khem khem... Powodzenia
Rozdział IV
Ichrin przebywał już w więzieniu dwa tygodnie. Codziennie rano, zaraz po śniadaniu, został przeniesiony do laboratorium, w którym profesor robił na nim badania i eksperymenty. Zawsze budził się po badaniach w celi, gdzie czekał już na jego przebudzenie Kaname. Posiłki zawsze były okropne, choć urozmaicone. Jednego dnia była jakaś lepka ciecz, która wszyscy nazywali „kleikiem”, z jakimiś ledwo jadalnymi warzywami, a następnego dnia były ledwo jadalne warzywa z kleikiem. Ichrin strasznie schudł, a jego ciało zaczynało się dziwnie zachowywać. Jego prawa ręka co jakiś czas świeciła, jego zazwyczaj jasne włosy stawały się ciemne, a plecy co jakiś czas przeszywał ból tak okropny, że chłopak ledwo mógł ustać na nogach. Tęczówki jego oczu stopniowo zmieniały kolor na czarny.
Piętnastego dnia, na „badaniach” coś się w końcu wydarzyło. Kiedy profesorek wyszedł z pomieszczenia na piętnastominutową przerwę, Ichrina na chwilę zmorzył sen, a gdy się obudził był na zewnątrz kapsuły, wszędzie wokół niego leżały odłamki szkła i rozlany był płyn, który wypełniał kapsułę.
- O ja pierdole… Moja głowa…
Ichrin wstał trzymając się za głowę. I, gdy ból głowy odrobinę ustał rozejrzał się dokładniej po pomieszczeniu i omal znowu nie upadł na podłogę. Wokół niego wszędzie leżały zmasakrowane ciała strażników. Na każdej ścianie były plamy krwi, ta krew była również na rękach chłopaka.
- Co do cholery…? – pomyślał chłopak. Nie miał niestety czasu na zastanowienie, bo do laboratorium wpadli w dzikim pędzie dwaj żołnierze.
- Co tu się…?- zapytał przerażony żołnierz. Po kilku sekundach jednak ocknął się.
- Ty! - krzyknął jeden z nich. Ichrin dobrze wiedział, że nie ma sensu próbować im to wytłumaczyć. Z resztą i tak nie dali mu czasu na wypowiedzenie choćby jednego słowa, bo zaczęli strzelać. Od tego momentu sprawy potoczyły się bardzo szybko. Ciało chłopaka samo odskoczyło w ostatnim momencie, tak daleko, że zdołał się ukryć za przewróconym biurkiem. Gdy tylko żołnierze przeładowywali, Ichrin wyskoczył zza osłony i jednym ogromnym susem doskoczył do przeciwników. Jego prawa ręka zaświeciła niebieską poświatą i złapała jednego z żołnierzy za gardło. Siła uścisku była tak wielka, że przeciwnik od razu umarł. Gdy tylko ciało zaczęło bezwładnie zwisać, ręka puściła truchło.
Mmm… Wspaniale. – w głowie chłopaka słyszalny był taki sam szept jak ten w jego koszmarze w nocy po ataku na arenie.
Pamiętasz mnie? To ja Sigma.
Nie wiadomo kiedy ciało drugiego żołnierza uderzyło o ścianę z taką mocą, że zrobiło ogromne wgniecenie. Ichrin poczuł dziwne świerzbienie na plecach w okolicach łopatek oraz ból brzucha. W głowie zaczęło mu się kręcić, wszystko stało się ciemne. Chłopak złapał się za głowę i klęknął na podłodze. Dopiero teraz poczuł ból jego całego rannego ciała. Szkło powbijało mu się w stopy, kilka pocisków musnęło jego lewe ramię. Plecy bolały niemiłosiernie a dokoła leżały trupy. Ichrin rzygnął. To pierwszy raz, kiedy naprawdę zabił człowieka i to w dodatku w tak okropny sposób.
Gdy minęły zawroty głowy, i przyzwyczaił się odrobinę do bólu, postanowił się ruszyć. Musiał znaleźć ubranie i się stąd wydostać. Przeszukał wszystkie szafy oraz skrytki i dopiero w ostatniej szafce znalazł swoje rzeczy: bieliznę, ciemne dżinsy, czarną koszulkę, niebieską bluzę z kapturem i skórzaną kurtkę. Zanim się ubrał poszukał bandaży. Na szczęście w przewróconym biurku trochę było i kilka leżało rozrzuconych po sali. Chłopak owinął nimi najgorsze miejsca, żeby przestać krwawić. Obiecał sobie, że gdy tylko się stąd wydostanie poszuka czystej wody. Musiał się umyć i jakoś odkazić rany. Gdy już ubierał na siebie koszulkę, usłyszał, że ktoś wchodzi powoli do laboratorium. Szafka była na tyle dobrze ustawiona, że bez problemu się za nią schował i mógł obserwować intruza. Intruzem okazała się dziewczyna, w niebieskim mundurze. Dziewczyna miała długie włosy koloru ciemny-blond, bladą cerę i duże, zielone oczy. W ręku trzymała karabin. Rozglądała się uważnie po Sali czegoś lub kogoś szukając. Gdy spojrzała w kierunku kryjówki Ichrina, chłopak, lekko cofnął się, aby mieć pewność, że dziewczyna go nie widzi. Niestety wypadła mu przy tym jeszcze nie ubrana koszulka. Było pewne, że nie uszło to uwadze dziewczyny.
Może ją zabijemy? No dalej, zgódź się. – powiedział Sigma
Co ty "kurczaczek", masz taką ochotę zabijania każdego kto się napatoczy? – pomyślał Ichrin.
To proste. Nie chce umrzeć. Jeśli ty zginiesz to ja razem z tobą. Dlatego dbam o twoje zdrowie.
Kim ty do cholery jesteś?
Na razie to nie ważne. O patrz! Zbliża się. Zabijamy?
Nie.
Nudziarz.
Wal się.
Dalszą „konwersację” przerwał głos dziewczyny.
- Łapy w górę! – dziewczyna stała naprzeciw Ichrina z podniesionym karabinem. Chłopak wykonał rozkaz. Zauważył, ze dziewczynie odrobinę drżała ręka.
- Kto ty? – zapytała nie spuszczając karabinu.
- …
- Odpowiadaj! Inaczej strzelę, ja nie żartuje!
- Jestem Ichrin… Byłem tu trzymany jako więzień. Obudziłem się jakieś pół godziny temu i nie mam pojęcia co się dzieje.
- Aha. – dziewczyna opuściła broń. – Zbieraj manatki. Wynosimy się stąd.
- Chcesz mi pomóc?
