1
FanFik / Odp: Wojna dusz
« dnia: Sierpnia 05, 2010, 12:41:49 pm »
Po długiej przerwie napisałem part trzeci
Part 3
„Gdzie ja jestem?”- Spytał sam siebie młody chłopak o dość mizernej posturze. Miał krótkie, ciemne, blond włosy. Ubrany był w czarną szatę z długimi rękawami sięgającą do ziemi. Rozejrzał się dookoła, z przerażeniem stwierdził, że znajduje się na jakimś pobojowisku. Wszędzie leżały miecze, halabardy i innego rodzaju broń. Równina była dosłownie usłana trupami, zorientował się, że były to miedzy innymi ludzie, elfy, orki i inne nacje, których nie znał. Sięgnął wzrokiem dalej i zobaczył coś na kształt gór wyłaniających się z linii horyzontu. Kiedy spojrzał w drugą stronę zobaczył mgłę snującą się w jego kierunku. W chwili, gdy mgła pochłonęła go doznał szoku, okazało się, bowiem, że wszystkie trupy zniknęły, a on stał pomiędzy dwoma wielkimi hordami. Po jednej stronie stali ci, których widział wcześniej martwych, po drugiej stronie natomiast stały istoty straszniejsze od najgorszych koszmarów, istoty podobne widywał do tej pory wyłącznie w filmach i grach. Nagle zorientował się, że obie armie ruszyły w jego kierunku….
- Aa..- zerwał się z łóżka cały mokry od potu- To tylko kolejny sen. Naprawdę zaczynam mieć już tego dosyć, no dobra, która to godzina…- zaczął macać za telefonem- dopiero trzecia, kurde i pewnie znowu teraz nie zasnę.
Po tych słowach wstał, zapalił światło i wziął z półki jedną z książek mając nadzieję, że może uda mu się jeszcze zasnąć.
Kiedy obudził się dochodziło już południe. Niewiele myśląc poszedł do łazienki, a następnie ubrał się jak zwykle w czarne dżinsowe spodnie i czarną koszulkę. Po śniadaniu, który okazał się być jednocześnie obiadem, postanowił jak zwykle w soboty pojechać w bliżej nieokreślonym kierunku dla zabicia czasu. Założył swoją czarną kurtkę i adidasy. Okazało się, iż jego roweru nie ma, odruchowo zaczął kląć i powtarzać, że ostatni raz pożyczył rower siostrze. Koniec końców postanowił pójść na piechotę.
Doszedł do skraju lasu, co go zdziwiło wcale nie czuł zmęczenia i wszedł do niego jak zwykle w soboty poćwiczyć. Las był dość stary i z pozoru wydawał się całkowicie zarośnięty krzakami. Chłopak znalazł w jego środku polanę i niewielką jaskinię parę lat temu, w której trzymał przedmioty do ćwiczeń. Były to: dwa miecze własnej roboty, bandaże elastyczne, włócznia, kostur, dziesięciokilowy młot i parę innych drobiazgów. Wchodząc na polanę rozejrzał się, wyglądała jak zwykle porośnięta trawą i jakimś zielskiem jak to w lesie. Po środku rósł stary dąb, na którym widać było liczne ślady po cięciach. Chłopak wszedł do jamy, aby wziąć rzeczy, których potrzebował i zaczął trening. Po dłuższym czasie postanowił zrobić sobie przerwę i usłyszał jak ktoś klaszcze. Obrócił się natychmiast w kierunku, z którego dochodził dźwięk i zobaczył wielkiego okrytego czarnym płaszczem mężczyznę. Był wysoki ok. dwóch metrów, wyraźnie muskularny, za jego plecami było widać rękojeść miecza. Twarzy nie dało się dostrzec, ponieważ była zasłonięta kapturem.
- Brawo, brawo – odezwał się grubym głosem ironicznie – pięknie posługujesz się tym żelastwem.
- Czego tu?! I kim ty do k… nędzy jesteś!? – odpowiedział mu chłopak.
