..dzień był pochmurny i deszczowy gdy Emerald jechał na swoją pierwszą misje, do której zostal przydzielony razem ze swoim najlepszym przyjacielem Martin-em, i dwoma kolegami z Federacji "Ancient".Celem całej drużyny była starożytna świątynia "Remus" polożona daleko w górach "Purs" do ktorej mieli dotrzec dopiero na nastepny dzień rankiem, co oznaczało ze przednimi jeszcze cała noc męczącej jazdy drogą po której procz wilków i innych niemniej przerażających zwierząt nic innego sie nieporusza.Niedaleko drogi która podążali widac było rujny starego kiedys tetniącego życiem miasta, miasta"Remu" gdzie teraz prócz szumu wiatru i kropli padającego deszczu niebylo sluchac nic innego.Pogoda z godziny na godzine robila sie coraz gorsza a jakby tego bylo mało pojazd którym poruszali sie Emerald i jego koledzy uległ awarii, wydawało sie ze nic gorszego niemoze sie już stac ale najgorsze dopiero miało sie wydażyć...
Emerald:
Cholerne miasto przyprawaia mnie o dreszcze a jakby jeszcze tego było malo,musielismy złapac gume w takiej dziuże.
Fang!!Długo zejdzie ci naprawa tego kola??!!
Fang:
Niemusisz sie tak wydzierac,idz sie lepiej przejsc a nieprzeszkadzam mi jezeli chcesz zebym to szybko naprawil.
Emerald:
Niemusisz odrazu sie namnie obrażac pytałem tylko czy długo zejdzie ci naprawa....(ehhh kolejny palant z federacji).
Po wymianie zdan Emerald udał sie do budowli ktora stała nieopodal miejsca w ktorym z niezaleznych odnich przyczyn zatrzymali sie.
Razem z nim poszedł także Martin i Shin.
Shin:
Hehehehe myslicie ze mieli tu kiedys jakies rozrywki prócz rąbania drzewa i polowania na dzikie zwierzęta?? [Powiedzial z usmiechem.]
Martin:
.a co ci do tego,dobrze ze ty masz dobrą rozrywke chodzisz po jakichs ruinach w których bóg jeden wie co działo sie kiedys a na dodatek mamy wspanialą pogode ktora czyni to miejsce jeszcze piekniejszym, to dopiero rozrywka...
Shin:
Nieznasz sie na żartach???Niemusisz brac wszystkiego dosłownie Martin.
Martin:
.
Emerald:
Chlopaki uspokujcie sie chyba cos slysze.......
Shin:
Ja też dochodzi zza drzew, co to moze być??
Emerald:
Chlopaki lepiej wezcie swoją broń do reki bo czuyje ze moze sie przydac.
Martin:
No prosze chlopaki są na pierwszej poważnej misji w swoim życiu i przestraszyli sie smeru w krzakach...[Powiedzial drwiącym głosem]
Shin:
To że ty jestes dowódcą naszej jednostki nieuprawnia Cie do tego żeby ignorowac nawet najmniejsze zagrożenie.
Emerald:
On ma racje Martin musimy sie miec na bacznosci niewiemy co moze nas tu spotkac...
Martin:
(hehehehe zasmiał sie pod nosem) dobrze więc wyciągnijcie bron, i chodzmy sprawdzic co kryje sie za tymi krzakami.
Poruszając sie powoli do przodu szmer nabierał coraz wyrazniejszego odgłosu...Każdy był bardzo ostrozny i niepróbował robic zadnych gwałtownych ruchów:
Emerald poruszał sie bardzo powoli i ostroznie dzierżąc w swych dłoniach ogromny dwureczny miecz którym jako jedyny kadet był w stanie nauczyc sie władac po mistrzowsku,Shin natomiast byl mistrzem we wladaniu styletami i wszelkiej masci nożami, nikt w grupie niemógl dorównac mu zręcznością oraz szybkością,Martin
natomiast trzymał w ręce wielki samurajski miecz i jako jedyny z grupy odrazy bez wachania szybkim krokiem skierował sie w stronę zarosli w których słuszeli szmery.
Po chwili Martin zniknął we mgle...
Shin:
Ten gośc niema za grosz rozumu idzie tam jakby wiedzial co tam jest.
Emerald:
Niemam pojęcia czemy tak sie zachowuje, zawsze sam mówił ze niewolno lekceważyc nawet najmniejszego zagrożenia.Niewiem co w niego wstąpiło??