- Taa… Mam misję sprowadzić osobę, na której przeprowadzane są tutaj eksperymenty. Wszystkie dane się zgadzają. A teraz ubieraj się. Nie mamy czasu na gadanie. Zaraz może się tu zbiec cała armia.
Rozdział V
Ichrin i dziewczyna biegli korytarzami bazy. Wszystkie były praktycznie jednakowe, lecz dziewczyna najwidoczniej je rozróżniała w jakiś sposób, ponieważ widać było po niej, że wie gdzie biegnie. Po pewnym czasie dotarli do małego, ciemnego pomieszczenia.
- Tu odpoczniemy. – powiedziała wyciągając pistolet z kabury.
Ichrin upadł ciężko na podłogę.
- Uff… Nie jestem przyzwyczajony do takich biegów… - powiedział oddychając ciężko. Dziewczyna nic na to nie odpowiedziała.
- Jak się nazywasz? – zapytał po chwili milczenia.
-… Teliko.
- Kto ci kazał mnie uratować?
- To na razie nie ważne. Jeśli uda nam się uciec to ich poznasz…
- Aha… Jeszcze jedno.
- …
- Wiesz coś o moich kumplach. Porwano ich razem ze mną i od tego czasu ich nie widziałem.
- W danych o mojej misji nie było o nich żadnych danych.
- Możemy ich poszukać?
- Nie.
- Dlaczego?
- To proste. Po pierwsze: Nie są niezbędni do wykonania mojej misji. Po drugie: To za duże ryzyko. W każdej chwili możemy zostać otoczeni przez wszystkich żołnierzy. Nie mogę aż tak ryzykować.
- Ale… - pomimo zmęczenia Ichrin podskoczył na równe nogi.
- Żadnych „ale”. Słuchaj. W tej chwili dzieją się tutaj okropne rzeczy. Ktoś wypuścił z klatek wszystkie „okazy” badań laboratoryjnych. Poza tym, budynek więzienny jest odcięty od prądu i wszyscy więźniowie pouciekali. Nawet jeżeli gdzieś tam są, lub byli, twoi kumple to i tak szanse na znalezienie ich są bliskie zeru.
Nastała chwila ciężkiego milczenia.
- Dobra. – po dłuższej chwili odezwała się Teliko. – Skoro jesteś w stanie tak długo stać, znaczy się, że już dostatecznie odpocząłeś. Czy przy twoich rzeczach była również twoja broń?
- Nie. Musieli ją skonfiskować.
- Nie dobrze. Trzymaj się blisko mnie i biegnij jak najbardziej pochylony. Został nam do przebiegnięcia kawałek. Powinieneś wytrzymać. Po tym „kawałku” będziemy mogli odpocząć i iść wolniej. Zaraz po wyjściu z bazy moi pracodawcy nas wykryją i wyślą po nas konwój albo coś.
Teliko wstała, wyciągnęła z kabury pistolet, powoli i ostrożnie otworzyła drzwi. Za nimi nie było widać żywej duszy, lecz do uszu Ichrina od razu dotarły krzyki przerażenia i bólu.
Przebiegli razem przez prosty korytarz, lecz na skrzyżowaniu z innym korytarzem ogarnęła ich przerażająca ciemność. Wszystkie światła zgasły jak na komendę z głośnym „pyk!”. Nigdzie nie było okien na zewnątrz, a jedynym źródłem światła była wyciągnięta niewiadomo skąd latarka Teliko. Dziewczyna przyłączyła do broni latarkę i powoli ruszyła w dalszą drogę. Korytarz ciągnął się jeszcze kilka metrów, zanim zaczęła być widoczna ściana.
Teliko oparła się o ścianę i lekko za nią wyjrzała.
- Jakieś cztery metry dalej działają światła. Dziwne… Nie ma tam nikogo żywego, ani ciał. Nic.
- Może tutaj nie było zamieszek?
- Nie możliwe. Tutaj jest za czysto. I światła działają. Coś mi nie pasuje.
Wnet na końcu korytarza pojawił się starszy mężczyzna, w stroju podobnym do uniformu Teliko. Mężczyzna ten, szedł powoli i ostrożnie. Wnet zauważył wychylającą się zza rogu Teliko. Kiwnął lekko na nią głową, aby podeszła.
- Nic się nie bój. To pułkownik. Przyszedł, żeby nas wyprowadzić.
Teliko i Agred podeszli powoli do półkownika.
- Słuchajcie. Za jakieś… 15 minut będzie nalot bombowy. – powiedział po zasalutowaniu półkownik. - Do tego czasu musimy się stąd wydostać. Wyjście jest za rogiem. Jednakże to nie jest takie proste. Na zewnątrz jest kilka oddziałów wroga. Czy ten młody ma jakieś przeszkolenie w używaniu broni palnej?
- Trochę umiem. Głównie z snajperką. Ale umiem też strzelać z pistoletów semi…
- Łap. – i to mówiąc rzucił mu jakiś malutki pistolet z tłumikiem.
-… ale jeszcze nigdy, nie zabiłem człowieka.
- "kurczaczek"… I jak rozumiem, nie dasz rady teraz, tak?
Ichrin przełknął ślinę.
- Nie wiem.
- Teliko. My pójdziemy przodem. Staramy się tak strzelać, żeby Ichrin nie musiał nikogo zabić. Kurde. To tylko dziecko.
Ale wyrozumiały… - w głowie Ichrina rozbrzmiał głos Sigmy.
Zamknij się.
Po zakończeniu rozmowy, wszyscy wyszli przygrabieni z budynku.
Na zewnątrz była już noc. Księżyc świecił słabym blaskiem, pośród chmur, a te zasłaniały blask gwiazd. Na podwórzu stała ciężarówka, za która, Ichrin, Teliko i półkownik, szybko się schowali. Widać było kilku spacerujących żołnierzy z karabinem przewieszonym przez plecy.
- M… Może uda się przejść bez zabijania, co? – zapytał Ichrin.
- Wątpię. Z resztą i tak nie mamy czasu na skradanki. Jeżeli się nie pospieszymy, to zaskoczy nas nalot i papa. – odpowiedziała Teliko.
- Dobra. Rozumiem.
- Na trzy. Raz. Dwa. TRZY! – na „trzy” wybiegli zza ciężarówki, i zanim strażnicy zdołali cokolwiek zauważyć, byli już blisko wyjścia. Strażnicy zaczęli strzelać. Teliko i półkownik nie pozostali im dłużni. Strzelanina trwała tylko kilka sekund. Po tym jak już Ichrin i reszta znalazła się za bramą, półkownik rzucił granat, którego wybuch był na tyle potężny, że zawalił bramę do tego stopnia, że przejście było niemożliwe, a dzięki temu też pościg. Niestety nie mogli jeszcze odpocząć. Musieli biec do miejsca spotkania, gdzie mieli ich podwieźć do bazy.