- Spokojnie, Matthew – odpowiedział po chwili namysłu – miałem złapać sobie coś do jedzenia aż tu ni stąd, ni zowąd usłyszałem jak jakiś chłystek wykrzykuje. Więc przyszedłem z ciekawości zobaczyć, kto to.
- Skąd wiesz, kim jestem i kim ty do cholery jesteś żeby się ze mnie naśmiewać. CO!? – Ostatnie słowa wykrzyczał nie kryjąc złości.
- Czego wy, śmiertelni jesteście tacy aroganccy… - powiedział podkreślając wyższość i niechęć – Zaraz nauczę cię pokory!! – Wykrzyczał rzucając się do ataku, w sposób, który wydał się chłopakowi jakoś dziwnie znajomy.
Będąc w biegu mężczyzna wyciągną miecz i zaatakował. Matthew zręcznie zablokował cios, a kiedy jego uderzenie już miało dosięgnąć celu ten dosłownie wyparował. Chłopak z szokowany obrotem sytuacji nie spostrzegł, iż jego przeciwnik znajduje się za nim. Po jednym uderzeniu od tyłu upadł na ziemię zamroczony. Próbując wstać poczuł ostrze na krtani.
- Jesteś żałosny człowieczku – powiedział mężczyzna śmiejąc się
- Ciekawe, co byś mówił przy odwrotnej sytuacji
- Nie tracisz moresu nawet w takiej sytuacji? – Powiedział zdziwiony – Hmm…interesujące.
- Drugi raz nie dałbym się tak podejść. Jesteś żałosny, bo jak twierdzisz na „żałosnego człowieczka” musisz używać sztuczek, aby z nim wygrać.
- Wiesz, normalnie już bym cię zabił – mówił z nutką wyższości w głosie – Lecz dziś mam dobry humor i chyba zrobię wyjątek. Wstawaj!
- To rozumiem, broń się – wykrzyczał Matthew
Zaczęli na nowo walczyć tym razem chłopak nie dał się tak łatwo podejść. Z każdym ciosem Matthew radził sobie coraz lepiej, blokował uderzenia i wyprowadzał płynnie własne ataki. Po długiej i zaciętej walce mężczyzna uderzył tak mocno, że broń chłopaka rozpadła się na kawałki a on poleciał kilka metrów w powietrzu i upadł z jękiem.
„No pięknie – pomyślał Matthew – Tyle czasu robiłem to żelastwo, a na dodatek jeszcze przegrałem. No, po prostu bomba!”
- Koniec przegrałem – powiedział z lekką rezygnacją – Cóż przynajmniej to była ciekawa walka.
- Więc przyznajesz się do klęski – mówił z wyraźną ulgą w głosie – Wiesz, że mogę cię teraz zabić?
- Oczywiście, tylko, po co? I tak mnie pokonałeś, więc nie widzę sensu tego robić.
- Hmm… dziwne mam podobne odczucie. Cóż walczyłeś naprawdę dobrze, a w tych czasach jest to niezwykle rzadkie, więc może masz rację. – Mówił śmiejąc się – Do następnego spotkania Matthew.
Po tych słowach zniknął wprawiając chłopaka w osłupienie. „No interesujący dzień, nie ma to tamto – pomyślał uśmiechając się głupio – Ciekawe jak się zakończy”
Wszedł do jamy, aby zostawić to, co zostało z jego uzbrojenia. Już miał wychodzić, kiedy ziemia pod nim zapadła się ciągnąc go za sobą. Kiedy spadał jedyne, co zobaczył to bezkresną ciemność.