Po chwili obaj uslyszeli straszliwy i donosny jęk.Bez chwili wachania pobiegli w strone gdzie udał sie Martin.Gdy dobiegli na miejsce zobaczyli niebywały widok.Martin stojąc nieruchomo popatrzył nanich i usmiechnął sie poczym wziął swój miecz i wytarl z resztek krwi o czarny płaszcz.Obaj byli zbyt podnieceni i zbyt przestraszeni aby dojżeć wilka który leżał 2m od Martina przecięty w pół zwierze niezdąrzylo nawet spróbowac sie bronic gdy Martin jednym sprawnym cieciem zadal mu smierć.
Martin:
No i macie swoje przerażające zagrożenie,chyba chciało sobie cos przeghryzć w samotności, naprawde bylo sie czego bać.
Emerald i Shin stali nieruchomo patrząc na wilka i leżącego obok małego zająca.Żaden z nich niezdążył sie odezwać, gdy dobiegł donich głos Fanga który wyruszyl ich szikać.
Fang:
Tu jesteście!! Czy wy do jasnej cholery niemacie co robic??!!Chodzicie po lesie i zabjiacie wilki??Niepoto tu chyba przyjechaliśmy.
Martin:
Masz racje, ale ten wilk mógl nas przecież pogryzć.(powiedział z usmiechem patrząc na dalej stojących bez słowa Emeralda i Shina)
Fang:
A wy dwaj co sie tak przyglądacie?? Jazda do samochodu niemamy czasu na spacerki po lesie!
Wszyscy w drodze powrotnej do samochodu byli bardzo zamyśleni tylko Martin wydawał sie być obojętny wszystkiemu co sie wydarzylo.
Dalsz dropga przebiegała juz bez wiekszysz problemów zaczęło sie nawet lekko przejasniac, chociaz deszcz i mgła nieustaly jeszcze całkiem.
Shin który nieznosil ciszy postanowil rozpocząć jakis temat....
Shin:
Słyszeliscie że poprzednia jednostka która była w światyni "Remus" zdała raport o niezidentyfikowanych stworzeniach które tam widzieli??
Emerald:
Tak słyszałem ale wątpie żeby to byla prawda skąd niby mialy by sie tam wziąc, zresztą w tak pustym miejscu niemogly by dlugo przyżec bez pożywienia.
Shin:
Tak moze masz racje...jednak gdyby to była prawda niechcial bym sie spotkac z takim stworzeniem...
Martin:
Moze oni tez przestraszyli sie Wilka i małego zajączka i bylo tak ciemno ze niemogli rozpoznac zagrożenia hahahahahahahaha!!!
Emerald:
Niemusisz juz przypominac nam o wczesniejszej sytuacji, moze zeczywiscie zbyt pochopnie zaeragowaliśmy ale to nieznaczy że wszyscy muszą popełniać te same błedy.
Martin:
Moze masz racje.....niebede juz do tego wracał, ale sami przyznacie ze to byla smieszna sytuacja.
Shin:
Czy ty zawsze musisz byc taki zarozumialy?! Stało sie i nic nato nieporadzimy że w przeciwieństwie
do ciebie nirktorzy są ostrożni!!!
Martin:
.
Emerald:
Przestańcie wkońcu sie klucić!
Po słowach Emeralda. pojazd ktorym jechali zatrzymał sie gwałtownie w miejscu.
Emerald:
Fang co sie stało??
Fang:
Chłopaki nie uwieżycie.....
Emerald:
Co sie stało??
Fang:
Przed nami stoi własnie komar wielkosci naszego samochodu!!!
Shin:
Fang o czym ty mówisz, za długo siedzisz za kierownicą odpocznji sobie lepiej.
Fang:
Chłopaki ja nieżartuje...to sie donas zbliża!!!
Martin:
(CZy to możliwe??Strażnik?Tutaj???)
Shin:
Co tam bredzisz pod nosem?!
Martin:
Jezeli chcecie przeżyc to teraz wyciągnijcie broń bo napewno sie przyda, mamy nielada zagrożenie, i niejest to kolejny wilk.
Emerald:
.
?(Czemu Martin tak sie zdenerwował??)
Shin:
Słyszysz Emerald pogromca Wilkow mówi że mamy klopoty, niespuij tylko bież broń.
Gdy cała trójka wychodzila z samochodu usłyszala Krzyk Fanga.
Emerald:
Co do........
Martin:
Zostaklismy sami.....pospieszcie sie
Shin:
O czym ty mowisz??
Martin:
Rusz dupe a niepieprz głupot!!
Shin:
.