Rozdział VI
Ichrin podkradł się do stojącego do niego plecami żołnierza i uderzył go wierzchem dłoni, z taką siłą, że ten zemdlał. Za rogiem szedł już kolejny strażnik, najwyraźniej zainteresowany hałasem, gdyż szedł szybko, broń miał wycelowaną przed siebie i był gotów do oddania strzału.
Ichrin wyciągnął z pochwy, przewieszonej na plecach, miecz, i gdy tylko przeciwnik podszedł wystarczająco blisko, wyskoczył zza rogu, tnąc w broń strażnika. Miecz przeszedł przez karabin jak masło, przecinając broń na pół. Chłopak szybkim ruchem przechylił miecz i uderzył w głowę przeciwnika płaską stroną ostrza. Żołnierz padł na ziemię jak rażony prądem. Ichrin już wiedział, że do celu jego misji pozostało już tylko kilka metrów. Pospieszył korytarzem przed siebie, chowając miecz do z powrotem do pochwy.
Gdy doszedł do skrzyżowania dwóch innych korytarzy ktoś dotknął lufą jego pleców.
- Nie ruszać się! – usłyszał za sobą wysoki, znajomy głos. Spojrzał w górę. Niestety sufit był za nisko, żeby przeskoczyć nad przeciwnikiem i uciec. Zauważył też, że z pozostałych korytarzy wyłania się kilku innych żołnierzy.
- KONIEC SYMULACJI. – po całym korytarzu rozniósł się donośny, komputerowy głos.
Przez chwilę było ciemno. Ichrin wiedział, że teraz musi odczekać minutę, zanim jego serce uspokoi się. Z jego głowy zdjęto hełm i po kilku sekundach, wzrok przyzwyczaił się do poziomu światła w pomieszczeniu.
- Przegrałeś. – młoda dziewczyna podeszła do jeszcze odrobinę otumanionego chłopaka.
- Zamknij się, Ayaka. Ja tu jestem początkujący.
- Jesteś tu miesiąc, a tydzień po twoim przybyciu zacząłeś ćwiczyć. To wcale nie tak mało.
- Nie ważne. Idę odpocząć.
- Tak, tak. Jasne. Tylko nie zaśpij na lunch.
- Jasne.
Idąc ciemnym korytarzem do swojego pokoju Ichrin rozmyślał nad tym ile tu już przesiedział i co się wydarzyło przez ten czas.
To już miesiąc, a my niczego nie rozwaliliśmy. ¬– w głowie chłopaka znów rozebrzmiał głos Sigmy. Ichrin już zdążył się do tego przyzwyczaić.
No wiesz… Jeśli chciałbyś coś rozwalać, to powinieneś znaleźć sobie kogoś innego, kto będzie cię musiał znosić w swojej głowie…
Nie, nie, nie. Ty jesteś w sam raz. Jakby cię tylko trochę poduczyć i potrenować to będziesz dla mnie praktycznie idealny.
Co masz przez to na myśli?
Nic ważnego. Ale wiesz… Mógłbyś przestać być takim świętoszkiem. O! Uważaj. Za tobą, idzie ta twoja koleżanka, Ayaka. No, no, no. Czyżby się coś między wami wydarzyło, kiedy ja spałem?
To ty sypiasz?
Rzadko. Ale nawet mnie się zdarza. Staram się spać, wtedy kiedy ty śpisz, bo wtedy jest wyjątkowo nudno.
Dobrze wiedzieć. A dlaczego ostrzegasz mnie przed Ayaką?
Ot tak. Mam dobry pomysł…
Słucham.
Ichrin otworzył drzwi do swojego pokoju, lecz nie zamknął za sobą drzwi. Specjalnie poczekał, aż Ayaka wejdzie do jego pokoju. Tak jak oczekiwał, dziewczyna weszła powoli za nim, a on wykorzystując okazję, że Ayaka go jeszcze nie zauważyła, przyjrzał się dziewczynie.
Ayaka była wysoką, wysportowaną, zielonooką dziewczyną z długimi, sięgającymi pasa, rudymi włosami. Miała śliczną twarz, długie nogi i trochę pieg na policzkach.
Dziewczyna podeszła do łóżka Ichrina, sądząc, że chłopak w nim leży. Ichrin na to zakradł się za nią i rzucił ją i siebie na materac.
- No wiesz… Jak chcesz się ze mną umówić, to wystarczy normalnie zapytać.
- Sorka. Nie mogłem się powstrzymać. – Ichrin uśmiechnął się lekko. Zdziwiło go to, że nie pieką go policzki. Zawsze był nieśmiały, ale teraz jakby Nie wiedział co to wstyd.
- Możesz już ze mnie zejść.
Nie schodź. Przecież tak jest faaaajnie.
Utwierdzasz mnie w przekonaniu, że jesteś zboczony.
No wiesz… Zraniłeś mnie tym. Wolę, żeby mnie nazywano zabawowym.
A może być zabawowy zboczeniec?
Nie czekając na odpowiedź, chłopak zszedł z Ayaki.
- Po co przyszłaś?
- Powiedzieć, że przesunięto dzisiejsze zajęcia. Lunch będzie za godzinę, a zajęć dziś już nie będzie.
- Dlaczego? – zaciekawiony chłopak, usiadł obok dziewczyny na łóżku.
- Podsłuchałam, jak gadali ze sobą dwaj instruktorzy. Podobno, wszystkich na misje wysłano, i do odwołania nie ma żadnych oficjalnych treningów.
Przez głośniki na korytarzu wydobył się głos:
- Do całego personelu i rekrutów. Nasz baza została zaatakowana. Wyznaczeni strażnicy, niech zgłoszą się przed główną bramą. Rekruci mają natychmiast stawić się w skrytkach. To nie są ćwiczenia.
Rozdział VII
- Powinniśmy iść do schronów? – zapytał Ichrin.
- Chyba żartujesz! – krzyknęła dziewczyna z ogniem w oczach. – Mielibyśmy stracić taką okazję? Chyba żartujesz.
- Taa… Okazję, na co? Degradację i wrzucenie do więzienia, na kilka dni, za niesubordynację?
Pomyśl o dobrych stronach - odezwał się Sigma – Są tylko dwie cele, w tym jedna jest już zajęta. Wrzucą was do jednej.
Zbokol.
- Hej. Chłopie, pomyśl trochę. Jeżeli pomożemy naszym, to może dostaniemy awans, albo coś.
