jak biegasz po parkingu z rządzą mordu w oczach przypomniał mi się mój pierwszy fik* z cyklu „Eksterminacja”.* Czułem się po prostu jakby to wszystko, co napisaliśmy ożyło. Głupie uczucie, prawda?
R.V. zatrzymał się i zadziwiająco szybko znalazł przy mężczyźnie.
- G, teraz to już przeginasz. Nie chcesz chyba powiedzieć, że ofiary naszej Eksterminacji prześladują nas w realu. – oburzył się. – Skończ już z tym! Sprawa jest naprawdę poważna. Czy uważasz, że te mangowe twory mogą tak po prostu chodzić po ulicach?
- Do diabła, R.V.! Oczywiście, że nie! – poderwał się G – Musimy coś z tym zrobić! To mnie doprowadza do szału!
Spojrzał znacząco na leżącą na stole broń. Widząc to R.V. schował ją na powrót do szuflady i wyjął klucz z zamka, kierując się praktyką zawodową.
- Jak myślę o tym, że to może zniszczyć moją lekarską karierę jestem bardziej niż wkurzony! – oznajmił.
- Więc musimy przedsięwziąć kroki. – postanowił G zaraz zdradzając przywódcze aspiracje - Zadzwoń do GN. Chyba masz jej numer telefonu, a ja pogadam z S. Spotkamy się tam, gdzie za dobrych dawnych czasów.
- No, nie! G, ty chyba nie mówisz poważnie! – zaniepokoił się R.V. – Ty nie chcesz reaktywować..... Nie, to przecież realny świat! My nie możemy!
- A te dziwadła mogą tak tu chodzić? – zapytał zimno G – Poczekaj aż ciebie dopadną. Przysiada się taki w autobusie, gały wytrzeszcza, a wszyscy wokoło zdają się tego nie dostrzegać. Wiesz jak mi ulżyło, kiedy ty też zobaczyłeś tego Pokemona? Już się bałem, że jestem czubkiem. Nawet ta twoja asystentka jest jakaś dziwna. Spotkałem ją na schodach, gdy szedłem do ciebie. Widuję ja niemal codziennie, ale nie miałem pojęcia, że tu pracuje.
- Daj spokój. Ona jest tylko trochę ekscentryczna. – odpowiedział R.V. – Ty chyba popadasz w paranoję. Przysłano ją niedawno z dobrymi referencjami, bo potrzebowałem kogoś do rejestracji. I się nie skarżę. A propos tego klubu. To on jeszcze funkcjonuje?
- Tak – odpowiedział G – Często tam wpadam wieczorem, by się zrelaksować.
- Dobra. W takim razie, na którą się umawiamy? – zapytał R.V.
- Proponuję o 21:00-ej. – oznajmił G swobodnie, czując euforię nie tyle z wypitego drinka, co z wrażenia, że zaczyna przejmować kontrolę nad sytuacją, a to go niezmiernie cieszyło.
- No to dobra. – przytaknął R.V. – Załatwię, co do mnie należy. Możesz na mnie liczyć.
Odprowadził mężczyznę do drzwi.
- Będę punktualnie, tylko pozałatwiam swoje sprawy. – obiecał. Kiedy tylko G się oddalił podszedł do szuflady i wyciągnął pistolet. Pogładził go z lubością uśmiechając się do swoich myśli, a następnie wsunął do teczki.
- Ech, chciałbym mieć resztę mojego ekwipunku, a wtedy drżyjcie wszyscy. – powiedział z westchnieniem i opuścił gabinet, kierując się na parking jako całkiem normalny lekarz. Do spotkania pozostały zaledwie trzy godziny.

***

Klub o posępnej nazwie „Abyss” był całkiem przytulną gotycką knajpką, chętnie odwiedzaną przez miłośników mrocznych klimatów. Demoniczne malowidła na ścianach, czerwone oświetlenie i przebrana za wampiry obsługa robiło wrażenie. W tle rozbrzmiewała metalowa muzyka w różnych odmianach. Grupka przybyszów zajęła stolik w odległym końcu sali, skąd nie niepokojeni przez nikogo mogli obserwować wszystko, co działo się wokoło.
- Jak miło znów być razem. – powiedziała GN. Posyłając mężczyzną wymowne spojrzenie.
- Tak – zgodził się S – To zaskakujące spotkanie. Rosnę z ciekawości o co chodzi, bo chyba nie tylko o wypicie drinka w gronie starych znajomych.
Zarówno G jak i R.V. mieli szczęście złapać pozostałą dwójkę przez telefon i skłonić do tego jak określili „tajnego spotkania” po latach. Naturalnie nieświadomi niczego starzy znajomi rośli z niecierpliwości, która niebawem miała zostać zaspokojona.
- Tu się z tobą zgadzam – poparł R.V. słowa kolegi – Nie chodzi tylko o drinka. Mów, G.
Wszyscy skierowali wzrok na Pana X, który czekał, aż kelnerka realizująca zamówienie się oddali. R.V. również zerknął kontem oka na dziewczynę i odniósł wrażenie, że gdzieś ją już widział w zupełnie innym miejscu, ale zganił się za to w myślach:
- Udziela mi się paranoja G.
Wreszcie Pan X przemówił:
- Panowie i panie – tu zerknął w stronę GN., która odsłoniła w uśmiechu imponujące uzębienie, uświadamiając tym samym obecnym, że tajemnicza transformacja dotknęła wszystkich czworo.
- Możecie mi wierzyć lub nie, ale nasze spokojne życie dobiega końca – ciągnął przemowę Pan X czyli G – Coraz więcej nie-ludzi grasuje po ulicach naszych miast i w dodatku kpią z nas w żywe oczy.
- Jak to. – poderwał się S – Chcesz powiedzieć, że nasz monopol został przerwany?
- Tak – odpowiedział ponuro R.V. – Nasz styl życia może na tym poważnie ucierpieć.
- Nie pozwolimy! – oburzyła się GN. i huknęła pięścią w stół. Jej okrzyk sprawił, że kilku bywalców klubu obejrzało się w ich stronę.
- Ciszej! – odezwał się G – To ma być tajna narada.
- Dobra. Co robimy? – zapytał S.
- Jak to co? – obruszyła się GN. - Bierzemy i........
Przesunęła zakończonym długim paznokciem palcem po gardle. Wszyscy zarechotali śmiechem.
- Pokemony! Kill’em all! – podchwycił S.
- Eksterminować intruzów to nasza misja! – powiedział G. Wszyscy na chwilę zamilkli oddając w ten sposób hołd stworzonemu niegdyś przez siebie dziełu, a następnie rozległ się głos R.V.:
- Eksterminacja! Eksterminacja sztucznych tworów! – westchnął, a w jego oczach po raz wtóry zapaliły się ogniste błyski.
- Jak kocham brzmienie tego słowa! – ciągnął R.V. – Nie chcę być psychiatrą wmawiającym ludziom, że wampiry są wytworem ich chorej wyobraźni! Chcę być Eksterminatorem!
- Wszyscy chcemy. – odpowiedział G – Chcemy oczyścić nasze miasto z intruzów.
Atmosfera zaczęła się rozgrzewać od nadmiaru spożycia. Wszyscy byli zgodni, co do reaktywacji swojej fanfikowej działalności w realu. G znalazł w domu pod poduszką Demon Guna i cieszył się nim teraz jak dziecko po wizycie Św. Mikołaja. R.V. ułożył na poczekaniu jakąś okolicznościową pieśń i wraz z GN. zaczęli ją śpiewać na głosy. Widząc coraz więcej zaciekawionych spojrzeń pozostała dwójka zaczęła ich uciszać. Wreszcie zapadło grobowe milczenie mącone jedynie płynącą akurat z głośników nastrojową piosenką „Battle Hymn” zespołu Manowar.
Kill, kill, Oh!
Kill, kill, Oh!
Słuchali chwilę poczym Pan X dla przyjaciół G przemówił znowu wzniosłym tonem:
- Nadchodzi era prawdziwej Eksterminacji.
Inni przytaknęli mu uśmiechając się złowrogo.

***

Epilog
Dochodziła niemal północ. Kelnerka, która wcześniej odsługiwała czwórkę, a później obserwowała ich ukradkiem weszła na zaplecze. Zdjęła perukę i mruknęła coś, zmywając w łazience makijaż. W lustrze ukazała się uśmiechnięta twarz asystentki psychiatry z prywatnej kliniki. Na dźwięk kroków odwróciła się. W drzwiach stał jeden z barmanów.
- Już idziesz? – zapytał.
- Tak – odpowiedziała – Dochodzi już północ, muszę lecieć. Od jutra znów będzie koleżanka. Miała tylko chwilową niedyspozycję.
- Może kiedyś jeszcze nas odwiedzisz. – zagadnął barman.
- Nie wiem. Wyjeżdżam do Japonii. – oznajmiła.
- To powodzenia. – powiedział barman.
- Dzięki. Tobie również. - odpowiedziała z uśmiechem. Wzięła torebkę i wyszła na ulicę, gdzie czekał zaparkowany czerwony land rover. Kierując się ku niemu niedbałym ruchem rozpuściła upięte w kok włosy, które zdawały się teraz mieć kobaltowy odcień. Drzwiczki od samochodu otwarły się, gdy tylko podeszła. Nie widać było by wykonała najmniejszy gest, zupełnie jakby samochód reagował na jej obecność. Wsiadła i zajęła miejsce kierowcy.
- Wszystko już załatwione. Czas w drogę. – powiedziała do siebie. Nie wykonywała, żadnej czynności. Pojazd sam ruszył. Tajemnicza dziewczyna znów się uśmiechnęła, a jej zielonkawe oczy zapłonęły niezwykłym blaskiem. Wyciągnęła rękę i dotknęła breloczka z żółtym Pokemonem mówiąc do niego wesołym tonem:
- Cóż, chyba trochę narobiłeś zamieszania, Pikachu. Miałeś zebrać kumpli z mangowego świata i wkroczyć w życie Pana R.V., a ty dobrałeś się do Pana G. Naprawdę tak bardzo nie mogłeś mu podarować tej Eksterminacji? Ale ostatecznie rozruszaliśmy naszego R.V. Ta jego mina jak pokazałeś im język i ta pogoń na parkingu za sztucznym tworem. He, he, he. Nawet nie przyszło mu do głowy, że ukryłeś się w moim samochodzie.
Sięgnęła po wizerunek czerwonookiego bruneta i uśmiechnęła się do niego figlarnie.
- Mówiłam ci, że mangowe istoty, kiedyś wkroczą w twoje uporządkowane życie. Myślałeś, że to jest niemożliwe, R.V.? Oj, chyba byłeś w błędzie. Hi, hi, hi! Ale nie martw się. Nie jesteś sam. Fantastic Four znowu razem. Chętnie bym zobaczyła, co się będzie działo, ale muszę już lecieć. Obowiązki. Ale baw się dobrze, tylko nie rozwalcie miasta. Adios, amigos! A może sayonara!
Samochód wjechał na autostradę i pomknął szybko w nieznanym kierunku. Nagle na pustym odcinku, pośrodku ulicy rozbłysło błękitne światło portalu. Gdy znikło po pojeździe i jego pasażerce nie było śladu.