Gdy wybiegli przed samochód zobaczyli okrony widok wiekie monstrum rozszarpywało Fanga który próbowal bronic sie jeszcze swoim starym pistoletem z ktorym nigdy sie nierozstawał, jednek nierobiło to najmniejszego wrażenia na Besti, ktora cisneła nim o wielki głaz w skutek czego Fang nawet niezdążył jeknąć, smierc była natychmiastowa...Shin żucil sie pierwszy na poczware która stała juz przednimi jednym celnym żutem noża trafif bestie w jedno z oczu, natychmiast bylo widać efekty potwór zaczął miotać swoim wielkim ciałem na wszystki strony niszcząc wszystko w okól Martit takze niepozostal dlużny przeciwnikowi, widząc okazje zucil sie z wielkim impetem na bestje odcinając jej skrzydło które opadając zaczepilo Shina który stal w pobliżu, na skutek czego został przygnieciony, bestiabyła juz dosc osłabiona ale nadal niedawała za wygraną widząc Shina który niemógł sie poruszuc zaczela zdążac w jego kierunku, Emerald widząc to natychmiast zareagował i podbiegł w poblize lezącego kolegi aby odwrócic uwage poczwary, co kosztowało go utrzymanie besti na swoich barkach Emerald bronil sie jak tylko mógł ale bylo widac ze dlugo juz niewytrzyma, Shin widząc to krzyknął na Martina stojącego w skupieniu który nieodezwał sie słowem...Shin wiedział ze musi cos zrob ic bo w przeciwnym wypadku jego kolega zginie pod naporem besti, wykonując gwałtowne ruchy wydostał sie spod skrzydla ktore nanim lezalo i natychmiast zaczął atakować zdąży jeszcze tylko spojżec na stojącego nadal w skupieniu Martina, wiedzial jednak ze niema teraz czasu na rozmowe otym co robi, Emerald został przyparty do skaly skad niebylo juz ucziecki w prawdzie zadal bestij kilka poteżnych udeżen ale ostatkami sil potwór atakowal z wielką wsciekłoscią Emerald wykonał nieostrozny ruch ktory mógl kosztowac go życie, przeskoczył z jednej krawędzi skały na drugą co uratowało, skok tak go wyczerpal ze niemógl juz nawet wstac, jednak po chwili zorientował sie ze niema wsród nich Martina, po krótkiej obserwacji dostrzegl go, ale to co zobaczył nadnim przekroczylo wszelkie jego oczekiwania...Nad Martinem który stał dalej pojawiła sie ogromna ognista kula, ktora nadal rosła, po chwili zastanowienia i zdrętwial zdążył popatrzeć jeszcze na Shina który walczyl ostatkiem sil z bestia miotając w nią nożami....pochwili walka ustała gdyż Martin który caly pojedynek stal poza polem walki wykrzyczal nikomu niezrozumiale słowa co spowodowało natychmiastowy lot wielkiej kuli ognistej w strone potwora który niemial juz drogi ucieczki, w takiej samej sytuacji znalazł sie także Shin który zdążyl jeszcze popatrzec na Emeralda i usmiechnąć sie do niego, poczym kula udeżyła w pole walki i rozniosła na drobne czesci bestie łącznie z Shinem..Emerald poczuł sie tak jakby ziemia miala zaraz rozstąpis sie pod jego nogami jeszcze nigdy nieczul takiej zlosci...Niebo zrobilo sie blekitne mgla opadla w jednym momencie deszcz takze przestał padac Emerald stojąc na skarpie ujrzał przepiękną świątynie starożytnych przed której wejsciem stal..............Martin!!!Emerald z wielkim wysilkiem przeskakując skarpe zbiżył sie do umiechającego sie Martina i zapapytal......
Emerald:
Dlaczego?
!!!!!!!!!!!
Martin:
Niedocenilem Cię Emeraldzie...
Emerald:
Dlaczego to zrobiles i w jaki sposób ta kula, ten potwór twoje zachowanie??? Dlaczego!!!!!!!!!!
Martin:
Niezrozumiesz [powiedział usmiechając sie....Niepojmiesz potegi jaką kruje ta starożytna świątynia czekałem na ta chwile od dawna.
Emerald zbliżyl sie na 7m do Martina.
Emerald:
Niepozwole ci na to...
Martin:
Wiec bedziesz musial mnie zabić.....
Emerald stojąc chwile bez ruchu zycil sie z wielkim mieczem na Martina.
Emerald:
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa Niepozwole!!!!!!!!!
Martin:
Niemożesz mnie pokonać hehehehe....
C.D.N
To koniec mojej historyjki mysle ze tyle powinno wystarczyc na życzenie moge dokonczyc albo cos jeszcze dopisac jezeli to niewytarczy...Przepraszam z gory za błędy ortograficzne:)
7Cloud7
>>Wsztstkie prawa zastrzeżone<< Zresztą kto inny by chciał toi czytać....