- Materialistka. Pełna komercja.
- Zamknij się i chodź! – powiedziała idąc już w kierunku głównej bramy.
Wokół nich, przebiegało mnóstwo ludzi. Zaczynając od zwykłych rekrutów, uciekających do skrytek i schronów, przez żołnierzy biegnących na posterunki i kończąc na ważniejszych osobistościach, idących, lub biegnących, do Sali wojennej, w której mieli układać plan działania. Gdy Ichrin i Ayaka dotarli wreszcie do bramy głównej, zobaczyli, że ustawili się tam, już wszyscy strażnicy. Ponadto byli tam jeszcze niektórzy nauczyciele i stratedzy. Gdy wielka brama, zrobiona z grubego na pół metra metalu, zaczęła się mozolnie otwierać, chłopak i dziewczyna dołączyli do tyłów szeregu. Mieli szczęście. Nikt ich nie zauważył. Wszyscy byli zbyt zajęci słuchaniem strategów, którzy, z powodu sędziwego wieku, nie widzieli już tak dobrze, i także nie zauważyli, że na tyłach jednego z oddziałów pojawiło się dwóch nowych żołnierzy. Ichrin i Ayaka mieli na sobie specjalne ubranie, które używane było do treningów w symulacjach. Było to ubranie, zrobione z grubej, utwardzanej skóry. W symulacji, żeby mieć broń, trzeba ją przynieść ze sobą. Tak samo ubranie. Podobno, dzięki temu, ciało i umysł przyzwyczaja się do prawdziwego ciężaru broni i munduru, co zwiększało umiejętności posługiwania się bronią. Ponadto chłopak miał przy sobie miecz katana z ukrytym Tanto i pistolet. Dziewczyna, miała karabin i metalowe nunchaku.
Gdy, w końcu, brama otworzyła się całkowicie, przeleciało przez nią mnóstwo psio-podobnych kreatur, które rzuciły się na najbliżej stojących żołnierzy. Zaczęła się bitwa. Bestie zabijały ludzi, ludzie zabijali bestie. Co chwila słychać było kolejny krzyk umierającego żołnierza, lub skowyt psa.
Ichrin wyciągnął z pochwy miecz i rzucił się na „psa”, który właśnie zamierzał rozszarpać jednego z żołnierzy. Skowyt. Miecz chłopaka wbił się w łeb potwora. Jak zawsze przy śmierci monstrum, z jego truchła zaczęła wyciekać, razem z krwią, niebieska, fosforyzująca ciecz, która po chwili kontaktu z powietrzem, zaczyna parować. Za plecami Ichrina, rozległ się głośny ryk. Chłopak odwrócił się szybko i zobaczył, że zaledwie metr od niego, szykuje się do skoku jedna z bestii. Wiedział, że nie zdąży się zasłonić. Na szczęście, na pomoc, przyszła mu Ayaka, która walnęła „psa” w kark z taką siłą, że załamały się pod nim łapy i upadł na ziemię z dźwiękiem łamanych kości. Nagle plecy chłopaka przeszył potężny ból. Przeleciał kilka metrów, lądując na brzuchu. Odczekał chwilę, aż udało mu się zapanować nad nieposłusznymi mięśniami, po czym wstał i obejrzał się, macając plecy. Plecy miał przeoranie pazurami, a w dodatku miał wielkiego, siniaka w okolicach bioder. Za nim stała jedna z tych bestii. Jednakże ta stała na dwóch łapach. Jej jadowicie zielone oczy patrzyły na niego ze wściekłością, a z paszczy kapała piana. Był to przerażający widok. Bestia wyglądała na tyle potężną, że Ichrin, postanowił użyć jego „atutowej karty”.
- Nanomaszyny – uwolnienie 70%.
Po tych słowach, które były jak wieczność, chłopak poczuł, jak jego plecy zaczynają się zrastać w miejscach, w których rozszarpała je bestia, a za łopatkami wyrastają skrzydła. Jego oczy stały całkiem czarne, pozbawione białek, czy tęczówki. Nagle, wydłużyły mu się włosy do pasa zmieniając kolor na szarawy. Chłopak wzniósł się nad ziemię, trochę ponad zasięg ataku bestii. Wiedział, że za długo nie wytrzyma.
Nanomaszyny w jego ciele, powstrzymywały coś w rodzaju wirusa w jego kodzie DNA, przed opanowaniem umysłu chłopaka. Im wyższy poziom wyłączenia Nanomaszyn, tym więcej możliwość korzystania z mocy wirusa, niestety po pewnym czasie tracił przytomność ze zmęczenia. Moce i umiejętności wirusa bardzo szybko męczyły organizm. Im większy poziom „wyzwolenia” tym szybciej dopadało Ichrina zmęczenie.
Pod chłopakiem wrzała bitwa. W tłumie, Ichrin, wyłapał Ayakę, walczącą z bestią a także kilku seniorów chłopaka. Pod nim, stojąca pionowo, bestia kłapała szczęką i próbowała doskoczyć do niego. Ichrin mocno złapał rękojeść miecza obiema dłońmi. Niestety sufit był za nisko, żeby można było bezpiecznie manewrować w powietrzu, ale chłopak wstrzymał na chwilę ruch skrzydeł, tak aby zaczął powoli opadać. Kiedy osiągnął odpowiedni pułap, obrócił się głową ku ziemi i odbił się nogami od sufitu. Spadając z dużą prędkością na potwora, Ichrin, pomyślał: Kurde. Chyba nie wyhamuję. Kiedy był już metr od monstrum, chłopak, zamachnął się i odciął mu łeb. Krew i dziwna ciecz wylała się z szyi bestii. Ta ciecz była pomarańczowa. O ile niebieska miała tylko wysoką temperaturę i dotknięcie jej powodowało poparzenie, to tej ciecz, chłopak, nigdy nie widział. Ani na zdjęciach ani na żywo. Jakimś cudem, udało się chłopakowi wylądować na ziemi, lecz cały był zalany dziwnym płynem. Jak na rozkaz, wszystkie bestie zaczęły skowyczeć i uciekać, lub walczyć między sobą. Najwidoczniej, to był ich przywódca. – w głowie chłopaka odezwał się Sigma. Jakoś dziwnie wyraźnie i głośno. Wszyscy żołnierze patrzeli w kierunku Ichrina. Po chwili, zaczęło mu się robić nie dobrze. Zaczął słabo widzieć. Upadając na kolana powiedział:
- Nanomaszyny – blokada… - i upadł twarzą na podłogę umazaną krwią i cieczą. Oddychał ciężko przez kilka minut. Poczuł, że skrzydła zaczynają znikać. Czuł, że wracają mu jego normalne oczy. Zaczął zauważać więcej kolorów. Włosy na nowo stały się ciemne.