Gdy ocknął się nic nie widział przed sobą jedynie nieprzenikniony mrok, spojrzał w górę i spostrzegł jasną plamę mętnego światła i zrozumiał, że cała jaskinia zapadła się a on spadł jakieś 10 może 15 metrów. Wstępnie sprawdził czy nie ma złamań i może wstać, okazało się, że skręcił kostkę, plecy strasznie bolą i spływa po nich krew, z głową było wszystko porządku nie liczyć kilku guzów, ręce tylko trochę pozdzierane, czyli większych obrażeń brak. Zaczął analizować sytuację, jakiej się znalazł i zastanawiać się jak mógłby się wydostać. Po dłuższym czasie dał za wygraną, w kieszeni miał jedynie zapalniczkę. W tym momencie doznał olśnienia. „Może coś jeszcze spadło w raz ze mną - pomyślał i wyciągnął zapalniczkę – Hmm… z tego, co tu jest to raczej za bardzo nic nie zrobię”. W mdłym świetle zapalniczki zobaczył tylko kilka przedmiotów: połamany kostur, butelkę benzyny, bandaże, cienką linkę i trochę drewna. Po zrobieniu prowizorycznej pochodni postanowił rozejrzeć się trochę po grocie, do której wpadł z nadzieją, iż znajdzie wyjście. Po dłuższym czasie błąkania się po jaskini przypadkiem natrafił na napis:
”Ty, który trafiłeś w to przeklęte miejsce, uciekaj jak najszybciej.”
Zaintrygował go ten napis i postanowił sprawdzić czy są jeszcze inne. Szukał już bardzo długo i stracił rachubę czasu, był głodny, a jedynym, co trzymało go jeszcze na nogach była jego wola. Wreszcie znalazł napis jednak był zapisany jakimiś dziwnymi symbolami wymalowanymi na czerwono. Kiedy przyjrzał się bliżej zrozumiał, iż napis jest zrobiony krwią. Po dłuższych oględzinach każdego symbolu z osobna okazało się, że część symboli jest mu znana, ponieważ to były runy. Kiedy rozszyfrował znaczenie poszczególnych znaków i złączył je w wyrazy zdziwił się, ponieważ rozumiał ten język. Napis brzmiał: ”Tylko istota znająca siebie i swoje możliwości ma moc zdolną zmieniać świat. Istoty przeklęte powrócą by zemsty dokonać i tylko ta moc może ich pokonać. Ten, kto odnajdzie w sobie tę moc i przejdzie próby odzyska wolność i uzyska wiedzę….” Ostatniego wersu nie umiał przeczytać, lecz znaki wydały mu się znajome. Pogrążony w myślach nie zauważył jak zapadł w sen. Podczas snu cały czas słowa wyryte w skale krążyły mu w myślach. We śnie zrozumiał, co znaczą, zagłębił się w siebie nie zdając sobie z tego sprawy.
Kiedy się obudził zorientował się, iż nie ma nawet najmniejszego zadrapania, a wszystkie rany zniknęły bez śladu nawet głód nie dawał mu się we znaki. Zapalił zapalniczkę, niestety płomień był tak słaby, że prawie wcale nie dawał światła. Przypomniał sobie, że kiedyś serfując po internecie natrafił na pewne forum, na którym ludzie pisali, że magia istnieje. Ktoś na tamtym forum opisywał sposób manipulacji ogniem, nie zastanawiając się za wiele postanowił spróbować. W pełnym skupieniu zaczął robić wszystko to, co pamiętał, wyobraził sobie, że płomień przenosi się z zapalniczki nad jego wyciągniętą dłoń.
- Flama – wypowiedział słowo wcale nie zastanawiając się nad jego znaczeniem ani dlaczego je powiedział. Ogień natomiast w tym samym momencie znajdował się już nad jego dłonią i zapłoną mocno dając dużo światła.
- Teraz to już chyba nic mnie nie zdziwi, a już na pewno nie będę twierdził, iż coś jest niemożliwe – powiedział sam do siebie.
Podszedł do napisu i odkrył, że jest w stanie go przeczytać. Ostatni wers brzmiał: ”… Elena ectram nurdiculus nurcis”. Napis rozbłysł światłem, które oślepiało, słychać było pękającą skałę, a kiedy chłopak odzyskał wzrok zobaczył korytarz przed sobą. Nie zastanawiając się zbytnio ruszył wzdłuż niego. Nawet nie wiedział jak bardzo zmieni to jego życie.