***
___________________
*Fik - skrót od fanfik
*"Eksterminacja" - link w pierwszym poście. Ogromny cykl opowiadań o eliminacji mangowych istot.

To be continued

 

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #7 dnia: Listopada 23, 2004, 04:14:54 pm »
Hm...bardzo ciekawy ten fik ^_^ od razu spodobała mi się kwestia z włączeniem mangowych postaci do realnego świata.Oby tak dalej i czekam na dalszą część ^_^

Offline Mr.X

  • Soldier
  • Wiadomości: 23
    • Zobacz profil
    • http://
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #8 dnia: Listopada 23, 2004, 04:41:59 pm »
Reunion?? Hmmm... Skądś to znam  :)


Cytuj
rzeczywiście miał odzwierciedlać czytelnika, żeby było zabawniej czyli w miejsce "X" wpisać swój nick

A ja to nawet nie muszę wstawiać swojego nicka  :D  
« Ostatnia zmiana: Listopada 23, 2004, 04:47:27 pm wysłana przez Mr.X »
It's so good to be back!

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #9 dnia: Listopada 24, 2004, 10:42:01 am »
Cytuj
Reunion?? Hmmm... Skądś to znam  :)
Heh. Stosuję chwyty z miłymi skojarzeniami  dla czytelnika.  :)
A w końcu doszło do "Ponownego Zjednoczenia" jak widać.
I mam nadzieję, że uda mi się jeszcze was zaskoczyć czymś nieprzewidywalnym.
 

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #10 dnia: Listopada 29, 2004, 01:31:27 pm »
Dorzucę wam jeszcze kawałek mojego opowiadanka jakby się wam nudziło. :P

Występują:
Łowca Wampirów R – Mówią, że nazywa się Ronin.
Czwórka Eksterminatorów jak powyżej.

Vampire Hunter R.

Pustą, kiepsko oświetloną ulicą szedł ponury mężczyzna w płaszczu z nasuniętym głęboko na czoło kapeluszem, spod którego wystawały jedynie długie srebrzyste włosy. Nie widząc twarzy trudno było zaklasyfikować jego wiek, ale sądząc po ruchach bynajmniej nie był on staruszkiem. Mimo, że przemierzał dzielnicę o szczególnie złej sławie, o której mówiono, że tylko samobójca zapuszczałby się tutaj nocą, nieznajomy nie okazywał cienia lęku. Jego krok  był szybki i zdecydowany, a umysł skupiony na celu, który skłonił go do tej nocnej wycieczki. I pomyśleć, że jeszcze rano był zwyczajnym dojrzałym mężczyzną zajmującym się swoimi codziennymi sprawami. Jednak wystarczył moment, aby się to wszystko zmieniło. Teraz był łowcą wampirów. Myśląc o tym wszystkim, co go spotkało uśmiechnął się. Gdyby ktoś powiedział mu to wcześniej uznałby go zapewne za wariata i posłał do lekarza. Teraz już niczego nie był taki pewny. Mimochodem wrócił myślami do wydarzeń dnia, który w taki sposób odmieniły jego życie. A tak to się zaczęło.

***

Wstał słoneczny dzień. Czuć było, że zapowiada się upalnie. Mężczyzna kończył jeść śniadanie, gdy nagle zadzwonił telefon. Zaciekawiony podniósł słuchawkę zastanawiając się:
- Kto też może do mnie dzwonić o tej porze?
- Słucham. – powiedział głośno.
- Bądź w samo południe w parku przy fontannie. – oznajmił głos mówiący z obcym akcentem i rozłączył się zanim mężczyzna zdążył zareagować.
- Dziwne. Żadnych szczegółów, ani zainteresowania kto przy telefonie tylko ta krótka informacja. – stwierdził – To musi być jakiś głupi dowcip, bo cóżby to miało być innego. Jestem za stary na zabawę w podchody. Mam dużo spraw na głowie i nie zamierzam się tym przejmować.
Wzruszył ramionami i zajął się zwykłymi czynnościami jakie przypadły mu akurat na ten dzień. Jednak postanowienie jest jednym, a natura drugim, jeśli odpowiedź na pytanie jest tak blisko. Czyli mówiąc inaczej ludzka ciekawość zwyciężyła i chociaż wmawiał sobie usilnie, że to nie ma sensu punktualnie o 12:00-ej znalazł się w pobliskim parku. Naturalnie nie dał po sobie poznać, co go tu przywiodło.
- Po prostu przejdę tylko koło fontanny i zobaczę, co się stanie. – pomyślał. – Nikt nie musi wiedzieć, co mnie tu przywiodło. Nawet jeśli jestem obserwowany, mogłem się tu znaleźć przypadkowo. Kto udowodni, że jest inaczej?
Ruszył szybkim krokiem rozglądając się dyskretnie, ale zachowując obojętny wyraz twarzy. Park był wyjątkowo wyludniony. Poza kilkoma staruszkami, których minął po drodze nikogo nie dostrzegł. Żaden szczegół nie przykuł jego uwagi. Był już przy fontannie i miał uznać, że niepotrzebnie zmarnował czas na idiotyzmy, gdy nagle dosłyszał czyjś głos zza kamiennej statuy.
- Hej! Cieszę się, że przyszedłeś. Wiedziałem, że tak zrobisz i czekałem na ciebie. Teraz idź na lewo od fontanny do końca tej alejki. Tam się spotkamy.
Mężczyzna przystanął zaskoczony, bo nikogo nie było w polu widzenia.
- Nie wiem o co chodzi i nie zamierzam bawić się w jakieś durne podchody! – oświadczył stanowczo – Skąd przypuszczenie, że przyszedłem tu na jakieś spotkanie? Może po prostu przechodziłem w pobliżu.
- Zaufaj mi. – odpowiedział tajemniczy głos należący niewątpliwie do młodego chłopaka – To zajmie tylko chwilę. Uwierz mi. To wyjątkowa sytuacja. Potrzebujemy twojej pomocy.
- My? Aha, jest was więcej! Do diabła! Nie jestem idiotą! - oburzył się mężczyzna – Chcesz mnie zwabić w odludne miejsce, gdzie z kolesiami dacie mi po łbie! Co to, to nie! Nie ma głupich! Nigdzie nie pójdę! Dlaczego niby ja?
- Bo uważamy, że jesteś kimś wyjątkowym i możesz zrobić to, o co poprosimy. – odpowiedział głos.
- Tee hee. Co we mnie takiego wyjątkowego. – odpowiedział mężczyzna ze śmiechem. – Nie znamy się.
- Mylisz się. Wiem kim jesteś, panie R. Ty znasz mnie również. – odpowiedział głos – Gdybyś poszedł za moją wskazówką przekonałbyś się. Jednak jeśli nie chcesz to trudno. Nie będę cię namawiał. Aha, jeszcze jedno. Zanim odejdziesz, proponuję, żebyś sprawdził pod ławką najbliżej fontanny. Może wtedy zmienisz zdanie.
- R? Dawno nikt się tak do mnie nie zwracał. To dziwne. – pomyślał mężczyzna, a głośno oznajmił:
- Na pewno nie zmienię!
Wbiegł za fontannę, ale nikogo nie zobaczył. Zaczął rozglądać się wokoło.
- Gdzie jesteś?! – zapytał. Odpowiedziała mu cisza. Sprawdził jeszcze raz fontannę, ale nie znalazł niczego, co by tłumaczyło sprawę. Rozejrzał się wokoło, czy nie jest może obserwowany, ale poza drzemiącym na ławeczce nieopodal staruszkiem nikogo nie zauważył. Wiedziony ciekawością zbliżył się ostrożnie do wskazanej ławeczki i zaczął ją uważnie badać. Nie wyróżniała się niczym od innych. Wzruszył ramionami i miał już iść, gdy zauważył, że coś wystaje spoza pobliskiego klombu kwiatowego. Pochylił się i wyciągnął zawinięty w materiał długi pakunek.
- Cóż to jest? – zainteresował się kładąc na ławeczce i zabierając się do rozwijania. Po chwili zdumiał się jeszcze bardziej.
- O, kurczę! Jaka zaje...... kosa! – wyrwał się mu okrzyk zachwytu. Wyjął z pochwy piękny samurajski miecz i zaczął go oglądać z zainteresowaniem.
- #$%^! To prawdziwa katana! Musi być warta fortunę! – stwierdził po chwili – Ale co to ma znaczyć?
Stał chwilę zamyślony. Nagle zauważył małą karteczkę, która musiała upaść, gdy brał miecz. Schylił się i podniósł ją.
- Tutaj jest coś napisane. – stwierdził.
- „Z wyrazami uznania. Chrono”. – przeczytał.
- Co? Chrono? Jaki znowu Chrono? – zdumiał się jeszcze mocniej. – Ta sprawa robi się coraz bardziej dziwna. Jak to on powiedział? ”Sprawdź pod ławką najbliżej fontanny. Możesz zmienić zdanie”. Hmm. Może jednak pójdę sprawdzić, co jest na końcu tej alejki. Przynajmniej teraz jestem uzbrojony.
Uśmiechnął się z satysfakcją. Schował miecz do pochwy i niedbale zawinął w materiał, by się nie rzucał w oczy, a następnie ruszył we wskazanym kierunku. Wcale nie musiał iść daleko. Jak tylko dotarł do większego skupiska drzew na spotkanie wyszedł mu płomiennowłosy chłopak, który wprawił mężczyznę w totalne osłupienie.
- Ch.....Chrono? Ty wyglądasz jak Chrono z Guardii! – wykrztusił mężczyzna nazywany R.
- Tak. A jak niby miałbym wyglądać? – zdumiał się chłopak – Jak ci się podoba mój podarunek?
Wskazał trzymany pod pacha przez mężczyznę miecz.
- Jest.... jest piękny. – powiedział R – Ale..... ale ciebie tu nie ma, albo to wszystko mi się śni. Jeżeli tak to nie chcę się zbyt szybko obudzić.
- Ani jedno, ani drugie. Bądź spokojny. – odpowiedział Chrono – A wracając do tematu istnieje sprawa, do której załatwienia może ci się przydać ten miecz. Żywię nadzieję, że przez wzgląd na starą znajomość nie odmówisz.
- Mów o co chodzi. – powiedział R nieco podnieconym głosem.
- Otóż grasuje tu w okolicy pewna wredna poczwara, przy której Magus to małe piwo. Rozsmakowała się ona w krwi podobnych mnie mangowych istot. – zaczął wyjaśniać Chrono. – W dodatku krążą plotki, że znalazła sobie ostatnio jakiegoś towarzysza i jeszcze jakichś typków niewiele lepszych. My naturalnie nie damy sobie z nią rady, bo wyczuwa naszą obecność na kilometr, ale ty możesz to zrobić. Obserwowaliśmy cię i wiemy, że jesteś zacnym człowiekiem. Wierzymy w ciebie! Jesteś naszą ostatnią nadzieją! Uratuj przed nimi mangowy świat! Masz tu jej wizerunek.
Chrono wyciągnął fotografie upiornie wyglądającej kobiety i pokazał mu. Mężczyzna miał wątpliwości, czy wampiry są w ogóle fotogeniczne, ale kiedyś też nie wierzył, że mógłby spotkać lubianych fikcyjnych bohaterów na ulicy. Doszedł, więc do wniosku, że teraz nic go już nie może zdziwić. Przyjrzał się uważnie fotografii, która była nienajlepszej jakości. Prawdopodobnie robiona z ukrycia. Widniejąca na niej postać wydawała mu się dziwnie znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd.
- Pewnie z jakiegoś anime lub mangi – doszedł w myślach do wniosku. – O nawet w tle widać kogoś podobnego do Alucarda z „Hellsinga”, czyli zdecydowanie mam do czynienia z mangowym stworzeniem. Co mi szkodzi. Polowanie na wampiry może być ciekawym doświadczeniem. Kiedyś coś takiego nawet napisałem, że poluję na wampirzycę. Teraz mogę tego doświadczyć na żywo.
- No i jak brzmi twoja odpowiedź? – zapytał Chrono – Czy podejmujesz się zlikwidować problem?
- Dobra. Zajmę się tym. – odpowiedział R – Zawsze byłem ciekawy jakie to uczucie być bohaterem wymyślonej historii.
- Wobec tego miecz jest twój. – oznajmił Chrono ignorując jego ostatnią uwagę. – Życzę ci udanego polowania.
- Jakie będzie to się okaże. – powiedział R ruszając w drogę powrotną. Nie mógł widzieć tego co wydarzyło się zaraz potem.
             Jak tylko mężczyzna zniknął z pola widzenia zza drzew wyszła tajemnicza kobieta o kobaltowych włosach.
- Rzeczywiście dobrze to wymyśliłeś, Chrono. - wróciła się do chłopaka – He, he, he. Straszna wampirzyca. Zapowiada się interesująca noc. Nasz łowca nie ma pojęcia na kogo będzie polował i co z tego może wyniknąć. Chociaż pewnie by się ucieszył gdyby wiedział. Teraz muszę wracać do pracy, a ty zajmij się z pozostałymi wszystkim, co trzeba, aby nasze gwiazdy się nie nudziły. Hi, hi.
- Tak jest, ma’am. – odpowiedział Chrono. Oboje oddalili się w nieznanych kierunkach.
   Tymczasem mężczyzna wrócił do domu wielce podminowany i zabrał się zaraz za opracowanie strategii.
- Rety! Przecież ja nigdy nie polowałem na wampiry. – uświadomił sobie – Jak się mam do tego zabrać. I czy w ogóle można w realu polować na wampiry. To przecież takie dziwne. Jak mnie ktoś zobaczy z mieczem twierdzącego, że szukam jakiejś wampirzycy to mnie zamkną w wariatkowie. Zdecydowanie muszę pomyśleć jak ukryć miecz. Ech, kto mnie zresztą w nocy zobaczy. Inna sprawa, gdzie tej wampirzycy szukać. Trzeba spenetrować dzielnice o złej sławie. Tak muszę zrobić. Dalej do dzieła.
Do wieczora był zajęty kompletowaniem ekwipunku łowcy. W sklepie z tanią odzieżą kupił stary poszarpany płaszcz. Znalazł też kapelusz do kompletu. Ucieszył się, że w takim przebraniu nikt go łatwo nie rozpozna. Nie zdawał sobie sprawy, że te zabiegi nie są aż tak bardzo konieczne. W raz ze zniknięciem ostatniego promienia słońca jego włosy stały się srebrzystobiałe i nie był już tym samym człowiekiem, co dawniej. Był łowcą wampirów wyruszającym na polowanie.