Wokół niego zebrała się grupa ludzi. Mówili coś, krzyczeli. Dla Ichrina nie miało to żadnego sensu. Nawet jeśli wyłapał jakieś składne zdanie, to i tak był zbyt słaby, żeby się na nim skupić. Podniesiono go. Jeden z mężczyzn, którego twarzy chłopak nie dostrzegł, przerzucił go przez ramię.
Jakiś czas później, chłopak obudził się w skrzydle szpitalnym.
Super. – pomyślał. Jeśli wylądowałem w szpitalu, to jak tylko zauważą, że się obudziłem, to będą się znęcać. „Dlaczego nie poszedłeś do schronów!” będą krzyczeć. Chłopak westchnął i przetarł twarz, po czym rozejrzał się. Obok niego, po obu stronach, leżeli ranni podczas walki żołnierze. Kilku było nieprzytomnych, a inni leżeli czytając lub oglądając telewizję. Leżał tak chwilę, rozmyślając o tym co się wydarzyło. Po pewnym czasie, do sali, weszła pielęgniarka. Spojrzała po rannych i dostrzegając, że Ichrin już nie śpi podeszła do niego.
- Jak się czujemy? – zapytała wciskając jakiś przycisk przy łóżku chłopaka.
- Dobrze. – skłamał. Tak naprawdę, to był obolały.
- To dobrze. Za chwilę powinien przyjść twój nauczyciel z panną Ayaką. Tak nawiasem mówiąc to on cię tu przytargał.
Ichrin nic nie odpowiedział. Pielęgniarka pokręciła się przy rannych, pogadała z kilkoma i wyszła. Zaraz po niej, do sali, weszli David, nauczyciel i wychowawca Ichrina, a także jeden z naukowców, którzy wszczepili Ichrinowi nanomaszyny i Ayaka.
- Hej. – Ichrin podparł się łokciami, żeby widzieć wchodzących.
- Hej, Ichrin. – Odpowiedzieli naraz goście.
- Niezły pokaz dałeś. – pierwszy odezwał się David, podchodząc do łóżka chłopaka.
- Dzięki.
- Co nie zmienia faktu, że nie wysłuchałeś rozkazu, i powinienem cię ukarać za niesubordynację… Jednakże, dzięki tobie, wygraliśmy bitwę przy minimalnych stratach. Zginęły dwie osoby. Jakbyś nie przybył z Ayaką, bardzo możliwe, że zginęłoby kilka razy więcej.
Ichrin zauważył dumny uśmieszek dziewczyny. Miała kilka plastrów na twarzy i rękę w gipsie, ale poza tym wyglądała na zdrową.
- Czyli nie będzie kary? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Będzie. Jednakże, okoliczności sprawiają, że kara będzie złagodzona. Co powiesz na… zawieszenie? Żadnych misji, treningów, wychodzenia poza teren bazy. Przez tydzień. Nie odpowiadaj, to było pytanie retoryczne.
- Tak jest… - odpowiedział ze skwaszoną miną.
Godzinę później, chłopak był już w swoim pokoju. Postanowił wziąć prysznic. Po kąpieli, ubrał spodnie i spojrzał w lustro. Odskoczył.
Co jest!? – powiedział w myślach.
Jego ciało było przeźroczyste. Zaczął zanikać, aż nagle poczuł ciśnienie w głowie. Ciśnienie zwiększało się, aż zemdlał.
Nie wiedział ile leżał nieprzytomny, lecz gdy się obudził, spostrzegł, że nie jest już w łazience swojego pokoju. Leżał na skraju lasu, przy drodze. Chłopak poszedł chwiejnie w stronę traktu. Niedaleko zauważył miasto. Rozejrzał się. Miejsce, w którym przed chwilą leżał, było wypalonym kołem wśród drzew i traw. Na obrzeżach tego koła, chłopak, zauważył tą samą ciecz, która oblała go podczas walki z bestią.
Interesujące… - w głowie Ichrina rozległ się głos Sigmy.
Chłopak podniósł leżącą w kole koszulę, która najwidoczniej wypadła mu z ręki, gdy zemdlał i poszedł w stronę miasta.
Na pobliskim znaku przeczytał: „Homana”. Stał tak chwilę, zastanawiając się, czy gdzieś już słyszał to nazwę, lecz nic mu ona nie mówiła.
Gdzie ja, do cholery, jestem? – pomyślał.
Rozdział VIII
Fallathan. – Tak powiedział ten dziwny facet ze szpiczastymi uszami.
Ichrin stał naprzeciw gwarnego budynku. Na szyldzie widniał napis: „Gospoda pod Zdechłym Ogrem”.
Bardzo zachęcająca nazwa, nie ma co… - to była pierwsza myśl, która dopadła go, po tym jak usłyszał, że to najlepsze miejsce na wynajęcie pokoju.
Był już późny wieczór. Przez większość dnia, chłopak, zwiedzał Homanę i pracował. W końcu, postanowił odpocząć. Wszedł do karczmy. Siedział tam jakiś dziwny, niski człowieczek, kilka osób ze szpiczastymi uszami, jakiś niski brodacz i kilka innych, trudniejszych do opisania osób. Przy ladzie stał karczmarz. Chłopak podszedł do niego i zapytał o pokój. Po uiszczeniu zapłaty, poszedł na piętro. Na ciemnym korytarzu nie było nikogo. Większość pokoi była zajęta. Z niektórych dobiegało światło. Pokój wynajęty przez chłopaka, był na końcu korytarza, trzecie drzwi po prawej. Izba była prawie całkiem pusta. Stał tam mały stolik ze świeczką, łóżko i okno otwarte na ulicę. Chłopak rzucił się na łóżko. Było dość wygodne, jednak miało dziwny zapach. Ichrin był zbyt skołowany i zmęczony, by wybrzydzać.
Pomyślmy… Z tego co się na razie dowiedziałem, to jestem w jakimś Irimgardzie, w mieście zwanym Homana. Miasto całkiem ładne, nie powiem, ale jak ja tu niby trafiłem? Obudziłem się w jakimś wypalonym kole z tą dziwną substancją, która wypełniała bestie. – Ichrin myślał jeszcze przez czas pewien, aż zmorzył go sen.
Następnego dnia, obudził się zmęczony i obolały. Zszedł na parter karczmy. Była prawie pusta. Kilka osób dopijało piwo, albo kończyło śniadanie. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Chłopak podszedł do karczmarza, wielkiego, trochę otyłego mężczyzny w sile wieku.