Part 3
„Gdzie ja jestem?”- Spytał sam siebie młody chłopak o dość mizernej posturze. Miał krótkie, ciemne, blond włosy. Ubrany był w czarną szatę z długimi rękawami sięgającą do ziemi. Rozejrzał się dookoła, z przerażeniem stwierdził, że znajduje się na jakimś pobojowisku. Wszędzie leżały miecze, halabardy i innego rodzaju broń. Równina była dosłownie usłana trupami, zorientował się, że były to miedzy innymi ludzie, elfy, orki i inne nacje, których nie znał. Sięgnął wzrokiem dalej i zobaczył coś na kształt gór wyłaniających się z linii horyzontu. Kiedy spojrzał w drugą stronę zobaczył mgłę snującą się w jego kierunku. W chwili, gdy mgła pochłonęła go doznał szoku, okazało się, bowiem, że wszystkie trupy zniknęły, a on stał pomiędzy dwoma wielkimi hordami. Po jednej stronie stali ci, których widział wcześniej martwych, po drugiej stronie natomiast stały istoty straszniejsze od najgorszych koszmarów, istoty podobne widywał do tej pory wyłącznie w filmach i grach. Nagle zorientował się, że obie armie ruszyły w jego kierunku….
- Aa..- zerwał się z łóżka cały mokry od potu- To tylko kolejny sen. Naprawdę zaczynam mieć już tego dosyć, no dobra, która to godzina…- zaczął macać za telefonem- dopiero trzecia, kurde i pewnie znowu teraz nie zasnę.
Po tych słowach wstał, zapalił światło i wziął z półki jedną z książek mając nadzieję, że może uda mu się jeszcze zasnąć.
Kiedy obudził się dochodziło już południe. Niewiele myśląc poszedł do łazienki, a następnie ubrał się jak zwykle w czarne dżinsowe spodnie i czarną koszulkę. Po śniadaniu, który okazał się być jednocześnie obiadem, postanowił jak zwykle w soboty pojechać w bliżej nieokreślonym kierunku dla zabicia czasu. Założył swoją czarną kurtkę i adidasy. Okazało się, iż jego roweru nie ma, odruchowo zaczął kląć i powtarzać, że ostatni raz pożyczył rower siostrze. Koniec końców postanowił pójść na piechotę.
Doszedł do skraju lasu, co go zdziwiło wcale nie czuł zmęczenia i wszedł do niego jak zwykle w soboty poćwiczyć. Las był dość stary i z pozoru wydawał się całkowicie zarośnięty krzakami. Chłopak znalazł w jego środku polanę i niewielką jaskinię parę lat temu, w której trzymał przedmioty do ćwiczeń. Były to: dwa miecze własnej roboty, bandaże elastyczne, włócznia, kostur, dziesięciokilowy młot i parę innych drobiazgów. Wchodząc na polanę rozejrzał się, wyglądała jak zwykle porośnięta trawą i jakimś zielskiem jak to w lesie. Po środku rósł stary dąb, na którym widać było liczne ślady po cięciach. Chłopak wszedł do jamy, aby wziąć rzeczy, których potrzebował i zaczął trening. Po dłuższym czasie postanowił zrobić sobie przerwę i usłyszał jak ktoś klaszcze. Obrócił się natychmiast w kierunku, z którego dochodził dźwięk i zobaczył wielkiego okrytego czarnym płaszczem mężczyznę. Był wysoki ok. dwóch metrów, wyraźnie muskularny, za jego plecami było widać rękojeść miecza. Twarzy nie dało się dostrzec, ponieważ była zasłonięta kapturem.
- Brawo, brawo – odezwał się grubym głosem ironicznie – pięknie posługujesz się tym żelastwem.
- Czego tu?! I kim ty do k… nędzy jesteś!? – odpowiedział mu chłopak.
