Wszyscy Sephiroth, Sephiroth, Sephiroth, Sephiroth, bleh. Nie to że gośia nie lubię, bo jest wywalony w kosmos i stawiam go na równi, (albo może troszkę niżej) z Vince'm. Ale nijak nie można się z nim utożsamić.
Za co Clo, to co innego. Traktuję go jak część siebie, bo tak jak on rzucam się na rzeczy które mnie przerastają i równie boleśnie dostaję w tyłek. Tak samo jak on wymyślam niestworzone rzeczy i prawie biorę je za rzeczywistość. I tak samo podupadam na duchu i jestem bliska załamania, poddaję się kolei rzeczy.
Tak samo jak on mam w sobie coś, co muszę pielęgnować, żeby nie skończyć na dnie lub u czubków.