- Dzień dobry. – powiedział zaspany. – Ile za śniadanie?
- Dziesięć sztuk złota za trzy pełne posiłki.
Chłopak dał karczmarzowi dziesięć monet, po czym usiadł przy pobliskim stole. Po chwili, mężczyzna przyniósł mu zupę i kilka skibek chleba z serem i szynką. Zupa nie wyglądała zbyt zachęcająco, ale okazało się, że była całkiem dobra. Chleb był świeży, jeszcze ciepły. Po zjedzeniu śniadania, chłopak odstawił naczynia karczmarzowi, podziękował i wyszedł z budynku.
Słońce świeciło wysoko na nieboskłonie, ludzie spieszyli się do pracy, dzieci biegały między nogami dorosłych, żebracy prosili o jałmużnę. Co jakiś czas można było zobaczyć straż miejską patrolującą ulice. Ichrin, nie mając co robić, postanowił popytać o to gdzie się znalazł. Pytał się przechodniów, żebraków, zaraz po daniu jałmużny, straży. Każdy z nich mówił to samo. Fallathan, Irimgard i Homana, to były jedyne słowa w zdaniach, które określały jego położenie. W końcu, zrezygnowany chłopak, oparł się o ścianę jednego z budynków. Na szyldzie napisane było „Szkoła i Biblioteka Homańska”.
No na reszcie. Tutaj będę mógł dowiedzieć się wszystkiego. – pomyślał.
Super. Teraz naprawdę mogę spać. Biblioteki są nudne jak nie wiem co, a szkoła? Katastrofa. Obudź mnie, jak już pochłoniesz całą wiedzę i łeb ci pęknie. – w głowie Ichrina odezwał się głos Sigmy.
Chłopak puścił to mimo uszu. Wszedł do budynku. Tak jak się, chłopak, spodziewał, w bibliotece było niewiele osób. Szkółka była na wyższym piętrze. Przy wszystkich ścianach stały półki z książkami. Ponadto pod ścianą naprzeciw drzwi stał kontuar, za którym był niski, brodaty mężczyzna z niemałym nosem, na którym zawieszone były okulary. Mężczyzna pochylał głowę nad jakąś książką. Cały budynek był ciemny. Mimo, że na każdym stole, których było w bibliotece około pięciu, stało kilka świeczek, to dawały one jednak za mało światła, by można było czytać w każdym miejscu księgarni.
Chłopak podszedł do krępego mężczyzny.
- Dzień dobry. – przywitał się.
Krasnolud podniósł wzrok znad książki.
- Witam. O co chodzi? Szuka, pan, jakieś książki, czy przyszedłeś tylko poczytać?
- Chciałem się dowiedzieć kilku rzeczy.
- Pytaj. Postaram się odpowiedzieć jak najlepiej. – Krasnolud spojrzał na Ichrina taksującym wzrokiem.
- No więc, z tego co wiem, to miasto nazywa się Homana i jest w księstwie Irimgard, tak?
- Dokładnie.
- Co to za ludzie ze szpiczastymi uszami, albo dzieciaki z brodami lub wielkimi nogami?
Krasnolud spojrzał na chłopaka z rozbawieniem.
- Nie jesteś stąd, co?
- No, nie…
- Te ze szpiczastymi uszami to Elfy. My, dzieciaki z brodami, do Krasnoludy a te z wielkimi stopami to Niziołki lub Hobbici. Oprócz tych ras, są jeszcze Wampiry, Wilkołaki, Cheysuli, Asari i dużo innych, których nie chcę mi się wymieniać.
- Aha… - chłopak przez chwilę przyswajał wiedzę. – A wiesz gdzie jest kraj zwany Dorgan? Stamtąd pochodzę i nie wiem jak wrócić.
- Dorgan? Nie. W życiu nie słyszałem. Jest jeszcze, wiele lądów i krain, o których nie wiemy, gdyż nie zostały zbadane. Powiedz mi… Długo podróżowałeś?
- No właśnie, tutaj jest problem. Pewnie mi nie uwierzysz, ale jeszcze wczoraj byłem w swoim pokoju, zemdlałem i obudziłem się na obrzeżach miasta.
- Teleportacja? Nie sądziłem, że to możliwe. Znasz się na magii?
- Nie… - pokręcił głową chłopak.
- No dobrze… - po minie krasnoluda widać było, że nie wierzy.
- Muszę się już zbierać. Dziękuję za odpowiedź na moje pytania.
- Nie ma za co. – krasnolud dalej przyglądał się Ichrinowi. – Wpadaj kiedy chcesz. Coś mi się wydaje, że warto cię mieć na oku.
Ichrin wyszedł z ciemnego budynku. Słońce go oślepiało. Gdy wzrok przywykł do światła, chłopak, ruszył przed siebie.
Było koło południa. Ichrin spacerował ulicami miasta Homana, unikając bocznych uliczek, w których mogli stać rabusie. Chłopak zamierzał pójść do służby cywilnej i popracować, musiał przecież kupić jedzenie, pokój na kilka dni i jakąś broń. Właśnie miał zamiar skręcić, gdy ktoś złapał go za ramię. Chłopak odwrócił się, przez brutalne pociągnięcie. Za nim stało trzech zielonych, wielkich facetów z kłami. Jeden z nich trzymał Ichrina za ramię, dwóch pozostałych wyciągało pałki zza pasów.
- Dawaj złoto! – powiedział ork. – Albo oberwiesz.
Ichrin nie odpowiedział. Od razu kopnął przeciwnika między nogi. Ten zgiął się z bólu, puszczając ramie chłopaka.
- Nanomaszyny – wyzwolenie 50%. – powiedział odskakując. Po chwili skrzydła wyrosły mu zza łopatek. Przechodnie, którzy widzieli całe zajście mruczeli coś o „Asari”.
Ichrin wzniósł się na czarnych jak noc skrzydłach.
Nie mam żadnej broni – pomyślał.
Zleciał z niesamowitą szybkością na najbliższego orka i uderzył go z łokcia w twarz. Ten zatoczył się. Zanim, ork, zdążył się opanować, Ichrin, wyciągnął zza jego pasa nóż, długi jak przedramię chłopaka. Chciał zaatakować, ale nie mógł. Nie potrafił zabić stworzenia rozumnego, tak jak on, czy inny człowiek. Zamiast tego, uderzył przeciwnika z całej siły w tył głowy, płazem broni, którzy wygiął się. Ork padł twarzą na ziemię. Dwaj pozostali zaczęli biec w kierunku chłopaka z pałkami w rękach. Ichrin odrzucił wygięty nóż i wzleciał w górę. W tłumie, który zebrał się podczas oszałamiania pierwszego wroga, przepychali się już strażnicy.