***

Jakiś hałas przerwał rozmyślania mężczyzny. Przystanął i rozejrzał się wokoło. Do tej pory poza kilkoma zbirami, których udało mu się ominąć nie ryzykując starcia, jakie trudno by było potem wytłumaczyć policji nie natknął się na nic podejrzanego. Ulicą przebiegł bezpański kot. Z okna mijanego domu dochodziły odgłosy kłótni i omal nie oberwał rzuconym wazonem, który wyleciał przez okno i roztrzaskał w miejscu, gdzie przed chwilą stał. Gdyby nie miecz ukryty pod płaszczem pomyślałby, że padł ofiarą idiotycznego dowcipu. Jednak wszedł w posiadanie niezwykle cennej broni, której nie mógł tak po prostu ktoś zgubić w parku z dedykacją, no i to późniejsze spotkanie, skłoniło go do podjęcia się tego nierealnego przedsięwzięcia.
- Nigdy nie widziałem żywego wampira. Ciekawe jak ktoś, taki wygląda. – zastanawiał się skręcając w następną uliczkę. Spojrzał na zegarek.
- Mam się tak błąkać do rana? – zniecierpliwił się – To wydaje się zupełnie poronionym pomysłem. Aż mi od tego polowania zaschło w gardle. Chwileczkę. Trzy przecznice dalej jest klub „Abyss”. Słyszałem od kogoś o tym posępnym miejscu. Zrobię sobie małą przerwę. A w ogóle taka melina może przyciągać wampiry. Warto tam zajrzeć.
Ruszył ochoczo pokrzepiony myślą o drinku i po niedługim czasie ujrzał budynek z czerwonym neonem. Dostrzegł odjeżdżającego land rovera, który nie miał dla niego większego znaczenia, więc zignorował go. Postąpił jeszcze kilka kroków i przystanął wciągając nerwowo powietrze. Poczuł mrowienie w całym ciele i wzbierające emocje na widok ciemnowłosej kobiety, która wyszła z budynku. Widział ją co prawda z profilu, ale był pewny, że to wampirzyca, której szukał. Osoba ta robiła wrażenie jakby wyszła zaczerpnąć świeżego powietrza. W ogóle nie zwróciła uwagi na obserwującego ją mężczyznę, który dobył miecza i właśnie szykował się do akcji uwalniania świata od zagrożenia. Przybrawszy bojową pozę zakrzyknął on:
- Twoje dni są policzone szatański pomiocie! Ja potężny Łowca Wampirów R, na dźwięk, którego imienia drży każdy nieumarły przybyłem położyć kres twej niegodziwości, dziecię ciemności nękające niewinne istoty! Zapłacisz teraz za swoje grzechy! Gotuj się na śmierć!
Czuł jak wzbiera w nim adrenalina. Wampirzyca obejrzała się, a na jej bladej twarzy odmalowało się wyraźnie osłupienie. Nie drgnęła, gdy mężczyzna ruszył na nią z przygotowanym do śmiertelnego ciosu mieczem. Jednak nie dane mu było wypełnić tej chwalebnej misji. W bojowym transie łowca nie zauważył leżącej na drodze bananowej skórki, której złośliwość jest powszechnie znana. W jednej chwili ziemia uciekła mu spod nóg. Jednak nie padł okryty niesławą u stóp wroga. Jego nadnaturalne talenty łowieckie sprawiły, że wykonał efektowne salto i....... wylądował na czymś, co wierzgało i darło się przeraźliwie, posyłając w powietrze groźnie brzmiące wiązanki w najprzeróżniejszych językach świata. Łowca wyprostował się do pozycji siedzącej i spojrzał na rozpłaszczoną pod nim wampirzycę, która spopielała go spojrzeniem siejąc wyzwiskami.
-Ty *&%$! Złaź ze mnie natychmiast! - darła się w niebogłosy – Bo jak nie to cię tak, zboczeńcu urządzę, że przy tobie Frankenstein będzie Mister Universum!
Na dowód swoich słów próbowała zademonstrować mu możliwości swoich paznokci, ale instynkt łowcy sprawił, że mężczyzna dość sprawnie unieruchomił jej ręce. Wampirzyca szalała ze złości, a on myślał jak ma się z nią rozprawić, bo miecz upadł poza jego zasięgiem. W dodatku babsko miało męską krzepę i czuł, że długo jej nie utrzyma.
- A żeby cię zaraza! – pomstowała dalej wampirzyca – Złaź ze mnie natychmiast i zabierz te łapska! Na pomoooooc!
Drzwi klubu otworzyły się z hukiem i wybiegło trzech uzbrojonych mężczyzn o groźnym wyglądzie.
- G.N.! Już idziemy z odsieczą! Gdzie jesteście mangowe bestie! – wykrzyknął ciemnowłosy przedstawiciel jej gatunku.
- G.N.? – zdziwił się łowca wampirów – Jesteś....... G.N?
Puścił ręce szamoczącej się dziewczynie.
- Tak. I złaź wreszcie ze mnie! – warknęła wampirzyca. Wstała i otrzepała się, gdy tymczasem łowca dopadł swój miecz i patrzył po obecnych podejrzliwie trzymając go w pogotowiu.
- Hej, R! To ty? – zapytał jasnowłosy dryblas – Co ty wyrabiasz z tym mieczem? No chyba nie polujesz na wampiry?
Uśmiechnął się kpiąco. Zagadnięty spojrzał na niego, a potem na pozostałych.
- G? Chłopaki, to wy wszyscy tutaj? Cóż się tak poprzebieraliście jak na Halloween? Przecież to dopiero za kilka miesięcy! – oznajmił odpowiadając złośliwym uśmieszkiem.
- A ty skąd wytrzasnąłeś ten miecz i czemu napadłeś G.N.? – zapytał R.V. – Wyszła zaczerpnąć świeżego powietrza i nagle wrzask. Myśleliśmy, że ją jakaś armia bizonów napadła.
- Bizony?* #$%^, chłopaki! Wy chyba nie przenieśliście Eksterminacji do realu?! – poderwał się R.
- Yhm. – mruknął S znacząco.
- Rety! Jesteście walnięci! To o tym mówił Chrono! – wykrzyknął R.
- Chrono!? – zapytał G. – Co za Chrono?
- Ee, nie ważne. – R podrapał się zakłopotany w głowę – Idę przepłukać gardło.
- Idziemy z tobą – zdecydował R. V. - Mamy sprawy do wyjaśnienia.
- Też tak sądzę – zgodził się G, a S kiwnął głową. Tylko G.N. patrzyła na R wciąż podejrzliwie. Mężczyzna schował miecz i nie czekając na nich wszedł do środka.

