Yeah...panowie ćwiczeniowcy byli miiili...ogólnie dzień minął tak:
1. dwie godziny wykładów z historii blablabla [to co jest najnudniejsze przeszło od razu na dzień dobry psując resztę dnia]. Nie było aż tak strasznie jak zwykle i chyba facet zaczyna sie wyrabiać...nawet chciał kazać tłumaczyć Gala Anonima gadającym typkom
2.Łacina-dwie godziny ćwiczeń, które właściwie minęły jak jedna. Ogólnie wszyscy twierdzili,zę było strasznie i beznadziejnie,a mi się na razie podoba :lol:
3. ćwiczenia z historii blablabla-sztuk dwa. Coraz bardziej podoba mi się praktykant, którego łatwo zadręczyć nadmiarem głupich pytań i zagmatwanych tłumaczeń o co nam chodzi...poza tym spytał mnie. Trzeba było na dziś przeczytać 80 stron,a ja nie miałam książki i olałam to. Zagajke pierwsze ,pytanie-"odpowie teraz pan X". "No to na drugie pytanie odpowie pan Y,a pytanie brzmi:blablabla?"..."No a na trzecie....hmmm...kogo tu wybrać...O! W końcu może nauczę się wymawiać to nazwisko <tu znajomi mogą wstawić moje dwu członowe litewskie nazwisko =_=' >". Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć,ale pan popełnił podstawowy błąd przy pytaniu mnie...schylił się i czegoś szukał XD Wszystko ładnie,płynnie przeczytałam mu z karteczki koleżanki [zrobiła sobie streszczenie najważniejszych punktów]...
4. prawo rzymskie-przejwidywane 2 godziny skurczyły się do pół godziny . Pan tylko zapowiedział nam, że co zajęcia mamy kolokwium i pozwolił sobie iść