- Spokojnie, Matthew – odpowiedział po chwili namysłu – miałem złapać sobie coś do jedzenia aż tu ni stąd, ni zowąd usłyszałem jak jakiś chłystek wykrzykuje. Więc przyszedłem z ciekawości zobaczyć, kto to.
- Skąd wiesz, kim jestem i kim ty do cholery jesteś żeby się ze mnie naśmiewać. CO!? – Ostatnie słowa wykrzyczał nie kryjąc złości.
- Czego wy, śmiertelni jesteście tacy aroganccy… - powiedział podkreślając wyższość i niechęć – Zaraz nauczę cię pokory!! – Wykrzyczał rzucając się do ataku, w sposób, który wydał się chłopakowi jakoś dziwnie znajomy.
Będąc w biegu mężczyzna wyciągną miecz i zaatakował. Matthew zręcznie zablokował cios, a kiedy jego uderzenie już miało dosięgnąć celu ten dosłownie wyparował. Chłopak z szokowany obrotem sytuacji nie spostrzegł, iż jego przeciwnik znajduje się za nim. Po jednym uderzeniu od tyłu upadł na ziemię zamroczony. Próbując wstać poczuł ostrze na krtani.
- Jesteś żałosny człowieczku – powiedział mężczyzna śmiejąc się
- Ciekawe, co byś mówił przy odwrotnej sytuacji
- Nie tracisz moresu nawet w takiej sytuacji? – Powiedział zdziwiony – Hmm…interesujące.
- Drugi raz nie dałbym się tak podejść. Jesteś żałosny, bo jak twierdzisz na „żałosnego człowieczka” musisz używać sztuczek, aby z nim wygrać.
- Wiesz, normalnie już bym cię zabił – mówił z nutką wyższości w głosie – Lecz dziś mam dobry humor i chyba zrobię wyjątek. Wstawaj!
- To rozumiem, broń się – wykrzyczał Matthew
Zaczęli na nowo walczyć tym razem chłopak nie dał się tak łatwo podejść. Z każdym ciosem Matthew radził sobie coraz lepiej, blokował uderzenia i wyprowadzał płynnie własne ataki. Po długiej i zaciętej walce mężczyzna uderzył tak mocno, że broń chłopaka rozpadła się na kawałki a on poleciał kilka metrów w powietrzu i upadł z jękiem.
„No pięknie – pomyślał Matthew – Tyle czasu robiłem to żelastwo, a na dodatek jeszcze przegrałem. No, po prostu bomba!”
- Koniec przegrałem – powiedział z lekką rezygnacją – Cóż przynajmniej to była ciekawa walka.
- Więc przyznajesz się do klęski – mówił z wyraźną ulgą w głosie – Wiesz, że mogę cię teraz zabić?
- Oczywiście, tylko, po co? I tak mnie pokonałeś, więc nie widzę sensu tego robić.
- Hmm… dziwne mam podobne odczucie. Cóż walczyłeś naprawdę dobrze, a w tych czasach jest to niezwykle rzadkie, więc może masz rację. – Mówił śmiejąc się – Do następnego spotkania Matthew.
Po tych słowach zniknął wprawiając chłopaka w osłupienie. „No interesujący dzień, nie ma to tamto – pomyślał uśmiechając się głupio – Ciekawe jak się zakończy”
Wszedł do jamy, aby zostawić to, co zostało z jego uzbrojenia. Już miał wychodzić, kiedy ziemia pod nim zapadła się ciągnąc go za sobą. Kiedy spadał jedyne, co zobaczył to bezkresną ciemność.