___________________
*Lokalne określenie słowa bishonen na jednym z mangowych forów.

To be continued

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #11 dnia: Grudnia 02, 2004, 07:11:41 pm »
Hehe wygląda to coraz ciekawiej^^..ciekawe o co dokładnie chodziło Chrono z tą "wampirzycą"

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #12 dnia: Grudnia 03, 2004, 09:40:51 am »
Cytuj
ciekawe o co dokładnie chodziło Chrono z tą "wampirzycą"
Jest tu odniesienie do oryginalnej "Eksterminacji" na linku w pierwszym poście. Fabuła mojego powiadania nie wyjaśnia tego dokładnie, ale "eksterminacyjna wampirzyca" zajmuje się w tamtej serii likwidacją mangowych istot. Nieco więcej światła, co do Chrono i innych umieściłam w czwartej części.    

Offline Grisznak

  • Adventurer
  • *
  • Wiadomości: 71
    • Zobacz profil
    • http://
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #13 dnia: Grudnia 11, 2004, 08:23:09 pm »
Powinienem zlozyc hold autorce tegoz dziela, w koncu takiego tribute fika, w ktorym jednoczesnie bym bylo bohaterem jak i adresatem ( w koncu to parodia mojej Eksterminacji ) jeszcze nie było.  

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #14 dnia: Grudnia 12, 2004, 10:31:47 am »
Dzięki za uznanie.
Teraz wszyscy czytelnicy maja przyjemność osobiście poznać jednego z bohaterów tej historii. A tak dla zainteresowanych wrzucam ostatnią istniejącą część mojego fanfika, w którym rozwiewam wszelkie wątpliwości. :P

WSZELKIE PODOBIEŃSTWA OSÓB I ZDARZEŃ SĄ CELOWE I CAŁKOWICIE ZAMIERZONE.

Występują:
Czwórka Eksterminatorów – ich personalia są wszystkim dobrze znane i nie trzeba ich przypominać.
Łowca Wampirów – tajemniczy mężczyzna przedstawiający się tutaj imieniem Ronin.
Młoda artystka, doskonały strzelec – w tej historii używająca imienia Ika.
Kobieta o wielu twarzach, mistrzyni kamuflażu – posługująca się tutaj imieniem Tamaya.

EKSTERMINACJA
Smak Zemsty

Podziemny kompleks mieszczący się gdzieś na terytorium Japonii. Ekipy techników uwijały się przy maszynach i urządzeniach zdradzających niebywale zaawansowaną technologię. Nagle pośrodku hangaru rozbłysnął niebieski portal, z którego wyłonił się czerwony land rover. Świadkowie tego wydarzenia przyjęli to z całkowitym spokojem nie przerywając swojej pracy. Przywykli już do tego widoku, który wielokrotnie był ich udziałem. Drzwi pojazdu otworzyły się i wysiadła z niego młoda dziewczyna o kobaltowych włosach, w jednej ze swoich egzotycznych kreacji. Powiodła wzrokiem wokoło i obejrzała się przez ramię na samochód, z którego wytoczył się żółty Pokemon.
- Jesteś w domu, Pikachu! – zawołała na niego wesoło – Idź poszukaj......
Nagle urwała w połowie zdania, bo jej wzrok pad na maleńkie łapki Pokemona zaciskające się na wielkim gunie. Pogodna twarzyczka stworka nawet nie zdawała sobie sprawy z śmiercionośnej zabawki, którą oglądał z wielkim zainteresowaniem. Przed oczami dziewczyny przesunęły się obrazy tragicznego finału, któremu musiała zapobiec.
- Gdzie to znalazłeś?! – zapytała – To są zabawki dla dużych chłopców. Nie powinieneś tego dotykać. Jeszcze zrobisz sobie albo komuś krzywdę. Mogę to wziąć?
- Pika, pika! – odpowiedział Pokemon zaglądając do lufy trzymanej broni. Na ten widok dziewczyna pobladła.
- Co robisz!? To może być nabite! – wykrzyknęła podbiegając i szybko wyrywając mu pistolet.
- Pika, pika! – powiedział Pokemon patrząc na nią z wyrzutem. Oddychając z ulgą, że zażegnała katastrofę dziewczyna dopiero teraz przyjrzała się trzymanej w ręce broni.
- Co jest? – zdziwiła się i wybuchła nagle niepohamowanym śmiechem.
- Przecież to tylko zabawka! – stwierdziła – Jestem tak przewrażliwiona, że wzięłam plastikowy pistolet za prawdziwy! Ha, ha, ha! Jak mogłam się tak pomylić? Ten model jest zdecydowanie za ciężki dla takiego malucha, aby go utrzymał z łatwością, gdyby był autentyczną bronią.
Spojrzała na duży czarny pistolet z zainteresowaniem. Jej wzrok zwrócił wyryty napis „Eksterminator”.
- Co?! Eksterminator? Skąd ja znam to słowo. – w jej oczach zapaliły się niebezpieczne błyski – O, nie! Co to, to nie! Gdzie też oni tej swojej „Eksterminacji” nie pakują. Poszła fama, że któraś zachodnia wytwórnia chce to zekranizować. Czy to był Walt Disney czy Warner Bross, nie pamiętam. Ale jak się od tego panowie napuszyli. Już zaczęli zalewać rynek gadżetami. Tylko patrzeć jak wyjdą promocyjne majtki z „Eksterminacją”.
- Pika, pika! – Pokemon zaczął okazywać wyraźną irytację. Dziewczyna spojrzała na niego.
- Dobra. – powiedziała - Masz tą swoją giwerę, Mały Eksterminatorze i idź poszukać swojego pana. Ash już pewnie za tobą tęskni.
- Pika, pika! – wykrzyknął stworek radośnie porywając pistolet i znikając w głębi bazy. Dziewczyna spojrzała za nim z westchnieniem.
- Uff! No i znów jestem tutaj. Trzeba będzie iść złożyć raport o mojej mangowej działalności na terenie Polski. Dowództwo już się pewnie niecierpliwi jak mi poszło. – stwierdziła – Te moje ostatnie sprawozdania były takie zdawkowe. Ale co niby mogłam napisać, skoro prawie nic się nie działo. Red Vampire cały czas zawalał mnie robotą i raczył długimi wykładami na temat mojego stylu ubierania, a Grisznak to już kompletnie mnie unikał, po tym niedzielnym incydencie na autostradzie, kiedy zarysowałam mu lakier na jego ukochanym samochodzie. Tak, tamten dzień był zwariowany. I pomyśleć, że Pan G tak się przejął swoim drogim autkiem, że zupełnie zapomniał o wszystkim, co się naprawdę wtedy wydarzyło.
Dziewczyna wróciła myślami do tamtego dnia mimowolnie uśmiechając się.