Po kilku minutach, rabusie, zostali schwytani, a Ichrin otrzymywał podziękowania za pomoc w złapaniu rzezimieszków.
- Nanomaszyny – blokada. – powiedział. Nic się nie stało. Powtórzył formułkę i znowu nic. Co prawda, ludzie, już go ignorowali.
Pewnie człowiek ze skrzydłami to u nich codzienność. – pomyślał.
Zaczęło się już ściemniać. Ponownie przeliczył nagrodę za pomoc w aresztowaniu złodziei.
Hehe. Złota starczy na jakiś tydzień. Przynajmniej, teraz, nie muszę martwić się o kasę.
W gospodzie zapłacił za kolejne wynajęcie pokoju. W izbie czekała go niespodzianka. Gdy wchodził już do izby, zobaczył, że przez okno wyskakuje jakiś długi cień. Podbiegł do okna, lecz nikogo nie zauważył. Zrezygnowany usiadł na łóżko, po czym nagle podskoczył. Na łóżku leżał jego miecz. Katana z tanto ukrytym w dolnej części pochwy.
To się staje coraz dziwniejsze. – pomyślał.
Rozdział IX
Kolejny cuchnący dzień. Ichrina obudził okropny zapach, dobiegający zza okna. Chłopak wstał z łóżka, ubrany tylko w spodnie. Za oknem, jakaś baba z okna obok, wyrzucała właśnie nieczystości do rynsztoku. Chłopak odwrócił się z niesmakiem. Wszedł do swojego pokoju. Znalazł koszulkę pod stolikiem. Ubierając się, skrzywił się. Śmierdziała niemiłosiernie. Pewnie, dla tutejszych ludzi, była to codzienność, ale Ichrin przyzwyczajony był, do codziennej zmiany ubrania.
Chłopak, jak zawsze, zszedł na dół, do karczmy. Podszedł do karczmarza, zapłacił za kolejny dzień i po zjedzeniu posiłku, wyszedł do miasta. Tam spotkało go zaskoczenie. Gdy tylko wyszedł z budynku, złapał go niski jegomość.
- Dzień dobry. – powitał Ichrina Niziołek. – Pan Ichrin jak mniemam?
- Hej. – odpowiedział chłopak. – Tak to ja. Ee… O co chodzi?
- Przysłał mnie pan Adlin. Być może pamiętasz, bibliotekarza, z którym wczoraj rozmawiałeś? To właśnie on.
- Mmm… - zamyślił się chłopak. - Tak. Pamiętam go. Był mi bardzo pomocny. Czego chce?
- Pan Adlin prosi, żeby, pan, jak najszybciej przyszedł. Ma coś ważnego do powiedzenia. – wyrecytował szybko Niziołek.
- Dobra. Dzięki. – mówiąc to, Ichrin, wyciągnął z kieszeni spodni sakiewkę ze złotem i dał posłańcowi kilka monet, a ten podziękował i zadowolony odszedł.
Idąc drogą, chłopak ,zauważył, że ludzie dziwnie mu się przyglądają.
Czyżbym śmierdział, aż tak? – pomyślał.
Nie. Najbardziej i tak zawsze śmierdzi wysypisko. Ty jesteś zaraz po nim. – irytujący głos Sigmy odpowiedział.
Ichrin nie miał ochoty mu odpowiadać. Z resztą, i tak wiedział, że, Sigma, doprowadził by go do szewskiej pasji w dwóch odpowiedziach, jeśli nie mniej.
Gdy w końcu doszedł do biblioteki, spojrzał na okno, z szybą i od razu odkrył, dlaczego ludzie zaczęli mu się dziwnie przyglądać. Nie miał już co prawda skrzydeł, ale jego oczy stawały się powoli czarne.
Sigma… Co się dzieje? Nanomaszyny nie działają? – zapytał w myślach.
W pewnym sensie. Gdyby nie działały, to prawdopodobnie, już teraz byłbyś w pełnej postaci. Myślę, że nanomaszyny zaczynają słabnąć.
- Że co? – te słowa wypadły już z ust chłopaka. Przechodnie spojrzeli na niego, jak na pomylonego. Ichrin wszedł szybko do budynku.
W bibliotece, jak zwykle, panował mrok. Jedynymi źródłami światła, w głębi budynku, były świece, postawione na stolikach. Chłopak odczekał chwilę, aż jego oczy przyzwyczaiły się do mroku. Ciągle postępujący atak wirusa, czy czymkolwiek był, pozwolił jego ciału szybciej przyzwyczaić się do mroku.
Gdy tylko był w stanie zobaczyć co się przed nim znajduję, chłopak, ruszył przed siebie, w stronę krasnoluda. Ten już zdążył go zauważyć. Pomachał ręką, przyzywając Ichrina do siebie.
- Coś się stało? – zapytał chłopak, gdy tylko doszedł do lady.
Krasnolud przyjrzał się dokładnie rozmówcy.
- Nie pamiętam, żebyś wczoraj miał te skrzydła. I końcówki oczu… Coś jest z nimi nie tak…
- To w tej chwili nie ważne. No, chyba, że po to mnie tu wezwałeś.
- Nie… Nie po to cię tu wezwałem. – odpowiedział po chwili Adlin. – Tak się składa, że chyba wiem, jak tu trafiłeś. – Krasnolud wyszedł zza kontuaru. Podszedł do najbliższego stolika, zapraszając do siebie Ichrina niecierpliwym machaniem ręką.
- No więc tak. – rzekł krasnolud otwierając niemałą księgę. – Widzisz… To są zebrane zapiski Tenau. Rasie, powstałej u Początków Dziejów. – przerwał na chwilę, szukając odpowiedniej strony. – Nasz świat powstał z Mgławicy – ogromnej ilości energii -, z której powstaje Sferrum. Sferrum natomiast, jak podają zapiski, to „bańka świata”. Myślę, że nasza „bańka” połączyła się z „bańką” twojego świata i przez to się tu znalazłeś. – Adlin odczekał jeszcze moment, aż mina Ichrina stanie się bardziej inteligentna, po czym zapytał – Mógłbyś opowiedzieć mi, jakieś szczegóły miejsca, w którym się znalazłeś po przybyciu do naszego Sferrum? I, jeśli takowe było, to czy coś było powiązane z twoim światem?
Ichrin opowiedział o kole z cieczą, o potworze, który zostawiał ten rodzaj płynu i o jego pobratymcach, o tych coraz częstszych atakach, a jak się rozgadał za bardzo, to opowiedział nawet o jego przyjaciołach z dawnej szkoły i o innych ludziach, których spotkał. Po zakończeniu opowiadania, zapadła na chwilę głucha cisza, przerywana tylko dźwiękiem przesuwanych stron książki gdzieś w głębi biblioteki i oddechami chłopaka i krasnoluda.