Gdy ocknął się nic nie widział przed sobą jedynie nieprzenikniony mrok, spojrzał w górę i spostrzegł jasną plamę mętnego światła i zrozumiał, że cała jaskinia zapadła się a on spadł jakieś 10 może 15 metrów. Wstępnie sprawdził czy nie ma złamań i może wstać, okazało się, że skręcił kostkę, plecy strasznie bolą i spływa po nich krew, z głową było wszystko porządku nie liczyć kilku guzów, ręce tylko trochę pozdzierane, czyli większych obrażeń brak. Zaczął analizować sytuację, jakiej się znalazł i zastanawiać się jak mógłby się wydostać. Po dłuższym czasie dał za wygraną, w kieszeni miał jedynie zapalniczkę. W tym momencie doznał olśnienia. „Może coś jeszcze spadło w raz ze mną - pomyślał i wyciągnął zapalniczkę – Hmm… z tego, co tu jest to raczej za bardzo nic nie zrobię”. W mdłym świetle zapalniczki zobaczył tylko kilka przedmiotów: połamany kostur, butelkę benzyny, bandaże, cienką linkę i trochę drewna. Po zrobieniu prowizorycznej pochodni postanowił rozejrzeć się trochę po grocie, do której wpadł z nadzieją, iż znajdzie wyjście. Po dłuższym czasie błąkania się po jaskini przypadkiem natrafił na napis:
”Ty, który trafiłeś w to przeklęte miejsce, uciekaj jak najszybciej.”
Zaintrygował go ten napis i postanowił sprawdzić czy są jeszcze inne. Szukał już bardzo długo i stracił rachubę czasu, był głodny, a jedynym, co trzymało go jeszcze na nogach była jego wola. Wreszcie znalazł napis jednak był zapisany jakimiś dziwnymi symbolami wymalowanymi na czerwono. Kiedy przyjrzał się bliżej zrozumiał, iż napis jest zrobiony krwią. Po dłuższych oględzinach każdego symbolu z osobna okazało się, że część symboli jest mu znana, ponieważ to były runy. Kiedy rozszyfrował znaczenie poszczególnych znaków i złączył je w wyrazy zdziwił się, ponieważ rozumiał ten język. Napis brzmiał: ”Tylko istota znająca siebie i swoje możliwości ma moc zdolną zmieniać świat. Istoty przeklęte powrócą by zemsty dokonać i tylko ta moc może ich pokonać. Ten, kto odnajdzie w sobie tę moc i przejdzie próby odzyska wolność i uzyska wiedzę….” Ostatniego wersu nie umiał przeczytać, lecz znaki wydały mu się znajome. Pogrążony w myślach nie zauważył jak zapadł w sen. Podczas snu cały czas słowa wyryte w skale krążyły mu w myślach. We śnie zrozumiał, co znaczą, zagłębił się w siebie nie zdając sobie z tego sprawy.
Kiedy się obudził zorientował się, iż nie ma nawet najmniejszego zadrapania, a wszystkie rany zniknęły bez śladu nawet głód nie dawał mu się we znaki. Zapalił zapalniczkę, niestety płomień był tak słaby, że prawie wcale nie dawał światła. Przypomniał sobie, że kiedyś serfując po internecie natrafił na pewne forum, na którym ludzie pisali, że magia istnieje. Ktoś na tamtym forum opisywał sposób manipulacji ogniem, nie zastanawiając się za wiele postanowił spróbować. W pełnym skupieniu zaczął robić wszystko to, co pamiętał, wyobraził sobie, że płomień przenosi się z zapalniczki nad jego wyciągniętą dłoń.
- Flama – wypowiedział słowo wcale nie zastanawiając się nad jego znaczeniem ani dlaczego je powiedział. Ogień natomiast w tym samym momencie znajdował się już nad jego dłonią i zapłoną mocno dając dużo światła.
- Teraz to już chyba nic mnie nie zdziwi, a już na pewno nie będę twierdził, iż coś jest niemożliwe – powiedział sam do siebie.
Podszedł do napisu i odkrył, że jest w stanie go przeczytać. Ostatni wers brzmiał: ”… Elena ectram nurdiculus nurcis”. Napis rozbłysł światłem, które oślepiało, słychać było pękającą skałę, a kiedy chłopak odzyskał wzrok zobaczył korytarz przed sobą. Nie zastanawiając się zbytnio ruszył wzdłuż niego. Nawet nie wiedział jak bardzo zmieni to jego życie.