***
Był niedzielny poranek blisko miesiąc, po tym jak zamieszkała na osiedlu obserwowanego Grisznaka i została asystentką psychiatry – Reda Vampire’a. Mając wsparcie wpływowych ludzi i wyjątkowo dużo szczęścia szybko wniknęła w spokojne życie czwórki Eksterminatorów, którzy nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Szczęśliwym trafem pewna młoda artystka mieszkała samotnie i poszukiwała współlokatorki. Dziewczyny szybko się ze sobą dogadały odkrywając wiele wspólnych upodobań. Dodatkowym plusem było strategiczne położenie mieszkań Iki i Grisznaka naprzeciwko siebie, co umożliwiało doskonałą obserwację mężczyzny. Z pracą u psychiatry też poszło łatwo, bo wiecznie roztargniony Red Vampire nie mógł się obyć bez asystentki, a jego kąśliwe usposobienie odstraszało wszystkie potencjalne kandydatki. Potem przyszła kolej na GoNik, którą tajemnicza nieznajoma wciągnęła niby zupełnie przypadkowo w szał zakupów i babskich plotek. Najtrudniej było z Soundwave’em, który jak na pecha nie wiele miał do zaoferowania, ale i na niego znalazł się sposób. Przypadkiem wpadł na zaaranżowaną herbatkę U GoNik, gdzie został poznany z sympatyczną cudzoziemką proszącą go o wycieczkę po mieście. Dopiero po jakimś czasie dziewczyna poznała Ronina, który później okazał się znanym łowcą wampirów Anzelmem von Knutenburgerem, o czym nie wielu wiedziało. Wpadła na niego sobotniego popołudnia w muzeum japonistyki, gdzie mężczyzna nie mógł oderwać oczu od działu z samurajskim uzbrojeniem. Po interesującej rozmowie doszła do wniosku, że to miły człowiek i być może uszczęśliwiłaby go szansa zostania wspaniałym wojownikiem broniącym mangowych istot w realu. Aby to omówić dziewczyna zabrała następnego dnia dwóch ze swoich pomocników w tej akcji: Kamui’ego i Chrono, na przejażdżkę. To właśnie wtedy miało miejsce pierwsze spotkanie Pana X nazywanego przez przyjaciół Grisznakiem z mangowymi tworami. Jednak incydent ten został częściowo wymazany z pamięci mężczyzny, gdyż groziło to niepowodzeniem dalszej misji jako, że rozpoznał on wśród uczestników zajścia mieszkankę swojej dzielnicy. W efekcie od tamtej pory Grisznak żył w przekonaniu, że był uczestnikiem zwykłej stłuczki z udziałem znanej mu z widzenia dziewczyny i dwójki jej kuzynów, co mając w pamięci patrzyła na nią do tej pory wilkiem. Istnieją jednak osoby, które widzą, co naprawdę wydarzyło się tamtego dnia na autostradzie i wspominają to z uśmiechem.
Tak więc wracając do owego niedzielnego poranku, był on mglisty. Dziewczyna o kobaltowych włosach prowadziła swojego land rovera omawiając plan akcji mający się urzeczywistnić już wkrótce. Przed nimi jechał elegancki czarny wóz należący do Grisznaka o czym trójka wiedziała doskonale.
- Zaraz będzie ubaw. – powiedział Chrono uśmiechając się tajemniczo – Za naszych mangowych braci!
- Co ty tam kombinujesz? – zapytał Kamui.
- Zobaczysz. – odpowiedział krótko zagadnięty niczego nie wyjaśniając.
- Chłopaki, dajcie lepiej spokój. – odezwała się dziewczyna – Dostałam potwierdzenie ze sztabu. Za parę zaczynamy operację: „Nie czyń nikomu, co tobie nie miłe”. Nie spaprajcie sprawy nierozważnym działaniem. Przeciwnicy są wyjątkowo bystrzy. Lepiej być ostrożnym.
W tym momencie dwa samochody znalazły się na pustym odcinku autostrady. Zajęta rozmową z chłopakami dziewczyna nie zauważyła, że samochód przed nią gwałtownie zahamował. Jakimś cudem jej pojazd tak wymanewrował, że nie doszło do poważnej kolizji, ale bez znacznego zarysowania lakieru się nie obeszło. Grisznak wyskoczył z samochodu z rządzą mordu w oczach. Wyglądał tak groźnie, że dziewczyna mimowolnie sprawdziła, czy ma broń w zasięgu ręki.
- Jak ty #$%^ jeździsz! Kobieta za kierownicą! Verdammt! Mój nowiutki samochód! Dopiero go spłaciłem!
- Gdyby pan tak gwałtownie nie hamował bez powodu to nie byłoby sprawy. – odezwał się Chrono wyglądając.
- Ty się dzieciaku nie wtrącaj! Powinieneś sobie grzebień kupić, bo to, co masz na głowie trudno nazwać włosami. – powiedział Grisznak ze złością w głosie – To wszystko wina tego #$%* kota, który wyskoczył mi na drogę! Normalnie zostałaby z niego miazga, ale on był czarny i miał półksiężyc na czole i patrzył na mnie w taki straszny sposób! O tak, jak ten facet na przednim siedzeniu!
Wskazał na Kamui’ego.
- Rety! Ale ty masz ogromne oczy! – zawołał – Ludzie, kim wy do diabła jesteście! Jakimiś zafajdanymi kosmitami, którzy wybrali się na piknik? What’s the hell going on? Nie, nie! To mi się nie podoba!
Jego mina wyrażała zdezorientowanie. Widząc to dziewczyna poniechała ostrożności i postanowiła wysiąść, chociaż jednak wsunęła coś dyskretnie do kieszeni. Starając się zachować dystans od mężczyzny postąpiła kilka kroków w przód i zawołała:
- Luna! Luna! Kici, kici! To ty?
- Miau, miau! – usłyszała w odpowiedzi – Słyszałaś? Ten członek Bractwa Ciemnego Księżyca chciał mnie przejechać! Dostanie mu się za to! Niech tylko przybędą Czarodziejki!
- O kur.....! – zaklął Grisznak ożywiając się wyraźnie – Ten #$%*kot mówi! To ten mangowy kot z „Sailor Moon”! O, nie! O, nie! Czarny mangowy kot przebiegł mi drogę! O w mordę! To najgorsze, co mogło mi się przytrafić! Dlaczego go nie eksterminowałem!? Nie, jeszcze nic straconego! Muszę to zrobić teraz i odwrócić mangowego pecha! Tak, nikt nie powstrzyma Grisznaka! Mwa ha ha ha!
- Jestem kotką! K O T K Ą! – oburzyła się Luna sadowiąc się obok Chrono na tylnim siedzeniu – Kotką, hultaju!
- To nie ma znaczenia! – odpowiedział Grisznak – Wkrótce i tak będziesz dead! Hee hee. Zaraz zginiecie mangowe potwory! Nic was już nie uratuje! Ha, ha, ha!
Mężczyzna wyciągnął z bagażnika swojego samochodu shotguna. Odbezpieczył go stając w rozkroku i śmiejąc się obłąkańczo, jednak nie zdążył wystrzelić.
- Księżycowe Berło! – rozległ się nagle okrzyk gdzieś poza nim. Czaszkę mężczyzny przeszyła eksplozja bólu, po którym pogrążył się w ciemności. Cios, który spadł na niego pozbawił go przytomności. Nad nim stanęła jasnowłosa nastolatka trzymająca w ręce narzędzie, którym zadała ten cios.
- Problem unieszkodliwiony! – oznajmiła uśmiechając się.
- Rety! Chyba mu nic nie zrobiłaś! – zaniepokoiła się dziewczyna o kobaltowych włosach.
- No, co ty mówisz, Tamaya! – oburzyła się Czarodziejka z Księżyca – On jest tylko trochę poturbowany! Rzucić mu jakieś zaklęcie lecznicze i nawet nie będzie pamiętał, co się stało.
- Dobra. – odpowiedziała Tamaya – Zabierz Lunę i schowajcie się, aby was nie widział jak dojdzie do siebie. My się zajmiemy Panem G. Kamui, zabierz jego broń i wrzuć z powrotem do bagażnika. I pomóżcie go wsadzić do samochodu, bo to kawał chłopa. Trzeba utwierdzić go w przekonaniu, że padł ofiarą nieszkodliwego wypadku, po tym jak zdrzemnął się za kierownicą.
- Dobry pomysł. – poparł Kamui – To niebezpieczny typ. Sami widzieliście. Trzeba się z nim liczyć. Następnym razem zabierzemy się za twojego szefa, Tamaya. Tego Reda Vampire’a. Wygląda całkiem apetycznie i podobno mnie nie lubi.
- Ee, ja tam mam ochotę na GoNik. – odpowiedział Chrono – Mój faworyt też ma do niej słabość. Już opracowuję pewne plany, o których wam wspominałem.
- Tak, wiem. – odpowiedziała Tamaya – Przekażę je górze. Nie martwcie się. Na wszystko będzie czas. Ale musimy się trzymać ustalonego planu. Teraz do dzieła. Skończmy to.
Trzy dni później nastąpiły wydarzenia, które doprowadziły do spotkania w klubie „Abyss”.

***

Tamaya wyrwała się z tamtych wspomnień i skupiła na innych kwestiach.
- Ech, ciekawe jak teraz sobie radzi mój pracodawca. – westchnęła – Pewnie nie może się wykopać spod sterty papierów i jest rozdrażniony jak nigdy dotąd. Na wieść o moim pilnym wyjeździe do Japonii w sprawach rodzinnych był tak przejęty, że nawet nie wygłosił swojej dziennej porcji uwag na temat mojego wyglądu. Zresztą ciekawi mnie również, jak GoNik zniosła spotkanie z Łowcą Wampirów i jakie postępy robi Ika w realizacji swojej zemsty. Tak, Ika. – dziewczyna znów zamyśliła się. Przypomniała sobie niezwykle żywiołową i wesołą malarkę, z którą mieszkała w ostatnim czasie. Ika miała szczególny problem, który ostatnio zaprzątał jej głowę. Ten problem nazywał się Grisznak i mieszkał odkąd się przeprowadziła naprzeciwko niej, w sąsiednim bloku. Właściwie może by go nie było, gdyby Ice nie wpadła w ręce osławiona „Eksterminacja”, po której przeczytaniu wrażliwi artyści przemieniają się zwykle w myśliwych owładniętych rządzą dopadnięcia, któregoś z czwórki bohaterów. Tak też było i tutaj. Młoda malarka obrała sobie za cel Grisznaka i od tej pory namiętnie starała się uprzykrzać mu życie. A robiła to nader umiejętnie i tak subtelnie, że mężczyzna nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdyby ów nieszczęśnik wiedział z kim zadziera nigdy nie poświęciłby opowiadania „Eksterminacji” Ulubionym przez Ikę „Slayersom”, ale on nie mógł tego wiedzieć. Gdy Tamaya przybyła do miasta i została współlokatorką artystki ta trwała właśnie w poeksterminacyjnym szoku. Mieszkanie wypełniały malunki Zelgadisa Graywordsa, jednego z bohaterów „Slayers”, a sama malarka wzdychała:
- Och, Zeluś! Mój, Zeluś! Jak mogłeś na to pozwolić, żeby banda oprychów potraktowała cię w taki sposób. Czemu zawiodły twoje zdolności? Czyż nie jesteś potężniejszy od nich wszystkich? Ale nie martw się. Ja, Ika pomszczę cię. Nie odejdziesz w zapomnienie. Twoje wizerunki, które stworzyłam rozpowszechnię wśród ludzi, by straszyły swym widokiem tych okrutników, gdziekolwiek się ruszą. Już umieściłam jeden portret w ulubionym klubie Grisznaka. Ilekroć zbliży się do baru ujrzy twoja twarz patrzącą na niego pełnymi wyrzutu oczami. A ja tam będę by zakosztować słodyczy zemsty! Mwa ha ha!
W istocie nie skończyło się na słowach. Młoda artystka jeszcze tego samego wieczoru udała się do klubu „Abyss”, gdzie podjęła pracę kelnerki. Gdy Tamaya zapytała ją o to któregoś dnia Ika stwierdziła:
- Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Jak mam dokonać zemsty jeśli nie zbliżę się do niego? Żebyś ty widziała jak on się na mnie gapi. Nie wiem czy w tej rudej peruce tak bardzo mu Linę Inverse przypominam, czy ma słabość do płomiennowłosych wampirzyc. Ale to nie ważne, byleby tylko mieć go na oku. Powiem ci coś w sekrecie, ale obiecaj, że nikomu nie zdradzisz. Szczególnie twojemu szefowi, bo on trzyma sztamę z tym patałachem.
- Ależ, Ika. Możesz mi zaufać. – odpowiedziała Tamaya – Mieszkamy już razem od dłuższego czasu. A poza tym nie prowadzę takich zażyłych rozmów z Redem. Wiesz jak on reaguje na dziwne dyskusje? Ja modlę się do wszystkich bogów, aby miał cały dzień wypełniony pacjentami, bo inaczej zabiera się za mnie. Straszny z niego pracoholik. Wiecznie coś musi robić. Już mu naznosiłam hentai, że jak każdy mężczyzna będzie miał zajęcie, ale myślisz, że to pomogło? Przejrzał w rekordowym czasie i znów wrócił moich dziwactw. Ale mniejsza o to, powiedz, co tam kombinujesz, Ika.
- Ja składam pieniądze na karabin snajperski. – oznajmiła malarka.
- CO!? Poważnie? – zdziwiła się Tamaya – Ale po co?
- Ech. No wiesz. Jedno z okien wychodzi na mieszkanie Grisznaka i gdy go tak widzę codziennie to tak sobie myślę. – artystka przerwała i zrobiła tajemnicza minę aż Tamayi ciarki przeszły po plecach..
- Ika, chyba nie chcesz go zastrzelić! – wykrzyknęła.
- No, co ty! Zwariowałaś?! – oburzyła się artystka. A kto mówi o zabijaniu. Ja bym chciała go tak trafić z zadek, żeby długo sobie nie posiedział za tego mojego Zelgadisa.
Uśmiechnęła się.
- No, ale to trochę kosztuje. – westchnęła – Trzeba pomyśleć o funduszach. Póki co dostał ode mnie jeden prezencik. Zemsta jest słodka. Hi, hi, hi.
- Co mu zrobiłaś?! – zapytała Tamaya.
- Ee, nic takiego. – odpowiedziała Ika wymijająco – Zafundowałam mu tylko kilka dni wolnego.
Jak się później okazało Grisznak miał trzydniowe rozwolnienie, którego przyczyny nie mógł zrozumieć. A kilka dni po tym incydencie Ika oznajmiła rozpromieniona:
- O godzino zemsty, twój czas się wkrótce wypełni! Kto „Eksterminacją” wojuje od „Eksterminacji” zginie!
- Co ty mówisz? – zdziwiła się Tamaya – Co znowu zaplanowałaś?
- Cel uświęca środki, więc będę rysować „Eksterminację”. – oznajmiła Ika. – Nie uwierzysz, że znaleźli się ludzie, którzy chcą stworzyć z tego mangę.