- Ciekawe… - przerwał ciszę krasnolud. – To by znaczyło, że ktoś z wielką mocą, wysyła na twój świat, te potwory. Tak nawiasem mówiąc, to te potwory, które ciągle atakowały twoje Sferrum – twój świat – pochodzą z „Ciemnych Sferrum”. „Ciemne Sferrum” to sfery stworzone przez złe Potęgi. Panuje tam chaos, destrukcja i mrok. - krasnolud podrapał się po nosie. – W pewnym Sferrum żyje rasa, zwana Neuwrath. Neuwrath jest rasą taką jak Tenau, ale mają przeciwny charakter.
Nagle, ktoś wbiegł do biblioteki krzycząc „Ratujcie się, potwory atakują miasto!”.
Zaraz za nim, do budynku, wbiegła bestia, która długim susem, dorwała wrzeszczącego człowieka, i zanim Ichrin bądź Adlin zdążyli zareagować, rozszarpała go na strzępy.
Pierwszy zareagował krasnolud. Rzucił się w kierunku kontuaru, zza którego wyciągnął nabitą już kuszę. Ichrin wyciągnął z pochwy swoją ulubioną katanę i pobiegł w kierunku bestii, starając się tak biec, aby nie wejść w między kuszę a stwora. Gdy tylko, potwór, podniósł łeb, znad resztek ofiary, dało się słyszeć świst. Po chwili rozległ się skowyt umierającego zwierzęcia i truchło bestii padło na ziemię obok resztek człowieka. Ichrin tym czasem wybiegł przez drzwi biblioteki. To co ujrzał, przyprawiło go o mdłości. Po całym mieście biegały spragnione krwi bestie. Wszyscy zdolni do walki ludzie, elfy, krasnoludy, orki i inne rasy starały się odeprzeć wroga. Co chwilę słychać było skowyt, jęki i krzyki umierających bestii i wojowników. Chłopak obejrzał się na Adlina, który właśnie skończył przeładowywać kuszę i na plecach miał przewieszony kołczan z bełtami. Kiwnął głową, na znak, że jest gotowy. Po chwili stał już przy chłopaku, z dębową kuszą na ramieniu. Razem wybiegli z budynku. Na zewnątrz już czekało na nich cztery bestie. Zaczęły okrążać budynek. Z ich pysków wyciekała piana. W wściekłych ślepiach malowała się żądza krwi. Po chwili wyczekiwania, wszystkie naraz skoczyły. Ich długie, zakrzywione pazury były ostre jak brzytwa. Świst. To Adlin wystrzelił kolejny bełt z kuszy. Jeden z bestii odleciał w tył z bełtem wbitym w pierś i skowytem. W międzyczasie, trzy pozostałe bestie, już lądowały na wojownikach. Na szczęście, nagle, wokół Adlina i Ichrina pojawiło się pole siłowe, które odepchnęło bestie na kilka metrów, gdzie już czekali dwa wilkołaki, które zabiły bestie, cięciami w szyje.
Ichrin spojrzał na maga, który ich uratował. Skinął głową na znak podzięki. Nie miał czasu na wymianę zdań, gdyż zza rogu ulicy wybiegło nagle sporo bestii. Wśród nich, widać było te normalne i te, które chodziły na dwóch łapach.
Wilkołaki, mag-człowiek, krasnolud i Ichrin, każdy z nich, miał dwóch przeciwników na głowę. Z tyłu, za nimi, dalej walczyli pozostali mieszczanie. Chłopak rozwinął swoje czarne skrzydła i spróbował wznieść się nad walczących, lecz ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Zamiast tego, poczuł, jak pada na kolana i łapie się za głowę. Całe ciało zaczęło go boleć, aż zemdlał.
Był w czarnym, bezkresnym miejscu. Znał już to uczucie. Często objawiało się, gdy tracił nad sobą kontrolę, na korzyść wirusa.
- Cześć, Ichrin. – po chwili, ze wszystkich stron otoczyła go blada postać Sigmy.
Sigma był białym odzwierciedleniem Ichrina. Długie, białe włosy, zachodzące na oczy, białe oczy bez tęczówek, skrzydła tego samego koloru.
- Sigma? – Ichrin rozglądał się niespokojnie.
- Dokładnie. Gratuluję Sherlocku. – zaśmiały się wszystkie postacie na raz.
- Mógłbyś mieć formę jednej postaci? Teraz czuję się odrobinę speszony, wiesz? – Ichrin skrzywił się. Sigma, przestał się śmiać, zamiast tego jedna z postaci pstryknęła i przed chłopakiem stał już prawdziwy rozmówca.
- Lepiej? – spytał. Nie czekając na odpowiedź zaczął opowiadać. – Przejąłem twoje ciało. Nanomaszynki puściły. Przez chwilę badałem tą sprawę. Okazuje się, że, maszyny, działały tylko w twoim Sferrum, gdyż pobierały energię z Internetu. Teraz, gdy nie ma Internetu, zaczęły używać własnej energii, ponieważ mają zaprogramowane, żeby nie używać twoich pokładów energii. Za dużo ich, i zaraz byś padł. Nie tak łatwo mnie powstrzymać. – Sigma wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- To TY jesteś tym wirusem? – Ichrin wykrzyknął te słowa. Roznosiły się chwilę po bezkresnym pomieszczeniu. Gdy ucichły, Sigma odpowiedział.
- No jasne. Nie zauważyłeś tego, głąbie? Milczałem, gdy nanomaszyny zaczęły działać na pełnych obrotach. Gdy uwalniałeś jakąś część mnie, byłem w stanie mówić wyraźnie, nie spać. Gdy, maszyny, nie działały na sto procent, mówiłem, lecz nic nie mogłem zrobić. – Podczas całej przemowy, Sigma, ani razu nie mrugnął. Zdawało się, że nawet nie oddycha, tylko wciąż mówi jednym tchem. Ichrina całkowicie zamurowało. Nie wiedział jak na to zareagować.
- Śpij. – powiedział po chwili Sigma, szeptem. – Śpij, i daj mi się trochę pobawić.
Ichrin poczuł ogromną senność. Kolana zgięły się, i chłopak upadł. Nie uderzył o twardą powierzchnię ziemi, jak się spodziewał, lecz wylądował na czymś miękkim. Ostatnią rzeczą, którą zobaczył, to pokój w jego rodzinnym mieszkaniu i poczuł zapach swojego łóżka i psa. Zasnął.