***

- Wtedy nie wierzyłam, że ktoś to kupi, ale teraz tak. – westchnęła Tamaya wyrywając się znowu ze wspomnień. Sięgnęła do samochodu i wyciągnęła zostawiona przez któregoś z chłopaków mangę. Na okładce widniał czerwony napis „EKSTERMINACJA” tom 1, a niżej upiorna czwórka rysunek autorstwa Iki. Czas w jakim podsycana rządzą zemsty artystka ukończyła dzieło był imponujący. Jednak Tamaya wiedziała, że nawet przy dobrej sprzedaży Ika nie ma szans prędko uskładać na upragniony karabinek, jeśli nie znajdzie dodatkowych funduszy.
- Może to i lepiej, że tak się sprawy mają. – pomyślała – Ika będzie miała czas ochłonąć. Aż strach bierze, co mogłaby wymyślić teraz. Ostatnio zaczęła czytać dziwna literaturę: „Lukrecja Borgia”, „Rytuały Voodoo”, czy ta „Magija w teorii i praktyce” A Crowley’a. Ona chyba nie myśli o czymś poważnym. Inaczej Grisznak byłby w wielkich tarapatach.
Tamaya rzuciła tomik mangi na tylnie siedzenie samochodu i skierowała się z hangaru na długi korytarz. Na spotkanie wyszedł jej poważny ciemnowłosy mężczyzna w okularach.
- Ohayo gozaimasu, komandorze Ikari! – zwróciła się do niego dziewczyna.
- Ohayo! – odpowiedział mężczyzna – Jak poszły sprawy, Tamaya? Czekam na szczegółowe sprawozdanie z misji.
- W porządku, sir! – odpowiedziała dziewczyna. – Napędziliśmy głównej dwójce stracha. Grisznak był wstrząśnięty spotkaniem nieistniejących według niego istot, Red Vampire cały on zaraz wszczął rozróbę. Strasznie z niego porywczy facet. Zyskaliśmy też nieoczekiwanego sprzymierzeńca, który mimo, że jest człowiekiem z realu, posiada dar czyniący go wspaniałym łowcą wampirów. Nawet imię, które nosi nawiązuje do japońskiej tradycji. Myślę, że Ronin umiejętnie zadba o niesamowite doznania GoNik. Pozostał jeszcze do końca nie rozpracowany Soundwave, ale nim się już zajmujemy.
- Hmm. Interesujące. – zamyślił się Ikari Gendou – Pewnie teraz nie wiedzą, co począć.
- I tu się pan pomylił. – odpowiedziała Tamaya – Pomysłowość Grisznaka i reda Vampire’a nie zna granic. Gdy ich opuszczałam dyskutowali we czwórkę o reaktywacji „Eksterminacji” w realu. To ludzie zdecydowani na wszystko, by postawić na swoim. Uważają, że raz im się udało to zrobią to znowu. Tym razem naprawdę.
- CO!? To oburzające! – wykrzyknął dowódca Nervu – Kiedy Asuka znalazła w Internecie i dała mi do przeczytania tą całą „Eksterminację” to aż się we mnie zagotowało.
- Tak. Pamiętam. – odpowiedziała Tamaya. Przypomniała sobie rozmowę z komandorem sprzed miesiąca, podczas ich jednego z pierwszych spotkań zorganizowanych przez major Misato Katsuragi.

***

- Jak tak można! – wykrzykiwał dowódca Nervu – Za kogo się oni uważają! Pokonać Evangeliona przy pomocy ruskiego 50-letniego złomu! Tym by sobie nie poradzili nawet z twoim Star Destructorem. Na myśl o tym ich T34 dostaję napadu śmiechu! Nie tylko ja. Cały Nerv jak to przeczytali zwijali się ze śmiechu. T34 kontra Evangelion. Ha, ha, ha! To jak walka na pięści Sailor Moon z Godzillą! – Komandor Ikari chyba jeszcze nigdy nie był taki poruszony. – Jakby oni tak naprawdę zobaczyli Evę to by narobili w gacie ze strachu! Nasze wciąż modernizowane bioroboty pokonały niejednego Anioła, a tym typkom nie dałyby rady? No i jeszcze to jak potraktowali w swoim opowiadaniu Shinji’ego jest już kompletnie nie wybaczalne! Fakt, może nie byłem dla nie go najlepszym ojcem, ale żeby mój syn i wspaniały pilot Evy miał skończyć w taki sposób? Z rąk byle kobiety? Nawet nie Anioła? Och, niedoczekanie ich. Dostaną Eksterminację, aż im bokami wyjdzie. Moja w tym głowa! Żałuję, że nie mam czasu rozmówić się z nimi osobiści, ale ufam, że to załatwisz jak należy Tamaya.
- Oczywiście, sir! – odpowiedziała dziewczyna o kobaltowych włosach. – Może pan na mnie polegać.
- Mam jeszcze jedno pytanie. – oznajmił mężczyzna.
- Słucham, komandorze. – odpowiedziała Tamaya.
- To Radio-jak-mu-tam, co pokonali nim rzekomo Evangeliona. Cóż to jest u diabła? Znam wszystkie rodzaje broni, ale o tym nie słyszałem. – stwierdził komandor Ikari.
- Hmm. To raczej niewiele ma z diabłem wspólnego, komandorze. I to nie jest żadna broń. – oznajmiła Tamaya. – Jakby to panu wyjaśnić..... To jest po prostu związane z polską religią.
- Aha. Rozumiem. – stwierdził mężczyzna nieco zadumany. – I oni rzucili tym w Evangeliona, aby go pokonać? Czy ci panowie nie wiedzą, że my wyznajemy shintoizm, a nie chrześcijaństwo? I czy nie wiedzą, że bioroboty są podporządkowane woli pilotów. Godzą w naszą dumę narodową pisząc to. Od tej pory ich personalia zostają odnotowane jako drugie zagrożenie po Aniołach. I niech nie myślą, że mogą się z nas naśmiewać. Rozpoczynamy akcję „Nie czyń nikomu, co tobie nie miłe” i nie będzie to ich „Nową Evangelią”. Wkrótce się przekonają, że nic nie jest takie jak się im wydaje.

***

Rozmyślania Tamayi przerwał głos dowódcy Nervu.
- Muszę wrócić do zajęć. – oznajmił – Oczekuję przesłania pisemnego raportu. A teraz major Katsuragi dotrzyma ci towarzystwa.
- Tak jest, sir! – odpowiedziała Tamaya salutując. Mężczyzna oddalił się szybkim krokiem. Jakiś czas potem Tamaya i Misato prowadziły wesołą rozmowę przy piwie, co jakiś czas wybuchając śmiechem.
- Księżycowe Berło. Ha, ha, ha! To mi się podobało. – śmiała się Misato. – Skuteczny sposób na uzbrojonego napastnika. Ha, ha, ha!
- Wiesz, wciąż myślę o Ice. – wyznała Tamaya. – To ta artystka, z która mieszkałam wciągu tego miesiąca. Bardzo miła dziewczyna pragnąca dorwać Grisznaka.
Misato wysłuchała całej historii i zamyśliła się.
- Hmm. Interesująca osoba. Chciałabym ją poznać. – oznajmiła – Czemu nie sprowadzisz jej tutaj? Myślę, że byłaby mile zaskoczona.
- To nawet dobry pomysł. – zgodziła się Tamaya – Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam. Mogłoby to być dla niej ciekawym przeżyciem. Muszę tam wrócić. Zresztą jestem ciekawa, co słychać u czwórki moich „podopiecznych”. Czy aby dobrze się bawią i nie narozrabiali zbytnio. Kamui, Chrono i inni trzymają nad tym pieczę. Hmm. Trzeba tylko pamiętać o dostrojeniu czasu, do panujących w realu norm. Moja podróż do Japonii i z powrotem nie może trwać zbyt krótko.

***

Był niedzielny poranek, gdy na znanym z obserwacji UFO odcinku autostrady po raz kolejny rozbłysnął niebieski portal, a po chwili pojawił się czerwony land rover. Prowadziła go młoda dziewczyna ubrana stosownie do pory w krótkie spodenki i obcisłą bluzeczkę na ramiączkach, w której wyglądzie największą uwagę przykuwały kobaltowe długie włosy zebrane w koński ogon. Tamaya uznała, że tym razem zachowa ich naturalny kolor, gdyż kto w obecnych czasach poza Grisznakiem i Redem Vampirem uznałby to za dziwaczne, a tych dwóch akurat skora była szokować i to nie raz. Podjechała do dzielnicy, w której jeszcze mieszkała przed trzema dniami, ale nie zatrzymała samochodu pod samym blokiem zamiast tego pozostawiła go na pobliskim strzeżonym parkingu i ruszyła dalej spacerkiem. Po drodze znajdował się mały pub oblegany tłumnie w niedzielne popołudnia przez lokalną społeczność. Teraz było tam spokojnie, jednak gdy przechodziła zauważyła, że na tarasie siedzą dwie znajome osoby i popijają piwo. Postanowiła ich zignorować ciekawa czy ją rozpoznają. Zwolniła krok i zaczęła iść dalej wyostrzając słuch, aby nie uronić słowa z ich rozmowy.
- Widzisz co ta laska ma na głowie, Red? – odezwał się blondyn – Kolejna pacjentka do leczenia.
- Chyba chciałeś powiedzieć do eksterminowania, Grisznak? - odezwał się brunet w ciemnych okularach. – Nie widzisz, że to jakaś mangowa istota?
- A ja bym powiedział, że trochę podobna do twojej asystentki. – zauważył Grisznak.
- Ee, co ty. Ona wyjechała w czwartek do Japonii. – odpowiedział Red Vampire – Miała sprawy rodzinne do załatwienia. Nie mogła jeszcze wrócić. Zresztą co mi tam. Udowodnię ci, że mam rację. Ej ty, niebieskowłosa! Taki upalny dzień. Może skusisz się na piwo z dwoma przystojniakami?- zawołał. Tamaya odwróciła się i podeszła mierząc ich taksującym spojrzeniem.
- Red, jaki ty jesteś skromny! – powiedziała mrużąc figlarnie oczy – Doprawdy jestem zaskoczona twoją nowa postawą. Fundujesz Panu G piwną terapię i zapraszasz do towarzystwa osobę, której wygląd na pewno nie podziała na niego kojąco. Właśnie. Jak na mnie patrzy. Ahem, Panie G przy moich 170cm wzrostu fryzura jest troszeczkę wyżej! Mężczyźni!
W tym momencie Red Vampire ściągnął okulary, aby je przetrzeć. Tamaya spojrzała z zaintrygowaną miną na nadal dobrze widoczne podbite oko, po czym szybkim ruchem przeniosła uwagę na zabandażowaną rękę Grisznaka, którą mężczyzna usiłował ukryć pod blatem stolika. Na twarzy dziewczyny wykwit uśmiech rozbawienia.
- Red, czyżbym poznała ukrytą część osobowości mojego pracodawcy? Czy Dr Jeckyll zamienia się po pracy w Mr. Hyde’a? Z tymi zaczerwienionymi oczami i rozczochranymi włosami mógłbyś grac w horrorze. – stwierdziła – Nie było mnie tylko kilka dni i co widzę. Pobiłeś się ze swoim pacjentem? Wiem, pewnie brakuje ci tych orientalnych herbatek uspokajających, które ci parzyłam. Ale nie martw się, Tamaya przywiozła ci z Japonii cały zapas. Tak, tak. Damy też Panu G, żeby nie był taki nadpobudliwy.
Grisznak nic nie powiedział, co myślał pozostawało wielką zagadką, natomiast słysząc to Red Vampire skrzywił się tak paskudnie, że nawet ludzi o stalowych nerwach przyprawiłby ten widok o dreszcz.
- Jestem spokojny. – powiedział posępnym głosem – Jestem bardzo spokojny. A Grisznak to mój stary znajomy.
- Ach, wiem. Poszło pewnie o dziewczynę. Koleżeńska kłótnia. – mruknęła pod nosem, ale na tyle głośno, że wrażliwe uszy Reda Vampire’a wychwyciły to. Wymienili szybkie spojrzenia z Grisznakiem i wykrzyknął:
- Ta sprawa nie powinna cię interesować!
- Spokojnie! – zaoponowała dziewczyna – Nie miałam nic złego na myśli. Nie trzeba się tego wstydzić, Red. Nikomu nie powiem. Obiecuję.
- Spróbowałabyś. – mruknął Red Vampire groźnie – A tak w ogóle miałaś być w Japonii. – zmienił szybko temat – Co tutaj robisz?
- Właśnie wróciłam. – odpowiedziała Tamaya – Ostatnią wola mojego wujka, aby jego prochy spoczęły w miejscu, z którym łączyły go szczególne sentymenty, więc przyjechałam tego dokonać. Zaraz potem wyjeżdżam znów, aby załatwić inne formalności. Związane z majątkiem zmarłego.
- Aha. – mruknął Red Vampire – Mam nadzieję, że po powrocie zmienisz kolor włosów.
- Oczywiście. – odpowiedziała Tamaya z uśmiechem – Mam świetne szkła kontaktowe. Co powiesz na styl ala wamp. Tego jeszcze nie próbowałam.
- Tylko nie to. – jęknęli chórem obaj mężczyźni.
- Lepiej już zostań przy tej fryzurze. – dodał Red Vampire.
- Och, cieszy mnie, że ci się podoba. – oznajmiła Tamaya – Jaki jesteś ugodowy jak chcesz. Musze już lecieć. Ciao, chłopaki!
- Ciekawa jestem, co się wydarzyło w Klubie „Abyss”. – pomyślała Tamaya odchodząc – Pewnie miał w tym swój udział Ronin. Jak spojrzeli na siebie, gdy zapytałam, czy poszło im o kobietę. Muszę pogadać o tym z Iką. Może coś wie.
Dziewczyna udała się do mieszkania, które wynajmowała z artystką. Ika była w domu i akurat relaksowała się przy dość niecodziennej czynności. Na drzwiach od łazienki wisiał wykonany przez malarkę wizerunek Grisznaka, a ona rzucała do niego strzałkami.
- Cześć, Ika! – powitała ja wchodząc.
- Och, Tamaya?! Już wróciłaś? – zdziwiła się artystka – Trochę się wydarzyło od twojej nieobecności. Zmieniłaś fryzurę! Jak to Red Vampire zobaczy to dostanie apopleksji.
- Ma to już za sobą. – odpowiedziała Tamaya. – Mój pracodawca siedzi z twoim Grisznakiem przed pubem i wyglądają jak tysiąc nieszczęść. Chyba nie ty ich tak urządziłaś.
- Żałuję, ale nie ja. – odpowiedziała Ika. – O niczym nie wiesz? To się stało w klubie „Abyss”, kiedy mnie zastępowałaś. Doszło do rozróby. Właściciel lokalu trafił do szpitala. Nie znam szczegółów.
- Hmm, to ciekawe. Musiało się to zdarzyć po moim wyjęciu. – stwierdziła Tamaya. – Jeszcze rozmawiałam z właścicielem zanim odjechałam. Widzę, że Ronin znalazł swoją wampirzycę. – dodała w myślach.
- Jak tam postępy w twoich planach? – zwróciła się do Iki. Artystka uśmiechnęła się tajemniczo.
- Zaraz ci coś pokażę. – oznajmiła udając się do sypialni. Wróciła z dość dziwną walizeczką i położyła na stole.
- Sama zobacz. – powiedziała. Tamaya mając już pewne przeczucia, co może być w środku otworzyła walizkę. Leżał tam robiący wrażenie karabin snajperski.
- Ika, to jest...... – próbowała dobrać słowa.
- Hackler & Koch PSG-1. – oznajmiła z dumą Ika.
- Ale przecież to kosztuje fortunę! – zdziwiła się Tamaya. – Miałaś tyle pieniędzy?
- Jeszcze brakowało mi całkiem trochę, ale nie uwierzysz! Pewien zagraniczny multimilioner zachwycił się moimi obrazami w galerii i kupił cała kolekcję. – powiedziała Ika rozpromieniona. – Jeszcze mi zostało na strój bojowy. - dodała uśmiechając się. – Zaraz ci coś pokażę.
Znikł w pokoju. Chwile trwało zanim pojawiła się znowu.
- Ika! – wykrzyknęła zaskoczona Tamaya. – To co artystka miała na sobie wykorzystywało wszelkie atuty kobiet w starciu z wrogiem płci odmiennej.
- W tym stroju karabin jest ci absolutnie nie potrzebny. – oznajmiła Tamaya z przekonaniem. – Konstrukcja męskiej psychiki jest niezwykle wrażliwa na tym punkcie. Osobnika taki jest zdolny urządzać rewię z piłą motorową bez mrugnięcia, ale gdyby cię teraz zobaczył to zaraz el kapute! Wybierz się w tym stroju do pubu i możesz być pewna, że Grisznak rigor mortis jak na ciebie spojrzy. Chociaż chyba nie chcemy się rozstawać tak gwałtownie z naszym znajomym z sąsiedztwa, nie uważasz?
- Nie sądzę, żeby w przypadku Grisznaka doszło do czegoś poważniejszego niż wytrzesz oczu. – odpowiedział Ika - W każdym razie może powinnam zrewidować garderobę.
- Ale tego drogiego futra się nie pozbywaj, bo co będzie jak naszych panów wywieje na Syberię, albo Biegun? – zaoponowała Tamaya – Ale dosyć żartów. Chciałabym ci zaproponować kilkudniowy relaks. Co ty na to? Dasz radę się urwać?
- Hmm. No, nie wiem. Tak nagle wyjechać? – zamyśliła się Ika.
- Zabierzesz swój karabin i potrenujesz strzelanie. – zasugerowała Tamaya. Oczy Iki zapłonęły zainteresowaniem.
- Brzmi ciekawie. – zgodziła się Ika. - Muszę tylko powiadomić właściciela klubu, że się chcę urwać na parę dni.
- To nie stanowi problemu. Pojedziemy do szpitala i odwiedzimy go. – zaproponowała Tamaya. – Teraz się spakuj, a ja pójdę po samochód. Ta dwója w pubie ma strasznie wyczulony węch jeśli idzie o broń. Lepiej, żeby cię z tym nie zobaczyli.
- Dobra. – zgodziła się Ika. – Zobaczyć to Grisznak może jak już poczuje moją zemstę.
Tamaya z westchnieniem udała się po samochód. Grisznak i Red Vampire odprowadzili ją wzrokiem nie do rozszyfrowania. Po chwili Ika i Tamaya pakowały się przed blokiem do land rovera.
- Wrzuć broń z tyłu! – powiedziała Tamaya. Artystka podeszła do otwartego bagażnika i gwizdnęła z wrażenia.
- Rety! Komu rąbnęłaś ten samochód! Tu jest cały arsenał! – wykrzyknęła.
- Ech, potem ci wyjaśnię. – odpowiedziała Tamaya. – Powiedzmy, że przezorny zawsze ubezpieczony. Nie mówiłam ci tego, ale Twój Grisznak napadł mnie ubiegłej niedzieli z shotgunem na pustym odcinku autostrady. Co za czasy?
- Poważnie?! – zdziwiła się Ika – Kto by pomyślał.
- On też nigdy by nie pomyślał, że masz karabin snajperski w domu. – odpowiedziała Tamaya – Jedziemy. Powiesz mi, który to szpital.
Dotarcie do właściciela klubu „Abyss” nie zajęło dużo czasu. Stan zdrowia fizycznego po czwartkowym incydencie poprawił mu się na tyle, że przenieśli go na oddział psychiatryczny, ponieważ pacjent wciąż mówił o grasujących po mieście wampirach. Widok dziewczyn bardzo go ucieszył.
- Ika! Tamaya! Jak miło was widzieć! – zawołał – Tamaya, czy ty czasem nie wyjechałaś do Japonii?
- Właśnie wróciłam. – odpowiedziała zagadnięta – Dowiedziałam się od Iki, że miałeś w czwartek wypadek. Co się stało?
- Nikt mi nie wierzy. – poskarżył się mężczyzna będący barmanem, a równocześnie właścicielem klubu. – Nie śmiejcie się, ale padłem ofiarą prawdziwego wampira. Wkrótce będzie pełnia i wtedy...... Boję się!
- Ależ uspokój się. Zapewniam cię, że nic takiego ci nie grozi. – oznajmiła Tamaya. – Powiedz nam lepiej co się stało.
- Kiedy odjechałaś ta wampirzyca wyszła na zewnątrz...... I wtedy rozległ się przeraźliwy krzyk...... No i...... towarzysze wampirzycy zerwali się i pobiegli za nią. No, a potem wrócili w piątkę i wtedy doszło do awantury. – mężczyzna mówił chaotycznie.
- Powoli. Bez pośpiechu. – powiedziała Tamaya. – Wyjaśnij mi to dokładnie. Było ich pięcioro?
- Nie zupełnie. – odpowiedział mężczyzna – Najpierw było ich czworo. Zresztą wiesz, bo przez cały wieczór nie spuszczałaś z nich wzroku. Trzech mężczyzn i kobieta..... znaczy się wampirzyca.
- Dobrze. – stwierdziła Tamaya. – Więc ona wyszła i podniosła krzyk, a potem pozostała trójka wybiegła za nią? I co wtedy?
- Po chwili do klubu wszedł dziwny siwowłosy mężczyzna z mieczem. Podszedł do baru. Położył broń na blacie jak gdyby nic i zamówił drinka. - zaczął wyjaśniać właściciel klubu – I wtedy zbliżył się do niego ten czarny.
Powoli Tamaya odtwarzała w myślach przebieg wydarzeń.
Łowca Wampirów po incydencie z GoNik wszedł do klubu się napić.
- Drinka poproszę! – zwrócił się do barmana, którym akurat w tej chwili był właściciel lokalu. Mężczyzna podał przybyszowi trunek, gdy do kontuaru podszedł Red Vampire.
- Słuchaj #$%^, Ronin. – zwrócił się do Łowcy. – Obszedłeś się niemiło z damą i nie przeprosiłeś. To mi się nie podoba.
Red Vampire podobnie jak cała czwórka wypił dość dużo, więc czuł ochotę do zwady.
- A jaka tama dama. – odpowiedziała Ronin – Gdy ją zobaczyłem wyglądała jak wampirzyca. Otrzymałem zlecenie, więc przystąpiłem do działania. Skąd mogłem wiedzieć, że to GoNik.
Dołączyli pozostali i rozpoczęła się ożywiona dyskusja, która nabierała coraz większego rozmachu. Grisznak próbujący zażegnać kłótnię nie wiedzieć kiedy zranił się mieczem, który chciał zabrać z dala od Ronina. Z kolei Łowca podbił Redowi Vampire’owi oko zupełnie przypadkowo. Barman próbował rozegnać szamotaninę, gdy Ronin znów naskoczył na GoNik, a raczej ona na niego i wtedy to w ferworze walki wampirzyca ugryzła go w szyję zupełnie przypadkowo, bo celowała w kogo innego.
- No i wtedy rozległy się syreny policyjne, co słysząc piątka ulotniła się, a mnie zabrano do szpitala. – ciągnął dalej mężczyzna. – Powiedziałem im o tej wampirzycy, ale nie uwierzyli. Rano przysłali psychiatrę, ale to był jeden z tej bandy. Rozpoznałem go i znów mi nie uwierzyli.
- Jak to jeden z nich? – zapytała Ika zaciekawiona tą dziwną opowieścią, z której nie wiele rozumiała.
- To było tak. – zaczął nową opowieść barman.- Wszedł mężczyzna w ciemnych okularach i zapytał jak się czuję, więc mu powiedziałem prawdę. Wtedy zdjął okulary i zbliżył się do mnie, a jego oczy płonęły czerwienią. Od razu go rozpoznałem jako tego ciemnowłosego, co zaczął kłótnię. Po tym podbitym oku go skojarzyłem. On nachylił się nade mną i pokazując wielkie kły powiedział: „NIE MA ŻADNYCH WAMPIRÓW”. Wtedy ja podniosłem krzyk, bo wiedziałem, że on jest wspólnikiem tej wampirzycy. A wtedy przylecieli pielęgniarze, zrobili mi zastrzyk i powiedzieli, że ten wampir jest znanym psychiatrą w mieście. Wyobrażacie to sobie?
Ika spojrzała na Tamayę dziwnym wzrokiem, na co ta odpowiedziała lekkim skinieniem głowy.
- Będziemy szły. – odezwała się artystka. – Przyszłyśmy zobaczyć jak się czujesz i mam jeszcze jedna sprawę. Przez kilka dni mnie nie będzie.
- W porządku. - odpowiedział mężczyzna.
- Wracaj szybko do zdrowia. – życzyła Ika.
- Lepiej nie wspominaj o dziwnych rzeczach to ten psychiatra przestanie cię nachodzić. – Poradziła Tamaya.
- Będę pamiętał. – obiecał mężczyzna. Na korytarzu Ika zwróciła się do Tamayi:
- O ci w tym wszystkim chodzi? Ten psychiatra to Red Vampire, prawda? Czemu barman opowiada o nim takie niestworzone rzeczy?
- Powiem ci więcej. – odpowiedziała Tamaya – Osobą, która go pogryzła ma być GoNik. Czy z czymś ci się te sprawy kojarzą?
- Boję się o tym myśleć, co mi to przypomina. – powiedziała Ika.
- No to na razie wybierzmy się na miłą przejażdżkę. – zaproponowała Tamaya.
Wkrótce czerwony land rover z dwiema pasażerkami pomknął w kierunku znajomego odcinka autostrady i nawet Ika nie zdążyła spostrzec, co się dzieje gdy wchłonął je błękitny portal. Zareagowała dopiero po chwili.
- Co się stało? Gdzie my jesteśmy? - zapytała wyskakując z samochodu i rozglądając się.
- W Japonii. Ale to nie ten kraj, który znasz. – oznajmiła Tamaya.
- Co? Ale jak to możliwe? – zapytała Ika wciąż się rozglądając wokoło.
- Magiczny portal. – powiedziała Tamaya.- Służy do przemieszczenia się pomiędzy alternatywnymi światami ożywionymi przez ludzką wyobraźnię.
- Nie mówisz tego poważnie! – stwierdziła Ika – Cos takiego nie istnieje. Światy stworzone przez ludzką wyobraźnię? Chcesz powiedzieć, że napiszę sobie opowiadanie i wejdę do niego?
- Coś w tym rodzaju, chociaż to nie działa w szerokim spektrum. – oznajmiła Tamaya – Chodź. Jest tu ktoś, kto chce cię poznać.
- Mnie? – zdziwiła się Ika.
- Tak – odpowiedziała Tamaya uśmiechając się tajemniczo. Ruszyły plątaniną korytarzy.
- A tak w ogóle jakbyś nie wiedziała to jesteśmy w bazie Nervu. Teraz oni zajmują się nie tylko Aniołami, ale i Eksterminatorami. Chyba nie przypadła im do gustu „Nowa Evangelia” autorstwa Grisznaka. – poinformowała Tamaya – Postanowili trochę podręczyć czwórkę w realu, gdzie mają utrudnione pole działania. Jednak martwi ich, że Eksterminatorzy tak szybko się z tym pogodzili. Trzeba pomyśleć nad nowymi strategiami, które dawałyby więcej możliwości. Nawet pojawił się pomysł, aby stworzyć portal do świata „Eksterminacji” i tam rozpocząć naszą prześladowczą działalność.
- Interesujące. – stwierdziła Ika – Mój naturalnie jest ten blondas, który to rozpętał, a ty pewnie nadal chcesz zaopiekować się jednym Wampirem w Czerwieni.
- Najpierw ta jego piłą. Myślę, że najbliższa rzeka będzie dla niej najlepszym miejscem. – oznajmiła Tamaya.
- Z pewnością zaraz by ją wyłowił. – stwierdziła Ika.
- No, nie wiem. Może ma wodowstręt i nie umie pływać. – zasugerowała Tamaya.
- Nie możesz być tego pewna. – oznajmiła Ika – Trzeba by zapytać tego Łowcę Wampirów. On powinien być ekspertem w tych wampirzych kwestiach.
- Właśnie, Ronin. – zamyśliła się Tamaya – Ciekawe co on teraz porabia po tej czwartkowej imprezie. Czy większą ma zabawę w napastowaniu GoNik w realu czy marzy mu się jej bardziej nieumarła forma.
W tym momencie dotarły do celu. Ika zatrzymała się zaskoczona widząc czekającą zakapturzoną postać o niebieskiej twarzy.
- Zelgadis! – wykrzyknęła zaskoczona artystka.
- Tak. Jestem Zelgadis Graywords, a ty jesteś ta wspaniałą artystką z Polski, mniemam. – zauważyła on. – Moja znajoma Lina życzy sobie zamówić u ciebie specjalny portret. Tylko ma być na nim przedstawiona dużo lepiej niż wygląda naprawdę. Hee, hee, hee.
Ika patrzyła na Zelgadisa zauroczona.
- Zostawię was samych. – odezwała się Tamaya. – Oprowadź ją , Zel po okolicy i zadbaj o jej życzenia. Muszę iść napisać raport. Zobaczymy się później. Na razie, Ika.
- Dobra. Na razie, Tamaya. – odpowiedziała Ika odwracając na chwilę wzrok od ulubieńca. Tamaya oddaliła się korytarzem.

THE END  

Offline Yuzuriha

  • Dead Shadow
  • SemiRedaktor
  • *********
  • Wiadomości: 1742
  • Let's go together ... in to the darkness
    • Zobacz profil
    • http://www.deadshadow666.deviantart.com/
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #15 dnia: Grudnia 12, 2004, 02:11:45 pm »
Oh takiego dłuuuuugiego posta chyba w życiu nie czytałam^^Bardzo mi się podobało.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 12, 2004, 02:12:59 pm wysłana przez YUzuriha »

Offline Redvampire

  • Soldier
  • Wiadomości: 11
    • Zobacz profil
    • http://
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #16 dnia: Stycznia 06, 2005, 11:21:22 pm »
A może tu opublikować całą eksterminacje ze wszytkimi częściami ?

Peace is a lie, There is only passion
Through passion, I gain strength
Through strength, I gain power
Through power, I gain vitory
Through victory, My chains are broken
The Force shall free me.

Offline Kazumaru

  • Komercyjny chłopak
  • SuperMod
  • ***********
  • Wiadomości: 3357
  • Forbidden Lover
    • Zobacz profil
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #17 dnia: Stycznia 07, 2005, 12:00:53 am »
Cytuj
A może tu opublikować całą eksterminacje ze wszytkimi częściami ?
Boże całą... "całą"? :o  czyli że to jeszcze nie wszystko? łaaa a ja dopiero przeczytałem pierwszą część opowiadania Tamayi... ehh dosyć tego, od jutra musze zacząć czytać przynajmniej jeden fik dziennie bo jak macie zamiar coś dopisać to nigdy was niedogonie...


If I ever hear you say another women's name in your sleep you'll wake up the next morning with your joystick missing... got it?

Offline Tamaya

  • Wanderer
  • *******
  • Wiadomości: 931
    • Zobacz profil
    • http://www.tamaya.escarp.net
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #18 dnia: Stycznia 07, 2005, 10:45:00 am »
Cytuj
Boże całą... "całą"? :o  czyli że to jeszcze nie wszystko? łaaa a ja dopiero przeczytałem pierwszą część opowiadania Tamayi... ehh dosyć tego, od jutra musze zacząć czytać przynajmniej jeden fik dziennie bo jak macie zamiar coś dopisać to nigdy was niedogonie...
Wobec tego proponuję zainwestować w drukarkę i duuuuużo papieru.  :)
Pod słowem "Eksterminacja" kryje się kilka autorów i fanfików.

- Eksterminacja original (Grisznak & Company) - to ta z linka na początku tematu, lektura na zimowe wieczory :P
- Eksterminacyjny Przypadek Pana X (Tamaya) -  na razie tutaj jak widać, ale nigdy nic nie wiadomo.
- Alternative Eksterminacja (RedVampire) - jedno z dwóch ostatnio publikowanych opowiadań z tego gatunku.
 

Offline Redvampire

  • Soldier
  • Wiadomości: 11
    • Zobacz profil
    • http://
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
« Odpowiedź #19 dnia: Stycznia 07, 2005, 12:51:28 pm »
Jedno z ostanich które nota bene wywołało wielkie larum na mangazynie które doprowadziło do nieczynnosci ich strony przez 2 dni he he he ha ha  

Peace is a lie, There is only passion
Through passion, I gain strength
Through strength, I gain power
Through power, I gain vitory
Through victory, My chains are broken
The Force shall free me.